PDA

View Full Version : Historia jednego podwórza czyli Elwood, skąd Ty mieszkasz?


El Czariusz
20.04.2025, 08:17
Tymczasem, zacznijmy od środka...

WZh1Cp5kONM

Prolog.
Wigilia 2018.

https://i.ibb.co/0p1hq0F8/IMG-20181221-224308-1-CS.jpg (https://ibb.co/kVzQKL9k)

Z "Bloga ELWOOD`A".
Niewątpliwie chwilami wymiękam, myśli gdzieś błądzą.... Jakieś próby rozliczeń tego wszystkiego, które w konsekwencji potęgują frustrację a do drzwi co rusz puka jakaś laska Depresja. W istocie ta sama jędza, strojąca się jedynie w różne piórka.
Sobie wchodzi i wychodzi. Próbuje wygryźć Pasję Ta druga nie tak atrakcyjna jak pierwsza, mieszka u mnie na stałe. To związek platoniczno-przyjacielski. Po prostu wynajmuję jej pokój. W przeciwieństwie do Depresji starzeje się. Ma kilkoro dzieci, które woła jednym imieniem €Wspomnienia i kilka wnuczek, co zwą się Marzeniami.

To takie wesołe dość towarzystwo, które swoją obecnością urozmaica mój żywot. Wszystko pod kontrolą Strażnika Domowego. Osobiście, to mój Strażnik Domowy za Pasją nie przepada ale dzieci lubi. Toleruje Wspomnienia, lubi zaś Marzenia. Nawet się nimi czasami zajmie. Bawią się wtedy razem beztrosko, aż miło popatrzeć.
Podoba mi się ta konfrontacja Depresji z Pasją. Ta pierwsza wabi urokiem, przynosi browara. Druga nic nie mówi, nie komentuje. W tym momencie pastuje mi buty...

https://i.ibb.co/zhLYWc1t/IMG-20181230-222537-1-CS.jpg (https://ibb.co/BV7xHDmY)

Ten prosty gest zbija mnie z pantałyku i zawstydza. W arsenale Pasji jest wiele takich czynności.
Poza tym jest cierpliwa, nie narzuca się... Wysyła jedynie forpocztę. Te najmniejsze Marzenia. Gromadzą się one wokoło liczną dość gromadką i każda ciągnie za nogawkę w swoją stronę. W takiej chwili jestem bezsilny... Pozostaje mi je pogłaskać po głowie i spełniać życzenia.
To z kolei doprowadza Depresję do szału. Nie wytrzymuje ciśnienia i ulatnia się.

Patrzę na te małe szkraby i się uśmiecham. Czasami siadamy wieczorem wspólnie, całą ekipą na paletach. Marzenia na kolanach Wspomnień a ja im opowiadam bajki. To są wspaniałe chwile. Pasja kuca sobie obok nas i bije od nie wtedy jakieś niewiarygodne ciepło.

https://i.ibb.co/s9jpnhfq/IMG-20181220-212028-1-CS.jpg (https://ibb.co/GQ7fyX6R)

Czasami raz, czasami kilka razy w roku towarzyszy nam Strażnik Domowy. Taka sceptyczna trochę ale wtedy jest najpiękniej...

https://i.ibb.co/5hzBQnXV/IMG-20181225-115108-3-CS.jpg (https://ibb.co/fdK43nV7)

Minęła Wielka Noc.
Wesołego Alleluja!

biker
20.04.2025, 09:44
Ja coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że świat jest fabryką do tworzenia ludzi nieszczęśliwych. I że nie jest to kwestia braku wyboru, tylko dość świadomego wyboru, który jest wygodny dla garstki. Reszta się dopasowuje, nawet do największych absurdów. Tak jest w globalnej skali, ale też na poziomie naszych zwykłych codzienności, gdzie wplątujemy się w sytuacje niemożliwe i beznadziejne.

Czasem trzeba p...ąć pięścią w stół a newet go wywrócić i zacząć ŻYĆ

Tym bardziej jak ktoś nam szyje niewygodne buty

Melon
20.04.2025, 18:31
Kolega El powinien odwiedzić powitanie zanim zacznie rewolucyjne wizje głosić na naszym zgromadzeniu fenistek :)

Mucha
20.04.2025, 19:09
Melon, bez urazy : kolega El był tu zanim powstało to forum...
;- )

Melon
20.04.2025, 19:18
No ja nie z wykopalisk ale wprawieni w piśmie twierdzili inaczej, nie znam się :)
To Forumu nie powstało wcześniej niż Afryca została wyprodukowana ale chwilę później gdzie się zebrali wyznawcy tego podobno nie wygodnego motora który zawsze mi się podobał. Może wtedy nie było tych no psychoanalityków psychiatrów no nie znam się

agawu
20.04.2025, 19:20
To ja poprosiłam Ela, żeby podzielił się historią, której zajawka jest w pierwszym poście.
Może forum wróci do starych torów, do czytania, do dzielenia się historiami.
Nie oceniania i leczenia różnych frustracji.


Wiem, że Dobro potrafi się mnożyć identycznie jak zło. To od nas zależy, którego wilka karmimy. Dobrych Świąt!

Melon
20.04.2025, 19:37
Ooooo następny z wieku węgla jak powstało Forum, a może to ze Smoka no nie znam się który rok tera jest pamięcią wracam jaka te podejrzane twarze patrzyły na mnie w B

ATomek
20.04.2025, 20:31
El Czariusz. Myślałem, że nie żyjesz, a raczej myślałem, że umarłeś.
Bo umierać można różnie: skutecznie, długo, codziennie, z miłości, przez roztargnienie, albo dla kogoś).
Dla mnie utrzymywał Cię przy życiu (można żyć skutecznie, długo, codziennie, z miłości, przez roztargnienie, albo dla kogoś) numer Twojego telefonu w mojej skrzynce. Ostatnia nitka. Nie to, żeby to była ta nitka od większego kłębka, co to bezbłędnie doprowadzi do osoby jak to u Tomka Sawyera.
TA ostatnia nitka zwisała z góry! Widziałem jej koniuszek wysoko tak, że zastanawiałem się, czy dosięgnę...
Widzisz jej koniuszek (dla wielu to począteczek) i musisz zaufać!
Chwyciłem licząc, że gdzieś tam u Ciebie drugi koniec (początek) jest wystarczająco mocno przywiązany.
Więc wchodzę!

Nadmorski witak tym razem wskazuje na Pachołek.
Tam musi być jakaś cywilizacja!
I jej koniec (początek)


142377

stopa-uć
21.04.2025, 07:56
Cześć

El Czariusz
21.04.2025, 09:13
Ach Melonie... Widzę, że nie zmieniłeś się ani na jotę, co się chwali, bo w tak dynamicznych czasach stałość poglądów jest tym, czym miód dla pszczół.
Rewolucja, feministki i... Melon;)
Nieustannie we krwi Twej płynie benzyna i to nie ekologicznie chrzczona tylko ta prawdziwa, żółta wysycona ołowiem, którym pluła syrenka a nie jeden (w naszym wieku) ustawiał się w linii jej (syrenki) rury wydechowej i chłonął jej spalony aromat...

Amatorzy dopiszą: tęskni za PRL-lem, ot co! I co...? I tu się mylą. Bo Ty nie za PRL-em tylko za atmosferą i klimatem prl-owskiego podwórka tęsknisz. Kiedy to ludzie byli dla siebie po prostu życzliwi. Ten klimat przemija/umiera, bo idzie nowe. I o tym będzie w tym moim wątku.
Zatem zachęcam Ciebie i wszystkich Was, którzy się z takim starym, życzliwym podwórkiem zetknęli piszcie tu ze mną o tym.
Wiesz Melonie, że Ciebie lubię ale wpadłeś tu jak... melon w kompot;)

Kręcisz "aferę" a w tym wątku ma być tak, że Mucha nie siada! Owszem... można być pod Muchą, ba... Nawet bez krawata, bo z Muchą człowiek również mniej awanturujący. Kto jak kto ale my z kolegą Muchą dobrze o tym wiemy!

https://i.ibb.co/B2D4PzKH/DSC06691.jpg (https://ibb.co/fdR8S1GV)
Na tym obrazku widzimy Kolegę, któren to siedząc na Elwoodzie (znaczy Elwood jest pod Muchą), obuty w filcowe "wycieraczki" zaraz je włączy.

Mam gdzieś nawet filmik krótki z procesu., nie wiem gdzie ale do dziś wybrzmiewa mi Muchy i pozostałego tałatajstwa ten przeuroczy, zniewalający wszystkich śmiech, niosący męską (chwilami szorstką) miłość:)

Tak, że ten... Melonie...
...więc z punktu, mając na uwadze,
że krytyka może być...
tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było...,
tylko aplauz i zaakceptowanie.

Agnieszko Ty moja!
Cudowne wejście Twoje...
...normalnie łzy wzruszenia, bo zaraz... tekst dla podlaskiego przeboju powstanie!
Szkoda, że Pastor już na forum nie nadaje, bo niechybnie dalsze wersy i zwrotki stały by się jego tu udziałem jak onegdaj, na Starym Forum i do niego (Starego Forum) właśnie kolega Mucha nawiązał bardzo subtelnie zwracając Ci (Melonie) uwagę, i w tej kategorii jesteś tu "młodym" czpiotem. bo mój nr rejestracyjny na rzeczonym starym przed dzisiejszymi administratorami obecnego jeszcze występuje.
W tym miejscu pozdrawiam Grześka Siódmego przypominając, jak to wspólnie "na Miraua" siedzieliśmy przy okrąglym stole w mojej kuchni i knuliśmy szczegóły jego fantastycznej wycieczki z synem (o ile dobrze pamiętam) oplem astrą "w Stany".

ATomku... W istocie pogłoski o mojej śmierci są przesadzone choć brukowa prasa powielała...

https://i.ibb.co/d4frTgPK/z15065805-Q.jpg (https://imgbb.com/)

W istocie coś we mnie umarło...
Kiedy na świecie pojawiały się moje wnuki. Wniosły one do mojego jestestwa mnóstwo radości i tej spontanicznie rodzącej się miłości.
Pierwsza była Marysia (obecnie lat 7).

Kiedy Lublinem i Golfem 2 startowaliśmy na genialną wycieczkę Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego (2018) Marysia miała ledwie pół roczku i nic nie zwiastowało obecnych relacji. To dla niej najpierw zgoliłem brodę, bo bała się mnie z tą brodą okrutnie.
Zgoliłem, choć panie ekspedientki z mięsnego i warzywniaka szlochały potem rzewnie (za moją szpakowatą przystojnością) ale Marysia w końcu, w Wigilię jej pierwszego, ziemskiego Bożego Narodzenia po prostu się do mnie uśmiechnęła.

Nigdy nie umiałem się bawić z dziećmi, zwłaszcza tymi małymi szkrabami, które chcą o świecie wiedzieć wszystko tu i teraz. Możesz przed nimi "uciekać" ale jak wrócisz, to tylko podwaja lub potraja liczbę pytań.
Co ja tym dzieciom mogłem dać...?
Ja przecież umiem nic...
Ale nic, to początek wszystkiego.

Z Marysią wykształciliśmy z czasem swój własny język komunikacji. To taka mieszanka farsi i węgierskiego. Nikt nas nie rozumie, my zaś rozumiemy się doskonale. Kacper (lat 5,5) też już nadaje w "naszym".
Mikołaj (6 m-cy) chłonie nasz język jak gąbka.
Wszystkie babcie i prababcia chodzą trochę smutne, bo na hasło "łapiemy się za ręce" (kiedy np. przechodzimy przez ulicę), tylko moje są zajęte.
Na hasło: kto śpi z dziadkiem, dziadek potem śpi na... podłodze w sypialni, bo na łóżku nie ma dla niego już miejsca.

Dawno przestałem na dobranoc opowiadać bajki o Zorro, czy głupim Maćku, który na koniec okazywał się dzielnym i wcale nie głupim, tylko dobrym. Ukłony Agnieszka:)
Co nie znaczy, że nie przerabiamy teorię gier powolutku, bo ta powinna być pełnoprawnym przedmiotem w szkole podstawowej ale nie o tym.
O tym, że dziadek w miejsce bajek, opowiada drapichrustom na dobranoc swoje "niewiarygodne" przygody.
Jak tu opisywałem swoje (tu na forum), to sporo z Was traktowała je z przymrużeniem oka. Moje wnuki także. Powieki im szybko opadają a pod nimi, w ich małych główkach pojawiają się... Marzenia.
Tak, dokładnie te z mojego "wstępu"! Zaczyna się "wędrówka" szkrabów. Rozpychając się na całego. Tam, gdzie miała być moja głowa, ląduje pięta Kacpra, za nią podąża reszta kończyn, jakiś mały tułów, pupa... Jedna, druga...

Rankiem...
https://i.ibb.co/gZNSksQX/IMG-20240703-070112.jpg (https://ibb.co/JjVvDX8b)
:)

Wspomniałeś ATomku o Pachołku.

https://i.ibb.co/5xtKs8Qr/DSC02724.jpg (https://imgbb.com/)
Kolegę Redzisława rozpoznajesz...? Pewnego lipcowego poranka rozmarzyliśmy się widokiem wspólnie.

Tymczasem to obecna moja perspektywa, nieco szersza. Pachołek z wieżą to ledwie (i aż) 121m.n.p.m. (o ile pamiętam).

https://i.ibb.co/sJg9h8FF/image.jpg (https://ibb.co/qFDYzTRR)
Tu jestem o dobry "wieżowiec" wyżej.

Tak.
Jestem młodszy o ponad 10kg i coś tam w ramach Biura Turystyki Nieodpowiedzialnej będzie knute chyba...

AzaKU7dMLa4

Obejrzyjcie z przymrużeniem oka tę prezentację BTN-u powyżej, którą z uśmiechem w ten świąteczny, lany poniedziałek Wam podsyłam;)

kylo
21.04.2025, 09:45
Lubię czytać relacje, opowieści ELa !!!!
Super:Thumbs_Up:

CzarnyEZG
21.04.2025, 09:46
japierdole :)

mareksz007
21.04.2025, 14:17
Dla mnie się podoba.

MUTT
21.04.2025, 20:34
pisz , pisz , nie buduj napięcia akcji ... ;-)

RAVkopytko
21.04.2025, 20:52
Elwood ,zdjęcia z kliszy Zeskanuj ,jak Potrafisz :)

Agawu,Dziękuję

Depresja to chyba lepsza od Destrukcji............

Gończy
22.04.2025, 06:28
Cześć. Fajnie że się zdecydowałeś i jesteś. Pozdrowienia.

El Czariusz
22.04.2025, 07:34
Tragedia antyczna z wariacjami.
Moja pani profesor od polaka z TE Wejherowo rwałaby sobie włosy z głowy, gdyby mogła przeczytać, co wypisuję. Długo miała w pamięci moje "wypracowania" szkolne, tworzone w męczarniach, prawie zawsze nie na temat, praktycznie bez treści, za to mistrzowsko rozciąganą, by zmieścić się w limicie min. jednej strony kancelara.
Wypracowania pisaliśmy bowiem na papierze kancelaryjnym, takim samym jak na maturze pisemnej.

Trudzia, brzęcząc licznymi bransoletami roznosiła je (kancelary) czyste "po klasie", każdemu indywidualnie kładąc dynamicznie papier przed nosem, jakby bijąc w tamburyn.
Bransolety (naprawdę w ogromnej liczbie) niczym padaung na smukłej szyi, biły szczególny, afrykański rytm. Mnie osobiście kojarzyło się to z trzeszczeniem opadającego wieka trumny, po czym zapadała niewymowna, długa cisza.
"Leżałem" w tej trumnie w bezruchu a mój proces myślowy sprowadzał się praktycznie do próby tworzenia kilku wyrazów, coś na kształt procesu poniżej:

uloLWPUnFcw

Czuję się teraz jak w tej trumnie, bo czasu jest mało a ja muszę te wszystkie historie jakoś spiąć do kupy, bo każda jest ważna, każda ma sens...

Zatem wracam na podwórko,
jedno z kilku w sensie, bo gdzieś to musi mieć swój początek a ten jak wiemy, było pod Lenino.
Będzie zatem o... Meksyku, Pekinie i o Malinowskiej... I o Pustkach jeszcze.
Zatem, ledwo kurz wojennej zawieruchy opadł...

El Czariusz
22.04.2025, 10:36
Cofam się pamięcią, dokąd mogę. Na potrzebę tego postu do Gdyni lat 20-tych ubiegłego wieku.
Rusza budowa portu w Gdyni, polskiego okna na świat. Z różnych stron IIRP zjeżdżają się ludzie, widzący szansę na poprawę swojego losu. Wśród nich m.in. linia po kądzieli Strażnika Domowego.
Gdynia przeżywa bujny rozkwit, rozrasta się w ekspresowym tempie. Jej osią staje się linia kolejowa nr 202 Gdańsk - Szczecin. Jak grzyby po deszczu powstają nowe (późniejsze dzielnice Gdyni) osiedla, które bardziej przypominają dzisiejsze, brazylijskie fawele niż zwartą, typowo miejską zabudowę.

Babcia Marysia (pra pra babcia naszej wnuczki, która po niej dostaję swoje imię) rodzi się w Atamazynie (1923) ale dalsze jej losy stricte związane są już obecnym Trójmiastem.
Tymczasem babcia Marysia "ląduje" z rodzicami i licznym rodzeństwem w domu, wciśniętym między trzy "fawele". Pustki Cisowskie, Meksyk i Pekin. Same nazwy już wiele mówią. Brakuje tylko Kanady ale tę przypominało centrum z licznymi barami, spelunkami, które przetrwały wojnę i nie poddały się 'komunie'. W istocie tworzyły własną i do dzisiaj owiane są złą sławą.

Tawerna, Zacisze i Bar Pod Kotwicą - słynny, gdyński Trójkąt Bermudzki.

-----------------------------------------------------------------------

Z "Bloga ELWOOD`A.

Bar Pod Kotwicą.
Pewnych miejsc nie należy komercjalizować. Zabija to ich ducha. Wiele z podobnych, straciło w ten sposób swój klimat i charakter.
Za PRL-u jazda z klientami była krótka. Krawat na koszuli, tylko u anonimowych przedstawicieli kultury wyższej narodu, topiących szarość życia w kuflu lub lornetą z meduzą. Krawat u właściciela. Rzecz możliwa tylko na styku kultur. U nas wykształciła się monokultura morska.

W lokalu Pod Kotwicą, szczękają kufle, słychać gwar przekrzykujących się ludzi, co rusz kraszony soczystym mniej lub bardziej przekleństwem.
Nagle do baru wpada kobieta. Z tych, co to o niej odwrócony Kramer pisał w Czarnym obelisku. Po niej detonacja:
Józek!!! Ty... itd.
Po detonacji, cisza, tylko ten szum w uszach... Lokal zamarł. Kobieta wielkości ochrony prezydenta (w zespole) ruszyła w kierunku Józka, idąc ortodromą jak taran. Goście na linii rażenia spadają z barowych stołków ale nikt nie protestuje. Kto może i zdąży, sam szybko usuwa się z drogi. Tylko jeden (widać pierwszy raz tu był), próbował zaprotestować. Baba Józkowa nawet na niego nie patrząc wyprowadza płaski bekhend dłonią wielkości siedzenia i koleś fika orła z koroną, ginąc między nogami ludzkimi, wywróconych stołków i jednego stołu.
Następnie zbliżyła się do Józka.

Zanim ta pani weszła do baru, Józek był duszą towarzystwa. Klasyczny stały bywalec, doskonale zorientowany w rytuałach barowych, z lekką pogardą odnoszący się do "nietutejszych"€. Z lekką, ponieważ jego metr sześćdziesiąt pięć nie pozwalało mu na więcej.
Kobieta podeszła do struchlałego, całkiem "nieswojego"€ już Józka i łapiąc go za kark jedną ręką wyrwała go ze stołka niczym rzepę w ogrodzie. Wspomogła się drugą za pasek i opuściła lokal z Józkiem pod pachą, niczym z siatką z zakupami albo z parasolem. Zaprawdę odbyło się to w ciszy i skupieniu...

Cdn.

Boldun
22.04.2025, 12:26
Z jakiegokolwiek wymiaru czy też świata równoległego i w jakiejkolwiek emanacji swej jażni El raczył powrócić ...
Powiem jeno:
"Jeszcze nie jedną historię chciałbym usłyszeć"- nieodzobaczyć.

ps. znam takich co dwie kawy zamawiali, dwa papierosy odpalali i w kąciku kawarnianym bardzo ciekawe monologi dialogowe prowadzili

El Czariusz
22.04.2025, 13:16
Malinowska.

Wstęp.
Czary to, najogólniej ujmując, stosowanie pewnych nadprzyrodzonych środków zarówno w celu szkodzenia ludziom, jak też pomagania im w różnych sytuacjach. Z kolei magia to, jak podaje Słownik etnologiczny, „zespół zrytualizowanych działań i technik mający na celu – w przekonaniu ich wykonawców – powodować pożądane skutki w świecie realnym poprzez oddziaływanie za pośrednictwem tych zabiegów na określone – naturalne bądź nadnaturalne – moce obecne w naturze” (Buchowski 1987:218).

W wierzeniach ludowych bardzo często synonimem czarów był urok, rodzaj złośliwej siły magicznej, którą, jak wierzono, posiadają niektórzy ludzie. Mogą oni rzucać urok poprzez spojrzenie lub wypowiedziane słowa. Uważano, iż niektóre osoby mogą być świadome swojej siły i rzucać uroki intencjonalnie, natomiast inne mogą nie mieć takiej świadomości.

Wierzenia w czary i czarownice były w przeszłości rozpowszechnione na Kaszubach, a wiara w uroki przetrwała aż do czasów współczesnych. Czarami parały się, jak powszechnie sądzono, głównie kobiety, chociaż B. Sychta podaje też nazwiska pięciu znanych na Kaszubach czarowników. Czarownicami były najczęściej starsze, chude kobiety. Ponadto można je było rozpoznać po tym, że były w stanie godzinami patrzeć na słońce, miały dzikie, zaczerwienione oczy oraz lubiły kolor czerwony. Czarownice mówiły do siebie, a także zbierały zioła na cudzych polach i miedzach – w przeciwieństwie do pozostałych kobiet, które zbierały je na własnym terenie. Wierzono, że na usługach czarownic były ropuchy, sowy, czarne koty, a przede wszystkim wrony, które krążyły nad ich domami.

Czarownicom przypisywano wywoływanie różnych niepomyślnych zdarzeń, zwłaszcza z zakresu działalności hodowlanej i rolniczej. Powszechnie wierzono, iż posiadały moc odbierania lub zatrzymania mleka krowom, sprowadzenia choroby na konie, zniszczenia urodzaju na polach. Mogły też spowodować konflikt małżeński, sprowadzić chorobę na dziecko czy „zadać” kołtun. O czarownicach krążyło dużo opowieści, które spisywali ludoznawcy i etnografowie od połowy XIX w. W tekstach tych przypisywano czarownicom, iż potrafią latać – najczęściej na miotłach – rzeszotami przelewać jeziora albo całkowicie wypijać z nich wodę, wyrywać lasy z korzeniami, zamienić człowieka w chmurę.

Szczególnie niebezpiecznym czasem, w którym działały czarownice, była noc przed 1 maja, a przede wszystkim noc świętojańska, toteż należało w ten dzień przypędzić przed wieczorem bydło z pastwiska i pozostać w domu lub w kręgu ognia i światła z ogniska, które posiadały moc odstraszania czarownic. Według wierzeń w tę noc czarownice zbierały się na łysych górach, a tych nie brakowało na Kaszubach. Przed zlotem nacierały się smołą z brzozy i leciały na miotle, liściu paproci, na płachcie lub kawałku drewna.

Miejscowościami znanymi z tego, że mieszkały w nich czarownice, były: Wierzchucino, Smolno, Chałupy, Wielki Kack, Pogórze, Piechowice, Karsin, Wdzydze Tucholskie, Rekowo (pow. bytowski), Ramleje, Pierszczewo, Rębiechowo, Przodkowo, Staniszewo, Skwierawy, Gostomie i inne. Szczególnie znana jest sprawa czarownicy ze Staniszewa, K. Mrówczyny, której w 1695 r. wytoczono proces o czary (potwierdzony w zachowanych materiałach archiwalnych), a następnie spalono ją na stosie. Fakt ten spowodował, iż wierzenia i opowieści dotyczące czarownic w tej miejscowości przetrwały w przekazach ustnych do czasów współczesnych.

O czary posądzano nie tylko ubogie mieszkanki wsi, którym trudno było się obronić, ale także mieszczki o wysokiej pozycji społecznej. Przykładem jest żona burmistrza Wejherowa K. Wilmowa, którą w 1680 r. oskarżono o czary, a po drobiazgowym procesie spalono. Większość procesów o czary toczyła się przed miejskimi sądami świeckimi, czasem na posiedzeniach wyjazdowych. Szczególną surowością odznaczał się w końcu XVII i w pierwszej połowie XVIII w. sąd w Wejherowie. Przeprowadzał on procesy o czary nie tylko wniesione wobec mieszkańców, a zwłaszcza mieszkanek miasta, ale przywożono do Wejherowa także oskarżonych z ziemi lęborskiej i mirachowskiej.

Procesy i „polowania na czarownice” nie były specyfiką Kaszub – lecz efektem kontaktów handlowych i wpływów kulturowych docierających tu poprzez Niemcy z Europy Zachodniej, gdzie szaleństwo procesów o czary trwało od XV do XVII w., a zwłaszcza w latach 1570–1630. Na ziemie polskie zjawisko to dotarło z opóźnieniem. Najwięcej procesów o czary miało miejsce w Wielkopolsce i Prusach Królewskich, czyli regionach, gdzie wpływy niemieckie i szerzej zachodnioeuropejskie były silniejsze. Procesy o czary toczyły się tu w XVII i XVIII w., głównie przed sądami miejskimi, a ich apogeum przypadało na lata 1676–1725. W ostatniej ćwierci XVIII w. procesy o czary w Polsce wygasają, do czego przyczyniła się między innymi ustawa z 1776 r., zalecająca traktować oskarżenia o czary jako pomówienia. Jednak wiara w czary i czarownice przetrwała znacznie dłużej, zwłaszcza wśród ludności wiejskiej. Sprawą, która odbiła się głośnym echem na Pomorzu, był samosąd dokonany w 1836 r. przez mieszkańców Chałup na mieszkance tej wsi – K. Ceynowie, którą znachor posądził o spowodowanie czarami choroby rybaka. Sprawcy zabójstwa zostali ukarani przez sąd pruski.

Według wierzeń kaszubskich czarownicą można było zostać w wyniku nauczenia się tej sztuki. Stąd też, jak wierzono, wiedzę i umiejętności przekazywano w rodzinach z matki na córkę lub z babki na wnuczkę. Jeśli czarownica nie miała córki, mogła przekazać umiejętności obcej kobiecie, którą uznała za odpowiednią. Korzystano z pomocy czarownic, ale jednocześnie się ich obawiano. Chcąc sprawdzić, czy kobieta jest czarownicą, należało położyć miotłę na progu domu. Czarownica podniesie ją, a następnie wejdzie do środka. Czarownice uciekały przed święconą wodą i zapalonym jałowcem.

Na Kaszubach powszechnie wierzono, iż można rzucić urok, czyli zadać, przez spojrzenie, ale także przez pochwałę. Toteż nie należało wpuszczać obcych osób, a tym bardziej mających „uroczne” oczy, do stajni lub obory. Szczególnie narażone na działanie uroków i czarów były małe dzieci, młode zwierzęta, dorastające dziewczęta, panny młode i kobiety po urodzeniu dziecka – stąd nie należało pokazywać dzieci zwłaszcza nieochrzczonych, ale także chwalić ich. Zadane dziecko dziwne i niespokojne się zachowuje, zwierzęta chorują i zdychają. Pochwała urody czy wyglądu kobiet mogła także, jak wierzono, mieć negatywne skutki. Uroczne oczy mogły być niebezpieczne dla samego posiadacza – jak pisał F. Lorentz, „gdy bez przedsięwzięcia środków ostrożności spojrzy na własne bydło, urzeka je również” (Lorentz, 1934:93).

Przeciwko czarom i urokom stosowano i stosuje się różnego rodzaju środki zapobiegające. Przechodząc obok domu czarownicy, należało się przeżegnać. Gdy podejrzewa się, że ktoś może zadać, trzeba powiedzieć: kùsznij mie w rzëc (pocałuj mnie w d…). Przed czarami chroniła koszula założona szwami na zewnątrz oraz tak samo założony fartuch. Powszechnie stosowanym zabiegiem ochronnym było wiązanie czerwonej wstążki np. na rączce dziecka, wplatanie czerwonych wstążek w warkocze dziewcząt, a także grzywy koni. Małe, czerwone kokardki (nierzadko z religijnymi medalikami) wiesza się do dzisiaj we wózkach i na łóżeczkach dzieci. Skutecznym sposobem przeciwdziałającym urokom i czarom jest modlitwa odmówiona przez księdza podczas chrztu.

Gdy praktyki ochronne zawiodły, wykonywano szereg zabiegów mających na celu zdjęcie uroku lub zneutralizowanie jego szkodliwej działalności. Udawano się w tym celu do wyspecjalizowanych osób, czyli czarownic. Jedna z metod polegała na tym, że wkładało się węgle z ogniska do szklanki ze święconą wodą i odmawiało modlitwy – najlepiej przez wejściowe zawiasy. Natomiast gdy zachorowały małe gęsi lub kaczki, należało je przepuścić przez męskie spodnie lub kalesony (metoda stosowana sporadycznie do dnia dzisiejszego).

Na Kaszubach, podobnie jak w innych regionach, uprawiano różnego rodzaju praktyki magiczne. Ich celem było przykładowo spowodowanie urodzaju np. owoców. W tym celu w Wigilię Bożego Narodzenia gospodarz obwiązywał drzewa owocowe powrósłami ze słomy i uderzał je siekierą. Z kolei w Wigilię Nowego Roku czynność tę powierzano dzieciom, które biegały z dzwoneczkami naokoło drzew, wykrzykując formułę: „Jędrne jabłka, jędrne gruszki, jędrne śliwki, jędrne wszystko żytko”, „Jędrne gąsiątka, jędrne kurczątka” czy też „jędrne źrebiątka, cielątka, jagniątka” (Ceynowa).

Kolejną czynnością magiczną było zakreślanie granicy – domu, pola, wioski. Pierwszą zakreślano, zamiatając dom w Wielki Piątek przed wschodem słońca. Po wykonaniu tej czynności należało wyrzucić miotłę na granicę zagrody, by uwolnić dom od robactwa (Sychta). Obrzędowe zakreślanie pól poprzez ich uroczyste obchodzenie miało na celu spowodowanie urodzaju. Niekiedy też praktykowano oborywanie granic wsi – czynność ta miała chronić przed „morowym powietrzem”, czyli epidemiami dżumy, cholery, czarnej ospy. W niektórych miejscowościach na północnych Kaszubach w dzień św. Jana zakreślano święconą kredą linię naokoło domu, aby nie miały do niego dostępu czarownice.

Duże znaczenie w magii kaszubskiej odgrywała woda, z uwagi na jej moc oczyszczającą. Jeszcze do niedawna w Niedzielę Wielkanocną przed wschodem słońca udawano się do rzek, źródeł, aby umyć twarz lub zanurzyć się w wodzie. Idąc do wody, nie należało rozmawiać ani oglądać się za siebie. Woda ta, jak wierzono, miała moc usuwania chorób skórnych, a zwłaszcza świerzbu, wybielała piegi i uzdrawiała chore oczy. Niekiedy zabierano wodę w butelkę i przemywano nią twarz lub chore miejsca. Wodą oblewano żniwiarzy po ukończeniu żniw – ten magiczny zabieg miał zapewnić plony w przyszłym roku, a te były zależne od odpowiedniej ilości opadów deszczu.

Woda mogła odgrywać także negatywną rolę. Zwłaszcza ta, w której umyto zmarłą osobę. Mogła zostać użyta do spowodowania czyjejś śmierci – wówczas wylewano ją przed progiem domostwa rodziny lub też należało spryskać nią twarz osoby, która miała zostać uśmiercona (Sychta).

Religijną, ale także magiczną moc miała woda święcona przyniesiona z kościoła w święto Trzech Króli. Używano jej m.in. do zażegnywania pożarów, czasem obchodzono i skrapiano nią dom i zagrodę w Wigilię Bożego Narodzenia i w Wigilię Nowego Roku. Rybacy nadmorscy święcili łodzie oraz sieci przed rozpoczęciem nowego sezonu połowowego. Święconej wody używano także w celu wygnania złych mocy, np. diabła.

Z kolei w magii miłosnej ważną rolę odgrywały żaba i kret. Dziewczyna, aby zwrócić uwagę wybranego młodzieńca, powinna zakopać żabę w mrowisku, a następnie zanieść szczątki żaby o dwunastej w nocy na cmentarz. Swat, który chciał skutecznie wypełnić swoją rolę, powinien podrapać nóżką kreta młodych, wtedy Weselé sã nie rozwali (Sychta). Nóżka musiała pochodzić od kreta zaduszonego lewą ręką, przed wschodem słońca, przed świętym Janem. Dziewczyna, która chciała zobaczyć przyszłego męża, powinna w noc sylwestrową rozebrać się do naga i spojrzeć w lustro lub zatańczyć dookoła komina. W trakcie tych czynności miała zobaczyć tego, którego wybiorą jej rodzice lub swat.

Ważną rolę w praktykach magicznych odgrywała świeca poświęcona 2 lutego, czyli w święto Matki Boskiej Gromnicznej. Zapaloną stawiano przy umierającej osobie, aby oświecała jej drogę w zaświaty. Po przyniesieniu poświęconej gromnicy do domu zapalano ją i robiono znak krzyża na suficie domu, a także na drzwiach domu i budynków gospodarczych – miało to przynieść błogosławieństwo, uchronić przed złymi mocami i nieszczęściem. Gromnica miała, jak wierzono, moc uzdrawiania i leczenia chorób. Jej dymem okadzano gardło, przypalano końcówki włosów, co miało przynosić ulgę przy bólach głowy. Gromnica zapalona w czasie burzy miała moc odpędzania piorunów i chroniła dom przed pożarem. Zwyczaj ten jest współcześnie jeszcze sporadycznie praktykowany w niektórych kaszubskich rodzinach.

Bacznie obserwowano świece (nie gromnice) palące się na ołtarzu podczas mszy ślubnej – gdy paliły się równym płomieniem, zapowiadały długie życie. Gdy jedna ze świec gorzej się paliła, zapowiadała osobie stojącej z tej strony smutne życie. Złą wróżbą, zapowiadającą szybką śmierć jednego z małżonków, było zgaśnięcie świecy podczas nabożeństwa. Magiczną moc miały też, jak wierzono na Kaszubach, sól, chleb i woda poświęcone w dniu św. Agaty, czyli 5 lutego. Rybacy wierzyli, iż mają one moc zabezpieczania przed powodzią, zalewem fal morskich, co miało ogromne znaczenia w miejscowościach położonych na Półwyspie Helskim. Gdy wysokie fale zalewały wioski, wychodzono z domu i rzucano w niepoświęconą sól, chleb oraz wodę – po niedługim czasie fale uspokajały się. Niekiedy rybacy zabierali ze sobą na łódź te poświęcone utensylia, aby użyć ich w razie niebezpieczeństwa.

Magiczną moc przypisywano także zielonym gałęziom – zwłaszcza klonu. Dekorowano nim dom w dzień św. Jana, zwłaszcza na północy Kaszub. Chroniły one domostwa przed wtargnięciem czarownic, które w tym dniu były szczególnie aktywne. Gałązki klonu zatykano także na polach, a rybacy wkładali je na spód łodzi, „by czarownice nie miały do nich dostępu” (Stelmachowska).

Szereg zjawisk i zachowań, w tym zwierząt, interpretowano jako zapowiedzi nieszczęść. I tak niepomyślną wróżbą była sytuacja, gdy chleb wkładany na łopacie do pieca spadł z niej. Nieszczęście wróżyła skrzecząca sroka przelatująca drogę, tak samo interpretowano zachowanie wrony. Ptakiem zwiastującym śmierć była sowa. Powszechnie za zwiastuna śmierci uznawano kreta – gdy kopał tunele pod budynkiem, wróżyło to śmierć domownika. Niekiedy jednak zachowanie takie interpretowano jako zapowiedź ożenku lub urodzenia dziecka (Sychta).

El Czariusz
22.04.2025, 16:33
KEqSm9t7ZEM

Pani Malinowska, choć jak na czarownicę "lepiej" brzmi Malinowska i tak (z szacunkiem jednakowoż) będę Malinowską przedstawiał, w dalszym opisie wspomnienia z lat młodości Babci Marysi.
Z tych wszystkich z babci udziałem, najbardziej przypadła mi właśnie historia z Malinowską i z synkiem SSmanna, na którego opiece babcia jako młodziutka opiekunka sobie w czasie wojny dorabiała.

Wracając do Malinowskiej, mieszkała ona w domu samotnie, wynajmując pokój. Wszyscy wiedzieli, kim Malinowska jest ale żyli zgodnie, bo nikt na tym podwórku w drogę drugiemu nie wchodził. Wspólnie obchodzono urodziny, chrzciny, śluby, imieniny i na końcu pogrzeby.
Kiedy w 1947-ym na świat przyszła mama Strażnika (jako druga z trojga rodzeństwa) wszyscy zgodnie obchodzili kolejne pępkowe. Na nie oczywiście zaproszona była również Malinowska ale... wymówiła się.
- Nie, nie... dziękuję za zaproszenie ale to taka ładna dziewczynka i mogłabym przypadkowo rzucić urok! Pamiętajcie też koniecznie o zapleceniu czerwonej wstążeczki w narożniku kołyski!
Tu oczywiście tradycji stało się zadość.

Kilka m-cy później do domu (z przydziału) wprowadziła się rodzina z kilkunastoletnią córką. Ojciec był jakimś wyższym urzędnikiem, jego żona nie pracowała. Ubierała się modnie i poza piętami na koturnach dość wysoko zadzierała nosek. Wyraźnie dawała do zrozumienia, że progi jej mieszkania odpowiadają jej ego. Pal sześć... Gorzej, że na siłę wprowadzała swój porządek, bardzo odległy od tego do jakiego przywykli mieszkańcy.
Przeszkadzało jej wszystko. Trzepak, który kazała wyciąć, sznury z suszącą się bielizną (te również odcięła) itd...
Stopniowo opór mieszkańców narastał ale hamulcem były groźby poparte koneksjami. Pech Jażdżewskiej (bo tak się nazywała) polegał na tym, że przy okazji stanęła na drodze Malinowskiej.

Solą w oku była niezależność tej ostatniej. Mimo wszystko sąsiedzi ostrzegali Jażdżewską, by powstrzymała swoje niekończące się uwagi i docinki kierowane ku starszej, chudej i mocno zgrzybiałej pani. To z kolei Jażdżewską jeszcze bardziej nakręcało. Ona (Jażdżewska) światowa, żadnej wiedźmy się nie boi, tym bardziej jakiś prymitywnych guseł, do których manifestowała odrazę. Wszystko to skupiało się na Malinowskiej.
Stare porzekadło mówi, dopóty dzban wodę nosi, dopóki się ucho nie urwie.
Nie wiem czyje w końcu ucho było ale czara (czary) się przelała...

Któregoś ranka córka Jażdżewskiej obudziła się z kołtunem na głowie. Próbowała go rozczesać ale im więcej energii na proces poświęcała, tym włosy plątały się bardziej. W końcu zdesperowana matka zgoliła córce włosy.
Po kilku tygodniach odrastania wynik był ten sam. Nie było już do śmiechu, bo w szkole córce nie dawano spokoju i w ogóle, nie wyglądało to dobrze.
Ktoś doradził Jażdżewskiej by sprowadziła księdza ale... jak to tak. W nowym świecie dialektyzmu ksiądz...? Hm... jak trwoga, to do... księdza.
Ksiądz przyszedł i już od wysokiego progu stwierdził, że nic tu po nim.
- Musi pani szukać kogoś konkretnego i polecił jej gdzieś na Kaszubach znanego księdza egzorcystę.

Rada nie rada, spakowała Jażdżewska manatki, córę do autobusu z chustą na głowie i pojechały do księdza. Ów po wstępnych oględzinach z troską stwierdził, że nic tu po nim.
- To jest wyjątkowy urok.
Wysłuchawszy całej historii polecił:
- Na pani miejscu po powrocie do domu udałbym się do Malinowskiej i próbował się z nią po prostu dogadać. Zapomnieć o urazach i porozumieć. Wnoszę, że wina leży jednak po pani stronie...
Zdruzgotana wróciła do domu i zatopiła żale w butelce czerwonego wina. Długo jeszcze nie mogła zasnąć walcząc z natręctwem myśli wszelakich.

Ostatecznie, w pełnej desperacji, któregoś dnia grzecznie zaczepiła Malinowską.
- Pani Malinowska... ja..., ja... bardzo panią przepraszam. Niech mi pani pomoże...
Po raz pierwszy wzrok obu zetknął się na dłużej. Niezwykle przenikliwy Malinowskiej, przeszywał Jażdżewską na wskroś...
- Dobrze. Jutro rano zgol córce włosy do gołej skóry i czekaj.
Po kilku tygodniach córka cieszyła się znowu bukietem jeszcze krótkich, ale już zdrowych włosów.
Co ciekawe (i może normalne) Jażdżewska zmieniła się radykalnie. Z czasem wrosła w lokalną społeczność ciesząc się odtąd sympatią sąsiadów. Zrzuciła koturny, próg zniknął i wszyscy "żyli długo i szczęśliwie".

Babcia Marysia przeżyła godnie 95 lat (dziadek August jej mąż 97). Dziadek odszedł w lutym 2018, babcia w marcu tego samego roku. Będą się oni jeszcze w historii podwórza przewijać kilkukrotnie, bo i role odgrywali nietuzinkowe.

Z "Bloga ELWOOD`A"

Ludzie jak legenda.

Gołębie.
Eskadra za eskadrą zrywają się i lecą.
– A dokąd to? – pytam.
Na piwną, niedaleko.
Zataczają nad ulicą jeden, drugi krąg, ale pani Kazimiery nigdzie nie widać. Już dawno odleciała. Już tylko te kamienne gołębie nad bramą ją przypominają.

„Przedwojenni mieszkańcy – czytam w dawnej notatce prasowej z 1948 roku – pamiętają starszą panią, urzędniczkę PKO, która wracając z biura witana była przez chmary gołębi.
Nad Placem Zamkowym w godzinach pobiurowych, nad przystankiem autobusu, z którego wysiadała ich karmicielka zbierały się krocie ptaków, które krążyły niecierpliwie zapędzając się daleko na Krakowskie Przedmieście, wypatrując autobusu swej pani.
Pani Kazimiera Majchrzak brała ze sklepu codziennie zamówione 5kg ziarna i karmiła swoje dzieci, jak je pieszczotliwie nazywała.
W czasie wojny powodziło się jej gorzej. Na pokarm dla gołębi kolejno poszedł zegarek, biżuteria i osobiste rzeczy.
Po Powstaniu wróciła na Stare Miasto. Gołębi nie było. Któregoś dnia spostrzegła jednego i to bez nóżki. Pobiegła po ziarna. Zbiegły się jeszcze 3 gołębie. Na drugi dzień było już siedem. A potem coraz więcej i więcej…”

Mieszkała najpierw we wnęce wypalonego sklepu za rogiem Piwnej i Placu Zamkowego. Później tu, pod szóstym. A wszędzie, wszędzie, w każdym zakamarku jej maleńkiego mieszkanka – gołębie. Głodne, niezadbane. Tak samo, jak ci ludzie wracający do murów zburzonego miasta…


I tak dalej, i tak dalej…
6 rozdziałów tego przewodnika przeciąga nas przez Warszawę i Mazowsze tropami twórców, ludzi legend, legend zwykłych, minionym życia kształtem, osobliwości i wydarzeń.
Zdawkowe tytuły: Gołębie, Świetlica, Echo ich kroków, U stóp matki, Kopiec, Śmigło, Kępa, Pan Cegliński, Smolarnia, Oberża, Jacek, Tramwaj, Lustro, Wiatr, Majdan, Skansen bojowy, W Stawisku, Trędowata… i wiele innych, są na tyle intrygujące, by zajrzeć do środka i wyczytać historię, która cudnie pisana jest.

Opowieści z mazowieckiej ziemi. Tadeusz Chudy.

P.S.
Czy to f-cznie mój powrót?
Nie.
Gościnny występ, będący wstępem do scenariusza książki, która pisze się na Waszych oczach.
Tak. Niemal wszyscy, których znam, nawiali mnie do napisania książki. Nawet Pani Trudzia czyli moja wychowawczyni z TE Wejherowo - Profesor Treder. A bardziej - Pani profesor Treder czyli po prostu nasza Trudzia.
Po Afganistanie 2010 wypadło pierwsze i jedyne, w którym brałem udział, spotkanie "naszej klasy". Będąca już na emeryturze Pani Trudzia żywo mnie wspominała. Konkretniej mój egzamin pisemny - maturę z polaka.
Moja praca wyrwała ją z butów. Jeszcze bardziej jej męża i jeszcze dwóch mężów pozostałych członków rodzaju żeńskiego komisji egzaminacyjnej.

Komisja żeńska sprawdzała prace a męski oddział mężów, całkiem znudzony jakością prac, spożywał... no ten, tego.
Praktycznie nic się nie działo, nuda, dopóki na tapetę nie wjechała moja praca. Po pierwszym czytaniu już na dzień dobry - pierwsza dyskwalifikacja.
Trzy błędy ortograficzne (jeden błąd - czwórka, dwa - trójka, trzy - pała i do widzenia) ale... w jednym, powtarzającym się trzy razy w tekście wyrazie. Dlatego do dzisiaj wiem, jak się pisze "po prostu".
To jeszcze nic.
Praca nie na temat - druga dyskwalifikacja.

W zasadzie już tu przepadłem. Bezdyskusyjnie powinienem dostać dwóję czyli pałę. Koniec kropka. To, co się jednak wydarzyło potem to...
1. Na wniosek nieformalny elementu męskiego (prawdopodobnie będącego pod wpływem) zażądano drugiego czytania!
2. Po drugim czytaniu - trzecie.
3. Element męski zapowiedział, że nie opuści "posiedzenia" dopóki komisja żeńska nie postawi mi... BDB!
4. Komisja żeńska protestuje! Dwója i KONIEC!
5. Mija kilka godzin. W czasie między zawarto porozumienie, że najpierw ocenione zostaną pozostałe prace, potem komisja wróci do oceny mojej.
6. Mija północ. Żeński organ upiera się ale męski bardziej.
7. Bladym świtem opór żeńskiego organu słabnie. Męski odwrotnie. Napiera coraz silniej. Rzekłbym dopiero się rozkręca.
8. Powoli wypracowany zostaje kompromis.
9. Organ żeński - DST i ani grama więcej!
10. Organ męski - DST+ i ani grama więcej.

Historię oceny mojej pracy poznałem na balu maturalnym. Cały ów organ męski na balu zameldował się w komplecie i jak się okazało, bardzo chciał mnie poznać. Z balu mam tylko prześwity pamięci... Pamiętam, że ostatecznie zadecydowało po prostu - poprostu. Poprostu jako jeden błąd a nie trzy.
Wtedy zdumiony pierwszy raz usłyszałem, że powinienem... pisać. Moja odpowiedź jednak wyrwała panów ponownie z butów.

Dubel
22.04.2025, 16:49
Witaj ponownie :)

magneto
22.04.2025, 18:17
Miło znów poczytać teksty, nad którymi trza się trochę pozastanawiać...
Ba - przez chwilę to się poczułem niemal jak Cappo di..., no troszeczkę jak ojciec chrzestny :D
Pisz ! I tutaj i - koniecznie - książkę... Czyta się.

redrobo
22.04.2025, 21:25
Podlasie wspiera Podlasiaka.Dawaj Dariusz.

stopa-uć
22.04.2025, 23:01
Darek
może dokończysz opowieść o kolei przez Syberie (było coś takiego)
(mogę mylić)
ciał

matjas
23.04.2025, 08:17
O. I o.

I ładnie.

El Czariusz
23.04.2025, 08:52
Ja tu powinienem hurtowo odpowiedzieć, wszystkim, którzy po kolei meldują się sympatycznie w tym wątku.
Ale...
Nawet z Dubel-tówki wyleciał uśmiech, nie wiem do końca czy nieukraszony lekkim sarkazmem ale kiedyś tam przybiliśmy sobie wirtualną piątkę i tego się będę trzymał;)

Będę się starał w miarę po kolei realizować mój cel więc i o kolei transsyberyjskiej mojej będzie Wielka Stopo, szczególnie dla Ciebie.

Kylo, Gończy, Magneto... zawsze byliście miodem a Biki mlekiem (od krowy wściekłej) na moje uszy.
Czy ja kogoś nie pominąłem, jeżeli tak, to przypominajcie się od czasu do czasu. Jak Melon, który ma refleks starego dziada i do mnie pisze (z prawem do cytatu) na priv tak:

...El... Mistrzu Ty mój Wielki! Pomiłuj grzechy moje, wybacz te konopie, którymi zdzieliłem Filipa miast przyjąć je w postaci, która finalnie miłość niesie... Na dowód mej sympatii/przeprosin/szacunku dla Starego Ciebie Mistrza, załączam filmik jak biegnę w niedzielę na golasa dookoła kastoramy w pokucie w Rzeszowie, z transparentem (słabo cholera widać) - Kocham El`a!!!...
Wzruszyłem się. Melonie... łzy krokodyle z radości wylewam, wybaczam i szanuję! Widzom jednakowoż oszczędzę film i z troską zadaję pytanie: Mel... jak mogłeś się tak zapuśćić?!

https://i.ibb.co/DfCvNJS9/Mario-Blues-252.jpg (https://ibb.co/VYSzd1Pg)
Tu nadaję kodem. ON wie, ja wiem, że to zakodowany MUTT ale to wiemy tylko my.

Tymczasem z "Bloga ELWOOD`a"

https://i.ibb.co/k2dY9vN9/IMG-6597-1.jpg (https://ibb.co/MkXqGQFG)

Jacques Anquetil. Koziorożec. Skradł mi dwa dni, tak a`propos. W 1963-cim bije pierwszy rekord. Drugi raz z rzędu wygrywa Tour de France i Vueltę Espanę. Nikt tego przed nim nie dokonał.
W tym roku rodzi się strasznie puzowaty gość. 61cm, 5400gram… Siostry nie przebił, ale jego mama miała z nim już duży problem. Konieczne było cesarskie cięcie.

1964-ty rok Tour de France. Anquetil – Poulidor.
Alkoholowy doping, jak się patrzy. Znaczy… No trudno ustalić, co znaczy, ale dzięki butelce szampana na kaca Anquetil wygrywa z Poulidorem, lepszym góralem. Historia sama w sobie niesamowita. Skoro zacytowana, znaczy znaczenie jakie symboliczne, mieć będzie.

Rumia 1969 (Anquetil kończy karierę). Ulica Starowiejska, start do wyścigu open w klasie przedszkolaków. Dystans… Hm, chyba ze 100… może 200m. Klasa Bobo, ostre koło.
Na 10m przed metą prowadzi puzowaty blondynek! Na 5 metrów przed metą podnosi rączki do góry w triumfie zwycięstwa, jak Hanusik i… szoruje swoją puzatą buzią po starowiejskim asfalcie…
Do mety nie dociera…

Minęło kilka m-cy. Późnym popołudniem ucieka ów brzdąc z przedszkola i siada na szczycie Markowcowej. Czeka, aż gwiazdy zagoszczą na niebie i wpatruje się w światła miasta…
Jak dla takiego brzdąca, największa góra w okolicy oferuje niesamowitą przestrzeń i kompletnie nie znaną mu wcześniej perspektywę…
W Rumi podniesiono alarm. Rodzice Puzatego rwali włosy z głowy… Wcześniej kłócąc się, kto ma odebrać syna z przedszkola… Jak widać było, niepotrzebnie.
A Puzaty siedział na Markowcowej i patrzył. Patrzył i patrzył…
Jak się napatrzył, to zadał sobie pytanie:
– Czy Markowcowa jest największą górą na świecie?… Bo z niej wszystko widać! No prawie… I to „prawie” nie dawało mu spokoju…

Wielkie mnóstwo lat później.
Synowa odbiera telefon z przedszkola.
- Proszę panią... Musimy się spotkać. Mamy problem z Kacprem...
W domu poruszenie. Jaki problem...? Co on znowu nawywijał?
Lubię synową, konkretna dziewucha. Pracuje w międzynarodowej korporacji i zajmuje się optymalizacją pracy dużych firm. Ogólnie reorganizacja na mega poziomie. Trzeba mieć do tego głowę i koszyk jajek co najmniej. Nie za to akurat ją lubię ale za podejście do życia.

Kiedy Junior mi ją pierwszy raz przedstawił, dziewczyna wyrwała mnie z butów. Mieszkaliśmy wtedy na Miraua, na drugim piętrze. Kolegów Juniora już wychowałem. Znaczy ci, co go pierwszy raz odwiedzali dostawali lekcję.
Dzwoni domofon:
- Dzień dobry, my do Mateusza.
Hasło.
- Jakie hasło?
Nie znacie hasła? Bez hasła nikt nie wejdzie.
Domofon rozłączony. Po chwili w pokoju Juniora dzwoni telefon.
- Aaaa, zapomniałem wam podać!

Mija dobry kwadrans. Dzwoni domofon.
- Dzień dobry, my do Mateusza.
Hasło?
- Cztery piwa.
Zapraszam.
Kiedy miało dojść do prezentacji przyszłej synowej Junior delikatnie prosi.
- Ojciec... Tylko wiesz... Nie wykręć jakiegoś numeru!
Dobra dobra. Tym niemniej Junior wolał zejść sam wcześniej na dół po swoja wybrankę;)
Po chwili witam się z synową w progu. Ona wręcza mi... czekoladę (zawsze byłem wielkim fanem czekolady).
- Czekolada? Pytam z przekąsem.
Jak się panu nie podoba, to następnym razem nic pan nie dostanie!
I jak jej nie lubić?!

Wracamy do przedszkola. Synowa nie ma daleko, maszeruje raźno z lekką nieco duszą na ramieniu aczkolwiek bez przesady. Na razie Kacper przedszkolnych dokonań mamy jeszcze nie przebił:)
- Dzień dobry pani... Czy w domu relacje są... Czy nie ma jakiejś przemocy?
W taką piłkę to z synową się nie gra. Po krótkiej wymianie uprzejmości moja "córa" zrzuca żagle.
- Ok. O co chodzi, szybko do brzegu. Nie mam za dużo czasu, zaraz mam karmienie Mikołaja.
Bo wie pani, Kacper dzisiaj próbował... uciec z przedszkola...

No cóż... Trza się sprawą delikatnie jednak zająć. W domu mini śledztwo.
- Kacperku... czy w przedszkolu jest ok? Lubisz przedszkole?
Tak!
- To powiedz... czemu chciałeś uciec z przedszkola?
Bo dziadek uciekł.

https://i.ibb.co/tPNXrQFP/IMGP6889.jpg (https://ibb.co/Dg6p2zTg)

https://i.ibb.co/0Rgm38gw/IMG-20210926-103431.jpg (https://ibb.co/LXLYfbLG)
Moja Marysia. Czym skorupka za młodu... Wszystkie okoliczne kulminacje mamy już zdobyte i to ze trzy lata temu. Każda ma nadaną przez Marysię nazwę. Monte Rosa, Monte Carmen itd.

https://i.ibb.co/PzfNMG8K/IMG-4082.jpg (https://ibb.co/5xf6khVm)
Redzisławie... Powtórzymy?

https://i.ibb.co/S4P3d8xP/IMG-4092.jpg (https://ibb.co/HfVHxs2V)
Przybijemy kolejną "piątkę" na szybko?

P.S.
Rodzinna szkoła przetrwania.
Dziadek nauczył drapichrusty jazdy na rowerze. Juniorowi z Kacprem kompletnie nie szło i kiedy pewnego, letniego dnia 3,5 letni Amiho ruszył na tatę rowerem, ten ostatni niemal popłakał się ze szczęścia.
Rok później ten sam plac przed AWF-em. Strażnik Domowy:
- No, dzisiaj nie zapomnieli kasków! W sensie rodzice.
E tam... bez kasków też można.
- Dziadek! Nie można! Z Marysią nie pogadasz.
No to kaski na głowy i jazda. Wszystko pięknie, kiedy nagle...

Echem po alejach AWF niesie wrzask/płacz Kacpra. Marysia szybko podjeżdża do brata, zaraz potem podchodzi dziadek i pyta:
- No co tam się wydarzyło, opowiadaj.
Chlipiąc duka. A... bo... ja... chciałem sobie... jedną ręką... kask poprawić i się wywaliłem.
- No dobrze. Pamiętaj, by kontrolować kierownicę dwoma rękoma i będzie dobrze. Nic takiego się nie stało:)
A widzisz dziadek! Triumfuje Marysia. Gdyby Kacper nie miał kasku, to by mógł sobie głowę rozbić!
- Tak...? Mrużę oczy i z uśmiechem odpowiadam. Gdyby Kacper nie miał kasku, to by rączki z kierownicy nie zdejmował i by się... nie wywrócił.

Marysia składa piąstki pod boki i... intensywnie myśli. Małe zwoje się grzeją, w końcu robi charakterystyczny grymas. Milczy.
Ona wie i ja wiem. Dzisiaj 1:0 dla dziadka:)

Melon
23.04.2025, 10:36
El to pomyłka, musi znasz innego melona bo mi daleko do pisania esejów :D

siwy
23.04.2025, 11:00
Czytam i ja. Fajne to.

Pozdro.

El Czariusz
23.04.2025, 11:57
Może jutro uda mi się wypuścić kolejny odcinek, pewności jednak nie mam, bo lecę służbowo na statek, otworzyć wiosenny sezon kąpielowy nad jednym z mazurskich jezior.
Porządna, wiejska impreza. Remiza, wstęgi, wójt z całowaniem jego gdzie należy itd.

Tymczasem...

Fabularyzowany dokument Krzysztofa Wojciechowskiego, którego zbiorowym bohaterem jest grupa mieszkańców Starej Pragi, żyjących w przedwojennych kamienicach. Na skutek decyzji administracyjnych mają oni opuścić swoje mieszkania i przenieść się do wieżowców z wielkiej płyty wybudowanych na peryferiach Warszawy.
"€žRóg Brzeskiej i Capri"€ to obraz szczególny z wielu względów, z których najważniejszy to kapitalne uchwycenie klimatu tzw. starej Warszawy, lokującej się na Pradze Północ, gdzieś między Dworcem Wschodnim oraz ulicami Targową, Ząbkowską i tytułową Brzeską. Jak przyznawał sam reżyser, koniec lat 70. był ostatnim momentem, by „okatorów€ tego świata zarejestrować w ich naturalnym otoczeniu.

Właśnie ten wątek, odchodzenia starego świata, rozbijania i zaniku dawnych więzi, jest w filmie najważniejszy. €žCi ludzie, których pokazuję w tym filmie, niezależnie od tego jak oceniamy ich morale, ich model życia, zachowali unikalną dziś cechę €“ poczucie wspólnoty, solidarności a także wzajemną życzliwość podkreślał Wojciechowski w wywiadzie dla tygodnika €žFilm€

Polecam ten obraz z ninateka.pl
https://ninateka.pl/movies,1/rog-brzeskiej-i-capri--krzysztof-wojciechowski,10862

Wegrzyn
23.04.2025, 14:04
Fajnie moc Cie znowu czytac :blues:

El Czariusz
24.04.2025, 07:23
U0Z56kWNVfs

Kaprys arabski... Urodziłem się w 1963r.
Ze Strażnikiem Domowym dożywamy obecnie, wspólnie 120 lat. Poza tą okrągłą liczbą, trwale łączy nas korzec maku. Konkretnie dwa ziarenka ludzkiej powodzi połączone wspólną datą. Urodziliśmy się tego samego dnia i m-ca.
70 lat wspólnego pożycia upłynęło nam w zeszłym roku.

Strażnik Domowy pochodzi z długowiecznej rodziny. I po mieczu i po kądzieli.
Dziadek Strażnika po mieczu, był piątym w historii, najstarszym mieszkańcem... Wąchocka.
Tak, tego Wąchocka;)
Po kądzieli 90-tki nie przekroczyli tylko ci, których pożarły rekiny. A, że w Bałtyku rekinów nie ma...
Wstyd się przyznać ale nie pamiętałem daty urodzin Babci Małkowej, która spokojnie dożyła by setki, gdyby jej się firanek w wieku 95 lat nie chciało zmieniać. Spadła z krzesła, łamiąc miednicę ale jeszcze rok później dostaliśmy ze Strażnikiem od babci pocztówkę na wspólne urodziny.
O Babci Marysi już wspominałem. "Wycięła" ten sam numer, co jej mama... Cholerne firanki!
Obie panie jeszcze długo po 90-tce czytały bez okularów i dobrze orientowały się, co w trawie piszczy. Jeżeli o tym pokoleniu mówi się: mohery, to moje starsze "panie babcie" były ich antywzorcem.

Z babcią Marysią łączyła mnie szczególna więź. Babcia uwielbiała podróże. Co prawda nigdzie, poza Szamocinem nie była ale od czego miała mnie?
Dość powiedzieć, że o wszystkich moich "poważnych" eskapadach Strażnik Domowy dowiadywała się ostatnia, babcia Marysia pierwsza.
Zawsze mniej więcej ten sam scenariusz. Wpadałem "na chwilę" do babci i...
- Babciu... jest akcja!
Coś planujesz?! I już od babci "w progu" był entuzjazm!
- Kurde mol, jest taki temat... ale wiesz...
Się rozumie. Ani mru mru!
- No właśnie.
Opowiadaj!
Na jakieś dwa tygodnie przed wyrypą "wprowadzaliśmy do gry" babcię Elę. Moją teściową, choć ten wyraz w tym wypadku oddaje tylko samą koligację, to moja druga mama "poprostu". Po prostu mama. Długo robiła za starszą siostrę swej córki, bo jest "poprostu" piękną kobietą. Zresztą podobnie ze Strażnikiem, która z kolei bardziej wygląda na moją córkę niż żonę.

No więc to na Mamie finalnie spoczywał "obowiązek" wprowadzenia Strażnika w zagadnienie. Scenariusz zawsze ten sam. Najpierw mega opór Strażnika, bo tak jakoś te moje wycieczki nie do końca banalne były i z reguły gdzieś za bramą piekieł zaczynała się przygoda.
Mama/babcia Ela odziedziczyła pragmatyzm po swojej mamie i finiszowała coś w stylu:
- Córuś... No i co ci z tego, że on zostanie...? Będzie siedział, się nie odzywał, grobowa atmosfera, będzie do niczego. I ty się będziesz źle czuła i on. A tak... on pojedzie, a ty będziesz miała ŚWIĘTY SPOKÓJ. Nie martw się niepotrzebnie. Niech się martwią ci, którzy mu staną na drodze. On diabła oswoi i wróci pokorny jak baranek. No...

https://i.ibb.co/qLL07pMY/Pamir-2.jpg (https://ibb.co/PssTFgZG)

Cdn.

dawid8210
24.04.2025, 11:35
Wniosłeś tym tematem tutaj koloryt Panie El. Dobrze się czyta. Skłania do przemyśleń :)

<mario>
26.04.2025, 06:37
Dzień dobry...
wrócę tu wieczorem:)

Mucha
26.04.2025, 10:15
Mario Brachu.
Dobry wieczor!
Kope lat...
:)
Odzywaj sie tu.

<mario>
26.04.2025, 22:20
Dobry wieczór!
Kopa lat Muszko:)

El Czariusz
28.04.2025, 12:00
Dziadku, drogi dziadku nie chcemy jeszcze spać,
chodź tu, zabawić nas,
przecież wiesz,
na dobranoc bajka musi być,
naszym gościem bądź, gościem bądź...

Idźcie do dziadka, dziadek opowie wam bajkę.
- No dobrze... Dzisiaj opowiem wam historię o złym księciu Lwowiczu, jego żonie Frau Filtz i orzechu obieżyświacie.

Orzechu powiedz na początek, skąd ty mieszkasz?

Wbrew pozorom polska nazwa orzechów włoskich nie pochodzi od Włoch, choć przywędrowały one do nas z południa. Tak naprawdę dotarły one do nas poprzez łuk Karpat z terenów dzisiejszej południowej Rumunii, czyli z Wołoszczyzny.
Pierwotnie nazywano go orzechem wołoskim, z biegiem lat ta nazwa uprościła się do orzecha włoskiego. Być może na przekształcenie tej nazwy wpłyną też fakt, że popularne w Polsce "jacki" zostały przywiezione z Rzymu, a więc z Włoch.

Skąd się wzięły jacki?
W Polsce nazwą jacki określa się orzechy włoskie, ale nie wszystkie, tylko te najbardziej szlachetne, o wielkich orzechach mieszczących się pojedynczo w pięści, które posiadają bardzo cienką skorupkę. Nazwa się wzięła od Jacka Odrowąża, zakonnika dominikańskiego, który w 1218 roku przywiózł orzechy włoskie do Polski z Rzymu. On jako pierwszy na ziemi sandomierskiej rozmnażał tą szlachetną odmianę orzecha włoskiego o bardzo dużych owocach, która następnie poprzez sieć klasztorów zakonnych rozprzestrzeniła się na całą Polskę.
Być może dlatego też, pierwotna nazwa orzech wołoski, tycząca się mniej szlachetnych odmian tego orzecha, o mniejszych owocach i grubszych łupinach, z biegiem wieków ewoluowała w nazwę orzech włoski, za sprawą tradycji łączącej orzecha z zakonnikiem Jackiem. Dlatego nie możemy powiedzieć, że wszystkie orzechy przywędrowały do nas z Wołoszczyzny, część również z Włoch.

Południowe pochodzenie orzecha włoskiego
Niezależnie skąd dotarły do Polski poszczególne egzemplarze orzecha włoskiego, to kierunek był zawsze ten sam, z południa na północ. Również w innych krajach Europy północnej nazwy orzecha włoskiego wskazują jednoznacznie na jego południowe pochodzenie i że w zamierzchłych czasach gatunek ten nie występował w tej części Europy.
Do naszych wschodnich sąsiadów a więc do Rosji, czy jak wówczas mówiono na Ruś, orzech włoski przybył podobnie jak wiara chrześcijańska z Bizancjum, a więc z Grecji, stąd jest w Rosji nazywany nie włoskim tylko greckim orzechem грецкий орех (grieckij ariech).

Natomiast w krajach germańsko języcznych orzech włoski jest nazywany walnut. W tym wyrazie znajduje się starogermański rdzeń wahl oznaczający tyle co "obcy", "nie stąd", a który najprawdopodobniej germanie przejęli od Celtów. Wskazuje to też ewidentnie, że orzech włoski był gatunkiem obcym na terenach zamieszkałych przez Germanów i Celtów.
Amerykanie powszechnie używają błędnej nazwy English walnut, niejako wskazując, że rodzimym krajem tego orzecha jest Anglia i są do tego święcie o tym przekonani. Oczywiście jest to błąd. Nazwa ta wskazuje tylko kierunek skąd przywieziono większość sadzonek orzecha włoskiego na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych.
Natomiast na zachodnie wybrzeże USA, głównie do Kalifornii orzech włoski dotarł za sprawą zakonu franciszkanów, którzy w 1769 roku przywieźli go do słonecznej Kalifornii i zaczęli je uprawiać. Przypomnę tylko, że wtedy aż do połowy XIX wieku, obecne tereny zachodnie USA były pod władaniem Hiszpanii. Do dzisiaj Kalifornia jest jednym z najważniejszych producentów tego orzecha w USA.

Starożytni Grecy nazwali orzechy włoskie „kara” (głowa), ponieważ ich wygląd odzwierciedlał kształt i wygląd ludzkiego mózgu. Ten wygląd orzechów był również źródłem popularnych wierzeń w czasach średniowiecznych, kiedy to uważano, że orzechy włoskie są lekarstwem na ból głowy i wszelkie ułomności myślenia. Stąd się wziął przesąd, że jedząc dużo orzechów włoskich człowiek może zmądrzeć – co jest ewidentną głupotą.
Starożytni Grecy byli pierwszymi Europejczykami, którzy poznali ten gatunek orzecha, został on sprowadzony do Grecji z Persji i rozprzestrzenił się na jej terenie pod nazwą "Persicon" i "Basilicon" (basilikos – królewski). Niewątpliwie zasługę w upowszechnieniu orzecha włoskiego w Grecji miały podboje Aleksandra Wielkiego Macedońskiego, który podbił również i Persję, dzięki czemu dużo nowinek w tym czasie spłynęło do Hellady.
Dalekim echem tych wydarzeń jest do dzisiaj funkcjonowanie w języku niemieckim i angielskim nazwy orzecha włoskiego jako Persische Walnuss / Persian Walnut, czyli orzech perski.

Pierwszym zachowanym botanicznym opisem orzecha włoskiego jest opis sporządzony przez greckiego uczonego Teofrasta (370-287) z Eresos na wyspie Lesbos. O orzechu włoskim pisali też Rzymianie między innymi Wergiliusz jak i Pliniusz Starszy (23-79),który w swojej Historia naturalis opisywał uprawę tego orzecha, przy czym znał on już kilkanaście odmian orzecha włoskiego. Pliniusz Starszy był też przekonany, że cień tego drzewa źle wpływa na zdrowie człowieka oraz rozwój roślin.

Dalsza droga uprawy orzecha włoskiego wiodła z Grecji, poprzez kolonie greckie w Italii do samego Rzymu, gdzie owoc ten został utożsamiony z najwyższym rzymskim bóstwem Jowiszem. Dlatego orzech włoski Rzymianie nazywali „żołędzią Jowisza”, a samo drzewo stało się poświęcone ojcowi bogów Jowiszowi. Jego uprawa stopniowo zaczęła obejmować inne prowincje, aż objęła całe Cesarstwo Rzymskie. Współczesna łacińska nazwa orzecha włoskiego to: Juglans regia, gdzie człon juglans wywodzi się bezpośrednio od rzymskiego jovi glans (żołędzi Jowisza), a regia jest odpowiednikiem greckiego basilicos, czyli królewski.

Mity o narodzinach orzecha włoskiego
Jak głosi grecki mit, pewnego razu Apollo zatrzymał się u Diona króla Lakonii (Sparta), ojca trzech córek – Ofre, Lyko i Karyi. Chcac odwdzięczyć się królowi za gościnę Apollo obdarzył jego trzy córki mocą wieszczą, z zastrzeżeniem że nie mają prawa wtrącać się w sprawy bogów. Za jakiś czas u tegoż samego króla, gościł brat Apollina Dionizos, który zakochał się w ostatniej, najmłodszej córce króla – Karyi. Zazdrosne siostry nie patrząc na wcześniejsze nakazy Apolla, zaczęły szpiegować Dionizosa i Karyę nie dając im spokoju. Oczywiście nie omieszkały też donieść o tym swojemu ojcu. Wiadomo jak on zareagował, znając opinie Dionizosa jak o żigolaka. Za wścibstwo Ofre i Lyko, bogowie rzucili na nie klątwę doprowadzając je najpierw do obłędu, a następnie zamieniając w głazy.

Po tych wydarzeniach Karya zmarła z rozpaczy, gdyż czuła się odpowiedzialna za to co się stało, tzn że jej zachowanie i uczucie do Dionizosa doprowadziło do całego nieszczęścia a w finale do obłędu i śmierci jej sióstr.
Dionizos, aby w jakiś sposób przywrócić do życia dziewczynę, którą tak bardzo kochał, zamienił ją w obficie rodzący owoce orzech. Później Artemida wyjawiła tą tajemnicę Lakończykom, a wdzięczny lud zaczął ją nazywać Artemidą Kariatydą i zbudował świątynię, której kolumny, wyrzeźbione zostały z drzewa orzecha włoskiego i miały kształt kobiety- kariatyda.

Symbolika orzecha włoskiego
Ze względu na mnogość, rodzonych owoców, już w starożytności orzech włoski stał się symbolem płodności i nie bez powodu został przypisany Jowiszowi , czyli najpłodniejszemu z wszystkich bogów ( ojcu bogów). Nazwa łacińska orzecha włoskiego jovi glans czyli żołędzi Jowisza odnosiła się nie tylko jako wskazanie na orzech jako owoc sam w sobie, ale również do części anatomicznej penisa czyli żołądzi. Jeszcze w XIX wieku we Włoszech można było na prowincji obserwować zwyczaj obrzucania nowożeńców wychodzących z kościoła właśnie orzechami włoskimi, a nie ryżem czy zbożem. Miało to im zapewnić liczne potomstwo oraz tak ścisły związek w małżeństwie jak nierozerwalne są dwie połówki tego owocu. Rzymianie również dokonywali tego rytuału, chociaż w tym przypadku grzechot spadających orzechów miał zagłuszyć krzyki panny młodej „porwanej” do małżeństwa.

W chrześcijaństwie orzech włoski wiązano z wyobrażeniem zmartwychwstania, bo tak jak on osłania swoją pestkę twardą okrywą, tak grób ukrył na krótki czas zwłoki umęczonego Chrystusa, a rozbity orzech to otwarte i puste miejsce pochówku zmartwychwstałego Zbawiciela.
Natomiast wczesnochrześcijański filozof i teolog św. Augustyn, Aurelius Augustinus (354-430), wyróżniał w orzechu skórzastą powłokę wyobrażająca ciało Jezusa, jej gorycz wyrażała cierpienie, skorupa – drewno Krzyża Świętego, a jądro – główne tezy objawienia Bożego.

Wiedźmy, czarownice i uroki
W dawnych czasach byli i tacy ludzie, którzy nigdy nie podróżowali bez orzecha w kieszeni, wierzono bowiem w jego moc mającą chronić przed złymi urokami. Według niektórych podań z południowej Italii rzucając orzechy włoskie na ziemię, można było sprawić, aby spełniło się przy tym wypowiedziane życzenie.
W regionie Reggio Emilia położenie orzecha włoskiego pod krzesłem miało pozwolić na przywiązanie do niego czarownicy, jeżeli oczywiście by na nim usiadła. Należało jednak uważać na uroki, które przy tym mogła rzucić piekielnica.
Najsłynniejszym orzechem we Włoszech jest prawdopodobnie ten z Benewentu. W siedemnastowiecznym dziele Della supersticiosa noce di Benevento (O zabobonnym orzechu z Beneventu), stanowiącym opracowanie łacińskiego anonimowego rękopisu De nuce maga bebeventana (O magicznym orzechu z Beneventu) dokonane przez tamtejszego lekarza, można przeczytać , że osiadli na tamtych terenach Longobardowie pod orzechem włoskim dokonywali dziwnych obrzędów na cześć złotej żmii.

Książę Romuald, który przewodził Longobardom podczas oblężenia Beneventu, które prowadził w imieniu bizantyńskiego cesarza Konstansa, został przekonany przez biskupa miasta Barbato do nawrócenia się na wiarę chrześcijańską. Dzięki temu odniósł zwycięstwo i zakazał kultu złotej żmii. Biskup natomiast wykorzystał natychmiast sytuację i kazał ściąć uznane za symbol zła drzewo orzecha włoskiego.
Orzech jednak odrósł i stał się miejscem orgiastycznych sabatów czarownic, podczas których kobiety za dnia nie wyróżniające się niczym, oddawały się dzikim tańcom, dziwnym rytuałom i wyuzdanym praktykom seksualnym. Później dosiadały mioteł albo wykastrowanych koni o ciemnych zadach i wyruszały, by szkodzić ludziom. Przypisywano im – czarownicom – co tylko można: poronienia, choroby, narodziny niedołężnych dzieci, klęski żywiołowe i nawet to że komuś handel nie poszedł na targowisku.

W średniowieczu w Italii często stosy na których palono czarownice oraz heretyków układano właśnie z gałęzi orzecha włoskiego, Ponieważ powszechnie wierzono, że to drzewo jest siedliskiem wszystkich złych mocy. Podobne wierzenia posiadali średniowieczni mieszkańcy krajów niemieckich, tylko że tam za drzewo czarownic uchodziła czereśnia.

Orzechy włoskie w Chinach
Chińczycy jeszcze wcześniej poznali orzechy włoskie, gdyż przywędrowały do nich już w II tysiącleciu p.n.e. z podnóży Himalajów poprzez dzisiejszy Tybet. W starożytnych Chinach orzechy włoskie stały się symbolem zamożności i dobrobytu. Około III wieku naszej ery wytworzył się tam zwyczaj noszenia przez zamożnych pary orzechów w dłoni i obracania nimi. Był to symbol nie tylko zamożności , ale też i wysokiego statusu społecznego czy dobrego urodzenia. Często takie orzechy były oprawiane w otoczki ze złota.
Współcześnie w Chinach nastała moda na wszystko co starożytne, także i zwyczaje, zwłaszcza wśród noworyszy, którzy nawiązując do starożytnych tradycji chcą niejako podnieść swój status społeczny, a niejako zakamuflować swoje wiejskie, proste pochodzenie.

Stąd też nastała moda na posiadanie idealnych par orzechów, z którymi tacy nowobogaccy mogą się obnosić po okolicy podkreślając swój sukces jaki osiągnęli w biznesie. Chociaż obecnie w Chinach znajduje się aż 40% światowych upraw orzechów włoskich, to mało kto z Europejczyków zdaje sobie z tego sprawę, że większość tych upraw nie prowadzi się dla wnętrza tych orzechów czyli nasion, tylko dla samych łupin.
Dla przeciętnego Europejczyka, który ceni walory smakowe i zdrowotne tych orzechów wydaje się to być absurdem, aby uprawiać orzechy włoskie tylko i wyłącznie dla samych łupin.

Tymczasem moda chińskich nuworyszy na posiadanie oznaki swojego statusu, czyli pary orzechów, które obraca się w ręku, przybrała w chwili obecnej coś na kształt XVII wiecznej tulipomanii w Holandii.
Ponieważ dla Chińczyka nie wystarczy byle jaka para orzechów , najbardziej cenione są te bardzo duże, o bardzo pofałdowanej powierzchni. Gdzie fałdy na obu połówkach orzecha muszą być idealnie symetryczne. Do tego nie wystarczy, aby fałdy na jednym orzechu były symetryczne, musisz posiadać dwa takie same identyczne orzechy o idealnie symetrycznych fałdach, wręcz bliźniaki.

Współcześnie na chińskich aukcjach, idealne pary orzechów osiągają nieraz niebotyczne ceny liczone nawet w setkach tysięcy dolarów. Natomiast orzech włoski jest jednym z najczęściej kradzionych w Chinach owoców, dzieje się tak ze względu na bardzo wysokie ceny jego łupin. Istnieje w Chinach pewien rodzaj hazardu , gdzie można założyć się o to które orzechy jeszcze w zielonych skorupach będą miały idealne fałdy.
https://pinkmartiniboy.wordpress.com/2018/09/28/orzech-wloski/

Cdn.

Ronin78
28.04.2025, 13:50
Wstyd się przyznać ale nie pamiętałem daty urodzin Babci Małkowej, która spokojnie dożyła by setki, gdyby jej się firanek w wieku 95 lat nie chciało zmieniać. Spadła z krzesła, łamiąc miednicę ale jeszcze rok później dostaliśmy ze Strażnikiem od babci pocztówkę na wspólne urodziny.
O Babci Marysi już wspominałem. "Wycięła" ten sam numer, co jej mama... Cholerne firanki!

Musisz pamiętać, po 90'tce montuj żaluzje :Thumbs_Up::)

El Czariusz
28.04.2025, 14:12
Dziadek do orzechów sentyment ma.

11zLl5MeMUc

Na majdanie zamku, w którym mieszkał Zły Lwowicz, z niemniej złą Frau Filtz rosły sobie cztery orzechy.
Przy majdanie, w czworakach mieszkali zaś chłopi, których sąsiedztwo bardzo w niesmak było księciu i jego Frau. Zamek kupili niedawno ale majdan był wspólny.
- Dziadku a jak się można nazywać "frał filc"?
To coś w stylu do Cruelli de Mon! Marysiu.
- Ooo, to bardzo zła baba, ona porwała dalmatyńczyki i chciała je przerobić na futra! Krótko podsumowują dzieci. I co dalej, co dalej?

I tu była podobna sprawa! Lwowiczom przeszkadzały te orzechy właśnie. Knuli jak je po cichu wyciąć, bo miejsca na karocę i konie za mało im było. Szczególnie na dwóch im zależało bardzo. Obiecali mieszkańcom, że uporządkują teren ale drzewa wszystko zostawią. Zresztą nie tylko tam orzechy rosły ale stara śliwa i jabłoń oraz klon czerwony. Były też dwie stare szopki, które mieli wyburzyć i postawić nowe.
Ludzie w dobrej wierze się zgodzili.

Kiedy kilka m-cy wjechały buldożery na plac okazało się, że mają zniszczyć wszystko, posadzić trawę i tyle!
- Dziadku, to straszne dranie.
Prawda. Lwowicze tak, zwłaszcza Frau Filtz choć jedno drugie warte było. Na szczęście szef firmy od buldożerów był dobrym człowiekiem i powiedział, że drzew nie ruszy, co najwyżej tylko dwa orzechy - najmniejsze, wykopać musi ale tak zrobi, że z korzeniami łyżką podbierze i odstawi na bok.

Całe szczęście, że na zamku mieszkał jeden dziadek, taki jak wasz, tu leżący z wami.
- Też taki dobry i fajny?!
No pewnie! Dziadek Dariusz, bo tak miał na imię, poszedł do Lwowicza i powiedział.
- Słuchaj gościu... Jeżeli choć jedno drzewo z tego podwórka zniknie lub ławka, to...
Tu dziadek (narrator) miał problem co w usta dziadka Dariusza włożyć, by to jakoś elegancko ale stanowczo dla wnuczków wybrzmiało.
- Co mu powiedział dziadku?!
Że zrobi z Lwowiczem... porządek, lepszy niźli ten sobie zaplanował z podwórkiem. Kacperek aż ząbki zacisnął w skupieniu.

Niestety jeden orzech nie przeżył, mimo starań właściciela buldożerów. Ten drugi ocałał na szczęście. Te dwa młode orzechy miały swoją, podwórkową podobną historię. Zapomnijmy na chwilę o Lwowiczu i Frau Filtz, otóż to był samosiejki. Te orzechy znaczy.
- Samosiejki?
To takie drzewka, które rosną same z upadłych na ziemię owoców swoich rodziców. Np. rośnie sobie orzech. W listopadzie jego owoce, czyli znane wam orzechy, to takie dzieci drzewa, z którego spadły na ziemię. Zbieramy je, suszymy i potem rozbijamy i zajadamy się zawartością.
Ale też z takiego spadłego orzecha może wyrosnąć nowe drzewko i tak musiało być w tym przypadku. Jeden wyrósł w ogródku a drugi za... ławką.
I o tym dalej będzie mowa...

fassi
28.04.2025, 16:54
Wielu sie pyta jak wygląda elwood, gruby on, czy chudy, ma kapelusz albo czapko. A Elwood tak naprawdę leży na na emeryturze w NRD, w nrdowskiej hali na siano pokrytej azbestem i delektuje się wiosenna pogoda.

142465

Buty zawiozłem mu do szewca bo zębem czasu się trochę spekaly. Bute te ryly jeszcze afgańska ziemię wożąc gości z Orbisu na zagraniczne i drogie wycieczki.

142466

Pytanie tylko, czy nowe buty za 100pln sztuka dają radę doczlapac do kaukazu? Albo dalej? A jak poczlapia dalej to iść dalej czy wracać aby starczyło na doczlapanie do domu?. Co mówią podróżnicy o butach za 100 PLN? Czy to wogole da się wyjść w nich z domu? A co jak zaczną uciskać elwooda i nie dojedzie do knajpy? Może zacznie się kotłować ta myśl w baniaku: jakbym kupił za 1000 to pewnie bym doczlapal...

Knajpa na horyzoncie zimne piwo, a but ciśnie do krwi i dramat życia gotowy, psychicznie nie do zniesienia. Leżysz na glebie i cierpisz jak werter. Co ci po ryju któremu się chce pić, jak nogi cię do knajpy nie zaniosą? A na nogach buty które też muszą iść do knajpy a nie chcą? Buty to bardzo ważny element kontaktu z planeta przecież. Bez buta nie dojdziesz z buta do knajpy na piwo. Gdyby nie ryj, nie szedlbys do knajpy.

Pytanie tylko które buty bardziej chcą, te za tysiąc czy te za sto?

W końcu wchodzisz do knajpy i patrzysz a tam na wisi tablica "piwo dyskusyjne". Dlatego musisz mieć dyskutanta ze sobą, też w butach aby do knajpy doszedł z buta. Jak sam ze sobą podyskutujesz, to mordoobicie murowane i wyjazd z knajpy - znamy to z autopsji. Z dyskutantem jest bezkrwawo. Argumenty, filozofia, nicze, Platon. Piwo za piwem, temat za tematem i tak aż do nocy. W nocy dyskusja przenosi się na mosty rzeczne, nabrzeża, lasy, łąki. I tak dobl rana z plastikowych butelek zaprawionych z kija dyskutujesz. W trampkach z nrdowskiego demobilu kupionych na targu.

Bez butów nigdy by się to nie stało. Boso nie pójdziesz przecież do knajpy z buta.

Według księgi schizofrenii bezobjawowej , jest wiele elwoodow. Ten Elwood drugi czyli łącznik kierownicy z siedzeniem to tylko ktoś kto chce elwoodowi pierwszemu podrapać po rdzy na ramie. Jeszcze był wujek w stanach, elwood trzeci ale on tylko muzykę do kotleta robił.

El Czariusz
29.04.2025, 09:14
FjCbvxUTo-w

Ten ELWOOD, to taki orzech. Kolejny w rodzinie.
On tylko wymagał troski, niczego więcej...
w 2013-tym osiadł na tych kapciach/butach na podwórku serdecznego kumpla, bo zajęli się nim wcześniej źli ludzie. Źli ludzie z serwisu, znanego na całym globusie PL. Łącznik między pedałami a kierownica nie miał już grama kasy ale obracał się w świecie rowerowych Asów.

Ów Łącznik miał już dwie nominacje do kolosów za sobą. Siedział z kolegami, z których jeden zdobył nawet Kolosa, a nawet dwa; za pustynne Altiplano i trawers Pamiru na rowerze.
Nomen omen, tuż przed tym trawersem Łącznik wsiadł sobie na rower kolegi, który miał tego (na tym rowerze) dokonać i 20 latach przerwy (w kontakcie) pojechał sobie na wycieczkę - na Hel. Po angielsku.
Było to w maju, z początkiem maja bardziej. Tego dnia pogoda z rana była piękna. Idealna na majówkę. 20 kilka stopni. W sam raz na rower, koszulkę bez rękawów, na lekko...

Do Piekła jest z Przystanku Oliwa 90km. Jechało się tam wyjątkowo cudownie. Cudownie kręcił wiatr, cały czas dując w plecy. Na cyplu Hel nie był jeszcze Piekłem. W cudownym słońcu, będąc NA Helu Łącznik wziął morskie ablucje i... Znalazł się W Piekle.
Wychodząc z wody, w ciągu kilkunastu minut nadciągnął z zachodu zimny front. Temperatura spadła do 12stu stopni... Tyle wskazywało na drogowym słupie, na skraju Kępy Puckiej przed zjazdem do Redy.
Łącznik miał już wtedy w nogach 150km, pośladki były rozbitymi schabowymi z prlowskiego baru mlecznego. Z "placka" wielkości dłoni bez palców, kryjącego po waleniu tłuczkiem, cały talerz... Od Władysławowa obficie traktowany wodą lejącą się z nieba z cudownym w mordewindem.

5km dalej Łącznik się poddał... Wsiadł do SKM w relacji Wejherowo - Gdańsk. Opadł ostatkiem sił na wolne siedzisko w "służbówce", skupiając na sobie uwagę bezimiennych pasażerów wokoło. Wszyscy jak jeden ciepło ubrani patrzyli na gościa w cienkiej podkoszulce (na ramiączkach) obciekającego wodą. To na niego, to na rower, to na rosnącą kałużę wody...
Wymęczony, skatowany wręcz Łącznik nagle zaczął się... uśmiechać. Jakoś tak bezwiednie, ten uśmiech/nastrój zaczął się udzielać najbliższemu otoczeniu. Łącznik po postu wracał myślami do...

Z "Bloga EWLOODA"

Pomarańczowe Wigry 2

Niedziela komunijna był piękna.
Słońce raziło za oknem i pobudzało wyobraźnię. Wiosna. Prawdziwa wiosna!
Puzatek promieniejący szczęściem znosi składaka na parter. Czuje niesamowitą wewnętrzną siłę. Energia go rozpiera. Wskakuje na rower i kręci pedałami.
Na początku powoli, delektując się każdym obrotem! Rany Julek… W porównaniu z Bobo, przestrzeń nie istnieje!
Chwila moment Puzatek rozpędza się i wpada z impetem na boisko. Z całej mocy hamuje, a za nim ciągnie się ch-styczny ślad! Ale frajda! Rozpęd i hamowanie, rozpęd i hamowanie, rozpęd i… gleba! Gleba, ale jaka! Luz! Nic się nie stało! Można powtórzyć!
Kontrolowane uślizgi nie sprawiają Puzatkowi żadnego problemu!…

Po kolejnym, Puzatek ustawia się przypadkowo rowerem w kierunku kina Aurora. O kurde…! Za kinem jest droga do przychodni, a dalej na…
Puzatek zbiera myśli…
– A dalej na PAS STARTOWY!
Nigdy tam nie był. Ale tam, gdzieś jest morze! A nad morzem, to dopiero pięknie jest!
– Łojej… Może by tak spróbować?!
Podniecenie Puzatka sięga zenitu. Hormony (no, takie mikre jeszcze) szaleją!

Jeszcze chwila i… koła składaka smyrają asfalt! Ale prędkość! Na asfalcie przy przychodni pojawiają się pierwsze samochody. Puzatek roztropnie trzyma się blisko krawężnika, ale próbuje się z nimi (znaczy autami) ścigać!
– Boże, jak cudnie! Gada co rusz, sam do siebie!
Rower po prostu płynie.

Puzatek nie czuje żadnych oporów. Można też odpocząć, bo składak ma wolnobieg. Oczywista Puzatek nie kuma w czym rzecz, ale może dać kitę i trzymać stopy na pedałach. To genialny wynalazek! Puzatek szaleje.
Szpula i odpoczynek, szpula i odpoczynek… I do tego rower sunie niesamowicie, jakby ciągany niewidzialną ręką.

Gdy za sobą pozostawił ostatnie zabudowania Rumii zobaczył Kazimierz. Tylko o nim słyszał do tej pory. Jechało mu się jeszcze latwiej! Szpulował na maksa. Połykał kolejne metry niczym wolny ptak…
W tym bez opamiętaniu nie zwrócił uwagi, że słońce przestało świecić od dobrych kilkunastu minut. Za Kazimierzem dopadły go pierwsze krople deszczu, ale i tak jechało się super! Puzatek zatrzymał rower i obejrzał się za siebie.
Rumia była taka malutka… O tam, tam… Tam jest Markowcowa na pewno!
Z tej krótkiej zadumy wyrwał go gwałtowny podmuch wiatru. Ów przyniósł ze sobą kolejne krople, które ostrym smagnięciem sprowadziły Puzatka na ziemię.
– Trzeba wracać! Może zdążę przed tymi ciężkimi, ołowianymi chmurami. Pomyślał.
Czuł się znakomicie. Zaraz pewnie będę na miejscu…

Ale…

Dlaczego rower nie chce jechać…?! Puzatek próbuje pedałować z całych sił ale rower prawie stoi w miejscu! Nie ma mowy, by stanąć na pedałach i odpocząć… Rower natychmiast się zatrzymuje…!
Deszcz przeszedł w ulewę. Z nieba lała się ściana wody, która wyczyniła na ulicy isnte harce! Nie dość, że w pionie, to jeszcze fale wody chadzały w poziomie…
Co rusz jedna z takich fal trzaskała po buzi Puzatka. Mało tego… Nie pozwalała jechać, ba… nawet pchać rower!

Puzatek oniemiał…
Po kilkunastu minutach beznadziejnej walki poddał się i nawet chciał zapłakać ale… ALE NIE!
Zawziął się i zaczął pchać rower!
– Winnetou na pewno też by pchał! I ta myśl, co naszła go nagle, wróciła mu siły!
Pchał ten rower z niezwykłą determinacją. Fakt… Zdarzyło się uronić łezkę (bardziej z wściekłości) ale w tej powodzi i tak nikt by nie dostrzegł, tej chwili puzatkowj słabości… Puzatek więc tak pochlipywał od czasu do czasu w rytm zacinającego wiatru.

Ile ta walka trwała?
Puzatek nie pamiętał. Jedno jest pewne. Nie zdążył na podwieczorek. Podwieczorek podawało się w domu Puzatka tylko w niedzielę. Ze dwie godziny po obiedzie.
Po Zwierzyńcu (poniedziałek), Ekranie z Bratkiem (czwartek) i Teleranku (niedziela) była to najbardziej ulubiona pora Puzatka.
Na podwieczorek w niedzielę nie podawano chleba z masłem i cukrem… Były prawdziwe pączki i drożdżówki, a raz na m-c MAKOWIEC!!! Tego dnia, z racji komunii, był.
Jadźka wprost promieniała, że brat odpuścił takie święto, rodzice zaś, zajęci swoimi sprawami, nie zwrócili uwagi, że Puzatka nie ma…

Gdy w końcu stanął przed domową klatką, rozejrzał się solidnie i jeszcze raz i gdy nikogo nie dostrzegł… zachlipał. Tak… ostatni raz!
Otarł oczy, wysmarkał nos w koszulkę i wgramolił się na trzecie piętro…
Gdy stanął przed drzwiami mieszkania jeszcze raz przetarł twarz, wygładził koszulkę na brzuchu, otarł siodełko i westchnął:
– Kurde… Ale maszyna! I nacisnął klamkę…

Styczeń 2013.
Wracamy do stolika z Asami.
Po pamiętnej, majowej wycieczce As musiał... zmienić rower. Łącznik wyczaił trzeszczący support ale po dokładniejszych oględzinach okazało się, że pęknięta jest rama przy suporcie. Rama chromo-moibdenowa da się pospawać ale wymęczona ekstremalnymi wyprawami właściciela, skłoniła go do wymiany na nową. Czyli jaką?
- Ściągnę z Anglii za tysiąc funtów nową i zbuduję na niej rower od podstaw.
Ile?! Pytam.
- Taki rower musi naprawdę wiele znieść odpowiada Grześ.
No nie... Przypomniałem sobie mój pierwszy (w sensie kupiony przeze mnie osobiście) rower. Bała to Ukraina rocznik 1974.
Ja bym ten twój Pamir opylił na "ruskim" rowerze za 200zł. Rzucam hasło. Byłby tańszy od pary twoich pedałów:)

Wzbudzam szczery śmiech.
- Na ruskim rowerze, to możesz sobie do Biedronki po piwo jechać a nie "w Pamir". Ktoś tam konkluduje.
Do biedronki...? Jest taki kultowy szlak tam. Hardcory rowerowe go robią na rowerach za tysiące złotych/euro a ja bym go opylił na Ukrainie. Tylko akurat Ukrainy nie mam. Śmieję się teraz ja.
Salwa śmiechu w odpowiedzi.
- Założycie się...?
Stoi!
Wyciągam telefon i dzwonię do kolegi, który od pół roku namawiał mnie, bym jako przewodnik w rzeczony Pamir z nimi pojechał. Po mojej stronie tylko wizy, o resztę nie muszę się martwić. Jadą w dwa terenowe auta na kołach z planety PL. Miejsce jest.
- Cześć Piotrek...
Siema El!
- Propozycja aktualna?
Z Pamirem?! No jasne.
Wchodzę ale stawiam dodatkowy warunek. Zabierzecie mi Ukrainę.
- Jaka Ukrainę?
Taki stary, ruski rower.
- Jasne. Nie ma sprawy!

8 m-cy później...

https://i.ibb.co/B9LY0rn/45840031.jpg (https://ibb.co/DZ4j08r)

https://i.ibb.co/Pz36Z6js/45840033.jpg (https://ibb.co/mF1cCcTr)

Poza namiotem, tryb lat 70-tych, by pasowało klimatem. Harcerski plecak, gitara defil i ja w niepedalskim stroju. W plecaku praktica mtl5 b z kompletem szklanych obiektywów, ruski primus itp.
Zakład wygrałem. 155 km (dokładnie tyle, co na pamiętnej "majówce") wzdłuż Pamiru i Pandżu.
Tylko jeden, mały dylemat... To był: Pamir na Ukrainie czy Ukraina w Pamirze?

tz28YBA1HUE

Wielu z Was zna już tę historię ale młodzi nie znają.

...Nie wiele możemy,
bo świat jest silniejszy
lecz wiemy, że warto mieć duszę otwartą...

El Czariusz
29.04.2025, 10:30
Ławka na majdanie stała tam od "zawsze"...
Tuż pod oknem dziadka Dariusza, który czasami na niej przysiadywał. Do południa była w słońcu, bo miała stricte ekspozycją południową. Na wiosnę, kiedy słonko wędrowało wyżej, przebijało się nad koronami strzelających w niebo kilku jaworów.
Jawor, lipa, wiąz, klon, jesion to takie typowe, polskie drzewa - dzieci moje kochane.

W naszym przypadku orzech zaczął pod ławką romansować z lipą. Romans trwał dobre kilka lat. Forpocztą romansu były liście szukające słońca między szczeblami ławki. Wtórowały im liście mięty i pokrzywy, obok krzaki topinamburu ale te miał większą swobodę.
- Tamburynu? Dopytuje Marysia.
Nie nie... Dziadek (narrator) się uśmiecha). Topinamburu.
- Co za dziwna nazwa!
Można by powiedzieć, ze topinambur był świadkiem tego romansu. Również babacia, żona dziadka Dariusza, która oszczędzając nieco miętę, co roku przycinała pozostałe "gałązki", sądzą, ze to jakieś chwasty.

Ale jednego dnia, tej wiosny dziadek Dariusz przyjrzał się listkom bliżej, zanim je babcia tradycyjnie zapewne przycięła by i patrzy... a to z jednej strony lipa a tuż obok wpleciony w nią orzech! Lub odwrotnie.
Dziadek odsunął ławkę i przyglądał się długo... Dla tej miłości nie ma miejsca w przyrodzie.
- Dlaczego?
Bo to taki mezalians Marysiu.
- Mezalians?
Mezalians, to związek traktowany jako niewłaściwy, trudny do zaakceptowania. gdyby to były dwa orzechy lub dwie lipy... Ale w tym przypadku oba chcą dominować, to znaczy realizować się (rosnąć) kosztem utraty wolności drugiego.

Ale jest na to rozwiązanie. Dziadek Dariusz postanowił orzecha przesadzić tam, gdzie na pewno było by mu lepiej a i lipa miała by swoją przestrzeń i rosła nieskrempowanie już teraz. Oczywiście dziadek musiał uprzedzić babcię, by już lipy nie przecinała.
Dziadek poprosił wujka Karpika o pomoc. Dziadek odkopał orzecha ile się dało i...

https://i.ibb.co/h12Ds9H1/image-1.jpg (https://ibb.co/XkFSXLpk)
...postanowili orzecha "wyrwać"

To musiało go boleć!
- Zapewne Marysiu ale orzechy to twarde drzewa są. Wystarczy dać im przestrzeń a szybko zapomną o bólu i będą się radośnie pięły do nieba!
A gdzie go dziadek Darek przesadził?
- Na skraj ogrodu.
Niestety... dziadek Darek nie wiedział, że Zły Lwowicz i Frau Filtz już knuli zmiany...
Pewnego wieczora, kiedy babcia, żona dziadka Dariusza przygotowywała kolację widzi Złego Lwowicza, jak po kryjomu wynosi ławkę i wyrzuca ją na śmietnik! namęczył się przy tym srodze ale ławkę wyrzucił.
Babcia woła dziadka;
- Zobacz... Zły Lwowicz gdzieś wynosi ławkę!

Dziadek Dariusz aż się zagotował. Już chciał biec i robić... porządek z Lwowiczem ale babcia roztropnie go powstrzymała.
- Jak Zły Lwowicz pojedzie ze swoją wiedźmą do pracy, to wtedy zrobisz z ławką, co uważasz.
Roztropna ta babcia! Dziadek Dariusz zatem poczekał do rana. Z drugim dziadkiem - Leszkiem, który był dużo starszy od dziadka Dariusza i ledwo już chodził (ale "wieki temu", to on tu tę ławkę postawił, remontując ją wcześniej) przenieśli połamaną (przez Złego Lwowicza) ławkę z powrotem, na swoje miejsce!

Dziadek Dariusz spojrzał na swoje wnuki... Szczęśliwe, zasnęły.

https://i.ibb.co/KpzWDvP9/IMG-20231104-221126.jpg (https://ibb.co/4ngp2rqj)

To jeszcze nie koniec bajki.
Po co ja o niej piszę...?

Gktun26eWLU

El Czariusz
29.04.2025, 12:28
https://i.ibb.co/20rk6ynL/F1000031.jpg (https://ibb.co/4wLVf7mD)

ELWOOD spędził kilka lat na warsztacie kumpla i spełniał role różne...
Potem wywędrował na dziedziniec i tam doczekał chwili, kiedy w końcu obrał kurs na zachód.
Znalazł swój nowy dom, gdzie ma odtąd bycze towarzystwo.

Wracamy do naszego orzecha. Znaczy po śniadaniu...

https://i.ibb.co/WpHDt2Zr/IMG-20240503-072222.jpg (https://ibb.co/M5g86Crz)

https://i.ibb.co/qLRShC2c/IMG-20240503-072251.jpg (https://ibb.co/4wjqC20X)

Dziadek (narrator) stara się dalej znaleźć drogę...
https://i.ibb.co/JRzt3GxM/IMG-20241003-080858.jpg (https://imgbb.com/)

Zatem dzieci kochane... Nasz orzech przesadzony w granice ogrodu jednak musiał zostać niespełna m-c później znowu wykopany...
- Biedny orzech...
Jak ten biedny Maciek, który musiał opuścić swój dom, oszukany przez dwóch braci - ulubiona bajka wnuczków. No co zrobić z orzechem?
To już jego druga przeprowadzka! Nie najlepsza to pora ale ratować orzecha trzeba!
No więc dziadek Dariusz postanowił wywieźć naszego obieżyświata daleko, daleko na wieś. Tam, gdzie dziadka Dariusza korzenie! Może tam - ten nasz orzech Obieżyświat (już przez duże "O") znajdzie swoją przestrzeń i zapuści swoje?
Jak dziadek Dariusz pomyślał, tak... zrobił!

Najpierw umówił się z "ciocią z jeziora", że zajedzie po drodze na Mazury, bo droga daleka.

https://i.ibb.co/8gNnk3sM/image-5.jpg (https://ibb.co/LdYDKwRS)
Zatem najpierw zapakował orzecha do baniaka z jego rodzinną ziemią i przygotował do załadunku...

...Potem hyc...
https://i.ibb.co/R4hcxJzm/image-4.jpg (https://ibb.co/KzNWM8Fk)
...na PaSkudę.

Paskuda dotąd specjalnego szacunku na podwórku nie miała. Ot... Elegantka, elektryczne szyby, klimatyzacja i inne takie pierdolniki, z którymi tylko potencjalne kłopoty.
Gdzie jej było do starego Golfa, co ma blisko 600 000km "na blacie" i ile tam nie postoi, to odpala szybciej niż ELWOOD. Lublin też nieco z góry na PaSkudę patrzył ale...
- Dziadku! Przecież też masz golfa i Lublina!
Ach tak... No patrzcie... jaki ten świat mały?:)

Ale wracając do "ale"... kiedy z wieczora niecny Lwowicz usunął ławkę, PaSkuda aż się zagotowała!
Rankiem, kiedy ławka cudownie ocalona wróciła na swoje miejsce...

https://i.ibb.co/gBBppQ7/image-2.jpg (https://ibb.co/r11SSqt)
...PaSkuda już była gotowa.

Chwilę potem...
https://i.ibb.co/ymdN9997/image-3.jpg (https://ibb.co/TDYwfffd)
...zastawiła ławkę!

Ten gest wyrwał Lublina i Golfa z kapci. Dwa te gagatki same wyjściowo się zbuntowały, że podwórka nie opuszczą choćby się Zły Lwowicz miał...
- Dziadek!! Przerwała narratorowi babcia, żona jego. No...
Zesrać? Dopytał Kacper...
Babcia spojrzała w sufit...
- No i co zrobiły? Dopytuje Marysia tym razem.
Lublinowi wydechł akumulator i na nowym... nie chciał odpalić!
- A Golf?
Golf powiedział, że jak od Kraszanka alternator nie wróci, to on sie nigdzie nie wybierze! O
- Od Kraszanka? Kto to Kraszanek?
Brat wujka Redzika.
- A Kraszanek alternatory robi?
Głównie naprawia. Alternatory, rozruszniki. Kiedyś nawet przez dziadka Darka z pewnego forum wyleciał na chwilę.
- To on jeszcze lata?
On umie wszystko. Najlepiej z bratem wychodzi mu latanie na motorze.
- Na motorze się jeździ!
Jeżdżą to...
- Dziadek!! Babcia już była czujna!
- Pedały! Krzyczy Kacperek.

Babcia dostaje spazmów.

Dzieci śpiewają!

hKJ_4LEvxOs

Cdn...

El Czariusz
29.04.2025, 14:01
Dziadek Dariusz ruszył PaSkudą w mazurskie knieje...

enXdcZt_o-c

https://i.ibb.co/4RR9w6Tn/IMG-20250425-075653.jpg (https://ibb.co/qYYXLts3)
U Cioci z jeziora Obieżyświat ma chwilę oddechu, dostaje wody.

Prosto z jeziora niesie mu ją...
https://i.ibb.co/VYCw6KK8/IMG-20250427-115148.jpg (https://ibb.co/r2pd9WWJ)
...dziadek Dariusz.

Potem dalej w drogę.
Gdzieś pomiędzy Puszczą Augustowską, Knyszyńską, Biebrzańskim Parkiem Narodowym, na granicy Wzgórz Sokólskich...
https://i.ibb.co/hRTfd850/IMG-20250425-122402.jpg (https://ibb.co/JRSQpkLZ)
...Obieżyświat zyskuje swoją własną przestrzeń. Kto go wypatrzy?

https://i.ibb.co/GvYW7Lr2/IMG-20250425-121835.jpg (https://ibb.co/C5CbBZS7)

FOQSW0q0aPE

Tak moje drogie szkraby. Powiem wam jeszcze coś... Ten orzech przez kilka lat się przebijał. Kiedyś stracił swój główny przewodnik. Tego, który był najsilniejszy, babcia nieświadomie go przycięła. Nic to...
Wyobraźcie sobie, że wypuścił pędy boczne, w liczbie czterech głównych.
Te stanowią teraz o jego sile. Dziadek Dariusz już postanowił, że "lekko" je uformuje. Oczywista nie naruszając wolności Obieżyświata. Znaczy tak lekko Obieżyświatowi pomoże, by "rósł" w górę ale w czterech kierunkach.

Będziecie się mogli na niego bez problemu wspinać, tak jak lubicie a przy okazji przykucnąć po środku i odpocząć. Ma on jeszcze jeden pęd. Piąty...
Wiecie, czym one jest?
- ...
Piątą klepką ATomka.
- Tego z Tytusa i Romka?!
No... Można i tak powiedzieć. Dziadek Dariusz ma takiego fajnego Kolegę, on też jest ATomkiem. Na pewno poznacie wujka. Wujek ATomek robi w drewnie. Poproszę go, by zrobił dla was "piątą klepkę".
- A co to jest piąta klepka?
Hm... Wujek ją ofiarowuje tym, którzy jego zdaniem na nią zasługują. Jak was pozna, sam wam powie czym ona jest. Jestem przekonany, że wy na nią zasługujecie szczególnie.

https://i.ibb.co/VFzdb6h/IMG-20240806-172738.jpg (https://ibb.co/jCQdqtx)
best free photo management software 2017 (https://imgbb.com/)

https://i.ibb.co/jYjvKH6/IMG-20241019-181505.jpg (https://ibb.co/bVGgh7W)

https://i.ibb.co/23xQb7kg/IMG-20241019-181629.jpg (https://ibb.co/60zxdRWg)

Mamy już rodzinny plan. Zwiejemy latem na drugą stronę lustra.
I to tyle o orzechu Obieżyświacie ale... Nie koniec orzechowej historii.
Na Krynickiej w Białym rośnie Jacek. Iście królewski, z rodowodem perskim orzech. Z właścicielem rzeczonego łączy mnie prawdziwa męska, szorstka przyjaźń.
Tak, że ten... trzeba czekać do jesieni.

Piękno czasu polega na tym, że nie możesz go zmarnować z wyprzedzeniem. Kolejny rok, kolejny dzień, kolejna godzina - czekają na was doskonałe i nienaruszone...

El Czariusz
30.04.2025, 09:29
ImClYikYQV0

"Nie publikował bym wizerunki wnuków..." itp.
Dociera do mnie taki "przemycony" obraz w trosce, z różnych stron.
Pełna zgoda. Każdy dziadek ma tu swój wybór.

Jak jest kilku dziadków, zasada się nie zmienia.
Będzie zatem teraz trochę o roli dziadka. I babci przy okazji. Ja nie jestem babcią, więc mogę tylko pozwolić sobie na jakiś komentarz w sprawie.

Większość z was zastanawia się (lub nie), co ja właściwie chcę wam przekazać?
Ja wiem, nie wiem jednak czy umiem.
Gdzieś na początku tej drogi przekazu napisałem: umiem nic. Miałem uwarzyć wam "amfetaminę" a wychodzi grochówka? Niestety... tam gdzie przemawia pieniądz, elokwencja jest bezsilna.

Exodium.
Było to ubiegłej wiosny. Rodzice podrzucili nam wnuki "z noclegiem". I bardzo dobrze. Nie do końca dla babci, bo pracuje w szkole podstawowej i z każdym rokiem jej "szkolna psycha" narażona jest na coraz większe wyzwania. 35 lat pracy dydaktyczno-wychowawczej. Jeżeli dodamy do tego 10 lat moich fikołkowych studiów (Strażnik Domowy po tej samej uczelni), to chwilami mamy o czym rozmawiać.
Ale chwilowo nie o tym.

Babcie tradycyjnie mają plan, jak zagospodarować wnukom czas. Ja nie mam, bo finał i tak zawsze jest jeden. Plan babci (i prababci) zawsze jest na pierwszym miejscu. Ja ten plan w bardzo prosty sposób obchodzę.
Niczego nie narzucam. Po prostu pytam się wnuków: co robimy? W sensie, co wy chcecie robić?
Dziwnym trafem zawsze lądujemy na naszym ulubionym placu zabaw (albo na jakimś... drzewie lub płocie). Znajduje się on (ten plac) na byłym terenie AWF, przy wyrosłym na nim jak muchomor (piękna przy tym afera) osiedlu ale co tam...
- Co tam?
Z ZOO zniknął hipopotam, leć tam prędko zastąp go tam.
No więc lądujemy na naprawdę fajnym placu zabaw, z ciekawym parkurem. Dla gimnastycznego dziadka raj, dla drapichrustów także. Babcie tylko wzdychają...

Pogoda zacna. Kilkanaście stopni w cieniu, bezwietrznie w pełnym słońcu. Chwila moment dzieci zgrzane. Teren placu wysypany żwirkiem z elementami ścieżek i trawnika.
Piasek w bucikach norma.
- Dziadku, możemy ściągnąć buty? Normalna praktyka od dobrych trzech lat.
Ściągajcie.
Co my na tym placu robimy? Mamy swoją "ścieżkę zdrowia" z elementami IO, potocznie nazywanymi olimpiadą (w istocie tak nazywano pauzę między IO).
Olimpiada bowiem albowiem, to okres przygotowania do IO.

Dzisiaj (znaczy rok temu) m.in., ćwiczymy skok w dal. Rozbieg na trawie, wybicie z progu i lądowanie na żwirku. Nie ma żadnych ograniczeń, poza próbą trafienia w próg ale też, tylko jako wskazówka. Dziadek mierzy i tak z punktu odbicia, wyraźnie jednak określam, do którego miejsca mierzymy.
Drapichrusty skaczą ile wlezie. Czasami grubo ponad kwadrans.
Wyniki?
Znakomite ale na tym etapie nie są aż tak istotne. Liczy się radość i własne zaangażowanie dziecka. To nie jest czas na technikę. Ale... też nie o tym.

Przy którejś próbie, widzę grymas Marysi.
- Ajajaj, ałć...
Akurat stópką trafiła na zabłąkany w żwirze większy kamień. Afery nie ma. Temat już został przerobiony wiele razy. Coś tam podmuchamy, odwrócimy uwagę, skupimy/rozproszymy na czymś innym. Ostatecznie przytulimy na chwilę ale bez przesady:)
Rzucam jedynie "w eter", że to świetna doskonała gimnastyka dla sklepienia stopy akcentując plusy i tu Marysia pozwala sobie sama na małą dygresję.
- A dziadek Wojtek mówił, że nie należy biegać/skakać po kamieniach, bo można sobie skręcić stopę.
Hm... No i co mu odpowiedziałaś?
- Że dziadek Darek jest innego zdania.

Cdn.

https://i.ibb.co/BK44pJ5v/IMG-20240831-123707.jpg (https://ibb.co/wrJJkqF8)
Obrazek z ZOO. Z ZOO oliwskiego.

P.S
Znajomy który świetnie zna się na kapeluszach rzuca w eter:
- Zostaliśmy, jako społeczeństwo, sprowadzeni do poziomu grzybów. Karmieni g... i utrzymywani w ciemnocie.
Bez chwili zastanowienia odpowiadam: warto być truflą. Pech polega na tym, że na truflach świetnie żerują świnie.

El Czariusz
03.05.2025, 11:18
-9NZ5cMeQVw

W świecie, który oszalał na punkcie "więcej" (pieniędzy, dóbr wszelakich) łatwo zapomnieć o pięknie, które kryje się w "mniej".
Prawda jest taka, że im więcej posiadasz, tym bardziej to posiada ciebie.

Nie pozwólcie, aby zgiełk i hałas "cywilizowanego" świata, zagłuszył piękno prostego życia.

P.S.
A teraz z tym "mniej za więcej" z przymrużeniem oka.

Z "Bloga ELWOOD`A"

Rosyjska specjalność.

Wszystkiemu jest winien, niejaki Dimitr Mendelejew, znany powszechnie z tablic, nazwanych jego imieniem.
Otóż, ten gagatek o wszechstronnych zainteresowaniach, badał m.in. zjawiska: napięcia powierzchniowego oraz zmiany gęstości wynikające np. z mieszania różnych cieczy. Doktoryzował się, łącząc alkohol z wodą, udowadniając, że pijąc więcej – pijemy mniej.
Stąd tak mocno wyśrubowane, rosyjskie normy w temacie zdolności do akceptacji zawartości alkoholu w rosyjskiej krwi.

Zwieńczeniem jego (Mendelejewa) prac na tym polu, było znormalizowanie rosyjskiej wódki. Konstytułując ją równo na poziomie 40% objętości alkoholu w roztworze.
No właśnie, o co chodzi z tą objętością i jak się ma to, do picia w locie (co uzasadnić zamierzam)?
Otóż zdarza się, że na imprezie kończy się normalny alkohol i ratuje nas "nietykalna" flaszka spirytusu. Chcąc trzymać się normy Mendelejewa (doć powszechnej w Polsce) normalnie przygotowujemy 0,7l przegotowanej wody (jak mamy cierpliwość) na rzeczone 0,5l spirytusu. Mieszamy i co…? ZNIKA NAM* w trakcie przelewania, 50ml gotowego roztworu!

I za to odpowiedzialny jest Mendelejew, wcześniej zatrudniony przez cara, by wytropić tajemniczych żłopijców.

*zjawisko kontrakcji objętości.

Tymczasem majówka!
Wyjeżdżamy na majówkę, by odpocząć. Po powrocie odpoczniemy po majówce.

fassi
03.05.2025, 13:48
Dodam że na ołtarzu tego odkrycia, poleciały głowy wielu kierowników gorzelni, bo car myślał że te brakujące 6 procent sprzedali na lewo.

Majówka to budowy czas.

El Czariusz
04.05.2025, 09:26
Car miał monopol, w sensie zadbał prawnie o to, by produkować wódkę i czerpać zyski z niej na carską wyłączność.
A za czasów jego (Aleksander II Romanow) już pito w Rosji na potęgę. Upadek I RP też naznaczony jest mocnym alkoholem. Okowita niemal całkowicie wyparła piwo i polskie "wino" czyli miody jeszcze w drugiej połowie XVIIIw.

euMNVyuqmwo

Polecam Listy z Rosji markiza de Custine`a, w których jawi się obraz imperium, który nie zmienił się do dziś niemal o jotę. Kraj z wbitym w geny wielopokoleniowym dziedzictwem z językiem przemocy, przekleństwami i lejącą się litrami wódką.

W 1862 Turgieniew wydaje Ojców i dzieci popularyzując nihilizm.
"...zniszczenie istniejących instytucji społecznych przez całkowitą negację władzy, wartości religijnych i moralnych. Zapuszczając korzenie wśród wykształconych Rosjan, nihilizm przerodził się w radykalną, destruktywną siłę działającą według zasady: Żądza zniszczenia jest żądzą kreatywną..."
21 lat później Aleksandra II, rzucona mu pod nogi bomba, rozerwała niemal na strzępy.

Dopiero po bolszewickiej rewolucji "zmarłemu 1 marca mężczyźnie" przypisano imię i nazwisko. Władze robiły wszystko, by trwale wymazać z historii Ignacego Hryniewieckiego.

Analogii do czasów współczesnych mnóstwo i to na wielu płaszczyznach.
Ale nie do końca o tym.
Zasadniczo już niebawem, otworzę przestrzeń nad jedną z nich pt.:
Gdzie są granice między dobrym a lepszym...

Tymczasem chwilowo zaspokoję ciekawość tych, którzy mnie zewsząd teraz pytają: Dariusz, jak ty masz na imię?
Zatem krótko.
Z okazji 50-lecia bytowania (mojego) roweru Ukraina (rocznik 1974) pod koniec marca zeszłego roku zabrałem go/ją (zapomniałem zapytać jak się utożsamia) w jego/ją podróż życia.
Przez Białoruś, Rosję, Kazachstan, Turkmenistan, Afganistan, Iran, ZEA, Arabię Saudyjską. Kuwejt, Irak, Iran, Azerbejdżan, Gruzję, Turcję, Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry, Słowację wróciłem po 10 tygodniach tułaczki do domu.

Jak jechałem w 2018 Golfem 2 w Pamir, wydałem 1500zł na, paliwo, ubezpieczenie zdrowotne plus extra kasę na wizy (rosyjska, uzbecka i chyba TJK - już nie pamiętam).
Rok temu na wszystko (wszystko co do joty) wydałem 1500$. Takie założenie miałem i tylko tyle kasy zabrałem. Wróciłem z 20$ w kieszeni.
Oczywista tradycyjnie, w trybie lat 80tych. Toczka w toczkę jak w Pamir w 2013-tym ale jeszcze bardziej ortodoksyjnie. W sensie ograniczeń ale nie stricte rowerowych. Nie jestem w grupie, co to "wszystko musi na kołach". Gdyby tak było, to na bank bym jeszcze z wycieczki nie wrócił.

Jak zrealizuję misję, to coś tu dopiszę. Najpierw jednak muszę wywołać zdjęcia, które od roku leżą w lodówce. Jakoś nie mam... odwagi i o dziwo - potrzeby. Może teraz się zmobilizuję?

N1fCdIfb60c

Znaczy ogólnie taki rowerowy piechur jestem. Żadnych jednakowoż extremów. Na globusie PL od trzech lat realizuję zdobywanie rowerowo kulminacji mezo i mikroregionów. Te ostatnie, to w najbliższej okolicy.
Takie moje marzenie - wciągnąć w program moje wnuki. Wiadomo... To jeszcze trochę potrwa a ja przez te "trochę" muszę podtrzymywać formę.
Niewątpliwie moim sukcesem jest fakt, że to ja drapichrusty nauczyłem jeździć na rowerach.

Luti
04.05.2025, 11:36
Świetna trasa.
Szczerze zazdroszczę


[...]Oczywista tradycyjnie, w trybie lat 80tych. Toczka w toczkę jak w Pamir w 2013-tym ale jeszcze bardziej ortodoksyjnie. W sensie ograniczeń ale nie stricte rowerowych. Nie jestem w grupie, co to "wszystko musi na kołach". Gdyby tak było, to na bank bym jeszcze z wycieczki nie wrócił[...]


Pozwoli Pan, panie Darku, że podpytam.
Czym było podganiane - kupowanie czasu?

142541

Baza
04.05.2025, 11:53
Jak zwykle na poziomie.
EL dobrze że wóciłeś.
Prosze zostań tym razem na dłużej...

El Czariusz
04.05.2025, 13:39
PL - regio
Białoruś - kolej
Rosja/Kazachstan - kolej (Wołgograd -Beyneu)
Kazachstan/Turkmenistan - kolej (Aktau - Garabogaz TiR)
Garabogaz/Turkmenbasy - pierwszy raz rower
Turkmenistan - kolej (do Serhetabat)
Turkmenistan/AFG (Herat)/Iran - rower+stop
Iran - busy VIP, stop (jazda rowerem tylko po miejskich perłach Iranu)
ZEA - stop
KSA - busy, stop (Rijad - rządowa, darmowa wycieczka plus fanty od szejka)
Kuwejt - stop/TiR
Irak/Iran - stop (Kalar/Sulaymaniyah/Sananday 70% trasy rowerem)
Iran/Azerbejdżan - bus/stop
Azerbejdżan/Gruzja - kolej Baku/Tbilisi
Gruzja - kolej (do Batumi)
Gruzja/Turcja (do Kemalpasa - rower)
Turcja - bus/TiR (aż do Grecji, do Salonik)
Grecja/Bułgaria/Macedonia - TiR z przesiadkami do Sztip
Dalej już powtórka sprzed 13 lat, kiedy rowerem wracałem z Albanii do PL, czyli granice rower (całe Węgry rowerem, bo akurat bardzo korzystnie wiało), dalej koleją.
Na życie/jedzenie wydałem 130$, co do centa plus 20 jajek na twardo z domu plus karnet regio (na którym dojechałem do Terespola). Niestety zmarnował się jeden dzień, bo wjechałem do PL dwa dni za późno, choć bardzo się spieszyłem.

graphia
04.05.2025, 19:33
EL zmartwychwstał akurat w okolicy Wielkanocy. Przypadek? Nie sądzę. Teraz to ja mam bliżej niż Ci się wydaje.

Luti
05.05.2025, 10:22
Dziękuję za odpowiedż.

Całkiem niedaleko miejscówki ze zdjęcia było przetaczane:).
Ok 200km. (Baku)

El Czariusz
05.05.2025, 13:48
Prologos.

"Ten mój ostatni film 'Miś', w moim założeniu i Staszka Tyma był opowieścią o prawdzie i kłamstwie. To jest nie tyle opowieść o tym, jak jakiś działacz próbuje dostać paszport, tylko to jest opowieść o człowieku, który nie mówi słowa prawdy. Zresztą nie mówi tak samo prawdy ani razu jego partnerka, nie mówią jego koledzy i tak dalej, ale mistrzem kłamstwa jest on i dlatego wygrywa. Prawdę mówią tylko prostacy, którzy tam są przez nich wszystkich manipulowani i sterowani. I wydaje mi się, że po prostu śmiech służy mi jako łatwiejszy sposób dotarcia do ludzi. Ponieważ te moje filmy ogląda bardzo dużo widzów, no to myślę tak - na straty nikogo nie narażam, one przynosza zysk, czyli przedsiębiorstwo powinno byc ze mnie zadowolone. Ja mówię to, co myślę i wydaje mi się, że ludziom wskazuję na pewne niebezpieczeństwa, ostrzegam ich przed czymś, a że się przy tym bawią, to już trudno, to jest ten koszt który musimy zapłacić" - mówił na antenie Polskiego Radia reżyser Stanisław Bareja.

4 maja 1981 roku miała miejsce premiera filmu "Miś".

sy7frzq46bM

El Czariusz
05.05.2025, 16:20
Dziękuję za odpowiedż.

Całkiem niedaleko miejscówki ze zdjęcia było przetaczane:).
Ok 200km. (Baku)
Proszę uprzejmie.

Jeżeli chcesz dużo zobaczyć w stosunkowo krótkim czasie, to rower jest najbardziej budżetowym wynalazkiem.
Z perspektywy roku, dzisiaj zabrałbym ze sobą taniego gagatka na 26 calowych kołach. Jest łatwiejszy w transporcie i jeżeli nie masz ambicji tłuc się niemiłosiernie rowerem w temperaturach nieznośnych, to po co się tłuc...?
W ogóle, rower skojarzony z autem, to też fajny kompromis, zwłaszcza tam, gdzie autem jest trudno wjechać, z rożnych względów i jeszcze trudniej zaparkować. Tak więc my ze Strażnikiem Domowym np., w taki sposób sobie podróżujemy czy to po globusie PL czy jakimś innym. Strażnik jeździ na stalowym, 35-cio letnim Perszingu (razem sensownie ważą łącznie 70kg) a ja dosiadam coś z lat 90-tych.

Trip bliskowschodni powtórzę, bo mi się podobało ale z małymi wariacjami. Ukraina już swoje przeżyła więc sądzę..., że dobrym rozwiązaniem był by dla mnie...
Nomen omen, celem urozmaicenia razgawora, który zaraz potoczy się zakładanym rytmem (Podwórze), popiszę mini relację z przygotowań do blisko azjatyckiej wycieczki.

Nie wiem czy każden, ale zasadniczo każden aspirujący do miana podróżnik, powinien jakiś obraz wycieczki mieć. Mój obraz wycieczki był taki, że tam będzie albo fch... gorąco, albo zimno i gorąco. Może nie od razu amplitudy mongolskie ale te 40 st. w ciągu doby - możliwe jak najbardziej.
bardziej mi zatem odpowiadał drugi obrazek. W sensie będzie zimno (chwilami nawet bardzo) i będzie gorąco (chwilami nawet bardzo).
Klimat jaki mamy ów każden widzi. Globus płonie ale... mrozem też zaciąga jeszcze.

Przedstawiona wersja (ostateczna) w planach nie miała takiego finału. Te zmieniły okoliczności. Otóż wygrałem (po raz kolejny) zakład i nagrodą okazał się bilet na radzieckie pekape, z Moskwy do Duszanbe. O tym będzie jednakowoż później.
Zanim będzie, to miało być przez Armenię "tam". A w Armenii w lutym zimno jak... potrafi być.
Dlatemu mimo morsowania czekałem na jakieś dobre (zimne) warunki, by sprawdzić niektóre (nowe rozwiązania)i takie (warunki) nadarzyły się z początkiem stycznia 2024!

Przyteściłem się trochę zimowo, wykorzystując ładną pogodę.
Konkretnie testowałem tanią chińszczyznę (śpiwór i namiot). Test maksymalnie na lekko i przy założonym, minimum komfortu. Z tym minimum trochę przesadziłem, bo ledwie zmrużyłem oczęta.
W każdym razie miałem się przebić przez świeży opad śniegu (znaną mi dobrze trasą) sprawdzając przy tym zdolność aktualnego ogumienia Karbonary (wyjdzie dalej co to) do brnięcia w rzeczonym.

Wszystko po ciemnicy (takie było też założenie), znaczy w świetle kitajskiej czołówki, którą można by wbijać gwoździe. Kolejne dobre ćwiczenie, w sensie karku. Dobre wprowadzenie do przeciążeń rzeczonego, na ostrych, kaszubskich zakrętach. Jednym zdaniem; dobra zaliczka przed rozpoczęciem przygody z miniF1.
Od kilku m-cy rozglądałem się za jakąś tanią kurtką z bajerami typu: - że na wszystko. Oczywiście używaną. Cierpliwość się opłaciła, bo nie dość, że upolowałem ją gratis, to do tego we własnej szafie. Kurtka jest w stylu retro. Z nalotem blisko 30 lat - wróciła do łask.

https://i.ibb.co/1ttYpJ7g/64178d5661febcac8f5154f5b963e2fcd1ac4c89.jpg (https://ibb.co/cSSKpXkB)
O take kurtke się rozchodziło.

Namiot przykuł moja uwagę wymiarami. Najogólniej rzecz ujmując jest duży, przy tym stosunkowo lekki. Waży 2655gr.

https://i.ibb.co/wFsd0wbt/4cdd0b3682f122474ba42e074ee5ccc66e3a9832.jpg (https://ibb.co/zTJmn7Ld)
Po zakupie, w tajemnicy przed Strażnikiem Domowym został "rozbity" w salonie.

A tak się prezentuje na...
https://i.ibb.co/ccvCfbyq/31f3d1d4045471564a0e4cb7249bf5a6932ff1ac.jpg (https://ibb.co/bg32wH6t)
...podwórzu. Tym tytułowym i będzie o nim trochę.

W porównaniu do mego, obecnego "ultralajta", to jak Haga Sofia do cmentarnej kaplicy.

Zależało mi, by go w terenie rozbić w mrozie w klasycznym reżymie. Znaczy bez cudacznych fajerwerków i gadżetów, w sensie ultraciepłego klimatu kosmicznych goretexów itp.
Czyli: lekkie merino w dwóch warstwach, kurtka na klatę. Majty zwykłe i dżinsy na kończyny. Strój taki robi doskonale gdy jesteś rozgrzany.
Dlatego trasę do ogródka pokonałem tak, by się delikatnie spocić. Delikatnie!

Za kordłę robił chińczyk. 600gr gęsiego puchu 90/10 w wersji grande. Jest jeszcze wersja small. Grande powyżej 180cm, small do 180. Gdybym miał ocenić termikę grande... Hm... Oceniam na... prześcieradło+.
Nie tylko w zadanych warunkach, czyli temperatury -4st.
Ale... zaposiadywuję obie wersje i zamierzałem powtórzyć test z nimi na cebulę. Tym razem już ciut dalej od Przystanku Oliwa. Tego dnia miałem podjąć decyzję czy będzie to migracja na wschód czy na zachód.

W sumie tej nocy od zamarznięcia uratował mnie mój nieokiełznany hart ducha i... kapcie.
Takie filcowe botki. Wiecie..., noszą je seniorzy, opalający chatkę drewnem lub węglem. Znaczy kumulują ciepło w piecu dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Dlatego seniorzy z takim doświadczeniem trzymają formę. Po opał trza się postarać, narąbać, przynieść, rozpalić, wynieść popiół... Za dnia dogrzać stopy w filcach...
Otóż kupiłem takie i tej nocy użyłem. Bardzo dobry i niedrogi patent. Ubogacę je jeszcze o filcowe wkładki extra.

W rzeczonym zestawie dotrwałem do 6:53. Poczem zwijałem fanty na czas. Coś w stylu młodzieży radzieckiej składającej, rozłożonego wcześniej na drobne kałacha. Tu po raz kolejny nieskromnie dodam, że onegdaj czynność rzeczoną wykonywałem w iście ekspresowym tempie, bijąc rekord jednostki wojskowej, do której mnie akurat wyrzucono z poprzedniej.

W podsumowaniu ostatecznym dodam, że test mój nie mógł być zaliczony (z czystym sumieniem), bo ponieważ wieczorem nie było ogniska i poboru obowiązkowych (dla zaliczenia) witamin a rano (obowiązkowo parzonej nad ogniem) kawy ze śmietaną z kartonika 500ml.
Zamierzałem się poprawić wycieczką sobotnio/niedzielną.

https://i.ibb.co/cSVHMh5j/1c8ab2e8d7ea696aaaf1cd157ff52bfd5c2933a7.jpg (https://ibb.co/LXHWbdw3)
Tymczasem tak sobie mrużyłem oczęta przez noc całą.

O ile w pierwszym noclegu bardziej mrużyłem oczęta, to komfort stóp zapewnił mi mój osobisty wynalazek (w kontekście zastosowania):
https://i.ibb.co/xqDVNP5d/IMG-20240105-223631.jpg (https://ibb.co/jkT7SB4s)
O to on na testach.

Ostatni biwak tylko potwierdził wybór i potencjalne zastosowanie. Byłem bardziej, niż zadowolony, ów dostarczył mi mnóstwo wrażeń. Do tego stopnia, że z wrażenia nic nie... zjadłem.
A byłem do spożywania konkretnie przygotowany. 6 jaj na lekko twardo plus żółty ser. Co do napojów zamierzałem zrobić mały wyjątek. Zakupić po drodze czteropak i wypić zdrowie Cichego z okazji jego urodzin. O nim zawsze pamiętam, bo urodził się tuż przede mną i do tego w Trzech a dla lidera polskiej przedsiębiorczości w sześciu Króli.
Powinniśmy razem świętować w Portugalii, gdzie dość licznie wybrała się moja ekipa ale tym razem ferie zimowe Strażnika Domowego nie były po drodze, więc mi została Wieprza.

Nie bez kozery wspominam przedsiębiorczego autora nowego znaczenia tego święta, ponieważ jak bym miał jakoś szczególnie nazwać mój zimowy wypad, nazwał bym go kartonowym.
Kartonowym, jak te państwo, w którym przyszło mi utrzymywać, poza sobą. Jakąś formą cudu jest fakt, że dajemy radę w tym otoczeniu przetrwać zachowując pogodę ducha, która jednak ze mnie - jak widać, powoli uchodzi.

Ale do celu...

El Czariusz
05.05.2025, 17:37
Jadę i czytam Cegielskiego. To gruba książka. Owszem, można siedzieć nosem w smartfonie, jak wszyscy wokoło. Skąd akurat ta pozycja? Ano to jedna z nielicznych pozycji (dotyczących Grąbczewskiego), których poza tymi, co tkwią w archiwach za granicą, nie przeczytałem. Na tej swego czasu utknąłem, bo zasadniczo ona nic nie wnosi do tematu, który mnie bardzo żywo interesował. Utknąłem gdzieś w 1/3 i... książkę posiałem. Tak, że ten dla kronikarskiego obowiązku kupiłem raz jeszcze i... ponownie utknąłem.
Nie wiem, czy doczytam.

https://i.ibb.co/HLjLhBXV/56a7b9d5eee612405d856ab4adeb05c053b96ced.jpg (https://ibb.co/hxSxYLCy)

Do Słupska ładuję telefon na maksa i kitajską, tanią czołówkę, tą którą można spokojnie wbijać gwoździe i trenując kark. Ta, to już na bank przeczy estetom backpackingu. przeczy, jak sposób pakowania roweru.
Może Graphia rozpozna model? To karbonowy giant cadex HCM 3 z 1993r. rama 23 (taka lezy mi najlepiej ze względu na długie kończyny). Niemal w pełnym oryginale. Kupiłem go od pierwszego właściciela. Przeleżał/powisiał w garażu kupę lat. Nieoryginalny jest widelec, miał być "lepszy", bardziej miękki od oryginału, tyle potrafił powiedzieć właściciel, z którym umówiłem się na odbiór roweru na dworcu pkp w... Szczecinie.

Podjechał porsze kajenem, zapłaciłem 600zł, przybiliśmy sobie piątkę i pan odjechał. Uprzedził mnie jeszcze przed zakupem, że w przednim kole jest flak (pewnie przebite) i że rower na pewno jest już po... gwarancji.
Napompowałem gumę i... trzyma do dziś.
Dzisiaj to jeden z moich ulubionych rowerów. Jeden z faworytów na powtórkę ekspedycji. Na pełnym XT, bez regulacji wszystko chodzi płynnie, jak przy kupnie nowego roweru, wcześniej pod ciebie przeserwisowanego.

Wysiadam w Korzybiu parę minut po 20-tej. Wszystko więc zgodnie z planem.
Tu mam zrobić zaopatrzenie w urodzinowy napój. Niespodzianka... Mamy przecież Trzech Króli. Dopytuję napotkaną młodzież. Ta odsyła mnie do marketu przy dworcu. Znam ten market ale tego dnia zamknięty o 17-tej. Hm...
Browar nie jest warunkiem a`priori. Mogę zagrzać mały zapas herbaty, z sokiem malinowym, imbirem, kurkumą i pieprzem. Alko nie spożywam już od ponad m-ca, bo jestem w programie przygotowawczym, którego celem - usprawnienie mojego jestestwa do poziomu sprzed 28 lat dokładnie. To ciut więcej wymagań niźli jakie postawiłem sobie z końcem 2017-tego, przygotowując się do wyprawy Szlakiem Grąbczewskiego.

Wymaga to ode mnie konsekwencji/dyscypliny. Przede mną trochę zmagań ale... nie o tym.
Nie będzie browaru, to nie będzie ale... może być w Żabce w Kępicach:)
Do obozowiska mam 5km.
To, co mnie zaskakuje na dzień dobry, to pogoda do testu. Na całej trasie termometr "pociągowy" (do Słupska) wskazywał na zewnątrz temp. w okolicach zera (w Gdańsku bodaj -4). W Korzybiu było już lepiej.

Drugie zaskoczenie, to mała pokrywa śnieżna. Jakiś centymetr, może dwa w porywach. Jadąc gruntową, leśną droga na miejsce czuć, że mróz dopiero co zawitał w okolice. Kałuże były już ścięte ale powierzchownie. Sporo tu lało ostatnio i trzeba trochę uważać na liczne, zamarznięte dołki. Załamują się one pod rowerem i można fiknąć orła przez beret. Staram się je omijać, jadąc dość żwawym tempem. Pierwsze - muszę trafić w miejsce.

Mam swój znak rozpoznawczy.

https://i.ibb.co/tPcJbHMq/IMG-20240106-203619.jpg (https://ibb.co/zHb4SmhX)
Tuż zanim (jadąc od Korzybia) muszę trafić w przesiekę.

Nie trafiam. Zima mimo wszystko zmienia "krajobraz" i sama natura leśna również.

https://i.ibb.co/Q7QW51M2/IMG-20240106-204153.jpg (https://ibb.co/TD2QCFtV)
Muszę się kawałek przebijać przez chaszcze. Jakoś zupełnie nie przeszkadza to karimacie i namiotowi na kierownicy. Piszę to z małym sarkazmem, bo bakpackingowi ortodoksi takiej estetyki nie akceptują.

Kontroluję jeszcze wskazanie lokalizacji mej na mapy.cz i mam z jakie 300m do celu.
W końcu przepycham się na "moją łąkę" i dość sprawnie się rozbijam.

https://i.ibb.co/bZFkZRR/IMG-20240106-212126.jpg (https://ibb.co/J4q94FF)

21:26 opuszczam majdan i na lekko z pustym plecaczkiem grzeję do Kępic. W Kępicach jest Żabka. Nie wiem, do której otwarta. jak będzie otwarta, to będzie piwo. Jak nie, to 10km przejażdżki będzie estetycznym doznaniem, bo klimat jest super. Temperatura powoli spada ale nie czuję żadnego dyskomfortu.

https://i.ibb.co/v4B0vk9c/IMG-20240106-215140.jpg (https://ibb.co/236GYdJF)
Mam farta. Na 9 minut przed zamknięciem sklepu, w plecaku mam już czteropak kasztelana i...czekoladę. jak świętować urodziny kumpla, to na bogato.

Jednakowoż zapominam z tej radości o najważniejszym niejako... ale wyjdzie w praniu.

O 22:17 wysyłam ekipie foto...
https://i.ibb.co/Q317L0JH/IMG-20240106-221728.jpg (https://ibb.co/v6KCp9cd)
...i żartobliwe hasło: rozpoczynam walkę o ogień...

Cdn.

El Czariusz
05.05.2025, 18:01
Jeszcze przed wyjazdem nastrugałem sobie trochę szczapek a`la wióry, by sprawniej rozpalić ognisko. Proforma wziąłem ponad połowę rolki papieru toaletowego w razie W. Strażnikowi zwinąłem ponoć pełną zapalniczkę a po drodze miałem kupić zapałki. I o tych zapałkach przy okazji zakupów w Żabce, zapomniałem.
Zadanie stawiam sobie proste: najpierw rozpalić ogień, potem świętować niepasteryzowanym kasztelanem.

Przygotowałem wstępnie palenisko do walki, mając spore zaplecze połamanych, konkretnych konarów sosny. Znawcy surwiwalu wiedzą (i ja też), że sosna w hierarchii jest na końcu rozpalania czegokolwiek w takich warunkach ale kiedy wokoło monokultura sosny, to nie masz wyboru.
Byłem pewien, że po kwadransie będę już ochoczo nucił: płonie ognisko w lesie itd.
No więc z całego, poprzedzającego zdania złożonego wycinam: Byłem... i zostawiam kropki.
Po godzinie nieustającej walki (o ogień), cały czas nie otwieram piwa. Godzina wystarczyła, by:
- zużyć papier toaletowy do sumy krytycznej,
- w wyniku mrozu rozprężyć, w konsekwencji zużyć cały gaz w zapalniczce.

Z nierozpalonym ogniskiem zostałem jak Himilsbach z angielskim. Na szczęście miałem browar ale jak tu tak sączyć po ciemaku, kiedy o stan aku czołówki też trzeba zadbać. W sensie trochę oszczędzać na gorsze czasy. Tym niemniej otworzyłem pierwsze, bez jakiegoś szczególnego entuzjazmu. Przy okazji zdałem sobie sprawę, że lekko zamokły mi rękawiczki od ciągłego klęczenia na nich przy rozpalaniu ogniska.
Oczywista mogłem spróbować poszukać jakiegoś korzenia sosnowego, by dostać się do bardziej suchego materiału lub nasączonego żywicą ale to nie Sylwester, kiedy północ, to środek zabawy.

No więc co...? Kończę bez entuzjazmu browara, otwierając kolejnego, na które entuzjazmu do spożycia już nie mam. Otwarte piwo z pozostałymi dwoma zabieram w bezpośrednią okolicę namiotu, by finalnie je schować do tegoż, celem uniknięcia ich zamarznięcia.
I tu nachodzi mnie z nagła refleksja...
A jak ja jutro rano zagotuję sobie kawę...? To jest równie ekscytująca dla mnie czynność (obowiązkowa wręcz) jak wieczorne, spożywanie przy strzelającym ognisku złocistego napoju.

Kurwa mać... wyrywa mnie się z ust i niesie po okolicy miast echa płonącego ogniska w szumiących kniejach. A może jeszcze jedna próba rozpalenia?
Ogrzewam zapalniczkę w dłoniach, kiedy widzę nahle małe poruszenie na polanie. Co to jest...? Z ciemnej, poruszającej się powoli w moim kierunku "masy" na czoło wybija się kosmata, zwierzęca postać...
Oczom nie nie wierzę... Cztery..., nie... pięć bobrów! W świetle czołówki przystanęły, tylko ten bardziej śmiały zbliżył się nieco bardziej i mruknął:
- El... taka prośba... daj już sobie na dzisiaj spokój. Niech już tylko szumią knieje a ty idź spać. Ok...?

Ok... Nie wypada gospodarzowi afront robić, kiedy kulturalnie i logicznie prosi.

Wracam do namiotu i szykuję się do spania. Zdejmuję buty, zakładam kapcie, browary wstawiam do namiotu. Śpiwory mam dwa. Mniejszy wsunięty w większy, trochę gimnastyki, by na wstępie ich wnętrza nie wychłodzić. Wiercę się nieporadnie, bo idę spać w całym opakowaniu, łącznie z kurtką. Wspominałem o tym wcześniej, że nie umiem spać w mumii. Zasadniczo to cieszę się, kiedy plecy jeszcze lądują na śpiworze a wyżej to już bardziej kołdra.
W trakcie drugiej nocy wstępnych testów wypraktykowałem takie ułożenie kitajców względem siebie, że praktycznie jestem cały w nich schowany poza głową. I to jest kolejny plus.
Tymczasem...

Już ładnie wymoszczony w pierzu, czuję na lewym przedramieniu i w okolicy lewego pośladka chłód. Próbuję się poprawić, chwytam za większy śpiwór i... znowu nie wierzę... tym razem czuciu mojemu... Śpiwór mokry! Podrywam się i trafiam ręką na leżącą puszkę, z której sączy się resztka płynu...
Kurwa mać (po raz drugi)! Ty debilu... Nie do bobra, tylko do siebie mówię... Ale już tak z humorem, bo nie ma co płakać nad rozlanym piwem.
Jak to dobrze, że wziąłem ze sobą ręcznik spodziewając się kąpieli w Wieprzy. Wyciągam go spod głowy i staram się szybko zebrać, co się da. Piwo rozlało się na karimatę i pomiędzy śpiwory. Prawie pół litra cieczy. Mniejszy śpiwór od środka suchy. Problem tyczy się na szczęście tylko 1/3 obu, od strony głowy i bardziej większego.

Jakoś udaje mi się to wszystko "opanować". W sumie jestem doskonale przygotowany do tego biwaku. Pod dżinsami cienkie kalesonki z merino, na stopach filcowe botki. Od pasa w dół ciepło. Naprawdę komfortowo. Góra też nie najgorzej w sumie. Ciepło w stopy i głowę, gwarantuje mi wyjściowy komfort. Wilgotne rękawice wkładam za pazuchę z nadzieją, że przez noc podeschną.
Biorę ostatni łyk z upadłej puszki, bo szkoda. Wystawiam pustą na zewnątrz.

Niestety w nocy muszę się raz wygramolić do sikania (nie zadbałem o odpowiedni do tego pet), drugi raz nad ranem. Poza tym nie było źle, skoro...

https://i.ibb.co/LDxVKbm6/IMG-20240107-102400.jpg (https://ibb.co/35pgKG2W)
...obudziłem się ze spuchniętymi oczami o...10:20. Taka sytuacja;)

Spuchnięte oczy, to u mnie oznaka wyspania.

El Czariusz
05.05.2025, 22:44
Nie chiołech...

Epq1MQxSTfU

Wyjątkowo ubezpieczyłem się bielizną merino na dolne członki, by lepiej znosić w mrozie jazdę na rowerze a przedpołudnie nad Wieprzą przywitało mnie bardzo rześko. Mrozek był niezły, bo w drodze do Żabki ręce mi w wilgotnych rękawiczkach zamarzły.
Wpadam więc do sklepu i kupuję dwie zapalniczki, znowu zapominając o zapałkach.
- Czy ma pani jakiś wolny karton?
Niestety...
- Szkoda.
A do czego panu?
- Na rozpałkę.
Aaaa... To pójdzie pan za sklep i sobie do woli wybierze.

https://i.ibb.co/HpdtN9tt/IMG-20240107-110536.jpg (https://ibb.co/bRJsHGss)
Kartonowy raj! Do tego elegancko spakowany.

Chwytam jeden worek i od razu w człowieka duch nadziei wstąpił! Pal sześć, że w lesie...
https://i.ibb.co/ZpKpnNHx/IMG-20240107-112423.jpg (https://ibb.co/hJHJPCXV)
...zaliczyłem spektakularną glebę.

https://i.ibb.co/Q7n2wWFG/IMG-20240107-113250.jpg (https://ibb.co/wZC9mnN1)
Za dnia nie mam żadnych problemów ze znalezieniem przesieki. Raz, że drogowskaz...

...dwa...
https://i.ibb.co/Xr9rxPL6/IMG-20240107-113308.jpg (https://ibb.co/ksps2TBz)
...wyraźne ślady opon.

Patrząc za dnia na powyższy obrazek, trudno nieobeznanemu było ten ten zarośnięty "wjazd" odnaleźć i w sumie o to chodzi.

No to co...? Walka o ogień...?
Ja pier...papier... Po dwóch godzinach na kolanach, mając dostęp do paliwa za cholerę nie jestem wstanie rozpalić ogniska... W końcu rzucam kolejne: kurwa mać, w eter i podejmuje jedyną słuszną decyzję. Zagrzać wodę razem z kawą tylko na kartonowym paliwie, nie bawiąc się w rozpalanie dalej.
Zawilgotniała i zmrożona sosna, to najgorszy materiał. Mogłem nałamać trochę liściastych ale szkoda mi było niszczyć pojedyncze, dęby rosnące tu i ówdzie czy leszczynę. Mogłem pomaszerować do namiastki bobrowej tamy ale...

https://i.ibb.co/PsKjsgPW/IMG-20240107-133633.jpg (https://ibb.co/mrkTr42y)

...kiedy już w końcu usta zatopiłem w kawie zalanej śmietaną, pojawili się znani już nam gospodarze. Przycupnęli nieopodal i rechotają jak żaby...
- El... taki z ciebie surwiwalowiec, jak z łosia dupy kaloryfer.
I dalej tarzają się ze śmiechu...
- Tak...? To zdejmij futro i wskakuj do Wieprzy - jeden z drugim, mądrale!
Śmiech ucichł, jak płetwą bobra odjął.

Myślę sobie... Żadnych sukcesów na tym wyjeździe... Same porażki... Kąpiel już dawno wybiłem sobie z czajnika ale... PKP mam o 15:33... Jeżeli nie ma jeszcze 14-tej, to pokażę bobrom, gdzie łosie zimują. Na cyferblacie mego 70-cio letniego szwajcara 13:50...
- Patrzajcie bobry! Żeby to się tylko raz żyło?!

Idę po ręcznik najpierw...

https://i.ibb.co/v6H6cGkN/IMG-20240107-134502.jpg (https://ibb.co/PvNvrng2)
...i stawiam go przy "ognisku" bo zesztywniał deczko z uwięzionym browarem. Śpiwory już wcześniej wystawiłem na światło dzienne, celem sublimacji kasztelana.

5 minut później schodzę urwiskiem do rzeki i kilkukrotnie zanurzam się po szyję. Bobrom paszcze poopadały.

Wychodzę na brzeg...

https://i.ibb.co/C5Tz2yJH/IMG-20240107-135721.jpg (https://ibb.co/99CNt0wr)
...wycieram się zesztywniałym ręcznikiem.

Pewnie bardziej skuteczny byłby karton ale już spalony do zera.
https://i.ibb.co/bMyhbhpK/IMG-20240107-140517.jpg (https://ibb.co/G41wHwg5)

Pierwsze, co zrobiłem, to wskoczyłem w filcowe botki. Potem się ubrałem. Podszedł do mnie najstarszy bóbr.
- Elwoodzie... Polana jest twoja. Będziesz tu zawsze mile widzianym gościem.

Odczuwam satysfakcję. Zmiana nastroju na mocno pozytywny. Produkcja endorfin, dopamina...
Musze się jednak zbierać, by zdążyć na pociąg. Program wycieczki uważam za wypełniony.
Najeździłem się, co prawda koncertowo ale co tam...

Zanim zwinę nieestetycznie namiot...
https://i.ibb.co/Z1VntBB7/IMG-20240107-135133.jpg (https://ibb.co/JFKf0vvg)
...wytrzepuję zamarznięte resztki kasztelana.

Jeszcze dwa ujęcia...

https://i.ibb.co/zTPj5MxT/IMG-20240107-140555.jpg (https://ibb.co/fzrBSgFz)

https://i.ibb.co/cSnnH0v6/IMG-20240107-140643.jpg (https://ibb.co/DH22yhb9)

Zmiana "obuwia"...

https://i.ibb.co/fGzMmkF8/IMG-20240107-140807.jpg (https://ibb.co/Qj39sPQ8)
...i...

Szybkie foto dla Jurka...
https://i.ibb.co/wTFM5bb/IMG-20240107-145200.jpg (https://ibb.co/TZxm9nn)
...by rozwiać wątpliwości, czy ciągnie od gruntu.

Jak widać nie ciągnie. Na zewnątrz jest "teraz" około -7/-8st. Pod tyłkiem temp. dodatnia.

Lukam ostatni raz na szwajcara i dostaję przyspieszenia. Mam równo 30 minut do pociągu. 5km przed sobą, z czego 300m pchania przez las, następnie 2km do asfaltu i 2,2km do dworca na skróty przez tory i 37m przewyższenia (co teraz sobie dokładnie sprawdziłem).
Szybciej byłoby w odwrotnym kierunku. Do tego jestem extra obciążony:
- workiem foliowym po kartonach + dwie puste puszki,
- dwie pełne puszki piwa,
- czekolada,
- dwie niepełne zapalniczki.
Na delikatny minus spalony tłuszcz z jestestwa ale ten ubytek równoważy uwięziona wilgoć w ręczniku, który skostniał na amen.

Normalnie byłby to już koniec wycieczki ale...
...była walka o ogień...?
Była ale z buta zaliczyć jeszcze blisko 10km, to ja nie planowałem...

Zatem...

El Czariusz
06.05.2025, 07:38
Zatem...

IbSUE4O_rR8

...zapomniałem o pomarańczy, którą wziąłem a również nie zjadłem.
Przed Kępicami jest długi podjazd (długi w sensie do trasy). Cisnę i nie martwię się, że mogę się spocić jak szczur, bo w pociągu, nawet nieogrzewanym to już pikuś.
Lukam na zegarek na kulminacji i mam jeszcze 7 minut. No kozak jestem! Teraz już z górki. Finalnie jeszcze podjazd pod sam dworzec ale wiem, że będę dymał przez tory, bo zaoszczędzę w ten sposób 500m.

Jeszcze tylko ten kundel tylko, co mnie dwa razy atakował, zawzięcie próbując złapać mnie przynajmniej za buta. Za drugim razem tym butem oberwał, więc... go nie ma.

Wpadam na tory, ludzie na peronie więc jest ok. 15:31. Kurde... Świetny czas! Lukam jeszcze przezornie na odjazdy. No i... tradycyjnie pomyliłem czas... Ale... wyjątkowo tym razem na plus! Znaczy odjazd do Słupska o 15:42. Uśmiecham się do siebie sam. Oby tak zawsze od teraz:)

Pół godziny później.

https://i.ibb.co/Kp4KQVvz/IMG-20240107-160142.jpg (https://ibb.co/S4Yf1VC7)
Dla inwalidów... Czyli dla mnie poniekąd.

Jestem już na dworcu sam. Wszyscy udali się do kebabu, to ta oświetlona wystawa w tle na zdjęciu.

Ja jestem twardy.

https://i.ibb.co/b5V4J66M/IMG-20240107-153722.jpg (https://ibb.co/hFNGfggJ)
Jestem przyjezdny ale nie wymiękam.

Półtorej godziny później...

https://i.ibb.co/21VqkQkm/IMG-20240107-165920.jpg (https://ibb.co/FLZ6DMDN)
Dla podwójnych inwalidów... Bo mnie przecież jest dwóch.

https://i.ibb.co/fzPL9Xxg/IMG-20240107-163836.jpg (https://ibb.co/jP1sz8rN)
Od godziny jestem "w drodze", wydeptując wydeptując w szybkim tempie swój szlaczek.
Przy okazji wpadam na trop.

Dwie godziny później ostatni raz...
https://i.ibb.co/N2j98ZFZ/IMG-20240107-172224.jpg (https://ibb.co/8g5rW6m6)
...zawracam.

Wyliczyłem, że przedreptałem w ten sposób około 10km, w temperaturze -10.

https://i.ibb.co/pBQsXsP5/IMG-20240107-173439.jpg (https://ibb.co/v6hrzrBR)
Do Słupska jadę i...

...zdaję sobie dopiero teraz sprawę, jak jestem uwędzony. Na szczęście nikomu to nie przeszkadza. Ba... nawet zainteresowanie mój nieestetyczny rower wzbudza. Pewnikiem jednak u ludzi, którzy w dupie mają estetykę. Zwłaszcza ci starsi się uśmiechają i jakoś tak trwamy wspólnie w tym pozytywnym grymasie.

W Słupsku nawet długo nie czekam. Przysługuje mi "prawo IC", więc korzystam. Na rzeczony IC do Olsztyna (opóźniony tylko 10 minut) czekam niecałe pół godziny co wydaje się pierdnięciem muchy w huraganie czasu, którzy ludzie spędzają w mrozach na dworcach z powodu akceptacji kartonowego państwa.
"Mój" IC na szczęście prowadzi wagon rowerowy, bo inaczej musiałbym czekać na kolejny albo się nie doczekać.

https://i.ibb.co/v4dxT81M/IMG-20240107-192439.jpg (https://ibb.co/QvHFTG9x)

https://i.ibb.co/vvqFGbF2/IMG-20240107-195528.jpg (https://ibb.co/JFt14N1X)

Kwadrans później zrzucam z siebie skorupki cebuli, zostawiam dwie na torsie. Lukam na wskaźnik temperatury w korytarzu. Pokazuje 13,5 st. Idę włączyć kocioł (robimy to manualnie, mimo programatora i takich tam) ale z salonu odzywa się Strażnik Domowy:
- Wyłącz... jest ciepło.
Zegar bije na 20.30...

https://i.ibb.co/DDzjGNhM/IMG-20240107-220739.jpg (https://ibb.co/TBYNKZ60)

Nie paczajcie na datę i godzinę. Programator jest zresetowany. Ręcznie odpalamy kocioł. Kocioł piszę dla Bikera, który go montował. Normalnie piec odpalamy:)

I to tyle akurat z tych zimowych przygotowań.
Przy okazji kulminacji lub solo objeżdżam również większe cieki wodne, na razie na północy globusa PL, typu Brda Słupia, Wieprza, Łeba, Reda czy Łyna, Narew z dopływami itp. Ogólna zasada - jak najbliżej nurtu, najlepiej ścieżkami dla zwierząt.
Jazdy jest na wiele lat. Sporo już za mną, ogrom przede mną. Wszystkie "w moim, specyficznym stylu", jednym słowem kawał, nikomu niepotrzebnej roboty.

Tymczasem powoli zmierzam ku tematowi głównemu i jemu będę coraz więcej czasu poświęcał, bo czas mnie goni.

El Czariusz
06.05.2025, 16:36
"Kocioł piszę dla Bikera, co go montował".
Łączy mnie z Bikerem, jak on to mówi - szorstka przyjaźń.
Z Fazikiem mniej szorstka ale jednak. Ja jestem prosty chłopak. Lubię salceson np. a Fazik mi tego salcesonu broni. W sensie salceson jest a on broni salcesonu, dopiero potem mnie. Jak go (Fazika) przechytrzę, to wyjem cały (salceson) ale potem karczemna awantura. Wypiję Fazikowi całe piwo... Nic. Nie zauważy, doniesie w uniesieniu ale salceson?!

To ja nauczyłem Fazika jeść salceson. To są fakty a on mnie prądem...Prądem, jak mu wyjadam salceson. W związku bez związku miałem być w "Białej" we wrześniu. Wiozłem na plecach przez Kotlinę Kłodzką tę masakryczna powódź. Wracałem z Czech ze szkolenia i była taka opcja. Niestety... Przyszedł od Mario sms - a salceson masz? Do tego fotka "uśmiechniętego" Fazika...
Ja to zawzięty jestem.

Pozdrawiam tym samym byłego komunistę Jędrusa (tego od koszulek) i Siwego. Obaj/oboje chcieli onegdaj mojego usunięcia z FAT. Tylko dlatego, że po prostu nie znali mnie osobiście. Po poznaniu, Jędrus porzucił komunizm... Zasadniczo porzucił wszystko, łącznie z robieniem koszulek a Siwy... Posiwiał jeszcze bardziej. Gdyby mnie poznali wcześniej, mógłbym już nie żyć.

Marek bez buta... Ten 007 (z Podlasia też)... Pojechaliśmy we dwójkę na Białoruś. Ale zanim, Marek przyjechał na swojej upadłej arfyce do mnie. Nigdy nie zapomnimy tej daty. W ten weekend Kwiatkowski został mistrzem świata i właścicielem tęczowej koszulki. Zanim to się wszystko stało Strażnik Domowy pierwszy raz w życiu zrobiła pieczoną karkówkę, nie żałując świńskiego materiału. Marek zostawił tylko kilka kostek. Byłby zwykłym prostakiem ale... przyjechał na afryce z Białego z kwiatem i czekoladą. Dla Strażnika oczywiście i jest do dzisiaj jednym z tych, który swoją kulturą pozyskał serce Strażnika, a to jak wygrać na loterii.

Dżony... Cwaniak już wiedział, jak się zachować. Przyjechał ze świeżo zerwanym słonecznikiem (z jakiegoś ogrodu po drodze) i jeszcze przywiózł... stolik kawowy. Ten się ustawił już u Strażnika na amen.
Mogą z Markiem bez buta przyjechać do nas, opić się alkoholem (którego Strażnik Domowy nie znosi, w sensie spożywania przez otoczenie) a i tak winnym zostanę ja.

Redrobo... Nauczyłem tego młodego chłopaka wszystkiego. Wszystkiego, czego nie umiał do tej pory. Czyli np. mnie słuchać. To jest trudne, to jest prawdziwa sztuka. Kiedyś złapałem go na sztuce słuchania... Zasnął na stojąco. Mistrz.
To on mnie wyprawił na ostatnią wycieczkę. Pierwotnie miałem jechać Redzisławem czyli rowerem, do zakupu którego namówił mnie Redzik...
Nawet umówiliśmy się na serwis przedwyjazdowy. W sensie przeglądu/wymiany oleju w przednim zawieszeniu Redzisława o nazwie Rok Szok Coś Tam.
Niestety, zajechałem do Redzika Ukrainą.
- Gamoniu (pieszczotliwie do mnie, by mnie nie wk...), gdzie masz amora?
Ukrainą jadę.
- Ale amor mogłeś wziąć.
Wziąłem rozrusznik do Golfa.

Bo jak wiadomo (lub nie) Kraszanek, brat Redzika dłubie w tych sprzętach znakomicie. Obejrzał rozrusznik i stwierdził:
- Fajny, oryginalny. Widać niedotykany.
I... mi oddał.
Dlatego rok później byłem bardziej cwany i alternator od Golfa mu wysłałem.
Kraszanka poznałem na jednej z naszych, wspólnych wypraw rowerowych. On akurat przyjechał motocyklielem, bo wiedział, że wycieczki rowerowe ze mną, to wyższy level. To są ZAWSZE wyprawy.

Najwięcej liter poświęciłem Redzikowi ale to tylko dlatego, że jemu przekazujemy z Fazikiem - kierownictwo nad Biurem Turystyki Nieodpowiedzialnej. Młody jest, ale wie, gdzie kurze zetrzeć i takie tam. Jeszcze nie wierzy w Boga ale wszystko przed nim. Ja zdziadziałem, Fazik się totalnie zepsuł/zepsół... Dom buduje w NRD i chyba wszystko jasne. W sensie byki. Umaszczenie jasnoszare. Znaczy, o ile się znam na kolorach, to prawie białe a białe jest jasne.

P.S.
Faziku, matury dzisiaj z matematyki. Słyszę w trójce, że podobno najłatwiejsza matura...

Nie dziwię się. Pamiętasz, jak kilka ładnych lat temu wysłałeś mi zadania, które wziąłem za "egzamin do liceum nowego" wg (wtedy) podziału pani pseudo minister Zalewskiej?
No... musiałem przyklęknąć i ładnych kilka godzin potrzebowałem na rozwiązanie tychże... Ty się śmiałeś do rozpuku, jaki ze mnie nieuk. Tylko... to były zadania maturalne. Jak mi wyjaśniłeś zagadnienie, byłem w szoku.

Fazikowi zawdzięczam dużo. Np. murowanie komina. Wszystko da się zjebać. Ja ten proces zjebałem. Żebym cały murował... Ja zjebałem murowanie komina na odcinku ledwie 1,5m. Fazik z Lupim byli wtedy zajęci ważniejszymi tematami. "Ciągnęli" instalacje wodną i kanalizacyjną na tym mieszkaniu, od którego zacząłem relację.
Aaaa... Lupi.
Lupus to... dostałem rabat na usługę w wysokości 50% robocizny jego.
Byłem zdegustowany, bo ja za darmo pisałem mu jego powrót z Afryki 2, który na tym forum cieszył się mega zainteresowaniem. Do tego stopnia cieszył, że Lupi mówi do mnie:
- El, opowiadaj. Opowiadaj za mnie. Cokolwiek napiszesz, to i tak będzie bardziej prawdopodobne od tego, co każdy chciałby przeżyć.

Tak naprawdę wszystkich, tych nielicznych moich kumpli/przyjaciół zbliżył nas do siebie... remont Przystanku Oliwa.
Porwałem się na coś, co dzisiaj wydaje mi się nierealne dla mnie. Około 80% prac wykonałem sam. Od murowania komina, przez tynki, po instalację elektryczną i chuj wie, co jeszcze.
Trwało to... trzy lata. Gdzieś tam po drodze psycha klękała nie co, czego objawem był ten początkowy tekst o schizofrenii bezobjawowej czerpany z mego bloga;
http://renowacjaposadzek.pl/blog/
Mam na nim mnóstwo niepublicznych tekstów, które są trudne dzisiaj do zaakceptowania. Są ukryte dla "publiczności" moje najlepsze wyrypy.

Będzie jeszcze o tym, w sensie o nich. Zwłaszcza top 1. Mój bezwzględny TOP 1. Jak mnie administracja po drodze do tej wyrypy nie usunie, to ją na finał opublikuję.
Jest znany Cizia Zike - bardzo polecam jego lekturę, podobnie jak Koperskiego. Obu im zarzucano wiele (temu drugiemu bardziej słusznie) w kontekście konfabulacji itp. ale... Obu charakteryzowała jedna cecha. Dla mnie kluczowa.
CIEKAWOŚĆ ŚWIATA.
Rozwinę temat ale tymczasem, wygłoszę taką małą pochwałę dla Fazika.

W moim bezpośrednim otoczeniu znam trzech geniuszy (bliżej, bo jest ich więcej). Po kolei: Pastor, Fazik, Biker.
Z pierwszym i trzecim dysponuję zdjęciami. Ze środkowym - filmami, będącymi bezpośrednim dokumentem.
Z tym środkowym czuję się znakomicie na wyrypach. W codziennym życiu, po akcji z salcesonem, już tylko na wyrypach. Wtedy się kryguje i udaje, że mnie lubi. Ale... mi to w zupełności wystarcza. Po cholerę mi zajebisty kumpel krytykant?

Zatem, prezentuję wam geniusz Fazika pierwszy.

Miejsce akcji: lotnisko.
Otoczenie: Tadżykistan.
Bezpośrednie otoczenie: lotnisko wojskowe*.

*Lotnisko, na którym nie masz szans na...**
**No chyba, że jesteś...

PO_QtfMnWfk

fassi
06.05.2025, 17:03
Kierwa, jedna z moich traum w zyciu. Zezarl mi cały salceson za 25 ojro na którego miałem smaka. Kto by się nie wkurwił??? Zanim posmarujesz pajdę chleba , widzisz jak ostatni kawałek salcesonu znika. I jeszcze chwali jaki dobry!!! Bezpieczniki 63A mi przepaliło w chwilę i 3 momenty.

Zamiast kupić wodę w ostatnim sklepie przed zadupiem w tadzyku, przyniósł torbę cukierków , bo niby wody nie było. Też zezarl połowę!

A lotnisko wojskowe w Jirgatolu bylo w p(ł)ytę. Komendant z wieży spoglądał i mierzył czas. Nie wiem kto i w jakim stanie wpadł na to aby ścigać się 33 letnim golfem 6 tys km od domu. Ale fajnie było. Wogóle kto wpadł na pomysł.aby pojechac 33 letnim golfem, bez hamulców w pamir??? Znaczy hamulec ręczny był i działał :D

Dawaj film z reklamówka na pożegnaniu przy tym zielonym jeziorze na przełęczy costam kul, gdzie sędzia pokoju padł na ryj po Podlaskiej zdrowej żywności. I jak żeśmy mu kalacha schowali aby nie zaczął strzelać w swoim zwidzie.

Albo ten film z pierwszego dnia wycieczki w Pamir jak w Augustowie przednie łożyska darły po ramie jakby kulek wogóle nie było w "naprawionym i przygotowanym" golfie.

El Czariusz
06.05.2025, 17:56
Pierwsze sekundy...

nQkSh0w8Cyk

Gdyby nie Śluza (kolejny podlaski pedał) na Kolosach doszłoby do kompromitacji. Składał film na dobę przed prezentacją.
Uratował ten burdel, a nagrodą były brawa dzieci spędzonych w piątek na Kolosy z okolicznych podstawówek. Do tej pory były znudzone ale film je rozkręcił do tego stopnia, że w życiu nie złożyłem tylu autografów, by potem drugie tyle razy dochodzić sprawiedliwości przed sądem, że to nie ja brałem chwilówki w banku nieopodal...

Na "Grąbczewskim" działy się rzeczy, które uwiarygodniają Cizi Zike trele. Powiem nieskromnie, że gdyby mnie tam nie było, nic bym o nich... nie wiedział.
Taki prosty banał. Byłem, to mam.

Byliśmy, to mamy.

5Knshtfo4L0

Melon
06.05.2025, 18:24
:Thumbs_Up::)

MUTT
06.05.2025, 21:38
:oldman:sie czyta :D

fassi
06.05.2025, 21:55
Ze nas w tym nocnym Cieszynie wtedy na dołek nie wzięli. Całą noc 2 psychicznych na takiej mentalnej wyluzowanej fazie, że w kaftany by nas musieli wziąć i gęby zakleić.

I jak rano w tym parku wyleźliśmy z tego namiotu, to spacerowicze przyspieszali kroku :D

Na zlocie landcruzera w 19 chyba byliśmy. Auta na zlocie za pierdylion pieniędzy, napędy, wincze, webasta i ten golf przy namiocie wyrwanym z PSZOKu.

I ten jeden gościu, co się patrzył na golfa, na te wiszące kable, ten brak tapicerek w drzwiach, ta rdze i to pytanie :

Co trzeba w tym aucie zrobić aby pojechać w podróż?

I ta spokojna odpowiedz: może olej bym zmienił. Albo nie, po drodze się zmieni bo tańszy.

Idealne auto do podróży, zawsze gotowe. Ale co ci po golfie jak głowa nie w podróży?.golf zawiezie Cię w pamiry ale co Ci po golfie w pamirze jak głowa jeszcze w Europie?. Dlatego i głową i golf muszą być w podróży, wtedy jest zajebiście.

6 h jazdy przed Murghabem, totalne zadupie, Chiny po prawej, Pakistan, Afganistan za plecami rzut kamieniem.Nawet radio nie odbiera. Golf stoi na poboczu, podjezdzamy Lublinem. Coś się zepsuło?

Nie, paliwa zabrakło.

Br8l26Rwkq0?

El Czariusz
07.05.2025, 08:13
Zacierało się jedno, do końca. Nie ustaliliśmy dlaczego.
Reszta auta spisywała się znakomicie, zwłaszcza zawieszenie. Przeróbka mojego konceptu, skonsultowana z pierwszy Asem z zaprezentowanej krótkiej listy geniuszy.
Znaczy Pastorem. Ostatecznie Golf "skoczył" z przodu o 70 a z tyłu o 90mm w górę.

Wystarczyło, że raz zatrzymała mnie policja, kiedy zauważyli (po powrocie z Pamirów) auto całe popisane flamastrami i wyglądające "nieciekawie", albowiem naprawy blacharskie (powierzchowne) dokonałem srebrnym pałertejpem.
Szczególną uwagę policji zwróciło to, co wiozłem w golfie.
- Dowód rejestracyjny poproszę.
Proszę.
- Co on tak popisany? Przecież to wygląda na szrot.
W tym czasie drugi z policjantów ogląda golfa szczegółowo.
- Panie... Co pan tu wieziesz w środku?!
Remontuję mieszkanie. Wiozę to, co się udało do golfa wcisnąć.
- ??!!
10 workówx25kg, 3x50l keramzytu, około 35mb kabla trójazowego. Spokojnie... Całość waży tyle, co czterech dorosłych facetów, ja piąty więc...

Przejmuję inicjatywę.
Proszę zwrócić zatem uwagę, jak golf przy takim obciążeniu "stoi"...
Golf stoi, goście stoją...
- Ty... Zwraca się pierwszy do drugiego policjanta... On stoi NORMALNIE!
Aaa... to jest golf country?!
Intonacja jakby zmienia się na podziw.
- Pierwszy raz widzę golfa country na żywo. On jest na ramie?
Nie, ten akurat nie. I to nie jest country, to autorska przeróbka. Model dokładnie sprawdzony w Pamirze.
- W Pamirze? Gdzie to.

W Azji Centralnej niedaleko miejsca, gdzie zbiegają się najwyższe łańcuchy górskie na ziemi. Tu akurat fotka (naklejka na auto) z jednego z takich miejsc.
Policjant ogląda fotę, mruży oczy i zaczyna się śmiać. Co ten kolega ma na tyłku napisane?
- Ten (akurat Pastor) ma na wypiętym gołym tyłku dwie 5tki a jego koledzy 4 i 6. Wynik 4655 czyli najwyżej położona przełęcz na pamirskim trakcie.
No i zwróćcie panowie uwagę, na tylny zawias. Gdybyście nie widzieli zawartości, to golfa można by niemal uznać za pustego. Stoi praktycznie na jednym poziomie a na tylnej belce "leży" około 300kg.

Zaczyna się cmokanie i trochę pytań technicznych. Jeszcze raz zwracam ich uwagę na tylny zawias z prośbą, by się przyjrzeli bliżej kolumnie mcphersona.
- Co to, to niebieskie?
To sprężyna pomocnicza firmy Mud Springs. Sprężyna progresywna, idealne rozwiązanie dla aut ciągających przyczepę, czy po prostu mocniej obciążanych.
Dystrybutorem na planecie PL jest Inter Cars, stąd wiem, że to jedyny model (dedykowany dla golfa 2) sprzedany w Polsce.
Od tego momentu, to już piłka do jednej bramki.
- Nie, no. Mi się najbardziej podoba renowacja blacharki! Rzuca jeden z nich.
Konstrukcyjnie golf jest perfekcyjnie przygotowany. Progi i podłużnice wzmocnione a te przyrdzewiałe błotniki... Nie ma co sobie strzępić wolnego czasu.
- Kurde mol... Super auto. Miłego dnia i powodzenia w remoncie!

Policja zwraca mi papiery, odjeżdża i pokazują jeszcze kciuk w górę...
Możecie wierzyć lub nie ale od tego momentu WSZYSTKIE patrole policji na jakie się natknąłem, jadąc w golfem po Gdańsku i Sopocie mnie zatrzymywały, by fizycznie doświadczyć rozwiązań i przede wszystkim obrazu głównego bohatera.
Wręcz dodam, że zyskałem powszechną sympatię i auto było naprawdę znane. Raz byłem zatrzymywany, innym razem ci policjanci, którzy już "zaliczyli" golfa, po prostu mnie pozdrawiali.

Finałem było zatrzymanie mnie przez policyjna inspekcję drogową. Gonili mnie przez cały Miałki Szlak na sygnale i "dopadli" na moście. Sądziłem, ze to karetka gdzieś goni, wszyscy ładnie się ustawili na prawym a ci podjeżdżają do mnie, no i jadę za nimi.
Stanęliśmy przy szkole muzycznej. Procedura podobna ale tu nastawienie trochę zachowawcze.
Po obejrzeniu gagatka jeden z nich mówi; pewnie już ręcznego nie ma.
- Pan sobie wyobraża brak ręcznego w wysokich górach? Ręczny stoi jak po wiagrze.
Śmiech. Dobra... podniesie pan maskę silnika. Po chwili woła kolegę i rzuca; widziałeś to?
- Akurat dzisiaj rano zerwała mi się z grzybka linka gazu, to ją spiąłem trytkami (i to była prawda, dokładnie rano to mnie po próbie ruszenia z podwórka spotkało). Działa elegancko.
Drugi ogląda blachy, bierze telefon i dzwoni. Po chwili (pamiętam jak dziś) rzuca do telefonu:
- Andrzej, f-cznie! Tak zrobionej blacharki jeszcze nie widziałem! I śmiech.

Tym niemniej zaproszono mnie do środka i jeszcze się trochę droczyli. Puściłem im z jutuba filmik:

g7480B9rSFk

Wiecie, czemu z rury dymi? Bo to na około 3000m jest a podjazd ma ze 20% nachylenia. Czyli mniej tlenu w eterze i bez ręcznego nie bardzo w takich okolicznościach.
Zaraz potem drugi:

0nr12OVFT50

Uważącie, że auto nie jest sprawne? Uśmiecham się. Chłopaki kiwają głowami...
- Jedź pan!
Przybijamy sobie piątkę, biorę kwity i... jadę:)

Wracając jeszcze do zacierającego się łożyska. Zacisk nie pracował normalnie. Rozbierany, czyszczony, gumki sprawdzane z każdej strony. Na sucho wszystko gra, po założeniu tłoczki na lewym zacisku nie odbijały.
Nie ustaliliśmy dlaczego. Ostatecznie zdecydował paproch w nowym, giętkim przewodzie...
Ale... co robić? Łożyska starczało (dostawało w dupę od grzejącej się tarczy, która również dostawała w dupę) na 500km. No więc ustaliliśmy jeszcze na płaskim gdzieś w Rosji, by hamulca... nie używać. Jeżeli w wyjątkowych sytuacja trza było, to zaraz potem na pierwszym możliwym postoju do gry wchodził śrubokręt i ręcznie rozpychałem klocki.

I w ten sposób przejechałem około 12 000km i całe wysokie góry bezproblemowo.

Ale wracamy powoli na podwórkowe tory.

Melon
07.05.2025, 08:36
No i gdzie ten Golf tera ? :)

El Czariusz
07.05.2025, 11:01
Na zasłużonej emeryturze.
Namawiam Fazika od dłuższego czasu, by gdzieś się tym razem jego golfem karnąć.
Swego czasu (łoj, dobre 16 lat temu) moi dwa fajni koledzy jadąc samurajem, spotkali hardcorową wyprawę Brytyjczyków na wschód. Ich lider najdalej dotarł do Bydgoszczy. Wisły nie przekroczył... Możemy Brytyjczyków rekord pobić.
Nie będzie łatwo ale kto jak nie my (z Fazikiem) umiemy realizować marzenia?

Siać zamęt na niemieckich blachach na Podlasiu... Na moim na klapie stoi do dzisiaj napis "na Berlin" w radzieckiej cyrylicy. To bardzo ładna i trwała kalkomania. Fazikowi namaluję pędzelkiem ten napis a Marysia kilka kwiatków.

Coś przykładowo na wzór tego, przypadkowo znalezionego w necie Lublina.

https://i.ibb.co/F4Yff1Nt/2.jpg (https://ibb.co/HTPMMy1Q)

https://i.ibb.co/7Jv5RMZs/1.jpg (https://ibb.co/C5BZMCYR)
Jest nawet forum domalowane...

https://i.ibb.co/vC6HRrtY/3.jpg (https://ibb.co/gbL3hXnV)

El Czariusz
07.05.2025, 12:27
Jakby komu pod beretem przyszło zdublować wariant "wieśkowy" powtórzyć, to służę pełną dokumentacją.
Samo przygotowania Wieśka do wycieczki Grąbczewskiego, to był drobny przegląd.
Golfa najpierw przysposobiłem do osobistej wycieczki na Bałkany i historia jego modyfikacji jest równie interesująca jak przepotwarzenie się Lublina.
kawał porządnej roboty. Przy współudziale wspomnianego Pastora, towarzysza Zarodkiewicza (też jest użytkownikiem tego forum) i jeszcze jednego gagatka ale z nim to była wymiana barterowa.
W przypadku dwóch pierwszych po prostu zwykła, przyjacielska pomoc.

Przy Wieśku wykonano ogrom pracy blacharskiej i konserwatorskiej.

Tu fotki wspomnianego zawieszenia (całe zostało zrobione na tip top łącznie z wózkiem i tylną belką). O ile z belka był mały problem, o tyle z przednią kolumną już czysto inżynierska robota Pastora. Cały pomysł polegał na przedłużeniu tulei wcześniejszej wersji, z wymiennym amortyzatorem.
Pastor wykonał robotę perfekcyjnie. Ustaliliśmy jedno, że 40mm, to maks, by zachować "zerową" zbieżność. Pozostałe 30mm zyskałem na feldze i oponie. maksymalnym rozmiarze, jaki dało się wcisnąć.
W temacie tylnej belki było dużo łatwiej, wystarczyło przespawać mocowanie kolumny, tu jednak koniecznym okazało się podcięcie błotnika, bo belka nieco uciekła do tylu, co niejako poprawiło komfotr jazdy.

https://i.ibb.co/qYDJqCtt/20180211-125723.jpg (https://ibb.co/zVm69Fyy)
Tył.

https://i.ibb.co/6cM7qV66/20180301-160408.jpg (https://ibb.co/PsLvV3BB)
Miałem zapasowy komplet w razie W i na nim ładnie widać różnicę.

Jak kto by chciał poczytać, jak Golf się na Bałkanach spisywał (druga wycieczka), to zapraszam tu. Akurat ten odcinek wycieczki oddaje wszystko, czego i w jaki sposób doświadczaliśmy Bałkanów "prawdziwych".

http://renowacjaposadzek.pl/blog/opusciles-trase/

To, co doświadczyliśmy w zeszłym roku, to już tylko wspomnienie fanstastycznej przygody z lata 2016/17...

P.S.
Aż sobie sam poczytałem, to co linkuję... Kurde mol. ja po prostu mam talent;) Talent do takich przygód.
Nie no... czytam dalej...

http://renowacjaposadzek.pl/blog/droga-do-m/

...kolejny odcinek ale wrócę chyba do początku:)

P.S`
Relacja z 2016 też jest super, w sensie przygód. Jest ukryta na blogu i chyba ją udostępnię. Spina moja bałkańską trylogię (2011/2016/2017). Ta z 2024, to już zupełnie co innego. Dołożyłem tylko na życzenie Albanię.
A przepraszam... Białą toyotą (HJ 60) robiliśmy jeszcze Bułgarię (przez Rumunię) chyba w 2014. Też było fajnie.

El Czariusz
07.05.2025, 15:26
Ach... Dodam jeszcze, że sprężyny do Wieśka ciągnąłem z Niemiec, oryginalne sachsy z małą korektą na przodzie - 2mm wyższe. Nie mogłem dostać wersji dedykowanej.
Tylko na nich golf się wyprężył.

P.S.
Dzisiaj na ścieżce rowerowej dostrzegłem kapitalną.modyfikację przyczepki do roweru. Coś pięknego. Nie zdążyłem pstryknąć foty ale obraz zachowałem.
Fakt, że chłop mocno pomarszczony życiem, jak jego wątroba jechał, ale tym bardziej plus za kreatywność.

sluza
08.05.2025, 02:53
O Panie, zapomniałem nawet, że to montowalismy na rympał :)
A w następnej wsi, Kizielany, spędzałem niemal wszystkie wakacje. W pierwszej chacie po prawej mieszka mój stryj czyli brat mojego Taty. Dobry człowiek, masz punkt zaczepienia, już jakby znajomy. Stamtąd się wywodzimy. Piękne okolice. Nawet jeszcze tam "chachłaczą".

El Czariusz
08.05.2025, 09:53
Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego
1889-2018
Bartosz Grąbczewski

Ośmiu miłośników wspinaczki, alpinistów i podróżników zafascynowanych Azją Środkową oraz historią. Pchani ciekawością, rodzinnymi wspomnieniami, a przede wszystkim zafascynowani postacią gen. Bronisława Grąbczewskiego ruszyli w Pamir, by odtworzyć trasę carskiej ekspedycji dowodzonej przez polskiego odkrywcę i jednego z kluczowych aktorów tzw. Wielkiej Gdy, czyli XIX-wiecznej rywalizacji między Imperium Brytyjskim a Imperium Rosyjskim o wpływy w Azji Środkowej.
Przy użyciu kopi oryginalnych map wydobytych z archiwum Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego wyprawili się do Tadżykistanu na wysokość ponad 3700 m, weszli na szlak ekspedycji z 1889 roku i znaleźli zdarte podkowy carskich koni.
A do tego uwiecznili na zdjęciach kadry idealnie odwzorowujące fotografie na szkle wykonane 129 lat wcześniej.

Zacny Marcinie, przed Tobą będzie trudniejsze zadanie.
Otóż w przygotowaniu mam scenariusz do filmu 8-miu pancernych i dwa psy. Materiału dość, do złożenia serialu pod tym tytułem.
Tak, że ten...;)

Nie będę tutaj opisywał imprezy, do której namówię Pastora by napisał piosenki treść do tytułu: Dni bez deszczu niespokojne.
Zasadniczo szukam teraz w myślach czy na tej ekspedycji był jakiś spokojny dzień...? Nie było. Zawsze coś się działo, do tego stopnia, że miałbym mały kłopot taki scenariusz wymyśleć. Nie to, żebym nie wymyślił, bo to nie ma znaczenia, o czym marzysz, skoro marzysz ale...

Opiszę pewne późniejsze zdarzenie/doświadczenie.
Otóż dwa lata później tak zajrzałem sobie na forum brytana i co widzę? Relacja Wielkiego Pionierskiego Podróżnika.
W rok po naszej wyrypie Wielki Pionierski Podróżnik wpadł na pomysł, by skopiować nasz pomysł. W sensie, że pojedzie w Pamir VW Vento.
Z kolegą, który dorzucił się do projektu. Ów projekt kosztował ich... 20 000zł.

Pal sześć, że tanio. Szanuję ale..., że to całkowicie pionierski projekt, bo wszyscy w ten Pamir tylko terenówkami itd. Pech w tym, że ja znam osobiście Wielkiego Pionierskiego Podróżnika. Ba... Byłem z nim osobiście na jednej bałkańskiej, bardzo fajnej wyrypie. To tej, z której wracałem z Albanii rowerem.
No tak czytam Pioniera i odpisuję, że super ale widzę tu mały "plagiat":) W sensie widziałem tam rok wcześniej Golfa 2 i Lublina 3.
Pionier nie zbity z pantałyku ripostuje: ale wy obwieszeni reklamami jak choinki a ja wszystko swoją krwawicą...

No tak... przyjrzyjmy się tym reklamom.

https://i.ibb.co/C55LjRtk/20180302-164026.jpg (https://ibb.co/277JzG6D)
Na tej focie jeszcze się trzyma reklama... pośladków Pastora.

To on w ekipie Sambora w 2006 przemierzył pamirski Trakt i słynnym zdjęciem z przełęczy Akbajtał chłopcy udokumentowali swój krótki pobyt na 4655. I tak się poznaliśmy z Pastorem pół roku później i ja powtórzyłem trip chłopaków w 2007 z kilkoma wariacjami.

Niestety...
https://i.ibb.co/SDvhjLJ2/20180903-145810.jpg (https://ibb.co/nqkHGWRT)
...gdzieś na trasie dupa Pastora nam odpadła ale widać reklamę Mario z "jego Mongolii".

To ten reklamowy Mario towarzyszył mi przez 12 i pół dnia rowerowo na trasie z Dubaju, przez Arabię Saudyjską i Irak rok temu.

https://i.ibb.co/d9ksGWB/20180928-152343.jpg (https://ibb.co/ZscRWLd)
Tu kolejne reklamy. Jedna moja spod Piku Lenina, druga Lupiego z "jego" Afryki.

Tu...
https://i.ibb.co/Wvv4GGkW/IMG-0445.jpg (https://ibb.co/F44Lmm5b)
...od zadka.

Tym samym zostawiam Wielkiego Pionierskiego Podróżnika z jego pionierskimi wyprawami. Ładne zdjęcia robi, niech robi dalej.

Mój wkład pionierski w wyrypy jest niewątpliwie jeden. Od 2010=tego na wszelkie piesze, górskie wyrypy (i często rowerowe) zabieram krzesełko.
Nikt tego nie robi. Krytykę kolegów przyjmuję. Krytyka się kończy, kiedy zapada wieczór lub dłuższa przerwa i oni tyłkami szorują kamienie.

Ja tymczasem...
https://i.ibb.co/nMkgvChp/20180827-112319.jpg (https://ibb.co/k2cHf1YZ)
...siedzę sobie i podivam.

Czasami to i...
https://i.ibb.co/Fb3dCVwW/IMG-0754.jpg (https://ibb.co/QFQxtdNc)
...to i gitarę extra wezmę.

https://i.ibb.co/1Ykd4NFX/Azja-2013-467.jpg (https://ibb.co/dsRLHv8p)

P.S.
Nie wiem, gdzie filmik jest ale dla Fazika...

https://i.ibb.co/MyfhKSVY/20180826-095945.jpg (https://ibb.co/cKwvR3FG)
2kg grapefruitów tam sobie witaminowo niosłem. Z ręczną wyciskarką do nich.

https://i.ibb.co/vxmhqP9w/20180826-111137.jpg (https://ibb.co/BVjG3Zkz)

Tak, że ten.

P.S.`
Na Lublinie była reklama firmy transportowej MARLEP z Kłescerzyny a Lublin się nie liczy:)

W nawiązaniu do wstępu (informacje ze strony kolosy.pl)

https://i.ibb.co/zWHhyYDL/Jaszyl-Kul-1.png (https://ibb.co/spJv0GzD)
Odtworzylismy obrazy ze wszytkich zdjęć Bronisława. Tu jeden z Zielonego Jeziora.

Okolicę penetrowałem 6 lat wcześniej dojeżdżając do żródeł Karaszury (z doliny tej rzeki biedronkowe fotki)

https://i.ibb.co/YFC0MZkp/IMG-5243.jpg (https://ibb.co/C3cPZ27h)
Ten sam łańcuch widziany od źródeł Karaszaury (od wschodniej mańki).

https://i.ibb.co/3mcZT18G/IMG-5320.jpg (https://ibb.co/nMjJwrVZ)

https://i.ibb.co/gbQ7KBD0/IMG-5322.jpg (https://ibb.co/6cGZCf4K)

matjas
08.05.2025, 15:32
Czyta się :)

golab
09.05.2025, 13:34
Elwood jak Feniks powstał z popiołu :) Dla mnie się podoba :)!

Brambi
09.05.2025, 15:21
Cieszę się niezmiernie :)

El Czariusz
09.05.2025, 19:40
...miło miło. Ciśnie się na usta...

0arXk03FPdQ

Jeszcze mała pauza w podwórkowym temacie, bo materiały się zbierają, zatem zajawkę ostatniej, golfowej wspólnej wycieczki ze Strażnikiem Domowym wrzucę
Miała miejsce w połowie sierpnia 2023 i była zrealizowana w prawdziwie cygańskim stylu.

https://i.ibb.co/CxFxxxr/IMG-20230813-214029-1.jpg (https://ibb.co/wD1DDDv)

Zaczęła się (i skończyła) na znanym Podlasiakom campie.

https://i.ibb.co/My0Y4H7B/IMG-20230808-082020.jpg (https://ibb.co/Q7w2RVMD)

Celem zaś były trzy nadmorskie stolice krajów o długiej historii lecz bardzo krótkiej państwowości. Rodziły się wszystkie w bólu carskiego cięcia po mocno przenoszonej ciąży.
Niektórzy mogą dopisać - spektakularnego rozwodu, kiedy związek umiera a ludzie pozostają wolni.

Luti
10.05.2025, 09:38
Ad wycieczki

Ryga, Tallinn, Helsinki/Turku.?

El Czariusz
11.05.2025, 17:54
Nie inaczej Luti.

Wyjazd stoliczny, nie licząc tolkowej impresji - trwał 7 dni. Pech polegał na tym, że wjeżdżając na Litwę, temperatura spadła do... 13st. i do końca wycieczki nie przekroczyła 18stu. W tym czasie globus PL (w tym tolkowy camp) cieszył się piękną pogodą.
Zatem logistycznie zaplaniłem tak, by to, co nas interesowało (trzy stolice) robić po drodze. Noclegi w terenie, ale dwa w Tallinie po dachem.
W kompetencji Strażnika Domowego było namierzyć ten nocleg i jakieś atrakcje w Tallinie. Do mnie należała reszta.

Jak większość z was wie, z noclegami w terenie na Łotwie i w Estonii nie ma specjalnego problemu.
Przygotowania były proste. Nabita butla 2kg, kluczowy zapas żarcia, king kong do spania, kordła i poduszka dla Strażnika, krzesełka, stolik, bak do pełna, standardowy zapas paliwa, 300E do portfela i... tyle.

https://i.ibb.co/VWnkg9KW/IMG-20230806-170942.jpg (https://ibb.co/XZ0G7LwZ)
Jeszcze tylko drobne cerowanie i u Tolka meldujemy się przed 22-gą.

Startujemy dnia następnego parę minut po 8mej. Pierwszy nocleg na leśnym campie, gdzie musieliśmy jednak wnieść opłatę 5E (stała bez względu ile biwakujesz) jeżeli chciałbym parkować na campie. Nie było co kombinować. Płacimy, bo właśnie przestał padać deszcz, ekspresowo się rozbijamy w zachodzącym słońcu i o 20.33 jestem gotowy do kontemplacji tegoż.

https://i.ibb.co/zTm2rW4P/IMG-20230808-203358.jpg (https://ibb.co/7dSpXx1r)
Pogoda jak teraz nas Zatoką Gdańską. Wyż z nad zachodniej Europy, po ich stronie nawija ciepłe masy powietrza z południa, nam po wschodniej mańce zrzuca arktyczne z północy.

Arcyplan jest taki, by dnia następnego rano jak najszybciej zwinąć majdan i koło południa wjechać do Tallina. Do 15-tej znaleźć zakwaterowanie i darmowy parking (namierzone miałem dwa) no chyba, że "hotelowy" będzie w cenie. Zrzucić bambetle i na starówkę.
Do Tallina z biwaku mamy niecałe 200km.

https://i.ibb.co/q3KG2RgZ/IMG-20230809-090945.jpg (https://ibb.co/dwF9HQph)
W nocy padało, więc trza było trochę king konga przesuszyć.
Gdybyśmy zostali, na bank była by grzybowa z maślaków.

Tym niemniej o 9.30 byliśmy już w drodze.

El Czariusz
12.05.2025, 08:06
Wspomniałem o Cyganach, o ochłodzeniu...
Optycznie wyglądamy jak Cyganie. Golf - niczego mu nie ujmując, jest pordzewiały i odpowiada siwym włosom na głowie starca. Ten (golf) jest golfem zwykłym poza tym. Najgorzej z felgami.
Tu na forum jest kilka wątków dotyczących zabezpieczenia antykorozyjnego. Znaczy to o sporym zainteresowaniu. i tu właśnie zachodzi (moim zdaniem) korelacja właściwa.

Korelacja między rdzą a prawdziwym podróżnikiem. Różnica między turystą a podróżnikiem jest już dość powszechnie znana. Podróżnik śmierdzi. Co do tego ma rdza? Im bardziej zardzewiały sprzęt tym... większy podróżnik?
Nie. Tym bardziej podróżnik biedny a zwłaszcza już, żona podróżnika.
Zatem musiałem zrobić tak, by tej rdzy nie było. I z tym procesem obznajomiony jest każdy prawdziwy podróżnik. Jeszcze jedna rzecz go w procesie wyróżnia. On rdzy nie usuwa, on (prawdziwy podróżnik) rdzę szuwaksuje.
I o tym właśnie - szuwaksowaniu pisze się w wątkach antykorozyjnych.

Każde poważne (i szanujące się) forum podróżnicze musi wręcz taki wątek posiadać, a najlepiej kilka. Nie inaczej jest tutaj.
Nie będę opisywał metod szuwaksowania ale moja spowodowała, że na jakiś czas rdza zmieniła kolor z rudego na czarny.
Wiem, wiem... Najgorzej, jak rudy przefarbuje się na czarny ale... "Działa" to "najgorzej" tylko wtedy, kiedy najpierw widzisz rudego a zaraz potem przefarbowanego.
W ogólnej praktyce tego nie widać. Widzą przepotwarzenie sąsiedzi ale globus nie. Globus widzi srebnego lisa z czarnymi wstęgami.

I o to chodzi.
W naszym przypadku doszedł jeszcze cygański motyw, całkowicie odwracający uwagę od stanu zewnętrznego. Tylna kanapa w golfie złożona, bo musi pomieścić elegancką torbę na kółkach, dużą torbę "ze szpargałami", "coś tam jeszcze", szpej podróżniczy (butla, krzesełka, stolik itp.) oraz: wspomnianą - kordłę, gitarę i sombrero. Te dwa ostatnie fanty wciśnięte (na pozór) bezładnie w kordłę. Tak, w kordłę, nie - kołdrę.
Zawsze mówię, że do tego służy samochód. Lepiej się go pakuje niż np. rower. Kordła na rowerze...?

Parę przykładów.

https://i.ibb.co/svvGF5pq/DSC04941.jpg (https://ibb.co/4ZZGjswp)
Gablota Kudłatego. Za czasów, kiedy prowadził serwis 4x4. Tu nie jedno zmieścisz!

Z rowerem gorzej.
https://i.ibb.co/fdhS7Mfk/Mario-Blues-532.jpg (https://ibb.co/k2RyFKj4)
Tu jak wracałem z Afryki.

https://i.ibb.co/6RB6kPz3/DSCN2467.jpg (https://ibb.co/HDdmjz6W)
Z czeskiej pedaliady.

https://i.ibb.co/NdCvncWx/DSCN2495.jpg (https://ibb.co/FL3rqR86)

https://i.ibb.co/RGw35m4p/F1000032.jpg (https://ibb.co/35ZpJqYy)
Z Puszczy.

No nie da się.

Do Tallina wjechaliśmy w samo południe. Z perypetiami, bo okolice potencjalnych miejscówek poddane były intensywnym pracom drogowym.
Najsampierw elegancko zaparkowałem w darmowej strefie, rzutem sombrera od starówki. Zanim jednak, wjechałem jeszcze ślepo w biznesowe centrum, prosto pod nogi młodzieży, która nie zna już żadnych innych, poza unijnymi - obrazów. Na pewno zaś obrazów przeszłych, wybitnych świadectw sukcesów dawnej motoryzacji.

eT0MHN827hs

Próbowałem przy nich zawrócić, a jak nie wiadomo większości z was, golf 2 nie ma wspomagania. Wymaga na małej prędkości ów brak, pewnej gimnastyki zatem. Dopiero jednak, kiedy ustawiliśmy się w końcu do nich zadkiem, wywołaliśmy salwę upokarzającego nas śmiechu. Rzuciła się młodzieży estońskiej kordła w oczy, gitara i sombrero.
W takich sytuacjach Strażnik Domowy z jeszcze większym przekonaniem, przekonywała (by) mnie, by golf się spalił zaraz po tym, jak Strażnik ze wstydu ale... nie tym razem.
- Wieśniaki... Nie znają się. Rzuciła moja połowica w eter z nutą pogardy ale i wyższości.

To był przepiękny, południowy (w sensie pory dnia) akcent. Z dumą spojrzałem w lusterko, na Strażnika znaczy i zaraz potem wybraliśmy hostel położony idealnie. 10 minut z buta od starówki, 10 minut z buta od portu, 5 minut z buta od bazaru.

Wracając jeszcze na moment do "golfa". jadąc do Estonii (i Łotwy) spodziewałem się trochę radzieckich obrazów, zwłaszcza na drodze a tu "niespodzianka". Nawet na prowincji nie widziałem auta młodszego od golfa V (i jego odpowiedników). Dwa razy passata ale nie B5, tylko młodszego.
Pierwszy raz - pod hostelem.

https://i.ibb.co/60QzbhKz/IMG-20230809-195701.jpg (https://ibb.co/5hZmvDQm)

Akurat wysiadł z niego podróżnik, w stylu wspomnianej, hardcorowej wyprawy Brytyjczyków na wschód (których lider najdalej dotarł do Bydgoszczy). Zaimponił mi. Z miejsca stał się hostelową gwiazdą. Miałem okazję z nim chwilkę porozmawiać. Naprawdę zjechał kawał świata. Tego zachodniego co prawda, ale zawsze. Co ciekawe Estonia nie była dla niego wschodem ale globus PL już tak. Może dlatego, że do Tallina dotarł z Helsinek promem. Do Helsinek zaś objeżdżając Bałtyk dookoła przeprawiając się do Skandynawii z Saasnitz.

Saasnitz wspominam z rozrzewieniem... Też płynąłem tym promem tam i nazad, jadąc do Norwegii z dwoma kolegami w maju 2010. Taki krótki wypad na kilka dni, gdzie oni chcieli się sprawdzić w trudnych warunkach zimowych przez trzy dni na jakimś tam (nie pamiętam już) lodowcu, robiąc jego trawers a moim zadaniem było "trafić" w nich, gdzieś po jego drugiej stronie, objeżdżając tenże kilkaset km.
Następnie wracając, mieliśmy załatwić wizy dla afgańskiej ekipy (w tym też dla uczestnika tej krótkiej, zimowej wycieczki).

Wizy miał nam załatwić Fazik, którego wtedy jeszcze nie znalem ale dostałem od Muchy namiar. W sensie: pisz do Fazika, on Niemiec:)
Napisałem i... tak się rozpoczęła działalność Biura Turystyki Nieodpowiedzialnej.
Umówiłem się pisemnie z Fazikiem w Berlinie, pod ambasadą KGZ. Zanim jednak, z tej Norwegii płynęliśmy w drodze powrotnej do Saasnitz. No i dopłynęliśmy. Odprawa szła migiem, dopóki w oko niemieckiego strażnika granicy nie rzuciła się polska rejestracja.
- Proszę zjechać i... tu pokazał z kwaśna miną, gdzie stanąć.
Prowadził akuratnie Grzesiek (dwa Kolosy), ja robiłem za tłumacza.

Pasporten bite!
No więc spokojnie wyciągam teczkę. Teczka na gumkę. W teczce 16... paszportów.
Spokojnie szukam naszych. Otwieram kolejne, w końcu jest jeden, zaraz potem drugi... i trzeci.
Z każdym ruchem moich gitarowych palców w bezładnej kupie paszportów, kwaśną gębę podkreślały rosnące oczy. W sensie wytrzeszcz.
- Bite!
Szwab bierze te paszporty i znika w budce.
Nie było go z dobry, mocny kwadrans. W końcu się pojawił. Gęba z kwaśnej zmieniła się na niewiadomojaką.

2h później maszeruję do ambasady. Gdzieś w jej bezpośredniej okolicy mam się spotkać z Fazikiem. Pamiętajcie, że to była jeszcze era nokii 3310. Chyba były już pierwsze smartfony ale ja się tam na nich nie znam. Był to już zmierzch tych pięknych czasów, kiedy człowiek operował papierowymi mapami a gps dopiero się (coraz śmielej) rozpychał.
Nawet ja miałem taki. Garmin 60 coś tam. Do dzisiaj nie umiem go obsługiwać ale...

Dygresja.
Parę lat temu Emek wybierał się konkretnie na wschód i zbierał tu dane, jak najkonkretniej poeksplorować KGZ. No więc mówię do Emka:
- Słuchaj, ja mam gps a w nim na 100% ślad z... 2008. To wiem ale nie umiem tego śladu zgrać a warto. Bo jest tam ślad mego dojazdu i powrotu do przełęczy Bedel.
Ślad ten omijał wszystkie posterunki (słynna, strategiczna kopalnia w okolicy) i prowadził opłotkami na granicę z Chinami. Miejsce niezwykłe, dojazd również.
Kiedy (to już 17 lat minęło) pochwaliłem się na znanym forum3po3 faktem, nikt mi nie uwierzył. Jeden z użytkowników obecnego forum może znać tę historię (consigliero), bo okraszona została snem o ataku wilków.
Normalnie się uśmiecham, jak o tym pomyślę, bo odsądzony zostałem od czci i wiary, tak mnie lubiono. Za tę "wyrazistość" ale co tam.

Emek nie skorzystał ale ślad mi zgrał. Jestem z siebie zatem dumny jak cholera, bo to kawałek dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty był.
No! Ale... wracajmy do Fazika tymczasem.
Zatem idę berlińską sztrase i się zastanawiam; jak ja tego Fazika poznam?

El Czariusz
12.05.2025, 09:18
Na szczęście Fazik poznał mnie:)

AuFiBjNTB9o

Wracamy do Tallina.
Polecam taki plan na Tallin. Przyjechać jak my. Zatem masz/macie oczekujcie dla siebie takiego schematu.
- Wieczór popołudnie i wieczór na starówce.
- Noc.
- Cały dzień na starówkę, targ, zakup biletu na prom do Helsinek
- Wieczór na starówce.
- Noc.
- Wczesnym rankiem płyniecie do Helsinek.
- Cały dzień w Helsinkach.
- Wieczorem wracacie do Tallina.
- Wsiadacie w auto (zaparkowane na darmowym parkingu kwadrans z buta).
- Przed północą rozbijacie się nad morzem na darmowym campie, odległym o 50km na zachód.

Nie będę się rozpisywał o Tallinie. Starówka bardzo ładnie zachowana, w specyficznym klimacie.
Strażnik Domowy nakazała dostać się do zabytkowej apteki, muzeum marcepanu i zjeść w taniej, znanej sieci. Ja obowiązkowo dołożyłem targ i byliśmy ukontentowani. Hostel gwarantował do dobrze wyposażonej kuchni i sauny z małym basenem. Kosztowało nas to za dwie doby łącznie 110E (w tym jedna doba parking).

https://i.ibb.co/9dh7bR8/IMG-20230809-164545.jpg (https://ibb.co/q2CvNby)
W aptece.

https://i.ibb.co/7NRjXPg9/IMG-20230809-164744.jpg (https://ibb.co/1Jd7L1sS)

https://i.ibb.co/0pb8fvNX/IMG-20230809-174228.jpg (https://ibb.co/9m5zqSXv)
W sieci.

https://i.ibb.co/zVtGFRG2/IMG-20230809-174613.jpg (https://ibb.co/chsDwFD8)

https://i.ibb.co/My5ZNYtC/IMG-20230809-182139.jpg (https://ibb.co/vCvVz7Tj)
Na zamku.

https://i.ibb.co/tMWPh0B9/IMG-20230809-182603.jpg (https://ibb.co/pv9rPH2S)

https://i.ibb.co/PvyqSNYC/IMG-20230809-221031.jpg (https://ibb.co/Q3Vy5fcm)
Z wieczora.

Za dnia...

https://i.ibb.co/qF4rq2VM/IMG-20230809-162943.jpg (https://ibb.co/zHL49tDh)

https://i.ibb.co/KjLt53yF/IMG-20230809-194328.jpg (https://ibb.co/fYn3XP04)

https://i.ibb.co/Ps58nyBz/IMG-20230810-123030.jpg (https://ibb.co/XfzTgPmk)

https://i.ibb.co/35BLpfLr/IMG-20230810-122733.jpg (https://ibb.co/4wP58s5m)

https://i.ibb.co/chCSfPpF/IMG-20230810-115817.jpg (https://ibb.co/7tRdMHTW)

https://i.ibb.co/Kx0t5FDc/IMG-20230809-193228.jpg (https://ibb.co/F4xQhgXk)

https://i.ibb.co/SDmp6by3/IMG-20230809-184519.jpg (https://ibb.co/0p93nT2G)

https://i.ibb.co/fV14q7LJ/IMG-20230809-190940.jpg (https://ibb.co/PsmwF80k)

W muzeum marcepanu...

https://i.ibb.co/h12c2s7V/IMG-20230810-120921.jpg (https://ibb.co/wrp7py04)

https://i.ibb.co/1JJbXWTf/IMG-20230810-120944.jpg (https://ibb.co/G33FMSRv)

https://i.ibb.co/QjJz6m2P/IMG-20230810-121018.jpg (https://ibb.co/zHmjSfyX)

Muzeum ulokowane jest w piwnicy kawiarni/cukierni. Warto zobaczyć i warto skosztować wyrobów, pralinek w szerokim asortymencie. W muzeum wszystko, co tam zobaczycie w gablotach jest z marcepanu. Muszimy tam jeszcze raz zajechać, tym razem z wnukami:)

https://i.ibb.co/FLzMG9VZ/IMG-20230810-113321.jpg (https://ibb.co/sdqGLhHx)
Na targu.

https://i.ibb.co/21gwqRW2/IMG-20230810-111015.jpg (https://ibb.co/wFMTy8BH)

https://i.ibb.co/Xx3h9y0X/IMG-20230810-132128.jpg (https://ibb.co/d4LdSbCB)
W hostelu.

https://i.ibb.co/sJM8jFxW/IMG-20230810-155145.jpg (https://ibb.co/rf1DkZ8d)
W porcie.

https://i.ibb.co/WN42VsPS/IMG-20230811-074544.jpg (https://ibb.co/hxJmYCZp)
Na promie do Helsinek.

CzarnyEZG
12.05.2025, 11:29
Czytam czytam :)

El Czariusz
12.05.2025, 12:58
https://i.ibb.co/rGPKMhSM/Screenshot-2023-08-10-19-26-54-236-com-tallink-mikiandroid.jpg (https://ibb.co/cc5Kt9Ht)

Dzisiaj wybralibyśmy inną opcję. Z innym terminalem, bliżej starego centrum i wracali ciut wcześniej. Z terminalu 2 chodzą tramwaje do centrum ale chcieliśmy jak najwięcej zwiedzić z buta.
Stare centrum... Po Tallinie, to żadne "stare". Zabudowa secesyjna, takie w sumie Batumi 2. Porównując starówkę Tallina i Helsinki, to w skali 10 jak 10:2.
Mogę napisać z czystym sumieniem: Helsinki konkretnie zaliczone. Zaliczone z buta w 10h z sukcesem. Sukcesem było zdreptać ponad 20km.

https://i.ibb.co/5hBKCdjd/IMG-20230811-122253.jpg (https://ibb.co/CKhP4q9q)
I tak nam pykło 8,5km, maszerując wzdłuż zatoki.

https://i.ibb.co/JjB6HPJL/IMG-20230811-115921.jpg (https://ibb.co/nMgdjSJ2)
W sam raz, by się ekonomicznie posilić.

Po drodze zaliczyliśmy słynny, helsiński targ ale jego atrakcyjność zbyt położnie korelowała z cenami. Na targu w Tallinie też nie było tanio ale przynajmniej za 1E mogłem sobie kupić skarpety z sierści alpaki i nieco droższe z wełny.
Tu atrakcje fińskiej, morskiej kuchni przegrały z polskim kefirem i kanapkami z resztek polskiego chleba, masła i żółtego sera.

Historia Fińczyków nierozerwalnie związana ze Szwedami jest i Rosją. Warto podróżować po świecie, bo przy okazji człowiek może się ciekawego dowiedzieć i czego się nie uczyć. Np. nie trzeba się uczyć fińskiego. Wystarczy poznać wcześniej węgierski albo rosyjski. Ja mówię biegle w obu tych językach tak, że na te 25km biegania po stolicy, spokojnie stykło wspomniane 10 godzin.

No Rosjan jak psów tam biegało. Jak na sierpień 2023, ledwie 1,5 roku wojny i wstąpienie Finlandii do NATO, to zaprawdę wiele. My też wyglądaliśmy na Rosjan. Znaczy ja, bo Strażnik Domowy ze swoją wyjątkową urodą spokojnie robiła za tadżycką wybrankę.
Wczoraj nomen omen mieliśmy wizytę wnuków (znaczy nocowali u nas) i w trakcie jakiejś zabawy przy okazji której sporo śmiechu było, Kacper nagle zauważa:
- Dziadek... a czemu ty masz takie wąskie szparki zamiast oczu, jak się śmiejesz?
Bo ja mleko solę.
- ??
Po tym poznasz wschodniego człowieka. Jak zupę mleczną soli i ma szparki zamiast oczu, to musowo wschodni człowiek. No i pomidorówkę je z ryżem a nie makaronem.
- A my dzisiaj jedliśmy z ryżem! Rezonuje Marysia.
No i wszystko jasne, odpowiada dziadek.

Dygresja.
Dlaczego warto podróżować?
Ledwie m-c temu Marysia, z Kacprem i Mikołajem byli z rodzicami w Malborku. W Malborku na zamku.
- Dziadek, a zamek w Malborku jest największym ceglanym zamkiem na świecie. Chwali zamek Marysia.
No elegancko! A Krzyżaków widzieliście?
- Z mieczami! Krzyczy Kacper.
A pamiętacie, jak rok temu oglądaliśmy razem Krzyżaków, ten fajny film?
- Ten, co babcia zabroniła?
No...
- Taaak!
Ale i tak obejrzeliśmy. Chcecie sobie przypomnieć Zbyszka z Bogdańca?
- Taaak!
No i na dobranoc, mimo sprzeciwu babci obejrzeliśmy wspólnie pierwsze 30 minut.

Rano, po gimnastyce porannej (zawsze prowadzi ją Marysia) i obejrzeniu kolejnych 30 minut fordowskiej produkcji (na kolanach u dziadka i z telefonu - wyjątkowo, bo szkraby mają szlaban o rodziców na telefony), wzięliśmy się za rysowanie.

https://i.ibb.co/WWHDvxq6/IMG-20250511-093301.jpg (https://ibb.co/N6F12VQs)
No i mamy zamek w Malborku (wersja jedna z kilku) i Juranda na koniu w wersji 3D.
Był jeszcze Krzyżak ale został pocięty w walce z Jurandem nożyczkami i nie wiele z niego zostało.

Musiałem jeszcze wytłumaczyć, że Krzyżacy (źli), to nie Rosjanie a Niemcy.
No i tu możemy na chwilę wrócić do historii Fińczyków.
Wszyscy teraz czekają, co zrobi lub bardziej - czego nie zrobił Trump. Co zrobi Europa, by uratować Kijów itd.
A jak tak myślę, że Ukraińcy mogliby wziąć lekcję od Finów, którzy liczyli tylko na siebie i jakimś cudem uratowali swoją niezależność, tracąc sporo terenów. Ja tu widzę dużą korelację, tylko oczywista inna kulturę.
W zasadzie Finowie jako państwo funkcjonują dopiero od 1917-tego roku.

Do 1806 roku byli w strefie wpływów Szwedów, którzy schrystianizowali Finów w połowie XIIw. Potem przez kolejne 100 lat funkcjonowali jako odrębny niemal organizm w ramach imperium rosyjskiego. Dzisiaj są w NATO i mogą być dla wszystkich przykładem organizacji państwa pod kontem obronności.
No, ale tyle o wielkiej polityce i wróćmy do małych spraw.

https://i.ibb.co/T3jcFMn/IMG-20230812-191954.jpg (https://ibb.co/NBDxH2k)
Z rosyjskich wpływów...

https://i.ibb.co/wFF04zyn/IMG-20230812-191605.jpg (https://ibb.co/ZppLxMdQ)
Sobór Uspieński.

https://i.ibb.co/5g4r6yhP/IMG-20230811-123913.jpg (https://ibb.co/tTKq4tp9)
W tle katedra będąca symbolem niezależności religijnej Finów od cerkwi rosyjskiej.

https://i.ibb.co/mV0wxTGV/IMG-20230812-191426.jpg (https://ibb.co/fz95cF2z)
Na Placu Senackim pod katedrą dominuje pomnik Aleksandra II.

Po Powstaniu Styczniowym rusyfikował Kresy a majątek na Litwie utracił m.in. ojciec Bronisława Grąbczewskiego. W 1875 Aleksander II rozpoczął sukcesywny podbój Azji Centralnej podbijając Chanat Buchary. Zginął w zamachu w 1881-ym jak wspominany tu jego następca - Aleksander III.
Nomen omen Janicki w swoich chłopsko-pańszczyźnianych trelach sukcesywnie deprecjonuje rolę szlachty polskiej, czego pokłosiem jest mit uciskanego do granic wytrzymałości pańszczyźnianego chłopa a Aleksander II jawi się jako niemal wyzwoliciel polskiego ludu.

Niestety, życie nie jest takie proste a historia...? Wystarczy próbować ocenić to, z czym mamy do czynienia dzisiaj a przecież mamy dość szeroki ponoć dostęp do wiedzy. Skąd takie różnice...?

Dlatego celem utrwalenia obrazu, że Krzyżacy w naszej historii odegrali złą rolę ułożyliśmy wspólnie z wnukami i o dziwo babcią pieśń O Jurandzie, co sprawił łomot Krzyżakom!

https://i.ibb.co/HD9fhZW2/IMG-20250511-092306.jpg (https://ibb.co/kgPsmZRy)
Na chwilę przed koncertem, już po dostrojeniu instrumentów.

My zaś z babcią drzemy podeszwy do...
https://i.ibb.co/20GrrsZR/IMG-20230811-145637.jpg (https://ibb.co/nqxyynP4)
...do kościoła wykutego w skale.

Kościół możemy obejrzeć bez kupowania biletów.

W trakcie darcia podeszw i miętolenia cholewek...

https://i.ibb.co/W48pJDS0/IMG-20230811-160518.jpg (https://ibb.co/Zp41DHyS)

https://i.ibb.co/9HcTGDnm/IMG-20230811-160715.jpg (https://ibb.co/zVQRNMsW)

Zaliczyliśmy...
https://i.ibb.co/r2DkhTqY/IMG-20230811-154846.jpg (https://ibb.co/gZky8HQN)
...koncert oraz...

https://i.ibb.co/8LmKLgzz/IMG-20230811-165104.jpg (https://ibb.co/xt2Ctqmm)
...najlepszy serwis rowerowy w mieście.

I przypadkowo...
https://i.ibb.co/S7VjrV8Y/IMG-20230811-170653.jpg (https://ibb.co/wrpkspXG)
...mniej znaną halę targową.

Tuż przed promem fajna knajpka nad kanałem, w której serwowano browara z kija. Można było sobie doń podpłynąć łódką, strzelić pifko i... nadziać się na rowerowy patrol policji.
Minęliśmy jeszcze kompleks sportowy nieopodal terminala, z którego odpływał nasz prom. I tu nadejszła kolejna chwila refleksji smutnej dość...
Pytam się po węgiersku ojca jednego z chłopaków biegających za piłką ile kosztuje wstęp na ten kompleks (stadion, kilka mniejszych boisk, hala).
?
- Nic.
Ostatnio rozmawialem z kumplem, który jest już po habilitacji (i po AWFie), pytając, jaką by mi polecił kniżkę z fizjologii dobrą (i biochemii też), bym sobie odświeżył wiedzę i tak zeszło na grant, który realizował w Danii. Realizował go na odpowiedniku naszej fikołkowej uczelni.
Otóż po zajęciach najszła go ochota na uprawienie fizyki ciężarnej (taka jego pasja) i pyta lokalnego doktoranta gdzie mógłby?
- Spokojnie korzystaj z naszych obiektów.
W jakich godzinach i ile to kosztuje?
- Kiedy tylko wolne i kosztuje to tylko twoją chęć.
O, fajny przywilej dla kadry.
- Żaden przywilej. Z obiektów mogą korzystać na tych zasadach wszyscy.
Z basenu też?
- Tak. Tylko warto przeczytać instrukcję.

No to Sylwek skorzystał z siłowni a na finał zaliczył jeszcze basen. Akurat był pusty. Przed drzwiami wisiał kluczyk do szatni i instrukcja.
Korzystaj do woli ale bezpiecznie. Najbezpieczniej w towarzystwie drugiej osoby.
I parę jeszcze porządkowych stricte punktów...

Tak, że ten.
Z wnukami byliśmy do południa na AWFie, bo mamy do niego rzut sombrerem. babcia (była MP w delfinie) poszła z Kacperkiem na basen, na którym zaliczyła tysiące km ciężkich treningów.
Basen zamknięty na cztery spusty. Pusto. Nikogo...
Z pozostałych obiektów również nie możesz korzystać. Kiedyś z dziećmi poszliśmy na Halę Blanika. To piękna, gimnastyczna hala do zawodów i treningu. Akurat tuż przy holu trenowały gimnastyczki artystyczne. Marysia i Kacper zachwyceni do czasu, kiedy podszedł do nas ochroniarz i... nas wyprosił. Nie jesteśmy rodzicami ćwiczących więc won. Nawet zza szyby...

Wracamy na prom. Do tych 10h zdzierania trampków należy doliczyć jeszcze 2x1,5h na szybsze przybycie, bo tyle trwa odprawa (coś jak z samolotami).
Po 22.30 byliśmy już przy golfie. Nikogo nie interesowała kordła, gitara czy sombrero. Nikogo nie zainteresował nasz golf w ogóle.
Do biwakowej miejscówki mieliśmy około 50km. Nie wiem, dlaczego tak długo to trwało ale dojazd zajął nam 2h. Może to kwestia zmęczenia, może braku koncentracji.
W każdym razie w king kongu zalegliśmy dopiero po 1-wszej w nocy, rozbijając się nieporadnie ponad dobre pół godziny. Strażnik Domowy wybitnie straciła humor ale najgorsze miało przyjść dopiero nad ranem.

El Czariusz
13.05.2025, 10:43
Czarny,
dobrze, że nie jesteś zielony!

Tymczasem poranek przynosi Strażnikowi migrenę. Najgorszą z możliwych. Tylko taką jej przynosi... Nie oszczędza jej. Wysysa wszystko. Scenariusz zawsze ten sam.
Wiem, że cierpienie potrwa do 18-tej minimum. W takim stanie nie możemy jechać.
Plan był taki, że dzisiaj dojeżdżamy do Dźwiny, gdzieś w promieniu 50km do łotewskiej stolicy, spokojnie się rozbijamy, by całą sobotę poświęcić na Rygę i niedzielny poranek. Plus w takiej konfiguracji taki, że nie płacisz za parking, byle zaparkować w pobliżu starówki. Ta z mapy wydaje się mniejsza od stolicy Estonii, więc taki gryplan ma sens.

Plan się sypie ale nie ma co deliberować. Musimy to jakoś wspólnie przeżyć.
Tymczasem pogoda sprzyja. Rozbici jesteśmy na wpół otwartym terenie, w lekkim cieniu, jest słonecznie ale chłodno. King kong się nie nagrzewa, bo w takim przypadku musiałbym go przestawić...

Doglądam Strażnika, piję kawę i kontempluję przyrodę. Poranna cisza, taktowana szumem fal. Idealny czas na spokojne refleksje. Plaża dość dzika, z gatunku mniej ładnych od ładnych.

https://i.ibb.co/JWbwNmWB/IMG-20230812-093124.jpg (https://ibb.co/cKpSPkKg)

Wiatr od morza niesie intensywny zapach rozkładających się wodorostów. Na szczęście nie czuć tego w namiocie, który rozbiliśmy w nocy w granicy linii drzew około 100m od brzegu. Sąsiadów kilku, porozstawianych na tyle, że nikt nikomu nie wadzi. Zresztą nie ma jeszcze 9-tej i wszyscy jeszcze po prostu śpią.
Biedna Strażnik z precyzją słonecznego zegara wymiotuje co 20/30 minut, do podstawionej miedniczki. Do tego ona służy... Do mycia naczyń poza tym...

Jest z jakie 10/12st.
https://i.ibb.co/TxbkWLNs/IMG-20230812-093134.jpg (https://ibb.co/cSC1YLsj)
W chwili wytchnienia, biorę ręcznik i idę się wykąpać.

tak naprawdę oboje jesteśmy zmęczeni i to dość solidnie. Łączy nas (poza zbieżną datą urodzin) jeszcze jedna "przypadłość". Ani Strażnik a ni ja, nie umiemy wyspać się w nowym miejscu. Śpimy bez względu na warunki (gleba, wygodne łóżko) jak mysz pod miotłą. Potrzeba kilku dni w jednym miejscu, by się wstępnie zaadaptować. Więc jeżeli przemieszczamy się, zmęczenie stopniowo narasta. Do tego Strażnik jest rannym ptaszkiem (ale tylko w domu), ja zaś nocnym Darkiem. Nie potrafię jednak spać, gdy słońce rozświetla niebo i ziemię. Znaczy o której się nie położę, to i tak (na wyrypach) wstanę koło 6-tej rano.

Dlatego to ja dokonuję porannych, obozowych czynności. W naszym przypadku, to gotowanie kawy. Pijemy ją ze śmietaną 12-stką, której zawsze zapas zabieram ze sobą. ja piję minimum kawy dwie, w dużym kubku, z dużą ilością śmietany, która robi u mnie za śniadanie. Strażnik też nie jada śniadań.
Śniadania to mit. W sensie obowiązkowej konsumpcji. Osobiście jestem zwolennikiem diety nisko węglowodanowej. Ba... propagatorem, dlatego ta cwana sugestia;)

No więc tak sobie liczę i wychodzi mi, że mamy już za sobą 6 noclegów i przesilenie. Nie do końca ma to znaczenie przy migrenie Strażnika, bo ta wredna choroba dopada ją najczęściej w weekendy, kiedy próbuje odpocząć po tygodniu pracy w szkole. Szkole podstawowej. Tu kolejna dygresja.
Ludzie mają mikre pojęcie o szkole, procesie nauczania a im bardziej mikre, tym mają więcej do powiedzenia. Stąd mamy to, co mamy.
Pomysły z dupy wzięte pani Nowackiej, która dla mnie, to mogła by być sprzątaczką w szkole a nie "ministerką" edukacji. Oczywiście ma ona za sobą całe zaplecze sobie podobnych ale spoko... Pani Zalewska również była "super".

No więc mamy już za sobą 6-sty nocleg, więc biorę ręcznik i zanurzam się w ciepłym oceanie. Chłód wody i zaraz potem powietrza przywraca mnie do życia.
Żyję tak do południa. Strażnik żyje dalej tak, jak tego dnia zaczęła. Mija 13-sta...
- Jak się czujesz grubasiu?
Pytanie retoryczne, bo wiadomo, jak się czuje.

Dygresja.
Grubasiu...
- Dziadek! Fuka na mnie Marysia. dlaczego ty do babci mówisz Grubasiu, skoro babcia jest szczupła?! To ty jesteś gruby!
Nie. Ja jestem "tłuściutki". Tak do mnie czasami mówi babcia, jak chce być dla mnie miła.
- Ale babcia nie jest gruba.
No pewnie, że nie.

Po dygresji.
Westchnięcie.
- Wiesz co... Ja ci pościelę w Golfie, rozłożę fotel, będzie ci prawie tak wygodnie jak tutaj. Spróbujemy pojechać. jak by co, to się zatrzymamy gdzieś w cieniu, może uda ci się przysnąć?
No dobrze...
Jest jeszcze jeden myk. Nie mamy już nic do jedzenia i gdzieś po drodze warto zrobić podstawowe zaopatrzenie. Jakiś chleb, masło, jajka. Z tych ostatnich można zrobić wiele ale potrzebujemy też coś do picia. Nisko zmineralizowaną wodę mineralną, do której dodam szczyptę soli. Strażnik i tak zwymiotuje wszystko ale wieczorem może już nie... Wodę wystarczy zagrzać, więc cały gaz z niej uleci, wrzucić torebkę herbaty, odrobinę soli...

Najpierw zatem robię lokum w golfie. I tu moi drodzy kordła jest jest super. Rozprężna mata, mój śpiwór jako pościel i otulająca wszystko "pierzyna".
Na czoło i oczy mokra, afgańska chusta (tyle lat służy...). Ważne oczy, bo migrena to też światłowstręt.
Namiot zwijam w 20 minut. Metodycznie, jak chirurg.
- Ja nie mogę ci pomóc... Rzuca mój "grubasek" z poczuciem winy ale... to dobrze. Jest jakaś reakcja.
Jest super Grubasiu. Wyhaczymy jakiś market po drodze i wio na Łotwę.

Tak też czynimy.
Przed 18-tą wbijam w okolice Dźwiny na namierzony wcześniej, potencjalny biwak. Prowadzi tam kilka dróg i ja wybieram akurat najgorszą. Przebijam się przez las... pieszym szlakiem. Kilka dni opadów zrobiło swoje. Jadę cywilnym golfem i zaczyna się robić gorąco. Strażnik podsypia i na szczęście tego nie widzi. Tym niemniej golfem coraz bardziej rzuca. Staram się objeżdżać jamy na szlaku, który teraz wyraźnie wspina się na klif...
Nie mam jak zawrócić. Nagle na szlaku pojawia się rodzinka z dzieckiem i psem. Robią wielkie oczy ale... pocieszają, że jeszcze ze 200m i będziemy na miejscu. Bym móc się wyminąć uprzejmi państwo wspinają się z trudem na metrową ściankę jaru, który jest dla mnie teraz jak tor saneczkowy.

Strażnik się wybudza, więc od razu uspakajam, że wszystko ok i zaraz będziemy na miejscu.
I tak się dzieje. Do dyspozycji mam dwie super miejscówki. Wybieram "gorszą", bo jest tam swawojka i dużo więcej miejsca. Druga super (odległa o jakieś 100m), ale nie mam czasu na rozkminy. Muszę teraz powtórzyć proces w drugą stronę.
Rozbijam king konga sam i zajmuje mi to ponad pół godziny.
Przeprowadzam Strażnika na "nowe" miejsce. Są małe oznaki poprawy samopoczucia.
Z radością przyjmuję ten dar losu. Wyprowadzam Grubasia na wieczorne ablucje. Grubasek dostaje buziaka i w lepszym nastroju kładzie się w namiocie. Najważniejsze - wymioty w końcu ustąpiły. Uśmiechamy się oboje do siebie. Jest dobrze.

Rozbijam biwakowe fanty i otwieram lokalnego browara.

https://i.ibb.co/Myb0KcnZ/IMG-20230812-190713.jpg (https://ibb.co/V0d4bgVJ)

Dosłownie chwilę potem zjawiają się kolejny goście. W końcu zaczyna się weekkend. Jakaś zakochana para i czteroosobowa rodzina z Rygi, która jest tutaj pierwszy raz. Starszy syn (z jakie 10 lat) od razu wsiada na rower.
Patrzę na siodełko i przywołuję go. 5 minut później śmiga już szczęśliwy z dużo większym komfortem.
Okazuje się, że rodzice pasjonują się astronomią a dzisiejsza noc ma być nocą Perseidów. Ustawiają lunety i... idą spać. Bo festiwal zapowiedziany w okolicach drugiej w nocy najszybciej. Moga mnie obudzić:)
Wymawiam się, bo Strażnik Domowy wreszcie zasnęła snem kamiennym i niech tak jest do rana.

Jestem... szczęśliwy. Tego wieczora nie myślę już o niczym. Spontanicznie od czasu do czasu spoglądam w niebo. Perseidy... raz do roku fruwają po niebie, staram się sobie coś o nich przypomnieć.
Pustka. Pustka w głowie. I czasami o to chodzi. Kojąca cisza i kompletny brak zewnętrznych bodźców. No prawie, bo co jakiś czas trzeba wyjść na stronę;)
Tak czy owak, pięknie bywa - myśleć o niczym... zaprawdę pięknie... Po raz kolejny doświadczam na sobie, że umiem NIC.
Ale NIC jest początkiem WSZYSTKIEGO.

https://i.ibb.co/W4wD9pwr/IMG-20230812-204350.jpg (https://ibb.co/1t5sVJ5C)

El Czariusz
14.05.2025, 08:44
Rankiem zmieniamy strategię.
Tradycyjnie o 6-tej już jestem po pierwszej kawie. Strażnikowi wraca powoli energia ale bardziej już na powrót do domu. Oczywiście Ryga muss sein.
No właśnie...

Osobiście byłem przekonany, że w takiej Estonii dogadam się spokojnie, jak nie po rosyjsku, to po niemiecku.
Nic z tych rzeczy. Miałem z tym dogadaniem ogromny problem. Nawet w kasach portu, kupując fizycznie bilet na prom, miałem z tym ogromny problem. No chyba, że mówił bym po angielsku. Ja po angielsku nie mówię i w tym problem. Ja rozumiem dość dużo ale... w tym języku nie mówię.
Nie pomógł nawet mój znakomity węgierski. Co ciekawe większość turystów na promie, to byli... Rosjanie.

Europa się integruje. Integruje laicyzując, a narodowym językiem międzynarodowej komunikacji staje się angielski. W sensie on jest od dawna ale teraz już wyraźnie powszechny. Rok później nomen omen doświadczyłem tego w Albanii rok później ale o tym może przy innej okazji.
Nic to. Dopóki jedziesz golfem 2 nikt nie oczekuje od ciebie znajomości angielskiego zaraz.

W Estonii.
Na Łotwie.
Czy to państwu coś mówi? Mówi o wyraźniejszych wpływach dawnej planety RP na bieg międzynarodowych wydarzeń.

https://i.ibb.co/4ZQRLJ47/Podzia-administracyjny-I-RP.png (https://ibb.co/d0h4v7kr)

Na Łotwie już jest "lepiej". Język rosyjski jeszcze jest w grze, bo jego status ma tu dość skomplikowany charakter, wynikający z "demograficznego" i administracyjnego podziału obywateli na Łotwy na cztery bodaj kategorie, w tym na: nieobywateli i bezpaństwowców.
W każdym razie, o ile przy zakupie skarpet w Tallinie udało mi się dogadać z kupcem (tak po staremu się wyrażę), bo był mniej więcej moim rówieśnikiem z wszystkimi tego konsekwencjami, to na Łotwie dogadać się z kimkolwiek nie było już żadnego problemu.
W sumie, to pierwszy raz byłem na Łotwie nie do końca tranzytowo i z jednej strony bylem ciekaw, jak to z sympatią/antypatią do naszej nacji jest? Niestety byłem za krótko, by to stwierdzić.

Tym niemniej krótko ale intensywnie dość.
W kontekście zmiany planów... Luknąłem sobie poprzedniego wieczora jeszcze raz na starówkę Tallina i Rygi i wyszło mi, ze ta druga w istocie jest dużo mniejsza. Strażnik Domowy dochodziła do siebie bardzo szybko ale postanowiliśmy się ekspresowo zwinąć z biwaku a na Rygę przeznaczyć czas do 16-tej maks. Znaczy by 0 16-tej być już w drodze na Litwę (NA nie w W). Na tej Litwie namierzyłem już sobie potencjalny biwak, tym razem nad jeziorem i git.
Plan dobry i skuteczny.

W każdym razie o 11-tej mieliśmy już za plecami pomnik Wolności...

https://i.ibb.co/G4wtmC10/IMG-20230813-112034.jpg (https://ibb.co/FLv0p8fK)
...i starówka stanęła przed nami otworem.

Gdybym miał rzeczoną podsumować jednym słowem, opisałbym ją przymiotnikiem: cudna.

El Czariusz
14.05.2025, 09:30
Ryga (i Tallin), to hanzeatyckie miasta, silny wpływ kultury niemieckiej i... Niderlandów. Kto czytał Sieniewicza, ten wie, o co się maszeruje;)

Bez dwóch zdań, stare miasto nas urzekło.
Bardzo lubię ten/taki klimat. Możemy więc podziękować Rosjanom, że skutecznie wprowadzili kwadratowy ład na globusie PL.
Cudem ocalał Kraków, cudem odbudowano Gdańsk i Warszawę. Niestety nie odbudowano np. takiego Białegostoku, który był bardziej zniszczony niż... Warszawa w 1945. Szkoda...
Tu podziękujmy Niemcom i Ukraińcom również za ich wkład w proces rozkładu IIRP.

Wracając do Rygi. Sporo starszego pokolenia wie, po co się do Rygi jechało ale nie o tym;)
W istocie starówka jest piękna. Powtarzam to raz trzeci. No to przejdźmy sie po niej moimi oczami chwilę...

https://i.ibb.co/LLZy3ck/IMG-20230813-113442.jpg (https://ibb.co/7w1DqZY)

https://i.ibb.co/jvvVpX08/IMG-20230813-114332.jpg (https://ibb.co/LzzQG7j0)

https://i.ibb.co/1Jrf4CKR/IMG-20230813-114624.jpg (https://ibb.co/Fq5bdQJ8)

https://i.ibb.co/xq2H21Xj/IMG-20230813-115307.jpg (https://ibb.co/YBNZNcPk)

https://i.ibb.co/Q3jpZxTD/IMG-20230813-122333.jpg (https://ibb.co/VcpJdkzw)

https://i.ibb.co/5hpK8Rmf/IMG-20230813-123529.jpg (https://ibb.co/m5ZNqckM)

https://i.ibb.co/wFWwLPwL/IMG-20230813-124917.jpg (https://ibb.co/C37MtYMt)

https://i.ibb.co/9MfQVvD/IMG-20230813-231029.jpg (https://ibb.co/wvb5wLk)

https://i.ibb.co/27Xsprv4/IMG-20230813-232701.jpg (https://ibb.co/rGncXhxr)

https://i.ibb.co/WpvvyCS5/IMG-20230813-233310.jpg (https://ibb.co/fGddpJmF)

Starówka niewielka ale i świat mały, bo...

https://i.ibb.co/XmLYMYN/IMG-20230813-231839.jpg (https://ibb.co/GgpHNHB)
...spotykamy na mieście dwóch sympatycznych (europejskich) Gruzinów z hostelu w Tallinie.

Mieliśmy z nimi fajny epizod tamże.
Siedzieliśmy w kuchni na kolacji i zeszło się sporo bakpakingowców z zachodniej Europy. W sumie kilkanaście osób. Przy stole gościnnością dzielili się Gruzini. Częstowali wszystkich czaczą ale nikt niczym się nie zrewanżował mimo, że okazji nie brakowało.
Jak się wszyscy rozeszli, postawiłem chłopakom czteropak kasztelana niepasteryzowanego. Jeden z nich już leciał po kolejną flaszkę do pokoju ale powstrzymałem go hasłem, że dzisiaj to bardziej dla Strażnika Domowego tu jestem niż innego towarzystwa i że jutro już o 6-tej rano musimy się pojawić na odprawie promowej.

Tym niemniej zaproszenie do Gruzji pozostaje otwarte a my z chłopakami do dzisiaj w kontakcie:)

Tymczasem w Rydze mieliśmy jeszcze jeden arcypan do realizacji...

El Czariusz
15.05.2025, 07:33
Ryga oferuje coś więcej. Więcej portowego klimatu w starym stylu czyli coś, co czuje mieszkaniec każdego, prawdziwie portowego miasta.

F5WKhzoqGbw

Żebym teraz tylko nie popłynął, bo na bank zdryfuję w jakiejś knajpie. Wiele z nich już nie istnieje, z historii tych miejsc, większość zwietrzała jak w otwartym kuflu piwo, kilka zachowało się jednak w pamięci.

Morze, nasze morze, będziem ciebie wiernie strzec... Śpiewało się na koloniach organizowanych przez UG. Ba... Szalony (były) prezes PZG (polski związek gimnastyki) na zajęciach z gimnastyki (studia) kazał nam to śpiewać. Zabrylowałem, bo jako jedyny intonowałem do końca. Gimnastyka (którą miałem okazję uprawiać), to nie tylko prawidłowo wykonane ćwiczenie stricte. To cały proces, który zaczyna się przyjęciem postawy, wyrażeniem gotowości i w finale ponownie przyjęciem postawy.

Jeden z moich kolegów otrzymywał (w punktacji gimnastycznej - od 0.00 do 10.00) otrzymywał np. celujące, szczątkowe oceny (na finalną składa się ich suma) danej fazy ćwiczenia, co było bardzo ważne w procesie.
Przyjmował postawę, zgłaszał gotowość do wykonania ćwiczenia (popularny wymyk przodem czyli przejście ze zwisu do podporu przodem), następnie przejście do zwisu poprzez wyskok przodem i...
...dalsze próby przypominały już szamotanie się na trzepaku.
Pan profesor podchodził do procesu oceny rygorystycznie.
- Zwis prawidłowy, ocena 0,1.
Dodam, żeby zaliczyć należało otrzymać 2,6 punktów (w starej szkolnej terminologii "trzy minus").

Dopiero zwis prawidłowy a do knajpy jeszcze daleko.
Zatem... wróćmy do Rygi.

W Rydze jest targowisko. Nie targ, targowisko. Targowisko jest szerszym rozwinięciem pojęcia targ. Zdecydowanie bliższe bazarowi. Targ może być rybny. Na targowisku kupisz coś więcej niż tylko ryby.
Np. Biesy, to... biesy. Diabły, z których każdy jest jakąś indywidualnością.
Ich zlot, to już Biesowisko. Organizowałem takie przez 15 lat w Bieszczadach.
Organizowałem w miejscu odludnym, poza granicą. Poza granicą zwykłej, ludzkiej percepcji. Granicę obsługiwała niekiedy Straż Graniczna ale tylko do pierwszego szlabanu. Potem...

W... Rydze targowisko niemal przylega do starówki. Namierzyliśmy je w ramach turystycznej logistyki ze Strażnikiem Domowym jeszcze przed wyjazdem (podobnie jak te w Tallinie i Helsinkach), bo to żelazny punkt mojego programu a przy okazji i Strażnik może tam ze mną pohulać.
Otóż targowisko w Rydze jest, w porównaniu z nawiasem, nie do porównania.
Jeżeli chcesz dobrze i tanio zjeść, to idź tam. Jeżeli chcesz dobrze i tanio się zaopatrzyć w podstawowy koszyk żywnościowy, idź tam. Chcesz cepelii (bursztyn np.) w przystępnej cenie...? idź tam.

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na tym targowisku jest tanio jak barszcz. Ja, nie chwaląc się, chwaląc - mam do tego nosa. Kiedy trzy lata temu polecieliśmy w lutym z ferajną do Kutaisi, to namierzyłem tamże punkt gastronomiczny na klasycznym targowisku, gdzie ceny wyrywały z butów. Za cztery (lane) piwa plus pożywną (tradycyjną) zupę z chlebem płaciliśmy około 11zł. Jak ferajna pojechała "zwiedzać piramidy", my ze Strażnikiem Domowym pojechaliśmy do Batumi. W jedną stronę marszrutką, z powrotem gruzińską elektriczką. Podobna, klimatyczna historia.
Wszyscy zachwycają się słynną koleją w Maeklong, która przejeżdża przez targowisko. Jak wpiszesz takie hasło w gógla, to wyskoczy ci tylko ta pozycja. A taka sama kolej "rozjeżdża" targowisko w Batumi.

Wracamy do Rygi... Z tym barszczem to jest tak, że do niego trzeba dotrzeć. Najpierw przebijasz się przez "normalne ceny", dopiero gdzieś tam hen, na skraju wchodzisz do cenowego raju.

5AuPzEPdhh8

El Czariusz
15.05.2025, 08:49
W czwartek z rana w barze w Kutaisi piwo jak...

https://i.ibb.co/hx7LDSXV/IMG-20230120-170312.jpg (https://ibb.co/RGvYzqhc)
(Czy piwo może kosztować jedno lari...?)

W Bangkoku jak...
https://i.ibb.co/Ngp9tsRS/IMG-20230119-170605.jpg (https://ibb.co/LD6xY8K5)

https://i.ibb.co/93SB446b/IMG-20230119-170619.jpg (https://ibb.co/4g3CSSz8)
...w Batumi.

Bazaru resztki, albowiem zaraz potem - słońce zachodziło nad Batumi krwawo...

https://i.ibb.co/C5n2zLRk/IMG-20230125-113200.jpg (https://ibb.co/DD7ptd0x)
...słychać krzyk drobiu (było) Więckowskiej nieświeży...

Żegnaj Batumi...
https://i.ibb.co/Z6QPWJyn/IMG-20230119-210811.jpg (https://ibb.co/MDz4MhqY)

https://i.ibb.co/0jdXyKq2/IMG-20230119-205757.jpg (https://ibb.co/HDk2TC74)
...żegnaj sławo...


Poniżej diabelski krąg...

https://i.ibb.co/RkH5G2gh/IMG-20230120-153352.jpg (https://ibb.co/9kYMmnpw)
...czyli klasyczne...

https://i.ibb.co/6RYxBNp3/IMG-20230120-153257.jpg (https://ibb.co/HD7sdXMW)
...koło zamachowe.

Jednym słowem - Biesowisko...

Wprawne oko dostrzeże tow. Onucnika, któren to depiluje pięty. Założyciel gangu Sfilcowanych Skarpet. Jedyny, który z powodzeniem ujeżdża Elwooda i do tego w NRD. W Gruzji...

https://i.ibb.co/7N6HWYKV/IMG-20230119-232726.jpg (https://ibb.co/R4V10vcP)
...Karpika.

Obecnie szuka nowego celu w życiu.

Wracamy do Rygi.

El Czariusz
15.05.2025, 10:03
Zamykamy temat Gruzji.

https://i.ibb.co/Tp4JPRb/IMG-20231009-190100.jpg (https://ibb.co/J0v8r2y)

Najpierw parkujemy nasze sprzęty.

https://i.ibb.co/MDWMpGT8/IMG-20230813-134446.jpg (https://ibb.co/nsZzfn23)

https://i.ibb.co/rR954KwK/IMG-20230813-141726.jpg (https://ibb.co/ksZqQVSV)

Wchodzimy na hale targowe. Jest ich tradycyjnie kilka.

https://i.ibb.co/gZD9LtsB/IMG-20230813-132345.jpg (https://ibb.co/s9FRdsLM)

https://i.ibb.co/7xCX9gt5/IMG-20230813-132714.jpg (https://ibb.co/xKLD4mq0)
Wiadomo. Ryby. Tu ceny jeszcze takie konkretne dość.

Ryga leży u ujścia Dżwiny do Zatoki Ryskiej więc ryba musi być. Po środku, jedna z hal przeznaczona do konsumpcji i tu jak w dawnym bloku wschodnim dominuje kuchnia z akcentami takimiż. Samsy, manty, pierożki, bliny - wszystko w przyjaznych cenach. Za 2 czy 3E najesz się. Korzystamy.

Ciekawiej robi się na zapleczu. Im dalej od głównego nurtu, tym taniej.

https://i.ibb.co/hxQDtBB1/IMG-20230813-232805.jpg (https://ibb.co/wZGMxSSr)

https://i.ibb.co/chB5S0cY/IMG-20230813-134131.jpg (https://ibb.co/QvgB3LFD)
Skolko ugodna.

Kupuję kilogram winogron, brzoskwinie, pomidory i pół kg wędzonej szprotki. Pani wydaje mi resztę z trzech euro.
Po drugiej stronie ciąg straganów z bursztynami i cała cepeliada. Bransoletki od jednego euro, magnesy o połowę tańsze niż na mieście. Magnesy zbierałem dla babci Marysi. Już nie zbieram...
Mrowie stoisk z chińszczyzną, te nas nie interesują.

Chciałem rzucić okiem na jeszcze jeden przybytek.

https://i.ibb.co/3YdmtSVT/IMG-20230813-232941.jpg (https://ibb.co/x8LqVzw2)
Rzuciłem.

Ale po drodze doń...
https://i.ibb.co/tpSnjRcm/IMG-20230813-232850.jpg (https://ibb.co/9HJBKP28)
...dokładnie pomiędzy targowiskiem a "pałacem" taki klasyczny bar.

Bar, jakie lubię. Będzie na później, bo do Rygi mam ochotę wrócić. Z dwoma noclegami na mieście, gdzieś o rzut beretem od pałacu.

No i to na tyle Rygi, choć jeszcze na godzinkę wracamy do jej starej części.

https://i.ibb.co/pB1sqbJN/IMG-20230813-141612.jpg (https://ibb.co/bM6ytQzY)

O 16-tej, zgodnie z planem lecimy golfem na południe. Przez Birże. Tu lokowała się linia birżańska Radziwiłłów w opozycji do nieświeżkiej. Tamże, w Nieświeżu - urodziła się moja mama. W gnieździe prawilnych Radziwiłłów.
Ale Birże jutro.
3h później już "rozbici"...

https://i.ibb.co/RG3j5t1Y/IMG-20230813-205715.jpg (https://ibb.co/fVkDcZbq)
...kolacjonujemy się nad jeziorem.

Pogoda jak w latach 70-tych ubiegłego wieku, kiedy planet nie płonęła jeszcze tak intensywnie, jak zapewnia Rafał. Wtedy 25st. to był upał nie do zniesienia 18st zwiastowało nadejście ciepłego lata.
Na kolację zaryzykowałem po drodze (już na Litwie) zakup lokalnej "kiełbasy". Po jej konsumpcji już wiem, skąd się biorą kiełbie we łbie, na pewno w brzuchu. Nie dałem rady...

https://i.ibb.co/vxG1NbxD/IMG-20230813-213952.jpg (https://ibb.co/BVxLhmVw)
Wieczór jak co dzień.

El Czariusz
16.05.2025, 09:58
Litwo ojczyzno moja?
Kiedy wracam ze wschodu zawsze nachodzę mnie refleksje różnorakie.

https://i.ibb.co/TDNfKXyv/IMG-20230814-092904.jpg (https://ibb.co/MyJv8Td2)

To miał (chyba) Mickiewicz na myśli...

7OzxQwWgd8U

No cóż... śniadaniujemy kawowo...
https://i.ibb.co/gssTjRJ/IMG-20230814-082027.jpg (https://ibb.co/B88ZzCB)
...zaraz zwijamy manatki i spadamy, bo może spaść deszcz na na nas.

Pogoda.
No szlag by ją. Nie mamy świadomości, że prze cały czas naszego pobytu na obczyźnie u Tolka powyżej 30st. Tam w istocie zmierzamy.
Po drodze Birże, wjeżdżamy nawet w granice administracyjne stolicy Litwy więc mogę napisać, że cztery stolice ale mijamy bokiem Wilno, by sprawdzić o czym świszcze w trawie Troków.

https://i.ibb.co/TMNykxFW/IMG-20230814-101232.jpg (https://ibb.co/9HdPNkCZ)

https://i.ibb.co/Psw8nS5y/IMG-20230814-101256.jpg (https://ibb.co/kVQFfdhT)

Wjeżdżamy w litewskie Mazury garbate. Mijamy Wilno i lądujemy w samym centrum historycznego parku narodowego. Przyrodniczo cudownie. Rozpychał się tu lodowiec jak hydra czy inna ośmiornica, tracąc języki, zostawiając między wzgórzami jeziora pełne łez.

Lądujemy na Wzgórzu Aniołów. Zagospodarowano ja z okazji 1000-lecia Litwy w 2009.
W Wielkanoc nasz obeszło 1000-lecie koronacji Bolesława na króla globusa PL. Obeszło tyle, co nic. 1000 lat istnienia formalnie polskich struktur państwowych, do których możemy się odwołać. Vivat obywatele nowoczesnej Europy!
"Mickiewicz nie przekreślał ani zdobyczy nauki, ani postępu technicznego. Był jednak konsekwentnym krytykiem rozumu i nauki bez sumienia."

Och, jakbym chciał przeczytać Historię przyszłości Mickiewicza.... zaprawdę chciałbym. Może w końcu też Pana Tadeusza w kontekście prozy Łozińskiego czy Glogera.

https://i.ibb.co/8LC094vd/IMG-20230814-122021.jpg (https://ibb.co/HfSVqpwx)

https://i.ibb.co/nNzsDQ1b/IMG-20230814-122132.jpg (https://ibb.co/fz4YCrN2)
Aniołki.

A tu...
https://i.ibb.co/tpFybzfS/IMG-20250516-073345.jpg (https://ibb.co/1GjH9MV3)
...moje.
Drapichrusty z dziadkiem. Po lewicy dziadka Kacper Włóczykij.

Objeżdżamy park od północy i z zachodu wjeżdżamy do Troków. Przed Trokami stajemy na parkingu jak... 20 lat temu. Widać z niego zamek na wyspie i pałac Tyszkiewiczów. Trochę się pozmieniało.

https://i.ibb.co/WqtDvC7/IMG-20230814-124151.jpg (https://ibb.co/bqJH5tY)

https://i.ibb.co/sLcwYxs/IMG-20230814-130308.jpg (https://ibb.co/qbhsQqm)

20 lat temu można było zjechać autem niemal do jeziora. Kawałek dalej jest rondo. Owe 20 lat temu wyjeżdżamy z spod jeziora prosto na rondo niemal. Za rondem stoi policja i łapie na pistolet. naturalnie stop i czysta polszczyzną koleś mnie informuje:
- Jechałeś 70km/h będzie mandat (dość spory o ile pamiętam). I pokazuje mi odczyt. F-cznie.
Więc odpowiadam czysta polszczyzną:
- A wiesz skąd wyjechałem? Z tego parkingu odległego o kilkadziesiąt metrów. Scenic to nie bolid formuły. I bezceremonialnie dodaję: schowaj sobie ten odczyt - wiesz gdzie!
Zatkało gościa. Powiedziałem; do widzenia, wsiadłem do auta i odjechałem.
Teraz na rondzie policji nie było.

Objeżdżając Troki wspominam jeszcze wie historie. Kiedy owe 20 lat wcześniej przyjechaliśmy nad ranem do Troków musieliśmy i godzinę poczekać na otwarcie biura informacji turystycznej, bo nie przestawiłem zegarka.
Wyczytałem w przewodniku pascala, że tu można najłatwiej/najszybciej wynająć kwaterę i f-cznie. Pani bardzo sprawnie pośredniczyła w nawiązaniu kontaktu z wynajmującą Litwinki nie brała za to od nas żadnej prowizji.
Rozmawialiśmy bez problemu po polsku. Dopytałem jeszcze o jakieś materiały reklamowe więc w odpowiedzi otrzymałem mapki itp. Te juz po polsku nie były.
Zapytałem zatem, czy na zamku (tym na wyspie) są też napisy po polsku? I...
...tu jakby w kobitę piorun strzelił!

Normalnie zaczęła krzyczeć. Co my sobie myślimy?! Tu jest Litwa nie Polska!
Zdębiałem chwilowo...
- A w Malborku na zamku napisy po litewsku są?! To nasza a nie wasza historia!
Cha... Poczułem się jak Stanowski atakowany teraz przez panią Wysocką-Schnepf:)
Uśmiechnąłem się i paruję:
- Świetnie pani mówi po polsku. Gratuluję. Wyobrazi sobie pani, że po litewsku na Malborku ani słowa nie ma ale... są za to po niemiecku. Po niemiecku, bo przyjeżdżają tam Niemcy. Może by i były po litewsku, gdyby Jagiełło zamek zdobył ale nie zdobył. Może dlatego Litwinów na tym zamku tyle, co śniegu dzisiaj w Trokach.
Po drugie... zamiast się tu na mnie wydzierać, może spowodowała by pani po tej rozmowie, by napisy po polsku jednak były. Wie panie dlaczego? Bo wtedy łatwiej by wam było dotrzeć do nas z waszym przekazem i wizją historii. Czyż nie...?

Kobita sposągowiała.
My zaś oddaliliśmy się na kwaterę. Kwaterą było dwupokojowe mieszkanie w wieżowcu z wielkiej płyty. Bodaj na 8-ym piętrze? Trochę słabo, bo przynależał nam jeden pokój. Drugi był już wynajęty. W naszym pokoju trzy łóżka, kuchnia wspólna... Może być. W końcu będziemy tu tylko spać. bo zwiedzać jest co. W cenie piękny widok na okolicę.
Po całym dniu zwiedzania (w tym rzeczonego zamku) okazało się, że naszymi bezpośrednimi sąsiadami jest małżeństwo Łotyszów z... Rygi.

Władimir okazał się dyrektorem szkoły, jego żona Lena - nauczycielką matematyki. Strażnik Domowy nauczyciel w-f, ja niedoszły nauczyciel plus junior. Nie mogliśmy się nie dogadać:) Dogadywaliśmy się bardzo długo i konkretnie. Można powiedzieć, ze przypadliśmy sobie rodzinnie bardzo do gustu.
Do tego stopnia, że przedłużyliśmy sobie pobyt wspólnie jeszcze o dwa dni extra. Spotykaliśmy się praktycznie tylko wieczorem, ostatni wieczór w knajpie. Niewątpliwie do dzisiaj utrzymywalibyśmy kontakty ze sobą, co miało miejsce przez dobre 15 lat, dopóki nie zgubiłem "prywatnego" telefonu i z nim przepadły wszystkie tego rodzaju kontakty. Akurat tego bardzo żałowałem.

Juniorowi też pan dyrektor z żoną pasował, że ostatniego wieczora ułożył dla państwa Morkowiczów piosenkę.
Próbowałem Władimira odnaleźć jakoś i był nawet na to mały pomysł, na omawianej wycieczce ale tym razem tempo było za duże. Pomysł jednak do lamusa nie idzie.
Ot... taka fajna (dla mnie) historia.

Po Trokach Druskienniki z marszu ale nie zrobiły na nas żadnego wrażenia. za to okolica jak najbardziej. DO tego stopnia, ze w pewnym momencie odbiłem na szutrową drogę, która prowadziła prosto do Polski. Na tym szutrze tarka, więc żeby zębów nie stracić sunąłem po pustej drodze ponad 80km/h jak Vatannen jakiś. Strażnik nie za bardzo przepada za takimi drogami i już zaczęła protestować kiedy nagle...
... skrzyżowanie! tak wyprofilowane, ze podbija nam golfa i w locie widzę znak... granica państwa!

Zaraz potem droga przeszła w klasyczną gruntówkę. Oczywiście wyhamowałem i z lekką dusza na ramieniu klucząc, jechaliśmy dalej. Był to czas, kiedy pan Szczerba, Sterczewski i im podobni, biegali wzdłuż granicy z Białorusią i tak się dziwnie na tej granicy poczułem... jak uciekinier jakiś abo co, że nie wspomnę o OPR Strażnika Domowego.
Wyobrażam sobie obraz na potencjalnej kamerze na granicy; nagle przelatuje rzez nią golf 2, pordzewiały a pod tylną klapą kordła z gitarą, sombrero... I mina żołnierza SG kontrolującego ten obraz.

Wieczór u Tolka był już upalny. Cisza, spokój tylko od czasu do czasu przelatywał F-16 pisząc swoją historię chemitrails...

https://i.ibb.co/rf2SNxGf/IMG-20230814-201612.jpg (https://ibb.co/Fq4MC5bq)

hp4endJMu1E

kylo
16.05.2025, 15:46
Jedenaście lat pracowałem z Kolegą Sławkiem,
który w Rokiczance gra na - ładnie to pisząc - instrumentach perkusyjnych.
Dzięki temu, w prezencie otrzymywałem kolejne wychodzące płyty zespołu.
Mój młody słuchał ich jako kołysanek:)

ps. czyta się:Thumbs_Up:

El Czariusz
17.05.2025, 07:52
Ten post poświęcę temu, któren dzisiaj korzysta z 45-tych urodzin.
Nie będę słodził, bowiem osiągnął wiek, w którym insulina zazwyczaj ma już dość niezdrowego bytowania.
W związku ze związkiem życzę Fazikowi najsampierw, by prowadził się zdrowiej.

Ale też... by porzucił stanowisko szefa Sfilcowanych Skarpet. Ta organizacja budzi awersję samym skrótem, który się niedobrze kojarzy tym bardziej, że przewodzi jej tow. Onucnik.
Niestety... tow. Onucnik, to nocna wersja Fazika. Mamy tu do czynienia z syndromem dr Jekyla. Temat doskonale rozczytałem w trakcie pedaliad.

Pedaliady.
Pedaliady, czyli kręcenie pedałami.
Kręcenie dwoma to standard. Niekiedy trzema.
W trakcie kręcenia poznajesz naturę. Naturę jednego z drugim i naturę natury czyli bezpośredniego i pośredniego otoczenia.

Poniżej na ten przykład...
https://i.ibb.co/YB4F3LXx/1.jpg (https://ibb.co/Qv73fKk4)
...przykład zbiegu natur.

Powyżej to akurat przykład z pedaliady grupowej. Bardzo rzadkiej zresztą. Tak rzadkiej, jak nazwisko Sraczka. Zdarza się ale nie często.

Pedaliady, to - jak to kreślą malkontenci zatem, wycieczki do dupy.
Poniżej przykłady dwa.

https://i.ibb.co/FLvHf4HT/DSCN2413.jpg (https://ibb.co/q3GJ4YJQ)

https://i.ibb.co/d0PBX3v2/1534som.jpg (https://ibb.co/WWkn7dXy)
Od lewej: dr Honzik (dzienna wersja Fazika), prof. Kocur i DoCent El.

Pedaliady, to wycieczki naukowe.
Każda zaczyna się wykładem dr Honzika (przypominam - dziennej wersji Fazika):

Ajsw9Y4l3lg

Po odsłuchaniu nastąpi ciąg dalszy.

El Czariusz
17.05.2025, 09:03
Dr Honzik w...

https://i.ibb.co/fdwrGj9N/F1000005.jpg (https://ibb.co/qYQmFTCg)
...naturze czystej.

https://i.ibb.co/RprJQp7K/F1000007.jpg (https://ibb.co/tMj1YM36)

Tak czy owak nie jeden z drugim zastanawia się (może); Fazik... skąd Ty naprawdę mieszkasz?
W odpowiedzi na zainteresowanie, opowiem wam dzisiaj historię Fazika, dr Honzika i tow. Onucnika w osobach trzech. 40 letnią ich biografię, spisaną mam skrupulatnie w Pamiętniku znalezionym w koszu.
Skrupulatnie - dzień po dniu.

https://i.ibb.co/8DvKGQkq/IMG-6655.jpg (https://ibb.co/XZ026GH1)

Nie do wszystkich fazikowych zdarzeń udało mi się dotrzeć bezpośrednio, docierałem więc pośrednio. Docierałem w trybie oceny podstawą której, była metodologia badania pośredniego wynaleziona przez geniusza Pastora.
Otóż dotyczy ona oceny czystości odbytu po zrobieniu kupy.

Standardowo trudno jest nam ów fakt stwierdzić, bo trudno samemu tam zajrzeć. Można np. wkładać palec w czeluść, co daje nam już pewien obraz. Jest to własnie doskonały przykład metodologii, na przykładzie konkretnej metody. Metoda ta doskonalona była przez coraz bardziej cywilizowane wieki.
Palec uzupełniano o liście np., by z czasem dojść do bardziej konkretnej celulozy, tj. papieru toaletowego.
Kiedy pośrednio stwierdzimy, że czeluść jest czysta? Kiedy na papierze nie znajdziemy już charakterystycznego zabarwienia.

Czy to oznacza, że czeluść jest już czysta? Absolutnie nie ale każdemu docierającemu do tego etapu, w zupełności to wystarczy. Taki wybór podcierającego. jeden zużyje pół rolki papieru, by do stanu dojść, drugi po prostu umyje tyłek.
Porównał bym bezpośrednio ten proces (badania biografii Fazika) do procesu wyborczego, w sensie osiągania efektu/dojścia do stanu wyboru jednego z kandydatów, których jest 13-stu ale cicho tam. Skupimy się na kandydatach/trzech osobowości Fazika.

Nie przedłużając.

Fazik urodził się na dalekiej prowincji. W klasycznej, patologicznej rodzinie. Bo kto to widział, by w jednym domu chowała się ona tak licznie. System 2 + 4 = 6 dzisiaj jest skrajnie patologiczny. Wytłumaczę szybko te patologiczne równanie.
Dwoje rodziców plus czwórka dzieci, to wynik ciężkich robót babci i dziadka.
NIE NIE NIE. Po trzykroć nie. Pierwsze, to czysta dyskryminacja (kolejny przykład jednej z metod badania pośredniego) pozostałego układu płci ale... nie o tym.

Fazika już w fazie raczkowania...
https://i.ibb.co/0y7Bk00q/IMG-4450.jpg (https://imgbb.com/)
...cechowała wyjątkowa ciekawość świata.

Cdn.

fassi
17.05.2025, 23:29
Ech, aby życie napędzało się pedałami. Byłoby łatwiejsze niż tankowanie darmowego prądu za 40 centów /kWh czy innego dizla.

Dodam jeszcze kawałek mojej dziecięcej przygody. Mój dziadek kupował gazetę Poznaj Świat, i ta gazetę sklejał w takie książki. Jako dzieciak w patologicznej rodzinie musiałem iść dokładać do pieca który gotował planete w patologicznej rodzinie która mieszkała w 13 osób w jednym domu. Dziadek babcia, nasza rodzina i rodzina starszego brata.

Rozpalałem ten ogień drewnem i czekając aż się drewno rozpali, czytałem że gazety Poznaj Swiat. Później dorzucalem węgla i szedłem na górę z piwnicy.

Pamiętam artykuły Tonyego Halika o Afryce, o Brazylii, o Azji. Wyobrażałem sobie jako dzieciak , jak żyją gdzie indziej ludzie. Jak mało mają do życia, jak brakuje im pieca w którym rozoalalem ogień aby 13 osobom było ciepło. Dziecięca robota, dziś za nią idziesz do ciupy.

Ale ja nie o tym. Wiem dziś, że te te stare gazety Poznaj Swiat, coś zasiały w moim dziecięcym mózgu i to ziarno zasnęlo na lata. Szkoła podstawowa, technikum, studia w Opolu, studia w berlinie. Linia standardu, sztampa, zwykły synek byłem. I w 2010 poznałem to Szmacidło Elwooda. Ten jebnał wiadrem w te nasiona poznaj świata. I zaczęło rosnąć.

Pamiętam do dziś. Sierpień 2010. Na wiosnę załatwiłem wizy tym gagatkom z Afganistan 2010 komplet ie nie ogarniając tematu, ale załatwiłem. W owym sierpniu (jego koniec chyba) , siedzę u ciotki na kawie i wpada mi mysl że powinni te ewloody z Afganistanu już wracać. Telewizor u ciotki włączony ,Teleexpres leci i w tym Teleexpressie widzę gębę Elwooda Szmacidła który gada że wycieczka z Orbisu się udała,dokładnie w tym samym momencie, w którym pomyślałem o ich powrocie. . Biorę telefon i dzwonię, mówię że widziałem ryja ale - 20 kg i chciałem potwierdzić że to on a nie jakiś podróba.

Później było biesowisko, surowy zakaz spożywania alkoholu pod jakimkolwiek postacią , kultura, trzeźwość, it'd. Poznałem ludzi którzy wsiadają do auta i jadą przed siebie. Nawet oleju nie zmieniają. Po drodze się zrobi. 3 złombole i wycieczka po uczelniach rosyjskich z moim kumplem z Monachium , oplem frontera zakupionym za 1000 ojro na eBayu, który zjebał się na 6tym pasie obwodnicy moskiewskiej . Było biednie ale jako tako.

Najważniejszy olej który trzeba przed podróżą zmienić to ten w mózgu. Jak weźmiesz olej cywilizacji to podróż będzie męka. Sranie w krzakach to podłość dla cywillizacji która wierzy w wygodne kible i się nie zesra. Sranie na luksusie, papierki, czystość bez bakterii. Natura jednak ma inne zdanie...

Zmieniasz olej na lekki 0,5 W100 , lekki olej przygodowy i nie masz problemów z niczym. Ten olej leci przez wszystko bez problemu. Gęsty olej cywilizacji zawiesza się na zwykłej sraczce. Myśli gdzie się zesrać , jaka wygodę zapewnić,.kierunek wiatru, miękkość papieru, gęstość podłoża itd.

Olej lekki podróżniczy , smaruje kolana które prowadzą cię w idealne miejsce , z widokiem na pamirskie góry , gdzie dziękujesz sraczce że daje Tobie takie przeżycia i momenty z tak zajebistym widokiem. Nawet siedząc na kiblu w Berlinie, wspominasz ten widok i załujesz że nie jesteś wtedy z tą sraczka z tym widokiem.

Dalej, olej podróżniczy 0,5W100 pozwala znieść wybuchy silnika, wymiany skrzyń biegów, kardanow, kapcie i inne drobnostki w podróży bez większego zgrzytu. Po prostu życie podało Ci rękę śmiejąc się przy tym i patrzy jak sobie dasz radę. Albo się zesrasz pod siebie albo pójdziesz w górę od obozu i z pięknym widokiem na 7mio tysieczniki będziesz się delektować chwila. Jak wrociszy to wymienisz silnik, skrzynie biegowy kardany i inne pierdoły z uśmiechem , bo wiesz że osady cywilizacji w mózgu nie mają, żadnego wpływu na Ciebie. Następuje ten piękny moment wyjebania na wszystko pomimo że na 8 tygodniowa wycieczkę wydałeś zajebiste 600 ojro w pełnym wypasie, a biuro podróży ma w dupie Twoje skargi. Reklamacji nie ma .

Nie będzie czegoś pomiedzy. Tak jak byłem w Indiach. Albo je pokochasz albo znienawidzisz. Olej w mózgu ważniejszy niż nowe łożyska w golfie które zatarły się 1 km za litewska granicą. A przed nami jeszcze tylko 13000km. Olej cywilizacyjny by się zapalił zagrzał I dostał samozapłonu. Awantura o przygotowanie sprzętu, jakości it'd. Olej podróżniczy w mózgu bierze to na lekko, smaruje zwoje mózgowe i zaczyna działać , aby następne 13 tys km przebiegło jako tako. Byle dojedzie . Huj z tym że hamulców brakło na 4000m n.p.m na zadupiu pod Murghabem jest jeszcze ręczny hamulec i silnik , olej podróżniczy mówi że bez hamulców też da rade. I dał radę! Patrz przed siebie i myśl.

Elwoodzie, dzięki za podlanie gazet Poznaj Świat. Miałem je w mózgu ale zabrakło oleju podróżniczego 0,5W100 za pomocą którego wykiełkowały. Wiem że do podróży potrzeba naprawdę mało. Usiąść, spojrzeć w niebo i pozbyć się cywilizacyjnych osadów które ciagle psują przygodę. Wziąć pusta butle z gazem i pojechać w pamir, wziąć moskietire zamiast namiotu na deszczowe czechy, kupić cukierki zamiast wody na pustyni. Tak, olej podróżniczy w mózgu da radę to zrozumieć i działac. Dzięki Ci za to!

Elwoodzie i reszcie waryjatow dedykuję te dwa czeskie piwa dla was. Wiem że pijecie w tej chwyli jakieś sikacze z supermarketu, więc wysyłam wam orgazm moich kubków smakowych które delektują się czeska ciapowana disitka z kija u Jirzego w christofu na doli koło Liberca, czyli miasta wolności?

Tynki expresowe , zawsze hujowe ;)

142724

Dziekuje wam , Wy Szmacidła!

Ps. Cieszę się że mam kumpli którzy wymieniaja olej w mózgu co tydzień

QoTrguiSHTQ?

El Czariusz
18.05.2025, 13:05
Wróćmy zatem do biografii Fazika.
Wspomogę się tu pismem obrazkowym, bo to stare dzieje.

Rodzice dali Fazikowi na imię Filip. Filip (Fazik) stał się sławny, jak wyrwał się...

https://i.ibb.co/hJt6TCJT/Puzatek-w-konopiach.jpg (https://ibb.co/RkVFJ7kJ)
...z babcinych objęć na polu konopii.

Wyrwał, bo chciał na kolejną wycieczkę, którą co niedzielę organizowali rodzice.

https://i.ibb.co/hJJyDJ23/FB-IMG-1733761276067.jpg (https://imgbb.com/)

Stąd też późniejsze zamiłowania Fazika.
Niestety aromat konopii wypalił Fazikowi dziurę w mózgu. Na tym polu doszło do pierwszych opóźnień w rozwoju Fazika. Wyraźnie negatywnie wyróżniał się na tle swojego bezpośredniego otoczenia...

https://i.ibb.co/6c26LDjB/FB-IMG-1674854952962.jpg (https://ibb.co/LDM4H9V5)

https://i.ibb.co/21C8rB0Y/FB-IMG-1673717968370.jpg (https://ibb.co/nNY3ySq8)

Lektura stała się...
https://i.ibb.co/GvWQRc3Q/FB-IMG-1686333367272.jpg (https://imgbb.com/)
...jego pasją.

Miała na niego wpływ...
https://i.ibb.co/ks8sKTRt/IMG-20230422-113012.jpg (https://ibb.co/Zp8pdrn0)
...jak pływy Missisipi.

Kiedy inne dzieci zimą lepiły normalne bałwany, jego...

https://i.ibb.co/KzfGJ421/FB-IMG-1673420347994.jpg (https://ibb.co/VpzNsngK)
...wyglądał tak.

Zaprawdę uwierzcie mi, że nic tak nie wpływa na dziecko, jak...

https://i.ibb.co/sdmy1gM1/IMG-20240628-152955.jpg (https://ibb.co/0RDh9nd9)
...towarzystwo, w którym się Fazik obracał od lat najmłodszych, jeżdżąc z rodzicami na te niedzielne wycieczki.

Towarzystwo...
https://i.ibb.co/p66CcXBS/FB-IMG-1678553953295.jpg (https://ibb.co/Q77sLm34)
...co najmniej...

https://i.ibb.co/H0kDB7N/IMG-20220823-122733.jpg (https://ibb.co/vbKxV1s)
...szemrane.

Po kolejnej, niedzielnej wycieczce...
https://i.ibb.co/Dfx48gPW/FB-IMG-1638913646119.jpg (https://imgbb.com/)
...napisał swój pierwszy esej.

Od najmłodszych lat pasją Fazika były rowery. Ostatnio zwierzył się...

https://i.ibb.co/tps03LGQ/FB-IMG-1680680233067.jpg (https://ibb.co/VYSF3w1J)

Później klasyka... Ekspresowa szkoła nauki...

https://i.ibb.co/fzbSGyxn/FB-IMG-1690116886175.jpg (https://imgbb.com/)

I dalej...
https://i.ibb.co/N296rT1d/1649147047-aeyl4k-600.jpg (https://imgbb.com/)
...kolejnymi etapami...

https://i.ibb.co/WNFmgryv/IMG-5326.jpg (https://ibb.co/spQ8yTw9)
...czerpiąc z najlepszych wzorców, został...

https://i.ibb.co/Gfz0gffY/FB-IMG-1684915451427.jpg (https://ibb.co/sp82Lppx)
...mistrzem.

Cdn.

Melon
18.05.2025, 16:04
:Thumbs_Up::haha2:

redrobo
18.05.2025, 21:21
z ciekawostek: mowi sie, ze osiol potrafi dzwigac 20 proc. masy wlasnej... czyli nastolatka jakotako... ale to wg unii europejskiej... natomiast pamirskie osly, bez problemu biora 50 proc. i jakos zyja... trzeba im tylko dac czasem zjesc trawe, troche wody i nie bic patykiem po tylku.

chomik
19.05.2025, 09:15
Ja jeszcze żyję :D ale esej piękny :)

El Czariusz
19.05.2025, 10:07
Chomiku, boś ty chomik afrykański. Rzadko spotykana odmiana - chomika mutanta.
Coś na wzór krowokura z Tytusa, Romka i ATomka. Krowokur dziennie dawał cysternę mleka i znosił jaja gianty.

Tymczasem.
Jak zwykle niezwykle celne uwagi wtrącił nasz ulubiony Niedorzecznik Biura Turystyki Nieodpowiedzialnej.

https://i.ibb.co/84PddphZ/IMGP7035.jpg (https://ibb.co/0VYFFSwb)

Selektywnie spostrzega otaczającą rzeczywistość. Jest takim naszym profesorem Zinem.

HkjkTAx35iw

Pan profesor szkicował świat piórkiem i węglem, nasz Niedorzecznik...

https://i.ibb.co/DHRHB667/DSC02717.jpg (https://ibb.co/Q3K3Wqq6)
...szkiełkiem i okiem.

Również wzbudzając...
https://i.ibb.co/yc4QJMMg/DSC02718.jpg (https://ibb.co/cSYrdpp2)
... powszechne zainteresowanie.

Zawsze pierwszy, do wyjaśniania mistyfikacji np. Poniżej przykład krótkiej i rzeczowej demaskacji mistyfikacji.

https://i.ibb.co/xtfFv87n/IMGP7097.jpg (https://ibb.co/4nY1ygVb)
Zdziwiony Dariusz dopytuje:
- Jesteś pewien, że na tablicy wyników jest coś nie tak?

https://i.ibb.co/HTJFwjKT/IMGP7100.jpg (https://ibb.co/v4twySc4)
F-cznie! Spójrzcie, co wykrył nasz Niedorzecznik!

https://i.ibb.co/DH2JXhmn/IMGP7101.jpg (https://ibb.co/wFmkHV81)

Albo taki banał...
https://i.ibb.co/XkjrsqNT/FB-IMG-1663568348161.jpg (https://ibb.co/JFmw790P)
...a rozwiązanie banalne.

To nasz Niedorzecznik odkrył, do czego służy mały palec u nogi czy też jaki jest najlepszy środek na hemoroidy?
Pierwszy - do szukania nogi od stołu lub łóżka.
Drugi - środek d...y.


Niestety... rola Niedorzecznika jest niezwykle wymagającą...

https://i.ibb.co/mFdzLRtF/228025088-10217377567264940-4473366798977845668-n.jpg (https://imgbb.com/)

https://i.ibb.co/ZC7Ykj5/Bez-tytu-u.png (https://ibb.co/JPgyM1V)

Ciągłe konsultacje...

https://i.ibb.co/sp4szRNs/DSC02727.jpg (https://ibb.co/mrKhgT2h)

https://i.ibb.co/8RhtFGj/20180904-124209.jpg (https://ibb.co/q4ZVbhR)
...i koniec może mieć...

https://i.ibb.co/6734cHFX/20180902-090757.jpg (https://ibb.co/sd0FpKqW)
...po fazie euforii...

https://i.ibb.co/vx8bFGMN/DSC00043.jpg (https://ibb.co/XZT9QgGn)
...smutny koniec.

https://i.ibb.co/zhr8RLxy/20180906-175852.jpg (https://ibb.co/bgPHBymS)

AI podpowiada obraz Niedorzecznika...
https://i.ibb.co/WpzJ8fbw/IMG-5738.jpg (https://ibb.co/Tq03jtVS)
...po drugiej turze wyborów.

Mimo wszystko...
https://i.ibb.co/Q764HYG9/FB-IMG-1676449814589.jpg (https://imgbb.com/)
...Niedorzeczniku, na zdrowie!

Tym niemniej z marzeniami...
https://i.ibb.co/5xGXTNvY/61185392-2463026897258762-1592378516769341440-n.jpg (https://ibb.co/mFbrJLtv)
...zejdźmy jednak na ziemię.

https://i.ibb.co/wN9T02Qc/20180831-085645.jpg (https://ibb.co/qMtzy2gJ)
...i...

https://i.ibb.co/B5GM4sMy/IMGP7329.jpg (https://ibb.co/ksJC3cC4)
...do robienia placków odmaszerować.

El Czariusz
20.05.2025, 09:21
Po wyborach, można śmielej. Można?

https://i.ibb.co/KcVP0v31/DSCN2494.jpg (https://ibb.co/5Xs0MHf7)

Siwy w swoim podpisie tu na forum wspomina o posranych pomysłach, które w istocie są niepuszczonymi bąkami. Jako gazy przemieszczają się do mózgu i...

Tak naprawdę wszystkiemu winien jest dziadek Fazika.
Szło na komunię świętą i wszystkie dzieci marzyły tylko o jednym, co im maj przyniesie. Upragniony rower, zegarek lub...
Był maja początek.
Przed zbliżającą się lekcja polaka, Fazik niepomiernie nudził się na lekcji historii. Na kwadrans przed dzwonkiem zaczęło go kręcić zdrowo w jelitach. Spinał zwieracze jak mógł. O ile zbliżającą się nieuchronnie, żółtą powódź udało mu się powstrzymywać, o tyle rosnącą produkcję gazów nie bardzo.
Ściskał ile wlezie. Bąki wędrowały do mózgu i zrodziły arcyplan!

Tych, których siedząc w ostatniej ławce nie ścisnął, puścił w eter, przy okazji rozpoczynając nowożytną erę voice of Poland. Czwórka dzieci siedzących plecami do niego, odwróciła się jak na komendę.
To już nie było istotne! Zajęcia odbywały się na trzecim piętrze dużego, przedwojennego gmachu szkoły, jednak na kolejnej (nudnej zapewne także jak flaki z olejejm) lekcji polskiego, Fazika już nie było...

Ledwie dwa kwadransy później pod szkołą rozbłysły światła i dźwięki - straży pożarnej i karetki pogotowia. Straż przyjechała do/po Fazika, karetka do pani od polskiego.
Ogólnie dramat, bo po małoletniego syna musiał przyjechać extra ojciec, zrywając się z pracy i to było najgorsze. To były inne czasy... Czasami lepiej było dostać linijką po łapie, być wyciąganym za pejsy przez dyrektora. Po co od razu po ojca dzwonić, by potem uruchomić proces...

https://i.ibb.co/XkFHc32n/facebook-1747723813531-7330484981988415461.jpg (https://ibb.co/G3CmztxZ)

W domu afera na sześć fajerek...

https://i.ibb.co/mF5x4L7v/FB-IMG-1747671453096.jpg (https://ibb.co/tPpdD75Z)

Mama z ojcem:
- Rany boskie! W kogo on się wdał?! Co ci strzeliło do tej twojej głowy?! My cię tak nie wychowywaliśmy!
Fazik stał ze spuszczoną głową... Dobrze wiedział, co go może spotkać...

https://i.ibb.co/mrxKyTBp/FB-IMG-1727943690999.jpg (https://ibb.co/cKm983vq)

Tylko dziadek nie rwał sobie włosów z głowy. Bo i po co... skoro włosów tak nie wiele? Fazik uwielbiał dziadka. Dziadek uwielbiał Fazika. Ten mały brzdąc był taka małą jego kopią.
Po dziadka też przyjechała straż...

https://i.ibb.co/20pq0ZqX/66449192-2676476995709553-7337330499930554368-n.jpg (https://ibb.co/WNRnNVnS)
...też przed komunią.

Kiedy przyszła pora na kabel od prodiża, dziadek spokojnie, z uśmiechem zapytał:
- I co, jaki widok szczególnie przykuł twoją uwagę?
Mdlejąca pani od polskiego, na mój widok za oknem.

Cdn.

El Czariusz
20.05.2025, 11:18
Gdyby tak Fazika scharakteryzować dwoma obrazkami...?

https://i.ibb.co/5X3MqR4T/FB-IMG-1711863337930.jpg (https://ibb.co/xKbCV7Lh)

Kiedy próbujesz małego człowieka ścisnąć ramami, jest szansa...

https://i.ibb.co/JwTbtpRt/IMG-5340.jpg (https://ibb.co/7dDTCpJC)
...że wyjdzie na ludzi ale...

...szybciej wbijesz go w garnitur, którego nie zdejmie już do końca życia. Ma to swoje ogromne plusy. Np. mundurek komunijny. Zakładasz go tylko raz w życiu.
Wszystko musi mieć swoje miejsce i czas.

Niemal wszyscy rodzimy się geniuszami. Do trzeciego roku wykonujemy najcięższą, umysłową pracę swojego życia. Nikt nas do tej pracy nie zmusza.
Wykonujemy ją sami, jak tylko otworzymy oczy, dzień po dniu, godzina po godzinie i tak a piać... Codziennie, mozolnie przez te lata trzy.
Uczymy się komunikować ze światem.

Potem sukcesywnie nastaje era: zostaw, nie ruszaj, nie rób... No i...
...tak powoli, konsekwentnie na własne życzenie hodujemy "nieroby".

O to dowód.

https://i.ibb.co/RTk3KHvn/Biesy-008.jpg (https://ibb.co/N2d9qYVh)

Leży taki i śni na jawie...

https://i.ibb.co/sddXH1nB/FB-IMG-1679860441782.jpg (https://ibb.co/xttrHgW4)

https://i.ibb.co/ZR8L9pg9/FB-IMG-1678609957984.jpg (https://ibb.co/20tnJ1MJ)
...duma i...

https://i.ibb.co/3yfGGcKB/FB-IMG-1681884731511.jpg (https://imgbb.com/)
...taki wynik jeden...

https://i.ibb.co/3m44KFqk/FB-IMG-1734275390270.jpg (https://ibb.co/k255ZDfM)
...drugi.

Doskonali się.

https://i.ibb.co/pjPshGpL/FB-IMG-1728330653891.jpg (https://ibb.co/60ZpXV5W)
...coraz lepiej organizuje się...

https://i.ibb.co/wNSV1BQb/facebook-1747665313117-7330239613468525500.jpg (https://imgbb.com/)
...we własnym ogrodzie.

Pomaga organizować się...

https://i.ibb.co/q3tkm3hS/242747632-1233606310448474-6065475299763824632-n.png (https://ibb.co/FLSg8Lcr)
...najbliższym.

By nie skończyć jak...
https://i.ibb.co/b5F3pXCR/FB-IMG-1741275449449.jpg (https://ibb.co/VYxNXTzp)

...z mózgiem po...
https://i.ibb.co/205nq37k/FB-IMG-1732454275116.jpg (https://ibb.co/ZRNLdz6M)

Tymczasem będzie pauza w nauczaniu.
Pora spakować fanty...

https://i.ibb.co/BKB2rPM9/IMG-20230410-233405.jpg (https://ibb.co/5xLhn9HP)

Wsłuchać się w słowa...

87Ozl8gGg5Q

...i ruszyć...

https://i.ibb.co/k62RfvFf/Mario-Blues-105.jpg (https://ibb.co/Nn28PbzP)
...gdzie oczy poniosą.

Choć, nie dla mnie...

7q2qXz-PM3Q

El Czariusz
27.05.2025, 10:55
Trzy, dwa, jeden...

j3x4Ymw9qMk
*
Miała to być Pedaliada. Pedaliada klasyczna. Poza wybitnym akcentem, wynikającym z budowy roweru, warunkiem koniecznym jest spełnienie dwóch warunków koniecznych.
Zasada prosta. Jazda od baru do baru (od restaurace do restaurace itp.) i spanie w otoczeniu kompletnie przypadkowym. Nie wynikającym z konkretnego planu, że tu. Ogólne pojęcie tak - okolice ostatniego baru albo... on sam. Co też i bywało/miało miejsce.

Zasada sztywna, jak napęd ostrego koła.

https://i.ibb.co/4Z6wkv5r/IMG-20250522-114359.jpg (https://ibb.co/mCLrpZMW)

Nie został spełniony pierwszy warunek...

https://i.ibb.co/PvPYtmfb/IMG-20250522-114750.jpg (https://ibb.co/7dZzbY6T)
...ani...

https://i.ibb.co/XfGxwjsT/IMG-20250522-120011.jpg (https://ibb.co/LDsdGYtf)
...drugi.

Zatem, by jeszcze zaakcentować zatem, że to nie była Pedaliada, tym bardziej klasyczna - nadałem "temu czemuś" nazwę nie pozostawiającą wątpliwości by uniknąć...

https://i.ibb.co/RTZmXpLb/FB-IMG-1747737711295.jpg (https://imgbb.com/)
...jakichkolwiek, podobnych porównań.

Prawie mi się udało...

* Ten hotelowy bar jest pełen ludzi.
Pianista naprawdę sobie nie radzi,
Nawet stary barman jest naćpany jak kościelna wieża,
Więc dlaczego dziś wieczór miałbym grymasić?

Joint krąży wokół mnie,
A mój nastrój jest naprawdę marny.
Teraz bluesowa (**) gromada chce mnie otoczyć,
Ale wyrwę się po chwili.

Cóż, jestem milion mil stąd
Jestem milion mil stąd
Żegluję jak dryfujące drewno
Po wietrznej zatoce.

Tak, jestem milion mil stąd
Jestem milion mil stąd
Żegluję jak dryfujące drewno
Po wietrznej zatoce

Czemu pytasz jak się czuję?
Cóż, a jak to wygląda u ciebie?
Odciąłem haczyk, żyłkę i ciężarek u wędki,
Straciłem mojego kapitana i załogę.

Stoję na podeście
I nie ma tu nikogo oprócz mnie.
Zobaczysz mnie tam
Wpatrując się w granatowe morze.

Ta piosenka jest na ustach wszystkich,
W całym pomieszczeniu panuje radość,
Wylewna rozmowa,
Wiec dlaczego siedzę tu smutny (*)?

Ten hotelowy bar zgubił wszystkich tych ludzi,
Pianista złapał ostatni autobus do domu,
Stary barman właśnie padł w kącie.
Więc dlaczego muszę wciąż tu być?
Ja nie wiem, pozwól, że ci powiem.

Jestem milion mil stąd
Jestem milion mil stąd
Żegluję jak dryfujące drewno
Po wietrznej zatoce

Cóż, jestem milion mil stąd
Żegluję jak dryfujące drewno
Po wietrznej zatoce.

** gra słów: "smutek" i blues jako gat. muzyczny. Rory, jako wzięty bluesman ma tu na myśli bluesową chałturę uprawianą w alkoholowych i narkotykowych oparach, z której musi się wyrwać.

Na AntyPedliadzie towarzyszył mi muzycznie Rory Galagher, w którego koncercie...

s1lrS2HmAXU

...miałem niezwykłą okazję osobiście uczestniczyć w Kolonii w 1990-tym. Dokładnie na tym. Wcześniej - ściągniętym będąc z baru przez samego Rory`ego, gdzie grałem sobie w kącie na... harmonii. Jego zespół wpadł przed koncertem po prostu do rzeczonego na jedno (może dwa) piwo...

El Czariusz
27.05.2025, 12:16
-DVbP8pun0I

Gdyby to była Pedaliada...

https://i.ibb.co/p6qn73kS/IMG-20250521-082013.jpg (https://ibb.co/BHkwpgY9)
...nie jechałbym IC.

Musiałbym po piątej rano celować w regio i bujać się przez globus PL regionalnymi przewozami do wieczora, by zalec z namiotem w jakiś krzakach.
Ba... Musiałaby to być mocno spontaniczna impreza - też nie.
Odkładałem na nią kasę przez pół roku. 150zł m-cznie. Wystarczyło sobie odpuścić tradycyjne, małe piwo i nadmiar innych cukrów. Nagle przybyło 900zł a ubyło 12kg!

No elegancko!
Za 900zł, to ja na pedaliadzie mogłem ugościć (i taki był arcyplan) dwóch gości...
Zostałem sam. Sam, z kupą kasy. Sam, choć tliła się nadzieja, że jednak nie.
Ta nadzieja późnym, środowym popołudniem, w Szklarskiej Porębie spłonęła jak planeta nadziei - sporej części globusa pl.

Zaczęła płonąć (planeta) od Przystanku Oliwa. We wtorek temperatura zbliżyła się do niepokojących moje receptory - 20st. To był sygnał, że lato już konsumuje wiosnę, jak owa płonąca nadzieję.
Ale co tam... Kasy mam fchuj, w związku ze związkiem olewam cały proces, skupiony na własnym komforcie. Rano zakładam trampki, bo przecież Giewont już w tym roku na pewno w szpilkach zdobyty ale...

Natura wychodzi jednak z komfortowego człowieka i podpowiada... Pedaliada w trampkach - jak znalazł. No tak. Skoro Anty, to wzuwam meindle army gore.
Nie minęło 10h a jeszcze tej samej, płonącej środy parkuję w... Bombaju.

https://i.ibb.co/Xr6n2FSb/IMG-20250521-175126.jpg (https://ibb.co/1tBCvR8L)

Upał jakby zelżał a pan, który wymienił mi w kantorze złotych 450 na 2600 rupii, patrząc na mnie rzuca:
- Jeszcze wczoraj rzucało tu śniegiem i gradem a pan tak na golasa... rowerem?
Ale z namiotem.

El Czariusz
27.05.2025, 14:07
Tamże trafiam na koncert Bombay Bicycle Club. Nie muszę schodzić z roweru. Ich wokalista cudownie leży mi pod lewą stopą... Musze jednakowoż jechać dalej.

Niestety dalej korba dostaje w dupę. Tracę na "dużym blacie" jeden ząb.

N1fCdIfb60c

Biały rower i pedały dwa... Pokochaj mnie... Ale ja mam rower niebieski. Z czasów, kiedy Korba szalała w Trójmieście, jakikolwiek rower był marzeniem. Rower i pedały dwa.
Kiedy upadła komuna Giant w USA wypuścił serię MTB, w tym ten model, którym właśnie próbuję wjechać do Czech - rocznik 1993. Młodszy ode mnie o równo 30 lat.

Kupiłem go trzy lata temu za 600zł w Szczecinie. Pojechałem regio (na karnecie) i przejazd zamknął się w 40zl. Uwinąłem się w ciągu jednego dnia.
To był mój pierwszy rower w karbonie. Trochę skundlony przednim amortyzatorem (ale jak na tamte czasy - bardzo ok). Przestał w garażu u sprzedającego ćwierć wieku. Syn nie chciał na takim "szrocie" jeździć.
Duża rama - 23 cale, też nie sprzyjała szybkiej sprzedaży.
Poza tym... pełen oryginał, osprzęt XT..., jeno z przedniego koła zeszło powietrze wiele lat temu, pewnie dętka przebita.

Na dworcu w Szczecinie miałem wtedy 1,5h na ewentualne prace doprowadzające rower do użytkowania. Zabrałem do plecaka komplet rowerowych narzędzi, dętki itp.
Wystarczyło... napompować przednie koło i tak jeżdżę giantem do dzisiaj. Bez żadnej regulacji. ŻADNEJ... Tak, jak kupiłem, tak po napompowaniu jeżdżę.
Oczywista nie na co dzień. Na specjalne okazje. Ten rower 30 lat temu kosztował ponad 1000$. Dzisiaj mogę powiedzieć - nie darmo. Właściciel na dworzec dowiózł mi go Porsche Cayen...

Akurat teraz (ten wyjazd) okazja była szczególna w dwójnasób. Szczególna ale... plan nie wypalił.
Wszystko przez...

QxQA6WMgMBg

El Czariusz
27.05.2025, 15:17
Sytuacja jest dość wyjątkowa dla mnie. Ważna.
Czuję się, jak w 2008-ym. Kiedy miałem jechać z zajebistą ekipą do Chin a pojechałem sam do... Afganistanu.

No więc jadę sam ze sobą i...

https://i.ibb.co/wNqsfCqz/Bez-tytu-u.png (https://imgbb.com/)

...a ja mam 62 lata i prawie pół.
Pół roku temu potknąłem się na wąskich, stromych schodach do piwnicy, fiknąłem potężnego orła i...
Wszystko wskazywało na to, że będę kuśtykał do końca życia.
Przede mną zaś "ostanie Biesy" - ostatnia organizowana przeze mnie stricte, "nasza" impreza podróżnicza. Zależało mi na niej. Nie udało mi się na niej być.
Na szczęście miałem zastępce. Tym zastępcą był Fazik.

Wracając do wykresu.
Spakowany pierwszy raz od "fiknięcia" wziąłem temat na plecy.
Zjebało się wszystko.
Pogoda, brak spodziewanego towarzystwa i kondycja. Zero tych trzech determinantów zazwyczaj udanej imprezy.

https://i.ibb.co/HDrpr8Sp/IMG-20250521-194100.jpg (https://ibb.co/QF6j6wgj)

To jest to ostanie podejście wg dawnej mapy.cz.
Maszeruję z buta, pchając gianta i jemu dziękuję, że jest taki lekki. Sam waży 9.5kg plus te moje fanty.
Nie wiem ile Gianta pchałem ale... dopchałem do kampingu w Tanvaldzie.

Do tej pory na Pedaliadzie zawsze mogłem liczyć na...

Fqat3BU0hEk

El Czariusz
28.05.2025, 08:29
Ze skurczami dwugłowych nożnych wprowadzam rower na autokamp w Tanvaldzie.
Niebo nad kampem sprasza wszelkie, ciemne chmury, zegar bije na 20.15.
Na kampie jest wolne wifi ale miast z niego skorzystać, dopiero po piśmie obrazkowym pani przy barze łapie stan.

https://i.ibb.co/YFfJtszz/Screenshot-2025-05-22-10-04-58-555-com-google-android-googlequicksearchbox.jpg (https://ibb.co/0RY1fbgg)

Za to pivo staje na stole w tri miga.

https://i.ibb.co/ksYDfR3Z/IMG-20250521-202214.jpg (https://ibb.co/8LFxpWzk)

Pytam, do której bar otwarty. Jeszcze pół godziny. Zatem teraz ekspresowo ale jakby w zwolnionym tempie rozbijam się skutecznie na polu.
Nic nie zjem już tego dnia. Nomen omen w ogóle tego dnia nic nie jadłem (i nie zjem). Śniadań nie jadam, we Wrocławiu czasu na przesiadkę miałem nie wiele. W sakwie na ramie tylko kefir.
W Szklarskiej kantor był zamknięty od kwadransa a w Żabce kupiłem zapałki i kawę sypaną.

Liczyłem, że zjem coś na trasie, po czeskiej stronie. Namierzyłem nawet pension, który miał być otwarty z domową kuchnią i ciapovanym ale był zamknięty a pani przez telefon nie pozwoliła się rozbić na polance przed pensionem. Zaprosiła do Harachowa.
Za mną były już dwa ciężkie podjazdy i nie zamierzałem wracać. Przede mną kolejny a wszelkie bary pozamykane na cztery spusty i to nie od wczoraj.
Dlaczego Tanvald? Bo stamtąd można już gdziekolwiek koleją.

Namiot postawiony, siadam przy stole na zewnątrz. Pani zamyka bar i stawia przede mną dwa piwa w plastiku. Patrzę zdziwiony...
Przysiada się do mnie... Svetobeznik. Tak się przedstawia. Po czesku - obieżyświat. Pochodzi z Prichovic. Obserwował mnie już od dłuższego czasu.
Kiedy ze mnie opadły siły wszelkie, on podziwia mnie za determinację.
- Pięknie jest doświadczać drogi. Tak się uczymy, często w bólu i cierpieniu, nie zawsze przychodzi spodziewana nagroda.
Patrzy na mnie i się uśmiecha...

https://i.ibb.co/tp9dnzVC/IMG-20250521-212850.jpg (https://ibb.co/hFSqrc38)

W Prichovicach, ledwie kilka km stąd jest browar Svetobeznik. Jest też muzeum człowieka, którego... nie ma. Na tej wycieczce piwa Svetobeznik nie skosztuję i nie zobaczę tego, czego zobaczyć się nie da a jest. To, że miałem, nie ma już znaczenia.
Korzystam z wi fi, kiedy zaczyna kropić. Prognoza pogody fatalna ale przecież nie zawsze świeci słońce.

W nocy rozpadało się na dobre. Krople deszczu w tempie vivace waliły o tropik a ja biłem się z myślami do rana; co robić, jak jechać. Czy może z rana spakować się i po prostu wrócić do domu jak najszybciej...

Emek
28.05.2025, 08:41
Světoběžník to ne je browar to je pivo. A browar zwie się Pivovar U Čápa.
https://www.ucapa.eu/cz/pivovar/o-pivovaru.html

El Czariusz
28.05.2025, 10:34
Rankiem na bank nie jestem wyspany (i już do końca wycieczki się nie wyśpię) ale stan ogólny wydaje się nie najgorszy. Korzystam z chwilowego przejaśnienia i dosuszam fanty ile mogę.
Poprawiam mocowanie torby podsiodłowej, zaparzam w czasie między dwie kawy, obowiązkowo z dużym dodatkiem 12% śmietany, która obowiązkowo wożę ze sobą. Obowiązkowo ta kawa robi za śniadanie.
Ładuję na maksa telefon, powoli klaruje się plan.

4ByU1va1Iuo

Formalnie cały rowerowy dystans, to ledwie 176km, do ostatniego biwaku już na terenie globusa PL. Niecałe 30 za mną, pozostałe przede mną ale jedno już wiem. Przy obecnej kondycji...

https://i.ibb.co/60wzLfrn/IMG-20250522-085901.jpg (https://ibb.co/LdRmH2Yk)
O 9-tej rano.

https://i.ibb.co/7J359wyd/IMG-20250522-095959.jpg (https://ibb.co/Y75MrzjF)
O 10-tej.

...to ja nie wiem, gdzie dojadę a jednak wolałbym wiedzieć.

Czeske Drahy cieszą się dobrą opinią. Stawiam więc na czeskie koleje.
Pół godziny wczorajszego pchania = kilka minut zjazdu. To właśnie oferują CD.
W Tanvaldzie jednakowoż proponują... autobus zastępczy. Ów odjeżdża dosłownie za kilka minut. Autobusem się nie godzę. Ustępstwa musza mieć jednak pewne granice. Upewniam się, że f-czne koleje żelazne jeżdżą od Żeleznego Brodu.

Szybko wyświetlam sobie...

https://i.ibb.co/twyZzd42/Bez-tytu-u-1.png (https://ibb.co/xKVmY4Dg)
...potencjalnej jazdy plan.

Plan akceptuję, bo mimo konkretnego (jak na mój stan) podjazdu, ciało za bardzo nie protestuje.
Do planu dokładam przynajmniej jeden bar/restaurace po drodze. Tamże, wiadomo. Posilimy się i wychylimy kufelek (a może i dwa) ze Svetobeznikiem, który postanowił mi towarzyszyć i wspierać w drodze.

Plan jest tak genialny, Że aż mi się gęba uśmiecha. Po dwóch godzinach jazdy uśmiech tak mi się przykleił do pyska, że mógłbym startować w kampanii, która zdaje się na płonącej planecie rozkręca ale nie na mojej.
Po drodze żaden bar, żadna restauracja nie była otwarta...

https://i.ibb.co/q3PR9xNG/IMG-20250522-113144.jpg (https://ibb.co/mVMHtS9s)

Pod Sokołem doczytałem tylko, że poza Radegastem rządzi tu Karkonos. Rządzi od pół tysiąca lat, produkowany w browarze Trutnov.
Z rozpiski kolejowej wynika mi, że pojadę przez Trutnov i nie omieszkam sprawdzić na miejscu. Na razie na miejscu w którym jestem - tego nie sprawdzę.
Kombinuję zatem jakiś szybki postój w Żeleznym Brodzie w tym celu również, bo nie powiem - ciśnienie na realizację rośnie.

Najpierw więc mknę na dworzec czeskiego pekape i tu dowiaduję się, że na CD to ja się dopiero przesiądę w Jaromirze. Paczam, czy to po mojej drodze jest i jest ale już nie przez Trutnov. Oznacza to również (jak na globusie PL), że dwa razy będę płacił za przewóz roweru.
No niby to AntyPedaliada z poważnym budżetem 2600 rupii gdzie do tej pory wydałem ich ledwie 200 na nocleg i 3x45 na 11-tkę Radegasta no... ale bez przesady. To już jest antypedalska rozrzutność.
Niestety... Do Jaromierza arrivą, od Jaromierza CD. Wyjścia nie ma a do odjazdu tylko 25 minut.

Co ja tu zdążę zalatwić? Tylko siku i... Jadąc do dworca widziałem mural "Napojka". Jadę więc we w kierunku wskazzanym i trafiam na znak drugi.

https://i.ibb.co/PsQjjss9/IMG-20250522-125112.jpg (https://ibb.co/cKL33KKC)

https://i.ibb.co/rfyF2SJt/IMG-20250522-125100.jpg (https://ibb.co/848NgpVB)
Wychodzi mi napojka pod kangurem.

Ekspresowo korzystam, bo...
https://i.ibb.co/JR2psFQx/IMG-20250522-124125.jpg (https://ibb.co/vxmdjvYs)
...i żałuję, że już bilet kupiony...

Jakiś lokalny browar (w sensie w kuflu) a do wyboru były co najmniej dwa wcześniej mi nieznane i na pewno bym skorzystał, bo klimat baru klasyczny i jeszcze bym sobie pizzę zjadł.
Niestety, mam tylko 11 minut. Dworzec dosłownie o rzut beretem ale gumy z czasu nie zrobię... Jeszcze nie teraz.
Mały włos, by się tak stało, bo wpakowałem się pod pociągu, który owszem - jechał do Jaromierza ale za godzinę i 15 minut. Szybko przesiadam się na właściwy.
Wraz ze mną czeska kolonia.

KEqSm9t7ZEM

https://i.ibb.co/RpyCTvTZ/IMG-20250522-131921.jpg (https://ibb.co/mC8H5D51)

Siedzimy vis a vis.
Dziewczyna na tablecie bawi się w jakimś graficznym programie, rysując konstrukcje itp. Program przelicza, dziewczyna tworzy nowe wizualizacje itd.
Kończy pracę, pakuje tablet do plecaka, którego nie może zapiąć.
Przydałem się.
Obok na pierwszy rzut oka matka z dorosłym synem. Zachowują się jednak jak para kochanków i taką parą są w istocie. Miłość wybiera losowo.

W Jaromirze mam 15 minut na przesiadkę do Adrspachu czeskimi drahami.
Tamże najwyższa formacją skalną są... Kochankowie a najwyższym wzniesieniem Ćap ale bez browaru.
W trakcie pociągowych konsultacji padło mi noclegowo na Teplice nad Metuji.
Czas mam zaprawdę elegancki.

https://i.ibb.co/BDnKm3r/IMG-20250522-145052.jpg (https://ibb.co/tfLPSKx)
O 14.50 kontroluję już pogodę za oknem.

Ta jest, jaka jest. To pada, to leje. Wiozę ten deszcz ze sobą na plecach jakby.

https://i.ibb.co/xK2pgnzJ/IMG-20250522-160251.jpg (https://ibb.co/TDwV0QPm)

Na dworcu próbuję przeczekać ale nie zanosi się na jakąkolwiek poprawę.
Ruszam zatem na kolejny kamp. Kamp przy kościele, 2km od dworca. Oczywiście pół kilometra przed, pcham już gianta z buta. Tak czy owak będę się "stawiał" w deszczu ale...

https://i.ibb.co/tTY91zT9/IMG-20250522-170556.jpg (https://ibb.co/7drq0Qdq)
...pod modrzewiami sucho!

Kilka minut po 17-tej, w dobrym nastroju ruszam na Teplice.

El Czariusz
28.05.2025, 13:08
Schodzę do centrum.
Czynna tylko hotelowa restauracja na czymś przypominającym rynek. Reklamują kilka browarów, w tym jeden nieznany a ze znanych - Plzeńskiego Prazdroja. 65 rupii półlitrowy kufel. Wchodzę.

Ludzi nie wiele. Siadam przy pustym, czteroosobowym stole. Przede mną kolejny, zajęty przez parę w średnim wieku. Polacy.
Jestem zajęty sobą.

euMNVyuqmwo

https://i.ibb.co/wNky7JRn/IMG-20250522-172711.jpg (https://ibb.co/LzFSrQ8T)

Z karty wybieram stek, który okazuje się kurzą nogą... Ten mój czieski...
narzucam sobie pewien reżym. Obiad plus trzy piwa i lulu. program realizuję perfektnie do czasu, kiedy do lokalu wchodzi polska wycieczka. Przy trzecim piwie do swojego stolika zaprasza mnie owa para, w przyjaznym geście dla obsługi lokalu. Ostatecznie przysiadam się, by już w miłym (jak się okazuje) towarzystwie dokończyć te piwo trzecie.

No to jeszcze po jednym...
Piąte dla mnie stoi, kiedy wracam z toalety. Jola i Piotrek. 49+51. Śmieję się bo ja aktualnie jestem 58+62. Kiedy mówię, że przyjechałem tu (do Teplic) na rowerze (z kolejowymi wariacjami) trafiam na podatny dla Joli grunt.
Rower i organizacja imprez rowerowych w okolicy ich miasta bytowego to Joli pasja. Kiedy wspominam, że targam na rowerze gitarę, okazuje się, że muzyka także.
Z przyjemnością słucha się ludzi, którzy z pasją opowiadają o swoich pasjach.
Na pytanie, czy podróżuję sam, wyciągam Svetobeznika. Rozbijam bank.

Jola pokazuje mi logo swojego rowerowego klubu:

https://i.ibb.co/9HXdHtXJ/IMG-20250522-192403.jpg (https://ibb.co/N2hG2ShX)

W ogóle, to jest nauczycielką polskiego. Muzyczną pasję przekuła na tworzenie coverów znanych przebojów, które śpiewa... jej syn. ma swój kanał na tubie a jedna z aranżacji osiągnęła już ponad... 3mln wyświetleń!
I tu nie chodzi o kasę, tylko o frajdę.
Zanim się do nich "na chwilę" przysiadłem zastanawiałem się, co ja tu właściwie robię. Ani ja do takiej restauracji nie pasuję (za obiad i pierwsze trzy piwa - zapłaciłem 500 rupii) ani jej klimat do mnie. Mimo tego, że ja antypedalsko zabrałem w podróż - męską wodę... fahrenheita i nie wahałem się jej codziennie rano oraz na te wyjście użyć.

Ale jak to mówią/piszą klimat tworzą również ludzie. Jola z Piotrkiem tworzyli ten klimat doskonale. Piotrka pasja jest... praca i coś jeszcze. Piotrek jest energetykiem. Wystarczyło nam tylko kilka żołnierskich haseł podsumowujących wiatrakowo/solarny ład i zajęliśmy się pasyjnym dodatkiem jego. Tym czymś jeszcze jest albowiem tworzenie śliwowicy. Po prostacku mógłbym ten proces skonkludować: produkcją ale...

Kiedy kończyliśmy nasze ostatnie piwa, Jola zaproponowała odprowadzić mnie na kamp. Na hasło, że trzeba szybko zaliczyć potraviny, bo właśnie je zamykają również, odparli wspólnie, ze absolutnie nie ma takiej potrzeby, bo są przygotowani na takie sytuacje.
Musiałem chwilę na nich zaczekać, bo w rzeczonym hotelu akurat nocowali.
I teraz wrócę jeszcze na chwilę do procesu tworzenia wspomnianego trunku.
Pędzona wg własnej recepty Piotra okazała się iście królewskim napojem. Niezwykle łagodna w smaku, mimo zacnego "kufelka" wchodziła bezdyskusyjnie. Osobiście uważam, że nawet dobry bimber powinno się pić maks z 20ml kieliszków. Przy większej pojemności, bukiet bimbru potrafi zniweczyć zalety trunku. Tu tak nie było.

Dochodząc do kościoła...

https://i.ibb.co/XZ6pNbY5/IMG-20250522-212035.jpg (https://ibb.co/0j1Z8cs9)
...mieliśmy już Piotrkiem pojemność jednego balentajsa za sobą.

Do akcji wchodziły kolejne...
https://i.ibb.co/tTPtdKC8/IMG-20250522-212044.jpg (https://ibb.co/67Jxdwsg)
...już mniejsze pojemności.

Na kampie dołączają do nas Niemcy, stojący tu kamperami od dwóch dni. Schowani przed deszczem pod wiatą zmuszony jestem przynieść gitarę.
Jola odpala na tubie bluesa Bonemasy, do którego ja "tworzę" molowy podkład. Zabawa trwa...
To był naprawdę udany wieczór...

El Czariusz
28.05.2025, 14:59
Jeszcze czymś zainteresowałem Jolę.
W plecaku targałem zestaw poniżej:

https://i.ibb.co/Y4bWcT6h/IMG-20250523-103704.jpg (https://ibb.co/FknW5q9z)

Współczesna pedagogikę polecam wszystkim młodym rodzicom, dziadkom i nie tylko.
Otóż Jola nie znała tej pozycji ale jako nauczycielka brała udział w szkoleniu jednego z autorów - Tomasza Wilczyńskiego (po moim AWF-ie). Złapała temat, kiedy wspomniałem, że przedstawia ona założenia metody Imopeksis.
Zaintrygował ją drugi tytuł.
Co ma wspólnego matematyka z czesaniem włochatej kuli? Miast skupiać się na liczbach, które w istocie są czymś zupełnie abstrakcyjnym a określoną wartość w przestrzeni nadają jej przedmioty. Co bowiem znaczy samo "dwa"...? Dwa jabłka brzmi już zdecydowanie mnie abstrakcyjnie. Wystarczy jednak usunąć jabłka...
Człowiek porusza się w przestrzeni trójwymiarowej opisującej położenie trzema współrzędnymi, ale rzeczywistość cztero- (lub więcej) wymiarowa wymyka się naszej wyobraźni. Zagadnienie to zostało w książce obrazowo wytłumaczone na przykładzie pieczenia ciasta. Wynik tej operacji zależy od wielu czynników: składników i ich ilości, temperatury i czasu pieczenia. Jeśli każdy z tych czynników potraktujemy jako jedną ze współrzędnych przestrzennych, to okazuje się, że pieczenie ciasta to poruszanie się w wielowymiarowej przestrzeni.

Nawiązałem tu trochę do Pedaliady, na której nigdy nie były poruszane tematy polityczne. Za to włochata kula czesana bywała regularnie. Pokłosiem Pedaliad jest m.in. Kawiarnia Szkocka Fazika tu na forum, niestety w formule bardzo odległej od tej, która rozgrzewała nas przy każdym kuflu czeskiego piwa. Fazikowej nie krytykuję. W kontekście zapisywanych przez Banacha rozwiązań na serwetce jest ona jednak dalece "abstrakcyjna" ale jemu (Fazikowi) i innym potrzebna.

Zdjęcie powyżej poprzedzało te:

https://i.ibb.co/zDkHgqw/IMG-20250523-101547.jpg (https://ibb.co/2HbYrGB)

Wstałem z lekkim, nie powiem - kacem. Bardzo znośnym. Korzystałem z pięknej pogody i osłoniętego przed chłodnym wiatrem terenu.
Spokojnie wypiłem tradycyjna kawę i potem trzy 11-stki ale te, w ponad trzy godziny. Niespiesznie kalkulowałem czekającą mnie trasę. Wariantów miałem kilka ale najbardziej oczywistym wydawał się ten direct ku granicy z globusem PL. Na Miroszów - krótkim zdaniem.
Dłuższym zdaniem - najkrótszą i najbardziej płaską droga do celu.

Liczę, że coś po drodze w końcu zjem, zahaczając o wschodnią bramę ardspachowych skał.
Do granicy mam niecałe 10km, do planowanego celu łącznie 48. Zobaczę, jak wyjdzie w praniu. Fizycznie jest nawet nie najgorzej. Ten wczorajszy, luźniejszy dzień pozwolił mi odbudować nie co sił. No... gdyby nie ta śliwowica...

Mijam bramę ale lokalu "dla mnie" nietu. Ok. Jadę do Polski. Juz sie niczego nie spodziewam tymczasem 2km przed granicą...

https://i.ibb.co/fdXYzxZt/IMG-20250523-133953.jpg (https://ibb.co/xq2St7wG)
...proszę uprzejmie. Po polsku serwują mi karkonosza za 45 rupii.

Rozsiadam się na leżaku o 13.40. Niestety do zjedzenia tylko orzeszki itp.
20 minut później wjeżdżam na granicę ale zanim...!

https://i.ibb.co/1VnmjNS/IMG-20250523-140809.jpg (https://ibb.co/bh3KDVf)
Proszę jeszcze uprzejmiej!

Ba! Można skonsumować gorący posiłek w bardzo przystępnej cenie. Między 165 a 155 rupii zapiekany ser z frytkami i sosem czosnkowym lub wieprzowy rezak w podobnym zestawie. Piwo 45.
Kurde mol... Po dwóch piwach i zapiekanym serze - zostaję. W Teplicach kamp mnie wyniósł 250, tu 210 ale pani przyjmuje ode mnie 200 i też jest dobrze.
Zostało mi na starcie niecałe 900 rupii i postanawiam je tu wszystkie dzisiaj wydać!

https://i.ibb.co/k2PSKsHW/IMG-20250523-152410.jpg (https://ibb.co/hFTmsJ7t)

https://i.ibb.co/zh4PrRRK/IMG-20250523-152907.jpg (https://ibb.co/fYxr2ppm)

Kąpałem się rano w rześkiej, lodowatej wodzie, dzisiaj więc oddaję się już tylko kąpielom słonecznym. O 20-tej zostaje mi już tylko 5 koron.
Ser był, wieprzowy rezak był, na deser/kolację langosz. Cały czas pełny kufelek sączony niespiesznie tak, że trudno mówić o jakimś pijaństwie.
Pogoda dopisała ale musiałem się chronić przed zimnym wiatrem. Noc zapowiadała się bardzo chłodna, nawet poniżej zera ale taka perspektywa nie robiła na mnie już żadnego wrażenia.
Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym.

kylo
28.05.2025, 16:35
"Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym. "

Lubię takie chwile, upływ czasu znacznie zwalnia.

Gończy
29.05.2025, 07:15
Się czyta.
Pozdrawiam.

El Czariusz
29.05.2025, 08:46
Dzięki Gończy.
I jeszcze jedno kylo... Na tym kampie bardzo ograniczony zasięg, nie było wi fi.
Była męska grupa Polaków, obchodząca urodziny kolegi. Przyjechali dnia poprzedniego, jak ja, tylko późnym popołudniem.
Delektowali się... tyskim i to już od rana.

Ale nie o nich. O tym braku bodźców. Po raz pierwszy na tej wycieczce, tak sam dla siebie wyciągnąłem gitarę z pokrowca.
Rankiem, z 5-cioma koronami w kieszeni pozostało mi tylko zrobić sobie kawę z odmierzoną na ten dzień porcją śmietany i pokontemplować najbliższe otoczenie.

https://i.ibb.co/dssHkt3T/IMG-20250524-082901.jpg (https://ibb.co/RGGJQNMF)

Noc musiała być chłodna, bo ja miałem co suszyć a rodacy już po siódmej byli na nogach, biorąc po kolei długie, gorące prysznice. Ja natomiast miałem ochotę się porządnie schłodzić w porannym słońcu.
Wlazłem do kabiny i puściłem wodę. Przez moment leciała zimna ale tylko przez moment, zaraz potem gorąca. Wyskoczyłem jak oparzony.
Od kiedy nie biorę ciepłych kąpieli...? Najdalej sięgam pamięcią do połowy lat 80-tych ale ów brak miał miejsce jeszcze w czasach szkoły średniej.

Zasadniczo, po przeczytaniu Znaczy kapitana zmieniłem nastawienie własnego ciała do otoczenia na długie lata. W ogóle lektura tej książki była pierwszą w moim życiu. Ile miałem wtedy lat...? Na pewno było to MŚ w 74-tym, kiedy to kupiłem swój pierwszy, osobisty rower marki Ukraina.
Skoro Karol Olgierd spał na podłodze, to spałem i ja. Fakt, że potrzebowałem tydzień, by ciało przywykło do podłogi i bym dziwnym trafem, rano nie budził się na łóżku. Mój bohater miał 6 stóp wzrostu, ja dwie, obute w podarte trampki.

Miałem nic ale potrafiłem być szczęśliwy. Owszem, chciałem mieć lepsze trampki i dżinsy, które w trakcie użytkowania się wycierają i zupełnie niepotrzebnie kurczą. Do tego były grube, szyte potrójnym ściegiem i nazywały się "rajfle". Musowo podwinięte nogawki, tak jak nosił się Paragon...

Siedząc rano wiedziałem, że to ostatni poranek AntyPedaliady. Zaraz wejdę w zasięg i będę musiał żyć - skundlony tymi kampami, komfortem itd.
Dlatego jak oparzony wyskoczyłem spod prysznicu, niczym diabeł rażony kubłem święconej wody.
Poszedłem na drugie skrzydło, gdzie z kranów leciała jeszcze zimna i opłukałem się, ile mogłem.

O 9-tej byłem już gotowy do drogi.

https://i.ibb.co/ynMGBsB9/IMG-20250524-093515.jpg (https://ibb.co/PZb3zCzL)

W życiu nie pomyśłałbym, co mnie tego dnia spotka...

P.S.
Emek ładnie wyłapał błąd zupełnie nie istotny ale nie wyłapał kolejnego.
W sumie się nie dziwię, bo kogo dzisiaj obchodzi współczesna pedagogika? Wystarczy nowoczesna i p. Kotula np., która nawet nie ma statusu Kwaśniewskiego (ja mam) ale oczywiście wie lepiej.
Tomasz nazywa się "Wilczewski".

El Czariusz
29.05.2025, 10:27
Autokamp, z którego startuję bezpośrednio graniczy z PL.
Kawałek dalej można wjechać na skraj lasu, będąc zupełnie niewidocznym rozbić się i czekać na kleszcze. Krótki spacer (może ze 100m) i jesteś w barze na kampie.
Może następnym razem.

Dzisiaj tak czy owak, czeka mnie najtrudniejszy etap. namierzona już wcześniej miejscówka odległa o dobrze skonsultowane z mapy.com - niecałe 40 km.
Czekaja mnie trzy podjazdy, w tym jeden naprawdę konkretny ale kondycja się stabilizuje. Dupa daje radę, nogi w końcu zaczynają podawać...

https://i.ibb.co/TBmGMHJJ/Bez-tytu-u-2.png (https://ibb.co/0jhLyf11)

W Unisławie...

https://i.ibb.co/S7mg0QKr/IMG-20250524-105939.jpg (https://ibb.co/HpPyYNrd)
...skręcam na Rybnicę Leśną i Głuszyce.

Wcześniej kupuję sok pomidorowy i mały kefir. Po czeskiej diecie czuję ubytek witamin i spodziewam się potasu, bo pogoda fajna. Fajna, bo wiatr mi sprzyja (choć chłodny) i słoneczko zza kłębów białych chmurek.
Z Unisławia zaczynam się wspinać ale przyjemnie. Noga podaje a i widoki wreszcie zachęcają do zatrzymania z innego powodu, nie tylko zmęczenia. Ładny ten globus polski.

https://i.ibb.co/gFyrsVNt/IMG-20250524-111522.jpg (https://ibb.co/Fq6hGV28)
Rybnica już tuż tuż i stamtąd zjazd do Głuszycy. Perspektywa piękna i całkiem rokująca czasowo.

https://i.ibb.co/nZQgLNw/IMG-20250524-111559.jpg (https://ibb.co/NQWVydF)

W Rybnicy Głuszyce na prawo.

https://i.ibb.co/5g4ZK6L5/IMG-20250524-113031.jpg (https://ibb.co/xtLZFD6M)
Z mapy wyglądało, że zaraz zjazd, no ale z Rybnicy jeszcze nie wyjechałem.

https://i.ibb.co/0jQKvJZP/IMG-20250524-114752.jpg (https://ibb.co/99GhSY2R)
Kurde mol...

Zaczynam pchać.

https://i.ibb.co/pBbf25N2/IMG-20250524-115849.jpg (https://ibb.co/VcJgV5bV)
Na plecach jakaś kopalnia melafiru...

Zaraz potem wyniosły...
https://i.ibb.co/S49QhYNW/IMG-20250524-120517.jpg (https://ibb.co/21f8DVqm)
...jesion a końca podjazdu nie widać.

W końcu dojeżdżam...
https://i.ibb.co/rKLqWr7Y/IMG-20250524-121429.jpg (https://ibb.co/ymMK3jft)
...tu.

Tu się droga kończy na przełęczy Trzech Dolin pod Waligórą...

https://i.ibb.co/NdzNPpSh/Screenshot-2025-05-24-12-15-37-066-cz-seznam-mapy.jpg (https://ibb.co/RkW6mPyn)

Teraz czytam, gdzie jestem w sobotę o 12.15...
Wyciągnąłem telefon dopiero na przełęczy, ufając znakom do końca. Nota bene jeszcze w tym tygodniu zmieniam operatora, znaczy wracam do Play.
M.in. dlatego, że to polska firma, która musi konkurować z uprzywilejowanymi na polskim rynku korporacjami ale tez i dlatego, że w naszym (moim i Strażnika Domowego) przypadku, mamy wyraźny problem z roamingiem i przede wszystkim transmisją danych.

Pal sześć... Niebawem się to zmieni jak wiele rzeczy/tematów wokoło mnie.
Chwilowo nie o tym.
Stoję jak ta... że świadomością, że dołożyłem sobie konkretny podjazd. Nie za długi ale zemści się to na mnie okrutnie. Na razie mimo wszystko trzymam formę, pogoda za to już nie.
Tak czy owak muszę zjechać do Rybnicy. Podjazd 35 min. Zjazd kilka...
Jestem zaraz potem na skrzyżowaniu, na którym skręciłem w prawo. Stoi jak wół - prosto.

Tymczasem słońce za ciemnymi chmurami, zaczyna kropić. Temperatura spada do kilku stopni. Muszę się zatrzymać i odziać, bo za chwilę stanę się soplem. Kiedy się ubieram, w co mam, przeciwpołożnie wspina się prawdziwy rowerowiec i komentuje przez telefon:
- Jprdl... pod górę idzie jechać ale zjazd, to zamarzanie...
Pół godziny później melduję się na... dworcu w Głuszycy.

https://i.ibb.co/RkVXQMKB/IMG-20250524-125230.jpg (https://ibb.co/FLjQ8f10)
Bardziej pro forma, bo linie kolejowe mam podiagnozowane.

To, na czym się teraz skupiam, to "by nie pojechać w drugą stronę przypadkiem". Jestem dokładnie w połowie drogi.
Kiedy mijam Kolce...

https://i.ibb.co/hRpSdPCx/IMG-20250524-132904.jpg (https://ibb.co/N6wMN87g)
...rozpoczynam wspinaczkę.

https://i.ibb.co/XZXpxJxM/IMG-20250524-133148-1.jpg (https://ibb.co/pv2ZjXj5)
Pierwsza kapliczka, jaką zauważam a już trochę km najechane...

https://i.ibb.co/QFZwpTR9/IMG-20250524-134051.jpg (https://ibb.co/BVmMcQxL)
Okolica to mnóstwo sztolni.

I wcale nie stricte górniczych. To jednak nie moja bajka. Bardziej fascynuje mnie to, co wystaje z ziemi a nie w niej wydrążone.
Dostrzegam za to...

https://i.ibb.co/fdS22rhH/IMG-20250524-134112.jpg (https://ibb.co/3ms77SDc)

Wspomniana wcześniej pasjonatka roweru (i nie tylko) nauczycielka polskiego zapytała mnie cz mam jakiś rowerowy osobisty rekord?
Tak. Przejechałem kiedyś w 12h z Kętrzyna do Oliwy 216km.

El Czariusz
29.05.2025, 11:13
PfAWReBmxEs

Za Sierpnicą...

https://i.ibb.co/s9n3c9yh/IMG-20250524-141345.jpg (https://ibb.co/fdf0Zd4b)
...Golgota.

https://i.ibb.co/mddGBNg/IMG-20250524-141857.jpg (https://ibb.co/KBBXGKS)
Przypadkowa rejestracja obrazów...

https://i.ibb.co/1G9FYk1G/IMG-20250524-144857.jpg (https://ibb.co/Df70PZhf)
...podejście odmierzam ilością kroków.

Od dobrych dwóch km dreptam z rowerem a nie na nim jadę.

https://i.ibb.co/9m4hdsrh/IMG-20250524-150050.jpg (https://ibb.co/6ct8qgW8)
Tu miał być "koniec". 100m dalej znowu zsiadam z roweru...

Nie mam sił. Kompletnie.

Wreszcie...
https://i.ibb.co/YB47TKpg/IMG-20250524-150558.jpg (https://ibb.co/WvNWpdgC)
...w dół. Wreszcie.

Jeszcze chwila...
https://i.ibb.co/NM9rfps/IMG-20250524-160520.jpg (https://ibb.co/FF5XcJK)
...bo musiałem wyhamować przed sporą grupką młodzieży, która mi po prostu nie ustąpiła miejsca. Cała droga ich. Brałem ich slalomem.

W końcu upragniony zjazd do Walimia. Zatrzymuję się przy skrzyżowaniu na Glinno ale najpierw jakieś zakupy.
Pytam się wczorajszego lokalesa o jakiś market. Wskazuje koniec miasta w dole. Prosi mnie o drobne wsparcie. Szukam po kieszeniach ale mam tylko 5 koron i 50zł.
Marketem jest Dino. Moje zakupy, to czteropak kasztelana niepasteryzowanego, dwie porcje śledzika na raz i 250ml 12-stki do kawy. Zapas wody mam.

tJxdaOyV8JM

Nie wyciągam sztućców... jem palcami. Przygląda mi się grupa... Tajów albo innych Filipińczyków. Nie zwracam na nich uwagi. Tłustymi palcami kremuję twarz. Wsiadam na rower. Przede mną ostanie tego dnia 2km.
Dojeżdżam do skrzyżowania i... schodzę z roweru. Nie jestem wstanie jechać, nie jestem wstanie pchać... Spinam się ostatni raz. Miejscówki mam dwie do wyboru. Rozstrzygnę o wyborze na górze.
Decyduję się na skrót przez pola.

Kiedy wtaczam się na "plateau"...
https://i.ibb.co/Z1m3VtZ5/IMG-20250524-163024.jpg (https://ibb.co/rfsgmTWY)
...odwracam się za siebie, dopiero potem powoli...

https://i.ibb.co/xqtjXt5w/IMG-20250524-163045.jpg (https://ibb.co/231tW1KR)
...przed siebie...

Moja miejscówka, ta najbardziej spodziewana - zajęta. Odbijam w lewo...

Luti
29.05.2025, 11:19
[...] Tak. Przejechałem kiedyś w 12h z Kętrzyna do Oliwy 216km.

O to być może Pan przejeżdżał pod moimi oknami.

Czyta się świetnie, tak wycieczki jak i "podwórkowe":Thumbs_Up::Thumbs_Up: akapity.

Panie Darku, pozwoli Pan, że kolejny raz jeszcze podpytam.
Żona po karierze zawodniczej uwieńczonej takim osiągnięciem, wchodzi jeszcze do wody? Żeby sobie ot tak popływać?

El Czariusz
29.05.2025, 12:04
Rozbijam się nieopodal.
Sam ze sobą.
Jestem wykończony. Z jednej strony rozczarowany stanem, z drugiej zaś, czego się miałem spodziewać?
Ale są plusy z tej wycieczki. Pierwszy - opanowałem "pakowanie" gitary na siebie w taki sposób, że mi praktycznie nie przeszkadza w jeździe.
Drugi - muszę z czasem doprecyzować. Wiem już, czego nie chcę.

Dwa dni później, jeszcze z drogi zamawiam książkę: Historia polskiego smaku M.i J. Łozińskich.
To pokłosie zupełnie przypadkowej wizyty w Twierdzy Srebrna Góra w towarzystwie bardzo sympatycznego, starszego małżeństwa, które mnie zdjęło z trasy i odstawiło później na dworzec PKP.
Otóż oprowadzał nas po twierdzy przewodnik, którego pasją była... kuchnia. I to przypowiastkami o niej w ramach historii twierdzy ją okraszał.

Z tej całej AntyPedaliady...

https://i.ibb.co/YBtd1Xv1/IMG-20250525-170409.jpg (https://ibb.co/hFKd4cp4)
...to wyszła wielka lipa.

NAEppFUWLfc

W sensie, naprawdę muszę poszukać nowego sensu w życiu.
W trakcie szukania, wrócę jeszcze na chwil parę do tytułowego podwórka ale to za moment...

P.S.
Luti, z rzadka;)
Co ciekawe Junior, który poszedł w ślady mamy, jakoś też tak nie bardzo pali się do rekreacyjnego nawet pływania.
Tym niemniej Strażnik Domowy czasami pluśnie rękami raz czy dwa. Parę lat temu, kiedy śmigaliśmy po Serbii w Parku Narodowym Tara u podnóża tamy na Zalewie Zaowine, na dolnym rozlewisku dziecku woda porwała dmuchanego delfina.
Wydawało się, że to już po delfinie ale... przyszła babcia wskoczyła do wody i goniła delfina dobre pół kilometra. Trza było jeszcze z nim wrócić. W nagrodę szacun na polu.

Za to wnuki trochę z dziadka mają...

https://i.ibb.co/zhgZ5j1Y/1748511347424.jpg (https://ibb.co/PZygY3Rn)
Szogun (jak go Strażnik Domowy nazywa) na najwyższym stopniu.

https://i.ibb.co/dJjpytDv/1748511367133.jpg (https://ibb.co/HpBPQCqy)
Marysia na drugim.

Żałuję, że nie zwinąłem się z AntyPedaliady w sobotę, jak miałem w planie, bo na te zawody (z minionej niedzieli) mógłbym się jeszcze załapać.
Niestety brak kondycji, kampingowy komfort itp. przysłoniły mi to, co najlepszego pod ręką na co dzień...

Luti
29.05.2025, 13:05
Tak właśnie myślałem.
Podpytywałem z absolutnie amatorsko/pasjonackich pozycji.

Ad braw.
Wczoraj jak wychodziłem z wody. Parka na brzegu. Po grzecznościowym dzień dobry. Pani

- Przepraszam czy to pańskie rzeczy?
- No tak.
- Pytamy bo dzwoniliśmy na pogotowie:mur::mur:

Dziękuję ślicznie za odpowiedź.

El Czariusz
31.05.2025, 10:42
Tymczasem gigant lodowy A23a uwolnił się i po 40 latach niewoli, opuszcza Antarktydę.

Cdn.

stopa-uć
01.06.2025, 11:11
Czy też się chcesz, rozwieść?

El Czariusz
02.06.2025, 09:24
W pewnym sensie, ale nie ze Strażnikiem Domowym.

El Czariusz
03.06.2025, 12:54
We wrześniu 1923 roku z pokładu statku ratunkowego „Donaldson” zeszła na brzeg drobna kobieta o zniszczonej od mrozu twarzy. Po niemal dwóch latach w arktycznym piekle Ada Blackjack wróciła do świata żywych. Była jedyną ocalałą z nieudanej ekspedycji na Wyspę Wrangla – wyprawy, która miała być triumfem kolonizacji, a skończyła się tragedią. Ta historia to nie tylko opowieść o przetrwaniu, ale i o milczącym bohaterstwie rdzennych ludów, ignorowanych przez białych eksploratorów.

Spis treści

1. Kim była Ada Blackjack?

2. Wyprawa na Wyspę Wrangla

3. Samotność, śmierć i walka o życie

4. Dziedzictwo i przemilczana bohaterka

------------------------

Kim była Ada Blackjack?

Urodziła się w 1898 roku w Nome na Alasce. Była inuicką kobietą, ale dzieciństwo spędziła w chrześcijańskim sierocińcu, gdzie uczono ją języka angielskiego i wiary, jednocześnie odcinając od własnej kultury i tradycji. W młodym wieku wyszła za mąż, jednak małżeństwo było trudne i zakończyło się rozstaniem. Kiedy jej syn zachorował, nie mając pieniędzy na leczenie, Ada zdecydowała się na desperacki krok – dołączenie do wyprawy arktycznej jako szwaczka i kucharka. Nie szukała przygód ani chwały. Szukała pracy.

Wyprawa na Wyspę Wrangla

Ekspedycja zorganizowana przez polarnika Vilhjalmura Stefanssona miała oficjalnie na celu zajęcie Wyspy Wrangla w imieniu Imperium Brytyjskiego. W praktyce była to źle przygotowana próba zdobycia rozgłosu, oparta na błędnych założeniach i ignorancji wobec realiów arktycznych. W 1921 roku na wyspę dotarło pięcioro ludzi – czterech młodych, niedoświadczonych mężczyzn i Ada, jedyna kobieta i jedyna osoba rdzennie pochodzenia. Warunki od początku były trudne. Zapasy topniały szybciej, niż zakładano, pogoda była nieprzewidywalna, a dostawy z zewnątrz nigdy nie dotarły. W styczniu 1923 roku trzej członkowie wyprawy wyruszyli pieszo w poszukiwaniu ratunku. Nigdy nie wrócili. Ada została na wyspie z ciężko chorym Lorne’em Knightem, którym opiekowała się przez kolejne miesiące, mimo własnego wyczerpania i narastającego zagrożenia.

Samotność, śmierć i walka o życie

Po śmierci Knighta Ada została zupełnie sama na skutej lodem wyspie, setki kilometrów od cywilizacji. Nie miała doświadczenia w polowaniach, ale nauczyła się przetrwać, polując na lisy i ptaki. Przez całą zimę znosiła samotność, zimno i głód. Każdego dnia szyła sobie odzież z futer i resztek materiałów, mimo odmrożonych palców. Broniła się przed niedźwiedziami polarnymi. Codziennie czytała Biblię, szukając w niej otuchy. Towarzyszył jej tylko kot o imieniu Vic, który spał obok niej w nocy. To on był jej jedyną żywą istotą w tej absolutnej ciszy Arktyki.

W końcu, we wrześniu 1923 roku, na wyspę dotarł statek ratunkowy. Ada przeżyła – wychudzona, zmęczona, ale żywa. Była jedyną osobą, która wróciła z tej wyprawy.

-------------------

Dziedzictwo i przemilczana bohaterka

Po powrocie nie została uznana za bohaterkę. Stefansson i jego współpracownicy próbowali wykorzystać jej historię do wybielania własnych błędów. Ada była przez lata pomijana, a nawet krytykowana – zupełnie niesłusznie. Dopiero późniejsze badania, dzienniki i relacje pokazały, jak wiele siły, odwagi i determinacji wykazała ta cicha, samotna kobieta. Nie miała szkolenia, broni ani wsparcia. Przeżyła tylko dzięki swojej zaradności i niezwykłej odporności.

Z eteru fb.

Luti
03.06.2025, 13:10
Fajna historia. :Thumbs_Up:

Nie znałem.

Dziękuję.

El Czariusz
03.06.2025, 20:19
Edycja...
...jednak bezdyskusyjnie wykiprował się twardy dysk z mnóstwem historii tam złożonych, całym materiałem zdjęciowym z ostatnich 18 lat.
Smutne to niby ale... Hindusi mówią, że ważna jest dusza a nie ubiór.

Dokąd ten...

https://i.ibb.co/Kzzs7gdD/IMG-20250602-144825.jpg (https://ibb.co/3YYFWb2v)
Galeria Sztuki Sopot.

https://i.ibb.co/67qV82Dv/1749036636001.jpg (https://ibb.co/jPjBzd3V)
...świat zmierza...?

El Czariusz
04.06.2025, 20:18
Taki miałem slalom między siwymi włosami na głowie i w końcu skojarzyłem, że burdel na kółkach kręcil w kole Jedlina Zdroju.
Na AntyPedaliadzie byłem bardzo blisko i gdzieś mi Borowa rzucała cień.

Tak, że ten... Spowiedź z burdelu w towarzystwie Szarej Eminencji.
Szkoda, że kolarz wybitny wstrzymał koło i szaleje teraz z buta na swoim równoległym kanale.

Zasadniczo kręcę w podobnym klimacie i dlatego byłem fanem burdelu.

hPcELOdVNzE

El Czariusz
08.06.2025, 16:21
Nadlatuje wilga złota. Bądźcie czujni

pk_ffV_uf4c

Siedzę myślami w przyszłym ogrodzie i chciałbym, by odwiedzali go tacy sezonowi podróżnicy.
Tymczasem scenariusz podwórkowy też mocno dojrzewa.

El Czariusz
09.06.2025, 20:12
Jeśli ktoś mówi publicznie:
„Nie czułem się dobrze fizycznie, ale też mentalnie. Miałem dołek. Nie byłem w stanie pomóc kadrze”, to już nie jest piłkarz w formie. To człowiek w kryzysie.

W takim stanie nie podejmuje się decyzji na chłodno.
Podejmuje się je z poziomu przeciążenia emocjonalnego.
To nie strategia.
To reakcja: “Nie dam już rady tego nie czuć.”
A potem zamiast zrozumienia, wylewa się fala komentarzy:
„Co on gada?”, „Presja? On?”, „To milioner, a nie górnik”, 'Wypie*dalaj!'

I dokładnie takie reakcje dokładają cegły do psychicznego muru, przez który człowiek już ledwo oddycha.
Odebranie opaski? To może być tylko symbol.
Ale w momencie kryzysu to symbol ostateczny.
I nagle pada decyzja:
„Nie gram, dopóki on tu jest.”
Nie z ego.
Z wypalenia. Z braku zaufania. Z braku sił.

To nie jest kaprys. To klasyczny objaw chronicznego wypalenia i utraty zaufania.
A im dłużej trwał ten proces, tym mocniej człowiek potrzebuje go zatrzymać. I to nawet za cenę wszystkiego.

I nie, Lewandowski nie „obraził się”.
On po prostu w końcu przestał udawać, że daje radę.
Więc tak! Ja próbuję Roberta zrozumieć.

dawid8210
10.06.2025, 06:35
Nadlatuje wilga złota. Bądźcie czujni

pk_ffV_uf4c

Siedzę myślami w przyszłym ogrodzie i chciałbym, by odwiedzali go tacy sezonowi podróżnicy.
Tymczasem scenariusz podwórkowy też mocno dojrzewa.
Mnie odwiedzają ostatnio żołny:)
Wilga pierw na słuch, potem jak już namierzysz okolicę gdzie przebywa wystarczy czekać, aż przeleci kawałek. Niby kolor rzuca się w oczy, ale w tej zieleni żółty ginie. Kamuflaż elegancki:)

chomik
10.06.2025, 08:13
Mnie odwiedzają ostatnio żołny:)

Kogo żony ?

Emek
10.06.2025, 08:14
Nie kogo tylko czyje.

dawid8210
10.06.2025, 08:48
Kogo żony ?

Takich rozrywek już mi nie trzeba. Jestem starszy i mądrzejszy :D
żoŁny:D

fassi
10.06.2025, 09:07
Te żołny to od zołzy?

El Czariusz
10.06.2025, 09:41
Żołny, to ptasie amazonki. Żony żołnierze.

Mnie odwiedzają ostatnio żołny:)...

Mnie obecnie sroki wyjadaczki. Para srok, która rządzi na podwórku.
Lubią mój parapet od strony jadalni ale zimą. Robi ten parapet za lodówkę, czasami za zamrażarkę lecz zimą coraz rzadziej.
Wyjadaczki o tym wiedzą i czekają, kiedy się pomylę. Wystarczyło, że raz wystawiłem wieczorem podgardle na duży mróz w garnku i zapomniałem przykryć...

W Rumii mieszkaliśmy na trzecim piętrze z dość dużym balkonem. Tamże odwiedzała nas przed dobre pół roku kawka. Oswajała się z dobry m-c ale dokarmianie zrobiło swoje. To był jej balkon i przepędzała wszystkich konkurentów a ja nie ona, to... ja. Bo to była moja kawka. Niestety ojca bardziej. Niestety, "szanowała" tylko ojca. Po kwartale znajomości jadła mu prawie z ręki.
Drugie "niestety". Tak, jak pewnego dnia się pojawiła, tak pewnego znikła.
Brakowało mi jej, jak zimą śniegu...

Potrafiłem wieczorami siedzieć przy oknie i wpatrywać się godzinami w snop światła przy ulicznej lampie, czekając pojawią się w tle płatki śniegu. W zimowe poranki pierwsze, co robiłem rano, to biegłem do okna, licząc na charakterystyczną biel za szybą.
To taki mały przejaw mojej wrodzonej zawziętości był. Jak się na coś uparłem, to zawzięcie wracałem do tematu, jak te sroki wyjadaczki.
To, co mnie dzisiaj martwi, to fakt, że gdzieś tę moją zawziętość gubię powoli...

W ogródku od strony Grunwaldzkiej centralnie rośnie (posadzona przez babcię Marysię) laurowiśnia.

https://i.ibb.co/Z18k9mNx/IMG-20190428-122519-1-CS.jpg (https://ibb.co/cXF7qLxQ)
Kwiecień 2019 (rok i m-c, kiedy babcia Marysia odeszła)

https://i.ibb.co/SXsNnmDz/IMG-20250610-084550.jpg (https://ibb.co/VWjVSC0s)
Dzisiaj.

Ze dwa/trzy lata temu zwróciliśmy ze Strażnikiem Domowym uwagę na dziwne wgłębienia/dołki w piasku pod laurowiśni koroną.
Kto pod nią te dołki kopał... Zachodziliśmy w głowę, kiedy pewnego ciepłego, wiosennego dnia zwróciłem uwagę na rwetes w ogródku. Co się okazało? To był zacieniony "basen" do kąpieli wróbli lub mazurków.

Laurowiśnia wyrosła, że hej i trzeba będzie ją koniecznie przyciąć i basen odsłonić nie co.
Zniknął świerk srebrzysty ale przetrwały dwa serbskie. Wprawne oko zobaczy dąb czerwony, który osobiście dwa lata temu na jesień posadziła Marysia (wnuczka), przynosząc żołędzie z parku oliwskiego.
Rosną tam jeszcze (niewidoczne) trzy kolejne dęby, lipa, jesion i kasztan.
W listopadzie zyskąją wszystkie nowy dom.
Widoczne dwa jawory zostają, to samosiejki. Strażnik Domowy ostrzy na nie piłę ale póki żyję, będą tu rosły!

Ja to w ogóle w poprzednim wcieleniu musiałem być drzewem. Moje wycieczki rowerowe (kulminacje, wzdłuż rzek itd.), praktycznie sprowadzają się do rejestracji foto mijanych po drodze monumentalnych drzew.
W lesie czuję się jak w domu. Mijane kolosy, to takie dziejowe pamiętniki a ja lubię czytać pamiętniki.

https://i.ibb.co/hRFSzsF0/Screenshot-2025-06-10-02-51-00-806-com-facebook-katana.jpg (https://ibb.co/kg2tCK2Z)

Bardziej jednak drzewa.

https://i.ibb.co/mgXZQtW/IMG-20230421-172315.jpg (https://ibb.co/NbmDwpB)

https://i.ibb.co/3mkFn3x2/IMG-20230421-173221.jpg (https://ibb.co/gZ6Wx20N)

https://i.ibb.co/C56TjH7M/IMG-20230421-183757.jpg (https://ibb.co/RpNVXD0B)

https://i.ibb.co/tTPccTxD/IMG-20231212-144209.jpg (https://ibb.co/DHgkkH8Q)

https://i.ibb.co/s9wtndk7/IMG-20240514-124233.jpg (https://ibb.co/5h82mgtZ)

https://i.ibb.co/zkVXBvc/IMG-20240514-144535.jpg (https://ibb.co/PSGcPHp)

https://i.ibb.co/7NC4Bmgk/IMG-20240514-144822.jpg (https://ibb.co/3YdzVZfR)

https://i.ibb.co/KzhJLhbG/IMG-20240517-143506.jpg (https://ibb.co/4gtHYtKf)

Nie szukam jakiś szczególnych, poszukiwanych w ogrodach okazów. Podziwiam starych bywalców naszych lasów, klasycznie polskich gatunków. Oczywiśćce prym wiodą dęby (zwłaszcza dąbrowy) i buki. Te dwa gatunki, w swoim dojrzałym wieku, mają w ogóle baśniowy wygląd. Za nimi lipy (cudowne drzewa), jesiony, jawory (platany), wiązy, klony polne (rzadko ustrzelić) no i iglaste. Świerki, jodły. W Trójmiejskim Parku Krajobrazowym powszechny jest obcy gatunek - daglezje. Bardzo powszechne ale ok.

Tymczasem.
Jeżdżąc rowerem naginam trochę prawo pod siebie. Bo nie wszędzie można obecnie rowerem wjechać/dojechać, zwłaszcza już w parkach narodowych czy innych obszarach chronionych.
By zdobyć/zaliczyć temat/zadanie wybieram wtedy na czas danej eksploracji zimę. To rzadko są jednodniowe wycieczki, łącze je wtedy z biwakami w super miejscach - na wiosnę czy latem absolutnie niedostępnych.

Ponieważ tymczasowy wywołany temat ptaków, to opowiem wam moją osobistą historię z rudzikami.

Cdn.

P.S.
Dawid, nie wiem czy to wyczytałem u Puchalskiego czy Sokołowskiego ale Ty świadomie (lub nie) wspomniałeś o zalecanej przez któregoś z ptasich wyjadaczy, ciekawą metodę uczenia się rozpoznawania ptaków.
To wcale nie jest łatwe, bo nie dość, że trudno gagatka wypatrzyć jednego z drugim przede wszystkim, to jeszcze upierzenie płciowe bywa skrajne odmienne. Poza tym niektóre gatunki są do siebie dodatkowo bardzo podobne (wspomniane wróble i mazurki).
Jak zatem najlepiej tę naukę rozpoznawania ptaków rozpocząć...?

To... w następnym odcinku będzie.

dawid8210
10.06.2025, 11:39
P.S.
Dawid, nie wiem czy to wyczytałem u Puchalskiego czy Sokołowskiego ale Ty świadomie (lub nie) wspomniałeś o zalecanej przez któregoś z ptasich wyjadaczy, ciekawą metodę uczenia się rozpoznawania ptaków.
To wcale nie jest łatwe, bo nie dość, że trudno gagatka wypatrzyć jednego z drugim przede wszystkim, to jeszcze upierzenie płciowe bywa skrajne odmienne. Poza tym niektóre gatunki są do siebie dodatkowo bardzo podobne (wspomniane wróble i mazurki).
Jak zatem najlepiej tę naukę rozpoznawania ptaków rozpocząć...?

To... w następnym odcinku będzie.



Sokołowskiego przeczytałem wszystko co było dostępne w bibliotece u mnie na wsi. Jak tylko wróciłem ze szkoły i swoje obowiązki porobiłem łapałem za lornetkę i chodu w łąki i do lasu. Potem w domu z atlasu próbowałem odgadywać co widzialeem. Ha, mam jeszcze notatniki które prowadziłem za dzieciaka. Tak moja nauka wyglądała.
Ptaki drapieżne najlatwiej po sylwetce w locie i sposobie lotu. Biotop też ma znaczenie. No krogulca, czy myszołowa nie zobaczysz szybujących wysoko jak myszołowy, czy błotniaki. Jastrząb, krobulec to szybki, zwinny zabójca. Przeleci za zdobyczą między drzewami i i już go nie ma.
Teraz gdy mamy internet nauka jest dużo latwiejsza.
Popatrz tu:
https://youtube.com/playlist?list=PLuiikgCc3oFIsNvEBV2AJ63O4W9F6wG3J&si=V6SUguiBHiarllVt
Mazurka od wróbla rozróżniasz po plamce na szarym policzku.
Powodzenia:)

fassi
10.06.2025, 11:52
https://cdn.aniagotuje.com/pictures/articles/2023/03/40043202-v-1500x1500.jpg

Co to za ptak? Jest w atlasie?

Dawid, mówiłeś że się znasz :D

Emek
10.06.2025, 11:56
Na bank jakiś nielot.

El Czariusz
10.06.2025, 14:14
Wygląda mi na kaczkę.

A metoda nauki?
Okazuje się, że najłatwiej zlokalizować ptaka po... śpiewie. Lepiej więc sobie na początek przyswoić/ osłuchać śpiew.
Tak właśnie można trafić na wilgę np.
Dzisiaj to żaden problem. Atlas, wgrane głosy i można się zatracić w lesie, łące czy gdzie tam ptasiego eksploratora poniesie.

Mój wrodzony ćwierć daltonizm niestety wyraźnie mi w procesie przeszkadza. Ja widzę "bryłowo i mechanicznie", tylko tak.
Zbieranie grzybów ze mną, to nie zła komedia dla obserwatorów.

W temacie ptaków drapieżnych, to kiedyś pisałem Fazikowi relację jego donkiszoterii po kraju Basków, Aragonii, Galicji i Leon.
Wszystko tam było zmyślone, łącznie z migracją sępów na wschód, bo Fazik tak wschód lubi przecież.
I ta migracja akurat okazała się prawdą

W temacie drapieżnych ptaków można śmialo założyć, że 90% ich procent, z tych " widzianych" w locie czy przykuci, to myszołowy.
Za to mam jeden mały, osobisty sukces ptaśny. Udało mi się rok czy dwa lata temu ustrzelić koło Kartuz dwa rybołowy. Ustrzelić okiem naturalnie. Coś pięknego.

Gończy
11.06.2025, 12:17
Jako niedoszły i niespełniony ornitolog fantasta zaproponuję na dobry początek jakiś atlas z malowanymi ptakami, nie z fotografiami. Dobry rysownik wyłapuje szczegóły i podkreśla je w rysunku. Podobnie jak Dawid - (pozdro) szczeniackie lata spędziłem albo z lornetką na świlczańskich polach i w krzaczorach pod Rzeszowem, albo właśnie wertując książki i mój ulubiony atlas Sokołowskiego "Ptaki Polski", który dostałem w prezencie razem z lornetką gdzieś na 10 urodziny od wujka ornitologa.
Dobry fachowiec lornetki nie potrzebuje żeby rozpoznać gatunek, wystarczy słuch. Pamiętam kiedyś oglądałem dokument o jednym ornitologu chyba z Norwegii. Koleś był niesamowity. Wcale mu nie przeszkadzało, że był niewidomy, a mimo to został znanym autorytetem w swojej dziedzinie.

matjas
11.06.2025, 15:23
Aaaale :D czy to nie prawda, że ptaki śpiewają głównie wiosną? :D

- chcesz mieć ze mną jajko?
- tak! jak tylko nasramy na kota!

:D

dawid8210
11.06.2025, 18:31
Pozdro Gończy:)

Aaaale :D czy to nie prawda, że ptaki śpiewają głównie wiosną? :D

- chcesz mieć ze mną jajko?
- tak! jak tylko nasramy na kota!

:D
Zimą też, choćby tak: Chlopaaaaki!!! Nasypane do karmnika!
A jak już się ich tam naleci i robi się tłok to można usłyszeć: ej wróbel, wyperdalaj" ;)

magneto
11.06.2025, 19:42
Jak już o ptakach, to mi się takie wspomnienie nasunęło:
Tak z 15 - 20 lat temu mieliśmy w robocie Panie Kociary. Zawsze przygotowane żarełko dla kotków, woda, etc... Któregoś dnia słyszę głośne miauczenie. Ale pod lipami (tam było wykładana żarcie) nie widzę żadnego zwierzaka. Podchodzę bliżej - miauczenie jakby z góry dochodzi... Biedny kotek - myślę - pewnie wlazł za wysoko i teraz się boi zejść... Podchodzę bliżej i bliżej... Z lipy odleciała sójka i ... miauczenie ustało :D Skubana się nauczyła, że jak jest miauczenie - to pojawia się jedzenie. Szacun...
Także z tym rozpoznawaniem po głosie może być różnie...

dawid8210
11.06.2025, 20:17
Jak już o ptakach, to mi się takie wspomnienie nasunęło:
Tak z 15 - 20 lat temu mieliśmy w robocie Panie Kociary. Zawsze przygotowane żarełko dla kotków, woda, etc... Któregoś dnia słyszę głośne miauczenie. Ale pod lipami (tam było wykładana żarcie) nie widzę żadnego zwierzaka. Podchodzę bliżej - miauczenie jakby z góry dochodzi... Biedny kotek - myślę - pewnie wlazł za wysoko i teraz się boi zejść... Podchodzę bliżej i bliżej... Z lipy odleciała sójka i ... miauczenie ustało :D Skubana się nauczyła, że jak jest miauczenie - to pojawia się jedzenie. Szacun...
Także z tym rozpoznawaniem po głosie może być różnie...
Tak. Krukowate są bardzo inteligentne. Nie tylko sójki, ale też kruki potrafią naśladować inne głosy. Szpaki też nie gorsze. Nie raz, nie dwa mnie w pole wyprowadzały:)

magneto
11.06.2025, 20:50
No to ja jeszcze o krukowatych, o kawkach - było tu wspomniane...
Jeśli znajdziecie małą kawkę, która wypadła z gniazda, to jej ... nie "ratujcie", o ile nie chcecie ponosić konsekwencji tego czynu. Kawki są do bólu "rodzinne", jak takie pisklę wykarmicie - to dla niego będziecie RODZINĄ - a kawka rodziny nie zostawi. Nigdy... Nie da się takiego odkarmionego kawczęta "zwrócić naturze"... To się nie uda. Kawka będzie chciała być zawsze z Wami.
Tak pod rozwagę...

matjas
11.06.2025, 22:56
Propo inteligencji ptaków to widziałem w zbukareszcie gawrony układające kasztany na tory trawmajowe :) cała kolejka skurkowanych każdy ze swoim kasztanem :)
Nasze pod domem nosiły kasztana na lampę i korzystały z grawitancji.

Wegrzyn
12.06.2025, 08:56
No to ja jeszcze o krukowatych, o kawkach - było tu wspomniane...
Jeśli znajdziecie małą kawkę, która wypadła z gniazda, to jej ... nie "ratujcie", o ile nie chcecie ponosić konsekwencji tego czynu. Kawki są do bólu "rodzinne", jak takie pisklę wykarmicie - to dla niego będziecie RODZINĄ - a kawka rodziny nie zostawi. Nigdy... Nie da się takiego odkarmionego kawczęta "zwrócić naturze"... To się nie uda. Kawka będzie chciała być zawsze z Wami.
Tak pod rozwagę...

Tak zrobil moj kolega za dzieciaka i kawka wszedzie za nim latala. Jak to mega wygladalo jak siadala mu na ramieniu, a jak jezdzilismy na rowerach, to latala gdzies w zasiegu wzroku.

El Czariusz
12.06.2025, 10:09
Magneto, z ust mi temat wyjadłeś...;)
Zabałaganiłem trochę w "szkockiej", gdzie wywróciłem kilka stolików jak słoń w składzie porcelany, bo z piciem rano trzeba uważać.

Świeżutki temat w Ptasiej Strefie. Autor zapewne film nakręcił wcześniej, bo temat aktualnie gorący jest i fajnie, że go poruszyłeś.

midELq9-oVE

Tak, krukowate to bestie konformiści. Tu nie ma litości. Podobnie z mewami. Nie jeden raz byłem świadkiem jak mewa próbował zatłuc gołębia.
Ale i kot się pojawił więc...
To kolejni wyrafinowani zabójcy w miejskim klimacie. chcesz mieć ptaki na swoim podwórku? Uważaj na koty.

Na moim podwórku obecnym wszystko jest/miało miejsce ale ptaków już nie ma. Kota zresztą też...
"Historia jednego podwórza" właśnie osiągnęła... a może bardziej samo podwórze - stan, który przyprawia mnie, najłagodniej rzecz ujmując, o głęboką refleksję.
"Piękny" scenariusz, w sensie dobry na film/serial.
Potrzebuje jeszcze kilku dni, by to zebrać jakoś do kupy (kamieni), więc tymczasem "dokończę" temat rudzika (ptaka z pomarańczowym brzuszkiem), bo w sumie moja historia z rudzikiem jest odpowiedzią moją na to, jak powinno wyglądać "jedno podwórze" a nawet nie jedno...

El Czariusz
14.06.2025, 07:56
Literaturą pojadę.
Jest wątek o tradycyjnej kosie ale nie po czemu. Tylko sygnalizacja.
Po czemu jest tutaj. Na moim podwórku.

Powrót do korzeni.

Im bardziej jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że warto żyć życiem, którego inni nie rozumieją.
Clint Estwood

Powrót, bo mam serdecznie dość komfortu narzucanego mi siłą i w ogóle.
Ogólnie to powoli zaczynam mieć to wszystko w czterech. Jeszcze dekada i jadąc bez kasku na rowerze będę zwykłym przestępcą.
Więc zanim do tego dojdzie będę hulał bez niego a jak to robić bez zaniemania wykładam na stronie bezkasku.pl

Zatem do lektury właściwej...

"Starzy kosiarze potrafią być z kosami zżyci. Klepią je nie na byle jakiej babce, tylko dobranej. Ostrze nie może być pofalowane ani wyszczerbione. No i kosisko musi być jak trzeba, ale każdemu służy trochę inne. Dziadek wspomina, jak mu ukradli kosę. Samo ostrze. Dobre ostrze. Ale mieli złe kosisko, więc poszli do sąsiada i ukradli mu dobre. Trzeba być zżytym z tą robotą, żeby nie tylko wiedzieć, czym kosić, ale i co kraść. Ale dziś o dobrą kosę niełatwo. Najwięcej tych z blachy.
- Ale, wtajemnicza nas dziadek, czasem Ruskie dobre kosy przywożo.
Siano trzeba było na nosiłkach, inaczej "nosidłach" - dygać do stogu. Nosiłki to nosze z dwóch kijów. Stogi rosły, czesane na koniec grabiami, żeby nie były kostropate, żeby w deszczowe dni woda spływała z nich niczym z dobrej strzechy. Na spadzistej powierzchni stogu kładło się jeszcze i mocowało kije, tak zwane chrusty, żeby siano się nie zsuwało.

Ile czasu trwała robota?
- Zależy, jaki stóg, tłumaczy Tadeusz Klepadło. Jak z pół hektara, to i w godzinę się stawiało. Jak z półtora, to dłużej, ale jak było dużo siana, to i z hektara trzeba było stawiać parę godzin.
Sam ustawił w życiu kilkadziesiąt stogów. Do tej roboty można się było wynająć u innego gospodarza, jak brakowało grosza. Bogatsi potrafili wyzyskiwać biedniejszych i przy koszeniu, i przy innych robotach.
Gzy na bagnach dokuczały okrutnie. Zwłaszcza w słońcu.
- Czasem jak się nosidła niosło i już tylko ze 20 metry do stoga brakowało, a tu nagle który taki uciął, że się chciało zatrzymać, ale nie szło, człowiek zęby zacisnął i szedł dalej. Raz jak kosił ja na Czarnej Brzezinie i taki uciął, to ja nie wydzierżył, jeno kosę na sztorc postawił, jakby jo miał ostrzyć, i tak się zamachnął, że na ostrze trafił, i do dziś ślad na ręce został, a krew sikała, że nie daj Boże, parę chustek poszło, żeby to zatrzymać.

Czasem sam kosiarz albo i cała rodzina kryli się w stogu przed deszczem lub burzą. Na pustkowiu przy burzliwej pogodzie nie było to zbyt bezpieczne ukrycie, jak i sama zresztą robota pod chmurzącym się niebem. Kiedyś z łąk do wiejskiego urzędu pocztowego, gdzie był telefon na korbkę, przybiegła kobieta.
- Dzwońcie po pogotowie, bo ojca piorun trafił - krzyknęła. Stożył stóg, stał już na górze.
Przeżył, ale trzeba było amputować zesztywniałą nogę.
Najwięcej stogów stało na łąkach nadrzecznych. Były ich tysiące. Bo i siano z łąk, nawożonych przez samą rzekę odkładającą żyzne osady i tworzącą mady nadrzeczne, było tu najlepsze.
- Jak się zwiozło do stodoły, to się chciało jeszcze postać, pooddychać, tak pachniało!... opowiadał nam jeden z rolników.

Dlatego łąki nadrzeczne, nawet nietknięte przez meliorantów wciąż są wykaszane. Można na nie wjechać po ustąpieniu zalewów, bo sporo tam łagodnych wypukłości z naniesionego przez rzekę materiału. W głębi doliny, na pokrytych głównie turzycami torfowiskach stogów było mniej, bo tam z takiej samej powierzchni jak nad rzeką zbierano mniej siana, trzeba więc było pracować na większych i trudniejszych dla koszących powierzchniach. My, miejscy przybysze, widywaliśmy już ostatnie stogi, które jak spiczaste berety wystawały z porannych czy wieczornych mgieł.

Stały tak przynajmniej do zimy. Dopiero wtedy można było zwieźć siano. Tadeusz Klepadło już tylko z opowieści dziadka pamięta, że kiedyś jeżdżono po nie żeleźniakami, czyli wozami na żelaznych kołach.
- Jak był mróz, to taki żelaźniak na bagnie rozcinał kępy na pół, a pod spodem już miał twardo. Gdy leżał śnieg, najlepsze były sanie.
A jak mróz i śnieg nie dopisały?
- To się brało takie sanki jak dziecięce, tylko większe, sami my takie robili, objaśnia Klepadło, i ze dwie kopy na nie się nakładło. Kładło się dwa drągi w poprzek, żeby było na co nakładać. Jeden z przodu ciągnął za powróz albo za łańcuch, z tyłu dwóch popychało.
I tak z pięć razy trzeba było obrócić, żeby zwieźć z pół fury, i dopiero do domu. Raz to my dziadka zgubili. Jechalimy Groblą Honczarowską na naszą biel, Strymień tam się to nazywa. Konia my mieli młodego, a z grobli trzeba przez rów przejechać. Stary to powącha, powącha i dopiero pomału pójdzie, a ten, jak skoczył, to sanki poszły w powietrze, a dziadka nie ma! Patrzę, w rowie leży, raz-dwa go z ojcem wyciągnęli, na grądziku zapalili ognisko i tak się suszył. A ja pamiętam, rogi z łosia wtedy znalazł.
Słowem: szczęście w nieszczęściu.

Dziś Tadeusz Klepadło już nie kosi na bagnach. Większość łąk sprzedał. Zostawił półtora hektara w dwóch kawałkach, by na stare lata pójść, pospacerować, pooglądać. Kosili jeszcze z synem ze trzy lata, jak były dopłaty, ale potem przestali.
- Dziś lepiej ziemi dokupić, słoma to lepszy towar!, wyjaśnia gospodarz".

Fragment książki Grzegorza i Tomasza Kłosowskich pt. "Biebrza. Opowieści o rzece...".

El Czariusz
16.06.2025, 09:54
F6WRxaC3QME

Mamy sportowy weekend za sobą. Kubica ze swoim zespołem wygrywa Le Mans 24h.

https://i.ibb.co/vxfqyrCP/IMG-20250616-072704.jpg (https://ibb.co/zhCx9LWR)
Pogacar Dauphine 2025.

My startujemy w 53-cim Memoriale Żylewicza. Ja tym razem w roli fotoreportera. Rodzinny zespół wielopokoleniowy reprezentował nas w sprincie.
Reprezentował znakomicie. W swojej kategorii wiekowej zdominowaliśmy zawody...

https://i.ibb.co/TM6PSF03/IMG-20250614-144408.jpg (https://ibb.co/VYRMZPC4)

https://i.ibb.co/qLnsks7n/IMG-20250614-143641.jpg (https://ibb.co/fVSp4pqS)

...zwłaszcza w nowej konkurencji...

https://i.ibb.co/Jw01NbQ2/IMG-20250614-142445.jpg (https://ibb.co/Zptj3wmK)
...sprintu synchronicznego.

Było także strzelanie z łuku, pchanie mini piłką lekarską (w tych konkurencjach startował również - z powodzeniem - wasz reporter) i jeszcze kilka innych.
Rodzinne pasmo sukcesów celebrował polski kosmonauta tak intensywnie, że lot musiano odwołać. Dużo się wydarzyło i nie wydarzyło jak widać.

Naprawdę nie było lekko. Nawet Ronaldo z trudem wytrzymywał trudy ale wiek robi swoje.

https://i.ibb.co/99zMJFtg/IMG-20250614-153604.jpg (https://ibb.co/kgkdpR1B)

Potem kibicowaliśmy my.

https://i.ibb.co/Pv5JSxYC/IMG-20250614-162739.jpg (https://ibb.co/4njCQWfN)

Najpierw był chód memoriałowy na 5km. Były emocje. Otóż zwycięzca szedł w tempie na 28 minut z hakiem. 7 lat temu, po czterech m-cach katorżniczego treningu (w ramach fizycznych przygotowań do imprezy Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 1889-2018) w wolontariackiej imprezie przebiegłem ten dystans w czasie 28.50. Przegrałem...;)

Po tych wszystkich emocjach był... mcdonald:) Ale to z inicjatywy Strażnika Domowego. Raz na kwartał można. Potem...

https://i.ibb.co/vCjCY2X1/IMG-20250614-181438.jpg (https://ibb.co/kVSV1YmK)
...zbieranie polnych kwiatów na bukiet dla mamy i koniczyny na tradycyjny wianek. Cały czas towarzyszyła nam nestorka rodu po kądzieli Strażnika.

https://i.ibb.co/Xxf5JG7S/IMG-20250614-183501.jpg (https://ibb.co/LdDgpsxn)
Jeszcze tylko nostalgiczne zdjęcie... Będę scenę kadrował co roku, o ile nie zapomnę.

Na dobranoc, zamiast bajek oglądaliśmy z Kacperkiem (na telefonie dziadka) MP w łucznictwie i skróty dwóch etapów (6 i 7) Dauphine 2025.
Rower, to obecnie kacperkowy TOP.

Czym skorupka za młodu...

deO-PWQoKzY

Rano w niedzielę obowiązkowa gimnastyka poranna. Prowadzi Marysia.
To jest męczarnia dlatego babcia zawsze ucieka do kuchni i robi śniadanie w tym czasie.
Mieliśmy do południa pomalować Golfa i potem śmigać na rowerach ale rodzice odebrali gagatków wcześniej. Zatem do odbioru muzykowaliśmy, po obejrzeniu kolejnego "odcinka" Krzyżaków. To powtórka sprzed roku.
Bardzo się dzieciom film podoba. Obecnie skończyliśmy obezwładnieniu Juranda na zamku w Szczytnie.

P.S.
Tuz przed snem, w sobotni wieczór, po "bajkach" Kacper mnie pyta:
- Dziadek, a masz klucze do roweru?
Mam.
- Ja też bym chciał mieć.

El Czariusz
16.06.2025, 11:27
Polecam zajrzeć na kanał Ptasia Strefa, bo tam pan Kuba prezentuje, jak sam pisze:
Rajd ptasiarzy to ogólnopolska zabawa polegająca na tym żeby drużyna (3-5 osób) zaobserwowała (lub usłyszała) na terenie jednego województwa jak największa liczbę gatunków ptaków w ciągu jednej doby.
O udziale w rajdzie myślałem już od kilki lat, ale zawsze coś nie pykło ;) Tym razem do udziału zaprosili mnie Marta i Mateusz za co serdecznie dziękuję. Piękna przygoda, wspaniałe obserwacje i na koniec niedosyt, który sprawia, że za rok chcemy spróbować jeszcze raz ;)
To długi film, ale co zrobić. W terenie byliśmy 21 godzin…


Tymczasem ja...

XjXtDJEum44

...edukacyjnie promuję teorię muzyki dla inżynierów. Muzyka, to czysta matematyka. Może ją zrozumieć nawet drewniane ucho.
Z tym panem przerobiłem od nowa podstawy harmonii i bardziej świadomie podchodzę do instrumentu ponownie.
Zaglądam do niego od ponad roku i bardzo go sobie chwalę.
Obecnie szukam jakiegoś kanału - stricte kierowanego do nauki dziecka.

dawid8210
16.06.2025, 12:29
Czariusz, jak chcesz poprobować czereśni to teraz jest na to idealny czas w Arboretum Wojsławice. Ok 2500 drzew które właśnie owocują. Mnóstwo odmian. Stworzyli tam bank
genów. Wczoraj byliśmy. Czereśniowy zawrót głowy:)

El Czariusz
16.06.2025, 12:32
Poczytuję historie podwórkowe, w temacie ich zagospodarowania, w otoczeniu hacjend wiejskich itp. i tak widzę, że ludziska poszukują swojego idealnego ogrodu jak koziołek Matołek;)

Będą u mnie dwa orzechy. Jeden swojski, który już rośnie (mam nadzieję, że przeżyje, bo przymusowo przesadzony w maju, z totalną zmianą środowiska), drugi to Jacek. Oba będą miały swoje enklawy.

W temacie rozczarowań ogrodowych przypomła mi się historia z końca lat 90-tych ubiegłego wieka.
Dzwoni do mnie kolega leśnik i prosi o pomoc. Przyjeżdża do nich jakiś niemiecki botanik i trzeba mu pokazać coś tam coś tam wedle jego programu. Zapowiada się fajna wycieczka, więc jeżeli mam ochotę... potłumaczyć, to mnie zaprasza;)
No dobra. Mój niemiecki wtedy jeszcze przypominał niemiecki. Skoro mamy oglądać/podziwiać coś tam coś tam i tłumaczyć, to profilaktycznie zabrałem nie małe co nie co.

No więc po zapoznaniu się z botanikiem, ruszamy w teren. W sensie najpierw asfaltem trochę trza w Kaszuby wbić.
Za Kartuzami na Stężyce bodaj, mijamy przystanek PKS na żądanie. Nagle Niemiec krzyczy stop! Stajemy a ten w pędy te za rzeczony. Nie, nie, nie... My też źle odebraliśmy akcję.
Pobocze zarośnięte chaszczami a ten w nich brodzi zachwycony.

Czegoś się tam dopatrzył w tym niekoszonym, przydrożnym zielsku. Nam trochę wstyd a on zachwycony. No to mówię do "Klausa", że pod te zielone, to ja coś mam z bożej apteki.
Kolega tylko potem trochę smutnie i zazdrośnie patrzył, jak my się z Klausem coraz lepiej rozumiemy i co rusz w te czy inne krzaki.
To była zajebista wycieczka i i kiełbasę se upiekliśmy i w ogóle.
Minęło kilka tygodni i do leśnictwa wpływa pismo dziękczynne prosto z bundes republik, pełne zachwytów ze szczególnym uwzględnieniem profesjonalizmu tłumacza:)

Tak, że ten... Czasy się zmieniają. Migrujemy na wieś, pełni oczekiwań, łąk kwietnych cudnych, ogrodów, owoców pełnych z drzew wszelakich tylko... O tłumaczu zapominamy;) Takiemu, co z powodzeniem przetłumaczy z wiejskiego na nasze.

P.S.
Kosa z lat 70-tym już na mnie czeka. Miała już wczoraj być ale koledze się zapomło.
A zastaw za kosę nielichy.

https://i.ibb.co/MDxbF1Vp/IMG-20250613-100528.jpg (https://ibb.co/271wGMtP)

Czariusz, jak chcesz poprobować czereśni to teraz jest na to idealny czas w Arboretum Wojsławice. Ok 2500 drzew które właśnie owocują. Mnóstwo odmian. Stworzyli tam bank
genów. Wczoraj byliśmy. Czereśniowy zawrót głowy:)

O panie... Kawał drogi!
Szkoda, ze gdzieś nie w okolicy ale pójdę tym tropem.

matjas
16.06.2025, 13:30
Czereśnie? Ale można żreć? Ja bym pojechał. Dawno nie byłem.

El Czariusz
16.06.2025, 14:16
Minął tydzień, więc zajrzałem do nasion. Bibuła wilgotna ale ciut dorosiłem.

Przy okazji wygógliłem wszelkie arboreta w pomorskim i odkryłem pod nosem uniwersytecki ogród z zieleniną leczniczą i nie tylko:
https://orl.gumed.edu.pl/

dawid8210
16.06.2025, 14:31
Czereśnie? Ale można żreć? Ja bym pojechał. Dawno nie byłem.
Można. Jest nawet kilka drabin podstawionych.

fassi
16.06.2025, 16:41
https://img.joemonster.org/mg/albums/062025/main_07sztuka_wsp_czesna.jpg

Melon
16.06.2025, 19:36
Czereśnie? Ale można żreć? Ja bym pojechał. Dawno nie byłem.

To wpadaj, jedno drzewo się kończy ale już następne praktycznie gotowe i jeszcze dwa dojrzewają :D

El Czariusz
17.06.2025, 10:23
Liczy się urbanistyka ogrodowa.
Zawsze mi się podobały plansze projektowe osiedli z kultową, na której operował nowy dyrektor zjednoczenia w dramacie Poszukiwany poszukiwana.

vDt0yeiZu0E

Stoi ekipa, patrzy z góry, z tzw. (kiedyś) lotu ptaka, no przecież prawie każdy miał/ma pragnienie Ikara. Tam Ikara... wróbla!
Potem osiedle powstaje i okazuje się, że budowano je dla tych, co mieszkają na dwóch, trzech ostatnich piętrach a i to nie zawsze.
Tak naprawdę chodziło o to, by ekonomicznie upchać masę na jak najmniejszej powierzchni globusa w ogóle.
W najdłuższym falowcu na Przymorzu upchano 5000 osób. Z nich (falowców), to można było jeszcze co podziwiać.

A więc chodzisz między tymi blokami, wieżowcami i gówno ptasie widzisz.
Gołębie mają z czego srać, to srają, że się tak po staropolsku wyrażę za przeproszeniem.
Zaprawdę z dużym zainteresowaniem czytam wątki o pielęgnowaniu swojego podwórza, ogrodu, kawałka pola itp. Na topie jest teraz trawa. No bo sezon już hula i rośnie ta cholera, że nie wiem co. CO2 w eterze dwa razy tyle, co w XVIII wiecznej RP, to rośnie to, jak szalone. Te zielone w sensie.

No i wyobraźcie sobie, że w grudniu 2024 na gwiazdkę przyszło mi do głowy, żeby przygotować sobie na starość wiejską typowo alternatywę.
Ciągło mnie na wieś odkąd pamiętam. Miałem już nawet w życiu wiejski epizod, ba nawet byłem rolnikiem! Okazało się, że były jednak inne priorytety, też ważne.
Równolegle moje obecne, gdańskie podwórko za zgodą współplemieńców wspólnotowych (6 mieszkań w starej, oliwskiej kamiennicy) doszło do porozumienia i na drodze 2m-cznych negocjacji z właścicielami większościowymi (posiadają 3 mieszkania) zawarliśmy kompromis.
W sensie znaczy określenia potrzeb i ich potencjalnej realizacji.

Zatem zgodziliśmy się wziąć udział w programie Nieruchomości Gdańskich (zarządzają miejskim majątkiem) pod nazwą Wspólne Podwórko 2023 (program jest realizowany corocznie).
Polega to na tym, że wspólnoty zgłaszają propozycję zagospodarowania podwórka (dzierżawionego lub nie od miasta) w ramach konkursu pod rzeczonym tytułem. Spośród zgłoszonych przez wspólnoty projektu wybiera się kilka i nagradza dofinansowaniem do 100 000zł.
Od tego momentu to NG biorą sprawy w swoje ręce i podpisują umowę z wykonawcą, który wygrywa przetarg. Tak to mniej więcej wygląda.

Na czym polegał kompromis nasz?
By poprawić estetykę i funkcjonalność ale z zachowaniem klimatu (wtedy obecnego). Ten klimat, to zachowanie tego, co zielone, z zastąpieniem dwóch pomieszczeń (garaży) trzema i wyznaczeniem strefy parkowania (z utwardzeniem terenu pod te). Całość ponad 1100m2.
Propozycja większościowego właściciela (małżeńska para z dwójką dzieci) była wyjściowo skrajnie różna.
Owe małżeństwo sukcesywnie od 2015 roku pwoiększali swój mieszkaniowy dobytek w kamiennicy, zaczynając od jednego, kończąc na razie na trzech mieszkaniach. Są młodzi (stosunkowo) przed 40-stką. On robi w bankowości, ona jest radcą prawnym.

Ich wizja podwórka, to trawa, alejki, miejsca parkingowe, dwa ozdobne drzewka kilka linii krzewów ozdobnych z dodatkowymi trójkątami innych ozdobnych.
Najogólniej rzecz biorąc - płaski step z "ogródkiem" wodnym w odległym narożniku.
Nasza, dwóch pozostałych rodzin (6-ste mieszkanie - komunalne): zachować to, co jest (prawie centralnie stojący garaż, dzielący podwórko na trzy strefy), utwardzić część terenu pod parking, popracować nad estetyką ale, to co zielone - zostaje. Ze względu na tradycję i zaangażowanie nestorów podwórka w jego utrzymanie.

Nasza propozycja była nie do przyjęcia, więc pracowaliśmy nad kompromisem. Jednym zdaniem, nad ustępstwami jednej i drugiej strony.
Dodam, że do tej pory mieliśmy wybitnie negatywne doświadczenia. Wybitnie negatywne ale... Zawsze jest czas na to, by zbudować należyte relacje.
tak nadzieja pojawiła się przy tym projekcie.
I tu warto (że tak bałwochwalczo to trochę ujmę) prześledzić naszą - ze Strażnikiem Domowym, wędrówkę po swoje "M4". Przez 29 lat "tułaliśmy" się w okolicach AWF Gdańsk, zaliczyliśmy cztery przeprowadzki z całym dobytkiem. W trakcie tych przeprowadzek urodził się Junior i dalej przeprowadzał z nami.

Bywało lepiej lub gorzej ale nigdy nie mieliśmy problemów z sąsiadami. To znaczy początki też potrafiły być trudne ale ostatecznie, to nasze mieszkanie stawało się osią wszystkich, z którymi bezpośrednio dzieliśmy podwórkowy mir domowy. To nam zostawiano klucze, to u nas były klucze do wspólnych części - takie zawsze zapasowe, pewne.
Nie. To nie była moja zaleta. To był atut Strażnika Domowego, którą cechował swoisty, wielopokoleniowy porządek i uprzejmość. Moja otwartość nie zawsze była autem ale "w domu" rządzi Ona. I dobrze rządzi.

Dzisiaj mija nam 36 rocznica ślubu kościelnego. Wczoraj cywilnego. Z okazji tej rocznicy udaliśmy się do PLAY-a, by wrócić do tego operatora z dwóch powodów. Pierwszy - bo sądziłem, że to jeszcze polski operator (a tak już nie jest), drugie, by nie mieć z problemów z roamingiem, bo korzystaliśmy do tej pory z taniej oferty premium mobile i w tym przypadku zawsze mieliśmy mniejszy lub większy problem z łącznością z cywilizowanym światem UE.
Drugi powód, to zakup dla mnie... kąpielówek.
Operator w trakcie zmiany, zaś gaci nie kupiłem. Na cywilnym zawiodłem ale... kupię je dzisiaj solo, jako wspólny prezent z okazji kościelnego:) Zawiedziony Strażnik (moją dotychczasową estetyką na plaży) będzie zachwycona.
Małe, a cieszy.

Na razie tyle z podwórka.
Wróćmy do marzeń/realiów mieszczucha wynoszącego się na wieś, planującego swój piękny, osobisty ogród.
Trawy mam fchuj i trawa zostanie ale... Chciałbym mieć m.in. mały sad.
Dwie, trzy czereśnie, jedną śliwę (ewentualnie dwie - wtedy dosadzę renkoldę) i dwie wiśnie. Te trzy gatunki żyją w symbiozie. Z jednej bęzie bimber pędzony, z drugiej nalewki na nim.
Dwa orzechy, o których już wspomniałem.
Jabłonie są, wymagają rewitalizacji (ponoć to stare odmiany antonówki). Jest Ich chyba trzy.
Ze dwie morele. Ich owoce chciałbym tradycyjnie suszyć jak w Azji się to robi.

https://i.ibb.co/tMv5WKRP/IMG-4525.jpg (https://ibb.co/RpsWVb84)

https://i.ibb.co/XrCqsjJN/IMG-4527.jpg (https://ibb.co/cSrjFkTM)

Do nalewek trzeba będzie jeszcze zadbać o dodatkowy substrat jak pigwa np.
Posadzę też czarną morwę. Nie dla owoców (przy okazji) ale z pamięci do Kryptonimu - zagadki.
Zagadki do rozwiązania są nawet dwie (kameralna kradzież modelu szybowca i ekscytująca całe miasto afera kradzieży wełny z miejscowej fabryki), cały tłum podejrzanych wytypowanych według najbardziej nieprawdopodobnych kryteriów, metody detektywistyczne opierają się na wagarach spędzanych na ganianiu za złoczyńcami, a całość jakoś dziwnie się dłuży...

Ogródek warzywny (to jest dopiero temat).
Kawałek (około 1000m2) własnoręcznie koszonej RĘCZNIE zielonej przestrzeni.
Park z polskimi nasadzeniami (drzewa) ze strefą rekreacyjną (w sumie takie strefy dwie) przylegającą do strumienia (jedna, druga w z przeciwpółożnej części działki).
Alejki a`la naturalna bieżnia do biegania/wyścigów rowerowych w koło całej posesji (około 650 mb) z wydzielonym odcinkiem zielonych "płotków", skocznia w dal i ściana wspinaczkowa i co tam jeszcze przyjdzie do głowy. Czarna morwa będzie centralnym punktem kąciku: Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa.

Tymczasem do roboty.

El Czariusz
18.06.2025, 07:06
"W wioskach nad Świsłoczą, podobnie jak we wszystkich wioskach na Podlasiu, wzdłuż ulicy stoją ławeczki. Ławeczka to instytucja. Miejsce zgromadzeń, plotek i kontaktów. Na ławeczce może przysiąść każdy, kto ma na to ochotę. Przysiadam. Miejscowi rozmawiają językiem nazywanym pa-prostu.
W moich uszach brzmi jak czysta białoruszczyzna. Bywa, że chichot historii nadaje znaczenie miejscom niepozornym.
Granice wielkich państw potrafią przebiegać wzdłuż niewielkich kanałów na łące. Potrafiły też przechodzić środkiem pola należącego do jednego rolnika.

Tak było nad Świsłoczą, gdy w 1944 roku wytyczano granicę polsko-sowiecką. Na konferencji w Jałcie trzech przywódców światowych mocarstw ustaliło, że będzie ona przebiegać wzdłuż linii Curzona. Linia arbitralnie wytyczona na mapie nie spełniała podstawowych kryteriów historycznych, kulturowych ani geograficznych. W okolicach Łosinian wypadła akurat za stodołą mojego rozmówcy.
Kazali nam granicę na naszym polu zaorać, potem zabronować. Kopce ubili, na kopcu rakietę posadzili.
Pomiędzy kopcami przeciągnęli drut. Nie raz zdarzało się, że dziki zwierz zaczepił za drut albo większy ptak usiadł. Albo ojciec mój, który odnosił kamienie na skraj pola, przypadkowo nogą zaczepił. Wtedy rakieta odpalała i oświetlała całą okolicę. I z Michasia chaty, gdzie zrobili strażnicę, żołnierz wybiegał z karabinem.

Sztuczna granica, która pojawiła się nagle w świecie, gdzie nigdy jej nie było, z trudem przedzierała się do ludzkiej świadomości. Z początku nie traktowano jej poważnie, jednak każdy, kto ją przekroczył, musiał się liczyć z poważnymi konsekwencjami, łącznie z pobytem w więzieniu. Osadzali w nim nawet tych, którzy z wojennej zawieruchy wracali do własnego domu.

W 1948 roku postanowiono granicę wyprostować. I chociaż nad jej nowym przebiegiem przez całe dwa lata pracowała specjalna komisja złożona z przedstawicieli obu państw, to nowy przebieg znów nie uwzględniał specyfiki kulturowej, religijnej ani narodowościowej.
Granicę przesunięto na rzekę Świsłocz. Polska zyskała odcinek o szerokości od dwustu metrów do trzech kilometrów, w zależności od miejsca. Wskutek tej decyzji w Polsce miały na powrót znaleźć się wsie: Jurowlany, Ozierany Wielkie i Małe, Łosiniany, Rudaki, Chomontowce, Bobrowniki, Jaryłówka i Gobiaty zamieszkiwane w większości przez ludność wyznania prawosławnego.
Do Polski trafiły również wsie o charakterze polskim i katolickim: Nowodziel, Tołcze, Szymaki, Klimówka.

Mieszkańcy tych miejscowości powrót do macierzy uznali za cud, o który się nawet nie modlili. Sugerowano, by niepasujących profilem narodowościowo-religijnym przesiedlić pod przymusem.
Granica biegła po drugiej stronie wioski, za cerkwią, a teraz trzysta metrów za moją chatą, po Świsłoczy mieszkaniec Ozieran Wielkich wskazuje ręką i tłumaczy: Rzeka dopływa o, tam, gdzie wierzby rosną, widzi pani? A tamta olszyna jest już za granicą.
Granica biegnie po rzece aż do Ozieran Małych, za wioską rzeczka skręca w prawo, a granica w lewo, na pole. Na Białorusi zrobili jej nowe koryto, wyprostowali, pogłębili, zmeliorowali bagna.
Wiosną 1948 roku w wioskach nad Świsłoczą zaczęli się pojawiać agitatorzy i wojsko.

Chomontowce:
Jedna taka agitatorka przyjechała, stara i gruba, a jeden tu ze wsi wyszedł do niej w kapeluszu. A ona do niego: ty myślisz, że ty pan? Ty nie pan, tylko cham. Wam trzeba stąd wyjeżdżać. Tu Polska będzie.

Ozierany Wielkie:
Nas wywozili za granicę siłą. Zaczęli od Jurowlan, całe Jurowlany wywieźli, potem Ozierany Wielkie, Małe, Łosiniany, Rudaki. Brali na siłę, zapomogi dawali po pięć tysięcy rubli, obiecywali nowe domy, i won, zabierać się stąd. Dali dwa tygodnie. Potem granica miała zostać zamknięta.
Przyjeżdżały furmanki, ciężarówki. Ludzie ładowali na nie cały dobytek i jechali za rzekę. Ładowali wszystko, co mieli: kołdry, narzędzia, zwierzęta. Jedna ciężarówka z podwórka wyjeżdżała, już następna podjeżdżała. Wygnali całą wioskę.
Na końcu nas na samochód załadowali, a na nasze podwórko już wjeżdżał samochód z Polakami, żeby zamieszkali w naszym domu. Pojechaliśmy do Klukowców, bo tam mieliśmy rodzinę.

Łosiniany:
To tylko propaganda była, że ludzie wyjeżdżali z własnej woli. Z własnej czy nie własnej, ale spokojnie wyjeżdżali. Co było robić? Sami sobie musieliśmy szukać nowego miejsca do osiedlenia. Kto miał rodzinę, jechał do rodziny, kto nie miał, zasiedlał puste domy po tych, którzy wyjeżdżali do Polski.
Ludzie z Jurowlan wyjeżdżali przeważnie do Dzieniewicz, bo stamtąd katolicy wyjeżdżali, a katolicy z Dzieniewicz do Jurowlan przejeżdżali. Trwało to wszystko jakieś dwa tygodnie.

Ozierany Wielkie:
Część osób rzeczywiście wyjechała dobrowolnie. To ci, na których padło jakieś podejrzenie, ktoś coś na sumieniu miał, bali się. Ale to były nieliczne osoby, głównie aktywiści sowieccy, wojskowi.
Z Ozieran Wielkich wyjechał Szymacha, aktywista, co za Sowieta był sołtysem, i Tamaszyk, ten nie wiem, dlaczego wyjechał. I Iwan kowal, bo tu nie miał do czego wracać, nawet chaty nie miał, niczego, i powiedział, że mu wszystko jedno, czy tu, czy tam. Tam mu drzewo zawieźli na chatę przez granicę i tam pobudował się, i został.
Poza tym Jozik Szeremiejew, Lawończy, Szymach Iwan i Klimak Michaś. Im dali wolne chaty i tam zostali.

Z Jurowlan wysiedlono wszystkich oprócz kilku osób, które się ukryły lub przypadkowo nie było ich w domach. Przesiedlono też Rudaki, ale Chomontowce i Bobrowniki się zbuntowały. Ludzie stwierdzili, że nie wyjadą, chyba że ich siłą do samochodów zaniosą. Kilka osób pojechało do Mińska chciały się dowiedzieć od samej władzy, czy przesiedlenie jest przymusowe, czy dobrowolne. W tym czasie do Chomontowców zjeżdżało wojsko.
Ze dwieście osób przyjechało do Chomontowców, wszędzie pełno milicji, wojskowych. Krzyczeli, żeby zabierać się za granicę, samochody podstawiali, ale nikt nie chciał wyjeżdżać. Gdzie pojedziesz ze swojej chaty? Szczęścia szukać?
My Białorusini, ale nam było wszystko jedno, czy tu Polska, czy Sowiety, myśmy tylko chcieli w swoich chatach dalej mieszkać. Tutaj się urodziliśmy, tu żyjemy, tu żyli nasi przodkowie. A oni, że Łosiniany i Rudaki już wywiezione, i wy zabierajcie się. Postanowiliśmy bronić się. Każdy brał, co miał pod ręką, kto widły, kto kije, kto łom. I wybroniliśmy się.

W Bobrownikach przez dwa tygodnie nie spano. We wsi była zawieszona szyna i gdy ktoś zobaczył wojsko, walił w tę szynę, a mieszkańcy wsi wybiegali z kijami i widłami i podnosili taki krzyk, że było ich słychać w całej okolicy.
Nie chcieli wpuścić wojska. Zablokowali most, przez który ciężarówki chciały wjechać do wsi. Ludzie rzucali się pod koła, a kierowcy nie chcieli ich rozjeżdżać .
Kilka godzin przed zamknięciem granicy do Bobrownik i Chomontowców wrócili wysłannicy z Mińska z wiadomością, że przesiedlenie nie jest przymusowe, tylko dobrowolne.

Ozierany Wielkie i Ozierany Małe:
Jak gruchnęła wieść, że można wracać, to my wszyscy rzuciliśmy się z powrotem, uciekaliśmy stamtąd. Kto jak stał, brał, co popadnie w ręce, byle przed zamknięciem granicy dotrzeć do domu. Dali nam na powrót kilka godzin.
Ludzie rzucili się przez rzekę wpław, bo mostów wtedy wielu nie było, i płynęli, cała rzeka ludzi była. Kto z czym dał radę wrócić, to wrócił. Wywieźliśmy wszystko przez dwa tygodnie, a przywieźliśmy tylko tyle, ile daliśmy radę przez kilka godzin wziąć. Wracaliśmy do pustych ścian.

Za granicą zostały nasze konie i krowy, cały majątek. Został też ojciec. Pogranicznicy pozwolili jeszcze do wieczora zabrać rzeczy. Przyprowadziłyśmy z matką krowy. Ale po konie już nie pozwolili pójść. Zostały po drugiej stronie rzeki.
Ostatniego dnia strażnik przejechał na koniu po wsi, na koniec przejechał przez most na drugą stronę i most wysadzili w powietrze. Ograbili ludzi, a na koniec most wysadzili.
Na początku to nie można było nawet zbliżyć się do rzeki. Pilnowali. Ale na cmentarz jeszcze puszczali na Święto Zmarłych, na dowód osobisty, a potem i tego zabronili. A teraz to nawet ryby można w rzece łowić.
Straż graniczna zna miejscowych, nie czepia się.
Za rzeką zostały wszystkie nasze pola i 180 hektarów pastwisk ozierańskich. Skończyły się wspólne wypasy owiec. Nie było gdzie paść, wygonu nie było. Ozierany Wielkie można było miastem nazwać, takie wielkie były, a po przesunięciu granicy w każdej chacie musiał pastuch być. Każdy brał swoją krowę i prowadził hen w pole, gdzie sobie chcesz, aż pod Kruszyniany ludzie ganiali. Rodzina została, brat cioteczny, ojciec chrzestny.

Od 1948 roku tylko raz u nich byłem. Festyn był w gminie. Autokar nam dali i załatwili przejazd przez granicę. Rano pojechaliśmy, wieczorem wróciliśmy. Potem oni nas raz odwiedzili w Krynkach, i to wszystko.
Czy żałujemy, że nas granica rozdzieliła? Kwestia przyzwyczajenia, proszę pani. Wszystko to kwestia przyzwyczajenia".

Fragment książki Ewy Zwierzyńskiej pt. "Podlaska mozaika. Reportaże z raju€" krainy błota i mgły"; z kolorowymi fotografiami autorki

chomik
18.06.2025, 09:09
Dzięki, książkę kupiłem :)

consigliero
18.06.2025, 12:55
Grunwaldzka 482 i Wita Stwosza to nasze miejscówki

El Czariusz
19.06.2025, 08:12
Zanim misięwymarzy, to Wita Stwosza długa ulicą jest. Polecam te sztrase, bo jest alternatywą dla zatłoczonej chwilami Al. Grunwaldzkiej a numer 482 u wylotu Derdowskiego zdaje się.
Na rogu Dredowskiego i rzeczonej był kiedyś sklep alkoholowo nocny Tośka. Zdaje się, że jeszcze tam jest ale nie wiem czy nocny i na pewno nie pod starą nazwą.

Kilka ładnych lat bytowaliśmy na wynajmie na niedalekiej - ul. Dr Stefana Miraua. Zawsze miałem sprawdzić, kimże ten doktor był, skoro zasłużył sobie na ulicę. Chyba nawet sprawdziłem ale już nie pamiętam.
Kiedy po kolejnej przeprowadzce, na Mirała, podawałem przez telefon znajomym nowy adres, zawsze usiałem powtarzać i kończyć na przeliterowaniu M-I-R-A-U-A.
Mirała biegnie pomiędzy Wita a Aleją i łączy Derdowskiego z Kaprów.

Zamieszkaliśmy na drugim piętrze, już na skosach a naszym sufitem był nieogrzewany strop strychu. Ogrzewane hacjendy - gazowe. Daty naszej wprowadzki dokładnie nie pamiętam ale było to po drugim Afganistanie (2010) ale na pewno przed pastorową Zorzą.
Przyjmowałem chłopaków przed wjazdem na prom.

37914939

37422799

Ale nie o tym marzymisię.

Preludium do marzymisię jest jednak gdzie indziej.

El Czariusz
20.06.2025, 20:11
Z forum kolejowego.

"Nieznana atrakcja Pomorza - JAR RADUNI pociągiem.

Dobrych parę lat zbierałem się, by zobaczyć Jar Raduni. Wiecie jak to jest - gdy macie pod bokiem Gdańsk z całą masą atrakcji i całą resztę Trójmiasta, to atrakcje "w terenie" zostawiacie na później. Niesłusznie!

Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że zaledwie kilka kilometrów od morza są w Trójmieście wzniesienia powyżej 100 metrów (dosłownie więc "nad poziomem morza" ;) ), a na Kaszubach, w niektórych ich częściach, jest niemal jak w górach. Między innymi z tego tytułu przecinająca Kaszuby na pół linia kolejowa 201 ma tak ciekawy przebieg.

Perełką Kaszub jest rzeka Radunia - która kończy się w Gdańsku efektowym kanałem w amsterdamskim stylu. Najciekawszy jej odcinek położony jest jednak między Somoninem a Żukowem, gdzie rzeka meandruje pomiędzy o wzgórzami, które czasami są o 40 metrów ponad lustrem wody. W ogóle nie podobne to do krajobrazu Pomorza, a przyrodnicy wskazują tu na całe mnóstwo roślin, które są typowe dla terenów podgórskich!

Do Jaru najłatwiej się dostać właśnie dojeżdżając do niego po linii kolejowej nr 201. Dla laików wygląda to tak: w Gdańsku Wrzeszczu, albo w Gdyni wybieramy pociąg w kierunku Kościerzyny, wysiadając w Borkowie lub w Babim Dole. Ostatecznie możemy też wsiąść do pociągu jadącego z Gdańska do Kartuz przez tzw. Bajpas Kartuski (a więc w taki omijający Lotnisko) i wysiąść w Żukowie Wschodnim. Wówczas będziemy bardzo blisko niezwykle efektownego Mostu w Rutkach - również na Raduni. Od jesieni po tym moście odbywa się normalny ruch pociągów, a za kilka tygodni cały ruch kolejowy z Gdańska do Kartuz pójdzie właśnie po tym moście.

Ale UWAGA. To ostatni moment by w taki sposób zobaczyć JAR RADUNI, albowiem od 1 lipca na linię 201, przygotowaną już do modernizacji (co widać na zdjęciach) wchodzą ekipy budowlane, które zamontują tu drugi tor i sieć trakcyjną. Ma to pozwolić, za kilka lat, na dojazd pociągiem elektrycznym i do Kartuz i do Kościerzyny. To oznacza prawdziwą rewolucję w przemieszczaniu się.

Niestety, stacje Babi Dół i Borkowo nie będą obsługiwane pociągami, lecz komunikacją zastępczą. W dodatku, po elektryfikacji linii i budowy jej częściowo w nowym śladzie, prawdopodobnie znikną pociągi Kościerzyna - Gdynia/Gdańsk Wrzeszcz i osobne Kartuzy - Gdańsk Wrzeszcz i pojawi się jedna, połączona relacja Gdynia/Gdańsk Wrzeszcz - Kartuzy - Kościerzyna. To prawdopodobnie oznacza brak obsługi peronu Babi Dół - najbliższego JAROWI, nawet po powrocie pociągów za kilka lat. Wówczas kolejowy dostęp do mało znanej atrakcji będzie możliwy ze stacji i przystanków nieco bardziej oddalonych.

Czy to źle? Dla tych nielicznych turystów, którzy chcieliby zobaczyć JAR - owszem. Jednak Babi Dół to jedna z tych leśnych stacji, gdzie pasażerów w ciągu dnia można policzyć na palcach jednej ręki. Jest tu bowiem tylko dworzec, dom oraz budynek gospodarczy. I długo, długo nic... Jest to więc miejsce niezwykle klimatyczne, ale wydaje mi się, że nowy przebieg linii przez Kaszuby przysłuży się dla wzrostu podróżnych bardziej...

Kto chce wysiąść w Babim Dole - musi się więc pospieszyć!"

El Czariusz
23.06.2025, 09:16
To jest wykonanie perfekcyjne.

PqfkMgVaOeY

Jakieś 45 lat temu dowiedziałem się o tym utworze z... nut. Nuty zapisane były w zeszycie J. Powroźniaka pt. Mistrzowskie utwory gitarowe.
Dwa lata wcześniej, pod wpływem impulsu, zapragnąłem nie mając gitary, nauczyć się gry na gitarze. Nie tak ogniskowo, tylko profi.
Prawie profi, to znaczyło - grać z nut. Profi - grać jak z nut.

Po trzech latach codziennej nauki własnej (najpierw na sucho, potem na pożyczonej gitarze, w końcu na pierwszej własnej), po 7/8h dziennie, doszedłem do wniosku, że gówno z tego będzie.
Nigdy nie będę profi mimo, że już grałem (ćwiczyłem) z nut a "Wspomnienie z Alhambry", które "nauczyłem" się grać ze wspomnianego zeszytu - kosztowało mnie rok pracy.
Wykonanie było złe, o tym wiedziałem. Przekonałem się o tym dobitnie dobre 20 lat później, kiedy pierwszy raz ten utwór usłyszałem "na żywo". Wcześniej nie było okazji.

W czasach komuny ustrzelić wykonanie klasyczne (na gitarze) w radio, wymagało śledzenia wszystkich stacji na okrągło. Raz na m-c coś się trafiło. Wtedy szybko starałem się odpalić kaseciak Grundiga, by nagrać dany utwór.
Nagrać i słuchać potem te szumy bez końca.

Po rzeczonych trzech latach własnej drogi nauki, porzuciłem granie klasyczne, na rzecz ogniskowego, później porzuciłem w ogóle na wiele lat.
Przyszedł ten czas jednakowoż, z początkiem wieku dwudziestego, kiedy wróciłem do gry. Wróciłem, bo dostałem jeden z ostatnich wypusków defila.
Dostałem od wnuczka pani prezes (ostatniej) tej firmy.
To była(i jest) straszna tandeta tak nawiasem.

Ale nie o tym.
Dwa lata temu postanowiłem wrócić do klasycznego grania. Kupiłem sobie yamachę 30M, do nauki w sam raz i nuty. Nie kupował bym zbioru 50-ciu najwybitniejszych klasyków gitarowych, gdyby w pomroku przeprowadzek Strażnik Domowy postanowiła zutylizować potajemnie wszystkie moje, posiadane gitarowe materiały. Było tego naprawdę sporo. Wszystkie zeszyty Powroźniaka, jego materiały do nauki gry od szkoły, po Studium techniki gitarowej oraz Studium wyższej techniki gitarowej, zbiory etiud innych autorów, transkrypcji... Warte to na dzisiejsze nasze grubo ponad 1000zł.

Ale niech będzie. W poczuciu winy Strażnik Domowy zaakceptowała powrót do fanaberii tym bardziej, że oczekiwania wnuków były zbieżne. mają one (wnuki) już też swoje instrumenty. Kacper w wersji 1/2, Marysia - 3/4.

Ja tymczasem półtora roku temu wymyśliłem sobie, że wrócę do "Wspomnienia". By się lepiej zdopingować do nauki/powtórki, obiecałem sobie wykon utworu na 50-tych urodzinach Karpika. Poznaliśmy się na afgańskiej wyrypie, zrealizowaliśmy wspólnie Grąbczewskiego, jakoś razem trwamy w szorstkiej przyjaźni od 15 lat.
Notabene z dniem startu turdefrancy, 15 lat temu równo (w sensie 30 czerwca w nocy) odpaliłem Elwoodem z przyczepką wrotki na wschód. Trza to jakoś będzie obejść...

https://i.ibb.co/S7rzD5Jf/IMG-0116.jpg (https://ibb.co/G3TqfnFH)

Wtedy też wiozłem gitarę ale z liedla, za 120zł.

https://i.ibb.co/nMW5B6bQ/IMG-0611.jpg (https://ibb.co/F4PjXmK8)
Najpierw wiozłem...

Potem...

https://i.ibb.co/Tx3bWNNW/IMG-0750.jpg (https://ibb.co/pBFRhkkh)
...niosłem, by...

https://i.ibb.co/QFYqBqKV/IMG-0754.jpg (https://ibb.co/mChYsYcK)
...umilać sobie mnóstwo wolnego czasu, którym na grę dysponowałem wtedy.

No dobra... Co z tym "Wspomnieniem"?
Ano Karpik obchodzi urodziny 23.06 i po pół roku przypominania sobie i min. 1h ćwiczeń dziennie, mu ten utwór na rzeczone nieporadnie zagrałem.
Tym niemniej, by grać mniej nieporadnie, od tej 50-tki do dzisiaj poświęcam Wspomnieniu min. kwadrans o poranku (wieczorem i ze 30 min.) i postęp widać.

No więc dzisiaj o 6.30 klasycznie wziąłem (akurat klasyczną 20-letnią Esteve nr 1) do ręki i sobie brzdąkam owe Wspomnie, kiedy nagle...

Cdn.

Mucha
23.06.2025, 11:33
P.S. do Ella wyżej:
Karpiku, rybo słodka(wodna): wsiewo haroszewo! Szto by dziengi byli i uj balszoj stajał!
Zdrowia!
:- )

El Czariusz
23.06.2025, 17:02
Podesłałem mu linka:)

No więc sobie gram z rana i nagle skojarzyłem, skąd Ty ten utwór Elwood.
Strażnik Domowy się krząta w kuchni, jak odkładam gitarę z pytaniem?
- Czy aby to nie urodziny Karpika dzisiaj?!
No tak, pada z kuchni.
- No to dzwonię!
No gdzie o takiej porze?!
- Będę pierwszy!

Ja nie pamiętam urodzin swoich bliskich poza tymi, których urodziny kończą się w styczniu. Jak moje i Strażnika oraz mamy i dwóch zacnych kolegów. Na resztę działa pewien system ale ten z kolei, tylko do pierwszej połowy roku sięga.
Karpik zawsze o moich pamiętał i zawsze miał "pretensje", że ja nie pamiętam jego. Po kolejnej przypominajce rzucił w eter:
- 32 czerwca kurwa!
I tę datę zapamiętałem!

No i zapamiętałem, z jakiej okazji ponownie nauczyłem się grać Wspomnienie z Alhambry i idzie mi to coraz lepiej.

Poniżej inne wykonanie, drugiego z najwybitniejszych, dzisiejszych klasyków gitary.

wPICse0ig_M

Jest kilka wersji "palcowania" lewej ręki. Kiedyś grałem wersję Williamsa (spokojnie zagram ją też dzisiaj). Istotna jest technika prawej - tremolo.

Jak za pół roku opanuję Adagio Sostenuto (Sonata Księżycowa) - utwór którym otwieram pierwszą stronę wątku, to wezmę na tapetę:

4UijpIBlkK4

Dla mnie bardzo się podoba.

fassi
23.06.2025, 23:45
Kwiecień 2010. Żyje spokojnie, grzecznie, studia lecą, kumpli mam bardzo hmmm stacjonarnych. Roboty dom, robota, dom urlop na Teneryfie. Z nacka Pisze do mnie forumowy Mucha :

"Elwood potrzebuje wizy do Afganistanu a w Berlinie jest taka ambasada"

I się zaczęło....

Forumowy Elwood był dla mnie gościem w kapeluszu , długimi wlosami , płaszczu, z gitarą pod pachą , nie pijący alkoholu. Czasami zajara sobie dla humoru.

Spotkaliśmy się pod kirgiska ambasada w Berlinie.

I się zaczęło...

ramires
23.06.2025, 23:49
Tyle lat na forum jestem a nie umiem skojarzyć czy widziałem się z Elwoodem... masakra jakaś :hah2:

pałeł
24.06.2025, 00:08
Tyle lat na forum jestem a nie umiem skojarzyć czy widziałem się z Elwoodem... masakra jakaś :hah2:

mi tez mówią ze sie poznaliśmy :D niech Darek dementuje :D

Mucha
24.06.2025, 04:11
Kurwa, Panowie macie rację: też wydaje mi się, że Go poznałem... ale, tak jakby nie..?
Widywałem Go na Biesowisku - ale potem mi znikał...
Bywał w pewnej dziupli w wielkim drzewie i tam wypiliśmy trochę wiśniówki za spotkanie, które miało nastąpić u Krysi za chwilę.
Całe szczęście, że miałem na szyi taki mały "dzbanuszek" na miód. Bo, przyjechali "kałboje i kałbojki" na swoich 4-ro nogich maszynach i zapragneli coś wypić. Więc w ramach naszej podlaskiej (na uchodźstwie) solidarności użyczyłem Im owego i wspólnie wykorzystaliśmy tego potencjał.
Ela nie widzę.
Dobra: słyszę Go (jeszcze) - czyta pismo święte...o kurwa: będzie teraz bogobojnym alkoholikiem :dizzy: , będziemy pili na zapleczu - tak żeby nikt nie widział..?
Z całej opresji wyprowadzili mnie chłopaki (nie pamiętam z skąd - ale Ci co jechali gdzieś na wschód i z Ich relacji z parudziesięciu koni mech. Ich samochodu większość biegła obok... O Saszy, Griszy i Nataszy... nie wspomnę - ponieważ jestem kulturalny i o kurestwie nie piszę...). O tym jak dotykali je na ekranie projektora.. .też nie wspomnę - a w tym podnieceniu próbowali zmieniać strony waląc paluchami w płócienny ekran... co robili drugą ręką nie wiem... na pewno nie jedli zajebistych pierogów Krysi, bo cały czas (poza spektakularnym wystąpieniem - po którym nic już nie było takie samo...) pili piwo prosto z nalewaka. (co można uznać za pewne osiągnięcie... bo to trzeba mieć 'przepust' żeby to połykać. Szacuneczek.
Kiedyś, znikający Ell postanowił zabrać mnie ze sobą... A było to tak: wcześniej na Biesowisku zarzucił zanętę: idziemy zdobywać wąwóz. Wąwóz to taka zajebista koleina, strasznie stroma i jednopasmowa (znaczy się, że nie można zawrócić ; blisko domu Krysi;), której zdobycie zaproponował Ś.P. Iziemu. Impreza dopiero się rozkręcał więc postanowiliśmy przyspieszyć czas kumulacji i pojechaliśmy. Izi prowadził i był dzielny. Szczytu nie zdobyliśmy mimo mojego werbalnego dopingu ( mam gdzieś to nagrane, nie wiem czy znajdę - ale to jest coś w tym typie: giziu NAPIERDALAJ Ty szczeciński... pasztecie... :bow:
Dobrze, wróciliśmy. Ale po pewnym czasie, Elldorado zarzucił tekst: czy może ja mała Muszka zmierzę się z zajebistym podjazdem? Całe szczęście, że nie byłem na tyle pijany, żeby się zgodzić. Ale chętnie zgodziłem się na wspólną wyprawę podczas której Ell pokaże mi swój kunszt prowadzenia pojazdów 4-kołowych nabytych podczas wielokrotnych wypraw w pizdu.
No i za którymś tam razem dotarł nawet do połowy góry, ale cofając utknęliśmy w błocie, które tam skumulowało się zanim zdarzyliśmy się odlać... dziwne te Bieszczady... :dizzy:
Wierząc w Niego, nie ziołem nawet flaszki, a co dopiero latarki... On, wierząc we własne siły (cienki bolek...) też nic nie wziął. Ciemno jak w dupie.
Mówię: zapierdalamy na piechotę, a auto traktorem ściągniemy jutro.... cały czas mi impreza u Krysi w głowie,itd. .... a ten obieżyświat - ni chujca: na wspominki Mu się zebrało, że pogadamy sobie od serca, itd, Dobra, gadamy.
I wtedy pojawił się Pastor z latarką - nie bał się niedźwiedzi ani wilków...
Zaraz po powrocie do bazy po raz kolejny straciłem z oczu Ella...

El Czariusz
24.06.2025, 08:37
"Kurwa, Panowie macie rację: też wydaje mi się, że Go poznałem... ale, tak jakby nie..?
Widywałem Go na Biesowisku - ale potem mi znikał...

Bywał w pewnej dziupli w wielkim drzewie i tam wypiliśmy trochę wiśniówki za spotkanie, które miało nastąpić u Krysi za chwilę.
Całe szczęście, że miałem na szyi taki mały "dzbanuszek" na miód. Bo, przyjechali "kałboje i kałbojki" na swoich 4-ro nogich maszynach i zapragneli coś wypić. Więc w ramach naszej podlaskiej (na uchodźstwie) solidarności użyczyłem Im owego i wspólnie wykorzystaliśmy tego potencjał.
Ela nie widzę.

Dobra: słyszę Go (jeszcze) - czyta pismo święte...o kurwa: będzie teraz bogobojnym alkoholikiem :dizzy: , będziemy pili na zapleczu - tak żeby nikt nie widział..?

Z całej opresji wyprowadzili mnie chłopaki (nie pamiętam z skąd - ale Ci co jechali gdzieś na wschód i z Ich relacji z parudziesięciu koni mech. Ich samochodu większość biegła obok... O Saszy, Griszy i Nataszy... nie wspomnę - ponieważ jestem kulturalny i o kurestwie nie piszę...).
O tym jak dotykali je na ekranie projektora.. .też nie wspomnę - a w tym podnieceniu próbowali zmieniać strony waląc paluchami w płócienny ekran... co robili drugą ręką nie wiem... na pewno nie jedli zajebistych pierogów Krysi, bo cały czas (poza spektakularnym wystąpieniem - po którym nic już nie było takie samo...) pili piwo prosto z nalewaka. (co można uznać za pewne osiągnięcie... bo to trzeba mieć 'przepust' żeby to połykać. Szacuneczek.

Kiedyś, znikający Ell postanowił zabrać mnie ze sobą... A było to tak: wcześniej na Biesowisku zarzucił zanętę: idziemy zdobywać wąwóz. Wąwóz to taka zajebista koleina, strasznie stroma i jednopasmowa (znaczy się, że nie można zawrócić ; blisko domu Krysi;), której zdobycie zaproponował Ś.P. Iziemu. Impreza dopiero się rozkręcał więc postanowiliśmy przyspieszyć czas kumulacji i pojechaliśmy. Izi prowadził i był dzielny. Szczytu nie zdobyliśmy mimo mojego werbalnego dopingu ( mam gdzieś to nagrane, nie wiem czy znajdę - ale to jest coś w tym typie: giziu NAPIERDALAJ Ty szczeciński... pasztecie... :bow:

Dobrze, wróciliśmy. Ale po pewnym czasie, Elldorado zarzucił tekst: czy może ja mała Muszka zmierzę się z zajebistym podjazdem? Całe szczęście, że nie byłem na tyle pijany, żeby się zgodzić. Ale chętnie zgodziłem się na wspólną wyprawę podczas której Ell pokaże mi swój kunszt prowadzenia pojazdów 4-kołowych nabytych podczas wielokrotnych wypraw w pizdu.
No i za którymś tam razem dotarł nawet do połowy góry, ale cofając utknęliśmy w błocie, które tam skumulowało się zanim zdarzyliśmy się odlać... dziwne te Bieszczady... :dizzy:

Wierząc w Niego, nie ziołem nawet flaszki, a co dopiero latarki... On, wierząc we własne siły (cienki bolek...) też nic nie wziął. Ciemno jak w dupie.
Mówię: zapierdalamy na piechotę, a auto traktorem ściągniemy jutro.... cały czas mi impreza u Krysi w głowie,itd. .... a ten obieżyświat - ni chujca: na wspominki Mu się zebrało, że pogadamy sobie od serca, itd, Dobra, gadamy.
I wtedy pojawił się Pastor z latarką - nie bał się niedźwiedzi ani wilków...
Zaraz po powrocie do bazy po raz kolejny straciłem z oczu Ella..."

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i teraz Mucha nie siada!
Włączyłem tryb aj (udoskonalona wersja AI) i aj mi mówi:
- Więcej spacji kurwa! Będą spacje, będzie git! Bo ma być git i "ch...j"!

Muszko, na pewno było ciemno jak w dupie a my na koniec imprezy wybraliśmy najbardziej bezpieczną opcję zjechania (nie wjechania) wąwozem, opuszczając imprezę ogniskową na Wierchach ostatni.
Nie utknęliśmy w wąwozie tylko na gliniastej łące tuż przed wąwozem już w granicy lasu.
I to, co było najbardziej genialne w tej sytuacji to fakt, że w zasadzie nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i nie mieliśmy zasięgu. Widoczność była "słuchowa", bo nie mieliśmy żadnego źródła światła, do tego sama toyota też była czarna. Wiec poza autem (w sensie w środku jego przy włączonym oświetleniu kabiny) było widać tylko ciemność, o której się nawet w Seksmisji nie śniło. Noc była tak czarna jak sumienie faszysty!
Mówiłem więc do Ciebie: siedź w aucie i nigdzie się nie ruszaj, zanim wejdę na najbliższe drzewo, by znaleźć zasięg. Opowiem Ci historię - dlaczemu...

Jeden z moich dawnych kolegów... baaardzo dawnych; przy okazji serdecznie pozdrawiam... No właśnie... Miał takie fantastyczne imię... Nie Wieńczysław, bo ten był Nieszczególny ale też na "W". Coś jak Światowid, Namysław, Myślibór, Świętopełki... Cholera Jasna! Zapomniałem ale... historii nie:)
No więc mój kolega z początkiem lat 90-tych udał się na Madagaskar.
Prawdopodobnie udał się celem zwiedzania przy okazji ale nie o tym. O tym, że spotkały go na Madagaskarze dwie niespodzianki. Najpierw szybko o pierwszej.

Otóż, lądując po południu w jakiejś zapadłej wiosce z dala od cywilizacji, gdzie już nawet małpy dupami nie szczekają próbował się z porozumieć z tubylcami, celem zgody na przenocowanie.
Aaaa!!! Wenancjusz!
Wenancjusz zatem próbował się porozumieć i za cholerę jasną nie szło. W końcu sfrasobliwiony rzucił głośniej w eter swojskie: kurwa mać!
Wtedy stał się cud. W jednym z szałasów odsunęły się "słomiane" drzwi i z wnętrza wysunęła, czarna jak smoła głowa, jedyna z przyciętymi włosami.
- Kurwa mać?!
??
- Kurwa mać.
O kurwa... Skąd u ciebie kurwa mać?
- U mnie ze studiów politechnika gdańska.
Okazało się, że to niedoszły jeszcze absolwent PG, któren to wizytuje w czasie wolnym rodzinne strony.

Historia właściwa.
Pod wieczór Wnenancjuszowi zaczęło się "burczeć w brzuchu" więc na szybko pobiegł w lokalne krzaki. Te lokalne krzaki, to po prostu ściana lasu. Atak żółtej "febry" był nagły więc czasu na szukanie nie było za wiele, no i przede wszystkim nie na ścieżce. Wsunął się więc w tę ścianę na kilka metrów, trochę zakręcił moszcząc teren pod i tak... zastała go noc. Wystarczyło 5 minut, by zapadła ciemność najprawdziwsza z ciemności. Przy tej szerokości geograficznej słońce nie zachodzi. Słońce spada.

Wenancjusz stracił całkowicie orientację. Na szczęście nie zdrowy rozsądek. Przez kilka minut nasłuchiwał ale to nic nie dało. Kompletnie nie miał świadomości, w którą stronę jest wioska, bo zakręcił się kilka razy.
Co więc zrobił? Tak... zaczął nawoływać. Nie panikował, miał przygotowany wariant zastępczy czyli stać w tym miejscu do rana.
Na szczęście nawoływania usłyszano i Wenancjusza uratowano:)

Ta jego przygoda zapadła mi głęboko w pamięci. Wenancjusz (mówiliśmy do niego... Danek - nie przypominam sobie pochodzenia), to w ogóle ciekawa historia.
Starszy ode mnie o kilka lat. Poznaliśmy się na obozie wędrownym. On był studentem po I-szym roku i naszym opiekunem a ja uczestnikiem tegoż, będąc absolwentem drugiej klasy technikum (lub trzeciej). Zatem wiekowo nie jakaś przepaść ale wtedy te trzy/cztery lat różnicy robiły sporą jakość.
Nie wiem, czy Grzesiek tu zagląda (Stopa)ale to z nim zaliczyłem transsyberyjską kolej w połowie lat 80-tych, zrywając się z "autoryzowanej" wycieczki z Harcturu do Irkucka.

W sumie to przez niego i przeze mnie, pani Mucha odleciała własnie z ministerstwa edukacji a pani Nowacka dostanie zawału.
Bo to się w pale nie mieści, w jakim trybie Wenancjusz wychowywał sobie młodzież na obozach.
Na tym naszym pierwszym, już drugiego dnia postawił wszystkim... piwo i pozwolił sobie. Następnie zaprosił do gry w pokera podekscytowaną młodzież i... ograł ją do zera. Mnie nie miał akurat z czego, mnie poza tym jeszcze piwo nie smakowało. Przyglądałem się temu spektaklowi coraz bardziej zdumiony. Przegranym szczeny poopadały.
Do końca obozu nie było zatem żadnych wybryków, tylko wielokilometrowe marsze (to były górskie obozy wędrowne), z reguły od szkoły do szkoły gdzie Uniwerek Gdański wcześniej załatwiał nam nocleg (wszyscy uczestnicy, byli dziećmi pedagogów uczelni). Z wygranej puli od czasu do czasu Wenancjusz stawiał wszystkim... lody. Po dwóch tygodniach byliśmy zwartą grupą (w samej grupie różnica wieku dochodziła do dwóch lat), nie było żadnych niesnasek. Młodsi (ja np.) nabierali pewności siebie, starsi odnosili się do nas po przyjacielsku. To było naprawdę super.
Co ciekawe, nikogo nie interesowało, co Wenancjusz zrobi z pieniędzmi z wygranej. One były po prostu w dobrych rękach.

Tymczasem...
Mucha grzecznie przysiadł w aucie a ja znajdując zasięg zadzwoniłem do bazy. Pastora nie pamiętam ale pamiętam Mario. Na hasło: jak nas szukać, powiedziałem:
- Znajdziecie nas idąc od ogniska po wyżłobionych śladach opon.
I tak nas ekipa znalazła:)
Toyota została, gdzie została i potem Mateusz ze Staszkiem ściągnęli ją ciągnikiem do bazy.
Z tego co pamiętam, to chyba wtedy jedna z ekip ratowniczych a dokładniej autor pierwszej Traktoriady (Ameryka Płd.) wbił się Landkiem w stodołę Kazi i też utknął.

Tak... To były piękne czasy. Byłem wtedy zwykłym, nienormalnym człowiekiem. Dzisiaj - nikim. Prawie wariatem. Na ostatniej imprezie usłyszałem sam siebie i powiedziałem: DOŚĆ.

El Czariusz
24.06.2025, 09:44
mi tez mówią ze sie poznaliśmy :D niech Darek dementuje :D
To już bez znaczenia.

Na forum spędzę trochę czasu ale najdalej do końca lata. Potem będę miał już inne zagadnienia na głowie. Nie planuję udziału w jakichkolwiek imprezach towarzyskich o szerszym charakterze. W mniejszym również nie za bardzo, w sensie "podróżniczym" bo i ten wagonik mi się odczepił.
Niestety... przestałem siebie lubić, co dopiero otoczenie;)

Tymczasem...
Lublin parkuje już w nowym, podwórkowym otoczeniu i bardzo przyjaźnie znaczy nowy dla niego teren.
W Lublinie w niedzielę wieczorem wylądowała kosa. Ma co najmniej 50 lat. Ostrze nie sygnowane, kosisko sfatygowane z ułamanym chwytem.
Przeleżała kosa na działce kumpla wiele lat z ostrzem zabezpieczonym gazą, potem flanelową koszulą i ponownie gazą.

https://i.ibb.co/tTqFMVxt/IMG-20250623-154316.jpg (https://ibb.co/Xr7MZc3g)

https://i.ibb.co/bgrQCfBh/IMG-20250623-154635.jpg (https://ibb.co/WWcGMTy9)

Wykonuję nią kilka ruchów.
Dla człowieka wychowanego na miotle i ściągaczce do wody, zwłaszcza tej drugiej przez ostanie lata, którą zbieram wstępnie miał po szlifowaniu i często takim kolistym ruchem, jak kosą - technika intuicyjnie nie jest obcą.
Ja mam ją, jakby we krwi poza tym.

Czeka mnie jedna z ostatnich przeprowadzek.

fassi
24.06.2025, 10:57
Może w końcu ktoś powie prawdziwa prawdę o tych nocnych wyjazdach w bieszczadzkie ciemności i topienie aut? Też mnie to spotkało.

Mucha, byłbyś szczery i powiedział prawdę że Elwood to bardzo dobry kumpel bieszczadzkiego szarmanckiego łosia pederasty. Byś powiedział że siedzisz w tych ciemnościach siedzisz w tym aucie i nagle słyszysz dzwiek wyciaganego korka z butelki i to słynne " dobry wieczór" .(Ostatnie sekundy filmu)

https://m.youtube.com/watch?v=KgSI3qJix-g&pp=ygUbxYFvxZsgb2VkZXJhc3RhIGJhxYJ0cm9jenlr

Pewny nie jestem ale się domyślam ze za kasę szarmanckiego łosia pederasty były finansowane biesy.

Takie chodzą pogłoski po lesie....

Mucha
24.06.2025, 12:21
Może i były Faziczku, ale w tym światowo-biesowym pędzie... zakupione mięso i tak zamarzło na balkonie i musieliśmy się raczyć tylko tym co nie zamarza...

El Czariusz
24.06.2025, 19:51
"Gdy mi ktoś mówi, że ludzkość idzie z postępem to ja patrzę na niego jak na wariata. No bo czytam książki. I oto mam przed sobą gotową do druku książkę polskiego żeglarza Władka Wagnera.

Jest 1932 rok, a więc ludzkość cofnięta w rozwoju o 90 lat. I tenże młody człowiek postanawia opłynąć świat pod żaglami. Wtedy to było proste. Wziął jacht, kumpla na pokład. Obaj zabrali kompas harcerski, szkolną mapę Europy i jako jedyne dokumenty, legitymacje szkolne. Plus smalec ze skwarkami i cebulką, powidła babcine i wodę w beczkach po piwie. No i popłynęli.

Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy że nie mieli sponsora i zespołu brzegowego. Dodam tylko że po drodze nasz bohater zbudował dwa jachty, bo poprzednie mu zatonęły.
Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów. Świat opłynął a obecna cywilizacja przez 83 lata od czasu gdy ukończył rejs kombinowała jak nie wydać jego książki w której to opisuje.

No bo przecież jak tu młodym postępowym wcisnąć kit, że bez uprawnień, sponsora i elektroniki można wpłynąć na jeziora mazurskie a co dopiero mówić o rejsie dookoła świata. I to z legitymacją szkolną w kieszeni."

Mucha
24.06.2025, 20:23
"Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy ... "
...pisz, ale nie obrarzaj - rz - specjalnie... O, przepraszam - teraz ja obrażam Waszą inteligencję...

"Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów".

Zapewne miał niebieską i to wszystko wyjaśnia.

El Czariusz
25.06.2025, 08:24
Muchozol,
widzę, że składasz jajka na forum.
Bardzo dobrze.
Musisz jednakowoż uważać, bo tu rządzi ptasia strefa. Latasz wśród drapoli. Na razie możesz czuć się bezpieczny. Ja np. szuram teraz myszką po Polskich Wyprawach Egzotycznych.
Rok wypusku 1963. Jesteśmy "rówieśnikami". Otrzymałem ją od damy z Mazur, co ma własne jezioro.

Jest kilka takich zbiorczych książek (posiadam prawdopodobnie wszystkie), traktujących o wyprawach "starej, prl-owskiej daty", których historię dość namiętnie śledziłem i miał być im poświęcony nawet jeden rozdział w mojej - o wdzięcznym tytule: "Przygoda bez granic".
Oczywiście na topie tematyka górska.

https://i.ibb.co/d0NS568r/Pod-Araratem.jpg (https://ibb.co/1fC3mKFL)

https://i.ibb.co/jk5Yd7kY/przygoda4x4-retro1.jpg (https://ibb.co/qYn8zbY8)

https://i.ibb.co/fGM3GRm5/Nowe-sukcesy-w-g-rach-Afganistanu.jpg (https://ibb.co/wrynrHDX)

Sporo tego jest.
Większość na padniętym dysku. Nie wiem jednak, co z tą przygodą dalej...

https://i.ibb.co/LX7LTdHL/IMGP6889.jpg (https://ibb.co/ycjwzF7w)
Dobrze pamiętam, o czym wtedy myślalem...

Żyjemy w czasach, w których kurestwo wzbudza zachwyt, a cnota śmieszność.

Dałem sobie jeszcze 2,5 roku na zamknięcie za sobą drzwi z poczuciem, że w końcu zrobiłem coś dobrego.

https://i.ibb.co/xtm3v60H/IMG-6656.jpg (https://ibb.co/bMH7hXZJ)

Biesowisko...

Te prawdziwe trwało dwa lata.
Byłem świeżo upieczonym absolwentem Technikum Elektrycznego w Wejherowie.
Wiedziałem jedno... Nie będę miał 6 stóp wzrostu i raczej nie będzie mi dane wspiąć się po linie, rzuconej z pokładu żaglowca postaci, będącej symbolem siły i męskiego piękna.
Nie będę wysokim, smukłym jasnowłosym mężczyzną, który przeskakuje barierkę i staje na drodze byka, który ma zaraz stratować rannego matadora.

Wiedziałem, czego bym chciał... W obliczu nadchodzącej, nagłej śmierci chciałbym zaśpiewać hardo: niech burza huczy wokoło nas...

Wtedy nie wiedziałem jednego... Że właśnie ukończyłem elitarną szkołę średnią. Świadectwo maturalne z jedną piątką i samymi trójami. W rubryce zachowanie: odpowiedni, w rubryce nieusprawiedliwionych nieobecności - kosmiczne 156h.
Nie. To nie były klasyczne wagary. Nie uciekałem z lekcji. Owszem, zdarzyło mi się uciekać przez Bolkiem, nauczycielem fizyki, którego "zgubiłem" dopiero na wejherowskim cmentarzu. To się działo jednak na przerwie.

Zdarzało mi się spacerować po pustym boisku szkolnym na lekcji matematyki ale to było na polecenie Kruchego. Z-cy dyrektora szkoły, który nas tej matematyki uczył. Jednym razem kazał mi "uzupełnić" pagony.
Może nie kazał... Takie stwierdzenie niesie w sobie jakąś formę przemocy.
- Pójdź się przewietrzyć i wróć z pagonami.

Byłem w czwartej klasie, była to druga lekcja 7-mego semestru i tradycyjnie zostałem wezwany z jej początkiem do odpowiedzi.
Tradycyjnie, odkąd tylko pojawiłem się na pierwszej lekcji matematyki. Byłem wzywany regularnie do ustnej odpowiedzi, na każdej lekcji matematyki. Zaraz po sprawdzeniu obecności.
Nie. Nie dlatego, że jako jedyny po usłyszeniu nazwiska mówiłem: jestem.
Obowiązywała formuła: obecny. Nie pamiętam, czemu akurat ja mówiłem "jestem"?
To nie był powód, że byłem przez Kruchego regularnie wzywany do odpowiedzi. Głupi aż tak nie byłem, by nie wyciągać lekcji z lekcji. Na drugiej lekcji (matematyki) już grzecznie odpowiedziałem: obecny, i zaraz potem...: wezwany do odpowiedzi...

Rozwiązanie zagadki jest /było banalne. Pan v-ce dyrektor Kruszyński miał tylko jedno wezwanie - rytuał. Po sprawdzeniu nieobecności padało sakramentalne: PIĄTY, DZIESIĄTY, PIĘTNASTY. Tylko tyle.
Przez jakiś czas byłem święcie przekonany, że to niesprawiedliwe, potem... się przyzwyczaiłem.
To było wyróżnienie... liczb. Trzech konkretnych. Forma wiecznego skazania, toczenia kamienia pod górę, który i tak spadał w dół.
Kruchy trzymał się tej zasady do końca. Przez pierwsze trzy lata uważałem, że mam pecha. Bo przez cały okres (w sumie pięcioletni) nauki w TE ja zawsze byłem piąty. Pozostałe liczby w ludzkiej formie jednak się zmieniały. To spadkobiercy 10-tki i 15-tki byli prawdziwymi pechowcami a dotychczasowi użytkownicy tychże, spadali o numer niżej.

Co ciekawe, z ustnej odpowiedzi najwyższą oceną był db. Nie ewentualnie dobry +. Nie. Czwórka i koniec dyskusji. Oczywiście taka dyskusja raz musiała się odbyć ale tylko raz. Na pytanie: dlaczego nie więcej?
- Możecie próbować być lepszymi ode mnie w bezpośredniej rywalizacji.
Ok! Czwórka, to świetny wynik, by nie powiedzieć "bardzo dobry". Nikt nie zaprotestował.
Na lekcji Kruchego w ogóle nikt nie protestował. Był tylko jeden taki przypadek.

I miało to miejsce w czwartej klasie na początku roku, kiedy tradycyjne wezwanie Kruchego...
- TRZECI, DWUNASTY, OSTATNI... (uczciwie dodaję, że nie pamiętam tych "nowych" liczb teraz ale coś wrzucić muszę).
Szok!
Panie profesorze! Ale jako to?! Wiadomo, kto protestował! Ja...? Absolutnie!
Niech żyje sprawiedliwość!
Na kolejnej lekcji wszystko wróciło do normy. Wtedy naprawdę po raz pierwszy pomyślałem, że komuna nie upadnie nigdy.

Odebrano mi krótkotrwałą wolność. Byłem przez chwilę rozgoryczony ale trzy lata programowania zrobiło swoje. Wypada jednak dodać, że dla Kruchego te nasze (moje) odpowiedzi, jakie by tam nie były, nie miały żadnego znaczenia. One w ogóle nie były brane pod uwagę przy ocenie końcowej!
Krucvhy miał swój - doskonały zaprawdę, system oceny wymykający się zupełnie z przyjętych standardów. Dla nie go liczyły się kolokwia.
Tak. Kolokwium. Nie "sprawdzian" ale kolokwium.

W danym semestrze takich kolokwium bywało trzy do czterech. Do każdego miałeś trzy podejścia. Za pierwszym podejściem mogłeś finalnie otrzymać nawet bdb. Wystarczylo poprawnie rozwiązać trzy zadania (zawsze były tzry). Rozwiązałeś trzy - ocena bdb. Rozwiązałeś dwa - ocena db. Rozwiązałeś jedno - ocena dst. Nie rozwiązałeś żadnego - pała. Możliwe były plusy ale od dst w górę.
I to średnia ocen z wszystkich kolokwium w danym semestrze decydowała o ocenie końcowej. Mogłeś otrzymać kolejno: db, dst, db (po drodze zbierając cztery dwóje) no celowałeś w db a to był super wynik. Z kolei dst, db, dst to była bardzo silna trója z plusem z możliwością podejścia pod db ale musiałeś zgłosić akces do tzw. dogrywki na koniec.

Dogrywka miał miejsce na przedostatnie lekcji. Dostawałeś jedno zadanie. Rozwiązane: czwórka. Nierozwiązane: dst+.

A ja...?

El Czariusz
25.06.2025, 09:40
Koniec trzeciej klasy. Do końca końca jeszcze dwa tygodnie.
Standardowo pani Trudzia (od polskiego) - nasza wychowawczyni, na polskim sprawdza, jak tam się u nas sprawy mają z ocenami.
Dobrze wiedziała, gdzie "zaglądać". Wiadomo gdzie: Fizyka i Matematyka. Dwie królowe TE. Niekwestionowane.
Pani Trudzia dociera do mojego nazwiska w dzienniku (piąte - przypominam) i niemal mdleje!
- Darek!! Rany boskie!! Ile ty masz dwój?! I tylko cztery tróje... Trzeba interweniować u Kruchego! Upss... u pana dyrektora! jak ty się mogłeś tak zapuścić?!
Trudzia się, to piekli na mnie, to niby współczuje... Zawiesza głos...

W odpowiedzi ktoś z klasy rzuca. Pani profesor... Czoper (takie miałem pseudo) jest już spokojny. Czysta sprawa.
- jak to czysta?! Pewna dwója, to czysta sprawa?!
Pani profesor... jak dwója?! Pewna trója. Czoper ma już wakacje!
- Jaka trója...?!
Ech... Pani profesor... Z każdej strony docierają do Trudzi zazdrosne westchnienia... Pani uczy polskiego a Kruchy ma swój system. System trudny dla humanistki... Mówimy pani profesor, że pewna ta trója Czopera, to pewna trója. Koniec kropka.
- Wiecie, że was lubię... Nie próbujcie mnie tu pocieszać jakimś dziwnym systemem! Przecież to sie w ogóle nie spina.
No dobra... Wytłumaczymy pani!

Po 10-ciu minutach tłumaczenia pani Trudzia była w dokładnie w tym samym miejscu, kompletnie jednakowoż zdezorientowana. Systemu nie załapała ale IIIb jak najbardziej. Pół godziny lekcji polskiego w eter;)
- Opuszczając klasę podszedłem do pani Trudzi i mówię.
- Panie profesor... ja mam naprawdę mocną tróję. Kruchy, to inna liga. Z fizy mam db, to jak mogę mieć pałę z matmy...?
No tak, no tak... Bolek jeszcze gorszy... ja tej waszej matematyki nie rozumiem... 27 dwój, tylko 4 trójki... Przecież to jest pała...
Tak. W szóstym semestrze ustanowiłem rekord, trudny do pobicia.

156 nieusprawiedliwionych godzin, to również rekord nie do pobicia. Wynikał on z kolejnej lekcji matematyki. Ze spóźnień na pierwszą lekcję. Spóźnienia były do 15 min ale... Trzy spóźnienia dawały jedną, nieusprawiedliwioną godzinę. Spóźniłeś się powyżej kwadransa, z automatu godzina nieusprawiedliwiona. Moja liczba była sumą wypadkową wszystkich zdarzeń.

Wróćmy jeszcze do czwartej klasy, Kruchego i pagonów na chwilę.
Pagony po spacerze załatwiłem. W sensie powiedziałem Kruchemu, że na następną lekcję będą, bo dostępne w sklepiku szkolnym - owszem ale... Nie mam pieniędzy na zakup i muszę wziąć rzeczone od mamy. Na następnej lekcji będą. Ok.
Ja miałem pagony z z trzema belkami więc musiałem po prostu samemu jakoś doszyć czwartą belkę.
Z tymi pagonami, to w ogólę były jaja. Były one podstawą szkolnej "fali". Gość, co miał cztery pagony czy V-tkę wchodził do szatni bez kolejki i takie tam. Niekwestionowany status i... ja.

Ja ten status miałem głęboko... W trzeciej klasie już się tłukłem ze starszymi rocznikami pod szatnią. Dopiero w trzeciej, bo dopiero wtedy zacząłem rosnąć i zapisałem się na karate. Nic tak nie dyscyplinowało statutowców jak mawaszi w perły czy tam w ust korale. Plus dla mnie był taki, że nagle przestali na mnie zwracać uwagę.
No więc na kolejnej lekcji z matmy pojawiłem się z pagonami. Kruchy oczywiście pamiętał. Zostałem odebrany pozytywnie.
I tak trwałem szczęśliwie w tym pozytywie, kiedy to razu pewnego Kruchy "kazał" mi stanąć porządnie a nie wypinać brzuch do przodu.

Kiedy się wyprostowałem, pagony... spadły. Nie miałem ich przyszytych, tylko na lekcję z matmy układałem na barkach. Na "co dzień" nie nosiłem, chowałem je do kieszeni marynarki, by nie zapomnieć.
Dla młodszych przypomnę, że szkoły zawodowe były kiedyś mundurowe.
Alu i tu był dla mnie wytrych. U mnie w domu panowała bida z nędzą. Wychowywałem się z siostrą z matką, pedagogiem na UG i...

...i nie wiele się zmieniło do dzisiaj. Po ostatnich podwyżkach w sferze budżetowej edukacji, tym razem "wyrównano" pensje administracji szkolnej.
Sytuacja wzorowa. Sprzątaczka (niczego paniom nie ujmując!) w szkole podstawowej zarabia obecnie więcej niż mianowany nauczyciel.

No więc ja już wtedy tłumaczyłem się przez pierwszy m-c, że mundur się szyje, bo mama pracuje po godzinach, by na ten mundur zarobić.
Później trochę rygor złagodzono, w sensie wystarczyło (obowiązkowo dalej) nosić samą marynarkę.
Ogólnie problem polegał na tym, że większość z nas wtedy szybko z tych mundurów wyrastała. Ja miałem tylko dwa, przez całe 5 lat i drugi otrzymałem na początku klasy czwartej. W tym pierwszym, w trzeciej klasie nie byłem wstanie się zapiąć.

Z tamtych lat zostało mi jedno do dzisiaj... Nie założę za krótkich spodni ani koszuli z przykrótkimi rękawami, choćby skały srały. Jeżeli dżiny mi się skórczyły np. a fajne były, to obcinałem je przy nogawkach. Koszul nie nosiłem i dalej nie noszę. Wszystkie moje spodnie musza się na kostkach załamywać a rękawy sięgać do połowy nadgarstka.

No więc... pagony mi spadły...
- Idź na spacer. Nie wracaj bez przyszytych pagonów.
Poszedłem do szatni, do kantoru sprzątaczek, dostałem igłę, nici i sobie pagony przyfastrygowałem. Kilka minut roboty, bo ja już wtedy szyłem doskonale. Wystarczyło złapać je z góry i z dołu. Cztery operacje i... poszedłem na spacer. Następnego dnia w butonierce na stałe wylądowała igła z motkiem i żyletką.
Przyszywałem je często tuż przed lekcją z matmy. Potem pagony odpruwałem. Poza Kruchym nikt się mnie jakoś nie czepiał. To było wręcz dziwne, że pagonów nie noszę, no... bo ten statut...

O tym statucie wspominam nie bez kozery, bo te trele wprowadzają czytelnika moich treli w klimat, który będzie towarzyszył mi z intensywnością mniejszą lub większą do dnia dzisiejszego.
Otóż zrozumiałem coś w istocie banalnego... jak łatwo jest się wyróżnić "niczym".
Kto pamięta/doczytał hasło z początków tego wątku?

To "nic" jest początkiem "wszystkiego".

El Czariusz
25.06.2025, 09:59
https://i.ibb.co/rRg3f76x/IMG-4424.jpg (https://ibb.co/21wSYntv)
Kto kojarzy, gdzie ten pomnik jego stoi...?

"Cyrus Wielki - twórca imperium perskiego

Jego przyszłą wielkość zwiastowały przepowiednie. Stworzył rozległe imperium, rozciągające się od Morza Egejskiego po Indie. Stał się archetypem dobrego władcy, opiewanym w antycznych dziełach. Na jego czynach wzorował się sam Aleksander Wielki. Przez Persów nazywany był Królem Królów, przez Żydów - Mesjaszem, przez greckich poddanych - prawodawcą, a przez Babilończyków Wyzwolicielem. Kurusz, znany w naszym kręgu kulturowym jako Cyrus, inspirował kolejne pokolenia, od Aleksandra Wielkiego przez Scypiona Afrykańskiego Starszego, który nie rozstawał się z jego biografią, aż po Shirin Ebadi, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla z 2003 roku.

Dziecko z przepowiedni

W starożytności wierzono, że przyjściu na świat dziecka, któremu pisana jest wielka przyszłość, towarzyszą przepowiednie i znaki. Nie inaczej było w przypadku Cyrusa.

Urodził się około 598 roku p.n.e. jako syn króla Anszanu, Kambyzesa, i królewny Mandany, córki Astyagesa - potężnego króla Medii. Według Herodota Astyages miał sny, które zinterpretowano jako zapowiedź zniszczenia jego państwa przez wnuka.
Aby oszukać przeznaczenie, wydał Mandanę za mało znaczącego Kambyzesa z rodu Achemenidów. Mimo tego posunięcia sny nadal niepokoiły króla, który w końcu postanowił zgładzić wnuka.
Zadanie to powierzył Harpagosowi, jednemu z medyjskich arystokratów. Ten jednak zamiast zabić dziecko, porzucił je w górach, gdzie znalazł je pasterz i wychował. Gdy po latach wyszło na jaw, że Harpagos nie wykonał rozkazu, Astyages ukarał go okrutnie zabił jego syna, upiekł ciało i podał ojcu podczas uczty.

Dalsze losy Cyrusa giną w mrokach historii. Po raz kolejny spotykamy go jako czterdziestoletniego mężczyznę, gdy obejmuje władzę po ojcu. Cyrus okazał się na tyle utalentowanym i energicznym władcą, że Astyages postanowił go usunąć z tronu.

Pierwszy krok ku imperium

Król Medii wysłał przeciw wnukowi armię pod wodzą Harpagosa. Był to kosztowny błąd, Harpagos zdradził władcę, który tak okrutnie potraktował jego syna, i przeszedł na stronę Cyrusa. Autorytet Astyagesa był tak niski, że również druga armia, pod jego osobistym dowództwem, zbuntowała się. Żołnierze pojmali króla i wydali go Cyrusowi.
Król Persji wkroczył do Ekbatany, stolicy Medii, zdobywając bajeczne łupy. Po zwycięstwie Cyrus łaskawie obszedł się z pokonanymi - nie zburzył miasta i oszczędził Astyagesa. Dla współczesnych mogło to świadczyć o humanitaryzmie, jednak dla ówczesnych być może o słabości.
Pokonanie Medii zapoczątkowało efekt domina. Sąsiednie mocarstwa - Lidia i Babilonia, usiłowały zagarnąć dawne ziemie Medów. Cyrus musiał ich bronić.

Dwuznaczna przepowiednia

Pierwszy uderzył król Lidii Krezus, sławny z przysłowiowego bogactwa i przesądny jak większość ludzi swoich czasów. Przed wyprawą na wschód zasięgnął rady wyroczni Apollina.
Pytia jak zwykle odpowiedziała dwuznacznie: Jeśli wyruszysz na wojnę, wielkie królestwo upadnie. Krezus zinterpretował to jako zapowiedź zwycięstwa. Przepowiednia się spełniła ale nie tak, jak to sobie wyobrażał.
W Kapadocji doszło do nierozstrzygniętej bitwy pod Pterią. Z powodu zimy Krezus wycofał się do Sardes, stolicy swego państwa, rozpuszczając większość armii. Liczył, że w nowym roku wspomogą go sojusznicy z Egiptu, Babilonii i Sparty.
Cyrus zaskoczył przeciwnika, ruszając do ofensywy zimą, co było nietypowe ze względów logistycznych. Na równinie, nazwanej później Polem Cyrusa, doszło do bitwy. Mimo przewagi liczebnej, Persowie obawiali się znakomitej lidyjskiej konnicy. Harpagos zaproponował, by ustawić przednią linię z wielbłądów, ich woń miała odstraszyć konie. Fortel się powiódł.

Stolica Lidii, Sardes, upadła. Losy Krezusa są niejasne. Według Herodota, Cyrus okazał mu łaskę i uczynił doradcą. Oficjalne sprawozdanie Cyrusa jest bardziej lakoniczne: zabił ich króla. Zabrał łupy.
Historyk A.T. Olmstead sugeruje, że wersja Herodota mogła być propagandą kapłanów Apollina, obawiających się utraty wpływów po śmierci Krezusa ich hojnym patronie.

Persowie kontra Spartanie

W Lidii Cyrus po raz pierwszy zetknął się z Grekami. Miasta greckie w Azji Mniejszej nie chciały uznać jego zwierzchnictwa z wyjątkiem Miletu. Pozostałe zostały siłą podporządkowane niektóre szturmem, inne jak Fokaja i Teos zostały przez mieszkańców porzucone.
W tym czasie do Cyrusa przybyło poselstwo ze Sparty. Butni Lacedemończycy ostrzegli, by nie krzywdził greckich miast inaczej zostanie ukarany. Zdumiony Cyrus miał zapytać: kim są Spartanie?
Choć sam nie miał okazji się o tym przekonać, jego następca Kserkses dowiedział się tego boleśnie pół wieku później.
Po podboju Lidii Cyrus ruszył na wschód, podbijając kolejne ziemie. Aby zabezpieczyć granice, zakładał miasta, jedno z nich nazwał Cyropolis.

Mane, tekel, fares

Po kampaniach na zachodzie i wschodzie przyszła kolej na Babiloni, jedno z najbogatszych królestw świata. Rządy króla Nabonida budziły powszechny sprzeciw kapłani Marduka nie znosili jego faworyzowania boga Syna, arystokracja i lud cierpiały przez podatki, głód i chaos.
W 539 roku p.n.e. Cyrus pokonał armię babilońską pod Opis, a następnie zdobył Babilon dzięki inżynieryjnemu fortelowi przekierowaniu rzeki. Wkroczył do miasta jako wyzwoliciel, nie zdobywca.

Cylinder Cyrusa

Cyrus szybko porozumiał się z elitami i zdobył ich poparcie. Symbolem jego propagandowych umiejętności był Cylinder Cyrusa - gliniany dokument, w którym przedstawił się jako prawowity władca, wezwany przez boga Marduka.
Cylinder uznawany jest przez część badaczy za pierwszą w historii kartę praw człowieka. Jego kopia znajduje się dziś w siedzibie ONZ w Nowym Jorku.

Ostatnia wojna

Mimo podeszłego wieku Cyrus nie porzucił ambicji wojennych. Zginął w walce z Massagetami, koczowniczym ludem dowodzonym przez królową Tomyris. Według Herodota, Tomyris po zwycięstwie kazała włożyć odciętą głowę Cyrusa do bukłaka z krwią, mówiąc: Nasyć się krwią, której łaknąłeś.
Został pochowany w Pasargadach. Na jego grobie wyryto: "Tutaj spoczywam ja, Cyrus, król królów".

Legenda Cyrusa

Cyrus zyskał uznanie nawet wśród Greków. Ksenofont stworzył jego idealizowaną biografię Cyropedię. Dla niego Cyrus był wzorem władcy, budzącego szacunek nawet wśród podbitych.
Aleksander Wielki pragnął go przewyższyć. Renesans zainteresowania Cyrusem przypadł na czasy szacha Pahlaviego, który uczynił Cylinder Cyrusa symbolem państwowym i nadał synowi imię Cyrus."

Michał Kowalski

El Czariusz
25.06.2025, 14:16
utwHSylN47I

Bardzo ładne wykonanie. Na razie na końcu krótkiej kolejki do nauki. Bezwzględnie jednak obecnie adagio sostenuto. Zbieram się jak sójka za morze do zapisu nutowego - przede mną jeszcze 2/3 materiału...

Tymczasem inny materiał rozwija się jak rozmaryn. Koniec trzeciego tygodnia się zbliża i już zaczyna się coś dziać.

https://i.ibb.co/jv1djXPP/IMG-20250625-130608.jpg (https://ibb.co/wNxT2mFF)
Powoli pojawiają się pierwsze zalążki kiełków.

https://i.ibb.co/gLr6rWW9/IMG-20250625-130359.jpg (https://ibb.co/xt232ggL)
Ta porcja pestek bardziej reprezentatywna.

Jest pewna niewiadoma. Albowiem bowiem ja wiem tylko, że to jedna z wcześniejszych odmian i to z tych dostępnych na Pomorzu a tu wegetacja jest opóźniona.
Wic w tym, że hoduję ale nie wiem do końca co:) Te dwie "partie" kupowane w odstępie dwudniowym. Możliwe więc (a bardzo było by to wskazane), że to różne odmiany czereśni byli (jednak wątpię).
Zatem jeżeli to wczesna odmiana, to mam trzy przypadki. Bo powszechnie uprawiane są właśnie "wczesne" trzy.
Drugi wic polega na tym, że większość czereśni nie jest samopylna a to znaczy, że do obfitego (przyszłego) owocowania potrzebują "partnerkę" z innej odmiany.

W ramach tej samej odmiany zapylanie ponoć nie jest tak skuteczne. W ogóle, by mogły się zapylać, to trzeba dobrać dobrego zapylacza (są takie czereśniowe wybrańce).
Na razie się tym nie przejmuję, bo najpierw musi to w ogóle wyrosnąć i chwile potrwa zanim na takim rosnącym kilka lat drzewku, pojawią się pierwsze kwiaty. Nam też worek musi dojrzeć;)
Mam nadzieję, że to Rivan lub Burłat, najlepiej dwie. W takim przypadku miałbym spokój a`priori;)

W każdym razie jakieś perspektywy widać. Z krótkiej perspektywy powinno wyglądać to tak: w połowie następnego tygodnia powinno kilka ziaren korzenia puścić. Te posadzę w przygotowanych pojemniczkach z ziemią i po kolejnych 4 tygodniach powinny się pojawić małe "krzaczki".

Dzisiaj podjąłem stratyfikację kolejnych kilku ziaren. Też nie wiem, jaka to odmiana:)
Na pewno "zapoluję na samopylną - lapins. Na tą poczekam do początków lipca.

X8uJOUaBy7I
Oto to.

Drugim tymczasem,
na moim podwórku właściwym cisza. Ptaków nie ma.

Mucha
25.06.2025, 14:43
Się nie martw. Przylecą jak czereśnie zaowocują. :Sarcastic:

El Czariusz
25.06.2025, 15:52
Jednak popołudnie dla mnie a nie pracy. Hydraulicy nie dali rady, elektrycy również więc mam wolne.
A jak wolne, to wracam do Biesowiska.

Fazik chciałby, by tam jakieś tajemnice uchylać... To całe morze tajemnic. Może się sporo wylać. W sensie nic złego. Po prostu jakiś niekontrolowany ciąg wydarzeń, niesiony na fali wspomnień i emocji.
Kiedyś prowadziłem dziennik tej imprezy... Mało z czego byłem tak zadowolony jak z tego dziennika. To był dziennik w stylu Dziennika Maszynisty.
Kiedyś, przed laty wrzuciłem na forum linka do tego filmu. Dzisiaj dalej jest on dostępny ale za pieniądze/abonament.

Film jest doskonały. Przede wszystkim wyróżnia ten film scenariusz i dialogi. ma on w sobie coś z braci Blues, elementy magii ze snem na jawie.
Jestem przekonany, że mój dziennik byłby znakomitym scenariuszem do czegoś podobnego.
Z siebie zrobiłbym narratora. Tylko i wyłącznie. W stylu Tarantino pojawił bym się w jakiejś scenie udając... Kogo mógłbym udawać...? Mam! Siebie.

Ze mną jest duży problem. Od jakiś 15-stu lat. Problem wywołał narastający stres. Wynikiem - chęć opowiedzenia/dopowiedzenia wszystkiego. Otworem paszczowym. W końcu, po 15-stu latach doszedłem do wniosku, że lepiej zmienić... spodnie. Pisanie to inna bajka. Ja piszę dla siebie, nie dla was. W sensie przy okazji dla was.
Z mówieniem/gadaniem jest inna sprawa. Erzatzem jest gadać do samego siebie jak tu - pisać w ten sposób, ale to już na bank choroba.

No więc jako narrator (z podstawionym głosem Fronczewskiego) spisałbym się jak długopis.
Niestety... Dziennik zaginął. Wyszła by z tego gruba książka. Sam scenariusz do filmu/dokumentu trzeba by było zdrowo pociąć. Prowadziłem w tym dzienniku "skorowidz" powiedzeń. Z jednej tylko imprezy, było tych powiedzonek kilkadziesiąt i to już wyselekcjonowanych.

Jak człowiek prowadzący warsztat 4x4 mógł sobie kupić... karawan? Karawan na bazie mercedesa (bodaj 124), który miał być bazą do... kampera.
Kurwa... ludzie. Z haseł, które przy karawanie padały można było by wypełnić całą noc kabaretową. Bo to niezły kabaret był...
Na koniec, ktoś na tylnej, zakurzonej czarnej szybie - nawiązując do profesji właściciela, dopisał mu palcem (po szybie) hasło reklamowe: reanimujemy trupy.

I tak dalej, i dalej, i dalej...
Prawdziwe/właściwe Biesowisko trwało gdzie indziej, dużo wcześniej...
Zaczęło się na badaniach lekarskich w Wyższej szkole Morskiej w Gdyni.

Świeżo po maturze, z jednym bdb na świadectwie dowiedziałem się, że z takimi ocenami, to wszystkie uczelnie techniczne czy tam inne astronomiczne, stoją przed nami otworem. I to była szczera prawda. Zaprawdę wystarczyło tylko zdać maturę ustną z fizyki. Wszyscy, którzy się tego podjęli i zdali, radzili sobie potem znakomicie na studiach.

Wszyscy... Że niby licznie, jak celebryci do szczepień... No nie. Matura ustna z fizyki f-cznie była świętym Grallem ale żeby ludziska walili drzwiami i oknami, by stanąć oko w oko z Bolkiem? Już to było prawie niemożliwe, bo Bolek miał rozbieżnego zeza.
Kruchy miał swój system. Już wiecie... 5-ty, 10-ty itd. Bolek też miał system.
Przede wszystkim mówił bardzo szybko i do tego niewyraźnie.
- Bszzzz t..dd.dbrz arż ton... siadaj.
Ale nikt nie stał... Wszyscy siedzieli jak skamieliny jakieś, w pełnym zatwardzeniu z nadzieją jednakowoż, "że to nie ja padnę ofiarą".

Bolek bez wskazywania palcem, do któregoś z nas się zwracał z... tym czymś... znaczy bzyczeniem, szemraniem, cholera wie, jak to nazwać. Nikt nie wiedział do kogo, bo ten zez, no i... pała. Znaczy ktoś dostawał pałę.

Jedynym, który złamał system Bolka... byłem ja.

Kiedyś, w trzeciej klasie to było, po prostu na kolejne "pytanie/zadanie" rzucone przez Bolka w rozstrzelany wzrokiem eter, nagle wstałem i odpowiedziałem... podobnym bzyczeniem!
Nie wiem, jak to się stało... Po prostu wstałem i to zrobiłem... Zapadła taka cisza, że... jakby w tym momencie wpadła do sali mucha (Mucha czytaj!), to... Sobie coś tam wyobraźcie.

No więc ja stoję a wszyscy sierdzą. Ja wstałem z bzyczeniem przed sakramentalnym "siadaj". Ten wyraz/słowo zawsze było czytelne.
Cisza... Mucha lata w zwolnionym tempie... Próbuję spotkać się z oczami Bolka...
Nagle Bolek eksploduje! Eksploduje całym potokiem bzyczenia, szemrania i Bóg sam wie, czego jeszcze... By na końcu wszyscy usłyszeli wyraźne (ale dalej szybkie):
- Siadaj, bdb.

I tak się stałem fanem fizyki. W TE nie uczyłem się niczego. Miałem jeden zeszyt do wszystkiego a były to czasy, kiedy sprawdzało się zadane lekcje do domu. Mój zeszyt był pusty. Czasami z matmy coś napisałem, czasami.
Po otrzymaniu bdb z fizyki, zeszyt powoli zaczął się zapełniać notatkami z tejże. W piątej klasie (jak wspominałem gdzieś tam wcześniej) mieliśmy już elementy analizy matematycznej pochodne funkcji, rachunek różniczkowy i całkowy.
Nagle zacząłem to wszystko rozumieć. Fizyka zaczęła mi się naprawdę podobać a za nią przekonałem się do matematyki, jako potrzebnego w życiu narzędzia. W życiu, w którym chciałbyś zrobić coś więcej niż zamówić dwa piwa i potem jeszcze trzy. No dobra wziąłeś się za bary z połową skrzynki i brylujesz potem z algebry hasłem: jebnąłem 12 piw!

A, że byłeś w brytyjskim barze, to ci się rozjechało z układu dziesiętnego w niebyt starego funta z 20-stką szylingów i 240-stu pensów. Tyle było warte twoje 12 piw.
Do tego obudziłeś w łóżku z babką, która jeszcze wczoraj była uroczą blondynką o wdzięcznych kształtach a rankiem, brytyjską raszplą.
Nic dziwnego, że angielscy żeglarze tyle czasu spędzali na morzu - nomen omen.

No więc...
Jestem obecny na badaniach zdrowotnych w Wyższej Szkole Morskiej, bo zdałem maturę ustną z fizyki na bdb.
Zdrowotnie byłem ogólnie bardzo sprawny. Niestety mam jedną przypadłość. Kupując materiał dla mamy w sklepie, zachowywałem się jak Dalton. On tez kupował materiał w sklepie, tylko dla żony.
- Szanowna pani czy ten czerwony, co wygląda na zielony, to jest niebieski?

Ci, co zdawali na nawigację musieli obowiązkowo przejść kompleksowe badanie oczu. Po zdaniu matematyki i fizyki z cyframi to ja sobie radziłem znakomicie na każda odległość. Nazwał bym siebie nawet Sokole Oko ale...
Pani pokazała mi tablice z jakimiś kółkami i plamkami, w których ja te liczby miałem znaleźć...
Zatem przede mną nagle wyrosło widmo WKU.
takie to były czasy, że szkoły zawodowe/średnie od razu informowały WKU, że na rynek pracy wchodzą absolwenci tychże. By uciec przed wojskiem absolwencka młodzież starała się przed wojskiem uciec. Drogi ucieczki były różne. Dla mnie droga prosta były studia.

Wszystko szło świetnie, ale wydechło na tym, co nawet polubiłem. Padłem na liczbach...
Zanim jednak padłem konkretnie na ryj, pojechałem z moimi kumplami z klasy w stronę Mazur. Mój przyszły szwagier, który zaraził mnie literaturą młodzieżową dwa lata wcześniej miał bzika na punkcie Pana Samochodzika.
To on wymyślił i wdrożył do realizacji arcyplan. Naszym celem było się przemieszczać śladami tegoż!
Scenariusz? Boski. To miała być podróż za jeden uśmiech.

wuM3a2tE9dg

P.S.
Muszkinie, zdzwonimy się.

matjas
25.06.2025, 15:53
ten Nokturn bardzo niepozornie wygląda - koleś bardzo wie co robi z tą gitarą :D

coś podobnie jak kiedyś mnie wzięło żeby się uczyć na klawiszach na początek Schumanna 'Traumerei' - proste przecie :D

Powodzenia!

El Czariusz
25.06.2025, 20:39
Marzenie niby niewinne na gitarę ale to transkrypcja z zapisu ma fortepian. Byłoby Ci ją w takiej wersji łatwiej zagrać.

Nokturn dla mnie zdecydowanie nie na dzisiaj i nie jutro. Na pojutrze:)

P.S.
Mam zapylacza do czereśni. Dzisiaj go skonsumuję;)
Jutro "posadzę".
Wiem, że gdzieś mam kobyłę - Fizjologia roślin i mógłbym w pauzach między graniem poczytywać.
Coraz poważniej myślę o nabyciu kompetencji rolniczych tylko jak przekonać mózg?

ATomek
25.06.2025, 21:05
Przez żołądek do mózgu!
Zacznij od gotowanych kartofli z koperkiem, ze skwarkami z prawdziwej śfyni i zsiadłym mlekiem. Powinno przekonać.

kylo
25.06.2025, 21:18
Czytanie tych opowieści przenosi mnie w inne obszary świadomości, przyjemnie.

Ad. Muchy - "Mucha Nie Siada"
https://www.youtube.com/watch?v=-8uedG1fs2Q

El Czariusz
25.06.2025, 22:26
Się nie martw. Przylecą jak czereśnie zaowocują. :Sarcastic:
Na tym podwórku, gdzie będą rosły czereśnie ptaki są.
Na obecnym - miejskim, zero. "Rewitalizacja" zrobiła swoje ale o tym późnniej.

Tymczasem Strażnik Domowy przycięła laurowiśnię, która zdominowała "nasz osobisty ogródek" od strony głównej szasse.
Wybijają się w tym ogródku cztery małe dęby, ułamany jesion, kasztan, buk i grab.
Je przesadzę na podwórze podlaskie w listopadzie.

Widzę tam aleję z czereśni. Dużo tam widzę ale muszę dobrze przewidzieć miejsce. Jak już wspominałem, będzie mały sad. Będzie dąbrowa. Fąb Kacperka (wnuka) już zyskał blisko 1,5m i na przeprowadzkę ostatni dzwonek. Fąbek czerwony Marysi też ma się coraz lepiej.
Ukorzeniam teraz sezonowane przez zimę pędy laurowiśni. Za późno co prawda wyjąłem je z sypialni ale zobaczymy.

Rozmnożę też cisa, który nam ładnie w ogródku rośnie. Bardzo lubię cisa. Ja w ogóle lubię drzewa. Nie wiem, czy ja wcześniej drzewem nie byłem. Ja się wśród drzew dobrze czuję. O reszcie już wspominałem (brzóz kilka, czarne morwy itd.).

Tuba co rusz podsyla mi kosynierskie tematy. Tym razem Romka od byków (coś dla Fazika).
On też spec od klepania. To ek twierdzi, że teraz babki to do dupy są. Za miękkie, podobnie większość tanich ostrzy, będącymi tylko kawałkiem blachy, co kucia nie zaznała i procesów hartowania.

Jak remontowałem mieszkanie trzy lata, to miałem duży brulion "do remontu".
Pora wrócić do zagadnienia. Na wsi będę przekładał podłogę, wymieniał instalację elektryczną i kładł te, których nie ma.
Najpierw muszę wyrównać poziomy bytowe w mózgu, bo ten przypomina oczy Bolka. Rozbiegany, szumy tylko i bzyczenie....

A'propos siadania muchy i bzyczenia. Sezon w pełni.
https://www.facebook.com/share/v/15KYr2cQ7v/

El Czariusz
26.06.2025, 10:01
Należy przestać "leczyć" ludzi.
To ich najszybciej uleczy.
Mamy wyjątkową zdolność do samoleczenia.

Słomiany zapał.
Wszyscy mi to zarzucali. Wszyscy dorośli. Opinia docierała zewsząd. Zdolny ale leniwy, to pierwszy stopień oceny był. Finalnie - słomiany zapał.
Zasadniczo po rozwodzie rodziców zostałem sam jak palec. Z siostrą tłukłem się o byle co. Jako starsza nienawidziła mnie szczerze. Jeszcze na starej chacie (przed rozwodem) rzuciła we mnie pękiem noży z szuflady.
Nie nie. Nie, żeby postraszyć. Żeby przynajmniej okaleczyć. Tak okaleczyć, bym już nie mógł jej dokuczać.

Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Nie wiedziałem o tym przez całe dekady.
Dowiedziałem się o relacji starszej siostry z młodszym o 1,5 roku z bratem, dopiero kilka lat temu.
Kłócisz się z siostrą, robisz jej na złość wiedząc jednak, ze to prawo nękania, jest twoim prawem na wyłączność. Nie daj Boże z prawa chciałby skorzystać obcy. Wtedy z brzdąca zamieniasz się w tygrysa... Oczywiście w tygrysa lepiej niż w bociana np. Zdecydowanie lepiej to wygląda ale ty wtedy i tak nie myślisz takimi kategoriami. Myślisz kategoriami szybkiej obrony i ataku.

Kiedy zagrożenie zostaje zlikwidowane, wszystko wraca na stare tory.
Ten proces jest konieczny i się w pewnym momencie kończy. To taka wielopokoleniowa mądrość. Udało mi się jakoś przez to przejść i potem na długie lata zapadłem w letarg trwania.
A słomiany zapał...?
To cudowne zjawisko. Jeżeli jakieś dziecko zasługuje na to hasło, to znaczy, że cały czas szuka swojej, indywidualnej ścieżki. Dobry rodzić, w sensie obserwator, będzie słomianemu dorzucał słomy ile wlezie.

Wie o tym hodowca trzody. Systematycznie wymienia słomę w oborze, by tworzyć komfortowe warunki do wzrostu bydła:)
Oczywista trza wiedzieć, żeby to wiedzieć i żeby ten proces przebiegał "porządnie".
Ja wiedziałem tylko, że jestem słomianym zapałem. To była bardzo powierzchowna ocena. Nie wiele mająca wspólnego z rzeczywistością. Tym niemniej skoro moja siostra była wybitnie zdolna, to wszyscy uważali, że i ja taki jestem. Kiedy ona siedziała w książkach i nikt nie musiał jej zaganiać do tychże i w ogóle do nauki, to i ze mną będzie podobnie, skoro nie miałem praktycznie problemów z nauką.

Mogło być dużo lepiej, gdyby któremuś z rodziców chciało się mnie dopingować do większego zaangażowania w uczeniu się. W ogóle nie czułem takiej potrzeby, realizowałem się doskonale w słomianym zapale. Próbowałem wszystkiego, co przyciągało moją uwagę. A najbardziej moją uwagę absorbowały ćwiczenia fizyczne, wspierane wrodzoną dla każdego dziecka cechą - rywalizacji. Wewnętrzna siła motywacyjna, którą każdy z nas ma. W późniejszym procesie socjalizacji dziecka ta siła w idealnych warunkach przechodzi w potrzebę pomocy innym ale... nie o tym.

U mnie wszystko stało na głowie. Nikt się mną nie interesował, poza lejącą mnie od czasu do czasu siostrą. Moja kreatywność skupiała się zatem na tym, jak jej "oddać". Na szczęście słomiany zapał pchał mnie jeszcze w innym kierunku.
Jesteśmy najbardziej kreatywni wtedy, kiedy brakuje nam narzędzia do zabawy. Narzędzia o którym wiemy, że istnieje i by zabawa szła, musimy je po prostu zrobić/zdobyć. Nie miałeś łyżew, ślizgałeś się na butach. ktoś miał wytartą, kauczukową podeszwę i but sam jechał. Ty nie miałeś, więc albo rezygnowałeś albo czekałeś aż powstanie ze ślizgania czysty lód i wtedy już szło. Przecież wszyscy się ślizgali a ty co...?

Im bardziej stromo, tym różnice między butami się zacierały. Bo ten na kauczuku miał cykora a ty nie. Dopóki nie fiknąłeś potężnego orła. Więc brałeś sanki i na tym stromym zjeżdżałeś tak długo aż tafla lodu powstała. Od razu byłeś level wyżej.
Jak zajumałem siostrze białe, babskie figurówki wszyscy koledzy na dzielni się ze mnie śmieli. ja "zmotywowany" zjeżdżałem na tych figurówkach z góry, gdzie oni bal się zjechać na sankach.
Raj był, gdy siostra z nich wyrosła. na cienkiej tafli lodu wszyscy próbowaliśmy hokeja na butach. Zbijaliśmy sami kije. jak ktoś dostał prawdziwy, to był gość. Ale i tak ja tych wszystkich "frajerów na butach" objeżdżałem babskimi figurówkami jak leszczy.

Palant... palantem był ten, któren nie umiał grać w tę banalną grę. Polska, podwórkowa wersja nie polegała na odbijaniu piłki. Trza było podbić kijem najpierw odpowiednio wyprofilowanego (jak osełka do kosy) knypla i jak ten się unosił (w trudnym do przewidzenia kierunku), dopiero w niego f-cznie walnąć by poleciał za drużynę broniącą.
Wszystko uczyliśmy się od siebie na podwórku a zawsze było od kogo.

Dzisiaj wszyscy mają piłkę w domu i nikt nie gra. Za moich szczenięcych czasów była tylko jedna piłka na pół osiedla i wszyscy w nią młócili od rana do wieczora. Jedni lepiej, drudzy gorzej. Nawet gruby grał. Na bramce ale grał. Jak ktoś był gruby, z automatu się "negatywnie" wyróżniał.
Tak, wszyscy z niego kpili ale to od niego zależało, jak do tego podejdzie czy przetrwa tą nawałę i jeszcze się odszczeknie, czy podda. Ilu było wtedy takich grubasów?

Relacje się wykuwały na podwórku a nie w okienku smartfona. Skarżenie się na zły los, było oznaką słabości. Dzisiaj patriotycznym obowiązkiem.

Tak. To ja znalazłem (jako dziadek) więcej cierpliwości do nauki dzieci jazdy na rowerze. Dzisiaj ją mam. W stosunku do Juniora nie miałem a szkoda.
próbowałem wnuki wprowadzać na coraz wyższy level. To m.in. jazda "na stojaka". Nie udało mi się. Nie udało, bo nie pokazywałem tego na rowerze sam.
W przedszkolu Kacpra (połączonym ze szkołą podstawową do której uczęszcza Marysia) wprowadzono konkurs na "dojazd rowerem" do rzeczonego. oczywista pod kontrolą rodziców. nagle przed szkołą zaroiło się od kolarzy. Ja o tym nie wiem ale...

Któregoś listopadowego, późnego popołudnia zajeżdżam na chatę Juniora. Dzieci zachwycone niespodzianką wskakują na rowery, by pokazać, że one już "po ulicy same jeżdżą". Kacper krzyczy:
- Dziadek! Patrz, patrz!
No to patrzę a on próbuje jazdy na stojaka! Droga boczna, gruntowa, z koleinami i nagle FIK. Leci przez kierownicę, salto mortale ale... szybko dosiada brykę i dalej nadaje:
- Widziałeś, widziałeś?!
I on i ja wiedziałem, ze nie chodzi o przypadkowe salto mortale, tylko pedałowanie na stojąco.

jak się nauczył...? Podejrzał u starszych dzieci.
No i musiałem tak stać i patrzeć:) A on zawraca u sąsiada na kostce brukowej, wyjeżdża na prostą i chulaj dusza! Jestem szczęśliwy.
I tak raz zarazem. Tym czasem wyszła babcia i już...
- Jezu Kacper! Ty się zaraz wywrócisz!
No i babcia wykrakała. Widząc babcię, popisówa miała być juć na tip top i na pełnej pydzie wjechał do sąsiada. Nie wyrobił się na kostce i... zniknął w tujach!

Babcia przerażona a dziadek...?
Ciemno już było i babcia zagoniła Kacpra do domu. gdyby nie wyszła, była by jazda po ciemku na pydzie. Jeszcze wyższy level.
Dziecko w smartfonie, to czas stracony. W domu rodziców smartfon i tv istnieje tylko w ściśle określonych granicach i jest kilkunastominutową nagrodą. I to pod warunkiem, że "program" jest edukacyjny.
U nas podobnie ale daję ciut więcej czasu, bo ta chwila wytchnienia się przydaje wszystkim.
Maks pół godziny. No chyba, że oglądamy Krzyżaków albo Zorro (klasyk, oczywista nie w wersji animowanej).

Ja nie miałem takich rodziców, a bardzo chciałbym.
Stąd jestem niedorozwojem, jakim jestem. Fizycznie ostatni raz "męczyłem" towarzystwo na zakończenie Antypedaliady. Dwa wieczory, w których f-cznie zdałem sobie sprawę, że "ja nie umiem".
Tego się już nie da nadrobić.
Patrzę szerzej na ten step szeroki, który jeszcze przede mną i już za mną.

Nic lepiej nie odda mojego stanu, jak kultowy obraz z Nowowiejskim. Nie chodzi o zemstę... Scena, kiedy wsiada na koń i znika nam z oczu...
Jego małą ojczyznę Azja zamienił w zgliszcza. W powieści Sienkiewicza poniósł zasłużoną karę.
Moja małą ojczyzną są teraz babcie i wnuki. Widzę więcej niż Nowowiejski... Wszyscy widzieli. Czytali, oglądali... Pies to trącał.
Nic się nie zmieniło.

SFEeccGLQdw

Wiem, że ciężko za mną podążać. Życie jest jak rzeka. Najpierw źródło, potem strumień. Co stanie na jej drodze to jedno, ale nieuchronnie płynie w dół.

Jeszcze tli się nadzieja...

paAFQaeG2Sk

Tymczasem zapylacze przygotowane do stratyfikacji.

https://i.ibb.co/zVxwB0vN/IMG-20250626-091715.jpg (https://ibb.co/hF9v4tzC)

https://i.ibb.co/Tx1WhSnk/IMG-20250626-093837.jpg (https://ibb.co/DHYrKy6t)

https://i.ibb.co/ybxL032/IMG-20250626-094059.jpg (https://ibb.co/qP2bBZ6)

https://i.ibb.co/6KQ7Kmf/IMG-20250626-094345.jpg (https://ibb.co/3xK9x7L)

I do lodówki.

Emek
26.06.2025, 10:04
A to lodówka proces przyspiesza czy jak?

matjas
26.06.2025, 10:08
Też w sumie chciałem o to zapytać jak już pojawił się temat. Widziałem o kiełkowaniu nasion w lodówce…

Natomiast wczoraj mnie Muchozol rozjebał mocno i sobie w głowie powtarzałem ten tekst śmiejąc się sam do siebie. Dobrze mieć taką muszkę.

jestem mucha co z niejednego gówna chleb jadła

No nie mogę :)

El Czariusz
26.06.2025, 10:38
A to lodówka proces przyspiesza czy jak?

W naturze musi czereśnię zjeść ptak i potem kolokwialnie rzecz ujmując - wysrać. Potem taka oczyszczona pestka ląduje gdzieś w glebie i ma przed sobą długi proces dojrzewania. Kilkadziesiąt dni na pozbycie się skorupki, i uwalnia się nasienie. Przychodzi chłodny okres i teraz nasienie dojrzewa kolejne kilkadziesiąt dni. Wczesną wiosną wybija się z gleby malutka "sadzonka".

Postępując jak na zdjęciach ja ten proces przyspieszam. Uwolnione nasionko przez około m-ca "dojrzewa" w lodówce jak w naturalnych warunkach. To jest proces stratyfikacji.
Część nasion puści zalążek korzenia po 28 dniach na tyle, by można je już było przesadzić do małej doniczki. Pozostałe później lub w ogóle, jeżeli nie ruszą.
W doniczce po m-cu powinien pojawić się "krzaczek". co potem...? Jeszcze nie wiem. Wygląda na to, że z końcem lipca, początkiem sierpnia będę miał już gotowe sadzonki przynajmniej dwóch odmian.

W czerwcu przyszłego roku pojadę sobie do tego Arboretum czereśniowego, które "podrzucił" Dawid (nie daleko Mateusza). Objem się tam czereśniami i zachowam konkretne pestki do kontynuacji własnej, konkretnie opisanej hodowli.
Obecnego eksperymentu nie przekreślam, będą sadzonki miały swoje miejsce na wsi. Dopiero za kilka ładnych lat się okaże, co z tego wyrośnie;)
Ale tak sobie to zaplanuję, by wszystkie miały warunki do zapylenia, no chyba, że będzie też odmiana samopylna extra.

Pamiętam z dzieciństwa aleję czereśniową u babci, przy drodze gruntowej prowadzącej do wsi. Zawsze chciałem mieć własne czereśnie:) U babci w sadzie rosły wiśnie szklanki i papierówki. Śliwek nie pamiętam. Była grusza ale owoce niesmaczne.
Dzisiaj popularne stają się alejki czereśniowe, w tym z gatunków ozdobnych. Ja celuję w tradycyjny, trochę bezładny układ sadu ale z przemyślanymi (pod kątem plonowania) nasadzeniami.

matjas
26.06.2025, 10:51
Wzmiankowane Wojsławice k. Niemczy są około 70km od mojej wsi ale z perspektywy trójmiejskiej to fakt - obok :) na tyle obok że po drodze na pewno :) tak więc zakołonotuj.

Emek
26.06.2025, 10:53
Ja tam się nie znam ale stratyfikacja chyba dotyczy nasion w pestkach a Pan żeś się już ich pozbył. Większość procesów stratyfikacji dla nasion pestkowych nie zakłada wydłubywania nasion z łupin, przynajmniej się nie spotkałem.
https://www.encyklopedia.lasypolskie.pl/doku.php?id=c:czeresnia-ptasia-nasiona
Z innej beczki. Ma ktoś doświadczenie z sadzeniem i hodowlą bambusów mrozoodpornych?

El Czariusz
26.06.2025, 11:03
Też w sumie...
...wczoraj mnie Muchozol rozjebał mocno i sobie w głowie powtarzałem ten tekst śmiejąc się sam do siebie. Dobrze mieć taką muszkę.

jestem mucha co z niejednego gówna chleb jadła

No nie mogę :)
Obaj zapisaliście swój udział (ale nie razem) na kilku mocno kultowych Biesowiskach. Ty na jednym, nietypowym. Nazwanym: Biesowisko 3 i 1/3 - bo było "letnie".
Gdybym akcję ściągania Cymesa spod Komańczy opisał bez świadków, nikt by w to nie uwierzył.
Trzy eMki z koszami i Pastor na krowie...

Mucha zawsze przyjeżdżał na GS-ie, kiedy reszta motocyklowych pedałów w puszkach. Na pierwsze Biesowisko wiozłem w przyczepce mW -750 Konrada, która ciągnąłem akurat Jake`em - Białą HJ 60.
Pogoda w ciągu jednej nocy zmieniła się z normalnej jesieni na piękną zimę. Spadło wtedy pół metra śniegu, który towarzyszył nam już w Bieszczadach.
Zapięty napęd na cztery koła nas uratował ale strachu się najedliśmy, bo jechałem na 33-calowych emtekach...

Tego wieczora zjechała większość ludzi. Następnego dnia dojechał Karol ze Sławkiem w samuraju bez połowy podłogi ale za to z plandeką, zamarznięci na kość, wsunięci w... śpiwory.
Przyjechali następnego dnia, bo umówili się w Zielonej Górze o 12-stej. Tylko niedoprecyzowali sobie - której.
To oni spotkali na trasię tę powracającą, hardcorową wyprawę Brytyjczyków na wschód, której lider najdalej dotarł do Bydgoszczy.

Tak się chłopakom impreza spodobała, a zwłaszcza prezentacje, że postanowili z czystych pasjonatów dalekich podróży zorganizować własną, bardziej hardcorową od Brytyjczyków. Co to była za wyprawa niech świadczy fakt, że dwóch kamczackich Robertów nie wygrało prezentacji w 2009-tym.
A przecież to była (Iziego I Moviego) jedna z najbardziej kultowych, jakie przewinęły się (znaczy ich bohaterowie) przez to forum...

Tak, że ten...
Nie lubię dziadka! Jak mówi do mnie Kacper, kiedy mnie chwilowo nie lubi:)

matjas
26.06.2025, 11:13
Ściąganie Cymesa spod Komańczy nie jest rzeczą którą zapamiętałem najmocniej... BO
Mam wciąż przed oczami jak najebany jak szpadel Cymes wyjechał naprawioną emką na wstecznym z garażu Krysi i dokonał nawrotu na pełnej, wspomaganej jeszcze tym spadkiem podjazdu bliskim 40* chyba i wyjebał się razem z zaprzęgiem przykrywając się wozem.
Przysięgam, że byłem pewien naonczas, że zostanę mimowolnym świadkiem czyjejś śmierci i trzeba będzie oglądać krew i mózg. O ile tam jeszcze był jakiś mózg :D Promile ochroniły go jednak jakimś cudem i nie dostał w łeb tym koszem ale Ema pokazała brzuch w całej okazałości. Cud. Tylko tak można to nazwać.

No i oczywiście pamiętam jeżdżenie z naleśnikiem po lesie legałnie - motocyklem. Podczas gdy wszyscy inni wieżli się w autach - niestety, nie kurzyło się :/



Co do bam-busów to na basenie w oleśnicy rosną bambusy w części zewnętrznej saunarium. Nie wygląda mi na to aby je ktoś 'hodował' - od lat mają się nieźle ale nie wiem jaki to typ/odmiana/gatunek. Jeśli Ci to ma w czymś pomóc to mogę kiedyś zrobić zdjęcie.

El Czariusz
26.06.2025, 11:21
Ja tam się nie znam ale stratyfikacja chyba dotyczy nasion w pestkach a Pan żeś się już ich pozbył. Większość procesów stratyfikacji dla nasion pestkowych nie zakłada wydłubywania nasion z łupin, przynajmniej się nie spotkałem.
https://www.encyklopedia.lasypolskie.pl/doku.php?id=c:czeresnia-ptasia-nasiona
Z innej beczki. Ma ktoś doświadczenie z sadzeniem i hodowlą bambusów mrozoodpornych?

No to moja więdza sięgnęła w procesie jej nabywania ciut dalej;)
Tak, stratyfikacja polega na "przerwaniu" długiego spoczynku nasion. Długiego czyli tego, o którym wspomniałem.

Obecnie przez stratyfikację rozumie się wszelkie sposoby czy zabiegi prowadzące do przerwania stanu spoczynku nasion, polegające na traktowaniu ich przez określony czas chłodem lub na przemian chłodem i ciepłem, przy odpowiedniej wilgotności i dostępie powietrza.


Moje nasiona strayfikację przechodzą jeszcze szybciej, bo ułatwiam/przyspieszam im proces "wybudzenia". Usuwając skorupkę z pestki dodatkowo.

FJyswu3k5bs

P.S.
O bambusach to trza jedno pamiętać, że to gatunek mocno inwazyjny (chyba) i potrzebuje wody fchuj jak wierzby.
Mocno by się nad tematem pod tym kątem pochylił.

El Czariusz
26.06.2025, 12:03
...Mam wciąż przed oczami jak...

No i oczywiście pamiętam jeżdżenie z naleśnikiem po lesie legałnie - motocyklem. Podczas gdy wszyscy inni wieżli się w autach - niestety, nie kurzyło się :/
...
No i jakiego przewodnika zajebistego mieliśmy. Prawdziwą legendę LP. W bagażniku HJ-tki wiozłem wtedy Pastora.
A w ogóle na te Biesy umówiłem się z prezesem, ze pojedziemy w dwa auta tuż przez na UA. Na granicy w Krościenku dowiedziałem się, że Elwood nie ma aktualnych badań technicznych. Tak, że prezes pojechał na UA sam a ja wróciłem do Krysi. 7 dni mogliśmy spokojnie hulać legalnie po polasach.

Co do przypadków śmiertelnych, Biesowisko ocierało się o nie co rusz. W niedoszłe morderstwo zamieszany był cytowany to amiho Muszkin.
Najpierw, głęboko nad ranem szedł pod prąd, kiedy wracaliśmy z "orkiestrą" czyli duetem Romka i Arka Zawilińskiego po biesiadzie "na chatę" do Krysi.
Szedł pod prąd, bo szedł pod prąd. Strumieniem wzdłuż drogi, by się nie zgubić a wiadomym było, że strumień przepływa koło Krysi i tylko tam jest prąd, czyli światło na słupie.
Zatem Mucha szedł pod pod prąd, by dotrzeć do prądu, by zobaczyć światełko w tunelu. Kiedy zobaczył, stwierdził, że Arka zabije.

Potem okazało się, ze "zapije" (chyba) ale nikt pewności nie miał. Ani ja, ani Fazik ani Arek, ani Romek. Piliśmy więc wspólnie do bladego świtu, czekając na wyrok Muchy.
Tuż przed zgonem Arek wyznał nam, że:
...jak mnie powiadomił Bohdan (Bohdan zaliczał każdą dziurę swoimi autami. Zaliczał w taki sposób, że potem za cholerę nie mógł wyjechać i przez Bohdana zawsze się walił program), że jest potrzeba wystąpienia na Biesowisku - zlocie Podróżników i Ludzi Dziwnych, uśmieliśmy się wtedy z kumplami braci artystycznej, że wy to nie macie pojęcia, co znaczy pojęcie "Ludzi Dziwnych".
- No i co...? Dopytuje Fazik.
Myliliśmy się.

Przed państwem zespół: Na drodze. Śpiewa i gra mylący się (od czasu do czasu) artysta;)

VwX_Ymyl3K4

Był tez nieżywy Joszka Fiszer, którego znaleźlismy leżącego bez ducha na drodze. Wrzucilismy go do bagażnika Elwooda w środku nocy i... zapomnieliśmy o nim.
Za to nad ranem przypomnieliśmy sobie, że jeszcze nikt nie robił wąwozu i pojechaliśmy go robić. W wąwozie przypomnieliśmy sobie o Joszcze ale zjeżdżając do Krysi, znowu o nim zapomnieliśmy... Z Joszką to długa historia. Długa na pewno. Ciągnęła się przez kilka... Biesów.
Nieżywy Joszka wrósł w tę imprezę korzeniami jak mało kto.

Była Grażyna z Bukowca.
To znaczy nie z Bukowca ale tam się odnalazła, błądząc po lasach w okolicy.
Wyszła na papierosa w szpilkach i się zgubiła. W listopadzie.
Zjeżdżałem wtedy na Biesowisko dopiero około 5-tej nad ranem z chaty. Dosłownie na moich plecach jechała policja, do samej Krysi... Dziwne miałem uczucie ale...
Z radiowozu wysiadła dziewczyna w stroju dziwnym, mówiąca, że jest z Biesowiska. Tak poznałem Grażynę.

Nie będę już niż przytaczał. oficjalnie Biesowisko zostało przekazane w jedyne słuszne ręce.
Wiem, że przyjdzie dzień, kiedy Fazik wybudzi się z bieżącego letargu i będzie działał w temacie. Ja mam inne sprawy na głowie i w głowie przede wszystkim. Przede wszystkim nie chcę nikogo zamordować.
Ja już jestem z innej bajki.
Im szybciej się wyalienuję, tym lepiej.

El Czariusz
26.06.2025, 17:12
"Kilkadziesiąt opowieści (legend?) z puszczańskich wsi, kartoflisk i kombajnów zbożowych. Michał Chomiuk, niczym jeden z braci Grimm, wprowadza nas w świat legend i baśni, ale zaskakuje w nich takimi bohaterami jak policja, weterynarz czy lekarz.
W jego klechdach ktoś, zupełnie jak 100 lat temu, piecze chleb z krwią węża, ale zaraz potem dzwoni jakiś telefon i przychodzą sms...

Chomiuk opisuje świat wiejskich wierzeń, który już odszedł. Opisuje językiem surowym, wiernie, bo od środka, jednak mocno filtrując go własnym chomiukowym stylem. Opisuje świat wierzeń, guseł, zabobonów. Niesprawiedliwego postrzegania odmieńców i płci.
Świat magiczny, pogański, który tak chciał być chrześcijański (na jedno w sumie wychodzi). Ale też świat bóstw i bogów. O jakiego boga chodzi o Jahwe, Swarożyca, czy innego Zeusa, nie zawsze jest jasne.

Podobnie jak jasna nie jest tożsamość samego Michała Chomiuka - człowieka, który jako dziecko odmówił jedzenia zwierząt, a potem zdjął tysiące wnyków w lasach Lubelszczyzny i blokował polowania. Zatrzymywał harwestery w Puszczy Białowieskiej, łapał kłusowników w Lasach Janowskich, a kiedyś w krzakach nad rzeką Wieprz znalazł sarnę z pętlą na szyi i uratował ją, stosując sztuczne oddychanie.

Cóż można jeszcze powiedzieć o Chomiuku, który dzieli się oddechem z sarną? Jedna z jego sąsiadek twierdzi, że to zielarz, wiedźmin. Kiedy na przykład jedzie przez wieś na rowerze, to tak się ziemia trzęsie, że garnki lecą z pieca na ziemię, a szyby drżą w oknach.

MICHAŁ KSIĄŻEK, reporter i przyrodnik, autor m.in. Atlasu dziur i szczelin, Drogi 816, Jakuck...

El Czariusz
27.06.2025, 09:12
Mark Twain opisując swoją podróż po Europie, całkiem niemile wspomina Helwetię... W sensie zdegustowany był. Zdegustowany biedą i zachowaniem tubylców ale... z (przyjętą świadomie) manierą prostaczka za granicą;.
Przejeżdżając doliną Aare niemal w każdej wsi obdarte dzieci wciskały mu gałęzie, obfite w owoce czereśni licząc na zapłatę.

Kiedy Twain szurał po Europie, nasz Sienkiewicz smalił do redakcji Gazety Polskiej listy z podróży do Ameryki. Prawdziwy obraz dzikiego zachodu.
'...Pierwszego dnia przyjazdu, zamiast siąść w reading-roomie i zacząć pisać studia o obyczajach amerykańskich, jak to uczyniła pewna korespondentka do jednego z pism warszawskich, która od razu, przez cudowną prawdziwie intuicję obyczaje te zgłębić potrafiła, wyszedłem na miasto przypatrzeć się choćby przelotnie wszystkiemu.
Prawda, że w nocy nie doznałem tak silnych wrażeń, jak rzeczona korespondentka, której wystrzały rewolwerowe strzelających sobie we łby Amerykanów oka zmrużyć nie dały, nie tylko pierwszej, ale i następnych nocy jej pobytu w Stanach Zjednoczonych.

Co do mnie, spałem tak spokojnie, że mimo woli przychodzi mi wątpić, aby te ustawiczne nocne odgłosy, które słyszała korespondentka, miały istotnie tak tragiczne znaczenie; nie przesądzając jednak ostatecznie tej kwestii, od razu wyszedłem na Broadway i puściłem się na miasto..."

Żeromski...
Mato Bosko, jak ja się męczyłem z lekturami wszelakimi w szkole średniej... Przy Żeromskim umierałem, kiedy nahle...
W moje ręcy wpadł jego dziennik intymny. Zaczął go Stef pisać w wieku 18-stu lat.
Kolejne tomiki spisywał przez lat 10. Po tylu latach, dopiero teraz do mnie dociera, dlaczego ja nigdy nie byłem "obecny", tylko byłem "jestem".
Wtedy naturalnie...

Dziennik nie cieszył się popularnością czytelników, z racji specyficznej, nie zawsze zrozumiałej narracji...
"Urodziłem się dnia 14 października 1864 roku we wsi Strawczynie z rodziców Wincentego i Józefy z Katerlów. Rodzice moi dzierżawili wówczas wieś Strawczyn o kilkanaście wiorst od Kielc oddaloną. Wieś tę dzierżawili rodzice od czasu powstania, tj. do roku 1863 – mówię do roku 1863, gdyż od tego czasu ojciec zaczął szukać innej dzierżawy z powodu znacznych strat majątkowych, poniesionych w wspomnianych wyżej latach.

Po przemieszkaniu w Strawczynie około roku rodzice przenieśli się do wsi Wola Kopcowa, także w bliskości Kielc położonej. Po przebyciu tutaj lat trzech, straciwszy więcej jeszcze na nieintratnym tym majątku, przeniesiono się do wsi Krajno – a stąd w końcu do obecnie jeszcze zamieszkiwanych przez ojca – Ciekot..."

Ten - młodzieńczy Żeromski mnie wciągnął jak rosiczka muchę. Klapka zapadła na dekady. Podobnie jak młodpolskie trele, gdzie akcentowano "jestem".

Będąc już na studiach, wszedłem do księgarni. Był to czas, kiedy królowały dowcipy (na czasie) o milicjantach typu: wchodzi milicjant do księgarni a księgarz - co, pada?
Nie padało ale była to księgarnia. Dzisiaj nie ma tam księgarni. Jest biuro europosła Magdaleny Adamowicz. Jej brat zlecił mi w nim renowację marmuru. Pecunia non olet.
Księgarni nie ma, ale była. Gdyby koło tej księgarni była (powiedzmy) knajpa u Kocura (z praskiej starówki) i miałbym wybierać, najpierw wszedł bym do księgarni.

Bo ja do księgarni wchodzę jak do parku z bogatym drzewostanem (pisałem, że - chyba - w pierwszym wcieleniu byłem drzewem) lub do zwykłego lasu, bez względu na jego charakter. Kiedy ten ma wydzielona polankę spadającą klifem do rzeki...
Nomen omen książki powstają z celulozy, ta z drzewa choć kiedyś i z konopii. Pewnie dlatego tak lubię stare, zmęczone wydania. A gdy jeszcze jest biały kruk...

No więc ja wchodzę do księgarni, bo mi nie wypada nie wejść. Wchodzę w 100 lat po podróżach Twaina, 110 - Sienkiewicza, w duchu mając na uwadze, że Żeromski urodził się równo 200 lat przede mną. Wchodzę i pytam panią sprzedawczynię:
- Dzień dobry... Ma pani coś dobrego?
Nic dobrego.
- Nic dobrego? Szkoda.
Nie szkoda. Nic dobrego, to debiut młodzieńczy amerykańskiego pisarza. Warto. Nie więcej już nie napisał.
- Dlaczego?
Zaraz potem się utopił.

Kupiłem Nic dobrego.
Pamiętnik z czasów bytowania w collegu Duncana Wallace - przyszłego topielca.
Komuna miała się wtedy w PRL-u doskonale. Miałem już zajęcia z filozofii za sobą, nudne jak flaki z olejem. Nic z nich nie zapamiętałem. Gdyby pedał, co wykładał nam "filozofię" robił to jak (wtedy jeszcze) dr Popinigis (ale już) światowej sławy biochemik, to może dzisiaj nie walczył bym z kowitowym szaleństwem a wyszedł bym w końcu z roli: żyję więc jestem i byłbym obecny.
Nawiasem mówiąc, pierwszy wykład profesora Popinigisa był o... alkoholu. Profesor rozpoczął go (czasy komuny) słowami:
- Alkohol, z arabskiego algoul - ostatni pocieszyciel duszy.

Z wykładów pedała nie pamiętam nic. Nie wiedziałem, że jestem uwięziony w klatce egzystencjonalizmu. Klatką jest tu i teraz ale przenoszą cię ciągle z klatki do klatki, bo tu i teraz nie trwa wiecznie.
Bez analizy matematycznej nie da się teogo "tu/teraz" zdefiniować, bo gdy teraz piszę, co piszę, to nie jest to tu i teraz, bo było. Nawet jeśli ktoś opanuje metodę szybkiego czytania do perfekcji, to i tak będzie w kolejnym wagoniku, bo ten "aktualny tu i teraz" jest już odczepiony.

Marazm egzystencjonalny "Nic dobrego" w owym czasie utrwalałem powieściami Ericha, który właściwie powinien być czytany od tyłu. Żaden Remarque... Że niby Francuz? Nie, zwykły niemiecki Kramer. Z niemieckiego: kupiec. Łuk Triumfalny, Czas życia i czas śmierci, Trzej towarzysze, Czarny obelisk... Tak zryły mi beret, że pijąc prawdziwą (wtedy jeszcze) żytnią, doszukiwałem się w niej wyrafinowanego smaku i egzystencjonalnej głębi.
Wszystko przez tego beznadziejnego filozofa...

Epilog.
W 1970-tym odkryto dwa stare, niepublikowane jeszcze tomiki dziennika Stefa. Po upadku komuny opublikowano pełen zapis dziennika (wcześniej dodatkowo okaleczonego cenzurą).
Musze przeczytać ubogaconą i pełną wersję.

Obecnie próbuję się wyrwać z egzystencjonalnej pustki.
Towarzysz Muchotencjusz de Mucha wrócił... na chwile pojawił się Plaku, do mnie zwracają się Darek...
Zanim przestanę być obecny, zepnę się jeszcze dla Stopy i dokończę temat tego, co było dla mnie prawdziwym Biesowiskiem z wariacją podróży koleją syberyjską.

Dzisiaj rano uściskałem Strażnika Domowego.
Po przesileniu dziennym wejdzie w strefę wakacji.
A`propos... jaki to początek lata?
Środek lata mamy już za sobą. Każdy dzień będzie coraz krótszy a noce dłuższe. Przesilenie letnie jest środkiem lata!
A kto nie wierzy, że ziemia jest płaska niech spojrzy na płaskowyż Auyantepui czy Roraimę, po której do dzisiaj biegają dinozaury!

Mucha
27.06.2025, 21:26
[QUOTE=El Czariusz;882461]Obaj zapisaliście swój udział (ale nie razem) na kilku mocno kultowych Biesowiskach. Ty na jednym, nietypowym. Nazwanym: Biesowisko 3 i 1/3 - bo było "letnie".

Jak nie obaj - jak obaj. Na moim drugim; zarezerwowałem sobie łózko w salonie kawalerów (to pod oknem); ale Ell kulturrrarnie mnie stamtąd wyprosił, bo miał kolegę, którego jeszcze wtedy lubił bardziej niż mnie... No to uj - przeżyłem - pewnie ten Gdański pasztet czy inny paprykarz żałuje do tej pory. Ja nie żałuję, bo spało mi się całkiem dobrze; w łóżku 2-u osobowym, dupa rano nie piekła... Podobno obok mnie był właśnie nasz Śledzik. Całe szczęście, bo to może właśnie dzięki zapachowi śledzia do niczego nie doszło. Uff...

Mucha
27.06.2025, 21:49
[QUOTE=El Czariusz;882461]Obaj zapisaliście swój udział (ale nie razem) na kilku mocno kultowych Biesowiskach.
Mucha zawsze przyjeżdżał na GS-ie, kiedy reszta motocyklowych pedałów w puszkach.

Niestety nie zawsze. Byłem jako jedyny; na jesień; - nie pamiętam roku - mój motocykl też nie pamięta - gdzie na nierównym podjeździe u Krysi musieliście pomóc mi zsiąść z motocykla. Do tej pory nie spełniłem mojej obietnicy dania w RYJ tym, którzy jadąc puszką igrali z moją śmiercią na zaparpackich winklach (czy jak to nasz Futrzak nazywa..?)

Potem (innego roku) Śledzik przyjechał (też jako jedyny) na motocyklu lc 4 czy jakoś tak się to nazywało - pewnie myślał, że mi dorówna (...ale gdzie tam: brzęczało to, że okoliczne niedźwiedzie barykadowały swoje gawry... potem się spierdoliło (ale chciał nie chciał muszę przyznać, że Rybka szybko to naprawił) Na swoją obronę powiem tylko, że to był spalony bezpiecznik gdzieś pod jego dupą... Pewnie grał chojraka, że niby tak odważnie, szybko zapierdala po tych koleinach... a tak naprawdę, to za przeproszeniem:srał pod siebie, że aż bezpiecznik przepalił.
:D

Mucha
27.06.2025, 22:26
No dobra wrócę do mojego pierwszego Bieso: było to nietypowo, bo jakoś w lutym. Miejsc już nie było. Ale po tekście Ella tak mi zależało, że nalegałem: Ell a może to, albo tamto, a może weźmiecie mnie chociaż do nagonki... i to Go rozjebało i pozwolił mi przyjechać.
Pogoda była piękna: w chuj śniegu i słońce. Gdzieś mamy z tego przepiękne zdjęcia.
To był PRZEZAJEBISTRZY czas! Nie było żadnych nieporozumień. Jak było trzeba - wszyscy rozumieliśmy się bez słów.
Na zewnątrz: Wilczyca polewała pyszny bimber i ze względu na jej urokliwy urok i dar przekonywania - nie mogłem się oprzeć... w związku z tym nad ranem, zamiast wywalić parę muszych jaj dla potomności - brnąc w sniegu po kolana wyjebałem ze łba w landrowera, który niefortunnie zaparkował na mojej drodze.

Mucha
27.06.2025, 23:17
[QUOTE=matjas;882464]Ściąganie Cymesa spod Komańczy nie jest rzeczą którą zapamiętałem najmocniej... BO
Mam wciąż przed oczami jak najebany jak szpadel Cymes wyjechał naprawioną emką na wstecznym z garażu Krysi i dokonał nawrotu na pełnej, wspomaganej jeszcze tym spadkiem podjazdu bliskim 40* chyba i wyjebał się razem z zaprzęgiem przykrywając się wozem.
Przysięgam, że byłem pewien naonczas, że zostanę mimowolnym świadkiem czyjejś śmierci i trzeba będzie oglądać krew i mózg. O ile tam jeszcze był jakiś mózg :D Promile ochroniły go jednak jakimś cudem i nie dostał w łeb tym koszem ale Ema pokazała brzuch w całej okazałości. Cud. Tylko tak można to nazwać.

Tak, brzmi to dosyć (dobra: bardzo) irracjonalnie: ale mimo wszystko: był to bardzo pozytywnie (nie mogę znaleźć lepszego słowa) spędzony czas. Czy ktoś z Was spędził ok. 3-ch dni w garażu..? Z przyjaciółmi próbując naprawić motocykl..? I nie nudząc się? Dla niewtajemniczonych dodam, że chłopaki utknęli w trasie i Ell. pojechał po Nich w środku nocy -rezygnując z rozrywek jakie na Niego czekały.
Dobra. Przyjechali nad ranem jakoś - chyba nawet nie dali rady pić - nie pamiętam - w każdym razie wypiłem za Ich zdrowie (każdego z osobna) no i potem, za te szczęśliwie ściągnięte motocykle. Fajnie, bo jak dwa gary to podwójny strzał się należał się. ;)

No dobra: naprawiamy - każdy ma gdzieś imprezę, bo koledzy są ważniejsi - chuj, że na sali trzeba trzymać fason, a w garażu można najebać się letko mocniej.
Ale nie - uwierzcie mi: wolimy garaż i nikt tam nie był za bardzo pijany. Kochana Krysia donosiła nam zagrychę - której zresztą nie potrzebowaliśmy za bardzo, skoro nikt nie pił...
Karwa, te dni minęły tak szybko, że musiałem zostać do poniedziałku - żeby ochłonąć.

W poniedziałek w ramach przygotowań do wyjazdu, Krysia zabrała mnie na przejażdżkę podczas której kupiłem trochę miodu i książkę o Bieszczadach.
Jako niezależny bibliofil, nigdy jej nie przeczytałem. Ale faza została - ponieważ po gruntownych kalkulacjach stwierdziłem, że nie mam wystarczająco pieniędzy na wahę - na powrót do domu.
Krysia przenocowała mnie jedną noc - nie kąpałem się tego dnia, żeby zrekompensować koszty. Zresztą jak każdego innego...
Pożyczyła mi na benzynę...

Mucha
27.06.2025, 23:51
Aha, i sedno: reperowali my to w chuj czasu - wreszcie Pan Pastor się "wkurwił" - wziął narzędzia, spawarkę w swoje ręce i naprawił to w chwilę...

Mucha
28.06.2025, 00:52
Tak, że ten...
Nie lubię dziadka! Jak mówi do mnie Kacper, kiedy mnie chwilowo nie lubi:)[/QUOTE]

po prostu powiedz Mu, że nie mamy nic innego do jedzenia... Mały zrozumie.

Mucha
28.06.2025, 01:23
Co przeżyliśmy razem na Biesach, to nasze.
Postaram się poprosić Ella., żeby wrzucił Wam parę zdjęć - jacy byliśmy szczęśliwi.
Ja też gdzieś mam - ktoś mógłby powiedzieć: jak można nie wiedzieć, gdzie ma się takie ważne zdjęcia..?
Ja nie przykładałem do tego tak wielkiej wagi, bo za rok będzie podobnie -znowu to przeżyjemy - to mój błąd - bo kurwa: nie było tak samo. Każdy rok był inny. A obrazy i dotyk dłoni widzę i czuję do dzisiaj.

El Czariusz
28.06.2025, 09:04
Spojrzenie alternatywne.
"Czereśnie popier... “ te małe czerwone kurwięta tylko siedzą i knują, jak tu człowiekowi popsuć poranek. Jak nie konsumentom, to sadownikom zawsze ktoś cierpi z powodu czereśni. Jeszcze do niedawna ludzie płakali, że za cenę kilograma owoców trzeba dać tyle, co za metr kawalerki w Sopocie. Teraz, kiedy podaż wzrosła, to sadownicy załamują ręce. Ja się nie wypowiadam, bo by mi czereśnie powypadały z gęby.

Tymczasem czereśnia nie tylko rujnuje ludzi, ale w dodatku łże jak najęta. Tak naprawdę czereśnie to owoce wiśni, tylko że ptasiej. Mamy ptasią grypę, ptasie móżdżki, no i ptasie wiśnie, czyli czereśnie. Warto mieć to na uwadze, gdyby ktoś za bardzo w piórka obrósł.

Wiele niesłowiańskich języków w ogóle nie wyróżnia oddzielnej nazwy dla czereśni. Dla nich to po prostu cherry, kirsche albo cerise, tak jak inne wiśnie. Słowo czereśnia wzięło się od starożytnego miasta Cerasus w dzisiejszej Turcji, tak jak wakacje od €žwaka`cjus, co w starotureckim znaczy "spółkować z kierowcą autokaru".

Faktycznie, Turcja słynie z czereśni, a odkąd zaczęliśmy tam regularnie jeździć, również z czereśniaków. Nie można jednak ich tak sobie przywieźć w bagażu podręcznym. Jakiś czas temu czereśniowa przemytniczka dostała za 3 kilo czereśni 300 zł kary na lotnisku w Gdańsku. W 2022 roku jeszcze by na tym zarobiła, bo czereśnie na rynku pierwotnym dochodziły do 260 zł za kilogram. Cen z rynku wtórnego nie znam, bo się archiwum zesrało.

Skoro przy tym jesteśmy, to z czereśniami trzeba ostrożnie z kilku powodów. Po pierwsze, są jak Helena Trojańska, tylko zamiast okręty w morze, wyprawiają ludzi na porcelanę, bo zawierają sorbitol, czyli naturalny alkohol cukrowy. Można się po jego nadmiarze nadąć jak radny na otwarciu Biedronki, a można zamienić w gejzer pionowego startu. Czereśnie w Europie zawdzięczamy, tak jak inne gówniane rzeczy, np. salut i prawo Rzymianom.
A konkretnie wodzowi Lukullusowi, który powinien nazywać się Łykullus, bo pochłaniał czereśnie w takich ilościach, że na jego cześć wymyślono termin €žuczta Lukullusa€. To podróż kulinarna, która rozpoczyna się sałatką owocową, a kończy koncertem jelita grubego.
Po drugie, czereśnie są bronią zakazaną konwencją Jordanowską. To od ogródków Jordanowskich, których blaszane zjeżdżalnie latem paliły ogniem tysiąca słońc, a zimą metalowe słupki niewoliły więcej języków niż chińscy cenzorzy i krówki mordoklejki. No więc konwencja Jordanowska stanowczo zabrania wykorzystania czereśni w charakterze broni miotanej, jeżeli uczestnicy potyczki mają na sobie ubrania z grubsza białe. Czereśnie zawierają antocyjany i farbują do tego stopnia, że kiedyś używano ich w charakterze szminki.

Poza antocyjanami czereśnia zawiera amigdalinę, która w kontakcie z kwasami żołądkowymi zamienia się w cyjanowodór. Franca trzyma ją szczelnie zamkniętą, więc trzeba by rozgryźć 200/300 pestek, żeby się człowiek przez czereśnie wybrał do krainy wiecznych lodów, nigdy nie kumałem, dlaczego ktoś miałby wybrać na emeryturze od życia polowanie zamiast nieograniczonego ciamkania Bambino.
Poza amigdaliną czereśnie zawierają również melatoninę, więc garść przed snem działa podobnie jak fikuśne tabletki reklamowane w radio pomiędzy spotami na suchość dróg rodnych."

El Czariusz
28.06.2025, 11:01
Co przeżyliśmy razem na Biesach, to nasze.
Postaram się poprosić Ella., żeby wrzucił Wam parę zdjęć - jacy byliśmy szczęśliwi.
Ja też gdzieś mam - ktoś mógłby powiedzieć: jak można nie wiedzieć, gdzie ma się takie ważne zdjęcia..?
Ja nie przykładałem do tego tak wielkiej wagi, bo za rok będzie podobnie -znowu to przeżyjemy - to mój błąd - bo kurwa: nie było tak samo. Każdy rok był inny. A obrazy i dotyk dłoni widzę i czuję do dzisiaj.
Pod tym się podpisuję.

W podpisie mam, co mam.
Brakuje tam Kmicica. Musiał dorastać w nienormalnej rodzinie, która przed unijnymi normami schowała się głęboko na kolonii wsi.
Do 7-miu lat nikt (w sensie rodzic) o zdrowych zmysłach się takimi brzdącami nie zajmował. Robiły takie dzieci, co chciały - z pomysłami na "życie", o którym się nie śniło współczesnym im Nowackim, Kotulom, Muchom czy Spurkom a Biedronie i Śmiszki, były trzymane od dzieci z daleka.
Robiły te szkraby, co chciały bo rodzice nic o tym nie wiedzieli. Robiły to poza domem lub w domu, kiedy baczne oko rodzica zawieszało wzrok na sprawa "wyższej troski".

Wiadomo było, że jest granica tej dziecięcej swobody. Przekroczenie jej najpierw należało do dziecka. Bardzo często taki brzdąc szybko dostawał info zwrotne pod postacią złamanej gałęzi, załamanej tafli lodu, atak rozsierdzonych os. To potrafiło bardziej boleć od klapsa w tyłek, kiedy kubek z zawartością zmieniał stan skupienia w kontakcie z cudzą głową.
I tak dalej, i tak dalej...
Proca, dzida, łuk i strzały to był podstawowy elementarz. Wzorcem - najsilniejszy we wsi lub starszy brat, i gdzieś w tle ojciec. Najlepszym arbitrem elegancji był dziadek i babcia.

Im bardziej poukładana rodzina, tym lepiej. To rodzina z najbliższym otoczeniem - była małą ojczyzną i kościołem. Ojczyzną, nie - matczyzną.
Nie ma co relatywizować lub nie daj Boże, podchodzić symetrycznie.
Aleksander Macedoński nie był zły czy dobry... Był Wielki. Czyngiz Chan - Zdobywcą. Każdy na miarę swoich czasów.

SXHurG3eN-4

Masz rację Mucha, było fajnie.
Tak było. Gdybym miał charyzmę Kmicica...

Ja się zatrzymałem w rozwoju. Na dobrych pomysłach. Z perspektywy 55 lat stwierdzam, że jestem urodzonym solistą. I taki mi jest najlepiej.
Najlepiej jest mi solo. Dziwnym trafem wtedy potrafię wziąć pełną odpowiedzialność za siebie, swoje czyny. Nie ma nikogo koło mnie? Nie ma spalonych wsi.
W życiu tak się do końca nie da. Życie zmusza do interakcji i bycia społecznym.

Tak... Biesowisko było fajne. Do czasu. Jak EWG. Kiedyś przestrzegano surowych zasad. Bano się organizatora. Niestety... Organizator stał się różowy, potem tęczowy i Biesowisko się rozsypało. Bo oni (uczestnicy) przecież... itd.
Były kiedyś kółka zainteresowań - super. Z czasem to one stały się kołem zamachowym (zwłaszcza jedno), niby fajnie ale finalnie...? Finalnie przeszły w krąg terrorystów. Takie towarzystwo własnej adoracji.
Ostatnią, świeżą krwią tej imprezy była Zajebali.

Nie przebiła się. Formalnie władzę przejęła lewa strona tej imprezy. Zwolennicy szczepień. Ja zostałem faszystą. Zostałem wykluczony a sygnały docierały...
"Bohdan... chciałbym się dostać na Biesowisko. Jak się zapisać?
- Pisz do organizatora... Impreza naprawdę fajna tylko organizator pierdolnięty..."
Dwa lata później organizator jedzie z wystraszonym na jego wyprawę życia. Przeżył.

Wystraszony z niejednego pieca chleb jadł. Zasadniczo umoczony w gównianym interesie (budował Czajkę, tę warszawską). Spróbował czegoś nowego w życiu. Pojechał na czereśnie, dostał wiśnią szklanką po łbie.
46 dni razem...
Kilka lat później napisał powieść. Nie dało się streścić wszystkiego, co przeżył w te 46 dni, bo trza by było wyciąć całą Puszczę Białowieską, by to na czymś spisać.
Każdy jeden, kolejny dzień został zamknięty w sekundzie.

Sekunda, to mało...? Sekunda to wieczność. Kiedy odpadasz od ściany El Kapitan masz tych sekund blisko 20 do dyspozycji, zanim zgaśnie światło.
Nie jednemu po 20m już się wyświetla cały życiorys.

pJf86_l91-M

Zostało mnie (tak sądzę/mam nadzieję) jeszcze te 20 lat, by dokonać przewrotu.
W przyszłym tygodniu robię pierwszy krok. Najpierw proca dla Kacpra, potem malowanie golfa w... Zostawię wnuki na godzinę przy golfie, tylko pozaklejam szyby. Zapewnię narzędzia.

https://i.ibb.co/9mHb7NKB/IMG-20240615-173713.jpg (https://ibb.co/0pyCxc41)
Obiecane równo rok temu. Obiecaj dziecku...

Babcia tradycyjnie...

https://i.ibb.co/R4vBn75Y/IMG-20230728-200736.jpg (https://ibb.co/zHn7cNkQ)

Tymczasem...

https://i.ibb.co/JwGCzWyT/IMG-20240609-103241.jpg (https://ibb.co/FLynBk01)
...nie jest latwo tu się dostać ale...

https://i.ibb.co/TM1Ny7t6/IMG-20240609-085718.jpg (https://ibb.co/m50Pp24k)
...jak już...

https://i.ibb.co/twVDyrxN/IMG-20240609-074342.jpg (https://ibb.co/DP0Q3286)
...to jest pięknie.

Mucha
28.06.2025, 14:15
[QUOTE=biker;877479]Ja coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że świat jest fabryką do tworzenia ludzi nieszczęśliwych. I że nie jest to kwestia braku wyboru, tylko dość świadomego wyboru, który jest wygodny dla garstki. Reszta się dopasowuje, nawet do największych absurdów. Tak jest w globalnej skali, ale też na poziomie naszych zwykłych codzienności, gdzie wplątujemy się w sytuacje niemożliwe i beznadziejne.

Czasem trzeba p...ąć pięścią w stół a newet go wywrócić i zacząć ŻYĆ

Dlaczego nie napisałeś: PIERDOLNĄĆ..!!!?

Masz zupełną rację (tylko,niestety teoretycznie) bo: ;jestem naprawdę załamany;: ale do większości Polaków, to nie dociera; nawiązuję tu do wątku w którym pisałem o Kanadzie... to zlepek ludzi z całego świata. W każdym miejscu widzisz wszystkie odcienie skóry. O skórzanych kurtkach nie wspomnę. A jednak potrafią współżyć, integrować się i nie zabijać nawzajem.
Naszej (chociaż to nie moja) mentalności nie da się zmienić tak szybko.
Przepraszam, ale Polacy w większości (mam szczerą nadzieję, że to jest jednak mniejszość...) nawet nie potrafi poprawnie pisać po polsku, a co dopiero wyrażać się z sensem lub mieć własne zdanie o czymkolwiek.
Radio maria i chuj... (to zajebiście po polsku).
Wydaje mi się, że nie możecie narzekać na mój polski. Byłem poza kilkanaście lat; nawet myślałem w obcym języku; wróciłem do innego świata, gdzie niektóre dzieci nie wiedzą co to jest długopis... (kugelszrajber - jakby nasz germaniec czytał).
Pojechałem do babki, która produkuje dobre pierogi - pyta: na kogo będziesz głosował - dyplomatycznie odpowiadam: że o takich rzeczach nie powinniśmy dyskutować przy pierogach...
Jej odpowiedz: ale żebyś wiedział: jak wygra Trzask, to zajebią nas emigranci, a jak nie dadzą rady, to zadusi nas Unia...
No i weź tu pierdolnij pięścią w stół.
Pierdolną bym jej w łeb - ale nie chciałem pójść siedzieć za głupią pizdę...
Nie obrażając naszych kochanych cipeczek ze zlotu "Baby na... i tu chyba się trochę pogubiły" Nie chcą naszego wsparcia - mimo wszelkich deklaracji - to... nie... a ja też chętnie zmieniłbym płeć na te kilka dni.
Liczę na to, że tak jak kiedyś Elwood ze względu, zaprosił mnie na Biesowisko, tak i nasze kochane kobitki (które pragnę poznać) też zlitują się..?
Nadmienię, że przeprowadziłem parę remontów i zrobiłem trochę mebli od zera. Tak, że miarką posługuje się dosyć sprawnie i w zamian za zaproszenie mógłbym wyręczyć Was w mierzeniu odl. od podłogi do Myszki... bardzo chętnie!
Mniam, mniam - ale zwyrol ze mnie... :D
Wybaczcie, poproszę... albo zaakceptujcie też poproszę!
Wiem, że to nie ten dział.
Ale, wydaje mi się, że im mniej kobiet to przeczyta tym lepiej dla mnie... chociaż mi już niewiele pomoże....
Chyba, że to zaproszenie... co nasze Panie..?
Wiem, że Fazik był i nic się nie działo. A ja przy Faziku to pizda jestem nie chłop.

;- )

El Czariusz
28.06.2025, 16:02
Przychodzi baba do lekarza i mówi:
- Z bliska nie widzę.
A z daleka?
- Z Koszalina.

Na dzisiaj tyle dobrego.

Melon
28.06.2025, 21:46
No i mamy obraz co El chciał pokazać .
A co chciał pokazać pytanie ?
Jam nie Babinicz jest zajebis...

Melon
28.06.2025, 22:31
A najbardziej to k… jak to nie zaproszony się bawił bo przecież zaproszenie od Fazika od gebelsow to nie to

consigliero
28.06.2025, 23:17
No i mamy obraz co El chciał pokazać .
A co chciał pokazać pytanie ?
Jam nie Babinicz jest zajebis...

Ale Świętości nie szargać,
bo trza żeby święte były

Mucha
28.06.2025, 23:36
Nie chce mi się jeszcze spać - to podzielę się z Wami taką refleksją. Właśnie obejrzałem wiadomości o nielegalnym wypalaniu trawy - o czym my wszyscy wiemy. Picie i palenie trawy jest nawet zakazane na Biesach.
No i odnośnie trawy: taki zając, krowa czy koń wpierdalają rzeczoną trawę lub inne siano z trawy zrobione.
I teraz pytanie 26-go roku: dlaczego ich gówna różnią się wyglądem i konsystencją ?
P.S.:
Siedziałam na wszystkich... zależnie od apetytu czy pory dnia wybierało się różnie: miałam ochotę na sushi - koń, bigos czy inna fasolka po bretońsku - krowa, a na śniadanie, tradycyjnie chrupki z mlekiem od zająca.

Mucha
29.06.2025, 00:24
Gdzieś wyżej Ell pisał coś o babciach czy ciociach. Nie chce mi się szukać i cytować. Napiszę o swojej.
W podstawówce marzył mi się motorower. Do tego stopnia, że jadąc rowerem, rozpędzałem się, przestawałem pedalić i wyobrażałem sobie, że to posiada silnik i samo jedzie...
Niestety motorynka kosztowała miesięczną pensję obojga moich rodziców.
Potem stary rzucił pracę i został ajentem (młodsi będą musieli wesprzeć się internetami). Otworzył mały bar, gdzie na stojąco jadło się co było w hurtowni: od wszystkich dań, które wymieniłam w poście wyżej do innych kiełbasek i pieczonych kurczaków.
Zaproponował mi pracę w ramach resocjalizacji. Każdego wieczoru myłem sztućce - On nazywał to: widelczyki. T.zn.: one same się myły będąc zalane ciepłą wodą. Dłużej zajmowało mi ich liczenie (stary płacił od sztuki) niż wyjmowanie z wody.
No dobra: w ten sposób zarabiałem i każdego miesiąca zarobione dziengi pakowałem w woreczek, podpisywałem i skrzętnie ukrywałem przed moim starszym bratem, który jako junior zdobył wicemistrzostwo Polski i był powoływany do kadry Polski w piłce nożnej. Niestety nasza 3-ia furia sfaulowała go i długo nie pograł... a pieniędzy potrzebował.
Wracając do Babci - wiedziała, że zbieram na upragniony motorower. Miała kawałek pola i zaproponowała, żebyśmy zaposiali tam truskawki, które sprzedamy i będę zapierdalała 50-tką.
Tak zrobiliśmy. Truskawki wyrosły. Zebraliśmy je - Babcia załatwiła łubianki (młodzież - internet). Stary podwiózł do hurtowni, a tam powiedzieli: że małe, nie kształtne, w piachu, itd. Dziwne to, bo przecież oni wtedy nawet nie słyszeli o E.U.
W każdym razie Babcia; w bardzo kulturalnych słowach; powiedziała im co myśli i kazała nam się wynosić.
Pomyślała o dużym zakładzie włókniarskim niedaleko Jej domu (Biawena), gdzie mnóstwo ludzi pracowało na 2 zmiany. Zdążylismy na tych, którzy wychodzili o 15-tej i cały towar opierdoliliśmy w tri miga i tak przez kolejne parę dni... I w ten sposób stałem się posiadaczem czeskiej jawki 50-tki.

El Czariusz
29.06.2025, 08:56
Jo, wyedytowałem posta, bo AI nie zostawiła na mnie suchej nitki, po wrzuceniu jej mego - posta do weryfikacji.
Ale była to już AI bardziej inteligentna emocjonalnie od takiej zwykłej, bo dopisała: na ch... ci to?
Odpisałem jej: jeb... cię pies!
- A ciebie dwa.
No to ciebie ten niedźwiedź od ruskiego myśliwego i... się AI zawiesiła.

Mucha - więcej spacji. Nie pisz tak ciągiem. Myśli Twoje bardziej przejrzyste dla oka będą.
Pracujące dziecko, by zrealizować swój cel, to coś pięknego. Piękne zjawisko.

W mojej okolicy rowerowej, w Sopocie w zeszłym roku dwójka dzieci, na ścieżce rowerowej sprzedawała lemoniadę własnej roboty z dużej wazy. Tanio nie było, na szczęście nie wziąłem kasy na przejażdżkę. Tanio, nie tanio. Zacnie. Najlepsza i tania to nauka biznesu.
W Chinach w ogóle się do takich biznesów ulicznych nie mieszają. W sensie państwo, i taki tani biznes kwitnie i wszyscy zadowoleni.
Człowiek, który sam na siebie zarabia, nic państwo nie kosztuje a jeszcze państwu służy.

My wybraliśmy inny model. Państwa sterylnego, z nowoczesną ochroną małoletnich.
Dzisiaj drugi dzień wakacji. Strażnik Domowy opiernicza mnie, że o 7.15 rano robię sobie kawę. W ekspresie do kawy, który dostałem od wiary biesowej na 60-te urodziny. Wyje to, jak czterolatek, który domaga się swoich praw. Prawa do samostanowienia.
Tak! Mówi taki czterolatek sobie. Włożę widelec do kontaktu. Wszyscy już lecą z krzykiem, że...

No właśnie. Co się niby wydarzy, jeżeli jakimś cudem uda mu się jakoś wpakować ten widelec w dziurki? Zamiast krzyczeć, powinno się dziecku tłumaczyć:
- Pamiętaj Kacperku, celuj tak, by widelec równo wszedł do kontaktu. Wtedy kopnie widelec a nie ciebie.
Jak będzie starszy, bez bólu zewrze odpowiednie styki w rozruszniku, by odpalić golfa lub Lublina bez ingerencji w stacyjkę. Albo...

https://photos.app.goo.gl/s3j28chLqpSDz86d9

Drugi dzień wakacji...
Wczoraj dostałem info, że podrzucą nam szkraby w drugim tygodniu lipca. Z prababcią knujemy uruchomić Lublina w celu swobodnego transportu nieletnich. To, co mnie ekstra ucieszyło, to fakt, że Marysia i Kacperek mają "chwilowo" dość szkoły i przedszkola.
Dla mnie zawsze szkoła była zesłaniem. Każdy wolny dzień od szkoły przyjmowałem z radością, pod warunkiem jednak, że był to dzień wolny od szkoły dla wszystkich.

To, co mnie równoległe "martwiło", to puste podwórko a nie pełna szkoła. "Palić, rabować" w wolnym czasie z cennych sekund!
No właśnie... Puste podwórko.

Na razie muszę sobie poradzić z osami, które uwiły gniazdo w samym narożniku przy wejściu do garażu. Nie ma opcji, by nie było walki o eter, o czym się przekonałem wczoraj. Nie pamiętam, kiedy miało to miejsce przedostatnim razem. Pamiętam wczorajszy atak. Ucięła mnie jedna cholera.
Kiedyś obszedłbym się z nimi bezceremonialnie. Dzisiaj zrobię to z ceremoniałem. Wolałbym, by przeżyły ten ceremoniał. W końcu to nie komary...

P.S.
Muszkinie, na mojej tubie udostępniłem film z biesowych, biesiadnych tańców. Widać wyraźnie jak szukasz miejsca do złożenia jajek.

El Czariusz
29.06.2025, 22:21
Dzisiaj niespodziewanie zlądowały kasztany na Przystanku Oliwa.
Od razu wyższy level. Na rowerach nie pojeździliśmy, bo tych pilnują na razie osy, zatem ruszyliśmy w teren z buta.
Szeroko pojęte okolice Katedry Oliwskiej.
Wracając przez park koło Muzeum Etnograficznego zaszliśmy w podwórze tegoż na mini kiermasz.

Dzisiaj sporo tradycyjnej sztuki ludowej, nie żadnej cepelii ale klasycznej sztuki. Klasyka kaszubska.
Schowana przy bocznym wyjściu wystawa Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi na szczęście wypadła nam po drodze i tam utknąłem.

Z dobry kwadrans rozmawiałem z paniami z Instytutu, które z pasją przedstawiły mi najnowsze pozycje, w tym z historii wsi. Z sympatią przyjęły moją krytykę Janickiego, za co wnuki otrzymały fajne prezenty ale na odchodnym zdołałem rzucić okiem na:
https://nikidw.edu.pl/seria-biala/

Rewelacja.
W przygotowaniu piąty zestaw bajek że Świętokrzyskiego zatem nabyłem rzeczone cztery.
Na dobranoc na pierwszy ogień poszły bajki podkarpackie, potem Suwalszczyzna i Podlasie, na finał maruszyłem pomorskie.

Zestaw czterech pozycji rzeczonych kosztował mnie 160zł ale nie żałuję.
Bardzo ciekawe podejście do tematu. Bajki zbierane jak grzyby przez autorów tyle, że nie po lasach a po wsiach.
Nagrywane w gwarze, "tłumaczone" na nasze. Można je odsłuchać w oryginale,skandując kod QR drukowany na końcu bajki.

Pięknie ilustrowane, z wykorzystaniem motywów ludowych danego regionu. Wybitni autorzy grafik.
Czekać będę na kolejne wydania, ze szczególnym akcentem na Warmię i Mazury. Albowiem bowiem kiedyś zaczytywałem się w rzeczonych, z dużym - co prawda opóźnieniem wiekowym ale co tam.

Gdzieś je mam, podobnie jak legendy z Bieszczadów. Bajki proste ale z morałem.
Na końcu każdej bajki słowniczek "wyrazów obcych" jak np. kunsztownica. W życiu bym nie trafił właściwego znaczenia.
To akurat z gwary kociewskiej (bajki pomorskie) ale jest i kaszubska. Kto zgadnie, co znaczy: strzyż?
Może się w treści kaszubskim poświęcony ów zagadkowy wyraz. Celem małej podpowiedzi dodam, że strzyż... szczekać potrafi.

El Czariusz
30.06.2025, 00:30
A teď příklad našich jižních sousedů, kteří plácají kosu

yyroGT8GPaU

El Czariusz
30.06.2025, 07:30
Drugi dzień wakacji.
Było: O Piekiełku, złej wsi, Czarnej Wodzie i kunsztownicy.

https://i.ibb.co/zVh1G2dL/IMG-20250630-062127.jpg (https://ibb.co/F4b9gYpf)

...Młynarz (cieżko chory) siedział pod chajdabaną Wierzycy i czekał aż we wsi zegar wybije północ.
Działo to się w kupalnockę.
Kiedy dzwony zaczęły bić na rzeczoną, golusieńki młynarz skoczył za radą kunsztownicy w największe pokrzywy... Zaraz potem wrzask jego przerażliwy (Aaaaaaaa!!) poniósł się po okolicy. Tak "...głośno krzyczał, że aż go ci, co w głębi lasu kwiatu paproci w noc sobótkową szukali, usłyszeli. Krzyczał, bo palić go całe ciało zaczęło okropnie. Chyba od tego bólu strasznego zobaczył nagle na wzgórzu joannitę na białym koniu..."
Dokładnie jak zaleciła i przewidziała kunsztownica.

W te pędy pobiegł do domu, szybko się nakrył kołdrą i zasnął.
"...Kiedy rano oczy otworzył, czuł się lepiej, dwa dni później jeszcze bardziej się poprawiło, a na trzeci dzień wyzdrowiał..."

8h wcześniej.
Kto przejdzie przez las pokrzyw, bohaterem zostanie! Rzucił dziadek Darek i dzieci ruszyły ostrożnie ku olsze samotnej, otoczonej chmarą zielonego rycerstwa niczym Jurand w Szczytnie. Ostrożnie, by zielonego płaszcza przypadkiem gołą łydką nie trącić!
Aż tu nagle, dziadek zmienił się w kunsztownika i gałęzią wierzby upadłej, odciął szkrabom drogę powrotu!

W wyniku zamieszenia, część bohaterskiego animuszu przerodziła się w panikę i młodszy zuch w pokrzywy wpadł! Lament poniósł się po okolicy... A okolicą był staw przy Młynie Oliwskim.

8h później.
Po wysłuchaniu bajki...
- Dziadku! A mnie od pokrzyw katar się zmniejszył!
Zaraz potem mały zuch zasnął snem kamiennym, uśpiony melodią...

https://i.ibb.co/S4Db4Szr/IMG-20250630-072339.jpg (https://ibb.co/nNq9NpFC)
...gwary kociewskiej.

El Czariusz
02.07.2025, 08:06
Gniazdo os zostało wczoraj zlikwidowane. Zauważyłem, ze budują nowe. W miejscu bardziej bezpiecznym dla otoczenia. Nie naruszają mojego bezpośredniego terytorium na Przystanku Oliwa. Ja uszanuję ich wybór. Można żyć koło siebie.
Po załatwieniu tematu - możemy spokojnie ruszyć na Zlot Graniczny.

Dzisiaj palenie ognisk.
Jutro wyznaczenie granicy nowej republiki - Globusa PeEl.

W 2007-ym przemierzałem Elwoodem północny brzeg Issyk Kul na wschód, w kierunku przejścia granicznego z KAZ.. W okolicach Kara Czunkur trafiłem na klasyczną, kirgiską wersję Buszkaszi. No nie szło odpuścić.
Zawody cudo. Po zawodach rozdanie nagród i powolne zamykanie imprezy.
Ja się świetnie nadaję na zamykanie wszelkich imprez, zajrzałem więc do jednego, dużego namiotu, gdzie celebrowano sukces "swojej" drużyny.

Zajrzałem i nie było opcji, by nie poświętować przyszło z sukcesorami sukcesu. Akurat trafiłem na konkurs śpiewania. Stałem się z mety "gościem honorowym", zaproszono więc i mnie do wyrażenia uczuć śpiewem.. Mając na uwadze to, co widziałem, czyli pokaz kunsztu jazdy konnej (nie żadnego tam "anglezowania") wziąłem oddech i...

ZCw9zp0hJw4

Nikt nie rozumiał słów ale "siła przekazu" była ogromna duchem, wywołała duże emocje. Dostałem burzę braw, ktoś zapytał o czym pieśń?
- O małym, Wielkim Rycerzu.
Naprawdę nie musiałem więcej tłumaczyć.

Jeżeli miałbym napisać, co mnie ukształtowało "pierwotnie" (kipisz górsko-stepowy), to siła przekazu telewizyjnej wersji Przygód Pana Michała w pierwszym, czarno-białym wydaniu.
Pamiętam - jak dziś, pierwszy odcinek serialu, wyemitowany w 1969-tym roku. Miałem dokładnie tyle lat, co mój Kacperek dzisiaj.

Wspomniałem o młynarzu, który "uleczył" się w pokrzywach. Następnego dnia musiałem podejść do bankomatu z rana i Kacperek poszedł ze mną. Po drodze zauważył siedlisko pokrzyw.
- Dziadek, a mogę dotknąć pokrzywy?
Możesz, pewnie. Jak będziesz się delikatnie z nią obchodził, to może się nawet nie poparzysz.
Kacper "dotykał" zwiększając "natężenie".
- Aj! Pali.

I... nic.
- A gdzie pali?
Pokazał na kłąb kciuka i tyle byle dalszego "palenia". Zero dalszej reakcji. Sam zdecydował i zaliczył proces poznawczy.
W nagrodę opowiedziałem mu, jak u babci Władzi na wsi przebrałem się za Winnetou i w samych gatkach przepasanych wiechcią słomy, na boso zakładałem orle gniazdo na wierzbie przy stawie.
Nagle gałąź wierzby się pode mną załamała i dziadek spadł w samo pokrzywowe epicentrum pod wierzbą!
- I co?!
Nikt dotąd - odpowiadam, i chyba nigdy potem, nikt nie słyszał tak drącego się w niebogłosy wodza Indian. Dziadka paliło całe ciało!
- Ale wyzdrowiałeś?!
No jasne! Nigdy potem nie wlazłem na golasa na żadne drzewo, pod którym rozrosły się pokrzywy:)

hdeZbxjQAxk