![]() |
#71 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]()
"A który to rok?": https://www.youtube.com/clip/UgkxhKN...JmiEdvaP_0dYFi
„W Iranie obowiązuje słoneczny kalendarz hidżry”. Jest to kalendarz muzułmański, w którym czas liczy się od roku, gdy Mahomet opuścił Mekkę udając się do Medyny (hidżra), czyli od 622 AD. Jednak w odróżnieniu od klasycznego kalendarza muzułmańskiego, który bazuje na fazach Księżyca, kalendarz perski jest kalendarzem słonecznym, co oznacza, że jego długość jest zsynchronizowana z obiegiem Ziemi wokół Słońca. Jest więc o 11 dni dłuższy od muzułmańskiego kalendarza księżycowego i tak jak kalendarz gregoriański obejmuje 365 dni w cyklu rocznym plus dodatkowy dzień co 4 lata. Nowy rok (Nowruz) rozpoczyna się w pierwszy dzień astronomicznej wiosny na 20, 21 lub 22 marca w kalendarzu gregoriańskim. Wychodzi więc na to, że obecnie w Iranie mają 1404 rok. Pytanie o rok zadałem Alirezie i jego kumplowi, gdy woziliśmy się po mieście Marand. Jednak ich odpowiedź nieczego nie wyjaśniła, mimo że pytałem 2 razy. Nie wiem, czy nie chcieli odpowiedzieć, czy nie zrozumieli pytania..? Jednak odpowiedź pojawiła kilka dni później, razem z kupionym napojem vitamen. 20250512_204101a.jpg A gdy już myślałem, że wszystko jasne, okazało się, że nie opuszczając Iranu powróciłem do przyszłości... 20250528_192506.jpg |
![]() |
![]() |
![]() |
#72 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]()
Wstaję o 4.08 i o po piątej opuszczam hotel.
20250513_0553018031.jpg Kolejny raz zdarza mi się tu pojechać pod prąd, i to bez żadnej żenady, czy innych wstydliwych uczuć. Przejechałem skręt, bo nie patrzyłem na nawigację. Oni tu zresztą też jeżdżą pod prąd i nikt nie robi z tego żadnej afery. Skoro jedziesz pod prąd, to widocznie masz powód i każdy to szanuje. Normalna rzecz. Cyprys z Abarkuh. Napisy oznajmiają, że jest to pomnik przyrody, ma 25 metrów wysokości i 4000 lat. Starszy od Mojżesza⌠a korona taka gęsta i zielona! 20250513_0734448141.jpg Żółw mały, ale nadspodziewanie ciężki! Dobre 3 kilo mięcha! 20250513_0834118271.jpg Jem (chyba) typowe śniadanie w postaci jajecznicy z pomidorami, zwanego tutaj âomletemâ, podanego z chlebem i obraną cebulką. 20250513_0902448291.jpg Krajobraz się zmienia. Wokół zrobiło się zielono i ładnie. Sztucznie nawadniane pola ryżowe. 20250513_1033228351.jpg Persepolis, najsłynniejsze ruiny starożytnej Persji. Miasto założone 2500 lat temu przez Dariusza I było jedną z 5 stolic imperium achamenidzkiego. Po 200 latach istnienia Persepolis zostało zdobyte przez Aleksandra Wielkiego, po czym spalone. Wstępnie sceptyczny do zwiedzania ruin, w miarę âjedzeniaâ coraz bardziej mi się tu podoba. Robi to wrażenie na laiku, którym jestem. Półtorej godziny później i po wypiciu półtora litra wody kończę zwiedzanie starożytnych âkamieniâ. Ludzi było niewiele i cieszę się, że tu byłem. 20250513_1142208501.jpg 20250513_1219358611.jpg 20250513_1235338771.jpg 20250513_1236218801.jpg 20250513_1246468911.jpg 20250513_1248048921.jpg Po powrocie na parking widzę BMW na włoskich blachach i dłuższy czas przyglądam mu się w zdumieniu... 20250513_1309219141.jpg Sziraz, całkiem przyjemny Seven Hostel, z wiatrakiem na suficie. 20250513_1502249171.jpg 20250513_1933529751.jpg Przechadzka po mieście. 20250513_1701479251.jpg 20250513_1703299271.jpg 20250513_1704459291.jpg Zostaję zaproszony do sklepu z instrumentami, fajna opowieść z muzyką w tle i sympatyczni ludzie. 20250513_1717019381.jpg Robił klimacik swoim brzdąkaniem: https://soundcloud.com/mech-sciola/2...social_sharing 20250513_1719199401.jpg Wieczorny klimat miasta. Gwarnie, ale przyjemnie. 20250513_1735069511.jpg 20250513_1749219561.jpg 20250513_1749389571.jpg 20250513_1902379631.jpg 20250513_1906389641.jpg 20250513_1910409671.jpg 20250513_1911159681.jpg 20250513_1911389701.jpg 20250513_1918119731.jpg 20250513_1933529751.jpg Ostatnio edytowane przez Mech&Ścioła : 15.06.2025 o 17:30 |
![]() |
![]() |
![]() |
#74 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]()
Chyba tak, niestety...
Tym bardziej cieszę się, że sam nie odkładałem wyjazdu na później. Lata temu nie zdążyłem odwiedzić Syrii, zabrakło mi wtedy z pół roku... |
![]() |
![]() |
![]() |
#75 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]()
„Czy ty wiesz jaki tam jest klimat!? Tam ludzie jaja gotują na piasku!” - https://youtube.com/clip/Ugkx_UUdbAH...x286nPmYYXI0NZ
Wczoraj wieczorem pani przygotowała mi śniadanie na dziś: 3 jajeczka na twardo, orzechy włoskie, kawałek sera i chleb. Prosto i smacznie. Z hostelu wyruszam o 5.10. Półtorej godziny później jest 21C. Jadę na południowy wschód. 20250514_0600289811.jpg Śmieszna sytuacja. Ciągnę dwupasmówką i przez dobrych kilkanaście kilometrów nie mogę się uwolnić od jadącego na pusto niebeskiego zamyada. Gdy tylko zwalniam ze 120 km/h do 117-115, ten za chwilę mnie dogania i wyprzedza, jak wariat. Później jadę dalej swoim tempem, ale wiadomo jak jest, zamyad chwilowo poleciał naprzód, ale gdy coś go przyblokuje, to trwa wieki zanim znowu się rozpędzi, więc ja po niedługiej chwili go doganiam, spokojnie wyprzedzając kilka samochodów na raz łącznie z nim. W końcu mam tego dość i gdy zamyad zajmuje lewy pas snując się za ciężarówką 80 km/h pod górkę, daję w palnik i prześlizguję się między pasami ruchu, oddychając z ulgą. Ale 2-3 kilometry dalej patrzę, że jest stacja benzynowa, kurczę…! Za późno ją zobaczyłem, ale nic, wjeżdżam pod prąd, czyli wyjazdem ze stacji. Podjeżdżam do dystrybutora, a z przeciwka jedzie znany mi pusty zamyad… Gęba kierowcy roześmiana, szczerzy się do mnie i macha ręką… A ja głupi myślałem, że te wyścigi to na poważnie ![]() 20250514_1026409851.jpg O 8.30 jest 30C, ostatnie 50 kilometrów strasznie chce mi się spać. Sklep przy stacji benzynowej. Podjeżdża peżot, wysiada 2 koleżków i próbujemy gadać. Jeden z nich mówi po francusku, to język którego nigdy nawet nie liznąłem. Domyślam się, że w Polsce ma mamę. Bardzo sympatyczni. Kontakt trwa 2 minuty. Gdy wychodzą ze sklepu podaje mi kupione przed chwilą orzeszki arachidowe, równocześnie robiąc dłonią gest odkręcania manetki gazu motocykla, a z francusko-angielskich słów domyślam się, że dobrze mi zrobią ![]() 20250514_1029329871.jpg Im dalej na południe, tym miejscowi bardziej otwarci na kontakt z przybyszem obcej cywilizacji. Na kolejnym przystanku zagaduje mnie człowiek i prosi o wspólne zdjęcie, a potem o mój numer, by kontaktować się ze mną przez WhatsApp. Na następnym postoju podobna sytuacja. Standardowe pytania z gościem w sklepie przy użyciu translatora. I czy mi czegoś nie potrzeba. I że bardzo się cieszy, że go odwiedziłem. A w jakim języku mówimy w Polsce. Polskim – odpowiadam. Czy to jest to samo, co angielski? – pyta, a ja spoglądam na niego ze zdziwieniem autystyka. Po chwili do sklepu wchodzi kolejny klient w wieku około 65 lat i zwraca się do mnie wyniesionymi pewnie jeszcze ze szkoły angielskimi formułkami. Mam wrażenie, że nie rozumie moich odpowiedzi. Dziadek wyciąga telefon, dzwoni do kogoś i zaczynam rozmowę po angielsku z kimś, kto w pierwszym zdaniu konwersacji zaprasza mnie do swojego domu. Grzecznie odmawiam. Na koniec grupowe zdjęcie i prośba o numer mojego telefonu. Ale ja nie używam instagrama. To nic, WhatsApp też może być. Zbyt dużo dzisiaj się nie dzieje. Jadę przed siebie. Jest godzina 12.30 i 40 stopni C. Kurtka szczelnie pozapinana, a szyba kasku zamknięta, bo gdy tylko lekko ją uchylam gorące powietrze parzy mnie w powieki. Powietrze jak z piekarnika. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Robię częste przystanki, pewnie co 40 minut, a na każdym z nich „na rozum” wlewam w siebie dużo płynów (zanim poczuję pragnienie). Zawsze też moczę kominiarkę, rękawiczki i koszulkę. Natomiast tenera radzi sobie bardzo dobrze, nie przegrzewa się. Przed wyjazdem martwiłem się też o odporność telefonu na upał, lecz na szczęście nic mu dolega. Nieustannie ziewam, chyba zasnę zanim zdążę się zatrzymać, wciąż nie widzę dobrej miejscówki na postój, wszędzie tylko zalane słońcem puste pobocze drogi. W końcu jest. Jakiś niedokończony garaż lub sklep. Siadam na pustaku i prawie zasypiam. 20250514_1128519891.jpg Kupuję 10 litrów paliwa w sklepie „wielobranżowym”. Nie przypuszczałbym, że kraj siedzący na ropie będzie miał problemy z dystrybucją paliw w bardziej cywilizowany sposób. 20250514_1201129901.jpg 20250514_1205059921.jpg Kręta dwupasmówka, podjazd pod górę. Na lewym pasie rozkraczony TIR, za nim – zamiast trójkąta ostrzegawczego (nie widziałem takiego w całym Iranie) – 3 kamienie wielkości główek kapusty. Prawym pasem sunie sznur ciężarówek ze stałą prędkością 10 km/h. Od kilkudziesięciu kilometrów na drodze panuje dziwna nerwowość. Częste przypadki wyprzedzania na trzeciego. Gorąco, a ślamazarna jazda za ciężarówkami jeszcze potęguje te wrażenia. Coolant 102C, temperatura 43C. Ciężko mi się jedzie. Popołudniu przyjeżdżam w końcu do Hotelu Geno w Bandar-e Abbas. W pokoju za 15 melonów riali wali fajami, klima ma jedynie funkcję dmuchania (chłodzenia brak), ręczników i papieru toaletowego też brak. Ale są za to hotelowe klapki ![]() 20250514_1449579951.jpg Przed 18.00 jadę do portu z zamiarem popłynięcia na wyspę Ormuz. Wyspa niewielka, blisko lądu, więc w sam raz żeby ją dziś wieczorem zwiedzić i wrócić na noc do hotelu – myślę sobie. Port promowy niezbyt duży, koleżka na bramie każe mi podjeżdżać z innej strony. Zachodzę do czegoś między kapitanatem a budką ciecia. W pokoju człowiek w mundurze, ni w ząb mnie nie rozumie, ale po chwili przychodzi bardziej kumaty i mówi, że jeśli dzisiaj tam popłynę, to już zostanę na wyspie, bo powrotnego promu do Bandar-e Abbas dziś już nie będzie. No cóż, trudno, daruję sobie Ormuz. Jutro o 7.00 odpływa pierwszy prom na Qeshm i mam przyjść normalnie do terminala pasażerskiego, by kupić bilet. Dobra, dziękuję, do widzenia! Do terminala idę od razu, ale bilet na prom można kupić tylko w dniu wypłynięcia. Otwierają o 6.00 i zamierzam tam być tuż po otwarciu. Wody zatoki przy brzegu są tak płytkie, że nie myślę nawet o zamoczeniu stopy. 20250514_1724149971.jpg Jadę do centrum tego miasta, parkuję przy największym „bazarze” i lecę po szamę. W knajpie, gdzie jem shoarma sandwicz termometr pokazuje 25C i zaraz po wejściu do niej mam wrażenie, że wszedłem do chłodni. Nic dziwnego, bo na zewnątrz wciąż jest 37C. Natomiast gdy po zjedzeniu opuszczam knajpę, to jakbym wszedł do piekarnika. Zabiją mnie te zmiany temperatury. |
![]() |
![]() |
![]() |
#76 |
![]() |
![]()
Podziwiam jak piszesz o temperaturach. Miałem dluuuugi przelot przez Włochy 38c w cieniu, cegłą. Zero wiatru plus żar od silnika /nołmenołmen był to jeden z powodów sprzedaży/ - serio myślałem że szczeznę. A gdzie 40+ ofak:/
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
![]() |
![]() |
![]() |
#77 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]()
Wczoraj wydawało mi się, że zrobiłem rozpoznanie sytuacji z promem, ale wychodzi na to, że tylko mi się wydawało. O godzinie 6.10 na pewniaka podchodzę do pani sprzedającej bilety, a ta mi mówi (używając translatora), że mam się stawić naprzeciwko pirsa nr 10 u ochroniarzy. Popylam więc tam i gdy jestem blisko⌠opadają mi ręce. Przecież byłem już tu wczoraj! Jednak wchodzę do środka, bo czas leci. Za biurkiem ten sam wczorajszy, niekumaty-znudzony-w klapkach ochroniarz. Mówię co i jak. Koleś jest spowolniony, czy to z natury, czy z powodu wczesnej pory, nie wiem. Po-wo-li się-ga za słu-cha-wkę telefonu i dzwoni, a wynik rozmowy jest nijaki. Dzwoni gdzieś indziej. Nikt nie odbiera. Czas leci, jest już 6.20. Sięga po krótkofalówkę, rozmawia i następnie każe mi wracać do kasy po ten bilet. Wracam i upieram się, żeby sprzedała mi ten cholerny bilet! Jest sukces, mam w ręku bilet za 7 melonów (notabene, cena niemal jak za noc w hotelu) na prom. Podjeżdżam do promu, oddaję bilet, zjeżdżam po trapie w dół.
20250515_06414510031.jpg Okazuje się, że prom, na który wsiadają ludzie (pomarańczowy po prawej), odpływający o 7.00 wcale mnie nie zabierze, bo motocykl nie "przejdzie" przez drzwi, które są za wąskie. Weźmie mnie za to ten po lewej, odpływający o 7.30. Kwadrans przed czasem dumny figo-fago (majtek albo sam kapitan?) pozwala mi "zamustrować" się wraz z motocyklem na pokład. Okazuje się, że należy się jeszcze zapłata za przewóz motocykla. Jak to? Przecież kupiłem bilet! Bilet miałeś na siebie, za motocykl trzeba płacić. Dobra, ile? 5 milionów riali. A dostanę bilet (kwitek) za te 5 milionów? Chwilę się przekomarzam, ale szybko zdaję sobie sprawę, że nic nie ugram. Daję kasę, biletu oczywiście nie otrzymuję. Dostaję za to polecenie wejścia do "przedziału" i zajęcia siedzącego miejsca. 20250515_06503810041.jpg Wchodzę więc i zasiadam. Zimno tu jak w chłodni, dlatego od razu wkładam na siebie polar, a i tak komfortu cieplnego brak. Jestem jedynym pasażerem, lecz z każdą minutą przybywają następni. Z telewizora leci serial z perskim Nicolasem Cage'em w roli głównej. Gdy prom odbija od brzegu, głośność telewizora zostaje zwiększona do maksimum. Po 45 minutach rejsu zostaję zawołany, by się zbierać. Idę do tenery, wkładam i przekręcam kluczyk w stacyjce i widzę, że w czasie, gdy ja byłem zagłuszany perskim serialem, jeden z drugim koleżka bawili się w easy Riderów na moim motocyklu. Wyświetlacz nie pokazuje bowiem jedynki - jak go zostawiłem, lecz szóstkę. Wyrażam swoje oburzenie, wplatając w angielskie zwroty, swojską partykułę wzmacniającą 20250515_07075510081.jpg 20250515_07255210091.jpg No, ale czy nie na tym polega podróż? Na akceptacji wszystkiego co cię spotyka? - dyskutuję sam ze sobą. Stars Valley. 20250515_09295910351.jpg 20250515_09325110431.jpg 20250515_09330810451.jpg 20250515_09354010471.jpg Chahkuh (Chahkooh) Kanion robi na mnie duże wrażenie i kojarzy mi się z filmem "127 godzin". Jest samo południe i oszałamiająco gorąco. Jednocześnie pięknie! Kanion wziął swoją nazwę Chahkooh (Góra Studni), od znajdujących się na jego dnie naturalnych studni. Zaraz na początku kanionu pozdrawia mnie ubrany na biało dziadek siedzący w cieniu pod ścianą. Gdy się do niego zbliżam, wstaje i pyta, czy bym się czasem nie chciał odświeżyć, ochłodzić i napić wody. Nie, dziękuję, jestem całkiem rześki! - uśmiecham się szeroko. Widzę jednak, że podchodzi do jednej z 3 betonowych studni i wrzuca zawieszony na białej lince metalowy kubełek. Już sam tylko dźwięk wpadającego do wody 15 metrów niżej w studni wiaderka, i rozchlapujących się kropel podczas jego wyciągania, odbijający się echem po jej ścianach jest tak orzeźwiający i sugestywny, że za ten sam dźwięk należała mu się zapłata! Nie licząc 2 spotkanych osób, jestem tutaj całkiem sam, jest wspaniale! 20250515_11574610851.jpg 20250515_12042211021.jpg 20250515_12051611041.jpg 20250515_12125111101.jpg 20250515_12181411181.jpg 20250515_12214811241.jpg Jadę dalej. 20250515_11255210721.jpg 20250515_11354610781.jpg 20250515_11373810801.jpg Ostatnio edytowane przez Mech&Ścioła : Dzisiaj o 18:10 |
![]() |
![]() |
![]() |
#78 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]()
Kieruję się na przeprawę promową w centralnej części wyspy, z Bandar Laft do Bandar-e Pol.
20250515_16373111301.jpg Przed wjazdem do portu jest bramka z rutynową kontrolą paszportową. To typowy prom dla samochodów, osoby poruszające się piechotą można policzyć na palcach jednej ręki. Transport bezpłatny. Ustawiam motocykl pod ścianą i obok zauważam dwie starsze kobiety siedzące w cieniu. Na twarzach mają dziwne, chyba metalowe maski. Pierwszy raz coś takiego widzę! Robię zdjęcie, niby motocyklowi na promie. Brakuje mi jednak odwagi, by podejść i spytać o zgodę na zrobienie zdjęcia ich zamaskowanym twarzom. Może, gdyby były młodsze? W pierwszej chwili insynuuję sobie, że muszą coś takiego nosić za karę. Drugiej chwili już nie mam, bo gdy tylko prom rusza, kobiety tracą tutaj swoje zacienione miejsce i przenoszą się na drugi koniec promu. 20250515_14242111281.jpg Okazuje się jednak, że to nie żadna kara czy tortura, lecz tradycyjne maski, zwane boregheh lub betula. Noszą je kobiety z mniejszości etnicznej Bandari na południu Iranu, zwłaszcza na wyspach Zatoki Perskiej, czyli tu gdzie teraz jestem. Te kolorowe, a często metaliczne maski zakrywające brwi i nos są lokalną odmianą hidżabu, czyli muzułmańskich zasad skromnego ubioru. Kolory i kształty symbolizują status społeczny i przynależność plemienną [poniższe foty z internetu] boregheh_.jpg boregheh_3.jpg W Bandar-e Lengeh przy pomocy taksówkarzy znajduję pierwszy lepszy hotel klasy mocno robotniczej. Sympatyczny recepcjonista po angielsku nie rozumie i nie mówi dosłownie nic. Nie mogę się z nim dogadać, ale postanawiam skorzystać z koła ratunkowego w postaci telefonu do przyjaciela. Wyciągam numer komórki Kourosh’a, perskiego Amerykanina poznanego w Isfahanie i pokazuję wąsaczowi, by zadzwonił. Kourosh odbiera telefon i dogadujemy szczegóły. Otrzymuję najbardziej obskurny pokój, w jakim dotąd spałem w Iranie, za 9 melonów riali. Z sufitu łuszczy się farba, klimatyzator ma chyba z 50 lat, ale działa, a pościel jest czysta. Hotel nie ma parkingu, a krótki wewnętrzny korytarz jest zbyt ciasny, by postawić w nim motocykl, zostawiam go więc na chodniku pod oknem, przy ruchliwej ulicy. 20250515_17590711311.jpg 20250515_20273711411.jpg Chwilę potem do recepcji przychodzi czarna murzyna i gdy mnie widzi, pyta czy mówię po angielsku. Surafel, bo tak ma na imię ten sympatyczny człowiek, pochodzi z Etiopii i jest marynarzem, konkretnie drugim oficerem na statku kontenerowcu, którym pływa głównie do Ameryki Południowej. W hotelu mieszka drugi dzień i nie ma do kogo otworzyć gęby, nikt nie zna angielskiego. Co więcej, z liczącej 30 osób załogi jego statku też nikt nie włada językiem Szekspira, nawet jego agent, który teraz w mieście załatwia dla niego dokumenty przed dalszym rejsem. A pływa już 4 miesiące, więc rozumiem że czuje potrzebę wygadania się. Podobno klimat w Etiopii jest znacznie bardziej komfortowy niż tutaj, tam jest teraz jedyne 30C. W Etiopii mają ponad 80 języków, sytuacja polityczna słaba, wojny. Rozmawiamy w telegraficznym skrócie i obaj cieszymy się z tej chwili rozmowy, ale właśnie przyjechał po niego wspomniany agent i już zabiera go na statek. 20250515_18392911351.jpg Schodzę na dół i kręcę się przy motocyklu, gdy pojawia się koleżka mówiąc, że jest szefem zarówno tego hotelu, jak i przylegającej bezpośrednio do niego kebabowni. Postaw motocykl bezpośrednio przed szklanymi drzwiami mojego kebsa, żebym go widział. Zamykam o północy, a wtedy możesz go wstawić do środka knajpy. Super, ale ja idę spać przed 22.00, bo rano się zbieram – mówię. Dobra, nic się nie martw, ja ci go wstawię do środka knajpy. A teraz chodźmy na górę do recepcji, obgadamy to jeszcze. Idę więc za nim, zdziwiony, ale zadowolony. Rzeczywiście, recepcjonista robi szefowi miejsce w fotelu i ustalamy, że nie będę blokować kierownicy motocykla, ani włączać żadnych alarmów i on zrobi jak powiedział. Rano weźmiesz klucz od kebsa z portierni i sobie otworzysz. No dobra, dzięki stary! Tylko pamiętaj, to jest naprawdę ciężki motocykl (nie taki jak te wasze pierdzipędy, dodaję w myślach). A co ty się martwisz, ja w swoim życiu miałem kilkanaście dużych motocykli, powiedział i zaczął wyliczankę… z której nic nie zapamiętałem. Może jestem naiwny, ale nie potrafiłem się przejąć pozostawieniem tenery do północy przy ruchliwej ulicy, ani jej przetaczaniem przez hotelarza. Zasnąłem szybko snem sprawiedliwego. 20250515_17592211321.jpg Nie wyspałem się jednak wcale, bo budzę się parę minut po północy, jakbym miał budzik w głowie. Wyglądam na dół przez okno i widzę, że motocykl stoi na swoim miejscu, wcale nie zabrany do przytulnego wnętrza kebabowni. Stoi na swoim miejscu, lecz zwrócony w odwrotną stronę, niż ja go zostawiłem… Widać koleś zmienił plany… Trudno, niech stoi, jak stoi. Jakoś trwam do rana za wiele nie śpiąc, bo na ulicy wciąż tętni życie, którego hałasy wlewają się szparami ram okiennych do mojego pokoju. Jeżdżenie, trąbienie, wycie, muzyka, pierdzenie (skuterów), a bardzo wczesnym rankiem sprzątanie ulicy, zamiatanie, targanie kubłów ze śmieciami… 20250515_19263711361.jpg 20250515_19265111371.jpg 20250515_19392911401.jpg |
![]() |
![]() |
![]() |
#79 |
![]() |
![]()
Rozwozili Tenerą kebsy. Tak było
![]()
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
![]() |
![]() |
![]() |
#80 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 329
![]() Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 14 s
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Iran 2022 – tym razem naprawdę! | Dredd | Trochę dalej | 63 | 19.05.2025 20:16 |