|  | 
|  08.01.2014, 09:36 | #1 | 
|  Zarejestrowany: Nov 2011 
					Posty: 1,601
				 Motocykl: nie mam   Online: 1 tydzień 6 dni 13 godz 39 min 49 s |   
			
			3:33  "Działa, Afryka zawsze działa"    Ostatnio edytowane przez Ziarko : 08.01.2014 o 09:39 | 
|   |   | 
|  21.01.2014, 13:48 | #2 | ||||||||||||||
|  Zarejestrowany: Apr 2010 Miasto: Wlkp 
					Posty: 1,191
				 Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750 Przebieg: od nowa Galeria: Zdjęcia   Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 11 godz 12 min 13 s |   
			
			Rano toaleta wilgotnymi chusteczkami dla niemowlaków . Nie czuję się przez to odmłodzony , ale z pewnością  bardziej rześki . Mała przekąska czyli   mięsiwo z puszki , chleb oraz kawa.    Biwakujemy   ok.  40 km od miejscowości Verkhniy Karachan .  Do  Saratov pozostało 360 km. Po śniadaniu  przedzieramy się przez krzaki do drogi głównej, wjeżdżamy na asfalt i cała na przód.  Jazda jest  dosyć monotonna .  Z   Saratov   E38 jedziemy  dalej w stronę Kazachstanu  . Jakieś  200 km za Saratov  robimy małą przerwę i kilka fotek. Przy drodze na cokole stoi znany u nas z topornej  budowy ciągnik gąsienicowy DT .  Gniotsa - nie łamiotsa . Duma mechanizacji ZSRR oraz tutejszego sowchozu . Obchodzimy to cudo dookoła gdy  podjeżdża do nas lokalny motocyklista . Gość zasuwa w naszą stronę w dół po pochyłym nasypie motocyklem z bocznym wózkiem .  Gramoli się z kanapy i podchodzi do nas .  - Priwjet . Poljaki ? - pyta. - Da Poljaki – odpowiadam . W jego oczach widzę „ błogi stan” . Zapewne gdyby nie boczny wózek przy motocyklu jazda zakończyła by się już dawno . Pokazuje paluchem na pomnik i coś opowiada . Słucham go jak świnia grzmotu , jednak nie wiele z tego mogę zrozumieć . Po chwili przerywa swój wywód i pyta: - Może piwa ze mną się napijecie ? Mam chłodne . - Nie dzięki musimy jechać dalej – słyszy w odpowiedzi . Życzymy sobie szerokiej drogi i każdy rusza w swoją stronę . 
 
 Im bliżej granicy z Kazachstanem , tym droga bardziej parszywa . Dziurawy asfalt poorany poprzecznymi wypukłymi bruzdami . Na równym asfalcie nie mam szans z mocniejszymi BMW i Varadero przez co często zostaję w tyle. Na gorszych drogach nadrabiam . Pewnie za sprawą mniejszej masy Afryki , jak i większego przedniego koła . Adam pyta , czy nie szkoda mi motocykla . Ja jednak nie czuję by sprzęt był w jakiś sposób katowany . Przy większej prędkości mniej czuć dziury . Około 100km. przed granicą z Kazachstanem na stacji benzynowej spotykamy dwóch Rosjan na motocyklach . Wracają z Uzbekistanu, Kirgistanu i Kazachstanu . Pokazują nam kilka fotek na tablecie i część trasy którą jechali . Pytamy o wymianę kasy i bezpieczeństwo . Po krótkiej rozmowie przybijamy piątkę i jedziemy dalej . Dzisiaj mam słabszy dzień . Nie liczyłem , że chłopaki będą chcieli przekraczać granicę. Syczę sobie pod nosem „ na ch… tak pędzimy. Będzie już ciemno jak przekroczymy granicę. Będziemy bujać się z szukaniem noclegu po ciemku” . Dojeżdżamy do przejścia parkując przed budką z pogranicznikiem . Pobieramy formularze i zabieramy się do ich wypełniania . Odprawa po jednaj , jak i drugiej stronie idzie sprawnie . Już za szlabanem Kazachskim wykupujemy u pani agent ubezpieczenie . Pytam ją też o wymianę waluty . Kobieta nie jest do końca zdecydowana . W końcu rzuca jakiś zaniżony kurs ( dobrze , że zapytałem wspomnianych Rosjan na stacji jak i pogranicznika jaki jest dobry kurs przy sprzedaży USD i gdzie najlepiej to zrobić ) . Wymienimy zatem walutę w Uralsku . 
 
 
 Słońce jest już za horyzontem gdy ruszamy z przejścia granicznego . Po jednej , jak i po drugiej stronie płasko jak na patelni . Za kilkanaście minut będzie ciemno . Jedziemy rozglądając się gdzie rozłożyć obóz . Szukanie miejsca zabiera nam 50 km. drogi . W końcu przez step jedziemy do czegoś co można nazwać małym wzniesieniem . Za wzniesieniem rozkładamy namioty i pijemy piwo w blasku księżyca . W końcu jesteśmy w pierwszym z czterech docelowych krajów . 
 
 CDN........ 
				__________________ Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 21.01.2014 o 14:03 | ||||||||||||||
|   |   | 
|  23.01.2014, 00:37 | #3 | 
|  Zarejestrowany: Feb 2010 Miasto: podwrocławskie zadupie 
					Posty: 833
				 Motocykl: '12 LC4 690 Enduro R   Online: 1 miesiąc 3 dni 21 godz 32 min 45 s |   
			
			Mało, mało!
		 | 
|   |   | 
|  29.01.2014, 12:54 | #4 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|  Zarejestrowany: Apr 2010 Miasto: Wlkp 
					Posty: 1,191
				 Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750 Przebieg: od nowa Galeria: Zdjęcia   Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 11 godz 12 min 13 s |   
			
			Przed wyjazdem Robert wyczytał gdzieś w mądrych artykułach , że na stepie Kazachskim jest taka cisza , że można usłyszeć   ( uwaga teraz będzie trudne słowo )  perystaltykę jelit .  Przekładając  na bardziej  osłuchaną nazwę to inaczej ruchy robaczkowe jelit . Leżę sobie  w namiocie przykryty śpiworem  w głuchej ciszy  i nasłuchuję . Mijają minuty , a cisza jak trwała tak trwa. Liczyłem na użalanie się moich kiszek i kilka gorzkich słów  w stylu   "mniej piwa" , jednak jelita nie mają mi chyba nic do powiedzenia . Szkoda . W końcu zmęczony tym wyczekiwaniem i nasłuchiwaniem zasypiam. Step w całej swej okazałości prezentuje się nam rankiem , kontrastując z błękitnym bezchmurnym niebem . Piękny widok . Po wieczornym piwie pęcherz mam jak kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży , więc wciągam w pośpiechu buty i biegnę na stronę . Step jest niczym ruchomy dywan. Przed stopami uciekają setki owadów , które wyglądają jak nasze pasikoniki. 
 
 
 Bez pośpiechu jemy śniadanie , a następnie pakujemy motocykle . Od rana mamy sporo frajdy. Przez step na przełaj każdy gna wyznaczoną przez siebie drogą , którą dojeżdżamy do szosy. W Uralsku jesteśmy dosyć wcześnie rano . Miasto dopiero budzi się dożycia po sobotnich imprezach. Nawigacja wskazuje centrum , jednak nie widać żadnego kantoru . Cholera dzisiaj niedziela . Może być problem z wymianą . Z głównej ulicy odbijamy w uliczkę prowadzącą do osiedla i zatrzymujemy się na poboczu . Podchodzę do starszego gościa stojącego przy bloku . -Dzień dobry. Gdzie możemy wymienić pieniądze ? -pytam. -Kantor jest jakieś 150 metrów stąd. Musisz iść w lewo .... - zaczyna tłumaczyć drogę. -A może pójdziemy razem i później tutaj wrócimy - Proponuję . Idziemy spacerowym krokiem rozmawiając o Uralsku i naszym pobycie w Kazachstanie . Z paszczy mojego przewodnika zionie odór wódy jak ogień z paszczy Wawelskiego Smoka . Jeszcze garuje , a z domu wypędził go kac gigant . W ręku ma siatkę z pustymi butelkami po piwie . Są tacy , którzy twierdzą " czym się strułeś , tym się lecz" . Przypuszczam , że i on hołduje tej zasadzie . Kantor faktycznie nie jest daleko . Pewnie błądząc motocyklami i tak natknęli byśmy się na niego . Jest przy kolejnej z głównych ulic . Wracając przez moment czuję się nieswojo . Idziemy inną drogą przez prawie zamknięty plac pomiędzy blokami . Na ławeczkach siedzi dwóch - zapewne kolegów mojego przewodnika ponieważ chwilę rozmawiają ze sobą - nie mniej skacowanych towarzyszy . Robią obczajkę , a mnie przychodzą głupie myśli . Jeśli podejdą i wypłacą mi solidnego gonga , to zapewne sporo czasu minie , zanim mnie chłopaki odnajdą . O kasie i dokumentach nie wspomnę . " Gdyby babcia miała wąsy , byłaby dziadkiem " . Na tym gdybaniu na szczęście się kończy . Przy motocyklu dziękuję za pomoc i ruszmy wymienić walutę . Waluta wymieniona . Jesteśmy obrzydliwie bogaci . Tengów powinno wystarczyć również na drogę powrotną , jak będziemy wyjeżdżać z Uzbekistanu . Bez napinki kulamy się przez miasto wypatrując miejsca , gdzie będzie można wypić kawę . Pozamykane kawiarenki szybko przypominają nam ... niedziela , niedziela panowie ! Trudno . Po drodze coś się wymyśli . Zaległą kawę pijemy tuż za Uralskiem . Z drogi po nasypie jedziemy pod szpaler drzewek . Jest cholernie gorąco . Liczę na trochę cienia pod gałązkami . Ziemia jest strasznie sucha od skwaru , który leje się z nieba . Pomimo takiej suszy , drzewa nie tracą zielonych listków .Gorąca kawa w tym upale smakuje średnio. Niewątpliwie jednak pobudza . 
 
 
 Sto kilometrów za Uralskiem ucinamy krótką pogawędkę . Naszym rozmówcą jest Francuz , który rowerem jedzie do Astany. Jest tam spotkanie z okazji mającego odbyć się Expo . Targi będą w 2017r. Swoją podróż rozpoczął w Alpach !! Jedzie już ponad miesiąc . W zasadzie najbardziej zaciekawił mnie rower , którym jedzie ów Francuz . Jest napędzany siłą ludzkich mięśni , oraz w dużej mierze energią elektryczną . Energia wytwarzana jest przez ogniwo fotowoltaniczne o mocy 700W . Silnik elektryczny wspomaga jazdę na tyle , że bez problemu dzienny przebieg wynosi ok 300 km . Pod ogniwem jest owalny bagażnik na cały potrzebny szpej . Dzień drogi przed nim jedzie jego kolega na podobnym rowerze . Również posiada ogniwo fotowoltaniczne z silnikiem , jednak o znacznie większej mocy ( 1200 W ) . Szacunek . Prawdziwy maładiec. 
 
 Na obrzeżach miast i miasteczek napotkać można cmentarze . Są one niewątpliwie ciekawostką , której warto przyjrzeć się z bliska . Znacznie różnią się od Polskich nekropolii . Przypominają trochę małe osiedla. Często groby są bardzo okazałe , wysokie na kilka metrów. Wyglądają jak małe pałacyki lub meczety . Do ścian przytwierdzone są tablice upamiętniające pochowane tam osoby . Nierzadko na tablicach graweruje się portrety zmarłych . Przed jedną z takich tablic stoję i patrzę chwilę na zapis daty narodzin i śmierci zmarłego. Wygląda trochę jak równanie matematyczne. 
 
 
 
 Parking leśny . Tylko gdzie tu las  
 W Aktobe jesteśmy ok 18-tej . Przy drodze na wielkim ogrodzonym placu stoi kilka samolotów i helikopterów . Chwila odpoczynku na łyk wody i zrobienie kilku zdjęć . Jest to prawdopodobnie plac należący do muzeum lotnictwa , które o tej godzinie jest już zapewne zamknięte . Architektura miasta to mieszanka typowo komunistycznych blokowisk , z bardziej okazałymi , zapewne nie dawno wybudowanymi budynkami handlowymi, apartamentowcami oraz okazałymi świątyniami . Pojawiły się też duże dyskonty . W jednym z nich robimy zakupy. 
 
 
 
 W zasadzie do końca dnia nic co było by warte uwagi się nie dzieje . Jedziemy na północ , a następnym ciekawym miejscem ma być Bajkonur . Śpimy w naszych wygodnych namiotach na stepie. Przed snem nawodnienie organizmu w scenerii zachodzącego słońca. 
 CDN... 
				__________________ Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś Ostatnio edytowane przez sebol : 29.01.2014 o 16:10 | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|   |   | 
|  07.02.2014, 14:38 | #5 | 
|  Zarejestrowany: Apr 2008 Miasto: Wroclaw 
					Posty: 2,387
				 Motocykl: RD04 Przebieg: 40.000   Online: 3 miesiące 2 dni 2 godz 50 min 11 s |     
				__________________ Agent 0,7 | 
|   |   | 
|  16.03.2014, 21:55 | #6 | 
|  Zarejestrowany: Nov 2010 Miasto: Reszel 
					Posty: 79
				 Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli   Online: 3 dni 2 godz 32 min 46 s |   
			
			Dodam od siebie ze ten koślawy druczek ze zdjęcia powyżej korztował nas potem 100$. Było tam wyraźnie napisane że po pięciu dniach pobytu należy go podbić na policji migracyjnej
		 | 
|   |   | 
|  20.03.2014, 22:15 | #8 | 
|  Zarejestrowany: Nov 2010 Miasto: Reszel 
					Posty: 79
				 Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli   Online: 3 dni 2 godz 32 min 46 s |   
			
			Zostaliśmy cofnięci z granicy  KAZACHSKO KIRGIJSKIEJ a Pan sheffo policji migracyjnej wiedział jak dalej ciągnąć sprawę w pobliskim mieście.
		 | 
|   |   | 
|  22.03.2014, 21:07 | #9 | 
|  Zarejestrowany: Nov 2010 Miasto: Reszel 
					Posty: 79
				 Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli   Online: 3 dni 2 godz 32 min 46 s |   
			
			Jadąc  ciągle przez Kazachstan zastanawiamy się co to za cudaczni ludzie ci Kazachowie. Większość spotykanych samochodów ma pozakładane stare firanki z przodu przez zderzak i przytrzaśnięte maską. Myśleliśmy że to taka lokalna moda jak u nas kiedyś piesek z kiwającą główką. Niebawem okazało się jednak do czego to służy. Dzień póżniej zbliżając się do Aralska(byłego wielkiego portu) spotkaliśmy dziwne zjawisko. Jadąc ok 120km/h widziałem jakeś robaczki idące z lewa na prawo przez jezdnię. Kiedy zwolniłem do 110km/h poczułem takie dziwne wibracje na butach. Za jakiś czas robaczki znikły więc nie przywiązałem do tego zbytniej uwagi. Apogeum  zaczęło się kilkanaście kilometrów dalej i trwało ok 100km. Przecinaliśmy swoją drogę ze stadem szarańczy. większość szła, część leciała. Była to wielka chmura czasami z lekkim rozrzedzeniem a czasami aż ciemno było w oczach od owadów dookoła. Najciekawsze było to,że owady które szły podrywały się do lotu kiedy nadjeżdżał pojazd - to one właśnie na początku smyrały mnie po bytach. Zacząłem robić doświadczenia. Optymalna okazała się prędkość 140 km/h kiedy szarańcza podrywała się  do lotu za motocyklem(ta nie rozjechana) . Przy 120 waliła w buty. Kiedy zwolniłem do 100 zacząłem czuć uderzenia powyżej kolan. Wtedy wpadłem na głupi pomysł zwolnić do 80. Kiedy to uczyniłem Szyba w kilka sekund zalała się dziwną mazią  a o kask jakby grad walił. Zamiast przyspieszyć przyhamowałem i przyjąłem na siebie niesamowitą ilość szarańczy, która ma tą dziwną cechę, że jest owadem suchym i twardym, ale przy rozduszeniu ma lejący zielono czerwony miąż w niesamowicie dużych ilościach  . Tarcie rękawicą jako tako przywróciło pozory widocznośći w wizjerze. Jako że Kazachstan Choć piękny jest strasznie monotonny  mieliśmy niezłą zabawę . Jako że byliśmy cali w jednym wielkim glucie kilka razy dla żartu podjeżdżaliśmy do siebie nawzajem(najlepiej z ukośnego przodu.) Wtedy kolega dostawał w pełnej krasie serię  na kask z wtedy już maksymalnie poderwanego stada. Teraz już wiedzieliśmy po co tubylcom firanki na samochodach. Powoli zbliżaliśmy się do Morza Aralskiego i rósł nasz apetyt na wraki statków, które zamierzliśmy obejrzeć na dnie suchego dna. | 
|   |   | 
|  27.03.2014, 22:21 | #10 | 
|  Zarejestrowany: Nov 2010 Miasto: Reszel 
					Posty: 79
				 Motocykl: Varadero 1000 & TA 650? 700 Magadan Edition & Yamaha gryzzli   Online: 3 dni 2 godz 32 min 46 s |   
			
			Kiedy byliśmy już dość blisko Aralska, na jednym z postojów zaczęliśmy oglądać dokładnie mapę(podobno super fajną i precyzyjną) Intrygował nas szczególnie znaczek czerwonej gwiazdki oznaczony jak cmentarzysko statków. Ustaliliśmy, że odbijemy w prawo i poświęcimy na to choćby cały dzień. Po wrakowisku braliśmy pod uwagę dotarcie do dziesiejszej linii brzegowej Morza Aralskiego i założenia tam obozu. Wcześniej rozglądaliśmy się za barem przydrożnym i znaleźliśmy coś z lokalną kuchnią gdzie smacznie zjedliśmy i zapiliśmy po małym piwku siedząc nad mapą i planując najbliższe kilometry. Ustaliliśmy,że priorytetem jest tankowanie i pojechaliśmy w stronę Aralska szukając stacji benzynowej. W sumie nadłożyliśmy 66km. Mieliśmy jednak pełne zbiorniki co dla mnie miało okazać się za kilka godzin jednym z kilku powodów naprawdę poważnej gleby w terenie na dnie Morza Aralskiego. Tymczasem analizując mapę oraz GPS udaliśmy się w stronę pięknej czerwonej gwiazdki na mapie- CMENTARZYSKA STATKÓW. Długo bładzilśmy. szukaliśmy. okazało się nawet,że zainteresowała się nami lokalna policja, która na siłę próbowała wyprowadzić nas z tsgo terenu. Było tam jakieś torowisko i chyba kopalnia odkrywkowa. Pełna tajemnica. Wspólnie ustaliliśmy,że gwizdka z mapy znajdzje się na górce i ta nigdy nie mogła być dnem wyschniętego morza. Tubylcy twierdzili. że wraki to w aralsku. Uznaliśmy to za ściemę z mapy(no Pan kartograf się tu nie postarał) . Nalegałem,żeby przejechać dnem morza 55km do linii brzegowej. Było tam kupę śladów samochodów. kupę kolein. Bezwietrznie temperatura 48st.C. Rozpoczęliśmy jazdę. Przypomniała mi się Mongolia sprzed dwóch lat, gdzie byliśmy wspólnie z Sebastianem. W pewnym momencie, kiedy ujechaliśmy ok. kilkunastu kilometrów a koledzy jechali po innym śladzie równolegle do mnie w odległości ok. 100.m. twarde dno koleiny (którym była zaschnięta sól) Załamało się pod moim przednim kołem. Pod spodem był sypki grząski piach. Bardzo grząski. Ciężki przód załadowanego i zatankowanego prawie na max varadero błyskawicznie w tym utonął.Bujnęło kierownicą i bokiem koła złapałem wysoki na 30cm. garb środka koleiny(koleiny były po kamazach). Zdążyłem krzyknąć coś w interkom do chłopaków, którzy potem mówili mi o wielkiej chmurze pyłu, który wszystko zakrył. Lot przez kierownicę z lewej strony szyby i twarde lądowanie na jakimś kamieniu wielkości pięści lewą stroną klatki piersiowej. Bolało. oj bolało. | 
|   |   | 
|  | 
| 
 | 
 | 
|  Podobne wątki | ||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor | 
| O Damie w Kirgistanie, czyli Azja Centralna lipiec 2013 | kowal73 | Trochę dalej | 37 | 19.09.2013 16:44 | 
| Azja Centralna sierpień/wrzesień 2012 | gancek | Umawianie i propozycje wyjazdów | 20 | 21.07.2013 22:23 | 
| Korytarz Wakhański - Azja Centralna czerwiec-lipiec | Piast | Umawianie i propozycje wyjazdów | 51 | 12.01.2013 13:43 | 
| Sprawy formalno - wizowe Azja Centralna i Mongolia | ydoc | Przygotowania do wyjazdów | 47 | 20.06.2012 00:17 | 
| Azja Centralna | Magnus | Trochę dalej | 137 | 29.11.2009 09:31 |