Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22.08.2025, 09:09   #11
stopa-uć


Zarejestrowany: Aug 2010
Miasto: Łódź
Posty: 2,079
Motocykl: TA,RD04
stopa-uć jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 5 godz 38 min 23 s
Domyślnie

No dobra,
trochę wyjaśniłeś, możesz znowu z nami się bawić.
ciał
stopa-uć jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.08.2025, 09:23   #12
Melon
 
Melon's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2012
Miasto: Lublin
Posty: 5,998
Motocykl: cz350/ bandit600/ zx12r/ varadero/vfr1200xd
Melon jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 1 tydzień 1 dzień 22 godz 6 min 46 s
Domyślnie

W piaskownicy
__________________
kto smaruje ten jedzie
Melon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.08.2025, 21:30   #13
ramires
Administrator
 
ramires's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,314
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
ramires ma wyłączoną reputację
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 1 godz 48 min 59 s
Domyślnie Dzień kolejny - Tivat -> Stary Bar

Kierunek Bar - Stare Miasto.

Po drodze jednak chcieliśmy odwiedzić Fort Morgen, który wydał nam się dobrym miejscem, aby z dala od centrum popatrzeć na Budvę i otaczające je małe wyspy. Pech chciał, że poza temperaturą i duchotą światło było płaskie, przejrzystość kiepska więc odhaczyliśmy ten punkt programu dosyć szybko robiąc kilka zdjęć bo... światło pierdoliło nam optykę...


Morgen.jpg


Kolejnym przystankiem był punkt widokowy gdzieś w połowie szczytu nad Świętym Stefanem. Tu już światło nieco było lepsze a wychodzące słońce sprawiało, że można było cieszyć się mniej zamglonymi widokami.

Tradycyjnie kilka a może kilkanaście zdjęć, kilka samojebek i... jak cieszyliśmy się samotnością to tuż po tym jak zrobiliśmy co chcieliśmy zaczęli pojawiać się inni turyści skutecznie zabijając ciszę tego miejsca bo rozgadani byli tak bardzo, że miałem problem z usłyszeniem własnych myśli. Droga kręta, wąska, ale asfaltowa do samego końca aż do parkingu przy kościele/kaplicy... jak zwał tak zwał, nie jestem z tych, którzy przywiązują uwagę do właściwego nazewnictwa miejsc kultu tego czy owego (bez obrazy dla nikogo). Gdy już napoiliśmy nasze pragnienia fotograficzne, emocjonalne oraz opróżniając skutecznie butelkę wody oddaliliśmy się z tego miejsca. Zjazd był mniej sprawny, bowiem trzeba było się przeciskać już pomiędzy jadącymi w górę samochodami ale poszło sprawnie.

539197111_24876470545292197_6719400844835150189_n.jpg

536279353_24876466191959299_8123510090418374178_n.jpg

MNE-2025--15.jpg

MNE-2025-3705.jpg

MNE-2025-3697.jpg

Podjechaliśmy również na parking tuż przy plaży w Świętym Stefanie aby udać się na pamiątkowe zdjęcia z tego miejsca.

536284004_24876470025292249_8848873693127765086_n.jpg

536696841_24876470445292207_9196752368607264911_n.jpg

Szkoda, że takiego rozpogodzenia nie było przy Forcie Morgen, gdzie mieliśmy mleko... życie.


Ruszyliśmy w kierunku Baru jadąc przez Sutomore i jeszcze jakieś pomniejsze miejscowości.
Po drodze widzieliśmy spustoszenia spowodowane przez świeże pożary na otaczających nas zboczach gór. Na szczęście pożary zostały zażegnane dwa dni wcześniej i nie było już tutaj utrudnień w ruchu. Przejazd przez Bar raczej sprawny, miasto bardziej rozłożyste a dopiero jadąc w kierunku Starego Miasta zaczęły się już bardziej strome podjazdy. Nawigacja głupiała momentami, bowiem chciała nas prowadzić przez... prywatne posesje, ale dotarliśmy na miejski parking tuż przy starówce, który okazał się najtańszą opcją a nie tam, gdzie naganiacze prowadzili, których było sporo podczas podjazdu do parkingu. Bardzo możliwe, że mieliśmy nieco więcej szczęścia niż rozumu z tym miejskim parkingiem, bo chwilę po tym jak zaparkowaliśmy przy szlabanie były już 4 samochody, które nie wjechały.
Z parkingu prowadziła stroma uliczka w kierunku ruin starego miasta i narastał zgiełk kawiarni, straganów z pamiątkami oraz stoisk z lokalnymi wyrobami. Dotarliśmy pod Stare miasto, kasa i w drogę. Niby ruiny, ale fajny klimat tam był. Turyści jednak ze swoimi głośnymi rozmowami nieco psuli urok tego miejsca, ale czego się spodziewać po takim miejscu. Szczerze polecam dla lubiących historię poprzechadzać się po takim miejscu i otworzyć bardziej swoją wyobraźnię starając się wizualizować sobie dawny urok tego miejsca. Wzdłuż i wszerz przeszliśmy sobie to miejsce dochodząc do chyba północnej ściany gdzie stromymi schodami można było wejść na najwyższą część muru i zobaczyć niesamowitą panoramę zbocza góry. Dla jednych zwykłe zbocze, mnie jednak urzekło jak przepotężne potrafi to być mając świadomość, że jestem te naście metrów wyżej niż dziedziniec a jednak czuję się malutki widząc jak zbocze szybuje na kilkaset metrów tuż przede mną. To uczucie mocno zapadło mi w sercu. Lubię takie momenty, bo mam tak, że mam lepiej rozwiniętą pamięć emocjonalną niż zwykłą. Pamiętam bardziej temperaturę, muzykę, wiatr czy światło niż ilość schodów czy nazwę miejscowości... coś w ten deseń. Moja Miss Excel nie chciała iść po tych schodach z racji lęku wysokości, z którym naprawdę zawsze stara się walczyć o czym opowiem nieco dalej. Powrót sprawił nam nieco psikusów, bo oznakowanie mocno niejednoznaczne było i w sumie na dolnym dziedzińcu dwa razy do tego samego punktu trafiliśmy śmiejąc się z tego faktu i sami z siebie, że tym razem nasze wyostrzone jak kły chihuahuy zmysł orientacji spłatał nam figla. Po odnalezieniu wyjścia udaliśmy się na tą samą, zatłoczoną stromą uliczkę, gdzie ludzi było znacznie więcej niż przedtem.
Nabyliśmy u jednego pana świeży sok z granatów, który naprawdę był pyszny i towarzyszył nam przez kilka dni jeszcze w domu.
Wyjazd okazał się sprawniejszy niż dojazd chociaż nawigacja znowu zaprowadziła nas gdzieś na prywatną posesję - inną tym razem, ale mając już odznakę sprawności w terenie i pamiętając o kłach Chihuahuy wiedziałem, że ta droga nie jest moją drogą i skręciłem inaczej niż kierowała mnie nawigacja. Powrót te 70km (chyba coś koło tego) zajął nam dobre 2 godziny. Oczywiście najgorszy był koniec trasy tuż przed Tivatem gdzie drogi były w remoncie a ruch w porywach osiągał 20 km/h a do tego pył, kurz, wertepy... oczami wyobraźni wyobraziłem sobie jak mijam to wszystko niewzruszony wertepami na afryczce... Minął kolejny dzień, który dał nam kolejne wrażenia, wspomnienia, do których wracam czasami będąc już tutaj, w naszym kraju.


BAR (3).jpg

BAR (5).jpg

BAR (6).jpg

BAR (1).jpg

BAR (2).jpg

BAR (4).jpg


cdn - niebawem chyba
__________________
Ramires

...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
ramires jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.08.2025, 22:16   #14
Melon
 
Melon's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2012
Miasto: Lublin
Posty: 5,998
Motocykl: cz350/ bandit600/ zx12r/ varadero/vfr1200xd
Melon jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 1 tydzień 1 dzień 22 godz 6 min 46 s
Domyślnie

__________________
kto smaruje ten jedzie
Melon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 20:38   #15
ramires
Administrator
 
ramires's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,314
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
ramires ma wyłączoną reputację
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 1 godz 48 min 59 s
Domyślnie

Durmitor

Na ten dzień czekaliśmy praktycznie od momentu przyjazdu (a zarazem od momentu opuszczenia Czarnogóry w ubiegłym roku oraz po zobaczeniu setek filmów i czytając wszelkie informacje na temat tego rejonu).

Pogoda miała być całkiem dobra, bez upałów, wiatrów, wpływu zielonego ładu oraz gruszki pietruszki.

Z racji tego, że w Czarnogórze za szybko nie da się jechać postanowiliśmy wyjechać wcześnie, bardzo wcześnie jak na standardy urlopowe bo po 6 rano już praktycznie byliśmy w samochodzie. Przejazd w rekordowym czasie przez Kotor, Dobrotę, Perast i parę innych to formalność bowiem o tej porze ruch praktycznie nie występował, który powodowałby jakieś opóźnienia. Trasa malownicza, kręta. Odruchowo patrzyłem na termometr w samochodzie, który dosyć często zmieniał swoje wartości. Droga do tego miejsca w pewnym momencie zaczęła być tak fantazyjnie kręta a jednocześnie wolna, że chyba pierwszy raz w życiu miałem wrażenie, że wystarczy już tych zakrętów, ale w duchu myślałem o tym, jakbym mknął tutaj motocyklem ciesząc się każdym kolejnym zakretem. Pomimo dosyć wzmożonego ruchu już na tych zakrętach to jechało się przyjemnie.
Dojechaliśmy do pierwszego celu czyli kolejki na szczyt Savin Kuk. Turystów nie było wielu, raptem parę grup starszych niż my ludzi, którzy stwierdzili, że oni chcą jechać w komplecie więc przepuścili nas, abyśmy praktycznie bez kolejki mogli wjechać na pierwszą stację. Krzesełka dwuosobowe, które widziały już lepsze czasy rytmicznie się delikatnie kołysały. Wraz z osiąganiem wysokości coraz bardziej odczuć można było podmuchy wiatru, ale wciąż na tyle ciepłe, że kompletnie nie zwracaliśmy na to uwagi. Trasa kolejki jest dosyć stroma przez to widok w dół był dla mnie frajdą czego nie mogę powiedzieć o Miss Excel, która... ma lęk wysokości. Dzielnie walczyła do samego końca nie dając się własnym lękom. Zuch dziewczyna.
Wyskoczywszy z krzesełek niczym Filip z konopii czekał nas kilku minutowy spacer do drugiej stacji, gdzie będziemy kontynuować wycieczkę na szczyt. Tam podobnie, praktycznie od razu byliśmy w krzesełkach i jeszcze bardziej stromy podjazd, który potęgował odczucie wysokości patrząc w dół... Umówmy się, pewne kwestie opisuję w liczbie mnogiej, ale tam gdzie ja się śmiałem i machałem nogami z zachwytu moja piękniejsza połowa walczyła ze strachem

Szybki sus z krzesełek na boki i już byliśmy na górnej stacji skąd ruszyliśmy już w kierunku "ramki" oraz plan był taki, aby dotrzeć w najwyższe miejsca już z buta. Wychodząc z kolejki pan z obsługi przestrzegł nas, żebyśmy nie byli zbyt długo bo w ciągu 15-20 minut zacznie padać i będzie burza. Kiwając głową twierdząco udaliśmy się w wyższe partie. Chmury faktycznie dosyć szybko zaczęły się piętrzyć nad głową, ale jeszcze nie dawaliśmy za wygraną brnąc ku górze. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy co chwilę nie robili przerw odruchowo szukając jakiegoś ciekawego kadru. Widok z góry zapierał dech w piersiach, bowiem panorama na okolicę była przepiękna. Narzekałem ja i narzekała Miss Excel na to, że trafiliśmy na płaskie światło, gdzie wszystko praktycznie się zlewało ze sobą bez wyraźnej tekstury czy odczuciu głębi.

Im dłużej byliśmy tym więcej odczuwaliśmy nieuchronne załamanie pogody więc odpuściliśmy sobie dreptanie na wybrane wcześniej szczyty i zaczęliśmy pstrykać trochę na japońca, czyli co wpadnie w oko

MNE-2025-4112.jpg

MNE-2025-.jpg

MNE-2025--2.jpg

MNE-2025-6117.jpg

MNE-2025-0452.jpg


Szybkie zdjęcia pamiątkowe pod ramką, obserwacja akurat przebiedających kozic i droga na dół. Pierwszy odcinek jeszcze ok, ale kolejny już wracaliśmy w deszczu więc nie czekając wykorzystaliśmy to na jakieś żarcie w pobliskiej restuaracji, gdzie było swojsko i smacznie.

Kolejnym etapem była oczywiście i jakby inaczej droga P14.
Byłem tam pierwszy raz, byłem tam naście razy ale na google street czy też obserwując to oczami innych w postaci filmików. Powiem tylko jedno. Wsadzić sobie można wszystko w dupę jeśli nie ogląda się tego na żywo.

Trasa malownicza, wąska jak to w Czarnogórze, do czego bardzo szybko się przyzwyczaiłem, spokojna jazda ale i pogoda, która płatała figle. Widoki były takie, że jak napiszę, że było pięknie to jakbym nic nie powiedział. Bajka, sztos, zajekurwabiście, wybornie, pysznie, wspaniale, kak priekrasnyje, ja pierdole, how wonderful... WARTO chociaż raz w życiu tam pojechać i mieć na tyle czasu aby tą trasę tam i z powrotem przejechać.

Wspominałem o pogodzie, która raz to słońcem nas raczyła aby za chwilę ostudzić nas deszczem, i tak w kółko.

Kilka zdjęć z tej trasy.


MNE-2025--3.jpg

MNE-2025--4.jpg

MNE-2025-6275.jpg

MNE-2025-6284.jpg



Nic nie odda tego, co można tam zobaczyć na żywo. Wiem, że przez pogodę nie mogliśmy się nacieszyć tym miejscem tak jakbyśmy tego chcieli, momentami siedziąc w samochodzie bo zerwał się cholernie silny wiatr wraz z mocnymi opadami deszczu.
Gdy mijaliśmy kolejne punkty, które chcieliśmy zobaczyć bywały nieplanowane przystanki spowodowane... zwierzyną, nie do końca łowną... znaczy owce i konie

Pogoda coraz bardziej zaczynała nas demotywować, ale powoli jechaliśmy dalej mijając kolejne niesamowicie widowiskowe formacje skalne przeplatane zielenią, złotem już wysłchłej trawy... Widok w pewnym sensie jesienny, gdy świat z żywej zieleni zmierza ku złotym odcieniom.

Gdy już w zasadzie wyjechaliśmy nagle jak na symboliczne otarcie łez otrzymaliśmy niskie słońce, które kąpało wszystko w swoich ciepłych barwach dając niesamowity spektakl światła.

Gdy zaczęliśmy się zachwycać tym, co widzieliśmy mym oczom ukazały się dwie afryczki należące do obywateli Niderlandów - a przynajmniej tak wskazywały ich rejestracje, które uchwyciłem ciut za późno.

MNE-2025-6715.jpg

Pomijając już owe afryczki dalej rozkoszowaliśmy kolorystyką i panoramą okrytą złotymi promieniami niskiego już słońca.

Ruszyliśmy dalej wymyślając kolejne kadry w głowie, które byśmy pewnie popełnili mając więcej czasu, lepszą pogodę, więcej szczęścia, mieli więcej kawy ze sobą a w ogóle to może lot do Zagrzebia albo gdzieś bliżej aby wynając samochód i na kilka dni raz jeszcze tutaj wrócić, aby oddawać się bezgranicznie fotograficznej rozpuście. Cóż... plany, marzenia, emocje oraz wizualne piękno tego miejsca naprawdę zapadło nam bardzo głęboko w pamięć.


Jadąc w kierunku kanionu mijaliśmy jak nam się wydawało prawdziwą Jugosławię, gdzie było widać biedę, porzucone demoludowe bolidy, typowe budki pełniące rolę sklepów na tym odludziu. Piękne i smutne zarazem. Droga zawierała asfalt, jednakże tuż po deszczu nawet dla samochodu było ślisko więc tempo nie było zbyt wielkie. Typowe mijanie się samochodów nie było już wyzwaniem a normalnością.

Pogoda, czas, źle zaplanowane postoje sprawiły, że nie osiągnęliśmy ostatniego z celów - kanionu... niestety (ale to nie jest jakiś wielki problem, bowiem planuję tam wrocić).
Zdążyliśmy tylko pstryknąć z góry z jednego punktów rzekę... jakimś cudem tym razem zaskoczyłem moją Miss Excel opowieścią, że tutaj woda jest jak z kosmosu, ma barwę którą trudno zapomnieć. Początkowo myślała, że ją wkręcam... ale gdy pojawił się pierwszy parking przy drodze gdzie było widać kanion oczy przetarła ze zdumienia nie mogąc dowierzyć jak bardzo ten kolor jest unikalny, niespotykany...

Trochę po tych serpentynach, tunelach pojeździliśmy, ale żadne to zwiedzanie, gdy słońca brakowało. Tak, zdecydowanie kolejny raz Durmitor i rzeki trzeba odwiedzić, nawet na krótką chwilę, aby móc uchwycić prawdziwe piękno.

Prawdę mówiąc oczekiwania tego wyjazdu sprawiały, że ciut chyba zapomnieliśmy o przyjemności po prostu bycia tam a chęć zobrazowania tego aparatem sprawiła, że ciut tej radości nam uciekło. Niby filmy kręciliśmy, niby zdjęcia... Powtórzę raz jeszcze - aby poznać prawdziwe piękno tego miejsca trzeba tam być, oddychać, czuć...

Powrót po kilku zdjęciach z wysokości zajął nam prawie 3 godziny, nawigacja tym razem wybrała inną trasę - niestety poprowadziła nas przed odcinek remontowanej drogi, gdzie zamiast asfaltu był jeszcze mocno wyboisty tłuczeń. Nie narzekałem nawet, wiedziałem, że lata temu też nasze drogi w końcu musiały być wybudowane - przestało to na mnie robić wrażenie. Trasa spokojna, ale po drodze tankując kawę natrafiliśmy na kolejną kocią rodzinkę... będąc już przygotowani na takie sytuacje mieliśmy i karmę i namiastkę miski aby nakarmić kotkę z ekipą. Cóż, mamy same znajdy i chorowite kotki pod naszą opieką w domu więc... nie da się tego wyłączyć, to silniejsze, musieliśmy chociaż mieć pewność, że zje. Przechadzający się turyści (chyba) patrzyli na nas jak na przybyszy z matplanety... ale o tym kiedy indziej...
Powrót, głowy pełne obrazów i przyszłych kadrów, błogi sen i zero planów na dzień kolejny, aby móc bądź co bądź wypocząć przez noc, która była wyjątkowo ciepła.


Zdjęcia za chwilę
__________________
Ramires

...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
ramires jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 21:21   #16
ramires
Administrator
 
ramires's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,314
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
ramires ma wyłączoną reputację
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 1 godz 48 min 59 s
Domyślnie

MNE-2025--10.jpg

MNE-2025-0468.jpg

MNE-2025-0495.jpg

MNE-2025-4259.jpg

MNE-2025-4400.jpg

MNE-2025-4403.jpg

MNE-2025-4416.jpg

MNE-2025-6405.jpg

MNE-2025-6420.jpg

MNE-2025-6432.jpg
__________________
Ramires

...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
ramires jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 21:22   #17
ramires
Administrator
 
ramires's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,314
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
ramires ma wyłączoną reputację
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 1 godz 48 min 59 s
Domyślnie

MNE-2025-6451.jpg

MNE-2025-6455.jpg

MNE-2025-6457.jpg

MNE-2025-6467.jpg

MNE-2025-6479.jpg

MNE-2025--8.jpg
__________________
Ramires

...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
ramires jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 21:30   #18
Artek
Kuleje
 
Artek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2012
Miasto: Ze wsi jestem w ZMY
Posty: 3,093
Motocykl: Tmax 500+e-rewer.
Artek jest na dystyngowanej drodze
Online: 7 miesiące 3 tygodni 2 dni 10 godz 1 min 51 s
Domyślnie

Nie produkuję wyrobów z betonu, ale ta czapka mi się podoba
Artek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 21:44   #19
ramires
Administrator
 
ramires's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,314
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
ramires ma wyłączoną reputację
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 1 godz 48 min 59 s
Domyślnie

MNE-2025-4522.jpg

MNE-2025-4562.jpg

MNE-2025-6514.jpg

MNE-2025-6529.jpg

MNE-2025-6531.jpg

MNE-2025-6560.jpg

MNE-2025-0503.jpg

MNE-2025--3.jpg
__________________
Ramires

...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
ramires jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 21:46   #20
ramires
Administrator
 
ramires's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,314
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
ramires ma wyłączoną reputację
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 1 godz 48 min 59 s
Domyślnie

Ciąg dalszy niebawem.
__________________
Ramires

...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
ramires jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Czarnogóra/Albania A.D. 2025 Moto - 8-10 dni ramires Przygotowania do wyjazdów 80 02.07.2025 09:16
Montenegro - wrzesień 2023 Janek-2004 Umawianie i propozycje wyjazdów 7 04.09.2023 14:08
TET Montenegro Tomasa Trochę dalej 3 19.09.2018 15:53
No i odhaczone. Montenegro i kawałek Albani simon1977 Trochę dalej 20 07.08.2014 11:23
Montenegro express felkowski Trochę dalej 31 03.10.2008 17:54


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:33.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.