Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Kwestie różne, ale podróżne.

Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj...

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28.05.2025, 08:41   #1
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,293
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 2 tygodni 6 dni 1 godz 27 min 9 s
Domyślnie

Světoběžník to ne je browar to je pivo. A browar zwie się Pivovar U Čápa.
https://www.ucapa.eu/cz/pivovar/o-pivovaru.html
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.05.2025, 10:34   #2
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 200
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 22 godz 23 min 52 s
Domyślnie AntyPedaliada

Rankiem na bank nie jestem wyspany (i już do końca wycieczki się nie wyśpię) ale stan ogólny wydaje się nie najgorszy. Korzystam z chwilowego przejaśnienia i dosuszam fanty ile mogę.
Poprawiam mocowanie torby podsiodłowej, zaparzam w czasie między dwie kawy, obowiązkowo z dużym dodatkiem 12% śmietany, która obowiązkowo wożę ze sobą. Obowiązkowo ta kawa robi za śniadanie.
Ładuję na maksa telefon, powoli klaruje się plan.



Formalnie cały rowerowy dystans, to ledwie 176km, do ostatniego biwaku już na terenie globusa PL. Niecałe 30 za mną, pozostałe przede mną ale jedno już wiem. Przy obecnej kondycji...


O 9-tej rano.


O 10-tej.

...to ja nie wiem, gdzie dojadę a jednak wolałbym wiedzieć.

Czeske Drahy cieszą się dobrą opinią. Stawiam więc na czeskie koleje.
Pół godziny wczorajszego pchania = kilka minut zjazdu. To właśnie oferują CD.
W Tanvaldzie jednakowoż proponują... autobus zastępczy. Ów odjeżdża dosłownie za kilka minut. Autobusem się nie godzę. Ustępstwa musza mieć jednak pewne granice. Upewniam się, że f-czne koleje żelazne jeżdżą od Żeleznego Brodu.

Szybko wyświetlam sobie...


...potencjalnej jazdy plan.

Plan akceptuję, bo mimo konkretnego (jak na mój stan) podjazdu, ciało za bardzo nie protestuje.
Do planu dokładam przynajmniej jeden bar/restaurace po drodze. Tamże, wiadomo. Posilimy się i wychylimy kufelek (a może i dwa) ze Svetobeznikiem, który postanowił mi towarzyszyć i wspierać w drodze.

Plan jest tak genialny, Że aż mi się gęba uśmiecha. Po dwóch godzinach jazdy uśmiech tak mi się przykleił do pyska, że mógłbym startować w kampanii, która zdaje się na płonącej planecie rozkręca ale nie na mojej.
Po drodze żaden bar, żadna restauracja nie była otwarta...



Pod Sokołem doczytałem tylko, że poza Radegastem rządzi tu Karkonos. Rządzi od pół tysiąca lat, produkowany w browarze Trutnov.
Z rozpiski kolejowej wynika mi, że pojadę przez Trutnov i nie omieszkam sprawdzić na miejscu. Na razie na miejscu w którym jestem - tego nie sprawdzę.
Kombinuję zatem jakiś szybki postój w Żeleznym Brodzie w tym celu również, bo nie powiem - ciśnienie na realizację rośnie.

Najpierw więc mknę na dworzec czeskiego pekape i tu dowiaduję się, że na CD to ja się dopiero przesiądę w Jaromirze. Paczam, czy to po mojej drodze jest i jest ale już nie przez Trutnov. Oznacza to również (jak na globusie PL), że dwa razy będę płacił za przewóz roweru.
No niby to AntyPedaliada z poważnym budżetem 2600 rupii gdzie do tej pory wydałem ich ledwie 200 na nocleg i 3x45 na 11-tkę Radegasta no... ale bez przesady. To już jest antypedalska rozrzutność.
Niestety... Do Jaromierza arrivą, od Jaromierza CD. Wyjścia nie ma a do odjazdu tylko 25 minut.

Co ja tu zdążę zalatwić? Tylko siku i... Jadąc do dworca widziałem mural "Napojka". Jadę więc we w kierunku wskazzanym i trafiam na znak drugi.




Wychodzi mi napojka pod kangurem.

Ekspresowo korzystam, bo...

...i żałuję, że już bilet kupiony...

Jakiś lokalny browar (w sensie w kuflu) a do wyboru były co najmniej dwa wcześniej mi nieznane i na pewno bym skorzystał, bo klimat baru klasyczny i jeszcze bym sobie pizzę zjadł.
Niestety, mam tylko 11 minut. Dworzec dosłownie o rzut beretem ale gumy z czasu nie zrobię... Jeszcze nie teraz.
Mały włos, by się tak stało, bo wpakowałem się pod pociągu, który owszem - jechał do Jaromierza ale za godzinę i 15 minut. Szybko przesiadam się na właściwy.
Wraz ze mną czeska kolonia.





Siedzimy vis a vis.
Dziewczyna na tablecie bawi się w jakimś graficznym programie, rysując konstrukcje itp. Program przelicza, dziewczyna tworzy nowe wizualizacje itd.
Kończy pracę, pakuje tablet do plecaka, którego nie może zapiąć.
Przydałem się.
Obok na pierwszy rzut oka matka z dorosłym synem. Zachowują się jednak jak para kochanków i taką parą są w istocie. Miłość wybiera losowo.

W Jaromirze mam 15 minut na przesiadkę do Adrspachu czeskimi drahami.
Tamże najwyższa formacją skalną są... Kochankowie a najwyższym wzniesieniem Ćap ale bez browaru.
W trakcie pociągowych konsultacji padło mi noclegowo na Teplice nad Metuji.
Czas mam zaprawdę elegancki.


O 14.50 kontroluję już pogodę za oknem.

Ta jest, jaka jest. To pada, to leje. Wiozę ten deszcz ze sobą na plecach jakby.



Na dworcu próbuję przeczekać ale nie zanosi się na jakąkolwiek poprawę.
Ruszam zatem na kolejny kamp. Kamp przy kościele, 2km od dworca. Oczywiście pół kilometra przed, pcham już gianta z buta. Tak czy owak będę się "stawiał" w deszczu ale...


...pod modrzewiami sucho!

Kilka minut po 17-tej, w dobrym nastroju ruszam na Teplice.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.05.2025, 13:08   #3
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 200
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 22 godz 23 min 52 s
Domyślnie AntyPedaliada

Schodzę do centrum.
Czynna tylko hotelowa restauracja na czymś przypominającym rynek. Reklamują kilka browarów, w tym jeden nieznany a ze znanych - Plzeńskiego Prazdroja. 65 rupii półlitrowy kufel. Wchodzę.

Ludzi nie wiele. Siadam przy pustym, czteroosobowym stole. Przede mną kolejny, zajęty przez parę w średnim wieku. Polacy.
Jestem zajęty sobą.





Z karty wybieram stek, który okazuje się kurzą nogą... Ten mój czieski...
narzucam sobie pewien reżym. Obiad plus trzy piwa i lulu. program realizuję perfektnie do czasu, kiedy do lokalu wchodzi polska wycieczka. Przy trzecim piwie do swojego stolika zaprasza mnie owa para, w przyjaznym geście dla obsługi lokalu. Ostatecznie przysiadam się, by już w miłym (jak się okazuje) towarzystwie dokończyć te piwo trzecie.

No to jeszcze po jednym...
Piąte dla mnie stoi, kiedy wracam z toalety. Jola i Piotrek. 49+51. Śmieję się bo ja aktualnie jestem 58+62. Kiedy mówię, że przyjechałem tu (do Teplic) na rowerze (z kolejowymi wariacjami) trafiam na podatny dla Joli grunt.
Rower i organizacja imprez rowerowych w okolicy ich miasta bytowego to Joli pasja. Kiedy wspominam, że targam na rowerze gitarę, okazuje się, że muzyka także.
Z przyjemnością słucha się ludzi, którzy z pasją opowiadają o swoich pasjach.
Na pytanie, czy podróżuję sam, wyciągam Svetobeznika. Rozbijam bank.

Jola pokazuje mi logo swojego rowerowego klubu:



W ogóle, to jest nauczycielką polskiego. Muzyczną pasję przekuła na tworzenie coverów znanych przebojów, które śpiewa... jej syn. ma swój kanał na tubie a jedna z aranżacji osiągnęła już ponad... 3mln wyświetleń!
I tu nie chodzi o kasę, tylko o frajdę.
Zanim się do nich "na chwilę" przysiadłem zastanawiałem się, co ja tu właściwie robię. Ani ja do takiej restauracji nie pasuję (za obiad i pierwsze trzy piwa - zapłaciłem 500 rupii) ani jej klimat do mnie. Mimo tego, że ja antypedalsko zabrałem w podróż - męską wodę... fahrenheita i nie wahałem się jej codziennie rano oraz na te wyjście użyć.

Ale jak to mówią/piszą klimat tworzą również ludzie. Jola z Piotrkiem tworzyli ten klimat doskonale. Piotrka pasja jest... praca i coś jeszcze. Piotrek jest energetykiem. Wystarczyło nam tylko kilka żołnierskich haseł podsumowujących wiatrakowo/solarny ład i zajęliśmy się pasyjnym dodatkiem jego. Tym czymś jeszcze jest albowiem tworzenie śliwowicy. Po prostacku mógłbym ten proces skonkludować: produkcją ale...

Kiedy kończyliśmy nasze ostatnie piwa, Jola zaproponowała odprowadzić mnie na kamp. Na hasło, że trzeba szybko zaliczyć potraviny, bo właśnie je zamykają również, odparli wspólnie, ze absolutnie nie ma takiej potrzeby, bo są przygotowani na takie sytuacje.
Musiałem chwilę na nich zaczekać, bo w rzeczonym hotelu akurat nocowali.
I teraz wrócę jeszcze na chwilę do procesu tworzenia wspomnianego trunku.
Pędzona wg własnej recepty Piotra okazała się iście królewskim napojem. Niezwykle łagodna w smaku, mimo zacnego "kufelka" wchodziła bezdyskusyjnie. Osobiście uważam, że nawet dobry bimber powinno się pić maks z 20ml kieliszków. Przy większej pojemności, bukiet bimbru potrafi zniweczyć zalety trunku. Tu tak nie było.

Dochodząc do kościoła...


...mieliśmy już Piotrkiem pojemność jednego balentajsa za sobą.

Do akcji wchodziły kolejne...

...już mniejsze pojemności.

Na kampie dołączają do nas Niemcy, stojący tu kamperami od dwóch dni. Schowani przed deszczem pod wiatą zmuszony jestem przynieść gitarę.
Jola odpala na tubie bluesa Bonemasy, do którego ja "tworzę" molowy podkład. Zabawa trwa...
To był naprawdę udany wieczór...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.05.2025, 14:59   #4
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 200
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 22 godz 23 min 52 s
Domyślnie AntyPedaliada

Jeszcze czymś zainteresowałem Jolę.
W plecaku targałem zestaw poniżej:



Współczesna pedagogikę polecam wszystkim młodym rodzicom, dziadkom i nie tylko.
Otóż Jola nie znała tej pozycji ale jako nauczycielka brała udział w szkoleniu jednego z autorów - Tomasza Wilczyńskiego (po moim AWF-ie). Złapała temat, kiedy wspomniałem, że przedstawia ona założenia metody Imopeksis.
Zaintrygował ją drugi tytuł.
Co ma wspólnego matematyka z czesaniem włochatej kuli? Miast skupiać się na liczbach, które w istocie są czymś zupełnie abstrakcyjnym a określoną wartość w przestrzeni nadają jej przedmioty. Co bowiem znaczy samo "dwa"...? Dwa jabłka brzmi już zdecydowanie mnie abstrakcyjnie. Wystarczy jednak usunąć jabłka...
Człowiek porusza się w przestrzeni trójwymiarowej opisującej położenie trzema współrzędnymi, ale rzeczywistość cztero- (lub więcej) wymiarowa wymyka się naszej wyobraźni. Zagadnienie to zostało w książce obrazowo wytłumaczone na przykładzie pieczenia ciasta. Wynik tej operacji zależy od wielu czynników: składników i ich ilości, temperatury i czasu pieczenia. Jeśli każdy z tych czynników potraktujemy jako jedną ze współrzędnych przestrzennych, to okazuje się, że pieczenie ciasta to poruszanie się w wielowymiarowej przestrzeni.

Nawiązałem tu trochę do Pedaliady, na której nigdy nie były poruszane tematy polityczne. Za to włochata kula czesana bywała regularnie. Pokłosiem Pedaliad jest m.in. Kawiarnia Szkocka Fazika tu na forum, niestety w formule bardzo odległej od tej, która rozgrzewała nas przy każdym kuflu czeskiego piwa. Fazikowej nie krytykuję. W kontekście zapisywanych przez Banacha rozwiązań na serwetce jest ona jednak dalece "abstrakcyjna" ale jemu (Fazikowi) i innym potrzebna.

Zdjęcie powyżej poprzedzało te:



Wstałem z lekkim, nie powiem - kacem. Bardzo znośnym. Korzystałem z pięknej pogody i osłoniętego przed chłodnym wiatrem terenu.
Spokojnie wypiłem tradycyjna kawę i potem trzy 11-stki ale te, w ponad trzy godziny. Niespiesznie kalkulowałem czekającą mnie trasę. Wariantów miałem kilka ale najbardziej oczywistym wydawał się ten direct ku granicy z globusem PL. Na Miroszów - krótkim zdaniem.
Dłuższym zdaniem - najkrótszą i najbardziej płaską droga do celu.

Liczę, że coś po drodze w końcu zjem, zahaczając o wschodnią bramę ardspachowych skał.
Do granicy mam niecałe 10km, do planowanego celu łącznie 48. Zobaczę, jak wyjdzie w praniu. Fizycznie jest nawet nie najgorzej. Ten wczorajszy, luźniejszy dzień pozwolił mi odbudować nie co sił. No... gdyby nie ta śliwowica...

Mijam bramę ale lokalu "dla mnie" nietu. Ok. Jadę do Polski. Juz sie niczego nie spodziewam tymczasem 2km przed granicą...


...proszę uprzejmie. Po polsku serwują mi karkonosza za 45 rupii.

Rozsiadam się na leżaku o 13.40. Niestety do zjedzenia tylko orzeszki itp.
20 minut później wjeżdżam na granicę ale zanim...!


Proszę jeszcze uprzejmiej!

Ba! Można skonsumować gorący posiłek w bardzo przystępnej cenie. Między 165 a 155 rupii zapiekany ser z frytkami i sosem czosnkowym lub wieprzowy rezak w podobnym zestawie. Piwo 45.
Kurde mol... Po dwóch piwach i zapiekanym serze - zostaję. W Teplicach kamp mnie wyniósł 250, tu 210 ale pani przyjmuje ode mnie 200 i też jest dobrze.
Zostało mi na starcie niecałe 900 rupii i postanawiam je tu wszystkie dzisiaj wydać!





Kąpałem się rano w rześkiej, lodowatej wodzie, dzisiaj więc oddaję się już tylko kąpielom słonecznym. O 20-tej zostaje mi już tylko 5 koron.
Ser był, wieprzowy rezak był, na deser/kolację langosz. Cały czas pełny kufelek sączony niespiesznie tak, że trudno mówić o jakimś pijaństwie.
Pogoda dopisała ale musiałem się chronić przed zimnym wiatrem. Noc zapowiadała się bardzo chłodna, nawet poniżej zera ale taka perspektywa nie robiła na mnie już żadnego wrażenia.
Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.05.2025, 16:35   #5
kylo
 
kylo's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2013
Miasto: Lubelskie
Posty: 581
Motocykl: CRF1000
kylo jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 5 dni 3 godz 48 min 45 s
Domyślnie

"Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym. "

Lubię takie chwile, upływ czasu znacznie zwalnia.
kylo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.05.2025, 07:15   #6
Gończy
 
Gończy's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2017
Miasto: LPU
Posty: 1,240
Motocykl: RD03
Gończy jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 5 dni 16 godz 8 min 55 s
Domyślnie

Się czyta.
Pozdrawiam.
Gończy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.05.2025, 08:46   #7
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 200
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 22 godz 23 min 52 s
Domyślnie AntyPedaliada

Dzięki Gończy.
I jeszcze jedno kylo... Na tym kampie bardzo ograniczony zasięg, nie było wi fi.
Była męska grupa Polaków, obchodząca urodziny kolegi. Przyjechali dnia poprzedniego, jak ja, tylko późnym popołudniem.
Delektowali się... tyskim i to już od rana.

Ale nie o nich. O tym braku bodźców. Po raz pierwszy na tej wycieczce, tak sam dla siebie wyciągnąłem gitarę z pokrowca.
Rankiem, z 5-cioma koronami w kieszeni pozostało mi tylko zrobić sobie kawę z odmierzoną na ten dzień porcją śmietany i pokontemplować najbliższe otoczenie.



Noc musiała być chłodna, bo ja miałem co suszyć a rodacy już po siódmej byli na nogach, biorąc po kolei długie, gorące prysznice. Ja natomiast miałem ochotę się porządnie schłodzić w porannym słońcu.
Wlazłem do kabiny i puściłem wodę. Przez moment leciała zimna ale tylko przez moment, zaraz potem gorąca. Wyskoczyłem jak oparzony.
Od kiedy nie biorę ciepłych kąpieli...? Najdalej sięgam pamięcią do połowy lat 80-tych ale ów brak miał miejsce jeszcze w czasach szkoły średniej.

Zasadniczo, po przeczytaniu Znaczy kapitana zmieniłem nastawienie własnego ciała do otoczenia na długie lata. W ogóle lektura tej książki była pierwszą w moim życiu. Ile miałem wtedy lat...? Na pewno było to MŚ w 74-tym, kiedy to kupiłem swój pierwszy, osobisty rower marki Ukraina.
Skoro Karol Olgierd spał na podłodze, to spałem i ja. Fakt, że potrzebowałem tydzień, by ciało przywykło do podłogi i bym dziwnym trafem, rano nie budził się na łóżku. Mój bohater miał 6 stóp wzrostu, ja dwie, obute w podarte trampki.

Miałem nic ale potrafiłem być szczęśliwy. Owszem, chciałem mieć lepsze trampki i dżinsy, które w trakcie użytkowania się wycierają i zupełnie niepotrzebnie kurczą. Do tego były grube, szyte potrójnym ściegiem i nazywały się "rajfle". Musowo podwinięte nogawki, tak jak nosił się Paragon...

Siedząc rano wiedziałem, że to ostatni poranek AntyPedaliady. Zaraz wejdę w zasięg i będę musiał żyć - skundlony tymi kampami, komfortem itd.
Dlatego jak oparzony wyskoczyłem spod prysznicu, niczym diabeł rażony kubłem święconej wody.
Poszedłem na drugie skrzydło, gdzie z kranów leciała jeszcze zimna i opłukałem się, ile mogłem.

O 9-tej byłem już gotowy do drogi.



W życiu nie pomyśłałbym, co mnie tego dnia spotka...

P.S.
Emek ładnie wyłapał błąd zupełnie nie istotny ale nie wyłapał kolejnego.
W sumie się nie dziwię, bo kogo dzisiaj obchodzi współczesna pedagogika? Wystarczy nowoczesna i p. Kotula np., która nawet nie ma statusu Kwaśniewskiego (ja mam) ale oczywiście wie lepiej.
Tomasz nazywa się "Wilczewski".

Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 30.05.2025 o 11:22
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.05.2025, 10:27   #8
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 200
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 22 godz 23 min 52 s
Domyślnie AntyPedaliada

Autokamp, z którego startuję bezpośrednio graniczy z PL.
Kawałek dalej można wjechać na skraj lasu, będąc zupełnie niewidocznym rozbić się i czekać na kleszcze. Krótki spacer (może ze 100m) i jesteś w barze na kampie.
Może następnym razem.

Dzisiaj tak czy owak, czeka mnie najtrudniejszy etap. namierzona już wcześniej miejscówka odległa o dobrze skonsultowane z mapy.com - niecałe 40 km.
Czekaja mnie trzy podjazdy, w tym jeden naprawdę konkretny ale kondycja się stabilizuje. Dupa daje radę, nogi w końcu zaczynają podawać...



W Unisławie...


...skręcam na Rybnicę Leśną i Głuszyce.

Wcześniej kupuję sok pomidorowy i mały kefir. Po czeskiej diecie czuję ubytek witamin i spodziewam się potasu, bo pogoda fajna. Fajna, bo wiatr mi sprzyja (choć chłodny) i słoneczko zza kłębów białych chmurek.
Z Unisławia zaczynam się wspinać ale przyjemnie. Noga podaje a i widoki wreszcie zachęcają do zatrzymania z innego powodu, nie tylko zmęczenia. Ładny ten globus polski.


Rybnica już tuż tuż i stamtąd zjazd do Głuszycy. Perspektywa piękna i całkiem rokująca czasowo.



W Rybnicy Głuszyce na prawo.


Z mapy wyglądało, że zaraz zjazd, no ale z Rybnicy jeszcze nie wyjechałem.


Kurde mol...

Zaczynam pchać.


Na plecach jakaś kopalnia melafiru...

Zaraz potem wyniosły...

...jesion a końca podjazdu nie widać.

W końcu dojeżdżam...

...tu.

Tu się droga kończy na przełęczy Trzech Dolin pod Waligórą...



Teraz czytam, gdzie jestem w sobotę o 12.15...
Wyciągnąłem telefon dopiero na przełęczy, ufając znakom do końca. Nota bene jeszcze w tym tygodniu zmieniam operatora, znaczy wracam do Play.
M.in. dlatego, że to polska firma, która musi konkurować z uprzywilejowanymi na polskim rynku korporacjami ale tez i dlatego, że w naszym (moim i Strażnika Domowego) przypadku, mamy wyraźny problem z roamingiem i przede wszystkim transmisją danych.

Pal sześć... Niebawem się to zmieni jak wiele rzeczy/tematów wokoło mnie.
Chwilowo nie o tym.
Stoję jak ta... że świadomością, że dołożyłem sobie konkretny podjazd. Nie za długi ale zemści się to na mnie okrutnie. Na razie mimo wszystko trzymam formę, pogoda za to już nie.
Tak czy owak muszę zjechać do Rybnicy. Podjazd 35 min. Zjazd kilka...
Jestem zaraz potem na skrzyżowaniu, na którym skręciłem w prawo. Stoi jak wół - prosto.

Tymczasem słońce za ciemnymi chmurami, zaczyna kropić. Temperatura spada do kilku stopni. Muszę się zatrzymać i odziać, bo za chwilę stanę się soplem. Kiedy się ubieram, w co mam, przeciwpołożnie wspina się prawdziwy rowerowiec i komentuje przez telefon:
- Jprdl... pod górę idzie jechać ale zjazd, to zamarzanie...
Pół godziny później melduję się na... dworcu w Głuszycy.


Bardziej pro forma, bo linie kolejowe mam podiagnozowane.

To, na czym się teraz skupiam, to "by nie pojechać w drugą stronę przypadkiem". Jestem dokładnie w połowie drogi.
Kiedy mijam Kolce...


...rozpoczynam wspinaczkę.


Pierwsza kapliczka, jaką zauważam a już trochę km najechane...


Okolica to mnóstwo sztolni.

I wcale nie stricte górniczych. To jednak nie moja bajka. Bardziej fascynuje mnie to, co wystaje z ziemi a nie w niej wydrążone.
Dostrzegam za to...



Wspomniana wcześniej pasjonatka roweru (i nie tylko) nauczycielka polskiego zapytała mnie cz mam jakiś rowerowy osobisty rekord?
Tak. Przejechałem kiedyś w 12h z Kętrzyna do Oliwy 216km.
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 Mat Imprezy forum AT i zloty ogólne 53 19.04.2013 08:15


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:28.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.