![]() |
|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
Czarny,
dobrze, że nie jesteś zielony! Tymczasem poranek przynosi Strażnikowi migrenę. Najgorszą z możliwych. Tylko taką jej przynosi... Nie oszczędza jej. Wysysa wszystko. Scenariusz zawsze ten sam. Wiem, że cierpienie potrwa do 18-tej minimum. W takim stanie nie możemy jechać. Plan był taki, że dzisiaj dojeżdżamy do Dźwiny, gdzieś w promieniu 50km do łotewskiej stolicy, spokojnie się rozbijamy, by całą sobotę poświęcić na Rygę i niedzielny poranek. Plus w takiej konfiguracji taki, że nie płacisz za parking, byle zaparkować w pobliżu starówki. Ta z mapy wydaje się mniejsza od stolicy Estonii, więc taki gryplan ma sens. Plan się sypie ale nie ma co deliberować. Musimy to jakoś wspólnie przeżyć. Tymczasem pogoda sprzyja. Rozbici jesteśmy na wpół otwartym terenie, w lekkim cieniu, jest słonecznie ale chłodno. King kong się nie nagrzewa, bo w takim przypadku musiałbym go przestawić... Doglądam Strażnika, piję kawę i kontempluję przyrodę. Poranna cisza, taktowana szumem fal. Idealny czas na spokojne refleksje. Plaża dość dzika, z gatunku mniej ładnych od ładnych. ![]() Wiatr od morza niesie intensywny zapach rozkładających się wodorostów. Na szczęście nie czuć tego w namiocie, który rozbiliśmy w nocy w granicy linii drzew około 100m od brzegu. Sąsiadów kilku, porozstawianych na tyle, że nikt nikomu nie wadzi. Zresztą nie ma jeszcze 9-tej i wszyscy jeszcze po prostu śpią. Biedna Strażnik z precyzją słonecznego zegara wymiotuje co 20/30 minut, do podstawionej miedniczki. Do tego ona służy... Do mycia naczyń poza tym... Jest z jakie 10/12st. ![]() W chwili wytchnienia, biorę ręcznik i idę się wykąpać. tak naprawdę oboje jesteśmy zmęczeni i to dość solidnie. Łączy nas (poza zbieżną datą urodzin) jeszcze jedna "przypadłość". Ani Strażnik a ni ja, nie umiemy wyspać się w nowym miejscu. Śpimy bez względu na warunki (gleba, wygodne łóżko) jak mysz pod miotłą. Potrzeba kilku dni w jednym miejscu, by się wstępnie zaadaptować. Więc jeżeli przemieszczamy się, zmęczenie stopniowo narasta. Do tego Strażnik jest rannym ptaszkiem (ale tylko w domu), ja zaś nocnym Darkiem. Nie potrafię jednak spać, gdy słońce rozświetla niebo i ziemię. Znaczy o której się nie położę, to i tak (na wyrypach) wstanę koło 6-tej rano. Dlatego to ja dokonuję porannych, obozowych czynności. W naszym przypadku, to gotowanie kawy. Pijemy ją ze śmietaną 12-stką, której zawsze zapas zabieram ze sobą. ja piję minimum kawy dwie, w dużym kubku, z dużą ilością śmietany, która robi u mnie za śniadanie. Strażnik też nie jada śniadań. Śniadania to mit. W sensie obowiązkowej konsumpcji. Osobiście jestem zwolennikiem diety nisko węglowodanowej. Ba... propagatorem, dlatego ta cwana sugestia ![]() No więc tak sobie liczę i wychodzi mi, że mamy już za sobą 6 noclegów i przesilenie. Nie do końca ma to znaczenie przy migrenie Strażnika, bo ta wredna choroba dopada ją najczęściej w weekendy, kiedy próbuje odpocząć po tygodniu pracy w szkole. Szkole podstawowej. Tu kolejna dygresja. Ludzie mają mikre pojęcie o szkole, procesie nauczania a im bardziej mikre, tym mają więcej do powiedzenia. Stąd mamy to, co mamy. Pomysły z dupy wzięte pani Nowackiej, która dla mnie, to mogła by być sprzątaczką w szkole a nie "ministerką" edukacji. Oczywiście ma ona za sobą całe zaplecze sobie podobnych ale spoko... Pani Zalewska również była "super". No więc mamy już za sobą 6-sty nocleg, więc biorę ręcznik i zanurzam się w ciepłym oceanie. Chłód wody i zaraz potem powietrza przywraca mnie do życia. Żyję tak do południa. Strażnik żyje dalej tak, jak tego dnia zaczęła. Mija 13-sta... - Jak się czujesz grubasiu? Pytanie retoryczne, bo wiadomo, jak się czuje. Dygresja. Grubasiu... - Dziadek! Fuka na mnie Marysia. dlaczego ty do babci mówisz Grubasiu, skoro babcia jest szczupła?! To ty jesteś gruby! Nie. Ja jestem "tłuściutki". Tak do mnie czasami mówi babcia, jak chce być dla mnie miła. - Ale babcia nie jest gruba. No pewnie, że nie. Po dygresji. Westchnięcie. - Wiesz co... Ja ci pościelę w Golfie, rozłożę fotel, będzie ci prawie tak wygodnie jak tutaj. Spróbujemy pojechać. jak by co, to się zatrzymamy gdzieś w cieniu, może uda ci się przysnąć? No dobrze... Jest jeszcze jeden myk. Nie mamy już nic do jedzenia i gdzieś po drodze warto zrobić podstawowe zaopatrzenie. Jakiś chleb, masło, jajka. Z tych ostatnich można zrobić wiele ale potrzebujemy też coś do picia. Nisko zmineralizowaną wodę mineralną, do której dodam szczyptę soli. Strażnik i tak zwymiotuje wszystko ale wieczorem może już nie... Wodę wystarczy zagrzać, więc cały gaz z niej uleci, wrzucić torebkę herbaty, odrobinę soli... Najpierw zatem robię lokum w golfie. I tu moi drodzy kordła jest jest super. Rozprężna mata, mój śpiwór jako pościel i otulająca wszystko "pierzyna". Na czoło i oczy mokra, afgańska chusta (tyle lat służy...). Ważne oczy, bo migrena to też światłowstręt. Namiot zwijam w 20 minut. Metodycznie, jak chirurg. - Ja nie mogę ci pomóc... Rzuca mój "grubasek" z poczuciem winy ale... to dobrze. Jest jakaś reakcja. Jest super Grubasiu. Wyhaczymy jakiś market po drodze i wio na Łotwę. Tak też czynimy. Przed 18-tą wbijam w okolice Dźwiny na namierzony wcześniej, potencjalny biwak. Prowadzi tam kilka dróg i ja wybieram akurat najgorszą. Przebijam się przez las... pieszym szlakiem. Kilka dni opadów zrobiło swoje. Jadę cywilnym golfem i zaczyna się robić gorąco. Strażnik podsypia i na szczęście tego nie widzi. Tym niemniej golfem coraz bardziej rzuca. Staram się objeżdżać jamy na szlaku, który teraz wyraźnie wspina się na klif... Nie mam jak zawrócić. Nagle na szlaku pojawia się rodzinka z dzieckiem i psem. Robią wielkie oczy ale... pocieszają, że jeszcze ze 200m i będziemy na miejscu. Bym móc się wyminąć uprzejmi państwo wspinają się z trudem na metrową ściankę jaru, który jest dla mnie teraz jak tor saneczkowy. Strażnik się wybudza, więc od razu uspakajam, że wszystko ok i zaraz będziemy na miejscu. I tak się dzieje. Do dyspozycji mam dwie super miejscówki. Wybieram "gorszą", bo jest tam swawojka i dużo więcej miejsca. Druga super (odległa o jakieś 100m), ale nie mam czasu na rozkminy. Muszę teraz powtórzyć proces w drugą stronę. Rozbijam king konga sam i zajmuje mi to ponad pół godziny. Przeprowadzam Strażnika na "nowe" miejsce. Są małe oznaki poprawy samopoczucia. Z radością przyjmuję ten dar losu. Wyprowadzam Grubasia na wieczorne ablucje. Grubasek dostaje buziaka i w lepszym nastroju kładzie się w namiocie. Najważniejsze - wymioty w końcu ustąpiły. Uśmiechamy się oboje do siebie. Jest dobrze. Rozbijam biwakowe fanty i otwieram lokalnego browara. ![]() Dosłownie chwilę potem zjawiają się kolejny goście. W końcu zaczyna się weekkend. Jakaś zakochana para i czteroosobowa rodzina z Rygi, która jest tutaj pierwszy raz. Starszy syn (z jakie 10 lat) od razu wsiada na rower. Patrzę na siodełko i przywołuję go. 5 minut później śmiga już szczęśliwy z dużo większym komfortem. Okazuje się, że rodzice pasjonują się astronomią a dzisiejsza noc ma być nocą Perseidów. Ustawiają lunety i... idą spać. Bo festiwal zapowiedziany w okolicach drugiej w nocy najszybciej. Moga mnie obudzić ![]() Wymawiam się, bo Strażnik Domowy wreszcie zasnęła snem kamiennym i niech tak jest do rana. Jestem... szczęśliwy. Tego wieczora nie myślę już o niczym. Spontanicznie od czasu do czasu spoglądam w niebo. Perseidy... raz do roku fruwają po niebie, staram się sobie coś o nich przypomnieć. Pustka. Pustka w głowie. I czasami o to chodzi. Kojąca cisza i kompletny brak zewnętrznych bodźców. No prawie, bo co jakiś czas trzeba wyjść na stronę ![]() Tak czy owak, pięknie bywa - myśleć o niczym... zaprawdę pięknie... Po raz kolejny doświadczam na sobie, że umiem NIC. Ale NIC jest początkiem WSZYSTKIEGO. ![]() Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 13.05.2025 o 11:39 |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
Rankiem zmieniamy strategię.
Tradycyjnie o 6-tej już jestem po pierwszej kawie. Strażnikowi wraca powoli energia ale bardziej już na powrót do domu. Oczywiście Ryga muss sein. No właśnie... Osobiście byłem przekonany, że w takiej Estonii dogadam się spokojnie, jak nie po rosyjsku, to po niemiecku. Nic z tych rzeczy. Miałem z tym dogadaniem ogromny problem. Nawet w kasach portu, kupując fizycznie bilet na prom, miałem z tym ogromny problem. No chyba, że mówił bym po angielsku. Ja po angielsku nie mówię i w tym problem. Ja rozumiem dość dużo ale... w tym języku nie mówię. Nie pomógł nawet mój znakomity węgierski. Co ciekawe większość turystów na promie, to byli... Rosjanie. Europa się integruje. Integruje laicyzując, a narodowym językiem międzynarodowej komunikacji staje się angielski. W sensie on jest od dawna ale teraz już wyraźnie powszechny. Rok później nomen omen doświadczyłem tego w Albanii rok później ale o tym może przy innej okazji. Nic to. Dopóki jedziesz golfem 2 nikt nie oczekuje od ciebie znajomości angielskiego zaraz. W Estonii. Na Łotwie. Czy to państwu coś mówi? Mówi o wyraźniejszych wpływach dawnej planety RP na bieg międzynarodowych wydarzeń. ![]() Na Łotwie już jest "lepiej". Język rosyjski jeszcze jest w grze, bo jego status ma tu dość skomplikowany charakter, wynikający z "demograficznego" i administracyjnego podziału obywateli na Łotwy na cztery bodaj kategorie, w tym na: nieobywateli i bezpaństwowców. W każdym razie, o ile przy zakupie skarpet w Tallinie udało mi się dogadać z kupcem (tak po staremu się wyrażę), bo był mniej więcej moim rówieśnikiem z wszystkimi tego konsekwencjami, to na Łotwie dogadać się z kimkolwiek nie było już żadnego problemu. W sumie, to pierwszy raz byłem na Łotwie nie do końca tranzytowo i z jednej strony bylem ciekaw, jak to z sympatią/antypatią do naszej nacji jest? Niestety byłem za krótko, by to stwierdzić. Tym niemniej krótko ale intensywnie dość. W kontekście zmiany planów... Luknąłem sobie poprzedniego wieczora jeszcze raz na starówkę Tallina i Rygi i wyszło mi, ze ta druga w istocie jest dużo mniejsza. Strażnik Domowy dochodziła do siebie bardzo szybko ale postanowiliśmy się ekspresowo zwinąć z biwaku a na Rygę przeznaczyć czas do 16-tej maks. Znaczy by 0 16-tej być już w drodze na Litwę (NA nie w W). Na tej Litwie namierzyłem już sobie potencjalny biwak, tym razem nad jeziorem i git. Plan dobry i skuteczny. W każdym razie o 11-tej mieliśmy już za plecami pomnik Wolności... ![]() ...i starówka stanęła przed nami otworem. Gdybym miał rzeczoną podsumować jednym słowem, opisałbym ją przymiotnikiem: cudna. |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
Ryga (i Tallin), to hanzeatyckie miasta, silny wpływ kultury niemieckiej i... Niderlandów. Kto czytał Sieniewicza, ten wie, o co się maszeruje
![]() Bez dwóch zdań, stare miasto nas urzekło. Bardzo lubię ten/taki klimat. Możemy więc podziękować Rosjanom, że skutecznie wprowadzili kwadratowy ład na globusie PL. Cudem ocalał Kraków, cudem odbudowano Gdańsk i Warszawę. Niestety nie odbudowano np. takiego Białegostoku, który był bardziej zniszczony niż... Warszawa w 1945. Szkoda... Tu podziękujmy Niemcom i Ukraińcom również za ich wkład w proces rozkładu IIRP. Wracając do Rygi. Sporo starszego pokolenia wie, po co się do Rygi jechało ale nie o tym ![]() W istocie starówka jest piękna. Powtarzam to raz trzeci. No to przejdźmy sie po niej moimi oczami chwilę... ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Starówka niewielka ale i świat mały, bo... ![]() ...spotykamy na mieście dwóch sympatycznych (europejskich) Gruzinów z hostelu w Tallinie. Mieliśmy z nimi fajny epizod tamże. Siedzieliśmy w kuchni na kolacji i zeszło się sporo bakpakingowców z zachodniej Europy. W sumie kilkanaście osób. Przy stole gościnnością dzielili się Gruzini. Częstowali wszystkich czaczą ale nikt niczym się nie zrewanżował mimo, że okazji nie brakowało. Jak się wszyscy rozeszli, postawiłem chłopakom czteropak kasztelana niepasteryzowanego. Jeden z nich już leciał po kolejną flaszkę do pokoju ale powstrzymałem go hasłem, że dzisiaj to bardziej dla Strażnika Domowego tu jestem niż innego towarzystwa i że jutro już o 6-tej rano musimy się pojawić na odprawie promowej. Tym niemniej zaproszenie do Gruzji pozostaje otwarte a my z chłopakami do dzisiaj w kontakcie ![]() Tymczasem w Rydze mieliśmy jeszcze jeden arcypan do realizacji... Ostatnio edytowane przez El Czariusz : 14.05.2025 o 11:08 |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
Ryga oferuje coś więcej. Więcej portowego klimatu w starym stylu czyli coś, co czuje mieszkaniec każdego, prawdziwie portowego miasta.
Żebym teraz tylko nie popłynął, bo na bank zdryfuję w jakiejś knajpie. Wiele z nich już nie istnieje, z historii tych miejsc, większość zwietrzała jak w otwartym kuflu piwo, kilka zachowało się jednak w pamięci. Morze, nasze morze, będziem ciebie wiernie strzec... Śpiewało się na koloniach organizowanych przez UG. Ba... Szalony (były) prezes PZG (polski związek gimnastyki) na zajęciach z gimnastyki (studia) kazał nam to śpiewać. Zabrylowałem, bo jako jedyny intonowałem do końca. Gimnastyka (którą miałem okazję uprawiać), to nie tylko prawidłowo wykonane ćwiczenie stricte. To cały proces, który zaczyna się przyjęciem postawy, wyrażeniem gotowości i w finale ponownie przyjęciem postawy. Jeden z moich kolegów otrzymywał (w punktacji gimnastycznej - od 0.00 do 10.00) otrzymywał np. celujące, szczątkowe oceny (na finalną składa się ich suma) danej fazy ćwiczenia, co było bardzo ważne w procesie. Przyjmował postawę, zgłaszał gotowość do wykonania ćwiczenia (popularny wymyk przodem czyli przejście ze zwisu do podporu przodem), następnie przejście do zwisu poprzez wyskok przodem i... ...dalsze próby przypominały już szamotanie się na trzepaku. Pan profesor podchodził do procesu oceny rygorystycznie. - Zwis prawidłowy, ocena 0,1. Dodam, żeby zaliczyć należało otrzymać 2,6 punktów (w starej szkolnej terminologii "trzy minus"). Dopiero zwis prawidłowy a do knajpy jeszcze daleko. Zatem... wróćmy do Rygi. W Rydze jest targowisko. Nie targ, targowisko. Targowisko jest szerszym rozwinięciem pojęcia targ. Zdecydowanie bliższe bazarowi. Targ może być rybny. Na targowisku kupisz coś więcej niż tylko ryby. Np. Biesy, to... biesy. Diabły, z których każdy jest jakąś indywidualnością. Ich zlot, to już Biesowisko. Organizowałem takie przez 15 lat w Bieszczadach. Organizowałem w miejscu odludnym, poza granicą. Poza granicą zwykłej, ludzkiej percepcji. Granicę obsługiwała niekiedy Straż Graniczna ale tylko do pierwszego szlabanu. Potem... W... Rydze targowisko niemal przylega do starówki. Namierzyliśmy je w ramach turystycznej logistyki ze Strażnikiem Domowym jeszcze przed wyjazdem (podobnie jak te w Tallinie i Helsinkach), bo to żelazny punkt mojego programu a przy okazji i Strażnik może tam ze mną pohulać. Otóż targowisko w Rydze jest, w porównaniu z nawiasem, nie do porównania. Jeżeli chcesz dobrze i tanio zjeść, to idź tam. Jeżeli chcesz dobrze i tanio się zaopatrzyć w podstawowy koszyk żywnościowy, idź tam. Chcesz cepelii (bursztyn np.) w przystępnej cenie...? idź tam. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na tym targowisku jest tanio jak barszcz. Ja, nie chwaląc się, chwaląc - mam do tego nosa. Kiedy trzy lata temu polecieliśmy w lutym z ferajną do Kutaisi, to namierzyłem tamże punkt gastronomiczny na klasycznym targowisku, gdzie ceny wyrywały z butów. Za cztery (lane) piwa plus pożywną (tradycyjną) zupę z chlebem płaciliśmy około 11zł. Jak ferajna pojechała "zwiedzać piramidy", my ze Strażnikiem Domowym pojechaliśmy do Batumi. W jedną stronę marszrutką, z powrotem gruzińską elektriczką. Podobna, klimatyczna historia. Wszyscy zachwycają się słynną koleją w Maeklong, która przejeżdża przez targowisko. Jak wpiszesz takie hasło w gógla, to wyskoczy ci tylko ta pozycja. A taka sama kolej "rozjeżdża" targowisko w Batumi. Wracamy do Rygi... Z tym barszczem to jest tak, że do niego trzeba dotrzeć. Najpierw przebijasz się przez "normalne ceny", dopiero gdzieś tam hen, na skraju wchodzisz do cenowego raju. |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
W czwartek z rana w barze w Kutaisi piwo jak...
![]() (Czy piwo może kosztować jedno lari...?) W Bangkoku jak... ![]() ![]() ...w Batumi. Bazaru resztki, albowiem zaraz potem - słońce zachodziło nad Batumi krwawo... ![]() ...słychać krzyk drobiu (było) Więckowskiej nieświeży... Żegnaj Batumi... ![]() ![]() ...żegnaj sławo... Poniżej diabelski krąg... ![]() ...czyli klasyczne... ![]() ...koło zamachowe. Jednym słowem - Biesowisko... Wprawne oko dostrzeże tow. Onucnika, któren to depiluje pięty. Założyciel gangu Sfilcowanych Skarpet. Jedyny, który z powodzeniem ujeżdża Elwooda i do tego w NRD. W Gruzji... ![]() ...Karpika. Obecnie szuka nowego celu w życiu. Wracamy do Rygi. |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
Zamykamy temat Gruzji.
![]() Najpierw parkujemy nasze sprzęty. ![]() ![]() Wchodzimy na hale targowe. Jest ich tradycyjnie kilka. ![]() ![]() Wiadomo. Ryby. Tu ceny jeszcze takie konkretne dość. Ryga leży u ujścia Dżwiny do Zatoki Ryskiej więc ryba musi być. Po środku, jedna z hal przeznaczona do konsumpcji i tu jak w dawnym bloku wschodnim dominuje kuchnia z akcentami takimiż. Samsy, manty, pierożki, bliny - wszystko w przyjaznych cenach. Za 2 czy 3E najesz się. Korzystamy. Ciekawiej robi się na zapleczu. Im dalej od głównego nurtu, tym taniej. ![]() ![]() Skolko ugodna. Kupuję kilogram winogron, brzoskwinie, pomidory i pół kg wędzonej szprotki. Pani wydaje mi resztę z trzech euro. Po drugiej stronie ciąg straganów z bursztynami i cała cepeliada. Bransoletki od jednego euro, magnesy o połowę tańsze niż na mieście. Magnesy zbierałem dla babci Marysi. Już nie zbieram... Mrowie stoisk z chińszczyzną, te nas nie interesują. Chciałem rzucić okiem na jeszcze jeden przybytek. ![]() Rzuciłem. Ale po drodze doń... ![]() ...dokładnie pomiędzy targowiskiem a "pałacem" taki klasyczny bar. Bar, jakie lubię. Będzie na później, bo do Rygi mam ochotę wrócić. Z dwoma noclegami na mieście, gdzieś o rzut beretem od pałacu. No i to na tyle Rygi, choć jeszcze na godzinkę wracamy do jej starej części. ![]() O 16-tej, zgodnie z planem lecimy golfem na południe. Przez Birże. Tu lokowała się linia birżańska Radziwiłłów w opozycji do nieświeżkiej. Tamże, w Nieświeżu - urodziła się moja mama. W gnieździe prawilnych Radziwiłłów. Ale Birże jutro. 3h później już "rozbici"... ![]() ...kolacjonujemy się nad jeziorem. Pogoda jak w latach 70-tych ubiegłego wieku, kiedy planet nie płonęła jeszcze tak intensywnie, jak zapewnia Rafał. Wtedy 25st. to był upał nie do zniesienia 18st zwiastowało nadejście ciepłego lata. Na kolację zaryzykowałem po drodze (już na Litwie) zakup lokalnej "kiełbasy". Po jej konsumpcji już wiem, skąd się biorą kiełbie we łbie, na pewno w brzuchu. Nie dałem rady... ![]() Wieczór jak co dzień. |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 189
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 59 min 28 s
|
![]()
Litwo ojczyzno moja?
Kiedy wracam ze wschodu zawsze nachodzę mnie refleksje różnorakie. ![]() To miał (chyba) Mickiewicz na myśli... No cóż... śniadaniujemy kawowo... ![]() ...zaraz zwijamy manatki i spadamy, bo może spaść deszcz na na nas. Pogoda. No szlag by ją. Nie mamy świadomości, że prze cały czas naszego pobytu na obczyźnie u Tolka powyżej 30st. Tam w istocie zmierzamy. Po drodze Birże, wjeżdżamy nawet w granice administracyjne stolicy Litwy więc mogę napisać, że cztery stolice ale mijamy bokiem Wilno, by sprawdzić o czym świszcze w trawie Troków. ![]() ![]() Wjeżdżamy w litewskie Mazury garbate. Mijamy Wilno i lądujemy w samym centrum historycznego parku narodowego. Przyrodniczo cudownie. Rozpychał się tu lodowiec jak hydra czy inna ośmiornica, tracąc języki, zostawiając między wzgórzami jeziora pełne łez. Lądujemy na Wzgórzu Aniołów. Zagospodarowano ja z okazji 1000-lecia Litwy w 2009. W Wielkanoc nasz obeszło 1000-lecie koronacji Bolesława na króla globusa PL. Obeszło tyle, co nic. 1000 lat istnienia formalnie polskich struktur państwowych, do których możemy się odwołać. Vivat obywatele nowoczesnej Europy! "Mickiewicz nie przekreślał ani zdobyczy nauki, ani postępu technicznego. Był jednak konsekwentnym krytykiem rozumu i nauki bez sumienia." Och, jakbym chciał przeczytać Historię przyszłości Mickiewicza.... zaprawdę chciałbym. Może w końcu też Pana Tadeusza w kontekście prozy Łozińskiego czy Glogera. ![]() ![]() Aniołki. A tu... ![]() ...moje. Drapichrusty z dziadkiem. Po lewicy dziadka Kacper Włóczykij. Objeżdżamy park od północy i z zachodu wjeżdżamy do Troków. Przed Trokami stajemy na parkingu jak... 20 lat temu. Widać z niego zamek na wyspie i pałac Tyszkiewiczów. Trochę się pozmieniało. ![]() ![]() 20 lat temu można było zjechać autem niemal do jeziora. Kawałek dalej jest rondo. Owe 20 lat temu wyjeżdżamy z spod jeziora prosto na rondo niemal. Za rondem stoi policja i łapie na pistolet. naturalnie stop i czysta polszczyzną koleś mnie informuje: - Jechałeś 70km/h będzie mandat (dość spory o ile pamiętam). I pokazuje mi odczyt. F-cznie. Więc odpowiadam czysta polszczyzną: - A wiesz skąd wyjechałem? Z tego parkingu odległego o kilkadziesiąt metrów. Scenic to nie bolid formuły. I bezceremonialnie dodaję: schowaj sobie ten odczyt - wiesz gdzie! Zatkało gościa. Powiedziałem; do widzenia, wsiadłem do auta i odjechałem. Teraz na rondzie policji nie było. Objeżdżając Troki wspominam jeszcze wie historie. Kiedy owe 20 lat wcześniej przyjechaliśmy nad ranem do Troków musieliśmy i godzinę poczekać na otwarcie biura informacji turystycznej, bo nie przestawiłem zegarka. Wyczytałem w przewodniku pascala, że tu można najłatwiej/najszybciej wynająć kwaterę i f-cznie. Pani bardzo sprawnie pośredniczyła w nawiązaniu kontaktu z wynajmującą Litwinki nie brała za to od nas żadnej prowizji. Rozmawialiśmy bez problemu po polsku. Dopytałem jeszcze o jakieś materiały reklamowe więc w odpowiedzi otrzymałem mapki itp. Te juz po polsku nie były. Zapytałem zatem, czy na zamku (tym na wyspie) są też napisy po polsku? I... ...tu jakby w kobitę piorun strzelił! Normalnie zaczęła krzyczeć. Co my sobie myślimy?! Tu jest Litwa nie Polska! Zdębiałem chwilowo... - A w Malborku na zamku napisy po litewsku są?! To nasza a nie wasza historia! Cha... Poczułem się jak Stanowski atakowany teraz przez panią Wysocką-Schnepf ![]() Uśmiechnąłem się i paruję: - Świetnie pani mówi po polsku. Gratuluję. Wyobrazi sobie pani, że po litewsku na Malborku ani słowa nie ma ale... są za to po niemiecku. Po niemiecku, bo przyjeżdżają tam Niemcy. Może by i były po litewsku, gdyby Jagiełło zamek zdobył ale nie zdobył. Może dlatego Litwinów na tym zamku tyle, co śniegu dzisiaj w Trokach. Po drugie... zamiast się tu na mnie wydzierać, może spowodowała by pani po tej rozmowie, by napisy po polsku jednak były. Wie panie dlaczego? Bo wtedy łatwiej by wam było dotrzeć do nas z waszym przekazem i wizją historii. Czyż nie...? Kobita sposągowiała. My zaś oddaliliśmy się na kwaterę. Kwaterą było dwupokojowe mieszkanie w wieżowcu z wielkiej płyty. Bodaj na 8-ym piętrze? Trochę słabo, bo przynależał nam jeden pokój. Drugi był już wynajęty. W naszym pokoju trzy łóżka, kuchnia wspólna... Może być. W końcu będziemy tu tylko spać. bo zwiedzać jest co. W cenie piękny widok na okolicę. Po całym dniu zwiedzania (w tym rzeczonego zamku) okazało się, że naszymi bezpośrednimi sąsiadami jest małżeństwo Łotyszów z... Rygi. Władimir okazał się dyrektorem szkoły, jego żona Lena - nauczycielką matematyki. Strażnik Domowy nauczyciel w-f, ja niedoszły nauczyciel plus junior. Nie mogliśmy się nie dogadać ![]() Do tego stopnia, że przedłużyliśmy sobie pobyt wspólnie jeszcze o dwa dni extra. Spotykaliśmy się praktycznie tylko wieczorem, ostatni wieczór w knajpie. Niewątpliwie do dzisiaj utrzymywalibyśmy kontakty ze sobą, co miało miejsce przez dobre 15 lat, dopóki nie zgubiłem "prywatnego" telefonu i z nim przepadły wszystkie tego rodzaju kontakty. Akurat tego bardzo żałowałem. Juniorowi też pan dyrektor z żoną pasował, że ostatniego wieczora ułożył dla państwa Morkowiczów piosenkę. Próbowałem Władimira odnaleźć jakoś i był nawet na to mały pomysł, na omawianej wycieczce ale tym razem tempo było za duże. Pomysł jednak do lamusa nie idzie. Ot... taka fajna (dla mnie) historia. Po Trokach Druskienniki z marszu ale nie zrobiły na nas żadnego wrażenia. za to okolica jak najbardziej. DO tego stopnia, ze w pewnym momencie odbiłem na szutrową drogę, która prowadziła prosto do Polski. Na tym szutrze tarka, więc żeby zębów nie stracić sunąłem po pustej drodze ponad 80km/h jak Vatannen jakiś. Strażnik nie za bardzo przepada za takimi drogami i już zaczęła protestować kiedy nagle... ... skrzyżowanie! tak wyprofilowane, ze podbija nam golfa i w locie widzę znak... granica państwa! Zaraz potem droga przeszła w klasyczną gruntówkę. Oczywiście wyhamowałem i z lekką dusza na ramieniu klucząc, jechaliśmy dalej. Był to czas, kiedy pan Szczerba, Sterczewski i im podobni, biegali wzdłuż granicy z Białorusią i tak się dziwnie na tej granicy poczułem... jak uciekinier jakiś abo co, że nie wspomnę o OPR Strażnika Domowego. Wyobrażam sobie obraz na potencjalnej kamerze na granicy; nagle przelatuje rzez nią golf 2, pordzewiały a pod tylną klapą kordła z gitarą, sombrero... I mina żołnierza SG kontrolującego ten obraz. Wieczór u Tolka był już upalny. Cisza, spokój tylko od czasu do czasu przelatywał F-16 pisząc swoją historię chemitrails... ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 | Mat | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 19.04.2013 08:15 |