Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28.08.2017, 08:59   #1
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
Domyślnie



39.Ston-Tolna 26.07
118938-119604/666


Wczesnym rankiem, kiedy jeszcze spały nawet niezmordowane cykady, nie rozgrzewając zbytnio silnika odjeżdżamy z kempingu w Chorwacji.



Przedtem tylko sprawdzam stan rękawic...





I pakowanie.





Ostatnie ujęcia pięknej Chorwacji.













Bez żalu i rozterek wjeżdżamy na teren Bośni i Hercegowiny. Chorwacja to piękny kraj z wieloma widokami prosto z folderów biur podróży, ciepłym morzem i świetnymi trasami widokowymi, ale jadąc od strony Albanii i będąc tu po raz trzeci, nawet ten raj może się opatrzyć.
Do tego ceny noclegów zaczynają przypominać te z zachodniej Europy a niektórzy ludzie tutaj zachowują się jakby żyli tylko dla pieniędzy, więc nic tu po nas.

Bośnia i Hercegowina, szczególnie jej górska południowo-centralna część, to motocyklowe Eldorado. Drogi pną się ku szczytom, wiodą meandrując tuż przy rzekach, prowadzą przez trawiaste polany wysadzane skałami żeby za chwilę wprowadzić nas między pionowe skały albo tunele wydarte górom przez ludzi.
Tu nie można się nudzić.



W jednym z takich miejsc jest coś w rodzaju jadłodajni. We wnęce wydrążonej skały, postawiono kuchnię albo raczej jatkę.
Niewielki teren jest ogrodzony wściekle czerwonym, wysokim parawanem z desek a do niego od środka dobudowano łazienkę. Przez na w pół otwartą bramę można wjechać samochodem gdyby zabrakło miejsca na poboczu przy rzece. Nie jest łatwo u Bośniaka zamówić cokolwiek do jedzenia. Po kilku chwilach migowego tłumaczenia, wielki człowiek za ladą wysuwa nie bez wysiłku stalową tacę z różnymi częściami barana zdrutowanymi razem.
Rozpoznaję łeb z częścią kręgosłupa, tylnie udo bez kopyta i chyba połamane żebra jednego z boków. Wyszczerzone zęby truchła i zapach bijący od ugotowanego zwierzęcia, nie napawa optymizmem ani nawet nie obiecuje że będzie smacznie.
Skoro tylko ten wybór jest możliwy, kiwam głową na znak pojednania i pokazuję palcem wskazującym na jedną porcję. Mimo głodu pustoszącego nasze żołądki od rana, nie jestem pewien czy zjemy dwie.
Wielki człowiek za ladą w końcu uśmiechnął się porozumiewawczo spod wąsa, wyjął spod tej samej lady wielki, ciężki nóż i jął raz za razem uderzać gotowane zwierze.
Siłą swoich mięśni za pomocą wielgachnego noża ciął mięso zdawało by się na odlew, krusząc przy tym wszystkie kości ale w odpowiedniej chwili rozplątując drut. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że pan skończył bić i ciąć zanim doszedł do głowizny.
Tak powstaje nasze danie. Szczęście też, że można zamówić do tej masakry surówkę z kapusty czerwonej i frytki. Przynajmniej będzie czym zagryzać.



Tak oto, na własne życzenie, za swoje pieniądze, przy pięknych okolicznościach przyrody, przy monotonnym szumie wzburzonej rzeki co przedziera się między ścianami gór Dynarskich, zajadamy śmierdzącego brana.
To widok z naszej baranodajni.



Po tym sutym i dość egzotycznym śniadaniu jedziemy dalej. Mostar...
Tu wpychamy się na starówkę,żeby zobaczyć most.



Bliżej już nie dało się zostawić motocykla.





















Kawiarni tu dostatek.



To raczej nie Starówka.





Wyjeżdżamy z Mostaru. To droga do Sarajewa.

























Sarajewo nie jawi się nam jako nowoczesna aglomeracja...









Po drodze do granicy z północną częścią Chorwacji, zatrzymuje nas przelotny deszcz.





Zaraz potem jesteśmy w Chorwacji. Ta część kraju jest niedoceniona przez przemysł turystyczny, więc i ludzie są bardziej bezinteresowni. Bez problemu uzupełniamy wodę w pierwszym napotkanym domostwie. O dziwo, Wera oddaje swoją pustą butelkę a dostaje pełną lodowatej, krystalicznie czystej wody.
Na małej Chorwacko-Węgierskiej granicy, jak można się spodziewać ruchu nie ma żadnego, więc nie ma mowy o kolejce.
Rozweselony, choć jednak bądź co bądź, nieco zmęczony zatrzymuję się tuż za strefą i przewracam motocykl, nie odsunąwszy odpowiednio mocno podnóżka. Straty niewielkie. Kopię od siebie kawałek klamki sprzęgła, przecieram ręką nowe szramy na lewym ciężarku kierownicy i w drogę.





Węgry trzeba przejechać z winetą. Zaczyna się ściemniać. Czas pomyśleć o noclegu. Na stacji benzynowej kupuję winetę za 1470ft, marudzimy trochę przy kawie, trochę przy WiFi w poszukiwaniu noclegu ale w końcu z pomocą i tak przychodzi GPS.
Ściemnia się, słońce powoli chowa się za horyzont.



Zjeżdżamy z autostrady do pierwszych zabudowań. Kwater pełno, ale wszystko zajęte. Poza tym gdyby było wolne to ceny zaczynają się od 50 Euro.
Po ciemku już jedziemy od wsi do miasta. W Jednym mieście jest owszem hotel, ale klasy Premium i nie na naszą wydrenowaną kieszeń. Jedziemy dalej pytając tu i tam. W końcu, rzutem na taśmę dopadamy jedynego w mieście Tolna, hotelu.
Ciemno. Motocykl na dziedzińcu, Wera w oczekiwaniu jak na wyrok ledwo zipie wisząc na kierownicy a ja kręconymi schodami na górę, bo na górze jest recepcja. Tu, miła jak na tą godzinę pani, po telefonie do szefostwa, udostępnia nam pokój bez śniadania za 35 Euro.
Wera na górę, bagaż na górę i już stoimy przy pani jak wygłodniałe wilki, prosząc o coś do jedzenia. Że jest to rodzaj recepcji połączonej z barem a kuchnia już nie działa, pozostaje nam kupić zaproponowane słone orzeszki i dwa napoje w puszce. To musi wystarczyć do rana.
W pokoju dzielimy zdobycz co do orzeszka, napoje dokładnie odmierzając wylewamy do szklanek i raczymy się w dość szybkim tempie tym dobrem.
Jest przed północą. Trzeba spać.

Dla dociekliwych: N46.43201 E018.78143
http://goo.gl/maps/Ly4tr
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.08.2017, 07:33   #2
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
Domyślnie



40.Tolna - Krynica Górska 27.07
119604-120152/548


Pakujemy się, i wychodzimy z pokoju. W oddali widać krzątającą się kelnerkę a korytarz opanowany jest przez zapach pysznego śniadania ze świeżą kawą. Gram twardego przed Werą, Wera ma łzy błagalne w oczach i żadne z nas nie może się powstrzymać. Pakujemy się na śniadanie ze wszystkimi bambetlami. Droga poczeka.

Po objedzeniu się do syta na szwedzkim stole zostawiwszy niewiele z jajecznicy i świeżego pieczywa, objuczam TDM`kę. Wera w tym czasie znów wisi na kierownicy jednak tym razem z przejedzenia.



Ruszamy.



Na Węgrzech z porwanego mapnika na tankbagu wylatuje mapa na której całą drogę zaznaczałem dokładny ślad przejazdu. Nie można tego tak zostawić. Maszyna stop. Idę na poszukiwania.



Odnajduję niemal wszystkie kawałki!



Zmierzamy słowackimi drogami w kierunku utęsknionej Polski i ulubionego Szczyrku, aż natchnęło mnie w jednej chwili że przecież kolega ze swoją paczką właśnie wypoczywa w Krynicy Górskiej. Niewiele myśląc, obieramy w Rużomberok azymut na Krynicę.
Po drodze zdzwaniamy się z Krzyśkiem alias „Pawulon”, który to w Krynicy wyławia nas z ulicy.
Lokujemy się w hotelu Kasztelanka, gdzie przed hotelem widnieje wyraźny napis ile co kosztuje.
Po wprowadzeniu się chcę zapłacić, ale pani mówi że połowę za mało pieniędzy jej dałem. Wyszło na to że napis jest ale dotyczy czegoś innego. Krótka wymiana zdań na temat uczciwości takich praktyk nie ociepla stosunków z recepcjonistką.
Nie zawracając sobie więcej tym głowy, idziemy na spotkanie z ekipą z Łodzi.



Jedna kolacja, potem druga, rozmowy Polaków o życiu, przypominają, że to już koniec przygody, że jesteśmy w domu i jak nierealne są miejsca gdzie byliśmy jeszcze kilka tygodni temu.

Dla dociekliwych: Hotelu nie polecam nikomu, więc dociekliwi niech sami poszukają.
http://goo.gl/maps/LfdW1




:deadtop4:

41.Krynica Górska – Warszawa 28.07
120152-120548/396




Jeszcze w ostatnim odruchu przyzwyczajenia, do domu wracamy omijając główne drogi. Nawet nie bardzo wiem gdzie jestem ale takich zagubionych wsi, gdzie czas łaskawie się zatrzymał, nikt się nie spieszy a domostwa współgrają z okoliczną przyrodą nie widziałem już dawno.











Jeszcze tylko przeprawa starym promem przez malowniczo rozlaną Wisłę i szukam tras przelotowych.









Już się spieszę, już chcę być w domu, już chcę przypomnieć sobie przez fotografie gdzie byłem i co widziałem. Już chcę znów gdzieś pojechać, coś zobaczyć, poczuć.

Na sam koniec, choć powinienem napisać to na początku chcę podziękować wszystkim przypadkom, każdemu szczęściu i wszelkim zrządzeniom losu jeśli takie są, za to że mogliśmy z Weroniką odbyć tą podróż właśnie w tym czasie, spotykając właśnie tych spotkanych ludzi i jadąc tymi właśnie drogami i wrócić w to właśnie miejsce.

Oto Sponsorzy:

Gdyby nie mój przyjaciel znad morza, być może nigdzie byśmy nie pojechali z Werą. Tchnął we mnie entuzjazm.
Gdyby nie moja przyjaciółka Małgosia, być może pojechali byśmy co najwyżej do Gruzji i z powrotem. Musiała też wysłuchiwać o tej podróży, choć sama nie miała zamiaru jechać i dzielnie znosiła przydługie gderanie w kółko o tym samym.
Gdyby nie Czarek alias „Marchewa” i jego wyrozumiała żona, nigdzie byśmy nie pojechali. Przechował naszego psa na cały okres wyjazdu i jeszcze trochę, choć wcześniej znaliśmy się tylko z jednego zlotu.
Gdyby nie wyśmienity i uczciwy mechanik i kolega, Marcin alias „Kosa”, być może byśmy nie przejechali tej drogi bez przygód mechanicznych. Zadbał o wszystko co trzeba żeby motocykl był zupełnie sprawny i dowiózł nas do domu. Motocykl jest z poprzedniego wieku dla jasności a że mieliśmy jechac tylko do Gruzji to i napęd miał wystarczyć.
Gdyby nie Marcin alias „Sietmen” zarządzający Motofazą, być może kupił bym części do motocykla mizernej jakości albo nie w tym rozmiarze i jeszcze przepłacił. Sprzedał kask dla Wery i niektóre części na wymianę do TDM`ki. Znawca tematów motocyklowych, służył radą. To on stworzył płytę pod bagaż która trzymała torbę.
Gdyby nie Krzysiek, mój brat rodzony, być może kwiaty w mieszkaniu uschły by na wiór. Przychodził systematycznie doglądać mieszkania.

Oto moje przypadki, szczęście, wszelkie zrządzenia losu. To życzliwi ludzie z otoczenia są nam potrzebni, oto właśnie Sponsorzy.

Statystyki:

Budżet------------------------
Przebieg ----------------------około 13,5 tyś. km
Usterki w motocyklu--------zużyty napęd (Grecja), pęknięte poszycie kanapy.
Wywrotki ----------------------2: Gruzja, Węgry
Spalony olej ------------------3l
Spalanie max-----------------5,0l/100 (droga w Turcji. Wiał silny wiatr czołowy)
Spalanie min------------------3,59l/100 (droga w Turcji)
Wizy----------------------------2: Turcja, Armenia.
Najlepszy nocleg-------------namiot nad jeziorem Sevan w Armenii
Najgorszy nocleg------------drogi i zapyziały hotel w Turcji.
Najzimniej---------------------góry Kaukazu
Najcieplej----------------------południowo-wschodnia Turcja
Kontrole policyjne------------0
Zdrowie------------------------zero kłopotów




KONIEC
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Rumunia 2016 (opis) "O górach, drodze w chmurach i o kłopocie w błocie" CeloFan Trochę dalej 52 27.07.2017 22:25
Szwendając się... [Turcja, Gruzja - 2012] mikelos Trochę dalej 62 28.01.2013 12:27
Camerun, a moze i dalej... [2012] Mirmil Trochę dalej 155 17.08.2012 20:00


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:55.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.