Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20.11.2014, 22:48   #1
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
Domyślnie

cd ...

Na "Niebiańskiej Plaży" czas płynął spokojnie. Było wszystko o czym można marzyć - piękna plaża (to nic, że kamienista), czysta woda, pionowa ściana, z której oddawaliśmy skoki do wody, coś na wzór altanki i domek. Wszystko wolne od cywilizacji - bez zasięgu telefonii.



Jedyna droga dojazdu to żegluga wodnym wąwozem. Jako samochód dostawczy służy ponton holowany za łódką, na którym transportowane są deski. Dostawa nie była łatwa ponieważ nasza łódka jak inne powodowały powstawanie fal. To z kolei sprawiało mocne kiwanie sie pontonu z olbrzymim ryzykiem zatopienia całego towaru.



W takim miejscu można zapomnieć o wszystkich problemach oraz o mocnych przeżyciach dnia poprzedniego.



Błogie lenistwo :-)



Obserwacja podwodnych żyjątek





Druga plaża z dwoma gospodarzami, którzy wieźli ze sobą chybotliwy towar.



Niestety przyszedł i na nas czas. Wracamy a chciałoby się przenocować choć jedną noc w tak doskonałym miejscu.

Wspólnie z Tamarą daliśmy temu miejscu 2 na pudle po wodospadzie Sopotnica. Bardzo prawdopodobne, że zmiana na pudle nastąpiłaby gdyby dane nam było przenocować na "Niebiańskiej Plaży".




Moment powrotu wszystkim przychodzi z trudem. Patrząc w drugą stronę widzimy inne ciekawostki, które umknęły nam podczas żeglugi w odwrotnym kierunku.



Taka z nas tryska radość podczas powrotu do cywilizacji



Po drodze kolejny wyścig dwóch łódek po czym nastąpiły próby wyrzucenia człowieka za burtę. Pierwsza nie powiodła się, druga po ciężkiej walce również nie udana. Jak mawiają zuchwali, do trzech razy sztuka - CZŁOWIEK ZA BURTĄ.
Mina chłopaka za burtą była bezcenna. Przerażenie na widok przyspieszającej i oddalającej się łódki musiało podziałać. Wciągnięcie na pokład do łatwych nie należało, za to chęć rewanżu tliła się w oczach poszkodowanego do samego końca.



Nie znamy dalszego ciągu historii płynących z nami Holendrów.
Po powrocie do naszych pojazdów, wszyscy pojechali w swoją stronę. My dostajemy pamiątkowy bilet, którego nie zdążyliśmy otrzymać spiesząc się do łodzi.
W drodze powrotnej do Szkodry łapie nas ulewa. Po drodze zaczęły płynąć potoki a wszechobecne zwierzęta pasterskie pochowały się gdzieś między skałami. Po pasterzach ani śladu za to na drodze przybyło fragmentów skał oderwanych z pionowych miejscami skał.

W Szkodrze tankowanie ... pozbywamy się miejscowej gotówki więc zaczynamy się rozglądać za jakimś bankiem lub bankomatem.



Ceny paliwa w Albanii (trzeba uważać na przelicznik na tysiące i setki - mają podwójną walutę - w sumie nie dostaliśmy starej).

Na stacjach benzynowych zmyłka ! Widniejące płatności kartą Visa, Maestro ... itp. Niestety płatności tego typu nie udało nam się nigdzie wykonać. Rada dla chętnych zwiedzenia tego kraju - zabierajcie ze sobą gotówkę.

Wyciągamy kasę, chwila na małą przekąskę i bez pośpiechu ruszamy dalej. Zobaczymy gdzie uda nam się dojechać.
Ze Szkodry wyjeżdżamy ok. 17.00 (Szkodra-Durres-Fier).



Już po zmroku.
Przy skręcie w lewo zjeżdżając do sklepu na wieczorne zakupy, najeżdża na nas motocyklista na BMW R 1200 GS Adventure. Mario (Don Mario) - Albańczyk z angielskim paszportem i tablicami w rzeczywistości czuje się Francuzem. Zawiła korelacja. My myślimy już wyłącznie o zakupach i poszukiwaniu miejsca na nocleg z kolei Mario proponuje nam inne rozwiązanie. Chce nas zabrać do swojego ulubionego miejsca, do którego przyjeżdża każdego roku. Na podjęcie decyzji mamy trzy minuty.
Jedziemy razem poznając go lepiej podczas kolejnych przystanków.
Teraz skrócone wyjaśnienie zawiłej historii Mario - urodzony we Vlore (AL), mieszka i pracuje w Anglii, żona w połowie Chinka i Fracuzka, z którą mają 11 letnią córkę. Mieszkają w Anglii, czują się Francuzami a córka mówi tylko po angielsku. Ot tak poznaliśmy ciekawy międzynarodowy zlepek rodzinny.
Mario jako rodowity Albańczyk kocha swój kraj oraz motocykle. Jedziemy za nim po doskonale znanych mu ścieżkach. Ja z dozą niepewności wiedząc czego można się spodziewać na albańskich drogach a Mario przeskakuje i przeciska się niczym kozica w górach. Na pewno na krętej drodze pomaga mu lepsze oświetlenie w jego Adventure.
Pod osłoną nocy przemykamy koło naszych celów podróży - Zvernec i Przełęcz Llogara. Na przełęczy zdecydowanie odstajemy. Kręta droga z niespodziankami, stromymi podjazdami i serpentynami robi swoje. Jadąc we dwoje obciążonym motocyklem z gorszym oświetleniem nie ma sensu ryzykować. Wspinamy się pod górę w totalnej ciemności. Przejeżdżamy ponad 1000 m.n.p.m tuż przy samym morzu widząc tylko ciemność. Mam wrażenie jakbyśmy byli kulą u nogi albańskiej kozicy o imieniu Mario. Staramy się jak możemy aby nadążyć za nim ze zdecydowanym nastawieniem - bezpiecznie.
Przed północą dobijamy do wyśnionego kempingu zachwalanego przez Mario tuż przed Himare. Po drodze zgarniamy jego córkę, jemy kolacyjkę i udajemy się na spoczynek szukając wcześniej miejsca na nasz namiot.

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.12.2014, 16:39   #2
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
Domyślnie

cd ...

Przesuwanie namiotów na schodkowym polu namiotowym było dla nas czymś nowym. Mario pytał czy śpimy w kwaterze ale rankiem nie widzimy żadnych zabudowań. Hmm, może za wzgórzem. Otaczające nas namioty dziwnie do siebie podobne, z numerkami.
Rankiem udajemy się na zakupy do pobliskiego marketu. Chcąc się skwarzyć na plaży lepiej mieć jakiś balsam z odpowiednim filtrem. Na południu grzej, bierze i opala zdecydowanie mocniej.



Ku naszemu zdziwieniu dopiero na plaży widzimy pierwszy bunkier w kraju bunkrów. Słyszeliśmy od znajomego o znikających obiektach.



Kemping Livadh - plaża pod Himare
Leżakowanie, opalanko, jedzenie, picie, pranie, zwiedzanie ...



Czuję się jak skwarek mimo chłodzącej kąpieli w morzu. Z plaży znikamy ok. 13:00 - po prostu trudno już wytrzymać. Upał sakramencki. Znikamy na chłodzący browar i obiad. Przeglądamy mapy i żałujemy pominiętych miejsc - szczególnie przełęczy.



Udajemy się ponownie na plaże ale długo nie wytrzymujemy. Wracamy do cienia a tu okazuje się, że musimy dopłacić do dzisiejszego śniadania i obiadu. Dopytujemy dlaczego ?



Po długich dyskusjach okazuje się, że powodem dopłaty jest nasz namiot. Owe podobne do siebie namioty to nazywane przez Mario kwatery. Teraz kojarzymy, w którym pokoju mieszka.



Wspominamy wszystko po kolei.
Mario zachwalał nam wspaniałą plaże, niesamowite miejsce, niskie ceny ...
Na wspaniałą plaże udał się z samego rana ok. 10 km dalej, ceny zgadzały się do momentu kiedy nie doszła dopłata do śniadania i obiadu za posiadanie własnego namiotu. Dziwna sprawa. Idziemy krok dalej. Wczoraj Mario powiedział, że jako jego goście zapłacimy 5 Euro za noc. Pytamy o odpłatność za kemping. Cena wzrosłą o 100%. Może 10 Euro to nie jest jakaś poważna kasa ale za dużo tych dziwnych zbiegów okoliczności. Chcemy rozmawiać z szefem - pytamy o odpłatność za kemping. Cena 10 Euro potwierdzona. W związku z tym przypominamy o wczorajszej deklaracji Mario, że cena dla nas wynosi 5 Euro. Skoro tak powiedział nasz znajomy to płacimy tyle co powiedział.
Płacimy za wszystko zadając sobie twierdzące pytanie a zarazem odpowiedź. Zwijamy manatki i jedziemy dalej.



Albańska waluta



Mieliśmy w planie odsapnąć trochę na plaży ale dziwne zbiegi okoliczności, pominięte dwa punkty planowanej podróży i niezbyt urokliwa plaża nie była w stanie nas zatrzymać.
Po spakowaniu bierzemy chłodzący prysznic i ok 17:00 kiedy upał nieco zelżał ruszamy w drogę.



Z poziomu morza wspinamy się na Przełęcz Llogara 1010 m.n.p.m krętą, wijącą się w górę drogą za dnia. Zasługuje ona na miano motocyklowych dróg kultowych w Europie co opiszemy w zakładce różne >>> drogi kultowe.



Droga ma dość strome podjazdy i zjazdy. Widząc to wszystko za dnia rozumiałem swoje nocne obawy przed zbytnim rozpędzaniem. Dohamowania na stromym zjeździe są zdecydowanie wydłużone. Wspaniałe widoki. Wieczorem silny wiatr, który trochę nami poniewiera do tego pojawiają się na drodze zwierzęta wracające na noc do gospodarstw.



Oprócz zwierząt, należy uważać miejscami na osunięcia fragmentów dróg (duże nierówności, czasami brak kawałków asfaltu) uzupełnianych szutrem. Betonowe murki zabezpieczające oraz metalowe barierki są bardzo blisko drogi więc nie można się wykładać zbyt mocno w zakrętach.

Do Zvernec dojeżdżamy ok. 19:30 nie mogąc znaleźć zjazdu do tej miejscowości. Pobłądziliśmy trochę po Vlore. Dla pewności pytamy kilka razy o kierunek ponieważ każdy pokazywał nam inną drogę. Na wąskiej drodze mijamy parę młodych podczas sesji zdjęciowej na środku drogi. Dojeżdżamy do końca drogi asfaltowej gdzie znajduje się drewniany most będący naszym celem. Ponoć można po nim przejechać motocyklem.



Rybacy wyciągają sieci z morza a słońce skłania się ku zachodowi.



Przybyliśmy tutaj głównie w celu przejechania 200 metrowym mostem na motocyklu. Niestety już z pewnej odległości dało się zauważyć, że z mostem coś nie tak. Na miejscu informacja - uszkodzony most w remoncie. Przejazd zabroniony.



Na upartego można spróbować - dla pewności lepiej sprawdzić pieszo.



Szerokość odpowiednia aby przejechać naszym wielkogabarytowym sprzętem. Niestety spróchniałe deski sypiące się pod nogami całkowicie wybijają nam ten pomysł z głowy.



Most prowadzi prosto do ortodoksyjnego klasztoru.



Zdjęcia przy zachodzie słońca i ruszamy czym prędzej na poszukiwanie miejsca na kolejne obozowisko.



Szybko zlokalizowaliśmy dobrą miejscówkę na namiot ze świetną plażą, tym razem bez kempingu. Dookoła trochę śmieci ale nie jest tragicznie. Jedziemy do pobliskiego sklepu po zakupy a po powrocie delektujemy się spokojem, ciszą wpatrując się w gwiazdy. Może to dziwne ale nasze organizmy przeszły aklimatyzację i po dzisiejszym skwarzeniu się na słońcu szybko dopada nas chłód. W przeciwieństwie do porannej kamienistej plaży tutaj mamy przyjemny dla stóp piaseczek.



cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.12.2014, 20:34   #3
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
Domyślnie

cd ...

Po spokojnej nocy spędzonej między kempingiem a hotelami zwijamy się sprawnie aby zdążyć przed korkami w miejscowości Vlore. Wczesna pora sprawiła, że nie straciliśmy czasu na przepychankach między samochodami.
Przejeżdżamy przez Park Kombetar Llogara i wspinamy się po raz trzeci na Przełęcz Llogara. O ile nocą przy słabym oświetleniu koncentracja skupiona była wyłącznie na drodze za to kolejne przejażdżki wieczorem i rano ukazały uroki tej trasy. Po drodze spotykamy w tym samym miejscu co wczoraj wieczorem krowę. Musiała tu spędzić noc co potwierdzały wydalone przez nią placki ...



Tuż za przełęczą zatrzymujemy się w przydrożnej restauracji na śniadanie. Najbardziej pewne i chyba jedyne znane to omlet z białym serem.



Widok z góry jest niesamowity. Jesteśmy na wysokości ok. 1000 m.n.p.m. a morze jest niemal w zasięgu ręki. Coś wspaniałego. Tak duża różnica wysokości jest częstą przyczyną silnie wiejących wiatrów (duża różnica temperatur między lądem a morzem robi swoje).





Przy drodze znajduje się wiele miejsc z tzw. punktami widokowymi.



Wracamy do dalszej jazdy. Nasz postój na śniadanie sprawił, że w Himare trafiamy już na korki. Przebijamy się jadąc dalej w stronę Sarandy. Przystajemy na chwilę aby przyjrzeć się twierdzy w Porto Palermo.



Dodatkową atrakcją okolicy są kwitnące agawy (sukulenty). Na zbliżeniu jeden z dorodnych kwiatów.



W sumie można powiedzieć, że mamy do czynienia z lasem agaw.
Wg wikipedii
"Wszystkie gatunki agaw są hapaksantami (kwitną tylko jeden raz w życiu). Zakwitają w wieku 6–15 lat, ale niektóre gatunki później, nawet w wieku ok. 100 lat. Tworzą wówczas pojedynczy pęd kwiatowy o wysokości do 12 m, z ogromną liczbą (do kilkunastu tysięcy) kwiatostanów. Po przekwitnieniu roślina ginie, ale większość gatunków wytwarza odrosty korzeniowe, które kontynuują rozwój".



Jadąc wzdłuż morza podziwiamy piękne plaże.



Z minuty na minutę coraz bardziej zaczyna doskwierać upał. Tu zdecydowanie trzeba stwierdzić, że jasna odzież motocyklowa pozwala na komfortową jazdę. Całe szczęście, że przeprosiliśmy się z czarnym kolorem, na którym z kolei nie widać brudu. Ten temat mamy już za sobą teraz zostaje wymiana kasków na białe. W Sarandzie przystajemy na stacji benzynowej w celu uzupełnienia płynów i odnalezienia właściwej drogi do kolejnego punktu podróży. Odpuszczamy sobie zatłoczone plaże na południe od Sarandy.

Na stacji benzynowej nawiązujemy ciekawe znajomości. Jeden z panów to tutejszy motocyklista. Maszyna w tle na załączonym zdjęciu. Sprawnie i jasno tłumaczą nam jak dojechać do tzw. Błekitnego Oka.



Hmm. Już przechodziliśmy taką przygodę w 2009 roku w Albanii. Mimo tego, że mamy mapę to tubylcy i tak wolą ją rozrysować. Tak więc puszczamy wodze dla ich twórczości i szczerze mówiąc mapa w ich wykonaniu była nad wyraz dokładna wraz z objaśnieniem słownym (pomijając tą z 2008 roku). Zaznaczone wszystkie ronda z dokładną liczbą rozjazdów.



Mkniemy w stronę Siri i Kelter. Wzdłuż drogi głęboki kanał z bardzo czystą wodą - zapewne dostawa wody pitnej dla Sarandy i okolic.

Po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy do Błękitnego Oka płacąc wcześniej za wjazd po 50 leków od osoby (razem 100 leków). Na parkingu zrzucamy ciuchy motocyklowe i buty przebierając się w coś lekkiego z możliwością kąpieli. Przemierzamy pieszo kilkaset metrów i jesteśmy u samego źródła. Czy tak wygląda błękitne oko ?



Otoczenie tego urokliwego źródła krasowego jest niesamowite. Kryształowo czysta woda a do tego zimna jakby z Arktyki.



Dla przykładu - właśnie tak wygląda źródło krasowe (wstępujące źródło krasowe - zboczenie geografa), do którego można skakać oraz można tu pływać z czego oczywiście korzystam.



Chęć nurkowania nie możliwa. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Dla przybliżenia fenomenu tego miejsca opiszę, że z widocznej jamy głębszej niż 50 metrów (źródła), z wnętrza ziemi w przeciągu jednej sekundy wypływa od 1,4 metra sześciennego wody (tj. 1400 litrów/s - najmniejszy wypływ wód miał miejsce w 2002 roku) do 8,8 metra sześciennego wody (tj. 8800 litrów/s - największy wypływ wód miał miejsce w 1980 roku). Temperatura wody +10 stopni Celsjusza.



W porównaniu do innych śmiałków decyzja o pierwszym skoku do oka/wody była bardzo przeciągnięta (ok. 6 minut). Nie lubię skakać do nieznanej wody bez wcześniejszego gruntowania. Skok z małego fragmentu metalowej kładki nie należał do komfortowych ponieważ brakowało punktu zaparcia. Po skoku do tej jamy trzeba się szybko ogarnąć ponieważ prąd w strumieniu jest bardzo rwący. Udaje się złapać koniec widocznego konara drzewa. Jako jedyny, po oddanym skoku usłyszałem brawa. To zapewne na przełamanie.



Drugi skok był już formalnością. Większość wolała skorzystać z bezpiecznego pułapu wejścia do wody co nie koniecznie kończyło się poznaniem mocy Błękitnego Oka.

Kilkadziesiąt metrów dalej ładna zatoczka z cieniem.



Orzeźwiającej kąpieli w zimnej wodzie ciąg dalszy. Na dalszą część podróży moczę koszulkę aby nie zaznać przegrzania organizmu.



Dalsza część naszej podróży zmierzała w stronę Macedonii. W pierwszej wersji mieliśmy ją pokonać starym szlakiem przez Gjirokastre-Kelcyre-Leskovik. Szybko zmieniliśmy plan skracając nieco drogę, jadąc do Leskovik przez Grecję.



Po drodze mijamy zabytkowy most niczym w Gruzji.



Upał potworny a coraz bardziej suche powietrze zaczyna osuszać nasze usta.



Po chwili jazdy zdecydowanie lepszymi drogami w Grecji wjeżdżamy na przejście graniczne Konitsa-Leskovik.
Tutaj pogranicznicy zadają nam pytania dziwiąc się dlaczego chcemy jechać do Macedonii przez Albanię. Co tu jednak tłumaczyć - przecież i tak nie zrozumieją.

Do Leskovik dojeżdżamy zdecydowanie gorszymi drogami. Musimy znaleźć stację benzynową. Dojechaliśmy tu niemal na oparach. Ulga, na miejscu jest benzyna. W końcu widzimy konkretne bunkry. Pamiętamy, że w tej okolicy dalej w górach były ich setki a nawet tysiące. Ciekawe czy się zachowały?



Zatrzymujemy się w centrum pod sklepem na ugaszenie pragnienia. Za ostatnią albańską walutę kupujemy dwie cole i po batoniku. Podczas konsumpcji, wyraźnie jesteśmy obserwowani.



Nie przeszkadza mi to w małym spacerze po okolicy, którą doskonale pamiętam z wykonanej nieopodal fotografii. Zdjęcie skrzyżowania pełnego krów oraz z dwoma pasterzami w deszczu. Niby pięć lat wstecz ale wspomnienia jak żywe sprzed kilku dni. Nic się tu nie zmieniło.



Zaglądam do pobliskiej restauracji i jakby inaczej. Zawieramy znajomość ze starszyzną grodu, po czym częstują mnie rakiją.



Panowie są bardzo chętni do pogawędki. Szkoda, że zdecydowaliśmy inaczej wydając wcześniej całą walutę. Wymieniamy adresy a zdjęcia wyślemy pocztą.
Bardzo gościnni ludzie - w skrócie super. Na słowo Polacy od razu wymawiają Warszawa. To znaczy, że naszych przybywa tu coraz więcej.

Dalej jedziemy w stronę Erseke i Korce. Widoki niemal te same co pięć lat wcześniej.



Bunkrów coraz mniej a na pewno trudniej je wypatrzeć. Przecież były ich tu setki po drodze - teraz niemal pustka. Na pewno będą na pobliskim wzgórzu w miejscu naszego noclegu na dziko, do którego chcemy wrócić.



Jakość dróg zdecydowanie pogorszyła się w porównaniu do tego co było wcześniej. Jeździło się po gorszych.



Co chwilę serpentynki a do tego grupa motocyklistów. Oglądamy się wstecz a to Polacy na Africach. Na chwilę przystanęliśmy jednak po chłopakach zostało tylko wirujące powietrze. Może też stanęli tuż za zakrętem ?



Jeden z większych okolicznych bunkrów zachował się niemal w takim samym stanie sprzed lat. Mała różnica, zrobili do niego drogę dojazdową. Czyżby kolejny do rozbiórki ?



W jednej z przydrożnych miejscowości zatrzymujemy się przy ciekawej twierdzy.



Nasz postój sprowokował ten spokojnie siedzący gołąb.



Kilkadziesiąt metrów dalej pamiętny pomnik jakich po drodze wiele.



To znak, że znajdujemy się już blisko naszego dzikiego ale jakże widokowego miejsca kempingowego. W pobliżu ma być studzienka z wodą. Pamiętne miejsce noclegowe utkwiło nam w głowach głównie dlatego, że niemal całą noc nawiedzały nas dzikie zwierzęta. Początkowo nie dając nam spokoju a później przenosząc się do naszych współtowarzyszy tamtej podróży Haćów.
Do celu trafiamy jakbyśmy jeździli tutaj co dzień. Wjeżdżam na górę w pojedynkę, zrzucam toboły i jadę do pobliskiej studzienki po wodę.
Spędzam tu sporo czasu ponieważ w studzience jakby susza. Do tego została nieco poturbowana. Jakby tu szybko napełnić 20 litrów wody? Hmm wyciągam talerzyki, robię tzw kaskady z docelowym kanistrem.
W międzyczasie koło motocykla zatrzymuje się turysta z Polski. Zostawił swoich kompanów na zatłoczonych plażach w okolicy Sarandy szukając spokoju i ukojenia w tej naturalnej ciszy. Z rozmowy wyszło, że ów Warszawiak uciekł ze stolicy na wieś do warmińsko-mazurskiego i za żadne skarby nie chce tam wracać. Po godzinnej pogawędce (tyle trwało napełnianie kanistrów) rozjeżdżamy się.
Zaniepokojony Wióreczek czekał na mnie spoglądając z góry na drogę.
Teraz i ja chcę pałać się widokiem.



Kolacja, porządne mycie naczyń aby nie wabić zwierzyny zapachami, prysznic i do namiotu z zapytaniem, czy tym razem również będziemy mieć nocne towarzystwo zwierząt ?

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Góry Przeklęte dla początkujących, czyli jak bardzo można poobijać się w tydzień… [2012] jagna Trochę dalej 89 10.05.2013 22:03
Włóczęga po kraju 15-30 Lipca KML Umawianie i propozycje wyjazdów 13 14.07.2011 22:46
Góry Przeklęte - Albania 2010 paku Trochę dalej 30 17.06.2010 12:01
Startujemy w Góry Przeklęte - Albania 2010 paku Kwestie różne, ale podróżne. 12 17.05.2010 23:36


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:40.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.