Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06.09.2010, 08:38   #1
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Dzień piąty: Rajd Paryż - Dakar

Choć miałem dużą ochotę zobaczyć wschód słońca na wydmach, najchętniej z siodła wielbłąda, plan ten upadł. Okazało się, że tylko ja chce jeździć na dromaderze a reszta woli na motocyklach – ech, co za nudziarze… Zerwaliśmy się więc o 6 rano - mając zamiar objechać całą wydmę dookoła. Plan? Jak najwięcej po piachu jadąc skrajem wydmy. Wieczorne wprawki uświadomiły nam nierealność wjechania na jakąkolwiek dużą wydmę. Pod dużym znakiem zapytania stoi możliwość przecięcia wydm w poprzek. Ja i Waldek stoimy w opozycji do wbijania się w wydmy, reszta o niczym innym nie marzy. Oczywiście po kilometrze jazdy nasza wsteczniacka frakcja przegrywa i skręcamy między wydmy.



Ta część (północna) Erg Chebbi jest zdecydowanie bardziej płaska – piaskowe wniesienia mają po kilka metrów – długie grzbiety wydm łącza się ze sobą po kilka i kilkanaście co daje możliwość ciągłej i płynnej jazdy.



Yallaaaa, yalaaa! [arabski: Dzida] Batożymy manetką nasze wielbłądy! Wprost płyniemy! Jest super fantastycznie! Jazda jak marzenie. Nauczeni wczorajszym doświadczeniem jedziemy w zwartym szyku jeden za drugim, wszyscy tym samym grzbietem. Strategia polega na takim wyborze trasy, aby jechać możliwie długo grzbietami wydm i wypatrywać dalszych przejazdów. Strategia świetnie działa, zatrzymujemy się co jakiś czas na szczycie wzniesienia i planujemy dalszy przebieg trasy. Boże, jak wspaniale. Udaje się przejechać jednym skokiem dobrze ponad kilometr.








Najfajniej ma pierwszy – jadąc po dziewiczym ale i ubitym piachu. Kolejni już muszą zmagać się z koleinami poprzedników, ale i tak jest świetnie. Jedziemy blisko siebie, cały czas mając współtowarzyszy na oku, na wypadek gdyby ktoś się zakopał wybierając inny wariant trasy.




Po chwili otacza nas wyłącznie morze złotego piasku. Tylko GPS daje nam jakieś rozeznanie gdzie jesteśmy względem bazy. Namalowany w kompie z grubsza track – kompletnie nie ma tu zastosowania, nawet, jeśli ktoś kiedyś tak jechał – topografia pustynie jest tak zmienna, ze dawno nie ma po niczym śladu. W oddali widać wywłaszczający się teren, porośnięty wielbłądzią trawą i rachitycznymi krzakami – gdzieś tam biegnie główny szlak pustynny rajdu Paryż - Dakar.



Jeszcze parę górek i hopek i masywne piaszczyste wydmy pozostają za nami pięknie oświetlone słońcem, które zdołało się przebić przez chmury nisko okalające horyzont. Jezu jak tu pięknie…





W końcu jest! Przedmiot westchnień i pożądania – trasa, po której pomykała legendarna NXR – protoplasta Afryki. Odcinek rajdu P-D. Miejsce, które każdy szanujący się afrykaner powinien pokazać swojej jedynej wybrance.








Wpadamy na długą i szeroka piaszczystą prostą. Odkręcamy manety 70-80 – więcej po prostu się boimy, dupa motoru lata od prawej po lewej – ależ jest super. Yalla,Yalla, grzejemy w takiej ekstazie kilka kilometrów. Potem zatrzymujemy się. I bawimy się jak dzieci jeżdżąc tam i z powrotem.







Kończymy objazd wydmy przejeżdżamy przez Merzougę i już szutrową i twardą nawierzchnią zasuwamy pod naszą bazę. W sam raz na sniadanie. Wyszło ponad 50km. Wielbłądy zmęczone…



Przed kasbą czeka oczywiście Achmed ze swoim rozłożonym kramikiem.
- Krzysztof, Waldek – woła i wiemy, że trzeba będzie wywiązać się z wczorajszej obietnicy. Czynimy to nawet z przyjemnością, mamy okazję się potargować, eksponaty ma dość fajne, nie wyglądają na chińskie, ćwiczymy trochę negocjacje, żeby nie wyjść z wprawy.




Kajman nie zerwał się z nami rano, ale też sobie pojeździł przyjemnie po wydmach.






Po śniadaniu przystępujemy do realizacji tego, po co tu przyjechaliśmy. Przed nami pustynna droga MS5 biegnąca hamadą przy algierskiej granicy. Dla tych południowych pustynnych szlaków tutaj przyjechaliśmy – z nich zamierzamy wyciągnąć wszystko, co najprzyjemniejsze. Przed nami 3 dni pustynnej poniewierki: Merzouga, Tagounite, Mhamid z wydmami Erg Chegagga i wyschniętym jeziorem Iriki. Pakujemy nasze rumaki.



Ubaw wzbudza Puszek ze swoim workiem rejli z makro. Pokładamy się ze śmiechu. Czy ten turysta po lewej przypomina rasowego podróżnika z prawej?


Wyruszamy z bananami na twarzy. W Merzoudze nalewamy benzynę tradycyjnie z „wiaderek” Od teraz normalnych stacji już nie będzie.





Michałowi udaje się kupić coś na kształt oleju do zawieszenia – czyli jakiś płyn do hydraulicznych zastosowań. Nie ma żadnych parametrów więc jest wielką niewiadomą, – ale co zrobić… cały olej wylał się przez uszkodzony simmering i jazda jest katorgą zamiast przyjemnością. Mimo wymiany wadliwego simmeringu z lagi dalej się lało. Dokładna inspekcja gładzi doprowadza do znalezienia maleńkiej zadry na , powstałej zapewne podczas niechlujnego montażu/demontażu lagi podczas wymiany oleju w pewnym serwisie – którego nazwy na razie nie wymienię. Sprawa o tyle skandaliczna, że przecież tuż przed wyjazdem wykryliśmy awarię – odesłaliśmy motor do poprawki ale oczekiwałbym że serwisant obejrzy dokładnie co jest grane. A oni wymienili simmering i tyle, nie wykryli prawdziwej przyczyny a teraz my nic nie możemy zrobić. Nowy simmering jest oczywiście uszkodzony – tak samo jak teflonowy ślizg. Możemy tylko dolewać olej, który się i tak wylewa i brudzi wszystko wkoło. Wlewamy płyn – jest bardzo rzadki – kiepsko to widzę…



Droga z Merzougi do Taouz wiedzie jeszcze po asfalcie, z którego sobie zjeżdżamy raz na prawo, raz na lewo upalając okoliczne szuterkowe równiny. Na jednym z takich odcinków Puszek sygnalizuje kłopoty ze zmianą biegów.
Faktycznie ma tylko drugi, trzeci i czwarty bieg. Gdzieś znikła jedynka i piątka. Jeździmy chwilę tam i nazad, nagle jakość udaje mi się odblokować wszystko – sprawa wraca do normy. Dziwne.



Nasza czujność została uśpiona, choć powinno zapalić się czerwone światełko. Zapaliło się tylko żółte i pojechaliśmy dalej. Za Taouz definitywnie jechaliśmy z asfaltu i rozpoczęliśmy zasadniczą część wyprawy. Wygodna szutrowa droga wiodła w głąb rozpalonej słońcem równiny, a my pokonywaliśmy kolejne jej kilometry.







Mimo śladu na GPS udało nam się gdzieś nie tylko pomylić drogę ale też na dodatek rozdzielić i szukanie siebie zajęło nam dobre 1,5h. W tym czasie Kajman dawno zniknął za horyzontem, da tych, co nie wiedzą – samochody wyprawowe jeżdżą szybciej i sprawniej od motocykli. Tak czy inaczej jesteśmy umówieni na nocleg tuż za przeprawą przez niesławną rzekę Rheris.
Zaraz po tym jak się odnaleźliśmy Pussy mówi, że ma tylko jedynkę i luz. Na nic zdają się próby odblokowania skrzyni. Koniec – jest tylko pierwszy bieg. Zaczynamy się drapać w głowę, nie mamy pomysłu co robić. Rozkręcanie motoru nie wchodzi w grę. Żeby dostać się do zblokowanej skrzyni trzeba rozpoławiać silnik. Z Kajmanem nie mamy kontaktu, nie ma tu już zasięgu GSM a telefon satelitarny mamy tylko jeden. Na to zjawia się grupa Hiszpanów na motocyklach przeróżnej maści i choć nie są w stanie nam pomóc technicznie – dysponują namiarami telefonicznymi na serwis i mechanika w Zagorze (250 km stąd). Za kilka kilometrów jest oberża gdzie możemy się zatrzymać i zastanowić, co dalej. Jedziemy te kilka kilometrów. Dodam ze Puszek na jedynce dojechał 15 minut wcześniej niż cała hiszpańska ekipa, której umiejętności jazdy w łatwym dość terenie były żenująco słabe.
Nasza oberża – Port de Sahara jest klasyczna glinianą kasbą, z przyjemnym dziedzińcem wewnątrz i zasięgiem GSM 500 m powyżej kasby na wydmie oznaczonym patykiem ze wstążką.






Puszkowi udaje się skontaktować z serwisem. Mechanik może przyjechać samochodem i jeśli nie uda się naprawić na miejscu to zabierze motocykl do serwisu w Zagorze gdzie może próbować dokonać napraw. Cena ściągnięcia motocykla– bagatela- 500 Euro. Gadam też z Izim, żeby upewnić się o dostępie do skrzyni. Potwierdza się tylko fakt konieczności wyciagnięcia silnika z ramy i rozpołowienia go. Pomysł ten porzucamy – dla Puszka wyjazd niestety się skończył. Pozostaje opracowanie sensownej logistyki jego powrotu. Zmuszeni jesteśmy zaakceptować bandyckie warunki ściągnięcia motocykla z pustyni. Gość ma się pojawić do sześciu godzin. My do tego czasu odsłaniamy trochę silnik żeby był łatwiejszy dostęp na ewentualną naprawę. Zabieramy się też lagę Michała z zamiarem zlikwidowania zadziora na gładzi i wymiany simmeringu, który na szczęście wziąłem. Okazuje się jednak, że śruba mocująca od dołu wnętrze lagi (imbus) jest zniszczona!!! Szlag mnie mało nie trafił. Żeby serwis zniszczył śrubę i jej nie wymienił, toż to skandal nad skandale. Nie ma wątpliwości ich winy, bo Afra była dziewicą i wymiana oleju była wykonywana tylko raz i to u nich. Nie mamy jak tego odkręcić – liczymy wiec na pomoc dakarowego mechanika, na którego czekamy.
Mechanik ten, w naszym wyobrażeniu przyjedzie full wyposażoną ciężarówką serwisową, w której w sterylnych warunkach będzie mógł rozebrać i złożyć nasza afri.
Prawda była nieco inna. Przyjechał cieć Mohamed starym landroverem, nie maił zamiaru nawet zajrzeć do motocykla ani niczego rozbierać, bo nie miał narzędzi ani części, zapakowali wiec i motor i Puszka do środka defendera i pojechali do Zagory.
Niech podliczę, noga Norbiego, motor Puszka: 2:0 dla Maroko



Największym fuckup-em tego nia był jedna brak alkoholu, który odjechał wraz z Kajmanem a dziś właśnie Waldek ma urodziny i nie ma co postawić… Ma w ryja.

Stan budzika: 1203km, Przebieg 111 km


Mastępny rozdział (klik)
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 07.09.2010 o 23:33
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.09.2010, 09:10   #2
Waldek
 
Waldek's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Tarnów
Posty: 208
Motocykl: Czelendz
Waldek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 14 godz 1 min 55 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał mnorbi Zobacz post
Dzieki Waldi, już myślałem, ze nie wszystko pamietałem mimo wielkiej posuchy alko..., która wtedy panowała :-)
Fakt, tego poranka nie było powodów do pomroczności jasnej, bo:
Cytat:
Napisał podos Zobacz post
Największym fuckup-em tego nia był jedna brak alkoholu, który odjechał wraz z Kajmanem a dziś właśnie Waldek ma urodziny i nie ma co postawić… Ma w ryja.
A właśnie, kogo poeta miał na mysli: mnie czy Kajmana, bo osobiście wolałbym tą drugą opcje
__________________
Pozdrawiam, Waldek
Waldek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.09.2010, 23:09   #3
mnorbi
 
mnorbi's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Kraków
Posty: 35
Motocykl: Afri HRC
mnorbi jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 8 godz 42 min 34 s
Domyślnie Przejazd przez wyschniętą rzekę Rheris

Nie nadążam w twórczości za chłopakami

http://www.youtube.com/watch?v=VGAEeIyy6YA





Ostatnio edytowane przez mnorbi : 11.09.2010 o 00:53
mnorbi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.09.2010, 23:16   #4
mnorbi
 
mnorbi's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Kraków
Posty: 35
Motocykl: Afri HRC
mnorbi jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 8 godz 42 min 34 s
Domyślnie Klonowanie Puszkolota

Mały przeszczep Królowej !!!

http://www.youtube.com/watch?v=JiLPui1GrWE



Ostatnio edytowane przez mnorbi : 11.09.2010 o 00:36
mnorbi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.09.2010, 21:28   #5
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Dzień dziewiąty: Żegnaj pustynio.

Wieczorna kolacja obfitowała w ciekawe kulturalne wydarzenia – głównie za sprawą czterodniowej abstynencji. W efekcie, umówiony na szóstą rano wielbłąd z powodu awarii swojego poganiacza nie mógł zanieść mnie na swym grzbiecie na pustynny wschód słońca. Pozostali też mieli różne awarie, więc wybrałem się na własnych nogach. Wziąłem azymut na najwyższą w okolicy wydmę i rozpocząłem wspinaczkę.




Słońce – w miarę wschodzenia, rzucało coraz to inne światło na wydmy zapewniając niezapomniane wrażenia estetyczne. Nawet brak wielbłąda zdawał się już tak nie doskwierać.









Gdy słonce podniosło się już na tyle, że wydmy nie dawały już takich długich cieni i zrobiło się gorąco, zszedłem do obozowiska. Sennie jeszcze bardzo było, większość przewracała się dopiero w śpiworach. Obozowisko miało swoją wymurowana łazienkę z bieżącą wodą – realizowaną ze zbiornika wyniesionego na pobliską wydmę. Woda śmierdziała jak nieszczęście, mycie ograniczyłem więc do niezbędnego minimum.

Zbieramy się w końcu na śniadaniu, jak zwykle tradycyjnym (kawa, herbata miętowa, chleb, dżem) Dziś jakoś największe wzięcie miała „whisky berber” – herbata miętowa, napój bez którego Berberowie chyba by nie przeżyli. Celebrowanie rozlewania to cały rytuał, polegający na nalaniu pierwszego kubka, przelaniu go ponownie do czajniczka (dla lepszego pomieszania cukru) a potem kolejno nalewanie z wysoka do szklaneczek. Im wyżej, tym lepiej – co dobrze świadczy o nalewającym.



Leniwie zaczęliśmy się zbierać. Należało jadąc wzdłuż wydm dojechać s powrotem do tracku MS7 biegnącego już po hamadzie u podstawy wzniesień widocznych na horyzoncie. Nie chcieliśmy się cofać – wiec pojechaliśmy naprzód po umownej drodze wg mapy GPS. Trasa wzdłuż wydm miała około 20km i była cholernie trudna, co rusz zanikała pod piachem, wkoło rozjeżdżone dżipami zdradliwe koleiny, co chwilę hopka. Co gorsza Waldek po wczorajszym dzwonie usztywnił się i jazda po piachu wybitnie mu nie szła. Dzida nie idzie w parze z odchyleniem się do tyłu, jazda jest zachowawcza, gaz ujmowany w nieodpowiednim momencie – całość coraz częściej kończy się glebą. Jest wyraźnie zmęczony i zły, i ten nastrój udziela się również nam. Na domiar złego, w środku niczego jego Afryka staje i nie chce zapalić. Szybka diagnoza polegająca na odpięciu wężyka z pompy i pokręceniu rozrusznikiem wskazuje na awarię pompy – usuwamy ją szybko przecierając nadpalone styki papierem ściernym. Afra odpala i walczymy dalej z piachem. Zatem mamy wreszcie prowadzenie. Polska : Maroko 4:3
W końcu Waldka ponosi na pełnym gazie wypada z piachu na „twarde”, koło łapie przyczepność, motocyklem zarzuca na bok i gleba, po której Waldek wije się z bólu trzymając za nogę. Motocykl przewracając się walnął go gmolem tuż nad kostką. Waldek dochodzi do siebie, w tym czasie reanimujemy filtr powietrza w motocyklu Pawła. Wysypujemy z niego kilo piasku – w motocykl wyraźnie odzyskuje wigor. 5:3 dla nas!
Waldek chce jechać dalej, po 100 metrach piach się kończy, droga skręca w kierunku gór i po twardym skuterku gładko dojeżdżamy do właściwej trasy. Zabrakło tak niewiele…
Rentgen w Polsce wykazał złamanie kości strzałkowej i 4 tygodnie gipsu. Sędzia zalicza bramkę ze karnego dla Maroko. Maroko nas goni, ale ciągle mamy przewagę. 5:4.

Dalej kamienisto szutrowa droga biegnie po rozległej wyżynie, tu i ówdzie wyrasta charakterystyczny skalny pagórek. Jest gorąco, ale jedzie się fajnie. Mijamy też ogromne wyschnięte jezioro Iriki, po równym jak stół zaschniętej na beton powierzchni zasuwamy ponad stówkę, chwilę się tam bawimy.



Do Foum Zguid dojeżdżamy wczesnym popołudniem. Z ogromną przyjemnością witamy równy asfalt, nieźle dostaliśmy w tyłek. Zanami zostają piaski pustyni i niezapomniane wrażenia ostatnich dni. Mamy niezły bilans: w stratach ludzkich (dwie złamane nogi), w stratach sprzętu (dwa uziemione motocykle) i tylko dzięki w usuwaniu awarii wynik jest jaki jest… Właściciele uszkodzonych sprzętów są biedniejsi o 1650 €, perspektywę kosztownych napraw w kraju, zepsute wakacje, zepsute humory. Właściciele zepsutych nóg mają zepsute humory i zepsute nogi. Reszta ma zepsute humory z powodu zepsutych humorów, zepsutych nóg i zepsutych sprzętów kolegów. Tylko pustynia się chichra, a lokalsi mają zapewniony byt na wiele miesięcy.
Podsumowując – pustynia jest piękna i groźna. Ekstaza jeźdźca zaślepia zmysły, jazda po piasku wymaga jazdy szybkiej – co w połączeniu z brakiem umiejętności i zmęczeniem po kolejnym dźwiganiu motocykla czy trudnym ukształtowaniem terenu (wydmy) łatwo kończy się glebą czasem mniej szczęśliwą. Sprawne, przeglądnięte i przygotowane motocykle odwdzięczają się bezawaryjnością, te niesprawdzone (zwłaszcza po zimowych przeróbkach i nieobjeżdżonych patentach) bezlitośnie rozprawiają się z właścicielem. Jazda po piachu nie ma nic wspólnego z jazda po kamienistych szutrach i wymaga specjalnego ćwiczenia i ciągłego doskonalenia. (wystarczy pustynia błędowska kilka razy i wskazówki kolegów)


Tankujemy Afryki na stacji o swojsko brzmiącej nazwie, potem zamawiamy szaszłyki i omlety, sok z pomarańczy, sałatki. Likwidujemy też awarię linki ssania u Pawła – podwyższona kierownica, przedłużone lagi i spięte trytką linki ssania z linkami sprzęgła powodują niekontrolowane otwieranie się ssania podczas jazdy, słabsza moc i większe spalanie. 6:4 dla Polski!




Teraz czeka nas powrót do Zagory – tym razem wiedzie trasą równoległą do MS7 ale oddzieloną od niej masywem górskim. Doliną biegnie tam rzekomo wygodna i szybka droga szutrowa opisana przez Chrisa jako MS5. I faktycznie to szeroka szutrówa – jakby przygotowana do lania asfaltu.






Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów jest obiecujące – zakładamy pokonanie tej trasy w dwie godziny. Ni stąd ni zowąd dobra droga się kończy i zaczyna się fatalny kamienisty odcinek ścieżki bez mała. Przez wiele kilometrów jedziemy na 1 i drugim biegu, w dodatku z wiatrem gorącym, co powoduje niwelujące działanie wiatraka. Nam też gorąco jak nieszczęście. Żeby schłodzić motocykle, zatrzymujemy się i stajemy pod wiatr, wtedy jest szansa na przerwanie ciągłej pracy wiatraka. Wertepy ciągną się i ciągną – mamy tego serdecznie dość. Dwie godziny upływają bardzo szybko. Kurzy się nie miłosiernie…





Spotykamy jakiś turystów – mówią, że z Zagory jadą już czwartą godzinę… No ładnie…. W końcu, dojeżdżamy znów do dobrego odcinka drogi w budowie – tutaj naprawdę będzie szybko asfalt – bo to już wywalcowana utwardzona szutrówka biegnąca po nasypie. Znowu można jechać szybko. Do Zagory dojeżdżamy o zmroku – po 4,5h jazdy. Paweł odkrywa rozbity reflektor. A wiec te kratki i plexi to nie tylko lans… Wypruwamy lampy od Puszka: Powiększamy przewagę 7:4 dla Polski. Tłum ryczy i wiwatuje!
Pozostaje nam decyzja, co dalej z chłopakami bez motocykli. W zasadzie klarowała się ona nam w głowach podczas ostatnich dwóch dni – po łatwych odcinkach da się jechać we dwójkę. Po trudnych przesiadka na zderzak Patrola. Nadmiar bagażu na dach auta. Możemy się też zamieniać za kierownicą – słowem da się jechać. Chłopaki coś tam oponują, że nam psują wyjazd, ze nie możemy sobie podziczyć – ale nie chcemy o tym słyszeć. FIAM da na m później da to puchar Fairplay.
Szybkie przepakowanie, kontrola stanu zaawansowania budowy naszej przyczepy i uzgodnienie finalnej daty jej odbioru. Jest ciemno, mamy już naprawdę serdecznie dość, ale chcemy dociągnąć się jeszcze kilkadziesiąt kilometrów dalej, bo kolejny dzień zapowiada się naprawdę długi. Modyfikuję plan i zamiast drogą przez góry (MS2) do Nekob jedziemy tam szybką wygodną drogą asfaltową. Ten kawałek asfaltu chcę jeszcze zrobić dziś wieczorem. Ujeżdżamy niecałe 40 km i w miasteczku Tinouline zapytany o nocleg chłopak prowadzi nas do Gite d’etap – kameralnego hoteliku na uboczu.


Zamawiamy obiad i shiszę – zresztą po paliwo do niej musze pojechać z lokalsem do miasta. W oparach jabłkowego dymu przewijają nam się obrazy z ostatnich wyczerpujących, ale jakże pięknych dni na pustyni. Pora na zmianę otoczenia.



Stan budzika: 1622 km, Przebieg 261 km


Następny odcinek (klik)
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 24.09.2010 o 08:26
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.09.2010, 12:35   #6
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Jeśli się podoba, nie wstydzcie się, okażcie swe emocje
Niech pisarz i reżyster montażysta tez mają jakąś przyjemność z tego i motywację do dalszej pracy...

No chyba ze se mamy dać spokój...
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.09.2010, 12:45   #7
miroslaw123
 
miroslaw123's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Kraków
Posty: 526
Motocykl: TA 650
Przebieg: mój?TA?
Galeria: Zdjęcia
miroslaw123 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 tygodni 2 godz 10 min 28 s
Domyślnie

Nikt nie chce przeszkadzać i wszyscy czekają na ciąg dalszy z zapartym tchem...
Ps. latająca afryka jest
miroslaw123 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.09.2010, 13:11   #8
baggins
 
baggins's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 404
Motocykl: KTM 640 advR
Przebieg: rosnący
baggins jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 3 godz 53 min 20 s
Thumbs up

Czad Panowie, tyle powiem, czad po prostu. Czytałem kilka razy i oglądam co chwilę.
baggins jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.09.2010, 13:23   #9
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,964
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 5 dni 22 godz 58 min 45 s
Domyślnie

Rozwalają mnie takie widoki i takie kolory. Piknie Panie kolego, po prostu piknie.
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.09.2010, 13:33   #10
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Cool

no, nie ma to jak mile połechtana próżność
Tera scigajcie puszka - tekst już jest.
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Maroko na żywo, kwiecień 2011 stoner Umawianie i propozycje wyjazdów 4 01.04.2011 17:43
Maroko kwiecień 2009 consigliero Trochę dalej 12 18.01.2010 09:56


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:31.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.