Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Kwestie różne, ale podróżne.

Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj...

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary Wczoraj, 17:29   #471
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 686
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 9 godz 2 min 59 s
Domyślnie

Stodoła i dom stoją na fundamencie kamiennym. Klasyczny wariant.
Stodoła zyska nowy.
Dom zostanie przy uzupełnionym kamieniami starym.

W przypadku domu drewnianego wymiana fundamentu jest prostszą. W murowanym podbijadsz etapami. Dom drewniany bez kłopotu liftujesz, co znacznie ułatwia zagadnienie. Znacznie. W linkowanym filmie z renowacji drewnianej chaty cały proces jest widoczny.

Do uwag Fazencjusza mam tylko jedną. Ile wody zarobowej odciągnie wilgotna glina?
Podpowiem. Bez znaczenia dla wytrzymałości betonu. Mógł zrosić podłoże ewentualnie tuż przed laniem ale przy tym podłożu efekt odciągnięcia wody zarobowej znikomy. Dlatego w określonych warunkach nawet nie szanujesz.
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 21:23   #472
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 686
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 9 godz 2 min 59 s
Domyślnie

Co do fundamentów poglądowo, to w mojej filmowej bibliotece mam tego zawodnika.



Na razie jestem na innym etapie. Że tak napiszę - wyborze kierunku.
Z chatą wstępny gryplan jest już prawie gotowy. Jest jedną poważna zmienna - wyjdzie w praniu. Wszystkie pożarte bale będę wymieniał. Renowację przejdzie trzon kuchenny (to zrobi lokalny zdun). Wiedzę w temacie posiądę. Super literaturę mam. Stawiam jednak niczego sam nie będę.
Poza tym dużo tego ale zakres w stosunku do remontu Przystanku Oliwą dużo mniejszy tylko, że trzeba na wsi być. No więc będę sporo na wsi bywał.

W październiku miał mi kumpel badania gruntu zrobić (wszyscy - po co?) ale nie doszło w jego przypadku do realizacji zlecenia w Sokółce i miałbym te badania po drodze w gratisie.
Badania jednak proforma zrobię. Grunt spoisty, płytki pod humusem glina. Tak wszyscy mówią o na to wskazują dni po konkretnych lub dłuższych opadach. Tak wskazuje klepisko po usunięciu desek w jednym pomieszczeniu i częściowo w drugim.
Na glinie leżał piasek, w nim osadzone konkretne legary. Deski do tego bite leżące na styku z piaskiem.
Któregoś dnia strzeliła rura i wszystko zalało...
Podłoga i tak do wymiany. W kuchni, siebie i komórce (będzie łazienką) beton zatarty na gruncie. Oczywista też do wyjebania ale wykorzystam go jako utwardzeniewstęp w odkrytych podłóg. Chatę wypoziomuję, rozprowadzę instalacje itp.
Przez zimę powstanie konkretny plan robót itp.

Żadnych rozterek zaś w temacie stodoły.

Pozostają oczywiście technikalia. Wszystko zgrane z planem zagospodarowania, którego ogólną koncepcję mam.

Dodaje jeszcze jeden fundamentowy odcinek Marcin buduje.

Porusza on kwestie już omówioną. Wcześniejszy odcinek prezentuje sposób wiązania, profile itd. Ja jeszcze w ten obszar nie wchodzę dlatego nie poruszam szczegółów. Polska norma norma do strzemion drut fi 6mm. Nomen omen pamiętam starą dyskusje z Fazencjuszem, kiedy krytykował przerwy.iarowane budowy, w tym stali.
A teraz proszę... fi 8mm
Podkreślam, to jeszcze nie mój etap bo nie mam badań gruntu.
Orient w ekspresie jest. Ostatnia stacja znana, pośrednie jeszcze nie.



W temacie przewymiarowanie. Wspominałem już o tym. Dawno, dawno temu jak nie umiano czegoś policzyć, to zwiększano rozmiar.
Fazemcjusz pytał czym różni się drewno od drzewa? Otóż jeszcze 100 lat temu nie było tego podziału. Drewno był drzewem i tyle.
Z ciekawostek drewnianych. Drzewo/drewno składa się głównie z celulozy i ligniny. Ta druga do dzisiaj jest niezagospodarowanym odpadem przy produkcji celulozy. Potencjał ma ogromny ale...
Rocznie tego potencjału szacuje się na ponad 300mld T.
__________________
Jam nie Babinicz...

Ostatnio edytowane przez El Czariusz : Wczoraj o 22:08
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 22:21   #473
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 686
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 9 godz 2 min 59 s
Domyślnie

Internety.

Nie każdy, kto ma dziś modnie podgolony łeb, wie, że fryzura ta, zwana "łaszczówką", była wynalazkiem Samuela Łaszcza, który leży pochowany pod płytą Placu Szczepańskiego w Krakowie — pochowano go na istniejącym tu niegdyś cmentarzu.

Łaszcz, po „Diable” Stadnickim, uchodził za największego warchoła dawnej Rzeczypospolitej. W ciągu dwudziestu lat ciągłych rozbojów skazano go na 236 wyroków banicji i 37 infamii. Za każdy z tych wyroków można go było zabić na miejscu, ale mimo to chętnych nie było, choć niezgodnie z prawem pojawiał się w Warszawie. Z wyroków robił sobie tak mało, że podbijał nimi — w charakterze osobliwej podpinki — szubę.

Zasługi wojenne Łaszcza dorównywały jego warcholstwu i, prawdę mówiąc, często splatały się z nim w jedno. Łaszcz, pokonawszy przeciwnika, dla równowagi łupił także swoich. Jego sława sięgała daleko. W ordach tatarskich matki straszyły nim dzieci (w Polsce i na Ukrainie zresztą też).

W końcu i jego dosięgła swoista sprawiedliwość. Książę Jeremi Wiśniowiecki przegnał go z bezprawnie trzymanych włości i sam je zajął. Trafił Łaszcz na lepszego. Teraz to on ciągał księcia po sądach, a Wiśniowiecki podbijał sobie szubę wyrokami skazującymi Łaszcza na zwrot dóbr. Przy okazji, wraz ze starostwem winnickim, odziedziczył po nim również Iwana Bohuna — znanego z Ogniem i mieczem pułkownika winnickiego. To daje pojęcie, z kogo składała się kompania imć pana strażnika koronnego. Zaiste, było się kogo bać.

By przegnać Łaszcza z włości, oprócz sił księcia trzeba było zwołać pospolite ruszenie. Chętnych nie brakowało. Łaszcz był hultajem z piekła rodem; wielu kwapiło się do takiej wyprawy. Palił, gwałcił, mordował, obcinał uszy i nosy. Własna rodzina chciała go powiesić na suchej gałęzi.

Przeciw strażnikowi koronnemu stanęła armia licząca 12 tysięcy ludzi. Tego nawet dla Łaszcza było za dużo. Uciekł i skrył się u Dominika Zasławskiego — śmiertelnego wroga Jeremiego. Lecz gdy ten w 1648 roku pogodził się z Wiśniowieckim, pokój z księciem zawarł i Łaszcz.

Nie przeszedł na stronę Kozaków, choć Chmielnicki, za przyłączenie się do buntu, obiecał mu włości Wiśniowieckich na Zadnieprzu. Łaszcz bił się dzielnie podczas marszu na Zbaraż. Odznaczył się pod Piławcami, gdzie z tysiącem ochotników uderzył na obóz kozacki tak gwałtownie, że wybuchła tam panika. Nikt jednak go nie wsparł.

Po wojnie sejm koronacyjny, w uznaniu jego zasług, anulował wszystkie wyroki, które na nim ciążyły, i przywrócił go na funkcję strażnika. Nie cieszył się nią długo — dwa tygodnie później rozstał się z życiem.

Dokończył żywota w Krakowie, bez grosza przy duszy, opuszczony przez wszystkich z wyjątkiem Cygana-grajka i wierzycieli. W ostatnim odruchu swego cynicznego humoru, z którego słynął równie mocno jak z rozbojów, podarował lichwiarzom melodię graną na skrzypcach przez Cygana jako „zwrot” swoich długów. Podczas jej słuchania zasnął w Panu, umierając śmiercią przykładnego melomana. Stało się to 12 lutego 1649 roku.

Dokładnie tego samego dnia — tyle że 350 lat później — wszedł na ekrany film Ogniem i mieczem, wskrzeszający czasy, kiedy szlachta podgalała sobie czuby à la Łaszcz (to on wprowadził tę modę) i ruszała na stepy szukać przygód.

Zatem gdy będziemy przechodzić przez Plac Szczepański, zmówmy „Wieczne odpoczywanie” za bohaterów Trylogii, a osobliwie za duszę smażącego się w piekle starosty owruckiego i strażnika koronnego, imć pana Samuela Łaszcza herbu Prawdzic.
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Wczoraj, 22:27   #474
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 686
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 9 godz 2 min 59 s
Domyślnie

J.w.

Najpierw były wyzwiska. Potem plastikowe kubki. Wreszcie kilku pijanych kibiców po prostu wsypało się przez bandę prosto do boksu kar. W środku siedziało dwóch facetów, których nie warto było prowokować: wielki jak niedźwiedź Bart Buetow i Bill "Goldie" Goldthorpe – z charakterystycznym blond afro oraz spojrzeniem, które mówiło "no, tylko spróbuj”. Był sezon 1973/74. Trwał mecz Syracuse Blazers w Johnstown.

Pięści poszły w ruch.

Po chwili nastąpiła eskalacja i awantura przeniosła się lód, a potem na trybuny. Kibice wpadli też do szatni, w której zabarykadowali się zawodnicy. Na miejsce została wezwana policja z psami. Ale rozwścieczonego tłumu to nie zatrzymało. Walka wylała się poza obiekt. W ruch poszły kamienie, które lądowały na klubowym autobusie Blazersów.

To nie jest scena z filmu. To jedno z "lepszych mordobić", bo tak o tamtej scenie mówił Bill Goldthorpe. I dokładnie tego typu historie sprawiły, że stał się żywą legendą oraz pierwowzorem najsłynniejszego filmowego bandyty z lodu, Ogiego Ogilthorpe’a z produkcji "Slap Shot"

Kim zatem był człowiek, którego nazwano „najdzikszym, najwredniejszym i najbardziej nieprzewidywalnym hokeistą świata”?

Bill "Goldie" Goldthorpe urodził się 20 czerwca 1953 roku w Hornepayne w północnym Ontario, małym kolejowym miasteczku. Krewki charakter miał już w nastoletnim wieku. Ot, choćby wtedy, gdy na jednej z młodzieżowych imprez wskoczył w bójkę pomiędzy mężczyzną a sędzią, który uderzył kibica. Tym mężczyzną okazał się trener Albert Cava, lokalna legenda, który później ściągnął Goldthorpe’a do Thunder Bay Vulcans. Miał dla niego jasne zadanie – pilnowanie porządku w trakcie meczów swojej drużyny, nawet, jeśli miałby kogoś uderzyć. Potem ten sam szkoleniowiec powiedział o nim:

"Grał na każdej zmianie, jakby od tego zależało jego życie".

W juniorskich zespołach z Thunder Bay Bill od początku wyróżniał się jedną statystyką. Były to minuty spędzone na ławce kar. W ostatnim sezonie juniorskiej kariery zebrał ich aż 189. A to był dopiero początek…

W 1973 roku podpisał kontrakt z Syracuse Blazers w NAHL. Debiutancki sezon jest dobrym streszczeniem całej jego kariery: 55 meczów, 20 goli, 46 punktów i… 285 minut kar! Nie był więc typowym fighterem bez krzty talentu, bo potrafił strzelić, dograć, ale jego wizytówką był strach wzbudzany w oczach rywali.
W kolejnych latach sportowe życie "Goldiego" było nieustanną tułaczką. Oficjalne statystyki mówią o 194 zawodowych meczach i 1132 minutach kar - średnio prawie sześć minut na spotkanie, czyli mniej więcej jedna poważna bójka na mecz. A nie każdą odnotowano w protokole.

W World Hockey Association grał m.in. dla Minnesota Fighting Saints, Michigan Stags/Baltimore Blades, San Diego Mariners i Denver Spurs/Ottawa Civics. NHL ostatecznie pozostała dla niego marzeniem. Jeździł co prawda na obozy przygotowawcze czy mecze towarzyskie z Toronto Maple Leafs i Pittsburgh Penguins, ale kontraktu nigdy nie dostał. Jednocześnie cierpliwość działaczy wobec jego wybryków kończyła się.

Sytuacja w Johnstown nie była jedyną, w której Bill przekraczał bariery. W Smiths Falls, jeszcze w czasach juniorskich, po tym jak kibic uderzył jego kolegę z drużyny, wbiegł na trybuny i w zamieszaniu złamał nogę ochroniarzowi. Tego typu incydenty sprawiły, że w Thunder Bay, przez jakiś czas, na mecze eskortowała go policja. Warto zauważyć, że była to eskorta własnego zawodnika!

Były też bardziej absurdalne epizody. W Binghamton policja zabrała go prosto z lodu za niezapłacone mandaty parkingowe. W pełnym sprzęcie. Pozwolono mu tylko zamienić łyżwy na tenisówki. Goldthorpe tłumaczył wówczas sędziemu, że podpisywał mandaty, bo myślał, że kartki za wycieraczkami to miejsce na autografy dla dzieci. Sędzia ponoć zaśmiał się i go wypuścił. Kara? 80 dolarów.

W życiu prywatnym, jak na lodzie, nie zawsze się kontrolował. W młodości miał bić się z pięcioma "dresiarzami-narkomanami". Ponoć wszyscy skończyli na deskach. On sam dostał za to pięć wyroków za napaść, po 15 dni każdy. I trafił do więzienia.

A ile razy naprawdę siedział? Tu źródła nie są zbieżne. Część mówi o osiemnastu pobytach za kratami, a inne - oparte o jego własne wyliczenia - podają, że był aresztowany blisko… pięćdziesiąt razy, a trzydzieści z tych zatrzymań skończyło się w celi. Powstała nawet pamiątkowa koszulka z jego podobizną i listą miast, w których lądował na komisariacie. By ją zobaczyć, wystarczy w internetowej wyszukiwarce wpisać: "Bill Goldthorpe North American Jail Tour".

Dla kibiców, którzy znają głównie film, "Goldie" to przede wszystkim pierwowzór Ogiego Ogilthorpe’a z „Slap Shota”. Scenariusz Nancy Dowda powstał wprost z opowieści o nim. Co ciekawe, hokeista miał tam zagrać samego siebie. Nie dostał roli przez… własny charakter. Po jednym z meczów w Johnstown, gdy w szatni nie mógł znieść docinków kolegi na swój temat sprawy, rzucił w niego butelką coli. Ta roztrzaskała się o ścianę akurat w momencie, gdy do szatni wszedł brat Paula Newmana. Napój oblał go od stóp do głowy. Producentów ostatecznie przeraziło nie to, co Goldthorpe zrobi na lodzie, ale to, co może zrobić poza nim. Sam hokeista przez lata był o to wściekły. Nie oglądał filmu ponad dekadę. Dopiero pod koniec lat 80., namówiony przez siostrę, usiadł do "Slap Shota" i… ponoć nigdy wcześniej aż tak się nie śmiał!

W końcu jednak przyszedł moment otrzeźwienia. Latem 1980 roku Bill chciał wyjaśnić sprawę z pewnym dilerem i w trakcie szarpaniny został postrzelony. Długo dochodził do siebie. Pomagał mu ojciec, który przez cały czas rekonwalescencji, trwał przy nim. Niestety, mężczyzna sam podupadł na zdrowiu i zmarł. Niedługo później hokeista obezwładnił faceta, który bił kobietę. Napastnik jednak nie odpuścił i ranił go nożem.

Te sytuacje dały "Goldiemu" do myślenia. W życiu postanowił nieco zwolnić. Ale tylko "nieco"…
Próbował wrócić do hokeja. W sezonie 1983/1984 zagrał mecz w AHL dla Moncton Alpines, a potem występował w półzawodowej ekipie Riverview Trappers w Nowym Brunszwiku. W jednym z meczów tak uderzył rywala, że złamał własny kij. Za ten wybryk zawieszono go do końca play-offów. To był symboliczny koniec jego hokejowego życia.

Po zakończeniu kariery zajął się budowlanką. Zdarzało mu się jeszcze udowadniać swoje racje pięścią. Cóż, taki charakter…
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:12.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.