|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"
Dzień 8 01.08.2015 Jak dobrze, że nie musieliśmy jechać dalej. Po pysznym śniadanku dzień zaczął się toczyć leniwie ale ciekawie. ![]() ![]() Dzisiaj jedynym celem był przejazd do stadniny koni w Janowie Podlaskim. Miałam nadzieję, że uda mi się pojeździć na jakimś Arabie. Niestety obie instruktorki były na urlopie, więc jazdy konnej nie było. Może i lepiej? Koń to koń. Gdybym spadła, to kto by zabrał Suzi do domu. A to przecież dopiero połowa drogi. ![]() ![]() W Janowie jest też cmentarz dla koni. Za nagrobki służą wielkie kamienie. ![]() Z konia nie spadłam, ale z Suzi i owszem. Nogi zabrakło pod sklepem i wywaliłam się przed nim jak długa. Droga z Janowa do Serpelic nie była monotonna. ![]() ![]() A po drodze zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym. ![]() ![]() Ujrzeliśmy przepiękny przełom rzeki Bug. ![]() Chatki też były niczego sobie. ![]() ![]() Po powrocie zjedliśmy pyszną domową zupę pomidorową i każdy zajął się swoimi sprawami. Trudno to wyrazić słowami, ale było cudownie. Panował wspaniały rozgardiasz. Łukasz przeszkadzał w stolarni i w chlewie. Uczył się jeździć traktorem, pomagał przeciągać kable. Ja rozkoszowałam się piękną pogodą i lepiłam z bliźniaczkami ślimaki i kotki z plasteliny. Potem zaczęły się przygotowania do grilla: karkówka, kiełbasy, kaszanki, chlebek z masłem czosnkowym i serem według receptury mojego teścia. Pychotka. ![]() Wieczór był przecudowny. Aż szkoda, że następnego dnia trzeba było jechać dalej. Dystans: 46 km Śniadanie: u przyjaciół Obiad/kolacja: u przyjaciół Nocleg: u przyjaciół C.D.N |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"
Dzień 9 02.08.2015 W drogę wyruszyliśmy dopiero o godz. 11. Ale to nic. Nie mieliśmy załatwionego noclegu, nie było więc punktu docelowego. Zapowiadał się gorący dzień. Aż żal było wyjeżdżać. Na pewno wrócimy do Serpelic. To miejsce i tutejsi ludzie nas urzekli. Ruszyliśmy na prom do Niemirowa. Niestety poziom wody był zbyt niski i prom nie kursował. ![]() Musieliśmy wrócić i jechać do następnej przeprawy promowej. Oznaczało to 20 km więcej w stosunku do pierwotnie zaplanowanej trasy, ale to nic. Przynajmniej jechaliśmy w cieniu. W drodze na prom na jezdni był odcinek z piasku o szerokości przynajmniej 5 metrów. Motocyklem rzuciło raz w lewo, raz w prawo. Dobrze, że się nie wyłożyliśmy. W Mielniku przeprawiliśmy się mini-promem na drugą stronę rzeki Bug. ![]() Mieściły się tam 2 samochody, a nasze motocykle stały częściowo na rampie zjazdowej. Obawialiśmy się, że będziemy musieli je wyławiać z rzeki. ![]() Prom był na tyle mały, że 2 mężczyzn ręcznie przeciągało prom - jeden w jedną stronę, drugi w drugą. I to w pełnym słońcu. Nie potrzebowali siłowni. Po drodze mijaliśmy piękne cerkwie …. ![]() ![]() … drewniane domy, obok których wybudowano Biedronkę. Dość ciekawie zestawienie. ![]() Po drodze widzieliśmy także ogromne zbiorniki rezerwowe ropy naftowej. Kilkanaście m3 w każdym zbiorniku. A było ich sporo. Cały teren jest otoczony siatką z drutem kolczastym i czujnikami światłowodowymi. Robiło to wrażenie. Widać, że jest to dobrze chroniony obiekt strategiczny. Na stacji benzynowej w miejscowości Czeremcha-Wieś podjechał do nas na DR-ce pasjonat jazdy offem. Łukasz pogadał z nim na temat mojej nieszczelnej Suzi. Znów straciła trochę oleju. Stwierdzili jednak, że ten typ tak ma i nic jej nie będzie. I nie pomylili się. Nic jej się nie stało. Jadąc na Kruszyniany – miejsce to, w którym znajduje się najstarczy w Polsce meczet, poleciła nam para rowerzystów, którą spotkaliśmy w Janowie Podlaskim – GPS zwariował. Zamiast pokazać nam trasę do Kruszynian w prawo na Bobrowniki, pokazał drogę w lewo na Białystok. Z 40 km zrobiło się 100 km do celu. Łukasz zorientował się jednak zbyt późno i nie było sensu wracać. Trochę to trwało, ale w końcu udało nam się dotrzeć do meczetu. ![]() ![]() Wstęp płatny, ale całe szczęście nie dużo. 5 zł. Warto było wejść nie tyle dla samego meczetu, co dla przewodnika Tatara, który opowiedział nam historię tego miejsca, o tym, skąd wzięli się Tatarzy w tym regionie, o filarach islamu i o zwyczajach muzułmańskich. Opowiadał bardzo ciekawie, ale nie wytrzymałam w meczecie zbyt długo, ponieważ byłam w ciuchach motocyklowych i było mi gorąco. To właśnie dlatego nie lubimy zwiedzać jeżdżąc motocyklem. ![]() ![]() Na obiad pojechaliśmy do restauracji polecanej przez panią sprzedającą bilety w meczecie. Do Tatarskiej Jurty, którą prowadzi Tatarka. Jedzenie było smaczne, ale jak dla mnie porcje były trochę małe. Przy restauracji stała tatarska jurta oraz stajnia z konikami. ![]() ![]() Trzeba będzie wrócić w te regiony. Na podstawie informacji zawartych na podkładce jest tutaj co zwiedzać. Chętnie spróbuję także tatarskiego jedzenia w innych okolicznych restauracjach. ![]() Z Krynek mogliśmy jechać do celu cały czas drogami wojewódzkimi, ale Łukasz w domu zaplanował bardziej wymagającą trasę. Asfalt się skończył, zaczęła się kostka brukowa … ![]() … potem był szuter. Zdziwiło mnie, że w kilku wioskach domy były ustawione prostopadle do drogi. U nas w Wielkopolsce domy na wsi stoją równolegle do drogi. A to taka oszczędność miejsca. ![]() Droga szutrowa szybko się skończyła i zaczęła się droga polna. Ponieważ w oddali był widoczny białoruski słupek graniczny i było gorąco, zrezygnowaliśmy z wycieczki polnymi drogami i wróciliśmy na asfalt. ![]() Nocleg znaleźliśmy w Jasionówce koło Dąbrowy Białostockiej u Sołtysa. Ponieważ nie było tam sklepu, musieliśmy wrócić do miasta. Przy wejściu do Biedronki sprzedawca powiedział, że niestety już zamykają. Ja potulnie wróciłam do motocykli, Łukasz natomiast był tak zdesperowany i zmęczony, że wybłagał, abym mogła zrobić błyskawiczne zakupy. Standardowy zestaw, tylko o kawie na rano zapomniałam. Z zakupami wróciliśmy do Jasionówki. Do dyspozycji mieliśmy cały domek. ![]() ![]() ![]() ![]() Tradycyjny wschodni drewniany domek z kominkiem i z ceramicznym piecem. W domku panował przyjemny chłód. Klimatyczne miejsce. ![]() ![]() ![]() Dystans: 348 km Śniadanie: u przyjaciół Obiad: 55 zł Kolacja: 15 zł Nocleg: 35 zł/ os. C.D.N. |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
blink
![]() Zarejestrowany: Aug 2008
Miasto: Dobrzyniewo
Posty: 1,548
Motocykl: nie mam AT jeszcze
![]() Online: 5 miesiące 4 tygodni 16 godz 20 min 23 s
|
![]()
Z Michałowa do Kruszynian przez Białystok. Niezły objazd Wam wyszedł.
PS Biedronka w Michałowie posadziła prawie cały lokalny handel.
__________________
Jedynka do dołu! |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
Nic nie mów. Ewidentnie nie popisałem się. Nadrobiliśmy mnóstwo kilometrów i straciliśmy sporo czasu. W tym jednym, jedynym przypadku to nawigacja miała racje. Żona do dzisiaj się śmieje :|
|
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() |
![]()
Piękna relacja
![]() wspaniały czas. Mam nadzieję że dane mi będzie się tam wyrwać na parę dni na moto. ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"
Dzień 10 03.08.2015 Dobrze nam się spało. W domu było trochę chłodno, ale nie zmarzliśmy, ponieważ gospodarz dał nam koce. Rano poczęstował nas kawą, ponieważ jak już wspomniałam wcześniej, w ferworze błyskawicznych zakupów zapomniałam jej kupić. Tego dnia wcześnie ruszyliśmy w drogę, ponieważ zapowiadał się upalny dzień. Baliśmy się, że trzeba będzie zrobić przymusową przerwę w trakcie dnia. Dzień znowu zaczął się od podziwiania architektury wschodu, ![]() i jazdą po łaciatych drogach. ![]() Potem trasa prowadziła przez piękny las. Było przyjemnie chłodno i sporo zakrętów. Uśmiech nie schodził nam z twarzy. Zapowiadał się ciekawy dzień. ![]() Rozpoczęliśmy podróż przez Mazury. Byliśmy tu dwa, czy trzy lata temu na zlocie trampkowym i stąd wiedzieliśmy, ze trasy tu są bardzo malownicze. Na pewno wrócimy na Mazury, aby zwiedzić ten region na wodzie i na lądzie. W Gorczycy stanęliśmy na śluzie. ![]() Tutaj spotkaliśmy rodzinę rowerzystów. Rodzice z trójką dzieci i mnóstwem tobołków. Dwoje dzieci jechało na własnych rowerach, trzecie w przyczepce. Spali na polach namiotowych i zachwalali ten sposób spędzania wolnego czasu. Szczególnie to, że dzieci wieczorem szybko „padały”. Oprócz małej w przyczepce. Tą roznosiła wieczorem energia. Podziwialiśmy ich, że w taki upał nie dawali za wygraną. W Krejwanach trochę zboczyliśmy z trasy, aby dojechać do litewskiego słupka. Droga była przepiękna, choć coraz węższa. ![]() ![]() Aż w końcu skończył się asfalt. ![]() Ale warto było, ponieważ dojechaliśmy aż do samego słupka litewskiego. Dobrze, że Litwa jest w Unii Europejskiej, bo coś mi się wydaje, że byliśmy w pasie przygranicznym, a może nawet przekroczyliśmy granicę. ![]() ![]() Po pamiątkowym zdjęciu przy słupku zaczęliśmy wypatrywać miejsca, gdzie można byłoby się napić kawy. Niestety znowu jechaliśmy trasami, na których nie było możliwości zatrzymania się na kawie. ![]() ![]() ![]() W końcu w Wiżejnych zrobiliśmy postój przy sklepie spożywczym. Przy wejściu był wystawiony parasol, który dawał zbawienny cień. Ponieważ mieliśmy swoje kubeczki poszłam do sklepu, kupiłam kawę 3 w 1 i poprosiłam sprzedawczynię o wrzątek. Kawa była za gorąca, więc wrzuciliśmy do niej lody waniliowe i wyszła przepyszna trochę mrożona kawa. ![]() Po przerwie nie ujechaliśmy zbyt daleko. Gdy dojechaliśmy do Trójstyku – Polski, Litwy i Obwodu Kaliningradzkiego zrobiliśmy następny postój. Niestety tutaj nie spotkaliśmy żadnego włóczęgi grającego na flecie, ale Łukasz spełnił swoje marzenie. Był w Rosji. Co prawda nie do końca legalnie, bo na tablicy informacyjnej był widoczny zakaz wkraczania na terytorium Rosji, ale powiedzmy, że zakaz ujrzeliśmy dopiero po fakcie. ![]() ![]() Jechaliśmy bardzo blisko granicy państwa. ![]() Po drodze bardzo nam się spodobała pewne droga polna, ale nie wjechaliśmy na nią, ponieważ w oddali widniał znak: zakaz wjazdu. Granica państwa. Droga asfaltowa prowadziła wzdłuż granicy i nie trzeba było zawracać. Motocyklem nie odważylibyśmy się wjechać na terytorium Rosji. To mogłoby się źle skończyć. ![]() Ponieważ kończyło nam się paliwo, Łukasz nastawił na GPS-ie komendę: prowadź do najbliższej stacji benzynowej. Miała być w Gołdapie, gdzie zaczęliśmy kluczyć. Być może kiedyś była tu stacja benzynowa, ale teraz jej nie ma. W końcu udało nam się znaleźć Orlen. Po przerwie GPS prowadził nas dość alternatywnymi drogami. Przez 20 km bruk ![]() a potem sześciokątna kostka betonowa przez kolejne 15 km. Nieźle nas wytrzęsło. ![]() ![]() Warto było jednak jechać tą drogą, ponieważ przez jakiś czas nad naszymi głowami krążył jakiś drapieżny ptak, a potem z pola zerwało się stado bocianów. Piękny widok. W końcu udało nam się dotrzeć do Węgorzewa. Już tam kiedyś byliśmy – na zlocie. Zamiast szukać restauracji, Łukasz pojechał dalej, a ja byłam już głodna. Całe szczęście, że po chwili w Leśniewie za zakrętem wyłoniła się smażalnia ryb. Jedzenie było smaczne, lecz jak dla mnie znowu za mało ziemniaków i surówki. W przypadku ryb to wiadomo, ile zamówisz, tyle dostaniesz i za tyle zapłacisz. Jak się później okazało, cena za 100 g rybki była wyższa od cen nad morzem. Po obiedzie jeszcze trudniej było wsiąść na motocykl. Ale trzeba było jechać dalej. Za cel postawiliśmy sobie Bartoszyce. Do Bartoszyc dojechaliśmy jednak na tyle wcześnie, że zdecydowaliśmy się jechać dalej. Po kilkunastu kilometrach zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Niestety z drogi nic nie zauważyliśmy. Być może okolice były za mało atrakcyjne pod kątem turystycznym. W końcu dojechaliśmy do Braniewa. Ponieważ miałam dość dalszej jazdy, poszłam na tradycyjne zakupy do Biedronki, a Łukasz w Internecie szukał noclegu. Okazało się, że nie było to takie proste. Wszystko pozajmowane, a jak wolne to ceny zaczynały się od 50 zł od osoby. Nawet z własnym śpiworem. Tego się nie spodziewaliśmy. Przejechaliśmy już 3/4 Polski i wszędzie – poza Bogatynią - znajdowaliśmy nocleg za 30/35 zł. A tu taki klops. Postanowiliśmy jechać dalej i szukać noclegu po drodze do Fromborka. W tym regionie było zdecydowanie więcej pokoi do wynajęcia, ale ceny nie zachęcały. Skończyło się na polu namiotowym. W końcu wieźliśmy ze sobą namiot. Co prawda była już godzina 21:00, a nie wystarczyło tylko się rozpakować. Trzeba było jeszcze rozbić namiot. Ale oszczędziliśmy 70 zł, więc warto było się trochę pomęczyć (nocleg za 2 osoby kosztował nas 30 PLN). ![]() ![]() Na polu namiotowym spotkaliśmy Niemca podróżującego Yamahą TDM z Drezna do Kaliningradu. Po wspólnej kolacji przy świetle czołówek udaliśmy się do naszych namiotów. Nagle ciszę nocną przerwał warkot silnika. Łukasz od razu poznał, że to Afryka i stwierdził, ze trzeba podróżnego wesprzeć na duchu. Rzeczywiście miał rację, przyjechał Jaro 5000 z afrykańskiego forum. Wypiliśmy piwko, pogadaliśmy i w końcu poszliśmy spać. ![]() https://www.youtube.com/watch?v=zxfSy7cJnv4 Dystans: 415 km Śniadanie: 15 zł Obiad: 50 zł kolacja: 15 zł Nocleg: 15 zł/ os. C.D.N. |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"
Dzień 11 04.08.2015 Pole namiotowe zaczęło się budzić do życia już o 7 rano. Gdy wyjrzeliśmy z namiotów, prawie wszyscy jedli śniadanie lub zaczęli już pakowanie. Wydaje się, że pole namiotowe we Fromborku jest dla większości gości przystankiem w podróży na jedną noc. ![]() Wieczorem widoczny na zdjęciu trawnik był pełen namiotów. Mimo wielu gości bar na polu namiotowym miał dość słabą ofertę. Podobno na śniadanie można było dostać wrzątek. Ponieważ mieliśmy jak zwykle nadmiar jedzenia z Biedronki, podzieliliśmy się śniadaniem z nowo poznanymi motocyklistami. Po śniadaniu czekało nas pakowanie. Tym razem trzeba było zwinąć namiot, materace, śpiwory. Zajęło nam to o wiele więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Motocykle przeprowadziliśmy w cień, na słońcu nie dało się wytrzymać. W końcu o godz. 11 według mojego czasu (wieczorem okazało się, że telefon przestawił się na czas litewski – 1 godzina do przodu) udało się nam wyruszyć. Ranek był bardzo ciekawy. Jechaliśmy wzdłuż kanału Elbląskiego i Mierzei Wiślanej. Piękna trasa. ![]() Jechaliśmy także przez ruchomy most, gdzie był nakaz jazdy zygzakiem. Śmiesznie to wyglądało, gdy samochód przed nami jechał jak pijany. ![]() Było też sporo zwodzonych mostów. ![]() ![]() Niestety sama droga do Krynicy Morskiej i Piasków okazała się mniej ciekawa, ze względu na sznur samochodów zmierzających w tym samym kierunku. Ciągłe wyprzedzanie, a jezdnia w niektórych miejscach w fatalnym stanie. ![]() ![]() W Piaskach Łukasz zarządził przerwę naprzeciwko stoiska z goframi. Miała być kawa, ale co tam, gofra też zjadłam z przyjemnością. Dawno nie jadłam tak dobrego gofra. Przede wszystkim był posypany świeżymi truskawkami, jagodami i brzoskwiniami. Gofr dodał nam siły na dalszą drogę. ![]() Nawet dziki przyszły powęszyć, ale nic nie dostały. Za dobre było. ![]() Droga powrotna z Mierzei Wiślanej minęła szybciej. Nie było tyle samochodów do wyprzedzania. Gdyby nie te samochody byłoby całkiem przyjemnie, bo było trochę zakrętów i jechaliśmy przez las. Do Gdańska dostaliśmy się promem, którym już kiedyś płynęliśmy. Drogę tę pokazali nam znajomi trampkarze z wybrzeża, do których się podczepiliśmy, gdy ze zlotu w Kalu wracaliśmy do domu dość okrężną drogą. Powrót z nimi to była czysta przyjemność. ![]() ![]() ![]() W Gdańsku zamiast trzymać się obwodnicy, skusiliśmy się na trasę bliżej morza. Łukasz nawet zjechał do centrum na przerwę. ![]() Przystanek był dość przyjemny, …. ![]() … ale po przerwie. Droga przez Trójmiasto to była istną tragedią. 30 stopniowy upał, korki i non stop światła. ![]() ![]() ![]() Po wydostaniu się z tego piekiełka pojechaliśmy do Władysławowa. We Władysławowie Łukasz zatrzymał się i zapytał mnie, czy na pewno chcemy jechać na Hel. Ponieważ nigdy tam nie byłam, a teoretycznie był to cel naszej podróży na ten dzień, to obstawałam przy pierwotnym planie. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że jednak pojedziemy. Poza miejscowościami droga na Hel była urokliwa, ponieważ nie było dużo samochodów. Gorzej było natomiast przy wjeździe do każdej miejscowości. ![]() ![]() ![]() Na Helu dojechaliśmy do samego portu. ![]() ![]() Była tam ciekawa hipsterska restauracja w autobusie, ale po drodze widziałam dobrze wyglądającą smażalnię ryb „Błękitny Gryf“ w Jastarni. A rybkami jeszcze się nie przejedliśmy. Był to dobry wybór. Dorsz był co prawda mrożony, bo był zakaz połowu, ale i tak pychotka. A dodatkowo nie było tak drogo. 6 zł za 100 gr, spora ilość frytek, za ketchup nie trzeba było ekstra płacić. Zaraz za Jastarnią dziękowałam, że zjedliśmy obiad i miałam siłę na to, co nas czekało. Kilku a nawet kilkunastokilometrowy korek. Biedni kierowcy samochodów osobowych czekali, a my przejeżdżaliśmy boczkiem boczkiem. Chyba złamaliśmy wszystkie możliwe przepisy – jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej, wymijanie wysepek z niewłaściwej strony. Nie pochwalamy takiej jazdy, ale naprawdę nie dało się inaczej. Suzi i tak miała ponad 110 stopni na termometrze wskazującym temperaturę oleju. Niektórzy kierowcy byli tak uprzejmi, że zjeżdżali robiąc nam miejsce, inni wręcz przeciwnie mieli wypisanie na twarzy: skoro ja nie mogę, to ty też nigdzie nie pojedziesz. Ponieważ byliśmy zmęczeni upałem i jeżdżeniem przez cały dzień w korkach, stwierdziliśmy, że poszukamy noclegu już w Jastrzębiej Górze. Nie była to dobra decyzja. Nigdy w życiu nie widziałam takiego tłumu. Nawet podczas koncertu. Czym prędzej uciekliśmy stamtąd. Szukaliśmy dalej. Byle do następnej miejscowości. A tam nadal nic wolnego. Z drogi zadzwoniłam do znajomego w Słajszewie, który prowadzi agroturystykę i ma naprawdę dużo miejsc noclegowych, ale okazało się, że nawet on nie miał nic wolnego. Tego dnia odebrał około 100 telefonów. Powiedział nam, że od kilku dni jest szał, i że nie pamięta takiego sezonu. Trzeba było szukać dalej. Po ujrzeniu znaku „wolne pokoje” zdecydowaliśmy się zjechać z trasy. Dojechaliśmy do odrestaurowanego dworku, gdzie na szczęście były wolne miejsca. Co prawda nie w dworku, a w budynku obok. ![]() Pokoje te pamiętały czasy PRLu, ale najważniejsze, że nie padało na głowę. Ponieważ nie było tam piwa, pojechaliśmy jeszcze do sklepu. Tam spotkaliśmy parę podróżującą Rometem 125. Przyjechali z Sosnowca. ![]() Okazało się, że śpią w tym samym dworku. Wieczorem przy piwku okazało się również, że są prawdziwymi pasjonatami. Rometem byli nawet w Alpach. Świetny przykład na to, że dla chcącego nic trudnego. ![]() https://www.youtube.com/watch?v=AgRvGNgbsmk Dystans: 383 km Śniadanie: 15 zł Obiad: 45 zł kolacja: 15 zł Nocleg: 45 zł/ os.+ 3 zł klimatyczne C.D.N. |
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,191
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 10 godz 19 min 18 s
|
![]()
To klimatyczne zabujczo podnosi koszty.
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś |
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"
Dzień 12 05.08.2015 Zaraz po śniadaniu byliśmy umówieni z nowo poznanymi pasjonatami Rometa. ![]() Mieliśmy poczekać z wyjazdem na nich. Co prawda jechaliśmy w przeciwnym kierunku, ale chcieliśmy zobaczyć jak są spakowani. Niestety, dzień zapowiadał się upalnie, a my byliśmy gotowi do jazdy wcześniej. Będziemy musieli to zobaczyć na forum Rometa, na którym zamierzają opisać swoją podróż. Pamiętając wczorajszy koszmar jazdy w nadmorskich korkach, zrezygnowaliśmy z pierwotnego planu jazdy jak najbliżej morza. Do czasu. Nie wiem, co nas podkusiło, ale odbiliśmy do Ustki. Tragedia. Gdy podjechałam do Łukasza na skrzyżowaniu, aby zapytać się o dalszą drogę, zobaczyłam że jest źle. GPS Łukasza zwariował i pokazywał trasę do góry nogami. Po Ustce było Darłowo, gdzie mieszkają nasi przyjaciele z forum Transalpa – Robi i Ola. Być może przeczytawszy tę relację poczują się urażeni, że nie wpadliśmy na kawę, ale był to czas, gdy wszyscy są w pracy, a upał był tak niemiłosierny, i mieliśmy tak dość korków nad morzem, że chcieliśmy jak najszybciej dojechać do Świnoujścia. Ponieważ znudziła się nam droga krajowa do Koszalina, skręciliśmy na Łazy. Droga była wyłożona płytami betonowymi i myślałam, że będzie ciekawie. ![]() Było, ale niestety tylko przez chwilę … ![]() gdy dojechaliśmy do Mielna znów trzeba było mijać sznur samochodów. ![]() Łukasz chciał stanąć na obiad, ja natomiast chciałam jak najszybciej wydostać się z tego piekła. A to i tak było nic, w porównaniu z tym, co zobaczyliśmy na wyjeździe. Ludzie, którzy chcieli dostać się do Mielna stali w kilkunastokilometrowym korku. Jeden zdesperowany rodzic biegł wygłupiając się z dzieckiem chodnikiem wzdłuż sznura samochodów. Miał duże szanse, aby być pierwszym. ![]() Trasa prowadziła nas dalej drogą krajową nr 11 do Kołobrzegu. Myśleliśmy, że droga krajowa nie będzie zatłoczona, więc daliśmy się skusić. Kolejny błąd. Tym razem przez 8 km jechaliśmy środkiem drogi między stojącymi samochodami. A żar lał się z nieba. Masakra. ![]() Ponieważ nie mieliśmy już sił na dalszą jazdę w korkach, stwierdziliśmy że plany są po to, aby je zmieniać i odbiliśmy na Trzebiatów. Tym razem była to dobra decyzja. Tam mój głodny wzrok wypatrzył „Ukraińską Chatkę”. Jedzenie było smaczne, świeże i niedrogie. Na pytanie skąd pomysł prowadzenia restauracji z taką kuchnią w tym miejscu, właścicielka, która była jednocześnie kelnerką odpowiedziała, że mają kucharkę z Ukrainy i w tej kuchni czuje się najlepiej. Po pysznym obiedzie trzymając się obranego kursu jechaliśmy 103 km w kierunku Kamienia Pomorskiego. Baliśmy się powrotu nad morze, ale trzeba było zaryzykować. Okazało się, że nie było tak tragicznie, jak się spodziewaliśmy. Dobre wrażenie zrobił na nas Dziwnówek. Mieliśmy wrażenie, że nie ma tam aż takich tłumów, i tyle stoisk, jak w innych miejscowościach. Poza tym z jednej strony morze, a z drugiej zatoka. Fajne miejsce. Jeżeli jakimś cudem uda nam się zapomnieć o korkach i tłumach i przyjdzie nam ochota pojechać nad polskie morze w sezonie, to spróbujemy właśnie tam. Przy wyjeździe z Dziwnowa, natrafiliśmy na stojące samochody. Myśleliśmy, że zaczął się już korek do Międzyzdrojów. ![]() Ale nie. Okazało się, że ludzie czekają na otwarcie zwodzonego mostu. Mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ gdy tylko podjechaliśmy pod szlaban i zgasiliśmy silniki, podniesiono szlaban i mogliśmy jechać dalej. ![]() ![]() Dalej droga prowadziła przez Woliński Park Narodowy. ![]() Jadąc tam miałam nadzieję, że Łukasz włączył kamerę. Było to bardzo malownicze miejsce: piękny, równy, szeroki asfalt, trochę zakrętów, wysokie drzewa liściaste i promienie zachodzącego słońca przebijające się między drzewami. Piękny widok. Później okazało się, że niestety nie miał włączonej kamerki. Szkoda. W Międzyzdrojach nie było źle. Udało nam się sprawnie przejechać, aczkolwiek nie zjeżdżaliśmy do portu, ponieważ robiło się późno, a my musieliśmy jeszcze poszukać noclegu. Szkoda, że już jedliśmy. W porcie można zjeść dobrą świeżą rybę w nienajgorszej cenie. Przed Świnoujściem minęliśmy tablicę informującą, że na przeprawę promową trzeba czekać 70 min. Zgodnie z patentem Szparaga zaprezentowanym na przeprawie promowej w Hiszpanii pojechaliśmy bokiem, przecież my służbowo, a poza tym zajmujemy mniej miejsca i wjedziemy tam, gdzie samochody nie wjadą. Tym razem też mieliśmy szczęście. Gdy przebiliśmy się na czoło kolejki, podpłynął prom. Przeprawiliśmy się błyskawicznie. ![]() ![]() Zaraz po zjeździe z promu drogę przecięła nam maciora z małymi, a za nimi podążał zagubiony knur. Nie chciałabym spotkać tej gromady jadąc na rowerach z dziećmi. Jednak dziki nie były nami zainteresowane. ![]() W Świnoujściu od razu udaliśmy się do miejsca, w którym zatrzymaliśmy się niecały rok temu z Jagodą, gdy miała 6 tygodni. Łudziliśmy się, że pani Grażyna będzie miała wolne miejsca. Niestety, nic z tego. Pojechaliśmy szukać dalej. Oprócz pola namiotowego, za które winszowali sobie 50 zł, nie znaleźliśmy nic wolnego. Ja koniecznie chciałam iść na plażę i wypić piwo. Przejechać całe wybrzeże i nie być nad morzem. To byłaby porażka. A na polu namiotowym nie zostawiłabym bez opieki motocykli, ubrań, kasku, całej elektroniki. W końcu wróciliśmy do pani Grażyny po pomoc. Tak długo szukała rozwiązania, aż je znalazła. Ponieważ mieliśmy materace i śpiwory w grę wchodziło spanie w garażu lub w wykańczanym pokoju dla letników. Stanęło na tej drugiej opcji. Pani Grażyna była ciekawa, kto będzie tam pierwszy spał. Chyba nie spodziewała się, że dwóch zbłąkanych motocyklistów do niej zawita i poprosi o nocleg. W apartamencie trwały prace wykończeniowe, a do pokoju schodziliśmy po drabinie. Stworzyło to niesamowity klimat. ![]() ![]() W końcu dotarliśmy nad morze. Ponieważ było zbyt późno i chłodno na kąpiel, skończyło się na krótkim spacerze brzegiem morza ![]() ![]() i na piwku w barze na plaży. Mimo dziwnych zasad – leżak tylko po zostawieniu karty, piwo tylko w plastikowym kubku, jeżeli wychodzi się z leżakiem na piasek – nie pozwoliliśmy się wyprowadzić z równowagi i delektowaliśmy się zimnym piwem z kufla przy zachodzącym słońcu. Chociaż jestem osobą ceniącą sobie spokój i porządek, czasami nie lubię zachodnioeuropejskiego sposobu funkcjonowania: od zakazu do zakazu. Zwłaszcza na wakacjach. Zaczynam wtedy odczuwać brak wolności. Chyba czas kierować się na wschód. ![]() ![]() Wieczorem zauważyłam, że zapomniałam zabrać notatnika do spisywania wspomnień, wiec z Łukaszem wpadliśmy na pomysł, aby je nagrać. Ponieważ zaczęliśmy jednak mylić dni, a nie było to spowodowane ilością piwa, lecz zmęczeniem materiału, zarzuciliśmy ten pomysł. Poszliśmy spać. ![]() ![]() ![]() https://www.youtube.com/watch?v=8PXAq-uMteU Dystans: 454 km Śniadanie: 15 zł Obiad: 35 zł kolacja: 30 zł Nocleg: symboliczna złotówka/ os. C.D.N. |
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
![]() Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
![]() Online: 2 tygodni 1 dzień 5 godz 21 min 13 s
|
![]()
"PLR - POLSKA RAZEM â ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"
Dzień 13 06.08.2015 Rano wstaliśmy wcześnie, aby oddać robotnikom plac budowy. Pod altaną czekał na nas czajnik i naczynia do przygotowania śniadania. Ponieważ nie ustaliliśmy ceny za nocleg, udaliśmy się do właścicielki uregulować należność. W Maroku to by nie przeszło. Tam zawsze trzeba pytać, zanim się coś zamówi, bo może się okazać, że będzie to najdroższa kawa lub nocleg w życiu. Pani Grażynie potraktowała całe zdarzenia jako przygodę i poprosiła o symboliczną złotówkę na pamiątkę. Tego się nie spodziewaliśmy. Miłe zakończenie podróży. Dobrze, że zdecydowaliśmy się rozpocząć podróż od jazdy na południe. Gdyby ostatni nocleg był w Bogatyni, nie byłoby tak optymistycznie. A tak przemiły akcent na koniec podróży. Czas wracać do domu. ![]() ![]() Według GPSa mieliśmy do przejechania 470 km. Łukasz stwierdził, że to trochę dużo i chciał pojechać na szagę S3. Jednak tym razem powiedziałam stanowczo nie. Nie po to jechałam tyle kilometrów, żeby nie zamknąć pierścienia wokół Polski. Stwierdziliśmy, że najwyżej wrócimy po ciemku lub przenocujemy gdzieś po drodze. Po 30 kilometrach GPS zmienił zdanie i zmniejszył dystans do 320 km. Chyba coś mu się pokiełbasiło. Może od temperatury? Chociaż upał był niemiłosierny, zostaliśmy na trasie. Na pewno damy radę. No chyba, że będzie bruk. Żartuję, po tylu kilometrach to i bruk nie jest aż tak straszny. Początkowo jechaliśmy nudną S3, ale w Wolinie skierowaliśmy się na zalecany podczas powrotu znad morza objazd. Objazd nam się podobał. ![]() ![]() W Szczecinie upał stał się na tyle nie do zniesienia, że zrezygnowaliśmy z kawy u Łukasza siostry. Nie mieliśmy ochoty ugrzęznąć w korkach. Niestety, mimo że nie wjeżdżaliśmy do centrum, nie obyło się bez świateł i czekania. Pot lal się z nas strumieniami. Żałuję, że trasa prowadziła dalej w dół i trzeba było zrezygnować z drogi do Nowego Warpna. Za gorąco, za daleko, a poza tym nasz pierwotny plan nie zakładał takiego wariantu. Będzie pretekst, aby tam wrócić. Droga do Gryfina była nudna. Ładnie zrobiło się w okolicy Cedyni, gdzie część trasy przebiegała zaraz przy Odrze. Piękna droga. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Niestety ta bajka nie trwała zbyt długo. Końcówka była nudna. Szeroka trasa, mnóstwo tirów. Ale pierścień trzeba było zamknąć. ![]() Udało się. Po dojechaniu do Słubic i skręcie na Ośno Lubuskie na naszych twarzach pojawił się szeroki uśmiech, a Łukasz wręcz podskakiwał z radości na swoim motocyklu i machał witkami na wszystkie strony. ![]() Pewnie jadący za nami kierowcy myśleli, że nam odbiło. A my cieszyliśmy się jak dzieci. Nie tylko my. Gdy zajechaliśmy na podjazd pod garaż w Międzyrzeczu, tata Łukasza przywitał nas całując ziemię i dziękując opatrzności, że dotarliśmy cali i zdrowi. ![]() Chyba nie wierzyli, że nam się uda. My też nie do końca. Ale udało się objechać Polskę dookoła. Do Międzyrzecza przyjechaliśmy brudni, wymęczeni, ale szczęśliwi. Wieczorem przy piwku zaczęło nas dręczyć pytanie. Co teraz. Kiedy będziemy mieć czas, aby znów gdzieś pojechać. Poczuć się wolnym od trosk dnia codziennego. Nie żałujemy, że zdecydowaliśmy się na podróż po Polsce. Nasz kraj jest piękny, różnorodny. Poznaliśmy mnóstwo sympatycznych, pomocnych i życzliwych ludzi. Byliśmy w miejscach, do których nigdy byśmy nie dotarli, gdyby nie ta podroż. Przeżyliśmy dużo przygód, czasami było nerwowo, a czasami śmiesznie. A co najważniejsze podróż we dwoje znowu nas do siebie zbliżyła. Pozwoliła nam odbudować relacje, które gdzieś w natłoku obowiązków się przykurzyły. Czas zacząć marzyć dalej. Zobaczymy, dokąd serce i oczy nas następnym razem poniosą. ![]() ![]() https://www.youtube.com/watch?v=zA4w3wLaavc Dystans: 370 km Śniadanie: 20 zł Obiad i kolacja: w domu Nocleg: w domu KONIEC ![]() Wrzucimy później jeszcze małe podsumowanie ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Projekt "Polska (nie tylko) na weekend" | Neno | Polska | 2 | 22.11.2015 09:59 |
Polska - szlakiem "ciekawych" nazw | Grucha | Umawianie i propozycje wyjazdów | 58 | 15.11.2015 19:42 |
Polska: Koniec kwietnia/początek maja 2010 "Północ-Południe" | oko | Umawianie i propozycje wyjazdów | 1 | 01.02.2010 22:02 |