|
|
#11 | |||
![]() Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 23 godz 21 min 46 s
|
Dziękuję Wam. Cieszę się, że Wy też czerpiecie z tego trochę radości
Zipo, „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…” niepokonanym… przez rutynę przede wszystkim. Magda, z którą byłam na moim pierwszym wyjeździe motorkowym, na Bałkany, a która w pewnym sensie ściągnęła mnie Tam i wypożyczyła kajutę na tym samym pokładzie dzieląc się ze mną szczotkami do szorowania pokładu, pracuje jako kurier już ponad rok. Tu my w trasie na południe... Ja ze stażem półtorarocznym [no, dodać można by jeszcze jakiś czas ćwiczeń na vespie przedtem], Magda z... półrocznym. OK, u góry "...w trasie", pod spodem "My..." A tu znowu bliźniaczki sprzętowe... tym razem nie yamahy xj 600 s diversion, ale hondy nc 700 n... DSC09517 (Medium).JPG Pierwsza z nią przejażdżka po Londynie wprawiła mnie w osłupienie… Nie widziałyśmy się długo, a od czasów bałkanowych minęło sporo czasu, a jeszcze więcej mil i kilometrów… To najpierw od niej nauczyłam się jak korzystać z jezdni, na co mogę sobie pozwalać [wykreślone linie, niektóre busline’y], a na co uważać [kamery i fotoradary]. Ona „objeździła” ze mną podstawowe postroomy i loading bay’e. Ona odbierała ode mnie telefony i „teksty” służąc pierwszą pomocą. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wsparcie niesamowite, również, jeśli nie przede wszystkim, psychiczne Pamiętam taki jeden poranek po niesamowicie wietrznej nocy… Byłam pewna, że wszystkie motocykle zaparkowane przed domem leżą i przeklinają w filtrach ten porywczy wiatr… Mocny, nagły… Ale nie, wiał potężnie, motorki jednak dały radę. Więc po przebudzeniu zajrzałam przez drzwi jak ma się sytuacja pogodowa… Liście przemykały pozostawiając przed oczyma tylko kolorowe smugi, wiatr omal nie wyrwał mi drzwi z uścisku. Cofnęłam się gratulując sobie pomysłu pozostania w ten dzień w domu i podniosłam oczy na schody prowadzące wprost do pokoju Magdy, żeby oznajmić jej tę dobrą wagarową nowinę… a tu… widzę ją w pełnym rynsztunku schodzącą z kaskiem na głowie z zamiarem wyjścia. Zatkało mnie z lekka, a ona niewzruszenie do mnie, że ma dziś dyżur wcześniej… Cóż było robić, ubrałam się, zjadłam, zatekstowałam do niej, czy i jak dojechała [niestety wszystko cacy, wiatru prawie nie czuć, jest OK], no i… cóż miałam czynić. Ruszyłam do boju… W takich sytuacjach [orkanowych na przykład] przysyłali nam z firmy maila ostrzegawczego: że warunki mają być trudne i że w związku z tym wiele prac zostanie przerzuconych na vany, a nas motocyklistów nie będą wysyłać poza M25 – obwodnicę okalającą Londyn. Czasem było jak przyrzekli, czasem wysłali parę osób kilkadziesiąt/-set mil poza miasto… Cóż… Scourwiel Systems, jak czasem przejęzyczali się przypadkowo Polacy [to od nazwy firmy: Courier Systems]… A - wrzucę nawet chętnym treść takiego maila do poczytania po obcemu ![]() Cytat:
Ale do czego zmierzam… Zmierzam do tego, że widziałam, jak zmieniło się podejście mojej koleżanki do motocykla… W dzień powszedni motocykl jako narzędzie pracy. W weekendy ewentualnie jako środek transportu do celu [najchętniej nad wodę ], jeśli cel był w zasięgu metra – motor pewniakiem zostawiała przed domem nawet nie spoglądając na niego wychodząc z mieszkania. Każda wzmianka „techniczna” na temat motocykli była przez nią ignorowana, a jeśli trwała za długo, było się ignorowanym przez towarzystwo Magdy Nie chciałam dopuścić takiego stanu w moim przypadku. Nie wiem, czy by do tego doszło i kiedy mogłoby to nastąpić, ale miałam to cały czas z tyłu mojej głowy [od pędu wiatru ta myśl przykleiła się do potylicy]. Może jestem innym typem od mojej współtowarzyski, a właściwie na pewno jestem, nie łatwo mnie zniechęcić do motocyklizmu, bo sprawia mi to naprawdę dużo radości, kwestie warsztatowe i trytytki przyprawiają mnie o dreszcze [romantyczny wieczór przy świecach zapłonowych… mmm…], ale rutyna potrafi zabić każdą pasję. To kolejny powód odpuszczenia sobie tego zawodu.Tu londyński tymczasowy warsztat... DSC00375 (Medium).JPG Tak, Londyn żyje na krawędzi. Kurierzy są tego najlepszym, najbardziej namacalnym dowodem. Bardziej od „nas”, bajkowych [jak to magicznie brzmi], hard core’owi są tylko rowerowi ściganci. Szczególnie jeden rzucał się w oczy… Na lewej łydce najordynarniejszą czcionką miał wytatuowane FUCK a na drugiej TAXIS. Tak, taksówkarze byli bardzo niebezpieczni, bo ich tendencja do zawracania wszędzie i znienacka przyprawiała nie raz o ścieranie się klocków hamulcowych i produkcję adrenaliny. Więc moim pierwszym nauczycielem była Magda, później uczyłam się od tych, którzy mnie wyprzedzali… Pierwsze dni to siadanie na ogonie piździkantom i motorniczym i obserwacje „jak się to robi w wielkim mieście”. Z dnia na dzień udawało mi się coraz mniej takich spryciarzy gubić. Były też niekiedy konsultacje dokształcające on-line, wieczorno-nocne, z profesjonalistą Beddim Dzięki za moc praktycznych wskazówek i wsparcie. No i trudno byłoby nie wspomnieć w tym miejscu o Banditosie, który był i jest moją inspiracją. Dzięki towarzystwu tego wariata pojęcie rutyny znikało z mojego słownika, a jazda motocyklem stawała się czystą przyjemnością… mam nadzieję, że wybaczy mi kiedyś ukradkowe podwędzenie grzejącej się xr-y i marne, aczkolwiek odrobinę skuteczne próby postawienia jej na koło, jako że miała do tego tendencje Banditos w swoim żywiole... fr20131109204814.JPG I ze swoją królową Olgą... DSC09376.JPG A tu, hehe, fotopsychoanaliza naszej muszkieterskiej trójki... Banditos wyjeżdża z krzaków, Magda ostentacyjnie ignoruje to motocyklistyczne ADHD kolegi, a ja... ja razem z nimi w tym wszystkim... Gdyby nie ludzie tam, i Ci będący Tu, chociaż elektronicznie ze mną Tam – moje ubłocone Anioły Stróże, byłoby jałowo. A nie było. Było przygodowo Cytat:
pranie.jpg Pamiętam weekendy spędzone bardzo aktywnie, pamiętam też takie, kiedy największym osiągnięciem dnia było wybranie się do sklepiku za rogiem po chleb i wino. Może dlatego, że jestem kobietą i mam łagodniejszą naturę, chociaż wilczą, nigdy nie miałam ambicji żeby dojechać gdzieś wyjątkowo „na czas” jadąc ponad moje… hm, jak to nazwać? Umiejętności? Poczucie nieprzegięcia? Nie przejmowałam się zbytnio deadline’ami, miałam je na uwadze, ale bez kozaczenia. Dwa razy udało mi się wziąć do serca płynięcie szybciej od prądu, mimo że pod prąd. Za pierwszym razem miałam za zadanie zawieźć klientowi paszport bezpośrednio na lotnisko. Po pierwsze jednak dostałam o tym powiadomienie 10 minut przed zakładanym czasem ostatecznym, po drugie na lotnisko nie było blisko i właśnie korki się zagęściły popołudniowo. Ale dałam z siebie wszystko i nawet skończyło się to szczęśliwie dla mnie i prawdopodobnie dla odlatującego też… chociaż ręki sobie nie dam sobie uciąć, w końcu miałam półgodzinny poślizg Zachwycony nie był. Za drugim razem pewien golf zweryfikował mój przerost ambicji i musiałam najpierw pojechać do workshopu, zanim wróciłam do pracy po lekkiej rekonstrukcji motka… WP_20131016_006.jpg Jaki z tego wniosek? Lepsza rekonstrukcja motka niż rekonstrukcja człowieka. Lepiej nie reagować zbyt nerwowo na deadline’y. Gdyby to jeszcze była firma rodzinna, a nie taka wylęgarnia naiwniaków Codziennie rotacje personalne – ten odchodzi, bo nie wytrzymuje ogromu niesprawiedliwości ze strony góry, inny ma dość deszczu, kolejny marudzi na za mało zer na czeku… a co któryś po prostu rozwala motorek w pierwszym tygodniu służby. Zdarzyło się, że jeździłam później do takiego złamasa i obdrapusa po sprzęt do zwrotu… I nasłuchałam się [w miarę możliwości językowych] jak to nie dostali żadnego, albo bardzo symboliczne odszkodowanie… Strach się bać. Cytat:
Mam nadzieję, że to tylko w mojej głowie. Eh, może nie powinnam rozwiewać tu jakiś idyllicznych wizji, ale będąc kurierem nie ma zbyt dużej szansy na bycie sexi. Szczególnie będąc kurierką. Może na tle kurierów kurierka wygląda bardziej sexi, ale tylko w oczach mężczyzn i tylko na tle. Nie ma możliwości, żeby wyglądać ładnie. Wieczny brud pod paznokciami, zakurzona twarz, ubrania w stanie opłakanym… Spocona albo drżąca z zimna. Można nadrobić uśmiechem, o ile nie jest się aktualnie wk…nym. Ja starałam się nadrabiać czasem ubierając dłonie w kolory optymistyczne. Dopóki nie dopadła mnie ulewa i nie odmoczyła lakieru, można było zrobić wrażenie na klientach. Taki optymistyczny akcent dla mnie i dla kogoś. Dobrze jest się pouśmiechać w pracy. Stany i barwy różne... podróżne. phone.JPG jakoś tak to jest z wilkami… ![]() Duniu, teraz? Szukam ciekawej pracy trochę bliżej moich lasów... Może macie jakieś propozycje?
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie. |
|||
|
|
|