| 
			
			 | 
		#91 | 
			
			
			![]()  | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Dzień 13 
		
		
		
		
		
		
		
	27 lipca 2017 Czwartek Dzisiaj znowu będzie lajtowo, spokojnie, leniwie. Jakąś najmniej przydatną część ciała dałbym sobie odciąć, że dosłownie przed chwilą przyłożyłem głowę do poduszki, a tu słyszę i nie wiem, sen to jeszcze czy jawa „ malcziki, jest u was goriłka ?” O ja cię pierniczę, to jednak nie jest sen … nad głową stoi … no jak by inaczej … Siergiej we własnej osobie, a że niestety flaszkę mamy … święto trwa nadal. Jeden … drugi … Siergiej dostaje od nas prezent, koszulkę i kołnierz PCP i od razu je ubiera. Dobra, chwila przerwy, Siergiej idzie do siebie, a my znowu do łóżka. Po południu budzi nas Nela (mama Siergieja) i zaprasza na obiad. A na obiad mamy do wyboru: pierogi z mięsem, rosół z takim grubym makaronem i kartoflami i kasze z sosem i kotleta. Po prostu … UCZTA !!! Szkoda tylko, że nie możemy wszystkiego wchłonąć, bo przecież każdy żołądek ma ograniczoną rozciągliwość. Przy okazji obiadku, pytam Nelę, ile jesteśmy winni, bo chcemy zapłacić za dotychczasowy pobyt i posiłki. I co słyszymy ? NIC !!! Ale przecież zajmujemy pokój chociaż byliśmy w Workucie, jemy posiłki i nic ? - No dobrze, to zapłaćcie tylko za następną noc, czyli po 1000 Rubli i to będzie wszystko. - Ale, my nie chcemy nadużywać waszej gościnności. - Nie ma o czym mówić, dobrze jest, jesteście gośćmi. Trudno nie przyznać, że bardzo jesteśmy zadowoleni i wdzięczni za takie nas potraktowania i tutaj nasunęło nam się takie pytanie: czy gdzieś na zachodzie, też moglibyśmy liczyć na takie potraktowanie ? No, ja akurat nie wiem, bo na zachód nie jeżdżę. Do kuchni wpada Sasza i od progu zaczyna kokietować Dafika. Widać, że się polubili. Dajemy Saszy kilka drobiazgów z mojego kufra, smycze, zawieszki, znaczki z Inowłodza. Od razu znalazły miejsce na jej szyi i nie zdejmowała ich nawet na chwilę. Sasza z mamą Mariną, albo jak ktoś woli, Marina z córką Saszą. A tutaj, to oczywiście, dom kultury w Workucie. To jest Robert, pracuje u Siergieja. Robert jest Gruzinem i wszyscy mówią na niego „Gruzin” A to kuzyn „Gruzina”, też oczywiście Gruzin i ma na imię Temuri. Temuri buduje piec do wypieku gruzińskiego chleba, czyli w przyszłym roku, będziemy u Siergieja jeść lawasz, oczywiście jeżeli tam dojedziemy. No dobra, Dafik będzie się lenił, a ja tymczasem wsiadam na osiołka i jadę najpierw zatankować, a potem poszukać tej nieszczęsnej przystani promowej. Nie jest to łatwe, bo żadne znaki nie naprowadzają, ale przestani trzeba szukać nad rzeką i w końcu udaje mi się ją namierzyć. To jest nabrzeże promowe. Po prostu, brzeg wysypany kruszywem i to wystarcza żeby wypakować nawet ciężkie tiry. Po powrocie, znowu mamy zaproszenie do kuchni, a tam … mniam mniam … moje ulubione placuszki do których mamy syrop i całkiem dobre mleko. Znowu uczta. Na podwórku za hotelem, a tam Ural z napędem na wszystkie osie. A potem znowu pojawia się Siergiej …  | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#92 | 
			
			
			![]() Zarejestrowany: Jun 2017 
				Miasto: Poznań 
					
				
				
					Posty: 109
				 
Motocykl: KTM ADV 1190 R 
				
				
				 
Online: 3 dni 18 godz 36 min 39 s 
				 | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Ok teraz wiem, że jeśli tam zawitam to muszę unikać Siergieja  
		
		
		
		
		
		
			 
		
				__________________ 
		
		
		
		
	“I Don’t Want to Live on this Planet Anymore” Professor Farnsworth  | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#93 | 
			
			
			![]()  | 
	
	
	
		
		
			
			 | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#94 | 
			
			
			![]() Zarejestrowany: Jun 2013 
				Miasto: Malbork 
					
				
				
					Posty: 151
				 
Motocykl: KTM 790 R+ EXC 300 
				
				
				 
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 3 dni 23 godz 42 s 
				 | 
	
	
	
		
		
			
			 | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#95 | 
			
			
			![]() Zarejestrowany: Oct 2010 
				Miasto: Warszawa 
					
				
				
					Posty: 559
				 
Motocykl: Brak 
				
				
				 
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 3 dni 15 godz 42 min 24 s 
				 | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Ja się już zapowiedziałem ....
		 
		
		
		
		
		
		
		
	 | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#96 | 
			
			
			![]() Zarejestrowany: Feb 2013 
				Miasto: Lisków 
					
				
				
					Posty: 250
				 
Motocykl: TransAlp PD06/PD10 
				
				
				 
Online: 6 dni 19 min 58 s 
				 | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Solidne stadko się szykuje  
		
		
		
		
		
		
		
	 .
		 | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#97 | 
			
			
			![]()  | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Fajny wyjazd. Dzięki za relację :-)
		 
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
		
	 | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#98 | 
			
			
			![]() Zarejestrowany: Nov 2011 
				Miasto: Gdynia 
					
				
				
					Posty: 1,398
				 
Motocykl: RD 03,  LC4 ADV 
Przebieg: x83000 
Galeria: Zdjęcia 
				
				
				 
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 12 godz 19 min 0 
				 | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Pare wykładów i całość przeczytana, jak na razie. Dluzej nie mogłem tego odkładać. 
		
		
		
		
		
		
		
	Super klimat, uwielbiam takie zdjęcia z cyklu "Sasza z mamą" i inne, maja w sobie swoja historie. Dawaj dalej  
		 | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#99 | 
			
			
			![]()  | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Dzień 14 
		
		
		
		
		
		
		
	28 lipca 2017 Piątek Napoleon musiał się wycofać, Hitler dostał solidne manto, my też niestety Workuty nie zdobyliśmy, a i z Siergiejem równać się nie możemy, dlatego też, dyplomatycznie musimy się wycofać, czas na odwrót. Czas płynie nieubłaganie, wszystko kiedyś się kończy i to co złe i to co dobre, a to co przeżyliśmy do tej pory, było bardzo dobre. Wydarzenia, przygody, ludzie. Nawet w najśmielszych marzeniach, trudno by było przypuszczać, zaplanować, że coś takiego się wydarzy. Niby taka zwykła sprawa, stan wody w rzece, niewłaściwa informacja i mogli byśmy być w Peczorze w całkiem innym miejscu w zupełnie innej sytuacji. Myślę, że to jest cały urok podróżowania, a szczególnie podróżowania na wschód – miejsca, sytuacje i najważniejsze w tym wszystkim, ludzie. Otwarci, serdeczni, uczynni, zawsze gotowi nieść pomoc, ciekawi świata. Takich ludzi spotykaliśmy na swojej drodze i wszystkim tego życzymy. My pakujemy nasze skromne manele, a w tym czasie Nela przygotowuje śniadanie. Żegnamy się ze wszystkimi, wymieniamy telefonami i czas ruszać, od teraz zaczyna się droga powrotna. W drodze do Korzwy przejechaliśmy 3400 km. mniej więcej tyle samo przed nami. Jadę z Dafikiem pokazać mu, gdzie znajduje się ta nieszczęsna (albo szczęśliwa) dla nas przystań promowa. Tutaj, w najdalszym punkcie naszej podróży, chcę jeszcze raz podziękować Motomaxowi za komplet opon do mojego Trampka. Służyły bardzo dobrze, nie było z nimi żadnych problemów i w całkiem dobrym stanie wróciły do domu. DZIĘKI MAX!!! Lecimy na stację zatankować (stacja znajduje się za Korzwą w kierunku na Usinsk), potem jeszcze zaopatrzenie w sklepiku i możemy spokojnie jechać. Pogoda całkiem niezła, a drogę już przecież znamy, czyli wszystko ma być ok. Z Korzwy do Czikszino, szuter. Z Czikszino do Kadrzerom, asfalt. Jeszcze gdzieś przed Kadrzerom, pogoda się lekko psuje, aż w końcu zaczyna padać na tyle mocno, że zmuszeni jesteśmy ubrać deszczówki. Do Kadrzetrom, asfaltem, idzie nam całkiem dobrze, ale za Kadrzerom zaczyna się „zimnik”... no i wtedy się zaczyna ... To nie jest mokry piasek ... to nie jest mokra ziemia … to jest mokra, wodnista, śliska maż, coś w rodzaju glinki oblepiającej wszystko, powodującej ciągłe uślizgi. Prędkość spada do minimum … jedynka, czasem dwójka, tyle żeby jakoś posuwać się do przodu. Najczęściej jedziemy „na listonosza”, cały czas przebierając nogami. Kilometr, dwa, dziesięć … pewnie gdybyśmy wiedzieli, że na „zimniku” spotka nas deszcz, kupilibyśmy chętnie dwie flaszki i zostali u Siergieja, a tak … To dopiero początek „zimnika” a my już jesteśmy zmęczeni, co będzie dalej  ?Przy drodze widzimy opuszczony budynek z dużym gankiem, zjeżdżamy tam żeby chwilę odpocząć, ale … nawet odpocząć nie możemy. Wszystkie komary z najbliższej i najdalszej okolicy siedzą właśnie pod tym dachem. Nie można zdjąć rękawic, nie ma sensu uchylać szybu kasku, można jedynie postać chwilę z zaparowaną szybą, a najlepiej wsiadać i jechać dalej. No to jedziemy … a deszcz pada cały czas … Nie tylko my poruszamy się po tej „drodze”. Jeżdzi tu również sprzęt ciężki i osobówki. To jest Rosja właśnie … Dwadzieścia … trzydzieści kilometrów … jazda na takim dystansie z opuszczonymi nogami powoduje, że Dafika zaczynają łapać skurcze. Poza tym, cały czas jesteśmy spięci, ani chwili luzu, a to powoduje szybko narastające zmęczenie. W końcu … musimy się jednak zatrzymać … mimo wszystko, musimy zmienić pozycję, rozprostować szczególnie nogi, dać odpocząć rękom. Deszcz cały czas pada ... ale my przecież nie mamy odwrotu ... musimy przeć naprzód, dopóki sił starczy. A co, jeżeli nie starczy ? Czy będziemy musi rozbijać namiot w takich warunkach ? Zobaczymy. Trzydzieści … czterdzieści kilometrów … to jest Rosja właśnie … Obaj jesteśmy zmęczeni i mnie również zaczynają łapać skurcze w nogi, ale Dafik ma po prostu dość, jest na granicy wytrzymałości, musimy coś z tym zrobić. Pyta mnie, jak daleko do Iraela, do asfaltu. Mówię, że jeszcze trzy, może cztery zakręty i „zimnik” się skończy (sam w to nie wierzę). Kolejne dziesięć kilometrów i dziesięć zakrętów, a asfaltu nadal nie ma … a sił coraz mniej ... Dafik ma do mnie żal, że go oszukałem … miały byś trzy zakręty, a tu końca nie widać. Błoto, błoto, cały czas błoto … Wiem, że mimo wszystko, pomimo skrajnego zmęczenia, Dafik ma jeszcze ochotę i siłę na żarty. Ale to, to już prawdziwy absurd, groteska w czystej postaci … to jest Rosja właśnie... W końcu … w końcu … jest ten upragniony … ten wymarzony asfalt … czyli, jesteśmy w Iraelu, więc jest szansa, że do Uchty dotrzemy, chociaż to jeszcze 150 km. Jedziemy … zmęczeni … skrajnie wyczerpani … przemoczeni, ale musimy dotrzeć do celu, do Uchty, do hotelu, bo tam grzejnik w łazience jest ciepły nawet latem, a to w tej chwili jest nam potrzebne najbardziej. Prysznic, ciepły grzejnik i łóżko. Po dniu dzisiejszym, czas na kolejne wnioski – przeciw deszczówka. Dafik ma kombinezon, ja mam spodnie wędkarskie i dwie kurtki, niby przeciwdeszczowe. Po dniu jazdy w deszczu, ja jestem przemoczony na wylot, majtki mokre, koszulka mokra. Dafik jest mokry częściowo, a najbardziej od własnego potu. Jeżeli planujemy jazdę w takie tereny, lepiej wyposażyć się w odzież przeciwdeszczową dobrej jakości, koniecznie oddychającą. Jest to wskazane dla własnego zdrowia. My praktycznie, mieliśmy tylko jeden dzień jazdy w deszczu. Co by było, gdyby padało dwa, trzy dni ? Prawdopodobnie, skończyło by się jakimś przeziębieniem i nawet goriłka by nam nie pomogła. Deszcz przestaje padać jakieś dwadzieścia kilometrów przed Uchtą. Ostatkiem sił dojeżdżamy do znanego nam hotelu „Czibiu”, a w recepcji przyjmuje nas ta sama, znajoma dziewczyna. Po zalogowaniu się do pokoju (ten sam co poprzednio, na czwartym piętrze), pierwsze co robimy, to oczywiście zrzucamy z siebie mokra ciuchy (część idzie na grzejnik, część do prania), a potem gorący prysznic. Potem, ubieramy świeże, suche i ciepłe ciuszki i idziemy do marketu obok, po zaopatrzenie. Na naszym stole znajduje miejsce: chleb, kiełbasa ... krakowska – najlepsza z tych które tam mają, ale i tak daleko im do naszych smaków. A poza tym: koreczki śledziowe (niebywale smaczne), dwie konserwy mięsne, słoik korniszonów, paczka ciastek, mleko, jogurt, paczka ciastek, woda no i jakże by inaczej, flaszka. Jeden kieliszek, drugi … trzeci … organizm szybko nabiera temperatury … będzie dobrze. Przy okazji pobytów w rosyjskich hotelach, a było ich przecież kilka, zawsze włączaliśmy telewizor żeby obejrzeć dziennik, czyli wiadomości. Tak jak wszędzie, prezentowane były normalne informacje z kraju, jak i wiadomości (najczęściej negatywne) z zachodniej Europy i USA, ale to raczej oczywiste i tego się spodziewaliśmy. Moją uwagę zwróciło coś jeszcze: w każdym dzienniku, pewien czas poświęcony był wojsku, armii, wojnie ojczyżnianej. Nowe samoloty, nowe podwodne okręty atomowe, nowe czołgi, rakiety. Dziennikarze pływają, latają, strzelają, prezentując i pokazując w ten sposób ludowi, że są silni, są mocni, są mocarstwem i to tutaj właśnie idą pieniądze, których państwu brakuje na inne sprawy. To samo mówił Denis w pociągu, jesteśmy sami, wszyscy dybią na nasze kozy, na wszystko nam nie wystarczy, ludzie muszą radzić sobie sami. No i jakoś sobie radzą. To Rosja właśnie jest … Dystans 310 km. Temperatura 28 – 18 oC  | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
| 
			
			 | 
		#100 | 
			
			
			![]() Zarejestrowany: Apr 2010 
				Miasto: Wlkp 
					
				
				
					Posty: 1,191
				 
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750 
Przebieg: od nowa 
Galeria: Zdjęcia 
				
				
				 
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 11 godz 12 min 13 s 
				 | 
	
	
	
		
		
			
			 
			
			Brawo Panowie  
		
		
		
		
		
		
			   Takie odcinki drogi, czy nawet całe dni, gdzie dostało się porządnie w tyłek pamięta się najlepiej i później wspomina z uśmiechem na twarzy. 
				__________________ 
		
		
		
		
	Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś  | 
| 
		
 | 
	
	
	
		
		
		
		
			 
		
		
		
		
		
		
		
			
		
		
		
	 | 
![]()  | 
	
	
		
		
  | 
	
		
  | 
			 
			Podobne wątki
		 | 
	||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor | 
| Bałkany 30.07.2017 - 12.08.2017 | giennios | Umawianie i propozycje wyjazdów | 0 | 23.06.2017 13:58 | 
| Iran trip 2017 - start 12.05.2017. | Emek | Przygotowania do wyjazdów | 137 | 14.06.2017 16:13 |