Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.09.2011, 09:01   #2
jagna
 
jagna's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 3 min 21 s
Domyślnie

Wyruszamy 10 września.
Straszą mnie pogodą (Wojtek, jednak nie zawsze Karpaty we wrześniu = deszcz) a ja straszę nią chłopaków. Codziennie będą mi wypominać ciepłe ciuchy, które niepotrzebnie wzięli. Czy ja im kazałam, czy co? Sama dokupiłam dwie wełniane koszulki na wyjazd…
Ja mam najdalej, bo Zielona Góra. Dobijam do Bliźniaka we Wrocku, pod Opolem zgarniamy Rycha, a pod Krakowem Rafa. I już grzecznie razem ruszamy na Rumunię. Dojazdówki opisywać chyba nie trzeba…

Już po ciemku lądujemy w Satu Mare i dość szybko sobie uświadamiamy, że noclegu pod dachem nie będzie. W każdym przybytku wesele…
No to namiot. Po ciemku trochę ciężko znaleźć fajne miejsce, dookoła same pola. Na jednym z nich widzimy opuszczoną (albo nigdy nie uruchomioną) stację paliw. A za nią całkiem przytulne miejsce na rozbicie namiotów. Z drogi kompletnie nas nie widać Za to strasznie głośno od tej drogi. Ale od czego w końcu są stopery Co prawda rano coś tam Rychu gada, że budził, że nikt nie reagował, a w ogóle to kto to widział tak długo spać.

Rano okazuje się też, że spaliśmy pod drzwiami motelu. Może trzeba było wejść?



Znajdujemy ładną miejscówkę na śniadanko:


I ruszamy dalej. W planach dojechanie w okolice południowego krańca Transalpiny. Ostatnie zdjęcie mojego czyściutkiego geesika:


drogi wybieramy boczne:


i coraz bardziej boczne:


Ja przy kolejnych błotnych koleinach, nad którymi majtam nóżkami nad ziemią ogłaszam bunt. Raf jedzie do przodu zorientować się w sytuacji i stwierdza, że lepiej nie jest. Ogłaszamy zatem odwrót. Na szczęście jedyny podczas wyjazdu
Ale za to wjeżdżam niechcący w największą kałużę i wyglądam teraz wraz z moim moto najbardziej profesjonalnie ze wszystkich



Kolejne szutry i błotka są mniej problematyczne i daję radę. Co oficjalnie obwieszcza Bliźniak:


Znów zjeżdżamy w boczne wioskowe drogi i szukamy noclegu, bo powoli ciemno się robi. Fajnie by było się umyć po dwóch dniach w temperaturze 30 stopni i jeździe kurzącymi szutrami A dookoła tylko krowy i owce. Nagle, prawie jak fatamorgana na pustyni, w środku zapadłej wsi pojawia się Casa David. Trzygwiazdkowa!



Brama otwarta, bruk nieco zarośnięty, wjeżdżamy. Nikogo. Drzwi otwarte, w recepcji nikogo. W barze nikogo. W hotelu nikogo! Rozłazimy się po hotelu krzycząc „helooou!”. Pokoje otwarte, Bliźniak odkrywa basen, ani żywej duszy. Dostajemy powoli głupawki z całej tej sytuacji i stwierdzamy, że przejmujemy hotel przez zasiedzenie.
Raf i ja odkrywamy jednak mieszkanko z boku, wchodzimy, a tu babinka w chustce struga kartofle. Nie wiem, kto jest bardziej zdziwiony. Babinka macha rękoma i coś tam tłumaczy po rumuńsku, więc grzecznie się wycofujemy do hotelu. W końcu (pewnie obudzony przez babinkę) pojawia się zawiany nieco gość. A po paru telefonach jeszcze z pięciu kolejnych. Pokój – proszę bardzo! 20 € za noc. Za wszystkich! A może kawy? Ursusa? Casa David w Cib - polecam!
Resztę wieczoru spędzamy obserwując sielską wieś. Krowy wracają z pastwisk, babinki zaganiają je do obór, wóz konny jedzie, wóz z mułami jedzie… Samotna krowa idzie… I pies jakiś... Fajnie jest…



__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą

Ostatnio edytowane przez jagna : 23.09.2011 o 16:43
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem