Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.02.2013, 17:33   #16
Cynciu
 
Cynciu's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 635
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Cynciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 8 godz 4 min 0
Domyślnie

Powiedziałem A, to trzeba powiedzieć B. Od czego by zacząć?

Głównych bohaterów poznaliście już na reklamówce. Teraz prezentacja oficjalna:

Grzela AFRCA TWIN



Szparag SUZUKI DR



Cynciu YAMAHA XT



Czwarte miejsce było dla Milenki, ale umyśliła sobie jeszcze w kraju, nóżkę na offie połamać. Zostało więc trzech muszkieterów.



Przygotowaniem sprzętów zajął się szparag. Ja pobazgrałem mapę. Jako navi posłużył mi Lark 35at, jako soft wersja testowa rosyjskiej NAVITEL 5033. To ten soft tak świetnie gubił się w górach, umożliwiając odnajdywanie najwspanialszych ścieżek i brodów.
Nieocenieni Fazi i Sambor pomogli z wizami. Potem wspólne pakowanie i jazda.

Początkowo chciałem wystartować bajkę i fotki z Biszkeku, bo niby to tu rozpoczęła się prawdziwa przygoda z motocyklem. Jednak tak naprawdę, przygoda zaczęła się ponad 6 000 kilometrów wcześniej.

Czas.
To coś, co niestety wielu z nas pogania. Co często utrudnia realizację marzeń. Co trzyma nas w labiryncie, w którym codziennie ścigają się szczury. Czas. Czas i odległość połączone razem, sprawiły, że ten najdłuższy odcinek przygody pokonaliśmy zostawiając więcej niż jeden ślad. Dzielnym IVECO z lawetą. I właśnie Tu rozpocznę bajanie.



Polecimy dolotówkę expresowo: Polska, Litwa. Na granicy Grzela miał potrzeby i musiał zmusić bankomat do wydania kasy. Jak wygląda zmuszony bankomat, zobaczycie na filmie.
Litwa, Łotwa. Granica z Rosją tylko 6 godzin i wio do przodu. Nawigacja rzekła „skręć w lewo, następny manewr za 650km”. Jazda, tylko w bak i ogień. Czasowo jesteśmy lekko w plecy więc jedziemy non stop. Jeden jedzie drugi kima i tak na zmianę. Kilometrów szybko ubywa a ubywało by jeszcze szybciej gdyby nie monstrualne dziury na które musimy stale uważać. Ciemną nocą w jedną taką wpadamy całym impetem. Efektem na szczęście jest tylko zniszczona felga i opona. Szybka zmiana koła i jedziemy dalej. Na obwodnicę Moskwy wpadamy za dnia. Ruch ogromny ale wszyscy zapieprzają, więc idzie szybko. Posty milicyjne są najczęściej już opuszczone (Europa). Na tych czynnych czasem nas zatrzymują ale tylko po to aby sobie pogadać. Pełna kulturka i żadnych uwag odnośnie rosyjskich stróżów prawa. Żywimy się w przydrożnych kafe i jedziemy dzień i noc. Gdzieś już w głębokiej Rosji ale jeszcze w Europie, ciemną nocą wjeżdżamy pod strome wzniesienie. Na szczycie zmieniam bieg, gaz, .... Co jest, bieg nie wskoczył? Jeszcze raz trója, gaz, Iveco ryczy ale nie jedzie, cosik hrobocze. Pierwsza myśl: Ku... wa, padła skrzynia, ja pi...le. Wrzucamy na luz i z górki dotaczamy się do stacji paliw. Czołganiem pod wóz, szparag maca, słucha, stuka, wkłada paluchy i już wiemy. „Na szczęście” to chyba tylko sprzęgło się wysypało. Oczywiście na stacji jest Stajanka więc zaraz pojawia się miły pan oferując w korzystnej cenie bilecik za postojowe. Na nic płacz i lament. Przecież nie odjedziemy, trza płacić. Szukamy kogoś kto by nas pociągną do najbliższego miasta ale jest drobny kłopot. Przed miastem jest Post i nikt nie pociągnie busa z lawetą. Lawety z motorami nie zostawimy, mamy więc pata. Trzeba przekimać do rana. Rankiem rozdzielamy się. Szparag jedzie do miasta szukać tarczy, my szukamy jakiegoś kanału żeby móc zrzucić skrzynię. Znajdujemy stary kowcho z którym teraz zarządza rosyjski biznesmen (naczialnik). Naczialnik w Rosji to jest Ktoś. Zgadza się nas wpuścić na stary najazd (chyba na czołgi), musimy sobie tylko przycholować pojazd.
W Rosji pod wiejskim sklepem można znaleźć wszystko, więc znajduje się również kierowca „pochanki” który przytaszcza nas razem z lawetą. Potem busa wciąga na najazd. Ależ ta kruszyna ma power! Zanim przyjedzie Paweł mamy skrzynię biegów prawie na dole. Przyjeżdża i wiadomości nie są najlepsze. Na nową tarczę trzeba czekać 3-4 dni. Nie mamy tyle czasu! Zrzucamy skrzynię, sprzęgło i rozbieramy tarczę. W tarczy sprzęgłowej jest stalowa tarczka zabieraka. Takie cuś z wieloklinem i tarczką która poprzez sprężyny przenosi siłę na całą tarczę z okładziną cierną. Ta mała tarczka zabieraka rozsypała się na kilkanaście części, jedna sprężyna pęknięta, reszta w idealnym stanie J
Trzeba to pospawać – orzekł Szparag .
Spawać tarczę sprzęgłową? Jaja se robi – pomyślał Cynciu.
Trzeba znaleźć spawacza – powiedział Szparag.
Jednak nie robi se jaj – pomyślał Cynciu.
Spawacz znalazł się w sąsiedniej wiosce i maleńką spawareczką elektrodową dokonał dzieła. Po wyspawaniu tarczy stwierdził – Jak dojedziecie na tym do następnej wsi to będzie dobrze. Ależ skromny gość. Nawet nie przypuszcza jaki kawał świata przejechało jego pospawane sprzęgło.

Za ten „fachowy” opis sprzęgła pewnie dostane burę od Szparaga ale mam to w nosie. On teraz jest daleko, w Warszawie, to nic mi nie zrobi.

Do granicy Kazachskiej dotarliśmy późną nocą. Jakoś tak wszystkie granice nam wychodziły. Podchodzimy do okienka celnika, Kazacha ale on wałkuje jakiegoś kierowcę ciężarówki.
- poczekać!
Czekamy (pierwszy błąd). Po odejściu kierowcy podchodzimy. Okienko z ladą na wysokości mojej brody, szyba, a za nią gdzieś niżej siedzi Kazach – służbista. Skąd, dokąd, po co, dawać wszystkie dokumenty. Zabiera je kładzie u siebie na biurku które jest znacznie niżej i tracimy je z oczu. Coś tam przegląda, przewraca, po czym zwija wszystko razem i oddaje nam.
- Nie przejedziecie.
- Co ?
- Nie macie jednego tłumaczenia, nie przejedziecie.
- Jest na pewno niech pan sprawdzi, może upadło.
- Nie ma, nie przejedziecie.
Jebany, ukradł. Mieliśmy wszystko. Było na rosyjskiej i było przed chwilą jak szykowaliśmy papiery. Zaczynamy gadkę a on swoje
- nie przejedziecie, nie macie tłumaczenia
Odczekał stosowną chwilę a gdy uznał, że jesteśmy gotowi, dodał
- Jak macie 500 dolarów, mogę przymknąć oko.
- Nie mamy kasy
- To nie przejedziecie.
Dalsza gadka nic nie zmienia w dialogu. Jebany jest zacięty. Mogli byśmy się z nim jeszcze długo przekomarzać i pewnie by się udało ale jesteśmy już kilka dni w plecy i spieszy nam się okrutnie. Wychodzimy. Po jakimś czasie wybieramy negocjatora który face to face wałkuje temat. Po jakimś czasie możemy jechać, ubożsi o 60 zielonych. Zanim odjeżdżamy jeszcze do nas wychodzi, oddając nam 20 dolców „na paliwo”. Sumienie go ruszyło czy jak?

Gonimy przez Kazachstan ale wpadamy na około 100km off road który przejeżdżamy w deszczu, zwalniając do 5-10km/h. Masakra. Na jednej z dziur urywamy tłumik. Od teraz jedziemy jak na przelocie.
Po wyjeździe na asfalt szukamy jakiegoś kanału przy parkingach aby obczaić nasz tłumik. W pewnym momencie, jest, kanał na parkingu po lewej stronie drogi. Kierunkowskaz, powolne hamowanie, a styłu słychać bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz, JEB.
Łada Niwa centralnie pakuje się w tył lawety. Jak się za chwilę okazuje, Gość właśnie odebrał ją z salonu a teraz Łada nie ma przodu. Koleś przywalił w podłużnicę lawety i straty u nas skończyły się tylko na zbitej lampie.
Kazach wyskoczył ze swojej Lady i z piorunami w oczach wali do nas a słowotok jego nie ma końca. Nowe auto, nasza wina, za wszystko zapłacimy, co my wyprawiamy, nowe auto mu odkupimy, nie wykpimy się, On już dzwoni na policję. Super. W sumie nas wyręczył.
Po chwili zajeżdża radiowóz. Ze środka wychodzą dwa miśki i walą prosto do Kazachów. Patrzę i oczom nie wierzę. Rąsia, rąsia, potem walą misia i gadają jak szwagry. W dupę – myślę sobie mamy lekko przesrane. Po chwili podeszli do nas, pytają jak było i wracają do tamtych. Po niedługim czasie podjeżdża kolejna suka. Wychodzi z niej młodszy oficer ale rangą ewidentnie starszy starszy stopniem od dwóch poprzednich. U Kazachów się nieca uspakaja. Kierowca Łady pomimo milicji i tak co rusz do nas wyskakuje z zapewnieniem, że wszystko mu i tak zapłacimy. Oficer rozeznał sprawę i spytał czy mamy jakieś „pretensje” roszczenia do kierowcy Łady. U nas tylko lampa więc stwierdzamy, że chcemy tylko aby On się nie czepiał, a my już nic od niego nie chcemy. O to samo zapytał tamtego a on oczywiście, że my musimy mu za szkody zapłacić. Wrócił do nas. Potwierdził, że wina jest ewidentna kierowcy Łady i jeszcze raz spytał czy mamy jakieś roszczenia. Nie. To możemy jechać. Na nasze obawy co do gościa, potwierdził, że mamy spokojnie jechać, a On ich tu jeszcze trochę potrzyma.
Ruszyliśmy. Nie wiedziałem, że nasze Iveco jest takie szybkie. Nie szukamy już kanału, byle do przodu.
Aby nie przedłużać samochodowej części opowieści, wspomnę tylko, że w pamięć zapadną mi jeszcze dwie przygody:
1 – nauka azjatyckiego stylu jazdy w Astanie.
2 – Granaca Kazachska na wyjeżdzie.
Potem już z górki. Biszkek, wyładowanie motocykli i nowa kolejne przygody. O tym jednak, w kolejnym odcinku.



__________________
Wlóczęga:
człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..

[ Julian Tuwim ]
Cynciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem