Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.10.2011, 17:48   #1
lena
 
lena's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
lena jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 8 min 52 s
Domyślnie Smak Porto [Wrzesień 2011]

"Bo to się zwykle tak zaczyna, sam nawet nie wiesz jak i gdzie(...)".
Tak było i tym razem. Padło hasło: Wyjazd do Portugalii za dwa lata...
Zawiązał się gang Porto próba, którego członkowie dzielnie stawiali czoła docinkom forumowych globtroterów,że jakoś dziwnie dłuuuugo się zbierają. Termin był odległy, nie obeszło się więc od bicia piany na tematy mniej i bardziej turystyczne. Im bliżej wyjazdu, tym ekipa bardziej się kurczyła. A to ktoś nie ma jeszcze kasy, a to urlopu, praca koliduje, motor w rozsypce, prokreacja w toku, dzieci, psy, koty, etc...
W efekcie 10 września bieżącego roku, realizować gangsterskie plany wyruszają dwie królowe - jedna, stołeczna z Kicim i Olą na pokładzie, druga - z galicyjskiego Lubaczowa z nami.
Pakowanie przebiega sprawnie, zgodnie z zasada : bierzemy tylko to, co niezbędne . Po umieszczeniu bagaży (tj. 3 kufrów, 2 toreb i plecaka) na motorze okazuje się,że afri jest tak objuczona, że przednie koło rwie w górę. Rozumiemy,że podobnie jak nam spieszno jej do jazdy,ale żeby aż tak ! Zastanawiam się co będzie jak ja się załaduję na tył kanapy . W ramach przeciwwagi wrzucamy na bak 2 - poziomowy tankbag - bez efektu. Zanim Wojtek w nerwach wybebeszy kufry, sama wyjmuję z nich damskie niezbędniki : żelazko turystyczne, prostownicę i kilogramową puszkę odżywki do włosów (bo skoro je jeszcze mam, a wyprawa ma trwać miesiąc to na pewno się przydadzą) i dwie filiżanki (że też kobiety zawsze muszą coś poświęcić dal dobra sprawy!). Widzę,jak brwi mojego męża podchodzą pod daleko już cofniętą linię włosów : Mówiłaś,że tylko zupy chińskie, makaron i parę przypraw plus garnki ! Cóż, faktycznie plan był taki, ale czym miałam tę pustą przestrzeń bagażową wypełnić, skoro zmieściłam tam już sukienkę, suszarkę, małą piersiówkę na wypadek chłodnego wieczoru i tęsknoty za domem, funkiel nowy zestaw garnków z radiatorem (ze dwa stare też dorzuciłam na wszelki wypadek, jakby goście na kolację przyszli ) i kilka mięsnych słoików a'la Deptul ? Mleczko do kawy ( bo inaczej nie wypiję ), cukier bo słodzik bardziej szkodzi i jeszcze kilka drobiazgów nie wartych wyliczania, aczkolwiek niezbędnych ! Żeby mi udowodnić brak fachowości w pakowaniu, Wojtek waży towar.Okazuje się,że rumak z ekwipunkiem i nami przekracza 400 kg. Optymistycznie nastawiona stwierdzam,że przecież i tak planowaliśmy zrzucić kilka kilo, a wiodąc tułacze życie nie da się tego uniknąć . Z czasem więc będzie ubywać i nas i żarcia z toreb. Byleby już jechać.
IMG_3097.jpg
W drogę! Napieramy na zachód. 520 km i meldujemy się w Raczycach, skąd już tylko rzut beretem do Zgorzelca, w którym spotykamy się następnego dnia z Kicim i Olą - oni te noc spędzają z duchami. My zaś, przygarnięci przez forumowego kolegę Puntka i jego dziewczyny : Julitę i Krysię (za co serdecznie dziękujemy) mamy okazję nocować w ich fantastycznym domu przewiezionym z Podhala. Jacek wykazuje talenta kulinarne - pizza rozpływa się w ustach! Czujemy się tak,jakbyśmy się znali całe lata - chcielibyśmy zabrać Ich w tę podróż ze sobą.
IMG_1370.jpg

Ranek rześki. Jestem październikowa, więc mam słabość do jesieni, a ta jak na złość zaczyna się pięknie : rudo - słonecznie. Cóż, przecież tam, dokąd jedziemy też ma być ciepło i wyjątkowo - ulegam pokusie .

Odnajdujemy się ze współtowarzyszami podróży i już w komplecie ruszamy dalej. Mała narada na trasie.
IMG_1374.jpg

Ustalamy,że kraj najeźdźców mijamy jak najszybciej się da.
Kici stwierdza,że na kalesony jest jednak zbyt ciepło .
IMG_1375.jpg

Jeszcze tego samego wieczora, gdy marzniemy i mokniemy na bawarskiej ziemi zatęsknimy i za słońcem i za kalesonami. Pogoda i temperatura zmuszają do szukania noclegu. Opcja wyprawy, z założenia turystyczna nakazuje szukania w pierwszej kolejności kempingu. Znajdujemy, a jakże - niestety już nieczynny . Kręcimy się w kółko. Jest zupełnie ciemno i zimno a my przemoczeni. Wojtek po doświadczeniach z ostatniego Szuter Party zatraca granicę realnych możliwości - przecież można bez mapy, bez światła, bez spania... Musimy go ofuknąć - stanowczo domagamy się dachu nad głową, gdzie będzie można się ogrzać i wysuszyć! Znajdujemy, jak się później okaże będzie to jeden z najdroższych noclegów na szlaku tej wyprawy . O mało nie przypłacam tego luksusu kontuzją , kiedy ląduję na pupę w śliskiej, wypolerowanej, niemieckiej wannie - kaskada wody zalewa łazienkę, a ja po ataku śmiechu kończę przygodę czkawką.
Suszarki idą w ruch - rano musimy być gotowi do wyjazdu
IMG_1378.jpg
Jest też chwila dla urody
IMG_1379.jpg

Bawaria pachnie świeżo ściętym drzewem - przyjemnie jest, gdy ten zapach wdziera się pod kask. Jej rudo-czerwona ziemia, zwłaszcza po deszczu wygląda fantastycznie! Tu też się buduje, ale w odróżnieniu od naszego kraju nie robi się z tego propagandy typu : Niemcy w budowie .
IMG_1389.jpg
Docieramy do Francji - wita nas wietrznie i deszczowo. Zaczynamy od Lotaryngii, a dokładnie od Metz, w którym oglądamy najcenniejszy zabytek tego miasta - gotycką katedrę świętego Stefana ze słynnym 11-tonowym dzwonem i witrażami Marca Chagalla.
IMG_1433.jpg

Ostatnio edytowane przez JARU : 28.12.2012 o 16:19 Powód: dodaję termin wyjazdu
lena jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem