A jak mowa od podlotach, to jeszcze wróćmy na chwilę do Tallinna i spójrzmy na te oto uroki rodzicielstwa
1.jpg
2.jpg
3.jpg
I kontynuujemy podróż powrotną. W lesie trafiamy na tor motocrossowy, ale nie wiemy komu trzeba zapłacić, więc jednak nie testujemy Malucha na hopkach
4.jpg
Pierwsza atrakcja na trasie to opuszczony ośrodek wczasowy Kukulinna manor nad jeziorem Saadjärv. Dobra, przyznaję, że napisali coś o terenie prywatnym i niewchodzeniu, ale przecież my nie znamy estońskiego, to skąd mielibyśmy wiedzieć
5.jpg
6.jpg
7.jpg
8.jpg
9.jpg
10.jpg
11.jpg
Jeziorko ma też zaraz obok "plażę" i duży parking, bardzo popularne miejsce z mnóstwem ludzi, ale w sumie trudno się dziwić, bo woda czyściutka. Więc Maciek oczywiście idzie pływać i znika mi na jakąś godzinę, czyli chyba warto się tam wybrać, jak się lubi pływać. Zaraz obok jest jeszcze Centrum Epoki Lodowcowej, na które niestety nie mamy już czasu. Może jak ktoś z Was kiedyś tam dotrze, to dajcie znać czy faktycznie fajne.
A my tymczasem zaliczamy jeszcze Estońskie Muzeum Narodowe w Tartu - wpadamy na 2 godziny przed zamknięciem uznając, że starczy czasu, bo ileż można łazić po muzeum. No więc okazuje się, że można łazić długo. A samo muzeum powstało w miejscu starego radzieckiego lotniska - budynek jest na przedłużeniu pasa startowego, który z kolei aktualnie robi za plac do nauki jazdy. Muzeum jest z tych nowoczesnych - interaktywne, świecące i gadające. Wystawy tematyczne prawdę mówiąc mało nas urzekają, chyba jesteśmy po prostu na to za starzy

Także początkowo nie powala nas na kolana, ale później trafiamy do wielkiej hali ogólnej z pierdyliardem różnorakich wspaniałości z każdej kategorii, od tej głównej przestrzeni odchodzą pomieszczenia tematyczne: o II WŚ, o medycynie, o ceramice, o zabawkach, o meblach, o lampach, no o wszystkim. I tam utykamy na dobre, aż nas trzeba było wyganiać, bo już zamykali
12.jpg
13.jpg
14.jpg
15.jpg
16.jpg
17.jpg
18.jpg
20.jpg
21.jpg
22.jpg
23.jpg
24.jpg
25.jpg
I nie wiem czy widać po wyrazie twarzy, ale to mój ulubiony eksponat z całego muzeum. Kocham tego chomiczka
19.jpg
Na nocleg cofamy się troszkę nad jezioro Peipsi na camping Kurepesa, bo nic bliżej miasta nie znalazłam. Kiedy rozbijamy namiot coś nawet jakby się szykowało na burzę, ale przechodzi bokiem. Za to wreszcie słyszymy szum fal, którego morze nam do tej pory poskąpiło
26.jpg
27.jpg
28.jpg
A rano odbywają się pierwsze testy zabytkowego czajnika elektrycznego na gniazdo zapalniczki. Niestety testy zakończyły się niepowodzeniem. Chyba za dużo prądu chce brać i instalacja nie wyrabia. A szkoda, bo bardzo klimatyczna rzecz
29.jpg
Tę poranną porażkę kompletnie przyćmiewa następny punkt programu - Muzeum Zabawek w Tartu. OOOOOOOOOOOMÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓJBOOOOOOOOOOOOORZEEEEEEE EE. Powiedzieć, że polecam to miejsce każdemu, to nic nie powiedzieć

Ileż tam jest wspaniałości! Stare zabawki, pluszowe zabawki, drewniane zabawki, papierowe zabawki, metalowe zabawki, zabawki "o! taką miałem!", zabawki "o! taką pamiętam z katalogu!". Naprawdę miejsce dające dużo radości
30.jpg
31.jpg
32.jpg
33.jpg
34.jpg
35.jpg
36.jpg
37.jpg
38.jpg
39.jpg
40.jpg
41.jpg
42.jpg
Jest też dział z figurkami z estońskich filmów animowanych i powiem Wam, że oni tam muszą mieć jakiś dobry towar
43.jpg
44.jpg
45.jpg
46.jpg
Po samym mieście kręcimy się króciutko, ale na szczęście tutaj też, jak w całym kraju, poustawiali takie ramki, żeby pokazać najlepsze widoki
47.jpg
Nie no, żarcik oczywiście

bardzo tam ładnie i jakbyśmy mieli więcej czasu, to na pewno wyszlibyśmy dalej, niż te kilka uliczek na starym mieście, ale mamy dziś jeszcze trochę do załatwienia...
...I tu miał być opis dalszej części dnia, ale za dużo zdjęć na raz

więc C.D.N.