Małpi Chuj to nasz dawny przyjaciel, z którym razem budowaliśmy prętkie auta i ścigaliśmy się po różnych zakamarkach tego świata.
To było jeszcze przed naszym spotkaniem na ul. Żółwiowej w Łodzi i wszystkim co się po tym wydarzyło
Wody oczywiście nie piliśmy bezpośrednio z jeziora, żeby było bezpieczniej piliśmy ichnią wódkę prosto z gwinta.
Chłopaki nadal nie mogą przeżyć dewasta pod autem, ale o tym w innym wątku, tutaj wracamy do tematu:
Kacza rodzina przyłącza się dosyć nachalnie do mnie gdy przygotowuję kolację i tylko Ani eskorta pozwala mi gotować w spokoju.
W miejscowej knajpie jemy później pyszną rybę, a podczas spaceru po sennej miejscowości śledzą nas dziwne stwory.
1.jpg
Niby dziwne, ale patrząc na powściągliwość finów w kontaktach z innymi całkiem zrozumiałe.
Wieczór to zdziwienie, że kamping robi się pełen.
Finowie uwielbiają podróże oraz biwakowanie.
Jest sobota a my zajęliśmy jedno z ostatnich wolnych miejsc.
Na pozostałych stoją kampery w 100% na fińskich blachach (ogólnie gdy odjechaliśmy od południowego wybrzeża widzieliśmy dwa auta na obcych blachach).
Ale, co ciekawe, jest cicho.
Nikt nie puszcza muzyki z boomboksów, nie drze ryja albo nie próbuje się na siłę zaprzyjaźnić z sąsiadami.
To dobre miejsce na poczytanie książki.
2.jpg
Tutaj także zauważamy, że fiński dzień zaczyna się około 12:00.
Na początku dziwiło nas dlaczego miejsca typu biura na kampingach są czynne od tej godziny.
Teraz zrozumieliśmy.
Od świtu, jeżeli jest mgła (czyli praktycznie zawsze) do około 12:00 dzień wygląda jak z horroru. Wtedy faktycznie chęć do jakiejkolwiek aktywności spada do zera.
W południe, ktoś przekręca magiczny przełącznik i mgła się podnosi, odsłaniając piękny, słoneczny dzień.
kolejne dni to odwrót na południe.
Znów przypatrujemy się skałom, którym Finowie wyrwali odrobię przestrzeni, aby swoja ziemię jakkolwiek ucywilizować.
3.jpg
Kontemplujemy ich architekturę (założenie, że w drewnie się mieszka,a a beton i kamień służą do budowy schronów i bunkrów).
4.jpg
Oraz do starej motoryzacji (Gogurek czuł się tam jak u siebie)
5.jpg
W międzyczasie docieramy do Lahti.
Trafiamy na jakieś lokalne zawory, więc jest pełno (jak na finów) ludzi.
Co ciekawe, jak zajeżdżamy pod skocznie narciarskie, zauważamy, że porządkowi kierujący samochody na poszczególne parkingi, nie muszą wogóle kierować ustawianiem się na miejscach.
Parkowanie odbywa się systemowo od najdalszego miejsca. Nikt nie goni pod samą skocznię i nie staje oddzielnie. Dopiero gdy jeden kwartał parkingu się zapełni, ustawiamy się na kolejnym.
6.jpg
Przy okazji, po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że przywiązanie sobie dwóch desek do nóg i chycanie z tym ponad 200 metrów jest dla niekoniecznie normalnych (nie to co nasze wyprawy).
Po drodze do naszego ostatniego noclegu w Finlandii zahaczamy sklep, w którym kupujemy konserwy z reniferem i łosiem.
Gdy stoimy przy kasie, Ania nie może się zdecydować, którą torbę z Muminami wziąć.
Aby nie blokować kolejki mówię jej, żeby wzięła wszystkie.
Cichy śmiech małej dziewczynki, która z niej wtedy wyziera jest wystarczającą rekompensatą za rachunek.
7.jpg
Ostatnia noc w Finlandii to wybrzeże Bałtyku.
Tutaj bardziej przypomina on jezioro z mnóstwem wysp, niż morze, ale dla nas jest bardzo urokliwy.
Wysoki na parenaście metrów klif schodzi do wody, a na jego szczycie zakładamy obozowisko, z którego będziemy obserwowali nadchodzącą noc.
8.jpg
oranek, to odwrót w kierunku Helsinek.
Prom nie poczeka, więc staramy się być jak najszybciej.
Przy okazji stwierdzamy, że na stacjach samoobsługowych, pod dystrybutorem można wybrać język rosyjski.
Jak widać to nie tak, że Finowie nie mogą patrzeć na Rosjan.
Mogą.
Co prawda krótko (tylko do momentu gdy muszka się zrówna ze szczerbinką) ale mogą.
9.jpg