Przepływamy obok wysepek, na których znajdują się stare forty, broniące wejścia do stolicy Finlandii. Odległość od nich jest mniejsza niż wysokość statku na którym stoję.
Gdy zjeżdżamy na brzeg, z kolumny aut wyłuskuje nasz fińska straż graniczna.
Dwóch gości, jeden wielkości szafy i wyglądzie wikinga, drugi, wyglądający jak krasnolud, szerszy niż wyższy.
Bardziej niż dokumenty, które im podaję interesuje ich Mandaryna.
Jaki silnik, czy sami robiliśmy zabudowę itd.
Po chwili rozmowy zjeżdżamy na ziemię z oznakowanie FIN.
Pierwsze obroty kół Ania zaplanowała po Helsinkach.
Zwiedzamy zatem stary port, główny deptak, oraz zabytkową halę targową, gdzie w rozsądnych, jak na tutejsze warunki, można zjeść i napić się lokalnych specjałów.
1.jpg
Nie brakuje także spotykanych przez nas na każdej szerokości geograficznej żółwi.
2.jpg
Kolejny przystanek, to wyspa Seurasaari (Fölisön) to miejsce gdzie zgromadzono zabudowania z wszystkich epok istnienia Finlandii od czasów wikińskich, do XIX wieku.
Są tam nie tylko budynki mieszkalne, ale także konstrukcje ucieczkowe przed niedźwiedziami, które do dziś są stosowane w północnych i wschodnich rejonach. (Serio kurwa

)
3.jpg
Po obejściu wyspy, mamy za sobą zasadniczo 95% zabytków, które warto zobaczyć w Finlandii.
Tyle.
Teraz zostaje praktycznie tylko to co zrobiła natura, co jest zajebistą wadą (albo zaletą jeżeli chodzi o ten kraj)
Aby jednak nie wchodzić za mocno w dzikość, decydujemy się na pierwszy nocleg w miejscowości Hanko.
To najbardziej wysunięta na południe część Finlandii.
Camping z ciepłą wodą i prądem, po trzech nocach na dziko dobrze nam zrobi.
Trafiamy tam też na zlot...
... starych kamperów.
4.jpg
Mechaniczna Pomarańcza czuje się zatem jak w domu.
5.jpg
Finowie, którzy myślą, że przyjechaliśmy specjalnie na ich zlot podchodzą śmiało i z odległości około dwudziestu metrów podziwiają Gogurka.
Są kciuki w górę i wyrazy uznania.
Z dwudziestu metrów.
Jak się później dowiadujemy to był szczy spoufalenia się i spontaniczności Finów.
Wieczorem czeka nas jeszcze jedna niespodzianka.
W lokalnym barze, w rogu siedzi eteryczna blondynka z gitarą mniej więcej swojej wielkości.
Ciepłym głosem śpiewa po fińsku piosenki, których nie cholery nie rozumiemy.
Jednak jej tembr głosu i dźwięki gitary przekonują nas, że śpiewa o czymś pięknym.
6.jpg
Nie wiem o czym śpiewała, ale wiem, że byliśmy wtedy nie tylko ponad tysiąc kilometrów od domu, ale także w pięknym miejscu, w którym trzeba było jedynie chłonąć chwilę, która właśnie trwała.