Administrator
Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,351
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 15 godz 54 min 57 s
|
Podsumowanie i własne odczucia - mocno subiektywne.
Podsumowanie i własne odczucia - mocno subiektywne.
Czarnogóra jest Polską z przełomu 80-90 lat w wielu wypadkach z bardzo szybkimi zmianami, które następują szybciej niż społeczeństwo potrafi się do nich przyzwyczaić.
Krajobrazowo jest to przepiękny kraj, który mininum dwa razy trzeba zwiedzić, aby móc powiedzieć, że się go widziało, poznało.
Zarówno okolice Durmitoru jak i od strony morza - bajka. Nie ma tam chyba przydkich miejsc.
Czarnogórę bankowo odwiedzę jeszcze raz, ale tym razem motocyklem, objazdowo a nie stacjonarnie.
Co mnie zaskoczyło tym razem będąc już drugi raz to chaotycznie rozpoczęte remonty/modernizacje dróg - szczególnie tych pomiędzy Tivatem a Budvą, nie dokończone drogi, brak jednoznacznych oznakowań o objazdach - mam wrażenie, że poprzednim razem było lepiej. Jadąc tam miałem dobrze zakorzenione emocje i dobre wrażenia z poprzedniego urlopu w tym kraju. Jaraliśmy się samą myślą, że jeszcze raz odwiedzimy ten kraj, nawet te same "stare śmieci".
Rzeczywistość okazała się tym razem bardziej chłodna. Z pozytywów to domek, gdzie mieliśmy pokój wynajęty - tu właścicielka nas poznała, przywitała już jak swoich, co drugi dzień mieliśmy TYLKO MY a to świeżo zerwane winogrona, a to świeże figi a to coś tam jeszcze innego. Mega pozytywnie, ciepło i miło. Co totalnie nam się nie spodobało to ceny. Są w wielu wypadkach wyższe niż rok temu. Dotyczy to głównie lokali gastronomicznych w dużych miastach typu Kotor, Tivat, Bar, Sutomore.
Mieszkaliśmy na uboczu parę kilometrów od Tivatu w "dzielnicy" Radosici czy jakoś tak. Tam lokalne bary/pizzerie były nie tylko tańsze ale i LEPSZE. Obsługa każdego klienta traktowała tak samo, nie było sztuczności, teatralnych zagrywek czy połkniętego sztyla od miotły. Tam widać było po twarzach, że są naturalni.
Kotor - miasto, które ocalone zostało przez koty... i na tym koniec. Ta cała otoczka jest idealnym naganiaczem lokalnych sklepów z pamiątkami, które wykorzystują to, aby sprzedawać kocią cepelię. Koty często były przeganiane, na próżno było szukać misek z wodą czy karmą dla nich poza jednym miejscem. Ostatnim razem opisałem starszą panią, która się zajmuje tam kotami, ale ta pomoc tym razem jak obserwowaliśmy to było karmienie i aplikowanie suplementów dla osesków, których kilka było. Na próżno było szukać realnej pomocy dla tej kociarni. Koty ufne, więc nie było mowy o wymówce, że trudno je złapać itp. Jakoś tak strasznie się nam przykro zrobiło z tego powodu, że miasto i jego największa kocia legenda stała się jakby jego zmorą bo nagle trzeba zadbać o koty, o symbol tego miasta tak dumnie wszędzie promowany w folderach reklamowych a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
Budva - przejazd tradycyjnie trudny, korki ale to standard więc w sumie specjalnie nie ma się do czego doczepić, w tym roku odpuściliśmy sobie stare miasto jadąc tylko tym razem pstryknąć na obrzerzach miasta Fort Morgen a raczej widok z tego miejsca. Tegoroczny pobyt w Czarnogórze był kapryśny jeśli chodzi o pogodę. Upalne dni to wiadomo, że najlepiej spędzić nad wodą i tak też czyniliśmy. Natomiast pozostałe dni staraliśmy się coś zwiedzić, zobaczyć, ale w innej formie niż cała reszta ludzi bo staraliśmy sobie wypatrzeć jakieś miejsca, gdzie jest widok, panorama, jakaś historia, co dla zwykłego turysty nie ma wielkiego znaczenia.
Tradycyjnie trafiliśmy na pożary, które są normą o tej porze roku, więc to już nas nawet nie przerażało. Sprawdzaliśmy na bierząco informacje o aktualnych pożarach jadąc gdzieś.
Bar - miasto, gdzie nie mieliśmy zamiaru spędzać czasu poza jednym punktem - starym grodem/miastem. To miejsce jest naprawdę warte zobaczenia. Bardzo żałowaliśmy, że mieliśmy płaskie światło przez większość czasu, a więc i zdjęć takich jak chcieliśmy nie przywieźliśmy chociaż mamy obraz tego miejsca, trochę jego historii. Polecam to miejsce.
Ogólnie wrażenia mamy w tym roku mieszane. W lokalach np. Forza Kuk (restauracja na szycie w Kotorze, gdzie jest naprawdę mega kolejka gondolowa) to jakiś żart. Obsługa latała opętana za strefą VIP - płatne stoliki w części tarasowej z panoramą na zatokę - a zapominała o zwykłych ludziach. Jedzenie nie dość, że musieliśmy czekać i to sporo to jeszcze jak dostaliśmy to było zimne... dopisywanie do rachunku rzeczy, których nie zamawialiśmy, oschłość... i wyższe ceny, dużo wyższe... miejsce to nastawione jest na premium klientów a nie zwykłych turystów. Bardzo podobnie było w Peraście. Lokale nie były pełne, a gdy sobie jakiś upatrzyliśmy aby się czegoś napić tylko, kawa dla mnie a drink na mojej Miss Excel to obsługa dawała mocno do zrozumienia, że pijcie i spierdalajcie bo tylko czas nam zabieracie. W paru miejscach było podobnie poza... lokalnymi. Jadąc od nas nie w stronę Tivatu/Kotoru tylko w stronę końca półwyspu wychaczyliśmy kilka lokalnych knajpek gdzie naprawdę było BARDZO miło i życzliwie a ceny były bardzo w porządku. Najbardziej nas zaskoczyła mała lokalna pizzeria, gdzie jedliśmy naprawdę wyśmienitą pizzę.
Im dalej od zatoki tym było ciszej, spokojniej, taniej. Jechaliśmy do Zabjaka a potem już P14 i parę innych atrakcji. Tam uprzejmość i chęć pomocy była mocno odczuwalna, nawet obsługa kolejki na Savin Kuk, która robiła co trzeba w naturalny sposób i z uśmiechem.
Durmitor, cały ten park to było bajeczne doznanie, pomimo faktu, że nie zrobiliśmy całego naszego planu to już chcemy tam wrócić i po cichu liczyć na lepsze światło, bo część naszej wycieczki była w deszczu. O malowniczych drogach Durmitoru nie będę się rozpisywał bowiem wielu z Was już tego doświadczyło. Jadąc z gór przez te lokalne dróżki widzieliśmy wg mnie prawdziwą Czarnogórę, z jej wadami i zaletami, widzieliśmy biedę, widzieliśmy normalność, brak komercji. Normalność a przynajmniej to co widzieliśmy było zwyczajne.
Ogólne wrażenia mamy takie, że ten kraj chce bardzo szybko dorobić się na turystyce, świadczą o tym rosnące jak grzyby po deszczu apartamentowce, hotele ale nie idzie w parze z tym rozwój społeczny. Cenę za to wszystko płacą też ci biedniejsi mieszkańcy, którzy mieszkając z dziada/pradziada w danym miejscu muszą mierzyć się z panującą drożyzną. Nie widać klasy średniej, jest spora przepraść pomiędzy klasami ludzi, widać to bardzo. Minimalne wynagrodzenie wynosi tam 670eu co jest naprawdę niskie i jak rozmawiałem z niektórymi ludźmi jest głodowe, ale ludzie się cieszą, że mają pracę. Przemysłu tam jako tako nie ma, nie są w strefie Schengen ale mają euro. Euro jak się dowiedzieliśmy nie było wcale dobrym wyjściem, bo spowodowało mocne dysproporcje zarobkowe właśnie.
Traktowanie zwierząt - coś, na co zwróciliśmy bardzo uwagę.
Jest na tyle wg mnie źle, że psy/koty są totalnie uprzedmiotowione w miastach, gdzie powinny być pod opieką. Świadczy o tym nawet fakt, że kilka osób założyło fundacje (nawet jedna chyba z Polski) aby tym zwierzakom na miejscu pomagać.
Nie odbierajcie tego, że teraz nagle będę pluł na ludzi tam żyjących, bo nie jest to moim celem. Nie mogę po prostu spokojnie przejść wobec tego co tam się dzieje. Odebrało to wszystko co opisałem mi w tym roku pełnię radości z pobytu w tym rejonie. Owszem, byłem tam jako turysta stacjonarny i po prostu miałem okazję rok w rok obserwować jak się wiele rzeczy zmieniło. Nadal zamykając oczy widzę piękno tego kraju, piękno natury jeszcze nie skomercjalizowanej. Chcę tam wrócić, chcę poczuć jeszcze raz a może i więcej razy wiatr na przełęczach, kurz na bocznych drogach, wciąż krajobrazowo jestem zakochany po uszy w tym kraju.
__________________
Ramires
...okręt mój płynie dalej... gdzieś tam...
|