Jak już dojechaliśmy do tych gór na horyzoncie, to zaczyna być naprawdę ładnie:
Droga przecina łańcuch górski korzystając z doliny rzeki Virgin (Virgin River Gorge)
nawet czasem coś pokropi:
Sama rzeczka Virgin niezbyt imponująca:
Suniemy dalej I-15 na północny wschód i w końcu wjeżdżamy do stanu Utah, gdzie czekają nas największe atrakcje.
Zjeżdżamy na stanową 9, nadal wzdłuż rzeki Virgin.
Tym razem chłopaki wkręcili się w słuchanie "Złodzieja Piorunów" i chyba od 4 godzin nie pozwalają wyłączyć
Kilkanaście km przed docelowym kempingiem pojawiają się przed nami ostre krawędzie masywu Zion, w dodatku w popołudniowym słońcu, więc naprawdę jest na co patrzeć:
Asfalt mokry, dookoła kałuże, pewnie nocna burza była to nieco później:
W budkach opłat za wjazd do parku narodowego Zion nikogo już nie ma, więc jedziemy prosto na kemping.
Jesteśmy na terenie parku, kemping Watchman Campground (a w zasadzie pole namiotowe, bo jest tylko zimna woda i toalety, pryszniców brak) jeden jedyny (drugi w remoncie), cudem udało się zarezerwować ostatnie wolne miejsce gdzieś w kwietniu
Pole namiotowe to jednak wielka kałuża, przydałyby się normalnie kalosze

Jak zwykle mamy spore miejsce tylko dla siebie â uroki posiadania malutkiego kampera. A i tak to najmniejsze dostępne miejsce
Uzupełniamy wodę w kamperze (11 galonów):
podziwiamy "dziką" przyrodę na kempingu: jaszczurki, wiewiórki, chipmonki i âŚjelenie
I można się trochę zrelaksować
Szybko robi się ciemno, bo kemping położony jest w dość głębokiej dolinie.
Prysznic, kolacja, spanie, bo kolejny dzień wstajemy o 7. żeby jutro na szlaku nie dostać udaru.
Zapowiadają ponad 100 stopni, na szczęście Fahrenheita