Fazik, to nie była żadna wyrypa tylko wycieczka zwykła. Wystarczy mieć trochę Waszyngtonów, dostęp do Internetu i można szumieć.
Co do naszego wspaniałego rydwanu kamperem zwanym, to mustangiem to on raczej nie był. Osłem może. Dowoził gdzie miał dowieźć, w 50 stopniach wyjechał z Doliny Śmierci.
Nie za chętnie chciał się rozpędzać, ale jechał.
Na autostradzie wszystkie samochody włącznie z ciężarówkami nas wyprzedzały, chociaż jechaliśmy zgodnie z ograniczeniami prędkości.
Tam chyba jest regułą że jeździ się + 10 mil więcej.
A na deser - co mnie trochę rozśmieszyło na tamie Hoovera, to pisuary o dziwnym kształcie postawione centralnie na widoku w restroomie...
Ale dość już ględzenia o kamperze. Zmierzamy do Zion gdzie burza, która ominęła nas wieczorem trochę namieszała w Parku...