Jedziemy dalej asfaltem, wzdłuż linii kolejowej, która wygląda, jakby nic nią nie jeździło… ale pewnie czasem jakiś towarowy się zdarzy.
Skręcamy na kemping "Mid Hill Campground" , jedyne 14 km, hurra , jest asfalt.
Ale za kilometr:

No,
oj, to będzie dłuuuuga i wibrrrrrrująca droga na kemping
Ale skałki po drodze są fajne
Jesteśmy na kompletnym odludziu i usiłuję sobie przypomnieć, jak ja znalazłam ten kemping. I w dodatku zrobiłam rezerwację

Na szczęście dojeżdżamy i śmiać mi się chce z tej rezerwacji, bo jesteśmy sami, a kemping liczy ze 30 pól.
A jeszcze śmieszniejszy jest napis, że nocleg jest możliwy TYLKO I WYŁĄCZNIE z rezerwacją, a jeśli jej nie masz, to serdecznie zapraszamy na
www.recreation.gov.
Tyle, że najpierw należałoby zjechać jakieś 20 km do najbliższego miejsca z zasięgiem.
Albo posiadać starlinka.
Jednak Midd Hills Campground skrada nasze serca.
Nasze zabukowane miejsce:
Chłopaki stwierdzają jednak, że miejsca na szczycie są o wiele fajniejsze i się przemieszczamy
Chłopaki ja zwykle idą w teren:
i robią fajne foty:
Czekamy na burzę, którą już widać i słychać
Myślałam, że ulewą na Atacamie wyczerpałam swoje dziwne przypadki podróżnicze, ale okazuje się, że zaraz będzie deszcz na Mojave
Na szczęście niewiele pada, idzie bokiem (ciekawe, czy jutro przejedziemy przez brody, których kilka było)
i możemy delektować się zachodem słońca na środku pustyni Mojave
udaje się nawet rozpalić ognisko (choć rano zobaczyliśmy zakaz)
To był piękny wieczór w zjawiskowym miejscu!