Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary Wczoraj, 20:22   #38
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 330
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 33 min 43 s
Domyślnie Boregheh lub betula

Kieruję się na przeprawę promową w centralnej części wyspy, z Bandar Laft do Bandar-e Pol.

20250515_16373111301.jpg

Przed wjazdem do portu jest bramka z rutynową kontrolą paszportową. To typowy prom dla samochodów, osoby poruszające się piechotą można policzyć na palcach jednej ręki. Transport bezpłatny. Ustawiam motocykl pod ścianą i obok zauważam dwie starsze kobiety siedzące w cieniu. Na twarzach mają dziwne, chyba metalowe maski. Pierwszy raz coś takiego widzę! Robię zdjęcie, niby motocyklowi na promie. Brakuje mi jednak odwagi, by podejść i spytać o zgodę na zrobienie zdjęcia ich zamaskowanym twarzom. Może, gdyby były młodsze? W pierwszej chwili insynuuję sobie, że muszą coś takiego nosić za karę. Drugiej chwili już nie mam, bo gdy tylko prom rusza, kobiety tracą tutaj swoje zacienione miejsce i przenoszą się na drugi koniec promu.

20250515_14242111281.jpg

Okazuje się jednak, że to nie żadna kara czy tortura, lecz tradycyjne maski, zwane boregheh lub betula. Noszą je kobiety z mniejszości etnicznej Bandari na południu Iranu, zwłaszcza na wyspach Zatoki Perskiej, czyli tu gdzie teraz jestem. Te kolorowe, a często metaliczne maski zakrywające brwi i nos są lokalną odmianą hidżabu, czyli muzułmańskich zasad skromnego ubioru. Kolory i kształty symbolizują status społeczny i przynależność plemienną [poniższe foty z internetu]

boregheh_.jpg

boregheh_3.jpg

W Bandar-e Lengeh przy pomocy taksówkarzy znajduję pierwszy lepszy hotel klasy mocno robotniczej. Sympatyczny recepcjonista po angielsku nie rozumie i nie mówi dosłownie nic. Nie mogę się z nim dogadać, ale postanawiam skorzystać z koła ratunkowego w postaci telefonu do przyjaciela. Wyciągam numer komórki Kourosh’a, perskiego Amerykanina poznanego w Isfahanie i pokazuję wąsaczowi, by zadzwonił. Kourosh odbiera telefon i dogadujemy szczegóły. Otrzymuję najbardziej obskurny pokój, w jakim dotąd spałem w Iranie, za 9 melonów riali. Z sufitu łuszczy się farba, klimatyzator ma chyba z 50 lat, ale działa, a pościel jest czysta. Hotel nie ma parkingu, a krótki wewnętrzny korytarz jest zbyt ciasny, by postawić w nim motocykl, zostawiam go więc na chodniku pod oknem, przy ruchliwej ulicy.

20250515_17590711311.jpg

20250515_20273711411.jpg

Chwilę potem do recepcji przychodzi czarna murzyna i gdy mnie widzi, pyta czy mówię po angielsku. Surafel, bo tak ma na imię ten sympatyczny człowiek, pochodzi z Etiopii i jest marynarzem, konkretnie drugim oficerem na statku kontenerowcu, którym pływa głównie do Ameryki Południowej. W hotelu mieszka drugi dzień i nie ma do kogo otworzyć gęby, nikt nie zna angielskiego. Co więcej, z liczącej 30 osób załogi jego statku też nikt nie włada językiem Szekspira, nawet jego agent, który teraz w mieście załatwia dla niego dokumenty przed dalszym rejsem. A pływa już 4 miesiące, więc rozumiem że czuje potrzebę wygadania się. Podobno klimat w Etiopii jest znacznie bardziej komfortowy niż tutaj, tam jest teraz jedyne 30C. W Etiopii mają ponad 80 języków, sytuacja polityczna słaba, wojny. Rozmawiamy w telegraficznym skrócie i obaj cieszymy się z tej chwili rozmowy, ale właśnie przyjechał po niego wspomniany agent i już zabiera go na statek.

20250515_18392911351.jpg

Schodzę na dół i kręcę się przy motocyklu, gdy pojawia się koleżka mówiąc, że jest szefem zarówno tego hotelu, jak i przylegającej bezpośrednio do niego kebabowni. Postaw motocykl bezpośrednio przed szklanymi drzwiami mojego kebsa, żebym go widział. Zamykam o północy, a wtedy możesz go wstawić do środka knajpy. Super, ale ja idę spać przed 22.00, bo rano się zbieram – mówię. Dobra, nic się nie martw, ja ci go wstawię do środka knajpy. A teraz chodźmy na górę do recepcji, obgadamy to jeszcze. Idę więc za nim, zdziwiony, ale zadowolony. Rzeczywiście, recepcjonista robi szefowi miejsce w fotelu i ustalamy, że nie będę blokować kierownicy motocykla, ani włączać żadnych alarmów i on zrobi jak powiedział. Rano weźmiesz klucz od kebsa z portierni i sobie otworzysz. No dobra, dzięki stary! Tylko pamiętaj, to jest naprawdę ciężki motocykl (nie taki jak te wasze pierdzipędy, dodaję w myślach). A co ty się martwisz, ja w swoim życiu miałem kilkanaście dużych motocykli, powiedział i zaczął wyliczankę… z której nic nie zapamiętałem. Może jestem naiwny, ale nie potrafiłem się przejąć pozostawieniem tenery do północy przy ruchliwej ulicy, ani jej przetaczaniem przez hotelarza. Zasnąłem szybko snem sprawiedliwego.

20250515_17592211321.jpg

Nie wyspałem się jednak wcale, bo budzę się parę minut po północy, jakbym miał budzik w głowie. Wyglądam na dół przez okno i widzę, że motocykl stoi na swoim miejscu, wcale nie zabrany do przytulnego wnętrza kebabowni. Stoi na swoim miejscu, lecz zwrócony w odwrotną stronę, niż ja go zostawiłem… Widać koleś zmienił plany… Trudno, niech stoi, jak stoi. Jakoś trwam do rana za wiele nie śpiąc, bo na ulicy wciąż tętni życie, którego hałasy wlewają się szparami ram okiennych do mojego pokoju. Jeżdżenie, trąbienie, wycie, muzyka, pierdzenie (skuterów), a bardzo wczesnym rankiem sprzątanie ulicy, zamiatanie, targanie kubłów ze śmieciami…

20250515_19263711361.jpg

20250515_19265111371.jpg

20250515_19392911401.jpg
Mech&Ścioła jest online   Odpowiedź z Cytowaniem