Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.05.2025, 10:59   #2
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 325
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 23 godz 27 min 54 s
Domyślnie Spałem na perskim dywanie!

Rankiem opuszczam hotel i miasto Marand.

20250507_0657482191.jpg

Zajeżdżam na stację zatankować i odcedzić kartofelki. Na herbatę zaprasza mnie sympatyczny człowiek, pracownik fizyczny, jeden z tych, którzy za nami tną kamienie. Wyciąga z samochodu termos i nalewa do dwóch kubków. Potem wkłada cukier skrystalizowany na patyczku. Kilka chwil pijemy w pyle kamieni, nic do siebie nie mówiąc, bo nie znamy swoich języków. Jest miło!!!

20250507_0934502221.jpg

20250507_1056512251.jpg

We wczesnej porze obiadowej zatrzymuję się przed jadłodajnią w mieście Khalkhal. Akurat są dwie koło siebie, świetnie. Wieszając kask na motocyklu dokonuję wyboru, wejdę do tej prawej, bo w środku widzę sympatyczną kobietę zajmującą się tym miejscem. W tym samym czasie, za motocyklem parkuje samochód, z którego wychodzi pulchny koleżka. Zagaduje do mnie (prawie nie mówi po angielsku), że idziemy zjeść i prowadzi mnie do lewej knajpy. No cóż, uśmiecham się przepraszająco do kobity, bo wcześniej zdążyliśmy nawiązać kontakt wzrokowy i było jasne, że wejdę do niej.

Pulchny koleżka ma na imię Alireza i jak się to okaże w najbliższym czasie, jest to dusza-człowiek. Ciągnie mnie do kuchni, otwiera kotły, pokazuje co mogę sobie wybrać. Kucharz (w bejsbolówce) zdaje się być jego kumplem, bo traktuje to wszystko jak chleb powszedni. A ja płynę z tym żywiołem, szczęśliwy z chwili. Zamawiamy jedzenie. Alireza (imię oznacza szlachetne zadowolenie i pasuje do niego jak ulał) po konsultacji z kuchcikiem instaluje w telefonie translator i zaczynamy rozmawiać

20250507_1352162341.jpg

Słuchaj – mówi – też jestem motocyklistą, w moim samochodzie czeka mama, wezmę dla niej jedzenie i za 10 minut do ciebie wracam. Pokażę Ci miasto, a dzisiaj śpisz u mnie. Mówiąc to wylewa na mnie potok serdecznej energii, a ja się śmieję i wcale nie mam zamiaru dzisiaj spać u niego, bo przede mną kupa kilometrów do Pahlavi.

Gdy już spożywam, Alireza rzeczywiście wraca, zamawia swój posiłek i wciąż do mnie nawija Zaczynam podejrzewać, że to może być na serio, to już przekroczyło granice wstępnej gry słownej w ta’arof. Ale hola, hola. Wiem jak się upewnić. Podaję mu numer telefonu do poznanej wczoraj Salvy i mówię, by zadzwonił. Z chęcią to robi i dalej z szerokim uśmiechem nawija w farsi do telefonu. Trwa to dobrą chwilą, wydaje się, jakby o mnie już całkiem zapomniał, tak dobrze mu się rozmawia… Nie wątpię, Salva to dość urocza dziewczyna, a on to przeca młody tłok! Oddaje mi aparat, teraz moja kolej na pogawędkę i wybadanie jak się sprawy mają. Też nie rozmawiamy krótko i w końcu mówię do Alirezy – OK, thank you for your invitation! Gdy tylko to wypowiadam, Aliereza nie zwróci się już do mnie inaczej niż tylko My Brother. I powiem wam, że po pierwszym, drugim takim zwrocie pomyślałem sobie, zabawne. Ale zawsze wypowiadał to z taką radością, że szybko przestało być zabawnie, a zrobiło się… bratersko. Zacząłem mówić do niego tak samo.

Następne godziny płyną bardzo szybko i intensywnie. Tenerę odstawiamy w garażu Alirezy, przesiadam się do jego bryki , dostaję w rękę soczek w puszce i zaczynamy wycieczkę. Po drodze wskakuje jego kumpel, też Ali, z lepszą znajomością języka Szekspira. I – muszę to ująć w ten sposób, bo nic bardziej właściwego nie przychodzi mi do głowy – wozimy dupy po mieście słuchając muzy, gadając i śmiejąc się. Wstępujemy na lody. Co rusz Alireza zatrzymuje się przy kimś i zagaduje. Czasem wokół stojącej fury jest zgromadzonych kilka osób, gangsta klimat. Khalkhal to nie jest metropolia, ale mam wrażenie, że mój tymczasowy przewodnik zna tu większość populacji, co rusz jakiś kuzyn albo friend. Pokazuje mi swój interes i pracowników. Prowadzi butik z ciuchami. Dla wszystkich jest życzliwy, choć też trochę żartobliwy. Jesteście ode mnie młodsi o klasę wieku (pokolenie) – mówię – a czuję się, jakbyśmy byli kumplami od przedszkola! I tak jest w rzeczywistości.

20250507_1500082361.jpg

20250507_1513362391.jpg

20250507_1702092771.jpg

20250507_1514222411.jpg

20250507_1518592451.jpg

Przy drodze sprzedają pietruszkę. Pytam go o to, bo już wczoraj widziałem coś takiego. Zatrzymujemy się na rondzie przy sprzedawcy, Alireza bierze jeden pęczek i płaci kartą. Robię wielkie oczy, bo on zapłacił KARTĄ! Stojący przy drodze koleżka z niczym więcej tylko z kilkoma pęczkami, jak się dowiaduję livas, ma przy sobie terminal! My Brother obiera dla nas ten rabarbar, wręcza mi jedną surową gałązkę i ze śmiechem mówi, że to bardzo zdrowe, no wiesz na co pochylając się jednocześnie w fotelu do przodu, klepiąc ręką po swoim krzyżu i ze znawstwem kiwając głową Śmiejemy się, a ja kupuję od niego ten gest!

20250507_1520242481.jpg

Wyjeżdżamy za miasto. Jakieś miejsce z rzeczką, sympatycznie. Po drodze stoi patrol policji. Alireza zatrzymuje się przy nich, otwiera okno z mojej strony i zagaduje. Co on robi! Kolejna sympatyczna pogawędka. Policjanci nie byli jego kumplami, ale stwierdził, że u nich takie zachowanie jest normalne. Pewnie chciał im pokazać człowieka z Lahestanu

20250507_1550512531.jpg

20250507_1627102671.jpg

Późnym popołudniem wymieniam olej w tenerze, jest dobra ku temu okazja. Zanim to jednak nastąpi, Alireza coś nieśmiało zagaja, że jeszcze nigdy nie jeździł tenerą. Sam ma 2 motocykle, pokazywał mi filmiki z upalania liścia po górach. Nie waham się długo. Dobrze zagotuj olej w silniku! – mówię, ale dodaję też – tylko nie rób głupich rzeczy! Nie ma go z pół godziny. W tym czasie ja robię krótką rundkę na jego kawasaki, ale nie jestem przyzwyczajony do takich sportowych maszyn i szybko wracam. Alireza wraca i oczy mu się śmieją. Jechałem 140 przez miasto! Kumple pytali, czy kupiłem nowy motocykl! – cieszy się. A wheelie robiłeś? Tylko raz, takie malutkie

20250507_1721472831.jpg

20250507_1746542881.jpg

Wieczorem znowu w miasto Irańczycy lubią kolorowe światełka!

20250507_1927492941.jpg

20250507_1940133021.jpg

20250507_2035523091.jpg

Kupujemy kebsy i na chatę. Wymieniamy się prezentami. Od Brata dostaję okularki przeciwsłoneczne oakley, które wygrał w jakimś konkursie motocyklowym, a od Aliego dwie muszelki. Sam wręczam drobne polskie gadżety.

Mimo moich głośnych protestów, mam przecież utensylia do spania, Alireza przynosi mi świeżutką, pachnąca poduszkę, kołdrę i materac powleczony prześcieradłem, które kładzie na 3 perskich dywanach. I jeszcze paczkę chusteczek higienicznych, w razie jakbym potrzebował. Będę spał jak szach!

20250507_2212243111.jpg

Co za dzień!!!
Mech&Ścioła jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem