Będzie anegdotka.
W niedzielę miała miejsce akcja chowania Malucha do garażu. Oczywiście okazało się, że dioda od cholernego immobilizera rozładowała nasz piękny nowy akumulator i Maluch nie chciał odpalić. Były próby odpalania z pychu. I ogólnie bardzo sympatycznie - przez chwilę jeden sąsiad pomagał pchać, potem inny, potem zjawił się sąsiad, który nie do końca dobrze mówił po polsku, ale też bardzo się zaangażował i jak znowu nie udało się odpalić, to pokazuje mi (siedzącej za kierownicą), żebym mu otworzyła maskę. Tę z przodu. Myślę sobie, że no nie wiem po co, ale może chce zobaczyć akumulator czy coś. Więc otwieram, podnosi sobie klapę i tak patrzy. Przeszedł na prawą stronę auta i patrzy. Wrócił na lewą stronę i patrzy. Podnosi butelki z oleje, podnosi jakieś inne rzeczy, które tam leżą, i patrzy zdziwiony. Mówię mu więc, że silnik jest z tyłu. Nie wiem czy nie zrozumiał słów czy po prostu wydały mu się one bezsensowne, a może myślał, że żartuję, bo jeszcze chwilę patrzył znowu podnosząc różne przedmioty leżące w bagażniku. To znowu mówię, że silnik jest z tyłu. Ostatecznie poszedł na tył, Maciek otworzył mu klapę silnika, ale jakby to i tak nie dało żadnych efektów, no bo jak nie ma prądu, to czego tu szukać w silniku.
I tak się zastanawiam czy pojawiła się u niego myśl, że "no kurna, jak oni chcą odpalać, jak tu nie ma silnika?!"
Oczywiście, że nie każdy musi wiedzieć gdzie Maluch ma silnik i to naprawdę bardzo miłe ze strony wszystkich sąsiadów, że na różne sposoby chcieli pomóc. Po prostu obserwowanie człowieka szukającego silnika pod butelką z olejem to widok, który jeszcze długo będzie u mnie wywoływał histeryczny śmiech, jak tylko sobie o tym przypomnę
W każdym razie ostatecznie Maciek podpiął akumulator od motocykla i udało się ten maluchowski podładować na tyle, żeby odpalił.
I teraz Maluch rocznik 1999 spędza zimę w doborowym towarzystwie Poloneza rocznik 1995