Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.12.2019, 00:22   #46
Freedom
 
Freedom's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2019
Miasto: Kraków
Posty: 43
Motocykl: CRF1000L/DCT AS
Freedom jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 2 godz 50 min 2 s
Domyślnie

Dzień 11
Po śniadaniu typu self service miałem do wyboru dwie opcje. Pierwsza to zwiedzić miasto w krótkich spodenkach, a następnie wrócić do hotelu jeszcze przed godziną 12. Druga, spakować się szybko, zaparkować poza strefą i działać bez żadnych ograniczeń czasowych, wolna amerykanka. Decyduje się na wariant nr 2, znajduje dyskretny parking, niby coś tam pisze o max 2 godzinach ale sądząc po kilku zakurzonych samochodach można bez większej obawy zostawić moto na dłużej. Na początek udałem się do kościółka św. Michała znajdującego się na szczycie stromej wulkanicznej skały. Dla mnie osobiście widok jak z bajki. Sam zabytek liczy mniej więcej tyle ile polska państwowość. Wewnątrz uwagę przyciągają romańskie freski i ciekawe detale architektoniczne. Oprócz nich w części muzealnej jest masa multimediów oraz interaktywnych wystaw, np. kręci się korbką, a na ekranie oglądamy wizualizacje pokazującą zmiany otoczenia kościółka począwszy od wybuchu pierwszego wulkanu, aż do XXI wieku.

Kościół św. Michała w Le Puy-en-Velay (Francja).
1.jpg


Kościół św. Michała w Le Puy-en-Velay.
2.jpg


Archanioł Michał zaprasza gestem do wejścia.
3.jpg


Freski romańskie sprzed 1000 lat w kościele św. Michała.
4.jpg


W niedalekim sąsiedztwie znajduje się jeden z symboli miasta XIX-to wieczna figura NMP, podążam tam i ku swojemu zdumieniu odkrywam, że pomnik wykonano z metalu. Konstrukcyjnie przypomina statuę wolności w miniaturce. Oczywiście ładuję się do środka, jest ciasno, zwłaszcza w ciuchach motocyklowych i mam wrażenie jakbym poruszał się w łodzi podwodnej. Robię kilka fotek, w sklepiku zaopatruję się w parę pamiątek dla domowników, po czym schodzę w dół do rozległego kompleksu kościelnego. Znajduje się tam kilka muzeów, niestety nie mam czasu na wszystkie, odwiedzam, więc część klasztorną z urokliwym wirydarzem i samą monumentalną katedrę. W muzeum spodobał mi się patent na proste wyjaśnienie zwiedzającym jak nazywają się różne elementy służące do sprawowania liturgii. Jest rysunek przedmiotu i nazwa, dajmy na to pastorał, a obok jego wizerunek.

Widok na górującą nad miastem figurę NMP.
5.jpg


Figura NMP jest wykonana z metalu.
6.jpg


Środek figury NMP przypomina nieco łódź podwodną.
7.jpg


Widok na katedrę i klasztor w le Puy-en-Velay.
8.jpg


Walka płci. Mnich i opatka wyrywają sobie pastorał symbol władzy.
9.jpg


Nagrobek opata. Pucołowata twarz świadczy o zamożności i dobrobycie.
10.jpg


Krużganki klasztorne.
11.jpg


Tablica informacyjna w muzeum, aby było wiadomo co jest co.
12.jpg


Polski akcent.
13.jpg

W le Puy-en-Velay uliczki są bardzo strome i dlatego na wielu z nich ustawiono pośrodku poręcze ułatwiające wspinaczkę.
14.jpg

Podróżnicza rutyna, smarowanie łańcucha i coś na zabicie małego głodu.
15.jpg

Żegnam się z uroczym Le Puy-en-Velay. Dalej naprzód. Mam zamiar zobaczyć jeszcze jeden z licznych romańskich kościółków, których według tego co piszą przewodniki jest w Owernii ponad setka. Wybór padł na Saint Nectaire, bo leżało po drodze. Kościół bez wątpienia interesujący, ponieważ utrzymano go w całości w jednorodnym stylu romańskim, dzięki temu znacznie lepiej odczuwa się „klimat” kilkusetletniej budowli. Zwiedzanie na szczęście bezpłatne.

Kościół Saint Nectaire (Francja)
16.jpg


Pozłacany relikwiarz nieznanego u nas świętego - św. Baudyna w Saint Nectaire.
17.jpg

Kieruje się w stronę niedalekiego kompleksu wygasłych wulkanów. Zmienia się krajobraz, coraz mniej pól, coraz więcej pastwisk. Droga przebiega łagodnymi łukami, z rzadka przelatuje się przez maleńkie wioseczki z opustoszonymi domami i wszystko byłoby fajnie, gdyby w ustawili w każdej fotoradaru. Ten region Francji jest generalnie żadko zaludniony. Chwila spokoju, daje to mi to pewną odmianę w stosunku do tego, czego na co dzień doświadczam w Małopolsce, gdzie dom stoi na domu.
Wreszcie dostrzegam sylwetki wulkanów. Jadę pod najwyższy z nich Puy de Dome (1464 m.), zatrzymuje się na jakimś mega parkingu i wypatruję szlaku. Patrzę na drogowskaz, cholera nie jest najlepiej. Mamy godzinę 17, na szczyt trzeba maszerować jakieś 2 godziny, plus tyle samo z powrotem. Będę na dole na 22. Jakoś mi się to nie uśmiecha. Z chwili zadumy wydobywa mnie widok pociągu jadącego w stronę wulkanu. Czyżby można było się tam dostać kolejką? Idę do centrum informacji turystycznej, które przypomina sporych rozmiarów nowoczesną stację metra. Zakupuję bilet i po chwili ładuje się do pociągu. Kolejka jedzie jakieś 20 min. objeżdżając górę dookoła. Wreszcie jestem na szczycie skąd w spokoju, niespiesznie podziwiam pomniki przyrody. Kilka z nich bezsprzecznie wygląda jak klasyczne wulkany, mają charakterystyczne kratery, natomiast co do innych (mniejszych) to polemizował bym.

Najwyższy z wulkanów Puy de Dome 1464 m. n.m.p.
18.jpg


Stacja kolejki wiozącej na szczyt wulkanu wygląda jak na pełnowymiarowym dworcu w dużej aglomeracji.
19.jpg


Wagony kolejki.
20.jpg


Widok na pasmo wygasłych wulkanów.
21.jpg


Tu nie ma żadnych niedomówień, widoczne są wyraźne kratery.
22.jpg


Krater Puy de Pariou.
23.jpg


Tu trochę trudniej doszukać się wulkanów, ale są.
24.jpg


Na szczycie Puy de Dome znajdują się ruiny świątyni Merkurego z czasów rzymskich.
25.jpg


Jestem z powrotem na parkingu. Teraz trzeba zastanowić się co czynić dalej. Ponieważ jutro chciałbym zwiedzić katedrę w Clermont-Ferrand to teoretycznie najroztropniej było by zaokrętować się właśnie tam. Jadę. Miasto nie jest maga duże, jakieś 150 tys. Francuzów i Bóg wie kto jeszcze, ale od razu wyszły na jaw jego upierdliwości. Generalnie im większe skupisko, tym więcej problemów. Tu zakaz wjazdu motocykli, tam zakaz zawracania, tu nakaz skrętu, tam z kolei niemożna parkować i tak w koło Macieju. Wreszcie znalazłem hotelik. Drogo, a na dodatek zaczynają cudować.

- Płatność tylko kartą kredytową.
- Nie mam karty, płacę gotówką, macie wolny pokój, ja mam ważny paszport, akceptuję cenę, gdzie jest problem?
- Płatność tylko kartą kredytową.
Gada babsko jak zacięta płyta.
- Dlaczego tylko kartą?
- Tam jest mini bar, możesz wypić i nie zapłacić.
- Nie będę nic pił, możecie sobie zabrać te napoje.
- Nie będziemy niczego zabierać.
Złość we mnie narasta ale się hamuję.
- To proszę sobie sprawdzić rano ten pokój przed moim wyjazdem, czy nic nie zginęło.
- Nie.
- To zostawię depozyt w gotówce.
- Nie przyjmujemy depozytu, chcemy wyłącznie twoją kartę kredytową, możesz przecież zdemolować minibar, ukraść poduszkę albo wzniecić pożar.

To już gruba przesada, babę naprawdę poje.... Na takie dictum obracam się na pięcie. Jestem generalnie bardzo tolerancyjny, szanuję lokalne zwyczaje ale żeby na wstępie zrównywać turystę ze złodziejem-wandalem to chyba nie fair. W następnym hoteliku powtórka z rozrywki. Dowiaduję się o długiej liście nieszczęść oraz plag egipskich, które za sprawą mojej skromnej osoby zwalą się niechybnie z całą mocą na ten obiekt noclegowy, jeśli tylko nie dostaną magicznej karty. W końcu udaje mi się jakoś zagadać recepcjonistkę. Młoda kobietka rozglądając się na boki czy nikt nie widzi nieśmiało wydaje mi klucze. Wchodzę do pokoju i parskam śmiechem. Tu nie ma nawet gwoździa, na którym można zawiesić spoconą kurtkę, a rzeczy są tak miernej jakości, że nie wręczył bym ich nawet wrogowi, a pilnują jak najcenniejszych skarbów. Gdybym wiedział wcześniej jak wygląda baza hotelowa w Clermont-Ferrand, to ominął bym miasto szerokim łukiem i zanocował normalnie na prowincji. Zaoszczędziło by się w ten sposób masę kasy i czasu. Nie wiem co na to inni podróżnicy ale ja na wyjazdach motocyklowych mówię dużym miastom oraz rozpuszczonym sieciom hotelowym moje stanowcze NIEEEEE!
c.d.n.

Ostatnio edytowane przez Freedom : 27.12.2019 o 19:26
Freedom jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem