Dzień 3 - niedziela
Pobudka rano i pierwsze co to spojrzenie za okno i...
Przez noc wszystko poschło. Jeszcze tylko śniadanie w hotelu i w drogę. A droga bajka! Po wczorajszej dupówie nie było ani śladu. Po zjechaniu z Strebskiego Plesa do drogi okazało się, że jestem ponad chmurami. Droga praktycznie pusta, kręta, z super widokami. Dojechałem do miejsca gdzie droga zaczyna schodzić w dół i wpada w chmury. Zawrotka i w drugą stronę. Znów do końca lampy i zawrotka. Jeździłem tak chyba ze 4 czy 5 razy. W końcu wróciłem pod jezioro i ostatnie fotki.
Chmury zaczęły się podnosić więc czas spadać w dalszą drogę. Wtem przed nosem mignęły mi dwie Afryki w tym jedna NAT. No to gonić ich! Potem się okazało, że to był RonDell i Madafakinges. Goniłem ich dobry kawałek przez Słowację ale niestety nie dałem rady ich dogonić.
Następny przystanek to trójstyk granic. W międzyczasie udało mi się stanąć przy Jeziorze Orawskim na obiadek. Tym razem zgodnie z planem. Kuchenka i gotowanie.
Emek, dzięki za koszulki z merino. Są ze mną w każdej podróży
Ten kawałek drogi był chyba najnudniejszy w całym wyjeździe. Ani tam gór nie ma jakiś specjalnych ani co zwiedzać. Zaliczyłem trójstyk a tam krótką drzemkę na trawie pod drzewem i ruszam dalej. Tylko gdzie tutaj pojechać? Tym razem już Czechy. Trzeba dobrze zaplanować trasę, żeby mnie znów zmrok nie dopadł w nieodpowiednim miejscu i będzie problem z noclegiem w namiocie. Tylko tutaj nic za bardzo nie ma. W końcu decyzja pada na odwiedzenie dobrze znanego miejsca rowerowego - Rychlebskich Ścieżek. Mają tam pole namiotowe i może akurat spotkam kogoś znajomego bo to w końcu początek długiego weekendu.
Dojazd na miejsce trochę męczący. Droga mało ciekawa i do tego zaczęło się robić znów gorąco. Namiot, kolacja na kuchence i czeskie piwko. Jutro zaczną się znów góry.