Odcinek 2, czyli pierwsze kozy za płoty
Pobudka, kawa pod gołym niebem, ciepły wiaterek zwiastujący jakieś +30 stopni…
Taaaak, dokładnie o taki luty chodziło
Na śniadanie zaznajamiamy się z lokalną florą bakteryjną (to najlepszy sposób na uniknięcie sensacji żołądkowych) za pomocą , hmmm, jogurtu? maślanki? w każdym razie czegoś mlecznego z dodatkiem zielonej papryczki
pakowanie i odjazd:
Jedziemy kawałek drogą 9 na południe, w stronę gór.
Ciekawe, czy ten napis znaczył coś w stylu „obiekty widziane w lusterku są bliżej niż ci się zdaje”
jedziemy szeroką doliną, czyli wadi. Albo وادي, jak kto woli
Polski termin to chyba dokładnie ued, ale to oznacza suchą dolinę, która rzadko wypełnia się wodą.
Tymczasem po dnie omańskich wadi z reguły coś tam sobie ciurka.
Droga 9 prowadzi dnem Wadi al-Hawasina.
Tyle wody! Woda jest krystalicznie czysta, korzystamy więc z okazji i wypełniamy oba bukłaki prysznicowe.
Mosty w Omanie występują jedynie na najnowszych drogach
Tu już ani śladu po wodzie:
Za miejscowością Ghab mamy pierwszy konflikt mapowo – gps-owy. Czyli jedna mapa pokazuje drogę na lewo, jedna na prawo, a gps obie.
Wybieramy tę bez asfaltu i bardziej krętą
Jagna zaczyna krzyczeć co 100 metrów: stój!
Przecież nie może sobie darować takich pięknych fałdów w skałach
albo takiej niezgodności kątowej pomiędzy warstwami:
i znów fałdy
Droga mało uczęszczana,
choć chyba często równana
Kózki są wszędzie…
Giewont
Czas na lunch w pięknych okolicznościach przyrody:
Ekspresowy recykling resztek melonów:
Mija nas jedno z niewielu aut, daje po hamulcach i ze środka wychodzi trzyosobowa rodzinka.
Wszyscy zostajemy uwiecznieni na fotach, wypytani, jak nam się podoba itp., itd.
A kobieta na pożegnanie podaje wszystkim rękę. Hm.
Coś się nam tu nie zgadza z opisem Omanu
cdn