Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26.10.2015, 20:13   #18
adamsluk
 
adamsluk's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
adamsluk jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 1 dzień 3 godz 5 min 45 s
Talking Dzień 7

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 7

31.07.2015

Dziś zdecydowanie łatwiej się wstawało. Byliśmy wypoczęci i wyspani. Do drogi przygotowaliśmy się w godzinę. Mieliśmy do pokonania 350 km, ale to nie aż tak dużo biorąc pod uwagę fakt, że nocleg mieliśmy załatwiony u przyjaciółki Kasi. Jechaliśmy głównymi drogami, kilometry ginęły w oczach. Łukasz za każdym razem, gdy GPS kazał zbaczać z asfaltu, ignorował jego sugestie. Wczorajsza przygoda dała nam nauczkę.
Po drodze Łukasz pokazał mi Barszcz Sosnowskiego. Podobno w mediach często ostrzegali przed tą rośliną. Po jej dotknięciu na skórze powstają pęcherze, ale nie tak jak w przypadku pokrzywy od razu, lecz na drugi, trzeci dzień. Roślina jest niebezpieczna szczególnie w upały, gdy na skórze pojawia się pot, a pory są rozszerzone. Ponieważ nic na ten temat nie słyszałam, to ku przestrodze …



Początkowo droga była dość prosta i nudna.



Od Witkowa trasa prowadziła drogą wojewódzką nr 844. Co ciekawe GPS nie widział żadnej drogi bliżej granicy, a tradycyjna mapa tak. Zawróciliśmy i pojechaliśmy w kierunku Dołhobyczowa. Droga, którą jechaliśmy, była w o wiele lepszym stanie niż niejedna droga wojewódzka. Prowadził tam transgraniczny szlak turystyczny.





Zaraz za Kryłowem Łukasz zboczył kilkanaście metrów z trasy, aby dotrzeć do słupka granicznego. Uśmiech z twarzy nie schodził mu jeszcze przez kilka godzin.





Po chwili zobaczyliśmy wieżę widokową. Nie trzeba było płacić za parking, a to rzadkość. Wdrapaliśmy się na samą górę wieży, z której był przepiękny widok. Nawet lunety nie były na monety. Takie rzeczy zdarzają się chyba tylko na wschodzie.





W Hrubieszowie stanęliśmy, aby zatankować nasze osiołki. A tam kolejna miła niespodzianka. Ja poszłam po tradycyjną kawę i hot-dogi. Na drogach, po których się poruszaliśmy, ciężko było znaleźć nawet bar. A do Łukasza podjechał busem Miras 221 (nie wiem jak się pisze ten nick), który jeździ Super Tenerą. Widział nasze brudne motocykle i nasze rejestracje. Widział, że jesteśmy z daleka i zaproponował, abyśmy podjechali do niego do domu, wykąpali się i najedli. To było naprawdę miłe. Niestety była dopiero 11 rano, więc nie skorzystaliśmy z zaproszenia, ponieważ mieliśmy jeszcze sporo kilometrów do pokonania, a Serpelice czekały. W Zosinie przejeżdżaliśmy koło przejścia granicznego, na którym kolejka była dość duża.



Przez cały dzień natrafialiśmy na straż graniczną. Jeździli nie tylko na kładach lub KTM-ach ale i na Hondach xl 125 na czarnych rejestracjach. Pewnie mają dużo roboty. Tereny tu nie są zbyt spokojne. Niektórzy z pograniczników odpowiadali na pozdrowienie.



Mieliśmy także przepiękny widok na Bug,



na stado pasących się koni …



oraz na białoruski słupek graniczny.



Podczas jazdy zaatakowały mnie dwie osy . Obie zaplątały się w kominiarkę. Także w tej sytuacji patent Szparaga zdał egzamin. Mogłam sama próbować strzepnąć osy, ale to mogłoby się źle skończyć. Zamiast tego zatrzymałam się i zgasiłam światła. Łukasz natychmiast stanął i pomógł mi pozbyć się os. Następnego dnia zamontował mi deflektor, aby osy uderzały w kask, a nie w szyję.
W Słowatczycy nasz wzrok przykuły złote kopuły. Zatrzymaliśmy się w cerkwi. W cerkwi zastaliśmy popa i kobiety z zakrytymi włosami. Nie do końca wiedzieliśmy jak się zachować. Ja zakryłam włosy kominiarką motocyklową.





W Janowie Podlaskim chcieliśmy zrobić zakupy, ponieważ na drodze aż do Serpelic nie było żadnego większego sklepu. Przed sklepem w Janowie poznaliśmy małżeństwo, które na rowerach zwiedzało okolicę. Codziennie robili około 60 km. Polecili nam kilka miejsc, które warto zwiedzić. Byliśmy dla nich pełni podziwu. Pod sklepem spotkaliśmy także Niemców, którzy podróżowali wypasioną terenówką: Mercedesem Sprinterem …... Na dachu kanistry z paliwem, z tyłu miejsce do spania. Fajny sposób podróżowania. Ponieważ jechali w kierunku morza, przez następne dni kilka razy ich mijaliśmy.
Po zakupach udaliśmy się do oddalonych o 20 km Serpelic. Łukasz był tam 10 lat temu na kolonii jako wychowawca i zapamiętał to miejsce, jako piękny koniec świata. Rzeczywiście, większość domów to tradycyjne wschodnie drewniane domki.



Jest tam też przedszkole, szkoła podstawowa, ochotnicza straż pożarna i kilka ośrodków wypoczynkowych. To bardzo piękne miejsce.
Do Serpelic dojechaliśmy trochę wcześniej niż zazwyczaj. Już o siedemnastej byliśmy rozpakowani i dzierżyliśmy w ręku napój bogów. Dziś możemy zaszaleć, jutro mamy dzień przerwy. Przejechaliśmy pół Polski, więc należy się nam odpoczynek. Altanę, w której sączyliśmy zimne orzeźwiające piwko wykonał Paweł. Byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Potem okazało się, że nie tylko altana wyszła spod jego ręki, ale sam też wykonał wszystkie meble w domu. Niejeden salon meblowy może się schować.
Wieczorem z całą rodziną zjedliśmy obiad przy rodzinnym stole. Tak sobie wyobrażam polską wieś. Dobre jedzenie, gwar wielu osób, ciekawe rozmowy. Nawet była ciocia z Ameryki. Niesamowita atmosfera. Są to ludzie gościnni, otwarci, wszechstronnie uzdolnieni, zaradni życiowo. Na zachodzie takiej gościnności już się chyba nie uświadczy.
Po obiedzie czekała nas impreza niespodzianka dla pięcioletnich sióstr bliźniaczek Kasi. Kasia z bratową upiekły pyszne kolorowe torty. Było mnóstwo balonów, serpentyn i radości z prezentów.
Ponieważ było już późno i bliźniaczki poszły spać, impreza przeniosła się na piętro do brata Kasi i jego żony Basi. Nie wspomniałam wcześniej, że mają także uroczą 5-miesięczną córeczkę. Mogłam poprzytulać się do maleństwa i na chwilę przestać tęsknić za Jagodą.





Dystans: 343 km
Śniadanie: 10 zł
Obiad/kolacja: u przyjaciół
Nocleg: u przyjaciół


C.D.N.
adamsluk jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem