Od wyjazdu minął prawie rok. Doszedłem do wniosku, że jednak dokończę opowieść, po części dla czytających, po części dla siebie. Tym bardziej, że czuję niedosyt  Włoch i nie wiem czy nie spróbujemy się tam wybrać ponownie, może w tym roku a może kiedyś. Skoro zapowiedziałem że "CDN" to właśnie następuje..
Dzień 8 - 30 kwietnia 2014
Pogoda od rana wróżyła dobrze, zatem postanowiliśmy uderzyć do miejscowości Orvieto i w szczególności Bagnoregio. Monika znalazła informacje o tej mieścinie gdzieś w przewodniku - ponoć piękne miejsce. Jedziemy sprawdzić.
Już wiemy że ta genialna maszyna nazywa się Piaggio APE  
 
 
 
 
 
Widoki piękne:
 
 
Dojechaliśmy do Bagnoregio:
 
 
 
Doszliśmy w końcu do miejsca w którym naszym oczom ukazało się to (stare, średniowieczne miasteczko Civitas, zbudowane na skale):
 
 
 
 
Skoro już tam byliśmy postanowiliśmy podejść do miasteczka - jak się okazało było ono dalej niż sądziliśmy, wrażenie potęgowało jakieś 27 stopni i pełne stroje motocyklowe...sauna za darmo.
 
 
 
 
 
Standard....
 
 
Miejsce piękne, choć tłoczne - to jest coś około 120km od Rzymu i miałem wrażenie że jest to taki trochę Kazimierz Dolny (który bardzo lubię ale nie w szczycie sezonu i nie w weekendy). Jedziemy do Orvieto:
 
 
 
 
Ja zdecydowanie nie jestem miłośnikiem sztuki sakralnej (jak mawia moja żona) ale przyznać muszę, że ta katedra w Orvieto zrobiła na mnie duże wrażenie. Jakbym daleko nie odchodził od niej to nie byłem w stanie ogarnąć jej na jednym zdjęciu. 
 
 
 
W każdej uliczce można znaleść takie osobliwości..
 
 
Standard...
 
I w pięknej słonecznej pogodzie wracamy drogą lokalną przez jakieś 140km - milion....nie - dwa miliony zakrętów. Byłoby cudownie gdybym miał proste tylne koło (o tym, że niestabilność w zakrętach jest zawiniona przez krzywą felgę tylnego koła zdałem sobie sprawę dużo później).
Tego dnia zrobiliśmy...nie wiem ile kilometrów ale coś koło 300 
 
 
CDN...SOON :-)