Zgodnie z tym, co powiedzieliśmy sobie wieczorem dnia poprzedniego ("asfaltom dziękujemy") starczy zabytków, jedziemy w las.
No dobra, niekoniecznie w las, raczej w pole
Jesteśmy na Nizinie Szczecińskiej, więc płasko jak na patelni.
Ale za to nie mamy już tracka, więc patrzymy na najcieńsze kreski na mapie , wyszykujemy je na GPSie i każemy się tam prowadzić.
Oooo, tak, tego mi było potrzeba.
Off najczęściej to ambitny nie jest, ale mamy polne ścieżki, brak ludzkości i piękną pogodę. czego chcieć więcej?
Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, kiedy przez chyba 200 m kica przed moją DRką para zajęcy.
Jakoś nie mogą wpaść na to, że można czmychnąć w krzaki, tylko gnają przed siebie
Patrzymy na mapę, jaki mniej więcej obrać cel noclegu na dziś i znajdujemy jedno z leśnych pól namiotowych, jakie przed wyjazdem sami nanieśliśmy.
Wychodzi, że mamy blisko do jednego z nich, położonego nad jeziorem, w środku lasu.
Pojawia się kawałek szczątkowego asfaltu - chyba lepiej jakby go nie było
Na pole namiotowe prowadzą nas współrzędne, więc gdzieś na środku tego asfaltu macham - to gdzieś tam. Za jakieś 100 m wypatrujemy mikroskopijną tabliczkę na drzewie, jeszcze kawałek ścieżynką i mamy.
Zajeżdżamy na pole namiotowe, widzimy piękną trawę, miejsce na ognisko, jeziorko i żywego ducha. Mmmm, tak to lubię!
Jest dopiero po południu, nie mamy nic na ognisko ani kolację, postanawiamy odwiedzić najbliższy sklep i wrócić tu na nocleg.
Patrząc na mapę, najbliższy sklep to Trzcińsko Zdrój jakieś 15 km na południe.
Jedziemy oczywiście na azymut, trochę lasem, trochę krzakami.
Polne ścieżki skończyły się dość nagle:
ale udało się miedzą wyjechać na inną polną ścieżkę i dotrzeć do Trzcińska. W niecała godzinę
W sklepie postanawiamy lekko zaszaleć, kupujemy na ognisko karkówkę (skoro mamy takie luksusy...), białe wytrawne w postaci tokaja, a Jagna dorwała się w końcu do prasy
Szukamy na mapie jakiejś mniej "zbożowej" trasy na powrót, ale nie do końca się udało
Polami, łąkami , lasami, tym razem zrobiliśmy te 15 km w jakieś 55 minut
Rozbijamy się na tym ogromnym polu:
Raf robi za ogniomistrza:
bo Jagna ma ważniejsze rzeczy na głowie:
Karkówka wyszła bezbłędna:
a resztę wieczoru spędziliśmy przy ogniu i tokaju:
i tenże tokaj jest odpowiedzialny za zrobienie naszej pierwszej i zapewne na długo jedynej słitfoci:
Noc w takiej głuszy była ciekawa.
Najpierw kuna dorwała się do śmieci.
Później przegonił ją lis.
Coś łaziło dookoła namiotu.
Obudziły mnie wrzaski (chyba) kaczek.
Horror dla miastowych!
cdn.