Rano toaleta wilgotnymi chusteczkami dla niemowlaków . Nie czuję się przez to odmłodzony , ale z pewnością  bardziej rześki . Mała przekąska czyli   mięsiwo z puszki , chleb oraz kawa.    Biwakujemy   ok.  40 km od miejscowości Verkhniy Karachan .  Do  Saratov pozostało 360 km. Po śniadaniu  przedzieramy się przez krzaki do drogi głównej, wjeżdżamy na asfalt i cała na przód.  Jazda jest  dosyć monotonna .  Z   Saratov   E38 jedziemy  dalej w stronę Kazachstanu  . Jakieś  200 km za Saratov  robimy małą przerwę i kilka fotek. Przy drodze na cokole stoi znany u nas z topornej  budowy ciągnik gąsienicowy DT .  Gniotsa - nie łamiotsa . Duma mechanizacji ZSRR oraz tutejszego sowchozu . Obchodzimy to cudo dookoła gdy  podjeżdża do nas lokalny motocyklista . Gość zasuwa w naszą stronę w dół po pochyłym nasypie motocyklem z bocznym wózkiem .  Gramoli się z kanapy i podchodzi do nas . 
- Priwjet . Poljaki ? - pyta.
- Da  Poljaki – odpowiadam .
    W jego oczach widzę „ błogi stan” . Zapewne gdyby nie boczny wózek przy motocyklu jazda zakończyła by się już dawno . Pokazuje paluchem na pomnik i coś opowiada . Słucham go jak świnia grzmotu , jednak nie wiele z tego mogę zrozumieć . Po chwili przerywa swój wywód i pyta:
- Może piwa ze mną się  napijecie ? Mam chłodne . 
- Nie dzięki  musimy jechać dalej – słyszy w odpowiedzi .
Życzymy sobie szerokiej drogi  i każdy rusza w swoją stronę . 
Im bliżej  granicy z Kazachstanem , tym droga bardziej parszywa . Dziurawy asfalt poorany poprzecznymi wypukłymi bruzdami .  Na równym asfalcie nie mam szans z mocniejszymi BMW  i  Varadero  przez co często zostaję w tyle. Na gorszych  drogach nadrabiam .  Pewnie za sprawą mniejszej masy Afryki , jak i większego przedniego koła . Adam pyta , czy nie szkoda mi motocykla . Ja jednak nie czuję by sprzęt był w jakiś sposób katowany . Przy większej prędkości mniej czuć dziury . Około 100km. przed granicą z Kazachstanem na stacji benzynowej spotykamy dwóch Rosjan na motocyklach .  Wracają  z  Uzbekistanu, Kirgistanu i Kazachstanu .  Pokazują nam kilka fotek  na tablecie i część trasy którą jechali . Pytamy o wymianę  kasy i bezpieczeństwo .  Po krótkiej rozmowie przybijamy piątkę i jedziemy dalej .
     Dzisiaj mam słabszy  dzień . Nie liczyłem , że chłopaki będą chcieli przekraczać granicę. Syczę sobie  pod nosem „ na ch…   tak pędzimy. Będzie  już ciemno jak  przekroczymy granicę. Będziemy bujać się  z szukaniem noclegu po ciemku” . 
     
       Dojeżdżamy do przejścia parkując  przed budką z pogranicznikiem . Pobieramy formularze i zabieramy się do ich wypełniania . Odprawa po jednaj , jak i drugiej stronie idzie  sprawnie . Już za szlabanem  Kazachskim wykupujemy u pani agent ubezpieczenie . Pytam ją też o wymianę waluty . Kobieta nie jest do końca zdecydowana . W końcu rzuca jakiś zaniżony kurs ( dobrze , że zapytałem wspomnianych Rosjan na stacji jak i  pogranicznika jaki jest dobry kurs przy sprzedaży USD i gdzie najlepiej to zrobić  )   .  Wymienimy zatem walutę w Uralsku .
    
  Słońce jest  już  za horyzontem  gdy ruszamy z przejścia granicznego . Po jednej , jak i po drugiej stronie płasko jak na  patelni . Za kilkanaście minut będzie  ciemno  . Jedziemy rozglądając się gdzie rozłożyć obóz . Szukanie miejsca zabiera nam 50 km. drogi .  W końcu przez step jedziemy do czegoś co można nazwać małym wzniesieniem .   Za wzniesieniem rozkładamy namioty i pijemy piwo w blasku księżyca .  W końcu jesteśmy w pierwszym z czterech docelowych krajów .
CDN........