Odcinek 5 , czyli przekraczamy Bug
Miejscówka w Łukowiskach rewelacyjna, piękny pensjonat i domki i jakieś 50 m od Bugu, czyli granicy. Anektujemy cały taras i wywieszamy mokre motociuchy. Nie chciało nam się wyjmować kurtek na taki mały deszcz, to teraz suszymy zbroje 
 
Poranny spacer nad Bug:
 
 
nasze koniki po prawej:
 
a po lewej:
 
jeden w coś się zaplątał i trzeba było 2 ludzi, żeby mu pomóc 
 
 
Kolejny dzień zaczynamy od przekroczenia Bugu, który ucieka z granicy i płynie na wschód. Przekraczamy do promem w Gnojnie:
 
 
Prom jest mikroskopijny:
 
Czekając kontemplujemy przyrodę nadbużańską:
 
 
oraz zastanawiamy się , co inżynier ruchu drogowego miał na myśli 
 
 
miejsca dla nas starczyło :
 
 
Za rzeką jedziemy na północ na azymut i dalej szuterkami wzdłuż granicy białoruskiej. 
Szukamy stacji (bez lokalesów byłoby trudno). Kolejna „inna” rzecz dla człowieka spod zachodniej granicy. Tu są stacje „no name”! a nie same BP i inne Statoile…
Za Czeremchą (gdzie w końcu znaleźliśmy stację) zaczyna się raj dla wielbicieli szutrów. Wszystkie drogi między wsiami to rewelacyjne, szybkie szutry!
Skrzyżowanie dróg powiatowych:
 
Motki mamy chwilowo (po wczorajszym deszczu) prawie czyste, to sobie urządzimy małą sesję foto 
 
 
 
W okolicy Opaki Dużej droga biegnie w zasadzie granicą:
 
Zatrzymujemy się na fotkę:
 
co wzbudza pewne zastrzeżenia przejeżdżającej właśnie straży granicznej. Ale chyba są po prostu bardziej ciekawi 

 Jest ich chyba z ośmiu, w tym ze trzy kobiety. Standardowe sprawdzanie dokumentów, które po moim jęku „ale ja na samym dnie bagażu mam!” kończy się „aaaa, to tylko pana poprosimy”, a później już tylko wypytywanie o motki 
 
Solennie obiecujemy nie wchodzić na zaorany pas graniczny (ludzie wskakują robić zdjęcia na pasie, a oni później mają aferę ze śladami stóp…) i jedziemy dalej. 500 m później wpadamy na pierwszą i ostatnią ekipę motocyklową na tym wyjeździe. 
I oczywiści musi być ktoś z FAT 

 xwa_jacek – pozdrawiamy i dzięki za poniższe zdjęcia!
 
 
 
 
Po krótkiej rozmowie (ekipa raczej asfaltowa) bierzemy kurs na Białowieżę.
Szutrowego raju ciąg dalszy:
 
 
 
 
Ostatnia wieś przed parkiem, Wygon:
 
No teraz pytanie: taki znak stoi chyba na drodze publicznej? Tylko gdzie ta droga?
 
Bez żadnego zakazu dojechaliśmy z Wygonu do Topiła, gdzie zakaz wjazdu oczywiście był… z drugiej strony. Mamy dylemat moralny, czy wracać do legalnego asfaltu, czy też na skróty szerokim szutrem do drogi na Białowieżę… 10 km przez zakaz…
Zasięgamy języka w sklepie… no jeżdżą tamtędy, no straż też czasem jeździ…, czasem daje mandaty, czasem nie… Liczymy: 10 km to jakieś max 15 minut, może się uda 

 Raf jako porządniejsza część ekipy ma opory, ale w końcu daje się przekonać 
 
No cóż , był to jeden z najszybciej pokonanych przez nas odcinków offowych 
 
 
Wyjeżdżamy na legalną już szutrówkę na południe od Białowieży i postanawiamy odwiedzić żubry. 
Żubry jednak nie bardzo są zainteresowane odwiedzinami, i podobnie jak cała reszta zwierzaków, schowała się w najdalszych zakątkach w cieniu. Przypominam sobie, dlaczego programowo nie odwiedzam zoo i innych takich miejsc. Niby zwierzaki mają to nieco lepiej, duże wybiegi, reintrodukcja żubrów, itp., itd… Chyba jednak nie popieram…
 
 
najlepiej mają się dziki:
 
i znów szuter na północ, do Narewki:
 
 
Żubry zabrały nam sporo czasu, więc postanawiamy poszukać noclegu nad zalewem w Siemianówce (na Narwi).
Niechcący znajdujemy piękny , nowy ośrodek, składający się z plaży, mola, pola namiotowego, łazienek, miejsc pod ognisko i mnóstwa innych wodotrysków (52.929, 23.782, Stary Dwór, jakby ktoś był zainteresowany) , wszystko nowe, czyste, tanie i …bezludne w środku sezonu! 
Według Garmina stoimy na środku wody:
 
(Niestety na lokalnych podlaskich asfaltach Garmin w ogóle się nie sprawdzał. Ścieżki w lesie oraz asfalty były oznaczone dokładnie tak samo… i do tego kupa błędów.)
Rozbijamy się:
 
kąpiemy w jeziorze, nawet czysto, i tym razem spędzamy wieczór w towarzystwie piwnym, a nie winnym 
 
 
 
takie niebo podobno zapowiada pogodę...
 
cdn.