Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Ostatnia podróż Harleya, czyli Iran 2019 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=42018)

Dredd 18.02.2022 13:39

Ostatnia podróż Harleya, czyli Iran 2019
 
31 Załącznik(ów)
Świat nam się coraz bardziej kurczy…
Od kilku lat staramy się pojechać na wakacje w jakieś nowe miejsce, najlepiej poza Europą.
Ja jestem zakochany w pustyni, ale w Algierii i Maroku byliśmy, w Libii wojna, a do Egiptu wcale nie tak łatwo wjechać. Poza tym asfaltu tam mało ;)
Po raz pierwszy Harley, który zawsze dawał nam wolność, powoduje ograniczenia. On pojedzie z nam wszędzie, ale pod jednym warunkiem – po asfalcie i to dobrej jakości.
Czyli nie przejedziemy pasa ziemi niczyjej pomiędzy Saharą Zachodnią, a Mauretanią.
Zatem szukamy gdzie indziej….
I tym sposobem padło na Iran.
Tam też jest pustynia i także piękna. A do tego świetny kraj i ludzie.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Jest trochę papierologii z wizą i CDP , ale to do przebrnięcia. Trzeba wpłacić kaucję ok. 15000zł na konto PZM, ale to chyba solidna instytucja, więc powinni oddać :)

Z dostępnych informacji wynika, że nie da się do Iranu wjechać pojazdem produkcji amerykańskiej… ani motocyklem o pojemności większej niż 250cm3. Stosowna informacja wisi nawet w ambasadzie Iranu w Warszawie.
Ponoć obowiązuje u nich taki przepis, że to z uwagi na zagrożenie terrorystyczne, jest zakaz poruszania się po tym kraju większymi motocyklami. Na szczęście nie respektują go w odniesieniu do turystów.
Zatem, zabieram się za przygotowania i planowanie!

Im bliżej wyjazdu, tym trudności zaczynają się coraz bardziej piętrzyć – coś ugryzło Irańczyków w d… i od wiosny nie wpuszczają motocykli o większej pojemności niż 250ccm i koniec!
Co teraz?
Udało mi się skontaktować z dziewczyną, która mimo zakazu, wjechała do Iranu sama na GS 800.
Może w takim razie wpuszczą jednego malutkiego… Road Kinga?

Bo Harleyem to nasz sprzęt zaraz nie będzie… :)



Załącznik 114134



Aby szczęściu trochę dopomóc, nie będzie na nim znaczka Harley – Davidson. Zostanie za to i będzie dodatkowo wyeksponowane oznaczenie pojemności – 103. Przecież to zdecydowanie mniej niż 250 :) I mały akcent polski: flaga i napis: Lachistan. Pięknie nasz kraj nazywa się po persku :D
Specjalnie na tę okazję mamy też koszulki z napisem po persku: 15.000km. Przyjechaliśmy, by was poznać.



Załącznik 114135




Na kilka dni przed wyjazdem łapie mnie przeziębienie! Przeziębienie – w wakacje !
Lecę szybko do lekarza, który przepisuje mi antybiotyk, jednak mam zacząć go jeść dopiero, gdybym gorzej się poczuł. Na razie apapik i tym podobne.
Ale żeby nie było za różowo – w dzień wyjazdu nie mogę prawie otworzyć oka. Leci z niego paskudna ropa. Jakaś infekcja. I tym oto sposobem, wyjazd opóźnia się o dzień. Z okiem trochę lepiej, a infekcję wyleczymy po drodze :)

Więc lecimy. Tranzyt bez zbędnego ociągania się. Słowacja, Węgry. Nocleg w hotelu Sport w Debrecenie. Pokonaliśmy 708km.
Rano wyraźnie czuć, że jesteśmy na wakacjach – temperatura o 6:00 to 30 stopni. Jest pięknie!
W sklepie kupujemy ciposz kolbasz (ostrą kiełbasę z papryką), Niedźwiedzia (lokalny serek), kefif i bułki. Śniadanie zjemy po drodze w pięknych okolicznościach przyrody. Jedziemy przez małe wioski, drogi dziurawe, widać tradycyjne, węgierskie domki. Węgrzy nadal jeżdżą jak pierdoły :)
Na granicy z Rumunią kontrola. Trochę na sztukę sprawdzają bagaże. Pani celnik dziwi się, że jedziemy motocyklem do Turcji. Dobrze, że nie powiedzieliśmy jej, że tak naprawdę to do Iranu ;)
Rumunia. Tu stajemy na specjalność kuchni… węgierskiej: czyli langosza. Cena 3,5 leia. Kawa rozpustnik 2 leie. Zagadał do nas gość na motocyklu, który był w Mongolii. Zazdrościmy, ale to poza naszym zasięgiem… Starsza babinka życzy nam wszystkiego najlepszego i szczęśliwej podróży.

Droga idzie opornie. Do Cluj – Napoca duży ruch, ciągłe ograniczenia, nie bardzo idzie podgonić. Średnia wychodzi raptem z 50 km/h. Przynajmniej Rumuni jeżdżą bardziej po ludzku, a nie jakby im cojones poobcinali ;)



Załącznik 114136



Załącznik 114137



Załącznik 114138


Widoki ładne, wszędzie zielono. Dość wysokie góry; na niektórych szczytach leży śnieg.
Mijamy także romskie pałace.



Załącznik 114139



Załącznik 114140



Granicę z Bułgarią przekraczamy prawie o zmroku. Objeżdżamy kolejkę bokiem i jakoś się udaje. Przejazd mostem nadal darmowy dla motocykli. Najwyższy czas szukać hotelu. Lądujemy w Ruse Hotel za 62 lewy. Tego dnia zrobiliśmy 770km. Wieczór przyjemny – 27 stopni.

Następnego dnia mijamy zwykłe bułgarskie obrazki z prowincji, czyli mówiąc obrazowo: biedę.



Załącznik 114141



Załącznik 114142



Załącznik 114143



Załącznik 114144



Turcja. Przeprawa graniczna poszła sprawnie – może pół godziny. Wreszcie w krajobrazie zaczynają pojawiać się okrągłe wieże minaretów. Oboje lubimy ten kraj i jego ludzi. Czujemy się tu naprawdę świetnie – to nasza trzecia wizyta w Turcji, ale jako jedyna planowana jest wyłącznie jako tranzyt. Jakieś 6 km od granicy stajemy doładować kartę do opłat na autostrady. Dla motocykli są one dość tanie, świetnej jakości i jest ich dużo. Za 2 dni jazdy nimi zapłaciliśmy około 25 Lir. Jeśli ktoś nie chce, nie trzeba nimi jeździć, bo drogi krajowe w Turcji to z reguły dwupasmówki.



Załącznik 114145



Niedawno oddano do użytku most przez Bosfor i zamierzamy nim przejechać. Nigdy nie pchaliśmy się do Stambułu – w tamtejszym ruchu Harley z racji chłodzenia powietrzem wymagałby częstych postojów. Korek zaczyna się jednak na długo przed Stambułem (a dokładnie 22km). Ale cóż się dziwić - w końcu to ponad 15 milionów mieszkańców… Dobrze, że jest specjalny pas dla motocykli. Jadąc nim mijamy uśmiechniętego policjanta na GS-ie. W Polsce, zwłaszcza w dzisiejszych realiach, mogłoby nie być tak miło…
Teraz da się ominąć Stambuł piękną autostradą. Garmin nie ma jeszcze tej drogi, więc jedziemy trochę na czuja, trochę po mapie googla, która też średnio sobie radzi. Natomiast droga robi naprawdę super wrażenie. Nieraz zdarza się, że autostrada jest na 5 poziomach. Do mostu przez Bosfor prowadzi 17 pomniejszych wiaduktów. Za przejazd nim trzeba zapłacić 35 TL.




Załącznik 114146



Załącznik 114147



Załącznik 114148



Załącznik 114149



Załącznik 114150



Gdy tylko znaleźliśmy się w Azji szukamy noclegu. Dostał nam się całkiem ciekawy w hoteliku wyglądającym na jakiś weselny przybytek. W każdym razie pokój duży, jest czysto i miło. Obok knajpka, więc jest ok. Lahmacun i sałatka – super!
Śniadanie było dopiero od 9, ale zrobili dla nas wyjątek i dostaliśmy o 7:00. Za to mieliśmy dodatkową gębę do wykarmienia. Jest 21 stopni, więc temperatura do jazdy idealna.



Załącznik 114151



Załącznik 114152



Załącznik 114153



Załącznik 114154



Załącznik 114155



Drogi w Turcji są super. Jedzie się bardzo komfortowo, a i jest na co popatrzeć po drodze.



Załącznik 114126



Załącznik 114127



Z racji prędkości jaką jestem utrzymać motocyklem (ok. 120km/h) nie możemy się ociągać. Przemy naprzód, do miasteczka zjeżdżając jedynie na jedzenie. Po drodze widać także całkiem ciekawe sprzęty :) Krajobrazy też niczego sobie. Wiosek mało, dominują górki.



Załącznik 114128



Załącznik 114129



Załącznik 114130



Załącznik 114131



Załącznik 114132



Załącznik 114133



Załącznik 114156

fassi 18.02.2022 14:19

Dredd!! Ten wyjazd to moje ulubione szaleństwo. Polecę klasykiem: jakie opony na wschód?

Bałtrok 18.02.2022 14:21

elegancko, czekam na dalszy ciąg.

Melon 18.02.2022 14:26

:Thumbs_Up: Czyta się i ogląda. :)

jochen 18.02.2022 15:05

No dawaj pan dawaj, bo ciekawość męczy! :Thumbs_Up:

Luti 18.02.2022 15:14

Pamiętam Twoje wcześniejsze relacje (bodajże Turcja i Algieria).
I po początku widzę:Thumbs_Up::Thumbs_Up:, że będziemy mieli równie świetną "bajkerską" historie.

Dzięki Dreed.

chemiczny 18.02.2022 15:50

Idę po piwo i chipsy😉
Dawaj dalej.

matjas 18.02.2022 16:45

Fpytke Zdzisia!

stopa-uć 18.02.2022 18:37

Fajnie się czyta.
Czekamy

CeloFan 18.02.2022 19:03

:Thumbs_Up:

Nie byłem w ciekawszej krainie niż Iran. Z przyjemnością poczytam :)
CF

Wojtkuuu 18.02.2022 20:08

I ja się wciągnąłem. :)

wooocash 19.02.2022 10:30

Iran to moje marzenie, a z racji, że w większości byłby to wyjazd asfaltowy bo moja żona podobnie do Ciebie jeździ na armaturze, to chętnie poczytam Twoją relację

Dredd 19.02.2022 11:28

Cytat:

Napisał Ronin78 (Post 770000)
120km/h motocyklem bez grama owiewki/szybki to i tak sporo na długotrwałą podróż.

Mój poprzedni Road King przed laty miał szybę, ale ją sprzedałem :lol8:
Ja lubię wiatr we włosach (póki jeszcze trochę włosów :D).
A mówiąc serio, na tym modelu Road Kinga da się utrzymywać 120 km/h. Chyba ta ogromna lampa rozbija pęd powietrza i idzie żyć. Oczywiście, jakieś podmuchy docierają, ale przecież chyba o to chodzi! Dopiero powyżej tej prędkości zaczyna się czuć napór: do 140 jeszcze idzie jakiś czas wytrzymać, a powyżej tego to raczej walka z wiatrem.

Cytat:

Napisał CeloFan (Post 770046)
:Thumbs_Up:
Nie byłem w ciekawszej krainie niż Iran. Z przyjemnością poczytam :)
CF

Między innymi Twoja relacja była inspiracją dla tej podróży.
Właście to jest najlepsze w relacjach: można dać impuls następnemu. Pisanie własnej traktuję też po trosze jako spłatę zaciągniętego długu.


Cieszę się, że jest zainteresowanie. Obawiam się tylko, czy jestem w stanie sprostać oczekiwaniom!
Postaram się pisać w ramach możliwości.
Mogę jedynie zapewnić, że będą przygody i niespodziewane zwroty akcji :D

kylo 19.02.2022 11:34

Fakt, że nie pojechałeś Królową, KTMem czy GSem, robi robotę i zachęca do lektury !!!

Dredd 25.02.2022 19:17

24 Załącznik(ów)
Odcinek 2

Jedzie się przyjemnie, choć czuję przez skórę, że coś jest nie tak. Coś mi tu nie gra. To niby ta sama Turcja, którą pamiętamy, ale nie taka sama. Myślę i myślę, ale nie umiem zdefiniować co mi tu nie pasuje.
Nagle następuje olśnienie! Wiem! Od naszej ostatniej wizyty, zauważalnie zmienił się styl jazdy na drogach. Jeśli na jezdni są 3 pasy, startuje tylko 3 samochody obok siebie! Wszyscy stoją na czerwonym, pomimo, że nic nie jedzie z przeciwnego kierunku! Coś niesamowitego! Pamiętam do dziś, w jakie osłupienie przed laty wprawiła mnie ciężarówka jadąca pod prąd pasem awaryjnym ekspresówki. Dobrze, że w miastach ruch jest bardziej „tradycyjny” ;) Nie po to tu przyjechaliśmy, żeby zobaczyć świat poukładany jak w Europie.

Zaczyna się zmierzchać. Trzeba zatankować. Na stacji benzynowej zostajemy poczęstowani herbatą i gadamy chwilę z chłopakiem z obsługi. Przychodzi przywitać się z nami także jego starszy już ojciec.
Około 21 zrobiło się zimno, nie jedzie się już komfortowo. Temperatura oraz samochody jeżdżące bez świateł pomimo zmroku powodują, że zwalniamy. Tego dnia pokonaliśmy 1000km. Nocleg wypada w Refahiye w pierwszym napotkanym przy drodze hotelu – Altun za cenę 140 TL. Oglądamy pokoje. Folklor jest: albo nie działa zamek w drzwiach, albo w pokoju jedzie tak fajami, że nie da się wytrzymać. Trochę powybrzydzaliśmy i finalnie jest ok: w naszym pokoju prysznic nie ma słuchawki ;) Za oknem mamy meczet.
Temperatura spadła poniżej 20 stopni, co jest dla nas sporym zaskoczeniem. Klimatyzacja okazuje się niepotrzebna. Śpi się dobrze.

Allahu akbar, allahu abkar…
Tym wezwaniem muezina rozpoczynamy kolejny dzień. Szkoda, że to dopiero 4 rano :) Na szczęście udaje się jeszcze zasnąć i wstajemy ciut później. Okazuje się, że dzień jest pochmurny i o 7:00 tylko 16 stopni. Jemy skromne, ale pyszne śniadanie. Po raz pierwszy mieliśmy okazję skosztować miodu w plastrach.

W pewnym momencie zauważam na gps-ie, że jesteśmy na wysokości ponad 2000 metrów nad poziomem morza. Krajobrazy zaczynają zaś wskazywać, że to może być prawda. Wyjaśniła się przyczyna niskich temperatur.
Kilometry mijają, my tymczasem niepostrzeżenie przekraczamy Eufrat.
Jak to brzmi! Magiczne, mityczne nazwy rodem z podręczników historii czy biblii. Takie rzeczy tylko tutaj – w końcu wjeżdżamy na obszar będący kolebką naszej cywilizacji.



Załącznik 114308



Załącznik 114310



Załącznik 114311



Załącznik 114312



Załącznik 114313



Załącznik 114314



Załącznik 114315



Widząc takie napisy zastanawiam się czy tu chodzi o patriotyzm, czy – tak jak w naszym kraju – o pusty nacjonalizm, który zamiast łączyć – dzieli nawet sam naród.



Załącznik 114316



Nas natomiast zatrzymuje do rutynowej kontroli policja. Zostaliśmy sprawdzeni w bazie: figurujemy. Uśmiechy i życzenia dobrej drogi. Skręcamy na boczną drogę w kierunku Igdiru. Zbudowana jest w technologii kamyków zalanych smołą. We wschodniej Turcji jest to dość powszechny typ, zwłaszcza bocznych dróg. Natomiast krajobrazy super.

Stajemy na herbatę w przydrożnej herbaciarni, prowadzonej przez dwóch chłopców. Przygotowują czaj tradycyjnie w dwukomorowym czajniczku grzanym na piecu na węgiel drzewny. Ileż to wypiliśmy tej herbaty już w Turcji? Ten napój łączy ludzi, zaciera wszelkie granice. Od kierowcy ciężarówki dostajemy krakersy. Na parkingu jest źródełko z górską wodą pitną, wokół którego toczy się życie: mycie nóg, głów, rąk i garów.


Załącznik 114317



Załącznik 114318



Załącznik 114319



Załącznik 114320



Załącznik 114321




Ledwo ruszyliśmy – znowu kontrola policji. Tym razem raczej z powodu przekroczenia prędkości. Jednak po pokazaniu skąd jesteśmy, pokazano nam na migi, żeby jechać wolniej i puszczono. Tu może pomagać nasza znajomość tureckiego: „turkcze bilmijorum” – nie rozumiem po turecku i „turkije czok guzel” - Turcja jest piękna!, których to sformułowań nie omieszkam użyć :)

Zmienia się droga, zmieniają się zabudowania, pojawia się „opał” suszący się na słońcu, który jeszcze do niedawna był zwykłym gównem. Wjeżdżamy do wschodniej Turcji. Jak się później okaże, Turcji B, albo nawet C. Niedoinwestowanej, biednej. Turcji, która kiedyś nosiła inną nazwę. Ale równie serdecznej. Od razu przypomina mi się przeczytana niedawno świetna książka: A.Brzezieckiego i M. Nocuń „ Armenia. Karawany śmierci”.




Załącznik 114322



Załącznik 114323



Załącznik 114324



Dojechaliśmy do Igdiru. Tu trzeba zająć się wymianą oleju. Dobrze, że w H-D oddzielnie wymienia się go w silniku, sprzęgle i skrzyni i wszędzie jest inny interwał. Dzięki temu trzeba było wieźć tylko 4 litry i wymienić olej jedynie w silniku. Udaje się to w pierwszym napotkanym warsztacie. Chłopaki bardzo chcieli pomóc, ale ja wolę zrobić to samodzielnie. Przy okazji napiliśmy się herbaty i chwilę pogadali, na ile pozwalała bariera językowa. Z czystej formalności tylko wspomnę, że o zapłacie nie było mowy…


Załącznik 114325



Wieczorem zadekowaliśmy się w hotelu i uderzyliśmy na miasto coś zjeść. Po raz kolejny sprawdziła się zasada: gdzie dużo ludzi i brak menu w języku angielskim lub żadnego menu, tan najlepiej karmią. W lokancie świetne jedzenie i wyrabiany na miejscu ayran.


Załącznik 114326



Z hotelowego okna mieliśmy okazję popatrzeć na budzące się do życia miasteczko i jego mieszkańców.


Załącznik 114327



Napotkany zaś po drodze dość wymowny symbol wskazywał, że widoczny w oddali ośnieżony szczyt to musi być Ararat.


Załącznik 114328



Załącznik 114329



Kierujemy się na przejście graniczne z Iranem w Gurbulak/Bazargan. W pierwszym okienku pani mówi, żeby jechać dalej, a w następnym celnik bez pieczątki nie chce nas przepuścić dalej. Wracamy. Granica nie robi generalnie dobrego wrażenia: przepychanki, tłum, wrzaski. Do kolejnego stanowiska prowadzi korytarz – klatka z rur, przywołująca na myśl ubojnię bydła. Funkcjonariusze siedzą za kratami.
Zostajemy rozdzieleni z Anią, ja zostaję z motocyklem, a ona przekracza granicę jako piesza. Musi pokonać ten korytarz z krat, w którym tłoczy się kilkudziesięciu chłopa. Na końcu korytarza zaś żołnierz okłada towarzystwo. Gdy Ania pojawiła się na końcu korytarza ktoś krzyknął: madame! Nagle ludzie zaczęli się rozstępować, by mogła swobodnie przejść. Jeśli ktoś z uwagi na hałas nie usłyszał i nie zareagował, dostawał kuksańca od sąsiada. Jeszcze tylko sprawdzenie paszportu i moja małżonka jest już w Iranie. W oczekiwaniu na mnie przysiada na murku, okalającym słup. Po jego drugiej stronie siedzi starsze małżeństwo. Nagle zza słupa pojawia się przesunięty w jej kierunku kubek z herbatą, a w ślad za nim pojawia się właściciel herbaty. Pokazał, żeby – Irańskim zwyczajem – pić herbatę trzymając w zębach kostkę cukru i sączyć „przez nią” herbatę. Ania poparzyła sobie usta, ale udało się napić ;) Nastąpiła tradycyjna rozmowa: skąd jest, gdzie jedzie, itd. Od żony owego pana, Ania dostaje herbatniki i całą garść dziwnych kulek. Widząc, że nie wie co z owymi kulkami zrobić, kobieta pokazuje, że to są owoce i można je zjeść. Po tym Ania dostaje zapisaną po persku kartkę z adresem. Inny facet z kolejki napisał poniżej adres w alfabecie łacińskim i wytłumaczył, iż jest to zaproszenie. Jak będziemy w Iranie, zapraszają nas do siebie na 5 dni. Pojawia się ich autobus, małżeństwo ściska się serdecznie z moją żoną i odjeżdża.
Od każdej osoby, która była w Iranie, wiemy, że spotkamy się tam z niebywałą serdecznością, ale nie spodziewaliśmy się, że nastąpi to aż tak szybko :)


W międzyczasie ja posunąłem się kawałek motocyklem. Sprawdzili bagaże i znowu jesteśmy razem z żoną. Dobrze, bo trwało to wszystko bardzo długo, a ona została bez wody i jedzenia.
Jak na razie idzie dobrze. Powoli, ale do przodu. Niestety zjawia się młody celnik, który twierdzi, że z racji pojemności motocykla, nie możemy nim przekroczyć granicy. Na nic się zdają tłumaczenia, że to tylko 103, jak widać na samym motocyklu. Trudno – zawracamy.

Jednak dalej realizujemy plan dostania się do Iranu: spróbujemy na malutkim przejściu granicznym, którego nie widzi google, zaś jest zaznaczone na papierowej mapie. Nasz motocykl wiele zamkniętych drzwi już otworzył; może otworzy także graniczny szlaban do Iranu?
Liczę na to, że na maleńkim przejściu granicznym towarzystwo będzie miało mało roboty i nie będzie robić specjalnych trudności.
Ostrzelane znaki drogowe wskazują, że należy mieć się na baczności. My tymczasem możemy z innej perspektywy podziwiać Ararat. Na drogach co jakiś czas blokady policyjne lub wojskowe z worków z piaskiem lub betonowych zapór. Przy każdej blokadzie tankietka lub pojazd opancerzony. Służby także jeżdżą takimi pojazdami po drogach. Przy drodze często widać wieżyczki strażnicze. Co drugie pole ogrodzone płotem i drutem kolczastym, pomimo że wkoło same ugory i kamienie.
Nie mamy raczej zdjęć takich rzeczy, żeby nie było z tego powodu problemów.



Załącznik 114330



Załącznik 114331



Ze znalezieniem naszego przejścia granicznego nie jest łatwo. Teoretycznie wystarczy skręcić w prawo i jechać drogą do końca. Praktycznie zaś tam, gdzie miał być skręt, nie ma żadnej drogi. Kolejna odnoga w prawo okazuje się drogą do jednostki wojskowej. Na posterunku przed bramą młodzi chłopcy w wieku może 16 lat, którzy ni w ząb nie znają żadnego innego języka poza ojczystym, a z mapą także sobie nie bardzo radzą. Po chwili przychodzi chłopak starszy rangą, bo wartownicy strzelają przed nim obcasami i salutują. To także może 18 - latek. Napięty niesamowicie, rozmowę rozpoczynamy od kontroli naszych dokumentów. Od niego także nie udaje się niczego dowiedzieć… Zmarnowaliśmy tylko pół godziny.
Zawracamy i skręcamy w kolejną odnogę. Za jakiś czas znowu stajemy przed szlabanem: szlag by to trafił! Szczęście, że okazał się on wjazdem do jakiegoś większego przedsiębiorstwa. Tu spotykamy bardzo miłych chłopaków, gadamy z nimi przy pomocy translatora, pijemy herbatę i zyskujemy radę, żeby pojechać przez Nachcziwan – autonomiczny obszar republiki Azerbejdżanu. Wstyd się przyznać, ale nawet nie miałem pojęcia o takim tworze… To niedaleko – kilkanaście kilometrów. Trzeba mieć wizę, ale ponoć da się ją otrzymać na granicy i kosztuje ok. 11 $.
Próbujemy zatem.



Załącznik 114332

CeloFan 25.02.2022 19:37

:Thumbs_Up:

Doskonale. Doskonała opowieść się tu tworzy :)
Jak Twoja pani wróciła do motocykla i czy nie przepadła jej jednorazowa wiza?
CF

magneto 25.02.2022 20:11

Czyta się...
A te "103", to jak sądzę - tak, żeby nie skłamać, ale i prawdy nie powiedzieć... Czyli coś jak w "naszych" SW400, czy SW680 - cale sześcienne. Tak mi wyszło.
Pisz Waść. Sorki za lekki offtop...

Melon 25.02.2022 20:30

:Thumbs_Up:
Podoba mi się Turcja, nie byłem.

muszel72 25.02.2022 21:18

Kubiki;)
Pięknie👍

wooocash 27.02.2022 11:34

1 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał melon1968 (Post 770857)
:Thumbs_Up:
Podoba mi się Turcja, nie byłem.

Nie czekaj, to tylko dwa dni drogi z Polski :) Turcja to dwa albo nawet trzy światy... Ten komercyjny, ten udawany naturalny z komercją w tle i ten faktyczny turecki. Jak napisał Dredd im dalej na wschód tym bardziej naturalnie. Byłem trzy razy i wrócę pewnie jeszcze nie raz, szczególnie na wschód. Szkoda, że nie przekonam mojej żony do innego motocykla bo otworzyło by nam to wiele nowych dróg, chcociaż i tak ciągnę ją chyba zbyt ambitnie :)
Mam nadzieję, że nic się nie popitoli na świecie i za 2-3 lata uda nam się w końcu pojechać do Iranu... Sorki za ot.

maciekrom 27.02.2022 23:58

Wooocash gdzie to zdjęcie było robione?

wooocash 28.02.2022 13:16

Cytat:

Napisał maciekrom (Post 771111)
Wooocash gdzie to zdjęcie było robione?

Dark Canyon w Turcji

https://www.google.com/maps/place/Da...7!4d38.4553532

jochen 28.02.2022 14:33

Turcja fajna, byłem kilka razy i bardzo polubiłem. Snuj pan dalej opowieść!

Melon 28.02.2022 14:50

Cytat:

Napisał wooocash (Post 771187)

:Thumbs_Up: Coś trza będzie wymyśleć co by tam zawitać. :)

Dredd 28.02.2022 21:05

Dobrze rozpracowaliście - 103 cu.in. to cale sześcienne. Po naszemu - 1690ccm.

Cytat:

Napisał CeloFan (Post 770852)
Jak Twoja pani wróciła do motocykla i czy nie przepadła jej jednorazowa wiza?
CF

Pytanie bardzo dobre.
Cieszy mnie, że czytasz dokładnie to, co piszę. Przy tym czuć analityczny umysł. :D
Będzie dalej na ten temat, ale nie uprzedzajmy faktów.


Cytat:

Napisał wooocash (Post 771187)
Dark Canyon w Turcji

Widzę, że relacja nabiera rumieńców.
Wstawiaj, wstawiaj! Takich zdjęć nigdy dość! :D

A przy okazji czytający zapamiętają moją relację, jako dobrą, bo były w niej super zdjęcia ;)

Mallory 02.03.2022 09:04

Cytat:

Napisał Dredd (Post 770851)
Allahu akbar, allahu abkar… Tym wezwaniem muezina rozpoczynamy kolejny dzień. Szkoda, że to dopiero 4 rano :)

Oj miłe wspomnienia. Miły hotelik niby kiedyś znaleźliśmy w Kazachstanie. I też chyba o 4 rano obudziły nas śpiewy i włączona tuż za oknem chłodnia na tirze. Po czasie człowiek się śmieje. Dzięki.


Cytat:

Napisał Dredd (Post 770851)
Na szczęście udaje się jeszcze zasnąć i wstajemy ciut później. pijemy herbatę i zyskujemy radę, żeby pojechać przez Nachcziwan – autonomiczny obszar republiki Azerbejdżanu. Wstyd się przyznać, ale nawet nie miałem pojęcia o takim tworze…

Faktycznie, byłem w Armenii, ale też nie wiedziałem.

Dredd 04.03.2022 19:42

20 Załącznik(ów)
Odcinek kolejny

Na granicy kolejka, ale udaje się trochę przyspieszyć ;) Celnicy tureccy dają nam radę, aby nie afiszować się z pieniędzmi, bo będą chcieli nas oskubać. Potwierdzają informację, że wiza kosztuje 11 dolarów. Przestrzegają jednak mówiąc coś, że jest niebezpieczenie i powtarzając ISIS. Próbujemy zatem wjechać do Nachcziwanu. Tutejsi celnicy na początku kazali nam czekać. Dopiero gdy się upomniałem, któryś z nich stwierdził, że wiza kosztuje ok. 65$, trzeba zapłacić i jechać do jakiegoś urzędu już w Nachcziwanie. Tam trzeba odczekać 3 godziny i dostaje się wizę. Cała rozmowa toczyła się zaś w bocznym korytarzyku tak, by nikt postronny jej nie słyszał. Przekazałem te informacje żonie i nie zdecydowaliśmy się na jazdę do Nachcziwanu. Jedziemy w kierunku kolejnego przejścia z Iranem do Kapikoy czyli kierujemy się na Wan. Widoki cały czas ładne, jednak bardzo dużo wojska i policji. Częste blokady na drogach z betonowymi zaporami poustawianymi tak, że nie da się ich sforsować, tylko trzeba przejechać slalomem. Do tego stanowiska karabinów maszynowych i wieżyczki strzelnicze. Droga kluczy pomiędzy górami, na dość bliskich szczytach leży śnieg. Największa wysokość, jaką udało nam się osiągnąć to 2600 m.n.p.m.
Zaczyna się zmierzchać. Docieramy do miejscowości Caldiran i szukamy tam noclegu. GPS jednak nie pokazuje niczego. Udaje nam się spotkać gościa mówiącego po angielsku, co jest tu rzadkością. Okazuje się, że jest lekarzem. Radzi, abyśmy nie nocowali w tej miejscowości, bo tu jest niebezpiecznie, z racji bliskości z jakąś górą. Powiedział to takim tonem, jakby każdy wiedział o co chodzi i nie było z czym dyskutować. Przestrzegł kategorycznie przed podróżowaniem nocą, bo wtedy można natknąć się na uzbrojone bandy.
- Jedźcie lepiej do Muradiye, tam jest bezpiecznie i jest hotel. To jest mój numer telefonu – jeśli będziecie czegoś potrzebować, dzwońcie.

Wcale nie uśmiechała mi się już dalsza jazda. Byliśmy zmęczeni, było zimno, a w dodatku na niebie zawisły paskudne ołowiane chmury, które nie wróżyły niczego dobrego. Na szczęście obyło się bez deszczu – spadło tylko kilka kropel i udało nam się dotrzeć do Muradiye. Nie możemy znaleźć hotelu. Zapytane o drogę nastolatki w burkach, uciekają z nerwowym chichotem. Trafiamy wreszcie do Gokdem Royal Hotel – prawda jaka ładna nazwa? Cenowo też trochę drożej niż wcześniej – po targowaniu, które dziś nazywa się negocjacjami, staje na 180 Lirach. Idziemy coś zjeść na miasto, co okazuje się wcale nie takim łatwym zadaniem. Czujemy się trochę dziwnie, bo wiele osób mówiło nam, żeby bardzo uważać, że po zmroku jest niebezpiecznie. Policja jeździ po mieście w opancerzonych samochodach. Jest wczesny wieczór, ale już ciemno (zmrok zapada tu dość wcześnie, tj. po 19:00), miasto wydaje się wymarłe. Bardzo mało ludzi na ulicach, w witrynach sklepowych pozaciągane rolety antywłamaniowe. Czujemy się z tym bardzo dziwnie. Przywykliśmy do innej Turcji: żywej, głośnej, roześmianej. Znajdujemy otwartą knajpkę, w której jesteśmy jedynymi gośćmi. Wciągamy jakiegoś kurczaka z sałatkami, który okazuje się całkiem smaczny. Wracając do hotelu przed 21 nie spotykamy na ulicy prawie nikogo.



Załącznik 114422



Załącznik 114423



Załącznik 114424



Załącznik 114425



Załącznik 114426



Załącznik 114427



Załącznik 114428



Rano mamy dość niecodzienny widok z okna :) Wciągamy śniadanie w hotelowej jadalni pełnej ludzi mówiących po rosyjsku. Musimy ogarnąć jeszcze wymianę pieniędzy oraz wydrukowanie wiz Irańskich z telefonu. Niby mamy wydruki zrobione jeszcze w domu, ale na wizie Ani przybili już pieczątkę, a są to wizy jednokrotne. Dlatego w mojej głowie zrodził się szatański plan ponownego wydrukowania wizy. Przecież nikt się nie zorientuje…



Załącznik 114429




Kierujemy się w stronę małego przejścia w Kapikoy. Nagle pojawiają się (raczej niespotykane w Turcji) nierówności drogi, do tego na łuku. Omijając je, wpakowałem się w taką dziurę, że zastanawiałem się, czy motocykl to wytrzyma i czy się nie wyłożymy. Jakimś cudem utrzymałem motocykl w pionie, natomiast łupnięcie było tak duże, że otworzyły się obie pokrywy kufrów, co wydawało się niemożliwe. Zatrzymałem się sprawdzić ewentualne uszkodzenia, ale okazało się, że Harley to twarda bestia i wszystko w porządku. Na granicy standardowe pytania: jaka pojemność. Nijak nie chcieli uwierzyć w 103 ccm ;) Powiedziałem, że mogą sprawdzić w internecie, ale nie na żadnych lipnych stronach, tylko na stronie producenta, tj. Harleya. Byłem święcie przekonany, że na amerykańskiej stronie pojemność będzie podana wyłącznie w calach. A tu psikus: oprócz prawidłowej pojemności w cu.in. w nawiasie małym drukiem napisane było 1690 ccm. Niestety, nie udało się! Odesłali nas na przejście w Essendere/Seru. Wracamy.

W Wan stajemy coś zjeść. W knajpce spotykamy mówiącego po angielsku, bardzo sympatycznego taksówkarza. Pytamy, dlaczego tak mało osób mówi po angielsku. Mówi, że dzieciaki mają w szkole angielski, ale nie chcą się go uczyć. Na puszkach coca – coli utrwalony jest słynny kot z Wan.



Załącznik 114430



Załącznik 114431



Załącznik 114432



Załącznik 114433



Załącznik 114434



Po drodze zostajemy zaproszeni przez dwóch starszych, eleganckich Kurdów na herbatę przy sklepie. Zaprosili także do stolika wyglądającego na biednego człowieka. Co nas uderzyło, zwracali się do niego z ogromnym szacunkiem. Pytali o Kurdystan, czy nam się tu podoba.
Podczas tankowania okazuje się, że z jednego amortyzatora przedniego cieknie olej. Musiał uszkodzić się, gdy wpakowaliśmy się w dziurę. Pracownicy dają nam firmowe chusteczki i ręcznik, który jeździ z nami do dzisiaj. Kolejny raz mówią nam, że tu jest niebezpiecznie i musimy uważać. Pomimo wycieku decydujemy się jechać dalej – uszczelniacz wymienimy w Iranie.
Po drodze widać bardzo dużo uzbrojonego wojska i policji.



Załącznik 114435



Załącznik 114436



Załącznik 114437



Załącznik 114438



Załącznik 114439



Docieramy do granicy. Trochę jesteśmy zestresowani, bo to nasza ostatnia szansa na wjazd do Iranu. Znowu jesteśmy rozdzieleni – ja jadę motocyklem, a żona przechodzi jako pieszy. (Jest świńską szowinistką i nie pozwoliła mi napisać: piesza. „Sam jesteś: piesza!”).
Przejście pomiędzy granicą turecką, a irańską jest jak zderzenie dwóch światów: z jednej strony elegancja i porządek, z drugiej odrapane ściany, bałagan i ogólny chaos. Rzucają się w oczy wielkie czapki celników i brak uśmiechu.
Latam załatwiać jakieś papiery – od Kajfasza do Annasza. Dobrze, ze pomaga mi jakiś „majfirend” (oczywiście nie za darmo), bo inaczej byłoby kiepsko. Odnoszę wrażenie, że tego typu pomagacze mają układ z celnikami i nieraz specjalnie tworzone są trudności w załatwieniu najprostszej rzeczy, aby trzeba było korzystać z ich usług. Bariera językowa nie ułatwia zadania :) Szczęście, ze to nie jest majątek, więc nie ma nad czym specjalnie się rozwodzić.
Harley (pomimo, że nie ma na nim znaczka) budzi powszechne poruszenie. Każdy, ale to każdy(!) chce na nim usiąść, zrobić sobie zdjęcie. Nieraz nie mam jak położyć ręki na manetce, bo już jest tam co najmniej ze dwie cudze. Nieopatrznie pozwoliłem usiąść jednemu celnikowi, który nie wiadomo po co, zdejmuje motocykl ze stopki. Pokazuję mu, żeby tego nie robił, ale nie słucha. Trudno, kawał chłopa (prawie 2 metry i ze 120 kilogramów), więc poradzi sobie z masą. Jednak nie – 380 kg Harleya go pokonało. Ponieważ motocykl przygniótł mu nogę, obyło się bez strat w sprzęcie.

Tymczasem celnicy biorą Anię w obroty:
- jaka jest pojemność motocykla?
Śmieje się i mówi: nie wiem.
- jak to nie wiesz?
- no tak to. Jestem babą, znam się na gotowaniu, a nie na motocyklach.
Zyskała tym w ich oczach. Teraz oni się śmieją:
- dobry materiał na żonę!
Niestety u mnie to samo i pomimo, że wiję się jak piskorz, żeby obronić wersję: pojemność 103, coraz marniej mi idzie. Wreszcie wpada jakiś oficer:
- idziecie do lekarza na badanie. Zobaczymy czy mówicie prawdę z tą pojemnością!
Niech to szlag! Czeka nas wariograf! Do tej pory znam to tylko z teorii, nawet nie widziałem takiego urządzenia na oczy. Najpierw jednak lekarz mierzy nam ciśnienie krwi. Mam wysokie, moja żona też.
Nic dziwnego: pierwszy raz w życiu będziemy badani wariografem.
Pan doktor robi sobie z nami zdjęcie do swojej kolekcji. Raczej nie wypadamy najlepiej, bo miny mamy na bank niewyraźne.
A teraz…

.
.
.
.
.
.

Koniec! To było całe badanie. Jak się szło domyślić- niczego nie dowiodło. Celnicy dalej deliberują, jednak nie chcą nas przepuścić. Mówią, że taką decyzję może podjąć tylko „boss”, a on pracuje na pierwszą zmianę i już go nie ma.
- Trudno. Wracamy do Turcji, a zjawimy się jutro.
- Nie ma potrzeby. Już zmierzcha, a lepiej nie jeździć po zmroku. Prześpicie się u nas. Niedaleko jest meczet – proszę to klucze do niego. Zamkniecie się od środka.
- Hmmm… No dobra. A o której jest pierwsza modlitwa?
- co?
- no o której musimy opuścić meczet, żeby ludzie mogli się pomodlić rano?
- nie ma problemu. Nikt z niego nie korzysta.



Załącznik 114440



Załącznik 114441



Motocykl zostawiliśmy w jakimś zamkniętym magazynie, bo po tym co się działo wcześniej, zostawienie go na parkingu nie wchodziło w grę. Wiąże się to z koniecznością wypełniania kolejnych papierów, których naprawdę już mam dość.
Tym sposobem spędziliśmy naszą pierwszą noc na irańskiej ziemi. Przedtem jeszcze zjawili się celnicy – przynieśli nam jedzenie i picie. Zamknęliśmy drzwi od środka, rozłożyliśmy na miękkiej podłodze prześcieradło i w kimę. Mnie sen był bardzo potrzebny, bo moje przeziębienie od kilku dni dawało mi się we znaki. Wciągałem antybiotyk i apap, ale zmęczenie pewnie nie pozwalało organizmowi na porządną regenerację.

CeloFan 04.03.2022 20:11

:Thumbs_Up:

Świetnie się czyta tę historię.
To chyba najlepsze: "bo tu jest niebezpiecznie, z racji bliskości z jakąś górą" Jakąś górą! :D Uśmiałem się szczerze :D
Ten rejon, to takie miejsce, gdzie Turcy "pilnują świętej góry Ormian", która przez wojenne rozgrywki, znalazła się po stronie tureckiej. Do tego, to tereny zajęte przez Kurdów. Trochę wojny, trochę Polityki. No i mieliście szczęście. Kiedyś, kiedyś, jak jeszcze TDM-ką jeździłem, jakieś szczeniaki rzucali na tej drodze butelkami i kamieniami. Z innych relacji wyczytałem, że nie tylko we mnie. Kto wie, może teraz urośli i mają karabiny.
Oklaski dla Was. Byliście bardzo wytrwali w dobijaniu się do Iranu :)
CF

Luti 04.03.2022 20:27

Piękna historia z próbą "wbitki" przez Nachiczewan.
Nikt tam nie jeździ z racji, że jest to enklawa Azerska (koszt wizy), zasadniczo nie po drodze(zamknięta granica z Armenią) i ponoć niezbyt jest tam co oglądać.
Też niestety kiedyś na przejściu azerskim (granica z FR) się odbiłem się po
:)
Cytat:

Napisał Dredd (Post 771899)
[...]rozmowa toczyła się zaś w bocznym korytarzyku tak, by nikt postronny jej nie słyszał.[...]

Dzięki

rumpel 04.03.2022 20:34

ja piernicze ale sie uczepili tej poj . nas na granicy nie pytal o poj a sam wjazd do Iranu jak dziś na to patrze to był przyjeniejszy i szybszy niż np na Ukraine czy granica Serbska. Fakt brawo za wytrwałość.

Mallory 10.03.2022 17:36

Świetne, fajnie się czyta.

jochen 11.03.2022 12:01

Czad z tym meczetem!
Pytanko - czy pamiętasz może co to był za zamek na wysokiej skale?

Dredd 12.03.2022 10:15

Cytat:

Napisał jochen (Post 772674)
Pytanko - czy pamiętasz może co to był za zamek na wysokiej skale?

Pamiętać, nie pamiętam.
Ale nie udało mi się znaleźć go także na mapie google (pomimo, ze tam jest naprawdę mało miejscowości).
Jedno mogę powiedzieć - jest na trasie do granicy, nie trzeba nigdzie zjeżdżać.

jorge 12.03.2022 13:25

Kurna i co - łyso, ludziska GS-ami z kuframi po Wawie latają, a tu kozak z HD po świecie :D Piękne :):)

wooocash 13.03.2022 14:27

Cytat:

Napisał Dredd (Post 772778)
Pamiętać, nie pamiętam.
Ale nie udało mi się znaleźć go także na mapie google (pomimo, ze tam jest naprawdę mało miejscowości).
Jedno mogę powiedzieć - jest na trasie do granicy, nie trzeba nigdzie zjeżdżać.

To zamek Hasan Castle , rzut beretem za Erzurum jadąc na wschód(pol godzinki jazdy) , po lewej , pięknie widać z drogi, nie sposób przeoczyć. Da się podjechać pod same ruiny, w środku nic nie ma...

Dredd 13.03.2022 19:56

Cytat:

Napisał wooocash (Post 772907)
To zamek Hasan Castle , rzut beretem za Erzurum jadąc na wschód(pol godzinki jazdy) , po lewej , pięknie widać z drogi, nie sposób przeoczyć. Da się podjechać pod same ruiny, w środku nic nie ma...

To nie ten.
Ale udało mi się znaleźć - to Hosap Kalesi w miejscowości Guzelsu, przy drodze 975.

wooocash 13.03.2022 22:30

Cytat:

Napisał Dredd (Post 772950)
To nie ten.
Ale udało mi się znaleźć - to Hosap Kalesi w miejscowości Guzelsu, przy drodze 975.

Ten drugi tak, jakoś zafiksowałem się na pierwszym zdjęciu z zamkiem Hasan :)

https://africatwin.com.pl/attachment...7&d=1645812139

jochen 14.03.2022 09:24

Cytat:

Napisał Dredd (Post 772950)
To nie ten.
Ale udało mi się znaleźć - to Hosap Kalesi w miejscowości Guzelsu, przy drodze 975.

Super, dzięki! Zakonotuję sobie, gdyby mnie tam wyniosło, bo uwielbiam zamki:)

Cytat:

Napisał wooocash (Post 772907)
To zamek Hasan Castle , rzut beretem za Erzurum jadąc na wschód(pol godzinki jazdy) , po lewej , pięknie widać z drogi, nie sposób przeoczyć. Da się podjechać pod same ruiny, w środku nic nie ma...

Dzięki, tego szpeja też oblukam :)

Dredd 15.03.2022 17:50

9 Załącznik(ów)
Część kolejna.

Rano wstajemy i zbieram się do szefa wszystkich szefów, mając nadzieję na pozytywną decyzję.
Gość przyjazny i dziwi się w czym problem:
- Ależ oczywiście, możecie wjechać. Witamy w Iranie.
A więc udało się! Wpuścili nas. Wjeżdżamy do Iranu!

W drzwiach jego gabinetu minąłem się z jakimś urzędnikiem, który poinformował szefa o przepisie zabraniającym wjazdu motocykli. Ze szczerym żalem, szef przeprosił i powiedział, że w takim razie nie może pozwolić na wjazd.
- To po co daliście mi wizę? Przyjechaliśmy taki kawał drogi i teraz mówicie, że nie możemy wjechać? Przecież we wniosku wizowym musieliśmy określić dokładnie gdzie i czym jedziemy.
Ani prośbą, ani groźbą - dalsza dyskusja na nic się zdała….

Musimy wracać. Odebranie motocykla to kolejne papiery, jakaś dziwna opłata za przechowywanie (na szczęście były to jakieś grosze). Motocykl, pomimo, że stał w zamkniętym garażu, przykryty pokrowcem miał wszystkie przełączniki poprzełączane…

Oprócz niego stały tam dwa duże gieesy na francuskich blachach. Goście co nimi przyjechali, wynajęli samochód i pojechali nim na podbój Iranu. Chyba jestem jakiś dziwny: nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co to za atrakcja! Dla mnie wakacje bez motocykla to nie są wakacje. Pamiętam jak kilka lat temu polecieliśmy z moimi rodzicami na all inclusive na Kretę. Gdyby nie wypożyczalnia skuterów, to chyba byśmy stamtąd zdezerterowali. Powiedzieliśmy wtedy z Żabą: nigdy więcej!

Z odebraniem motocykla zeszło mi kolejne 2 godziny. Najgorsze zaś było to, że nie można było go ani na chwilę spuścić z oczu. Towarzystwo zachowywało się jak rozwydrzone bachory. Jak dziś o tym piszę, po prostu nie chce mi się w to wierzyć co się tam działo.
Poszedłem do kibla, który straszliwie śmierdział jakąś chemią. Do tego stopnia, że trzeba było wstrzymać oddech. Nic to nie dało – podrażniło mi śluzówkę nosa i zaczęła mi lecieć krew.
Jeszcze to nam było potrzebne. Fakt, faktem czuję się mega podle. Przeziębienie solidnie daje mi w kość, a apap, który łykam rozrzedził juchę i efekt jest.
Usadowiłem się przed meczetem, żeby zatamować krwawienie i trochę odpocząć. Jest tu trochę cienia i idzie żyć. A krew jak na złość nie przestaje lecieć. Nie przejmuję się tym zbytnio, bo to nie pierwszy taki przypadek.
Po godzinie zaczyna mi to jednak przeszkadzać. Poszedłem na granicę do lekarza, który wczoraj miał nas badać „wariografem”. Może mają jakiś specyfik.
Niestety, trafiłem na innego gościa, który mnie olał i powiedział, żebym przykładał chusteczkę. Że też sam na to wcześniej nie wpadłem!
Dobrze, że w meczecie było miejsce do ablucji, to miałem gdzie obmyć twarz i moczyć koszulkę, którą przykładałem na szyi. Po kolejnej godzinie krwotok ustał i mogliśmy wracać.

Jest jakoś tak, że jak dzieje się coś niespodziewanego, co później można nazwać przygodą, człowiek nie ma serca do robienia zdjęć, czy kręcenia filmu. A to wielka szkoda! Z perspektywy czasu, dobrze byłoby mieć pewne rzeczy utrwalone, choćby nieruchomym obrazem. Przykładowo, teraz chętnie obejrzałbym siebie z paszczą zalaną krwią, a i Wam łatwiej byłoby uwierzyć, że nie zmyślam ;)

Procedura powinna pójść szybko. Ania czeka przy motocyklu, ja idę załatwiać papierzyska. I tu zaczyna się problem. Okazało się, że żona przekroczyła nielegalnie granicę i zrobił się z tego mega problem! Mianowicie odnotowano, że ona już wykorzystała swoją wizę, a była ona jednokrotna. Wczoraj nie powinna przekroczyć granicy irańskiej. Jedynym wyjściem jest, aby ona została, a ja mam jechać do ambasady Iranu i uzyskać kolejną wizę – na granicy nie było to możliwe. Szczęśliwie spotkałem naszego wczorajszego pomagiera, który zaoferował się spróbować coś załatwić. Poszliśmy do policjanta wyższego rangą. Tam tysiąc pytań, nieraz powtórzonych po kilka razy, spisywanie kilku protokołów. Po kolejnych, prawie 2 godzinach udało się.

W międzyczasie żona oganiała się od natrętów próbujących wsiąść na motocykl, czy chociaż go pomacać. Pytali o cenę motocykla, ale ona twierdziła, że nie zna.
- A ile on kosztuje?
- Nie wiem.
- Nie rozumiesz o co pytamy?
- Rozumiem, ale nie wiem.
- A ile dolarów?
- No nie wiem.
- A euro ile? ;)


Celnik z budki przy której stała Ania z motocyklem poczęstował ją herbatą. Najgorsze było to, że nie mogła iść się wysikać, bo zostawienie Harleya choćby na chwilę nie wchodziło w grę, jeśli chcieliśmy nim gdzieś dalej pojechać.

Wreszcie ruszamy. Jak wjechaliśmy na granicę turecką, myślałem, że ucałuję ziemię!
Ale to już tylko formalność!
I jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że jest kolejny problem! Pomimo, że wiza turecka jest wielokrotna, przekroczyliśmy granicę 4 razy w ciągu kilku dni i musimy zapłacić jakąś karę. Gdy pani zobaczyła, że jest mi to zupełnie obojętne i powiedziałem, że to nieważne, byleby mieć już odprawę celną za sobą. Chyba zrobiło jej się nas żal, bo pogadała z jakimś kolesiem z pokoju obok i karę udało się anulować.

Wreszcie jesteśmy w Turcji! Hurra!
Przygody na granicy irańskiej i pilnowanie motocykla tak nas umęczyły, że wbrew logice szczerze ucieszyliśmy się, że tu wróciliśmy! Do tego czuję się naprawdę źle. Trochę doskwiera mi gorączka, ale nie mogę wziąć apapu, żeby znowu nie poszła mi krew z nosa. Żona proponuje, żebym coś zjadł, to poczuję się lepiej. Nie jestem jednak w stanie. Jak na złość do Wanu mamy jakieś 180 kilometrów. Nie możemy za szybko jechać, żeby jak najmniej pracowało przednie zawieszenie – cały czas olej wycieka z lagi. Do tego co chwila kontrola policyjna – na odcinku 30 kilometrów były trzy! Jak podczas jednej z nich zapytałem czy są Turkami czy Kurdami, atmosfera od razu zgęstniała, a kontrolujący nagle przypomniał sobie, że umie mówić po angielsku i całkiem jasno wysłowił się, że skoro jesteśmy w Turcji oczywistym jest, że są Turkami.
Z każdą minutą czuję się coraz gorzej. Nie jestem w stanie skupić wzroku na drodze – obraz mi się rozmazuje. Jestem jeszcze w stanie jechać. Ania przez interkom steruje, ja kieruję motocyklem.
W pewnym momencie także i to jest dla mnie zbyt trudne. Stajemy przy sklepie, kładę się na ławce, a Ania oblewa mi głowę zimną wodą.
- Przypomniałam sobie, że jadąc w stronę granicy, po drodze mijaliśmy hotel. Nie może już być daleko. Wytrzymaj!
Odpocząłem i trochę odzyskałem siły. Udaje nam się dojechać do hotelu. W recepcji zalegam na sofce, a Ania musi sobie sama ze wszystkim poradzić. Dzielna jest! Nie wiem jak przyniosła do pokoju wór z praktycznie całymi naszymi bagażami. Tego dnia nie byłem w stanie prawie niczego zjeść – wepchnąłem w siebie jedynie jakąś bułkę z miodem. Ania zaś pochłonęła m.in. zupę ayranową.
P.S. Jak będziecie mieli okazję, nie próbujcie ichniejszej margaryny!


Załącznik 114763



Załącznik 114764



Załącznik 114765



Załącznik 114766



Załącznik 114767



Górski klimat mi służy – spaliśmy na wysokości 2300 m. n.p.m. Rano czuję się zdecydowanie lepiej i gotów jestem do dalszej przygody. Tak naprawdę dopiero teraz dociera do mnie, że nici z naszego wyjazdu do Iranu. Innej możliwości wjazdu do kraju Ajatollahów nie ma. Choć liczyliśmy się z taką ewentualnością, ja – naiwnością dziecka – wierzyłem, że jakoś się uda czmychnąć przez granicę. Nic to, mieliśmy przygotowany plan B – całkiem ciekawego objazdu po wschodniej Turcji, zamieszkanej przez Kurdów, który można było zacząć realizować. Mimo wszystko, chyba do końca wyjazdu, z tyłu głowy cały czas miałem żal, że nie udało się wjechać do Iranu.

Tymczasem zupełnie niespodziewanie przed hotelem spotkaliśmy typowego kota z rejonu miasta Wan o różnych kolorach oczu. Te bestie ponoć żyją jedynie tutaj i są bardzo lubiane. Są one symbolem miasta i ich wizerunki można spotkać w wielu miejscach. Najważniejszą zaś – i dość nietypową – cechą tych kocurów jest to, że lubią pływać!


Załącznik 114768



Jedziemy w kierunku miasta Wan. Tymczasem po drodze widać, że sytuacja jest tu napięta. Bardzo dużo wojska, tankietki i pojazdy opancerzone oraz ciągłe kontrole na drogach. Jak się potem okazało Turcja szykowała się do militarnej operacji „Źródło Pokoju” na terenie Syrii, która rozpoczęła się 9 października 2019 r. Według Wikipedii, Turcja zgromadziła przy granicy z Syrią 80.000 zołnierzy, a także artylerię i czołgi. Celem tej operacji miało być likwidacja kurdyjskiej autonomii w północnej Syrii i zasiedlenie jej terenów przez ponad milion syryjskich uchodźców wojennych przebywających w Turcji.



Załącznik 114769



Załącznik 114770



Załącznik 114771

wooocash 19.03.2022 15:00

Ale jak to?? A gdzie Iran?

Melon 19.03.2022 15:37

Miesiąc minął i nie wjechaliśmy do Iranu ?:dizzy:
Pisz Pan coś :)

syncronizator 19.03.2022 16:03

Ja jadę za miesiąc i nie mam pewności, że wjadę... mam backup route...w postaci Gruzji i Armenii.... bo co innego zrobić w takiej sytuacji.

Dredd 23.03.2022 20:12

32 Załącznik(ów)
Trzeba powiedzieć to jasno: nie udało się wjechać do Iranu.
Ale wycieczka trwa dalej - jako plan awaryjny chcemy zobaczyć wschodnią Turcję - Kurdystan.

Odcinek kolejny.

W Wanie zadekowaliśmy się w przyjemnym hoteliku w centrum. Wan okazał się całkiem przyjemnym miastem – fajny, wschodni klimat. Dużo lokalnych herbaciarni, knajpek, sklepików. Można było poobserwować życie miasta. W pobliżu meczet, z którego słychać azan. Mamy wrażenie, że jest wykonywany „live”, nie zaś odtwarzany z nagrania. Świetnie się go słucha – w tym nawoływaniu na modlitwę jest coś mistycznego…
Głodni, zasuwamy na zupę do knajpki o nazwie Hacibaba, gdzie młócimy jakąś z jagnięciną oraz mercimek, tzn. tutejszą zupę z soczewicy.



Załącznik 114950



Załącznik 114951



Załącznik 114952



Załącznik 114953



Załącznik 114954



Załącznik 114955



Ciekawym doświadczeniem była wizyta w aptece. Chcieliśmy kupić jakieś leki, w tym m.in. wapno dla Ani. Plan był taki, że pokażemy łacińską nazwę i aptekarz nam wyda turecki odpowiednik. Okazało się, że tutaj tak to nie działa – aptekarze nie używają nazw łacińskich. Skończyło się na tym, że moja Ania dostała wapno… za darmo!

Nabycie tutejszej karty telefonicznej do internetu także nie było łatwe: sprzedawca nie mógł zarejestrować na nas żadnej karty z 3 sieci. Dopiero, gdy poszliśmy do salonu firmowego jakiegoś operatora okazało się, że możemy wybrać tylko 1 rodzaj karty dla obcokrajowców. Potem poszło już gładko.
Z innych pilnych potrzeb, musimy zając się wymianą uszczelniacza w przednim zawieszeniu, bo olej cały czas się sączy, co spowalnia jazdę. Tymczasowo laga owinięta jest… papierem toaletowym, żeby olej wsiąkał w nią, a nie dotarł przykładowo do tarczy hamulcowej.
Odszukaliśmy taksówkarza, którego poznaliśmy podczas drogi do granicy irańskiej. Chłop na pewno będzie wiedział, gdzie można kupić uszczelniacz do lag – na tymczasem wystarczy przecież zwykły simmering. Zawiózł nas do sklepu z skuterami i jakimiś piździkami (w większości chińskimi). Niestety nie mieli takiego wymiaru jak potrzebujemy, a na domiar złego nie mieli pojęcia, gdzie coś takiego można kupić… Okazało się, że w Turcji nie funkcjonują sklepy z uszczelniaczami, gdzie mamy ich do wyboru, do koloru. Facet ogromnie się zmartwił. Nie chciał od nas pieniędzy za kurs, ale ponieważ widać było, że mu się nie przelewa, nie mogliśmy się na to zgodzić. Przewieźliśmy jego syna motocyklem, z czego chłopak był bardzo zadowolony. Facet zaprosił nas do siebie do domu na noc, ale musieliśmy odmówić, żeby nie robić mu problemu i kosztów. Ponieważ mieliśmy już internet wpadłem na pomysł, że pojedziemy do jakiegokolwiek autoryzowanego salonu motocyklowego i tam na pewno uda nam się dobrać uszczelniacz. Pomimo, że Wan to duże miasto (prawie 400.000 mieszkańców), jedyny firmowy salon motocyklowy to Kawasaki. Trudno, adres wbijamy w gps-a i jedziemy! Jakie było nasze zdziwienie, gdy dotarliśmy do tego samego salonu z piździkami, w którym byliśmy poprzednio…
Później uderzyliśmy do tzw. sanayi czyli wielkiego skupiska różnych sklepów motoryzacyjnych w jednym miejscu. Spędziliśmy tam masę czasu, ale nigdzie nie udało się dostać uszczelniacza.
Żeby dzień nie skończył się za różowo, odebraliśmy z hotelu nasze pranie, żałując, że nasze ciuchy nie są nadal brudne i niezbyt świeże… Niektóre koszulki przejęły kolory z innych i vice versa. Spodnie natomiast zmieniły rozmiar na mniejszy… To nie był nasz dzień! W nocy niedaleko odbywała się jakaś impreza plenerowa i do 4-5 rano grała muzyka, a potem normalne odgłosy budzącego się do życia orientalnego miasta: trąbienie, dostawa towarów, pokrzykiwania, itp. Okna niestety zamknąć się nie dało, bo w hotelu nie było klimy, więc – jak szło się domyślać – nie pospaliśmy :)

Śniadanie rekompensuje słabą noc. Choć jest prawie wyłączenie na słodko, to nie żałujemy, bo jest okazja poznać całkiem nowe smaki: chałwa płynna, super miody, różne sery oraz pyłek propolisowy.
Mieliśmy także okazji spróbować jednej z 3 rzeczy z których słynie miasto Wan, mianowicie sera: lekko kwaśnego, z dużą ilością przypraw. Pozostałe dwie to: potwór z jeziora Wan oraz pływające koty.



Załącznik 114956



Załącznik 114957



Załącznik 114958



Załącznik 114959



Jedziemy w stronę Dogubayazit. Plan był taki, żeby udać się przez Igdir w stronę Kars, boczną, widokową drogą. Jednak cieknący amortyzator powoduje, że musimy wybrać główną drogę. Na szczęście wyciek należy raczej zakwalifikować w kategorii pocenia się, więc nie jesteśmy uziemieni. Mimo wszystko psuje mi to krew, bo nie przywykłem, żeby w Harleyu coś było nie w porządku. Ania wpadła na pomysł, żeby namierzyć coś w stylu tureckiego Ebaya i kupić tam uszczelniacz. Ja w międzyczasie ustaliłem jego wymiary. Próbowaliśmy zagadnąć o to gości na stacji, ale trafiliśmy na wyjątkowo niekumatych i nie udało się nic ustalić. Szczęściem mieliśmy internet, więc udało się trafić na tureckie Allegro, którego logo jest… biedronka – wypisz, wymaluj – jak nasze sklepy. Jakiś konkret więc jest. W drogę!
Przejeżdżamy obok pięknego jeziora Van, które jest całkiem spore. Ładnie połyskują w słońcu jego błękitne wody. Pogoda zmienna - jak to w całkiem wysokich górach. Zdarza się, że wjeżdżamy w całkiem granatowe chmury. Przez jakiś czas nam się udaje, lecz w pewnym momencie wali na nas ściana wody. Trochę za późno zdecydowaliśmy na założenie kondomów, bo jesteśmy już cali mokrzy. Źle zakłada się je na mokre ciuchy i do tego jest zimno. Jednak widoki przepiękne. Góry także przedstawiają całą paletę różnorodnych form: nieraz surowe i gładkie, innym razem piękne, żywe, zielone by za jakiś czas zmienić się jakby w zastygłą lawę. Ponieważ aparat powędrował do specjalnego przeciwdeszczowego pokrowca, znanego skądinąd jako „worek na śmieci” z tego odcinka nie ma zdjęć.
Jak na złość zatrzymuje nas kontrola policyjna i chcą przeglądać bagaże. Widząc nasze popakowane w worki na śmieci rumuńskie tobołki, litują się i poprzestają na kontroli dokumentów.
Zastanawia mnie fenomen machania motocyklistom. Bardzo wielu ludzi, których mijamy macha nam entuzjastycznie. Świetny to sposób pokazania sympatii, zauważenia drugiego człowieka. Nie powiem, bo bardzo to lubimy. My także machamy do kogoś, ale entuzjazm z jakim ludzie odmachują nam jest budujący! To nie jest pusty gest, zrobiony „bo wypada”. Widać, że wyraża się w nim chęć przekazania drugiemu człowiekowi pozytywnej energii.



Załącznik 114960



Załącznik 114961



Załącznik 114962



Załącznik 114963



Załącznik 114964



Załącznik 114965



Dotarliśmy do pobliskiego Dogubayazit na nocleg. Miasto sprawia słabe wrażenie, nie ma w nim asfaltu, ludzie jakoś dziwnie na nas patrzą. Jedynym ładnym budynkiem w mieście był meczet. Na ulicach pełno żebraków, co nie jest normą w Turcji. Nawet jedyna odnaleziona lokanta splajtowała i nie udało nam się znaleźć żadnej knajpki. Ostatnią deską ratunku okazały się kebaby z kurczaka. Cena jaką zapłaciliśmy za 2 kebaby i 2 ayrany – 15 lir (ok. 10zł) sugerowała, że w tym mieście musi być biednie. Szczęście, że było dużo kramów z owocami i warzywami to obkupiliśmy się chociaż, żeby sałatkę zrobić. Usiedliśmy na murku, żeby zjeść kebsy i podeszły do nas dzieci. Pewnie – jak każde – ciekawe. Niestety, także dzieci okazały się niespecjalne – nie podeszły do nas z czystej ciekawości - byliśmy nagabywani w dość niemiły sposób, a chodziło im o… money.



Załącznik 114966



Załącznik 114967



Załącznik 114968



Załącznik 114969



Załącznik 114970



Załącznik 114971



Załącznik 114972



Załącznik 114973



W pierwszym hotelu, w którym się zatrzymaliśmy warunki słabe. Lata świetności ma już dawno za sobą, ale syf, jak mało gdzie. Umywalka chciała mnie ugryźć! Za to cena kosmiczna! O jakimkolwiek targowaniu nie ma mowy, nie chcą opuścić ani grosza. Sorry, ale na takie ceny to nie możemy sobie pozwolić. Kolejny przybytek także nie powala, ale za to ceny ma takie same jak poprzedni! Gość w recepcji także nie jest skłonny do jakichkolwiek negocjacji. Jedziemy więc do ostatniego hotelu. Gdy recepcjonista wyszedł naprzeciw nam przed hotel, wiedzieliśmy jaką cenę za pokój powie. Ale nie – pan zaproponował 240 lirów, czyli więcej niż poprzednicy. Ugadani jak nic! Słabo, bo to chyba ostatni hotel w tym mieście. Jest jeszcze jeden na wjeździe do miasta, ale 5 albo 4 gwiazdki, więc tam to dopiero cena zwali nas z nóg. Spróbujmy. Kto wie? I Grand Aga Hotel okazał się strzałem w dziesiątkę! Z chłopakami na recepcji dało się pogadać i cenę finalnie dostaliśmy dużo lepszą niż we wcześniej odwiedzanych, tj. 200 lirów ze śniadaniem. O warunkach to nawet nie wspomnę!
Mało tego – dostaliśmy pokój z widokiem na górę. I to jaką górę!
Z ogromną przyjemnością wypiliśmy kawę na tarasie i zjedliśmy lokum.
Ararat – ta nazwa działa na wyobraźnię. Chyba nie trzeba nikomu jej przedstawiać. Niestety, położona jest na terenie przygranicznym i dostanie się na nią nie jest łatwe, ani nawet bliższe podjechanie motocyklem. Dla nas pewnym problemem był także brak asfaltowej drogi w pobliże :) Wysoka na ponad 5137 metrów, więc jeśli ktoś lubi góry – myślę, że warta zdobycia.



Załącznik 114974



Załącznik 114975



Załącznik 114976



Załącznik 114977



Rano chcieliśmy zobaczyć pałac Ischaka Paszy, który – jeśli to co widziałem w internecie jest choć w połowie prawdą – naprawdę warto odwiedzić.
Już sama droga do pałacu jest bardzo urokliwa. Natomiast przed wejściem mały afrykański akcent. Myślę, że nie muszę nic więcej dodawać ;)
Ciekawostką jest, ze motocykl (nie pierdopęd, ale prawdziwy motocykl) to w Turcji naprawdę rzadkość. Być może w większych miastach są jakieś sprzęty, ale spotkać na naszej trasie coś większego niż 125 ccm, to jak usłyszeć prawdę w TVP.



Załącznik 114978



Załącznik 114979



Załącznik 114980



Załącznik 114981

matjas 23.03.2022 20:43

zdjęcia i wogle wszystko miód, hałwa płynna i lokum :D mniam.

ale zdjęcie z filiżankami kawy i Araratem odjęło mi mowę!

rumpel 23.03.2022 21:18

Czajkowski ;)


Jak to czytam to pierwsze skojarzenie to ...


jochen 25.03.2022 15:00

A skąd była ta Afryka?

Svensson 25.03.2022 16:35

Cytat:

Napisał jochen (Post 774395)
A skąd była ta Afryka?

Ja tam widzę dwie Afryki...🧐
I tureckie tablice.

maciekrom 26.03.2022 19:02

Dredd nie wiem jakim kalkulatorem przeliczasz liry tureckie na złotówki ale 15 lira to jakieś 4,50 pln a nie 10 pln. a hotel ze śniadaniem za 200 czyli około 60 pln. to prawie darmo, tyle to pole namiotowe na Bałkanach kosztuje ;-).
Obserwuję wasz wyjazd bo też mi się marzy Iran i będę próbował pod koniec sierpnia.

matjas 26.03.2022 20:11

no to nie patrz jeszcze na to ile teraz TL odjeżdża tylko ile było wtedy! :D

WojtasA 27.03.2022 10:22

„Magia” dużej inflacji.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:28.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.