Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Laweciarstwo na Balkanach. (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=20553)

sowizdrzal 27.03.2014 09:06

11 Załącznik(ów)
*romek* - co prawda umówilismy się wczoraj z Pauliną, że będziemy twardo budować napięcie, ale...
ja mam słabą silną wolę i zawsze ulegam płci pięknej, więc specjalnie dla Ciebie...

----------------------------------------------------------------------
Sowizdrzał:
Na trzeci dzień na dobre wsiąknęliśmy już w kosowski klimat. Po przecięciu drogi M25 łączącej Prizren ze stolicą Kosowa - Prisztiną,
kończą się asfalty, zaczynają sympatyczne nietrudne szuterki, zjazdy, podjazdy, a teren bardzo przypomina charakterem nasze
Gorce lub Podhale. W planach mamy atak na ciut większą górę, w okolicach wiosek Maqiteve i Jezerce, czeka nas blisko 1000m
podjazdu, a to i tak dopiero początek. Ze szczytu, na którym w dość oczywisty sposób zbudowano stację przekaźnikową, widać
główną grań pasma Szar. Poezja! Szczyty sięgają 2700m npm., ale kształtem i aparycją przypominają nasze Bieszczady, bo ich
zbocza są pełne połonin i to 50 razy bardziej rozległych niż te ukochane - polskie. Sporo gór się widziało, na parę z nich wlazło,
ale widok każdego nowego pasma, w scenerii ciemnych chmur przez które z rzadka przebija się słońce, zawsze powoduje opad
szczęki... Wyłapuję w tym widoku szczyt Scarpa, na który rok wcześniej wjechaliśmy motocyklami z Szarpaniną :)
https://picasaweb.google.com/1018548...41561603282306

Tymczasem niebo się chmurzy, a nas czeka zjazd sporo ostrzejszy niż podjazd. Wyszukane na zdjęciach satelitarnych drogi okazały
się koleinami po ciężkim sprzęcie, albo pieszymi ścieżkami. Cholera, gubimy drogę, przewracamy raz za razem, grzęźniemy w głębokich
koleinach. No - ale przynajmniej, skoro tyle luda się tu bezładnie szwendało, to znaczy, że nie ma min (a być mogły, o czym wspomnieli
nam polscy żołnierze spotkani na granicy Macedonii i Kosowa w ostatnim dniu jazdy)... W którymś motocyklu przestaje wystarczać
nawet jedynka, sprzęgła się męczą, jazda staje się coraz mniej przyjemną przeprawówką. Nie trwa to jednak długo, po znalezieniu
łagodniejszego zjazdu odpuszczamy część przygotowanego tracka i spadamy, nieco zmęczeni, do wioski Mushtisht w okolicach Prizren.
Tam kusi nas pieczony kurczaczek za 5 euro, jak się okazuje, nie za porcję, ale za całość, a w tym chleb, sałata, oliwa w dowolnej ilości
dla 3-ch osób. Smak dobrej potrawy sprawia, że nie żałujemy zbytnio tej niezrealizowanej dróżki, przecież będzie jeszcze po co tam wrócić :)

Tymczasem powolutku dociera do nas, że kobieta która jeździ na motocyklu i do tego zasiada z mężczyznami przy stole w lokalach,
jest dla Kosowarów co najmniej.... zjawiskiem. Ale o tym to już nie ja...

Cleo 27.03.2014 14:17

No i nici z planów budowania napięcia :-(
Adamie ja też mam słaba silna wole, ale nie do kobiet ;-) więc :

Wieczór dnia 2 zapowiadał się bardzo spokojny. A jednak...
Resztę pozostawię milczeniem... Taka niepisana umowa
Co się wydarzyło na łące jakiejś tam -€“ tylko Adam wiedział gdzie ona była ;-) to pozostało na łące jakiejś tam.
Ponieważ moje wyobrażenie na temat trasy było, co będzie to bedzie.I tyle.
To jednak dzień 3 zapamietałam na dobre.
Dość niewinnie snułam się po lekkich szuterkach z lekkimi przechyleniami...beztrosko patrzyłam na otaczajacy mnie krajobraz...
Aż tu nagle, wyrosła z nienacka, pionowa (no, na tamtą chwilę taka była!) góra, którą trzeba było pokonać.
Orzesz KU..A - pomyślałam.Byliśmy juz w takim miejscu, że nie wypadało marudzić. Po co mi klopoty?
Jedź Paulino - przygoda czeka za zakrętem... A z drugiej strony przecież jechałam z nowo poznaną osobą. Bądź twarda!
Pokonawszy straszna górę pojawił sie dość mi bliski widok.

Bieszczady -€“ Wspaniałe Bieszczady.

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps8f350406.jpg

Tylko zaraz... ! One są jakieś rozległe i wyższe. Były wszędzie. A ja stałam jak zahipnotyzowana z cieknącą ślinką.
Moi współtowarzysze stali obok i równie dziwnie wyglądali jak ja.
Eh...potem pojechalismy dalej...
Każde następne strome wzniesie stawało sie normalnością. Do czasu kiedy Drce zabrakło jedynki na podjeździe. Ale mimo tego incydentu nie poddawałam się! Za to pojawiły sie głebokie rozjechane koleiny...brr
Jakos to przejechałam. Z naciskiem na jakoś! Dzieki Chłopaki za wsparcie :-)

Potem szybka decyzja. Chłopaki modyfikują plan trasy i ladujemy na pysznym chrupiutkim kurczaczku w pierwszej małej kosowskiej wiosce.

Mimo, że zasiadłam wygodnie przy stole, to ciągle byłam na połoninach, na podjazdach i zjazdach i jak to usiłuję podnosić swoje moto.
Nie słyszałam Jacka i Adama, którzy komentowali zachowania mężczyzn z sąsiednich stolików.
Gdzieś tam docierały do mnie urywane słowa Chłopaków
Jesteśmy... cyrk....żdziwko? Te słowa obijaja mi sie po uszach... lekceważę te sygnały.
Ciekawsze było, jak nadal cisnę na DRce pod górę... jupi
Ale zaraz, o czym oni mówią...? o cyrku... ?
Wieczorem trzeba Chlopakom dać piffa, bo bredzą ;-) Koniecznie.
A tymczasem koło naszego stolika...
Autochtoni, jak tylko sie zorientowali że ten najmniejszy koleś to dziewczyna to zaczęli obchodzić nasz stolik z wielkim zainteresowaniem Widać było że juz chcą podejść, ale jak to? Baba z Facetami przy jednym stole w knajpie – tak relacjonowali mi potem Chłopaki.
Wracając z "O" szybko wróciłam do rzeczywistości! Nie moglam znaleźć mojego stolika.
Zaraz, przeciez on tam był... ale przecież nie mogli mnie zostawić ... Widzę motki przed knajpa.
Ok. Uf. Są. Tylko gdzie?
Podeszłam do tłumu mężczyzn i co widzę? Tambylców którzy okupują stolik z moimi Panami i staraja się jakoś dogadać.
Jak tylko zostałam zauważona, towarzystwo jak pokopane przez prąd zwiało do swoich stolików.
Aha, to oto chodzi. Ten cyrk to my w rolach głównych ;-)
Jako kobieta - europejka a zarazem gość w kraju z goła odmiennym kulturowo i religijnie od mojego, musiałam pogodzic się ze zdziwieniem, szokiem i komfuzja jaką wprawiałam wszystkich mężczyzn na swojej drodze. A do jeszcze wiekszej konfuzji dochodziło wtedy, jak równy z równym śmialiśmy się i bekaliśmy równie donośnie :-)


To był fajny dzień :-)

hans 27.03.2014 15:50

....ano, połonina była fajna.
gdyby nie deszcz i burza, była by fajniejsza ; )

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps24f994f3.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps2650c1d0.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/a...psdab8656e.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps6016d264.jpg


a i zjazd niegłupi był:

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps35de7b08.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps27154330.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/a...psc03ebefc.jpg


http://i969.photobucket.com/albums/a...ps2de41ec7.jpg

sowizdrzal 28.03.2014 07:15

1 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał hans (Post 370728)
....ano, połonina była fajna. gdyby nie deszcz i burza, była by fajniejsza ; )

Nic straconego, jak się okazało. Kilka połonin jeszcze potem widzieiliśmy, nie?
A dalej w Macedonii Ty robiłeś chyba więcej zdjęć...

sowizdrzal 31.03.2014 11:15

3 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał Cleo (Post 370709)
To był fajny dzień :-)

Ha, pewnie, że fajny, ale ten dzień nie skończył sie przecież na pieczonym kurczaczku :)
---------------------------
Sowizdrzał:
Po przejechaniu przez Prizren, co ze względu na panujący tam brak reguł ruchu drogowego, nie było wcale takie łatwe,
Garminek nieoczekiwanie pokazuje nam bliskość śladów z zeszłorocznej Szarpaniny. W pamięci mam wielogodzinne błądzenie
i zawracanie ze ślepych ścieżek, kiepską orientację, dokuczliwe słońce. Nawet przy zapisanym tracku obliczam ten dodatek
do trasy na jakieś 2 godziny. Ale co tam - decydujemy się zobaczyc te góry, najwyżej prześpimy się po drodze, biwak
w Brodzie może poczekać. Okazuje się, że przy sprawnej jeździe i orientacji odcinek zajmuje nam... ok. 25 min. do tego
warunki są rewelacyjne dla lekkiego tour-enduro. To przekonuje mnie ostatecznie, bezapelacyjnie i do samego
końca o wyższości nawigowania po śladach w miejsce map. Jeżeli cokolwiek psuje nam humory, to tylko docierająca coraz
dalej i wyżej czarna masa bitumiczna pokrywająca bezpowrotnie kolejne dziewiczo naturalne, ujeżdżane od pokoleń ,,adefałowe'' szutry...

W końcu, w lekkim deszczyku, docieramy do ,,stolicy'' regionu Gora - miasteczka Shar Dragash. Położone na południe od Prizren,
przeszło 1100m npm. wyżej, nie różni się prawie niczym od innych miasteczek tego typu. Jest jednak pewna rożnica - na ulicach
pobrzmiewa język nie albański, ale... jakiś taki słowiański. Później od pasterza w Restelicy dowiemy się, że to język bośniacki
(bardzo zbliżony do serbskiego, jak czeski do słowackiego albo nawet bardziej), którym mieszkańcy Gory posługują się od wieków.
Rdzennie mieszkali tu bowiem Serbowie i Bosniacy, którzy przyjęli islam. Dziś wszyscy są Kosowarami i najczęściej posługują się
równolegle albańskim.

Tak czy siak, mam tu znajomych z zeszłego roku do odwiedzenia - szef lokalnego przedsiebiorstwa dostarczającego internet, czyli
po polsku: ,,prowajder'';) (AUĆ, Hans, nie szturchaj mnie ciągle pod żebro, ten pokemonizm był zamierzony i ujęty
w cudzysłów: ,,''), częstuje nas kawą, sokiem, przyjmuje mały upominek w postaci albumu ze zdjęciami o Polsce.
Jest miło, deszcz troszkę jakby zelżał, żegnamy więc gościnnegpo ,,prowajdera'' (AUĆ!!!) i turlamy oponki 20 km dalej, w głąb doliny,
do Brodu. Dla odmiany leje...

W ciągu swoich sześciu poprzednich wyjazdów na Bałkany nie widziałem w sumie tyle deszczu, co w ciągu tych 3-ch dni z Pauliną
i Jackiem. Zazwyczaj w tym rejonie rozsychałem się z gorąca, chciwie spijałem każdą kroplę wilgoci z butelek i źródełek, a w odparzone
od siodła półd... tj. policzki wcierałem sudokrem, wybierając po temu zaciszne i ustronne miejsce, żeby koledzy źle mnie nie zrozumieli.
Tymczasem trzeci dzień nie rozstaję się z deszczówką, w butach mokro, a ubrania i namiot suszę wtedy kiedy mży.
Ki diabeł, albo raczej ,,ki Smok Wawelski?''. Pewnie Cleo w przedwyjazdowym rozgardiaszu zapomniała upakować obiecane słoneczko
do worków i zostało na lawecie w Belgradzie. Tak na marginesie - obiecanej flaszki domowej roboty też z Hansem zapomnieli, ale już
nie będę im wypominał, bo będzie foch :P Natomiast tamtego wieczoru akurat flaszeczka przydałaby się, bo namioty rozkładamy jakieś
1500m npm. i w cieniu mokrych deszczowych gór. W nocy nawiedza nas Wuj Chłodek, upał nieco zelżał, bo nad ranem widać było coś
jakby odrobinę szronu na trawie.

oskar_z 31.03.2014 15:06

Ech ta miejscówka w Brodzie...:)
https://lh3.googleusercontent.com/-B...panina_146.jpg

też tam się zatrzymaliście?

sowizdrzal 01.04.2014 09:49

2 Załącznik(ów)
Cytat:

Napisał oskar_z (Post 371398)
Ech ta miejscówka w Brodzie...:) też tam się zatrzymaliście?

Tak, właśnie tam :)
-------------------
Znalazłem jeszcze zdjęcia z tego dnia.

sowizdrzal 02.04.2014 10:40

20 Załącznik(ów)
Sowizdrzał:
Rano nie spieszymy się z pobudką, bo i po co. Chmurki i mgiełki powoli sobie opadają (dobry znak, lampa będzie!).
Przy porannej kawie dłubiemy conieco z Jackiem w motocyklach; problem ten sam - zacinające się liczniki. Pomimo tej
i wielu kolejnych prób do końca wyjazdu ani w XT, ani w DRZ telewizorki nie pokazują już wszystkiego co pokazywać
powinny. Pierwszy raz na wyjeździe motocyklowym nie zapisuję kolejnych przebiegów, biwaków, tankowań, bo zwyczajnie
nie ma z czego.

Tymczasem nasze obozowisko leniwie nachodzą mućki-mlekodajki, a za nimi poważnie i dostojnie kroczy pasterz. Robimy
sobie wspólne zdjęcie, a Paulina znajduje jednak słoneczko w bagażu i szybko rzuca je na niebo, więc pakowanie idzie nam
raźniej. Wyprowadzamy motorki na drogę, jeszcze dwa rekreacyjne kilometry w głąb doliny, zamkniętej hotelem Argena dość
przyzwoicie wkomponowanym w estetykę górskiej okolicy. Mijamy walec drogowy, którego operator wygraża nam za rozoranie
kostkami wygładzonej dopiero co nawierzchni; tu też już kładą asfalt...

Śladami z poprzedniego roku jedziemy do sąsiedniej doliny, która przez wieś Restelica wyprowadza nas do miesjca, gdzie
schodzą się granice Macedonii, Albanii i Kosowa. Kiedyś nie było tu granic, teraz są, ale nadal nieoznaczone, pilnujemy więc
pozycji na GPSie, żeby niepotrzebnie nie władować się na patrol macedońskiej straży granicznej. Z Restelicy wyjeżdżamy na ciągnący
się ponad 20 km pas połonin, przez które wije się szutrowo-kamienista, nawet niezła droga. Znowu buszujemy po wysokościach sięgających
2000m npm. Słońce raźno grzeje, czasu mamy sporo, wszystko nas zachwyca: stojący w tle Golem Korab - najwyższy
szczyt Albanii i Macedonii zarazem, niekończące się połoniny, stadko koni... Widzimy też wyraźnie granicę pomiędzy pasmem Szar
a Mali i Korabit (alb. pasmo Korabia) - to jakby Bieszczady Wschodnie z Rawkami i Tarnicą postawić obok Tatr Wysokich. Jestem
w tym miejscu 4-ty czy 5-ty raz, a jak zwykle napatrzeć się nie mogę.

Wreszcie GPS mówi ,,stop'' - granica już blisko, nie będziemy się o guza prosić. Wracamy do Restelicy, ale po drodze świta nam pomysł,
aby wprosić się do bacówki na kawę. Zazwyczaj nie było to nigdy problemem w tych stronach, jednak tym razem wyczuwamy jakby
lekki opór pasterzy, którzy choc bardzo dla nas życzliwi, coś szepczą pomiędzy sobą i koszą oczy. No tak - jest z nami kobieta, a oni
przecież nie wiedzą, że to nie jest wcale taka zwykła kobieta, ale najprawdziwsza Kobieta Enduro. Najstarszy z pasterzy,
w charakterystycznym gospodarskim nakryciu głowy, pokonuje jednak swoje skonfudowanie (,,idzie nowe, dziadzie, idzie nowe'')
i podtrzymuje grzeczną rozmowę. Jego bośniacki język jest podobny do serbskiego, przez co i my Polacy jesteśmy w stanie go zrozumieć.
Po kawie kłaniamy się pasterzom, dziękujemy za poczęstunek i - z lekkim żalem - spadamy na asfalt. Dziś chcemy juz przeskoczyć
do Albanii lokalnym i dość dobrze schowanym przejściem granicznym, namierzonym - a jakże - na zdjęciach satelitarnych. Czy nam się
to udało? Napiszemy niedługo :)

hans 02.04.2014 21:11

No tak.
Dorwawszy się co nieco do kompa, śpieszę odrabiać zaległości.

W temacie motocykli - dojechały wszystkie, w bez większych przygód. Mielismy (Adam i ja) drobne problemy ze wskazaniami liczników i - pomimo litrów wylanego WD40 - do końca wskazywały co chciały i kiedy chciały ; )

U mnie - jak wszystko wskazuje - było gdzieś przebicie na cewce lub kablu WN, na tyle malutkie ze kłopotów z jazdą nie powodowało, ale pracę obrotomierza w Acewell'u już zaburzało. Co u Adama - ja nie znaju.

Najbardziej irytujące było to, że najstarszy motocykl w zestawie (1995 DR'ka Cleo) nie miał ŻADNYCH fochów, kichów, wachań i NIC nie trzeba było o nim myśleć.

Ale - do rzeczy.

Towarzystwo na szczecie doborowe i wesołe:


A miejscówka w Brodzie - zanim spadła 8 godzinna ulewa wyglądala tak:


a leniwy poranek tak:


na szczęście potem:
- słońce wzeszło
- mgła się rozwiała
- krowy se poszły
- kupy po krowach zostały
- zrobiło się ciepło
- zarzuciliśmy bezowocne próby dojścia do ładu z licznikami
- rzeczy wyschły
- se pojechaliśmy dalej.

A na tej granicy Macedońskiej było tak:




Co do deszczu - tak, na początku przez pierwsze dni ciut padało. Czasem nawet więcej niż ciut. Adam - jak chcesz bez deszczu to najlepiej beze mnie. I w przeciwnym kierunku. I miesiącu ;)

Mi zawsze pada....

Przejście KOS-AL wyczailiśmy na mapach googla na wysokości Shishtavec'a.

Takie baraki w górach na polnej drodze:


I zaczęło się. Że się nie da. Że to przejście lokalne. Że kosovarzy wypuszcza, ale, albańczycy wpuścić już nie mogą, że nie wolno im. Że niebezpiecznie, Że bandyci z bronią, że napady i złodzieje (kurna, rok wcześniej spaliśmy z Cleo 2 km od tegoż przejścia po albańskiej stronie i owszem, słyszałem strzały ale...). I tu - obstawiający przejście w ramach KFOR tureccy żandarmi (ten biały SUV na filmie)- się zmyli. I właściwie zaczęło się dać, ale układ był prosty. Albańczycy wpuszczają nas bez pokwitowania, czyli pieczątek w paszportach, a w razie czego zaprzeczają, że tędy wjechaliśmy. Szlaban w górę - droga wolna, jedźcie.

Nie wjechaliśmy. Wjechaliśmy przez Kukes, i rozbiliśmy się gdzieś. Nie wiem dokładnie gdzie, ale było ładnie. I zimno.

http://i969.photobucket.com/albums/a...pse62197e4.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps04c45979.jpg

http://i969.photobucket.com/albums/a...ps59791815.jpg

A kolejnego dnia, prawie spłonęliśmy żywcem, ale o tym potem....
PS. powyższe filmiki maja charakter nieobrobiony i poglądowy. Sensowny film, taki poskładany i z muzyką - później. ; )

Cleo 03.04.2014 12:14

Właściwie, to Słońce wypuściłam z worka 4 dnia. Pupa zmarzła, więc bez przesady. Zimmnnooo było.
A tak na poważnie. Nam zawsze pada, gdziekolwiek pojedziemy. Nawet na bałkanach.
A propos Bacy i jego synów... byli lekko z konfundowani, kiedy postanowiliśmy zatrzymać sie u nich na kawę.
Padło pytanie,czy my sa militares, bo mamy wszyscy ubrania moro...(Własciwie to praktycznie przez cały wyjazd lokalsi brali nas za wojskowych :) )
Wiedziałam jednak, ze dystans który był wyczuwalny od górali spowodowany był moją osobą.
Gospodarz zapytał moich towarzyszy podróży kim ja jestem, w odpowiedzi usłyszał że żona.
Okeeey. Poukładał to sobie jakoś, a i dalsza pogawędka przy kawce przebiegła w nieco luźniejszym nastawieniu.

Potem pojechaliśmy dalej.
Aż żal było wyjeżdżać z tych połonin... Eh Pięknie tam.

Kolejne miejsce na ziemi,które stało sie moim domem.


Tak, muszę sie przyznać.
Nie wziełam flaszki domowej roboty, bo już najzwyczajniej nie miałam. Hans wszystko wypił.
To jego wina!


Odnośnie podróżowania :

Ponieważ zawsze jechałam w środku i miałam tak świetna obstawę,
  1. zawsze dojeżdżałam do celu
  2. zawsze podnoszono mi motocykl. Bo o żadnej awarii nie moge powiedzieć. DRka Świetnie sie spisała :)
nie musiałam sie o nic martwić. Pełen komfort. Mogłam dalej kontemplować o otaczającej mnie przyrodzie o ludziach których mijaliśmy na drodze...
Czułam sie jak ten Szeregowy z Pingwinów -€“ (co mi bardzo odpowiadalo) tak niewinnie, beztrosko i głupiutko... Dzięki Chłopaki :)


Miejscówka w Brodzie a dokładnie poranek który przywitał nas gęstą mgłą stoi mi teraz jak żywy przed oczami.
Niesamowite zjawisko. Wyobraźcie sobie że widzicie tylko swój i waszego kolegi namiot bo mgła jest tak gęsta że można zawiesić na niej wszystko, potem powoli, powoli zaczyna odsłaniać otaczające was wzniesienia gór. Widzicie to?
Dookoła was, wszystko jest szare jakby umarło. Sami macie wrażenie że żyjecie po to żeby tylko oddychać.Jjedynie ubrania i namioty dają kolory życia.
Mgła jest nieustępliwa. Nadal trzyma Słońce w swym kokonie...Czekacie...
Aż do pierwszej próby przebicia się Słońca.
Widać jak Słońce przełamuje mgliste chmury, jak szary nieżywy świat wstaje do życia. Jak wszystko dookoła zaczyna błyszczeć...

A Ty przypominasz sobie że jesteś w podróży i zaczynasz kolejny jej dzień ...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:19.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.