Wymiana drogowa była z korzyścią dla obu stron:) jakis opis bezwładny ze zdjęciami umieszczam na blogu.:) jołki połki
http://syberianexpress-majopl.blogsp...s-wyjazdu.html
              Syberian Express 2009 - by 
Majo
       
               
       W ciągu 22 dni dojechałem do Magadanu nad Morzem Ochockim        pokonując 11672 km od Dorohuska
       Syberian Express, czyli motocyklowa tułaczka po Rosji.        Nazwa wyjazdu nie była przypadkowa i zawierała w sobie miejsce docelowe        jak i przybliżony czas podróży. W ciągu 22 dni dojechałem do Magadanu nad        Morzem Ochockim pokonując 11672 km od mojej rodzinnej miejscowości        Dorohuska.
         
       Celem wyjazdu było poznanie kultury rosyjskiej,        buriackiej, jakuckiej. Spełnienie marzenia, które narodziło się w głowie        chłopca z zachwytem słuchającego opowieści o srogiej Syberii. Oddanie czci        ludziom zesłanym do Rosji, którzy w większości polegli w Gułagach lub        podczas katorżniczej pracy. Celem nadrzędnym był codzienny zachwyt z jazdy        na motocyklu, czerpanie przyjemności z pokonywania kolejnych kilometrów i        przełamywanie stereotypów o niegościnności ludzi Wschodu. Obserwacja        zmienności pięknego krajobrazu i integracja z lokalną społecznością miały        być miłą odskocznią od trudów podróży. Przede wszystkim wyjazd miała być        niesamowitą przygodą i poznaniem Matuszki Syberii!
         
       
Na Wschód
         
       Wyjechałem 22 czerwca 2009 roku pełny nadziei na        przygodę, która kilka lat temu była zbyt odległa aby o niej myśleć. Plan        był prosty i zakładał pokonanie trasy do Magadanu i z powrotem na mojej        jedynej towarzyszce podróży Hondzie Africa Twin 650 w czasie nie        przekraczającym 50 dni. Przygotowanie do wyjazdu były dość żmudne i zajęły        mi ok. 6 miesięcy, dzięki pomocy przyjaciół z ekipy Roztocze Riders i        Africa Twin, jak również firmom 
www.mx-pro.pl i www.Pro.Adventure.pl udało mi się odciążyć bardzo napięty budżet z        zakupu opon i akcesoriów potrzebnych motocyklowi jak i bojowo nastawionemu        motocykliście. Wyjazd podzieliłem na II etapy. Pierwszy z nich zakładał        dojazd do miejscowości Czyta, za którą kończy się nawierzchnia asfaltowa i        rozpoczyna grawiejka (droga szutrowa z kamieniami i z ubitej ziemi), drugi        zaś poruszanie się po niej jak i odcinki typowo terenowe wyzbyte        jakichkolwiek śladów asfaltu. Do każdego odcinka dobrałem inny zestaw        zębatek i opon aby sprawniej i bezpieczniej się przemieszczać.
         
       Z Dorohuska przez Ukrainę kierowałem się wzdłuż Wołgi        na Samarę, Ufę, Nowosybirsk. Ten odcinek drogi nie obfitował w nic        szczególnego poza niezliczonymi hektarami łąk, lasów brzozowych, bagien,        rzeczek, jezior, kilometry mijały a ja odliczałem kilometry do Irkucka        gdzie zgodnie z planem przewidziany był 2 dniowy odpoczynek i zwiedzanie        miasta z zaznajomionym wczesnej rodakiem z Polski. Pogoda nie        rozpieszczała, a każdy dzień bez deszczu nastrajał jeszcze bardziej do        jazdy.
         
       
Głowa Lenina
         
       Po szybkim serwisie motocykla i zmianie opon na        bardziej terenowe wstąpiłem do Ułan Ude na obowiązkowe zdjęcie pod        największą na świecie głowę Lenina, gdzie zaobserwowałem obyczaj        wypuszczania gołębia przez nowożeńców. Przez 3 godziny przebywania w Ułan        Ude i smakowania rosyjskiego kwasu (sprzedawany z karnistrach przy drodze)        miałem przyjemność obserwowanie ośmiu wesel gromadzących się pod        monumentem Lenina i towarzyszącej sesji zdjęciowej. Moja Honda również        została uwieczniona na fotografią z pięknymi Buriatkami:) 
      Kolejnym etapem było dotarcie do Jakucka, przejazd drogą Kołymską do        Magadanu i powrót Starą Magadańską Drogą przez miejscowość Tomtor(biegun        zimna -71,2C) do Polski.
         
       Bardzo długo oczekiwałem na dzień, w którym asfalt        pojawiał się szczątkowo aż w końcu całkowicie zniknął z nawierzchni drogi.        Kiedy to nastało wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy, stwierdziłem iż        Syberian Express czas zacząć. Deszcz padał praktycznie codziennie, tworząc        na drodze warunki, które wymagały ode mnie większego skupienia. W        zagłębieniach i kałużach gromadziła się woda, która rozchlapywana była        przez ciężarówki nadjeżdżające z naprzeciwka.
         
       Dojazd do Jakucka był bardzo wyczerpujący, ale        fascynujący zarazem. Piękno krajobrazu i życzliwość ludzi napawała        optymizmem i była dobrym wskaźnikiem przed celem nr jeden mojego wyjazdu,        czyli Kołymą. Z pewnym niepokojem wjeżdżałem na prom przewożący pojazdy        przez rzekę Aldan, po przekroczeniu której rozpoczyna sie to tragiczne        miejsce w historii ludzkości.
         
       Dojazd do Xandygi po bezludnych kilometrach przez lasy        mógł wzbudzać lęk i dawać wyobrażenie o bardzo ciężkich warunkach, z        którymi przyszło się zmierzyć zesłańcom. Przejazd droga kołymską był dla        mnie niesamowity, nie tylko ze względu na symbolikę tego miejsca, ale        również związany z niepokojem o występujące na tym obszarze niedźwiedzie.        Obawy narastały kiedy pojawiały się nieskończone kilometry łąk z        krzaczkami jagodowymi, które są przysmakiem miśków. Kilometry mijają, a        charakter jazdy musiałem dostosować do ilości stacji paliwem które        występują sporadycznie. Mosty na Kołymie są w okresie letnim remontowane i        dojazd do Magadanu latem poza niedogodnościami związanymi z bazą hotelową        i gastronomiczną, wszechobecnym pyłem wydobywającym się spod kół        samochodów i ciężarówek, jak i natarczywymi komarami, nie jest niczym        szczególnym a obawy przed wyjazdem w te rejony są często wyolbrzymiane.       
         
       
Ciężki powrót
         
       W Magadnie trafiłem do bardzo życzliwej rodziny do        której adres dostałem od znajomych z Nowosybirska. Nad miastem swoje        spojrzenie rozciąga monument Maska Skorbi symbolizująca ludzi, którzy        zginęli na Kołymie. Serwis motocykla udało mi się wykonać w warsztacie        samochodowym, w którym dostałem oddzielnie pomieszania na czas mojego        pobytu w mieście. Po 3 dniowym zwiedzaniu Magadanu i okolic, przygotowaniu        motocykla do drogi powrotnej z nadziejami na jeszcze więcej przygód udałem        się przez Ust Omczug(kołymska żyłka złota) w kierunku Kandykczanu gdzie        rozpoczyna się prawdziwa męska przygoda i walka z trudami nie remontowanej        przez 17 lat Starej Magadańskiej Drogi. Pierwsza przeprawa przez rzekę        będzie niezapomniana, dwie godziny brodzenia po wodzie i krzakach w        poszukiwaniu bezpiecznego przejazdu, walka ze zdrowym rozsądkiem i        pierwsze pytanie „Co ja tu właściwie robię!?" dawało dużo do myślenia.        Przeprawa przez rzeczki czy kałuże wiązała się za każdym razem z        przeniesienie bagażu, obadaniem przejeżdżanej kałuży (ślady po        ciężarówkach typu Uaz zalane wodą) wylaniem wody z butów i niezliczonymi        potyczkami z komarami, które staczałem przy każdym postoju.
         
       100 km iście offroadowego terenu, który był        najtrudniejszy do pokonania podczas 46 dni wyjazdu pokonałem w ciągu aż 11        godzin. Między Kandykczanem, a Kjubeme w kierunku Tomtoru spotkałem dwóch        ludzi, którzy pracują sezonowo przy koszeniu trawy. Ugościli mnie        najlepiej jak mogli i pozwolili przenocować w jedynej zamieszkałej chacie        w liczącej przed kilkoma laty 1700 mieszkańców wsi. Pozostali mieszkańcy        przenieśli się w inne obszary kiedy złoto i diamenty w okolicznych        kopalniach się skończyły. 
         
       Następnego dnia gospodarze pokazali mi objazd przez        stary poligon, który umożliwił sforsowanie rzeki Anadylach w najniższym        jej miejscu. Ten dzień był również niesamowity, gdyż spotkałem długo        wyczekiwanego niedźwiedzia, który dla większości ludzi zamieszkującym        Kołymę jest nieodzownym punktem krajobrazu. Zwierz przebiegł drogę w        bezpiecznej odległości pozostawiając po sobie wrażenie piękna złocistej        sierści, dzikości i zaskoczenia bardzo sprawnym poruszaniem się tego        zwierzęcia, mimo dużej masy. 
         
       O zmroku dojechałem do Tomtoru, w którym zanotowano        najniższą temperaturę -71,2C. Latem jest powyżej 20C, a w dzień mojego        pobytu temp oscylowała pod 30C. Z Tomtoru nawierzchnia drogi jest poprawna        i poza rzeką Kjubeme bardzo przewidywalna. Z żalem ale i wiarą we własne        możliwości wyjechałem z Kołymy na którą niewątpliwie jeszcze wrócę. Będzie        mi się kojarzyła przede wszystkim z otwartością ludzi, bezinteresowną        pomocą i życzliwością jakiej nie dane mi było poznać podczas        dotychczasowych wakacyjnych wyjazdów. 
         
       Po wyczerpującej jeździe po bezdrożach i braku bazy        noclegowej zasypiam szybko w przydrożnym baraku, nie ryzykuje rozbicia        namiotu z obawy przed dziką zwierzyną. Następnego dnia niefortunnie        spóźniam się na prom, który pozwoliłby mi opuścić Kołymę. Pomoc proponuje        mi Siergiej który jest posiadaczem 18 letniej motorówki o nazwie „KRYM" z        drżeniem serca pakujemy motocykl na małą łódkę i zmierzamy na drugi brzeg        rzeki Aldan. Co 5 min robimy postoje gdyż dwusuwowy silnik się nadmiernie        nagrzewa pod obciążeniem. Odpoczywam w Jakucku u poznanego wcześniej na        promie Jakuta, który pokazuje mi miasto i zaznajamia z jakucką kulturą.
         
       Z Jakucka kieruje się na Tyndę, pogoda jest bardzo        słoneczna, tumany kurzu wydobywające się spod kół ciężarówek znacznie        utrudniają widoczność i zmuszają chwilami do podejmowania ryzykownych        decyzji o wyprzedzaniu jadącego 50 km/h auta. Taki schemat pojawia się        każdego następnego dnia aż do dojechania do asfaltu... czyli kurz, pył,        bezdroża i remonty na drogach. 
         
       W drodze powrotnej odwiedzam miejscowość Iwołgińsk,        oddaloną o 45 km od Ułan Ude, która jest centrum buddyzmu w Rosji. Miałem        szczęście natrafić na jedno ze świąt i ujrzeć zapasy w wykonania Buriatów,        strzelanie z luku, a w jednej ze świątyń na terenie klasztoru czczonego        przez wszystkich wiernych, nieżyjącego Lamę Pandiło Ałigielova, którego        ciało od ponad 80 lat nie ulega rozkładowi (nawet zachowuje się jak ciało        żywej osoby, np. jest ciepłe, a po przekłuciu lekko krwawi). 
         
       Trasa z Ułan Udę do Polski to całodzienna jazda,        smarowanie łańcucha, smakowanie miejscowej kuchni i integracja z miejscową        społecznością.
         
       W Rosji spotkałem motocyklowych podróżników z całego        świat. Kilku z nich przemierzało nasz glob dookoła, niektórzy wracali z        malowniczej Mongolii, jeszcze inni zmierzali do innej części Azji. W        oczach każdego można było odczytać jeden obraz. Szczęście z realizacji        marzeń, wolność z pokonywania każdego kilometra i niesamowita życzliwość        względem drugiego motocyklisty, za którą tęsknie w naszym pięknym kraju        przesyconym użytkownikami motocykli.
         
       
Refleksje
         
       Rosja to niesamowity kraj, w którym przejazd miedzy        skrajnymi miejscowościami nie sposób przeliczać na godziny czy dnie, w        moim przypadku były to tygodnie. Dokładnie 22 dni aby spełnić marzenie i        dojechać do Magadanu, przejechać drogę Kołymska, przeprawiać się przez        rzeczki, łykać kurz z grawiejki i poznać niesamowitych ludzi żyjących na        Syberii. Ludzi na wspomnienie których raduje się serce. Ich dobroć i chęć        dzielenia się wszystkim, co mają pozwala zrozumieć ich ciężki los związany        z bardzo wymagającym klimatem i niewielkim zaludnieniem Republiki Sacha.        Całość wyjazdu zamknąłem w 46 dniach, 24 tysiącach kilometrów, mnóstwem        nowych przyjaciół i niezliczoną liczbą pozytywnych wspomnień.
       Pozdrawiam Marek Grzywna Majo