Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Kwestie różne, ale podróżne. (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=80)
-   -   Historia jednego podwórza czyli Elwood, skąd Ty mieszkasz? (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=47245)

El Czariusz 10.08.2025 21:29

Nie oceniaj kobiety po żakiecie...
 
...prawda ukryta jest pod...

Węgier, Polak dwa bratanki
i do konia i do szklanki.
Oba zuchy, oba żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.

To pierwotna wersja słynnej przypowiastki. Dzisiaj bardziej znana z odwróconej formy (Polak, Węgier...) i przeróżnych wariacji. Konia zastępujemy bitką itd.
We właściwej formie po raz pierwszy ujrzała światło w przekazie Hieronima Napoleona Boćkowskiego w 1839.
Padła z usta największego, polskiego uciekiniera czasów zaborów- uczestnika Powstania Listopadowego, zesłanego na Syberię (i to z niej uciekł) Rufina Piotrowskiego.

Jego postać wraz z Janem Prosperem Witkiewiczem przywraca pamięci m.in. Elżbieta Cherezińska w swojej ekscytującej, fabularyzowanej powieści Turniej cieni, obejmującej fascynujący okres Wielkiej Gry, w której to zupełnie niedoceniona została rola Bronisława Grąbczewskiego. Organizując ekskursję ladami Bronisława Grąbczewskiego 1889-2018 próbowałem z marnym skutkiem jakoś tę znakomitą (acz i kontrowersyjną) postać ludowi przybliżyć.
Rok później cytuje w swych Gawędach, których cały ich zbiór wydano w Paryżu w 1852 (Powiastki i gawędy) oraz w 1863 (Powieści kozackie i gawędy) - Michał Czajkowski.
Ale etymologia przypowiastki jest wcześniejsza. Przypisuje się ją czasom Konfederacji Barskiej, dokładniej oddziałowi Generalności, który bytował w latach 1768-72) w Preszowie, dokąd zbiegła część Barzanów ścigana przez Kozaków.

Ówczesny Eperjes (Preszow - dawne Górne Węgry) etnicznie obejmował Słowaków, których wschodnio-słowacki dialekt był (i do dzisiaj jest) zrozumiały dla Polaków. Ba... uznawany jest za swoiste słowiańskie esperanto, rozumiane przez wszystkie słowiańskie narody.
W czasach Konfederacji Barskiej Słowacy uznawali się za... Węgrów. Węgrów, którzy nie mówili językiem Madziarów. Ci posługiwali się mową z grupy jeżyków zauralskich - ugryjskich należących do grupy języków ugro-fińskich.
Dosłownie najnowsze (z lipca tego roku) badania lokują językowych przodków Węgrów i Finów w... Jakucji pośród zbieraczy "jagód".

Tymczasem Węgrzy mają obsesję związana z pochodzeniem od wojowniczych ludów tureckich i ciągnie się to za nimi już od średniowiecza, kiedy to kojarzeni byli z Hunami.
Najazd Hunów na Europę odcisnął trwałem piętno na psychice ludów tejże. Do tej pory Rzym zmagał się z Wandalami (barbarzyńskimi Germanami), to czym wsławili się Hunowie wywróciło znany do tej pory obraz zła wcielonego w ludzkie postacie.

Kiedy Madziarzy ruszyli na zachód szybko wróciły skojarzenia. Posługiwali się podobną taktyka i orężem (kompozytowe łuki), równie odmiennym i niezrozumiałym językiem, siejąc spustoszenie w całej Europie.
W 894r. zasiedlili Koltinę Panońską skąd przez blisko 60 kat terroryzowali najdalsze zakątki Europy organizując łupieżce wyprawy. Ważne, jak Madziarów nazywano a przylgnęła do nich nazwa Hungry, wcześniej będąc Ugrami. Etymologię nazwy Madziar zostawiam wam, bo...

... nie o tym.
Wracając do... Słowaków, to z nimi jak widać znakomicie integrowali się Polacy. Co ciekawe sami Słowacy, będący wspólnotą etniczną, w czasach Wiosny Ludów i pierwszych ruchów narodowościowych, nie istnieli politycznie do tej pory. Etnicznie jak najbardziej ale ewolucja do dzisiejszej nazwy miała charakter egzodemiczny.
Byli po prostu nazywani Słowianami, co znajduje swój specyficzny obraz w nazywaniu płci. Mężczyzna - Słowak, dziewczyna - Słowenka (nie słowaczka).
O ile państwo (autonomia) po Wiośnie Ludów nosiło nazwę Węgry, o tyle nacje je zamieszkujące nie. W połowie XIXw. tylko 40% mieszkańców Węgier mówiło po "madziarsku". Do tej pory językiem urzędowym był łaciński/wołowski a większość ludzi porozumiewała się... serbskim.

Zatem wracając do "bratanków" moglibyśmy pokusić się o zmianę: Słowak, Polak i... też było by dobrze.
W każdym razie, wracając jeszcze na moment do... Madziarów, postanowili oni "zawłaszczyć" dla siebie "madziarski/ugryjski" i finalnie dzisiaj tym językiem w większości się posługują.
Po upadku Monarchii Habsburskiej do władzy doszedł Mikloś Horthy i obalając po drodze Węgierską Republikę Rad, wprowadził iście "prawicowy terror" (trzymam się nowo mody) dążąc do rewizji Traktatu z Trianon.

Rewizjonizm tkwi głęboko w sercach Węgrów. Ba... po traktacie Węgrzy Górni dalej uważali się za... Węgrów a nie Słowaków. Nowa rzeczywistość zmusiła ich do przyjęcia nowej dla siebie nazwy.

-----------------------------------------------------------------------------

Kto dotrwał, do tego wiersza może nie żałować poświęconego czasu.
Ten sam czas, w tej samej formie ale w zdecydowanie lepszym wydaniu poświęciła mi/nam... Alicja.

Jednym zdaniem, dojechaliśmy wspólnie do kolacji. Wspólnie z tymi wami, którzy to czytacie.
Specjalnie dla cierpliwych napiszę teraz, że Tur de Mur to wyścig... kapsli! Ów murek widoczny na zdjęciu, ciągnący się wzdłuż AL. Grunwaldzkiej od ulicy Pomorskiej do granicy Sopotu w swym północnym odcinku (od ul. Bitwy Oliwskiej) był areną zmagań popularnej niegdyś: gry w kapsle.
Smutna refleksja taka, że grają dzisiaj w tę zacną grę - "stare konie".
Pomysł i realizacji przezacne w każdym razie.

Wracamy do Alicji.
Co z tego, co napisałem tak naprawdę jej dotyczy?
Ano ta "analiza" znanej przypowiastki. Sama przypowiastka przywołana przypadkowo, przerodziła się w fantastyczny wykład. Wykład przy wspólnej kolacji, na która ją zaprosiliśmy.
Wszystko bez to, że ja umiem... węgierski a Madziarzy zeslawinizowali się całkiem przykładnie. Biorąc pod uwagę, jakie mieli (Madziarzy) ciągoty, wystawia to Słowianom niezłą laurkę.
Wszystko to "bardziej", bo to co usłyszeliśmy od Alicji okazało się jej "ukrytą" pasją. Pasją tą najogólniej rzecz biorąc jest slawinistyka. Będzie o tym więcej.
Nomen omen, potraficie wymienić jeszcze jeden naród słowiański, który etymologię nazwy ma podobną?

Sama kolacja była w istocie pożegnalną.
A Alicja okazała się niezwykle interesującą kobietą, zwłaszcza pozbawiona żakietu.
Pozbyła się go znacznie wcześniej...
Na kolację poszliśmy albowiem lekko ubrani. A było to tak...

El Czariusz 11.08.2025 09:18

Kiedy żakiet opadł...
 
...ujrzałem piękne ciało.

Umysł też jest ciałem. Można się nim dzielić, ot tak. Bezpośrednio z tego ciała płynie muzyka taka, jaką lubię.



...zwłaszcza w południowych koloniach...
...a po drugie, wydałeś 150 000$ na wiedzę, którą mogłeś zdobyć w bibliotece publicznej...

https://i.ibb.co/SDD8L83D/IMG-20250720-221513.jpg

Siedzimy przy stoliku, w otoczeniu girland w znanej już nam z dobrych cen i klimatu restauracji. W głębi sali rozsiadła się Bułgarska rodzina i ucztuje w gruzińskim stylu.
Zaraz podejdzie do nas kelnerka, zatem wybieramy z dzisiejszego menu kilka potraw. Dzisiaj na deser palacinka ale intensywnie przeglądamy kartę. Jako, że ja osobiście cenię lokalną kuchnię centralizuję się na... sznyclu wiedeńskim i pizzie quatro formaggi.
- Ciekawe jakie sery w tej pizzie? Zagajam.
Spróbuję dopytać. Odpowiada Ala.

Podchodzi kelnerka, Ala niemal szeptem dopytuje. W eter płynie szum niezrozumiałych wyrazów, jak w pociągu do Kościerzyny, kiedy to nienachalnie króluje kaszubski, mówiony do ucha. Wprawne moje wyłapuje jedno, znajome słowo - "błagodaria". Było jeszcze "sirenie", "kaszkawał"...
Zapada cisza... Ala wyjaśnia:
- To klasyczna pizza z tym, że sery lokalne wg kompozycji kucharza. Sznycel duży, rozbity na cały talerz z frytkami i surówką. Kawał dużego mięcha.
Pytałaś po bułgarsku?! Dopytuje Strażnik.
- Tak.
Jesteś Bułgarką?
- Nie, śmieje się Ala.
Pierwszy raz widzę ją uśmiechniętą.

To taki "wypadek" przy pracy.
- Pracy?
Źle się wyraziłam, bardziej by pasowało: skrytej pasji. Ale to szczegół, nieistotny w sumie.
A ponieważ obiecałem sobie, że...
- Żadna pasja nie jest nieistotna. Kto ma pasję, chowa w sobie skarb. Ja lubię słuchać ludzi z pasją. Nie własną naturalnie. Lubię, jak ludzie o swoich zainteresowaniach opowiadają z pasją. Nawet, kiedy te zainteresowania są mi obce. Skąd twoja?
Moja? Nie wiem... tak znikąd. Kiedyś chciałam być nauczycielką... polskiego. Zdałam nawet na filologię polską ale zaraz potem urodził się pierwszy syn. Nie udało mi się połączyć studiów z wychowaniem. Jak zaszłam w drugą ciążę, zrezygnowałam.
- A bułgarski?
To wynik szerszego interesowania się językami w ogóle. Siłą rzeczy słowiańskimi.

Kiedy mąż kupił ten apartament, to jakoś tak z górki poszło, bo miałam motywację ale nie chcę was zanudzać...
- No coś was łączy moje panie. Polski od w-fu, to tylko rzut beretem:)
No i tu miałem już panie z głowy. By mieć lepiej, zamówiłem im butelkę białego, półwytrawnego wina. Ale się fajnie panie rozgadały...
Potem już tylko Primorsko baj najt.
Ubiegłego wieczora zaliczyliśmy ludowe występy w muszli koncertowej. Taka mała, typowo rzymska scena, gdzie prezentowały się zespoły ludowe na przemian z solowymi występami. Coś, co bardzo lubimy.

Tego wieczora była dogrywka ludowa a potem pałeczkę na głównej scenie ścisłego centrum przejął znany bułgarski didżej raper.



Ale nie o tym...
Nie ma to, jak na finał - basen baj najt.

El Czariusz 11.08.2025 10:09

Bez żakietu...
 
Siedzimy na pustym basenie. Regulamin surowo zabrania korzystania z niego po 23-ciej.
Zatem do wody nie wchodzimy. Może to i lepiej;)
Strażnik Domowy zostawia nas samych.

Rozmawiamy o moim dawnym projekcie. Czerwonej księdze narodów/etnicznych grup/języków, które znikają z kuli ziemskiej. Projekt był zawężony do ludów Wielkiego Stepu oraz posługującymi się językami ugro-fińskimi.
Chciałem po prostu objechać wymierające narody poczynając od Iżorów zamieszkujących Ingrię po Mansów, z których ledwie 300 jeszcze posługuje się tym językiem.

Rozmawiamy o izolowanych grupach językowych (język baskijski) itd...
To znaczy Alicja pięknie o tym opowiada.
- Zrealizowałeś projekt?
Nie... gdybym go zrealizował na pewno byśmy się nie spotkali.
- ??
Determinizm moja droga.
To już nasze ostatnie solo-spotkanie. Kiedy Strażnik Domowy tłukła się rano o ściany basenu, my wdawaliśmy się w pogawędki na dzielonym tarasie.
Takie o wszystkim i o niczym. Zaproponowałem Ali, by korzystała z Perszinga kiedy Strażnik i ja zepniemy je po plażowaniu itd.
- Więcej zobaczysz, łatwiej zapomnisz. Ja lubię jeździć solo, w miejsca dość odległe od cywilizacji. Tu o to wcale nie tak trudno. Postaw sobie jakiś cel i realizuj. Niedaleko jest jakieś grodzisko, jaskinia... takie banalne jeżdżenie ciut dalej niż wokoło komina.
Po jednej z wycieczek powiedziała, że kupi sobie rower, tylko jaki?
- Każdy będzie dobry moja droga. Wystarczy nie tworzyć barier.

Siedzimy na basenie, mija północ, śpiewamy...



Ala, obiecaj mi tylko jedno...
Wróć na studia.
- Zrobię to!

Dostaję pięknego buziaka w policzek. Czuję się jak dziadek, który dożył czasu, kiedy wnuczka opuszcza dom, celem dalszej edukacji.
Ściskamy się serdecznie i to mi niepostrzeżenie... łezka płynie po pliczku.


El Czariusz 11.08.2025 11:39

Z żakietem
 
Cytat:

Napisał Emek (Post 885289)
Tu nie ma moi czy twoi. Nie wiem co chcesz dokładnie powiedzieć przez sformułowanie...

...ale w ten poziom dyskusji to wybacz ale nie wchodzę.

Doceniam.
To zdecydowanie wymaga szerszej perspektywy i wykracza poza esensję tego forum w otwartej jego części, poświęconej podróżom. Poza tym ciężko z dupą nastawioną do jeża prowadzić jakąkolwiek polemikę.

Tymczasem,
kładę się spać z głową przepełnioną przywołanymi marzeniami. Trzeba wracać na ziemię.
Jutro czyli dziś tyle, że jutro... To poniedziałek. Kończy się nam pobyt, zatem wstajemy wcześnie i Strażnik sprząta obejście a ja znoszę fanty do auta.
Część zadań wykonałem jeszcze przed wczorajszymi, wieczornymi trelami korzystając z faktu, że PaScudę objął już cień.
Poranna kawa, godzina pakowania, buśka z Alą na pożegnanie (teraz jej oczy się szklą) i...

Ów noblista (z jednego z poprzedzających postów) powiedział:
Zadanie człowieka jest w istocie bardzo proste. Trzeba żyć swoim a nie cudzym życiem.
...i tą 'złotą myśl" serwuję Alicji na koniec.

Dotrzymałem słowa. Nic o sobie, poza wymienionymi hasłami. Wspomniałem jedynie o wyobraźni. O tym, że lubię oddawać się tejże, w konstruowaniu hipotetycznych historii jak ta z bułgarską misją.
Językoznawstwo to wspaniała przestrzeń, aż dziw, że korzystałem z niej w tak ograniczonym zakresie dotąd. Nie...
Nie pojadę, nie będę realizował "tych marzeń". Będę zdobywał te kulminacje mezoregionów aczkolwiek z wariacjami, które podpowiedziała mi Ala.

Wracając (bo wsio mi umyka) na chwilę jeszcze do wieczornego basenu muszę dodać, że momentami czułem się jak bym rozmawiał z kumplem, z którym zdarzyło mi się rowerowo przemieszczać Czechy. Wspominając o misji, dostałem w "prezencie" wspaniały wykład dotyczący inwazji tureckiej na Bałkany, pyszny dodatek do kolacyjnego preludium o bratankach itd.
Chciałem to jakoś streścić ale nie potrafię. ogrom... zaprawdę ogrom wiedzy tej dziewczyny wprowadził mnie w osłupienie.
I to wszystko, dzięki pracy własnej. Wieczorami, w chwili wolnej...
Z pasją poznawała język staro-cerkiewno-słowiański, reszta słowiańskich języków to już jak po maśle... Bułgarski, macedoński, serbski, słowacki plus mój węgierski... W sensie mój dodatek. Alicja na razie biegle porozumiewa się czterema wymienionymi. Po głowie chodzi jej łacina, turecki i farsi.
- A węgierski?
No i przez ciebie węgierski!

Tymczasem przede mną zadanie postawione przez Strażnika Domowego.
Sozopol i Nesebyr.

El Czariusz 11.08.2025 13:27

W ramach pauzy...
 
Jeżeli kogoś interesuje darmowa publikacja pt: Zabytkowy rower, to...
https://ksiegarnia.nid.pl/bezplatne/
Mnie interesuje plus inne zagadnienia też mogą się przydać, jak remont i utrzymanie domu drewnianego, ocena stanu technicznego zachowania budynku drewnianego i wiele innych.

El Czariusz 11.08.2025 14:01

Cytuję
 
W lipcu 1985 roku, po ponad szesnastu latach nieustannych nurkowań, zaciętych batalii sądowych i wyniszczających problemów finansowych, spełniło się marzenie człowieka, który nigdy się nie poddał.

Mel Fisher – legendarny amerykański poszukiwacz skarbów – od zwykłego nurka stał się człowiekiem, który poświęcił każdy grosz, każdą godzinę i każdą cząstkę sił na odnalezienie zaginionego skarbu. Szukał Nuestra Señora de Atocha – hiszpańskiego galeonu, który w 1622 roku zatonął u wybrzeży Florydy podczas gwałtownego huraganu. Statek należał do floty przewożącej olbrzymie bogactwa z Nowego Świata do Hiszpanii.

Przez lata Mel i jego zespół przeszukiwali dno oceanu, znajdując jedynie strzępy historii – kawałki ceramiki, rozsypane monety, drobne ślady złota. Przeżył niezliczone niepowodzenia, w tym najtragiczniejsze – śmierć syna i synowej w wypadku podczas poszukiwań pod wodą.

Publiczne drwiny, sceptycyzm mediów i topniejące fundusze niemal zniweczyły jego działania. A jednak Fisher wciąż powtarzał swoje motto: „Dziś jest ten dzień”. I pewnego letniego poranka słowa te stały się rzeczywistością. Pod piaskiem rozbłysły sztaby czystego złota – a zaraz po nich strumień monet, szmaragdów, biżuterii i zabytków. Odnaleźli skarb Atochy – największe podwodne odkrycie XX wieku.

Odzyskany majątek wart był ponad 400 milionów dolarów i obejmował m.in. kolumbijskie szmaragdy, srebrne sztaby oraz bezcenne relikty historyczne. Jednak historia na tym się nie skończyła – Fisher musiał stoczyć wieloletnią batalię sądową z rządem USA o prawo własności.

W końcu sądy orzekły na jego korzyść, uznając go za prawowitego właściciela skarbu, który pochłonął większość jego życia. Dziś część tego niezwykłego znaleziska można podziwiać w Muzeum Morskim Mela Fishera w Key West na Florydzie – jako lśniący symbol niezachwianej wiary, że marzenia, choćby spoczywały na dnie, zawsze mogą wypłynąć na powierzchnię.

Gończy 11.08.2025 14:29

Myślę, że oddałby całe te skarby gdyby mógł przywrócić życie synowi, który zginął podczas zatonięcia statku poszukiwawczego. Historia Fishera fascynuje poszukiwaczy od lat. To również niesamowita historia, którą ktoś może kiedyś sfilmuje.

El Czariusz 11.08.2025 16:44

Gdzie ten żakiet...
 
Jerzy Gruza o Walendziaku z Czterdziestolatka.

"Jan Gałązka- parodysta,, który zagrał Walendziaka w "Czterdziestolatku"- to był człowiek nie z tej ziemi. Aktor i brzuchomówca w dodatku [W 1951 roku ukończył Państwową Szkołę Dramatyczną Teatru Lalek, a dwa lata później zdał egzamin eksternistyczny dla aktorów]. Więc on jak każdy brzuchomówca miał rozdwojenie jaźni. On nie wiedział kim jest naprawdę.
Na końcu swojej kariery, po "Czterdziestlatku", zaczął jeździć z lalką Bartek- taką kukiełką drewnianą, którą wykorzystywał do rozmów na aktualne tematy polityczne i nie tylko. Miał szereg koncertów, z których żył. Zaangażowałem go do epizodycznej roli w "Rewizorze".
W związku z tym, że Tadeusz Łomnicki grał główną rolę, a był jednocześnie członkiem KC, więc byłem zobowiązany do tego, żeby szanować go niesłychanie. Wytłumaczyłem więc Gałązce, że skoro mają razem scenę, muszę go przedstawić Łomnickiemu, żeby wiedział z kim ma grać, bo przecież on o żadnym Gałązce nie słyszał.

Długo umawiałem się z Tadeuszem i wreszcie dopiąłem takiego terminu, że mógł nas przyjąć w szkole. Podwiozłem Janka. Zauważyłem, że miał przy sobie torbę z kukiełką. Zapytałem po co, a on odpowiedział "a nie ważne, mam sprawę." Wchodzimy do szkoły teatralnej, a tam Gustaw Holoubek otoczony wianuszkiem pań. Gałązka przerywając mu rozmowę, pewnie o jakiejś interpretacji , złapał go za ręke i mówi: "Panie Gustawie, pan jesteś nerkowiec, prawda? Bo my razem mamy nerki chore. W tym samym szpitalu się z panem leczyłem. Jak sikanie, w porządku?"

Gdy to usłyszałem wyrwałem go od Holoubka i zaprowadziłem do gabinetu. Wychodzi Tadeusz do nas, wita nas, a Gałązka z miejsca mówi tak: "rektorku kochany, gdzie tu jest telefon z wyjściem na miasto?"

A tam stoi 6 telefonów na biurku. Tadeusz mówi, że wszystkie są z wyjściem na miasto. Ja już chcę zakamuflować sytuację i tłumaczę Łomnickiemu co zamierzam powierzyć Gałązce, ale jednocześnie obserwuję jak tamten się łączy i do słuchawki pyta: "Sochaczew? Co macie? Zaczęliście pierwszą część? Ja dojadę niedługo. Wy grajcie pierwszą część, a ja na drugą zdążę. Nie, no tu Łomnicki mnie prosi, żebym grał. Chyba się zgodzę."

Próbuję więc ratować sytuację i mówię: "Janek, to spróbujmy przeczytać te kwestie przy panu rektorze, żeby było wiadomo jak będziemy to robić."
A on łapie tekst i bełkotliwie go czyta, po czym stwierdza: 'i tak to mam zamiar kreować. Jeżeli się panom to nie podoba to ja mam dużo zajęć. Nie obrażę się jeśli powiecie, że nie."

Zbaraniałem. Łomnicki też, a Gałązka łapie kukiełkę, żegna się i wychodzi.
Rektor odprowadził go, a potem odwrócił się do mnie i mówi: "amerykański aktor!"

El Czariusz 11.08.2025 17:13

Cytat:

Napisał Gończy (Post 885307)
Myślę, że oddałby całe te skarby gdyby mógł przywrócić życie synowi, który zginął podczas zatonięcia statku poszukiwawczego. Historia Fishera fascynuje poszukiwaczy od lat. To również niesamowita historia, którą ktoś może kiedyś sfilmuje.

Tymczasem "wczoraj" (1519) wyruszył w świat z Sewilli Magellan.

"W 1965 roku, gdy większość szesnastolatków zajęta była szkołą i marzeniami o dorosłości, pewien chłopak o imieniu Robin Lee Graham szykował się do trudnej oraz wymagającej przygody.

Uzbrojony w niewiele więcej niż marzenie i niewielki, 7,3-metrowy jacht o nazwie Dove, wyruszył z Long Beach w Kalifornii, z zamiarem opłynięcia całego świata — w samotności.

Wielu drwiło, przewidując, że wróci po tygodniu… o ile w ogóle wróci. Ale Robin nie był zwyczajnym nastolatkiem. Tęsknił za otwartym horyzontem, szeptem morza i szansą na poznanie świata na własnych zasadach.

Przez następnych pięć lat Robin przepłynął ponad 33 000 mil morskich po bezkresnych, kapryśnych oceanach. Zmagał się z wściekłymi sztormami, w tym jednym w pobliżu Durbanu w RPA, gdzie wiatr osiągał 225 km/h, a fale groziły pochłonięciem kruchej łodzi.

Doświadczył samotności głębszej niż najgłębsze oceany — bez kontaktu z drugim człowiekiem, z ograniczonym zapasem jedzenia, kierując się jedynie gwiazdami i własną determinacją. Mimo fizycznych, emocjonalnych i duchowych prób, nie ustępował, skrupulatnie zapisując w dziennikach szczegóły swojej podróży.

Jego rejs poruszył wyobraźnię milionów ludzi, zwłaszcza gdy National Geographic zaczął publikować relacje z tej niezwykłej odysei. Kiedy w 1970 roku powrócił, mając zaledwie 21 lat, stał się światowym symbolem wytrwałości i młodzieńczej odwagi.

Jego wspomnienia, spisane w książce Dove i zekranizowane w filmie o tym samym tytule, uwieczniły tę podróż — nie tylko jako żeglarskie osiągnięcie, ale jako dowód na to, co może się wydarzyć, gdy młody człowiek odważy się podążyć za marzeniem, choćby wydawało się szalone."

El Czariusz 11.08.2025 21:45

Tudowlanie...
 
...zanim wyginą.

"Tudowlanie to grupa subetnograficzna Rosjan znad rzeki Tud, prawego dopływu Wołgi, z ziemi rżewskiej, sąsiadującej z dawnym ujezdem bielskim województwa smoleńskiego Wielkiego Księstwa Litewskiego. W 1903 r. ich liczbę szacowano na 45 tysięcy, w 2021 r. w spisie powszechnym ludności Federacji Rosyjskiej narodowość tudowlańską wskazało 9 osób.
Tudowlanie byli bowiem jedną z tych tradycyjnych społeczności Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje, a reszty dokonało rozproszenie i asymilacja z rosyjskim otoczeniem.

Tymczasem historyczni Tudowlanie wyraźnie różnili się od swych wielkoruskich sąsiadów, przez których byli nazywani białokaftannikami albo też Polszcza czyli Polska. Co ciekawe w odróżnieniu np. od sąsiednich Polaków z guberni smoleńskiej, Tudowlanie byli społecznością chłopską, poddaną rosyjskim pomieszczikom.

Odnotowani są przez podróżników i etnografów od XVIII wieku na ziemiach, które w latach 1355-1462 bywały na krótko opanowywane przez Wielkie Księstwo Litewskie, nigdy jednak nie stanowiły części Rzeczypospolitej, jak województwo smoleńskiej.
Ziemia rżewska była moskiewskim pograniczem Rzeczypospolitej w momencie jej największego zasięgu terytorialnego lat 1618-1654 za panowania dynastii Jagiellonów-Wazów.

W związku z tym etnogeneza Tudowlan pozostaje do dziś niewyjaśniona. Jedni uważają ich za lokalną ludność białoruską, która przesunęła się maksymalnie daleko na wschód i przez to wyróżniała w wielkoruskim moskiewskim otoczeniu.
Inni uważają za polskich przesiedleńców, deportowanych przez Moskwę już w XVII wieku i osadzanych nie na Syberii, ale na opustoszałej w wyniku wielkiej smuty ziemi twerskiej.

Jest też pogląd, że Tudowlanie są, czy może byli, gdyż w połowie XX wieku roztopili się wśród rosyjskojęzycznych ludzi radzieckich, potomkami archaicznych proto-Słowian ludu Krywiczów, którzy w VI wieku z północnej Polski wyruszyli na wschód, osiedlając się najpierw w okolicy Pskowa, a potem potem migrowali na południu, niosąc ze sobą język słowiański podobny do dialektów północno-zachodnich Słowiańszczyzny, a więc właśnie do dialektów lechickich, z których w przyszłości powstał język polski."


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:56.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.