Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Historia pewnego wyjazdu (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=8383)

JarekAT 21.01.2011 15:47

Tylko czy Andrzej o tym wie :D

calgon 21.01.2011 18:07

hajs nie grał roli bo to Rychu placił a on byle czego nie pali takze poprosil babinke o najdrozsze szlugi w sklepie.Az boje sie wyjawiac ich ceny bo dzentelmeni o pieniadzach... itd.

Sławekk 21.01.2011 23:20

W związku z tym , że " wszystkie Ryśki to porządne chłopaki " uprasza się o przekazanie Ryśkowi coby zapodał mapkę z GPS ( bo Rysiek ma GPS , baa... Rysiek zna się na GPSach ) przynajmniej nara UA bo ja wzrokowcem jestem :mad: ... chciałem zobaczyć gdzie się mamy nie pokazywać :).

Gawron 23.01.2011 12:14

Nie tylko Rychu lubi cienkie mentole! :D
W sumie ciekawe alter ego.
Dajesz Rychu!

Adagiio 23.01.2011 12:32

Teraz już wiem dlaczego będąc jesienią w tamtych okolicach miejscowi mówili : Africa Twin z Polszy haraszo .
Pisz Pan dalej Panie Gregu , pozdrowienia dla Rycha :).

RAVkopytko 23.01.2011 13:53

Cytat:

Napisał Adagiio (Post 155557)
Teraz już wiem dlaczego będąc jesienią w tamtych okolicach miejscowi mówili : Africa Twin z Polszy haraszo .

http://www.youtube.com/watch?v=rIqGGcd963c

Nowy 25.01.2011 14:44

powiedzcie Rychowi że my tu czekamy na dalsze częsci opowieści

7Greg 25.01.2011 23:03

Rychu był zadowolony. Wszystko idzie zgodnie z planem. Słyszał kiedyś, że podobno jazda z planem ogranicza. Nie pozwala cieszyć się naturą. Nie pozwala oddychać w pełni powietrzem, które niesie przygoda.
Rychu ma w dupie te wszystkie opowiastki i jeżeli ma plan to go realizuje.
Wynikało z niego, że niespiesznie, ale jednak, należy się kierować w miejsce gdzie stoi góra i się z niego śmieje. Rychu nie lubi jak ktoś się z niego śmieje więc pora jechać ku górze i jej wyjaśnić kilka spraw.

Po wczorajszych przygodach towarzystwo nawet sprawnie zebrało się na śniadaniu. Jajcarnia, pampuchy, parówki czyli skolko ugodno.
Ponieważ kilometrów do przejechania było sporo więc Rychu zagaił, że już pora kierować się w kierunku granicy.
Buntownik Bajrasz z furiatem Andrzejem zapragnęli jednak wjechać na połoninę. Wczoraj byli niedyspozycyjni, ale teraz leżące nieopodal połoniny kuszą ich swymi kształtami. Rychu poczuł, że plan się wali, a właściwie już się zawalił.

Ponieważ Andrzej nie miał już klamek w motocyklu, a jakiekolwiek ryzyko było zbędne, Rychu w bohaterskim geście postanowił zabrać maruderów na Borżawę. Gdyby pojechali sami to by się przecież pogubili i kto wtedy ich z błota powyciąga.
Szybkie ustalenia ukierunkowały dalszą treść dnia. Rychu z Andrzejem i Bajraszem jadą na Borżawę, Deptul, Długi i Calgon domawiają jajecznicę i czekają na sprawny powrót. Następnie wszyscy jadą dalej w kierunku granicy.

Utworzyła się również grupa2, która postanowiła pohasać jeszcze jeden dzień po okolicznych lasach i górach. Prześpią się w tym samym miejscu, a następnego dnia na luziku strzelą prawie 1000km. Jak postanowiono, tak zrobiono.

Grupa2 u miłej pani w recepcji zapłaciła diengi za jeszcze jedną noc i ze śpiewem na ustach w stylu ‘hej, hej sokoły’ zniknęli za rogiem. Oczywiście podczas znikania wszystko dookoła zakurzyli.


Ponieważ paliwa po wczorajszej jeździe było niewiele, więc na początek przyszło szukać stacji benzynowej. Kierunek Wołowiec, wszak to największa wiocha w okolicy. Rajzerzy przy prędkościach 40km/h schodzą na kolano. To skutki wczorajszych zabaw i odczucia prędkości są potrójne.

Nieopodal śpiący milicjanci gdy dostrzegli wolno jadących motonitów wzmogli czujność. Zazwyczaj w tych okolicach to tylko maneta i ogień.

Niespiesznie opuszczają swoją Wołgę i starszyna wyciąga lizaka. Przy tej prędkości wszyscy pochowali kolana i grzecznie zjechali na pobocze.

Doświadczonym wzrokiem milicjant zagląda każdemu głęboko w oczy poszukując najmniejszej oznaki złamania prawa.
- Ty, dawaj. Wygarnął głośno wystawiając gruby palec w kierunku Wiecznego.
- Ja? Inżynier nie mógł wyjść z osłupienia. Ostatni raz grzeszył w Samborze, a wczoraj ledwo wypił kilka piw.

Pozostali w geście radości starali się ukryć czerwone twarze i nosy.
- Masz najbrudniejszy motocykl i nieczytelne tablice. Zagadał groźnie pan.
Wieczny z prędkością światła wytarł tablice i jeden bok motocykla.
Wasilij Iwanowicz widział już nie takich cwaniaczków, a raz obranego celu nigdy nie zmieniał.

- Piliście. Zapytał, a właściwie stwierdził.
- My? Nie, no co pan. My motobajkerzy z Polski. Rzekł ktoś. Na kacu źle się jeździ.
- Właśnie. I dlatego wiem, że piliście. Powtórzył pan. My was znamy, przyjeżdżacie tu żeby pić i jeździć. Przyznajcie się bo będą problemy. Pojedziemy na komisariat, będą problemy, mandat, wrócicie do kraju, będzie zakaz wjazdu na Ukrainę. No przyznajcie się lepiej.

Już kiedyś w filmach uczono, że jak cię złapią za rękę to mów, że nie twoja. Chłopaki idą w zaparte. Starszyna leniwie poprawia kaburę z pistoletem przypiętą do pasa. Podchodzi do ukraińskiego radiowozu i wyciąga czarną skrzynkę. Wygląda jak wykrywacz kłamstw. Blady strach padł na wszystkich.

Ze skrzynki wyciąga szklaną rurkę. Inżynier, najmłodszy wiekiem, nie widział jeszcze takich urządzeń. Przez moment pomyślał, że będą mu na ulicy pobierać krew. Po chwili wszystko jest jasne. To najnowsza technologia do walki z pijanymi piratami drogowymi. Technologia liczy już 30 lat, podobnie jak szklana rurka i czarna walizka.
Niemniej jednak wrażenie robi jakby była przysłana od zaprzyjaźnionych krajów z dalekiego zachodu.
Do fifki zostaje doczepiony foliowy worek, aby było widać czy delikwent nie oszukuje.
- No maładziec. To jest rurka wypełniona żółtym granulatem o właściwościach przypominających poszycie statku kosmicznego. Dmuchaj! Jeżeli zabarwi się na zielono znaczy, że piłeś i będą duuuże problemy.
- Ale….
- Dmuchaj!

Nie ma rady, Wieczny zabiera się za dmuchanie. Woreczek powoli się wypełnia. Gdy całe płuca zostały już wydmuchane, pan sięga po sprzęt aby wydać wyrok. Wieczny kątem oka dostrzega, że granulki są żółte jak słońce, więc raczej nic mu nie grozi.
Milicjant groźnie obserwuje granulat. Po kilku chwilach stwierdza.
- Zielone. Piłeś i teraz będziesz miał duże problemy! Pojedziemy na komisariat i tam stracisz motor, prawo jazdy, a żona będzie płaciła do końca życia!

Z uśmiechem motocyklowego turysty, Wieczny protestuje.
- Jak zielony? Przecież jest żółty.
- Jest zielony, a ty piłeś.
- Jak zielony. Żółty. Wieczny jest już nieźle wystraszony.
- Jak masz na imię? Pyta wąsaty pan.
- Michał, odpowiada Wieczny. Przez głowę przebiega myśl, że jak pyta o imię to chyba nie jest źle.
- Słuchaj Michał. Piłeś. Przyznaj się.
Wieczny opuścił głowę. Było już po sprawie.

- Ty! Palec groźnie wskazuje Lepiego. Piłeś?
- Nie, no skądże.
- Dmuchaj!

Lepi zrobił panu wykład o bakteriach i możliwych chorobach przenoszonych drogą kropelkową. Niestety na wyposażeniu czarnej skrzynki była tylko jedna rurka. Panowie już nie raz widywali takich cwaniaczków i świetnie sobie z tym radzili.

- Dmuchaj! Do twarzy Lepiego ląduje sam foliowy worek.
Lepi dokonuje pełnego wydmuchu, a wąsacz aby nie wypuścić ani grama, z lotem błyskawicy przykłada sobie ten worek do nosa. Z miną analizatora spalin wciąga Lepiego wyziewy.
- Piłeś! Wrzeszczy starszyna.

Najstarszy z towarzystwa Zbyszek, stwierdził, że już dość tej zabawy. Jego doświadczenie wskazywało jednoznacznie cel tych porannych igraszek.
W tym czasie Przemo w pozycji poziomej stara się ukryć w rowie. Z kolacji wyszedł ostatni, dzierżył flaszkę w dłoni i rano ta flaszka była pusta.

Zbyszek z prędkością kalkulatora, przelicza wartości walut obowiązujących w sąsiednich krajach. Mnoży i dzieli przez liczbę użytkowników. Z miną szpiega CIA wręcza wąsaczowi 200 hrywien.
- Dał 200! Krzyczy do kolegi.
Kolega kiwa potakująco głową. Jeszcze dodaje na zakończenie.
- Jeśli chcecie pić to nie pijcie naszego piwa. Mamy hujowe piwo. Pijcie wódkę. Ale tylko sto gram wieczorem!
- Sto gram na raz? Wszyscy śmieją się lżejsi o 200 hrywien.
- No i nie jedźcie do Wołowca, tam jeszcze 3 patrole stoją. Stacja benzynowa jest 30km, w drugą stronę.

200 hrywien to 80pln. Czyli 16pln na łebka. Po powrocie do Polski inżynier usłyszał, że owy wąsaty jegomość jest znany w okolicy i że przepłacili. Podobno jego walutą jest 10 zł od łebka.
No, ale hajs nie gra roli. Naiwne hasełko zasłyszane na początku ich ekspedycji zaczęło nabierać wartości. Wszyscy poczuli ciężar odpowiedzialności życia szerokim gestem.


Ekipa jedzie w drugą stronę. Borżawa będzie atakowana od dupy strony. Sklep, paliwo, bankomat. Kilka ostrych podjazdów przed nimi, miedzy innymi na przełęcz Prisłup. Na sam szczyt nie dają rady, zbyt ostro. Tylko z daleka owe pagórki, przypominające nasze Bieszczady, wyglądają niewinnie. Czasami wystarczy błoto, kamienie lub mokra trawa, aby podjazd zakończył się porażką.


Lepi z Kiełbasą na 690-tkach ciągle jeździli na zwiady. Miny nie były pozytywne. Sami może by wjechali, ale też by się nieźle uszarpali. Pół dnia minęło zanim wszyscy dojechali pod wyciąg.


Znaną już drogą wjeżdżają na szczyt. Zbyszek łapie glebę na ostrym nawrocie w prawo, za wolno, za mało gazu. To ten sam zakręt na którym wczoraj poległ Przemo.
Cała Borżawa przed nimi. Gdzie okiem sięgnąć widać wspaniałe pagórki porośnięte trawą, przez które przebiegają kilometry szutrówek. Na stromym zjeździe Zbyszek wpada na wystający kamień, przód dobija, leci bokiem, kątem oka widzi swoje tylne koło. Będzie bolało, pomyślał. Jakimś cudem spada na przednie koło i sprzęt odzyskuje stabilizację. Pot się leje ciurkiem.


Późnym wieczorem czas na powrót do hotelu. Nieopodal natrafiają na agroturystykę "U Lewa". Wygłodzeni zamawiają bogracz, reberka, sałatki. Gospodarz zjawia się z flaszką wódki. Przegryzają to wszystko chlebem ze smalcem i papryką. Jest miło. Późną nocą wszyscy lądują w łóżkach. Niestety znowu zmęczeni.

Tymczasem Rychu po śniadaniu wraz z Andrzejem i Bajraszem wyruszyli na Borżawę. Droga była znana z poprzedniego dnia więc nie było problemu z dojazdem. Po kilku minutach byli już pod wyciągiem. Andrzej z zatroskaną miną zajrzał Rychowi w oczy.
- Dam radę.
- Jasne. Odrzekł Rychu i już go nie było.

Scenariusz jak z dnia poprzedniego. Kilkanaście kilometrów szutróweczki uciekało niespiesznie spod kół. Słońce cudownie oświetlało okolicę. Przed zakrętem śmierci Rychu się zatrzymuje i objaśnia najlepszy sposób pokonania. Bajrasz nabiera powietrza, jedynka i leci. Po chwili wyłania się za górką. Znaczy się udało.

- Teraz ty Andrzeju.
- Ja? Dlaczego?
- Dlatego.
Zapewne Andrzej wziął odrobinę mniej powietrza w płuca, bo po chwili Rychu usłyszał przeraźliwy łomot walącej się do metrowej koleiny królowej.
- Kuuurwa, wysapał zły Andrzej. Mówił jeszcze inne rzeczy. Głównie o prokreacji.

Pół godziny zajęło wyciąganie z nieszczęsnej dziury. Potem, już bez przeszkód, wszyscy wjechali na połoninę. Było ślicznie. Mała rundka po szczytach, pamiątkowe fotografie. Wszystko co najlepsze.


Droga powrotna przebiegała bez niespodzianek. Sprawnie się przemieszczając wszyscy dojechali do hotelu.

Lekko zawiedziony Calgon, niechętnie wstał z leżaka. Jeszcze piętnaście minut i jego opalenizna, rodem z Hollywood byłaby gotowa. No, ale nie czas na takie ekstrawagancje. Mała toaleta i po kilkunastu minutach cała szóstka mknęła już w kierunku granicy. Ponieważ czasu było niewiele była to ta nudna cześć wyjazdu, gdzie pod kołami był asfalt.

Po kilku godzinach szczęśliwie dojechali do granicy. Kilkunastu przemytników, wałęsające się psy i stacja benzynowa. Lekko przepychając się do przodu trafiają na kolejnego ‘najważniejszego’. Napakowany osiłek z urodą krowy, w czarnej podkoszulce i pistoletem u pasa.

- Stanąć tutaj i czekać. Mówi, wskazując miejsce przy budce celników. Niechętnie, ale jednak, wszyscy stawiają motocykle i czekają. Po kilkunastu minutach widać, że bez pęczku hrywien się nie obędzie.

Jednak nie z nimi takie numery. Spokojnie wszyscy się rozbierają, kaski, zbroje. Uśmiech na twarzach. Calgon poczęstował Rycha czarnym przedmiotem. Bajrasz wyjął swojego białego. Sielanka. Paker, robi się niecierpliwy.

- Kontrola numerów ramy.
- Co?
- Pokazać numery. Pewno to kradzione motocykle.
- Gdzie ty widziałeś takie motocykle na Ukrainie. Odrzekł Rychu.
Pan poprawił kaburę przy pasie.

Po obejrzeniu wszystkich motocykli i odczekaniu kolejnych 30 minut mogli jechać dalej. Szybka kontrola paszportowa i już wszyscy mkną po ziemi niczyjej. W oddali widać granicę. Korek jak diabli.

Rychu zatrzymuje się za ostatnim samochodem. Jechać, nie jechać, myśli. W tym samym momencie celnik sąsiedniego kraju macha ręką. To machanie może oznaczać tylko jedno. Jechać.
Rychu wbija jedynkę i już po chwili jest przy celniku.
- Poland?
- Yes.
- Go.

Rychu odjechał w osłupieniu. Europa! Europa! Rychu nigdy nie sądził, że kiedykolwiek wypowie te słowa wjeżdżając do Rumuni.

Po trudach ukraińskiej granicy wszyscy stanęli przy sklepie. Bankomaty i coś do żarcia. Wraz z wjazdem do Europy, niestety skończyła się możliwość porozumiewania się. Ręce poszły w ruch i już po chwili wszyscy szamali.


Po krótkiej przerwie pora jechać dalej. Droga była nudna jak flaki z olejem. Rychu na GPS dojrzał skrót.
- Jak pojedziemy tędy, a nie tędy to zaoszczędzimy masę kilometrów i będziemy szybciej mieli nocleg, a i jutro będzie krócej. Kusił.
- No dobra. Odpowiedział ktoś.

Nietrudno zgadnąć co było dalej. Po kilkunastu kilometrach skrót się skończył, droga zamieniła się w bagno i nie do końca było wiadomo gdzie jechać. Chwila szamotania się po terenie i buntownik proponuje, żeby wracać i jechać poprzednią drogą. Rychu był smutny, ale co miał robić.

Niespodziewanie z pomocą pojawił się lokales. Z jego miny i ruchów wynika, że pyta gdzie jedziemy. Z ruchów Rycha wynika, że jedziemy skrótem tu i tam, ale nie ma drogi. Lokales z uśmiechem kiwa głową, że jest droga i może ją pokazać.


Długi, jako jedyny, nie miał pakunku na tylnej kanapie. Poza tym Długi ma długie nogi i chyba nie zabije lokalesa.
Z układu rąk lokalesa wynika, że do przejechania jest ‘dos’ i pół ręki. To niewiele.
Po chwili Długi z lokalesam na plecach lecą przez las. Niestety Długi miał długie nogi i na leśnym błocie dawał radę. Potem wszyscy mówili, że to dzięki lokalesowi, który dociążał mu tylne koło.

Podjazd, zjazd, błoto, trawa, drzewo, rów, woda, koleiny i diabli wiedzą co jeszcze. Tak w skrócie wyglądała droga.


Dystans ‘dos’ i pół ręki został kilkukrotnie pomnożony. Lokales nie mógł się nadziwić dlaczego co chwili ktoś kładzie motocykl na ziemię i potem go podnosi. Zapewne to manewry NATO, myślał.


Po dwóch godzinach i przejechanych 15 kilometrach lokales dumnie oświadcza, że teraz to trzeba się tylko trzymać drogi, która gdzieś tam jest i za kolejne ‘dos’ dojedziemy do ulicy.

W podzięce za przeprawę lokales dostał paczkę fajek i przymusowy spacer powrotny. Pewnie do dziś opowiada rodzinie i znajomym jaki to manewry błotne oglądał.


Niestety dalej nie było nic lepiej. Las co prawda się skończył, ale zaczęły się łąki. Droga co chwila się rozwidlała i tylko jakieś niezmierzone przeczucie Rycha kierowało motocyklem. W koleinach pełnych wody wszyscy zażywali kąpieli. Wody po kolana. W razie upadku kąpiel całkowita. Niestety upadki się zdarzały. I to nie raz.

Po dwudziestu kilometrach ujrzeli światła w oddali. Żyjemy, wykrzyknęli. Trawersując kilkuhektarową polanę dotarli do małej miejscowości. Jest asfalt. Ucieszyli się wszyscy.

Po kolejnych trzydziestu kilometrach dotarli do miasta. Mała tabliczka z napisem ‘Pension Panorama’ skierowała ich we właściwe miejsce.
Po dojechaniu, miła właścicielka stwierdziła, że nie ma miejsc. Rychu zadrżał. Co teraz? Zimno, mokro, głodno i nieprzyjemnie. Trzeba coś załatwić. W ruch poszły uśmiechy, czarujące oczy, opowieści drzewa sandałowego. Jednym słowem wszystko. Po wszystkim cała szóstka wylądowała na sali konferencyjnej za nieduże pieniądze.


Kiedy okazało się, że wszystko załatwione i już dalej nie trzeba jechać radości nie było końca. Zanim panowie się rozpakowali na schodach stało 20 pustych butelek po piwie.

Calgon z uśmiechem podszedł do Rycha i zapytał czy nie ma ochotę na importowanego cigareta. Wszak to już inny kraj. Rychu miał ochotę i już po chwili w ustach mieli ciemne długie przedmioty. Było cudownie.


Po rozpakowaniu przyszła kolej na kolację i kolejnych kilka piw. Późnym wieczorem wszyscy kładli się spać. Jeszcze tylko wieczorny występ Kubicy rozruszał mięśnie brzucha i w sali zapadła cisza.


Kuba 26.01.2011 10:24

Z pomocą Inżyniera, poszukując zwarcia w instalacji trafiłem tutaj. Wypada mi podziękować czerwonej kontrolce oleju. :bow:

Czarna Mamba 26.01.2011 14:58

Jedna z najlepszych relacji ostatniego czasu! Dalej, dalej! :D

zbyszek_africa 26.01.2011 15:04

Gregu!
Jesteś wielki.:)
Proza życia, porównywalna z twórczością Ernesta Hemingway’a .
Obrazy wywołane Twoimi mrożącymi krew w żyłach opisami są tak barwne jak u najlepszych pisarzy.
Jeszcze nie zakończyłeś pisania tego dzieła, ale werdykt może być tylko jeden:
Najlepszy reportaż dla Motovoyagera
Pozdr.:D

I ja tam byłem, miód i wino piłem…

podos 26.01.2011 16:29

Cytat:

Napisał zbyszek_africa (Post 156187)
Najlepszy reportaż dla Motovoyagera

nie nadaje sie, oni nie piszą o piciu alkoholu, a tu jak byś wyciął te wątki to nic nie zostanie:haha2:

Lewar 26.01.2011 16:58

Cytat:

Napisał podos (Post 156200)
nie nadaje sie, oni nie piszą o piciu alkoholu, a tu jak byś wyciął te wątki to nic nie zostanie:haha2:

Zostanie, zostanie. Na przykład takie słowa jak; Kuuurwa albo dupa.
Właśnie zastanawiam się czy ich nie wyedytować ujemnie albo nie wykreślić bardzo szybko. W końcu jako moderator mam do tego pełne prawo.
Ale to tylko tak przez zwykłą ludzką zazdrość.:)
Dobrze Rychu Ci idzie. Dawaj dalej...

lena 26.01.2011 17:09

Rysiek, Rysiek...! Sprężaj się i posiłkuj wenę. Jakbyś w tym celu potrzebował importowanych cigaretów i reklamowanej ognistej wody to wal smiało - Serviskiem wyślę - melinę mam pod nosem i rzut beretem w rzeczone rejony :).

zbyszek_africa 26.01.2011 22:05

Cytat:

Napisał podos (Post 156200)
nie nadaje sie, oni nie piszą o piciu alkoholu, a tu jak byś wyciął te wątki to nic nie zostanie:haha2:

Chwila, chwila, to o czym w tym Motovoyagerze będą pisać:)
jakaś słaba ta gazeta chyba będzie:p
pozdr.

deptul 27.01.2011 00:22

Cytat:

Napisał zbyszek_africa (Post 156261)
Chwila, chwila, to o czym w tym Motovoyagerze będą pisać:)
jakaś słaba ta gazeta chyba będzie:p
pozdr.

I raczej nie dla podróżników:hehehe:

sambor1965 27.01.2011 09:43

Z tego co wiem Motovoyager nie bedzie już drukował rzeczy, które się ukazały w sieci. Skądinąd wiem, że Rychu dostał propozycję prowadzenia rubryki półliterackiej pt. Prawdy Rycha. Na razie nie odpowiedział.
Redakcja rozważa rubryke literacką...

deptul 27.01.2011 09:54

Cytat:

Napisał sambor1965 (Post 156319)
Z tego co wiem Motovoyager nie bedzie już drukował rzeczy, które się ukazały w sieci. Skądinąd wiem, że Rychu dostał propozycję prowadzenia rubryki półliterackiej pt. Prawdy Rycha. Na razie nie odpowiedział.
Redakcja rozważa rubryke literacką...

Tak. Półliteracka to adekwatna nazwa dla rubryki prowadzonej przez Rycha.
Przy czym zaznaczam, że rubrykę literacką Ryszard tez poprowadzi bez większych problemów :D

Dunia 27.01.2011 10:15

Rychu do pióra! " Prawdy Rycha" wzywają..."A Ty się nie zrywasz, szabli nie chwytasz, na koń nie siadasz"....

zbyszek_africa 27.01.2011 10:29

Tak, tak, Rychu to bardzo ambitny jest.:)
Nie ma takiej góry na świecie, której nie można zdobyć.
Nie ma takiej rury na swiecie, której nie można odetkać (cyt.Sztuhr)
Żadne tam półliterackie, pół kieliszka, pół litra... itp.
Rychu bierze wszystko w całości i bardzo nie lubi jak ktoś/coś się z niego smieje. Ta góra (....to wyedytował Rychu....) się z niego śmiała, to przyprowadził 11 chłopa. Wszyscy ją zdobyli:D

Ale, ale, chyba wysuwam się przed szereg ( to zdobycie góry)
Zaraz przyjdzie Rychu i :cold:
pozdr.

calgon 28.01.2011 11:07

Rychu chcac podniesc range umiejetnosci Duzego przypomne o jego obrocie 360 z lokalesem na błocie w lesie bez wywrotki.Lokales zamarł, ale skoro sie nie wywróciłi pomyslał pewnie ze ten koles musi byc jakims pro zawodnikiem.
Ja prawde mówiac jeszcze nie widziałem aby ktos w ten sposób sie rozgladał po lesie majac z tyłu pasazera.:-))))

ps.Nie wspomne, ze chyba nie wszystkie fotki z wieczoru z Kubica znalazły sie w opisie, ale moze nie bede drazył tematu;-))))))))))

jackmd 29.01.2011 21:43

I co , to już koniec Rycha?!~? Tak poprostu??? Bez jaj !!/jak by powiedział urolog/...

Południowiec 30.01.2011 00:44

Eeee??!! No to teraz? Niech Ricardo kontynuuje forumnowelę. Tak dalej być nie bedzie!!!

duzy79 30.01.2011 12:14

Pamiętam, że kiedy jechałem z lokalesem to kilku krotnie udało mi się odskoczyć od moich kompanów na odległość z której po wyłączeniu silnika nie słyszałem odgłosów świadczących czy jeszcze ktoś jedzie moim śladem. Podczas tych postoi zapadała głucha cisza, która powodowała że dość dziwnie się czułem mając do siebie przytulonego rumuna w średnim wieku, w czapce z daszkiem w kolorach moro. W dodatku prężne ciało lokalesa dociskane było do mojego przez worek który znajdował się za nim i który był tego dnia chyba najsolidniej przymocowany na całym wyjeździe i nie dawał możliwości odsunięcia się. Ponadto romantyczne okoliczności przyrody, brak możliwości wymiany poglądów we wspólnym języku i wymiana głupich uśmieszków potęgowała tylko dziwność uczucia jakie mnie wtedy ogarniało. Podczas jednej z takich przerw mój pasażer zsiadł i poszedł w kierunku z którego przyjechaliśmy, jednocześnie wzrokiem dał mi do zrozumienia że po tych kilku intymnych chwilach jakie razem nam było dane spędzić wróci aby kontynuować nawigowanie.
Jak się później okazało znudziły go sam na sam spędzane chwile ze mną i poszedł sprawdzić jak radzi sobie reszta. Nadział się na najlepiej opalonego z naszych, a mianowicie Calgona, który próbował postawić swoją królowa, obutą w dziwny rodzaj ogumienia, do pionu. Pomógł mu,Calgon ruszył, ale dziwne ogumienie znów się nie spisało i królowa po raz kolejny wymagała pionowania. Lokales po raz kolejny pomaga Calgonowi, niestety sytuacja z położeniem motocykla się powtarza. Moja zguba widząc to skomentował to używając jednego z bardziej znanych nazwisk w motocrossie.
Kiedy wrócił do mnie mój przygodny pasażer pojechaliśmy do przodu, żeby zbadać jak to jeszcze daleko przez ten las trzeba jechać. Kiedy z nim wracałem w celu spotkania swoich i odstawienia lokalesa faktycznie udało mi się wyciąć obrót o 360 stopni nie podpierając nogami, prawdę mówiąc sam nie wiem jak to się stało, w każdym razie kiedy kontem oka spojrzałem na mój żywy rumuński bagaż to zobaczyłem w jego oczach uznanie za wykonanie karkołomnej figury.
Faktem też jest to że kiedy tylko moto zaczynało się kopać w luźnej leśnej ściółce to rumun pomagał nogami ile tylko mógł aby jazda w zadanym przez niego kierunku mogła być kontynuowana - więc pojęcie jakieś chyba miał.

slawo 30.01.2011 13:01

Mogłem siedzieć cicho i się nie odzywać ale ja już chyba tak mam... Zostawić człowieka 15 km od domu i zafundować mu 15 km powrót na nogach dlatego że okazał pomoc ? Coś chyba jest nie tak i dobrze by było się chyba do tego odnieść.

duzy79 30.01.2011 14:48

Jakie 15 km!? Sam twierdził że całość to 2,5 km nie dojechałem z nim do końca i jeszcze trochę się z nim wróciłem, można chyba stwierdzić że został wysadzony przed furtką do swojej posesji. W dodatku dostał bezcenny przedmiot pożądania za udzielona pomoc.

Antek 30.01.2011 14:59

Autograf Rycha na klacie?

calgon 31.01.2011 13:44

dostał za to paczke fajek po których pudełko do dzisiaj stoi za szyba w meblosciance!!!!!

7Greg 01.02.2011 16:15

Następny dzień był kolejnym z tych nudnych, kiedy to trzeba gdzieś dojechać i nie ma innego wyjścia. Rychu nie lubi takich dni. Zero zabawy, asfalt i ogólna nuda. No ale co robić.

Śniadanie zapowiadało się nieźle. Właścicielka „Panoramy”, z pochodzenia Węgierka, uśmiechała się do wszystkich i spoglądała ładnymi oczami. Co poniektórzy zerkali chciwie poprzez przewiewne okrycie. Niestety kręcił się koło niej jakiś barczysty i nawet Calgon wiedział, że jego opalenizna może mu tylko przysporzyć kłopotów.

Jajecznica, kawa, herbata, kiełbaski, pomidorki, masełko, ech po prostu palce lizać. Po śniadaniu pakowanie i hajda na koń. Kiedy wszyscy już byli spakowani, Andrzej postanowił zdjąć koło w motocyklu.
Rychu się zadziwił.

- Andrzeju, co robisz?
- Wiesz, ściągnę sobie koło z motocykla.
- Ale dlaczego?
- No wiesz, trawa mi nawchodziła pomiędzy szprychy.
- Ale....
- Se zdejmę.


Nie było wyjścia. Jak Andrzej coś postanowi to już koniec.

W tak zwanym międzyczasie, Długi naprawił niedziałający ślimak w swojej siódemce. Znalazł jakieś przedziwne rozwiązanie dzięki, któremu nie musiał wydawać kasy na nowy tylko go naprawił.
Również Deptul, jako dyplomowany ratownik przechwalał się czego to on nie ma w walizkach i gdzie może to wszystkim wsadzić.


Po godzinie popisów załoga była gotowa do drogi. Ponieważ droga była nudna jak flaki z olejem, Rychu postanowił to zmienić. Szybka akcja lewo, prawo, lewo i już leci po szuterku. Potem łąka, błoto, krowy, pole i… jak zwykle koniec drogi.

Rychowi nie straszny koniec drogi. Gdzieś w oddali przed nim jawiło się miasteczko. Szybka konsultacja z GPS i już wiadomo, że to bardzo dobre miasteczko, aby z niego ruszyć w dalszą drogę. Należy tylko szybko do niego dojechać i po sprawie.
Kłopot się pojawił kiedy to Deptul stracił mocowanie do tłumika. Może i tłumik fajny, ale mocowanie do dupy, myślał Rychu, z dumą spoglądając na swojego oryginała.

Szybka naprawa srebrną taśmą, sznurowadłem i gumą do żucia nie dawała dużej nadziei. Byle do miasteczka. Droga wiodła polem, lasem, łąką i mostem. Mimo braku drogi okolica była śliczna.

Po trzydziestu minutach pod kołami był asfalt. Szybka wizyta w warsztacie pozwoliła wymienić tłumikową gumę na drut rodzimej produkcji. Jeszcze okrzyk Drum Bum i ekipa jechała dalej. Daleko nie ujechała, bo pobieżna kontrola Andrzejkowej chłodnicy dawała powody do niepokoju.

Cała masa namnożonych dyslokacji lewego gmola wdzierała się do chłodnicy. Na szczęście płyn pozostawał we właściwym miejscu i pojawiła się szansa, że Andrzej może jechać dalej.

- Wszyscy na bok. Padły zdecydowane słowa z ust Rycha.
Rychu miał wokół siebie dwa metry luzu.

- Będę prostował gmola, rozprawiał dalej.
Szybkim ruchem podszedł do motocykla. Chwycił muskularną dłonią gmola.
- yyy eeee aaa ooooo uuuuuu. Dzwięki były mocno podejrzane.
Gmol nawet nie drgnął.

Andrzej kiedyś tłumaczył Rychowi, że rurki na gmole zostały podprowadzone z poręczy na dworcu głównym i są mocne jak cholera. Tak, Andrzej miał zdecydowanie mocne gmole.
- Poczekaj, ja spróbuję. Długi pojawił się jak spod ziemi.
Rychu z litością spojrzał na Długiego. Biedak, nie wie w co się pakuje, pomyślał.

Na dłoniach Długiego dumnie napinały się rękawiczki. Były to czarne, dziurkowane na kostkach, rękawiczki. Sięgały do połowy palców. Rychu widział kiedyś takie u Sobiesława Zasady w dużym Fiacie.

Długi jedną ręką chwycił gmola, bezgłośnie jednym ruchem go wyprostował i się uśmiechnął.
Rychu coś tam bąkał pod nosem o jakiejś odnowionej kontuzji łokcia, z czasów gdy na stadionach królowała Erwina Ryś–Ferens, ale nikt go już nie słuchał. Tak czy siak, nie było czasu na popisy. Było go mało i należało przeć naprzód.

Kiedy kontuzja minęła przyszła pora na tankowanie i odpoczynek.


Temperatura była zdecydowanie powyżej przyzwoitej. Kolejne łyki zimnego picia chłodziły ciała. Gdzieś pomiędzy batonami i sezamkami Rychu dojrzał mapę Rumunii produkcji rumuńskiej. To niewątpliwie pozwoli rozwiązać kilka problemów z czasem.


Rychu szybko znalazł skrót i przedstawił go całej szóstce. Buntownik Bajrasz wraz z kolegą Deptulem podziękowali i pojechali asfaltem do celu. Andrzej wahał się o kilka sekund za dużo i koledzy zdążyli uciec. Patrzał swoimi oczami na Rycha, ale Rychu udawał, że tego nie widzi.

Pod kołami przetaczał się asfalt, droga była prosta i nie było mowy o niespodziankach. Niestety zaczęło się błoto, jazda w korycie strumienia i w końcu pojawił się nieubłagany koniec drogi.
Ponieważ GPS przez cały czas wskazywał Rychowi, że gdzieś tu, tuż obok, około 200 metrów dalej jest droga, więc nie rezygnował. Zupełnie nieistotne było, że aby dotrzeć do drogi należało pokonać jakieś jary i wąwozy.

Po godzinie poszukiwań, droga oddalona o 200 metrów została odnaleziona. Była to wąska ścieżynka wijąca się pomiędzy drzewami. Ale była to droga.
Po kilku kilometrach takiej jazdy czwórka jeźdźców dojechała na szczyt. Na szczycie stał dom, a droga była zablokowana przez drewniany szlaban. Po drugiej stronie nie było nic co usprawiedliwiałoby taką blokadę.

Drzwi, oddalonego o 100 metrów domu, się otworzyły. Na ganek wyszła przysadzista pani i coś pokrzykiwała w języku, który zapewne rozumiały tylko jej dzieci. Ręka uniesiona była ku górze i przekrzywiała się na boki. Rychu zrozumiał, że owa pani ich pozdrawia, więc również z uśmiechem na twarzy jej czule odmachał.
Przez głowę przeszła mu myśl, aby pani wskazała im drogę z siedzenia pasażera. Niestety do Rycha doszła informacja, że takie postępowanie jest karygodne. Nie chciał aby ktoś się musiał do tego odnosić i zależało mu aby był lubiany wśród beemiarzy.
Ze łzami w oczach otworzył szlaban i pojechał dalej. Długi, jako zamykający, zamknął szlaban i droga zaczęła schodzić w dół.

Po kolejnych kilometrach stało się jasne dlaczego na szczycie był szlaban. Droga osiągnęła taki stopień pochylenia, że o jeździe w przeciwnym kierunku nie było mowy. Chłopaki mieli tyle szczęścia, że pokonywali drogę w dół. Jak wiadomo, grawitacja zawsze pomoże. Wraz ze spadkiem, do utrudnień doszła szeroka na pół metra i głęboka, z pewnością na tyle samo, koleina.

Podczas opadów, woda pędziła tędy z ogromną siłą. Koleina przechodziła bez ostrzeżenia z lewej strony na prawą i czasem nawet się rozwidlając.
Naprawdę było co robić. Najlepszym sposobem na coś takiego, to pierwszy bieg, hamowanie tyłem i jazda w dół ze sporą prędkością. Należało tylko sprawnie wybierać drogę i mieć trochę szczęścia.

Andrzej stosował technikę poznaną kiedyś podczas jazdy motocyklem z koszem. Cenił sobie precyzję, spokój i opanowanie. Wrzucił luz, i hamował przodem. W pewnym momencie koło się uślizgnęło i koleina zassała Andrzeja. Na szczęście prędkość była niewielka i motocykl tylko się zsunął. Podczas tak akcji jednak Andrzeja noga dostała się w niewłaściwe miejsce i to wystarczyło, aby Andrzej miał ciarki na plecach oraz złe spojrzenie w oczach.

O powrocie nie było mowy. Droga wiła się w wąwozie tak wąskim, że nie było opcji na zawrócenie. Nawet gdyby się udało to pod tak stromą górę nie było szans jechać. Rychu coś tam szeptał Andrzejowi na ucho o zaprzestaniu hamowania przodem i nabraniu wiary w siebie.

Rychu zaczął powoli jechać. Droga po chwili skręcała o 90 stopni w prawo. Głęboki rów przecinał ją z jednej strony na drugą. Nie było możliwości ominięcia. Jedyna możliwość, to przejechać koleinę w poprzek z pewną prędkością, która to pozwoli na wyjechanie z niej po drugiej stronie.
Rychu się zatrzymał i streścił stojącemu kilka metrów wyżej Andrzejowi swoje spostrzeżenia. Puścił hamulce i mocno trzymając kierownicę przejechał szczęśliwie.
Andrzej jak zawsze miał swoje plany. Wciśnięte sprzęgło, przedni hamulec i spokojna jazda. W takim stylu zapragnął zmierzyć się z dziurą. Jeden uślizg koła, za chwilę drugi, hamulec na maxa, przednie koło w dziurze i już.
Andrzej leci przez owiewkę na łeb i szyję, a dupa motocykla go goni. Niebawem ziemia, Andrzej i sprzęt spotkali się w jednym miejscu i zapadła cisza. Andrzej coś mamrotał o stosunkach seksualnych, swoim wieku i chęci kupienia działki ogrodniczo – warzywnej.

Gmol ponownie łagodnie pieścił chłodnicę. Na szczęście Sobiesław sprawnie go wyprostował, ale dworcowe poręcze dyndały sobie bez specjalnego zamocowania.

Kiedy to już wszystkim wróciły oddechy, Andrzej zebrał się w sobie, ekipa pojechała dalej. Wkrótce droga zamieniła się w szeroki szuter i niebezpieczeństwo zniknęło. Po godzinie takiego szutrowania dojechali do asfaltu. Rychu zerknął w GPS i widział kolejny skrót. Pomyślał o swojej dupie, jesieni średniowiecza i oznajmił, że dalej tylko asfaltem można jechać. Wszyscy szybko się zgodzili.

Kilometry uciekały, czas też. Było już ciemno, kiedy tankowali na stacji w Caransebes. Do dzisiejszego noclegu zostało 30 km. Na stacji zostały dokonane zakupy produktów ratujących życie i można było jechać dalej.

W tym czasie Bajrasz z Deptule nudząc się niemiłosiernie zaczęli żałować, że się odłączyli. Niestety na poszukiwania było już za późno. Nie było natomiast za późno na znalezienie własnego skrótu. Jeszcze było widno, a wstępne konsultacje z mapą wskazywały cel za około 30 km. Dookoła było ponad 100, więc pokusa była wielka. Rychu jawił wizję Muntele Mic jako polskiego Zakopanego. Niewiele brakowało, aby chłopaki widzieli krzyż na Giewoncie.


Czerwona droga, bardzo szybko zamieniła się w żółtą. Jeszcze szybciej w białą i mega szybko w ścianę lasu bez przejazdu. Napotkani lokalesi stwierdzili, że się nie da. Padła propozycja pomocy, ale Rychu zakazał takiego postępowania. Ściana lasu i pojawiająca się ciemność sprawiła, że Deptul zaczął słyszeć głosy, widział kilka wilków. Zrobiło się nagle stromo, a przepaście były kilometrowej głębokości. Bajrasz chyba słyszał i widział to samo bo niebawem kierując się w przeciwnym kierunku dojechali do Caransebes.

Rychu znał drogę z Caransebes do Muntele Mic na pamięć. Kilka razy już ją jechał. A zeszłoroczna porażka sprawiała, że pamiętał ją jeszcze bardziej.

Pokonanie 20 km szutru, który kurzył się jak diabli, nie było proste. Tylko pierwszy coś widział, reszta już nic. Szybko został uformowany szyk czwórkowy. Droga była na tyle szeroka, że 4 motocykle mieściły się bez problemu. Prędkość została ustalona. Pozostało tylko jechać.
Gdy szuter się skończył, do przejechania pozostało 10 km, asfaltem z niezliczoną ilością zakrętów. Droga była wąska, zapewne przez asfaltowe oszczędności, natomiast nawierzchnia była rodem ze szwajcarskich gór. Gładko, równo i przyczepnie.
Na sam finisz dnia tak przyjemność. Ostatni kilometr to jazda po grani, gdzie czuć było niską temperaturę i wiatr. Mimo, że ciemności były ogromne to Rychu oczami wyobraźni widział góry i lasy, które go otaczały.

Po chwili byli już przy pensjonacie.


Bajrasz z Deptulem już czekali. Cały pensjonat był do dyspozycji. Parter, pierwsze piętro, dwójki, trójki, jak kto chciał. Andrzej po trudnym dniu przemierzał długie korytarze pokryte tureckimi dywanami.


Decyzję o wyborze zakwaterowania podejmował kilka minut. W końcu wybrał przytulny pokoik na poddaszu.


Grupa ukraińska tego dnia miała ciężki kawałek chleba. Trasa Borżawa – Muntele Mic to grubo ponad 700 km. Zero fanu. Asfalt, walka z kacem, sztywniejącą dupa i wieczornymi ciemnościami dały się we znaki. Droga z Caransebes była już pokonywana resztkami sił. Dodatkowy wpływ bliskości końca sprawiał, że o jeździe w szyku nie było mowy. Ogień, kurz, maneta, piach, tylko tyle im towarzyszyło w tych ostatnich momentach jazdy. Gdy przyjechali, krótko po Rychu, wyglądali jakby grali rolę w jakiś wojennych filmach z Wietnamu. Nawet z nosów wydobywał się kurz podczas oddychania.

Po dokonaniu zaboru pokojów przyszedł czas na ogarnięcie się i posiłek.
O umówionej porze wszyscy znowu razem. Cała jedenastka. Synchronizacja zegarków godna NASA lub też agentów CSI. Po dwóch dniach wszyscy o czasie w jednym miejscu. Rychu był dumny jak diabli.

Ponieważ rumuńskie Zakopane latem jest puste, pensjonat nie był specjalnie przygotowany na gościnę. Ciorba burta i piwo to jedyne co udało się spożyć tego wieczora. Oczywiście pakiet obowiązkowy był powtarzany kilka razy.

Inżynier z zakurzonej ekipy wpadł na karkołomny pomysł zrobienia prania. Wszak jutro wielki dzień i warto go spędzić w czystych gaciach.
W ekipie 11 osobowej uzbierało się kilkanaście języków, którymi mogli się posługiwać. Pani zaś władała tylko jednym. Na domiar złego był to również ten sam język, który był poza świadomością całej jedenastki – rumuński. W ruch poszły ręce. Uniwersalny język migowy połączony z komunikacją niewerbalną po kilkunastu minutach dał efekt.
Pani zrozumiała, że Wieczny chce zrobić pranie i potrzebna jest pralka.
Ajn moment, wyszeptała gospodyni i poszła na zaplecze. Po chwili wróciła z zajebiście wielką, niebieską..... miską. Została zabita śmiechem.

Ciorba burta i browar lał się strumieniami. Już niebawem rozpocznie się to po co wszyscy ruszyli się ze swoich domów. Już za kilka godzin wszyscy wyruszą zdobywać górę.

czosnek 01.02.2011 18:03

Pysznie i Byczo!

Gustlik też był z Ustronia więc nie dziwne, że Długi ma parę w łapach :)

miroslaw123 01.02.2011 20:55

Cytat:

Napisał 7Greg (Post 157203)
Rychu szybko znalazł skrót i przedstawił go całej szóstce.

Rychu chyba nie zna starej góralskiej prawdy:
"Kto drogę skraca... ten do domu nie wraca!"

Cynciu 01.02.2011 21:21

Cytat:

Napisał 7Greg (Post 157203)
Andrzej leci przez owiewkę na łeb i szyję, a dupa motocykla go goni. Niebawem ziemia, Andrzej i sprzęt spotkali się w jednym miejscu i zapadła cisza. Andrzej coś mamrotał o stosunkach seksualnych, swoim wieku i chęci kupienia działki ogrodniczo – warzywnej.

Tu już nie wytrzymałem:haha2:poleciały łzy i inne płyny. Po przetarciu monitora wyczyatałem do końca z satysfakcją, że to nie koniec.

Czekam z niecierpliwością na dalsze kąski:D

slawo 01.02.2011 21:22

No cóż relacja o niczym. Niechętnie przyznam że warsztat autora robi wrażenie i w sumie ratuje obraz wycieczki. Pozostaje mieć nadzieje że Rychu w przypływie ludzkich uczuć, przewiezie jeszcze tego ,,Rumuna " żeby tylko nie tak jak ostatnio...Przecież równamy do góry...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię . Ale wszystko przed nami być może Zbyszek Afryka kiedyś zaproponuje Rychowi wycieczkę i wyjaśni mu że nie jedzie się dwa tysiące kilometrów po to żeby bolała d....
Warsztat autora wywarł na mnie silne wrażenie nie wiem czy sobie z tym poradzę .

PS Dla mnie wersję powrotna z obowiązkową przejażdżka Rumuna poproszę przesłać na priva. Z wiekiem robię się coraz bardziej wrażliwy...

Południowiec 01.02.2011 22:01

Cytat:

Napisał slawo (Post 157258)
No cóż relacja o niczym.

O ile się orientuję ossssohozi w całej tej relacji i o czym ona jest, to sądzę, że ona się tak naprawdę nie zaczęła :D I bardzo dobrze. Przygody Rycha pisane siebenGregowym piórem są, delikatnie mówiąc, dobre :D

bajrasz 01.02.2011 22:26

Cytat:

Napisał slawo (Post 157258)
...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię ...

Zenon

zbyszek_africa 01.02.2011 22:58

Ja pamiętam, że przystojną Calgon nazwaliśmy "Torres" z racjii jego dobrego zaznajomienia się z tamtejszym terenem, tak na oko z 50 gleb zaliczył:mad: ale wcale się nie wq...ł.
@Sławo wyluzuj, ta wycieczka taka miała być i taka była czyli luzik...Mysmy szamotali sie na Borżawie, a Rychu wciąż wymyślał nowe skróty. Czekaj na nastepny odcinek, to dopiero będzie jazda:D
pozdr.

calgon 01.02.2011 23:31

Te moje gleby to Travis Travis od Pastrany:-)))))))))))) pozniej zmieniono na Valentino Rossi po jednym łuku ale nie uprzedzam faktów.

calgon 01.02.2011 23:42

Moze mi ktos wyjasnic o co chodzi bo czytam to czwarty raz i "ni.... sie nie moge przebic" Ja jestem jakim półmłotem czy mam problemy z rozumieniem.:-))))))))


Cytat:

Napisał slawo (Post 157258)
No cóż relacja o niczym. Niechętnie przyznam że warsztat autora robi wrażenie i w sumie ratuje obraz wycieczki. Pozostaje mieć nadzieje że Rychu w przypływie ludzkich uczuć, przewiezie jeszcze tego ,,Rumuna " żeby tylko nie tak jak ostatnio...Przecież równamy do góry...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię . Ale wszystko przed nami być może Zbyszek Afryka kiedyś zaproponuje Rychowi wycieczkę i wyjaśni mu że nie jedzie się dwa tysiące kilometrów po to żeby bolała d....
Warsztat autora wywarł na mnie silne wrażenie nie wiem czy sobie z tym poradzę .

PS Dla mnie wersję powrotna z obowiązkową przejażdżka Rumuna poproszę przesłać na priva. Z wiekiem robię się coraz bardziej wrażliwy...


JarekAT 01.02.2011 23:47

Wnioskuję tylko z tej wypowiedzi, że slawo był u Grega w warsztacie i mu się spodobało.
Dajcie namiary GPS gdzie zostawiliście tego lokalesa. Może się chłop jeszcze błąka. Slawo jak go znajdziesz to o imię zapytaj ;)

Azja 02.02.2011 00:18

Cytat:

Napisał slawo (Post 157258)
warsztat autora robi wrażenie

Cytat:

Napisał JarekAT (Post 157306)
Wnioskuję tylko z tej wypowiedzi, że slawo był u Grega w warsztacie i mu się spodobało.

Znaczy w garażu? No, robi wrażenie...;)

JarekAT 02.02.2011 00:21

Tak tak. Jego garaż ma wszystkie warsztaty pod sobą ;)

duzy79 02.02.2011 13:03

Zlałem się ze śmiechu

Cytat:

Andrzej coś mamrotał o stosunkach seksualnych, swoim wieku i chęci kupienia działki ogrodniczo – warzywnej.

slawo 02.02.2011 13:24

Panowie za chwile od warsztatu przejdziemy do wyposażenia i zrobi się temat ,,Motocykle na ... A przecież nie macie pewności czy ,,Rumun" nie wyznawał zasady nie ważna płeć ważne uczucie. Gdyby jednak... To europejskość ch... strzelił.
Ps Jak się wstawia tu uśmiechy bo strasznie na poważnie te posty mi wychodzą. A nie mam takiego warsztatu jak autor...Choć na sprzęt nie narzekam...

duzy79 02.02.2011 14:32

Cytat:

No cóż relacja o niczym. Niechętnie przyznam że warsztat autora robi wrażenie i w sumie ratuje obraz wycieczki. Pozostaje mieć nadzieje że Rychu w przypływie ludzkich uczuć, przewiezie jeszcze tego ,,Rumuna " żeby tylko nie tak jak ostatnio...Przecież równamy do góry...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię . Ale wszystko przed nami być może Zbyszek Afryka kiedyś zaproponuje Rychowi wycieczkę i wyjaśni mu że nie jedzie się dwa tysiące kilometrów po to żeby bolała d....
Warsztat autora wywarł na mnie silne wrażenie nie wiem czy sobie z tym poradzę .
Drogi Sławomirze skąd możesz wiedzieć o czym jest skoro nie dobiegła końca?
I skąd wiesz że wszystkich dupa bolała?
Podejrzewam też, że większości z nas nie trzeba tłumaczyć po co się robi dwa tysiące kilometrów.
Nie widziałem też zbyt wielu twoich opisów wyjazdów - pewnie kilka osób chętnie poprawiło by sobie wiedzę na temat tego po co się robi dwa tysiące kilometrów.
Więc póki co z łaski swojej odpierdol się.

calgon 02.02.2011 14:51

wiedzialem:-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

slawo 02.02.2011 14:53

Wyciągasz bezpodstawne wnioski kolego ale szanuje twoje zdanie.Wkleję zaraz jakiś komentarz z NK i się poprawie będzie miodzio.

Dunia 02.02.2011 15:16

Przyznam, ze myślałam że tylko ja nie łapię wątku tej relacji..no ale sztuka przez duże "S" broni się sama a " warsztat" autora rzuca na kolana...:dizzy:

duzy79 02.02.2011 15:30

Wydaje mi się że to ty wyciągnąłeś wnioski nie mające podstaw pisząc że relacja jest o niczym. Mój post to była tylko reakcja na to stwierdzenie, bo nie wydaje mi się że 11 chłopa realizujących swoje chobby przez kilka dni to było "NIC"
Nie twierdzę, że w dupie byłeś i gówno widziałeś, ale jeżeli tak jest tym bardziej nie masz prawa do krytyki naszego "NIC".
I narazie nie jesteśmy kolegami, więc nie nazywaj mnie tak.
Komentarz napisz swój te z NK nie są oryginalne.

chomik 02.02.2011 15:37

Moderator niech posprząta.... :convulsion:

zbyszek_africa 02.02.2011 16:05

jeszcze nie pora, jeszcze nie pora...
Niech się sam broni.
Moderator to nie cieć z miotłą.
Nie wszyscy lubimy fotki tasiemce z ciepłej Grecjii, czy Chorwacji.
Cud, miód, lukier, malina niedobrze mi od tych słodkości.:convulsion:
I wice wersa, nie podoba sie, nie rozumię, proszę nie czytać:)

pozdr.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:00.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.