PDA

View Full Version : Historia pewnego wyjazdu


7Greg
14.01.2011, 13:22
Był mroźny zimowy wieczór. Najprawdopodobniej był to piątek. Tak, to był piątek w mroźny zimowy wieczór. Rychu jak co piątek przygotowywał się do trudów wieczoru. Miało być kameralniej, ale Rychu znał życie nie od dziś. Będzie trudno, pomyślał. Żona Rycha, Matylda, krzątała się po kuchni zaglądając do piekarnika czy skrzydełka pieką się we właściwej temperaturze.
Tak to był mroźny zimowy wieczór i w zasadzie nie zapowiadał niczego innego niż tego co zwykle działo się w piątki u Rycha.

Dzwonek zadzwonił do drzwi. Tak to już pora. Rychu niespiesznie otworzył drzwi gdzie w progu stał Przemo. W ręce dzierżył siatkę. Z szelmowskim uśmiechem wręczył ja Rychowi. Rychu starał się ocenić zawartość. Potrząsnął, obejrzał. Siatka ważyła około kilograma. Niby nic, ale w niektórych sytuacjach kilogram robi różnicę. Rychu znał życie nie od dziś i tym razem także się nie pomylił. W środku był litr szlachetnej wódki.

Powitanie było skromne, ot zwykle uściski dłoni, uśmiech większy niż zwykle. Dawno Przemo i Rychu się nie widzieli.

Matylda również z radością przywitała Przema. Znają się długo i Matylda od dawna cieszyła się na ten piątkowy wieczór.

Tak, to był mroźny, lutowy, piątkowy wieczór.

Rozmowy przebiegały w radosnej atmosferze, panowie opowiadali sobie co działo się od ich ostatniego spotkania. Wspominali nawet czasy bardziej odległe. Wszak w ich życiu wiele się wydarzyło.

Rychu wspomniał o swoim zeszłorocznym wyjeździe, którego celem było zdobycie szczytu. Rychu wiele gór już zdobył w swoim życiu i niejednokrotnie szczytował. Ale nie tym razem. Wyprawa mimo świetnie przygotowanej ekipy, najlepszego sprzętu, idealnej kondycji szczytu nie zdobyła. Rychu wielokrotnie zastanawiał się co poszło nie tak. Gdzie tkwił błąd. Jaka była przyczyna tej porażki. Rychu nie lubi porażek. Wiedział już rok temu, że wróci w to samo miejsce i spróbuje jeszcze raz. Nie wiedział kiedy, ale wiedział, że wróci.

Przemo poprosił Matyldę o kawę. Pierwsza butelka wody rozmownej już od jakiegoś czasu leżała w koszu. Skrzydełka zaspokoiły pierwszy głód. Atmosfera była idealna. Rychu na swoim telewizorze zapodał zdjęcia z zeszłorocznej wyprawy. Barwnie opowiadał o wydarzeniach, które przedstawiały obrazy wyświetlane na ekranie. Opowiadał jak to marzy o powrocie w to miejsce. Jak chce zmazać gorycz porażki, która przez cały czas prześladowała jego umysł.

Z każdym zdjęciem, łykiem szlachetnej wódki oczy Przema robiły się coraz większe. Rychu, aby lepiej wizualizować co pokazują nieruchome obrazy, kilkukrotnie upadł na podłogę. Pokrzykiwał i robił wrrrumm. Nawet Matylda się śmiała. To był bardzo udany wieczór.

W pewnym momencie zdjęcia się skończyły. Nastała chwila ciszy. Rychu znów się zadumał nad swoją porażką. Rozmyślał o powrocie w tamto miejsce. Wiedział, że wróci, ale nie wiedział kiedy.
Przemo rozlał kolejny kieliszek i wziął głęboki oddech.
- Może pojedziemy tam razem, Ty i ja.
Słowa Przema dotarły do głowy Rycha. Dotarły, ale Rychu ich nie słyszał.
- Co? Zapytał i wychylił kieliszek wódki.
- No pojedziemy tam razem. Tylko we dwójkę. Przemo również opróżnił swój kieliszek.
- Kiedy?
- W tym roku, odpowiedział Przemo.

Rychu nie lubi porażek i już wtedy wiedział, że za kilka miesięcy w doborowym towarzystwie zmierzy się jeszcze raz z górą.

wojtekm72
14.01.2011, 13:34
Zbieżność imion i faktów przypadkowa .

7Greg
14.01.2011, 14:22
Dni mijały niespiesznie. Wszak zima zawsze ciągnie się w nieskończoność. Nawet kiedy w mieście już dawno asfalt jest czarny jak czarna dziura to na wsi u Rycha śniegu i lodu jest pod dostatkiem.
Minęło kilka tygodni i nadszedł kolejny piątek. Tym razem do Rycha zawitał Andrzej.

Rychu i Andrzej wielokrotnie się spotykali w piątki. Można zaryzykować twierdzenie, że to już tradycja.

Do Rycha dochodziły nawet informacje, że Andrzej się zmienił przez niego. Nie jest już tym facetem, którym był kiedyś. Rychu zastanawiał się wielokrotnie co się zmieniło w Andrzeju. Nie wiedział. Nie wie tego do dziś.

Nie zmienia to faktu, że w ten piętek do Rycha zawitał Andrzej. W ręku miał siatkę. Rychu spojrzał głęboko w oczy Andrzeja i już wiedział. Nie musiał nawet sprawdzać. Tak, to był doskonały rum. Andrzej z Rychem zazwyczaj popijali rum. Nie wlewali go do herbaty jak to robią inni. Andrzej i Rychu po prostu lubili rum.

http://tarcu.com/Inne/rum.jpg

Gdy pewna część rumu się skończyła, Rychu opowiedział Andrzejowi o piątkowym wieczorze, który spędził z Przemem. Jeszcze raz wspomnienia wróciły. Andrzej mimo tego, że znał już opowieść wysłuchał ją jeszcze raz. Smiał się ponownie. Rychu bardzo lubi Andrzeja i miał nadzieję, że nie zanudza go opowiadając mu po raz kolejny tę samą historię.

Rychu wspomina do dziś jak poznał Andrzeja. Andrzej to wszak podróżnik i mentor. Rychu nie wiedział jak zorganizować swoje pierwsze spotkanie z Andrzejem.
Okazją była Gruzja. Rychu chciał tam pojechać, a Andrzej już tam był. Po kilku telefonach Rychu spotkał się z Andrzejem i poznał człowieka, z którym widuje się w piątki. Wiedza jaką Andrzej przekazał Rychowi była ogromna. Rychu w wyobraźni widział całą Gruzję. Andrzej tak to opowiadał, że Rychu mógłby właściwie tam już nie jechać.
Od tej pory Andrzej i Rychu piją w piątki rum.

Gdy kolejna szklanka rumu rozeszła się po trzewiach Rychu zapytał:
- Andrzej, może pojedziesz z nami na ten szczyt?
- Ja? Zapytał Andrzej oczami wyobraźni widząc rysy na szlachetnej muskulaturze swej ukochanej.
- No Ty. Powtórzył Rychu.

Andrzej wiedział, że nie będzie łatwo. Wiedział, że będą straty. Być może wiedział, że będą złamania. Ale Andrzej zaufał Rychowi, choć czasem już tego żałował.
Rychu zawsze opowiada, że będzie fajnie. Że będzie czadowo i przyjemnie. Niejednego już Rychu wkręcił. Andrzej o tym wiedział, a mimo to po raz kolejny zaryzykował. Podjął wyzwanie zdobyć górę za kilka miesięcy wraz z Przemem i Rychem.

- Dobra. A co mi tam. Raz się żyje. Odpowiedział Andrzej.

Rychowi zakręciła się łza w oku. To będzie idealny wyjazd, wręcz symboliczny. Będzie to wyjazd o jakim Rychu marzył od dawna.

Tak, Rychu sam uwierzył w swoje myśli. Tego wieczoru Andrzej i Rychu śmiali się do późna. Kolejne szklanki rumu były wlewane do ich ciał.

To był udany wieczór.

7Greg
14.01.2011, 16:49
Wiosna. Podobno najpiękniejsza pora roku. Nie wiedzieć czemu Rychu się z tym nie zgadzał. Rychu nie lubi niczego co jest niewyraźne. Wiosna i jesień są niewyraźne i dlatego Rychu nie lubi wiosny i jesieni.

Zwykle na wiosnę w leśniczówce Andrzeja, położonej w środku parku narodowego, należy zrobić wiosenne porządki połączone z odkręceniem wody. Owa leśniczówka pamięta wiele wydarzeń. To tu tradycyjnie zjeżdżają się ci, którzy lubią Andrzeja i ci, którym odkręcanie wody nie jest obce.

http://tarcu.com/Preview/00033.jpg

Dojazd do tego urokliwego miejsca wiedzie szutrową drogą. W zasadzie wszędzie dookoła są szutrowe drogi. Wszyscy, którzy przybywają na wiosnę do Andrzeja dojeżdżają tam szutrowymi drogami. Kilka miesięcy wcześniej na tych szutrach leżał śnieg i leśniczówka gościła w środku zimy uczestników kuligu.

Tak, znajomi Andrzeja kochają szutrowe drogi.

Rychu kilka lat wcześniej był pierwszy raz w leśniczówce. Przez wiele lat poznał tam wiele znanych osób. Do Andrzeja zwykle przyjeżdżały znane osoby.

http://tarcu.com/Preview/00030.jpg

To tu wielokrotnie ściółka leśna została zniszczona. To tu czasem ktoś spał pod gwiazdami. To tu zwierzyna leśna słyszała opowieści mrożące krew w żyłach.

http://tarcu.com/Preview/00032.jpg

Na wiosnę 2010 roku zapowiedziało się sporo osób. Jak zawsze. Ekipa zjechała z całego kraju. Niektórzy mieli naprawdę sporo kilometrów do przejechania. Nikt nigdy nie narzekał. Wszak była to leśniczówka Andrzeja.

Tym razem Rychu nie był w stanie ocenić co było w siatkach, kartonach, plecakach i kufrach. Wiedział on jednak, że niczego nie zabraknie. Nie mylił się. Wszystkiego było pod dostatkiem.
Wieczór zapowiadał się ciepły więc rozpalono ognisko. Kiełbasa zapodał wyroby wędliniarskie. Było ich jak zawsze pod dostatkiem. Kiedy alkohol rozszedł się po ciele, a wędlina fermentowała w żołądkach co bardziej brawurowi uczestnicy zaczęli dokazywać. Najodważniejsi, niczym Janosik, skakali przez ognisko. Pewno niejednemu do dziś włosy na dupie nie rosną. Byli i tacy, którzy za pomocą maszyn czynili bruzdy w Andrzejowej ściółce. Dokazywaniu nie było końca.
Nawet Andrzej ku zdumieniu wszystkich w kapciach z Zakopanego dosiadł swej ukochanej.

http://tarcu.com/Preview/00713.jpg

Rychu był zbyt leniwy aby skakać przez ognisko, a i perspektywa porannego zasypywania dziur zniechęcała go do orania matki ziemi. Rychu lubi gadać o życiu. Palił więc cienkie mentole i gadał o życiu.

Wiele osób z którymi rozmawiał usłyszało opowieść o górze. Usłyszało również nowy plan jej zdobycia. Rozmowy trwały do samego rana. Wiele z osób było zainteresowanych wspólnym wyjazdem. Wielu kiwało głowami w zadumie.

Po powrocie do domu Rychu zaczął otrzymywać telefony i maile z pytaniami o wyjazd. Część chętnych pytała o szczegóły, część o termin, a część o jedzenie. Pytań było wiele, niektóre się powtarzały, na inne Rychu sam nie znał odpowiedzi.

Odbyło się jeszcze wiele spotkań, na których Rychu widział się z przyszłymi kompanami w podróży. Niektórzy przychodzili, niektórzy rezygnowali. Jeszcze inni deklarowali ostateczny termin potwierdzający uczestnictwo.
Kolejne telefony i kolejne maile powodowały, że Rychu zarywał noce. Matylda robiła się nerwowa.

Rychu musiał jakoś rozwiązać ten problem. Drżącymi rękami na klawiaturze swojego komputera wpisał adres www.africatwin.com.pl i założył ‘gang’. Wszyscy zainteresowani dołączyli do niego i od tej pory pytania padały tylko raz, a odpowiedzi udzielali wszyscy. Życie Rycha stało się prostsze.

Miesiąc trwały rozmowy nad planowaniem. Kto, gdzie, jak i z kim. Nie obyło się nawet bez sondy. Były rzeczy, które pasowały wszystkim, były też takie, które chcieli tylko niektórzy.

Wtedy właśnie Rychu zrozumiał, że łatwo nie będzie.
Rychu to nie facet, który się poddaje. Wiedział, że nie będzie łatwo, ale wiedział również, że ekipa go nie zawiedzie. Nie wiadomo gdzie i kiedy pojawiły się słowa „bez napinki”. Od tej pory wszystkie problemy były rozwiązywane szybko i na bieżąco.

Zaczęło się lato. Rychu się uśmiechnął. Wszak lato jest wyraźne. Jest ciepło i ładnie. Rychu lubi lato.
Wszystko zostało dopięte.


Termin - 06-15.08.2010

Ekipa:
Przemo
Andrzej
Calgon znany jako Travis
Bajrasz
Lepi
Zbyszek
Kiełbasa
Wieczny znany jako inżynier
Deptul
Długi znany jako duzy79
Rychu

Pozostało tylko czekać......

Cynciu
14.01.2011, 18:57
7Greg, pisz proszę, nie ustawaj w działaniu, idź za ciosem.
Nie męcz nas przerwami:bow:

wojtekm72
14.01.2011, 21:09
No ile można czekać ?

nicek27
14.01.2011, 21:36
Fajnie się czyta, tylko nie mam głowy o jaki wyjazd chodzi..:Sarcastic:

matjas
14.01.2011, 21:36
subscribed :drif:

Andrzej_Gdynia
14.01.2011, 21:49
Pięknie, ku-wa, pięknie...

JarekAT
14.01.2011, 21:54
ja Was nie znam :D

ATomek
15.01.2011, 15:54
Kim jest Rychu?
Wiemy o nim mało. Sam o sobie mówi niewiele i pewnie nigdy nie dowiemy się, co o sobie myśli, bo jest człowiekiem skromnym.
Język, jakim się Rychu posługuje, jest trudny. Dla wielu wręcz niezrozumiały. Rychu mówi i pisze poprawnie po polsku. I co ważne, posiadł tę rzadką obecnie umiejętność, czytania poprawnie po polsku.

Ale czy Rychu myśli poprawnie po polsku?

Jako człowiek wszechstronny, mógłby nosić koronę i ogłosić się Królem Ryszardem (mówiąc nawet po francusku Ryszard'em); nosząc krawat mógłby być specem od wizerunku; nosząc biały fartuch zmienić się w najwyższego specjalistę farmacji od maści na podrażnienia skóry...

Niestety, Rychu nie jest do końca poprawny.

Mógłby być...Kimś. Ale nie jest.
Tak naprawdę, to On nie lubi być Kimś. On lubi być sobą! Rychem!
I Rychowi najlepiej w kasku!

Kto się kryje za tym subtelnym imieniem?
Czy Rychu może istnieć naprawdę?
Czy może istnieć naprawdę ktoś, kto wbrew oczekiwaniom wielu, odrzuca koronę, krawat, czy biały fartuch i wybiera kask?

Rychu jest człowiekiem szczerym. Szczerym do bólu. Zwłaszcza dnia następnego.
Bo szczerość i wylewność są u niego odruchowe. Jak jedzenie i picie. Tak, zwłaszcza picie jest u niego odruchowe. Ale nawet w tej kwestii Rychu jest koneserem. Czego? Koneserem wszystkiego!
Często potem zastyga chwilę w bezruchu. Bezruch to stan właściwy Rycha.
Bezruch to stan skupienia. W tym stanie Rychu lubi przebywać najbardziej. Często zastyga nieruchomo. Bardzo często. Bo ten Rychowy bezruch jest twórczy. Jest swoistym napędem, motorem...
Rychu lubi jeździć motorem a jeszcze bardziej lubi bezruch na motorze. Pracuje usilnie nad teorią:"zapier...ać w bezruchu". Robi to w ciszy, skutecznie i bezszelestnie jak gilotyna. I jest nieuchronny.
Jego przyjście jest nieuchronne, bezszelestne i skuteczne.

To jest część prawdy o Rychu.

A TY? Jaki TY jesteś?
Czy jesteś przygotowany na spotkanie z Rychem?

wieczny
15.01.2011, 16:33
l0gINtuoyDw

;)

deptul
15.01.2011, 17:02
Kim jest Rychu?
...
Czy jesteś przygotowany na spotkanie z Rychem?

Nikt nie jest przygotowany na to spotkanie!

"Pewnemu facetowi żona zaczęła mówić przez sen. Jakieś jęki i imię: Rysiek, Rysiek, Rychu. Bez dwóch zdań doprawiała mu rogi. Aby to sprawdzić, pewnego dnia udał, że wychodzi do pracy i schował się w szafie. Patrzy, a tu żona idzie pod prysznic, układa sobie włosy, maluje się, perfumuje i w samej koszulce nocnej wraca do łóżka. W tym momencie otwierają się drzwi i wchodzi Rysiek... Super przystojny, wysoki, śniada cera, czarne, bujne włosy - jednym słowem bóstwo. Facet w szafie myśli: "Muszę przyznać, że ten Rysiek ma klasę!". Rysiek zdejmuje powoli koszulę i spodnie, a na nim stylowe ciuchy, najmodniejsze i najdroższe w tym sezonie. Facet w szafie myśli: "Ku**a,ale ten Rysiek, to jednak jest za**bisty!". Rysiek kończy się rozbierać od pasa w górę, a tu na brzuchu krateczka - kaloryfer, wysportowany, a na klacie grają mięśnie. Facet w szafie myśli: "Ku**a, ten Rysiek, to ekstra gość!". Rysiek zdejmuje super trendy bokserki, a tu pała aż do kolan. Facet w szafie myśli: "Orzesz ku**a, Rysiek to za**bisty buhaj!". W tym momencie żona zdejmuje koszulę nocną i pojawia się obwisły brzuch, piersi aż do pasa i cellulitis. Facet w szafie myśli: "Ja pie**ole! Ale wstyd przed Ryśkiem".

Taki jest Rysiek!

7Greg
16.01.2011, 19:35
Dzień wyjazdu był do dupy. Zawsze w dniu wyjazdu pogoda jest do dupy. To już taka tradycja. Rychu pokiwał głową i zaklął siarczyście.
- Kurwa mać.

Deszcz padał niemiłosiernie. Przecież było lato. Więc co tu robi ten deszcz, myślał Rychu. Dzisiejszy plan to dojechać do Zbychowej daczy położonej w podradomskich lasach. Z Przemem był umówiony na 16.00. Będzie ciemno, mokro i nieprzyjemnie. Rychu zna inne miejsca gdzie jest ciemno i mokro, ale tam w przeciwieństwie jest przyjemnie.
Do przejechania 500km szosą nr 7. Korki, tiry, kapelusznicy i diabli wiedzą co jeszcze pojawi się na drodze. Rychu daje sobie radę z takimi przeciwnościami, ale przecież było lato. Rychu był zły.

Matylda przyszykowała pyszny obiad. Rychu zerknął czy wszystko gra. Grało. Była nawet ulubiona surówka. Dla Rycha obiad bez surówki jest niczym. Matylda o tym wie i dlatego na obiad zawsze jest surówka.

Ostatnie sprawdzenie sprzętu. Koła, paliwo, hamulce, wosk na baku. Wszystko jest. Pora na pakowanie. Co by tu zabrać? Pomyślał. Nie może być za dużo. Gacie, skarpety, mydło, szczoteczka i pasta do zębów. Chyba wszystko. Rychu wiedział, że zęby trzeba myć zęby więc zawsze zabiera szczoteczkę i pastę do zębów. Jeszcze śpiwór, karimata i Rychu był spakowany. Niebo lekko się przejaśniło. Deszcz przestał padać. Rychu po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął.

Parę minut przed 16.00 Rychu odpalił sprzęta. Silnik zabuczał jakby miał tłumik Leosia. Rychu zerknął na prawą stronę. Niestety nie było tam Leosia. Był tam zwykły gówniany seryjny tłumik. Rychu chciałby mieć Leosia, ale go nie ma. Spodnie, kurtka, buty i Rychu był gotowy. Mocno uścisnął Matyldę. Widziała w jego oczach, że bez zdobycia szczytu nie wróci. Pogłaskała go czule po łysiejącym łbie i życzyła powodzenia. Kask, gogle, rękawice i już Rychu był w drodze.

W umówionym miejscu czekał już Przemo. Rychu nigdy jeszcze nie jechał w trasę z Przemem więc nie wiedział czego się spodziewać. Słyszał od innych, że Przemo ma w rękach ogień i specjalnie się na szosie nie pierdoli. Zwłaszcza jak ma Anakee. W środowisku Przema miał on przydomek Anakee Master. Rychu zerknął na tylną oponę Przema. Odetchnął z ulgą. Na tylnej obręczy groźnie szczerzył zęby E09. Zdawał się mówić – jeszcze mnie popamiętasz. Dla Rycha było ważne, że to nie Anakee.

Przemo odpalił maszynę. Przema maszyna ma Leosia, więc gada jak Leoś. Rychu nacisnął starter, ale jego wydech brzmiał dupowato. Ruszyli. Opinie o Przemie nie były przesadzone. Miał ogień w łapach. Bez dwóch zdań. Prędkości przelotowe według GPSa wskazywały na 150km/h. Rychu ufał tylko wskazaniom GPSa. Wiedział, że prędkościomierz przekłamuje i to całkiem sporo. Rychu słyszał o ludziach którzy konfabulowali, że ich maszyny jechały ponad 200km/h. Rychu wie, że to wierutne bzdury i dlatego ufa tylko wskazaniom GPS.

Po godzinie jazdy deszcz przypomniał o swoim istnieniu. Przez głowę Rycha przelatywały myśli czy ubierać kondony przeciwdeszczowe czy nie. Tak, nie, tak, nie wyliczał. Po chwili z nieba spadło coś takiego, czego Rychu dawno nie widział. Nie wiadomo ile to było litrów na metr, ale było tego sporo.

Przemo chyba nie zajmował się takim bzdetami jak kondonowe wyliczanki więc zjechał na najbliższą stację. Kibelek, tankowanie i panowie byli gotowi do dalszej jazdy. Z nieba padały hektolitry wody. Nawet puszki zaczęły zjeżdżać na stację bo wycieraczki nie nadążały oczyszczać szyby. Po 30 minutach zapada decyzja. Jedziemy. Może wolniej, ale jedziemy. Wszak do Zbychowej daczy jeszcze kawał drogi.

Po dwóch minutach Rychu już nic nie widział. Gogle od środka był zaparowane i mokre. Do tego jeszcze spod kół mijających pojazdów woda wlewała się za kołnierz i do kasku. Rychu żałował, że nie zabrał pełnego kasku i wypasionych, wodoodpornych ciuchów renomowanej firmy. Szybko jednak sobie wytłumaczył, że tam gdzie jedzie byłby to zdecydowanie zły ubiór. Kilometry mijały niespiesznie. Prędkość spadła do 80km/h. Mimo to na drodze nr 7 byli najszybsi.

Rychu zdjął gogle, zamknął jedno oko, a drugie schował za lewy kierunkowskaz. W takiej przedziwnej konfiguracji cielesnej rajderzy dojechali do stolicy. Kierowali się znakami na Radom.
GPS Rycha już od dawna był schowany w torbie. Rychu ma ten problem, że jego GPS puszcza do środka wodę. Rychu z niekłamanym zachwytem zerka na właścicieli BMW, którzy wszyscy mają drogie i wypasione GPSy. Rychu nie ma Leosia i wypasionego GPSa.

Na wyjeździe z miasta ogromny korek. Rychu ucieszył się, że tu nie mieszka i że nie musi stać w tych korkach. Przeciskanie pomiędzy autami nie stanowiło dla Przema większego problemu. Jechali dalej. W pewnym momencie droga się zwężyła do tego stopnia, że nie było przejazdu. Przemo się zatrzymał i stał. Rychu nie zwykły jest stać w żadnych korkach więc krawężnik, pobocze, trawnik i już jechał chodnikiem. Po chwili w lusterkach zabłysły światła Przema. Ze względu na deszcz po chodniku nikt nie szedł. Jechali mijając stojące samochody. Po kilku kilometrach oczom ich ukazało się jezioro. Rychu starał się sobie przypomnieć z lekcji geografii gdzie w stolicy jest jezioro. Nie przypomniał sobie.

Przed jeziorem stał 3 pasmowy sznur samochodów. Sporo tych litrów spadło z nieba. Jezioro miało jakieś 100m długości i po kilka metrów wylewało się na oba boki drogi. Na środku jeziora stał jakiś samochód. Drzwi miał otwarte, a obok stał kierowca po kolana w wodzie. Pewno za mało gazu, pomyślał Rychu.
Przemo widocznie był obyty z jazdą po wodzie, bo zapiął jedynkę i tyle go było widać. Rychu ruszył za nim. Nogi do góry i gaz. Woda chlusnęła przez szybę do kasku. Po chwili byli na drugiej stronie. Przemo z błyskiem w oku się uśmiechnął. Było fajnie.

Po wyjechaniu ze stolicy deszcz stracił na mocy i można było ponownie odkręcić manetę. Rychu wyjął GPSa i wbił współrzędne daczy. Późnym wieczorem dojechali na miejsce.

Zbyszek ich nie przywitał. Lepi, który był już na miejscu szybko oznajmił, że gospodarz już wytrzeźwiał dwa razy i go zmogło po raz trzeci.

http://tarcu.com/Preview/00714.jpg

Niebawem pojawił się Kiełbasa.

http://tarcu.com/Preview/00716.jpg

Sprzęty do garażu i podróżnicy oddali się biesiadzie.

Ci co byli wiedzą jak było, tych co nie było niech sobie wyobrażają. Rychu był bardzo zadowolony.

http://tarcu.com/Preview/00715.jpg

Późną nocą światła pogasły i w daczy zapadła cisza. Ponieważ w łóżku nie było miejsca Rychu położył się tarasowej leżance.

http://tarcu.com/Preview/00607.jpg

JareG
17.01.2011, 13:45
Rychu :D dawaj dalej :Thumbs_Up:
.. to tak a propos odzewu :haha2:

JarekAT
17.01.2011, 13:47
JareG znasz Rycha??

JareG
17.01.2011, 13:55
JareG znasz Rycha??
Wiesz, to bylo tak.. wybralem w komórze jakis numer z tych 'wydzwonionych' i dzwonie.. czekam.. czekam.. ktos sie odezwal - no to ja do niego 'siema Rychu'.. znow sie odezwal i dalej zesmy se konwersowali.. wiec chyba to byl on, znaczy Rychu? :D
A poza tym, kto nie zna Rycha? :haha2:

.. no i jakies takie znane okolice na tych 'Rychowych' obrazkach widzialem, czyli musialem tam byc, a ze Rychu jest zwierz mocno towarzyski to i na pewno tez tam byl :D

JarekAT
17.01.2011, 14:03
muszę przyjrzeć się tym obrazkom :)
Gregu dawaj dalej o tym Rychu

calgon
17.01.2011, 15:05
jak on buduje napiecie!;-))) dawaj dawaj

jochen
17.01.2011, 16:40
Brawo Gregu, nowa jakość, mamy thriller podróżniczy, kiedyś to się nazywało dreszczowiec:D

czosnek
17.01.2011, 17:02
Brawo Gregu, nowa jakość, mamy thriller podróżniczy, kiedyś to się nazywało dreszczowiec:D

ecsf8p2BFXQ

myku
17.01.2011, 17:08
Kudre Czosnek,pamitam ta czolowke.Jak bylem maly balem sie jej zawsze :cold::eek:

deptul
17.01.2011, 18:58
Kudre Czosnek,pamitam ta czolowke.Jak bylem maly balem sie jej zawsze :cold::eek:

Myku, mam nadzieję, że dalej się jej boisz i teraz przestraszyłeś się nie na żarty!:D;)

myku
17.01.2011, 19:06
No powaznie,schizuje mnie ta czolowka.Nie zebym sie bal,ale jest taka jakas dziwna:dizzy::lol8:

czosnek
17.01.2011, 19:10
Myku... Ja Cię serdecznie przepraszam za przywołanie demonów przeszłości ;)

A, że dziwna, to wiesz, powstawała w złotych latach LSD ;)

myku
17.01.2011, 19:18
Ale jazda,musze sie napic:chleje::lol8:.Jest tyle rzeczy,ktore siedza w glowie a na codzien sie nich nie pamieta:D

7Greg
19.01.2011, 02:15
Następny dzień był nieco lepszy. Deszcz przestał padać. Wszyscy byli zadowoleni. Przepyszne śniadanie wykonane poprzez cudowne dłonie Zbycha było zbawienne. Może i lekki kac panoszył się w głowach, ale było to bez znaczenia.
Inżynier wyjechał wcześnie z miejsca zamieszkania. Nie błądził po mieście. Znał je nie od dziś. Niejednokrotnie siedział przy mapach i uczył się topografii miasta. Gdyby jednak nie udało mu się zostać inżynierem byłby dziś taksówkarzem. Niestety los splatał mu figla i dziś Wieczny jest inżynierem.

Droga do daczy przebiegała mu płynnie i bez niespodzianek. Kilka minut po czasie pojawił się u Zbycha. Te kilka minut poświęcił na trening mięśni ud i ramion, gdy 20 metrów od celu fiknął efektownego kozła. Wieczny wie, że dbałość o tężyznę fizyczną jest bardzo ważna, przeto później nigdy się nie wahał rzucać sprzęta i go podnosić.
Mimo siłowego treningu inżynier zdążył na poranną kawę. Smakowała wybornie. Kawa u Zbycha jest zawsze wyborna, bo tylko on sam wybiera ją w specjalnie wyselekcjonowanych punktach sprzedaży.

Kilka minut po godzinie 11.00 cała szóstka śmiałków opuszczała gościnne progi daczy. Za kilka godzin spotkają się na granicy z pozostałą piątką.

http://tarcu.com/Preview/00717.jpg

http://tarcu.com/Preview/00718.jpg

Pierwsze 100km Zbychu prowadził swoimi terenami. Lasy, rzeki, wioski, szutry i wszystko to co było najpiękniejsze. Tak, Zbychu znał swoje okolice bez dwóch zdań.

Mimo, że sześć sprzętów to już prawie tłok, droga przebiegała błyskawicznie. Każdy wiedział co robić i robił to. Koło w koło, na zakładkę. Zewnętrzny obserwator mógłby pomyśleć, że to kolumna rządowa z vipami. Pierwszy włączał kierunek, wszyscy włączali kierunek. Pierwszy kręcił manetą, wszyscy kręcili manetą. Pierwszy wyprzedzał na trzeciego, na podwójnej, wszyscy robili to samo.
Rychu pomyślał, że to dobrze wróży na przyszłość. Mimo, że wszyscy jeszcze razem nie jechali to jechali tak jakby już jechali.
Po 2 godzinach jazdy pora na kawkę. Zbychu zjechał na znaną sobie tylko stację, która zawierała w sobie bar bistro.
Większość skusiła się na hot-doga, ale nie Rychu. Rychu wie, że posiłki to ważna rzecz dlatego zjadł zupę. Dobra zupa nie jest zła, pomyślał.
Sprawne ubieranie i już wszyscy lecą dalej. Następny cel to Krościenko. Przygraniczne miasteczko, na granicy dwóch państw. To tam spotkają się z pozostałymi.

Tymczasem pozostali po upojnej nocy w Deptulowym garażu cisnęła drogą wschód-zachód na wschód.

http://tarcu.com/Preview/00719.jpg

Kac był u nich o niebo większy. Zapewne przyczyniły się do tego szlachetne trunki, które to przyjmowali bez posiłku. Cały przygotowany posiłek zeżarł pies, z którym to Deptul dzieli garaż. Noc upłynęła na wspólnych zabawach z przystojnym labradorem oraz spożywaniu zacnych trunków.

Cala ekipa zatrzymywała się co kilkadziesiąt kilometrów, aby uzupełniać fosfor, wapń, potas i sód które to wypłukał im labrador.

http://tarcu.com/Preview/00722.jpg

W niewielkiej miejscowości z kościołem centralnie ustawionym na rynku podróżnicy tracą szyk. Część pojechała w lewo, część w prawo, część do przodu, a część do tyłu. Niestety życie pokazało, że do tyłu nie warto jechać.

Regionalna grupa pościgowa zaopatrzona w pistolety parabellum i kamerę vhs uwieczniła poczynania Andrzeja i Calgona. Nakręcili tyle materiału, że był bywystarczający dla tvn-pirat na 2 miesiące. Ponieważ suma wybryków była znaczna, panowie załączyli blue lights i sygnały akustyczne. Andrzej chwilę pomyślał, ale stwierdził – po co? – i się zatrzymał. Calgon natomiast ze względu na osłabiony słuch przez lata słuchania Iron Maiden nie dosłyszał sygnałów wzywających do zatrzymania. Tak naprawdę to je słyszał, ale hołduje tezie, że „hajs nie gra roli”. Niestety tym razem zaopatrzony był tylko w wypukłą Vizę, więc hajs grał rolę. Był to pierwszy i ostatni raz na wyjeździe kiedy Calgonowi hajs grał rolę. Wyciągnął nauczkę z zaistniałej sytuacji i błędu więcej nie powtórzył.

Panowie po krótkim seansie filmowym zubożeli Andrzeja o 5 stów, 10 punktów i spokojnie ruszyli w pościg za Calgonem. To było ich miasto, więc znali wszystkie skróty i objazdy. Calgon grzał całą mocą, tak przynajmniej mu się wydawało, więc po kilkunastu kilometrach gonitwa się zakończyła. Parabellum poszły w ruch, dobrze, że Calgon miał zbroję bo zapewne kolba od AK-47 by go przebiła. Calgon, uśmiechnął się szeroko i rzekł – panowie, bez napinki. Opowiadał o trudach nocy, labradorze, kiepskim żarciu i długiej nocy. Panowie zapewne mieli dość wypełniania skomplikowanych dokumentów więc potraktowali Calgona tak samo jak Andrzeja.

Wszyscy stracili ochotę na obiad więc pojechali w kierunku granicy.

W tym czasie po zsynchronizowaniu zegarków grupa1, dojechała do granicy. Rychu był już na kilku granicach więc wiedział jak to się robi. Zdjął kask, aby uzmysłowić celnikowi, że lata świetności są już za nim, podszedł i zmęczonym głosem rzekł.
- Gorąco, prawda.
- Do kolejki, odpowiedział szorstko zielony pan.
- A jak ładna koleżanka koło pana.
- Nie słyszał pan co powiedział kolega, powiedziała koleżanka.
- Ale…..
- Zaraz zamknę szlaban i w ogóle nie pojedziecie.

Tak, Rychu był na wielu granicach i wiedział jak to się robi. Wszyscy stanęli w długiej kolejce. Po chwili dojechała grupa2 i również stanęła w kolejce.

http://tarcu.com/Preview/00720.jpg

http://tarcu.com/Preview/00721.jpg

Był to czas na dokonanie przemyśleń życiowych i analizy własnego jestestwa. Podczas godziny oczekiwania, Bajrasz się otworzył i stwierdził, że pragnie aby kraj do którego jedziemy rozwinął się gospodarczo i dlatego przemyca 5 sztang cienkich mentolów. Rychu się ucieszył bo lubi palić cienkie mentole.

Po dojechaniu do bardzo ważnego pana w białej koszuli podróżnicy zapytali o cel przyjazdu. Zbychu jako najstarszy rzekł, że tranzyt.
- Tranzyt? Zapytała biała koszula.
- Tak, tranzyt.
- Którędy wyjedziecie?, zapytał pan w ojczystym języku.
Tu Zbychu podał nazwę miejscowości, której nikt z obecnych nie znał. Ba, nie znał jej nawet ważny urzędnik. Mapa została rozłożona i Zbychu tłumaczył gdzie jadą.
- Nasz kraj nie ma takiej granicy, stwierdził pan.
-Przepraszam pana, powiedziała pani, której już zapewne znudziło się czekanie w kolejce.
Tak?, rzekł Zbychu.
- Tam na tablicy jest wzór jak wypełnić dokument. Tu wszyscy jadą turystycznie do hotelu Lwów we Lwowie.

30 minut zajęło wypełnienie tych niezwykle skomplikowanych dokumentów. Ważny pan w okienku bardzo się ucieszył, że wszyscy jadą do Lwowa i mogli oni jechać dalej.
Po kilku kilometrach postój się na stacji benzynowej. Cena lokalnego paliwa była kusząca. Tu też urodził się szatański plan jak dojechać do pierwszego noclegu w miejscowości Sambor.

http://tarcu.com/Preview/00723.jpg

Ponieważ kilometrów było niewiele więc nic nie stało na przeszkodzie aby skierować się na szutry. Zupełnie bez znaczenia było, że GPS nie widzi drogi. Wszak to nie była amatorska grupa.
Ogień, ogień i jeszcze raz ogień. Błoto rozpryskiwało się na wszystkie strony. Widać, że wszyscy właśnie tego potrzebowali. Dwa dni w deszczu po asfalcie wyzwoliły zwierzęta. Niestety musiały to byś lekko niewidome zwierzęta bo nie widziały na poboczach kilku domów, oraz domowników zdziwionych sytuacją.

GPS nie kłamał. Po kilkunastu kilometrach droga się skończyła, jakimś ogromnym lasem bagnem i diabli wiedzą czym jeszcze.

http://tarcu.com/Preview/00725.jpg

Kiełbasa pojechał na zwiad, ale wrócił z niewesołą miną. Rychu się rozejrzał.
- Gdzie Andrzej?
- Został z tyłu, chyba się wywrócił. Padła odpowiedź.

http://tarcu.com/Preview/00726.jpg

Decyzja podjęta i wszyscy wracają. Andrzej stał kilometr dalej z urwanym mocowaniem klamki sprzęgła do kierownicy.
- To ja już pojadę do domu, rzekł.
- Bez napinki, coś wymyślimy.

14 km w terenie i do domu, myślał Andrzej. Dlaczego ja?
Trytytki, pasy ściągające, taśma i sprzęgło działa.

http://tarcu.com/Preview/00634.jpg

Wielka radość zapanowała wśród uczestników. Nie trwała ona jednak długo. Po chwili na powrotnej drodze pojawili się krzepcy i muskularni mężczyźni z kosami i pałami w dłoniach. Zapewne znali oni lepiej drogę i wiedzieli, że motomaniacy będą niebawem wracać. Sytuacja był nieciekawa, więc jedynym rozwiązaniem była maneta.

Nawet krewki gość nie chce się spotkać z rozpędzonym sprzętem, więc przejechali bez trudu. We wstecznych lusterkach widzieli tylko wygrażanie pięściami. Niebawem Andrzej po raz drugi traci przyczepność i tym razem łamie klamkę hamulca.

http://tarcu.com/Preview/00724.jpg

Moto w górę i można lecieć dalej.
Robi się późno więc wszyscy zerkają na GPS. Koniec zabawy, trzeba dojechać do miasta. Nowa trasa na monitorze, ale pod kołami dalej szuter. I dalej ogień. Po kilkunastu minutach są w Starym Samborze. Zatrzymują się aby zaczekać na resztę.

W tym czasie Bajrasz z Andrzejem zamykają kolumnę. Na poboczu kilka domów i opadający pył po poprzednikach. Spojrzenia lokalesów nie wróżą nic dobrego. Na domiar złego, Bajrasz postanawia się rozprawić z psem. Zawija go na koło i odrzuca na bok. Pies, zapewne lekko zadziwiony ucieka na pobocze.

http://tarcu.com/Preview/00609.jpg

http://tarcu.com/Preview/00608.jpg

Dla tubylców było już za wiele. Zaczynają kłaść się na drodze celem utworzenia 'żywej blokady'. W oczach Bajrasza i Andrzeja ostatkiem rozsądku dostrzegają przerażenie i w ostatniej chwili uginają nogi.
Udało się, przejechaliśmy, pomyślał Andrzej. Kątem oka w lusterku dojrzał tylko jak do pasa rozebrani osiłkowie pakują się do Łady. W rękach, pały, siekiery i karabiny.

Maneta i ogień. Po kilkuset metrach Bajrasz się zatrzymuje. Diagnoza – pompa. Dlaczego teraz, pomyślał, widząc się z siekierą w plecach. Na szczęście Łada była równie dojrzała co jego sprzęt i również nie odpaliła.
Szybka wymiana pompy z zapasu i doganiają resztę w Starym Samborze.

Ponieważ wrażeń już było dość, a i teren spalony, wariaci dalej pojechali asfaltem do Sambora. Tam na rynku stał najdroższy hotel w mieście.

http://tarcu.com/Preview/00727.jpg

Rychu spał już w niejednym hotelu i wiedział co trzeba zrobić.
Portier w dresie jak zobaczył 11 ubłoconych motocyklistów od razu stwierdził, że nie ma miejsc. Rychu zażądał spotkania z menadżerem. Krępa pani, która okazała się być menadżerem potwierdziła słowa pana w dresiku.

http://tarcu.com/Preview/00733.jpg

Rychu się obejrzał, wszyscy na niego liczyli. Musiał coś zrobić.
- Maminka, zaryczał, padając kobiecie do stóp.

Rychu wiedział jak to się robi. Po chwili, w trzech pokojach na materacach i łóżkach grupa została zakwaterowana. Jeszcze tylko superbezpieczny parking na tyłach hotelu i wszyscy mogli pójść…..na miasto.

http://tarcu.com/Preview/00728.jpg

Mimo późnej pory nikomu w głowie nie było spanie. Na lokalnym deptaku wiele niewiast kusiło swoimi wdziękami. Trzeba przyznać, że wdzięku miały wiele, toteż co poniektórzy grzeszyli w myślach.

W rzeczywistości oddali się jednak ulubionym zajęciom.

http://tarcu.com/Preview/00729.jpg

http://tarcu.com/Preview/00730.jpg

http://tarcu.com/Preview/00731.jpg

http://tarcu.com/Preview/00732.jpg

Dunia
19.01.2011, 08:38
Ehhh..narracja trzyma w napięciu...powinnam teraz pracowac a nie siedziec przed lapkiem i czytac...:)

deptul
19.01.2011, 09:58
Czesław nie jest Labradorem. Czesław jest Golden Retrieverem ale garaż jest garażem :)

wieczny
19.01.2011, 14:09
Piękna, nowa, tylna opona w tej RD04. No ale nie uprzedzajmy faktów ;).

deptul
19.01.2011, 14:42
Oj nie uprzedzajmy bo nam Rysiek da popalić :D
Ale już na tym zdjęciu właściciel ww. pojazdu ma zajawki na Lorda ;) Wygląda jakby właśnie się teleportował z Gwiazdy Śmierci wprost do garażu. Zresztą kilka czy kilkanaście imprez później oficjalnie zostanie Lordem ........... Farquaad'em :D
Ale nie uprzedzajmy faktów;)

bajrasz
19.01.2011, 15:44
Przygotujmy lepiej sobie, jakąś wspólną linię obrony, bo mam wrażenie, ze Rychu nie skupi się tylko na faunie i florze odwiedzanych miejsc:)

7Greg
19.01.2011, 16:07
Jak widzę, to niewiele osób to czyta, więc może Wam ujdzie na sucho :D

JarekAT
19.01.2011, 16:23
Ty już sie nie wykręcaj, że niewiele osób czyta tylko dawalaj do pieca :D

czosnek
19.01.2011, 16:25
więc może Wam ujdzie na sucho :D


Kategorycznie żądam taniej sensacji! Prosze nie szczędzić szczegółów.

Panem et circenses !!!!!
[/URL][URL="http://www.sjp.pl/panem+et+circenses"] (http://www.sjp.pl/panem+et+circenses)

Czarna Mamba
19.01.2011, 17:08
Jak widzę, to niewiele osób to czyta, więc może Wam ujdzie na sucho :D

Nabijając stastykę czytających i komentujących - dalej, dalej :bow:

ENDRIUZET
19.01.2011, 18:07
Nie wygłupiaj się tylko pisz ... ja tu specjalnie dla Ciebie wszedłem i także żądam taniej sensacji ... byle dużo i szybko oraz multum fotek :D

Azja
19.01.2011, 18:10
:smoking:

RAVkopytko
19.01.2011, 18:18
7Greg,jakbyś mógł popytać Rycha w jakim rejonie Ich pogonili? Nie chciałbym dostać siekierą w plecy,która była przeznaczona dla Bajrasza;).Wybieram się w tamte rejony,Rozumiem ,że zaraz za granicą nie należy skręcać w prawo do lasu.Pozdrowienia dla Ryszarda:zdrufko:

Jaro-Ino
19.01.2011, 19:53
Ja również czekam na kolejne odcinki :) Świetnie pisane. Dalej, dalej!!!

Dunia
19.01.2011, 20:11
Ja jak tylko przychodzę do pracy to odpalam neta i czytam przygody Rycha i sp..Rycho rządzi!!!

jackmd
19.01.2011, 21:20
Dunia , Ty to wsiąkłaś na Forum do reszty; jaki by nie otworzyć wątek, to tam są Twoje ślady. Ale o Rychu czyta się świetnie, masz rację.

calgon
19.01.2011, 21:47
Tydzien temu uregulowałem ten wystepek:-) ale moze juz nie wracajmy do tego;-).Rychu widze skrupulatny jest takze niektórzy juz powinni sie obawiac czy cały raport mac ujrzy swiatło dzienne:-)))))

Cynciu
20.01.2011, 00:21
Jeszcze, jeszcze, jeszcze. Tylko z pikantnymi szczegółami.
Prosim o dalsze odcinki:bow:

7Greg
20.01.2011, 23:24
Kolejny dzień. Żyjemy, tylko te słowa przychodziły większości do głowy.
Wieczór był niezwykle trudny i męczący. Stada przechadzających się Ukrainek poubieranych w prześwitujące firany ukazujące wszystko w naturalnych barwach i kształtach jeszcze przez wiele dni będzie rozpraszać umysły podróżników. Długo by opisywać co się działo, ale opis ten mógłby trafić do kategorii dramatów erotycznych. Bardziej doświadczeni tłumili to co natura w nich rozpalała litrami zimnego piwa. Młodsi, bardziej jurni, niestety z problemami musieli sobie radzić w hotelowym łóżku nie wyciągając rąk ze śpiwora.

Ponieważ hotel był z gatunku tych, gdzie all is included, wszyscy zeszli na śniadanie. Przepyszna jajecznica trafiała do brzuchów mocno zmęczonych turystów. Co poniektórzy, ci młodsi, zamawiali po raz drugi, gdyż barmanka była jedną z wczorajszych ‘firankówek’. Najsłabszy duchowo zjadł cztery jajecznice i wypił osiem kaw. Ale uśmiech nie schodził mu z twarzy przez pół dnia.

Po śniadaniu czas na pakowanie i dalszą drogę.

http://tarcu.com/Preview/00735.jpg

Rychu ze spokojem zszedł na parking i gestem widywanym tylko na filmach gdzie główne role grają Mercedesy wyciągnął rękę w kierunku motocykla i nacisnął przycisk pilota od alarmu. Był bardzo dumny ze swojego alarmu. Kupił go sam i również sam go zamontował. Rychu przy każdej nadarzającej okazji włączał i wyłączał swój alarm. Mówił wszystkim, że to dla bezpieczeństwa, ale zarówno on sam jak i wszyscy wiedzieli, że chodzi o lans.

Tym razem jednak alarm milczał. Rychu ze spokojem w oczach nacisnął po raz drugi. Cisza. Motyla noga, wyszeptał Rychu. Cały szpan uleciał w cholerę. Szybka diagnoza, padła bateria w pilocie.

http://tarcu.com/Preview/00734.jpg

Niestety nie jest łatwo znaleźć baterię do pilota na Ukraińskich bezkresach. Z pomocą przychodzi pan, który w swoim pojeździe posiada strasznie długi kabel od… anteny. Rychu z pomocą pana i jeszcze dwóch innych podłącza kabel do akumulatora. Drugi koniec oddalony o jakieś 6metrów do rozebranego w części pilota. Głęboki wdech, przycisk i…. alarm wyłączony. Uśmiechnięty Rychu udaje, że nic się nie stało, szybko składa pilota i do końca wyjazdu już alarmu nie włącza.

Sprzęty odpalone i wszyscy się kierują w jakimś bliżej nieznanym kierunku. Pewno lepiej byłoby to ustalić, ale wszyscy hołdują słowom ‘bez napinki’ więc kierunek jest obrany z grubsza. Po kilku kilometrach spokojnej jazdy standardowo zaczął się ogień. Maneta, ogień, ogień, maneta. Kamienie fruwają na kilka metrów do góry. To tu Długi traci jedno oko w królowej.

http://tarcu.com/Preview/00629.jpg

Niespodziewanie droga się kończy ogromną dziurą, nad którą kiedyś, pewnie bardzo dawno, przebiegał most.

http://tarcu.com/Preview/00736.jpg

Nie ma mostu, no i co z tego. Takie myśli przebiegają w głowach największych szaleńców. Na szczęście ich zapały powstrzymuje lokalny ‘dziadzia’, który w kilku słowach objaśnia, że dalej droga się kończy i jest błoto i w ogóle nie ma asfaltu. Wielki uśmiech pojawił się na twarzach wszystkich.
- Jedziemy, ale jak objechać dziurę? zapytał ktoś.
- Ale dalej nie ma drogi, rzekł ‘dziadzia’.
- Ale my chcemy jechać.
- Ale dalej to tylko tanki jeżdżą.
- Świetnie, jak jechać?

Pan, wskazał kierunek przez swoje pole, który to miał się połączyć z drogą zablokowaną przez dziurę. Kiełbasa na ochotnika pojechał na zwiad. Wszak młody on i sprawny. Poza tym ma Ktm’a, a wszyscy mówią, że jest on najlepszy w teren. Po kilku minutach, Kiełbasa pojawia się po drugiej stronie dziury.

http://tarcu.com/Preview/00737.jpg

- I jak, i jak, pytają wszyscy.
- Luzik, odrzekł Kiełbasa.

No to lecimy, pomyślał Rychu i jeden za drugim skierowali się na pole ‘dziadzi’. Bajrasz w tym momencie chwycił napinkę.
- Jesteście pojebani i mam was w dupie, stwierdził. Wracam i czekam za kilka kilometrów na rozwidleniu.

Rychu pomyślał o pierwszym zarzewiu buntu. W głowie kotłowały mu słowa zemsta i ja ci jeszcze pokażę.
Grupa ustaliła, że pojedzie ze 2 km i zawróci.

Pierwszą przeszkodą był prowizoryczny mostek. Dzidzia z pewnością spacerował nim wieczorami. Wszyscy w miarę zgrabnie go przejechali tylko Calgon postanowił go zepsuć. Być może jego hardkorowy bieżnik to uczynił, a może mało gazu. Tak czy siak trzeba było go wyciągać.

http://tarcu.com/Preview/00738.jpg

http://tarcu.com/Preview/00739.jpg

Droga prowadziła szerokim szutrem. Potem wąskim, potem rzeczką, błotem, aż przeszła w zarośnięte coś bez przejazdu.

http://tarcu.com/Preview/00740.jpg

http://tarcu.com/Preview/00741.jpg

http://tarcu.com/Preview/00742.jpg

- Robert, zobaczysz? Spytał Rychu Kiełbasę.
- Jasne. I już go nie było.

Wraca po kilku minutach. Banan od ucha do ucha. Całe ciało się raduje.
- I jak, i jak. Pytają wszyscy przerażeni.
Kiełbasa spojrzał litościwie i stwierdził – nie damy rady. Wszyscy odetchnęli. Rychu za to kłamstwo jest mu wdzięczny do dziś. Kiełbasa spuścił głowę i smutny zaczął wracać w kierunku Bajrasza.

http://tarcu.com/Preview/00743.jpg

Po dojechaniu do Bajrasza, Andrzej stracił luz i złapał napinkę. Położył się na trawie i tymi słowami się zwraca do wszystkich.

http://tarcu.com/Preview/00744.jpg

- Panowie, kurwa mać, jeździmy jak stare pipy wte i wewte. Mamy do przejechania szmat drogi, a wy tu dupę zawracacie.

Nastała cisza. Nawet Rychu zaniemówił z wrażenia. Andrzej zazwyczaj oaza spokoju, ostoja narodów, mentor i przewodnik przemawia takim językiem?
GPS w moment chwycił cel dzisiejszej jazdy i wszyscy spokojnie w rządku pojechali. Po powrocie już, Andrzej tłumaczył Rychowi, że on nie tak, że mu się wyrwało, że to przypadek. Rychu wie do dziś, że Andrzej to wariat i furiat.

Droga prowadziła szerokimi szutrami lub nawet asfaltami. Do dość śmiałe określenie na te drogi, ale jak inaczej je nazwać w porównaniu do tego co spotkało ich później. Na jednym z postojów Bajrasz stwierdza brak namiotu.

Zapewne tak mu się spodobało spanie w luksusowych hotelach, że go specjalni zgubił, aby go przypadkiem nie kusił. Nie był świadomy, że to Rychu mu go poluzował w ramach zemsty za bunt.

Po kilku godzinach spokojnej jazdy szuter robi się bardziej stromy i węższy.

http://tarcu.com/Preview/00745.jpg

http://tarcu.com/Preview/00746.jpg

http://tarcu.com/Preview/00747.jpg

Prowadzący generują tyle kurzu, że reszta już nic nie widzi. W takich warunkach na pierwszym rozwidleniu jedni jadą w lewo inni w prawo. Po kilkunastu minutach zaczynają się poszukiwania. GPSy, azymuty, ślina na palec i sokoli wzrok doprowadzają wszystkich na polanę.

http://tarcu.com/Preview/00748.jpg

Rychu uświadamia uczestnikom, że gubienie się jest niepożądane i wszyscy jadą dalej.

Na kolejną przygodę gościnna ukraińska ziemia nie kazała długo czekać. Droga zamieniła się w coś co było trudne do przejechania. Pchanie, wyciąganie, podnoszenie, tak w skrócie można określić najbliższą godzinę.

http://tarcu.com/Preview/00749.jpg

http://tarcu.com/Preview/00750.jpg

http://tarcu.com/Preview/00751.jpg

Wszak do celu już było niedaleko, więc i poświęcenie było większe. Jeszcze tylko stromy zjazd, parę kilometrów po asfalcie i oczom ich ukazał się hotel.

Hotel jak hotel, ale powyżej, przepięknie po sam horyzont widniała Połonina Borżawa. Zielona trawa ciągnąca się kilometrami po łagodnych pagórkach. Niektórym wracały myśli do poprzedniego wieczoru i krągłości samborowskich mieszkanek. Było pięknie, a miało być jeszcze lepiej.

http://tarcu.com/Preview/00752.jpg

http://tarcu.com/Preview/00753.jpg

- To co, tu śpimy? Zapytał, a właściwie stwierdził Bajrasz.
Hehehe, nie masz namiotu, pomyślał Rychu.

Wszyscy zajechali na hotelowy parking.

http://tarcu.com/Preview/00754.jpg

http://tarcu.com/Preview/00755.jpg

Rychu poszedł zmierzyć się z cenami i warunkami. Niebawem wrócił i doprowadził towarzystwo do zbiórki w dwuszeregu.
- Jest tak, możemy spać w świetlicy na podłodze, bez łazienek, na własnych karimatach lub dopłacić parę groszy i spać w pokojach dwuosobowych z wygodnymi łóżkami i prysznicami. Kto chce spać w luksusie? Agitował Rychu jednocześnie wysoko podnosząc rękę.
Półtorej sekundy później w górze było 11 rąk. Nawet najbardziej zatwardziali namiotowy kochają luksus.
Rychu był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy i za kilka minut już wszyscy byli w pokojach.

Narodziła się koncepcja spędzenia czasu w barze do późnych godzin nocnych. Niestety właściciel miał inne plany i oznajmił, że właśnie czekają na dużą grupę i posiłek będzie za dwie godziny. Głęboko zamyśleni spożyli po dwa piwa.
Rychu był zły. Wszak obiad to bardzo ważna część dnia, a tu dupa. Ale nie z nim takie jazdy. W kilka minut oczarował włoską urodą i rysami kulturysty najbrzydszą barmankę. Musiała się złamać. I się złamała.
- Może być zupa, powiedziała. Rychu się uśmiechnął.
- Jaka?
- Ribna.

Rychu z owoców morza najbardziej lubi kurczaka, ale w tej sytuacji nie było wyjścia.
Po kilkunastu minutach i kolejnym piwie kelnerka niesie kilka misek z zupą. Rychu, smakuje, doprawia i oznajmia.
- Nawet niezła ta ribna. W ogóle nie czuć ryby.
- Bo to gribna, odrzekł Calgon. Wszyscy zaczęli się śmiać.

Rychu swoim złym wzrokiem spojrzał na Calgona i pomyślał, że będzie mu musiał wyjaśnić parę spraw.

Po lekkim zaspokojeniu głodu zapadła nuda. Do zmroku jeszcze kilka godzin, jedzenia jaszcze nie ma, co tu robić. Wtedy to narodziła się koncepcja, aby już dziś pojechać na połoniny.
Bajrasz, Andrzej i Zbyszek robią bunt i chcą pić zamiast zwiedzać. No cóż, bez napinki. Okazało się, że Bajrasz oprócz kufra fajek przemycał jeszcze kufer żubrówki. Do powrotu drugiej grupy z Borżawy ordynarnie piją i palą.

http://tarcu.com/Preview/00756.jpg

Druga grupa sprawnie się ubiera i droga w górę.

http://tarcu.com/Preview/00757.jpg

Rychu był przygotowany na ten moment. Z dokładnością do szesnastego miejsca po przecinku miał wbite współrzędne wyciągu narciarskiego pod Borżawą. Kilka chwil później już wszyscy jadą serpentynami pod górę.

http://tarcu.com/Preview/00759.jpg

Po kilku kilometrach, grupa się na tyle rozciąga, że Rychu się zatrzymuje. Trzeba poczekać na resztę. Przemo, jako jeden z długonogich nie wiedzieć czemu postanowił pojechać inaczej niż wszyscy. Efektem tego był figura, z której to nie mógł się wydostać przez pół godziny.

http://tarcu.com/Preview/00758.jpg

Uratował go jak zawsze czujny Kiełbasa, ale i tak łatwo nie było. Po dojechaniu na szczyt widoki były tak przepastne, że żadne słowa tego nie opiszą. Aparaty w dłoń i wszyscy robią zdjęcia.

http://tarcu.com/Preview/00760.jpg

http://tarcu.com/Preview/00761.jpg

http://tarcu.com/Preview/00762.jpg

Po lewej stronie widnieje jakiś znany szczyt. Prowadzi do niego ledwie widoczna ścieżka. Lecimy, pada decyzja.

http://tarcu.com/Preview/00763.jpg

Łagodna, trawiasta lecz wąska i śliska ścieżka sprowadza Kiełbasę na ziemię. Zdziwiony prycha pod nosem, podnosi Ktm’a i jedzie dalej. Przed szczytem pojawia się stromy podjazd.

http://tarcu.com/Preview/00764.jpg

To jeden z tych momentów gdzie wbrew wszystkiemu trza dać ogień. Po chwili wszyscy są na górze. Na szczycie z niewiadomych powodów Przemo łapie glebę. Chyba miał słabszy dzień.

Na tych zabawach zeszło prawie do zmroku. Pora do powrotu. Ponieważ Rychu nigdy nie wraca drogą, którą przyjechał, więc napotkany turysta wskazuje w oddali, za dwiema górami wielkie nadajniki. Stamtąd podobno jest prosta droga w dół do Wołowca, gdzie nieopodal znajduje się hotel.

Jedynka i w drogę. Wszyscy wiedzieli gdzie jadą, bo nadajniki widać z daleka. Jedni szybciej, jedni wolniej, ale jadą. Dużo frajdy i zabawy mieli uczestnicy tej jazdy.

http://tarcu.com/Preview/00765.jpg

http://tarcu.com/Preview/00766.jpg

Po dojechaniu na szczyt przy antenach czas na ostatnią przerwę. Tu pojawia się zakupione w barze piwo. Ech jak ono tam smakowało. Rychu do dziś ma smak tego piwa w ustach i widzi bezkresne połoniny w blasku zachodzącego słońca.

http://tarcu.com/Preview/00767.jpg

Pozostaje jeszcze tylko łatwy zjazd do Wołowca.

Jak to zwykle bywa to co ma być łatwe jest takie sobie. Tak też było i tym razem. Po kilku kilometrach połoniny się skończyły i wszyscy wjechali do lasu. Zrobiło się ciemniej i bardziej mokro. Zupełnie jak na wiosnę, pomyślał Rychu.

http://tarcu.com/Preview/00768.jpg

Cała szerokość drogi pokrywał się straszliwym błotem głębokim na pół metra. Tylko z lewej strony na granicy drogi i stromego spadku była sucha, ale zarazem wąska na 50 cm ścieżka.

http://tarcu.com/Preview/00769.jpg

Wszystkim udało się nie w miarę bezpiecznie jechać. Niestety był jeden co miał gorszy dzień. Przemo. Anakee Master.
Przemo nie miał ulubionych opon i to go zgubiło. Po chwili po kolana w błocie zażądał pomocy.

http://tarcu.com/Preview/00770.jpg

Łatwo nie było. W pięciu ledwo go wyciągnęli. Błoto pomiędzy szprychami ma zapewne do dziś.

http://tarcu.com/Preview/00771.jpg

Na domiar złego podczas pokazów ekwilibrystycznych Kiełbasa zjechał z wąskiej ścieżki. Niestety zjechał na niewłaściwą stronę i od śmierci w przepaści dzieliły go chwile. Pieniek po ściętym drzewie o który zaklinował się motocykl uratował go od szybkiego oddalenia się w dół. W moment został wyciągnięty na górę.

Błota było bez liku. Zrobiło się zupełnie ciemno. Jeszcze przez godzinę błądząc po omacku wszyscy jechali w kierunku Wołowca. Późnym wieczorem szczęśliwie wszyscy dojechali do hotelu. Odszczepieńcy byli już nieźle wstawieni, także reszta narzuciła właściwe tempo.

Z niewiadomego powodu Bajrasz postanowił przestać dzielić się z Rychem i Calgonem swoimi cienkimi mentolami. Pewno był zły na ten namiot.
Ale nie z Rychem takie numery. Poprzedniej nocy wraz z Calgonem i Długim poszli w Samborze do jedynego nocnego sklepu. Oczom ich ukazał się ser w warkoczach, którego to zakupili na tyle dużo, że mieszkańcy zaczęli się martwić o własny byt. Do sera Rychu postanowił zakupić cigarety. Najlepiej cienkie i mentolowe. Rychu wie, że to nieładnie opalać innych dlatego raz na sto razy kupuje swoje.

- Poproszę cienkie mentole, wysapał Rychu.
- Nie ma, są tylko grube, odpowiedziała pani.
Rychu nie pali grubych mentoli więc się zadumał.
- Są tylko krajowe, wyznała pani.
- Ale są cienkie i mentolowe?
- Tak.
Calgon z Rychem wymienili spojrzenia i już wiedzieli, że będą palić krajowe cygarety.
- Ile pani tego ma? Spytał Rychu.
- Kilka paczek.
- Bierzemy wszystkie, hajs nie gra roli, rzekła Calgon.

Mieszkańcy po raz drugi tego wieczora się zaniepokoili o swoje życie. Wszak jak tu żyć bez fajek i sera. Niezależnie od tego czy Bajrasz im dał fajki czy nie, Rychu z Calgonem do końca wyjazdu wkładali sobie do ust czarny przedmiot pożądania.

http://tarcu.com/Preview/00772.jpg

sambor1965
20.01.2011, 23:39
Szukalem na fejsbuku fanklub Rycha i nie znalazlem. Czy ma ktos adres bo sie musze normalnie zapisac...

JareG
21.01.2011, 08:05
Szukalem na fejsbuku fanklub Rycha i nie znalazlem. Czy ma ktos adres bo sie musze normalnie zapisac...
:D
.. a bo poniewaz zapewne Rychu ma swoj wlasny 'buk'.. RychBuch :haha2:

zbyszek_africa
21.01.2011, 11:36
http://tarcu.com/Preview/00772.jpg

Właśnie wtedy narodziła się serdeczna przyjaźń tych dwóch gości:D
cyt:
...hajs nie gra roli, rzekła Calgon...

duzy79
21.01.2011, 14:56
Zastanawiam się Rychu po co pisałeś do uczestników prośbę o pomoc w pisaniu wątku, tylko byśmy popsuli całość.
Nie miałem netu kilka dni, ale nadrobiłem całość w kilka chwil.

Czasem jak to czytam to zastanawiam się czy byliśmy na tym samym wyjeździe :-)

Cynciu
21.01.2011, 15:46
Rychu wie do dziś, że Andrzej to wariat i furiat
I tu musiałem przerwać bo się popłakałem :haha2:

JarekAT
21.01.2011, 15:47
Tylko czy Andrzej o tym wie :D

calgon
21.01.2011, 18:07
hajs nie grał roli bo to Rychu placił a on byle czego nie pali takze poprosil babinke o najdrozsze szlugi w sklepie.Az boje sie wyjawiac ich ceny bo dzentelmeni o pieniadzach... itd.

Sławekk
21.01.2011, 23:20
W związku z tym , że " wszystkie Ryśki to porządne chłopaki " uprasza się o przekazanie Ryśkowi coby zapodał mapkę z GPS ( bo Rysiek ma GPS , baa... Rysiek zna się na GPSach ) przynajmniej nara UA bo ja wzrokowcem jestem :mad: ... chciałem zobaczyć gdzie się mamy nie pokazywać :).

Gawron
23.01.2011, 12:14
Nie tylko Rychu lubi cienkie mentole! :D
W sumie ciekawe alter ego.
Dajesz Rychu!

Adagiio
23.01.2011, 12:32
Teraz już wiem dlaczego będąc jesienią w tamtych okolicach miejscowi mówili : Africa Twin z Polszy haraszo .
Pisz Pan dalej Panie Gregu , pozdrowienia dla Rycha :).

RAVkopytko
23.01.2011, 13:53
Teraz już wiem dlaczego będąc jesienią w tamtych okolicach miejscowi mówili : Africa Twin z Polszy haraszo .
http://www.youtube.com/watch?v=rIqGGcd963c

Nowy
25.01.2011, 14:44
powiedzcie Rychowi że my tu czekamy na dalsze częsci opowieści

7Greg
25.01.2011, 23:03
Rychu był zadowolony. Wszystko idzie zgodnie z planem. Słyszał kiedyś, że podobno jazda z planem ogranicza. Nie pozwala cieszyć się naturą. Nie pozwala oddychać w pełni powietrzem, które niesie przygoda.
Rychu ma w dupie te wszystkie opowiastki i jeżeli ma plan to go realizuje.
Wynikało z niego, że niespiesznie, ale jednak, należy się kierować w miejsce gdzie stoi góra i się z niego śmieje. Rychu nie lubi jak ktoś się z niego śmieje więc pora jechać ku górze i jej wyjaśnić kilka spraw.

Po wczorajszych przygodach towarzystwo nawet sprawnie zebrało się na śniadaniu. Jajcarnia, pampuchy, parówki czyli skolko ugodno.
Ponieważ kilometrów do przejechania było sporo więc Rychu zagaił, że już pora kierować się w kierunku granicy.
Buntownik Bajrasz z furiatem Andrzejem zapragnęli jednak wjechać na połoninę. Wczoraj byli niedyspozycyjni, ale teraz leżące nieopodal połoniny kuszą ich swymi kształtami. Rychu poczuł, że plan się wali, a właściwie już się zawalił.

Ponieważ Andrzej nie miał już klamek w motocyklu, a jakiekolwiek ryzyko było zbędne, Rychu w bohaterskim geście postanowił zabrać maruderów na Borżawę. Gdyby pojechali sami to by się przecież pogubili i kto wtedy ich z błota powyciąga.
Szybkie ustalenia ukierunkowały dalszą treść dnia. Rychu z Andrzejem i Bajraszem jadą na Borżawę, Deptul, Długi i Calgon domawiają jajecznicę i czekają na sprawny powrót. Następnie wszyscy jadą dalej w kierunku granicy.

Utworzyła się również grupa2, która postanowiła pohasać jeszcze jeden dzień po okolicznych lasach i górach. Prześpią się w tym samym miejscu, a następnego dnia na luziku strzelą prawie 1000km. Jak postanowiono, tak zrobiono.

Grupa2 u miłej pani w recepcji zapłaciła diengi za jeszcze jedną noc i ze śpiewem na ustach w stylu ‘hej, hej sokoły’ zniknęli za rogiem. Oczywiście podczas znikania wszystko dookoła zakurzyli.

http://tarcu.com/Preview/00773.jpg

http://tarcu.com/Preview/00776.jpg

Ponieważ paliwa po wczorajszej jeździe było niewiele, więc na początek przyszło szukać stacji benzynowej. Kierunek Wołowiec, wszak to największa wiocha w okolicy. Rajzerzy przy prędkościach 40km/h schodzą na kolano. To skutki wczorajszych zabaw i odczucia prędkości są potrójne.

Nieopodal śpiący milicjanci gdy dostrzegli wolno jadących motonitów wzmogli czujność. Zazwyczaj w tych okolicach to tylko maneta i ogień.

Niespiesznie opuszczają swoją Wołgę i starszyna wyciąga lizaka. Przy tej prędkości wszyscy pochowali kolana i grzecznie zjechali na pobocze.

http://tarcu.com/Preview/00774.jpg

Doświadczonym wzrokiem milicjant zagląda każdemu głęboko w oczy poszukując najmniejszej oznaki złamania prawa.
- Ty, dawaj. Wygarnął głośno wystawiając gruby palec w kierunku Wiecznego.
- Ja? Inżynier nie mógł wyjść z osłupienia. Ostatni raz grzeszył w Samborze, a wczoraj ledwo wypił kilka piw.

Pozostali w geście radości starali się ukryć czerwone twarze i nosy.
- Masz najbrudniejszy motocykl i nieczytelne tablice. Zagadał groźnie pan.
Wieczny z prędkością światła wytarł tablice i jeden bok motocykla.
Wasilij Iwanowicz widział już nie takich cwaniaczków, a raz obranego celu nigdy nie zmieniał.

- Piliście. Zapytał, a właściwie stwierdził.
- My? Nie, no co pan. My motobajkerzy z Polski. Rzekł ktoś. Na kacu źle się jeździ.
- Właśnie. I dlatego wiem, że piliście. Powtórzył pan. My was znamy, przyjeżdżacie tu żeby pić i jeździć. Przyznajcie się bo będą problemy. Pojedziemy na komisariat, będą problemy, mandat, wrócicie do kraju, będzie zakaz wjazdu na Ukrainę. No przyznajcie się lepiej.

Już kiedyś w filmach uczono, że jak cię złapią za rękę to mów, że nie twoja. Chłopaki idą w zaparte. Starszyna leniwie poprawia kaburę z pistoletem przypiętą do pasa. Podchodzi do ukraińskiego radiowozu i wyciąga czarną skrzynkę. Wygląda jak wykrywacz kłamstw. Blady strach padł na wszystkich.

Ze skrzynki wyciąga szklaną rurkę. Inżynier, najmłodszy wiekiem, nie widział jeszcze takich urządzeń. Przez moment pomyślał, że będą mu na ulicy pobierać krew. Po chwili wszystko jest jasne. To najnowsza technologia do walki z pijanymi piratami drogowymi. Technologia liczy już 30 lat, podobnie jak szklana rurka i czarna walizka.
Niemniej jednak wrażenie robi jakby była przysłana od zaprzyjaźnionych krajów z dalekiego zachodu.
Do fifki zostaje doczepiony foliowy worek, aby było widać czy delikwent nie oszukuje.
- No maładziec. To jest rurka wypełniona żółtym granulatem o właściwościach przypominających poszycie statku kosmicznego. Dmuchaj! Jeżeli zabarwi się na zielono znaczy, że piłeś i będą duuuże problemy.
- Ale….
- Dmuchaj!

Nie ma rady, Wieczny zabiera się za dmuchanie. Woreczek powoli się wypełnia. Gdy całe płuca zostały już wydmuchane, pan sięga po sprzęt aby wydać wyrok. Wieczny kątem oka dostrzega, że granulki są żółte jak słońce, więc raczej nic mu nie grozi.
Milicjant groźnie obserwuje granulat. Po kilku chwilach stwierdza.
- Zielone. Piłeś i teraz będziesz miał duże problemy! Pojedziemy na komisariat i tam stracisz motor, prawo jazdy, a żona będzie płaciła do końca życia!

Z uśmiechem motocyklowego turysty, Wieczny protestuje.
- Jak zielony? Przecież jest żółty.
- Jest zielony, a ty piłeś.
- Jak zielony. Żółty. Wieczny jest już nieźle wystraszony.
- Jak masz na imię? Pyta wąsaty pan.
- Michał, odpowiada Wieczny. Przez głowę przebiega myśl, że jak pyta o imię to chyba nie jest źle.
- Słuchaj Michał. Piłeś. Przyznaj się.
Wieczny opuścił głowę. Było już po sprawie.

- Ty! Palec groźnie wskazuje Lepiego. Piłeś?
- Nie, no skądże.
- Dmuchaj!

Lepi zrobił panu wykład o bakteriach i możliwych chorobach przenoszonych drogą kropelkową. Niestety na wyposażeniu czarnej skrzynki była tylko jedna rurka. Panowie już nie raz widywali takich cwaniaczków i świetnie sobie z tym radzili.

- Dmuchaj! Do twarzy Lepiego ląduje sam foliowy worek.
Lepi dokonuje pełnego wydmuchu, a wąsacz aby nie wypuścić ani grama, z lotem błyskawicy przykłada sobie ten worek do nosa. Z miną analizatora spalin wciąga Lepiego wyziewy.
- Piłeś! Wrzeszczy starszyna.

Najstarszy z towarzystwa Zbyszek, stwierdził, że już dość tej zabawy. Jego doświadczenie wskazywało jednoznacznie cel tych porannych igraszek.
W tym czasie Przemo w pozycji poziomej stara się ukryć w rowie. Z kolacji wyszedł ostatni, dzierżył flaszkę w dłoni i rano ta flaszka była pusta.

Zbyszek z prędkością kalkulatora, przelicza wartości walut obowiązujących w sąsiednich krajach. Mnoży i dzieli przez liczbę użytkowników. Z miną szpiega CIA wręcza wąsaczowi 200 hrywien.
- Dał 200! Krzyczy do kolegi.
Kolega kiwa potakująco głową. Jeszcze dodaje na zakończenie.
- Jeśli chcecie pić to nie pijcie naszego piwa. Mamy hujowe piwo. Pijcie wódkę. Ale tylko sto gram wieczorem!
- Sto gram na raz? Wszyscy śmieją się lżejsi o 200 hrywien.
- No i nie jedźcie do Wołowca, tam jeszcze 3 patrole stoją. Stacja benzynowa jest 30km, w drugą stronę.

200 hrywien to 80pln. Czyli 16pln na łebka. Po powrocie do Polski inżynier usłyszał, że owy wąsaty jegomość jest znany w okolicy i że przepłacili. Podobno jego walutą jest 10 zł od łebka.
No, ale hajs nie gra roli. Naiwne hasełko zasłyszane na początku ich ekspedycji zaczęło nabierać wartości. Wszyscy poczuli ciężar odpowiedzialności życia szerokim gestem.


Ekipa jedzie w drugą stronę. Borżawa będzie atakowana od dupy strony. Sklep, paliwo, bankomat. Kilka ostrych podjazdów przed nimi, miedzy innymi na przełęcz Prisłup. Na sam szczyt nie dają rady, zbyt ostro. Tylko z daleka owe pagórki, przypominające nasze Bieszczady, wyglądają niewinnie. Czasami wystarczy błoto, kamienie lub mokra trawa, aby podjazd zakończył się porażką.

http://tarcu.com/Preview/00775.jpg

Lepi z Kiełbasą na 690-tkach ciągle jeździli na zwiady. Miny nie były pozytywne. Sami może by wjechali, ale też by się nieźle uszarpali. Pół dnia minęło zanim wszyscy dojechali pod wyciąg.

http://tarcu.com/Preview/00778.jpg

Znaną już drogą wjeżdżają na szczyt. Zbyszek łapie glebę na ostrym nawrocie w prawo, za wolno, za mało gazu. To ten sam zakręt na którym wczoraj poległ Przemo.
Cała Borżawa przed nimi. Gdzie okiem sięgnąć widać wspaniałe pagórki porośnięte trawą, przez które przebiegają kilometry szutrówek. Na stromym zjeździe Zbyszek wpada na wystający kamień, przód dobija, leci bokiem, kątem oka widzi swoje tylne koło. Będzie bolało, pomyślał. Jakimś cudem spada na przednie koło i sprzęt odzyskuje stabilizację. Pot się leje ciurkiem.

http://tarcu.com/Preview/00777.jpg

http://tarcu.com/Preview/00779.jpg

Późnym wieczorem czas na powrót do hotelu. Nieopodal natrafiają na agroturystykę "U Lewa". Wygłodzeni zamawiają bogracz, reberka, sałatki. Gospodarz zjawia się z flaszką wódki. Przegryzają to wszystko chlebem ze smalcem i papryką. Jest miło. Późną nocą wszyscy lądują w łóżkach. Niestety znowu zmęczeni.

Tymczasem Rychu po śniadaniu wraz z Andrzejem i Bajraszem wyruszyli na Borżawę. Droga była znana z poprzedniego dnia więc nie było problemu z dojazdem. Po kilku minutach byli już pod wyciągiem. Andrzej z zatroskaną miną zajrzał Rychowi w oczy.
- Dam radę.
- Jasne. Odrzekł Rychu i już go nie było.

Scenariusz jak z dnia poprzedniego. Kilkanaście kilometrów szutróweczki uciekało niespiesznie spod kół. Słońce cudownie oświetlało okolicę. Przed zakrętem śmierci Rychu się zatrzymuje i objaśnia najlepszy sposób pokonania. Bajrasz nabiera powietrza, jedynka i leci. Po chwili wyłania się za górką. Znaczy się udało.

- Teraz ty Andrzeju.
- Ja? Dlaczego?
- Dlatego.
Zapewne Andrzej wziął odrobinę mniej powietrza w płuca, bo po chwili Rychu usłyszał przeraźliwy łomot walącej się do metrowej koleiny królowej.
- Kuuurwa, wysapał zły Andrzej. Mówił jeszcze inne rzeczy. Głównie o prokreacji.

Pół godziny zajęło wyciąganie z nieszczęsnej dziury. Potem, już bez przeszkód, wszyscy wjechali na połoninę. Było ślicznie. Mała rundka po szczytach, pamiątkowe fotografie. Wszystko co najlepsze.

http://tarcu.com/Preview/00780.jpg

Droga powrotna przebiegała bez niespodzianek. Sprawnie się przemieszczając wszyscy dojechali do hotelu.

Lekko zawiedziony Calgon, niechętnie wstał z leżaka. Jeszcze piętnaście minut i jego opalenizna, rodem z Hollywood byłaby gotowa. No, ale nie czas na takie ekstrawagancje. Mała toaleta i po kilkunastu minutach cała szóstka mknęła już w kierunku granicy. Ponieważ czasu było niewiele była to ta nudna cześć wyjazdu, gdzie pod kołami był asfalt.

Po kilku godzinach szczęśliwie dojechali do granicy. Kilkunastu przemytników, wałęsające się psy i stacja benzynowa. Lekko przepychając się do przodu trafiają na kolejnego ‘najważniejszego’. Napakowany osiłek z urodą krowy, w czarnej podkoszulce i pistoletem u pasa.

- Stanąć tutaj i czekać. Mówi, wskazując miejsce przy budce celników. Niechętnie, ale jednak, wszyscy stawiają motocykle i czekają. Po kilkunastu minutach widać, że bez pęczku hrywien się nie obędzie.

Jednak nie z nimi takie numery. Spokojnie wszyscy się rozbierają, kaski, zbroje. Uśmiech na twarzach. Calgon poczęstował Rycha czarnym przedmiotem. Bajrasz wyjął swojego białego. Sielanka. Paker, robi się niecierpliwy.

- Kontrola numerów ramy.
- Co?
- Pokazać numery. Pewno to kradzione motocykle.
- Gdzie ty widziałeś takie motocykle na Ukrainie. Odrzekł Rychu.
Pan poprawił kaburę przy pasie.

Po obejrzeniu wszystkich motocykli i odczekaniu kolejnych 30 minut mogli jechać dalej. Szybka kontrola paszportowa i już wszyscy mkną po ziemi niczyjej. W oddali widać granicę. Korek jak diabli.

Rychu zatrzymuje się za ostatnim samochodem. Jechać, nie jechać, myśli. W tym samym momencie celnik sąsiedniego kraju macha ręką. To machanie może oznaczać tylko jedno. Jechać.
Rychu wbija jedynkę i już po chwili jest przy celniku.
- Poland?
- Yes.
- Go.

Rychu odjechał w osłupieniu. Europa! Europa! Rychu nigdy nie sądził, że kiedykolwiek wypowie te słowa wjeżdżając do Rumuni.

Po trudach ukraińskiej granicy wszyscy stanęli przy sklepie. Bankomaty i coś do żarcia. Wraz z wjazdem do Europy, niestety skończyła się możliwość porozumiewania się. Ręce poszły w ruch i już po chwili wszyscy szamali.

http://tarcu.com/Preview/00781.jpg

Po krótkiej przerwie pora jechać dalej. Droga była nudna jak flaki z olejem. Rychu na GPS dojrzał skrót.
- Jak pojedziemy tędy, a nie tędy to zaoszczędzimy masę kilometrów i będziemy szybciej mieli nocleg, a i jutro będzie krócej. Kusił.
- No dobra. Odpowiedział ktoś.

Nietrudno zgadnąć co było dalej. Po kilkunastu kilometrach skrót się skończył, droga zamieniła się w bagno i nie do końca było wiadomo gdzie jechać. Chwila szamotania się po terenie i buntownik proponuje, żeby wracać i jechać poprzednią drogą. Rychu był smutny, ale co miał robić.

Niespodziewanie z pomocą pojawił się lokales. Z jego miny i ruchów wynika, że pyta gdzie jedziemy. Z ruchów Rycha wynika, że jedziemy skrótem tu i tam, ale nie ma drogi. Lokales z uśmiechem kiwa głową, że jest droga i może ją pokazać.

http://tarcu.com/Preview/00783.jpg

Długi, jako jedyny, nie miał pakunku na tylnej kanapie. Poza tym Długi ma długie nogi i chyba nie zabije lokalesa.
Z układu rąk lokalesa wynika, że do przejechania jest ‘dos’ i pół ręki. To niewiele.
Po chwili Długi z lokalesam na plecach lecą przez las. Niestety Długi miał długie nogi i na leśnym błocie dawał radę. Potem wszyscy mówili, że to dzięki lokalesowi, który dociążał mu tylne koło.

Podjazd, zjazd, błoto, trawa, drzewo, rów, woda, koleiny i diabli wiedzą co jeszcze. Tak w skrócie wyglądała droga.

http://tarcu.com/Preview/00784.jpg

Dystans ‘dos’ i pół ręki został kilkukrotnie pomnożony. Lokales nie mógł się nadziwić dlaczego co chwili ktoś kładzie motocykl na ziemię i potem go podnosi. Zapewne to manewry NATO, myślał.

http://tarcu.com/Preview/00785.jpg

Po dwóch godzinach i przejechanych 15 kilometrach lokales dumnie oświadcza, że teraz to trzeba się tylko trzymać drogi, która gdzieś tam jest i za kolejne ‘dos’ dojedziemy do ulicy.

W podzięce za przeprawę lokales dostał paczkę fajek i przymusowy spacer powrotny. Pewnie do dziś opowiada rodzinie i znajomym jaki to manewry błotne oglądał.

http://tarcu.com/Preview/00782.jpg

Niestety dalej nie było nic lepiej. Las co prawda się skończył, ale zaczęły się łąki. Droga co chwila się rozwidlała i tylko jakieś niezmierzone przeczucie Rycha kierowało motocyklem. W koleinach pełnych wody wszyscy zażywali kąpieli. Wody po kolana. W razie upadku kąpiel całkowita. Niestety upadki się zdarzały. I to nie raz.

Po dwudziestu kilometrach ujrzeli światła w oddali. Żyjemy, wykrzyknęli. Trawersując kilkuhektarową polanę dotarli do małej miejscowości. Jest asfalt. Ucieszyli się wszyscy.

Po kolejnych trzydziestu kilometrach dotarli do miasta. Mała tabliczka z napisem ‘Pension Panorama’ skierowała ich we właściwe miejsce.
Po dojechaniu, miła właścicielka stwierdziła, że nie ma miejsc. Rychu zadrżał. Co teraz? Zimno, mokro, głodno i nieprzyjemnie. Trzeba coś załatwić. W ruch poszły uśmiechy, czarujące oczy, opowieści drzewa sandałowego. Jednym słowem wszystko. Po wszystkim cała szóstka wylądowała na sali konferencyjnej za nieduże pieniądze.

http://tarcu.com/Preview/00786.jpg

Kiedy okazało się, że wszystko załatwione i już dalej nie trzeba jechać radości nie było końca. Zanim panowie się rozpakowali na schodach stało 20 pustych butelek po piwie.

Calgon z uśmiechem podszedł do Rycha i zapytał czy nie ma ochotę na importowanego cigareta. Wszak to już inny kraj. Rychu miał ochotę i już po chwili w ustach mieli ciemne długie przedmioty. Było cudownie.

http://tarcu.com/Preview/00787.jpg

Po rozpakowaniu przyszła kolej na kolację i kolejnych kilka piw. Późnym wieczorem wszyscy kładli się spać. Jeszcze tylko wieczorny występ Kubicy rozruszał mięśnie brzucha i w sali zapadła cisza.

http://tarcu.com/Preview/00788.jpg

Kuba
26.01.2011, 10:24
Z pomocą Inżyniera, poszukując zwarcia w instalacji trafiłem tutaj. Wypada mi podziękować czerwonej kontrolce oleju. :bow:

Czarna Mamba
26.01.2011, 14:58
Jedna z najlepszych relacji ostatniego czasu! Dalej, dalej! :D

zbyszek_africa
26.01.2011, 15:04
Gregu!
Jesteś wielki.:)
Proza życia, porównywalna z twórczością Ernesta Hemingway’a .
Obrazy wywołane Twoimi mrożącymi krew w żyłach opisami są tak barwne jak u najlepszych pisarzy.
Jeszcze nie zakończyłeś pisania tego dzieła, ale werdykt może być tylko jeden:
Najlepszy reportaż dla Motovoyagera
Pozdr.:D

I ja tam byłem, miód i wino piłem…

podos
26.01.2011, 16:29
Najlepszy reportaż dla Motovoyagera


nie nadaje sie, oni nie piszą o piciu alkoholu, a tu jak byś wyciął te wątki to nic nie zostanie:haha2:

Lewar
26.01.2011, 16:58
nie nadaje sie, oni nie piszą o piciu alkoholu, a tu jak byś wyciął te wątki to nic nie zostanie:haha2:
Zostanie, zostanie. Na przykład takie słowa jak; Kuuurwa albo dupa.
Właśnie zastanawiam się czy ich nie wyedytować ujemnie albo nie wykreślić bardzo szybko. W końcu jako moderator mam do tego pełne prawo.
Ale to tylko tak przez zwykłą ludzką zazdrość.:)
Dobrze Rychu Ci idzie. Dawaj dalej...

lena
26.01.2011, 17:09
Rysiek, Rysiek...! Sprężaj się i posiłkuj wenę. Jakbyś w tym celu potrzebował importowanych cigaretów i reklamowanej ognistej wody to wal smiało - Serviskiem wyślę - melinę mam pod nosem i rzut beretem w rzeczone rejony :).

zbyszek_africa
26.01.2011, 22:05
nie nadaje sie, oni nie piszą o piciu alkoholu, a tu jak byś wyciął te wątki to nic nie zostanie:haha2:

Chwila, chwila, to o czym w tym Motovoyagerze będą pisać:)
jakaś słaba ta gazeta chyba będzie:p
pozdr.

deptul
27.01.2011, 00:22
Chwila, chwila, to o czym w tym Motovoyagerze będą pisać:)
jakaś słaba ta gazeta chyba będzie:p
pozdr.
I raczej nie dla podróżników:hehehe:

sambor1965
27.01.2011, 09:43
Z tego co wiem Motovoyager nie bedzie już drukował rzeczy, które się ukazały w sieci. Skądinąd wiem, że Rychu dostał propozycję prowadzenia rubryki półliterackiej pt. Prawdy Rycha. Na razie nie odpowiedział.
Redakcja rozważa rubryke literacką...

deptul
27.01.2011, 09:54
Z tego co wiem Motovoyager nie bedzie już drukował rzeczy, które się ukazały w sieci. Skądinąd wiem, że Rychu dostał propozycję prowadzenia rubryki półliterackiej pt. Prawdy Rycha. Na razie nie odpowiedział.
Redakcja rozważa rubryke literacką...

Tak. Półliteracka to adekwatna nazwa dla rubryki prowadzonej przez Rycha.
Przy czym zaznaczam, że rubrykę literacką Ryszard tez poprowadzi bez większych problemów :D

Dunia
27.01.2011, 10:15
Rychu do pióra! " Prawdy Rycha" wzywają..."A Ty się nie zrywasz, szabli nie chwytasz, na koń nie siadasz"....

zbyszek_africa
27.01.2011, 10:29
Tak, tak, Rychu to bardzo ambitny jest.:)
Nie ma takiej góry na świecie, której nie można zdobyć.
Nie ma takiej rury na swiecie, której nie można odetkać (cyt.Sztuhr)
Żadne tam półliterackie, pół kieliszka, pół litra... itp.
Rychu bierze wszystko w całości i bardzo nie lubi jak ktoś/coś się z niego smieje. Ta góra (....to wyedytował Rychu....) się z niego śmiała, to przyprowadził 11 chłopa. Wszyscy ją zdobyli:D

Ale, ale, chyba wysuwam się przed szereg ( to zdobycie góry)
Zaraz przyjdzie Rychu i :cold:
pozdr.

calgon
28.01.2011, 11:07
Rychu chcac podniesc range umiejetnosci Duzego przypomne o jego obrocie 360 z lokalesem na błocie w lesie bez wywrotki.Lokales zamarł, ale skoro sie nie wywróciłi pomyslał pewnie ze ten koles musi byc jakims pro zawodnikiem.
Ja prawde mówiac jeszcze nie widziałem aby ktos w ten sposób sie rozgladał po lesie majac z tyłu pasazera.:-))))

ps.Nie wspomne, ze chyba nie wszystkie fotki z wieczoru z Kubica znalazły sie w opisie, ale moze nie bede drazył tematu;-))))))))))

jackmd
29.01.2011, 21:43
I co , to już koniec Rycha?!~? Tak poprostu??? Bez jaj !!/jak by powiedział urolog/...

Południowiec
30.01.2011, 00:44
Eeee??!! No to teraz? Niech Ricardo kontynuuje forumnowelę. Tak dalej być nie bedzie!!!

duzy79
30.01.2011, 12:14
Pamiętam, że kiedy jechałem z lokalesem to kilku krotnie udało mi się odskoczyć od moich kompanów na odległość z której po wyłączeniu silnika nie słyszałem odgłosów świadczących czy jeszcze ktoś jedzie moim śladem. Podczas tych postoi zapadała głucha cisza, która powodowała że dość dziwnie się czułem mając do siebie przytulonego rumuna w średnim wieku, w czapce z daszkiem w kolorach moro. W dodatku prężne ciało lokalesa dociskane było do mojego przez worek który znajdował się za nim i który był tego dnia chyba najsolidniej przymocowany na całym wyjeździe i nie dawał możliwości odsunięcia się. Ponadto romantyczne okoliczności przyrody, brak możliwości wymiany poglądów we wspólnym języku i wymiana głupich uśmieszków potęgowała tylko dziwność uczucia jakie mnie wtedy ogarniało. Podczas jednej z takich przerw mój pasażer zsiadł i poszedł w kierunku z którego przyjechaliśmy, jednocześnie wzrokiem dał mi do zrozumienia że po tych kilku intymnych chwilach jakie razem nam było dane spędzić wróci aby kontynuować nawigowanie.
Jak się później okazało znudziły go sam na sam spędzane chwile ze mną i poszedł sprawdzić jak radzi sobie reszta. Nadział się na najlepiej opalonego z naszych, a mianowicie Calgona, który próbował postawić swoją królowa, obutą w dziwny rodzaj ogumienia, do pionu. Pomógł mu,Calgon ruszył, ale dziwne ogumienie znów się nie spisało i królowa po raz kolejny wymagała pionowania. Lokales po raz kolejny pomaga Calgonowi, niestety sytuacja z położeniem motocykla się powtarza. Moja zguba widząc to skomentował to używając jednego z bardziej znanych nazwisk w motocrossie.
Kiedy wrócił do mnie mój przygodny pasażer pojechaliśmy do przodu, żeby zbadać jak to jeszcze daleko przez ten las trzeba jechać. Kiedy z nim wracałem w celu spotkania swoich i odstawienia lokalesa faktycznie udało mi się wyciąć obrót o 360 stopni nie podpierając nogami, prawdę mówiąc sam nie wiem jak to się stało, w każdym razie kiedy kontem oka spojrzałem na mój żywy rumuński bagaż to zobaczyłem w jego oczach uznanie za wykonanie karkołomnej figury.
Faktem też jest to że kiedy tylko moto zaczynało się kopać w luźnej leśnej ściółce to rumun pomagał nogami ile tylko mógł aby jazda w zadanym przez niego kierunku mogła być kontynuowana - więc pojęcie jakieś chyba miał.

slawo
30.01.2011, 13:01
Mogłem siedzieć cicho i się nie odzywać ale ja już chyba tak mam... Zostawić człowieka 15 km od domu i zafundować mu 15 km powrót na nogach dlatego że okazał pomoc ? Coś chyba jest nie tak i dobrze by było się chyba do tego odnieść.

duzy79
30.01.2011, 14:48
Jakie 15 km!? Sam twierdził że całość to 2,5 km nie dojechałem z nim do końca i jeszcze trochę się z nim wróciłem, można chyba stwierdzić że został wysadzony przed furtką do swojej posesji. W dodatku dostał bezcenny przedmiot pożądania za udzielona pomoc.

Antek
30.01.2011, 14:59
Autograf Rycha na klacie?

calgon
31.01.2011, 13:44
dostał za to paczke fajek po których pudełko do dzisiaj stoi za szyba w meblosciance!!!!!

7Greg
01.02.2011, 16:15
Następny dzień był kolejnym z tych nudnych, kiedy to trzeba gdzieś dojechać i nie ma innego wyjścia. Rychu nie lubi takich dni. Zero zabawy, asfalt i ogólna nuda. No ale co robić.

Śniadanie zapowiadało się nieźle. Właścicielka „Panoramy”, z pochodzenia Węgierka, uśmiechała się do wszystkich i spoglądała ładnymi oczami. Co poniektórzy zerkali chciwie poprzez przewiewne okrycie. Niestety kręcił się koło niej jakiś barczysty i nawet Calgon wiedział, że jego opalenizna może mu tylko przysporzyć kłopotów.

Jajecznica, kawa, herbata, kiełbaski, pomidorki, masełko, ech po prostu palce lizać. Po śniadaniu pakowanie i hajda na koń. Kiedy wszyscy już byli spakowani, Andrzej postanowił zdjąć koło w motocyklu.
Rychu się zadziwił.

- Andrzeju, co robisz?
- Wiesz, ściągnę sobie koło z motocykla.
- Ale dlaczego?
- No wiesz, trawa mi nawchodziła pomiędzy szprychy.
- Ale....
- Se zdejmę.

http://tarcu.com/Preview/00789.jpg

Nie było wyjścia. Jak Andrzej coś postanowi to już koniec.

W tak zwanym międzyczasie, Długi naprawił niedziałający ślimak w swojej siódemce. Znalazł jakieś przedziwne rozwiązanie dzięki, któremu nie musiał wydawać kasy na nowy tylko go naprawił.
Również Deptul, jako dyplomowany ratownik przechwalał się czego to on nie ma w walizkach i gdzie może to wszystkim wsadzić.

http://tarcu.com/Preview/00790.jpg

Po godzinie popisów załoga była gotowa do drogi. Ponieważ droga była nudna jak flaki z olejem, Rychu postanowił to zmienić. Szybka akcja lewo, prawo, lewo i już leci po szuterku. Potem łąka, błoto, krowy, pole i… jak zwykle koniec drogi.

Rychowi nie straszny koniec drogi. Gdzieś w oddali przed nim jawiło się miasteczko. Szybka konsultacja z GPS i już wiadomo, że to bardzo dobre miasteczko, aby z niego ruszyć w dalszą drogę. Należy tylko szybko do niego dojechać i po sprawie.
Kłopot się pojawił kiedy to Deptul stracił mocowanie do tłumika. Może i tłumik fajny, ale mocowanie do dupy, myślał Rychu, z dumą spoglądając na swojego oryginała.

Szybka naprawa srebrną taśmą, sznurowadłem i gumą do żucia nie dawała dużej nadziei. Byle do miasteczka. Droga wiodła polem, lasem, łąką i mostem. Mimo braku drogi okolica była śliczna.

Po trzydziestu minutach pod kołami był asfalt. Szybka wizyta w warsztacie pozwoliła wymienić tłumikową gumę na drut rodzimej produkcji. Jeszcze okrzyk Drum Bum i ekipa jechała dalej. Daleko nie ujechała, bo pobieżna kontrola Andrzejkowej chłodnicy dawała powody do niepokoju.

Cała masa namnożonych dyslokacji lewego gmola wdzierała się do chłodnicy. Na szczęście płyn pozostawał we właściwym miejscu i pojawiła się szansa, że Andrzej może jechać dalej.

- Wszyscy na bok. Padły zdecydowane słowa z ust Rycha.
Rychu miał wokół siebie dwa metry luzu.

- Będę prostował gmola, rozprawiał dalej.
Szybkim ruchem podszedł do motocykla. Chwycił muskularną dłonią gmola.
- yyy eeee aaa ooooo uuuuuu. Dzwięki były mocno podejrzane.
Gmol nawet nie drgnął.

Andrzej kiedyś tłumaczył Rychowi, że rurki na gmole zostały podprowadzone z poręczy na dworcu głównym i są mocne jak cholera. Tak, Andrzej miał zdecydowanie mocne gmole.
- Poczekaj, ja spróbuję. Długi pojawił się jak spod ziemi.
Rychu z litością spojrzał na Długiego. Biedak, nie wie w co się pakuje, pomyślał.

Na dłoniach Długiego dumnie napinały się rękawiczki. Były to czarne, dziurkowane na kostkach, rękawiczki. Sięgały do połowy palców. Rychu widział kiedyś takie u Sobiesława Zasady w dużym Fiacie.

Długi jedną ręką chwycił gmola, bezgłośnie jednym ruchem go wyprostował i się uśmiechnął.
Rychu coś tam bąkał pod nosem o jakiejś odnowionej kontuzji łokcia, z czasów gdy na stadionach królowała Erwina Ryś–Ferens, ale nikt go już nie słuchał. Tak czy siak, nie było czasu na popisy. Było go mało i należało przeć naprzód.

Kiedy kontuzja minęła przyszła pora na tankowanie i odpoczynek.

http://tarcu.com/Preview/00791.jpg

Temperatura była zdecydowanie powyżej przyzwoitej. Kolejne łyki zimnego picia chłodziły ciała. Gdzieś pomiędzy batonami i sezamkami Rychu dojrzał mapę Rumunii produkcji rumuńskiej. To niewątpliwie pozwoli rozwiązać kilka problemów z czasem.

http://tarcu.com/Preview/00792.jpg

Rychu szybko znalazł skrót i przedstawił go całej szóstce. Buntownik Bajrasz wraz z kolegą Deptulem podziękowali i pojechali asfaltem do celu. Andrzej wahał się o kilka sekund za dużo i koledzy zdążyli uciec. Patrzał swoimi oczami na Rycha, ale Rychu udawał, że tego nie widzi.

Pod kołami przetaczał się asfalt, droga była prosta i nie było mowy o niespodziankach. Niestety zaczęło się błoto, jazda w korycie strumienia i w końcu pojawił się nieubłagany koniec drogi.
Ponieważ GPS przez cały czas wskazywał Rychowi, że gdzieś tu, tuż obok, około 200 metrów dalej jest droga, więc nie rezygnował. Zupełnie nieistotne było, że aby dotrzeć do drogi należało pokonać jakieś jary i wąwozy.

Po godzinie poszukiwań, droga oddalona o 200 metrów została odnaleziona. Była to wąska ścieżynka wijąca się pomiędzy drzewami. Ale była to droga.
Po kilku kilometrach takiej jazdy czwórka jeźdźców dojechała na szczyt. Na szczycie stał dom, a droga była zablokowana przez drewniany szlaban. Po drugiej stronie nie było nic co usprawiedliwiałoby taką blokadę.

Drzwi, oddalonego o 100 metrów domu, się otworzyły. Na ganek wyszła przysadzista pani i coś pokrzykiwała w języku, który zapewne rozumiały tylko jej dzieci. Ręka uniesiona była ku górze i przekrzywiała się na boki. Rychu zrozumiał, że owa pani ich pozdrawia, więc również z uśmiechem na twarzy jej czule odmachał.
Przez głowę przeszła mu myśl, aby pani wskazała im drogę z siedzenia pasażera. Niestety do Rycha doszła informacja, że takie postępowanie jest karygodne. Nie chciał aby ktoś się musiał do tego odnosić i zależało mu aby był lubiany wśród beemiarzy.
Ze łzami w oczach otworzył szlaban i pojechał dalej. Długi, jako zamykający, zamknął szlaban i droga zaczęła schodzić w dół.

Po kolejnych kilometrach stało się jasne dlaczego na szczycie był szlaban. Droga osiągnęła taki stopień pochylenia, że o jeździe w przeciwnym kierunku nie było mowy. Chłopaki mieli tyle szczęścia, że pokonywali drogę w dół. Jak wiadomo, grawitacja zawsze pomoże. Wraz ze spadkiem, do utrudnień doszła szeroka na pół metra i głęboka, z pewnością na tyle samo, koleina.

Podczas opadów, woda pędziła tędy z ogromną siłą. Koleina przechodziła bez ostrzeżenia z lewej strony na prawą i czasem nawet się rozwidlając.
Naprawdę było co robić. Najlepszym sposobem na coś takiego, to pierwszy bieg, hamowanie tyłem i jazda w dół ze sporą prędkością. Należało tylko sprawnie wybierać drogę i mieć trochę szczęścia.

Andrzej stosował technikę poznaną kiedyś podczas jazdy motocyklem z koszem. Cenił sobie precyzję, spokój i opanowanie. Wrzucił luz, i hamował przodem. W pewnym momencie koło się uślizgnęło i koleina zassała Andrzeja. Na szczęście prędkość była niewielka i motocykl tylko się zsunął. Podczas tak akcji jednak Andrzeja noga dostała się w niewłaściwe miejsce i to wystarczyło, aby Andrzej miał ciarki na plecach oraz złe spojrzenie w oczach.

O powrocie nie było mowy. Droga wiła się w wąwozie tak wąskim, że nie było opcji na zawrócenie. Nawet gdyby się udało to pod tak stromą górę nie było szans jechać. Rychu coś tam szeptał Andrzejowi na ucho o zaprzestaniu hamowania przodem i nabraniu wiary w siebie.

Rychu zaczął powoli jechać. Droga po chwili skręcała o 90 stopni w prawo. Głęboki rów przecinał ją z jednej strony na drugą. Nie było możliwości ominięcia. Jedyna możliwość, to przejechać koleinę w poprzek z pewną prędkością, która to pozwoli na wyjechanie z niej po drugiej stronie.
Rychu się zatrzymał i streścił stojącemu kilka metrów wyżej Andrzejowi swoje spostrzeżenia. Puścił hamulce i mocno trzymając kierownicę przejechał szczęśliwie.
Andrzej jak zawsze miał swoje plany. Wciśnięte sprzęgło, przedni hamulec i spokojna jazda. W takim stylu zapragnął zmierzyć się z dziurą. Jeden uślizg koła, za chwilę drugi, hamulec na maxa, przednie koło w dziurze i już.
Andrzej leci przez owiewkę na łeb i szyję, a dupa motocykla go goni. Niebawem ziemia, Andrzej i sprzęt spotkali się w jednym miejscu i zapadła cisza. Andrzej coś mamrotał o stosunkach seksualnych, swoim wieku i chęci kupienia działki ogrodniczo – warzywnej.

Gmol ponownie łagodnie pieścił chłodnicę. Na szczęście Sobiesław sprawnie go wyprostował, ale dworcowe poręcze dyndały sobie bez specjalnego zamocowania.

Kiedy to już wszystkim wróciły oddechy, Andrzej zebrał się w sobie, ekipa pojechała dalej. Wkrótce droga zamieniła się w szeroki szuter i niebezpieczeństwo zniknęło. Po godzinie takiego szutrowania dojechali do asfaltu. Rychu zerknął w GPS i widział kolejny skrót. Pomyślał o swojej dupie, jesieni średniowiecza i oznajmił, że dalej tylko asfaltem można jechać. Wszyscy szybko się zgodzili.

Kilometry uciekały, czas też. Było już ciemno, kiedy tankowali na stacji w Caransebes. Do dzisiejszego noclegu zostało 30 km. Na stacji zostały dokonane zakupy produktów ratujących życie i można było jechać dalej.

W tym czasie Bajrasz z Deptule nudząc się niemiłosiernie zaczęli żałować, że się odłączyli. Niestety na poszukiwania było już za późno. Nie było natomiast za późno na znalezienie własnego skrótu. Jeszcze było widno, a wstępne konsultacje z mapą wskazywały cel za około 30 km. Dookoła było ponad 100, więc pokusa była wielka. Rychu jawił wizję Muntele Mic jako polskiego Zakopanego. Niewiele brakowało, aby chłopaki widzieli krzyż na Giewoncie.

http://tarcu.com/Preview/00793.jpg

Czerwona droga, bardzo szybko zamieniła się w żółtą. Jeszcze szybciej w białą i mega szybko w ścianę lasu bez przejazdu. Napotkani lokalesi stwierdzili, że się nie da. Padła propozycja pomocy, ale Rychu zakazał takiego postępowania. Ściana lasu i pojawiająca się ciemność sprawiła, że Deptul zaczął słyszeć głosy, widział kilka wilków. Zrobiło się nagle stromo, a przepaście były kilometrowej głębokości. Bajrasz chyba słyszał i widział to samo bo niebawem kierując się w przeciwnym kierunku dojechali do Caransebes.

Rychu znał drogę z Caransebes do Muntele Mic na pamięć. Kilka razy już ją jechał. A zeszłoroczna porażka sprawiała, że pamiętał ją jeszcze bardziej.

Pokonanie 20 km szutru, który kurzył się jak diabli, nie było proste. Tylko pierwszy coś widział, reszta już nic. Szybko został uformowany szyk czwórkowy. Droga była na tyle szeroka, że 4 motocykle mieściły się bez problemu. Prędkość została ustalona. Pozostało tylko jechać.
Gdy szuter się skończył, do przejechania pozostało 10 km, asfaltem z niezliczoną ilością zakrętów. Droga była wąska, zapewne przez asfaltowe oszczędności, natomiast nawierzchnia była rodem ze szwajcarskich gór. Gładko, równo i przyczepnie.
Na sam finisz dnia tak przyjemność. Ostatni kilometr to jazda po grani, gdzie czuć było niską temperaturę i wiatr. Mimo, że ciemności były ogromne to Rychu oczami wyobraźni widział góry i lasy, które go otaczały.

Po chwili byli już przy pensjonacie.

http://tarcu.com/Preview/00794.jpg

Bajrasz z Deptulem już czekali. Cały pensjonat był do dyspozycji. Parter, pierwsze piętro, dwójki, trójki, jak kto chciał. Andrzej po trudnym dniu przemierzał długie korytarze pokryte tureckimi dywanami.

http://tarcu.com/Preview/00795.jpg

Decyzję o wyborze zakwaterowania podejmował kilka minut. W końcu wybrał przytulny pokoik na poddaszu.

http://tarcu.com/Preview/00796.jpg

Grupa ukraińska tego dnia miała ciężki kawałek chleba. Trasa Borżawa – Muntele Mic to grubo ponad 700 km. Zero fanu. Asfalt, walka z kacem, sztywniejącą dupa i wieczornymi ciemnościami dały się we znaki. Droga z Caransebes była już pokonywana resztkami sił. Dodatkowy wpływ bliskości końca sprawiał, że o jeździe w szyku nie było mowy. Ogień, kurz, maneta, piach, tylko tyle im towarzyszyło w tych ostatnich momentach jazdy. Gdy przyjechali, krótko po Rychu, wyglądali jakby grali rolę w jakiś wojennych filmach z Wietnamu. Nawet z nosów wydobywał się kurz podczas oddychania.

Po dokonaniu zaboru pokojów przyszedł czas na ogarnięcie się i posiłek.
O umówionej porze wszyscy znowu razem. Cała jedenastka. Synchronizacja zegarków godna NASA lub też agentów CSI. Po dwóch dniach wszyscy o czasie w jednym miejscu. Rychu był dumny jak diabli.

Ponieważ rumuńskie Zakopane latem jest puste, pensjonat nie był specjalnie przygotowany na gościnę. Ciorba burta i piwo to jedyne co udało się spożyć tego wieczora. Oczywiście pakiet obowiązkowy był powtarzany kilka razy.

Inżynier z zakurzonej ekipy wpadł na karkołomny pomysł zrobienia prania. Wszak jutro wielki dzień i warto go spędzić w czystych gaciach.
W ekipie 11 osobowej uzbierało się kilkanaście języków, którymi mogli się posługiwać. Pani zaś władała tylko jednym. Na domiar złego był to również ten sam język, który był poza świadomością całej jedenastki – rumuński. W ruch poszły ręce. Uniwersalny język migowy połączony z komunikacją niewerbalną po kilkunastu minutach dał efekt.
Pani zrozumiała, że Wieczny chce zrobić pranie i potrzebna jest pralka.
Ajn moment, wyszeptała gospodyni i poszła na zaplecze. Po chwili wróciła z zajebiście wielką, niebieską..... miską. Została zabita śmiechem.

Ciorba burta i browar lał się strumieniami. Już niebawem rozpocznie się to po co wszyscy ruszyli się ze swoich domów. Już za kilka godzin wszyscy wyruszą zdobywać górę.

czosnek
01.02.2011, 18:03
Pysznie i Byczo!

Gustlik też był z Ustronia więc nie dziwne, że Długi ma parę w łapach :)

miroslaw123
01.02.2011, 20:55
Rychu szybko znalazł skrót i przedstawił go całej szóstce.
Rychu chyba nie zna starej góralskiej prawdy:
"Kto drogę skraca... ten do domu nie wraca!"

Cynciu
01.02.2011, 21:21
Andrzej leci przez owiewkę na łeb i szyję, a dupa motocykla go goni. Niebawem ziemia, Andrzej i sprzęt spotkali się w jednym miejscu i zapadła cisza. Andrzej coś mamrotał o stosunkach seksualnych, swoim wieku i chęci kupienia działki ogrodniczo – warzywnej.

Tu już nie wytrzymałem:haha2:poleciały łzy i inne płyny. Po przetarciu monitora wyczyatałem do końca z satysfakcją, że to nie koniec.

Czekam z niecierpliwością na dalsze kąski:D

slawo
01.02.2011, 21:22
No cóż relacja o niczym. Niechętnie przyznam że warsztat autora robi wrażenie i w sumie ratuje obraz wycieczki. Pozostaje mieć nadzieje że Rychu w przypływie ludzkich uczuć, przewiezie jeszcze tego ,,Rumuna " żeby tylko nie tak jak ostatnio...Przecież równamy do góry...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię . Ale wszystko przed nami być może Zbyszek Afryka kiedyś zaproponuje Rychowi wycieczkę i wyjaśni mu że nie jedzie się dwa tysiące kilometrów po to żeby bolała d....
Warsztat autora wywarł na mnie silne wrażenie nie wiem czy sobie z tym poradzę .

PS Dla mnie wersję powrotna z obowiązkową przejażdżka Rumuna poproszę przesłać na priva. Z wiekiem robię się coraz bardziej wrażliwy...

Południowiec
01.02.2011, 22:01
No cóż relacja o niczym.

O ile się orientuję ossssohozi w całej tej relacji i o czym ona jest, to sądzę, że ona się tak naprawdę nie zaczęła :D I bardzo dobrze. Przygody Rycha pisane siebenGregowym piórem są, delikatnie mówiąc, dobre :D

bajrasz
01.02.2011, 22:26
...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię ...

Zenon

zbyszek_africa
01.02.2011, 22:58
Ja pamiętam, że przystojną Calgon nazwaliśmy "Torres" z racjii jego dobrego zaznajomienia się z tamtejszym terenem, tak na oko z 50 gleb zaliczył:mad: ale wcale się nie wq...ł.
@Sławo wyluzuj, ta wycieczka taka miała być i taka była czyli luzik...Mysmy szamotali sie na Borżawie, a Rychu wciąż wymyślał nowe skróty. Czekaj na nastepny odcinek, to dopiero będzie jazda:D
pozdr.

calgon
01.02.2011, 23:31
Te moje gleby to Travis Travis od Pastrany:-)))))))))))) pozniej zmieniono na Valentino Rossi po jednym łuku ale nie uprzedzam faktów.

calgon
01.02.2011, 23:42
Moze mi ktos wyjasnic o co chodzi bo czytam to czwarty raz i "ni.... sie nie moge przebic" Ja jestem jakim półmłotem czy mam problemy z rozumieniem.:-))))))))


No cóż relacja o niczym. Niechętnie przyznam że warsztat autora robi wrażenie i w sumie ratuje obraz wycieczki. Pozostaje mieć nadzieje że Rychu w przypływie ludzkich uczuć, przewiezie jeszcze tego ,,Rumuna " żeby tylko nie tak jak ostatnio...Przecież równamy do góry...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię . Ale wszystko przed nami być może Zbyszek Afryka kiedyś zaproponuje Rychowi wycieczkę i wyjaśni mu że nie jedzie się dwa tysiące kilometrów po to żeby bolała d....
Warsztat autora wywarł na mnie silne wrażenie nie wiem czy sobie z tym poradzę .

PS Dla mnie wersję powrotna z obowiązkową przejażdżka Rumuna poproszę przesłać na priva. Z wiekiem robię się coraz bardziej wrażliwy...

JarekAT
01.02.2011, 23:47
Wnioskuję tylko z tej wypowiedzi, że slawo był u Grega w warsztacie i mu się spodobało.
Dajcie namiary GPS gdzie zostawiliście tego lokalesa. Może się chłop jeszcze błąka. Slawo jak go znajdziesz to o imię zapytaj ;)

Azja
02.02.2011, 00:18
warsztat autora robi wrażenie
Wnioskuję tylko z tej wypowiedzi, że slawo był u Grega w warsztacie i mu się spodobało.
Znaczy w garażu? No, robi wrażenie...;)

JarekAT
02.02.2011, 00:21
Tak tak. Jego garaż ma wszystkie warsztaty pod sobą ;)

duzy79
02.02.2011, 13:03
Zlałem się ze śmiechu

Andrzej coś mamrotał o stosunkach seksualnych, swoim wieku i chęci kupienia działki ogrodniczo – warzywnej.

slawo
02.02.2011, 13:24
Panowie za chwile od warsztatu przejdziemy do wyposażenia i zrobi się temat ,,Motocykle na ... A przecież nie macie pewności czy ,,Rumun" nie wyznawał zasady nie ważna płeć ważne uczucie. Gdyby jednak... To europejskość ch... strzelił.
Ps Jak się wstawia tu uśmiechy bo strasznie na poważnie te posty mi wychodzą. A nie mam takiego warsztatu jak autor...Choć na sprzęt nie narzekam...

duzy79
02.02.2011, 14:32
No cóż relacja o niczym. Niechętnie przyznam że warsztat autora robi wrażenie i w sumie ratuje obraz wycieczki. Pozostaje mieć nadzieje że Rychu w przypływie ludzkich uczuć, przewiezie jeszcze tego ,,Rumuna " żeby tylko nie tak jak ostatnio...Przecież równamy do góry...Swoja drogą liczyłem ze dowiem się chociaż jak ma na imię . Ale wszystko przed nami być może Zbyszek Afryka kiedyś zaproponuje Rychowi wycieczkę i wyjaśni mu że nie jedzie się dwa tysiące kilometrów po to żeby bolała d....
Warsztat autora wywarł na mnie silne wrażenie nie wiem czy sobie z tym poradzę .

Drogi Sławomirze skąd możesz wiedzieć o czym jest skoro nie dobiegła końca?
I skąd wiesz że wszystkich dupa bolała?
Podejrzewam też, że większości z nas nie trzeba tłumaczyć po co się robi dwa tysiące kilometrów.
Nie widziałem też zbyt wielu twoich opisów wyjazdów - pewnie kilka osób chętnie poprawiło by sobie wiedzę na temat tego po co się robi dwa tysiące kilometrów.
Więc póki co z łaski swojej odpierdol się.

calgon
02.02.2011, 14:51
wiedzialem:-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

slawo
02.02.2011, 14:53
Wyciągasz bezpodstawne wnioski kolego ale szanuje twoje zdanie.Wkleję zaraz jakiś komentarz z NK i się poprawie będzie miodzio.

Dunia
02.02.2011, 15:16
Przyznam, ze myślałam że tylko ja nie łapię wątku tej relacji..no ale sztuka przez duże "S" broni się sama a " warsztat" autora rzuca na kolana...:dizzy:

duzy79
02.02.2011, 15:30
Wydaje mi się że to ty wyciągnąłeś wnioski nie mające podstaw pisząc że relacja jest o niczym. Mój post to była tylko reakcja na to stwierdzenie, bo nie wydaje mi się że 11 chłopa realizujących swoje chobby przez kilka dni to było "NIC"
Nie twierdzę, że w dupie byłeś i gówno widziałeś, ale jeżeli tak jest tym bardziej nie masz prawa do krytyki naszego "NIC".
I narazie nie jesteśmy kolegami, więc nie nazywaj mnie tak.
Komentarz napisz swój te z NK nie są oryginalne.

chomik
02.02.2011, 15:37
Moderator niech posprząta.... :convulsion:

zbyszek_africa
02.02.2011, 16:05
jeszcze nie pora, jeszcze nie pora...
Niech się sam broni.
Moderator to nie cieć z miotłą.
Nie wszyscy lubimy fotki tasiemce z ciepłej Grecjii, czy Chorwacji.
Cud, miód, lukier, malina niedobrze mi od tych słodkości.:convulsion:
I wice wersa, nie podoba sie, nie rozumię, proszę nie czytać:)

pozdr.

bajrasz
02.02.2011, 18:02
Kto by pomyślał, że taki zwykły wypad do Hajduszoboszlo, może tyle emocji wywołać...hmm

Andrzej_Gdynia
02.02.2011, 19:36
Prawdą jest że tekst ten czytelny we wszystkich warstwach (a jest ich pewnie wiele)jest jedynie dla wtajemniczonych... dla pozostałych może wydawać się co najmniej dziwny... ale Rychu pisze dla kumpli i kumplom się podoba...

7Greg
02.02.2011, 20:39
Generalnie nie planowałem zabierania głosu w tym wątku inaczej niźli piszący, ale życie stawia różne wyzwania.

Dziękuję Ci Długi za postawienie sprawy jasno, sam chciałem to zrobić wcześniej ale jakoś się powstrzymywałem. Nie wiedzieć zresztą czemu.

W sumie jako były moderator tego działu nigdy (a czytałem wszystko) nie spotkałem się z reakcją typu 'wyjazd do dupy', 'relacja o niczym'.

Z pewnością nie każda relacja się każdemu podoba, sam czasami miewałem mdłości jak czytałem wstrząsającą opowieść o niczym lub kolejne nudne wypady beemiarzy. Ale to od piszącego zależy co pisze i jak i przede wszystkim dla kogo.

Zawsze pozostaje możliwość omijania szerokim łukiem konkretnych tematów i nie naruszanie swojej wrażliwości. Niepojęta jest dla mnie krytyka czegoś czego czytający nie rozumie.

Nie zauważyłem slawo, aby ktokolwiek wyśmiewał lub dogryzał ci z powodu wagi, o której to piszesz w innym wątku, lub twojej szalonej kondycji. Przecież, w dzisiejszych czasach to jest nieekologiczne i niemodne.
Ale z drugiej strony nikt nie wie dlaczego taki stan rzeczy występuje. Jakoś ludzie się powstrzymują i nic nie piszą. Nazywamy to kulturą.

Zaskoczeniem dla mnie jest też reakcja moderatora, który nie reaguje na typowy trolizm, który sprawia, że piszącemu przestaje się chcieć, a tych piszących jak wiemy nie ma za wielu.

Żeby było jasne, nie wznoszę się na wyżyny swej wielkości i nie trzeba mnie o nic prosić. Tym bardziej nie robię nikomu laski. Pisałem to dla swych przyjaciół, którzy mnie znają i ew dla kogoś kto mnie nie zna, ale mu się przyjemnie czyta.
Z pewnością nie pisałem tego dla zblazowanych troli, którzy oprócz swoich smętnych wynurzeń nie mają nic innego do roboty.

Generalnie jak dla mnie wątek można zamknąć, usunąć, co tam szanowny moderator zechce. Dalsza część zostanie napisana w specjalnym dziale, który jest niewidoczny dla troli.

Tyle z mojej strony. Dziękuję.

Jaro-Ino
02.02.2011, 20:44
Gregu, błagam, tylko nie gdzie indziej :( Ja na każdy odcinek czekam siedząc jak na szpilkach, bo kozackie jest to co piszesz, same przygody też niezgorsze i marzy mi się wyjazd w takim stylu w jakim go zrobiliście. To, że nie wszyscy łapią takie poczucie humoru to ich problem. Ale nie zabieraj mi możliwości przeczytania do końca po tym co do tej pory przeczytałem.

Marcin z Zakopanego
02.02.2011, 20:46
Greg - wyluzuj. Bardzo fajnie sie czyta i nie ma powodu się z tym chować, bo ktoś coś marudzi. Ciagnij dalej, bo warto.

Czarna Mamba
02.02.2011, 21:05
Jeśli się komuś relacja nie podoba, to niech jej nie czyta. Przymusu nie ma. Gregu, olej i pisz dalej :D Wiele osób czeka na kolejne odcinki przygód Rycha :drif:

Antek
02.02.2011, 21:07
Dalsza część zostanie napisana w specjalnym dziale, który jest niewidoczny dla troli.
Prosimy nie:bow::mur:.
7Greg - Bez napinki:p

Cumuulus
02.02.2011, 21:08
Olej trolli i pisz dalej. Miło poczytać relację napisaną inaczej niż wszystkie. Zawrotne tempo akcji i cały czas wielka niewiadoma celu budują napięcie.

Pozdrawiam i czekam na dalszą część.

jendrus
02.02.2011, 21:13
Dawaj Gregu! zajebista wyprawa a relacja jeszcze lepsza,
dawno się tak nie ubawiłem przy czytaniu :D

a komu się nie podoba, nie musi czytać i psuć zabawy innym :mur:

majki
02.02.2011, 21:26
Gregu, nie daj się jednemu trolowi. Tu całe stado czeka na kontinuum. :D Nie daj się prosić. :bow:

samul
02.02.2011, 21:41
Gregu, przyjmij, ze post slawa byl w konwencji przesmiewczej i autoironicznej i pisz dalej, prosze!

P.S. Tylko koniec zimy nas uratuje!

consigliero
02.02.2011, 21:43
Jakby to miało trafić do specjalnego działu to proszę o dostęp . Czytający wszystkie relacje.
PozdrawiaM

Cynciu
02.02.2011, 21:47
Tym bardziej nie robię nikomu laski
A wielka szkoda :lol8:
Dalsza część zostanie napisana w specjalnym dziale
O tu mocno protestuję, 99,98% czytających jest zafascynowanych przygodami Rycha i kompanii. była by to niepowetowana strata dla pospołu, o sobie nie wspomnę.
Generalnie jak dla mnie wątek można zamknąć, usunąć
To jest nie do przyjęcia!!!!!:oldman:
Siódmygregu, nie przerywaj jednej z najlepszych relacji w tym roku.
Nie może jeden bezsensowny post (może to taki czarny humor) mieć większej wagi niż trzy tuziny postów pełnych zachwytu.
To anarchia:oldman:
Pisz :umowa:, proszę :bow:

PiotrW
02.02.2011, 21:50
Ja należę do tych którzy mnie znają i ew dla kogoś kto mnie nie zna, ale mu się przyjemnie czyta i nie chciałbym stracić dalszej części opowieści przez jakiegoś malkontenta, który już chyba podwinął ogon. Pisz proszę! Wątek "Rycha" oraz drugi mój ulubiony "złombolistów" są nietuzinkowe i czekam codziennie na następne odcinki z niecierpliwością. Te relacje są dla mnie dowodem, że o wyjątkowości wypraw decydują uczestnicy, a nie egzotyczność przyjętego celu.

Dubel
02.02.2011, 21:52
Czytałem wszystko po kolei co się pojawiało w tym temacie. Przygody Rycha i reszty są na prawdę zabójcze i świetnie przy nich czas leci. Nie ukrywaj reszty opowieści bo wielu na nią czeka z niecierpliwością. Masz tu wielu takich jak ja którzy myślą, zastanawiają się co będzie dalej nie karz nam zostawać przy domysłach.
Zazdroszczę talentu i zdolności twórczych.
Pozdro

jacoo
02.02.2011, 21:57
7Gregu bo jak tak dalej pojdzie to dostaniesz "w ryja" od Rycha lub Podosa natenprzykład przykładnie

Cała relacja jest swego rodzaju majstersztykiem .... wiec słuchaj ...a w zasadzie czytaj co lud pisze :oldman:.....bo ja nie to:osy:

MaRP
02.02.2011, 21:58
Greg, czekamy...

chomik
02.02.2011, 22:03
Jak znam Grega, jak powiedział, tak zrobi.... I ja mu się nie dziwię, a moderator z gruntu powinien ciąć takie teksty...

ATomek
02.02.2011, 22:08
Gregu! Jak to mówi żona Rycha- NIE! NIE! NIE PRZESTAWAJ!

Cynciu
02.02.2011, 22:13
:osy:Coś mi się zdaje, że to jakaś permanentna mistyfikacja:osy:

Greg stwierdził, że za mało chwalicie i puścił od Slawo negatywa:haha2:
Dobra wydało się i zaskutkowało:D
Teraz prosimy o ciąg dalszy.

ps.
Gregu, jestem już starym człowiekiem z nadciśnieniem, rwą kulszową i kokluszem.
Miej na uwadze moje zdrowie i pisz:umowa:, proszę:bow:

bajrasz
02.02.2011, 22:15
Wyjazd faktycznie był bez sensu...ale generalnie chodziło o to:D

WVXVL86Q224

blacha_świecie
02.02.2011, 22:22
Gregu, Twoja relacja jest jedną z najlepszych jak nie najlepsza z najlepszych jaką czytałem :oldman: Nie poddawaj się i pisz dalej, jesteśmy z Tobą :)

matjas
02.02.2011, 22:37
ył?
z czasem kuso jak nie wiem co na początku tego roku i niestety bywam rzadziej na naszym forum niż bym chciał.
tym bardziej czekałem na kolejny log-in, żeby poczytać o Ryszku bo w zasadzie tylko na to było czasu, ale teraz to już faktycznie wygląda na to, że na kilka dni mam spokój.
szkoda gadać - parę dni człowiek się nie loguji a tu znowu jakaś wojna.

bu :(

matjas

slawo
02.02.2011, 22:45
Uff. Fakt miało być prześmiewczo i ironicznie chyba jednak tak nie potrafię. Proszę sobie moją osoba głowy nie zawracać wyraziłem nieśmiało moje wątpliwości co do faktu który bezspornie miał miejsce. Całe to zdarzenie z Rumunem było przysłowiowa łyżką dziegciu w sprawnie i kunsztownie prowadzonej narracji. Znając wrażliwość szacownego forum liczyłem na wyjaśnienie i w zasadzie byłoby po sprawie .Wyjaśnienia jednego z forumowiczów przyjąłem za dobra monetę choć sam zachowałbym się inaczej.Mam z tyłu głowy że robiło się pózno w obcym terenie daleko od domu itp,itd.Ale skoro robiło się pózno to tym bardziej nie zostawiłbym człowieka 15 km od domu fundując mu spacer tylko dlatego że okazał się na tyle głupi żeby okazać Wam pomoc. Dla jedenastu chłopa zrzutka po piec złotych nie powinna stanowić problemu a dla tzw Rumuna byłaby być może Himalajami luksusu. To tylko jedno z rozwiązań jakie przyszło mi do głowy. Wasza postawa sprowokowała mnie do zabrania głosu i w zasadzie na tyle. Może rzeczywiście chciałem trochę sprowokować autora [którego kunszt się tu świetnie broni] do bardziej dogłębnej relacji. Skupianie się na sobie bez odniesienia się do poznawanych ludzi w relacjach z wyjazdu [moim zdaniem] może rzeczywiście w perspektywie prowadzić do sekciarstwa. Mam na myśli to że tekst staje się zrozumiały dla wąskiej grupy znajomych.
I żeby nie było... Sposób w jaki autor bawi się słowem jest po prostu mistrzowski. Nie moja to wina że czasami zdarza sie że ktoś to czyta i zupełnie przypadkiem nie należy do grupy wyznawców...

DeVris
02.02.2011, 22:52
Siedzę jak zaczarowany bodaj pierwszy raz od czasu sławetnego Czosnkowego zaglądania kirgiskiemu koniu pod ogon, czy tam pod siodło. No rewelka jakich mało! Zaśliniony siedzę i wypatruję. Dodam że chyba filtr antytrolowy mam na oczach, bo początkowo problemu krytyki nie zauważyłem lub uznałem za, co zwykłe w tym towarzystwie, wyższy poziom wisielczego humoru grona znajomków.
Podsumowując: :bow: :umowa: :drif: czyli zobaczmy co tam dalej Rychu nawywijał!

Patiomkin
02.02.2011, 22:57
Dalsza część zostanie napisana w specjalnym dziale, który jest niewidoczny dla troli.

Tyle z mojej strony. Dziękuję.

Nie rób scen! Jeśli już musisz to powiesić w innym miejscu to napisz nam gdzie:) Osobiście bawię się świetnie czytając tą relację i nie zamierzam pozwolić na to by rozterki autora popsuły mi tak dobrą zabawę. Niniejszym stałeś się niewolnikiem własnego dzieła. Jeśli nie dokończysz to posypią się epitety i groźby karalne:D

JarekAT
02.02.2011, 23:31
slawo po kiego grzyba prujesz się o tego rumuna??
Nie wiesz jak to wyglądało, a grasz adwokata rumuńskiego człowieka który na pewno został wykorzystany i porzucony w nocy wilkom na pożarcie.
Jak znam całą jedenastkę to nie wyglądają na takich co by robili rzeczy które im wmawiasz.
Więc odpuść sobie swój obronny ton co do stosunków europejskich.

falcon500
03.02.2011, 01:04
Gregu , dawaj dalej !!!!! zajebioza !!! :-))))

Boski-Kolasek
03.02.2011, 05:01
i co dalej?

jochen
03.02.2011, 10:03
Fok, fok, fok! Nie może być tak, żeby mniejszość rządziła większością. Gregu dawaj dalej i to nie w jakimś zamkniętym wątku, tylko tutaj bo kupa luda czeka na dalsze odsłony opowieści. Powtórzę: wniosłeś nową jakość do działu podróżniczego, nie mam kurczę zamiaru żegnać się z drużyną Rycha w kulminacyjnym momencie tuż przed atakiem na górę:bow::bow::bow:

Ola
03.02.2011, 10:03
Greg, masz tutaj liczne grono fanów Twoich historii. A fakt, że wzbudzają one tyle emocji, to chyba najlepsze potwierdzenie jaką wartość przedstawiają. Mam nadzieję, że to, że chcemy Ciebie czytać będzie jednak ważniejsze od tego, że kilka osób z jakichś powodów nie chce tego robić. Jakoś mam wewnętrzne przekonanie, że sam jesteś przeciwnikiem zamykania się w grupach (co zawsze bardzo ceniłam), także zostań proszę w tym miejscu, do którego Twoja relacja najlepiej pasuje.

Pozdrawiam

Pastor
03.02.2011, 11:41
Weź im chłopie napisz ten ciąg dalszy, bo jak nie to zalepię naklejkę mocy reklamą holana :D

Zdrów
:hello:

Kuba
03.02.2011, 12:00
Weź im chłopie napisz ten ciąg dalszy, bo jak nie to zalepię naklejkę mocy reklamą holana :D

Zdrów
:hello:

O nie! Gregu pisz szybko!

EDIT:
Nerwowo jak co roku. Poczytajcie posty sprzed 12stu miesięcy. Nerwy nie tylko w dziale wyjazdowym. Wiosna się zbliża, a my zamiast się tym cieszyć walczymy na klawiatury poprzez forum. Wiem, że każdy ma ciśnienie na jeżdżenie, ale jeszcze moto nie zrobione, asfalt zmarznięty, temperatura nieodpowiednia... (mało tego powiem Wam, w tajemnicy, że jeśli wschodnie wybrzeże USA jest zasypane to ta zima przyjdzie do nas). Pozostaje pozytywne myślenie, planowanie, odwiedziny w garażu i wdychanie spalin. ;)
-„Przed użyciem przeczytaj ulotkę lub skonsultuj się z lekarzem, lub farmaceutą. Ponieważ każdy lek niewłaściwie stosowany może zagrażać Twojemu życiu lub zdrowiu."

Na temat sposobu relacjonowanie się nie wypowiadam. Każdy robi to jak chce i bardzo dobrze, że nie wszystkim się to podoba. Nie chcę Ci Gregu mówić co z tym fantem powinieneś robić, bo mi po prostu nie wypada, ale! Olej i napisz do końca, bo jeśli zacząłeś to na pewno miałeś w planach skończyć :)

Dzięki Nara.

Dunia
03.02.2011, 13:39
i ew dla kogoś kto mnie nie zna, ale mu się przyjemnie czyta.

To dla takich jak ja...

Marcin z Zakopanego
03.02.2011, 15:49
Rychu zadumał się...
Nie żeby jakoś szczególnie za tym przepadał, ale też nie żeby nie lubił. Czasem mu sie zdarzało. Ci co lubili jego historię, chcieli za niego zrobić plan - a tego to już nie lubił. Plan był taki sam jak jego, ale po co oni go robili. Lubienie historii lubieniem historii, ale granice jakieś powinny być. Inaczej to wszystko by się rozsypało - Rychu znał na to inne określenie, ci co lubili jego historię, też je znali, więc można tu powiedzieć: "rozsypało".
Rychu zadumał sie...

miroslaw123
03.02.2011, 16:49
Rychu twardy jest... nie po takich rzeczach jeździł swą ulubioną :at:

Marcin.111
03.02.2011, 19:21
Greg dawaj dalej my tu się już doczekać nie możemy. Od pierwszego postu wypatruje codziennie tego wątku, dwa dnie nie miałem czasu usiąść do kompa, patrze dziś i własnym oczom nie wierze ze ciągu dalszego niema. Nie słuchaj nikogo bo piszesz naprawdę fajny opis wyprawy i wiele osób czeka na więcej. Dla mnie to najlepszy wątek stycznia a pewnie i kilku innych miesięcy.

7Greg
03.02.2011, 19:34
Tego dnia nie trzeba było nikogo budzić. Czuło się to delikatne i nienamacalne napięcie. Po wielu dniach jazdy, nadszedł w końcu ten dzień. Dla Rycha, nadszedł on po długim, prawie dwuletnim oczekiwania. Inżynier też długo czekał. Jako jedyny z całej ekipy był tu rok wcześniej. Z Rychem. Wtedy też czuł niedosyt, gorycz porażki i wszystkie te rzeczy, które czuje inżynier. Jego uczucia musiały być bardziej ścisłe. Takie matematyczno - fizyczne.

Ponieważ poprzedniego dnia, menadżer w Muntele Mic przyjął informację, że zgraja brudasów z Polski będzie tu dwa dni, musiał, chcąc nie chcąc, wziąć się do roboty. Wiadomo było, że jego zapasy piwa i ciorby burty właśnie się skończyły.
Tego ranka było zdecydowanie lepiej. Oprócz ciorby burty pojawił się kremusz, a do pieczywa jako ekskluzywny dodatek był unt. Dla najbardziej wymagających kucharz przygotował simpla omleta. Kawa i herbata była bez ograniczeń.
Śniadanie to, było inne niż wszystkie. Każdy w myślach miał plan jak to dzisiaj będzie? Czy się uda? Czy pojawią się jakieś problemy. Niemniej jednak, nikt nie jechał tu 2000 kilometrów, aby żałować czegokolwiek, gdziekolwiek i jakkolwiek.

Już po powrocie Rychu przeczytał kilka słów napisanych przez Długiego:
„Przeżyłem jeden z lepszych tygodni w zeszłym roku, uczestnicząc w tym wypadzie. Kosztowało mnie to trochę wysiłku żeby w mojej profesji mieć urlop właśnie w wakacje. Każdy z nas wydał pieniądze, które przecież nie leżą na ulicy. Kilku zapłaciło mandaty, jeden nawet prawie stracił prawko. Każdy poświęcił czas wolny, każdy poniósł jakieś straty. Zawiązały się nowe przyjaźnie, jeden z drugiego ściągał motocykl po glebie. Wieczny rozdziewiczył się jeżeli chodzi o saunę, a wjazd na szczyt wymusił na organizmach spory wysiłek i wspólną prace przy pokonywaniu poszczególnych odcinków góry. Sporo śmiechu i dobrej zabawy.”

Rychu bardzo się wzruszył czytając te słowa. Znaczyły one, że jednak warto mieć marzenia, że chcieć to móc, że nawet piach, brud, błoto, zmęczenie i poraniony motocykl są niczym w porównaniu do satysfakcji jaką daje spełnione marzenie. I jak się okazuje, wcale to nie musi być drugi koniec świata.

Podczas kolejnej rundy kremuszu Wieczny się otworzył i w sposób obrazowy jawił wizję tego co dziś się będzie działo. Opowiadał barwnie o zeszłorocznym planie i o tym co stanęło na przeszkodzie w jego wykonaniu. Opowiadać mógł bez końca, bo i sytuacji było wiele.

http://tarcu.com/Preview/00802.jpg

http://tarcu.com/Preview/00803.jpg

http://tarcu.com/Preview/00804.jpg

http://tarcu.com/Preview/00805.jpg

http://tarcu.com/Preview/00806.jpg

http://tarcu.com/Preview/00807.jpg

Tak naprawdę to Inżynier chciał zasiać ziarno niepewności. Sprowokować wszystkich do zadumy i koncentracji. Chciał wszystkich wystraszyć i to mu się nawet udało. Nie na co dzień podczas jazdy latające kamienie czynią takie rzeczy.

http://tarcu.com/Preview/00808.jpg

Po śniadaniu wszyscy skierowali się do swoich maszyn.

http://tarcu.com/Preview/00809.jpg

Gdzieś w oddali widać było rumuński Giewont.

http://tarcu.com/Preview/00810.jpg


Sprzęt należało odpowiednio przygotować. Niektórzy robili to w samotności posiłkując się wiedzą zdobytą przez lata, inni wspólnie naradzali się co należy poprawić, wyregulować czy też zdjąć przed drogą.
Calgon postanowił nasmarować linkę sprzęgła.

http://tarcu.com/Preview/00797.jpg

Wieczny wyregulować podnóżki.

http://tarcu.com/Preview/00798.jpg

Zaopatrzył się również w naklejkę mocy. Wszyscy pozbyli się lusterek i skontrolowali stan klamek i ciśnienie w oponach. Poszły w ruch smarowidła do łańcucha. Ci, którzy posiadali najbardziej zaawansowaną technologię, skontrolowali prąd ładowania. Wypasione szyby rejli zostały odkręcone i wraz z lusterkami czekały powrotu na swoje miejsce.

Kiedy regulacje sięgnęły zenitu, klucze standardowo dostarczane do motocykli przestały wystarczać. No bo jak wyregulować łańcuszek rozrządu kombinerkami i śrubokrętem.
Z pomocą, jak zawsze przyszedł Andrzej. W najbardziej skrajnych sytuacjach Andrzej potrafi zaskakiwać.
Wieczny zażądał klucza torx w rozmiarze 12, nie wiedzieć czemu, ba takiej śrubki nie ma w jego motocyklu. Zapewne ma ukryte dysze od BMW, a tam wszystko jest na torxy.

http://tarcu.com/Preview/00799.jpg

Andrzej z siłą spokoju wymamrotał pod nosem, że może w jego podręcznym zestawie będzie.

http://tarcu.com/Preview/00800.jpg

Gdy Andrzej wyjął swój podręczny zestaw wszyscy oniemieli. Niektóre autoryzowane serwisy marzą o takim wyposażeniu, a tymczasem Andrzej ma taki w kuferku. Rychu nawet nie próbował dowiedzieć się po co Andrzej go wziął. Nie chciał Andrzeja denerwować i narazić się na cios grzechotką między oczy.

Kiedy już wszystko zostało wyregulowane, dolane, nasmarowane i sprawdzone, a jeźdźcy gotowi do drogi, Bajrasz zadał Rychowi kluczowe pytanie.
- Słuchaj, już mnie wpuściłeś w tyle malin, że mnie wszystko boli. Koniec żartów. Czy dam radę?

Ponieważ Rychu wiedział, że Bajrasz ma kontuzjowaną dłoń i czasami może mieć kłopot z utrzymaniem kierownicy to wraz z Wiecznym opowiedzieli o drodze „Mazda no problem”.

Była to droga, którą w zeszłym roku zjeżdżali w dół pokonani przez górę. Kiedy po dwóch dniach jazdy i przejechaniu łącznie 10km, a do szczytu zostało jeszcze 5km, zostali pokonani, zastanawiali się jak wrócić do cywilizacji. Droga powrotna, mimo że z góry nie zachęcała do zjazdu. Wszak Rychu zawsze powtarza, że „prędkość i upadki przyjdą z czasem”, to tym razem już oczekiwał czegoś innego.
Nieopodal stała stacja meteorologiczna i dawała nadzieję na spotkanie żywego człowieka. Tenże człowiek zapewne zna jakieś lokalne trasy i skróty, pozwalające w jednym kawałku się wydostać się z tego miejsca.
Inżynier, jako świeży student i znający kilka języków poszedł na zwiad. Zapukał do drzwi i w progu stanął prawdziwy meteorolog, który od kilku miesięcy nie opuszczał polany.
- Ekskjuzmi, ajm luking for best łej tu dałn. Zanęcił Wieczny, pokazując mapę Rumuni.
- Dis is not gut map. Pan patrzał osłupiały na mapę gdzie najmniejszą drogą była krajówka Bukareszt – Konstanca.

Po kilku minutach Wieczny streścił Rychowi i Felkowi sytuację.
- Stąd jest kilka dróg. Wybraliśmy najgorszą. Najdłuższa i stroma.
- No i?
- Teraz musimy zjechać tu na prawo i po 5 kilometrach w miarę łagodnego szutru i błota dojedziemy do Muntele Mic.
- Na pewno łagodnego?
- Facet mówi, że on tu wjeżdża samochodem.
- Pewno jakimś gazikiem. Rychu nie dawał za wygraną.
- Mówił, że osobową Mazdą. Mówił, że Mazda no problem.

Tak narodziła się droga „Mazda no problem”.

Kiedy zjeżdżali w dół, po drodze mijali jakąś ogromną ciężarówkę trzyosiową, która to leżała na boku i pozbawiona była ostatniej osi wraz z mostem.
- Ładna mi kurwa, Mazda no problem, myślał Rychu.
Fakt pozostał faktem, że droga ta była łatwiejsza i do schroniska w Muntele dojechali już po godzinie.

- No właśnie, czy ja dam radę. Andrzej zawsze pojawia się nie widomo skąd.
Rychu się zamyślił. Co tu powiedzieć, aby było dobrze. Już nie pora na wkręcanie bo jeszcze coś się stanie.
- Jeżeli komuś do stacji meteorologicznej droga „Mazda no problem” sprawi problem, to dalej nie powinien jechać.

Te słowa zabrzmiały jak wyrok. To już nie były śmiechy i chichy. Kawa na ławę została wyłożona.
Bajrasz patrzał z niedowierzaniem.

http://tarcu.com/Preview/00801.jpg

Udał się z Deptulem na naradę i po chwili podjęli decyzję o rezygnacji z ataku. Rychu ubolewał strasznie. To nie tak miało wyglądać. Wiedział jednak, że dalsze namawianie było nie na miejscu.
- Ja też nie dam rady. Stwierdził Andrzej.
- Ty dasz. Krótko odrzekł Rychu.
- Ale przecież….
- Koniec mazania, bo morale spada. Jedziemy. Rychu wiedział jak agitować.
- No dobra. Andrzej wiedział, że po raz kolejny dał się wkręcić i będzie znowu tego żałował.

O godzinie 10 wyruszyli. Do początku drogi „Mazda no problem” prowadziła przepiękna asfaltowa droga. Ta sama, którą poprzedniego dnia jechali w całkowitych ciemnościach. Po kilkunastu minutach, asfalt przeszedł w szuter, zrobiło się bardziej stromo, mokro. Pojawiły się również skały i kamloty.
Lepi prowadził całą stawkę do momentu kiedy to droga się wypłaszczy i będzie pierwsza polana. Do pierwszej polany w zasadzie nie było większych trudności poza jednym stromym podjazdem. Podjazd miał ze 30 metrów długości i wiódł po skale obsypanej kamieniami i żwirem. Tego dnia jeszcze wszystko było wilgotne, więc przyczepność była gorsza.
Andrzej wiedział, że bez gazu się nie obejdzie. I wszystko byłoby dobrze gdyby na środku, nie najszerszej już, drogi nie stał Hyundai Santa Fe.

Pasażerowie tegoż pojazdu byli na zewnątrz i zerkali pod spód, oglądając co już urwali lub też za chwilę zostanie urwane. Dodatkowo tarasowali jedyny wolny przejazd, który i tak był tak wąski, że motocykle mogły przejechać techniką „na lakier”. Andrzeja psychika tego nie zniosła. Wąski przejazd, nówka wóz, przechodzący ludzie, to wszystko spowodowało, że 2 metry przed samochodem się zatrzymał. Niestety ruch trwał nadal tylko jego wektor się zmienił na przeciwny. Mokra skała posypana żwirem i spory spadek spowodował, że motocykl Andrzeja, mimo zaciśniętych hamulców, zaczął zsuwać się w dół. Andrzej rozpaczliwie próbował się bronić, ale nie było to łatwe. Sterowanie było zerowe, a poniżej już czekała zgraja sępów, która to zatrzymała się gdy Andrzej postanowił przerwać podjazd. Nie mogło się to skończyć inaczej niż soczystym jebnięciem na bok. Z ust Andrzeja cisnęły się słowa, które nawet zawstydziłyby Turbodymomena i słownik młodzieżowego slangu.
W kilka chwil motocykl stał na kołach, a Andrzej pod nosem powtarzał „no problem”, „no problem”, „kurwa ja ci dam Mazda no problem”. Ruchem Arnolda odwrócił ukochaną i pożegnał się chłodnym „dalej nie jadę”. Po chwili słychać było tylko w lesie szum silnika.

Nie było wyjścia. Trzeba jechać w górę. Po dojechaniu do Lepiego i chwili odpoczynku wszyscy ruszyli w dalszą drogę. Niebawem w oddali wyłaniała się stacja meteorologiczna.
Wieczny i Rychu byli pod wrażeniem, jak szybko można dojechać w to miejsce, gdy zna się drogę, jest się przygotowanym i ma się determinację.

W tym miejscu przyszła pora na pamiątkowe fotki.

http://tarcu.com/Preview/00812.jpg

http://tarcu.com/Preview/00813.jpg

Rychu pokazywał w oddali miejsce gdzie poległ w zeszłym roku, oraz miejsce zrobienia kalendarzowej foty.

http://tarcu.com/Preview/00811.jpg

- To tu? Niemożliwe. Na zdjęciu wygląda płasko i łatwo.
- Wiem, ale nie jest. Potwierdzał Rychu.

Do szczytu zostało około 5 kilometrów. Droga „Mazda no problem” też ma z 5 kilometrów, ale skala trudności jest diametralnie inna.
Większość podjazdu wiedzie głębokim lejem wypełnionym kamieniami wielkości telewizora.

http://tarcu.com/Preview/00814.jpg

Mimo, że nachylenie nie jest przerażające, to każdorazowe zatrzymanie skutkuje niemożnością ruszenia. Fruwające kamloty odrywane z ziemi za pomocą tylnej opony to jedyny efekt ruszania.

http://tarcu.com/Preview/00815.jpg

Wielokrotnie 4 osoby pomagały ruszać i była to jedyna możliwość.

http://tarcu.com/Preview/00816.jpg

Wielkie kamienie wyrywały kierownicę z rąk z niemiłosierną siłą. Jazda na półsprzęgle, pierwszy bieg i walka z samym sobą. To właśnie ich czekało.
Początek wydaje się łatwy. Widać dokładnie całą drogę, aż do pierwszego wzgórza. Po bokach podjazdu rośnie ładna zielona trawka.

http://tarcu.com/Preview/00817.jpg

Ułatwia ona podjęcie decyzji, aby jechać bokami. Jedni z lewej, drudzy z prawej. Problemem głębokiej trawy jest to, że nie widać co jest pod kołami. A było wiele. Pojedyncze skały wielkości Rubina, doły, rowy i inne niespodzianki czekały na śmiałków. Długo nie trzeba było czekać. Wszyscy mają problemy. Jedni wiszą miskami na kamieniach, inni już grzecznie na boku.

http://tarcu.com/Preview/00818.jpg

http://tarcu.com/Preview/00819.jpg

Zbyszek próbuje podjechać pod próg skalny. Próba kończy się niefartownie i KTM już na boku. Gdzieś tam na prawej ladze pojawia się olej.
Wszyscy biegają od motocykla do motocykla i pomagają w podnoszeniu. Jedynie Kiełbasa i Lepi na lekkich 690 mają zdecydowanie łatwiej. Ale podnoszą chyba najwięcej, tyle tylko że motocykle innych.

http://tarcu.com/Preview/00820.jpg

http://tarcu.com/Preview/00821.jpg

Robert ze Zbyszkiem podnoszą LC8. Kontrolka oleju świeci na czerwono. KTM ma zadyszkę, Zbyszek zresztą też.
Wentylatory u wszystkich obracają się z szaleńczą prędkością. Ci, którzy myśleli, że ze względu na dobre chłodzenie Afryki nie da się zagrzać, zostali uświadomieni.
Takie popychanki trwają ponad godzinę. W końcu wszyscy spotkali się na pierwszym wzniesieniu, gdzie na kilkudziesięciu metrach nie ma kamieni, a jest tylko szuter. Zbyszek łapie doła i coś gada o powrocie.

http://tarcu.com/Preview/00822.jpg

Rychu ma już dość dekompletacji i szorstko warczy – Jedziesz z nami!
Zbyszek od tej pory jedzie jako pierwszy. Lepiej go pilnować, żeby nie uciekł gdzieś w bok.

http://tarcu.com/Preview/00823.jpg

Od teraz wszyscy jadą już kamienistym jarem. Wszyscy podzielili się na dwie 4 osobowe grupy, które muszą sobie same radzić. Jazda trwa od jednego ostrego zakrętu do drugiego. 2 lub 3 osoby pomagają ruszyć i nieszczęśnik jedzie dopóki sił mu wystarcza lub kres jazdy powoduje tarcie owiewki o kamienie.

http://tarcu.com/Preview/00824.jpg

http://tarcu.com/Preview/00825.jpg

http://tarcu.com/Preview/00826.jpg

Mozolnie metr za metrem, ale jednak do przodu, góra ugina się pod naporem zawziętych motomaniaków.
To tu Calgon prezentuje najnowszą modę i styl tańca jaki będzie obowiązywał w następnym roku.

RVoj6y5fAOs

Do grani, która wiedzie na sam szczyt zostało już niedaleko. Jeszcze tylko Przemo, postanawia iść bokiem drogi, ale szybko tego żałuje. Naprowadzenie go na właściwy tor zajmuje więcej czasu i wszyscy tracą resztki sił. Kolejna godzina za nimi i już daleko w oddali wszyscy widzą stację meteorologiczną.

http://tarcu.com/Preview/00828.jpg

Jeszcze 2 lub 3 kilometry i będzie szczyt. Droga po grani jest usłana również kamieniami, a czasami ogromnymi głazami. Mimo to jest trochę łatwiej, gdyż wzniesienia już nie są tak duże.

http://tarcu.com/Preview/00827.jpg

Do ruszenia nie potrzeba już grupy ludzi. Czasem pomoc jednej osoby wystarczy. Widok zbliżającego się szczytu dodaje nowych sił. Motocykle są podnoszone szybciej, a i przerwy coraz krótsze.

Rychu jechał drugi i kilkaset metrów przed sobą widział Zbyszka. Jechał coraz szybciej. Za wszelką cenę chciał go dogonić. Ale Zbyszek też poczuł ogień i wcale nie zwalniał. Kurwa mać, będzie tam przede mną, myślał Rychu. Dlaczego? To nie tak miało być. Ja już po raz drugi zdobywam górę.

Rychu jednak nie jeździ z przypadkowymi ludźmi, a o swoich marzeniach opowiada. Nie kisi ich dla siebie tylko po to, żeby kogoś zaskoczyć. 200 metrów przed znakiem zwieńczającym koniec walki Zbyszek się zatrzymuje. Ręką macha do Rycha i daje znak aby jechał pierwszy. Tak, Rychu nie jeździ z przypadkowymi ludźmi i wstydził się, że zwątpił. Wiedział, że tylko zgrana ekipa zapewni sukces. Podczas mijania Zbyszka bąknął tylko – Dzięki.
Po chwili Rychu stał pod znakiem na szczycie. Jeszcze dodawał gazu aby koło motocykla znalazło się w najwyższym punkcie.
- Jes, jes, jes. I co ty masz teraz do powiedzenia cholerna góro. Darł się Rychu wniebogłosy. Zostałeś pokonana i nawet nie pierdnęłaś.
Rychu jeszcze jakiś czas gadał do góry. Góra pozostawał w milczeniu, drwiąc sobie z Rycha, który nie zdawał sobie sprawy, że to góra pozwoliła się zdobyć, a Rychu nie miał tu nic do gadania.
W tym czasie po policzkach Rycha płynęły łzy. Spełniło się jedno z jego wielu marzeń. Może nie jakieś szczególne, nazbyt popularne, wymagające wiele wysiłku. Ale było to jego marzenie.
Rychu odwrócił się. Wszyscy czekali, aż się nagada z górą i zakończy swoje egzorcyzmy. Uśmiech Rycha mówił wszystko. Udało się. Udało się. Udało się.
Wszyscy podjechali. Gratulacji i uścisków było więcej niż na imprezie sylwestrowej. Sesja fotograficzna trwała ponad godzinę.

http://tarcu.com/Preview/00829.jpg

http://tarcu.com/Preview/00830.jpg

http://tarcu.com/Preview/00831.jpg

http://tarcu.com/Preview/00832.jpg

http://tarcu.com/Preview/00833.jpg

http://tarcu.com/Preview/00834.jpg

Rychu zza pazuchy wyjął schowane piwo. Lokalny browar nie był może najlepszy. Nie był też najzimniejszy. Bez wyjątku był to dla wszystkich najlepszy browar w życiu.

http://tarcu.com/Preview/00835.jpg

Rychu był przeszczęśliwy. Ostatni raz Rychu tak się cieszył kiedy po wielu trudach stanął kołami motocykla w pewnym kraju gdzie ludność mówiła w języku arabskim.
Od tej pory już mogło się wszystko wydarzyć, a i tak było wiadomo, że cokolwiek się wydarzy nie zmieni to faktu zdobycia Tarcu.

http://tarcu.com/Preview/00838.jpg

http://tarcu.com/Preview/00839.jpg

Kiedy to owacji nadszedł koniec, na szczyt przyjechała ekipa Niemców na „kozach”.

http://tarcu.com/Preview/00836.jpg

http://tarcu.com/Preview/00837.jpg

Radości Rycha nie było w stanie zepsuć nic, nawet to, że dwójka z tych Niemców to były Niemki. Równie dobrze mogliby wejść w butach. Rychu ma wizję, że żadna sztuka wjechać lekkim sprzętem na Tarcu. Sztuka jest wjechać tam krową typu AT, GS1200, czy LC8. Rychu nawet ogłosił, że postawi każdemu dobrą wódkę za wjechanie na Tarcu ciężkim motocyklem.

Po wymianie uprzejmości ze strony Niemców, potwierdzonych słowami wunderbar, awsom i impossible należało obrać kierunek ku dołowi.
Niemcy wyjęli jakąś gute mapę, z której wynikało, że gdzieś tam, z drugiej strony, za górami, za lasami jest chyba możliwy zjazd. Półtorej godziny jazdy po szczytach, graniach i przepięknych polanach. Było to idealne zwieńczenie idealnego dnia. Kilometrowe trawersy, jazda wzdłuż i poprzek wszystkiego co napotkali. Było naprawdę ślicznie.

http://tarcu.com/Preview/00840.jpg

http://tarcu.com/Preview/00841.jpg

Niestety po dojechaniu do miejsca gdzie strach było stać na własnych nogach, jasne się stało, że drogi nie ma lub też pozostała nieodnaleziona. Nie było innego wyjścia jak wracać tą samą drogą.
Podczas ponownego przejazdu obok szczytu, Rychu dumnie spojrzał na naklejkę mocy połyskującą w rumuńskim słońcu.

Zjazd do schroniska Cuntu, skąd zaczynała się droga „Mazda no problem” trwał około godziny. Nie da się ukryć, że prędkość i upadki przychodzą z czasem. O ile nie było problemu z ruszaniem, o tyle hamowanie nie było zbyt efektywne, toteż Wieczny strzelił parę figur namnażając dyslokację. Ci co za bardzo odkręcali manetkę zgodnie z zasadą tarcia opasanego z hukiem lądowali na ziemi. Tam osłona silnika zdała egzamin w 100%. Rychu do dziś szuka chętnego na wymianę polerowanej osłony na swoją co ma szlachetne rysy.
Przy Cuntu, Rychu wkręca wszystkich, że nie ma sensu jechać drogą „Mazda no problem” bo to zbyt łatwe. Należy jechać 10 km w dół, drogą którą rok temu wraz z Wiecznym i Felkiem pokonywali w przeciwnym kierunku. Drogą którą jechali dwa dni.
Nie obyło się bez kilku spektakularnych upadków, wyskoków i brawurowych podjazdów. Nie wiedzieć czemu, Zbyszek wybrał inną drogę i po kilkunastu minutach wysłał sms-a, że się zgubił, ale mamy go nie szukać bo już jest na drodze „Mazda no problem” i wszystko jest w porządku. Na drodze nadal stał Hyundai.

Zjazd w dół trwał około dwóch godzin. Rychu z Wiecznym przypominali sobie miejsca, gdzie spali, gdzie kto leżał czy też gdzie był spożywany obiad. Jak z mgły wyłaniały się zeszłoroczne wspomnienia tego pięknego miejsca. Wszystkie cierpienia i niepowodzenia zeszły na drugi plan. Liczyło się tylko to co stało się dzisiaj i z kim.
Ostatni kilometr Rychu pamiętał bardzo dobrze. To szeroka droga z ogromnym rowem, którym to spływa woda podczas wiosennych opadów i roztopów. Rów wije się niczym wąż, raz z lewej, raz z prawej, rozwidla się i łączy. To tu Rychu, rok temu, był wleczony przez swój motocykl kiedy to walczył o utrzymanie równowagi i to tu, na koniec, zwalił się on mu na łeb. Dobrze, że Wieczny był w pobliżu, bo leżałby tam do dziś.
Po dojechaniu do drogi asfaltowej wszyscy skierowali się do Caransebes. Po drodze jeszcze w rumuńskim fastfudzie skonsumowali coś na kształt obiadu. Smakował jak nigdy. Zwłaszcza, że pogoda była przednia, a organizm chłodziło piwo Timisoara.

Po zatankowaniu paliwa na stacji benzynowej i dokonaniu zakupów ratujących życie obrano kierunek Muntele Mic. Rychu znał tą drogę doskonale. 30 km po kurzącym szutrze i parę kilometrów po idealnym, pokręconym asfalcie.
Ponieważ wszyscy dobrze znali drogę to się porozdzielali. Jedni jeszcze delektowali się zwycięstwem inni w krzakach oddawali Timisoarę, a jeszcze inni chronili się przed kurzem.

Rychu jechał jako pierwszy. Nie spieszył się. Ot zwykłe 60 km/h. Nagle na asfaltowych zakrętach Kiełbasa na 690 przeleciał jak burza. Rychu lubi jeździć jak burza więc zrzucił dwa biegi i ogień. Zazwyczaj Rychu nie ma problemu z jazdą za kimś lub przed kimś, ale to co odczyniał Robert przechodziło ludzkie pojęcie. Na każdym zakręcie, długi, kilkumetrowy czarny ślad znaczył sposób jazdy szalonego kateemiarza. Nie dam rady, szkoda życia, pomyślał Rychu i wrócił do swojej sześćdziesiątki.
Za moment Przemo i jego Leoś zabuczeli i poszli w siną dal. O nie, tego już za wiele, pomyślał Rychu i dał w palnik. Przemo jechał jak wariat. Co tu się dzieje? To musi być jakaś zorganizowana akcja. Kiedy to już miał rezygnować z pogoni za Przemem, jego światło stop zapaliło się jasnym czerwonym światłem. Stajemy.
Na zakręcie, na poboczu stał Kiełbasa. Motocykl na bocznej stopce, Robert coś tam poprawia w plecaku.
- Przemo! Ty wariacie! Darł się Rychu.
- Ja wariat, ja? Goniłem Kiełbasę. To on jest wariat!
- No właśnie. Ja też go goniłem, ale nie dałem rady.
- A kto by za tym durniem dał radę. Zwariował.

Robert nic nie mówił. Cały obraz psuły tylko dwie stróżki wody, wylatujące z butelek przymocowanych do plecaka.
- Robert, woda ci leci.
- Nooo, wiem.
- Co się stało.
- Nooo, wyjebałem się.
- Co?
- No, tu tak sobie jechałem, dodawałem gazu i hamowałem i tak sobie jechałem, aż się wyjebałem. Szybko podniosłem motocykl i myślałem, że nie zauważycie.

Na sam koniec dnia Kiełbasa, zaliczył szlifa. Ale nie żałował tego, wszak hajs nie gra roli. Dalsza droga została pokonana w przepisowy i grzeczny sposób.

Na miejscu czekali Andrzej, Bajrasz, Deptul i Zbyszek. Uściskom, gratulacjom i opowieściom nie było końca.
Zanim ktokolwiek zrobił cokolwiek 11 piw weszło na stół. Po chwili przyszedł czas na ocenę strat, a właściwie na porównywanie szlachetnych rys na sprzęcie i ludziach. A trochę tego było.

http://tarcu.com/Preview/00842.jpg

http://tarcu.com/Preview/00843.jpg

Owiewki, osłony, klamki, podnóżki, felgi, ochraniacze i ciuchy. Wszystko było pokazywane z dumą i radością. Był powód do dumy, wszak nie były to rysy od gleb parkingowych, albo dokonanych przez kierowcę kobietę, lekarza i to w dodatku niepalącą. Były to rany zdobyte w walce.

http://tarcu.com/Preview/00844.jpg

http://tarcu.com/Preview/00845.jpg

http://tarcu.com/Preview/00846.jpg

http://tarcu.com/Preview/00847.jpg

http://tarcu.com/Preview/00848.jpg

http://tarcu.com/Preview/00849.jpg

Kiedy wszystko zostało z grubsza opatrzone, przyszła pora na biesiadę. Nie na jakąś tam kolację. Przyszła pora na regularną biesiadę.
Ciorba burta, kremusz, unt i Timisoara. Pojawiła się nawet ciorba pui. Kilka simpla omleta wylądowało na stołach. Kawa, herbata, piwo i inne napoje ratujące życie. Było wszystko i to w dużych ilościach.

http://tarcu.com/Preview/00850.jpg

http://tarcu.com/Preview/00851.jpg

Calgon z Rychem delektowali się ostatkami importowanych cigaretów. Nawet Wieczny, mimo dużych oporów, które szybko minęły, wciągał tabakę z przedramienia niczym zawodowiec.

http://tarcu.com/Preview/00852.jpg

Zarówno tabakę Ganges jak i kaszubski bimber dostarczył Przemo. Takie wynalazki Przemo zawsze dostarcza w nieograniczonych ilościach. Jako, że ilości były nieograniczone to adekwatne do tego było spożycie.

http://tarcu.com/Preview/00853.jpg

http://tarcu.com/Preview/00854.jpg

Nie trzeba było długo czekać na efekty. Inżynier w niezmierzonej swej mądrości postanowił pooglądać gwiazdy. Na towarzysza niedoli wybrał sobie Bajrasza. I tak to pół nocy panowie spędzili leżąc pod czarnym i rozgwieżdżonym rumuńskim niebem.

http://tarcu.com/Preview/00855.jpg

Późnym wieczorem na dalekim poddaszu został odnaleziony super exclusive room dla rumuńskich dygnitarzy.

http://tarcu.com/Preview/00856.jpg

Część wieczoru została spędzona w luksusie i przepychu. Rozmowy trwały do rana. Mimo bólu i zniszczeń nikt nie narzekał. Rychu zaryzykowałby nawet twierdzenie, że ta ekipa z przyjemnością zrobiłaby jeszcze raz to samo i to dokładnie w taki sam sposób.
Słońce już wschodziło kiedy to Bajrasz z Wiecznym trzymając się za ręce wstali z drogi. Wraz ze wszystkimi udali się na zasłużony odpoczynek. Było warto. Bez dwóch zdań. Rychu był zadowolony.

Marcin z Zakopanego
03.02.2011, 20:15
To sie nazywa kulminacja na całego :)
Dzieki.

Południowiec
03.02.2011, 20:16
:brawo: Pięknie. Aż mi samemu się łezka w oku zakręciła gdy Rychu wjechał chlubnie jako pierwszy. Gratulacje

Ascona
03.02.2011, 20:17
Przy tym epizodzie to już się spłakałem :D
Wielki szacun :bow: za stworzenie takiego dzieła!
To jest bez wątpienia relacja roku! :oldman:
Pozdrawiam!
ascona88 :at:

jacoo
03.02.2011, 20:46
Ryszard....jestes WIELKI.

relejszyn prima sorta kalesona !!!!!!!!!!!!!!!!

puntek
03.02.2011, 20:47
łoj chłopy daliście radę ... :bow::bow::bow::bow:

Czarna Mamba
03.02.2011, 21:21
Warto było czekać. Popłakałam się na "Jechałem, hamowałem i się wyjebałem"!!! :D
Gregu nie przestawaj, pisz!:bow::bow::bow:

Azja
03.02.2011, 21:32
Te Ryśki to jednak fajne chłopaki :)
Cudna relacja Gregu :Thumbs_Up:

MaRP
03.02.2011, 21:59
Pięknie opisane. :Thumbs_Up:

Jaro-Ino
03.02.2011, 22:26
łza w oku się kręci :) ale chyba jeszcze ważniejsze jest to, że takie relacje powodują zasianie w nas ziarna, które po jakimś czasie wyrasta na dość spore marzenie :) Po tym opisie zapragnąłem Rumunii sto razy bardziej niż dotychczas. Wielkie dzięki za całokształt. Wszyscy jesteście wielcy :)

Marfor
03.02.2011, 22:37
Ouuu yeahhh. Wspaniała męska przygoda opisana w mistrzowski sposób!!!!! :bow::bow::bow:

Dzięki. :Thumbs_Up: Fajnie było poczytać . No i chce się więcej podobnych...

a najchętniej to jakiś serial z przygód Rycha bo miło się to czyta.

Może "R jak Rychu " ? :D

Pzdr

Ronin
03.02.2011, 23:06
dzięki Rychu za wspaniałą relację :)
:Thumbs_Up::Thumbs_Up::at:


PS. będzie oczywiście epizod powrotu? :)

nicek27
03.02.2011, 23:13
Klasa.
Mógłbym czytać 24/7.

ATomek
03.02.2011, 23:34
Wszystkiemu winna normalność Rycha!
Rychu zna słodki smak luksusu.Zna go zbyt dobrze. Jako znawca wszystkiego wie, że nie jest to naturalny smak bo nie ma w nim rzeczywistego smaku porażki, błota, kurzu i potu.
Świat idzie do przodu. Planuje się w nim ale nie marzy, osiąga cel ale nie zdobywa, podróżuje 2000km ale nie zapierdala. Ten nowy świat, to historia "o niczym", bo wszystko musi być w nim nowe. Nowy motocykl, nowi znajomi...
Świat się nie cofa i dlatego coraz mniej ludzi rozumie Rycha. Za to Rychu nauczył się rozumieć ludzi. Po to zawrócił ze swej drogi słodkiego luxusu.

Tak, Rychu nie jest do końca poprawny.

Czasami zastyga w bezruchu i przypomina sobie o luxusie. I wtedy sięga po cienkie mentolowe. "Bo Rychu lubi cienkie mentolowe."

Rychu. Stój na straży!
Na straży starego świata, gdzie jest miejsce na stary motocykl i starych przyjaciół!

calgon
03.02.2011, 23:47
pisz człowieku dalej..... nie odpuszczac mu tak łatwo.

Bull
04.02.2011, 00:01
Pisz , pisz czekam na jeszcze

consigliero
04.02.2011, 00:12
Podoba mi się styl życia Rycha, już klasyk mówił że wszystkie Ryśki to fajne chłopaki. Czy chciałbym kiedyś pojechać na wycieczkę z Rychem , chyba tak , ale bez małżonki. Nie wiem też czy dałbym radę bo mam BMW , a Rychu chyba nie lubi torxów.
PozdrawiaM

Roberto
04.02.2011, 01:34
Ale o jednym w szczególności pamiętać należy...
Tak zdobywać szczyty można tylko z takimi Przyjaciółmi.

Gratuluję, wspaniała relacja

Adagiio
04.02.2011, 07:58
O kurwa wzruszyłem się , tym co napisał ATomek :haha2:.
Rychu , fajny z Ciebie chłop , nie zważaj na sranie po iglakach , sfrustrowanego ekologa z brodą i opowiadaj dalej .

Dzieju
04.02.2011, 08:28
Tak, Rychu nie jest do końca poprawny.

Rychu. Stój na straży!
Na straży starego świata, gdzie jest miejsce na stary motocykl i starych przyjaciół!
Ta nie do końca poprawność Rycha ....jest jak najbardziej poprawną !
Rychu, tak trzymaj jest dobrze a może nawet ciutek lepiej.

BIAŁY
04.02.2011, 08:55
Piękna relacja.

Eh, dla mnie taki wyjazd to narazie tylko marzenie, ale młody jestem więc ...

7Gregu, dzięki że się nie poddałeś.:Thumbs_Up:

Poczytałem, a teraz, do roboty ...

Bez sałaty marzenia ciężko się spełniają.

lena
04.02.2011, 14:50
No Panie, czapki z głów!!! Dopadłam kompa tuż po pracy - moja córka w pewnym momencie zajrzała mi przez ramię z komentarzem: "Mamo, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale "suszysz się "do tego kompa juz dobre kilka minut. Jakiś kabaret?" Nawet jej nie zrugałam,że żaden tam duperelny klub żartownisia, tylko pot i łzy na męskiej wyprawie - ale faktycznie uśmiechałam się szeeeroko. Dziękuję za emocje Rychu.

chomik
04.02.2011, 15:30
Rychu masz zajebisty talent pisarski, jestem pod wrażeniem. Pisz więcej !! :) BRAWO !
Greg masz w ryj :)

Cumuulus
04.02.2011, 20:40
Rychu na prezydenta :) ... no może trochę przesadziłem. Super relacja. Ciekawe jeszcze co wydarzy się na powrocie.

Rebel
05.02.2011, 10:29
Znakomita relacja. Rysiek ma "lekkie" pióro. Mógłby z pewnością z tego wyżywić swoją familię. Liczę na ciąg dalszy tej historii.

Pozdrawiam

hebi
05.02.2011, 22:45
jestem tu nowy i nieśmiały ale powiem tylko - przygody pana Rycha to poezja przy której " Pan Tadeusz" to jakaś nowelka

jacoo
06.02.2011, 09:11
jestem tu nowy i nieśmiały ale powiem tylko - przygody pana Rycha to poezja przy której " Pan Tadeusz" to jakaś nowelka


no to zanim Cie Rychu opie.....czy to leć do powitalni
http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=69

Ryszard wyjechał na wykopki czy co????

7Greg
07.02.2011, 20:52
Ostatni dzień w rumuńskich górach był słoneczny. Można by się pokusić o stwierdzenie, że był nawet bardzo słoneczny. Kilka białych chmur leniwie przetaczało się po niebieskim niebie.
Słońce było już wysoko nad horyzontem, kiedy to zdobywcy posiłkowali się śniadaniem. Ciorba burta, kremusz, unt, simpla omleta, jednym słowem pakiet obowiązkowy. Dochodziło południe, gdy większość była gotowa do drogi. Lepi i Kiełbasa z powodów rodzinno-służbowo-kochankowych musieli pożegnać się z pozostałymi. Czas ich podróży dobiegł końca.

Kilkanaście miśków na drogę i dwa KTM-y pojechały. Jak to w życiu bywa, daleko nie odjechały. Na Kiełbasianym zakręcie, tym razem w przeciwną stronę szalony rumuński miłośnik vw-manii zajechał Robertowi drogę. Pisk opon, hamulce na maxa i Kiełbasa zgrabnie urywa lusterko w pasacie, po czym leci na pobocze. Rumun wysiada i wygaduje coś w języku obcych.
Kiełbasa z Lepim odpłacają mu w podobny sposób. Kiedy chłopaki zaczynają podwijać rękawy od buzerów, pan się luzuje. Biedaczysko, nie był świadomy, że gdyby Lepi wykonał telefon, to z Muntele nadciągnęła by pomoc i wtedy w zasadzie nie byłoby już o czym rozmawiać.
Lepi wyciąga telefon, ale powtarza tylko ‘policija, policija’. Sytuacja się stabilizuje i pomarańczowi mogą jechać dalej. Droga do ich domów przebiega w miarę spokojnie, o ile tak można powiedzieć o jeździe KTM-em. Lepi w Rawiczu, na mokrej koleinie, wali figurę i głową atakuje drzwi busa. Kask ma homologowany więc nic się nie stało. Kiełbasa ma drogi, nowy kask więc nikogo głową nie atakował.

W tak zwanym międzyczasie pozostała dziewiątka zastanawia się nad koncepcją powrotu. Rychowi jest to całkowicie obojętne. Jego celem było wjechać na Tarcu i cel został osiągnięty. System powrotny nie stanowił żadnego problemu.
Pojawiły się pomysły, aby wracać przez Chorwację. Była nawet koncepcja zajechania na kawę do Rzymu. Deptul zaproponował wizytę u Rambo w Serbii. Zbyszek długo zastanawiał się czy zaproponować swoje rozwiązanie. Zaproponował.

Nazwa miejsca, które wymówił, prócz Długiego nic nikomu nie mówiła. Brzmiała za to tak dziwacznie, że ciężko było znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia. Rychowi skojarzyło się to z festiwalem muzyki ludowej. Inżynier miał zupełnie inne skojarzenia. Brzmiało to dla niego podobnie do konstantynopolitańczykowianeczka lub adenozynotrójfosforan. Zbyszek zapewniał, że nikt nie będzie żałował. Wzięli więc po Apapie i pojechali.

Zakręty, szuter, Caransebes, tiry, asfalt, Oradea, granica, obiad, Debreczyn i późnym popołudniem, sprawnie jak nigdy, wszyscy podziwiali zapchaną ulicę przez setki turystów. Należało tylko znaleźć nocleg dla 9 brudasów i oddać się rozpuście. Tuż obok za plecami dumnie powiewała flaga miejsca, które to jutro zostanie spenetrowane przez twardzieli.

http://tarcu.com/Preview/00596.jpg

Długi uspokajał wszystkich, że z noclegiem nie będzie żadnego problemu. Wystarczy chwilę postać i natychmiast pojawią się naganiacze z tysiącami ofert. Kiedy już nikomu nie chciało się stać Długi został zmuszony do ruszenia w miasto w poszukiwaniu kwatery.

Długi na rewirze spotyka rodaków. Po konsultacjach dostaje numer telefonu, gdzie być może będzie nocleg. Piękna rodaczka na czułe podziękowania Długiego tylko mówi:
- Jeżeli nikt was nie będzie chciał przenocować…….
Tu rozmarzony Długi już słyszał w głowie drugą część odpowiedzi ….to przyjedź do mnie. Dla ciebie miejsce zawsze się znajdzie. Tymczasem dziewuszka, spoglądając rozmarzonymi oczami, dokończyła:
- …to wcale się nie zdziwię. Chyba jesteś świadomy jak wyglądasz i jaki zapach rozsiewasz dookoła.

Długi ze smutkiem podziękował za namiary i w sposób zdecydowany się oddalił.

Po powrocie Piotr streścił rozmowę i przekazał Deptulowi numer telefonu.
Deptul posiada bardzo drogi, pozłacany telefon z wbudowaną latarką. Wybiera numer i spokojnym głosem mówi.

- Jó reggel. Van egy szabad szoba kilenc embert.
- Hány éjszaka?
- Két.
- 15. utcai ruha A második a jobb, egy szép sárga házat.
- Köszönöm. mi lesz a tizenöt perc.
- Kérlek. Viszontlátásra.

Wszyscy robią spore oczy.
- No co? Trzeba było się w szkole uczyć. Skwitował Deptul.

Po kilkunastu minutach podjeżdżają pod ładny parterowy domek. Właścicielka, niczego sobie ładna Węgierka, wybucha głośnym śmiechem. Chyba nie tego się spodziewała. Zbiegają się sąsiedzi wystraszeni Leosiami i innymi Akrapami.
W oczach gospodyni widać tylko wahanie. Chciałabym, ale się boję. Chciałabym, boję. Ale chciałabym, choć się boję.
Niestety coś jest w brudnych, śmierdzących facetach. Jest coś co przyciąga kobiety. Chciałabym, ale się boję. Chciałabym.
Brama się otwiera i wszyscy parkują na przystrzyżonym trawniku.
Po zdjęciu kasków i użyciu wrodzonych talentów wizjonerskich pani z 10 euro od łba zjechała na 8. W nagrodę za włoską urodę dostali bilety na lokalną atrakcję z 50% rabatem.

http://tarcu.com/Preview/00597.jpg

Obok domku właścicieli stał drugi, nieco większy, dla gości. Trzy pokoje, kuchnia, łazienka, taras, to wszystko było do dyspozycji. Należało się zorganizować. Z wieczornych atrakcji została tylko biesiada. Należało ją przygotować i skonsumować.

Andrzej, Wieczny i Przemo pojechali na zakupy. Wzięli nawet Bajraszowy sprzęt, bo miał fajny kufer na flaszki. Dodatkowo wodoszczelna torba Calgona i wszystkie możliwe ekspandory.
Połowa klientów w sklepie to Polacy. Nikogo nie zdziwiły zakupy w postaci 8 flaszek wódki, 5 litrów wina i zgrzewki piwa dokonywanych przez trzech facetów.
Do tego zagryzki, ingrediencja na leczo i parę różnych, ostrych w smaku, węgierskich drobiazgów. Przy kasie analityczny umysł Wiecznego postanowił zweryfikować stan zapełnienia wózka.
- Przemo.
- Co tam?
- 8 flaszek i tylko 2 litry soku. Wracamy na dział napoje.

Hajs, nie grający roli, popłynął z karty Calgona. Bez najmniejszej napinki.


http://tarcu.com/Inne/paragon.jpg

Na Bajraszowej AT, którą przyszło prowadzić Wiecznemu, znalazło się chyba 5 flaszek, zgrzewka 4 butelek Coli, zgrzewa piwa, i trochę warzyw. Niestety już pod sklepem poległa pierwsza flaszka rozbijając się wewnątrz wodoszczelnej torby Calgona.
Załadowani jak wielbłądy ruszyli do domku. Motocykle waliły światłami w niebo, tylne koła tarły o błotniki a łożyska wałków zdawczych wołały "pomocy!".

W wolnej chwili Bajrasz poszedł do maszyny ułatwiającej życie w postaci kasy wydawanej ze ściany. Na ekranie maszyny widniał napis „Kivéve, ha” oraz kilka opcji. 100HUF, 1000 HUF, 100000HUF, 500000HUF. Ponieważ hajs nie gra roli, Piotr, zwany czasem pieszczotliwie Piotrek, wypłacił 500000HUF. Niebawem okazało się, że za tę kasę mógłby kupić średniej klasy samochód lub wyjechać na drogą wycieczkę lotniczą.
Przez dwa następne dni próbował wszystkim wciskać te HUFy. Do dziś jego ulubionym krajem podróżowania są Węgry.

Kiedy już wszyscy się rozpakowali, wykąpali przyszedł czas na biesiadny posiłek, połączony z degustacją napojów ratujących życie.

http://tarcu.com/Preview/00858.jpg

http://tarcu.com/Preview/00857.jpg

Kuchnia zaroiła się od facetów pełniących rolę kucharzy. Było bardzo gorąco i erotycznie.

http://tarcu.com/Preview/00859.jpg

Z wymieszania zrobionych wcześniej zakupów powstało leczo.

http://tarcu.com/Preview/00860.jpg

http://tarcu.com/Preview/00861.jpg

Tradycyjny węgierski posiłek smakował wszystkim. Rozmowy o życiu trwały całą noc.

http://tarcu.com/Preview/00862.jpg

http://tarcu.com/Preview/00863.jpg

Najbardziej gadatliwi zamknęli oczy po wschodzie słońca.

http://tarcu.com/Preview/00864.jpg

Następnego dnia przyszła pora na esencję turystycznej miejscowości. Baseny Hajduszoboszlo, żródła geotermalne, rury, zjeżdżalnie i niczym nie skrępowane moczenie dupy.

http://tarcu.com/Preview/00865.jpg

http://tarcu.com/Preview/00866.jpg

Było tak jak powinno być na basenach. Mokro, ciepło i erotycznie, za sprawą przechadzających niewiast.

http://tarcu.com/Preview/00867.jpg

Ktoś nawet zrobił konkursik, w którym wygrały kraciaste majteczki.

http://tarcu.com/Preview/00598.jpg

Ostatnie sztuki mentoli, połączonych z piwem, Rychu z Calgonem wspominają do dziś. Moczenie na zmianę w zimnej, ciepłej i gorącej wodzie spowodowało pomarszczenie skóry jak na uchu słonia.

Wszyscy czuli się idealnie i postanowili kiedyś wrócić w to urokliwe miejsce.

http://tarcu.com/Preview/00599.jpg

Po wypoczynku, jeszcze mały spacer po mieście. Calgon odwiedził ten przybytek niezależnie od tego czego spodziewał się tam znaleźć.

http://tarcu.com/Preview/00868.jpg

Wieczorna kolacja był skromniejsza od poprzedniej. Jutro do przejechania sporo kilometrów. Andrzej, Przemo i Rychu jak zwykle mieli najdalej. Andrzej pierwszy raz na królowej zrobił za jednym zamachem 1100 kilometrów.
Powroty do domów były bezpieczne, spokojne i bez zbędnych przygód.

EUeXxLGy9s0

deptul
07.02.2011, 21:32
Rychu, szacun:bow:
Lokales mnie powalił:D

Bartasso
07.02.2011, 21:33
Gregu, mistrzostwo świata:) przez ponad tydzień każdego wieczora wypatrywałem kolejnego odcinka, nie dość że zazdroszczę wyjazdu to i prozy którą tutaj dla nas stworzyłeś, mam nadzieje że będzie mi kiedyś dane powłóczyć się w waszym towarzystwie

Cynciu
07.02.2011, 21:44
Mistrzostwo Świata. Szkoda, że fajna jazda zawsze się musi skończyć

ŁukaszBIA
07.02.2011, 22:07
Szczaunek !! Przezajebista relacja, a film REWELKA:bow:

zbyszek_africa
07.02.2011, 22:31
Dzięki Wam uczestnikom tej wycieczki za piękną pojeżdżawę, Gregowi za ciekawą oprawę i przypomnienie tych niezapomnianych wrażeń :dizzy:
Do najbliższego:)

Dubel
07.02.2011, 22:40
Po prostu :bow: MISTRZOSTWO !!!!
Pozdro

czosnek
07.02.2011, 22:43
Kiedy następnym razem na moim telefonie wyświetli się "Rychu" a w słuchawce usłyszę:
- Czosnek, za 2 godziny ruszamy, pakuj się - a ja z gulem w gardle będę mówił, że nie mogę to bardzo proszę wywlec mnie siłą za ten głupi łeb.

Dziękuję za tą relację :)

Bull
07.02.2011, 22:47
Marzeniem moim jest aby kiedyś pojechać z wami !!! Relacja rewelacja !!!

borunin
07.02.2011, 23:39
Le Wypas

Ascona
07.02.2011, 23:54
Trochę żal że to już koniec :(
Ale pewnie wkrótce będą następne relacje :bow:
Dziękuję i pozdrawiam!
ascona88 :at:

majki
08.02.2011, 10:12
Nie no, Rychu i spółka ustanowili nową jakość. Wypas Panowie! :Thumbs_Up: :bow: :drif:

PS. czy tylko ja nie widzę Rychowych fotek (ani w FF ani w Chromie)?? Wcześniej widziałem wszystkie. :dizzy:

matjas
08.02.2011, 10:16
od kilku dni tylko ciorba burta chodzi mi po głowie.
niedługo trza będzie jechać śladami rycha i kompanii.

przezajebista relacja Gregó :D

matjas

Ronin
08.02.2011, 11:26
PS. czy tylko ja nie widzę Rychowych fotek (ani w FF ani w Chromie)?? Wcześniej widziałem wszystkie. :dizzy:

może stronka siedmiogregowa, chyba na której są fotki chwilowo się poskładała? ;) wczoraj widziałem, a dziś nie widzę...i nic wczoraj nie piłem! ;)

Cynciu
08.02.2011, 15:10
może stronka siedmiogregowa, chyba na której są fotki chwilowo się poskładała? ;) wczoraj widziałem, a dziś nie widzę...i nic wczoraj nie piłem! ;)

To wypij, takich fo się na trzeźwo nie ogląda :haha2:

Bartasso
08.02.2011, 16:09
od kilku dni tylko ciorba burta chodzi mi po głowie.
niedługo trza będzie jechać śladami rycha i kompanii.

przezajebista relacja Gregó :D

matjas

piszę się:D

duzy79
08.02.2011, 16:52
Na zdjęciach z dzieciństwa Deptul wygląda jak jeden z aktorów w filmie "Młode Wilki"

JarekAT
08.02.2011, 17:18
co do zdjęć to przejściowe problemy w dostawie prądu spowodowały ich niewidoczność
zachowajcie spokój i pogońcie energetykę na pomorzu ;)

calgon
08.02.2011, 20:54
jesli chodzi o foty to moim zwyciezca jest Deptul!!!!

7Greg
08.02.2011, 21:02
Taki MiliVanili :D w kooperacji z Wham :)

wieczny
08.02.2011, 21:07
Co trzeba zrobić, żeby po wpisaniu w Google "Tarcu" jako pierwsza wyświetlała się fotka ze wszystkimi naszymi AT na szczycie :)? Weźmy to jakoś wypozycjonujmy(?)... :). Teraz jedyna AT to Hanke Meyer i to gdzieś daleko na którejś stronie. Na EnduRomaniacs 2011 będzie w sam raz :).

7Greg
08.02.2011, 21:13
Po prostu nie umiesz szukać :)
http://www.google.com/images?hl=pl&safe=off&client=mozilla&tbs=isch%3A1&sa=1&q=africatwin+tarcu+hajduszoboszlo&aq=f&aqi=&aql=&oq=

wieczny
08.02.2011, 21:15
7nie, 7nie. Piszesz "Tarcu" - masz AT. Nie EXC, FSE, SX, SXF, EXC-R ani inna Mazda. Żeby Świat wiedział.

lena
08.02.2011, 22:16
No i ma Rychu co chciał, a nawet jak nie chciał to i tak ma - SŁAWA !!!
Niestety na tym parszywym świecie nic nie ma za darmo, ale o tym Rychu wie. Czy to przewidział? Tego nie wiem. Otóż, następny zamysł wyjazdowy Rycha będzie się musiał odbywać w ścisłej konspiracji = ściśle" zagangowany gang", w przeciwnym razie zamiast 10, będzie 40 motocykli :dizzy:. Wszyscy będą chcieli przeżyć przygodę życia, a potem być współbohaterami telenoweli ( bo odcinków będzie z pińcset:)) czytanej przez całą zimę przez forumowiczów. Ale co na to Rycho? Przecież On "nie jeździ z przypadkowymi ludźmi"... Czekam niecierpliwie rozwoju wypadków. I żeby nie było już takiego mdłego słodzenia dupy - 7 Greg - było nieźle, ale stać Cie na więcej :p

Roomyanek
09.02.2011, 01:11
No tak teraz to wszyscy Rychowi słodzą, ale życzeń imieninowych to w poniedziałek nikt nie złożył:lol8:;)

Ola
10.02.2011, 17:03
Od dziś Rycha tu już nie będzie... ale to dobra wiadomość. Rychu "przeniósł się" do Hall of Fame, także już się nie wymknie. Cała rychowa relacja jest dostępna w PDFie tu:

http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=2736 (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=2736)

Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć: dziękujemy Ci Rychu :bow::brawo:;)

Jedż czym prędzej na jakąś nową wyprawę, żebyśmy za długo nie czekali na nową sagę.

jochen
10.02.2011, 18:06
Olu, a dlaczego w archiwach Hall Of Fame nie widzę Twojej i Jurka relacji z Bhutanu? Jeśli to przez wrodzoną skromność, to jest ona całkowicie nieuzasadniona, Wasza opowieść była super! Proszę mi tu zaraz zrobić aktualizację;)

Zając
10.02.2011, 19:41
Normalnie jazda bez trzymanki , ubawiłem się jak mało kiedy - wielki szacun. :bow:

Gradient
10.02.2011, 22:03
O w mordę.Wreszcie znalazłem czas,żeby przebrnąć od początku do końca, jednym tchem przez tą relację i współczuję teraz wszystkim tym, którzy tego nie przeczytają. :at::at::at:
Uśmiałem się momentami po pachy.

Jedna z wieeelu perełek słownych tej relacji:

"Lepi w Rawiczu, na mokrej koleinie, wali figurę i głową atakuje drzwi busa. Kask ma homologowany więc nic się nie stało. Kiełbasa ma drogi, nowy kask więc nikogo głową nie atakował."

Zazdroszczę takich przeżyć jakich doznaliście.Zwłaszcza tego,że osiągneliście swój ostateczny,tak trudny cel.

Bartas
11.02.2011, 07:06
Czyta się na wesoło :) W sam raz, aby naładować baterie przed sezonem.

myku
12.02.2011, 14:48
Jakos nie moglem sie mobilizowac ostatnimi dniami,ale dzis przysiadlem i przeczytalem cala relacje na raz.BRAVO,swietny wyjazd:Thumbs_Up:.Gratuluje wszystkim:)

diverek
13.02.2011, 08:47
Wszelkie mowy pochwalne zostały już wstawione przez poprzedników. Podpisuje się oczywiście pod nimi. Dodam tylko że z owej relacji mógłby powstać świetny scenariusz, a potem i film przygodowy.

Nuvoletta
15.02.2011, 22:31
Majstersztyk :) wciągające, bawiące, inspirujące...do założenia własnego konta na AT, żeby móc czytać samej, a nie przez plecy innej osoby :) No i do podzielenia się własnymi wspomnieniami...

JareG
16.02.2011, 08:04
(..) Jedż czym prędzej na jakąś nową wyprawę, żebyśmy za długo nie czekali na nową sagę.
Toż on ciagle gdzies jezdzi.. :D:D:Thumbs_Up:

vasco
30.03.2011, 00:15
moim skromnym zdaniem najlepsza relacja jaką miałem przyjemność czytać.
Masz talent!!!!

czosnek
20.08.2012, 21:16
Po tegorocznej wycieczce relacja nabrała nowego blasku :)

33142

Jeszcze raz, Wielkie Dzięki Panowie :)

calgon
20.08.2012, 21:21
Ty przestań zaśmiecać ten wątek tymi fotomontażami tylko bier sie za pisanie czego nie skończyłeś!


ps. Szacun, ile razy leżałeś tylko bez kłamstw

Misza
04.10.2015, 22:41
To do kogo mam się zgłosić po te flaszkie? :)

7Greg
05.10.2015, 08:14
Do mnie :)

Poproszę fotę i adres do wysyłki :)

Rojek
05.10.2015, 15:16
Misza, dzięki za odkopanie tej relacji. Nie było mi dane do tej pory na nią trafić, a było co czytać! :)

calgon
06.10.2015, 06:43
To do kogo mam się zgłosić po te flaszkie? :)

Jak było?😜 fotki som?

Vito79
06.10.2015, 21:00
Fajna relacja, czytało się jak dobrą powieść :-)

Wysłane z tripmastera za pomocą Tapatalk.

JarekAT
06.10.2015, 21:01
To może jest znak, że trzeba powtórkę zrobić?

Misza
06.10.2015, 22:21
Kurde... coś mi się popieprzyło w kamerce i nic nie nagrała z całego wyjazdu... A tarcu były cały nagrywany :) Foty są ze szczytu tylko i to na telefoni kumpla.. jak go dopadne to wkleje :D

Generalnie jakoś prze-trudne to nie było :) Po skrzyżowaniu z tymi budyneczkami trochę popierniczyłem szlak i wbijaliśmy się na pałę pod górę... W pewnym momencie stwierdziłem, że to lekka przeginka i popatrzyłemw dół i zobaczyłem zarys szlaku. Wróciliśmy i już dalej chyba ta samądrogą co Wy.

Faktycznie były te wąwozy z luźnymi kamieniami i to była najtrudniejsza część... ale tam gdzie trzeba to spokojnie z gazem a tam gdzie trzeba dwójka i pizda i spokojnie do wjechania :) Sam wjazd zajął może pół godziny, pół godziny na górze i 15 minut zjazd. Na zjeździe się rozpadało i kamienie był już z mocno śliskie. Jedyna moja gleba to na zjeździe. Miałem złamaną klamkę hamulca po poprzednim dniu i palec już nie wytrzymał siłowo i brak hamowania przodem=lekka glebka :)

PS wszystko zrobione na łysym motoz desert z tyłu i łysym heidenau k60 z przodu :) Tomek tez na łysym K60 z tyłu i tkc. No i w butach trekingowych, nie crossowych :D

Jak dopadne fotke ze szczytu to wrzuce...

calgon
09.10.2015, 05:35
Bez odpoczynku i na łysych oponach to szacun dla Was mistrzunie!

Ja tutaj na Afryce stawałem kilka razy🙀🙀🙀🙀

58542

fot. pożyczone.

7Greg
13.01.2022, 17:04
Chyba dawno nikt nie był na Tarcu ;)

Parę fotek z dzisiaj :)


112785

112786

112787

112788

112789

112790

112791

112792

112793

calgon
13.01.2022, 17:19
tabliczkę zmienili:-)

Melon
13.01.2022, 17:25
:Thumbs_Up: Ale piękna zima. :)

Mhv
13.01.2022, 17:27
Foty piękne, dzięki..:)

nabrU
13.01.2022, 18:06
:Thumbs_Up: Ale piękna zima. :)

I tu się z Tobą zgodzę, Melon. Takiej zimy mi w UK brakuje ;)

tomekt
13.01.2022, 18:21
Nie wiem czy brakuje ale w Irlandii 5 cm śniegu paraliżuje kraj zamykają szkoły puste półki i np
https://www.youtube.com/watch?v=JZz856mL4Io&t=33s

JZz856mL4Io

Lucky Luke
21.01.2022, 10:13
Chyba dawno nikt nie był na Tarcu ;)

Kiedy my tam byliśmy 2018?
Super foty , przydałby się motocykl z taśmą ;)

7Greg
21.01.2022, 14:11
To trzeba Piranie wołać :)

Lucky Luke
21.01.2022, 14:31
To trzeba Piranie wołać :)

On to tylko sanki tym ciąga :P :D