View Full Version : Mazury i Warmia - czerwiec 2010
Tegoroczny wyjazd wakacyjny został oparty o doświadczenia z poprzedniego roku, w którym to kilka dni byliśmy z żoną na Mazurach. Doświadczenia te były co najmniej miłe dla oczu, duszy i ciała. W związku z tym zapragnęliśmy w tym roku zbadać dogłębniej tą krainę tysiąca jezior. Badawczość ta miała polegać na zwiedzaniu i urzekaniu się widokami. W tym roku nie było za bardzo mowy o obijaniu się. Wyjazd zaplanowany był na wczesny poranek 14 czerwca 2010r. Jadę ja i żona. Wyjeżdżamy we dwoje, a potem jeździmy we troje. Pewnie niektórzy pomyślą, że dziecko w drodze ;), ale nie….. to kolega JuIo dzwoni do nas dzień wcześniej, że jego wyprawa na Krym się właśnie rozpadła i czy nie może do nas dołączyć, bo się oparł gdzieś na wschodzie Polski i nie bardzo wie co zrobić z dwoma tygodniami urlopu. No co nie jak tak, co dwie Afryki to nie jedna. Dobra koniec bajania, przechodzimy do konkretów.
Dzień 1 (14.06.2010r)
Jako, że dzień wcześniej była piękna pogoda, to nastawiłem budzik na 5 rano. Faktem jest, że niewiele spałem, bo jak można spać ze świadomością, że za kilka godzin przygoda się zacznie. No więc wstaje o tej 5 i coś dziwnie ciemno jest…. Hmmm czyżby to moje oczy takie zmęczone czy jak? Jednak to nie zmęczenie, całe niebo w gęstych i ciemnych chmurach. Deszcz leje jak z cebra. Patrzę przez okno, Afryka stoi i tak jakoś dziwnie zachęca mnie swoimi oczkami, żeby jednak na nią wskoczyć i pognać przed siebie.
13077
13078
Decydujemy z żoną, że jednak jedziemy, w końcu kolega gdzieś tam na drugim krańcu kraju szykuje się do wyjazdu i spotkania w umówionym miejscu. Trochę się przejaśnia, my już spakowani wsiadamy na moto i jedziemy zatankować. Żeby jednak nie było za różowo, zaraz po zatankowaniu ruszamy w pięknej gęstej ulewie. Gdzieś w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego zjeżdżamy, żeby wypić coś ciepłego i założyć membrany do butów działające tylko w jedną stronę (czytaj reklamówki jednorazowe). Wchodzimy do baru i nagle wszystkie panie za ladą zatrzymują się w bezruchu dziwnie na nas spoglądając. Co jest, myślę sobie? Patrzę na żonę i wszystko jasne… Weszliśmy w strojach przeciwdeszczowych moro i kominiarkach na głowach.
13079
Szczerze powiedziawszy mieliśmy z tego niezły ubaw, a i kelnerki miały ciekawszy dzień ;-) Po gorącej kawie poszedłem do toalety założyć „membrany” do butów. Najpierw jednak musiałem ostrożnie wyciągnąć stopę i wylać zawartość buta do wc. Okazało się, że buty są wodoszczelne, tzn jak złapią wodę to już nie wypuszczą.
Z poprawionymi znacznie humorami wsiadamy na Afrykę i dzida w kierunku Płońska (tam umówiliśmy się na spotkanie). Droga była trochę męcząca, bo momentami deszcz tak lał, że trzeba było jechać 60km/h. W końcu docieramy na miejsce, ale musimy czekać na JuIo, bo złapała go po drodze burza i musiał zjechać i przeczekać. Znajdujemy jakiś zajazd i jemy pyszny żurek i pijemy kawę.
Druga Afryka dociera niebawem, pogoda zaczyna się poprawiać i planujemy, że po drodze do Olsztyna wjedziemy zdobyć Grunwald. Po dotarciu na miejsce już przestało padać. Grunwald jest wioską, na terenach której odbyła się bitwa z krzyżakami. Na miejscu jest pomnik upamiętniający tamte wydarzenia oraz układ sił ułożony z kamiennych bloczków obrazujący rozmieszczenie wojsk.
13080
13081
13082
13083
13084
13085
Po zdobyciu Grunwaldu, jako że jest już popołudnie zaczynamy szukać noclegu. Na mapie rzuca nam się w oczy miejscowość Pluski. Wbijam w nawigację i lecimy. Po drodze ustawiam ścieżkę rowerową i tym sposobem docieramy do Plusek przez lasy. Na miejscu jemy obiad w bardzo klimatycznej restauracji. Jest tylko jedna, także łatwo trafić. W środku można się poczuć jak w domu sprzed 50 lat. Poszukiwanie noclegu spełza na niczym, ale dostajemy namiary na miejscowość Dorotowo i to jest strzał w dziesiątkę. Niewielka miejscowość, a miejsc noclegowych do wyboru dużo. JuIo upiera się, że koniecznie chce pokój z widokiem na jezioro i taki znajdujemy u sołtysa J Wszyscy mamy widok na jezioro Wulpińskie, które zaczyna się na podwórku. Fajnie jest mieć swój kawałek dużej wody z pomostem.
13086
13087
13088
13089
Wieczorem rozpalamy ognisko, pieczemy kiełbaski i pijemy to i owo ;-) Tak kończymy pierwszy dzień.
Dzień 2 (15.06.2010)
Rano wstajemy i żeby wyjazd nie był do końca normalny postanawiamy jechać do Malborka, przecież to raptem 150km i "prawie" na Mazurach. Pogoda nas nie rozpieszcza, cały czas chmury i przelotne opady deszczu. W nawigacji wbijamy omijanie dróg ekspresowych itp. i dzięki temu jedziemy przez malownicze wioski krętymi i wąskimi drogami. Większość tych dróg to kostka brukowa, sucha jeszcze ok, ale po deszczu bardzo śliska. W końcu docieramy na miejsce. Pierwszy rzut oka z parkingu pod zamkiem i jakiś taki mały ten zamek…
13094
Idziemy po bilety i na miejscu mamy do wyboru przewodnika lub przewodnik audio. My wybraliśmy audio, zakładamy słuchawki na uszy i punkt po punkcie zwiedzamy i odsłuchujemy kolejne kawałki historii i ciekawostki dotyczące zamku. Okazuje się, że zamek jest ogromny i zarazem bardzo ciekawy.
13095
13096
13097
13098
13099
13100
13101
13102
Na nas Malbork zrobił ogromne wrażenie. Jeśli ktoś nie był, a będzie miał możliwość to szczerze polecam! Trzeba poświęcić kilka godzin, ale naprawdę warto.
13103
13104
Dzień 3 (16.06.2010)
Po śniadaniu decydujemy, że dziś zwiedzimy Olsztyn, Dobre Miasto, Lidzbark Warmiński i na koniec Jeziorany. Plan ambitny, ale możliwy do zrealizowania. Wreszcie jest dzień w pełni słoneczny i ciepły, więc zostawiamy przeciwdeszczówki w domu. Z Dorotowa w którym mamy nocleg jest rzut beretem do Olsztyna. Docieramy tam przed południem, zwiedzamy sobie całkiem fajną starówkę z dużą ilością gastronomii i idziemy na kawę.
13107
13108
13109
13110
13111
Kawa jest super! Tzn. kawa może taka dość normalna, ale kelnerzy którzy nas obsługiwali przeszli sami siebie. Początek tradycyjny: co podać itd. JuIo zamawia kawę i szarlotkę na ciepło, my tylko kawę i jakieś małe ciastko. Po chwili przynoszą wszystko i okazuje się, że szarlotka jest zimna, ale to przecież drobnostka. Po jakimś czasie podchodzi kelner i pyta, czy wszystko ok, no więc mówimy mu, że szarlotka miała być ciepła. On zdziwiony, że niby jaka była – no zimna była, ale ok mamy wakacje i pełny luz. Prosimy o rachunek i grzecznie czekamy, aż nam go przyniosą. 10 minut – nic, 15 minut – nic, w końcu przychodzi w radosnych podrygach drugi kelner i daje nam na tacy zapalniczkę. Co jest kur…..cze ? Dziękujemy za gratisową zapalniczkę i przypominamy, że prosiliśmy wcześniej rachunek. Ten w szoku, zabiera zapalniczkę mówiąc, że to jego prywatna i że myślał, że chcemy zapalić. No i się zaczęło, śmiejemy się na maksa, a sympatyczny kolega idzie po rachunek. Wraca i żeby nas humor nie opuścił przynosi paragon w czymś przypominającym mały notes z przypaloną połową okładki.
13112
Tym oto sposobem radośni i pełni szczęścia idziemy zwiedzać Muzeum Warmii i Mazur przed którym siedzi sobie Mikołaj Kopernik ze świecącym nosem. Muzeum z dość dużym dziedzińcem i wieżą z której rozciąga się widok na całe miasto.
13113
13114
13115
13116
13117
Po drodze z Olsztyna do Lidzbarka Warmińskiego jest miejscowość Dobre Miasto. W nim zatrzymujemy się przy baszcie z rycerzem. Moja żona próbuje zabrać mu miecz, ale jakoś nie bardzo jej to idzie ;-)
13118
13119
13120
Z Dobrego Miasta lecimy do Lidzbarka Warmińskiego. Po dotarciu do celu, tzn. zamku który chcieliśmy zwiedzić okazuje się, że jego większa część jest w remoncie i niewiele jest udostępnione do zwiedzania.
13121
13122
13123
13124
Nieco zawiedzeni wskakujemy na Afryki i jedziemy na Jeziorany. W Jezioranach jest kościół z bardzo bogatym wnętrzem. Niestety żona i kolega już nie dają rady i zostają przy motocyklach, więc sam idę zbadać teren i pstryknąć kilka fotek.
13125
13126
13127
Wieczorem grill i planowanie dnia kolejnego.
13128
Pięknie - byłem tam gdzie Ty w zeszłym roku i chętnie bym wrócił :)
Zamek w Malborku również polecam - kilka godzin zwiedzania, historii i zakamarków.
W Olsztynie Stare Miasto również można odwiedzić - dla relasku.
Pięknie - byłem tam gdzie Ty w zeszłym roku i chętnie bym wrócił :)
Zamek w Malborku również polecam - kilka godzin zwiedzania, historii i zakamarków.
W Olsztynie Stare Miasto również można odwiedzić - dla relasku.
My dopiero co wróciliśmy, a już byśmy chcieli jechać drugi raz :D
Dobra zbieram myśli, żeby opisać kolejny dzień.
Dzień 4 (17.06.2010)
Po śniadaniu i pożegnaniu się z naszym sympatycznym gospodarzem udajemy się w stronę Giżycka, bo tam planujemy znaleźć jakieś pole namiotowe na kolejne kilka dni.
13129
Po drodze wjeżdżamy do miejscowości Reszel i tam zwiedzamy zamek biskupów warmińskich, który obecnie jest zamieniony w hotel. Można tylko wejść na dziedziniec i na wieżę, z której jest widok na całe miasto.
13130
13131
13132
13133
Kolejnym etapem podróży jest kościół w Świętej Lipce. Obecnie jest w remoncie, ale cały czas odbywają się koncerty organowe. Czekaliśmy na koncert z 20 minut. Było warto! Organy są ogromne, a ruchome elementy na nich tworzą niesamowity obraz. Dźwięk wydobywający się z nich spowodował u mnie dreszcze i poczucie lekkości ducha.
13134
13135
13136
Po nakarmieniu zmysłu słuchu jedziemy szukać noclegu do Rydzewa. Po drodze omijamy stacje benzynowe i na miejscu okazuje się, że w mojej Afri raczej już nie ma paliwa, albo jest go niewiele, a pora jest już prawie wieczorna. Dowiadujemy się, że kilka km dalej jest CPN i z duszą na ramieniu z pełnym załadunkiem jedziemy zatankować. Udaję się dotrzeć na miejsce, na szczęście było otwarte. Wracamy i znajdujemy pole namiotowe tuż obok Baru Pod Czarnym Łabędziem, w którym to jemy pyszną kolację.
Rozbijamy się nad samym jeziorem i siedzimy do późna pod gwiaździstym niebem delektując się różnymi trunkami.
13137
Dzień 5 (18.06.2010)
Jako, że ostatnie kilka dni intensywnego zwiedzania dało nam w kość postanawiamy dzień dzisiejszy spędzić na nie robieniu niczego ;-)
13138
13139
13140
W pewnym momencie widzę, że JuIo niesie wędkę i jest bojowo nastawiony na łapanie ryb. W sumie niezła przygoda by była, tak nałapać ryb i je potem upiec. Zastanawiam się czy będą w ogóle brały i jakież jest moje zdziwienie, kiedy po jakichś dwóch minutach wyciągamy pierwszą poważną sztukę ;-) Podjarani na maksa szykujemy garnek, pierwszy raz w życiu patroszę rybę i z pełnym utęsknieniem czekam na kolejne dorodne sztuki… Niestety chyba ta jedna została podesłana przez inne rybki na ofiarę, bo żadna potem nie chciała się skusić na wspaniałe robaki, które JuIo znajdywał w jakichś dziwnych miejscach.
13141
13142
13143
13144
Tym oto sposobem zostaliśmy z jedną rybką w garnku i stwierdziliśmy, że nie warto się z nią męczyć. Jeść jednak coś trzeba. Padło na żurek z kiełbaskami. Ja gotowałem żurek, a JuIo kiełbaski. Żona była zdziwiona i zadowolona, że będę ja gotował. Nikt mi jednak nie powiedział, że do takiego małego garnka wsypuje się jedną torebkę, więc wsypałem dwie. Jakież było moje zdziwienie, gdy żurek zaczął bez ostrzeżenia wychodzić z garnka… Ale szybka akcja, troszkę wylądowało na trawie, a resztę o konsystencji pasty czy czegoś podobnego podzieliliśmy i tak wyglądał nasz obiad.
13145
Ogólne ochłodzenie przez ostatnie dni miało swoje zalety, otóż dzisiaj było gorąco, więc pić ciepłe piwo to byłaby katorga, ale chłodna woda jeziora była super chłodziarką. Tak cały dzień minął na nie robieniu niczego…
13146
13147
Dzień 6 (19.06.2010)
Jako, że ostatnie kilka dni była piękna pogoda, to oczywiście nie mogło to za długo trwać. Budzę się coś około 5 rano, a tu dziwne dźwięki słyszę na namiocie. No tak, leje deszcz! Tak cały czas do około 8.00. Momentami był tak intensywny, że zastanawiałem się, czy aby przypadkiem nie pada grad. Szczerze powiedziawszy był to pierwszy nocleg już od kilku lat pod namiotem, a i był to świeżo kupiony namiot, więc na początku miałem trochę obaw. Jednak zakup tego namiotu okazał się strzałem w dziesiątkę.
Przestało padać, postanawiamy coś zjeść i jedziemy szukać noclegu niekoniecznie pod namiotem. Zatrzymujemy się w Giżycku w przypadkowo napotkanej restauracji. Mamy szczęście, bo jest ona tuż obok mostu. Nie jest to zwykły most zwodzony jakich większość. Prawdopodobnie jest to już jedyny czynny most uchylny, tzn. nie podnosi się do góry, ale przekręca się siłą mięśni na bok i dopiero wtedy łodzie itp. mogą pod nim przepłynąć. Ciekawostką jest to, że most waży coś około 19 ton, a jest obracany siłą mięśni jednego człowieka.
13260
13261
13262
Popijamy kawę i nagle podjeżdża do nas koleś i pyta czy nasze te motorki (motorki – ha ha dobre). Przedstawia się i wypytuje po co i na co. Pytamy go czy jeździ też motocyklem, a on na to, że nie, ale ma zajebiaszczy rowerek i nim sobie jeździ. Tak oto poznaliśmy Maćka z zajebiaszczym rowerkiem :haha2:
Miła pani kelnerka mówi nam, że w miejscowości Wilkasy można znaleźć dobre i tanie noclegi. Rzeczywiście dość szybko znaleźliśmy nocleg, a że było jeszcze dość wcześnie szybko postanawiamy, że jedziemy do Gierłoży.
Droga do Gierłoży była niekoniecznie normalną drogą, jaką pojechalibyśmy kierując się mapą. Używając nawigacji wystarczy ustawić przejazd ścieżką rowerową i przygoda gwarantowana. Dzięki temu jedziemy lasami, jak się potem okazało częścią trzeciej strefy, która oficjalnie nie jest udostępniona do zwiedzania. Mijamy po drodze zniszczone budynki, bunkry itp.
13263
13264
W pewnym momencie ścieżki w nawigacji się kończą i zaczynam się zastanawiać co dalej. Mamy jednak szczęście i spotykamy pojazd wojskowy na żółtych tablicach. Jest to wycieczka, która wyrusza z Wilczego Szańca w Gierłoży i wozi turystów po tej strefie. Tłumaczę jednemu z tego wozu, że ta zła i niegrzeczna nawigacja nas tak poprowadziła w te lasy i nie wiemy, gdzie dalej jechać. Każą nam jechać za nimi, tylko wolno, bo to bardzo wolny pojazd. Zapomniał dodać, że oprócz tego, że wolny to jeszcze wyrzuca z siebie takie ilości dymu, które wzrokiem ciężko ogarnąć ;-)
13265
13266
13267
13268
13269
Docieramy szczęśliwi, ale lekko podduszeni dymem na miejsce. Po dotarciu zostawiamy maszyny i idziemy do punktu, w którym można wziąć przewodnika. Trafia nam się naprawdę dobry przewodnik z ogromną ilością wiedzy i ewidentną chęcią jej przekazania – po prostu odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Zwiedzamy kawałek po kawałku i słuchamy niesamowicie ciekawej historii tego miejsca. Mamy to szczęście, że jesteśmy ostatnią grupą tego dnia i nasz przewodnik oprowadza nas najdłuższą ścieżką zwiedzania i prawie dwukrotnie dłużej niż normalnie. Na koniec to on nam dziękuje, bo jak to powiedział nie często trafia się grupa, w której ludzie mają wiedzę i chcą również słuchać. Wrzucam tylko zdjęcia, bo jeśli ktoś chce naprawdę poznać to miejsce to musi to zrobić sam i koniecznie z przewodnikiem.
13270
13271
13272
13273
13274
13275
13276
13277
13278
13279
Na koniec jesteśmy już zupełnie padnięci i wracamy na nocleg.
Dzień 7 (20.06.2010)
Jest niedziela, ale my wstajemy wcześnie. JuIo niestety musi wracać do domu, wiec na zakończenie wspólnej podróży jedziemy zwiedzać twierdzę Boyen w Giżycku. Niestety na miejscu nie ma przewodnika, więc sami przemierzamy cały obszar twierdzy.
13281
13280
13282
13283
13284
13285
13286
Po twierdzy jedziemy na kawę, a potem się już rodzielamy. JuIo jedzie do domu, a my na północ do Rapy.
Po drodze napotykamy ciekawą rzeźbę stojącą obok jakiegoś domu, a potem to już tylko pola, lasy, łąki i małe bagienka. Miejscami przytłaczające widoki zniszczonych PGR-ów i pałacyków.
13287
13288
13289
13290
13291
13292
13293
Drogami bardzo kiepskiej jakości docieramy do celu naszej podróży – piramidy w Rapie. Na miejscu podchodzi do nas „lokalny przewodnik” i proponuje oprowadzenie i opowiedzenie historii tego miejsca za opłatą jaką uznamy za stosowną. Decydujemy się i słuchamy bardzo dokładnej i szczegółowej historii o tym miejscu, o siłach panujących wewnątrz piramidy. Ciekawostką jest, że wokoło jest masa komarów, a wewnątrz piramidy żaden nie przeżyje dłużej niż 15 sekund. W piramidzie nie ma okien, są tylko kraty, a zwłoki w niej pochowane same się zmumifikowały. Na zewnętrznej ścianie są dwa oznakowane kamienie, w których kondensuje się energia z kosmosu ;). Po dotknięciu ich można poczuć ciepło, zimno, lub mrowienie. Jakież było moje zdziwienie, gdy dotknąłem pierwszy kamień i poczułem taki przyjemny chłód, a kamienie otaczające były lodowate. Po dotknięciu drugiego to był szok, niesamowite mrowienie na całej dłoni.
Na koniec dziękujemy przewodnikowi który obecnie jest w 5 klasie i robimy sobie pamiątkową fotkę.
13294
13295
13296
Kolejnym punktem dzisiejszego dnia są Mamerki. Docieramy tam omijając drogi główne, dzięki temu karmimy nasze oczy przepięknymi widokami. Jako, że twierdzę Boyen zwiedzaliśmy bez przewodnika i było to kiepskie zwiedzanie, pytamy zaraz na miejscu o takiego. Dwaj mili panowie odpowiadają, że gdzieś się tu kręcił i za chwilę powinien być. Mówią też, żeby twardo negocjować z nim cenę. Hmmm dziwne. Jednak po chwili wiemy dlaczego to powiedzieli. Z lasu wyłania się „przewodnik”. Lekko chwiejnym krokiem z puszką piwa w ręce. Oczywiście pierwsza propozycja i pada 60zł, widzimy, że jegomość już słabo stoi na nogach, grzecznie dziękujemy. Ten od razu 40zł, my nadal dziękujemy, no więc schodzi na 30zł. Mamy niezły ubaw, ale mimo to dziękujemy i postanawiamy sami przejść sieć bunkrów, o których budowie wiemy już bardzo dużo po pobycie w Wilczym Szańcu. Jeśli będziecie na miejscu to warto przejść podziemiem między bunkrem 28, a 30. Tzn wchodzimy jednym a wychodzimy drugim.
13297
13298
13299
13300
13301
13302
Dzień 8 (21.06.2010)
W miejscu noclegu dowiadujemy się o bardzo fajnym punkcie widokowym. Punkt ten znajduje się za miejscowością Ryn, koło wioski Notyst Wielki. Wjechać tam można autem terenowym, albo enduro. Widok jaki rozpościera się przed naszymi oczami jest powalający. Żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać tego, co zobaczyliśmy. Miejsce to położone 152 m.n.p.m., z którego widać dwa łączące się jeziora.
13303
13304
13305
P.S. Nigdy nie dawajcie Afryki kobiecie ;) :D
13306
Po pół godzinie zachwytów postanawiamy jechać do Mrągowa, ale nie wracamy już na asfalt, tylko jedziemy dalej polną drogą i wjeżdżamy w lasy. Droga ciężka, piaszczysta i z wystającymi korzeniami, ale za to dająca dużo frajdy z jazdy. Po dobrych 20 km wyjeżdżamy na asfalt w jakiejś wiosce położonej w lesie. Dalej już tylko po czarnym docieramy do Mrągowa.
W Mrągowie zwiedzamy centrum miasta, a potem jedziemy duktem nad samym brzegiem jeziora. Pijemy kawę w restauracji tuż nad jeziorem. Obok jest molo, przy którym kłębią się duże ilości kaczek i kurek wodnych, regularnie dokarmianych przez dziadków z wnuczkami.
13307
13308
13309
13310
Skoro już jesteśmy w Mrągowie, to musimy koniecznie zobaczyć amfiteatr w którym odbywa się Mazurska Noc Kabaretowa. Znajdujemy, ale po drugiej stronie jeziora. Czujemy się jakoś dziwnie, bo w telewizji to taki on duży, a w rzeczywistości raczej mały.
Po krótkim występie zakończonym owacjami mojej żony postanawiamy wracać do Giżycka.
13311
13312
Po drodze z Mrągowa do Giżycka zaciekawia nas znak „miejsce do biwakowania”. Jako, że już kilka dni wcześniej taki widzieliśmy i było to miejsce położone nad samym brzegiem jeziora, to postanawiamy również tą miejscówkę zobaczyć. Miejsce z przed kilku dni znajdowało się jakieś 100m od drogi. To do którego chcieliśmy dotrzeć znajdowało się jakieś 10 km od drogi. Jazda przez las, po piachu była kolejnym ciekawym doznaniem. Po drodze mijaliśmy traktory wyciągające ścięte drewno, wjeżdżaliśmy na górki, z których zjeżdżało się po kamienistych wybojach. Swoją drogą komu przyszło do głowy, żeby w środku lasu układać na drodze kamienie… Jedziemy, jedziemy i w końcu jest! Niesamowita dzicz, wszechogarniający spokój. Tylko jedna ławeczka i miejsce po ognisku. Świetne miejsce do biwakowania!
13313
13314
13315
13316
13317
Wracamy do Giżycka i wbijamy na wieżę ciśnień. Na samej górze jest taras, z którego widać całą okolicę. Wewnątrz można wypić kawę.
13318
13319
13320
13321
Po wieży ciśnień jedziemy pokręcić się po Giżycku i trafiamy do baru nad kanałem wodnym, którym pływają żaglówki przez miasto. Jesteśmy nieźle zdziwieni cennikiem, bo ceny ryb są o połowę mniejsze niż w pozostałych barach. Zamawiamy sandacza. Przynoszą nam gotowe danie i miła pani mówi, że sami łowią ryby i dlatego są zawsze świeże. Próbujemy i rzeczywiście pyszne.
Jest to już ostatni dzień naszego pobytu, więc na zakończenie idziemy zwiedzić port w Wilkasach.
13322
13323
Dzień 9 (22.06.2010)
- Koniec tego dobrego, włączam nawigację – 500 km do domu.
Spuszczam Afrykę z łańcucha i jazda :at:
13324
Niestety powrót nie należał do najprzyjemniejszych. Podmuchy wiatru były momentami tak silne, że jechałem z niezłym przechyłem. Docieramy do domu po południu i tak kończy się tegoroczna przygoda na Warmii i Mazurach.
No to na tyle by było. To jest mój pierwszy opis wyprawy, także proszę o wyrozumiałość :D Ewentualne uwagi mile widziane.
Lidzbark i DObre to moje rodzinne mieściny - więc miło było poczytać :)
Fajna relacja no i zaj... miejsca :Thumbs_Up:
luzMarija
12.07.2010, 23:59
I wszędzie mieli kawe.
i gorzką żołądkową:D
ooooo tak, gorzka żołądkowa i ta Twoja manierka :D
Byłem widzałem jest ekstra :D fajnie się tam lata
Byliście już tak blisko i nie pojechaliście na Kanał Mazurski?
Warto zobaczyć chociażby śluzę Leśniewo (Siara miał rację miały rozmach sqrw... choć akurat to ci inni :) )
pozdrawiam
prusak
Byliście już tak blisko i nie pojechaliście na Kanał Mazurski?
Warto zobaczyć chociażby śluzę Leśniewo (Siara miał rację miały rozmach sqrw... choć akurat to ci inni :) )
pozdrawiam
prusak
My byliśmy blisko, tylko kasa się skończyła. Co się odwlecze to nie uciecze. :D
Skocz do powitalni, bo możesz zostać kiepsko przyjęty na forum :p
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.