PDA

View Full Version : Triglav Project - Slovenia, Alpy, Włochy, 2023


Ciaho
25.07.2023, 08:56
<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/k7tmBDxIPzI" title="YouTube video player" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture; web-share" allowfullscreen></iframe>
Często mam tak, że pomysł na kolejny wyjazd rodzi się w głowie jeszcze w trakcie trwania poprzedniego. Choćby w formie zalążkowej myśli. W ubiegłym roku przeżyliśmy niesamowitą galopadę po Bałkańskich bezdrożach. W trzy tygodnie przekroczyliśmy kilkanaście granic, zasmakowaliśmy wielu kultur, kuchni nachapaliśmy się pocztówkowych widoków jak wygłodniała świnia żołędzi. I pod koniec wyjazdu dopadła mnie refleksja, że trochę za dużo tego, za szybko, zbyt intensywnie. Że nie jestem w stanie należycie się tym nacieszyć, nie nadążam trawić bodźców. Wpadłem do domu jak po dobrej rockowej imprezie z hukiem w głowie i rozedrganymi z emocji rękoma, nie wiedziałem za co się zabrać, jak to wszystko przetrawić. Chciałem nieco zweryfikować ideę następnej wyrypy, zredukować trochę galopadę na rzecz wolniejszego kłusu, może nawet przejść do stępa momentami. Nacieszyć się jednym krajem, posmakować go na spokojnie bez wszechobecnego zapierdolu na czas. Niby proste, ale nie łatwo się pozbyć tego wciąż smagającego batem woźnicy, który siedzi w głowie.

https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-FfcixTJTaMSmy1C2-FEvHXa2bDk1gAmIzwuHp9SJHmv52CPNR0SK5oY3z8IX8WqRuuL 5OqCfMkWCOrlZ6WlKrYo8BwB2zfmm-vKcXpVRS6L8YsDmWV2dEnTL0Sq-yyoghhD-7ojefU7BAUlRxNYVHWg=w1466-h977-s-no?authuser=0
Druga składowa niezbędna do ogarnięcia wyjazdu to obrać właściwy kierunek. Trochę tak dla domknięcia tripu po Bałkanach wybieram kraj, którego do tej pory mocno nie doceniłem - Slovenia. Dwa czy trzy razy przejeżdżałem w zasadzie przez sam jej narożnik, tranzytowo, bez zadumy, bez postoju. A doszły mnie słuchy, że oni tam mają Alpy, jedne z najpiękniejszych gór na świecie. Mają niesamowite jaskinie, Adriatyk, piękne miasteczka, wodospady, mosty i drogi kręte tak, że każdy motocyklista oblewa się potem niczym ksiądz na widok ministranta. To ta zachodnia część Bałkanów, nieco bardziej uczesana grzebieniem Europejskich norm, gdzie płatność kartą jest ogólnie dostępna, drogi są w bardzo dobrym stanie i po angielsku porozumieć się to nie problem, to ona ma Miłość w nazwie i musiałem sprawdzić dlaczego.

Plan więc z grubsza mam i tym razem realizacja ma przyjąć nieco odmienną niż zwykle dla mnie formę.
Pierwsza różnica polega na celowym spowolnieniu, wplatam więc miedzy motocykl element górski w Słoweńskich Alpach, poza zwykłymi klamotami targam dodatkowy zestaw ciuchów, wysokie buty podejściowe, uprząż, lonżę i parę innych drobiazgów. Nie ma może tego jakoś bardzo dużo, bo zawsze staram się pakować na lekko, ale i tak Trampek jest dużo bardziej objuczony niż kiedykolwiek wcześniej, a na plecach mam jeszcze 45 litrowy plecak. Na szczęście jestem doposażony w nowe sakwy IRONCLAD i nachwalić się ich nie mogę.
Druga różnica polega na tym, że jadę sam. Nie udało nam się jakoś zsynchronizować zegarków z chłopakami i każdy jedzie w swoim czasie i własną drogą. Doskonale nam się razem jeździ, wspólnie dzieląc przeżycia i problemy, niemniej i wyjazd solo to odmienne doświadczenie i chyba od dawna tego potrzebuję.

Ruszam pod koniec czerwca mając zaledwie 10 dni wolnego, lecz wstępnie analizując trasę nie zakładam przejechać wiele więcej niż 3000 km. Spokojnie powinno wystarczyć.

Dzień zaczynam z nastawieniem tranzytowym. Chciałem wstać i ruszyć jak najszybciej, ale o 5 rano leje więc się nie zrywam i leżę spokojnie do 6, kiedy ulewa zaczyna się wyciszać. Biorę jeszcze piesa na dłuższy spacer, żeby choć dziś miał okazję się wyżyć z rana. Będzie mi brakowało jego kudłatej mordy, choć to niby tylko 10 dni. W międzyczasie asfalt trochę przesycha, bez wielkich rewelacji, ale przynajmniej kałuż już nie ma. Ostatecznie ruszam po ósmej i wybieram boczne drogi z planem, by na wieczór się zameldować w Szklarskiej Porębie.
Podobnie jak w zeszłym roku, postanowiłem sobie urozmaicić wyjazd glebą na rolkach. Tydzień przed startem, wyłożyłem się niefartownie. Pizgłem może mniej groźnie niż w ubiegłym roku, ale dość dokuczliwie, bo zbiłem sobie tyłek. Rozbiłem też doszczętnie GoPro, ale nowy przyszedł w ciągu kilku dni, a dupa jednak ta sama. Coś tam naciągnąłem chyba, bo ciężko mi wysiedzieć 15 min w bezruchu. Na miękkim to jeszcze jak cię mogę, ale na czymś twardym jak mam usiąść, to czuję się jak na przesłuchaniu przez świętą inkwizycję. I jak Boga kocham wszystkich bym na tym przesłuchaniu wsypał i jeszcze sporo od siebie dodał o czarach herezji i obcowaniem z demonami, byle dupa już nie bolała. Ale jakoś o nic nie pytają, a wysiedzieć trzeba. Umawiam się sam ze sobą, że nie będę robił przerw częściej niż co 100km. Trampek mi dobrze leży i długie odcinki jadę po prostu na stojąco. Do każdej wioski czy miasteczka wjeżdżam niczym Napoleon wyprostowany i podziwiający z góry podległe mu włości. Zaczynam podejrzewać, że spora część z imperialnych podbojów historii miała swe źródło w czyimś bólu dupy… ale nie o tym nie o tym.

Mam jednak w tym trochę farta, bo Polska cała burzowa. Leje i wieje, ale zwykle trafiam na ślady ulewy, która przeszła dopiero co, a sam jestem suchy.
Gdzieś w połowie dnia odwalam grubszą manianę i wstyd się przyznać, ale niech będzie, jak relacja to ma być rzetelna. Każdy kto mnie zna, przyzna, że nie jestem wzorem zorganizowania, skupienie uwagi to nie moja supermoc, raczej kroczę w chaosie i oparach ADHD.
Jadę więc wzdłuż torów kolejowych I Google pokazuje mi na nich nawrotkę. Patrzam w telefon z uwagą czy dobrze interpretuję to co na ekranie kiedy z zadumy wyrywają mnie dzwonki na przejeździe. Jestem dokładnie obok sygnalizatora, na którym właśnie zapaliło się czerwone światło. Stanąłem od razu bo i tak ledwie się toczyłem. Patrzę jak po przeciwnej stronie opada szlaban i myślę sobie, że dziwne trochę że tam jest szlaban, a tu nie ma. Podnoszę głowę za siebie i w tym momencie szlaban opada mi za plecami blokując się miedzy mną a kufrem. No szlag! Złażę z trampka i cofam się za szlaban. Nic mi mądrego do głowy nie przychodzi. Ludzie patrzą trochę jak na wariata, a trochę jak na wioskowego przygłupa. Stoję oparty o latarnię i mam wrażenie jakbym zjadał gile w trakcie jakiejś oficjalnej kolacji - wszyscy się gapią. Nic to, zjebałem to mam.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc91ZgPr0x4Uvpx6xllXIqHyGnwY8drg7n37r2N-ujnZ5GMWd1iju1jpB4KiWNO-Rp8sjsApI2jf2edq9rHVxPKGdzSinm4fsW3P_ODxKohIJS0T0i Y1qxxt6eRdse6lqRMsLF3dzH-KSOPF7K8QdhLcjw=w1737-h977-s-no?authuser=0Czekam aż przejedzie pociąg. Lecz szybciej niż pociąg przyszła obsługa stacji. Dwóch chłopaków podniosło szlaban, wyciągnąłem z pod niego motór odciągając go na bok i trzeci sympatyczny gość przepraszającym tonem zaczyna mi wyjaśniać:
– Oj zdarza się to co jakiś czas, na szczęście nic się złego nie stało.
– Ech no gapa ze mnie, rzeczywiście fart, że nic nie uszkodzone – odpowiadam ze skruchą w głosie
– No tak tak – kiwa ze zrozumieniem głową - Tylko ten mandat – dodaje złowieszczo
– Jaki mandat? Pytam niby zdumiony.
– No wie Pan, za wyłamanie szlabanu i wtargnięcie na tory to 2000 zł - wyjaśnia spokojnie.
– O rany to faktycznie nie tęgo. - przesrane pomyślałem, bo to większość budżetu na ten wyjazd. Stres zaczął się wlewać zimnymi strumieniami w żyły. Zjebałem, w zasadzie mogę już zawracać.
– No niestety, wie Pan kiedyś to dałby Pan na czekoladę czy coś i byśmy zapomnieli o sprawie, ale teraz to muszę poinformować służby, monitoring sam Pan rozumie. – Nadal tłumaczy, jak dziecku spokojnie.
– No tak widzę kamery wszędzie, na szczęście szlaban cały nie wyłamany i nikt przez niego nie przejechał na tory – próbuję jakoś wybrnąć z opresji.
– No tak niby, ale wie Pan kamery ja muszę zgłosić… kiedyś to na czekoladę by Pan dał i po sprawie by było a tak sam Pan widzi. – Patrzy na mnie dobrodusznie.
– No tak tak widzę, jak Pan musi niech Pan zgłasza. – mówię z rezygnacją
– No kiedyś to prościej było bez monitoringu, wystarczyło dać na czekoladę, a teraz sam Pan rozumie nie mogę przyjąć muszę zgłosić.
– No rozumiem jak mus to mus..
Facet na mnie patrzy… jak na tego debila zagubionego przy stole i zjadającego własne gile, co to trzech aluzji o czekoladzie nie zrozumiał i w końcu odpala:
– A jedź Pan w cholerę i zapomnij o sprawie.
Podziękowałem, serdecznie poklepaliśmy się po plecach i pojechałem… ale adrenalina jeszcze mnie długo trzymała. Bo ja szczerze wam powiem, serio nie skumałem tego o czekoladzie. Skoro mówi, że nie może to przecież nie będę faceta narażał na jakieś problemy skoro to ja zgłupczyłem. I dopiero jak pojechałem to skojarzyłem, że on o tej czekoladzie 3 razy mówił chyba nie bez powodu… nic to obiecałem sobie być czujniejszy. Ale wiele razy sobie takie rzeczy w życiu obiecywałem… zwykle z podobnym skutkiem.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8UD8tREYhuvM0lNOL0vCkT-xMty5GPcsq3YA2vKFJ_9hkDLzJuVuMcKkJzlUmCip8I5E3klna gkH13Bjj0qXXKyjHoQzWgItTUe5jRhVGKBtSVDxoi_m4EkKj4w jv6MDQEeWwDfvFnR2Jtib3E3lx4_A=w1116-h977-s-no?authuser=0
Późnym popołudniem krajobraz staje się przyjemnie pagórkowaty, a drogi bardziej kręte, w delikatnym deszczu dojeżdżam do Szklarskiej Poręby. Jest tu znajomy camping w samym centrum, na którym nie raz już nocowałem. Znany mi od wielu lat kolorowy wigwam i zabytkowe czerwone volvo. Nic tu się nie zmieniło od kiedy byłem studentem, a od kiedy byłem studentem zmieniło się przecież tak wiele.
Pierwszy wyjazd rowerowy ze 20 lat temu, wówczas też spałem w szklarskiej, przestraszony noclegami w lesie, niepewny co mnie czeka po przekroczeniu granicy, niepewny w sumie wszystkiego co nowe, obce. Przede wszystkim niepewny siebie przecież. Tak wiele się zmieniło, ale Szklarska Poręba ma dla mnie symboliczne znacznie - takiej bramy wyjściowej na szeroki świat, na przygodę jaką ma do zaoferowania. Lubię tu wracać.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-Vd6pJIc-nC3z8vvB4EoAMH2JqC6mJpRWjztUCzfo5n1pejMlI0KVo1n-Kf5S69mBmm-9DHW7Du-p5b4v-jJ9f_0dLJocZnmQRuE_0TuqdcXSeaxEAeLoGchlHRq1oKBovgv 980nYZU3BbWRJatJ3a3g=w1302-h977-s-no?authuser=0
Przygrzewam sobie kolację na dużym głazie, i zjadam słuchając szumu strumienia, jest rześko bo ledwie 13 stopni, więc szybko zamykam się w namiocie. Dziś jakieś 530 km ani mało ani dużo, ale zmęczenie szybko mnie kładzie do snu.

Dzień 2
Położyłem się w trzech warstwach, lecz nad ranem dostałem dreszczy, temperatura spadła do 8 stopni, doubrałem więc softshell. Na śniadanie rozgrzałam się owsianką z Lidia i gorącą kawą. Kawiarka jest jednym z nielicznych luksusów na jaki sobie pozwalam w trakcie wyjazdów. Śmiało mógłbym odciążyć sakwy o jej gabaryty, ale uwielbiam ten smak i zapach o poranku. Widoki wówczas wchodzą inaczej, dzień zaczyna się od celebry. I ja wiem, że to subiektywna pierdoła, ale takie drobiazgi kształtują nam optykę, i to ona ma wpływy na to jak postrzegamy rzeczywistość. Mnie to bardzo nastraja więc wciskam kawiarkę do sakw zawsze, choć rozpuszczalna wydaje się prostszym wyborem.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_jB1dfbdNaeYVcxP0yEXn-rptMGvPpavIltDfcAZNuADSHZ_EAglod660--On4jmafU73PbcaovbIQQcK1s8YeqGtK-XSgZg8HZ4j8yeyz7yTe8LxXZRIJPiCCYiB6M2G0qWs_JjF0YKc JbGGT7Gf8jg=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8vno5BhjgiCuWvQvshMzg9nTyDB6g8faT8HDThSAwvlw 26S6J8KQx9v_BmyDZY2qaCEzaz4XgkvyML42lNqucbG5FGhx8h c0VfbaFD3ElfQ5xf5cLcum0i1obQP97a047tDmoAJ_WW4Tt5eh YfmFWKCQ=w1466-h977-s-no?authuser=0
Mży delikatnie, więc nie śpieszę się jakoś za nadto, ale też i nie ma co się jakoś przeciągać zbytnio. Dziś dzień również transferowy,choć nie określam sobie drogi ni celu. Chciałbym zanocować w Austrii żeby jutro być w Alpach… ale to bardzo ogólny koncept.
Powoli przeciera się i wychodzi słońce. Ruszam przed 9, jest już 10 stopni ale przynajmniej nie pada i ruch jest minimalny - więc od początku jedzie się przyjemnie. Zwłaszcza, że tak po Polskiej jak i Czeskiej stronie drogi wiją się przepięknie. Niby nadal transfer, ale jakby przyjemniejszy niż wczoraj, trochę inne widoki, inna architektura, dalej od domu to i sama przygoda jakby na nieco wyższy stopień wskoczyła.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8OrVs67WHe0KrkDVnQhj71krtyd14OBcsz5eTBf98Yrw Y5fIYTE_lPg_cSU2ekfZSHOEbRlS110gb4DhOg0_OYHtGAqlqC CR8rVkt2jr-YVdjUisSionzYmyLGLEJtfkmpL41VQ1iM6BNLTF656OrMPg=w1 116-h977-s-no?authuser=0
Znów obieram boczne drogi, czasem trafiają się szutrowe nawet, ale to bardziej niechcący niż celowo. Znów nie staję za często, nie robię za wiele zdjęć, i mam nawet o to trochę żal do siebie, ale priorytetem na dziś jest by dojechać jak najbliżej Alp, tak by rano zacząć od drogi na Grossglockner. O 15 jestem już w Niemczech i zdumiewają mnie uroki małych miasteczek. Chwilę później jestem już w Austrii i malowniczość małych miejscowości jest urzekająca. Wszystko jest urokliwie zadbane, ale tak nienachalnie, nie na pokaz lecz dla satysfakcji właścicieli. Bardzo przyjemnie czuję się mijając takie miejsca.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9nUrJWzvOOiUt1osqSfFNusr81_hzcpVLyrCpHPtOg8p ZOTmM3CcWX0GDul-GMyBs9Bfn1iOZ9GJZ5A4XawMp91eTfo6nce4EC0_UNFAZ3PA60 7vLKuHz-n82AGs3oxx9HGsHnijFQ0qkCOFcrAGFIAg=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_OVvbXEfjv2QQ4LJwRVF4vx2cWj_kBPtXbJ6YDhKpmUB OtqVZc7oCHS51ikbLK2nMAAVtSpQkmFUoIh5NTIOcLksoLVc6U 9PvDUwuofkev38ytCI4QeXJ1-fZQFCHQNCCaYt9a3POZ3uvevrKMGWlyhA=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9xD4vzREatJdmcIku68zHN8fIwTEDhJcOsGuwvtozrvY J_e7F_CWhlxJZrXpPrBly3u8xOSPjLnOE7iJS-AE0vWR64YJXsBK_aeiTPi3v9LX1BssNJZ06d0phFk-0P8cShnjNofFJQpPQsmSLnFxzRdA=w1116-h977-s-no?authuser=0
Zjadam w Lidlu bułkę z jogurtem w ramach obiadu i kolacji. Gdzieś koło 19 na horyzoncie majaczą już góry, wynajduję camping nad jeziorem Abtsdorfer See niedaleko Salzburga. Zaraz po rozstawieniu namiotu zachodzi słońce, daję więc nura do wody w tych złotych kolorach. Wypływam na środek jeziora i przed sobą mam widok na rozświetlone ogniem ostatnich promieni szczyty Alp. Jest pięknie, mimo że dzień zmęcc transferu, od jutra zaczyna się magia ALP a już dziś czuję jej przedsmak.
Jakieś 500km na dziś pyknęło.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8gZL9sGO3uaN2AlqCAOj3CQgFV4SJCoePkT4z0fduIp3 CvQ2XdVQ_W6n8ES3d48Viq2X9ufA_0aTRgOa1hqnkIa-uTo5RSzQzPJzV4acPrk5Fnm8TdHQmY-elE7neTgfftwEVd8fi4Xfb7FEbB3mrK7A=w1737-h977-s-no?authuser=0

https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8kxqwfa2Oitf2PU2xSafp0ntYvZ4hq_vuNagi2ciDmJF uohpCEkcarUwd3zE39K_31sXNdNoNDm6cLXgayzxJeffljGLg4 oUS_z-PHy8tclu4_K5bdbsgZxugdUIYa8on9Vd7XimTqzLh1abeGr7E_ rA=w1116-h977-s-no?authuser=0
3, Dzień zaczynam od gorącego prysznica, bowiem w Szklarskiej Porębie nie udało się załapać na taki luksus. Dziś już się tak nie spieszę, siadam więc nad brzegiem jeziora przy drewnianym stole i odpalam kuchenkę podziwiając widoki. Na śniadanie szprot z puszki i oczywiście kawa. Dużo mam w tym radości, w jedzeniu na świeżym powietrzu, w pierwszych promieniach słońca, w widoku gór do śniadania, w tym że jestem tu tylko na chwilę i zaraz mnie nie będzie. To nadaje chwili takiej unikalnej wartości. Przeciągam nieco start, delektując się tym wszystkim, co zaowocuje na koniec dnia pewnym niedoczasem… ale teraz jest ranek, mam czasu mnóstwo - stać mnie na pewną rozrzutność.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_n3VNfYM6S9NyFf_7URrHkrvevHZoQVQMHzExkWY_t_D oVvzMQqJ1dBKf4kQ8i7V1sP6nkCf7vymP2CJXEndnqNSezSf5o tV7xLWb58IEp5LzUyIspymgWZ3PhcJEZGnhb6iPTfopUlDXxjX 2kk45QJQ=w1466-h977-s-no?authuser=0
Jedzie się pięknie, zachwyca mnie pocztówkowość Austrii, póki co nie ma może jakiś bajecznych widoków, ale wszystko jest estetyczne, zadbane, spokojne, drogi ładne, ale też takie przejezdne, w sensie przepustowe Ograniczeń prędkości jakby mniej. W ogóle jakoś tak prosto zorganizowane, nieprzekombinowane, jedzie się po prostu płynnie i przyjemnie. Jest coś frustrującego w naszym rodzimym ruchu ulicznym i tutaj bardzo wyraźnie czuję różnicę.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8cQyLe_V7AQ8oRa66eI7cQMjwhb9wbCS0i4pgVUgyqZo 4aENfO6D5G_y0e-w8V7pyWsGfYZJ8OVAlOmnBAhiZetamAGIX4iWgt0yZZcTYFG9L CMPyWxJg0EZUrXhK2x0EBnfVKxOYzqTF2P91dcUzixg=w1466-h977-s-no?authuser=0

https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9AyiIflhsid7mNM6fUuq5s5jn3boD6NPSv8u0X-WvahynHicv2SlFNSUbWM9SY4J6y7VWqlu-yagvKZvKAjpM6E3cH5YGMWai8IsQxIL8d56BTV-eflDDjluvqSawY_5jR2ZyCr6f-yODlz83X71eSgw=w1466-h977-s-no?authuser=0
Im bliżej zbliżają się na horyzoncie góry, tym bardziej wzrasta epickość okolicy. Jeszcze tylko tankowanie, opłata za wjazd na odcinek drogi Grossglockner Hochalpenstrasse i mogę się cieszyć jazdą jedną z najsłynniejszych dróg na świecie. Odcinek ma 47 km i jest najwyższą wyasfaltowaną drogą w Austrii. 30 Euro za wjazd to nie mało, ale z pewnością warto zapłacić żeby móc się nią przejechać. Setki motocykli, rowerów i sportowych aut ciągnie tu z całej Europy, żeby nacieszyć się winklami, wijącymi się wśród Alpejskich przełęczy. Droga wspina się na ponad 2500 m n.p.m. i z każdej strony napierają strome ściany Alpejskich szczytów. Zielone polany pełne są pasących się krów, dzwonki na ich szyjach i śnieżne szczyty w koło, tworzą wyjątkowy krajobraz znany z reklamy wszem i wobec znanej marki czekolad, brak tylko fioletowego umaszczenia. Byłem już na Transfogarskiej i na Transalpinie, porównania same się cisną na usta, ale to nie konkurs, każda z tych dróg jest niepowtarzalna i wspaniale jest móc się nią przejechać. Nasze mózgi mają częstą tendencję wpadania w zero jedynkowość. Musimy określić co jest najlepsze, najpiękniejsze, musi być jakaś forma by to zmierzyć, określić, ocenić bo przecież nie może być tak, że są dwie najlepsze trasy motocyklowe warte przejechania. Trzeba raz na zawsze ustalić, żeby już wiedzieć i się nie zastanawiać. Żeby mieć jasną odpowiedź co jest warte naszej uwagi. Przez potrzebę dokonania takiego wyboru coś automatycznie zostanie odebrane, któraś opcja jest zdeklasowana do rangi drugiej, tej nie najpiękniejszej. Mamy taki imperatyw wartościowania i oceniania, najlepsze wino, najlepszy motocykl klasy adventure, najlepszy olej Do silnika. Albo konkurs Miss Polonia, serio ktoś wpadł na pomysł wybrania najpiękniejszej kobiety w kraju? Naprawdę musimy się tak ograniczać, tak spłycać, tak zawężać. Nie na wszystko są zero jedynkowe odpowiedzi. Lubię elastyczność i otwartość, pozwala dostrzegać dużo więcej w życiu. To zajebiście piękna droga i majestatyczne góry. Staję na przełęczy, w koło setki motocykli i jakiś zlot Lamborghini. Nie jestem wielkim entuzjastą motoryzacji, lecz muszę przyznać, że te auta mają w sobie coś, taką wartość nie użytkową, coś więcej niż silnik, krzywa mocy i trzymanie w zakrętach. Kunszt wykonania chyba zahacza o sztukę, i o ile nie jestem raczej jej typowym odbiorcą to rozumiem, że można się nimi zachwycić.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_uasACXSN_OoOZw3ITIdXgsV_jg4tAYDM7v30fELLrxy Jg1lf22KzhVLaHR8v_Y2oFl1tY_OiHbKKbPv5MrrU1QuAOXv7C FYDKYtPYP_DY4y6-vmy6wiH3bzGhIsJgSilwFEnKAsRENlkTJeVDfSb8Kw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_xpR9d64w0tghICpYtqzoDXoQkrAE4L7Yyi9z-bSVgWQ5bkkzbZlZcw-ribLoMJzplTO7d44ftM0GzHJYwDuR8IfINLQ2A0-igKFer9_nVzJtY-DyJjwwjX-eEMc9J5leSYLpDrhvWYbSmwC93eqyFLA=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8dZyPfl8zF6BIydfntty3U2pdo-b6rORTB0Zcg3p0vUU-qs9cVn2tG2Z5vMhTpsFyI7_fLEcBk0Pvc0puHqA2mDufEFKlh-wknbDuH6oH56xcjJjaV2pLMDuVL-xgEj8VW7nrpRXP63hsPbHFkkL0RsA=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9yi3ab3Mq7wuxGZ4RfnVO3Ew8VprFvZmiZQ_NNaaigIz R1G_f1IdY9cb-3TpdQMF34ZgNI5orpJB9WmC0zgLzVsSWUAXVPOGGW0fQE5VZfk _9-UlGW31G2niGRlJnRQc7Dz7qzqMD5BsnQ-GYDWEQzrg=w1737-h977-s-no?authuser=0
Wśród setek maszyn dostrzegam swojego trampka, znaczy nie mój, ale identyczny jak mój, ten sam rocznik to samo malowanie. Powoli staje się to rzadkością, na drogach dominują nowoczesne motocykle i spotykam takie zabytki coraz rzadziej, ale trafić w to samo malowanie i rocznik nie zdarza się właściwie wcale. Śmiało zagaduję kierownika, okazuje się nim bardzo sympatyczny Duńczyk, z którym nie tylko dzielę ten sam motocykl, ale jak się okazuje jest również moim imiennikiem. Trzy miesiące pracuje na wielkich promach, a kolejne 3 miesiące jeździ po świecie. Ma też crf 250 jako moto do turystyki offroadowej. Nie przepada za dużymi i ciężkimi motocyklami, liczy się dla niego żywotność, elastyczność i prostota. I tu chyba mamy bardzo podobnie, z tym, że on jest bliski już emerytury i spędza pół roku w trasie. Może i mi się z czasem uda zbliżyć do podobnego wyniku. Tymczasem muszę się zbierać bo zmitrężyłem tu z półtorej godziny, a mam jeszcze dziś w planach dotrzeć na Słowenię i zobaczyć jezioro Bled — sztandarową widokówkę tego kraju.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9uojpG3XLsgQwwZkyYLwDV34q5pVDhqd0W26n4x02I7P TEIWjiTkQIkyO6UfU2opulF_x3Q6hQwOOZeuQOFnn8oQbz1407 yXDbBA1uV-FcFQ3nlrZABhg0HZpxPHPRCWQ_evsogrXCMts6UXZr3lTwkw=w 1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-F_cItBZMIeCGk1DCs5gS4As3SWCyGjB4kCNScEC0ahPuqMntjW ywfTx8vEk0jOmB97pKA3w_UPuv5oSiN8pU_z39J70KvWiYZVtE GUTFDy6mckchbI1zOZJdNaOs-fThJk_XJX3HYBh7t_r20VW9alQ=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_1f8AWvHkD1LObOzxtdHvtk5i4sBeOX-Ej-kb91P7ptU-i8e9XjMcxpzI5oIrlnws1tj20EPo48kiIYOszg7GmGvCefoGR7 t1r-hEIfCOxK2oTs-Ny4rw-e6IjCsU1HT9bfxWdeBZxB8Xg0T7LyOw6XQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
Zjazd po przeciwnej stronie jest równie widowiskowy, nie wiadomo czy cieszyć się jazdą czy foty trzaskać. Bliższy jestem tej pierwszej opcji, co najwyżej kamera na kasku zapisze trochę widoków.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8gthsP2hv3oisZr_wHETOOmCxtIPCTs3ic22fZM58AyL wFKT8TBeMNRmV_LVfVdAs3mmkWq3AYe-dZv2Uefn9nXkvZKVKTV7So7LDJlTVAiUx8GUl3zUAqg2r5jUCG jlpClCL1hlJ7ChwCM1r6OATmFQ=w1466-h977-s-no?authuser=0
Drugie śniadanie zjadam na przystanku autobusowym, kiedy odkrywam że słoik masła orzechowego wylał mi się w kufrze. Miał to być zapas kaloryczny na Triglav, ale że zapominam jeść w trasie to wylizuję reklamówkę do czysta. Granica ze Słowenią jest nie daleko, ale dupa blada z tego wychodzi bo zaraz po jej przekroczeniu trafiam na kolizję lawety ze ścianą, skały posypały się na drogę i widać, że wiele godzin droga będzie nie przejezdna. Znaczy bym się przecisnął wiadomo, ale ciężki sprzęt pracuje i służby nikogo nie puszczają. Cofam się na granicę z Austrią i tam kierują mnie na godzinny objazd przez Włochy. Trochę się późno robi no, ale umówmy się, objazd przez Włoskie drogi pośród Alp to żadna kara, jadę wiec ochoczo. Nad jezioro ostatecznie trafiam koło 19. Rzeczywiście wysepka z kościołem na środku, otoczona chabrową wodą i zamknięta pierścieniem ośnieżonych gór w koło wygląda obłędnie.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc99I9ayXZhFov5CntICWUszqApk-CcrvZxBTYb8WEGb0iPxlV4dGlD8ZANrws5HAjRZA9ZM7XlPb0E eDfvDrJD69SJFPDl6-7PQcIjjWTcTENJin1ax8JdoiuozIPlZCvYUp_TjSKfdX-OA62tYBnQO5Q=w1737-h977-s-no?authuser=0
Nie długo delektuje się tym widokiem, bo mam się jeszcze cofnąć pod Triglav, gdzie jutro chcę zostawić trampka i udać się w stronę szczytu. Pięknie się jedzie o zachodzie słońca wśród tych gór. Morda mi się w kasku cieszy pełnią szczęścia. Dojeżdżam do campingu co to był najbliżej góry, ale mocno niepokoi mnie, że do szlaku stąd jest 20km. To za dużo na treking z rana, sporo czasu i sił stracę, a później nie zdążę wejść na szczyt. Rozmawiam trochę z parką obok co to widać, że po górach chodzili i uprzejmie mi wyjaśniają, że jestem w dupie i to raczej głową do przodu i tylko buty wystają. Albowiem powinienem być po przeciwnej stronie góry jeżeli chcę iść ferratami.
Na końcu rozmowy okazuje się, że cala dysputa po angielsku była niepotrzebna, bo jak na krajanów przystało, całkiem przyzwoicie mówią po Polsku.
Miał być luźny dzień, a ja już po ciemku objeżdżam górę, niezupełnie małą i szukam kolejnego campingu. Trafiam nieźle, stąd do początku szlaku będę miał 12 km. Od 1 lipca kursuje tu autobus, ale dziś jest 29 czerwca więc czeka mnie spacer.
Dziś 434 km i wielka radość że jutro idę w góry:)
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-reRs8PJsbJchPcfgQDGlH2JKN2en1mnl2Ne8OcTAPB-OKZydCu-wlxu96suyhR8CRodAIbiP--7175w4vW8pyXqYs6p50a7zE8qcAAL3_vjEwXCF9S4Qt29NuZBo v-SRelIzoI7Kkft572A8uwYN4PA=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-Z2tuc-ZcEAhJqKhxq4sOe9XP06qSZfNWbFFI9RxldhJUqIwHUXvsje6P B9cVbtdk7kQ0RIVQw90Aw3yB-k4Q0F8-DQPhK5YpunTq9rQsHOSn8Y9uAwVdUccZxcWX9fUnvmFYdVs8F3 8eLnYmjo6aEuw=w1842-h830-s-no?authuser=0

Dzień 4 - ten bez motocykla. Wstaję po 6 i zaczynam przepak. Mam 45 litrowy plecak i pakuję się w niego na dwa dni. Trochę jedzenia, bielizna na zmianę, dwie wody, uprząż, lonża, przeciwdeszczówka, apteczka, softshell, powerbank i poza jakimiś pierdołami to w zasadzie limit. Plecak dopinam już z pewnym wysiłkiem, a lustrzanka mi nie weszła nawet. No dobrze miało być możliwie na lekko - do robienia zdjęć GoPro musi styknąć.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_sFTwqmddMmxtR5LaqL__iD_5-bdgO5pmP-EHDbLB-Vcw0I4fCsiFiEsaj4iK64vt9xMzxNFtUcZXBRXNuxqyZVq-C5haVRVCjyjLw7cAlG7enp7QXVnScoi3vu8XxPxulwDDPr1sBb NWqe9q0JuXs1Q=w1842-h830-s-no?authuser=0
Chciałem ruszyć prędzej, lecz po tej trzydniowej galopadzie potrzebowałem się wyspać. Ostatecznie ruszam przed ósmą, motocykl, namiot i większość sprzętu zostawiam na campingu. Po przejściu 3 km łapię stopa i uprzejmy Pan podwozi mnie 2km, za chwilę łapię kolejnego i Pani podwozi mnie kolejne dwa. Bardzo chwali pomysł wejścia na Triglav, mówi że w młodości weszła na Blanca, a tu sprowadziła się na emeryturę i nie dziwię się jej wcale bo okolica jest przepiękna. W sumie z 12km podejścia 7 już mam zrobione. Kolejnych 5 to wspaniały treking wzdłuż strumienia. Podejście jest strome i męczące ale absolutnie piękne. Lasy w tej okolicy są niewiarygodnie zielone, strumień krystalicznie czysty, formacje skalne tworzą rozległe zadaszenie i jamy w środku których można się schronić, może nawet przytulić do jakiegoś misia. Nie wiem czy tu są misie?
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-cgzKKBrnr9eq68CYjqp4v08bzAbxplxt7yQVWI3GDeEDPw6YCU iGdxDpMHM5boI4C3mnf_TbErwuhMDIuPcdPhZ2GeOTpjOgremK E3ZEjCnM9_Romo4Fcz7NSm2nCPxbQT4NDIbHLpgJaR9YcAx_Xx g=w1117-h977-s-no?authuser=0
Dopada mnie trans, łapię rytm kroków i w głowę dzieje mi się coś wspaniałego Najpierw takie spowolnienie, że już mi nigdzie nie śpieszno. Jestem tu gdzie miałem być i jest mi tu dobrze. Taka czysta infantylna radość się w środku rozlewa i wzruszenie, że tak tu pięknie. Z tyloma osobami chciałbym się tym podzielić, w tym momencie łzy same cisną mi się do oczu. To chyba jakaś tęsknota. O rany jak mi dobrze. Treking wraz z podwózką zajmuje mi 2,5 godziny, z 12 km przeszedłem 8 i gdy mijam Dom Aljazev jest 1030. Tu zaczyna się szlak, dobrze byłoby być tu wcześniej, ale i tak jazda na stopa zaoszczędziła mi z godzinkę.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8v7-QkcOy-yzbZlu2epX5jbl44t-ZTufU8INYxCvUTMrPWOJlplfIJ73BVUNQ_IOPE78UQIuhA9UmK MetC4k1ealz6-T8IPtDu2eyPVMdIzejPQsgKKC7rWzUyg3XiwnNqusaKHvhBti1 5EgLiurAM0g=w1842-h830-s-no?authuser=0

Zaraz na początku szlaku wychodzę na większą polankę i przede mną rysuje się pionowa ściana skał. I ja mam wejść na TO? Kurczę, nachodzą mnie pewne wątpliwości, respekt przed górą miałem od początku, ale teraz zmaterializował się w postaci pionowej ściany. Wyciągam słuchawki z uszu dla pełni skupienia i ruszam przed siebie z nadzieją, że z bliska będzie mniej pionowa.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9YdUBg5V4yhS38OfYoOSuR_C5bANQV9ZYZdqLcgIhbZU Zt2j4Sj1ScGDhu8MI0jFxQze4Jhf62awNh8KQYclb128IlU5xD zEinslKoq6uT-s1jy6MOBsUpzemltHa20ghWmwHr7M8NaFwW8AE4ezP0aA=w111 7-h977-s-no?authuser=0
W tym miejscu szlak przecina strumień, uzupełniam w nim zapas wody i schładzam się nieco, bo od rana grzeje zacnie. Znów zachwycam się malowniczością wszystkiego w koło. Zaraz za nim zaczyna się strome podejście i bardzo szybko zdobywam wysokość. Przestaję liczyć czas, bardzo dobrze mi się idzie, choć wysiłek jest spory, tętno czasem dobija mi do 170. Po płaskim to całkiem szybko muszę biec żeby tak je rozhulać. Nie robię jednak przerw, staram się iść równo. Niebawem zaczynają się ferraty. Bardzo na nie czekałem, bo to pierwsze w moim życiu. I nie zawiodłem się. Trasę wybierałem świadomie, miało być ciekawie, ale na pierwszy raz bez przegięć. Idę drogą Pot cez Prag, ekspozycja momentami jest onieśmielająca i robi w głowę ciekawe rzeczy, ale że zwykle jest się do czego przypiąć czuję się raczej komfortowo. Koło południa robię przerwę na batonika i spoglądam za siebie. Widok robi wielkie wrażenie, szeroki strumień który dopiero co przekraczałem majaczy głęboko w dole, niemal nierozpoznawalną niebieską niteczką. Idąc wydaje mi się, że się poruszam bardzo powoli, tylko tętniąca w skroniach krew mówi o tym że to nie odległość do przodu jest wysiłkiem tylko pięcie się w górę, gdzie grawitacja stawia opór.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-kZRy249ei0CbEq_3QtQsya3znjwfRWqiY7yX_SGFhtX1SxY3iY VjLcSbWnWrYO3b8FU4RhSfWQS97BgBmipYSJcob3tWijf8qzbp 0QI29NUxgga0axBvFXloA38_uffwhDS72tfc8UhKoVdQE7b8m6 A=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_LLaO8JGHD-1qwq8n3MoA7-xl2GyGmFWcnzuJTCkXlb4HMTWAeZ7Wmu_2SyjzN7PXUWgA9rM6 JmxpgKIeiV7QsfV3qhYAhGM2ufk5Pq9smexVGr0Tw3A_xqwg0B wS7kH7Zo6HdHAsqzuW3g5MAZXl0rA=w1842-h830-s-no?authuser=0
O 14 zjadam dwudniową bułkę z resztką masła orzechowego i figami. Posiłek jem przy łatach śniegu, przyjemnie schładzają powietrze. Na szlaku do tej pory spotkałem dwie pary tylko. Po godzinie mijam trójkę Czechów. Powoli schodzą w dół. Pierwszy niesie dwa plecaki, drugi kuleje wyraźnie, za nim jeszcze idzie kobieta. Rozmawiamy chwilę, facet miał pecha i skręcił nogę, widzę że idzie z dużym wysiłkiem, ale tu jest w miarę płasko, za to poniżej są pionowe odcinki ferraty, nie bardzo wiem jak je pokonać bez podparcia w nodze. Musieliby go na linie opuszczać. Okazuje się, że schodzą niżej by złapać zasięg i wezwać helikopter. Mówiłem, że przy ostatnim postoju rzeczywiście zasięg był i że to powyżej ferrat więc powinni dać radę. Chłop idzie dzielnie, ale widać że nogi pod nim drżą z wysiłku. Po kilku chwilach spotykam dwóch chłopaków z Krakowa, Piotrka i Marka. Też im wysiłek dał w kość. Mam wrażenie, że w Tatrach chodzę dużo szybciej i męczę się mniej ale też nie pamiętam żebym gdzieś tak szybko zyskiwał wysokość jak tu. Rozmawia nam się sympatycznie więc planujemy spróbować wejść na szczyt razem. Czekają jeszcze na trzech kolegów, którzy są gdzieś niżej. W trakcie naszej rozmowy słyszę poniżej ryk helikoptera, widocznie podjął kontuzjowanego Czecha. Dobrze, że się udało.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8iMD8Upmgf7O-xnSA1UGzwGqDKfAXMEv76AHZuHr5KnMYceeTPuXJd_Jiy9PmxF v31RDls7wUL21wJLYys0ATRSMypAAH33kvNkATr3F4YJHrruM7 YCfX6jne9bmAuUsWEoWRQcThD4JfRnAy6ldKWjw=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc96LsVJIlH4J8n-HwYpzN8_52rwLCL0OL69mNNLaS8sTBqCM_fjQP-7GFcGtYHLfionh3Y9tu39CG_Y34Lstt7d_mYEBXuVJ3Ho8qrwO T1zAsN9JV4dYVmnq7fycAxq641aqyAihIM0G-8FrZdVY5hyfg=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc--RLrxOrVSxPR80z-ZtKv5PHScOQLlUIsTi0NSzZhW5LbWLNlBbxgfICMJIdZTgx-hwXh1-IxM6wTYH4dNLD9LUCVtaWpzsUS42l1ZXVoZmt5QDsuUrXLlsgO leZugIPG4aV_Xesv77pJxHBNp_Zuxxw=w1116-h977-s-no?authuser=0
Gdzieś nie daleko powinno być już schronisko, ale mam poczucie, że wlokę się niesamowicie i wejście na szczyt dzisiaj jest poza zasięgiem. Schronisko jest z 500m poniżej szczytu, więc żeby choć tu się udało dostać, skoro ruszyłem za późno. Ale już za najbliższą skałą wynurzają się zabudowania. Dochodzę do schronu o 15:20, stąd do szczytu jest jeszcze jakieś półtorej godziny. Moje obawy o to, że mi dnia zabraknie były bezpodstawne.
Plan od początku miałem by w schronie zanocować. Schronisko na wysokości 2500 m n.p.m. Ma swój klimat i skoro chciałem poczuć Alpy w pełni to chyba będzie najlepszy sposób. Nocleg zarezerwowałem jeszcze w Polsce, zapłaciłem też za obiad i śniadanie. Wszystko tu drogie jak smok, bo zapasy na tą wysokość dostarcza helikopter, ale dalej wygodniej tak niż taszczyć je na plecach. Czekając więc na pozostałych cieszę się makaronem z warzywami i zabijam bezalkoholowym radlerem. U góry jest już Andrzej i rozmawiając chwilę ustalamy plan gry. Startujemy o 1630, pogoda się psuje i za 3-4 godziny mają przyjść opady i burzy. Już teraz szczyt pokrywa się chmurami. Mam cichą nadzieję, że jeszcze się przetrze choć na chwilę by złapać widok ze szczytu. Ale póki co trzeba się skupić na podejściu, bo tu ściana znów z daleka wygląda na pionową, na szczęście szlak jest dobrze oznaczony i zabezpieczony. Znów ekspozycja robi ogromne wrażenie, lecz idzie się równo i dobrze. Wiatr pogania chmury, co tworzy niesamowity spektakl, kiedy niczym rozciągnięte smugi przelewają się przez granie. Momentami zasłaniają cały widok by po chwili ukazać co skrywa się pod nimi. Idę pierwszy i jestem dość skupiony. Wieje silny wiatr i zimno na tej wysokości robi się dotkliwe. Ubieram więc dodatkowe warstwy, na dole było 25 stopni, tu jest 9. Ruszyliśmy w sześciu, ale pod koniec zostaje nas trójka. W moim odczuciu trudność jakoś nie wzrosła, ale rozumiem, że warunki pogodowe stały się nieciekawe.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_4XwTY7X-PnVux91_fQOY5-oVP8Jntb6oNnnjtJgIME-_39jGJoI0OWZsoMjrHu9WxB3w5ORJsaJazRKY-76dpWoOGdd02JzEc2-szGu-Znbg9WrXvPQph96rMAOnWVcsWaVZAPMWFcJ2lEv9iEKlXrg=w1 116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_yVsDjHaSC71tcV1z8Id_CbPFYQTBotYMdr270H8gBJj jNjKCbq4lD1J-cYCQnRmdo-IHIDndK3-l_1pIgGF6GIsPi_J4eX5nyB8TB45KotgdOqrgMiunPiv572vrH jk2meS0gNAl_bwsRVgsBbw-98Q=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_TSugOp-_n2QmKehnuyoBQQoWWcL1TX0j23LcUzs-rYCpUF2rSiU5puKq66eoO7RodqtVX7-h1JCZhlXoNmEphOnGRp8G1MzgpXyADjh68ay_LojlvfdtEErJs 8tD4PAnLqxMNEvzmGp23F7rkXh3qaw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_xwunFCt7VaGwqMX9EqMkpTnqAXWn5n_S34yGFFE9S7k XjRgRLwGJ2MF9Wn3swERyRVQsdr-dDT__YS1MnJwGeQDmLux_hakFRJstwnnF170zP1nBHFci4_I5v IzhfNeuz0niLzss9_uPb0yJPLqf7mg=w1116-h977-s-no?authuser=0
Na szczyt wchodzimy po dwóch godzinach. Widać nie wiele, raz jesteśmy w chmurze raz ponad nią, ale w dole ukazują się tylko strzępy pomiędzy pasmami białego puchu. Robimy pamiątkową fotę z beczką na szczycie- umieszczoną tu jako mini schronisko na wypadek załamania pogody. Chwile odpoczywamy na śniegu, kiedy przylatuje do nas czarny ptak z pomarańczowym dziobem. Nie wykazuje żadnego strachu, wręcz dopomaga się żarcia. W koło raczej nic nie rośnie, więc ewidentnie nauczył się objadać turystów, jak misie w Rumuni przy Transfogarskiej.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9lQQivXIrZ-QVQuqjMb0YCm86SmZt2zgqT_MsegLW8dJbnNyoipiB8ya_b5k0 2T4zK2qISTUDxlXM8N5fCqMoRpcXYBrOpDEnjQwc8JVv-SDvH4FYVD1S2-x_zBhEKnD1f-LNN3Z_FeDi50fuWo6d8Nw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-eQxsEypO1_OZogjHnFau-Ac7oxN2mD_GZQZYcfgQDOlVumxkPy4owM1ltdSN8x8-4pF0x3IhYm2d6H7akXwLomuzCpNrqFYAmjHRkU6TkuW2MElYR_ bpR68vl3mvKZzDhLug38b1fbrLfSxI7L7xAwA=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-L6mSTcZKMbe6yz0tmzwT6e04XBDKFepkBTL9EC9w9e7U-_AxomFl6mh3bPFKV4kfFAG2ZruYEe-OfDzS9ibxopwQaLkYUVDNHmKuRE-BSFUKpRpuFWrwTtAOJnj2c3r5aFTG2Lwk1L3j0-vcqQlpqdg=w1842-h830-s-no?authuser=0

https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8MVsW6tofj85dRUWyLbH1EO1qH-vWMzTSLbomROuegJn3B9SB-Z_yY4dLZF0PVgppNIMkYu_9gJDls-YC4-OklZq0r3y-4MU-hHbo0BKESK3Ho5oYJz1GHJeCFnh3R3IXn-rP_akc0LI0b-bpveuP3kg=w1303-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_pQ1RJKokvDW25iIiFUMhoGLE22PQT7ZiJKdV3HOgKwv 6ZTo5fSMU56jE7a1OQ6kY4uqKcheCPYTuLbkjLIWXkG9P61eKL eJMfe0GyutYCBlFu6snjJNpAnY5RoXP4vOGl7MAvO6u_Bm2FSK SOv7s0tw=w1117-h977-s-no?authuser=0
Mam ogromną radość, że tu wszedłem, Triglav to najwyższa góra Słowenii, wieść niesie, że każdy obywatel powinien choć raz ją odwiedzić. Góra ma 2852 m n. p. m. i jest moją pierwszą ferratą. Z powodu licznych skręceń stawu skokowego już kilka razy na dobre żegnałem się z górami, ale zawsze jednak dam się skusić z nadzieją że może noga jest silniejsza i nie puści tym razem. Nie byłem pewny czy sobie poradzę, zwłaszcza, że ruszyłem sam, zwykle w górach chodziłem w towarzystwie. Ale udało się i mam z tego olbrzymią satysfakcję. Zejście idzie nam sprawnie, tym razem nie ja prowadzę, a Kozica górska. Idzie równo szlakiem kilka metrów przed nami i obecność ludzi nie robi na niej wielkiego wrażenia. Mam z tego sporą radochę, każde takie spotkanie z dzikim zwierzakiem od zawszą mocno mnie budowało i dobrze nastrajało. Do schroniska dochodzimy o 20 porządnie już zmęczeni. Zegarek pozuje, że szedłem prawie 11 godzin, niby tylko 17 km, ale 2241 metrów przewyższenia.

https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8dN5SPbVugGOBFbVFFssc1hRZZnHdtzTNSSLvI5V1yyf _oqnmpwagxzRRCVJbtWma20GZyTUoqy772LUAqX78RRveq4zzp JaNJZ67MKfRsx8K-NsKwfHX3F0uNzAeNALMeDkpvDik1Eq0DRRyPbTWKIA=w1842-h830-s-no?authuser=0
Piotr kupuje wino i z dużym apetytem je konsumujemy, już po drugim kieliszku mam wrażenie, że jestem pijany. Język się plącze, myśli stają się nieskładne, a ciało ogarnia ciepło i odrętwienie. Padam na twarz o 22, kompletnie nieprzytomny.

C.D.N... W razie czego całość na blogu;) http://ciaho.blogspot.com/

matjas
25.07.2023, 10:07
zdjęcia absolutnie powalają :D

_-aska-_
25.07.2023, 11:23
Zdecydowanie czasem warto zwolnić :) Na bloga nie wejdę, co sobie będę psuć radość z czekania na następne odcinki :D

Ciaho
25.07.2023, 12:27
Noc mija powoli, często się budzę, trochę ze zmęczenia, trochę z duchoty, czasem mnie skurcz przyatakuje. Wstaję o 6, zegarek mówi żebym się kładł z powrotem, bo dalej jestem nieżywy od wczoraj, spałem 4 godziny. Schodzę do łazienek i zimna woda mnie cuci. W ogóle jest pełen komfort skoro na wysokości 2500 metrów można się umyć i najeść. Nie ma co prawda ciepłej wody, ale uważam, że skoro jest wino i ciepły posiłek to i tak mega luksusy. Z chłopakami spotykamy się na śniadaniu o 7. Dostaję jajecznicę i kawałek szarlotki. Rozpływam się ze szczęścia. Do tego kawa z miodem. Na zewnątrz wszystko tonie w chmurach. Dobrze, że udało się wczoraj wejść dziś ma cały dzień padać.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8W35pvYfAJC5QdzHqE_aiDunxBY_A4dS7glVP-tecrRnRVrRq6PvTlBHGv9t7E7GsdXQJFXKB4q5bfHBvh9IT41s np1sJXmPTWyNKu2VhfNQhA_DzrCQP3pejohuVh4t0z1h1pU7hH Vp-qgEjQ0NX-yA=w1117-h977-s-no?authuser=0
Na zejście dzielimy się na 2 grupy. Idę z Piotrem i Andrzejem, ponieważ chcemy zejść feratami. Po drugiej stronie góry jest szlak nieco prostszy, a dłuższy, którym idzie reszta ekipy, dla mnie bez sensu bo i tak muszę wrócić na camping. Ruszamy we mgle czy też w środku chmury. Jest bezwietrznie i przyjemnie, szybko rozgrzewamy się marszem. 20 minut później na połaciach śniegu zaczyna padać i robi się ślisko. Nie ubieram przeciwdeszczówki, bo już jestem spocony, a w niej bym się ugotował. Po godzinie leje już regularnie, idziemy jednak dobrym tempem. Na feratach robi się ciekawie, chwyty wszystkie mokre i wyślizgane, schodzimy więc bardzo uważnie. Szlak wiedzie szczelinami, żlebami, i coraz więcej jest wszędzie wody, tworzą się strumienie i małe wodospady. Wszystko mam już przemoczone. Momentami staję się częścią strumienia, łapiąc się skały po której płynie woda wpada mi ona rękawem, spływa pod ciuchami by wylecieć nogawką. Wczoraj pod górę szedłem znacznie pewniej, teraz nerwowo badam każdy krok w dół, często nie widząc gzie stawiam nogę. Nie wiem jak tędy wczoraj wszedłem, dale wydaje się to nierealne.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9IOMhbA3fys4XNcRkqLKXhLcWxoW7AWz1fLseT2Q5HAH W1LwSVCxaUKfGhSeleMNAhoKbicNiT5ujb_OozX0XOt4fAMG8d o0P8tB26f53VmfJDZFHpX88q7JwCF5Fc0KKBzDkn1_wm7vJ7nt A1mYUvQQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc91TYo6mwFPCNhyC4efW6dl2V24w07FBN4a02V7BNFYrk tvjgIZ8QWKBXE1SBAjWqmZXGDvgupz43saJVaJMGVXWj5KnBto 8uaCmvAk1C95j60LHHv9Ydk-1JKW09VDCRQiCodJVRzwGh_f1QAg2swIhg=w1116-h977-s-no?authuser=0

https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8Y8prQKXvtR2sxBveAJftkI-1KgtpARmrtSZFduSa5_4d-Scfp_xdm3AyBpJj360hVUG6E6gEEeKkodBg4rl6WcIxayNUvc0 _FDIcQG-zrOWqKVT4HaOxs1KlRZuhQ7kbLRez7mOzft-5bbMxFQIyNWw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-Uvh4Mt3cHaVYijCWQxudzQaRZg2e0UZwLpwbFw2lYr_3o_zAUh _MnVXFdprHDVJqNgEile4TQDXdiWBwzuuO7SljFC8ri15kIF0-Z6rdEuBpklAFHB5Hy3udRjmE_gSORMDlj5xz-vLPmHtRlzjYPcw=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-Er04XNIH_q-3j3je32dmA4mDmddOVaTGZYXs5TBhjeNhrIYnNJChVOR-kx3VyVf-N8A5NRw2Qq72mJ6XVoiOnTRQwm2z86hpOpxZVsHIXY176Hq8RE zeigx0ChDSQVpzwDfl_GFbJ1Hwz2i_BmJWIsA=w1116-h977-s-no?authuser=0

W końcu nadchodzi nieuniknione, puszcza mi staw skokowy i lecę na ziemię. Mam w tym pewną praktykę i kiedy czuję, że puszcza- wolę się przewrócić niż postawić pełen ciężar na stopie. Kostka wówczas wraca na miejsce i po kilku chwilach jestem w stanie iść dalej. Miałem więcej szczęścia niż Czech wczoraj, zszedłem już poniżej ferrat i stąd została mi godzina trekkingu bez żadnych wyzwań. Idę jeszcze bardziej zachowawczo i chłopaki mnie mocno odstawiają. Jestem szczęśliwy, bo co by się nie działo już mam tą górę przeżytą, znam ją, jeszcze wczoraj wydawała mi się nie do zdobycia, ba nadal mi się taka zdaje gdy oglądam się za siebie, ale w żyłach krzyczy mi jakiś hormon radości. Że mam to że, się udało…. Staw puszcza i po raz drugi leżę. Zrobiło mi się zimno, bo woda wylewa mi się z każdego miejsca, a tempo mocno spadło. Ale na glebie dostrzegam czarną jaszczurkę, trochę ich tu wylazło z okazji deszczu. Uśmiecham się do siebie, mam olbrzymią radość w środku, zbieram się na nogi i przekraczam ten sam sam strumień co wczoraj. Jeszcze bardziej chyba zachwycony okolicą jak dnia poprzedniego.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8x5d181lsrOhBP_MaHJMC-rPAr0T6ZOWVhzdr7tZzGqClvmQlDlAzdmUdz6079KGrzqadbUr E5mrOWBKgUKR4L069IC0RioESH7AVQ96a1pRnU4WvLLsB4PuVb 53p417qVSsZ17tD-6AqNAk8SwuVeZg=w1842-h830-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9K6w9jjSh3bFPVJc5wmUB0U3r8jcNrvO0Rgk9g073mJD EVPDBlFMkN7fM5i_B9254s_qKMnfaOWja_jEBsZrhJdrCZCWq7 SmK-pI4WgJTdg6nnrk63rJLlEsK-Rxk17sEU2k9OfUrQRgNZPeYV0HeVXw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9qdUl9x4TbTzMhwVRNqEX3UatIodWs2ZDBKb5WAPSiGM op6gnAkcEuGr4hzNyGm68QUFLSr6SnO-W75XRmIwSF8F4utQ5cmzMspumMV-e5_klJ73Ta0B9wZRFc8LKc_Zu8BINL6lhh6Ob_fFvh4DQ9yA=w 1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_V0dpe-kawXwR0Vx7Kg-GStfXJPp_2nzdSabY9fpp0DaiUW88agHUH0Rqr6jQungVPfwQv NxW1IFt2l3N-K5M-c2xsvR3TDiKSKN1QDNhbGL2f9ZcpiP6BizmFUaodG7iS-UEsAQYIfth5Tpy87lGXrg=w1117-h977-s-no?authuser=0
Do parkingu dochodzę zmęczony i szczęśliwy, jest tu cieplej niż u góry, ale przemoczone ciuchy solidnie mnie wychłodziły przez te godziny. Chłopaki czekają przy aucie. Też ogromnie cieszą się tą przygodą. Chętnie podwożą mnie na camping, za co jestem bardzo wdzięczny, bo nie muszę drałować tych 12km. Żegnamy się serdecznie i po chwili padam w namiocie. Zmęczony jestem srogo i mimo że nie ma jeszcze 14 postanawiam zostać na campingu na kolejną noc. Przestało padać więc może trochę mi ciuchy przeschną. Rozbieram się do gaci w namiocie i w tym momencie orientuje się, że nie mam kamery. No szlag. Jak zgubiłem ją gdzieś na szlaku to po ptakach, w życiu jej tam nie znajdę, a nawet nie bardzo mam siły się wracać. Dzwonię do Piotra z nadzieją, że wypadła mi w aucie, ale ciężko w tych górach o zasięg. Zaczynam się godzić ze stratą, poirytowany bo kamera miała ledwie tydzień, no i nagrany materiał, drugi raz przecież na ten szczyt nie wejdę. Po 40 minutach oddzwania Andrzej i ku mojej wielkiej radości kamera znajduje się w aucie. Szykuję na kuchence obiad i w tym czasie chłopaki podjeżdżają ze zgubą. Znów się żegnamy serdecznie, po czym zapadam na dwugodzinną drzemkę w namiocie. Budzę się, zgrywam zdjęcia uzupełniam notatki i zjadam drugi obiad bo znów ssie mnie straszne. Dobrze mi robi takie spowolnienie. Przez następne dni wszędzie w koło ma padać i waham się czy jechać do Triestu we Włoszech czy może obrać inny kierunek. Bardzo się czuję spełniony tym Triglavem i postanawiam nic nie postanawiać. Jak jutro będzie sucho to pojadę na wybrzeże, a jak będzie lało wynajmę jakieś łóżko w Lublanie i tam będę się suszył.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_sP17OCAWoNzQfxIWnpl5L17_pJnqY_6m7_MyBXREIEa TFJWg7iBvZCqKGcEv78vSVfqiuMtFF4LHvdYo-bqBLgPFh3ix2CYZ13cpQw52Zd-P9jDb-MrPWw40WLPPxSPA0yqZaQe6MTv0ZEAJXT6tYmw=w1842-h830-s-no?authuser=0

6, Niedziela. Budzę się o 6, w końcu wyspany do syta. Wbrew zapowiedziom nie pada na szczęście. Nie spieszę się więc, spokojnie pozwalam ciuchom trochę doschnąć w porannym słońcu. Udaje się to połowicznie, bo część muszę chować mokrą do sakw, a większość rozwieszam na trampku by dosuszył je pęd powietrza w trakcie jazdy. Znów wygląda jak część cygańskiego taboru z tymi gaciami powiewającymi na wietrze. Nic to, był czas przywyknąć. Ruszam koło 10 jak tylko wysechł namiot. Kieruję się na kamienny most, który niby jest w Słowenii, ale po 20 minutach już jestem we Włoszech. Jadę na granicy tych dwóch państw, klucząc po boskich alpejskich drogach. Zachwycony jestem tą trasą i widokami. Do mostu dojeżdżam wzdłuż rzeki o niesamowicie intensywnym kolorze. Odpalam drona i przez kilka minut latania gotuję się z gorąca, ciuchy już wszystkie wyschły w pełnym słońcu. Most przewieszony nad rzeką otoczony soczystą zielenią, wygląda przepysznie.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-2qJq3qfrWVCwzd_wRlQpfJip1YsdaU0_4PV6o3II9YkI4poGKn joNygpROPs36i3E7rMK0R8B9rbFjWy2vrgUhG-lMADdQf3fGVj9yI2tnkmpwhg7Rc5R_Nr2cMDce3wsmU9y6pbdq tG0CFH9vDR3jQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-M4Rj79tbJJoutUwf65bHITGMm7ulTcYzeKWdNetnqV-nFOUAtB1EiixcbBi90wBnj6enWiFZjqXCN0uRR2G2YhOP03TUq GVr6TwS4QKAvKfMXs0B4EANkGrUmmIAv2hLiv3eKxX6B6e1OfY s1gCiaDA=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc88jjqVRfOqLls4y3jKKk9oBNehcPC9tjrH99Xg1wGnyL UmPGfEt8JmB7D1HzHY57UfxgMMQuP638vBTPTS5OjbthsFEUSq jXdZ-rWW0LM3fb-zGjW7kgx8_xTWGx_D9Wm0OJudlFOMJ1OX9mZCmOV7hw=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9Dp7IRW1zScZKVCamL9yR2qmBC1TcfoJpfyKRBxykJu0 5WvBPzf_MpcB6KbqonYyi043R5CrOHhDY04RS6-1WpKhIIK3BFazgaAQ7i3N0LPFWDpMgMxLzZcP34RqECn5lOSWN Bekh6RHiMugQIPpdlow=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_IgBW_wpSIZKvQeB4yjS9k7hnzGkeezy0jd4fHBfBV80 1WwDXGlKhmEMPhq4pDaTl2mLKONJrC73GS54Csxw5YWMSY30z0 n3ptNTlBzm312ZYqK3sPDyWnprHiGB4pDUouD4o9cGZzeFgEY4 Uu43UgPg=w1466-h977-s-no?authuser=0
Teraz już obieram kierunek na Triest, oficjalnie wjeżdżam do Włoch. Co prawda co najmniej trzeci raz na tym wyjeździe, ale tym razem celowo. Szybko zmienia się krajobraz, odmienna roślinność, inne zapachy, dźwięk cykad w powietrzu. Nie planowałem tego jakoś szczególnie, pomyślałem, że po zejściu z góry fajnie będzie podjechać nad morze, wykąpać się i zrobić taki dzień restowy. Nie czytałem nic o Trieście, nie oglądałem zdjęć przez co moje zaskoczenie jest ogromne. Droga znajduje się wysoko nad miastem i patrząc w dół układa się ono niczym wielki amfiteatr, lecz miast sceny na końcu jest Adriatyk. Staję jak zamurowany i sycę się widokiem miasta i morza. Jak tu jest pięknie, aż nie wierzę że podświadomie wybrałem takie miejsce, nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie spodziewałem się też, że sklepy i stacje benzynowe będą zamknięte. Na Triglavie zjadłem wszystkie zapasy, a rano ruszyłem mając tylko pół litra wody. Przy 32 stopniach dawno już wszystko wypiłem, a teraz czuję jak narasta powoli ból głowy. Zwykle za mało piję i nauczyłem się rozpoznawać ten symptom odwodnienia. Ominąłem trzy samoobsługowe stacje benzynowe, licząc, że któraś w mieście będzie otwarta. Ale nic z tego. Trochę przywykłem żyć w trasie na stacjach benzynowych, schłodzić się choć na chwilę w klimatyzowanym pomieszczeniu, obmyć twarz w toalecie, wypić kawę, zjeść batonika. A tu dupa i kamieni kupa. Kieruję się na centrum i każda ulica mnie zachwyca. Dojeżdżam do nabrzeża i staję obok przystani jachtowej. Opodal zacumował wielki prom i wylewa się z niego mrowie aut i ludzi. Zostawiam ten mój cygański tabor i idę trochę pozwiedzać. Wszystko mi się tu podoba, uwielbiam klimat nadmorskich miasteczek. W porządku Triest to już dawno nie miasteczko, ale jego stara centralna część, znajdująca się przy nabrzeżu, kiedyś nim była i ma w sobie to coś. Są budynki z jasnego kamienia, wąskie uliczki spotykające się na centralnych placach, jest wyjątkowa architektura, okiennice, powiewające na wietrze flagi, maszty jachtów bujające się na falach i szum morza w tle. Chodzę tak z półtorej godziny w pełnym słońcu i ciuchach motocyklowych, aż zaczyna mi się kręcić w głowie. Oho to drugi symptom odwodnienia. Kupując magnesy na lodówkę, podpytuję gdzie mogę zakupić wodę i coś do jedzenia. Szybko trafiam do malutkiego marketu schowanego w bocznej uliczce i uzupełniam zapasy. Siadam w cieniu na glebie i zajadam bułę z jogurtem. Siedzę na kurtce oparty o plecak,na ziemi leży kask, aparat i reklamówka z żarciem. W koło drogie restauracje i elegancko ubrani turyści, a ja w środku miasta w dalszym ciągu cyganerię kultywuję. Lubię tak, z perspektywy gruntu świat obserwować. Za studenta było to normalne, może nie mam już legitymacji, ale ciągle się uczę, więc chyba mogę sobie pozwolić na trochę lumpiarstwa.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8Sef8bqkQmvjyeumUU9uzPigpuQc9js9DCPcfGTqiHXB wbZvEd1Jei7jQRRGhAkGW5Xe9BSMtVBhTceJ1MNVzOjGaJOsao VVJQDx_E2Zbjzg1BcFH35mWsmRylEWeFTVaoKzhjcqKXkQFUyQ Vb2R3YCA=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_BC1DR003d4Fe-TTtM5gj2ikQ4qisKLBbSPg3hszPSmPufMakuQ0dWnckAMJGVfX a6WV7cXhlYYse7ap2xsSNFkBww2ApNMN9wzHryiKGvNQyCcUxz o0jw5Pp3yIC6zEh5ZCNCbRGiEV477aJcceqvqw=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8Zm46pOQusI_ZdaDpOsT6Ye4r_L1mUPt3-Iaapq4s0fIy79lzpOPH1Y3yyIREuFxAdNOPgBnnYdgsyJvws-K-0D9nzOeo2gh9BnPnV03Qzgj9mvPqcqNhgPg8raXtWDo33zj_PV T3cIp3ALVzX8N6VIw=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_WsekPe-1acDjbBMzH6nr2sZUOjXpQP89k1LeQyJaRtbHURxksGy7y6vsZ QjFUfcOSO8QiX-qt0PEpjjl1JpqzNp9fZObO-dIE2gQRPY0y7EEpeFMUIfHjpI97rOgznHRZvowC5XayoH7P69B wbtEEJw=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-LJcscBk2cd87LX67gA9EqQPnlZ94vq5rNWuH_4YolDxKeGh1fl 7H1mWS5FFzk4u8VUtLuhKlEIIvJ0UQ1BBBKIE9WBsc9WMYNUHT cls6XOnO7owCXSFcWhZhzV2z2LMD3Mhe5ux0L_id5FtiO_XRn6 w=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_OAuj2QGAgJzQeALge5phtyAoxsgKE8PQbInH2ywq_bL i5j1dDiyud4ax3TelfCv0fmu-BIiOIsjQeoTufBsVPobo0NQWCEEfgu5voAtkIXwyIcwmdCARRs G2l8_HM4U5ax12487LrUgWkcAjMS8AQHA=w651-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9OaQFXn3K3ynQeOh51MDwBn5q4Wdyl6p2TKSi-HcRSNm3SB2cWwOaitlCP_SzPuj3cpiverhp1Pq0TChywQJSf9n yGGscZVce1Wde84m8FF7NOtqDzZZpuJyi3N2d6JsRLbbqwFYIM OxyyG7BQQpnK2A=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_R9BAWNQmEy5lp6cdaI5U18B9v7mFDFajHUfE4aoUcCW W2tdyQUara9Bts_H1mg7UJTUMtoVCOmSWn7VE-eU2OWp-NLSJXr0jMGbHcRfXJ8VUtImV7AwHHiJ4AE-DiEan_XCwDpD_ZW7R9rOWBh0cYyg=w1117-h977-s-no?authuser=0
Nasycony i napojony wyjeżdżam kawałek za miasto w poszukiwaniu campingu, znalazłem miejscówkę 200 m od granicy ze Słowenią i tyleż samo od plaży. Rozstawiłam namiot, biorę ręcznik i lecę do wody. Uwielbiam Adriatyk i paplam się w wodzie dłuższy czas, później zasypiam na ręczniku na godzinę. Czuję dobrostan w sobie.
Zbieram się pod wieczór i gdy nadciąga złocisty zachód słońca wyciągam drona i utrwalam kilka kadrów na przyszłość, kiedy będę potrzebował ten dobrostan podładować. Długo spaceruję nad wodą jakbym nie mógł się tym wszystkim nacieszyć. Zwykle mam dużo frajdy z gotowania na kuchence przed namiotem, proste potrawy na świeżym powietrzu smakują genialnie. Lecz nie dziś. Dziś na kolację mam włoską pizzę na cieniutkim jak papier cieście i popijam piwem. Idealny to dzień był, rajski niemal. Czuję, że prawdziwie odpoczywam i ta zmiana modelu z kłusa do stępa zdaje mi się służyć.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_xcg8h-sVXY_wEoiHIp-IrKtXaACP3qW4K0-Bglj26lXyr_NqP7tb-slHieyzWgPyAWvsXNoeKAb1eOqrq8DyAkZtX8mXa5D0sNjWPbM 1tNfDLwcQWBlQaFVZ1dJLyRBrMu-s-API2iMGDNqrYA5xkmQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-PS6WXB4h-8f1PN2T9VU1keMZLwKgszu2sn8QMqUwBDl-jYQW8GUpCrVAy8lQGZKIVkoEi5xezQsd1Qs1RMBezwkKqIUCVg 2NMd7Op6t8hpGFSkio_JVkuESw5lYvwuiE57Um7bHDUuHpKkkZ q63Ghgg=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-Qp6Of-HbyxFZ_M7pDIjZjtW5U-dFJO-NY_l6AhHQrc-Y1vuPNw4pDkllLBG9uB5ZrHxxI0PrSbnKZC2om2amqS1pJS9Hk yVYwLxQq_PZDr_bDYsqdhdKcZAo8FqSUoJHzz0Eo-cbPq0PHporP0AlaBA=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8JJ61fwaI2bytpoXfkpjpoTnS2_Wq9qc8gxKFJM56u6z ufpBWbC_tb0lScTyp75gqbwDShHQuZnSM6ptKQbfR5UtX9H0WZ TQpmsObIh3V-TOA-oyUSlWYV5w1hw6QUCtvmHAM9Gwyrotf2TyF7sRC-Fw=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc84G8QRDAVRii3kbLedfxZZynXjXeFV4QiWNTvNj0iZfW 7XaS8knxuf16XoO4vc3Ih4FhS6vovFbtXOWHk6wfvydBuXSeaS ruSNO4O4krSjMzum22h_ZMCd83HEsmlAOlHhP4VCBNYD4cRey_ 0k9KIdTQ=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-HKKsyS8H6eumBUzedORu09audixdkpUKLyH8cxr7oPNV-OnIs_vxQq7kLC0Gu6ovIZs4AabuABfNoVeTP641Vo3HzG7_Hez 1VzD3y5Dv1ifLrWLU0QtTiSNlbdsu49zv4Oe0bdl5sz0CZj5J-OUtnBA=w1466-h977-s-no?authuser=0
Dzień 7
Budzę się o 6 z bardzo luźnym planem. Kilometrów do zrobienia mam niewiele, na 3 godziny jazdy może. Pierwszym przystankiem tego dnia jest Postojna Jama, druga co do wielkości jaskinia w Europie. Ma 24 kilometry długości i żeby ją zwiedzić trzeba wjechać do środka elektrycznym pociągiem. Sama jazda trwa kilkanaście minut ale dostarcza wielu wrażeń. Bo nie jedzie się jakimś górniczym tunelem ale jaskinią wydrążoną w skale przez podziemną rzekę. Wielokrotnie przejeżdżamy przez pięknie oświetlone komnaty, niektóre są kameralne inne wielkości auli czy sali gimnastycznej. Do największych wchodzimy już na piechotę i one robią już niesamowite wrażenie. Mają wielkość podziemnego boiska, stalaktyty są wielkie jak drzewa, największy zdaje się ma 16 metrów wysokości, potrzeba milionów lat żeby wykształcić takie twory. Stojąc obok czuję się mały i nieważny jak muszka owocówka. Najniżej schodzimy 120 metrów pod ziemię, to jakby zakopać trzydziesto piętrowy budynek. Dobrze złapać skalę porównawczą swojego miejsca we wszechświecie. Z ciekawostek, żyją tu jeszcze salamandry królewskie, mimo braku światła potrafią dożyć 100 lat, i przetrwać na jednym posiłku nawet dziesięć. Wycieczka trwa 90 minut i warta jest tych 30 Jurków uiszczonych przy kasie.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_HCOf1R1SBeJR9CDv1y2oCgX7tw-NP8vZzSRaxk08jvFwWYVN6OD5ivrbqDBhJmpTSI-C9VlJICUSARziSSh1LiekMywEck3h89s68eoqpdSO11YTci5Q0 IXLHIvSg1wm8lFkocm1a015EXb4smkKgdg=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8aPhn3k122khKqoOynH9bp75XMFZyd7b2kXEH8cghHPo wvagyroUZmnNCB6SkJm4VjxPc2KsrSL6SZoAMr4uCeRtqmlFpr l8XMWWggIRTJTjOEg2MUEyybXqoonYgP9ymYpHVZF_p0igjc3v Hwsphr3w=w1842-h830-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_3Vmuswn8UDGMyb7Qxh50RdC0oDcpvPoT2oEzoLr7USI Dag1UlcBJbxjPnBMtF3gr77IVobBZyzGhySF5ss3S7NYCGWilR 8w9smBzNw-MXNxkoLZadew8mhKAqPCn_q9zLJ21R7wDAvwCcwh25cgrpLQ=w 1466-h977-s-no?authuser=0
Chętnie ruszam dalej, bo mimo że wszystko jest tu fascynujące to męczy mnie stężenie ludzi na metrze kwadratowym. Przyzwyczaiłem się już do swojego towarzystwa widocznie. W tłoku i ścisku wkrada się pod skórę irytacja. Wyczuwam ją już z daleka, przekładam więc nogę przez siodło i ochoczo odpalam silnik.
Do Lublany stąd to raptem godzinka jazdy, to już nie góry, ale drogi nadal są przyjemne i malownicze. Większy ruch zaczyna się dopiero w samym mieście. Znajduję camping na drugim jego końcu, przez centrum więc przejeżdżam zanim zacznę zwiedzanie. Miałem okazję jechać przez smoczy most i już mi się tu podoba. Nim rozbijam namiot na campingu czuję, że to miasto jest inne. Nie przypomina mi żadnej znanej stolicy. Czuję luz w powietrzu, ruch uliczny jest nienachalny, nie irytujący. Ludzi jakby mniej i nie czuć tej wiecznie doskwierającej pogoni.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_jIrxtazCSYOtuRtIiYHe7XInfWu7iIea16VlL-7IJ6UvOU1GzGlizza4S-8xtdsceMSRCON9XJtDwXBGgkG2qIz_kBOvUTm8IH9uvCfXUz-_l1kjcB2PioMSq-AtLyl7geat_oA_G-8V0z4kF6FzVpA=w1302-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-OSc2oe-L5V2shpZ5m1WooNmruYbQPgftHrxOfE85cOsHOQGwkXeXUAvDz SEYyK7cbxfru0Guw_uxGeUoS24ID3TZ5jglpZsSZw7QIm6jh8m toSQLms_QJ_2iKwSWEi24lek3BxDfHI5NVjM8Cwl0asw=w1117-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8f3hnBctaF7pXBSF1QgR4BzaKXAtaMQA6fl3HBzGFJpt OK_OwkaXsSSvUh0oXzQ4q00A5emI5fN9tFg2HuIQ9T-sioiEw94fckD4I-SgJbH0yJeIRfs-agWqCv9A0lU_v-aj-UFTL9gvsUwwIYPU_LGQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9tQj76u2GCwQJmMxpIuT-T-fPGfDLXdjJSv4NCVQIJk8zNdjIlvrGNIoCt2kz7i8mRbHiwL6A Hfzl2SJ-gyagA156A7pfcM_xuxBVa-IPbWZntUhTVvxUXdHIrqNIs6ug2vPFVS3KNP7nO_mlMP-qe3w=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_eNhoj88TecHsD2C5bqcwAaSwGOb4Mjx0UPuh1787muA P7phbVua-pLIZfClVBjfsBshDlF9qX1nrlTAY0UM8Wvz7Jq0FcXWI5kaul4 JH6vG9afLG_uB6z9dzx9GNhTsQa88QCUO15s-LywO6x99-ebQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc98aonyWZl4WOcUN6piOlwxRZCwMlsFnquOq8ZzFQyGaY DlRwdOWB4T3g00beeLe8T-2cdLsKS6jtX6593tz6LIVUzO_ZC3JaoL3QiyVxUk1YRlvrw67y vOUPBbxYgrRIXv7GSVGylv0f1Ne_D3n1JjMg=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_a69fIBEdPbcGxdBObJ--5UQjhZ6rK6NldN1basZAgAsFTD292VDhnLDz4cmvCrMXD1XNDX OPzF7Qp3zziYtiSfImkCggNZw-07To3sHtopbGPcQrLlNeZC4DLllj0eyaYJPypM2bOpsLW_ikdn l-bgA=w1116-h977-s-no?authuser=0
Łapię busa do centrum i niespiesznie zaczynam przechadzkę. Długo na to czekałem i cieszę się ogromnie, że mogę tu pochodzić na luzie, bez ciężkich butów, zbroi na plecach i kasku w łapie. Robię dużo zdjęć bo miasto wygląda przesympatycznie. Przez środek płynie rzeka, przecinają ją liczne mosty pełne ludzi. Coś co bardzo urzekło mnie we Wrocławiu, tak samo działa tutaj. Zabudowa niska, zgrana i ze smakiem, brak komunistycznych klocków i szklanych domów. Jest i zamek górujący nad miastem. Czuję się tu idealnie, pośród pomników poetów, ciepłych kolorów i pysznych zapachów zapraszających do restauracji. I mimo że nie jestem zbyt restauracyjny to od dawna wiedziałem, że tu się przełamię. Kelner zgadza mi się udostępnić zarezerwowany stolik, ponieważ jestem sam wie, że szybko się uwinę. Z polecenia zamawiam lokalny specjał - pierogi z ziemniakami i sosem z boczniaków i boczku, posypane parmezanem, do tego kieliszek wina. Łatwo się w tym daniu rozpływam. Nie chce mi się ruszać ale jeszcze mam ochotę wdrapać się na zamek i zobaczyć miasto z góry.
Wspinam się wąską uliczką pod górę i niemal przy każdym kroku słychać trzask migawki aparatu. Zachwycony jestem miastem. Widok z góry nie rozpieszcza. Zwykle widać panoramę miasta i góry w tle. Dziś widać głównie chmury.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-QkwPNv4Quzm2coGZ3vrTG9Nw6AFjWZZfMJf1_17ll016ilrv8g TSw7CkQM_DMAoYsAmozTAYmEM0gANQ5c6J279R8ZApMAlUE5uP J7rnEYgZ74BIOugj5npe9ZQJqL_SBnhOyea8Anngg9_vLJnwHO w=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_YRgvlUeyNIr-fzvJl2u0MO7pKU-bLv7Nk_rvVsjQT-m0Aw8tek9S5nLnOyQIOeXBy-C9K7VGuPMjC3yIfGHlAevWD-C-LGWt6Q6rnWJ53kzx64znZ_qYGZ_kmEPtgx-BNd4Ih5hhRT162H9CdcSeVDA=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_QUYTsAOOkIqA3gTZurG3dQU4KtDesUm7FtO-HGaIbjxBuEODub8ZIkDFEpwjxRbTsZY4iqEVYelDcESneKh7Ab jRIm-vHiVKGe1b4JwBjC9nhdgdiM47BfpsrhBQTNScLzlAqcjiVQOkk YRzyFzqtEA=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9hjCV0MXzY_d_2s6_28sGpCLRkiRiIDd-vIPWzhdJVYAhE67gr-jykKp6Xp3Z6IVdeLKgi1XzAnYpvole1pfycNKGpaa5czZAce6P 0uzqxIV0KE5NVcwKA9ZnkX14PWk7IrU44EJv7movQzdQFkYv1P Q=w1116-h977-s-no?authuser=0
Zamek obchodzę dookoła i choć z wierzchu zabytkowy, tak w środku szkło i restauracje. Niemniej szybko korzystam z dobrodziejstw kawiarni bo na zewnątrz rozszalała się burza, której od dwóch dni unikałem. Pół godziny piję pyszną kawę ale z prognozy wynika że lało będzie całą noc, a jutrzejszy dzień nie wiele ma zmienić. I tu trafiam na opór własnej głowy bo znów czuję jak wkrada się irytacja. Wiesz, mam urlop na który długo czekałem, jestem w wymarzonym mieście a tu leje. W sakwach wilgotne ciuchy i ostatnie suche spodnie na tyłku. Za oknem ściana wody. Szału ni ma. Zjadam korzenne ciasteczko, które Pani podała wraz z kawą. I coś się we mnie zmienia. To tylko optyka myślę sobie, filtr jaki nakładam na rzeczywistość. Można się na deszcz wkurzać, a można go przyjąć jak najnormalniejszą rzecz na świecie. Nic mi się przecież nie stanie, nie ma co się irytować trzeba korzystać skoro już tu jestem. Uśmiecham się do siebie ubierając przeciwdeszczówkę, po czym ruszam pod ścianę deszczu. Do autobusu mam godzinę, więc spokojnie zwiedzam dalej mimo, że już po chwili jestem całkowicie przemoczony. Kiedy znów dochodzę do centrum, świecą się już wszystkie latarnie, odbijając światło w kałużach jak w czarnym szkle. Miasto wygląd niesamowicie. Lustrzanki już nie wyjmuję, ale GoPro śmiało sobie radzi nawet po zmroku. Robię jeszcze szybkie zakupy w markecie i łapię powrotny autobus na camping. Jestem pełen zachwytu choć podczas 30 min jazdy łapię lekką telepkę. Bezruch i mokre ciuchy szybko wyciągają ze mnie ciepło.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8gM0B_unIkTRnKDCmQVDnOxYKndRcaJxALdS_Y0K06CM KNa8CpASqPS_NsCJdiug86fJaJlIRe08RXxukjoZEGRZvEYGQ1 CV7luo86Lhva4d8MwuGBtLDnoitNlPRdWAau49DoOyjwpIo_RU cBY7StpA=w1303-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_mVaSVFf8I9af7IpqIREA33NVY-r66S7oNui4PlSdqGNlWBqgewZ9H3wAQGH4ZHez-jH-6GRSCrZzr-UOiae6gcadsl_9UprWODYyckDBzsF5v466HJeqUtMRA0tq2PQU ZENJeaANlZ9DSRAhSwZ_Rhw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9TjrCuemmiCRfj7I_2obuU-m9ZI6coaTdc8nXOvWEIfme7JiPtz5FDPccQIlJ7BCaaLTxqHNQ 2uUDlJUg4obLhkMW-wLM12E3LgebaRV2y0ul7Tip-NuDNx5F4bp2sf9DnrD4HTmHKlCHaP7Y87_aboQ=w1842-h830-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-qv70fs6bJBTifpQrE-g72P3F912v8RpnjFmyA3sNYYRCROXQ0L5bDrVBcmyT_XUdFyVp 7QONwFwtUBBY2FV1F6_kyW3o5GltPAdNt-P9zE_hQqvUkeEze5XDkr_siBnLANQMlwT0GmmiuJRKGNyRAeg= w1302-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-bfxtTk1-gmNoEBELpwusxPAL6mV1Dm8NEGsvvvN71AoZTMDhplSguCpEK4 EUtfNbEkpKRQlOYNvyEFIAsgT5H0hDpy8U5gN45MFPDN7rLTJc 9cM-mr2VSYSW39SkLq-3ik1-q1KxnBix6wwHsK2t8DA=w1302-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc86hg9bvmMZOmPX2q2Fm2af7jAz-y6pDGbx7Zy1RJ_6bg_UthucseVsSr-S27h2TXug5GKF91q0Hg8vphWkQtJhJ0ocbOqzVpyuFB1UmhTXT mSbMMFoqIEg6bRh6M95WBTiy0b7sO34Zij5-YaghJLJHw=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8NexZ5twabEVGdc1o5tilwM0N3bLWs7-CUgKpCMMaeOHxvDYRG1yqgQRHLbLMRoso45Fy_S8u_izIM3Ko9 XClK3YglQY5gWgSi27PqObQ0gQQ_2sxoTDq8bb29KVINVcYWJG RdSghT7i6EN6MnpE0YYg=w1116-h977-s-no?authuser=0
Do namiotu wchodzę ostrożnie żeby jak najmniej wody wlać do środka. Opady są ciągle bardzo obfite, widzę że na ściankach się skrapla woda.
Co mogę zamykam w worku i sakwach, rozbieram się do naga i przebieram w suchą bieliznę. Ledwie wczołgałem się do śpiwora, słyszę donośne jeb koło namiotu. No szlag. Trampkowa nóżka zapadła się błocie i motor się położył. Ubieram z powrotem mokre gacie, bo suchą parę mam już tylko jedną, zapalam czołówkę i idę szarpać się z trampidłem. Na zewnątrz burza w pełni, leje jakbym miał dyszel prysznica nad głową i grzmi co chwila. Podnoszenie trampidła mam opanowane choć pierwszy raz robię to w gaciorach.
Wracam niepyszny do namiotu. Nie jem kolacji, nie myję zębów, zawijam się w kokon i myślę sobie, że wesoła ta noc będzie. Z sufitu już kapie, na siatce rozwieszam więc wilgotne ciuchy żeby wchłaniały wodę. W łapie mam ręcznik i co chwila wycieram to co zbiera się w narożnikach. I robię tak większą część nocy. Nie wiele śpię, bo hałas na zewnątrz jest ogromny. Zastanawiam się co będzie rano. Ale nie stresuję się nadto. Ubiorę się w namiocie zwinie mokre szmaty i pocisnę w deszczu ile dam radę, a na noc najwyżej znajdę jakieś lokum żeby się wysuszyć… obieram taki plan i zasypiam nad ranem.

Ciaho
25.07.2023, 12:30
zdjęcia absolutnie powalają :D
Dzięki, bardzo lubię robić foty i oglądać:) opowieść bez tego jest bardzo połowiczna. Większość robię GoPro, plus kilka jest z Drona Mavicmini jedynka jeszcze, a kilka z prastarej lustrzanki Canona:) Bardzo dużo frajdy mi dają, tym bardziej się cieszę że się podobają.... wiele do końca nie zostało więc zaraz powklejam dalej:)

Ciaho
25.07.2023, 12:32
Zdecydowanie czasem warto zwolnić :) Na bloga nie wejdę, co sobie będę psuć radość z czekania na następne odcinki :D

Uczę się tego zwalniania, bo zdecydowanie mi dobrze robi. Już ostatnia część mi została do wklepania, więc dużo tego na szczęście nie ma:)

Ciaho
25.07.2023, 12:46
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-DV4uA90jEsGgCj5zHnTpguC1qSFCHtm3PvwcaxYj532VrpnjXD Q2nAK5k5yuwwqJxHUD3y-9rr7p8ap8XsrzNaM3bNiVmrUW3KZHEVtlneDU6VxSVrX5oZ3Se U_ItllZOpdO8SPb6xnsAxP3K4P6ebw=w1842-h830-s-no?authuser=0
Ósmy.
O 6 rano się uspakaja, a o 7 przestaje padać. Szykowałem się na ciężki start, ale nie jest tak źle. Robię gorącą kawę, zjadam burka co to wczoraj zanabyłem go na kolację. Zwijam mokry namiot i śpiwór. Resztę przyczepiam do trampka, znów zamieniając go w cygański tabor. Ruszam o dziewiątej mając na celowniku miasto Ptuj. Jedzie się bardzo przyjemnie, droga wije się delikatnie wśród soczystej zieleni, na horyzoncie chmury przyjemnie przykrywają co wyższe wzgórza, niczym kapelusze. To raczej nie te nasączone deszczem gąbki, bardziej kojarzą mi się z lekkimi obłokami. Tyle że są bardzo nisko i jest ich dużo. No dobra nie znam się na chmurach, ale z każdą chwilą robi się cieplej, i zamiast zapowiadanego deszczu wychodzi słońce. Ciuchy na trampku schną, a mi micha się cieszy.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-eX_CpD7eg12FSh3CVAEX5f7M-8f7H_1HP0jCwURjLBrNGRarRkXiIb65BieevZg8IHG_o6zr0-XZ5hmnYfkKqCLZ4kwmNq8cVtnCyEiFziCQfzzugVddU8402KSX Z9pB0SWUjLHl-LRiG3ePAAGN39g=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9aXTtAYKrM7_kLcr3nRJn4KGg8_D4Mh7Oi7bflXbfuF8 k2lAR8JxUf1I7HpEGdkGvb0K5i8UTx0NbJ9frcg600RgpZEk6e 80pN7cc8FW7HEbII9x1CQF8REeR-wjwRNhhPEMk2Z3HeTZipht5SnMW3qw=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-6dTyWvym5lQiV8vYsx8Lsii3jqdQUKgJAapOVxvLD-SE_Ka-Qx3yjrbOiHqSAzjqrJavSb6lqxm-mKECZ1pMfv-pd2d3ffPzvcYM4N9t0_N6dejF0RTR4bGIXQmPK8nhoXzoxEiUK mlMQUmfdVrGulw=w1737-h977-s-no?authuser=0

Do miasta dojeżdżam już w pełnym słońcu i na szybko wypinam membrany z ciuchów, bo robi się upalnie. Jeszcze zanim przekraczam rzekę, dociera do mnie wyjątkowość miejsca. Górujący nad miasteczkiem zamek, roztacza ochronę nad położonymi niżej domami. Wszystkie ceglane z czerwonymi dachówkami na dachach. Z daleka wygląda jak żywcem wyciągnięte wprost ze średniowiecza. Z bliska jest jeszcze przyjemniej, uliczki są bardzo spokojne momentami wręcz wyludnione. Kupuję pierwszego loda na tym wyjeździe, zostawiam kurtkę i kask na motocyklu i udaję się na spacer. Ma się tą żyłkę ryzykanta. Nic nie zniknęło nigdy na campingu może nie zniknie i teraz. Ptuj jest ostatnim miejscem na liście jaką miałem do odwiedzenia. Od tego miejsca więc zaczynam powrót. Ale nie jest mi z tym źle, wyjazd był absolutnie niesamowity i ilość wrażeń dała mi masę radości.

Ale to nie tylko to. Jadę sam i większość dnia nie odzywam się do nikogo. Już kilka dni temu zauważyłem, że wyszedłem z roli. Nic nie muszę. Nie mam dla nikogo być, jestem tu dla siebie, dla drogi dla wrażeń. Chłonę to całym sobą. Wyszedłem z roli pracownika, z roli kumpla, z roli ojca, męża, syna. Rozpływam się w tu i teraz, nie analizuję, czuję i odbieram bodźce. Dobrze mi ze sobą. Idealnie zgrywam się z motocyklem jakby był częścią mnie. Na czuja wiem ile mam obrotów i na którym jadę biegu, wiem czy opony kleją czy już jadę na krawędzi, w zakrętach buty przyjemnie trą o asfalt. Na pewno nowe opony robią robotę, ale to nie tylko to… znamy się po prostu na wylot. Tak, to jest ten stan, po który tu przyjechałem.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8ZbMzqzUfCLq92q_MnO8ufOZ-cWUWs2mNEI83BJbLNPjKLAi1BSGw-vdYzHTXs0hFnAjn2BABkKZBNVasns9JtPxOpGbCasMGJLSNyBI pISElufOwOYfYa2_42lBj61u4LCDiauQDx1Z-_mEMkLX9ZhA=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_eRRdIOHO_CKJA652wUDbcbsYvHie8EzDpUyZz4kItBb-mqNZ-oS09A6NiHlnrzaIGOhC_l9HlqmouO4cCnBnZrY5dcOE3s1qvKC j068EUgLaUYU26CR8UFy9ycc76RGkKXEa4-I95Mehi3sp53h4u2w=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8Dm_PPHd3RZI0-mMSaTLF9PEPxYAg9iwvW_JgV5db1hbe8-M4EdemigQ2CCQ5AneL6U0in49gGlBQbz4QdIZPOl0HxVpHcbaX Fo7VMSkVEnnFWWlWXyv-TucLFSfLumXFfIWJCuRVabm4Whi8s3NVgOA=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc8JQp8YJXgpGuuI6S0puKaXQ-hKrZ991SabOC-yndCQn3KUEYufBmwIJLMgPhhmUngVJs7Ti5CVCpwHrD2QfoK_r dLF6k9hfu1tTkvIyx_ZP1QGDP06kmIdL_ERganNHOkAOpb9zBB BBtykj4MrwJifSg=w1466-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-Um9TDFkv-ijtoOOji0Z-VXJP83puUSo9S-HI4pfyklcgjFXabXCF6NNTgRjUaSjK7Oo0ZV9utJQrV4E7ZBLl 4I5TdJY85LN6wNhXUgXqL-2uFCqLxMsdx8f0Abb4ZF-BLZ3klCwGv4ElSMtUiLcHJ_w=w1116-h977-s-no?authuser=0
Wjeżdżam na Węgry, trochę polując na langosza oczywiście. W miejscu, gdzie jadłem go w zeszłym roku z chłopakami, robi mi się przyjemnie nostalgicznie, niestety budki z langoszami już nie ma. O 18 staję w Lidlu i zjadam drugie śniadanie, bo poza tym wczorajszym burkiem i lodem nic nie jadłem cały dzień. Chwilę później jestem już na Słowacji. Mam coś ewidentne z tymi Węgrami. Słowenia spowodowała, że czułem się jak u siebie, Słowacja podobnie, a Węgry zawsze tratuję jak odcinek drogi, który po prostu trzeba przejechać. Żebym się chociaż na langosza załapał, to cieplej pomyślałbym o kraju Orbana. A tak znów potraktowałem go po macoszemu.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_77n5ghI0u6tAyyUd6K6-TYc9En_y39j633U3jmXVV7nDsQajK_yZx3Q1s-jolX_HoUtrQSoXrO7qzCltPJ0DtfOeSuBLBwi_hnAe7MQGuexx eTkKSNJJkhPap-4QidBE8F0GtvAc2sLAyNuDnYvQ8jQ=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc87_O-8WQUCPQ62MvXeriUOARjGjvYd1KERKZgaCLVwNPM1Bc2ecswji e0Fvsr14V25jp__SwPAT1cE1F_pbSLbPE0xgAC-g2Km2XV2xAD-Ew-JAQo1aN7sxbrxXh73hNXQvI3Qg8KjnihQkb5iHyWUUw=w1280-h720-s-no?authuser=0
Dopada mnie lekki deszcz i jadę w nim z godzinę, ale nie robi mi to wielkiej różnicy bo wiem, że mam już w sakwach pochowane suche ciuchy.
Podziwiam piękny zachód słońca z kanapy motocykla i znajduję nocleg w przyjemnym campingu nad rzeką. Stąd do domu mam jakieś 700km, biję się trochę z myślami, na jutro znów zapowiadają burze w całej Polsce, ale mam jeszcze dwa dni wolnego. Jeżdżenie w burzy to proszenie się o kłopoty… no nic zobaczymy co czas przyniesie. Dziś wyszło jakieś 500km
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_296p-DEeGXMZ0E7s_Hmpr0z6NOUveLY5VjP_XLZ4I3au94Ri8eFYjq-kJNDcWQR-dmLwuN648cxJahTHgcIEZuAtmvQGVLbIJdEFZu4iMSds0t5MPB hVt0uNADweDbm3Eg-umHCB_yG_xdrUeaxTHGQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_erVBGYzt_bP1Myubpe_HzVwprvqWX4LPH4fCcRxd9fd 2fRqnLwVbvW5PEta0z8YKk0TduF_9Ls9lnPnviOcU5zZ5M9_nV CTFD72SV2QOfbnbcj8a6ctH34RU2b14hU0u6a1nQhl_rmqzxnb R_Sx-u4w=w1117-h977-s-no?authuser=0

Dziewiąty, jak się okazało, ostatni.
Poranek jest przyjemnie słoneczny. Puszczam muzę na uszach i świetnie się bawię pakując szpej, chyba nigdy mi się to nie znudzi. Dolewam trampkowi oleju, bo wyraźnie mu smakuje. Dokręcam śrubę od osłony wydechu, bo wczoraj jedną zgubiłem i dzwoni skubany nieznośnie. W drodze jestem już o ósmej. Bardzo lubię Słowenię i Czechy, drogi może nie tak epickie jak w Alpach, ale zakręty dają dużo frajdy, a widoki w górach sycą oczy. Kilometry szybko lecą i w południe przekraczam biało czerwoną granicę. Jeszcze wczoraj postanowiłem trochę się powłóczyć, co by nie robić z tego dnia czystego tranzytu.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-SWrFNsskVOnGaXzZpg1Dr6KmTw77BfTILqo55i3GmQEBs0ZoLD UY3bDBSvH9JcjxMCoyhMn8sovA7_wFJwBHN30YuR3FUwpzYHKU s96vFZm1xFY-qgIuFI9sSsxThCgUR1IttR3URK6Kgtc5yDJK3dQ=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc-3zyNNnWjtXhd6qV1CREEppwUtqhKzUKAA9CKjZzw0xFm-sUNgtKA02xEkXbbSM03iSGYqpKL-XGeJFu4dr2NOskysJJLDETBYXS-V0XzIXgcO-MbpRUah1rq4FKHnYJyCvmKOrcT2d9J6XbMJJzz-ng=w1737-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9ZWCmN_LRAToSbm6rngpmlCUKJk6UzsVQvSZj0Df0hVv eii6R3A4YRw0wodJrDxbo5bZTo0JJl1mBwBccLquOaK_ij9dXm j3WLNuEvodBrWJfSOw3ULJYvLWpxhUUoB2Yv6LNkeDinIg6i7R UvibPrCQ=w1737-h977-s-no?authuser=0Obieram kierunek na Zalew Sulejowski i żeby trochę nabrać prędkości wpadam na drogę szybkiego ruchu. Od razu przypomina sobie dlaczego nie znoszę tych dróg. Momentalnie mnie ścina z nudy. Dziś upał bo 32 stopnie i gotuję się cały kiedy zamykam szybę w kasku. Po godzinie walczę już by zachować przytomność. Dociera do mnie, że spowoduję jakiś wypadek za chwilę i uciekam na boczne drogi. Telefon od rana atakuje mnie alarmami o burzach, ale póki co lampa grzeje z nieba.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9Ip_RLEMpm9tE3V4lc2AGtZ0ppJPauOSN6glpZVjgd3F LmhmIg8XlzZRinD5r9jSbYjF_3n1Mg1oJxfbXJZO-JML8ESDy4A_QGkFeJ6IzwNpQPN85jVf_jV2mxi16q2fwdB3nef zER48jvNu_Z7ivfLg=w1116-h977-s-no?authuser=0
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9T6bQ8WuosMztFJlh9O7nxAdPT53xGD1rMzKYf1IAZym KWrxt7SZMEtTC2fpkY206BVQuldFdVaGOgNR2XN-VTSQ2BzSWqQ4nYfNIjXsGmB3NSDvbLVmdDKLfohCWuBUqUUi--YWrosArwkMrH-IPQjQ=w1116-h977-s-no?authuser=0

Nad zalew dojeżdżam koło 15, cieszę się bardzo, że dałem się skusić. Jego rozmiar robi wrażenie, choć ciężko go oszacować z ziemi, dopiero gdy odpalam drona jestem w stanie go ocenić, chętnie dałbym nura do wody, ale czas nagli. Wjeżdżam też do Tomaszowa Mazowieckiego i chłodzę się w fontannie na środku placu. Przyjemnie mi tutaj, ale postanowiłem, że dziś wrócę, bo burzową noc wolę spędzić pod dachem. Jest więc po 15, a mam jeszcze 400 km do zrobienia. Nie ociągam się i jadę. Lubię te nasze boczne drogi, niby nie ma tu nic specjalnego ale przyjemnie bardzo się jedzie. Łapie mnie początek burzy, wszystko w koło jest granatowe, ale przede mną jest jeszcze czysto. Mam już piękne synchro z maszyną i nie robię przerw poza tymi na tankowanie. Bardzo jestem z siebie zadowolony, bo mam wrażenie, że jak utrzymam tempo to burzę będę miał cały czas za plecami, a nawigacja podpowiada, że na 21 będę w domu.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc9jqU49jtNkon7_CE-EizvfcccYPgiCJcJtuYXLjD7W90L-lbIG0K5CwFn9JTS8nnhHPmjKQeYRggWPmQZCJFeX3TezAxIr_e yq-TzpO0LaJ0KNn8w7ZBg23fiPVgHSdgX1O2uc4fQO7gZFy6rox9i bNw=w1116-h977-s-no?authuser=0
No i wiadomym, że musiało się to posypać, jakoś tak szło podejrzanie sprawnie. 2 lata temu silnik wybuchł nieco ponad 200km od domu, dzisiaj los był bardziej łaskawy na szczęście. Jakoś koło 19 staję na ostatnie tankowanie. Zjadam zapieksa na stacji i popijam kawą. Dziś przebieg duży więc znów dolewam trochę oleju. W tym momencie patrzę, a z przodu nie mam ani trochę powietrza w kole. Stoję zszokowany, bo 5 minut temu leciałem stówą i zabiłbym się niechybnie gdybym miał flaka na przedzie. Opona cała, oglądam ją uważnie, ale pełna integralność. Kompresor na stacji pompuje ochoczo, ale całe powietrze schodzi momentalnie. Mam dętki ze sobą na zapas, tylko brak stopki centralnej komplikuje nieco sprawę. Nic to, trzeba będzie rzeźbić. Od pracownika stacji upraszam lewarek samochodowy. Udaje się podnieść trampka bez problemu. Pierwszy raz będę samodzielnie zmieniał dętkę i mam trochę obaw. Przed wyjazdem zamówiłem dodatkową łyżkę do opon i na szczęście mam teraz dwie. W domu jest internet i widziałem YouTuby wszelakie, to nie może być takie trudne. Na szczęście dogania mnie też burza i zaczyna padać, to się nie przegrzeję przynajmniej. Ściągam koło, wyciągam dętkę, ma dwie małe dziury przy samym wentylu, wyglądają jakby guma się w jednym miejscu przyszczypała. Dziwne to no, ale teraz tego nie rozkminię. Wkładam nową dętkę i długo męczę się z założeniem opony. Twarda skubana jak smok, a nie chcę uszkodzić świeżej dętki bo kolejnej już nie mam. Zabawa trwa ponad godzinę, ale mam ogromną satysfakcję kiedy Trampidło znów stoi na kołach. Guma w terenie zawsze wydawała mi się wyzwaniem, teraz już wiem, że wszystko jest do ogarnięcia.

Zakładam kondoma i pakuję się w tą burzę. Dochodzi 21, robi się ciemno i leje regularnie. Znów wpadam w trans. Jadę bardziej zachowawczo, bo ślisko się bardzo zrobiło, ale nie staję już po nic przez kolejnych 200 km. Kilka mijających aut daje mi znaki światłami. Podejrzewam, że straciłem tylne światło. Faak, jest noc leje, mógłbym stanąć na poboczu, ale jak mnie tam nie huknie auto to i tak nie wiele zdziałam bo nie mam zapasu. Ruch na szczęście jest znikomy postanawiam jechać dalej, jak widzę auto w lusterku delikatnie macam hamulec żeby kierowca zobaczył światło stopu. Do domu dojeżdżam koło 23 z przebiegiem 920 km. Huczy mi w głowie od drogi. Jak zamykam oczy widzę światło motocykla odbijane od białych linii wymalowanych na asfalcie.
https://lh3.googleusercontent.com/pw/AIL4fc_XoL-rpuOEckKNzvhrQ7PFYZBLwR_Gf6rumgSKipSsX483fRZrZfvic ql9H3tyHtgFjoTycMCv1g8zFqpYKWdJQNwafLeMUSG_D-TjtFGSWG6YLDT248eneCOxzvQPOUBepv74A2dVkwIg_HJZV4tM bA=w1116-h977-s-no?authuser=0
Rany jakie to było intensywne 9 dni. Zrobiłem ponad 3200 km. Ani dużo ani mało, za to czuję, że przeżyłem coś wspaniałego i na chwilę wypełniłem zbiorniki rezerwowe radości z życia do fulla.

Mam takie poczucie, że z każdego wyjazdu wracam mądrzejszy, jakbym jakieś sekretne prawdy odkrył. Ale to chyba nie prawda, to złudzenie. Ja tylko siebie bardziej odkrywam i wracam bardziej prawdziwy.

Lipiec 23.




P.S. Jedną z rzeczy jakie sam ze sobą na wyjeździe ustaliłem, to chcę więcej zdjęć robić i filmów składać. Przez lata przerodziło się to w coś dużo fajniejszego niż tylko hobby. Jeśli masz jakieś filmy czy zdjęcia i chciałbyś mieć z nich zrobioną pamiątkę w postaci filmu to chętnie się tym zajmę. Jeżeli nie masz zdjęć i filmów a chcesz to ja też bardzo chętnie.

P.S 2 Dla tych jeżdżących. Sakwy Ironclad, nie płacą mi za to ale cholera nie mogę, wyjść z podziwu, że da się zrobić coś tak dobrego w tak śmiesznych pieniądzach. Mam zaliczone w nich dwa wyjazdy w offie i na asfalcie, Trzymają się sztywno jak zanitowane, wody nie puszczają, wyglądają zacnie, szyte są ręcznie i nawet przerobiono mi je dokładnie pod wymiar mocowań stelaża. Jeżeli zastanawiasz się nad sakwami - uważam, że nic w tych pieniądzach nie zbliża się nawet do ich jakości i trzeba brać póki ich twórca się nie zorientuje, że można za nie kosić dwa razy tyle.

Pozdro i jak zwykle każdy kto doczytał zasługuje na browara. Nie należy się więc krępować w tym względzie:)

zaczekaj
25.07.2023, 14:15
Przeczytane, obejrzane.
Podglądałam wcześniej na ista ale w całości weszło super :D

RonDell
25.07.2023, 15:06
Ło Panie, toś Pan pojechał. Pięknie!!

Lis
26.07.2023, 00:48
Świetne zdjęcia, przyjemnie się czytało :)

Ciaho
26.07.2023, 08:14
Przeczytane, obejrzane.
Podglądałam wcześniej na ista ale w całości weszło super :D
Dzięki. Cieszę się bardzo i co by nie powiedzieć, dobre te Insta, można się na bieżąco podglądać:P

RAVkopytko
27.07.2023, 10:39
Bardzo miło się czytało a jeszcze lepiej oglądało :) Wyrypa Super
Dziękuję za relację

maly
27.07.2023, 22:48
Fajnie napisane.Też załapałem że pośpiech na wyjazdach to lipa.Gdzie można obejrzeć te sakwy?

Melon
28.07.2023, 02:58
:Thumbs_Up: Elegancko Panie. :)

Ciaho
28.07.2023, 07:30
Świetne zdjęcia, przyjemnie się czytało :)

Ło Panie, toś Pan pojechał. Pięknie!!

Fajnie napisane.Też załapałem że pośpiech na wyjazdach to lipa.Gdzie można obejrzeć te sakwy?

Cieszę się że podchodzi, bo naprawdę się starałem:)

Sakwy to ręczna robota proponuję zajrzeć tutaj, ja się przez fejsa kontaktowałem: https://www.facebook.com/profile.php?id=100090753733508

matjas
28.07.2023, 08:10
Nie majĂ. strony? Ja nie fejsbukowy i nic tam nie widzę.

Ciaho
28.07.2023, 08:31
Nie majĂ. strony? Ja nie fejsbukowy i nic tam nie widzę.

chmm to mała działalność póki co, manufaktura. Składasz zamówienie czekasz dwa tygodnie na uszycie i Andrzej wysyła do domu.
https://starytramp.pl/sakwy-ironclad/
tu prototyp zdaje się, bo rzeczywiście wiele materiału w necie nie ma.
mam maila kontaktowego bo też nie chcę tu jakiejś kampanii więcej robić.
ironcladbags@gmail.com

matjas
28.07.2023, 09:10
to wystarczy - dziękuję.
FB każe się logować aby cokolwiek zobaczyć /@#$%^&/

mam co prawda stare crosso khaki ale szukam czegoś na rower typowo - najpewniej skończy się na ortliebie ale czemu nie spróbować.

oldi
28.07.2023, 09:41
Bardzo nieśmiało ale co tam ,to ja szyję te sakwy tak jak Piotrek wyżej napisał jest to w fazie rozruchu wszystko jako działalność itp ruszy najprawdopodobniej w przyszłym roku,teraz działam jako działalność niezarejestrowana,jeżeli admin nie będzie miał nic przeciwko w dziale giełda wrzucę info i trochę fotek jeśli macie jakieś pytania śmiało pisać na priv maila itp bo nie chce Piotrkowi zaśmiecać wątku pozdrawiam

gk1
28.07.2023, 22:44
Niezła wyprawa, zazdroszczę. Świetnie się czytało relację i super foty.

Mech&Ścioła
29.07.2023, 18:41
Przeczytałem i ja, prawie jednym tchem:) bo treści dużo.
Lekkie pióro, dystans do siebie i podróż - to lubię!
Dzięki!

Ciaho
31.07.2023, 07:36
Niezła wyprawa, zazdroszczę. Świetnie się czytało relację i super foty.

Przeczytałem i ja, prawie jednym tchem:) bo treści dużo.
Lekkie pióro, dystans do siebie i podróż - to lubię!
Dzięki!

Dzięki, cała radocha po mojej stronie:)

Silv
03.08.2023, 09:18
Jak zawsze Twoje relacje czytam jak dobrą opowieść przygodową. I natchnienie do ruszenia w drogę! Dzięki!

Ciaho
03.08.2023, 15:02
Jak zawsze Twoje relacje czytam jak dobrą opowieść przygodową. I natchnienie do ruszenia w drogę! Dzięki!

O kurczaki, to mega feedback. Dzięki, bo to dla mnie też motywacja żeby pisać i robić to dobrze:)

qbaRD07
08.08.2023, 16:01
Zawaliłem ostatnie godziny w pracy.
Poszło od dechy do dechy, i trochę po mapie.

Czekam na kolejne ciacho

furman
09.08.2023, 18:25
Ręka mi zdrętwiała od trzymania telefonu, ale przeczytałem i obejrzałem od deski do deski. Też kiedyś nieśpiesznie powłóczyłem się po Słowenii i miło to wspominam. Dzięki za super relację i świetny filmik.

Ciaho
11.08.2023, 08:04
qbaRD07 roboty całej i tak nie przerobisz;) cieszę się że wciągnęło.
furman trzeba było telefon położyć czy cuś to szkoda ręki chyba że w hamaku leżałeś to faktycznie nie ma jak, no ale jak w hamaku to nie ma czego współczuć:P
dzięki za taki dobry odbiór

Ciaho
11.12.2023, 08:26
Trochę mi znowu zeszło a materiału było sporo, zmontowałem więc pełną relację, nieco przegadaną pseudo mądrościami, za to syto przeplataną ładnymi widokami. Mam nadzieję że podejdzie.
Ostatnimi czasu zgłębiam tajniki montażu wideo, nie jest to jeszcze profeska więc wszelkie uwagi mile widziane. Jak komuś zalega jakiś wypad na twardym dysku to chętnie podejmę się zmontowania filmu:)

<iframe width="560" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/rETqdKhMHMA?si=yzq1q1QXNJusDRgq" title="YouTube video player" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture; web-share" allowfullscreen></iframe>