View Full Version : Trochę dalej ale krótko - czyli Stella Alpina A.D. 2023
Trochę tu skrobnę dla potomnych. Może ktoś się zainspiruje na następne lata. Polecam czytać w domenie com.pl - zdjęcia powinny się wyświetlać prawidłowo.
Na początek trochę historii.
57th Stella Alpina Motociclistica Internazionale - tak w tym roku brzmiała nazwa zlotu. Generalnie to w 1966 niejaki Mario Artusio włoski pasjonat motocyklizmu, zapoczątkował spotkanie motocyklistów w drugi weekend lipca na przełęczy Sommellier w Piemonie. Pierwsze spotkanie odbyło się co prawda na Stelvio ale każde następne to już Piemont, baza na polanie Scarfiotti u podnóża miasta Bardonecchia oraz finał z wyjazdem na Colle del Sommeiller. Jedynie w 2020 ze wzgłedu na COVID zlot się nie odbył. W tym roku to też 7 Memoriał Mario Artusio.
Legendy głoszą, że Mario spotkał się w połowie lat 60 ubiegłego wieku, z niejakim Harrym Louis'em, redaktorem naczelnym brytyjskiego The Motor Cycle. Spotkali się podobno w 1964 roku podczas jakieś wycieczki we włosko-francuskich Alpach, gdzie odkrywali wąskie szutrowe drogi. Następnego roku spotkali się w Piemoncie i mocno spierali się co do miejsca w Europie, gdzie można wyjechać motocyklem na legalu. Wtedy podobno zaczął kiełkowac pomysł na zlot . W 1966 roku pierwszy zlot miał właśnie miejsce na Stelvio Pass 2757 m.n.p.m ale każdy nastepny już na Colle del Sommeiller 3009 m.n.p.m. Jak widać Mario miał rację i może dlatego zlot jest już w tym miejscu.
To właśnie Mario ( na motocyklu) - tu jeszcze w 1965 roku na zlocie Chamois w dolinie Isery we Francji, dyskutuje z jej organizatorem Jean'em Murit'em
126182
A tu już pierwszy zlot Stella Alpina jeszcze z wyjazdem na Stelvio.
126183
Wtedy właśnie podczas pierwszej Stelli, odbył się przejazd z Bormio na Stelvio - udział w nim wzięło około 200 motocyklistów, nawet z Australii i Nowej Zelandii.
Później był już 1967 i wszystko przeniosło się do Bardonecchii i trwa do dziś.
Bardonecchia to małe włoskie miasteczko na granicy z Francją. Najszybszy przejazd z niego do Modane we Francji to przejazd tunelem Frejus. Nazwa wzięła się od szczytu, pod jakim przechodzi. A co móze mieć wspólnego ze Stellą ? A no fakt, że Stella ma swój finał na Colle del Sommeiller, a Sommeiller, Germain Sommeiller był konstruktorem tegoż właśnie tunelu. Biedaczek nie dożył otwarcia tunelu ale dożył jego przebicia. Obok przełęczy jego imienia jest też szczyt jego imienia o wdzięcznej wysokości 3333 m.n.p.m.
Pierwszy zlot w Bardonecchi i Mario
126189
W 1967 roku w zlocie udział brała niewielka grupa zapalonych motocyklistów z Włoch, Francji Niemiec i Wielkiej Brytanii. Głównie na szosowych motocyklach klasycznych jak BSA, Triumph, Nortons, Royal Enfields, a nawet kilka Vincentów. Były też drogie BMW Earles Forks z tamtej epoki.
Od tego czasu, formuła się nie zmienia. Wyjazd z Bardonecchi w kierunku przełęczy Sommeiler. Przez wioskę Rochemolles, koło tamy i dalej do płaskowyżu Scarfiotti. Tam od lat tez jest już nieformalne ale legalne obozowisko. Rano w niedzielę wyruszają stamtąd pielgrzymki na przełęcz.
To właśnie miejsce biwaku - są tu przeróżne freak,i :-) 2165 m.n.p.m.
126190
Dalej już tylko do góry na 3009 m.n.p.m. Dawniej bywało, że na górę się nie wjechało, ponieważ nie pozwalał na to śnieg. Tak było w 2018 roku kiedy byłem tam pierwszy raz w terminie zlotu. Wcześniej byłem tam dwa razy ale w sierpniu i przełęcz zdobywałem bez najmniejszego problemu.
Od chyba 2019 roku organizator ( wielkie podziękowania dla kontynuatora idei Mario czyli dla Alberto Borello) stara się przekopać nieprzejezdne odcinki.
W 2021 roku ja i Zylek mieliśmy taki przejazd
126191
Na końcu wspinaczki od zawsze jest busik , gdzie można nabyć jedyną płatną rzecz na tym zlocie. Jedyną, bo cała idea jest totalnie bezpłatna. Ta rzecz to odznaka, no i może tam naklejka i bułka :-)
Pierwsza odznaka wyglądała tak
126192
A moja z 2021 roku tak
126193
Od 1968 roku motocyklistów było już więcej, podobno za sprawą dostępności już japońskich motocykli. W 1969 roku nawet francuskie czasopismo Moto Revue zamieściło wzmianki ze zdjęciami, a to nie było podobno normalne w tamtych czasach.
Pod koniec lat 60. zlot ten, które rozpoczął się zaledwie pięć lat wcześniej jako zwykłe spotkanie przyjaciół, zyskało reputację jednego z najważniejszych wydarzeń, w których warto uczestniczyć. W motocyklowym kalendarzu zlotów, Stella Alpina stała się „obowiązkiem” dla elitarnych międzynarodowych rajdowców i dla szczęśliwców, których stać było na dalekie podróże do innych krajów na dwóch lub trzech kołach. Stella Alpina uplasowała się obok Elefantentreffen (Niemcy), Dragon (Walia), Troll (Norwegia), Lions and Steel Horse (Belgia), Hondsrug (Holandia), Chamois i Millevaches (Francja), Madonnina dei Centauri i Pasubio (Włochy).
Z historii dodam tylko, że drogę na Przełęcz Sommeiller wymyślił sobie strażnik z zapory Rochemolles -Edoardo 'Edo' Allemand, który uległ wypadkowi narciarskiemu. W czasie rekonwalescencji wymarzył sobie letni ośrodek narciarski na lodowcu. Dzisiaj po lodowcu już prawie nie ma śladu, zostało tylko jeziorko. Z pomocą wojska i sponsorów udało się zbudować drogę i ośrodek. Został on zniszczony przez lawinę w 1969 ale z pomocą wojska odbudowany. Lodowiec zaczął się cofać i tylko dwa wyciągi działały do zamknięcia w 1984 roku. W 2004 roku schronisko na przełęczy zostało rozebrane. Dzisiaj wybudowano coś co je przypomina ale jeszcze nie otwarto.
Kilka fotek z dawnych lat:
126179
126175
126176
Lawina zniszczyła schronisko
126178
Wojsko pomogło odbudować
126177
Schronisko w latach 80
126181
I coś na kształt schroniska w tym roku
126180
Moja historia to sierpień 2012 na Transalpie
126184
i Sierpień 2014 na Xt660Z - nie w trakcie zlotu
126187
oraz 2018 już na zlocie z Mykiem , Novym, Helmutem
126185
i 2021 z Zylkiem i Helmutem.
126186
W tym roku Ropuch i Zylek - towarzystwo przednie.
126188
Tyle z historii - przy okazji historię zaczerpnąłem z opracowań Jean-Francois Helias - mam nadzieję, że nie ma za złe.
C.D.N.
:lukacz:
Pierwsza klasa :bow:
irekafrica
13.07.2023, 07:35
Śledzę wątek bo jest na mojej liście do zrobienia.Czy w tym czasie w lipcu da się już wjechać na fort Jafferau czy lotera? Czekam na więcej.
Śledzę wątek bo jest na mojej liście do zrobienia.Czy w tym czasie w lipcu da się już wjechać na fort Jafferau czy lotera? Czekam na więcej.
Da się zrobić. Od Bardonecchia droga prowadzi po stoku narciarskim. Są odcinki trochę bardziej strome, ale poprawili ją w porównaniu do 2021 znacznie, i nie ma dużych luźnych kamieni. Szkoda! Stok ma ekspozycje południowo zachodnią i nie widziałem tam o tej porze roku dużych ilości śniegu. Od strony tunelu (Galleria del Seguret) i niżej z Salbertrand, dwa razy widziałem już śnieg na drodze ale tylko w jednym miejscu, może 50-100m drogi zablokowane. Wiele osób pcha przez śnieg w kilka osób. Trochę z tym roboty. Na dobrej oponie z kierownikiem co ogarnia w miarę, można objechać w 30s. Warunki powyższe z uwagi na podjazd, krótki ale stromy, kamienie i ziemia + trochę błota na dole, ale da rade bez problemu się napędzić. 2 lata temu na Afryce nie podjąłem się, choć chodziło mi to po głowie. W tym roku na 701 przejechałem chyba 4 razy treningowo. PS bonus jest taki, że za łachą śniegu jest najfajniejszy odcinek i jest pusto:D
PS2 Johny ty to nie tylko masz nawigację w głowie ale i potrafisz pisać:)
To już 11 lat ,ale jak dziś pamietam jak Sławkowi przy zjeździe z fortu skończyły się hamulce w Afryce
Da się zrobić. Od Bardonecchia droga prowadzi po stoku narciarskim. Są odcinki trochę bardziej strome, ale poprawili ją w porównaniu do 2021 znacznie, i nie ma dużych luźnych kamieni. Szkoda! Stok ma ekspozycje południowo zachodnią i nie widziałem tam o tej porze roku dużych ilości śniegu. Od strony tunelu (Galleria del Seguret) i niżej z Salbertrand, dwa razy widziałem już śnieg na drodze ale tylko w jednym miejscu, może 50-100m drogi zablokowane. Wiele osób pcha przez śnieg w kilka osób. Trochę z tym roboty. Na dobrej oponie z kierownikiem co ogarnia w miarę, można objechać w 30s. Warunki powyższe z uwagi na podjazd, krótki ale stromy, kamienie i ziemia + trochę błota na dole, ale da rade bez problemu się napędzić. 2 lata temu na Afryce nie podjąłem się, choć chodziło mi to po głowie. W tym roku na 701 przejechałem chyba 4 razy treningowo. PS bonus jest taki, że za łachą śniegu jest najfajniejszy odcinek i jest pusto:D
PS2 Johny ty to nie tylko masz nawigację w głowie ale i potrafisz pisać:)
Zylek prawdę piszę ale dodam od siebie, że te łachy śniegu łatwe do ominięcia na dużym nie są. Od Bardonecchi jeżeli poprawili drogę to poza stromizną będzie ok. Najładniejszy podjazd jednak od Galerii , właśnie tam gdzie najczęściej śnieg.
Tak było na Stelli w 2021, ma podjeździe na Monte Jafferau, ciężko to przebrnąć.
126222
A takie autostrady jak śniegu nie ma lub się go ominie. To ta kreseczka
126223
To już 11 lat ,ale jak dziś pamietam jak Sławkowi przy zjeździe z fortu skończyły się hamulce w Afryce��
No powiem Ci, że nie jednemu się tam płyn gotował w tylnym hamulcu :-)
Zjazd do Bardonecchi po stoku w 2014
126224
To co jedziemy dalej. Historia już była, moja historia to też już kilka wyjazdów, więc trzeba było powtórzyć. Na forum rzucam hasło polskiego campu, ponieważ w 2018 Myku zabrał polską flagę i tak sobie pomyślałem, ze fajnie byłoby zrobić obóz z większą ilością namiotów w naszych barwach. Niestety wielkiego zainteresowania nie ma ale trudno. Jest tam od groma Niemców, Brytoli, Holendrów itp., może jeszcze potrzeba z 10 lat i my na forum też będziemy takimi freak'ami i nas pojedzie więcej :-).
Najważniejszym czynnikiem decydującym o wyjedzie jest pogoda. Bez okna pogodowego wyjazd na kilka dni nie ma sensu. W 2018 roku wyjeżdżałem w czwartek, robiłem 1600 km na miejsce, siedziałem piątek, sobotę na miejscu i wracałem w niedzielę. Bez słonecznej pogody to bez sensu jak mysz w piz.... z tego kawału.
Od 2021 zmieniłem formułę i wyjeżdżam w środę po południu około 16, dojeżdżam do Grazu i na czwartek zostaje bez stresu 800 parę. Na miejscu piątek i sobota, a w niedzielę powrót na dwa dni.
W tym roku też był taki plan. Zgłosiło się dwóch śmiałków. Zylek to ma luzik, mieszka sobie kilka godzin od Bardonecchi, więc on to może na popołudnie tam wyskakiwać co tydzień :-) . No ale Ropuch - Ropuch to jest gość :-). Dość, że kupił ode mnie rower, to się jeszcze do mnie odzywa :-). Tak mnie męczył, od kiedy napisałem na forum, że trzeba jechać, aż wybłagał wyjazd :-). A na poważnie, to w środę o 9.30 zapadłą decyzja, że jednak jedziemy. Moje prognozy były przekonywujące, choć jak się okazało Ropuch do końca myślał, że odpuszczę. Teraz na bank by żałował :-) .
Skoro decyzja zapadła to jedziemy. Ropuch wyjechał trochę wcześniej, ja około 15. Miałem go dogonić. Nie miałem kogo za bardzo gonić, bo Gorzyczkach chłopak tak zabawił na Orlenie , że prawie go miałem.
Mnie z Krakowa do Gorzyczek złapała mała burza, większa trafiła się jakieś 50 km za Ostrawą. Tam już czekał Ropuch. Walnęło mocno. Poczekaliśmy około 30 min, ja się ubrałem w ciuszki co to zapewniły mi "suchotę" aż do Grazu. Przy okazji wyszło dlaczego Ropuch ma ksywę Ropuch - on po prostu lubi jak jest mokro :-) . Nie wiem czy zapomniał , czy z premedytacją, czy co , nie zabrał nic na spodnie przeciwdeszczowego. Nic wielkiego niby ale na koniec dnia ( 22.30), kiedy raczej udawało nam się omijać co większe ulewy ( po prostu kilka minut padało i później długo nic), na wjedzie do Grazu, tak nam doyebao, że w 10 minut chłopak miał wodę w butach. Katastrofa, pioruny latały kilka km od nas ale centrum prysznica była nad nami. Pieprzone 10 km od zjazdu z autostrady do centrum Grazu. Nawet pod hotelem nie padało. Na szczęście wzięliśmy hotel, przynajmniej spodnie wyschły. Buty nie miały szans.
Plan zakładał piwko wieczorne w Grazu ale zlewa pokrzyżowała nam plany i postanowiliśmy zakończyć ten mokry dzień - piwko jutro w Piemoncie.
Trasa na środę była jak poniżej, oczywiście w innych czasach dojazdu. Ja wyjechałem około 15, na miejscu byliśmy około 22.30 - trochę zajęło przeczekiwanie burzy ale nie było źle.
126289
Od następnego dnia będzie już więcej zdjęć - no bo co tu fotografować na autostradzie :-)
Poczekaj aż mu się klocki w dryndzie skończą, albo łańcuch wyciągnie. Te pochwały to za wcześnie :haha2: .
Poczekaj aż mu się klocki w dryndzie skończą, albo łańcuch wyciągnie. Te pochwały to za wcześnie :haha2: .
Uderz w stół, a nożyce się odezwą - chyba czytasz w moich myślach, wczoraj właśnie wymieniłem buhahah ale jak widać jeszcze by polatały :)
126302
126303
Ropuch - ja Cię nie poznaje! Tyle mięsa a Ty już wymieniasz? ;)
Czwartek, pobudka w Grazu, spodnie suche, buty mokre, jak to u żaby :-). Zbieramy się szybko i opuszczamy Graz. Pan był żeby zjeść śniadanie na starówce ale szybko go zmieniamy na inny. Śniadanie na OMV na autostradzie i lecimy dalej w kierunku Villach. Tam miało być tradycyjnie tankowanie bo poza autostradą nawet 40 centów różnicy ale po drodze Ropuch mi coś tam macha i pokazuje na bak. To ja mu pokazuję 5 palców, że 50 km i stacja. Okazało się, że on myślał, że 5 km. Za 10 km pokazuje mi znowu na bak, to ja mu 4 palce i się zorientował, że to dziesiątki :-). Na oparach lądujemy w Pörtschach am Wörther See i tankujemy wcześniej. Okazuje się przy okazji, że piękna miejscówka nad jeziorem Wörthersee, czuć "piniądz" ale też klasyczny austriacki ordnung. Villach już pomijamy, dalej tylko włoskie tunele, wiadukty, tunele, wiadukty itd. Za Udine na radarach i w realu znowu czarno. Ubieramy się w co mamy :-) i dalej jazda. Chmury okazały się groźniejsze na radarze niż w realu więc Ropuch spodnie miał suche. Po drodze tankowanie w Vincenzie i dalej monotonia. Autostrada w Austrii to w porównaniu z odcinkiem Venecja - Turyn, super hiper odcinek widokowy :-).
Nie ma co opisywać na tym kawałku włoskiej autostrady, poza upałem, włoskimi kierowcami unikających prawych pasów na trzypasmowej autostradzie nie ma nic ciekawego raczej wkurzającego :-)
Jeszcze szybkie espresso i kanapeczka i Turyn się zbliża.
126513
Pomiędzy Milanem i Turynem trafiamy w okno pogodowe i przejeżdżamy pomiędzy dwoma dużymi burzami i tyle było już deszczu na cały wyjazd. Poza jakimś deszczykiem w nocy i kilkoma kroplami w Ostrawie na powrocie. Mówiłem, jak jadę to nie pada :-))))).
W okolicy Turynu Ropuch zauważa na bramkach pasy z wymalowanym motocyklem i twierdzi, że to pas dla moto , bramka jest krótsza i za darmo. No to jazda, bokiem i bez biletów.
Moja teoria jest inna na ten temat. Mianowicie, kilka lat temu włoskie organizacje moto protestowały i żądały zniesienia opłat lup wprowadzenia połowy opłaty na autostradach. Nie wypaliło to ale wprowadzono zniżki dla posiadaczy ichniejszych "VIATOLI". Jeżeli posiadasz urządzenie to masz rabat. No i te pasy z wymalowanym moto są właśnie żółte ( jak pasy dla automatów), szlaban jest krótszy, dlatego że czujniki mogą nie wykryć motocykla i nie blokują się przejazdy, po prostu jedzie się obok szlabanu ale system wykrywa urządzenie i kasuje. Na niektórych pasach żółtych jest znak zakazu moto , dlatego że szlabany nie są krótkie.
Ropuch twierdzi, ze historycznie tak jeździli i nic nie przyszło. Jak będzie teraz się okaże :-)
Późnym popołudniem docieramy do Salbertrand. To wioska przed Bardonecchią. Ponieważ byłem już kilka razy na Stelli, spałem na "górze", to proponuję towarzystwu małą zmianę. Spanie na "górze" ma swoje uroki , trzeba tam być ale jest też upierdliwe. Jeżeli jesteś tam kilka nocy, to codziennie musisz i tak dymać kilkanaście km po szutrach , kamieniach góra, dół , bo twoje trasy są w około. Na miejscu są tylko cztery ToiToie i stumych. Woda w nim wiadomo jak z lodówki. Codziennie po trasach masz 100 kilo piachu na sobie i 3 kilo w zębach. Prysznic wtedy jest zbawieniem. Więc i tak codziennie w ostatnich wyjazdach, na koniec dnia jeździliśmy na kemping Gran Bosco w Salbertrand i korzystaliśmy z socjalu za małą opłatą.
Dlatego też proponuję bazę od czwartku do soboty po południu na kampingu, a z soboty na niedzielę na "górze".
Szybkie konsultacje z Zylkiem i decyzja kamping.
Tak oto pod wieczór zawitaliśmy na kempingu Gran Bosco - baza wypadowa setek motocyklistów w tym rejonie.
126507
126508
Na miejscu czekał już Zylek, wygodne panisko :-) przyjechało sobie w kilka godzinek swoim busowozem i zajadał pizzę popijając piwko.
Później już tylko wieczorne rozmowy
126511
Dzień był długi i monotonny ale cóż zawsze to lepiej niż 1600 km na raz :-)
126510
Trzeci dzień, może drugi i pół prędzej :-) , to już klasyka. Rano pobudka i że to piątek, a w piątek droga przez galerie del Seguret zamknięta, to wyjazd w kierunku Asietta.
Po włosku Strada dell'Asietta.
126514
Niemcy, a jest ich tam dużo nazywają ją Asietta KaammStrasse, czyli drogę po graniach ( czy tam po grzebieniu ). Ma ona kilkadziesiąt km i jedzie na wysokości ponad 2000 m.n.p.m. Można na nią wjechać od Sestriere, Sauze'd Olux lub od Colle delle Finestre. Każdy wjazd jest świetny bo i tak później już cały czas w górkach. Ja miałem przyjemność wjeżdżać kilka razy z każdej strony, Zylek też, więc Ropuch musiał zdać się na nas.
Szybkie śniadanie, kawka i wyjazd z kampu w kierunku Susa. Tankowanie i podjazd na Colle delle Finestre.
126512
Wjazd na Finestre od Susy, czyli co najmniej 30 nawrotów w odstępach nie raz nawet 50 m. Później szuter.
126509
Szuter w tym roku jakiś okrągły i luźny, ciężko było się na nim utrzymać. Myślałem , że to efekt Giro d'Italia ale sprawdziłem, w tym roku nie jechali. W każdym bądź razie podjazd pierwszy raz nie należał do przyjemnych, po prostu było ślisko, jechało się jak po piłeczkach.
126515
A to już dream team
126516
No i widoczki
126517
126518
CDN
Asietta jest zamknięta dla pojazdów silnikowych w środy i w soboty od 9 rano do 17. Jeżeli ktoś się wybiera to warto o tym pamiętać, Po za tymi godzinami jest otwarta i też ma swój urok. Na pewno nie ma tylu motocykli i samochodów, w lecie dzień długi więc można spokojnie objechać. Jadąc od Finestre, najpierw właśnie wjeżdża się na Colle del'Assietta 2472m.n.p.m, później jest jeszcze kilka przełęczy : Colle Lauson 2491, Colle Blegier 2379, Colle Costapiana 2322, Col Basset 2424 i zjazd do Sestriere.
Jak jest pogoda to jest to jedna z ładniejszych szutrowych tras w Europie. To nie tylko wyjazd na jakąś górę i zjazd, tylko 30 km po graniach, a w tej części Europy to nie jest normalna sprawa.
126527
126528
126529
126530
126531
126532
126533
Z ciekawostek, to jak pierwszy raz byłem w tych rejonach, a nawet trochę dalej bo w Alpach francuskich, to takich "chłopków" siedzących na krzesełkach i robiących zdjęcia motocyklistom, kolarzom, czy tez fajnym furkom widziałem słownie dwóch. I to z jednej firmy. Dzisiaj jest ich jak grzybów po deszczu , nawet na Assiettcie.
Efekt poniżej ale ze znakami wodnymi.
126534
126535
126536
Można zamówić gadżety albo same odbitki. Przyznam się, ze w 2012 zamówiłem sobie odbitki, no bo jak się samemu jeździ to się ma pamiątkę.
Ciekawe czy taki biznes wypalił by na patelniach w Chabówce - może jako zdjęcie typu "ostatnie pożegnanie" :-) , kto jeździł ten wie o czym mowa.
Pogoda była naprawdę PETARDA - fajnie się czyta wiedząc o czym jest pisane i znając uczestników wycieczki za miasto, faktycznie - pięknie tam :)
Tylko ten GS1150 jakiś takiś w stylu retro i średnio pasuje do okoliczności przyrody - na szczęście nadanrzał :)
Piszę post pod postem, bo niestety ale jak się więcej załączników daje to coś wywala i roboty na dwa razy.
Cały czas jesteśmy w piątek i jedziemy po Strada Assietta. No dobra już zjeżdżamy do Sestriere. To miejscówka znana z olimpiady w Turynie i dość popularna w tej części miejscówka narciarska. W lecie mnóstwo rowerów, zarówno górskich jak i szosowych. Generalnie włosi lubią pedałowanie, taki chyba ich sport po piłce.
W Sestriere zaczyna się asfalt ale dla na na niedługo. Po kliku kilometrach zjazdu wjeżdżamy do doliny Argrntera. Od co najmniej dwóch lat, wjazd kosztje 5 euro. Przynajmniej inflacja ich nie dopadła, bo jak w 2021 roku Zylka tam zabrałem to też tyle kosztował wjazd. W 2012 kiedy byłem tam pierwszy raz było za friko, podobnie jak w 2014 i 2018. No dobra, nie ma co narzekać - przynajmniej można wjechać i droga jakoś utrzymana.
Na początku dolina to coś na kształt naszej Chochoowskiej, dość szeroka, środkiem wartki strumień, tylko wysokość nie ta. Valle Argentera na wjeździe leży na 1650 m.n.p.m. Na końcu można się wspiąć na 2440 m.n.p.m ale to już na prawdę inna dolina, która ma swoje odgałęzienie i jest jakby na wyższym piętrze - to Valle de Gran Miol.
To właśnie końcówka drogi na Gran Miol, bacówka ze stajniami i dalej tylko szlaki.
126537
126538
126540
A tu Zylek odkrywa, że jego centrum dowodzenia wszechświatem w postaci Garmina przestało łądować.
126539
Próba reanimacji okazuje się porażką, to znaczy nie do końca, bo stwierdza, że to raczej na zasilaczu - więc odpuszcza z naprawą i spadamy.
Jedziemy w dół do Argentery i skręcamy do schroniska na Alpe Plane, leży sobie na 2100 m.n.p.m i mają tam swojskie serki i wędliny. Piwo tez mają ;-)
To już można powiedzieć tradycja, bo już drugi raz tam staję na pożywienie.
Dojazd do schroniska prawie jak w Theth :-)
126545
126546
126547
A w schronisku specjały lokalne
126541
126542
126543
Zjechać można z tą samą drogą co się wjechało lub wybrać wariant stromy. Początek cholernie stromy i z luźnymi głazami ale na ciężkim sprzęcie da się rade.
126544
Dzięki temu można zrobić pętelkę a nie jechać tą samą drogą. Oczywiście wrócić z doliny trzeba i tak tym samym szlakiem bo jest doliną ślepą dla zmotoryzowanych ale to zawsze jakieś urozmaicenie. Cała dolina, a nawet dwie to jakieś 13 km w jedną stronę, robiąc schronisko - pętelka to następne 30 km po szutrach.
Po wyjeździe z doliny czuć już zmęczenie u wszystkich. Dobijamy jeszcze następny szutrowy odcinek na Sagnaa Longa i zjeżdżamy po trasie narciarskie. Oczywiście jest ona legalna, w lecie to dojazd do domków i górnej stacji narciarskiej, w zimie niezła nartostrada. Tak dojeżdżamy do Claviere. To małe miasteczko narciarskie na granicy z Francją. Że Ropuch tu pierwszy raz to proponuje się dobić małą pętelką asfaltową przez Francję do Bardonecchii i dalej na kamping. Ropuch mówi ok, Zylek mówi pass, bo chce jechać naprawiać ładowanie centrum dowodzenia wszechświatem.
No to ładujemy z Ropuchem do krainy żabojadów, spadamy do doliny Claree i przez przełęcz Col de l'Echelle 1762 wjeżdżamy do Bardonecchi.
126548
126549
126550
126551
Dalej już tradycją stają się zakupy w markecie w Oulx i powrót na kemping.
Na kempingu piwko i próby reanimacji zasilacza w garminie u Zylka. Odpadł na lutach jakiś element, coś jak dioda , kondensator czy coś, nie wiem , nie znam się , zarobiony jestem. Ja się upierałem, że to się na taśmę zrobi , Zylek że lutowanie potrzebne. Niestety jak gospodarz kempingu uraczył mnie w 2012 roku kompresorem do czyszczenia filtra powietrza, tak tym razem lutownicy nie miał. No to mówię , jadę do marketu coś tam kupimy. To wskakuję w krótkich gaciach na brykę i ładuję do marketu, tam lutownica za dziesięć ojro i powrót. Piwko , prąd , cyna w jakiś dziwnych paskach , poparzony palec i jest - uratowani !!!!! Zlutowane , działa.
To co piwko , lizo , winko i do spania - jutro maraton po Francji :-)
126552
Czyta się!
Widzę ze tam bez Ciebie można się normalnie zgubić!!
Pogoda była naprawdę PETARDA - fajnie się czyta wiedząc o czym jest pisane i znając uczestników wycieczki za miasto, faktycznie - pięknie tam :)
Tylko ten GS1150 jakiś takiś w stylu retro i średnio pasuje do okoliczności przyrody - na szczęście nadanrzał :)Pier...cie Hipolicie, po pierwsze zadupcal jak należy, po drugie, jak się okazało dzień później po wyjeździe na "góre" , to Twój GS był jak szczeniak przy tych wszystkich zmotach :-)))))
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Czyta się!
Widzę ze tam bez Ciebie można się normalnie zgubić!!Oj tam, nie jeden by tam oprowadził ale fakt uwielbiam te rejony. NAjczęściej wypowiadane słowa na pytanie Ropucha czy byłem tu czy tu to, BYLEM :-)))) Jak w reklamie Tyskiego z Frączewskim i Dorocińskim.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Mech&Ścioła
23.07.2023, 17:52
Wielkie dzięki za tę relację! To prawdziwe kompendium wiedzy i zachęta, żeby się tam wybrać!
zaczekaj
23.07.2023, 18:35
Zachęcacie :)
Czy po tych szutrowych drogach to można ot tak śmigać czy tylko na czas imprezy?
Może nie doczytałam a nigdy się tym kierunkiem nie interesowałam a teraz przez Was Łobuzy zaczynam kminić :D
Zachęcacie :)
Czy po tych szutrowych drogach to można ot tak śmigać czy tylko na czas imprezy?
Może nie doczytałam a nigdy się tym kierunkiem nie interesowałam a teraz przez Was Łobuzy zaczynam kminić :D
Można normalnie, znaczy jak Johny vel Luk2asz pisał, są ograniczenia w konkretne dni. Assietta zamknięta w środy i soboty, a wjazd na Jafferau przez tunel od strony Salbertrand, obowiązkowy punkt programu, otwarty z koleji tylko w środy i soboty. Z tamtąd można lecieć na południe w kierunku Genua po TET. Najlepiej wykopać stary ślad, jest bardziej urozmaicony. Teraz to za gorąco będzie. Do początku września bym poczekał
Pytanie zupełnie serio - czy ogarnięty kierownik na szosowym motocyklu da radę to przejechać? Pytanie w typie czy na Anakach da radę - jeśli Bóg pozwoli będę tam w okolicy początku września ale moto nie będzie raczej CRF300 :/
Czy jest tylko szuter czy fragmenty głębszego żwiru lub większe kamienie?
Hornetami, vespami tam wjeżdżają, jak umiesz jeździć to na byle czym wjedziesz.
No i nie może być ostrych zjazdów bo nie da się wyłączyć ABS ;)
Pytanie zupełnie serio - czy ogarnięty kierownik na szosowym motocyklu da radę to przejechać? Pytanie w typie czy na Anakach da radę - jeśli Bóg pozwoli będę tam w okolicy początku września ale moto nie będzie raczej CRF300 :/
Czy jest tylko szuter czy fragmenty głębszego żwiru lub większe kamienie?
Wjedziesz na jakich oponach, na jakich byś nie był, najwyżej wolniej. Ew możesz mieć trudności jak popada. Ropuch i Johny byli na szosowych praktycznie. Ja lubię zapier… wiec miałem motoz rallz na tyle i metzellera 360 mid-hard na przodzie. Efekt był taki, że zwolniłem po placku na assietta, co Johny dyplomatycznie przemilczał. No ale skończyło się na siniakach i uszkodzonym zasilaczu od navi, co go reanimowaliśmy skutecznie, więc spoko :D Większe kamienie są na sommelier ale do przejechania. Nie ma co rozmyślać, tylko :at:
Hornetami, vespami tam wjeżdżają, jak umiesz jeździć to na byle czym wjedziesz.
vespom świeciłem w tunelu. Takie stare, co po jednym prawie zdechłym świetliku w lampie mają. I wyjechały
Pewnie, że się da. Byłem tam na Siracach, Tkc 70, Karoo Streetach i w tym roku na łysym Batletrax ADV. Jeżdżą tam na wszystkim.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Takich odpowiedzi się spodziewałem. Będę się w weekend przedzierał z Annecy do Ancony - już wiem którędy.
Sobota to rozkmina dnia. Znaczy się, ja nie mam rozkminy bo okolice znam dobrze, a Ropuch to tym bardziej nie wie gdzie jest :-). Rozkmina dnia to dylemat, czy atakować Monte Jafferau ( wreszcie dowiedziałem się od lokalsa jak to wymawiać) czy zrobić krajoznawczą wycieczkę po sąsiednim kraju jakim jest Francja. Podjazd na Jafferau o tej porze roku obarczony jest walką ze śniegiem na Col Basset 2596, dalej juz powinno być ok ale ta walka na takich klocach i oponach praktycznie szosowych jeszcze nigdy nie okazała się wygraną. W 2018 z Mykiem i Novym nawet nie próbowaliśmy objeżdżać bokiem, w 2021 Zylek się wahał, ja nawet nie myślałem z moimi krótkimi kulasami. Były myśli żeby po śniegu się przebijać ale szybko wyparowały na szczęście.
No ale co w tym roku - dojazd z Salbertrand przez Galerie del Seguret jest czymś niespotykanym, do tego Fort Pramand - to wszystko przedsmak Jafferau, tylko co robić. Ropuch się nasłuchał o tym śniegu, jakimś tam tunelu i mówi, że lepiej może do Francji. Mi ta Francja leżała, bo miałem nie zaliczone ze dwie przełęcze i chciałem sprawdzić czy można skrótem szutrowym ominąć L'Alpe d'Huez i dostać się na Col de Sarrene 1999 m.n.p.m. Ropuch nie koniecznie o tym wiedział, więc nie cisnąłem na tunel i Jafferau. Zdziwiony trochę byłem, że nie bardzo chce tam jechać, no ale co zrobić - będzie okazja z nim tam wrócić. Padła decyzja, że jedziemy z Ropuchem na Francję, a Zylek będzie się bawił w swojej ulubionej piaskownicy, czyli Monte Jafferau w tą i nazat kilka razy z każdej strony :-)
Zanim dojdę do naszej wycieczki sobotniej po francuskich Alpach to wrzucę kilka fotek z moich wcześniejszych wyjazdów na Monte Jafferau - człowiek się na niej czuje jak dosłownie na dachu świata, bo stoi się na stropie fortu na 2815 m.n.p.m. Co ciekawe, to nie jest najwyżej położony fort, bo w oddali wznosi się Mont Chaberton 3131 m.n.p.m i na niego jeszcze z kilkanaście lat temu można było wjechać na moto.
126611
126612
126613
126614
No i słynna łacha śniegu na Col Basset
126615
Poniżej mam stary filmik z 2012 roku jak wjeżdżałem na Jafferau przez tunel. Przejazd przez tunel zaczyna się w okolicy 9:30 minuty. Warto zerknąć żeby później nie mieć wątpliwości czy jechać :-). Osobiście uważam, że warto. Jest on specyficzny, bo normalnie tunel to przechodzi "na wylot" jakiejś góry, a ten skubany wchodzi i wychodzi po tej samej stronie. Robi on pewnego rodzaju zakole i omija potężne urwisko.
To te gigantyczne "jaskinie' jakie widać na zdjęciu - tu w 2018 roku
126618
Tu od 9:30 minuty tunel.
wVigKMp1l0c?t=571
Tunel był kilka lat zamknięty. Tak było w 2018 roku kiedy byliśmy na Stelli, dało się wjechać po nasypie zagradzającym wjazd ale wyjazd już był hard. Czesi jacyś utknęli na katach i się wróciliśmy. Kilka lat temu został umocniony ( bo groził zawaleniem) i drogą zarządza wojsko. Przejazd dla pojazdów samochodowych jest dostępny dwa razy w tygodniu, zamienie z Assietta. Na Monte JAfferau ja odkryłem co najmniej 4 podjazdy, oczywiście prędzej czy później się one łączą ale nie czas na opisywanie tych dróg teraz. Może skuszę się kiedyś na opisanie wszystkich szutrowych dróg po Alpach jakie zrobiłem, to się rozpiszę :-)
A tu dla zobrazowania jak jest przebieg tunelu.
126619
Ok, po przydługim wstępie muszę napisać, że Ropuch się nie zdecydował na tunele i śniegi ( mówiłem, wrócimy tam jeszcze ) więc padła decyzja na Francję. Zylek jako, że był na lekkim moto i z oponami do tego celu postanowił nie tłuc się z nami, tylko atakował jak się później okazało Monte Jafferau w tą i w tamtą :-)
Ale epizod francuski już następnym razem :-) Powiem tylko tyle, że zrobiliśmy francuski ekspres 360 km.
Na zachętę
126620
:Thumbs_Up: W pytkę Panie. :)
zaczekaj
24.07.2023, 21:34
No i namówili ;)
Mnie chyba też :) start 11.08 po szychcie.
To jak "w pytke" że namówili :-) to jedziemy dalej. Francuski epizodzik podczas weekendu okaże się nie jedynym francuskim :-)
Jak już pisałem decyzja o sobotniej wycieczce podjęta. Zabieram Ropucha do żabojadów - czy to przypadek prze pana ? Po śniadaniu startujemy w kierunku Claviere na granicy. Byliśmy tam już wczoraj ale dzisiaj szybki asfaltowy skok. Przy okazji w Cesana Torinese możemy podziwiać zabytkowe rajdówki z lat 80. Kilka Lancii Delta Integrale przepuszczamy na rondzie. Chyba mają w tym samym czasie co rok rajd albo wyścigi górskie w kierunku Sestriere, bo jak dla mnie to deja vu. Jest na czym oko zawiesić. Dalej od Claviere do Briancon lecimy mocno w dół po szybkich zakrętach. Mi udaje się jeden nawet przestrzelić ale wychodzę obronnie i jedziemy dalej :-) . W Briancon jest piękny zespół fortów. Generalnie stare miasto to jeden wielki fort. Przejeżdżałem tam chyba z sześć razy ale to wszystko w czasach kiedy się liczyły kilometry :-) i czasu nigdy nie było na zwiedzanie. Teraz ma przynajmniej plan :-). Generalnie polecam - z zewnątrz już robi wrażenie.
Lecimy dalej- w Briancon wpadamy już w część Routes des Grandes Alpes. Ponad 700 km trasy z nad Jeziora Genewskiego do Mentony nad morzem. Kiedyś zrobiłem ja całą z jakimiś odnogami i bez wątpienia uważam ją za jednych z najładniejszych górskich tras w Europie. Pewnie dlatego, że jest w najładniejszych, najrozleglejszych Alpach Francuskich. Większość drogi to oznaczenie D902 ale jeszcze nie tu.
Koniec pitolenia, wspinamy się na Col du Lautaret 2058 m.n.p.m - w iście ekspresowym tempie pokonujemy kilometry i wysokości. Droga delikatnymi łukami, pnie się na samą przełęcz, po bardzo szerokiej drodze. Prędkości można przeginać tylko na fotoradary uważać - na szczęście Yanosik gada po polsku :-)
126673
Tu zaczynają się już wysokie górki . Skręcamy na przełęcz Galibier 2642 m.n.p.m i podziwiamy widoki. Niebo do tego już w swojej błękitnej okazałości przeplatane obłoczkami. Tu jeszcze Lautaret
126668
Tu wjazd na Galibier
126669
No i oczywiście wjeżdżamy na słynny nr drogi D902 :-)
126674
Dalej już tylko pod górkę i slalom między kolarzami - mają tam raj.
126670
Co jakiś czas tylko tabliczki informujące o dystansie do przełęczy i nachyleniu
126672
Można tak stawać co chwilę i robić zdjęcia ale wybraliśmy dzisiaj opcję długodystansową, więc co chwilę mówię : dawaj Ropuch, jedziemy dalej :-)
126671
Galibier jest dość ciekawą przełęczą. Na górze można skrócić sobie drogę i przejechać tunelem pod nią. Oczywiście dużo się traci z widoków, dlatego nigdy nie wybrałem tej opcji. Okazuje się, że droga przez przełęcz została zbudowana, ponieważ tunel wymagał remontu. Mowa oczywiście o samym jej górnym odcinku, bo sam tunel leży na wysokości 2556 m.n.p.m.
Tu pod Ropuchem obok budynku jest wlot do tunelu.
126646
A pode mną wylot - albo jak kto woli odwrotnie. Tunel ma ruch wahadłowy sterowany światłami, podobno najwyżej położona taka instalacja w Europie :-)
126647
Na górze oczywiście sesja zdjęciowa i dość częste słowa : Ropuch lecimy dalej.
126648
126650
126649
126651
No i znowu nam cyknęli fotkę na radarach :-)
126652
126653
Straszna konkurencja się zrobiła z tymi fotkami. No dobra więcej już ich po necie nie szukałem. Spadamy. Po drodze mijamy Valloire, ośrodek narciarski. Leży on pomiędzy Galibier, a Col du telegraphe 1566 m.n.p.m. Ładnie położona miejscowość w dolinie, która też nisko nie leży.
Col du telegraphe to przełęcz, która jest zawsze łączona z Galibierem podczas Wielkiej Pętli - Tour de France leciał tędy ponad 30 razy.
126656
126657
Później zrobiło się już gorąco, bo zjechaliśmy do doliny L'Arc. Niby 30 stopni ale na wysokości około 900 m.n.p.m dało się odczuć. Może dlatego, że z 2600 zjechaliśmy na te 900 w około 30 km, końcówka była w lesie, a jak wyjechało się na tą patelnie to żar tropików dał sie we znaki.
Właśnie w tych rejonach brakowało mi kliku przełęczy, głownie Col de la Croix de Fer czyli przełęczy żelaznego krzyża. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie wybrał naj, naj , naj. Najcieńszych , najbardziej krętych i najbardziej stromych dróg. Olałem główną drogę i po mojemu wyjechaliśmy, jak się okazało bardzo męczącym podjazdem w ten upał. Ale przy okazji Ropuch mógł mieć następne zdjęcia z tablicami przełęczy do swojego pamiętnika :-) . Pamiętam, w czasie moich pierwszych wyjazdów w Alpy Francuskie każdą przełęcz miałem sfotografowaną.
Moje trasy to mniej więcej taki styl :-)
126658
A później były jeszcze dwie małe ale urokliwe przełęcze
126659
126660
Czas uciekł, Ropuch cały czas pytał czy jakaś kawka czy "cuś" , a ja tylko- później, jedziemy. No i po dość szybkim podjedzie dotarliśmy na Col de la Croix de Fer. Zawsze jakoś tak zostawała z boku jak tam jeździłem, a że w zeszłym roku oglądałem etap Tour de France na niej , to se kurde pomyślałem - muszę tam wpaść przy najbliższej okazji . No to jest okazja.
126661
126662
126664
126665
126667
126663
126666
Znowu pada magiczne , Ropuch jedziemy . Stajemy dosłownie na chwilkę , na zdjęcie nad jeziorem Lac le Grand'Maison, robimy kilka zdjęć "aparatem Zorką pięć" i spadamy w kierunku L'Alpe d'Huez.
126675
126676
126677
126678
No i znowu coś wywala przy załączaniu zdjęć więc dokończę następnym razem :-)
Galibier jest dość ciekawą przełęczą. Na górze można skrócić sobie drogę i przejechać tunelem pod nią.
[/ATTACH] :-)
Przełęcz Genialna pod każdym względem!!!
Oraz pamiętna...., rozsypał mi się rozrusznik, prezkładnia planetarna:vis:
Dalej przez tydzień tylko kopka, a to nie takie oczywiste w tym przypadku....
Za to tunelu nic, a nic nie pamiętam.
Przełęcz Genialna pod każdym względem!!!
Oraz pamiętna...., rozsypał mi się rozrusznik, prezkładnia planetarna:vis:
Dalej przez tydzień tylko kopka, a to nie takie oczywiste w tym przypadku....
Za to tunelu nic, a nic nie pamiętam.Nie pamiętasz bo nie zauważyłeś wjazdu :-))) . Każdy kto jedzie turystycznie raczej jedzie na przełęcz, a nie pcha się przez tunel. Od października do chyba mają zamykają tunel wielkimi drewnianymi wrotami.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Galibier, rowno rok temu bylem ,ale akurat jebało żabami dwa dni, nic nie widzialem poza zalana szyba kasku :), trzeba powtorzyc., Chociaz te drzwi widziaem.
Buła moda na Bałkany, na Stany, na Turcje i Maroko.
Widzę ze zaczyna się nowa era ;)
:Thumbs_Up:
Patrząc na te agrafki rozmarzyłem się, jeszcze nie cały miesiąc i znowu Alpy. :)
:Thumbs_Up:
Patrząc na te agrafki rozmarzyłem się, jeszcze nie cały miesiąc i znowu Alpy. :)
Mógłbym tam co weekend jeździć :-), tylko czasu brak.
Dobra jedźmy dalej. Na czym to kończyłem, aha Ropuch jedziemy :-)
Z jeziora Lac le Grand'Maison zjeżdżamy do drugiego, Lac du Verney - jest tam muzeum hydroelektrowni, zarządzane przez francuską energetykę. Oczywiście, że nie mamy czasu na zwiedzanie, nawet nie myśleliśmy o tym. Dzisiaj liczyły się kilometry tylko, bo trzeba być w miarę wcześniej na kempingu. Spakować się i wyjechać na górę na nocleg.
Po szczycie zapory przebiega droga, po jej zboczu również. Pięknie się tu Tour de France prezentował.
126768
126767
Po krótkiej pogawędce z kolarzem zaatakowaliśmy wjazd do L'Alp d'Huez. Nie był to klasyczny najbardziej znany podjazd z 21 zakrętami, gdzie każdy zakręt ma tabliczkę ze zwycięzcą etapu.
Pojechaliśmy przez przełęcz Pas de la Confesison 1542 m.n.p.m.
126771
126769
Uważam, że ten wjazd do L'Alp d'Huez jest bardziej wymowny. W pewnym momencie jedzie się po prostu półką skalną nad doliną położoną około 700 m niżej. Widoki przepiękne, droga wąska cały czas na krawędzi.
126770
Tu te słynne zakręty do L'Alp d'Huez
126773
126776
Do centrum nie wjeżdżamy, tylko zjeżdżamy tymi słynnymi zakrętami troszkę niżej. Plan zakłada dojazd na przełęcz Sarenne, gdzie najbliżej właśnie jest przez centrum tego znanego kurortu ale nie byłbym sobą gdybym nie pojechał na około. Po kilku zakrętach odbijamy w lewo i wjeżdżamy na półkę skalną. Droga ma ograniczenia co do wysokości i długości pojazdów. Jest jakby kopią drogi, która idzie z Grenoble do Briancon ale leży ona kilkaset metrów wyżej. Jechałem nią w 2012 roku tylko w drugą stronę, to pomyślałem, że zabiorę Ropucha. Warto było.
126774
126775
126772
Tu też miałem plan sprawdzenia, czy moje jeżdżenie palcem po mapie się sprawdzi w realu. Znalazłem sobie kiedyś szutrowy odcinek, który przecina się na przełęczy Col de Cluy i jedzie bezpośrednio na przełęcz Sarenne. W zimie to typowa nartostrada. W lecie okazała się piękną szutrową autostradą.
Plan wypalił, następna przełęcz zaliczona :-) Col de Culy 1801
126777
126778
126779
Następną przełęczą miała być Sarenne 1999 m.n.p.m. To miało być miejsce, które poniekąd było powodem mojego negowania kawy lub czegoś do zjedzenia, jakie Ropuch proponował. Myślałem sobie, że staniemy na przełęczy, wstąpimy do schroniska do Hilde, napijemy się coś, zjemy, popatrzymy na widoczki. A tu na górze okazuje się du..a. Schroniska nie ma. Zostały tylko schody betonowe. Pusto.
126780
Dziś już wiem, że 27 grudnia 2016 schronisko się spaliło. Zajęło się prawdopodobnie od jakiegoś wiadra z żarem, które wywrócił wiatr. Straż pożarna nie dojechała, bo utknęła na oblodzonej drodze i zderzyła się z policją. Szkoda - nie było to co prawda typowe refuge ale jak to właścicielka Hilde nazwała, takie pół refuge, pół hotel. W 2012 roku za noc z trzy daniową kolacją z winem i śniadaniem zapłaciłem 105 euro - to był mój nocleg wszechczasów na tamte lata :-). Ale warto było, piękny poranek, jedzenie w 100% od nich z plantacji. Dzisiaj zostały tylko wspomnienia. Podobno zbierają pieniądze na odbudowanie ale wątpię czy odbudują bo podobno powstało nielegalnie :-)
Kiedyś wyglądało tak
126781
I takie widoczki rano miałem
126782
126783
No dobra ostatni plan na trasie to PLATEAU D'EMPARIS. To ogromny płaskowyż położony na około 2200 m.n.p.m. Wjazd na niego zaczyna się od wioseczki Basse. Docieramy do niej oczywiście wcześniej zjeżdżając z Sarenne.
Wioseczka piękna kamienna, domy kryte łupkiem.
126784
126785
126786
Niestety tutaj popełniłem błąd i poszedłem zapytać pani w informacji, czy coś się zmieniło od mojego ostatniego pobytu tutaj. Chodziło mi o to czy dalej jest możliwy przejazd z Basse do Mizoen, no i pomyliły mi się nazwy. Zapytałem o La Grave, a tam tylko szlaki prowadziły, więc pani odpowiedziała , ze nieeee, tam noooo. Mówię Ropuchowi, że trzeba będzie się wracać z góry, pętli nie zrobimy. Więc postanowiliśmy odpuścić i w iście ekspresowym tempie wdrapać się jeszcze raz na Lautaret, tylko od zachodniej strony i wrócić na kemping. Trochę żałuje, że się pomyliłem bo trasa bardzo ładna, zwłaszcza o 9 rano jak nie ma nikogo.
Tu kilka fotek z mojego wyjazdu w 2012 roku na PLATEAU D'EMPARIS
126787
126788
126789
126790
126791
Dojazd do kempingu już tą samą drogą , przez Briancon, Claviere tylko chyba jeszcze szybciej niż rano. Zwłaszcza podjazd do Claviere od strony francuskiej. Nie wiem dlaczego ale ile razy tam jadę to mi się lampki bezpieczeństwa wyłączają i próbuję lokalnym kolesiom na ścigach pokazać, że się nie dam :-) . Może to droga tak prowokuje, szeroka ale zarazem kręta i oddzielona od przepaści betonowymi barierkami nie metalowymi, które tak nie paraliżują.
Dzisiejsza trasa to coś jak na mapce.
126792
Została jeszcze teleportacja pod schronisko Scarfiotti gdzie musimy rozbić namioty. To właśnie miejsce noclegu, ostatnie miejsce skąd można wcześnie rano zaatakować Sommeiller - miejsce spotkań frak'ów z całej Europy, a może i nie tylko.
Po południu spotykamy się z Zylkiem na kempingu. Zylek opowiada o wszystkich swoich podjazdach na Jafferau, o tunelu, śniegu, Vespach co to im świecił w tunelu itp. Walimy po piwku, pizzy niestety nie zjedliśmy, bo dopiero od 18 godziny, a my musimy się spakować , jakiś prysznic i wio na górę.
Zostawiamy kemping i jedziemy do Bardonecchi. Tam już klasyka, wpijamy w kierunku Rochmolles i gonimy na miejsce. O tej porze budka z opłatami już zamknięta. W tym roku to nowość , 8 euro za wjazd. Nie jest to dużo uważam, może z tej kasy ktoś próbuje utrzymać drogę? Może, bo z roku na rok coraz gorsza :-).
Po trzynastu kilometrach i kilogramie piachu w gębie jesteśmy na miejscu !!!!
VOILA - znowu tu jestem:-))))
126793
Problem tylko jest jeden - zawsze byłem tam jako jeden z pierwszych. Dwa lata temu z Zylkiem w piątek rano, to chyba pierwsze namioty stawialiśmy. Dzisiaj znalezienie miejsca na parkingu graniczyło z cudem, a jeszcze większym cudem było znalezienie miejsca bez placka krowiego :-) . Ale od czego mamy Ropuszka - rzucił okiem tu to tam i zarządził rozbijanie obozu. Ty tu, ty tu, a ja tam :-) No i gra. Piwko jakieś jedzonko , znowu piwko i spacerek dookoła.
Ale co tu pisać - tu trzeba być !!!! setki motocykli, setki namiotów, setki ludzi . Jedni wyglądają jakby stąd nigdy nie wyjeżdżali od 1966 roku inni ledwo stoją na nogach. Motocykle przerobione , normalne , adv, szosowe, skutery, Harleye - wszystko co się wymarzy. No i góry, góry i góry.
W tym roku pierwszy raz jestem kiedy nie wieje wiatr. Powoduje to, że dym z ognisk zostaje w dolinie i tworzy pewnego rodzaju mgiełkę. A ognisko ? Jak chcesz zapalić to przywieź sobie z dołu jakiś gałęzie , tu już nawet krzaki nie rosną :-)
Zresztą co tu pisać - oglądajcie :-)
126794
126795
126796
126797
126798
126799
126800
126801
126802
126803
126804
126805
126806
126807
126808
126809
126810
126811
126812
126813
126814
126815
126816
126817
126818
126819
126820
126821
126822
126823
126824
126825
126826
126827
126828
126829
126830
126831
126832
126833
126834
126835
126836
126837
126838
126839
Dzisiaj był długi dzień ale to taki dzień , który się pamięta. Zapowiadała się chłodna noc, jak zwykle w tym miejscu. Zmęczenie dało o sobie znać, kilka piwek i nie doczekaliśmy się miliona gwiazd na niebie. Niebo było w tym roku zasłonięte dymem, a może było jeszcze za jasne bo wcześniej spadliśmy do namiotów? Pewnie tak. Nie ważne, warto tu jechać tyle nawet na jedną noc - takich klimatów u nas nie ma. Jutro znowu morderczy dzień :-)
Nadeszła druga niedziela lipca, a to oznacza, że to finał Stella Alpina. Pozostaje nam wyjechać na Colle del Sommeiller i rozpocząć powrót do domu. Poranek, jak i noc okazują się ciepłe jak na tą wysokość. Dla mnie to najcieplejsza noc w tym miejscu, pośród moich pobytów tu. Na pierwszy wyjazd kupiłem nawet dobry śpiwór, przydał się on rewelacyjnie wtedy ale dzisiaj nie było tak zimno. Nie było nawet przymrozka, jak dwa lata temu, kiedy po przebudzeniu nasze namioty były pokryte szronem, a torby motocyklowe można było łamać – tak były pokryte lodem. Może ta noc była cieplejsza, bo nie było wiatru. A może przez brak wiatru, dolina była spowita dymem i to powodowało, że było trochę cieplej? Podobno takie zabiegi z zadymianiem stosuje się w winnicach na wiosnę, kiedy to pogoda straszy przymrozkami i pali się wtedy bele ze słomą. Kto wie. Ja bynajmniej nie narzekałem na zimno w tym roku.
Ropuch wyglądał na niewyspanego :-)
127076
Wieczorem ustaliliśmy kolegialnie, że wstajemy wcześnie rano i bez śniadania, porannej toalety, siadamy na nasze maszyny i wyjeżdżamy na 3000 m.n.p.m. Później, pakowanie, śniadanie i w drogę do domu. Zylek miał luźniej, ponieważ on miał tylko do zjechania później na dół do kempingu, spakować motocykl i wrócić na popołudnie do domu. Mi z Ropuchem zostało 1600 km do domu.
Rano baza wyglądała jak o zachodzie słońca, w rzeczywistości to 6 rano. Ropuch w pełnej gotowości. Zylek spał i nie bardzo chciał wstawać.
127077
127078
A z góry wyglądał tak
127079
Tak więc po szybkiej pobudce ruszyliśmy w kierunku przełęczy.
127080
127081
Od miejsca bazy namiotowej, czyli małego płaskowyżu przy schronisku Scarfiotti droga na przełęcz ma kilkanaście km. Można powiedzieć, że dzieli się ona na kilka etapów. Pierwsza część to 16 ciasnych nawrotów z pięknymi widokami na dolinkę i wodospady Rochemolles. Później dość powoli pnący się krótki odcinek z lekkimi łukami, żeby znowu przejść w trawers i dosłownie po kilku nawrotach wylądować na Pian dei Frati. To można powiedzieć taki przedsionek do ostatniego podjazdu – wydaje się, że chyba najtrudniejszego. Na tym odcinku najczęściej dochodziło do finału, który spowodowany był dużą ilości zalegającego śniegu. Od kilku lat organizator załatwia przekop i można bez większych przeszkód wdrapać się na górę. W tym roku śniegu były już tylko śladowe ilości.
Tu zdjęcia z mojej pierwszej wizyty w tym miejscu w 2012 roku. Na dole polna gdzie teraz jest obóz.
127082
Tu jak zaczynają się serpentyny i powyżej schroniska wodospad.
127083
Tu lekkie wytchnienie od serpentyn ale cały czas pod górę
127084
To właśnie Pian dei Frati i Ropuch w powrotnej drodze.
127085
A tyle śniegu było dwa lata temu
127086
Od Pian dei Frati podjazd to już typowe trawersowanie, coś koło 14 nawrotów ale bardzo wąskich, z dużymi luźnymi kamieniami. Trzeba się przełamać i cały czas na gazie. Odpuścisz to leżysz 😊. Może to kwestia terminu i jeszcze za wcześnie było, ponieważ kiedy byłem tu dwa razy w terminach sierpniowych, miałem wrażenie, że droga trochę była posprzątana z tych głazów, a może tylko to złudzenie.
127087
Sam środek Pian dei Frati i strumień płynący przez niego
127088
A tu Ropuch szczęśliwy jakby dwójkę strzelił :-)
127089
Tu chyba dwójkę wrzucił, bo przemknął jak szalony
127090
127091
A tu Pian dei Frati widziany z góry
127092
Faktycznie była szybka "2" - nie dowiózłbym towaru na górę ! :)
W każdym bądź razie my z Ropuchem pomalutku swoim tempem na ciężkich osiłkach pchaliśmy się do góry, kiedy to właśnie na najtrudniejszym odcinku dopadł nas Zylek. Pospał chłopina dłużej i tak nas dopadł, biorąc pod uwagę nawet fakt, że Ropuch korzystał z naturalnej toalety w okolicznościach przyrody. Taki swoisty naturalny ToiToi odwiedził na wysokości 2800 m tylko ścianek z plastiku nie było, co najwyżej jedna ze skały 😊.
Po nie całej godzince byliśmy na przełęczy. O 7 rano ziemia była jeszcze zamarznięta więc można w miarę było się przemieszczać bez błotka. Na przełęczy nocowały dwie terenówki z namiotami na dachu – piękna miejscówka na nocleg. Do tego dosłownie kilka motocykli i to jest największa zaleta wyjazdu o 6 rano . Później już ruch jak na Giewont. Pamiętam z przed dwóch lat, że trzeba było czekać na nawrotach, aż zjedzie kilka motocykli. Teraz tego uniknęliśmy.
Śniegu na górze też mniej w tym roku . Nowością jest nowa budowla , przypomina ono schronisko ze zdjęć z przeszłości. Jeszcze zamknięte ale zastanawiam się co to będzie. Robimy szybką rundę wokół jeziorka, które w połowie jest wypełnione śniegiem , lodem, kto wie czym. Kilka fotek dla potomnych i zjeżdżamy do obozu.
Zylek na swoim potworze, jak już nas dogonił.
127102
No i oczywiście wreszcie upragnione Coll de Sommeiller
127093
127094
127095
Ropuch i powyżej Pic de Sommeiller 3333 m.n.p.m
127096
No i dziwna budowla przypominająca stare schronisko, które tu było.
127097
127098
127099
127100
W to miejsce przyjeżdża się z dołu, to praktycznie sama przełęcz. Tyle motocykli było o 7 rano.
127101
O 8 byliśmy już przy namiotach. Zjedliśmy śniadanie i idealnie słońce wyszło zza gór w dolinę , więc można suszyć i pakować menele. Dziewiąta 30 siedem wybiła i przyszedł czas wyjazdu. Okazało się, że przy pakowaniu motocykli spotkaliśmy jeszcze dwóch Polaków, jednak nie byliśmy jedynymi na tym wyjeździe wariatami. Chłopaki byli chyba z Białegostoku czy jakoś tak. Ropuch będzie pamiętał, bo wymieniał się uwagami, kto ma dalej. Zjechaliśmy jeszcze razem we trójkę do Bardonecchi,, tam czułe pożegnanie z Zylkiem i rozpoczęliśmy z Ropuchem dalszy etap podróży. Okazuje się, że miał element historyczny i to związany ze zlotem. No i miał on charakter również francuski 😊.
Śniadnie na trawie
127103
127104
Dlaczego historyczny? A to dlatego, że zaliczyliśmy dwie przełęcze, które są powiązane ze zlotem. Oczywiście poza Sommeiller. Pierwsza z nich to Col de L’Iseran – to na niej, rok przed pierwszym zlotem Stella Alpina, Mario toczył dyskusje z Jean’em Murit’em, na temat organizacji zlotu. Druga to znane Stelvio – to na tej przełęczy odbyła się pierwsza Stella. Można powiedzieć, że zaliczyliśmy wszystkie historyczne punkty Stelli – trochę przez przypadek. Może Stelvio było trochę planowane, bo Ropuch od samego początku cały czas coś wspominał, że nie zaliczył Stelvio kilka lat temu ( nie pamiętam z jakiego powodu), a mi nie trzeba dwa razy powtarzać- chcesz to jedziemy.
Col de L’Iseran dołożyłem do trasy, żeby zaliczyć najwyżej położoną przełęcz asfaltową w Alpach. Znaczy pokazać Ropuchowi, no bo oczywiście: byłem tam 😊 jak to często odpowiadałem Ropuchowi na pytanie , byłeś ?
Ale po kolei. Pożegnanie z Zylkiem już było, więc trzeba się było dostać do Francji, Najkrótsza droga z Bardonecchi to oczywiście tunel Freju. No tak , tylko on kosztuje jakieś chore pieniądze i jeszcze jedziesz przez ciemną dziurę, w której niektórym zdjęcia robione są za dodatkową opłatą. I nie są to zdjęcia, które chcemy pamiętać i oglądać często jak na przeleczy Galibier. Druga droga to przez wspomnianą przełęcz Galibier ale tam już byliśmy wczoraj. Pozostaje trzecia droga, przez przełęcz Mont Cenis. Tą drogę właśnie wybieramy. Wcześniej korzystamy z (jak się nam wydaje) darmowej autostrady i z Bardonecchi szybkim tempem przemieszczamy się do Susy. Ostatnie zakupy w Piemoncie, tankowanie i wio w górę. Droga na przełęcz jest kręta ale dość szeroka, można ścigać się z lokalsami ale gwarantuje, że stawanie w szranki ze ścigaczami, które są pół metra krótsze od naszych ADV, jest bez sensu.
Po chwili jesteśmy już nad zaporą i podziwiamy jezioro Mont Cenis. Można je objechać nawet szutrami dookoła. Jest też miejscem gdzie można w kilka wysokich szutrowych dróg się udać. My na to nie mamy czasu, plan na dzisiaj był ambitny.
127105
127106
Zaliczamy przełęcz i spadamy w kierunku doliny Arc. Z niej właśnie zaczynamy wspinaczkę na L’Iseran. Kilkanaście , może nawet dwadzieścia parę kilometrów podjazdu w pięknych okolicznościach przyrody daje zapomnieć o temperaturze, później czekało nas piekło.
127107
127108
Dolina i ośrodek narciarski wokoło
127109
127110
127111
127112
127113
127114
127115
127116
Po chwili dojeżdżamy na przełęcz Col de L’Iseran 2770. Jest to najwyższa przełęcz asfaltowa w Alpach. Niektórzy twierdzą, że miano najwyższej przełęczy nosi Col de la Bonette ale to nie prawda. Sama przełęcz Bonette ma 2715, dopiero droga dookoła szczytu Bonette leży ponad 2800 m.n.p.m. i przez to często jest postrzegana za najwyższą przełęcz w Europie. A tu klops to nie prawda 😊.
127117
127118
127128
Na przełęczy byłem w 2016 roku w zimie na desce. Jeździłem dosłownie po tych samych drogach na desce, co teraz na motocyklu. To fajne uczucie. Jeździłem też na lodowcu Grand Pisaillas – jeździłem bo po siedmiu latach zostały już tylko skały po nim. Grama lodu, masakra jakaś, to samo dzieje się w Szwajcarii, w Austrii, w całych Alpach. Tu kiedyś był lodowiec.
127119
Zostało trochę śniegu jeszcze na Grande Motte w Tignes ale to już 3656 metrów.
127125
127120
127121
127122
127123
Tu Val d'Isere dzisiaj
127124
A tu w 2016 roku jak byłem na desce. To samo miejsce robienia zdjęcia, a dwa zupełnie inne środki transportu.
127127
127126
Nie ma za bardzo czasu na podziwianie widoków, bo jak zwykle czasu mało ale też ludzi bardzo dużo. Jedziemy dalej, droga do Val d’Isere wiedzie pięknym trawersem, jest duża różnica wysokości ale mało zakrętów, więc można powoli turlać się w dół i podziwiać widoki.
127129
127130
Samo Val d’Isere to nic ładnego, dużo apartamentowców i turystów. Dużo lepsze wrażenie na mnie robiło w zimie – jednak śnieżny klimat robił swoje . No i pomimo 1800 m.n.p.m robiło się już gorąco. Dlatego polecieliśmy dalej, niestety jeszcze niżej, a to oznaczało temperaturę powyżej 30. Mijamy po drodze Tignes i jezioro Lac du Chevril, a mi przychodzą na myśl wspomnienia z wyjazdu snowboardowego w to miejsce. Byłem tam tylko raz na desce ale dalej twierdzę, że to jedna z najlepszych zimowych miejscówek w Alpach – całkowicie inna niż austriackie Alpy czy Dolomity. Olbrzymie przestrzenie, ilości tras, wysokości na jakich się jeździ, to gwarantuje fun. O ile ma się pogodę jak ja miałem 😊.
No dobra ale schodzę na ziemię, a raczej na gorące siedzenie. Pozostaje nam do podjechania przedostatnia przełęcz w tym dniu – Petit Saint Bernard. I tu mnie Ropuch ma – drugi raz w tym wyjeździe musiałem mu odpowiedzieć : nie, nie byłem tu 😊. Tak naprawdę to jak Ropuch rzucił hasło Stelvio, to tak popatrzyłem na mapę i stwierdziłem, że to bez sensu jechać z Bardonecchi znowu autostradą na Turyn i Milan, trzeba coś urozmaicić. To wymyśliłem sobie, że mu pokażę L’Isoard, a sam zaliczę Małego Bernarda i doliną Aosty dojedziemy do Milano.
Ale zanim Mały Bernard został zdobyty to po drodze zaliczyliśmy uroczę miasteczko La Rosiere, która tworzy niewielki ( raptem 150 km tras) rejon narciarski wraz z włoską częścią przełeczy.
La Rosiere to po francusku chyba różyczka – no więc jak nas może witać ta miejscowość. Oczywiście piękne francuskie hostessy rzucają nam pod koła naszych lśniących motocykli tysiące płatków róż, w lśniących zębach trzymają dorodne róże, a swym skąpym strojem mówią – zapraszamy, zostań u nas 😊 .
127139
Kurde, chyba 30 stopni na 1600 m.n.p.m. przegrzało mi mózg w tym kasku 😊 , oni tylko i aż tylko położyli różowy asfalt i to wystarczyło żeby zrobić na nas wrażenie jakby stały tu właśnie te hostessy. Asfalt ten jest tylko z jednej strony i to od mało popularnego podjazdu od Le Mousselard. Trzeba przyznać że robi wrażenie.
127135
127131
Po drodze do "Różyczki"
127132
127136
127133
No dobra dość tych marzeń o hostessach. Szybki posiłek w postaci naleśników na przełęczy Petit Bernard, kilka fotek i zjeżdżamy do doliny Aosty.
127134
127137
127138
Zaraz za przełęczą daje się zauważyć bardzo szpiczasta „dymiąca” góra. Zauważamy ją razem z Ropuchem i wg. mnie to Mt Blanc. Ropuch był na nim i twierdzi, ze to całkiem inny kształt. No ale my zjeżdżamy do doliny Aosty, a to przecież stamtąd biegnie tulem pod Mt Blanc, więc nic dookoła wyższego nie ma. Po powrocie do domu nie dawało mi to spokoju, sprawdziłem i rzeczywiście z Małego Benarda widać Mt Blanc, inna perspektywa mogła mylić.
Jak już pisałem, zjechaliśmy do doliny Aosty i tu zaczęło się piekło. Pojechaliśmy w kierunku Aosty i Milanu, a że było już po południu, kilometrów jeszcze dużo przed nami, to cyk na autostradę i tranzyt w kierunku Mediolanu. Do momentu jazdy w tunelach, a jest ich tam sporo, było znośnie, nawet przyjemnie 25 stopni. No ale kiedyś tunele się musiały skończyć. Zaczęły się upały. 39 stopni Celsjusza, do tego potwornie gorący wiatr z każdej strony – masakra. Nie wiedziałem czy zasuwać wszystkie otwory wentylacyjne, czy zdejmować co miałem. Nawet nie wiedziałem, że spadek temperatury do 37 stopni spowoduje we mnie wrażenie ochłodzenia 😊. No trudno, jak to śpiewa Kazik, „inni mają jeszcze gorzej”. W tej części monotonnej wycieczki nic się nie dzieje, tylko upał, autostrada, wyprzedzające nas po drodze Pendolino, które przelatywało obok nas, tak jakbyśmy w miejscu stali. Dojeżdżamy pod Mediolan i znowu stosujemy metodę pokonania autostradowych bramek „na Ropucha” , czyli „boczkiem , boczkiem, żeby się nie ubrudzić”. Ciekawe czy przyjdzie jakiś bilecik za to od Włochów 😊. Na razie to mi bilecik od ALP przyszedł po wyjedzie na zlot TCP na Kaszubach 😊, to może już wyczerpałem limit kar na ten rok.
Na wysokości Mediolanu odbiliśmy w kierunku Mozy i jeziora Como i drogą wzdłuż jeziora pojechaliśmy w kierunku Bormio i ostatniej przełęczy tego dnia – Stelvio. Droga wzdłuż jeziora, pomimo że na mapie wygląda obiecująco, w rzeczywistości to rozczarowanie: tunel, tunel i jeszcze raz tunel. Tylko pomiędzy tunelami dostaję się do źrenicy ułamek widoku jeziora i wzgórz jakie je okalają. Niestety szybko zostają te widoki prześwietlone następnym tunelem i w pamięci nic nie zostaje. Dalej droga do Bormio to praktycznie sznur samochodów, które ciężko wyprzedzić, ponieważ z drugiej strony to samo, a wąsko jest bardzo.
Wczesnym wieczorem docieramy do Bormio, krótko szukaliśmy noclegu przez Booking ale zdecydowaliśmy, że gonimy na Stelvio. W bookingu był jakiś pokój w hotelu na samej przełęczy, więc stwierdziliśmy, że to fajna opcja.
Tu rozpoczyna się krótki epizod związany poniekąd ze Stella Alpina, jak już wspominałem Ropuch chciał zaliczyć ta przełęcz, ja nie protestowałem, a przy okazji podczas naszego wyjazdu na zlot, zaliczyliśmy miejsce pierwszego spotkania Stella Alpina – Passo Stelvio 2757 m.n.p.m.
Decyzja o wyjeździe na górę po godzinie 19 była strzałem w 10. Byłem na Stelvio kilka razy i zawsze zostawał mi w pamięci widok takich „Krupówek” albo Sukiennic. Mnóstwo ludzi, samochody, które wyglądały jak kramy – dużo obrazków, które kazały o tym miejscu mówić „przereklamowane”. Nie , nie jest ono przereklamowane, tak samo zresztą jak Grossglockner. One po prostu są łatwo dostępne i ludzi jest dużo. Ale nie o 20.00, bo o tej godzinie wyjechaliśmy na górę. Pusto, dosłownie pusto. Podjazd od Bormio, może ze trzy samochody , dwa motocykle. Na przełęczy cisza, tylko wiaterek. No i może Subaru Impreza WRX STI mocno po tuningu, w którym paliły się hamulce kiedy totarł na górę – ale w środku za pasażera siedziała atrakcyjna dziewczyna to nie ma się co dziwić, że się paliło.
W drodze na Stelvio od Bormio
127146
127140
127141
127142
A tu już klasyka. Naklejki zdzierają, bo już nie było by sensu tej tablicy.
127147
127143
No i na dół - pusto jak nigdy.
127144
127145
Okazuje się, że w hotelu który na bookingu miał wolne miejsca, w recepcji powiedziano, że OCUPATO , nic nie ma. Nie lubię takich akcji i nie chciałem klikać przez Booking pokoju – znaleźliśmy mały hotel na dole w miejscowości Sulda. Tym sposobem zjechaliśmy pustą drogą ze Stelvio w kierunku Merano.
Przed 21 byliśmy w Suldzie. Szybkie piwko na start, prysznic po 600 km w siodle i jedzenie. No właśnie, o tej porze ledwo co znajdujemy ostatnią czynną kuchnie - wskakuje włoska pizza i piwko.
W hotelu jeszcze wybłagaliśmy ostatnie piwko i lulu do łóżeczka.
Dzień był długi, rano jeszcze Coll de Sommeiller, po drodze Col de L’Iseran , a na koniec jeszcze Stelvio. Tylko te trzy przełęcze to 4000 metrów przewyższenia licząc Coll de Sommeiller od biwaku, bo gdyby dołożyć z Bardardonecchi to jeszcze tysiąc by doszedł. Dzień długi, upalny ale jakby mnie Ropuch zapytał czy bym to powtórzył, bez wahania bym odparł : spoko 😊
Piwko na start albo jak kto woli na koniec
127148
127149
127150
Wybłagane piwko w hotelu na koniec
127153
I Sulda nocą
127151
127152
127154
Cały męczący , gorący dzień
127188
Po nocy przychodzi dzień, dla nas ostatni dzień. Nie wiem ile tych dni policzyć, bo ja wycieczkę rozpocząłem po 15 w środę, a dziś jest poniedziałek. Tak więc albo to piąty dzień albo piec i pół 😊. Nie ważne. Ważne, żeby liznąć znowu coś co tu jest, a nie szybko może się zdażyć z racji odległości jakie nas dzielą od domu.
Wstajemy jako pierwsi na śniadanie o 7.30. To dobra pora, bo do domu ponad 1100 km, a Ropuch nawet stówę więcej. Na śniadaniu spotykamy Polaka, alpinistę z Bielska. Jest już kilka dni w Alpach i dzisiaj atakował Ortler – najwyższy szczyt w Tyrolu Południowym.
My , a raczej ja mam w planach pokazać Ropuchowi też niemałą przełęcz bo 2509 m.n.p.m. Przełęcz graniczną pomiędzy Italią, a Austrią. Po włoskiej stronie to Passo Rombo, po austriackiej Timmelsjoch.
Startujemy z Suldy po ósmej i jest jeszcze rześko. Niestety im bliżej Meran, tym temperatura stawała się wyższa. W oddali widać tylko hektolitry wody jakie wydobywają się z armatek wodnych wprost na sady. Z daleka tworzy to swoistą aureolę nad drzewkami owocowymi. Tankujemy w Merano i zaczynamy wspinaczkę na przełęcz. Po drodze dostaję opieprz od strażnika miejskiego, że za szybko jadę i wyprzedzam, to samo dostaje kierowca Porsche, który zapieprzał też zdrowo. Ropuchowi się upiekło.
Docieramy na górę, znowu robimy zdjęcia do kolekcji tablic z nazwami przełęczy i rozpoczynamy ostatni etap drogi do domu.
Poranek w Suldzie i Ortler w tle.
127165
W drodze na Timmelsjoch
127166
127167
127168
To już Timmelsjoch lub Passo Rombo jak kto woli
127175
127176
127177
127178
127169
127170
Po drodze jeszcze opłata i zdjęcie z odbudowanym muzeum, co to się zjarało kilka lat temu, przeciskamy się już w upale przez Solden, w którym kręcili Bonda i dojeżdżamy do autostrady na Innsbruck.
127173
127174
127171
127172
Dobrze, że jechaliśmy na motocyklach. Korek w kierunku autostrady miał kilka kilometrów i tylko my zdecydowaliśmy się go omijać środkiem – inni motocykliści raczej stali. No cóż – Austria.
Dalej to już tylko autostrada. Tankowanie , jazda , tankowanie. MC DONALD’S na Rochlence, najbardziej obleganej stacji w Czechach i dalej jazda. Dwie krople deszczu koło Ostrawy ( olbrzymia burza nas goniła od Brna) i czas pożegnań na A1, na MOPie w Knurowie. Tam ja już A4, a Ropuch A1 do domu. O 21:56 zameldowałem się pod bramą.
To był następny „szybki przedłużony weekend”. Tak jak dwa lata temu poznałem na Stelli Zylka, super bezproblemowego gościa, z którym po trzech dniach znajomości pojechałem na Sardynię, tak w ten dłuższy weekend poznałem drugiego super bezproblemowego wariata. Mało tego, ma tak samą twardą dupę jak ja i może w tranzycie jechać od tankowania do tankowania. Nie wiem tylko czy wytrzymałby tyle co ja, bo ja mam większy zbiornik 😊 i robiłem pauzy wymuszone 😊.
A na poważnie Panowie, dziękuję za extra trochę daleki ale szybki wypad. Miło było wciągać nosem kurz za Zylkiem, co nie zdarza się często , bo to zwykle mi przypada rola prowadzącego. Miło było pokazać Ropuchowi kilka nowych miejsc. Tak wiem, to nie taki wyczyn pojechać w Alpy Francuskie i Piemont ale Ropuch szczerze dał do zrozumienia, że mu się podobało – a to daje satysfakcje. Po prostu chce się z takimi TYPAMI jeździć.
I pomyśleć, że Ropuch kupił tylko ode mnie rower😊
P.S. Taka mała statystyka mi się wyświetliła na liczniku – Ropucha bolała najbardziej liczba litrów ale chyba nie przeliczał przez średnią cenę w Europie 😊
127179
P.S. 2 . Na Stelli Alpinie byłem trzy razy w terminie zlotu oczywiście i powiem tak: jeśli ktoś będzie chętny na następny raz popełnić kilka tysięcy kilometrów w kilka dni to jestem chętny. Jeden warunek – pogoda must be.
P.S.3. Zdjęcie laski z różą w zębach zostało wygenerowane przez sztuczną inteligencje 😊
No ostatni dzień wyglądał tak
127187
Czuję się trochę wywołany do tablicy :)
Poznałem na tym forum wielu fantastycznych ludzi, kilku z nich jest naprawdę wyjątkowych; Czosnek, Calgon, Mirek, Rosomak, 7G, Robert Moviestar, Dubiel, Jacek Cieplucha, Kuba z Łodzi, Mirmil, Stara Gwardia (trudno tu wspomnieć wszystkich) i chyba do tej grupy powinienem też zaliczyć i Łukasza vel Johna z KrK :)
Dzięki Wam otworzyły mi się możliwości i powstały zajebiste wspomnienia, których jak wiadomo nie kupisz :)
Wyjazd spontan petarda, nikogo nie znałem - no, od Łukasza kupiłem co prawda tylko rower i to po taniości, Zylka poznałem w knajpie jak pił piwo i jadł pizzę...curva udało się FEST i nie żałuje ani jednej złotówki na przepaloną wachę, co w przypadku moich pejsów nie zdarza się zbyt często :)
WIELKI ukłon dla Was Panowie za chęci, otwartość, spontaniczność, szczerość, samą jazdę i widoki....dla tych, którzy odkładają swoje marzenia mówię tylko, że nie warto tego robić, życie jest zbyt krótkie - spontany są najfajniejsze :)
Dziękuje za zaufanie, jeśli tylko nadarzy się kolejna okazja, to nie mam szans się zawahać - to był zajebisty wyjazd, do następnego razu, wchodzę w to w ciemno !!!!
Wasze zdrowie Panowie :)
127194
Ależ leracja piękna. Naprawdę miód!!!
Ależ leracja piękna. Naprawdę miód!!!Matjas , dziękuję. Strasznie to dużo czasu zajmuje. Jestem teraz na wakacjach, przypiekło mnie wczoraj, to dzisiaj postanowiłem skończyć. I tak się hamowałem, bo wiem takie czytanie opisów może nudzić. Dzisiaj od 12 do 17 to pisałem, a mógłbym pisać więcej bo co zdanie to sobie coś przypominałem:-). W sumie to co rok gdzieś jeżdżę albo nawet dwa razy i już nie raz się nastwialem na napisanie czegoś. Tu było tylko 5 dni z czego intensywne 3 i było co pisać. A co dopiero taki tydzień lub więcej.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Wasze zdrowie Panowie :)
127194
Ropuszku szykuj cycatą babcie albo rower , jesteśmy umówieni:-)
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Ropuszku szykuj cycatą babcie albo rower , jesteśmy umówieni:-)
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
3mam za słowo - jestem w blokach startowych jakby co w terminie 21 sierpnia do 1 września :)
Z pisaniem czegokolwiek jest tak ze ten co nie umie pisać spierdoli najlepszy temat.
Na przeciwległym biegunie mieszka ten co potrafi sklecić porywający opis z palenia peta w pociągu relacji Wrocław / Węgliniec.
Trzy dni, dwa tygodnie. Jeden xxuj - jak słowo płynie i zdjęcia są jak u Ciebie to czyta się :)
M
irekafrica
05.08.2023, 09:44
Piękna sprawa. Chłopaki Luk2asz,zylek,Ropuch i inni którzy byli,co wybralibyscie jadąc tam pierwszy raz. Jechać na Stella Alpina w lipcu i jak piszecie przeżyć super atmosferę ,czy zrobić to w kilku np.sierpień-wrzesień? Oczywiście chodzi o jak najwięcej jazdy -dwa tygodnie urlopu.
Piekna relacja, dzięki, że chcieliście się podzielić!
Jaki sens jest jechać tam na st1300? Sporo szutrów widzę więc odpada. Ale czy można zakosztować atmosfery zlotu itp?
Czy nie pchać ?
Piękna sprawa. Chłopaki Luk2asz,zylek,Ropuch i inni którzy byli,co wybralibyscie jadąc tam pierwszy raz. Jechać na Stella Alpina w lipcu i jak piszecie przeżyć super atmosferę ,czy zrobić to w kilku np.sierpień-wrzesień? Oczywiście chodzi o jak najwięcej jazdy -dwa tygodnie urlopu.Jedynym minusem w terminie zlotu, jest fakt, że może być tłoczno i trochę śniegu. Byłem kilka razy w sierpniu, pogodę miałem super i emocje również. Sam zlot to kwestia można powiedzieć wyzwania. Zawsze go traktowałem jako spontan. Największy w 2018 roku, w czwartek o 4 rano wyjechałem z Krk, na miejscu piątek i sobota. W niedzielę powrót na 22 godzinę. Jak zapytasz czy warto było, to tak . Dla mnie tak. Inny pomyśli, że idiota. Jak masz dwa tygodnie, to rób Alpy Francuskie, Piemont i Ligurie.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Piekna relacja, dzięki, że chcieliście się podzielić!
Jaki sens jest jechać tam na st1300? Sporo szutrów widzę więc odpada. Ale czy można zakosztować atmosfery zlotu itp?
Czy nie pchać ?Wojtek, na ścigaczach jechali w tym roku na samą przełęcz. Poprzednio na górze Harleya widziałem. Samo miejsce biwaku jest łatwo dostępne po szutrze więc atmosferę poczujesz, a dookoła i tak więcej asfaltów więc nudzić się nie będziesz.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Zapowiadają pogodę na przyszły tydzień. Już niby odpuściłem, ale jednak pakujemy się w przyszłym tygodniu na 5-6 dni w górach. Ma ktoś z wasz jakąś sprawdzona miejscówkę gdzie można zostawić auto i wózek na kilka dni?
Nie wiem gdzie konkretnie jedziesz ale jedną z opcji jest camping. Płacisz małą kwotę i zostawiasz zestaw. Raz co prawda we Francji nie chcieli busa nam na tydzień przyjąć, bo twierdzili, że miejsca nie mają. Jeśli będziesz w okolicy Bardonecchi, to możesz spróbować w Salbertland na kempingu Gran Bosco.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Dzięki za koncepcje kampingu. W ogóle o takiej opcji nie myslalem. Poszukam w Friuli lub Trentino. Do granicy francuskiej raczej nie dobijemy.
Ja zostawiam sobie ten watek na mega strzala na raz. Mega relacja Łukasz :bow:
Człowiek to jednak jest ograniczony i boi się ( czyli Ja ). Piękna relacja i zachęca to korzystania z życia… Może pojadę za rok… pewnie skończy się na planach.
Ale warto pocieszyć się Waszym szczęściem :beer2:
Super
:(:Thumbs_Down:
https://www.breakinglatest.news/business/bardonecchia-the-stream-overflows-mud-and-debris-5-missing-and-120-displaced/
kristoch
16.08.2023, 22:34
@luk2asz dzięki za inspirację. Wyskoczyliśmy z kolegą w pogoni za pogodą i zawiało nas na Colle del Sommeiller. Byłem dziś nawet 2 razy na gorze, bo zgubiłem część bagażu na zjeździe… 😄
Ale do rzeczy: obsuwa błotna miała miejsce przed Bardonecchia, z lewej stronę, jak się jedzie w kierunku Francji. Droga krajowa zamknięta i policja pilnuje z obu stron. Dojazd do Bardonecchia tylko autostradą. Dowożą wsi wodę i wywożą żwir.
Tragedia, ale okolica żyje. Kilka śladów…
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/d7c59bcd6a3886bb8bd666bd66e614b1.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/6c438bf56c2f8acea347387aee1bb794.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/78e68a96b6fad5ef0ff721c09bd301e9.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/04cc6be03808710b202eb7aeaeb646e9.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/61efef2c578157786dcb9f404c535e73.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/61f4592dcf5d15871ee069951a0fd991.jpg
kristoch
16.08.2023, 22:52
Post pod postem ale widoki z góry ładne.
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/42cd3029a00319e82b7e7780143d9781.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/3506c999c7009cff8acedfe5d089d35b.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/474a8c3a01849ba0a718387ae8935bad.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/f4145f85f5af01e8847fc01863f4b0e8.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/1156ada72fee7efcdd3bc0f7ba48942c.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230816/9ed311215ce70fc59321eec1afd69348.jpg
@luk2asz dzięki za inspiracje
Cała przyjemność po mojej stronie :-)
Widziałem kilka filmików, nie wyglądało to bezpiecznie. Kojarzę ten strumień, spałem z Zylkiem przy nim 2 lata temu.
W tym roku z Ropuchem jechalismy wzdłuż z Francji.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
No nie wygląda to zbyt ciekawie... góry są piękne ale pogoda jak widać płata figle, szkoda mi poszkodowanych tam ludzi, bo pewnie jakaś grupa straciła dorobek całego swojego życia :(
Kristoch, piękne zdjęcia ale pogodę to MY mieliśmy zdecydowanie lepszą :)
nie żebym się podlizywał :D ale ja wolę jak jest taka pogoda do zdjęć i do jazdy - robię się już nieuchronnie 'starszy' i objawem tego jednym 'z' jest brak tolerancji wysokich temperatur. zdjęciowo tez to wychodzi lepiej jak niebo nieco bardziej dramatyczne niż tylko błękit paryski i wsio :D no ale - nie zmienia to faktu, że jak byliście tam ekipą na Stella to pogoda była za milion.
Kristoch, jak się sprawuje ta kawiarka?
Kupiłęm kilka dni temu taką samą, ale wziąłem najmniejszą. Podwójne espresso 100ml. Jako minimalista, taką wybrałem, jak będzie potrzeba dwa razy się zaparzy. Do espresso z mojej Nivony jest jej daleko, ale kawa jest i tak dużo smaczniejsza niż zwykła zalewajka.
Africa Tigg
18.08.2023, 09:02
Kristoch napisz też kilka słów jak jeździło się Tuaregiem podczas tego wypadu, bo już sporo sprzętów przerobiłeś i masz dobry punkt odniesienia.
kristoch
19.08.2023, 07:57
Hehe. Kawiarka jest kolegi. Najzwyklejsza i ma sporo lat. Kawę robi super.
O Tuaregu napisze więcej jak wrócę - zaskakująco fajny sprzęt.
Widzę Krzysiek, że jednak się skusiłeś :). Gratuluję.
kristoch
20.08.2023, 19:51
Jeszcze się nie skusiłem - przy okazji testuję 2 w 1: Tuarega i nową formę nieposiadania motocykla czyli wypożyczenie. Ostatnio mam czas na moto na 1 tydzień w roku + może ze 2 weekendy. Ale Tuareg mi się bardzo spodobał…
PS napisz gdzieś jak CRF-a w Afryce dała radę?
PPS już nie zaśmiecam tu
zaczekaj
02.09.2023, 21:06
No to dziś rzutem na taśmę udało się zdobyć Monte Jafferau. Jutro Sommelier i Asietta.
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230902/2e63126a6a22d4af83afc5d2edafd327.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230902/892940f26241418f5422881c5e495536.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230902/84d7168894ba85e6c9b1a4899429d73a.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230902/91bceb7568102689fac38e9fcda87dcd.jpg
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
To minęliśmy się o długość troka do bagażu ;)
Wczoraj wieczorem srogo tam pizdzilo i o 20 była taka mgła ze nie widziałem końca motocykla /podjechałem tylko pod schronisko koło jeziora/ ale dzisiaj w Alpach pogoda była po prostu na medal. Jak widać.
Niestety na obecnym moto to szuter okazjonalnie mogę pokonać ale kilometry by nas zabiły.
zaczekaj
04.09.2023, 10:56
Colle del Sommeiller i Asietta przez Colle delle Finestre zaliczone. Dzięki chłopaki za relacje bo dzięki Wam się tu wybrałam :)
Raczej zachód nie był mi jakoś specjalnie po drodze.
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230904/746fb492ceaf626371e009af05d5e7d2.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230904/83131d0e17e500391278f52df37de12b.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230904/51121552c627f3308b7579b94c1f2d55.jpg
https://uploads.tapatalk-cdn.com/20230904/99f77fe9528a2c615ba099d07b606daf.jpg
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Jest jeszcze kilka fajnych dróg na południe w kierunku Lugurii , jak się tam wybierasz. I cała przyjemność po mojej stronie, nie taki zachód straszny :-)
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Ktoś już chyba pisał, ale w zeszłym tygodniu, Alberto -organizator , napisał mi GAME OVER. Wygląda, że ekolodzy zabili piękną tradycję . Mario się przewraca gdziekolwiek jest .
Ekolodzy to jedna z przyczyn. Wystarczy bez 'gdybania' przeczytać wyjaśnienia na stronie:
https://www.stellaalpinarally.com/
There are mainly three reasons:
- since the event is completely self-managed, there is no reference organizer for contacts with the PS;
- it is not possible to guarantee a level of safety and emergency response adequate for the number of participants and the environment in which the event takes place;
- the negative impact of such events on the Alpine ecosystem.
In essence, the police want an organizer responsible for safety, rescue, healthcare and registration of participants.
This would mean taking on considerable responsibilities as well as considerable organizational and insurance costs.
And, in any case, it would mean being liable, civilly and criminally, for whatever happens. It would mean imposing a participation fee, which Mario has always refused.
Pewnie , od 66 roku zeszłego wieku było ok , a teraz nagle się powody znalazły organizacyjne. Tak, a swistak siedzi i zawija sreberka.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Ja tam goowno wiem bo tam nigdy nie byłem, zacytowałem tylko to co z ciekawości przeczytałem na stronie.
Dla mnie to jest jasne, że dopóki impreza jest w miarę nieduża, to nikt się nie przypieprza i przymyka oko na niektóre rzeczy. Nawet Jurek Owsiak na początku działał według maksymy 'róbta co chceta', a potem już niekoniecznie.
Zawsze się można spiknąć w kilka osób i zrobić mini-Stella Alpina... nie będzie to samo, ale w pierwszych latach to też pewnie był bardzo lokalny zlot.
Pewnie , od 66 roku zeszłego wieku było ok , a teraz nagle się powody znalazły organizacyjne. Tak, a swistak siedzi i zawija sreberka.
Wysłane z mojego SM-S911B przy użyciu Tapatalka
Sporo fajnych regionalnych imprez przestało istnieć, kilkadziesiąt % zawodów enduro w regionie Lazio już nie ma z powodu zakazu wydawania pozwoleń. Czytałem że urząd miasta Bardonecchia obniży limity tygodniowe na wjazd, na drogi objęte restrykcjami. Urząd miasta Aosta nie wydał pozwolenia na zawody rowerowe. Wyobrażam sobie do jakich szkód i nie odwracalnych zniszczeń by doszło po przejeździe tych rowerów :dizzy:
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.