View Full Version : multumesc 2009
Kurwa, żyjecie? Dojechaliście cali?
felkowski
02.08.2009, 15:34
Nie bluźnij synu bo Ci bozia język upierdzieli... I co to za tytuł :mur: Masz szczęście że admin jeszcze tego nie widzi bo byś już plonka dostał. Można było jakoś ładniej ; 642 nowe sznyty na pancernikach....... Albo jak kto szuka spawacza w Rumuni....Wieczny zna już wszystkich. Albo; jak wnosiłem Afrykę na Cumtu bo jazdą tego nazywać nie będę :D
Żyjecie. Dobrze.
W drodze powrotnej nabawiłem się kolejnego pęknięcia stelaża :).
Cuntu a nie Cumtu ;). A Cuntu to już prawie Tarcu :D.
Jakoś słabo z fotkami. Spróbowałem odnaleźć jedną, która by charakteryzowała wyjazd.
Wyszła mi ta :D
http://tarcu.com/Preview/00479.jpg
Aleś Pan dowcipny, panie najniższa Afryka z obniżaną kanapą :).
Starczy już tego miziania się po jajkach :) Relację proszę :oldman:
Starczy to jest uwiąd :lol8:.
Cięta riposta nie odwróci mej uwagi od braku relacji ;)
Jakoś słabo z fotkami. Spróbowałem odnaleźć jedną, która by charakteryzowała wyjazd.
Wyszła mi ta :D
http://tarcu.com/Preview/00479.jpg (http://tarcu.com/Preview/00479.jpg)
bo pic to trzeba umic:D
felkowski
03.08.2009, 07:37
bo pic to trzeba umic:D
:Thumbs_Up:wieczny oszukiwał :D i na tyle mu się to zdało:haha2:
Spotkanie na drodze z lokalesami zakończyło się degustacją "ordzinal"po którym chłopaki udawali ursusa. Chyba chodzi o misia. Nasz kruszon nie znalazł u drwali uznania. Za to po kilku kolejkach drwalowego orginału musieliśmy salwować sie ucieczką, gdyz groziło to zapaścią jak po pawulonie. Jrdyne co z pogawędki zrozumiałem to ursus i drum bun czyli coś w stylu naszego szerokiej drogi
:Thumbs_Up:Jrdyne co z pogawędki zrozumiałem to ursus i drum bun czyli coś w stylu naszego szerokiej drogi
Wygląda na to, dawno dawno temu jeden bratni naród przekazywał innemu bratniemu narodowi ciągniki ursus w zamian za samochody dacia. I oba produkty wbiły się w pamięć bratnim narodom. :haha2:
Felkowski - RELACJA :drif::drif::drif:
No ale żadnej gumy nie złapaliśmy :).
felkowski
03.08.2009, 09:01
bo dentek łatek i sprejów mieliśmy dużo a nikt nie wzioł spawarki :p
Bombel daj choć się rozpakować i pranie nastawić, suche buty opcja niedostępna nawet za dopłatą. Smród doganiał nas jak zwalnialiśmy do 70. A jesli chodzi o ursus to nie ciągniki tylko lokalne piwo.
bo dentek łatek i sprejów mieliśmy dużo a nikt nie wzioł spawarki :p
Bombel daj choć się rozpakować i pranie nastawić, suche buty opcja niedostępna nawet za dopłatą. Smród doganiał nas jak zwalnialiśmy do 70
:hehehe: - kurde musze kiedys z wami pojechac :Thumbs_Up::drif:
Dla ciekawych nasza traska.
Do odpalenia w GoogleEarth, Mapsource, czy innym badziewiu do plików GPX.
http://tarcu.com/Inne/Rumunia2009_GPX.zip
consigliero
03.08.2009, 12:09
Witam do Resity wymyśliłem jechać jak wy przejechaliście. Pytanie brzmi czy jest to droga ładna widokowo?. Jadę samochodem z rodziną i psem w kierunku na Bułgarię , tak więc jeżeli macie jakiś opis to się pochwalcie.
PozdrawiaM
Witam
bo pic to trzeba umic:D
E tam. Cujka banacka wchodzi w człowieka jak woda w próchno. To jest chwila. Piękna...
Pozdr
rr
felkowski
04.08.2009, 21:13
ja tam bym to do kalendarza wystawił
a co to? padanie synchroniczne? Pewnie że do kalendarza :)
Hehe to mi się podoba, brak litości dla żelaza :)
ale ciamajdy :D
WRRRR ;)
Trochę trzeba było ubarwić, bo nuda była :)
Ciągle tylko spawanie, pompowanie, kontrola ciśnienia, oleju i odwodnienia. :haha2:
Ale wracając do wydarzeń... ;)
Przed
http://tarcu.com/Preview/00480.jpg
w trakcie.......
http://tarcu.com/Preview/00481.jpg
....po wstępnych naprawach
http://tarcu.com/Preview/00482.jpg
no i tu Felkowski jeździ turystycznie, jak kobieta, lekarz, niepaląca :)
http://tarcu.com/Preview/00483.jpg
Zajefajnie:D:Thumbs_Up:
Tak... tylko.... spytam... trzeźwieliście czasami ??:D
Ałaaa :D dawaj Grzechu wiecej !! :drif:
no już teraz wiem po co wam te boczne kufry były :haha2:
Mijamoto
04.08.2009, 23:12
Tak daleko od domu i taka swawola:confused: W dobrą stronę was poniosło:D. Pokażcie więcej:)
A tam swawola. Samo wyszło :).
wasilczuk
04.08.2009, 23:24
yeah
zaraz będą gołe baby ;)
Specjalna wersja kufra z odchylanym stelażem. Podobno łatwiej jest sprawdzać olej :)
http://tarcu.com/Preview/00484.jpg
Tu Felek testuje czy rama jest prosta
http://tarcu.com/Preview/00485.jpg
Pęd wiatru zrobił swoje
http://tarcu.com/Preview/00486.jpg
Łatwo nie było
http://tarcu.com/Preview/00487.jpg
Felek coś naprawia. Ale dosyć niechętnie ;)
http://tarcu.com/Preview/00488.jpg
http://tarcu.com/Preview/00489.jpg
Dobrze, że pasażerka została w domu
http://tarcu.com/Preview/00490.jpg
Hamulce już nie wentylowały
http://tarcu.com/Preview/00491.jpg
Jak to Felek mawiał, gdzieś na URADELE :)
http://tarcu.com/Preview/00492.jpg
Przyjechał drwal...
http://tarcu.com/Preview/00493.jpg
Potem następni...
http://tarcu.com/Preview/00494.jpg
Ugościli nas....
http://tarcu.com/Preview/00495.jpg
No i pojawił się kłopot ;)
http://tarcu.com/Preview/00496.jpg
no i tu Felkowski jeździ turystycznie, jak kobieta, lekarz, niepaląca :)
no no no! żebym ci nie pokazała jak jeździ turystycznie niepaląca kobieta, lekarz :haha2:
a foty bardzo fajne - psychoanalityk zobaczyłby w nich żywą ilustrację nieuświadomionej miłości do lekkich hard enduraków :p
Medycyna i lekarze nie mają antidotum na trole rumuńskie :D
.......psychoanalityk zobaczyłby w nich żywą ilustrację nieuświadomionej miłości do lekkich hard enduraków :p
Bo dziś to nie sztuka pojechać do Rumunów. Ba, nie sztuka nawet jeździć po terenach Enduromani. Największy SZACUN to pojechać AT, wszystko porozwalać, potopić, naprawić, zdobyć to co niemożliwe i wrócić ;)
Aaa, jeszcze się tydzień nie myć, słabo jeść, odwodnić się, no powiedzmy brakuje jeszcze noża w łydce i sukces pełna gęba :D
Resztę załatwi pan pikuś i mastercard :D
felkowski
05.08.2009, 06:39
Powoli to staje się u mnie regułą. Ktoś zadzwoni, coś mi nagada i potem mnie to męczy, jak kropla atol. Mało tego, decyzje na ostatnia chwilą też mi wchodzi już na stałe do programu. I tak we czwartek założyłem oponkę bo nóż widelec w piątek gdzieś pojadę. I stało się. W piątek po robocie jeszcze odrobiłem prace domowe. Kwadransik pakowania i kole 20 dzida w drogę. Jakoś dotarło do mnie, że Borunin organizuje jakąś imprę. A, że na szlaku i po drodze to się troszku wprosiłem. Jakoś po północy dotarłem do Przemyśla i pod eskortą zostałem doprowadzony na metę. Dzięki uprzejmości gospodarza ciepły kąt się znalazł a przyjęcie było iście królewskie. Rankiem okazało się, że mientcy jesteśmy jak kaczuszki. Deszcz sobie padał, myśmy gadali a czas sobie płyną. Ale na dwór jakoś nikt nie chciał wyjść.
6461
W trakcie tego gadania, kole południa zadzwonił Greg. Umówiliśmy się w Krośnie za godzinę. Zawinięci w kondoniki ruszyliśmy z Wojtkiem na Krosno. Reszta ekipy szturmowała szlaki Borunina. Mi tym razem się nie udało. Mam nadzieje, że jeszcze się kiedyś nadarzy okazja. Jakąś godzinę później przyjechał Greg i zaczeliśmy szukać kantoru. Nic z tego nie wyszło. W sobote wszystkie były pozamykane. Ruszyliśmy w stronę Dukli. Po drodze na stacji uzupełniliśmy paliwo, wymienilismy kasę i ruszyliśmy na Komańcze. Po drodze Greg jako pasjonat Gps oznajmił, że skręcamy w lewo bo tak mówi jego telewizor. I choć droga była tylko jedna, skręciliśmy w pole. Po skręcie wyjaśnił, że ze 300 metrów nawet możemy zaoszczędzić. A niech tam. Ruszamy po przygodę. Pierwsza niespodzianka to rzeczka. Trochę zmiekł, ale przeszedł. Chwile póżniej w trawie zagineła droga. Odnależliśmy coś co było świeżo rozepchniętym gliniastym podjazdem. Pierwszy przyjoł glebę po 10 metrach drugi 10 metrów przed końcem.
6453
Jeden jeden. Schodząc po tym szybko okazało się, że nawet ustać na dwóch nogach jest ciężko, a co dopiero jeździć obładowanym moturem. Dalej była już tylko łąka bez najmniejszych nawet śladów po jakichkolwiek kołach. Jadę w górę wzdłóż wąwozu. Po jakimś czasie udaje mi się znaleźć przez niego przejazd.
6454
Patrząc na kierunki świata i miejsce gdzie jest normalna droga, tak właśnie powinniśmy jechać. Co z tego gdy telewizor Grega pokazuje zupełnie co innego. Jedzie w zupełnie inną stronę. Po jakimś czasie ginie mi z oczu w trawie po szybę. Chwilę trwało zanim się odnaleźliśmy. Ruszamy podjazdem pod górkę. Odnalazły się ślady po jakiś kołach. Droga to zdecydowanie jeszcze nie jest. Greg daje buta i po chwili długim slajdem ląduje w horyzontalnej, gubiąc po drodze kufer. Nie dotarliśmy nawet do pierwszego noclegu a tu już zabawa na całego.
6455
Dźwignia zmiany biegów wygięta w znak zapytanią, jakby chciała pytać - dokąd? Okazuje sie, że Pancerniki mają takie ciekawe tulejki/bezpieczniki które w sytuacji krytycznej się urywają. Jest jeden a nawet dwa problemy. Nie mamy zapasowych tulejek, warto się na przyszłość w takie zaopatrzyć na wyjazdy. Zgineły nam dwa płaskowniki mocujące kufry do stelaża. Szukanie tego w trawie do pasa nie należy do najłatwiejszych. Rozkręcająć co się da zdobywamy śruby i nakrętki. Po dłuższych poszukiwaniach z nosem w trawie, zamiast wykrywacza metalu, odnajdujemy płaskowniki. Nieźle powyginane. Za pomocą zdobycznych śrub i trytytek mocujemy kufer. Telefonem zamawiamy po garści śrub podkładek i nakrętek. Napieramy dalej trawą. Greg z uporem maniaka ciągnie na swój brak drogi. Nawet zaczynam się zastanawiać czy nie ma racji. W oddali widac szpaler krzaków i drzew.
6456
Po dotarciu do niego okazuje się mało możliwy do pokonania. Zwiad wykazał, że za krzakami nie ma drogi tylko rzeczka. Jednostką pływającą to ja nie jestem. Co najwyżej nurkiem ;-). Wracamy na moje azymuty. Docieramy do jakiś zabudowań i żwirówki. Greg ma dość wrażeń no i GPS pokazuje mu na drogę. Ale tym razem ja daję do przodu. Coś tam trąbi, ale udaje, że nie słyszę. Niedługo droga zmienia się w bagienko. Pierwsza klasa. Jeszcze parę kałuż przejazd pod przepustem w nasypie kolejowym. Docieramy do kamienistej rzeczki i drogą na asfalt. Kilka kilometrów i jesteśmy w Łupkowie. Bez trudu odnajdujemy drogowskaz „koniec świata 1 godzina” Na czuja wybierając coraz to gorsze drogi przez kałuże, rzeczki i przejazdy po rurach udaje nam się dotrzeć do pierwszego noclegu. Miejsce klimaciarskie jakich w Bieszczadach wiele. Zresztą nazwa mówi sama za siebie „koniec świata”. Nie ma prądu i wody ale jest piec, kilka gitar ... i bieszczadzkie anioły. Greg nawet miał wzięcie, ale nie chciało mu się już jeździć moturem. Początkowo mieliśmy rozstawiać namioty, ale znaleźliśmy taki już postawiony. Greg dokonuje prezentacji taboru. Czego to On nie ma?
6458
Butli z gazem ma sześć. Tylko każda prawie pusta. Wyjaśnia mi szybko że wyjazd mial być po taniości więc nie kupował nowej.
6457
Miska, kawka i kruszon.
6459
Dzień kończymy przy dzwiękach gitary.
6460
[Przed północą. o dziwo bez masakrycznych ( nie błądził więcej niż godzinę) problemów dociera Wieczny z resztą ekipy. No dobra, na wjeździe walna elegancka figurkę.
dobry początek, strach myśleć, co będzie dalej, hehe
Więc są jednak pokręceni, dla których motocykl służy do dzikich uciech a nie np. chromowania szprych ;)
Odzyskałem wiarę w w forum i ludzi!
DZIDA panowie!
Miodzio :drif::drif::drif::at:
Miodzio, to oni cały czas chyba spożywali, a szczególnie rozsyłając esemesy na lewo i prawo, bez żadnej koordynacji:hehehe:
Wstęp godny gry wstępnej:drif:
I co, kuniec :)? Bo ja zdjęć nie robiłem, nie wypada się lansować cudzymi zdjęciami ;).
felkowski
06.08.2009, 14:40
Wiesz wakacje się skończyli, mam swoje obowiązki. To trochę czasu zajmuje, dlatego dzielę na części.
felkowski
06.08.2009, 20:21
Wieczór już prawie był zakończony. Chłopaki też mieli dość i szybko legliśmy w śpiworkach w naszym namiocie....na stole. Taka była imprezka, a co.
6518
Nad ranem budziłem się kilka razy. Chłodno było troszkę, żeby nie powiedzieć zimno. Niebo było zaciągnięte na dębowo i mimo, że do świtu było jeszcze trochę czasu nie wróżyło to zbyt dobrze. Rano po śniadanku rozpoczęliśmy pierwsze serwisy. Rychtowanie gregowego pancernika z ran dnia poprzedniego. Chłopaki robili kapitalki swoich sprzętów po wczorajszej trasie. Wieczny tankował olej. Po oporządzeniu sprzętów, czyli ciut przed południem, zwarci i gotowi udaliśmy się w kierunku granicy.
6522
6523
Trochę na oślep, trochę na węch. Początkowo wszystko wyglądało nieźle tyle, że zamiast na drodze ląduje w zagrodzie pełnej owiec. Zawracamy i dziwnym zrządzeniem losu docieramy jednak to naszego przeznaczenia. Dworzec kolejowy w Łupkowie z powodu swej okazałości godny co najmniej Włoszczowej (wszyscy wiedzą o co chodzi).
6519
Dalej już nawet gruntowej drogi nie ma. Wybieramy tory. W końcu to też droga. Docieramy do tunelu. Dla uspokojenia ducha metodą starych indian sprawdzamy godzinę przyjadu najbliższego pociągu. Jest dobrze. Chyba zdążymy.
6521
6520
Pamiątkowe zdjęcie i dzidaaaa. Po drugiej stronie czy już na wolnej Słowacji Wieczny stwierdza, że uwolnił mu się częściowo stelaż.
6524
Mocujemy go pałer tejpem i trytytkami. Jest tszoda. Jest piknie. Greg prowadzi szutrami, drogami przez stodoły nieczynnych pegieerów. Właściwie całą Słowację nic się nie dzieje. Absolutnie nic. Za to po w jechaniu na Węgry coś się zaczyna dziać. Kolega Wielkie nieścięście otwierając kufra stwierdza, iż zawartość wygląda jak puszka sardynek. Znaczy wszystko pływa w oleju który się wylał z butelki. Drużyna pracuje. Kadra się koncentruje.
6525
Ruszamy dalej. Cóż Węgry to raczej płasko i nudno. Greg prowadzi za swoim telewizorem. Docieramy do rzeki fajowo ale nie ma mostu. Rzeka nie wygląda na płytką. Nawet ja nie próbuję. Jedziemy dalej wałem powodziowym. Jest pięknie. Zbliża się pora obiadu. Wypatrzyliśmy fajne jeziorko, tyle , że ogrodzone. Okazuje się to być prywatnym łowiskiem wędkarskim. Rozkładamy się na stoliku nad wodą i rozpalamy pod kociołkami. Przychodzi właścicielka z Mężem. Mówi tylko wery littel po anielsku. Za to my po węgiersku nawet tyle nie potrafimy. Daje nam klucz do prysznica, za darmoszkę. Nieźle musiało od nas walić. Koniec końców pojedliśmy , wykąpaliśmy się, ruszamy dalej. Nawigator wyznacza dalszy kurs niezmiennie kierując się zasadą najkrótsza droga nie stroniąc od szutrowych ścieżek. Czasem oznacza to przelot drogą przez ogródki działkowe, a czasem trzydziesto kilometrową wycieczką przez las. Właśnie drzemy takim leśnym duktem. Kurzy się niemiłosiernie. Odstępy między nami kurz wydłuża coraz bardziej. W końcu orientuje się, że chłopaki za mną zaginęli. Czekam chwilę i nic. Zawracam i jadę z powrotem. Szymon z Wiecznym stoją i coś tam gadają. Okazuje się, że zgubiłem ręcznik. Wieczny stanoł aby go zabrać, ale nim opadł kurz miał już Szymonowego Biga zaparkowanego w pancernikach. Straty; Big ma wygryziony kawałek błotnika, na dziobie z pod czarnego matu wyłazi racingowy orange. Zawracam przez pobocze. Niestety pokonując rów zabrakło mi nogi do podparcia przy zatrzymaniu. I jak w na zwolnionym filmie razem z motorem kładę się w gęstej trawie rowu. Wszyscy ryczymy ze śmiechu. Podchodzi Wieczny podając rękę do wstanie. Ja cały czas ryczę ze śmiechu. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to aparat. Zdjęcia rób.
6526
Drzemy dalej. Docieramy do Rumuni. Na granicy tylko paszporty obmien walut i wio. Wpadamy na stację benzynową. Częstotliwość tankowań wyznacza 04 Wiecznego. Ja bym walnął jeszcze ze 150 gdy On już tankuje. Jakoś nie lubię tego robić zbyt często i wolę od deski do deski.
6527
Powoli robi się ciemno. Właściwie to plan był taki aby dotrzeć do Resity. Do celu mamy jeszcze stówke z okładem. Ale w końcu zjechaliśmy w krzaki rozstawić obóz. Pociagąłem tymi krzakami na zwiad. No i znalazłem piekną miejscówkę Kilka drzew opodal lasek, Z drewnem na ognisko nie było problemu. Umówiliśmy się, że jak nie wrócę reszta jedzie moim śladem. Coś długo ich nie ma. W końcu nadciągają – jeźćcy burzy. Kufer Wiecznego odstaje jakiś 45 stopni. I to od razu w dwóch płaszczyznach. Oj nie jest lekko być Hutyszem – cokolwiek to znaczy.
6528
Rozstawiamy obóz, rozpalamy ognisko, jedzenie, kruszon. Robi się błogo. Niebo gwiaździste jak w bajkach. Świerszcze graja aż miło. Kruszon idzie w nogi. Jeszcze smakujemy lokalnego specjału marki Unirea. Miły. W oddali widzimy ognisko, ale nikomu się nie chce ruszyć schabów. Pewnie to był Wolly z Młodym. Zasypiamy pod gwiazdami.
Felek jak zwykle trzymasz poziom relacji - jeszcze trochę a wieszczem forumowym zostaniesz :D - tak dalej czekam z niecierpliwością :Thumbs_Up:
Marcin SF
07.08.2009, 10:11
ojojo fajna relacja, fajny wpypad, na pewno zgodny z trzoda dzida ... szczegółów co do najepki na razie autor poskąpił więc nie dodaje ;)
popłakałem się. Zwykla parkingowa gleba ale opisana z takim urokiem:)
Co to za stelaż jest Jezus Maria?
Pancernik pozbawiony jednego z w sumie czterech punktów mocowania. Zawsze wytrzymywał. No ale przyszedł czas, że puścił. Pozostały tylko mocowania tylne, bo przednie mocowanie jest jedno, do podnóżka pasażera. Jechałem wyschniętą, glinianą koleiną. Położyłem się na prawo przy prędkości marszowej, kufer się oparł o bandę koleiny. Motocykl zatoczył pół obrotu i stanął oparty na kufrze. Jak podnieśliśmy była kupa śmiechu. Ogólnie przez pierwsze dni była kupa śmiechu :).
z przodu powinien byc "zastrzał" - wyslij ten stelaż Bonjurowi niech pooglada, moze coś poprawi. Fajnie by było, bo kufry fajne robi.
Ronin ma nowy model pancernikowych stelaży. Ronin cyknij fotę wrzuć.
felkowski
07.08.2009, 12:05
ojojo fajna relacja, fajny wpypad, na pewno zgodny z trzoda dzida ... szczegółów co do najepki na razie autor poskąpił więc nie dodaje ;)
Niestety szczegóły co do trzeciej furii zostały zakwestionowane i ocenzurowane przez Narodowy Fundusz Do Spraw Walki Z Alkocholizmem. W związku z tym wspominamy jeno symbolicznie o 'kruszonie' i lokajnej Unirea. Ale cierpliwości jeszcze nie kończę. Choć mi już w domu podnoszą postulaty, że nieurzyteczny jestem. Najpierw mnie nie było ciałem a teraz siedzę przy szklanej kuli nieobecny mentalnie. Może który mi się żoną zaopiekuje to bym, coś jeszcze napisał :D.
Marcin SF
07.08.2009, 12:13
blisko jestem więc mógłbym podskoczyć, ale mnie moja raczej nie puści, bo wtedy ktoś by się musiał zająć nią na co z kolei ja zgody nie daje :)
wiem że marne to wytłumaczenie, ale cóż jak innego nie mam to dobre i takie ;)
Ronin ma nowy model pancernikowych stelaży. Ronin cyknij fotę wrzuć.
proszę bardzo, będzie fotka wieczorem:)albo jutro;)
Felek - już Ty wiesz, co;) jak zawsze świetnie się czyta, a widać, że zabawa była przednia! :at::at::blues::zdrufko:
felkowski
07.08.2009, 12:21
blisko jestem więc mógłbym podskoczyć, ale mnie moja raczej nie puści, bo wtedy ktoś by się musiał zająć nią na co z kolei ja zgody nie daje :)
wiem że marne to wytłumaczenie, ale cóż jak innego nie mam to dobre i takie ;)
A nie ruszacie orać pola do Patiomkina ?
Marcin SF
07.08.2009, 12:33
a to dzisiaj :O łikendy mi się pomieniały kurczaczek to ja zaraz do lubej smaruje maila i postaramy się pojawić.
no ale koniec offtopa w tym temacie :)
Dawać mi tu relacji ciąg dalszy :D
proszę bardzo, będzie fotka wieczorem:)albo jutro;)
Felek - już Ty wiesz, co;) jak zawsze świetnie się czyta, a widać, że zabawa była przednia! :at::at::blues::zdrufko:
eee jak poprawione to sie nie trudzcie.
Ciekawe jakie stelaże ma Ola i Jurek ;)
Jak któryś z was zbliży się do mojej niuni, na mniej niż 10metrów...to będzie w ryja...kilerzy królów, wy jedni:mur:
felkowski
10.08.2009, 19:55
Po wieczornych gwiezdnych spektaklach, rano słońce wyciąga nas ze śpiworów i namiotów. Szybka ocena sytuacji. Wszyscy docinają Wiecznemu, że specjalnie wygiął stelaż bo łatwiej mu nalewać olej z kanistra.
6646
Okazuje się, że chordy dzikich mrówek wsuwają naszą krakowską, pozostawiona na łące wieczorem. Niedługo okazuje się że mrówki nie są jedyną zwierzyną. Dookoła słyszymy dzwonki.
6650
Chwilę potem okazuje się, że wokół nas są setki krów. Rozstawiliśmy się na pastwisku. Z resztek wody robimy kawkę.
6645
Wieczny płacze, że jest odwodniony. Pakujemy się i ruszamy. Docieramy do jakiegoś wiejskiego sklepu. Uzupełniamy płyny ustrojowe. Wieczny przestaje płakać. Greg brata się z lokalesami.
6651
Ustalamy, że jest potrzebny nam „Kondukta”. Cokolwiek to znaczy, jest w najbliższym miasteczku. No dobra, na nasze standardy to większa wieś. Telewizory Grega nie nawigowały w kierunku wspominanego słowa. Trochę błądzimy. W końcu wjeżdżamy na podwórze z szyldem Auto Spalatorie. Zastanawiam się czy aby nie chodzi tu o zakład utylizacji. Na migi dogadujemy się co i jak nam potrzeba. Fachowiec w firmowy mundurku zabiera się do roboty.
6652
Część rusza na mijany targ po zaopatrzenie. Jeden koleszka wpada na pomysł zakupienia zasilacza do HP. Niezły pomysł. Na wiejskim targu, sukces murowany. Przy okazji rozglądamy się po wyposażeniu zakładu. Z konserw robią łaty w podłodze wiekowej daci ze sportowym siedzeniem z kołka drewna.
Choć spawy wyglądają jakby były dziełem dżdżownicy a nie ultranowoczesnej techniki spawania w osłonie CO2. Jednak jak się ma jeszcze okazać to łączenie mamy już z głowy. Po zakończeniu prac szefu nawet nie chce gadać o żadnej zapłacie. Jedynie Drum bun i wyjeżdżamy. Przy okazji zwracamy uwagę na to, że nawet furmanki mają swoje numery rejestracyjne. Jedziemy trochę asfaltem docierając w jakieś góry. Skręcamy na boczne zaczyna się kurzyć niemiłosiernie. Karawana się wydłuża. Tracę poprzednika z widoku. Tylko kurz wyznacza kierunek w którym jadą. Mało nie poszedłem na czołówkę z pędzącym pikapem z przeciwka. Udało się choć widoczność była zerowa. Za to na rozwidleniu jest zonk. Kurz unosi się nad obiema drogami. Wypatruje i widzę podnoszące się gęste tumany nad lewą. Jadę w lewo niedługo doganiam ciężórawkę. Wyprzedzić ją to jak zostać kamikadze. Zostaje kamikadze. Znowu kawałek asfaltu. Doganiam chłopaków. Zatrzymujemy się na jakieś tamie. Jesteśmy już w górach widoki zajfajne. Po krótkiej przerwie na wypłukanie piachu z zębów ruszamy dalej. Droga znowu z koszmarnie pylącego szutru. Jakby mało tego było co chwilę liczę ciosy kamulcem w osłonę. Aluminiowa osłona wydaje niezwykle głośne jęki przy każdym takim ciosie. Niestety nie do uniknięcia. Przestaje liczyć ciosy. Wyjeżdżamy coraz wyżej skończyły się kamienie i kurz. Zaczeło się zaschnięte błoto. Las daje miły półmrok i chłód. Na jednym z zakrętów koziołka fika wieczny. To już zaczyna być nudne.
6653
Głęboka koleina nie daje szans na wygrzebanie się z pod motura. Dźwigamy z Szymonem Chabetę. Doganiamy resztę. Część rusza, część zaczyna remonty. Ja pierdziu co ja tutaj robię. To ja miałem kompleks absolutnego nieprzygotowania, ale Ci goście już przeginają. Co postój wyciągają narzędzia i coś tam dłubią. Taki los. W końcu ruszamy. Droga lasem w półmroku jest super. Wyjeżdzamy na jakąś polanę. Znowu kamienie i kurz. Nasi reporterzy montują stanowisko. My robimy za statystów czy modelki. Reżyser nakreśla wizję planu i scenografii. Adaś pruje pierwszy. Ja z Wiecznym mamy być drugim planem. W pewnym momencie dochodzi do załamania akcji , lub do punktu zwrotnego. My z góry widzimy że tuman przestał się przesuwać. Od strony operatorów widok był znacznie atrakcyjniejszy.
6647
6648
Znowu mamy porwane steleże, znowu szukamy Kondukta i znowu mamy 100 kilometrów do Resity. Przerwa na planie. Obiad.
6654
Widoki zarąbise. Kończymy butlę. Greg ma już tylko pięć. Kurczaczek palce lizać. Dzięki Lucek. Żurek też wkustny. Motamy strzępy XLki. Kufer mocuje na pasek od spodni do swojego siedzenia i ruszamy szukać spawaczesku. Zdjeżdżamy do wioski. Od razu mamy spawacza. Tym razem w wulkanizatorni.
6649
Spawaczesku robi swoje my idziemy w miasto. Po powrocie Adaś smęci, że ma krzywą ramę i w ogóle jest źle. To że ma krzywy tył to widać było jeszcze przed wyjazdem. Błotnik lampa i kufry wszystko było w innych przestrzeniach. Każde w swojej. A w dodatku absolutny brak symetrii. Nawet koło było jakoś tak bardziej. Dla potwierdzenia znajdujemy miejsca gdzie jest krzywo. Tylko, że jest to zadupek a nie mocowanie wahacza jak twierdzi właściciel. Test drive na sprawdzenie osiowości. Zostałem o zgrozo wytypowany na pilota oblatywacza. Czemu ja się na to zgodziłem? Motor na wpół rozebrany siedzenie tylko położone. Próbuje ruszyć, a tu coś się konia dusi a sprzęgło nie puszcza. Odkręciłem bardziej, sprzęgło skleiło na 1 mm przed końcem, kobyłka ruszyła z kopyta, i od razu na gumę. Jakieś ewolucje pomiędzy wrakiem daci a traktorem. Po dwóch metrach leżymy oboje. Werdykt rzeczoznawcy : da się jechać. Tylko tyłek trza troszku podprostować. W ramach opłaty za spawanie wytargowaliśmy rurę od znaku drogowego do naciągania zadupka. Rozdzielamy się na dwie grupy. Sprawni jadą do Resity w poszukiwaniu miejsca na nocleg, a sprawni inaczej skręcają kasztankę a potem jadą za nami asfaltem. W stronę Resity ruszamy na skróty, borem lasem. Znowu są widokowe górki. Pośród łąk ginie nam właściwa droga. Próbujemy improwizować. Jest fajnie. Namierzam się na podjazd. Już w trakcie okazuje się, że przeceniłem swoje możliwości i zaczynam zmieniać na taktykę. Z ukosem do trawersu. To przynosi efekty. Niestety do czasu. Nagle na mej drodze gwałtownie i podstępnie wyrasta drzewo. Prawie bym przeszedł. Gdyby nie ......podnóżki. Kurde właściwie to poco one są? Jednym wbijam się w skarpę. Drugi klinuje się na drzewie. A było już prawie, prawie. Jeszcze jakiś rozpaczliwe próby, ale nic z tego.
6655
Przybywają chłopaki z odsieczą. Pasterz patrząc z dołu daje wyrazy sympatii. Jedyne co zrozumieliśmy z jego wypowiedzi to „hard kor”.
6656
Greg wyczytuje ze swego telewizora, że droga to wiedzie, ale sąsiednim wzgórzem. Wyciągamy habetę i hola na protiwpałożną. Tam nie ma takich krzoli i żadnych zdradzieckich drzew. W każdym razie nie na mojej drodze. Drogi też nie ma, ale jakby co mamy na to sposób. Ślinię palec wyciągam na słońce i właściwie nic się nie dzieje. Może dlatego że pośliniłem rękawiczkę. Robię teatralną minę i cytuje słowa wieszcza. Jedźmy na wschód tam musi być cywilizacja. Walimy grzbietem na szagę. Jest bosko. Trawa po pas. Słońce prosto w nos, a może wręcz odwrotnie. Od czasu do czasu tracę równowagę najeżdżając na jakiś ukryty w trawie kopiec albo badyl. Bezpieczna prędkość pozwala jednak na utrzymanie pionu. Greg coś tam wymachuje na wprost. Pewnie znowu znaleźliśmy jakąś drogę. Kurde, ten jego telewizor ma zapisane na swoich mapach chyba ślady po przejeździe jakiegoś dzipa. Choć mógłbym się założyć, że to co wyczyniają lokalesi swoimi daciami w wersji pikuś mogło by się nadać na niejeden rajd terenówek. Pozostaje nam tylko zjechać ze wzgórza, tylko czemu tą najostrzejszą ścianą. Żeby tylko nie walnąć figury przez kierownicę. Greg pokazuje, że dobrze jedziemy. Odkąd wiem, że to jest droga czuje się wyraźnie spokojniej. Swoją drogą to ten jego telewizor ma niezłą wyobraźnie. Ja tej drogi ni kuta nie widzę. Zjeżdżamy w dolinkę. Jest ładnie. Widać nawet ślady rzeczki. Jest miło i miło. Tylko trawa wciąż wysoka. W końcu znajdujemy jakieś ślady. Jedziemy nimi do lasu. W lesie na rozstajach zatrzymujemy się na chwilę. Dopada mnie eskadra komarów. Zsiadając z motura oganiam się od nich zamaszyście. Ma to przykre konsekwencje. Szybuje z podnóżków, lądując plecami na kamieniach pół metra po niżej motura w wyrwie po rzeczce. Ale jak śpiewa towarzyszka Doda "I nie martw się nie jest tak źle...." W końcu mogłem tam wylądować z moturem. Od razu mi lepiej. Ale chyba nie było mi za bardzo do śmiechu bo nie wyjmnołem nawet aparata. Jedziemy dalej. Wyjeżdżamy z lasu. Zanurzamy się w stado owiec. Które rozbiegając się tworzą jakby drogę. Niestety za owcami dopadają nas burki. Ale nie takie z serem czy dżemem. Wyglądały na takie z miejscem na mięsne nadzienie. Ujadały niemiłosiernie. Jedyne wyjście to dzida aby nie zostać tym nadzieniem burka. Na szczęście po tej stronie lasu trawa było niewysoka, tylko ziemia nierówna. W tej konkurencji byliśmy pierwsi przy bramie. Na szczęście była otwarta. Docieramy do jakieś wioski. Jest sklepo-bar. Miejscowi patrzą na nas z politowaniem. Jak bydło, pijemy wodę. Dzikim szutrem docieramy do asfaltu, a nim do Resity. Telefonicznie ustalamy pozycje drugiej wycieczki. Wygląda, że to nie oni na nas, tylko my na nich czekamy. Ponieważ robi się późno ustalamy, że szukamy miejsca na biwak. Oni nas odnajdą. Zaocznie ustalamy miejsce na mapie. Jedziemy coraz to bardziej dziurawą drogą, ale za to coraz wyżej. Jest również coraz ciemniej, coraz trudniej wypatrzyć dziury i żwir na drodze. Po ciemaku widzimy poniżej drogi ogniska i namioty. Szybka decyzja. Tu. Rozstawiamy namioty. Zaczynamy plądrować okoliczne krzaki w poszukiwaniu opału. Efekty są gorzej niż słabe. Przychodzą do nas Rumuni. Coś mówią i pokazują rękami jakby chcieli powiedzieć, że to nie tak. Znikają, a my nadal nie mamy towaru. Po kilku chwilach wracają, ze spalinówką. Parę chwil i mamy stertę towaru. No kurde nieprzygotowani jesteśmy. Co wy do licha w tych pancernikach wozicie? W oddali słyszymy singielka. Jadzie reszta wycieczki. Zatrzymują się na chwilę nad obozowiskiem. Wymachujemy latarkami. Zapinają jedyne i winą. Wieczny daje wióra za nimi. Ale ich nie znajduje. Za to spotyka jakiś Czechów na dzidągach. Ale to nie nasi. Wraca. telefonicznie ustalamy że mają jeszcze z 70 kilosów. Kurde tyle to wy wszystkiego zrobiliśmy od spawaczesku. Oni jadą skrótem. Docierają przed północą. Gwiazdy i kruszon rozleniwiają na maxa.
Feluś, jakbyś pierwszej nocy nie zasnął przed namiotem chrapiąc nam godzinami przy biesiadzie to byś nad ranem też był odwodniony :).
Fajna wycieczka nie ma co..............toż to jak destruction derby!!!!!!
Zrozum, 80% zdjęć to gleby, bo jak się jechało nikt nie myślał o wyciąganiu aparatu. Tak na prawdę lekko zakurzyliśmy Afryki. Większość robiliśmy po asfalcie. Dolewki oleju to też mistyfikacja.
Sprzedam Afrykę :D.
Zrozum, 80% zdjęć to gleby, bo jak się jechało nikt nie myślał o wyciąganiu aparatu. Tak na prawdę lekko zakurzyliśmy Afryki. Większość robiliśmy po asfalcie. Dolewki oleju to też mistyfikacja.
Sprzedam Afrykę :D.
Nie jezdzona off-roadowo, wlasciciel starszy pan, emerytowany lekarz, nie palacy...............
i to nie parwda ze cyferki sa nierowno tylko jak sie licznik kreci..........:vis::haha2:
cyferki na blacie się nie równo wybiły na wybojach :)
felkowski
11.08.2009, 08:01
Fajna wycieczka nie ma co..............toż to jak destruction derby!!!!!!
Ja tam jeszcze nic nie zepsułem. Pancerniki w pełni zasłużyły na swoją nazwę. Zgięty stelaż to efekt tego że już wcześniej był pęknięty. Gdyby nie to, pewnie skończyłoby się na oraniu gleby. Xlka to oddzielna historia. Mam wrażenie że była już nieźle sponiewierana zanim ruszyła w tę trasę.
felkowski
13.08.2009, 00:10
Budzimy się jak zwykle z pierwszymi promieniami słońca.
6679
Śniadanko, toaleta z prysznicem w strumieniu, a co. No może ciepły to on nie był. Szybkie remonty i pakowanie. Na prostowanie ramy XLki nie starczyło czasu. Już koło południa ruszamy w drogę. Rukowaditiel Greg nadaje coś o górze trzech krzyży. Procesing, procesing... Czyżbyśmy byli niedaleko Kazimierza ? Droga na górę szybko okazuje się zdradziecka. Głębokie rynny po deszczówce, a w dodatku zryte kostką. Widać, że nasze panie domu tu były. Zaciskam zęby na co większych kamulcach i prę do góry. Wielkość kamieni określam wyłącznie do widzianych na drodze do tamtej pory. Następny dzień miał zmienić punkt odniesienia. Z góry walą trzy dzidągi. Już już za chwileczkę, już za momencik widać koniec wąwozowej drogi i wyjście na łączkę. Chwilowa dekoncentracja. I gdyby nie torba na zbiorniku......walnąłbym własną torbą w kierownicę. To musiałoby boleć. Co mnie podkusiło na ten lans na stojaka ? Zabrakło mi jakieś 4 metry. Słownie cztery. Zaryłem osłoną w koleinie i stanąłem w miejscu. Ani w górę ani w dół. Chłopaki stoją jakieś dwa zakręty w dół. Kombinuje, ale nic mi nie wychodzi. Jedyne wyjście to położyć i wywlec za włosy na łączkę. Już wiem po co w czoperach są frędzle. Zasapałem i zapociłem się niemiłosiernie. W dole chłopaki kombinują jakiś wcześniejszy wyjazd boczkiem. Padają jak muchy jeden po drugim. Greg jak prawdziwy gieroj sowieckiego sajuza po plecach jeszcze ciepłych kamratów wyrywa się z okopu. I z okrzykiem Za rodinu...pruje na szczyt. U mnie wszystko na dobrej drodze. Kobyłka wyjęta z okopu leży w rumiankach. Tyle, że kółkami pod górę. Pozostaje jeszcze posapać i obrócić o 180 stopni.
6680
Greg z miną pierwszego zdobywcy puszy się pod krzyżami. Chwile póżniej dobija jakiś Hans na Husce. Hans z pogardą wskazuje palcem na Gregowe pancerniki i coś tam gada. Jedyne co zrozumiałem z jego monologu to słowo enduromania w tonie pytającym. Zaciągnął dwa gule z kamel baga i już widzimy tylko plecy oddalającego się Hansa. Z za góry dobiegają dźwięki singli. No to pewnie już się wczołgują kompani wiecznego. Okazuje się, że to dwie pomarańcze. Ale też szybka wymiana zdań i gnają dalej. Co oni się tak spieszą? Docierają nasi. Ze spokojem wyciągają aparaty i cykają foty.
6681
Następnie z dystynkcją fachmana za 200 eur za godzinę rozkładają narzędzia i zaczynają przeglądy. Tym niemieckim gangsterom najwyraźniej brak luzu...Nasi wiadomo....spoko, loko luz i sponton. Z tego luzu postanawiamy z Gregiem odwiedzić sąsiednią wyższą górkę. Widoki w piteczkę. Tyle, że Greg się zgubił. Choć on twierdził zupełnie odwrotnie. Niestety naszym nieodpowiedzialnym samowolnym oddaleniem psujemy humory kolegom. Gaśnie spokój i luz obsługi OT1. Gdy wracam chłopaki walczą z podjazdem który nie wyglądał aż tak źle.
6687
6688
6689
Diagnoza za mało gazu. Chłopaki z konsekwencją ataku szczytowego na K2 zdobywają cenne metry wysokości. Widzę w rynnie jakieś wystające bolce. Sprzedałem im kopa. Dobrze jest mieć buty enduro. W trampkach pozbyłbym się palcy. Wyciągam z ziemi podkowę. Nie wiem czemu mnie pytali czy z drugiej strony był koń? Kawał jakiś czy co ? Chłopaki walczą, ja jadę szukać Grega. Drużyna się rozpada jedni wkurwieni jatką, drudzy wręcz przeciwnie. Co ciekawe najgorzej idzie tym na singlach. Łykamy jakiś podjazd podskokami jakbyśmy po schodach jechali. Dalej mamy już drogę. Nawet Dacia jedzie. Tyle że ja Poldkiem nawet bym nie próbował. Taki lajf dla nich to normalka. Później lasem w dół. Dojeżdżamy do jakieś Szerszej drogi. Tyle, że płynie nią strumień i są niezłe kamulce. Z przeciwka jedzie ciężurawka po drzewo ...bez kierowcy i kierownicy, ale jedzie. Po kilkudziesięciu kilometrach dojeżdżamy do wsi. na polance stoi kupa moturów. Same dzidągi. Kurde ale tego tu jest. Holendrzy i Niemcy. Mają jedną pomarańcze na sznurku. Wieczny nawet nie patrząc wyrokuje ..uszczelka. Kilka słów kilka braterskich uścisków (jak pod resztką bramy brandenburskiej) I jedziemy w swoja stronę. Greg prowadzi. Drogę przecina nam rzeczka. Ale co tam taka rzeczka. Z okrzykiem Banzai na ustach rzucamy się w odmęty. Szybko okazuje się że jest kur....sko ślisko. Niewidoczne pod wodą kamulce są większe od radia szarotka. Prąd jest dość znaczny. A każdy podskok na kamieniach skutkuje zmianą kursu.
6690
Generalnie obranie i utrzymanie kursu jest równie prawdopodobne jak historie Tolkiena. W końcu trafiam na kamulca wielkości telewizora Rubin. Ni z toąd ni z ową zmieniam kurs o 90 stopni i ląduje na boku.
6682
Pierwsze o czym pomyślałem po wynurzeniu się na powierzchnię. O ja gupia pipa przeca mam hermetyczna torebkie na kumurę cobym następnej nie utopił. Mam a jakże tylko w kufrze, a komura w kieszeni,,,i aparat. Stawiam chabetę na nogi ..o dziwo odpala bez trudu. No rzesz ty dopiero teraz przeczytałem w kontrakcie wycieczki słowa drobnym druczkiem. Opcja suche buty niedostępna nawet za dopłatą.
6684
Big ląduje w wodzie dwa razy. Za drugim umiera. Greg skurczybyk w asyscie idzie nadspodziewanie lekko. Dociera na drugi brzeg. Gdybym powiedział że suchą stopą byłoby to dość grubymi nićmi szyte nadużycie. Wieczny maltretuje się jak mięso w maszynce.
6683
Przestajemy liczyć ile to już razy leżał. Fantastyczny program. Dwieście metrów niżej jest most. Niestety Biga musimy wynieść. Trzy godziny później. Obrazki z wycieczki; stoją cztery motory. Piąty rozebrany w atomy.
6686
Wokół suszą się hałdy maneli.. Sprawdzamy wszystko; filtry, świece, spuszczamy paliwo, mało nie rozebraliśmy gaźników. Big jak nie miał życia tak go niema. W ramach wspomagania zapłonu wywaliliśmy już cały amerykański dezodorant Wiecznego w gaźnik.
6685
Greg miał francuski nie chciał dać. A Big skurwiel ani gdaknie. Jeszcze chwila i bateria wyzionie ducha. Jest dobrze nadchodzi wieczór a my mamy pokonane 40 kilosków. Wprawdzie bunkrów nie widać ale i tak jest zajebiście. Choć nie wszyscy tak uważają. W końcu do biga dochodzi mistrz dotyka ręka i goi rany. Wiara czyni cuda. Dotyka i uzdrawia. Serce znowu bije. Pytacie jak to się stało gdzie przyczyna ? Obejrzycie sobie czterech pancernych. Początkowe odcinki. Młodszym czytelnikom wyjaśniam: To taki kultowy peerelowski serial. Zostawiamy chłopaków na pożarcie wilków. Umawiamy się na następny dzień. I dajemy się w długą we trzech. Cel; Tarcu czy jak miejscowi mawiają Carku. Jest jeden problem to jest jakieś 2200 mnpm. My jesteśmy na 200. Zarówno kierunek a już tym bardziej droga jest takim lekkim niedomówieniem. W lokalnym Gieesie ( nie chodzi tu o motur tylko sklep to też dla młodszych) zasięgamy języka. Walim na skróty przez łąki i sady. Tylko jak się okazuje nie za bardzo we właściwym kierunku. W końcu lądujemy w takich bagienkach, że chłopaki wiszą na kufrach. Ale jest pięknie. Nie ma co. W okół nie padało od miesięcy a my zawsze jakieś bagno znajdziemy. Mam wrażenie, że słyszę jakiś silnik więc pruję przez bagno na otro. Niczym zając zatrzymuje się nadstawiam uszu. Singiel ? może nasi. Dzida. Singiel to nie był raczej dwururka za to mocny i duzy ...traktor. Wytężam wszystkie swoje zdolności lingwistyczne. Jak tu spytać rumuńskiego górala: gdzie ja jestem? Jak z tond dojechać na to Tarcu. Gość zmierzył mnie wzrokiem i pyta. Carku ? Mało do nóg mu się nie rzuciłem. Mistrzu prowadź. Chaga łaga trum bum bum i pokazuje ręką na wprost a potem macha poprzecznie. Do nóżek padam waszej miłości, tyś zbawcą naszym. Jestem w niebie. jeszcze tylko żeby chłopaki przez bagienko się przedarli. Po jakimś czasie nadciągają. Drzemy na otro. Docieramy do jakieś lepszej drogi. Zaczynamy już zapinać trzy po jakiś czasie nawet cztery. Wreszcie się pojawiły to obiecane szybkie szutry. Nic pięknego nie trwa wiecznie. Droga się zawęża i jest ostrzej w górę. O czwórce dawno zapomnieliśmy a i trójka gosci z rzadka. Na kamiennym ostrym podjeździe jedynka nie daje rady. Greg mało nie poleciał dwadzieścia metrów w dół urwiskiem. Telewizor mówi, że mamy nie dalej niż 100 metrów do szczytu Iłowa. Za nim da się jechać dalej na Tarcu. Po ześlizgu z drogi Grega nie próbujemy dalej. Wracamy w dół. Znajdujemy inna drogę. Patrząc na azymuty: są szanse na powodzenie. Docieramy do jakiegoś zerwanego mostu. Brodem poniżej daje radę. Droga w lesie wije się serpentynami. Na krawędziach z rzadka pojawiają się szczątki po słupkach. Wygląda dobrze i rokuje na sukces. Jest coraz ciężej. W końcu spotykamy drwali. No no no no chance. Coś nam tłumaczyli o jakiś mostku za którym w prawo. Wracamy. Jedyny mostek to ten zerwany. Wieczny mało się z niego nie zwalił do rzeczki. Wracamy do czwórkowych szutrów. Mostków mijamy z pięć. Wieczny trafia kamulca wielkości telewizora. Tylne koło unosi się na wysokość jednego metra nad drogę. Na szczęście prędkość była spora. Na pewno na tę okoliczność Inż wieczny ma jakąś estymacje momentów żyroskopowych albo coś równie naukowego. Dość, że ląduje na koła i to głową do góry. Dopadamy do wielkiego drzewa z tabliczką, znakiem szlaku i napisem: Cumtu 6 godzin. Greg potwierdza, że to po drodze. Dobra nasza jak pieszo 6 godzin ty będziemy za godzinę. Nocleg na przełęczy. Pierwsze 400 metrów bajeczka. Potem zaczynają się serpentyny. W leje wypłukane przez wodę nie chowa się już koło a prawie cała afryka. Chwilami brakuje jedynki. Na nawrotach serpentyn strzelam ze sprzęgła. W końcu na kawałku prawie płaskiego zatrzymuje się zaczekać na resztę. Trochę trwa zanim dojechali. Ale wracćc nawet nie próbowałem. Greg pokonując jakiś odcinek na listonosza czyli podpierając się nogami został wciągnięty pod kufry. Dzielny był jak Roman Bratny ...gazu nie puścił. W rynnach zaczęły się pojawiać kamulce jak telewizory. Po kilku przewrotkach dajemy za wygraną. Jest już za ciemno na walkę. Rozstawiamy biwak. Nie ma kolacji ani kawki ani nawet kruszona. W locie do poduszki dochodzi sms od sąsiada z domu „wpadniesz na drineczka?” Zanim zrozumiałem już spałem.
No pięknie panowie, po prostu pięknie!:at: Czyta się jednym tchem, jak zwykle zresztą! ;) Niezły hardkor był.:drif:
witam kolegow:)
Co ciekawe najgorzej idzie tym na singlach.
czy mi na mojej suce naprawde az tak zle szlo:Sarcastic: nie chce nic mowic ale pod tamta gorke wjechalem z wydechem w d... podczas gdy Ty ogladales niebo:haha2:
samo krytyki nie brakuje:P
pozdr:rules:
Felek powiem tak trafiliśmy na sucha porę jak by tam popadało ze trzy dni to by była tylko jedna wielka kupa , po burzy z drogi robi się strumień i to w jednej chwili stąd te żłoby
Felkowski ty to lubisz jak się chwali - pisz, pisz ja czytam :drif::drif::drif::drif:
witam kolegow:)
czy mi na mojej suce naprawde az tak zle szlo:Sarcastic: nie chce nic mowic ale pod tamta gorke wjechalem z wydechem w d... podczas gdy Ty ogladales niebo:haha2:
samo krytyki nie brakuje:P
pozdr:rules:
Szymon, rilax :) Bez napinki. Wszyscy wiemy, że to Felek jeździł jak gamoń. Ale on opisuje, więc trochę koloryzuje. Napisz coś od siebie jak było i po sprawie :)
A przede wszystkim wstaw trochę Twoich zdjęć, bo są zacne :). Szczególnie wieczór na jednej z połonin, to chmurki w dolinach, ech jak na 3000m npm :).
A tak ogólnie, tradycyjnie powitalnia :D i duuuuże przymrużenie oka ;). Bądźmy wyrozumiali, chłopaki na tym wyjeździe odmłodnieli :D.
a motongi się baaaardzo postarzały:D
felkowski
13.08.2009, 11:58
mój odmłodniał bo mam nową klamkę. więc średnia wieku części poszła w dół :D.
felkowski
17.08.2009, 21:04
Słońce wstaje bardzo wcześnie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czyżby maczał w tym swoje paluchy wczorajszy reset zegarka w telefonie? Tradycyjnie śniadanko, kawka na wodzie z potoczka, pakowanie i w drogę. Starujemy z jakichś 600 m wysokości. Wczoraj dotarliśmy na 1300, tylko, że to była nie ta góra co chcieliśmy. No dobra Greg chciał. On miał telewizor i mapę, więc rządził. Początkowy podjazd był trudny. Ostro pod górę i głębokie leje wypełnione kamulcami. Za widoku idzie nam dużo lepiej niż po ciemku. Wyjeżdżamy na szerokie polany z pięknymi widokami.
6730
Pod koniec polany Wieczny wali figurę. Nie wygląda to najlepiej. Rozwalona szyba, czacha i sfatygowany stelaż od lamp.
67316733
Greg, jak zawsze, jeśli jest coś do podnoszenia dziwnym trafem drze do przodu i znika. Wdrapujemy się na piękną ścieżkę. Jest kamienista, ale nie specjalnie stroma. No i te widoki. Za jednym z załomów znajdujemy Grega i wodopój dla baranków. Cóż za przyjemność. Mimo, że przejechaliśmy kilka kilometrów to jesteśmy mokrzy od potu. Chłodna górska woda jest supeeeeer.
6732
W oddali słyszymy wyraźnie jakiegoś singla. Wyczekujemy, ale nie nadjeżdża. Jest super gadamy o pierdółach. Skoczem reanimujemy czachę Wiecznego. Któryś przez wrodzoną sympatie wyraża życzenie ujrzenia tu GS farerów. Jako, że wspominany singiel nie nadjeżdża walim dalej. Po wcześniejszych podjazdach teraz to jak wycieczka po alejkach parkowych. Kamienista droga ma wąską odnogę. Ścieżka kusi gładką nawierzchnia bez kamieni. Prę dalej ścieżką. Do czasu. Przejazd tarasuje nasyp z kamieni. Przód jeszcze przechodzi. Tył staje na przeszkodzie. Jak zwykle w takich sytuacjach za mało gazu. Zaczynam widzieć jak na zwolnionym filmie. Przechylam się na prawo – w dół stoku. Do podparcia nogi brakuje mi jakieś pół metra wysokości. Film przyspiesza jak na scenach walki w Matriksie. Guzik wplątany w siatkę z manelami zatrzymuje mnie przy motorze. Lece na ziemię poniżej, zaraz za mną motur. Leżę głową w dół. Ma mnie motor kołami do góry. Jak zwykle w takich sytuacjach nie ma nikogo do pomocy. Nie mogę się wyczołgać z pod spodu. Kurza dupa. Czuje wilgoć w kroku. Obraz się rozjaśnia. Jednak się nie zlałem w majty. Ze zbiornika leje się na mnie benzyna. Widziałem wiele filmów gdzie samochód spada z góry. Choćby „Stawka większa niż życie”. No to nie był dobry przykład. Tam akurat wpada do wody. No dobra wyobraźnia dodaje sił. Wyczołguję się jakoś z pod motura. Podnieść już nie daje rady. Obracam kołami w dół. Jest połowa sukcesu. W końcu jakoś mi się udaje postawić do pionu. Oceniam straty; złamana klamka i podnóżek. Szyba cała, plastiki całe. Kurde nie jest tak źle. Jedna rysa na plastikach przy obracaniu na kamieniach. Podnóżek na szczęście pasażera. Jest jednak jeden problem. Siły to nie ma za grosz. Chodzi na jednym cylindrze. Zastanawiam się co się stało. Oczywiście na trzech naszych jest trzech fachowców a do tego jeszcze inżynier. Każdy ma swoje zdanie i swoja teorię. No to się zaczyna: referendum, zdobywanie elektoratu i forsowanie swojej frakcji. Kurde jak podnieść to nie było żadnego.... W końcu udaje się nam po ruskim miesiącu ustalić podział zadań. Greg rozpala ogień. Wieczny poluje, a ja krence śrubki. Niestety na długo się nie udało. Greg miał palnik, Wieczny konserwy i znowu mi siedzą nad głową. Każdy rozkenca inne śrubki. Sprawdzamy świece, macamy wydechy i takie tam różne zaklęcia. Przy okazji wychodzi cała nasza wiedza. Greg już telefonem pisał posta na forum w stylu „co mi konia dusi?” Wieczny robił wykład na temat dyslokacji i różnych takich. Koniec końców sprawdzaliśmy iskrę na świecach jednego cylindra. Nie ma jak fachowcy.
6734
Z dołu zajeżdżają jacyś Niemcy. Na GSach na szczęście tych jednocylindrowych dzidowcach. Jakoś dziwnie na nas patrzą. Wtedy chyba pierwszy raz padło hasło którego wtedy jeszcze nie rozumieliśmy ‘auch enduromania ?” albo jakoś tak. Jakoś dziwnie patrzyli na rozebrana do ramy motorynkę, roztawioną kuchnie. No brakowała nam tylko telewizorka i satelity. Z obrzydzenie pojechali dalej. W końcu po rozebraniu prawie całego (gaźniki udało się uchronić) motocykla na atomy wpadliśmy na najprostsze rozwiązanie. Może nie ma paliwa ? Po dachu, co było w komorach wylało się mi na głowę a podciśnieniuwka sama tak szybko nie napompuje. Już wiem co powie Podos ...Wywal to świństwo. Ale ze mną mu tak łatwo nie pójdzie. Moja pompa po urwaniu przepiłowana łańcuchem do połowy nadal działa. Z resztą sikanie z wiatrem to nie dla mnie. Napompowaliśmy gaźniki metodą usta w usta i maszyna zagadała jak trzeba. Zapasowa klamka z pod siedzenia trafiła na bardziej użyteczne miejsce. Pustkę pod siedzeniem wypełniłem podnóżkiem. Na deserek wciągam pysznego kurczaczka ...Dzięki Lucek. No i popiłem żureczkiem Wiecznego. Oczywiście nie z łakomstwa a wyłącznie niosłem pomoc kolegom w odciążaniu motocykli. Bo podnosić musieliśmy się tego dnia jeszcze ...........kilkadziesiąt razy.
kurde, Fiedler sie nie umywa ;)
Rzeźniki...Całkowity brak godności...
. Już wiem co powie Podos ...Wywal to świństwo.
Wywal to świństwo.
PS: Do grona miłośników Mikuni dołaczył ostatnio Puszek:)
Do reanimacji AT Felka musieliśmy trochę zjechać w dół. Robiliśmy wrażenie jakbyśmy właśnie wracali. Niemcy na GS'ach mieli pewnie rozkminkę :). Skwitowali to jedynie "good driving". Nie wiedzieli co się będzie działo za dwie godzinki. My z resztą też nie.
Witam
No żesz wy!
Naprawdę podziwiam (tym bardziej okolice którą opisujecie znam dość dobrze).
Ale z tym stopniowaniem ciśnienia to przesadzacie. Już zaczynam podejrzewać że następny kawałek zaczniecie we wrześniu: Po 4ch godzinach podjechali następni germańcy z głupim pytaniem: nach Cuntu, links?. Jedliśmy właśnie kukaszkę z baraniną pod tyskie....
Pozdr
rr
Luzik, luzik. Felkowski właśnie gasi pożary w Atenach i chwilowo nie ma czasu. Jak wróci to pewnie coś skrobnie ;)
Ja mam błogosławieństwo Szymona żeby kilka fociąt wrzucić. Znajdę chwilę to poczęstuję.
felkowski
31.08.2009, 23:36
W rzeczy samej byłem na odwyku od foruma. Już jestem wrócony i chyba się naprawię, ale jak widzę jest tu kilka ciekawszych tematów do oglądania. Tym czasem wrzucam takie oto znalezisko. Może warto by wpaść na jednego większą gromadą.6958
felkowski
01.09.2009, 09:57
I tak posileni, z powrotem na obu cylindrach ruszamy dalej. Zrobiło się jakby łatwiej. A może znów za tym stał kruszon ...kto go tam wie. Znowu przedzieramy się lasem. Jazda lasem ma to do siebie, że jest wyraźnie chłodniej i przyjemniej. No jakby ktoś klimę włączył. Wyjazd na otwartą przestrzeń to jakby Ci ktoś długimi po oczach walił. Wyjeżdżamy na taką właśnie polanę. Lampa w oczy. Ledwo się przyzwyczaiłem, a tu przed oczami koń. Do konia za linkę jest przytwierdzony zarośnięty gość o twarzy dość śniadej. Wystarczy aby uznać go za lokalesa. Jeszcze nie zdążyłem się oswoić z jego widokiem a on już wypowiada słowo Carku, wskazując dłonią kierunek. Zamurowało mnie. Zkąd on u licha wiedział o co nam zamiar go zapytać? Jeszcze nie zdążył opaść kurz po lokalesie, a tu już z lasu wypada banda Qadów. Ja, ja, gut und cu wajtar und ales gut. Zaraz gadamy rękami: gdzie, kto i co już zaliczyliśmy. Zdziwili się mocno, że byliśmy na Ilowa, a jedziemy z innej strony. Pogadaliśmy i goście z furią pognali dalej. A my za nimi.
6964
Kilka metrów nadążaliśmy ....gdyby nie Wieczny. Ten to wie kiedy się wywalić. Po zwałce okazało się, że stelaż się znowu uwolnił. Mamy przynajmniej alibi czemu nie gnamy za kolesiami. Tym razem na szczęście zginęła śruba mocująca. To dla nas pikuś. W ciągu kilku chwil robimy ze szpileczki śrubę, Tniemy zarabiamy i jest gites majones. W zasadzie możemy gnać dalej. Nie wspominałem wcześniej, ale od momentu mojej zwałki coś mi strasznie dzwoni gdzieś na dole. Zatrzymywałem się kilka razy, ale nic nie stwierdziłem. Zupełnie nic. Walimy dalej. No pięknie jest. Na jednym z kamulców podbija mi przód. Na chwilę robi się mięciutko w kierownicy , łaaaaaaa i leżę na boczku w cieniu konarów wielkiego drzewa. No chociaż miejsce mi się udało. W pewnym momęcie wzrok mój zatrzymuje się na wolnym kawałku klamki spoczywającym wśród kamieni. W eter lecą wszystkie obelgi świata. No właściwie nie wiem jakie koledzy mają doświadczenia w tej materii..... Ale dla mnie dwa razy na dwóch kilometrach to już jest chyba przegięcie.
6960
Zkąd ja teraz wezmę jeszcze jedną klamkę. W trakcie stawiania do pionu stwierdzam, że klamka jest cała. Teraz się wyjaśnia co dzwoniło. Odłamek powędrował pod osłonę silnika i tam dzwonił jak potępieniec, a mi się wydawało, że mam omamy. Po pierwszym upadku wolnego kawałka na pamiątkę nie znalazłem, choć długo szukałem. Tym razem obeszło się bez żadnych strat. Drzemy dalej. Na ostrych podjazdach Wieczny wali się co dwa metry.
6965
Po czterdziestym razie mam dość. Co ja jakiś Assistance jestem ? No jestem, ale na wakacjach. W końcu stawiam sprawę jasno. To już ostatni raz jak Ci stawiam motur. Więcej nie będzie. Dwa metry i znowu leży. Teraz podchodzę do sprawy jak zawodowiec. Za każde podnoszenie wisisz mi 10 leu.
6966
Wieczny muszę Ci to publicznie wypomnieć bo jakoś nie pamiętasz: wisisz mi 40 leu. To jest trzy butelki Umirea. Nawet niezłe, ściero, było. Choć jak sądzić po wyglądzie, nie powinno być lepsze od strażackiej. Ale było. Po chwilach załamania docieramy do obserwatorium meteo na Cumtu. Właściwie najgorzej dostaliśmy od kamieni. Na zdjęciach tego nie widać, ale wierzcie mi chwilami było naprawdę zdradliwie. Greg nie wiedzieć czemu nadal ma nadzieje na Carku. Zapinamy jedyne i drzemy w górę wyłącznie dla rozpoznania. Skaczemy zakosami jak statki w konwojach to na prawo od szlaku to na lewo. Wyraźnie zaczynamy się ścigać który pierwszy wjedzie na przełęcz. W końcu jestem. Widzę obie strony. Grega i Wiecznego nie widać. Czekam jeszcze chwil kilka, robię pamiątkową fotę i ....nadal ich nie ma. Zjeżdżam w dół. Stoją a raczej tak po prawdzie to leżą.
6967
Już są wkurzeni. Ponoć to wszystko przez to, że ja nie mam bocznych kufrów. Co ja na to poradzę, że moje rozwalił ‘kolega’ w norwegi o ciężórawkę..... Kolega?, ja już nie mam kolegów....Chłopaki ewidentnie mają dość. Greg się rozwalił pokotem i wyleguje się na słońcu. Pyta czy na przełęczy jest zimne piwko. Tutaj jestem winien wyjaśnienie. Telewizor Grega pokazywał, że od drugiej strony jest asfalt. A my jak te łosie 8 kilometrów w 8 godzin pokonaliśmy. Mówię, że oczywiście jest i to zarówno Ursus jak i Timiszołarena. Wieczny narzeka, że niby nie ma dołu. Smaruje łańcuch, wymienia filtry. Właściwie pełny serwis robi, żeby tylko nie stawiać do pionu. Teraz już wiem po co im te boczne kufry. Łatwiej się stawia po glebie. Spuszczam się nieco do dołu i jadę bokiem. Znowu zajeżdżam na przełęcz. Czekając na chłopaków widzę bandę kładów jadących z góry.
6961
Jeden przeszedł bokiem, ale dwóm następnym nie daruję. Maszyny funkiel nówka. Koła wielkie jak w Ursusach. Felgi jak w eksportowych terenówkach....chromowane. Kurteczki jak w BMW adventure, bez jednej plamki. No nie ma siły machenkrojce. Używając wszystkich znanych mi słów w niemieckim narzeczu usiłuje się dowiedzieć czy dalej jest też tak kamieniście. Moje wysiłki lingwistycze zostają szybko przerwane. Z przeciwka słyszę: Mów o co ci chodzi koleś...Normalnie kopareczka opadła. No to pogawędka niewyjęta. Wiesz my tu ekipa, enduromania i te sprawy.... Hardkor jest. W jednej chwili zrozumiałem te pogardliwe miny machenkrojców mierżące nasze kufry i nieco ociężałe koniki. Oni wszyscy uważali nas za konkurentów w rajdzie. Pamiątkowe zdjęcie i już reszta ekipy wzywa na radyjku bo czas ucieka i punkty lecą. Goście odjeżdżają. W końcu Greg z Wiecznym docierają. Mało mi manta nie spuścili bo myśleli, że te budki z zimnym piwem naprawdę są. Musiałem uciekać. Wdrapałem się jeszcze 100, 150 metrów wyżej. Tym razem już na listonosza, nieustannie zamiatając nogami. Widoki zajebiste tylko, że reszta pojechała gdzie indziej. Greg szukał budek z piwem. Wieczny sie położył wykrzykując światu w dupiemamto. Koniec końców w dół postanowiliśmy zjeżdżać inna drogą. Zjechaliśmy do obserwatorium. Szybki prysznic.
6962
Wieczny poszedł zasięgnąć języka. Wrócił z informacjami, że mapom nie należy do końca ufać i tyle. Ciągnięty za język przyznał, że pod budynkiem stała jakaś mazda. Luzik jest. Z lasu wychodzi jakaś droga. Walimy w ciemno kilkaset metrów. Było fajne. Potem cię zaczęło. Ostro w dół po śliskiej skale. Ty Wieczny mów co to za auto było. Jakiś pikup. No fajnie. Jeszcze parę takich zjazdów i widzimy w lesie jakiegoś Patrola bez koła i półosi. No rzeczywiście luzik musiał być skoro półoś ukręcił. Wyjeżdżamy na jakąś polankę z widokiem na Cumtu i na Tarcu.
6963
To jaśniejsze to Cumtu, a tarcu chowa się w chmurkach. W sumie z tej odległości wygląda jakby i kombiakiem prawie bez problemu dało się wjechać. Ale my już wiemy prawie robi różnicę. Potem już w dół i w dół. Docieramy do asfaltowej drogi na sąsiednią górę. Może to ten asfalt którego Greg szukał w telewizorku? Drogą docieramy do jakiegoś kurortu. Wyciągi, hotele. Nawet stoi zaparkowany helikopter i jakiś Hummer. Tylko z ludzi nikoguśko. Wybraliśmy na oko najlepiej rokujący hotel. Mieliśmy szczęście był portier, i zimny Ursus. Nawet ciorba się znalazła. Obstalowaliśmy pokój. Ciepłej wody niet. Dziwnie jakoś do tej pory nikomu to nie przeszkadzało. Po dwa piwka na twarz i woda się zagrzała. Choć najpierw na ostro przygrzały kaloryfery. Wot takaja tiechnika. Wieczny jeszcze cyka jakieś widoczki i odpadamy.
6968
witam
Pełen szacunek.
Na tym kawałku to i lekkim endurakiem można się skrzywdzić.
Z drugiej strony mieliście szczęscie. Jeszcze pare lat temu na Muntele Mic to tylko budy ciobanów i stacja ichniego GOPRu była.
Jak patrzę wstecz to pewnie nie zjechaliscie asfaltem ale "wojskowa drogą" ?
Czekam niecierpliwie co dalej.
Pozdr
rr
felkowski gratuluje wspaniałego pióra i czekam (pewnie nie tylko ja) na kolejne części :drif:
ENDRIUZET
01.09.2009, 16:53
Dawaj, dawaj ... dzisiaj mam nockę ... chętnie poczytam i popatrzę ...
felkowski
01.09.2009, 17:08
Dziękuje za słowa uznania, to zawsze mile łechce próżność. Endriu niestety muszę Cię zmartwić. Żeby napisać coś z sensem to zajmuje trochę więcej niż pięć minut. A i tak po Maroku dostałem żółtą kartkę w domu. Nie było mnie tydzień, potem tydzień pisałem. Teraz muszę uważać bo czerwoną dostanę. I co wtedy? Myślę że nie będziesz miał do mnie żalu jak dziś więcej nie będzie.
Dziękuje za słowa uznania, to zawsze mile łechce próżność. Endriu niestety muszę Cię zmartwić. Żeby napisać coś z sensem to zajmuje trochę więcej niż pięć minut. A i tak po Maroku dostałem żółtą kartkę w domu. Nie było mnie tydzień, potem tydzień pisałem. Teraz muszę uważać bo czerwoną dostanę. I co wtedy? Myślę że nie będziesz miał do mnie żalu jak dziś więcej nie będzie.
zrób przerwę bo rodzinny ban może się długo pociągnąć , wolę poczekać do JUTRA niż później dłużej
:)
Cudnie sie to czyta, kolego ale z domowym banem nie ryzykuj. Moge dac Ci bana forumowego, napisz tylko do kiedy :)
Nikt już ze mną nie wyjedzie :D.
felkowski
03.09.2009, 22:27
Ranek przynosi nowe widoki i jajecznice pod postacią omleta. Wciągamy śniadanko podane do stołu. Chyba jedyne przy stole na tym wyjeździe. Skrobanie błota, smarowanie łańcucha oraz inne takie serwisy i ruszamy. Najpierw w górę, podziwiać widoki. Zastanawiamy się czemu tu latem nikogo nie ma.
70547055
Ja tam się nie znam, ale wydaje mi się, że Zakopane latem pęka w szwach. Po paru chwilach walimy w dół. Dziwne, ale im bliżej do cywilizacji tym droga gorsza. Piękny asfalt w górach zmienia się najpierw w dziurawy a potem w ogóle znika. Jedziemy w tumanach kurzu. Wieczny mimo, że podciągał już po drodze od nas paliwo to właśnie On staje pierwszy. Najpierw przepychamy go butem trochę z zakrętów, by na równym go trochę podkarmić.
7056
W końcu docieramy do jakiegoś miasta. Nawet nie wiem jakiego. Ale panowie na stacjach nie wiedzą co Visa. Nie ma wyjścia bo objechaliśmy już wszystkie. Na szczęście napotkana ściana jednoczy się z naszym płaczem wydając kesz. Dalej kierujemy się w kierunku osławionej 67C przez Urdele. Właściwie po emocjach wczorajszego dnia to nic się nie dzieje. Nuda panie. Trochę zaczyna się robić ciekawiej jak wjeżdżamy we wioski. A to korek ze stada owiec rozbiegający się na boki po przegazówce.
7057
A to jakiś gość rozbierający tylny most w ciężarówce wprost na ulicy. Wieczny nie byłby sobą gdyby nie miał problemów ze stelażem. Właściwie jak teraz sobie przypominam to do czasu jak połapaliśmy wszystko na trytytki miał je codziennie. A to spawanie a to zgubione śruby. Ciekawe czy On to planował. Tym razem znowu pogubione śruby. Śrub mamy całą torbę. Tylko zostawiliśmy ja chłopakom do reanimacji Biga. Ale cóż ustawić to trzeba się umić. Właśnie trafiamy na remont drogi. W tym to Rumuni są chyba nawet lepsi od nas. Zagaduje jakiegoś kolesia i nawiązuje się całkiem niezły dialog. Tylko, że ja po rumuńsku jedynie mulcumesk i drun bum a więcej ni hu hu. Ale mimo to nieźle się dogadujemy. Koniec końców mam w ręku dwie nowiutkie ósemki brak mi jeszcze nakrętek. W pewnym momęcie gość chwyta trzynastkę i włazi na tę swoją nowiutka Manowską betoniarę. Łapie się za jakieś urządzenie i chce rozkręcać. Wymiękam. No nie tak sobie do tej pory wyobrażałem Rumunów.
7061
Śruba złapana trytyką dojeżdża do samiuśkiej Warszawy. Docieramy do wąwozu. Nie wiem kto, co i gdzie jestem, ale znowu zaczyna się robić ładnie. Właściwie to po tym wyjeździe nie wiele więcej wiem o Rumuni. Kilka górskich szlaków. Do których nawet nie umiałby teraz dojechać. Ot uroki wycieczki z przewodnikiem. W końcu docieramy do osławionej 67C. Na skrzyżowaniu ruch pieszych jak w ulu. Dziesiątki namiotów pookrywanych folią, a niektóre wręcz z samej folii. Wygląda to jak obozowiska uchodźców. Wszędzie widać grzyby. Kilkunastu gości nosi jakieś skrzynki do samochodów przy drodze. Zaczynam kumać o co biega. Przyjechał skup grzybów te obozy to komanda zbieraczy. Jakby tego było mało w obie strony nieustannie kursują wywrotki. W oddali widać budowę mostu. Rzekę przekraczamy brodem nieco poniżej. Nie zdążyłem dosuszyć butów po poprzedniej rzece. Za wyjątkiem butów, obeszło się bez podtopień.
7058
Przeszliśmy gładko. No tyle, że w butach znowu chlupie. Buty to mi się nieudały. Lekuchno je musnę wodą i od razu przechodzi na wylot. Ale cicho być. Jedziemy dalej. Ten szlak to jedna wielka budowa. Kto chce zobaczyć choć samą przełęcz w surowym stanie niech już grzeje silnik. Za rok będzie tu asfalt. Wyjeżdżamy ponad budowę. Zaczyna się pięknie. Widoki jak w dolinie pięciu stawów. Tylko staw jest jeden. Dalej droga wiedzie już półką.
7059
Od czasu do czasu mijamy samochody. Głównie terenówki. Choć jeden gość dzielnie się uwija zwykła Dacią kombi. W pewnym momęcie omijając wielki kamień, auto staje na trzech kołach. Pasażerowie w popłochu jak szczury opuszczają pokład. Jednak nie kapitan. Cała wstecz i wraca na drogę. Znowu atakuje i zalicza próbę. Pasażerowie wracają na pokład. Zatrzymujemy się na przysłowiową fajeczkę. Zaraz zaraz który pali? No nie, żaden nie kurzy. O ja gupia pipa myśmy się na kruszona zatrzymali. Mija nas na oko ze trzydziestoletni land rover na hiszpańskich blachach. No nie pasuje do tej bajki. Tu taj to albo dwudziestoletnie dacie latają albo terenówki na ful wypasie, nówki sztuki.
70607062
Siedzimy sobie tak na kamieniach półeczki dyndając nóżkami. Prują dwa single. No nie mogie Big z Xleką. Jak myśmy się umawiali ? Wczoraj i na dole pod tablicą tam gdzie grzybiarze, a wyszło jak zawsze i to bez komórek. Tu znowu nie udaje nam się ustalić wspólnego zdania. Chłopaki, tym razem z Wiecznym jadą tam a my z Gregiem siam. Tym razem udaje mi się pokonać Gregowy telewizorek i staje na moim. Jedziemy pierwszą w prawo. O jak cudownie się udało. Droga wiedzie granią. Widoki w piteczke i to na dwie strony. Za jednym z zakrętów widzimy jakieś osiedle, kilka samochodów. Zabudowania w stylu późne rokoko. Folia rozpięta na drewnianych żerdziach poprzykrywane gałęziami choinek.
7063
Normalna wioska prawdziwych cyganów. A śpiewają, że prawdziwych cyganów już nie ma ... Są tylko trzeba ich poszukać. Jedziemy dalej z przeciwka nadciąga kilka motórków. Transalpesku rumuneski. Miłe chłopaki. Jadą na transalpine a co ..... Klapa, rąsia, buźka, goździk i każda ekipa ciągnie w swoją stronę. W dole widzimy jakąś zaporę i zalew. Ale jaki? Kogo to dzisiaj obchodzi.... ładnie widać. Jak dla nas, wystarczy widok.
7064
Zjeżdżamy ostro w dół. Wjeżdżamy do lasu. A w lesie krowy, samopas. Tutaj to chyba normalne. Krowa na powitanie zawija ogon i gdyby mi się nie udało pasa zmienić to byłaby mnie przyozdobiła świeżutką gnojuweczką. Droga wije się wśród skał wzdłuż potoku. Jest pięknie po kilku kilometrach zaczynają się zabudowania. Wjeżdżamy do wsi. Jest supermarket i klub rolnika. Lokalne napitki i zaopatrzenie. Wjeżdżamy na asfalt. Zaczyna się nuda prawy, lewy, lewy, prawy, zalew, zapora i tak przez jakiś czas. Dopadamy do jakieś główniejszej drogi. Stacja benzynowa. Tankujemy motorki i odpoczywamy na eleganckiej trawce jak w macdonaldzie. Monetą losujemy gdzie dalej. Reszka w lewo. No to w lewo. Dojeżdżamy do jakiegoś mostku którym przeprawiamy się na drugi brzeg. Heavi Trafic und co waiter zostają na tam tym brzegu.
7065
Ciągniemy jeszcze kilka kilometrów boczną drogą wzdłuż strumienia. A że mija dziewiąta, jak co wieczór po ciemku wybieramy miejsce na biwak. Tu kilka słów na temat algorytmu wybierania miejsca na biwak. Otóż idealny biwak powinien zawierać : spokój, wodę i drewno. A i tak zawsze było tak samo; zapada noc robi się ciemno minęła dziewiąta ............... stajemy. Tak było i teraz. Choć tym razem stajemy idealnie. Jest drewno na opał, woda w strumieniu i święty spokój. No i gwiazdy nad nami. Taki one milion star hotel. Na kolacje kiełbaska z ogniska. Wspominamy kiełbaske z Miedznej. Gwiazdy do nas mrugają. Jest cudnie. W pewnej chwili słyszymy jakiś dziwny chałas. Co za cholera? Ze strumienia wychodzi na nas tabunik koni. Nie wiem dzikie czy dziko pasące się. W sumie co za różnica. ... Gwiazdy mrugają, my zasypiamy.
Równolegle do chłopaków my jechaliśmy asfaltem. Wszyscy mielismy się spotkać nad Balea Lac w schronisku. Nocleg na Transfogarskiej. Brzmi fajnie. Planowaliśmy tam nocleg. Tak samo jak na Tarcu (nie wjechaliśmy) i Urdelach (zajechalismy w środku dnia i tez nie wypaliło ;)). No ale nic - ciśniemy asfaltem, ja mam głód kilometrów i poganiam chłopaków żeby się wyrobić do wieczora. 200km z lekkim hakiem mamy, a jest godzina... 16? 17? Te okolice. W sumie damy radę. W drodze łapie nas deszcz. W sumie to nawet sroga, dwudziestominutowa ulewa. Akurat mieliśmy przerwę na jedzenie we wiacie przystanku autobusowego. Chwile później, po ruszeniu, mijamy z naprzeciwka Wolly'ego z synalem. Pierwszy raz ;). Dojeżdżając do Curtea de Agres, naszego początku trasy Transfogarskiej, zmęczenie daje się chłopakom we znaki. Przestawiając się na trzeźwe myslenie zerkamy na mapę. Do jeziora kawałek drogi, ciemno, a droga na mapie zaczyna się wić. Ciemnica, nic nie widać, szkoda widoków. Za namową Adama znajdujemy nocleg - 100 lei za pokój 2 osoby plus podłoga, z łazienką. Parking za bramą. Kuchnia, gaz, lodóweczka na korytarzu. Europa :). 20 minut po wprowadzeniu się do pokoju dostajemy sms'a :"Utknęlismy w lesie, mamy 70km do schroniska. Skotnatujemy się jutro". Czyli nie dalismy rady. Po calości :).
Rano sniadanko na stole na zewnątrz. Kura chciała nas pozbawić chleba, potem wykapala się w garnku z kawą i zalała ostatnią paczke fajek Szymona :). Przed ruszeniem oczywiście dolanie oleju i płynu chłodzącego u mnie, Szymon reanimował klamkę sprzęgła i dekompresatora a Adam... Nie wiem, za bardzo byłem zdziwiony brakiem płynu chłodzącego. Nie jade nigdzie z Gregiem :D.
Ruszamy i jedziemy malowaniczą drogą, która Alpejskim szlakom ustępuje jedynie jakością nawierzchni. Decyzja o noclegu była jedyną słyszną - w nocy hooya byśmy widzieli. Najpierw odcinek rodem z Monte Carlo na Col de Turini wąską wijącą się drogą z niską barierką/murkiem i przepaścią, potem tunel, wieelka tama i szybszy, szerszy odcinek z jedynymi minusem - dziurami w asfalcie i piachem w zakrętach. Powynosiło nas na przeciwległe pasy parę razy. Droga przed tunelem na szczycie trasy trasy to piękna, malownicza przełęcz. Zielono, kręto, prawie jak w Alpach. Jasne przejrzyste niebo, Moldoveanu widac w całej okazalości. Na szczycie tunel (podobno otwierany na 2 czy 3 miesiące w roku - tak nam powiedział jakiś rumuński motocyklista. Może chciał powiedzieć co innego, ale po angielsku wyszło tak jak zrozumiałem :)). Potem kierunek Sebes, Sibiu i gdzies po drodze spotkanie z Gregiem i Felkiem. Zdjęcia uzupełnię.
felkowski
05.09.2009, 13:18
te zdjęcia, to już któryś raz obiecujesz.....
Buduję napięcie.
Ty se nic na pięcie nie buduj -źle się buty zakłada.
Dawaj te foty bo w .... ;)
felkowski
06.09.2009, 22:46
Nowy dzień, nowe pomysły. Po śniadaniu, na odchodne postanawiamy sprawdzić ile w nas zostało z małych chłopców. Słyszałem kiedyś, że pielęgnowanie dziecka w sobie to bardzo istotna sprawa. Człowiek rodzi się szczęśliwy i nie potrzeba mu wiele. Z czasem przybywa już tylko problemów. A radości.... no cóż chyba nie przybywa proporcjonalnie. A i do szczęścia potrzeba coraz to więcej. No przyznać mi się tu przed samym sobą, który z was z radością bawiłby się, z przyjemnością, godzinę kartonem po soku z wyciętymi okienkami? Albo dwoma klockami spiętymi na krzyż, udając samolot? Motury z oraz bogatszym osprzętem, coraz bardziej wyrafinowane lustrzanki, GPSy, niektórzy muszą mieć po kilka.... No cóż inna prawda powiada, iż chłopiec od mężczyzny różni się jedynie ceną zabawek. Wracając do pielęgnacji dziecka ..... Przed dziecięcą zabawą postawiliśmy dość ważki temat. Utylizacja zużytej butli gazowej. Po rumuńsku; wrzucić do rzeki .... nie, to masakra. Według najnowszych dyrektyw unijnych; składować w specjalnych pojemnikach do selektywnej zbiórki odpadów. No nieźle, ale zkąd je wziąć w rumuńskich górach. No my nie damy rady ? Jasne, że damy radę. Po śniadanku tli się jeszcze ognisko. Spakowani do odjazdu wkładamy butle w ognisko. Wióra na bezpieczną odległość. Podczas odwrotu na bezpieczne pozycje dobiega do nas ledwo słyszalny pum. Zachwyceni nie jesteśmy. Wracamy na miejsce akcji. Po ognisku nie ma śladu.
7102
No tylko brak trawy. Nawet popiół rozniosło. Kilka, może kilkanaście metrów dalej znajdujemy denko przewinięte na druga stronę. Góry kartusza nie udało nam się znaleźć. Pewnie poleciało za rzekę. Dajemy za wygraną. Jakoś za dużo fanu nie było. Ale zrobiliśmy to za was. Nie próbujcie tego powtarzać w domu. Jedyna i winiemy. Droga ładna, wije się dolinką rzeczki. O dziwo nawet asfalt bez zarzutu. Czy my nadal jesteśmy w Rumunii?
7103
Ale jak to asfalt, nic ciekawego nie ma. No nie, Kiub się myli. Czujne sokole oko zawsze coś wypatrzy. Wiejski GS. Tylko młodszym czytelnikom kojarzy się z motorkami BMW. Ale my stare pryki mamy bogatsze wspomnienia. Mulcumesk Timiszoarena, ale pani sklepowa proponuje coś innego. Nie było złe, zimniuśkie i miluśkie. Na progu GSu smakuje o niebo lepiej.
71047106
Niby nic, ale asfalt znikł za pierwszym zakrętem. Za to chyba eksplorujemy jakąś świętą osadę. Kapliczki są co dwie zagrody. No góra pięć.W gęstych tumanach kurzu błyskawicznie nabieramy wysokości. Zabudowania ciągnące się kilometrami kończą się jakby nagle. Góry dookoła. Droga widoczna, plus minus, do pierwszego strumienia. Potem jakby wiodła w górę strumienia. Po kilkudziesięciu metrach opuszcza strumień. Czy to ta sama ? Kogo to dzisiaj obchodzi.
7105
Wyjeżdżamy na coś jakby hale. Polany z szałasami pasterzy. Wygląda na to, że jesteśmy już ponad lasem. Słońce piecze niemiłosiernie. Docieramy do skraju lasu. Piaskowa droga wiedzie ostro w dół. Właściwie nie zjeżdżamy. Na zablokowanych obydwu kołach, mimo woli, suniemy w dół. Ostra jazda bez trzymanki. No właściwie bez możliwości zatrzymanki. Jedyna szansa to kładzenie motoru na bok. Nie daje rady, czuje, że wszystkie mięśnie mam napięte i mówią dość. Kładziemy sprzęty, obaj.
7107
Niemal zaraz słyszymy diesla jakiegoś mastodonta za plecami. Co za cholera?? Greg krzyczy spieeeerda...... bo nas zmiecie. Jeśli on tak samo się trzyma nawierzchni jak my, to wolę nie sprawdzać co to. Adrenalinka skacze. Zjeżdżam i zatrzymuje się dopiero na dole. Niedługo po nas wyłania się z lasu Quad mastodont do wyciągania drzewa z lasu. Koła kończą się na wysokości mojej głowy. Na szczycie kabinka jak w traktorze. Wychodzi barczysty jegomość i odrzuca przyciągnięte beleczki. Oglądamy mastodonta. Większość urządzeń nosi cechy drwalego tuningu w technologi rejlii, ale o dziwo działa. Chwilę później podjeżdża dacia z innymi drwalami. Zaczyna się integracja. No cóż, my do tej pory z narzecza lokalesów rozumiemy jedynie mulcumesk i drum bun. Oni po naszemu, też nie za specjalnie. Chłopaki ewidentnie chcą pojeździć afryka w zamian oferując wycieczkę Quadem gigantem. Greg przymierza się do kabiny, ale widząc 150 kolesia nie do końca pogodzonego z grawitacją pchającego się za stery jego afryczki wycofuje się natychmiast. Za to integracja rozwija się w najlepsze. Goście z Daci wyciągają butelkę coli. No, cola to na pewno nie jest. Wygląda jak benzyna. Ale nie wali jak benzyna. Kierownik zachęca klepiąc się po piersiach i z dumą obwieszczając jakiś tytuł szlachecki trunku...”ordzinal”. Raz kozie śmierć – próbuję. Ogień zalewa trzewia.
7108
Całe szczęście, że na wycieczkę z Gregiem przeszczepiłem sobie tytanowe przewody. W innym przypadku nie byłoby lekko. W rewanżu częstujemy ich naszym kruszonem. Ale nie wywołuje u nich żadnej aprobaty. No choćby cienia uśmiechu. Po kolejce lub trzech drwalinki, dzięki aktorskim talentom drwali poznajemy nowe słowo. Ursus to nie tylko marka piwa .....to znaczy niedźwiedź. Niestety wtedy nie pojęliśmy, że może oni nas przed niedźwiedziami przestrzegają. Po kolejnej kolejce, Greg rzuca komendę do odwrotu ...jak tak dalej się potoczy to w ogóle ztąd nie wyjedziemy. W każdym razie nie o własnych siłach. Upał na maxa, a może to tylko ja się tak pocę, choć poginam w samym tiszercie. Wąska dróżka. Po lewej skała po prawej ostro w dół. Jedziemy tak trzy do cztery, w zakrętach schodzi na dwa. Z za jednego z zakrętów naparza z góry na nas ciężurawka z drewnem. Na oko jest starsza od tego drewna które wiezie. Gość właściwie sunie na bloku na kołach. Kilka centymetrów pobocza ratuje nam skórę, a nawet całą dupę. Gość na wdechu przeciąga kołami o piczy włos od gregowych pancerników. Właściwie jedynie rozluźnienie po spotkaniu z drwalami powoduje, że nie wykitowałem na zawał na miejscu. Wyjeżdżamy na jakąś polankę, trzeba chwilę odpocząć. Czuję się jak po pawulonie. Zjeżdżając w dół przejeżdżamy przez luzem latające a to stada owiec, a to krów czasem nawet koni. W zasadzie już się do tego przyzwyczailiśmy. Na jednej z polan jakiś gość leci do nas. Coś tam nadaje, ale o co mu chodzi. Po dłuższej pogawędce dochodzimy do porozumienia. Chyba uciekł im koń. Ale jak tu mu powiedzieć czy go widzieliśmy. Było ich kilkadziesiąt w różnych stadkach. W końcu docieramy do zalewu.
71107111
Jest jakiś tunel. W tunelu nic nie widzę. Okazuje się, że mam kłopot ze światłami. Mijania nie mam żadnego, a długie tylko jedno. A i tak uwalone różnym latającym ścierwem, że marnie świeci. Z drugiej strony po tym słońcu, chyba musiałbym w tym tunelu z pół godziny siedzieć, żeby coś zobaczyć. Wyjeżdżamy na tamę, co mi tam światła. Jazda dokoła zalewu. Droga kręta choć nieco dziurawa. Powyżej jeziora droga jest lepsza. Ale co ja widzę? Co jest? W jakieś alpy dojechaliśmy tym lasem czy jak? Transfogarska jednak robi wrażenie. Wije się jak tasiemiec. No kurde można by tak jeździć z góry na dół i z powrotem jakiś tydzień. Co chwila jakieś polanki na poboczach. Namioty, grile, ludzie sobie piknikuja. Nawet beczki na śmiecie są. Jakby inny świat w Rumuni. Na szczycie znowu tunel. O kurde zamykany na drzwi??? Znowu nic nie widzę. Trzeba jechać na czuja. Po drugiej stronie targowica chińskich pamiątek, góralskich serów, ciupag, zapiekanek i hamburgerów. Ale widoki niezapomniane. Coś na kształt naszego morskiego oka, jakieś schronisko i stada ludzi jak na krupówkach.
71127113
Wciągamy ciorbe i jakieś coś co z twarzy podobne jest do niczego w smaku i nazwie też. Zapinamy jedynę i długa na dół. Tak jakby rumuńska hohalpenstrase. Tyle, że bez bramek, biletów i kawiarenek. Ale uroki niezapomniane. Przy dolnej stacji kolejki linowej kolejna targowica próżności. Prujemy dalej. Góry zniknęły. Zrobiło się prosto , płasko i zupełnie nudno. W miasteczkach korki, na drogach ogonki ciężarówek. W jednych z takich korków doganiamy Wiecznego z ekipą. Dalej suniemy razem. W jednej z wiosek wpadamy na kolesi w składzie Afryka plus XLVka. Wolly z młodym. Gadamy chwilkę. Wpadamy do jakiegoś miasteczka robimy zakupy. Na półkach z butelkami jedna przykuwa naszą uwagę. Tak to miłość od pierwszego wejrzenia. Wieczorem już pusta legnie na skraju ogniska. My tymczasem zaczynamy szukać miejsca na biwak. Niestety nic nie wskazuje na to abyśmy znaleźli je przy drodze. Skręcamy w boczna w prawo. Kilometr, pięć , piętnaście ani skrawka wolnej przestrzeni. Wjeżdżamy coraz wyżej w góry. Miejsca jak nie było tak nie ma. Wjeżdżamy do jakiejś wiochy. Właściwie docieramy pod szczyt góry. Dom przy domu zagroda przy zagrodzie i tak ze trzydzieści kolejnych kilometrów. W końcu w środku nocy na chwilę przed dziesiątą. W akcie desperacji zajmujemy skrawek wolnego miejsca na wycince. Jedyna wolna płaska przestrzeń, ale po drzewo na ognisko daleko chodzić nie trzeba. Rozstawiamy namioty i odkorkowywujemy ZARAZĘ.
7114
Na dziś wystarczy.
Gwoli uzupełnienia.
Adam jedzie:
7159
Konterka, nogi na podnóżkach, jest walka, dosiad, nie oszukuje błędnika, miednica zaczyna się otwierać. Nie spodziewa się nadciągającego... ale nie uprzedzajmy faktów...
7160
Prawdę mówiąc co by się nie rozwaliło - pamiątkę będzie miał na 102 :)
7161
7162
7163
7164
7165
7166
7167
7168
Tutaj reanimowana Suka i porozwalane w koło ciuchy, banknoty, dokumenty. Suszyć, suszyć, suszyć.
7169
Można? Można :)
7170
Podczas gdy ja rozpierdalałem motocykl łudząc się, że jednak uda nam się wjechać na to obsrane Carku :D chłopaki mieli takie okoliczności natury. Ja nie mówię, że ja nie miałem widoków, ale ten zachód słońca dzieś wysoko, te chmury w dolinach, ajajaj... :)
7171
7172
7173
7174
7175
7176
Chłopaki tez mieli ciężko. Poranna droga w dół:
7177
7178
Mekka turystycznych enduro, pogromca KLE500, najwyższa droga Rumunii, postrach R120GSA, tor zręcznościowy dla Dacii, dzikość w pełnej formie, no po prostu offroadowa wisienka na szczycie rumuńskiego tortu:
7179
Szacun dla zdobywców :D. A w przyszłym roku wjedziesz tam Harleyem, bo kładą asfalt.
Rano, za Curtea de Agres, zaatakowani przez kurrr... ę.
7180
7181
Piękny południowy odcinek Transfogarskiej był tak piękny, że żeśmy jechali i nie robili zdjęć. Pojedziecie zobaczycie. Nad jeziorem Vidraru:
7182
Zahaczyliśmy o Solinę
7183
Grossglocknera:
7184
By dojechać do :drif:
7185
7186
Szymon wyciągnął dwusetę, zajął pozycję niczym snajper i nastrzelał trochę wzdęć:
7187
7188
Tak to wygląda z drugiej strony:
7189
A tutaj pozwolę sobie na interpretację. Fotografia kondensuje klimat Rumunii jaką widzieliśmy ;). Jest żar nad asfaltem, jest Dacia, jest końska kupa, słupy wiszące na kablach, a w tle widać teren płaski jak stół sąsiadujący z górami. I wiecie co? Kurde fajnie tam :).
7190
Całkiem ciekawie:drif: Ale widać, że sprzęty i właściciele dostali ostro w d.pę!
A poklatkowe przedstawienie gleby jest piękne!:Thumbs_Up::D Fotograf nieźle trafił.
Felkowski , masz dar do barwnych opisów, kiedyś to bym powiedział propaganda a teraz promowanie ....:) , dajmy na tace za pogodę bo jak by popadało to by była tylko relacja z asfaltu i nizin i pewnie by rumuńska służba zdrowia zacierała ręce tylko jak ją wezwać na te odludzia
Skleciłem galeryjkę z fotek Szimiego, Felka i moich.
Klikenmachen ;) (http://tarcu.com/Foto/Rumunia%202009/)
felkowski
18.09.2009, 07:58
Czy mi się wydaje czy nie widzę zdjęć Szymona?
Czy mi się wydaje czy nie widzę zdjęć Szymona?
Wydaje Ci się ;)
Nie ma ich wiele bo to moja galeryjka :D
zbyszek_africa
18.09.2009, 10:54
Piekna PONIEWIERKA:dizzy:
Bardzo mi się spodobała, jak by co to się piszę na następny rok:drif:
Dalszy wyjazd zaplanowany mam dopiero na jesień przyszł. roku:)
pozdr.
ja nie wiem ale te obrazki są jakieś tendencyjne - wy tam więcej w pozycji horyzontalnej jesteście niż wertykalnej.
ja nie wiem ale te obrazki są jakieś tendencyjne - wy tam więcej w pozycji horyzontalnej jesteście niż wertykalnej.
To wszystko przez kruszona. To on powodował, że błędnik czasem nie nadążał za drajwerem.
Z drugiej strony Wieczny nie kruszonował. To ja już nie wiem :D
To wszystko przez kruszona. To on powodował, że błędnik czasem nie nadążał za drajwerem.
Z drugiej strony Wieczny nie kruszonował. To ja już nie wiem :D
No bo są dobrzy i lepsi najwidoczniej :D
Kurde warto się tak powywracać co by wjechać na samą górę. Zajebioza.
Ale karoseria do generalki chyba co? Już nie na gwarancji :haha2:?
Ale karoseria do generalki chyba co? Już nie na gwarancji :haha2:?
Nie, no co Ty. Specjalnie na wyjazd zakupiliśmy drugi zestaw owiewek i bak. Wszystko po to aby przy sprzedaży motocykla był on z pierwszej ręki, używany turystycznie przez kobietę lekarza w dodatku niepalącą :D
a przy tych koziołkach nie było problemu z ubywającą wachą ze zbiornika przez korek wlewowy ? w 04 nie do opanowania leci jak z kranu bynajmniej u nas
Wacha się lała jak głupia. Jednego dnia 3 razy ściągałem paliwo z 07a, a nawet mnie trochę musieli pchać.
PS: "bynajmniej" to nie to samo co "przynajmniej" :).
Czy mi się wydaje czy nie widzę zdjęć Szymona?
specjalnie dla Ciebie:) fakt ze pare waszych fotek tez sie wplatalo:D
uwaga! duzo zdjec jeszcze nie publikowanych:rules:
http://picasaweb.google.com/szimmi82/RumuniaAdventure2009
pozdr
Pooglądałem i powiem jedno: podoba mi się ta koncepcja permanentnej rozpierduchy :) Miałbym tam sporo frajdy.
Sporo miejsc wydaje mi się dziwnie znajoma. Gratulacje za postawę!
specjalnie dla Ciebie:) fakt ze pare waszych fotek tez sie wplatalo:D
uwaga! duzo zdjec jeszcze nie publikowanych:rules:
http://picasaweb.google.com/szimmi82/RumuniaAdventure2009
pozdr
Mam nadzieję, że już nerwy Ci puściły :)
Napisz coś od siebie.
Zawsze to nowe podejście :D
Fajne fotki, profeska, fest wyprawa ehhh...
Powiem szczerze, że zanim wezmę się za silnik wpadłbym na dwa dni, weekendowo, do Mulnete Mic i na pusto wjechał to to pierdzielone Tarcu. Całkiem poważnie mówię. Co prawda czas by był jakoś w drugiej połowie piździernika, ale co tam śniegi - kufrów nie będzie :D.
Powiem szczerze, że zanim wezmę się za silnik wpadłbym na dwa dni, weekendowo, do Mulnete Mic i na pusto wjechał to to pierdzielone Tarcu. Całkiem poważnie mówię. Co prawda czas by był jakoś w drugiej połowie piździernika, ale co tam śniegi - kufrów nie będzie :D.
Wstępnie się piszę.
Stawiam jeden warunek. Tym razem masz być cały czas nawodniony ;)
Zdjęcie będzie zdjęcie, a kufry się dofotoszopuje.
:lol8:
PS: trza śledzić pogodę http://new.meteo.pl/php/meteorogram_map_coamps.php?ntype=2n&fdate=2009092112&row=190&col=107&lang=pl
Jeśli będzie szansa to można pomyśleć. Drugi raz nie możemy dać dupy :).
PS: trza śledzić pogodę http://new.meteo.pl/php/meteorogram_map_coamps.php?ntype=2n&fdate=2009092112&row=190&col=107&lang=pl
Jeśli będzie szansa to można pomyśleć. Drugi raz nie możemy dać dupy :).
Widzę, że już zaczynasz szukać usprawiedliwienia :haha2::haha2::haha2:
Jeżeli chodzi o foty to dofotoszopować jest z czego ;)
To np mogę być JA :D
http://www.emy.ro/enduro/slides/Vf%20Tarcu%202006.jpg
Dwie pierwsze foty nie robią.
Wstępnie się piszę.
Stawiam jeden warunek. Tym razem masz być cały czas nawodniony ;)
A podajcie jakąś lokalizację. Gdzie to jest?
edit:
Pany znalazłem - to całkiem niedaleko ode mnie - jakieś 200-300km.
Tam to już na prawdę będzie zimno. W zeszły weekend chłopaki tutaj jechali w góry i zarejestrowali w ciągu dnia 7st a w BG było 30.
Odezwać się proszę przed wyjazdem.
Widzę, że klaruje się miejsce pod zakończenie...
http://maps.google.pl/maps?f=q&source=s_q&hl=pl&geocode=&q=tarcu&sll=45.244437,22.585831&sspn=0.22239,0.441513&ie=UTF8&ll=45.310149,22.548065&spn=0.222132,0.441513&t=h&z=11
Powiem Ci Wieczny, jak jechać to już. Widziałem gdzieś foty w necie z połowy października i już wszystko było zasypane.
Na koniec października to się odbijemy od śniegu i tyle będzie z tematu.
Zresztą mówisz o weekendzie. Nie wiem czy masz na myśli tylko sobota, niedziela, czy może piątek, poniedziałek.
Konkrety i ciśniemy :D
@PARYS, zimna to my się nie boimy, ale jak śniegu będzie po pas to ciężko coś uczynić.
No właśnie dlatego mówię, że zimno to już jest a pod koniec października to już pewno śnieg tam będzie.
Dlatego zgadzam się z Gregiem: lepiej teraz. Będzie jeszcze ładna pogoda przez 2 tygodnie na pewno.
P.S. dostałem info od Brasila, że oni organizują zakończenie 23/10 w Eger. To wam po drodze.
Teraz ja odpadam. Do połowy piździernika nie mam wolnych weekendów (oczywiście powiększonych o piątek i poniedziałek + wtorek)
Możemy podjąć to ryzyko i zaczekać. Tylko jak sprawdzić czy potem leży śnieg czy nie?
Możemy podjąć to ryzyko i zaczekać. Tylko jak sprawdzić czy potem leży śnieg czy nie?
Zadzwonimy? Napiszemy maila?
Teraz to na bank nikt nie powie czy wtedy będzie śnieg czy nie.
Wysłać maila do Mistera "kurwa mać Polska" cold Ursus :D.
W razie czego w śniegu po pas na piechotę wejść też zabawa.
Wysłać maila do Mistera "kurwa mać Polska" cold Ursus :D.
W razie czego w śniegu po pas na piechotę wejść też zabawa.
Co że ja nie dam rady?
Szukałem jakichś historycznych danych pogodowych ale wygląda na to, że na wunderground dopiero od września tego roku gromadzą te dane. Szukam dalej.
Słuchaj... Byłem, widziałem. Ze śniegiem nie dasz rady Afrykom.
Tam i bez śniegu jest walka. Ze śniegiem nie jadę.
Oczywiście, że teraz nikt Ci nie powie czy tam potem będzie śnieg.
Chodzi mi o wiarygodne źródło kilka dni przed wyjazdem, które to potwierdzi albo zaprzeczy istnienie śniegu.
Ty PARYS wspominałeś, że masz 200 km ;)
Wiem, afryką nie. Ale na nogach na pewno.
Działa ci ten link?: http://retezat.ro/index.php/english/about-the-park/climate-and-weather.html
Bo mi nie.
Tam i bez śniegu jest walka. Ze śniegiem nie jadę.
Oczywiście, że teraz nikt Ci nie powie czy tam potem będzie śnieg.
Chodzi mi o wiarygodne źródło kilka dni przed wyjazdem, które to potwierdzi albo zaprzeczy istnienie śniegu.
Ty PARYS wspominałeś, że masz 200 km ;)
Sugerujesz, że bym podskoczył? Mogę rundkę tydzień wcześniej zrobić jakąś ewentualnie.
Sugerujesz, że bym podskoczył? Mogę rundkę tydzień wcześniej zrobić jakąś ewentualnie.
:Thumbs_Up::Thumbs_Up:
Link nie działa. Może coś robią na serwerze.
@Wieczny Ty poznałeś już gości ze stacji pogodowej na Cuntu. To chyba najlepsze źródło.
Let's do it, to znaczy you do it :D ;)
I co z tego. Powie że spoko, wjechać można Mazdą. Sam widziałeś :D.
I co z tego. Powie że spoko, wjechać można Mazdą. Sam widziałeś :D.
Nie nie. Chodzi o śnieg. Poprosisz, żeby zerknął za okno i czy widzi w okolicy biały kolor. To wszystko ;)
Aaa i pogadaj o noclegu :D
http://i.wund.com/global/stations/15316.html
http://www.wunderground.com/global/stations/15316.html?MR=0&extendedsun=sunon
http://www.meteoromania.ro/index.php?id=58&oras=15316
Na razie zajebista pogoda. Czyli drugi weekend października jeszcze byłby mega lajtowy... Hmm...
Tu masz normalną stronę. Ta twoja to na ajfona jest.
http://www.wunderground.com/weatherstation/WXDailyHistory.asp?ID=IHUNEDOA7&day=22&year=2009&month=9&graphspan=year
Notatkę taką gdzieś znalazłem [źródło: http://www.absoluteastronomy.com/topics/Tarcu_Mountains]:
Because of the western climatic influences, the amount of rainfall in the Tarcu Mountains is quite large. Snow may fall at altitudes above 1500 metres at any time in the year, while the snow pack usually lasts from October or November until June or even July in the glacial caldera (http://www.absoluteastronomy.com/topics/Caldera)
Jak będzie fart to wygląda na to że spoko. Kojarząc po górkach Serbskich przed połową listopada poważnych opadów śniegu nie ma (przynajmniej w ostatnich latach).
http://www.tutiempo.net/en/Climate/TARCU/153170.htm
Dane wskazują na temperaturę średnią ok 0 pod koniec października.
Wieczny - a który pierwszy wolny weekend masz?
Tu znalazłem trochę tracków: http://alpinet.org/main/poteci/gps_en_zonaid_6_idxtracks_10.html#tracks
Od 23go niestety :Sarcastic:. Ogólnie w przeciągu 3 dni się okaże, czy drugi weekend października (10-11 i dni przyległe) będę miał zajęty.
Od 23go niestety :Sarcastic:. Ogólnie w przeciągu 3 dni się okaże, czy drugi weekend października (10-11 i dni przyległe) będę miał zajęty.
No i jak? Minęło już te 3 dni czy jeszcze nie?
felkowski
23.09.2009, 19:45
Październik mówicie ??? Już się przezbroiłem na anaki. Mazda wg Wiecznego dała rade, ale Patrol ukręcił półoś....
Bo ten w Maździe :) nie wiedział, że tam się nie da wjechać. pozdro
Październik mówicie ??? Już się przezbroiłem na anaki...
A odradzałem ;)
felkowski
23.09.2009, 20:47
A odradzałem ;)
Spoko jedziecie bez kufrów musi być jakiś handikap
Spoko jedziecie bez kufrów musi być jakiś handikap
Jedziecie..... myślałem, że się skusisz. Piwko na Tarcu, to musi coś znaczyć, to musi być Hutysz :)
A odradzałem ;)
A to na Tourancas tam się nie wjedzie?
A to na Tourancas tam się nie wjedzie?
Jakby to ująć :) NIE :D
edit: no ale pewnie to kwestia umiejętności ;)
Tak czytam i czytam..
Chętnie bym wrócił do Rumunii ale...
Ciągle mam problemy z nadgarstkiem ale też poprawia się powoli, mam tez plan że gdybym być może zabrał wścieklaka na przyczepę to jakoś dałbym radę... a wtedy to i śnieg nie problem ;)
Tak czytam i czytam..
Chętnie bym wrócił do Rumunii ale...
Ciągle mam problemy z nadgarstkiem ale też poprawia się powoli, mam tez plan że gdybym być może zabrał wścieklaka na przyczepę to jakoś dałbym radę... a wtedy to i śnieg nie problem ;)
Jak uważasz panie.
Nie wiem tylko czy nie lepiej zrobić 1000km na asfalcie afryczką, czy walczyć o życie na wjeździe wścieklakiem.
Musisz sobie odpowiedzieć na to ważne pytanie...
Chwila, po pierwsze problemy mam przy dłuższym obciążeniu ręki, po drugie tam gdzie "walczy się o życie" afryką to na wścieklaku wlatuje się bez pierdnięcia. Po prostu ciężko mi utrzymać 200kg jak sie kładzie. Zresztą jak się nie poprawi (ręka) to nigdzie nie jadę.
A jeśli to retoryczne pytanie to tak, lepiej walczyć o życie na 15 km niż zrobić 1000 wciągając gile z nosa ;)
W sumie czy kości czy Anakee to tak samo się będzie po tych kamulcach jechać
http://www.anke-meyer.de/Reisen/Rumanien_2000/1__Woche/Weg_zum_Tarcu_2.jpg (http://www.anke-meyer.de/Reisen/Rumanien_2000/1__Woche/Weg_zum_Tarcu_2.jpg).
Kwestia partii trawiastych...
Sam bym jechał na tych samych gumach, których połowę w Rumunii zostawiłem.
PS:
http://www.3fun.pl/imgs_upload/galerie/enduromania/rumunia354.jpg (http://www.3fun.pl/imgs_upload/galerie/enduromania/rumunia354.jpg)
PS2:
Dupa...
http://www.quadzik.pl/forum/viewtopic.php?p=37521 - zdjęcie z 9.10.2008 i podpis: śnieg zalegający na szlaku skutecznie bronił wjazdu na szczyt i to była niestety druga góra, która
odmówiła nam dostępu.
Ja wiem jedno. Na takie kamulce już się z kuframi nie pcham. Złapałem schizę na temat wciągania nóg pod kufry. Ma psychika już nigdy nie będzie tak piękna i i nieskalana jak niegdyś
.....Dupa...
Żadna dupa, mięczaku. To było rok temu. Poza tym 'quadzik'. Jak to w ogóle brzmi ;)
Nie patrzymy na daty tylko na śnieg. Rok temu był, a dwa lata temu nie :D
Niestety uczelnia nałożyła na mnie na początek października obrożę z krótkim łańcuchem. Więc moja obecność odpada. Musze być w czwartek i poniedziałek obecny w Warszawie.
Ale co się odwlecze to nie uciecze. Prędko tam asfaltu nie położą.
No i żeby przypadkiem kolejki linowej nie pierdykneli.
Mógłbyś już przestać być "wieczny" :D:D
Powodzenia
Za rok będę wieczny magister.
Co rok sobie to obiecuję :D.
Mam nadzieję, że już nerwy Ci puściły :)
Napisz coś od siebie.
Zawsze to nowe podejście :D
nerwy? jakie nerwy:)
ja Wam nic nie napisze bo nie lubie pisac. moge sie ew spotkac przy wodce i poopowiadac:D
nono widze ze przez pare dni byly tu poruszane bardzo ambitnie plany ale... Wieczny w koncu wszystko zepsul :P
Uwielbiam tę presję :). I to, że rzucenie luźnego pomysłu robi ze mnie komandora wyprawy :D.
Czuję się jak Podos :lol8:
7Greg to co? Masz ochotę w przyszłym tyg wyskoczyć?
No bo samemu to mi się bez kitu nie chce...
Czuję się jak Podos :lol8:
Pomyśl lepiej jak musi się czuć reszta forum...
7Greg to co? Masz ochotę w przyszłym tyg wyskoczyć?
No bo samemu to mi się bez kitu nie chce...
Koncepcja jest słuszna. Przydałby się jeszcze kompan na trasę do rumunesku.
Może ktoś się odważy. ;)
Jeśli chodzi o mnie to pasuje każdy łykend przed 19/10.
..lepiej walczyć o życie na 15 km niż zrobić 1000 wciągając gile z nosa..
nic dodać, nic ująć :bow::D
ze świeżych info:
wiadomości pogodowe - w ciągu całego ostatniego tygodnia w górskich dolinach było nawet dość ciepło (jak na koniec września), zdarzało się czasem i 5 st C o 9.00, więc nie musiałam jeść śniadania w rękawiczkach ;);
w południe żar z nieba i bez kurtki można pomykać po trudniejszych sekcjach;
myliłby się ten, kto by uważał, że 10 dni bez deszczu wysuszy błotko w ciemnym lesie :);
nalewka jesienią jest lepsza od wina;
rumuńskie grzyby też da się jeść;
misie są już bardzo najedzone;
Kontynuacja
http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=4356
:D
http://vimeo.com/7847313
Tameście byli na AT
felkowski
27.01.2010, 08:09
Kilka miejsc wygląda na znajome. Tylko jakeśmy tam byli, to juz śniegu nie było albo nie dojechaliśmy aż tak wysoko :D
Też mnie pies gonił i też kopałem leżący motocykl :).
A na takich pierdziawkach to każdy wjedzie.
felkowski
27.01.2010, 19:11
Też mnie pies gonił i też kopałem leżący motocykl :).
.
Skoro nie widac różnicy to po co przepłacać :haha2:
banditos
26.10.2010, 13:32
No Pany szacun...
czy to juz koniec relacyji?
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.