PDA

View Full Version : Z Polski do Indii - 2019 lipiec - wrzesień.


sambor1965
15.04.2020, 13:22
Korzystając z koronawirusowych przymusowych wakacji/bezrobocia postanowiłem podzielić się z Wami kawałkiem nowego dla mnie świata. Będzie dużo literek i chyba mało obrazków. Dlatego, że już mało mnie obchodzi ile z Was to przeczyta. Postanowiłem sprawdzić czy chce mi się jeszcze pisać i w tym celu wybrałem macierzyste forum motocyklowe.

Myślałem o Pakistanie od dawna, ale jakoś nam się nie składało. Byłem na moto pewnie z kilkadziesiąt razy w okolicy: w Kirgistanie, Tadżykistanie, Afganistanie, Chinach, Indiach, ale Pakistan jakoś bardzo mi nie pasował. A to były problemy z wizą, a to zrobiło się niespokojnie, a to Karakorum Highway się zawaliło i w jego miejscu pojawiło się jezioro. Jednak Karakorum wciąż kusiło, i nawet kilka razy w ramach mojej roboty przejechałem się chińskim kawałkiem tej drogi aż do granicy w Khunjarab. I było bardzo, bardzo obiecująco. Było ognisko nad jeziorem Karakul, trochę pijackie skakanie na derce nad ogniskiem no i był poranny widok na siedmioipółtysięczną Muztagh Atę - to pozostanie w mojej pamięci aż do późnego Alzheimera. Kręciłem się też po drugiej stronie - od lat robiłem komercyjne wyprawy po indyjskim Ladakhu i Spiti. Kilka razy jechałem ze Srinagaru do Leh, i ten Pakistan wciąż był na wyciągniecie ręki. Był tuż. Za przełęczą, za górą, za rzeką. Ale zawsze za granicą.
Rok temu klamka zapadła, jedziemy. Trochę wariacki, ale wszyscy potrafią sikać z wiatrem. Pomysł sam w sobie był dość prosty: zorganizuję wyprawę z Kirgistanu przez Chiny, Pakistan do Indii. Wysyłanie motorków do Kirgistanu mam jakby opanowane, w Chinach kilka razy już byłem i papierologia jest do przejścia, o pakistańskie wizy jakby łatwiej, w Indiach mam kumpli co mi powinni resztę ogarnąć. Z Indii wysyłałem już kontener z motocyklami już w 2007 roku, nie wspominam tego wprawdzie szczególnie ciepło, ale wiem, że dam radę.
Ekipa zebrała się szybko. Uprzedzając pytania - to był najdroższy wyjazd w historii mojej firmy. Wyszło mi że nie chcę tego zrobić krócej niż w trzy tygodnie, pewnie by i się dało szybciej, ale kosztem tego co moim zdaniem było niepomijalne. Ponieważ wyjazd był drogi to i ekipa była specyficzna. Same beemki, jeden tygrys 1200, i jedna Huśka 701. Ekipa międzynarodowa, większość Polaków, ale para Anglików, Litwinów i jeden gość ze Słowenii. Większość znałem z poprzednich wyjazdów i nie spodziewałem się problemów. Myliłem się.

***

Rozejrzałem się po moim garażu i wyszło mi, że nie dysponuję rozsądnym sprzętem, którym mógłbym pojechać. Miałem trochę różnych singli hondy, kateemy, kawasaki, suzuki, nawet enfield... Z dwucylindrowych tylko Afrykę z 2000 roku, którą w dodatku zostawiłem poprzedniego roku w Kirgistanie. Wyjazd zaczynał się w sierpniu, startowaliśmy z Biszkeku i trzeba było najpóźniej w lipcu coś włożyć do ciężarówki.
Nigdy nie sądziłem, że napiszę coś takiego na tym forum: kupiłem GS1200. Akurat zostałem dziadkiem i stało się - kumpel z Niemiec sprzedawał. Sprzedawał wszystko co miał, lekarz zabronił mu jeździć. Więc płakał jak sprzedawał - kupiłem takie coś wymuskane, ociekające Touratechem i Wunderlichem. Miał nawet wszystkie osłony na osłony, kuferki, duperelki, podwyższenia, kufry, nawigacje, regulacje, deflektory, amory i amortyzatory, zmodyfikowane siedzenia etc. Na zachętę kumpel dołożył nowy silnik i stało się. Mam wała (nota bene ukręcił się dwa miesiące temu w Ameryce Południowej, ale to inna historia).
W paszporcie zaczęły pojawiać się wizy, z jednej strony było upierdliwie, bo nie możesz po prostu pójść do tych ambasad i poprosić o wizę, z drugiej jednak są biura, które dość sprawnie to robią. Oczywiście nie możesz im powiedzieć, że chcesz wjechać motocyklem do Chińskiej Republiki Ludowej, musisz odwalić tę całą ściemę: zarezerwować bez sensu drogi bilet lotniczy (najważniejsze żeby dało się bezpłatnie odwołać!), zarezerwować jakiś nocleg (na tej samej zasadzie) i z takimi papierami możesz wystartować po wizę. I ani mru mru o motocyklu. To samo z Indiami - tam jest oczywiście wiza on arrival, którą dostaniesz na lotnisku, ale Ty musisz się wystarać o normalną, wklejaną, bo nie dostaniesz takiej on arrival na granicy lądowej.
Doszło mi jednak jeszcze kilka innych wiz. Postanowiłem, że na kołach dojadę z Polski do Indii więc musiałem wystarać się jeszcze o wizę rosyjską. I znowu decyzja które kłamstwo będzie najlepsze: powinienem dostać normalną tanzytową, ale tej nie chcą wydać. Może więc biznesową? W końcu jakby jadę do pracy… Poszła normalna turystyczna, ze ściemą z hotelami. Chyba bez biletów lotniczych, ale tego już nie pamiętam. Postanowiłem też przełamać klątwę Uzbekistanu z którym mam penitencjarne wspomnienia i za radą znajomych dyplomatołków zdecydowałem poszerzyć przygodę o ten kraj.

***

W zeszłym roku obchodziłem urodziny, w zasadzie co roku obchodzę jakieś, ale te były szczególne. Moi synowie kończyli 100 lat. Cóż życie miałem jak dotąd dość niespokojne więc urodziny świętowałem sam i nie jestem nawet teraz pewien czy synowie są świadomi ile lat w sumie mają. Najmłodszy rok temu miał ich 14 i mieszkał w Wiedniu.
Co roku na moich wyjazdach motocyklowych trafia mi się ojciec z synem. Zawsze z politowaniem patrzyłem na próby naprawienia w dwa tygodnie tego co było psute przez lat 10. Trochę to jest pokraczne na początku, ale po kilku dniach ojciec z synem się poznają lepiej i coś tam zaczyna się pojawiać. Jakaś nić zrozumienia, żeby nie powiedzieć że przyjaźni. Alek ma teraz 15 lat, od pięciu lat mieszka w Austrii, a wcześniej kilka lat mieszkał w Paryżu. Mówi płynnie po niemiecku, francusku, angielsku. Oczywiście też po polsku, i nieco słabiej po hiszpańsku. A jak tam z rosyjskim? Ano pozhiviom, uvidim...
Ostatnio na dłuższym tripie byliśmy razem 7 lat wcześniej - pojechaliśmy z Kirgistanu do Chin i powrotem. Fajne trzy tygodnie, ale już dawno wywietrzały mi z głowy, a jemu pewnie tym bardziej - miał wówczas 7 lat…
Negocjacje z matką były trudne i zakończyły się kompromisem. Mamy trzy tygodnie i możemy pojechać autem. Beemka do ciężarówki, a my do Hila. W Biszkeku mam włożyć młodego do jakiegoś samolotu, z którego odbierze go matka. Bezpośrednich lotów do Wiednia stamtąd nie ma więc uzgadniamy, że wsadzę go do samolotu tylko wówczas jeśli ona będzie już na docelowym lotnisku.
Pozostaje jeszcze PZMot i załatwienie karnetu (Carnet de passage). Na Pakistan i Indie kosztował prawie 800 zł no i bagatela - kaucja. Na starą 10 letnią beemkę wyliczyli 15000 zł). Z dokumentem pani Ewa uwinęła się w tydzień.
Trzy tygodnie to całkiem dużo jak na dojazd do Biszkeku. Młody był już ze mną w Pamirze więc nie będę go tam ciągnął, zresztą niech sam wybiera. Dałem mu wytyczne i kazałem poczytać, pozastanawiać się i wybrać trasę. No i wybrał. Przez Petersburg.

Fihu
15.04.2020, 13:36
W końcu. Super
Czekam cierpliwie ;)

fassi
15.04.2020, 13:42
yUm76rTtkd4

Onufry22
15.04.2020, 13:52
Samborze Twoje relacje czyta się chętnie:)

sluza
15.04.2020, 14:55
(...) nie możesz po prostu pójść do tych ambasad i poprosić o wizę, z drugiej jednak są biura, które dość sprawnie to robią. Oczywiście nie możesz im powiedzieć, że chcesz wjechać motocyklem do Chińskiej Republiki Ludowej, musisz odwalić tę całą ściemę: zarezerwować bez sensu drogi bilet lotniczy (najważniejsze żeby dało się bezpłatnie odwołać!), zarezerwować jakiś nocleg (na tej samej zasadzie) i z takimi papierami możesz wystartować po wizę. I ani mru mru o motocyklu. To samo z Indiami - tam jest oczywiście wiza on arrival, którą dostaniesz na lotnisku, ale Ty musisz się wystarać o normalną, wklejaną, bo nie dostaniesz takiej on arrival na granicy lądowej.
Doszło mi jednak jeszcze kilka innych wiz. Postanowiłem, że na kołach dojadę z Polski do Indii więc musiałem wystarać się jeszcze o wizę rosyjską. I znowu decyzja które kłamstwo będzie najlepsze: powinienem dostać normalną tanzytową, ale tej nie chcą wydać. Może więc biznesową? W końcu jakby jadę do pracy… Poszła normalna turystyczna, ze ściemą z hotelami. Chyba bez biletów lotniczych, ale tego już nie pamiętam. Postanowiłem też przełamać klątwę Uzbekistanu z którym mam penitencjarne wspomnienia i za radą znajomych dyplomatołków zdecydowałem poszerzyć przygodę o ten kraj.


:vis: to jest temat na pracę doktorską co najmniej :dizzy:

tyran
15.04.2020, 15:34
Super. Czytamy!

czosnek
15.04.2020, 15:44
Widzę że kwarantanna nastraja do ojcowskich opowieści. Właśnie też się zabierałem za moje wywody.
PS:
Ale kilka zdjęć Panie literacie by nie zaszkodziło :)

Poncki
15.04.2020, 15:47
Ostrzegam!
Rzućcie precz tę relację, bo z Wami będzie tak samo!

95641

95642

sambor1965
15.04.2020, 16:10
Petersburg? Czemu nie, może być Petersburg.
- A właściwie dlaczego ten Petersburg?
- Bo mają tam Hard Rock Cafe i chciałbym mieć stamtąd koszulkę.

Dżizys, k..., ja prdl Hard Rock Cafe! Ermitaż, Aurora, blokada Leningradu, Pałac Zimowy, białe noce, Twierdza Pietropałowska, a choćby i most bolszeochtienskij, Oranienbaum, nie mówiąc o gmachu Sztabu Głównego. Już ja Ci gówniarzu pokażę Hard Rock Cafe, wcześniej przeciągnę trzy razy przez Newski Prospekt i będziesz znał każdy kawałek Dworcowej Płoszczadi. Będziesz Zachodni Degeneracie słuchał duszoszczipatielnych grajków, poznasz rosyjską smutę i posłuchasz historii o Piotrze Wielkim i niewyżytej Niemrze.

Młody jest bardzo zachodni. Odbieram go z Okęcia. Wysoki jak na 14 latka, ani takiego przytulić, ani wziąc na piwo... Ubrany w jaśniutkie rurkodżinsy, biały Tshirt (tak kurwa, z napisem Hard Rock Cafe skądśtam). Do tego sportowe buciki, w których kryją się skarpetki stópki. Ciemne okulary. Włosy długie. Jak idziemy razem to z tyłu to jeszcze jakoś wygląda - ot, Bruce Willis z jakąś młodą laską. Z przodu jednak nie sposób tego obronić. Zabieram go do Decathlonu, protestuje głośno, ale kupuję mu jakieś normalne spodnie. Na sandały nie dał się namówić, spodni zresztą, jak mówi, też nie założy.

Jak to się stało? Kiedy wyrósł i od kiedy ma swoje zdanie? Pewnie nie wypije wody z rzeki i będziemy musieli spać w hotelach. Wszystko prawie już gotowe: decyduję że zostawiam hiluksową budę, mam tam kawał komfortu, kuchenkę, prysznic, namiot dachowy, zlew, grilla i Bóg wie co jeszcze. Wszystko to jednak mocno chyboce całym autem. A w dodatku jedziemy na wschód i nie chcę żadnych wygód. Jedziemy do Petersburga, Moskwy, a nie na kazachskie stepy. Bo do Moskwy też jedziemy, z tego samego powodu co do Petersburga - mają tam Hard Rock Cafe.
Wizę rosyjską dostajemy w dniu wyjazdu. Albo nawet inaczej - wyjeżdżamy natychmiast jak tylko dostajemy wizę. Albo jeszcze inaczej: ruszamy spóźnieni, bo wizę dostajemy trochę później niż obiecywano. Katapultujemy się na północ drogą na Ostrołekę. Prujemy przez Litwę olewając Troki, cmentarz na Rosie i pannę co w Ostrej świeci bramie.
Nie wiem jak mu się udało sparować swojego Iphona (oczywiście X) z moim radiem, ale już na prostej wylotowej z Warszawy zrozumiałem, że nie lubię francuskiego rapu. Okazał się jednak być dużo ciekawszym gatunkiem muzycznym od rapu niemieckiego, a może austriackiego. Coś się we mnie gotowało, ale postanowiłem, że to wytrzymam. Wszystko co ma swój początek ma też swój koniec, prawda? Alek, nieco podgłośnił radio, a ja udawałem że mi to wcale nie przeszkadza. Nie myślałem wcale o 3 tygodniach, które były przed nami, nie myślałem o car Puszce, o car Kołokole, nie myślałem o astrachańskim kawiorze ani o wieży w Bucharze, z której strącono biednego Stoddarta i Connollyego. Zastanawiałem się nad tym ile pamięci ma Iphone X i ile niemieckiego i francuskiego rapu się w nim mieści. Myślałem też o małym austriackim, a może już bardziej niemieckim kapralu, który przewracałby się teraz w grobie, gdyby go oczywiście miał, słysząc prawdziwych Aryjczyków skandujących w afroamerykańskim stylu:

Du hast gedacht, ich mache Spaß, aber keiner hier lacht
Sieh dich mal um, all die Waffen sind scharf
Ey, was hast du gedacht?
Noch vor paar Jahren hab' ich gar nix gehabt
Alles geklappt, ja, ich hab' es geschafft
Ey, was hast du gedacht?
Bringst deine Alte zu 'nem Live-Konzert mit
Und danach bläst sie unterm Beifahrersitz
Ey, was hast du gedacht?


Chyba wolę gadać niż słuchać muzyki. O tak, wolę zdecydowanie. Pogadajmy.


H2hGrsExuyc

wojtekk
15.04.2020, 17:38
Czytam!

Dubel
15.04.2020, 17:51
:lukacz::lukacz::lukacz:

Chudy 45
15.04.2020, 18:29
Czyta się czyta :)

StrzeLuk
15.04.2020, 18:58
Czekamy na więcej... daj znać w szczegółach jak pokonać chińską granicę, bo słyszałem że go ChRL nie wjedzie się pojazdem zarejestrowanym w EU.

Sub
15.04.2020, 20:21
Pysznie...:Thumbs_Up: >>> 🅿🅰🅺🅸🆂🆃🅰🅽 (https://www.facebook.com/PAKVENTURE2020) - nasz plan na ten rok ;)

trzykawki
15.04.2020, 20:33
Panie Sambor , Pan się nie o..., znaczy nie ociąga tylko Pan niech pisze. Obśmiałem się już parę razy i liczę na więcej.

Gończy
15.04.2020, 21:07
Długo wytrzymałeś z tą niemiecką muzą?:D
Czyta się.

matjas
15.04.2020, 21:16
Ostrzegam!
Rzućcie precz tę relację, bo z Wami będzie tak samo!

95641

95642

Moja z ulubionych książek.
Polecam również Kosmolot i Czółno.

A Wy, Samborski, piszcie! ;)

M

Artek
15.04.2020, 22:25
"...ani takiego przytulić, ani wziąć na piwo..."

Kurka wodna. Znam to uczucie.

nicek27
15.04.2020, 23:35
Nie bylo mnie dawno na forum. Wracam a tu takie historie! Czekam na nastepny wpis!

Ja niestety na codzien w pracy musze podobnego sluchac - demokracja przy wyborze czego sluchamy.. Nie nazywam tego muzyka!


:)

nabrU
16.04.2020, 00:04
Dołączam i ja...

Wojtkuuu
16.04.2020, 06:59
Przyłączam się do czytania. Świetny styl. Mam nadzieje autorze, że nie poczujesz się urazony, ale czytając relację, przed oczami mam klimat książek podróżniczych Wojtka Cejrowskiego. Nie wiem czy dla Ciebie to komplement czy wręcz przeciwnie :confused:

CzarnyEZG
16.04.2020, 07:36
Czytamy :)

sambor1965
16.04.2020, 23:12
Zanim zaczęliśmy na poważnie gadać sprawdziłem jakie ja mam atuty w moim Xiaomi. O dziwo zawartość okazała się niemal równie toksyczna jak niemiecki rap. Młody zniósł spokojnie Wish you were here, ale jak pociągnąłem z Ummagumma to dyskretnie szarpnął grzywą i w jego uszach pojawiły się Airpodsy, bezprzewodowe słuchawki, które kosztują chyba więcej niż mój Xiaomi. Cóż, siły się wyrównały.

Nie przepadam za gadaniem na motocyklu, rozprasza mnie i zabija przyjemność z jazdy. Pewnie ma sens w takiej pitu-pitu turystyce, gdzie jedziesz sobie czymś chromowanym i gadasz z kumplem o dupie Maryni, ale jak chcesz jechać po czymś co jest jakimś wyzwaniem, przez tereny, które mają Ci zapaść w pamięć na lata to gadanie rozprasza i wybija z rytmu. A może ja po prostu się do tego gadania zraziłem? Zacząłem używać Packtalka przed kilkoma laty, akurat byliśmy w Kolumbii. Bogota, parę milionów ludzi na ulicach, trzeba uważać. Prowadziła akurat ona, gdy rzuciłem do siebie: Jak kurwa jedziesz!. Niby do siebie, ale słychać było w kasku 30 metrów dalej. I na szczęście nastały ciche dni. Packtalka wciąż zabieram ze sobą na wyprawy, ale jakoś nie pamiętam bym go kiedykolwiek z kimś sparował.

No, ale w aucie? W aucie jest inaczej… Nie da się nie rozmawiać przez trzy tygodnie. Dawno, dawno temu jechałem w Chinach przez Taklamakan z Czarną Żmiją i mieliśmy dwudniowego focha. Żadnej muzyki i żadnego gadania. Wtedy zrozumiałem, że cisza potrafi boleć. Bolało nas oboje. Dookoła pięknie, wydmy jednej z największej piaskowych pustyń, kolory jakich żadne z nas nigdy i nigdzie nie widziało. Serce aż się wyrywa, by podzielić się wrażeniami, ale oboje ukaraliśmy się milczeniem. W aucie się gada i ja bardzo za to auta lubię. Nie sposób uciec przed trudnym pytaniem – wprawdzie nie trzeba patrzeć drugiej osobie w oczy, ale i tak tworzy się atmosfera szczególnie sprzyjająca rozmowie.
Cenię jednak w podróży ludzi z którymi się dobrze milczy. Tak się składa jakoś, że z wiekiem coraz więcej mam tych kilometrów w samochodzie, a coraz mniej na motocyklu. W tym roku, w styczniu i lutym nakręciłem grubo ponad 20 tys. km po Ameryce Południowej. Motorkiem z tego może jedna czwarta. Większość czasu w aucie, jakieś przeloty po 2-3 tysiące kilometrów. Ważne jest, by mieć w aucie kogoś z kim dobrze się milczy. Jechałem tym razem z Jankesem, z którym byłem już w Maroku, Afganistanie, Chinach. Dwa miechy bez żadnego konfliktu. Ten typ rzadko występuje w żeńskiej wersji, ale się zdarza. Wśród dzieci nie występuje nigdy. Bo dzieci pytają czy daleko jeszcze.
Alek nie jest już dzieckiem, bo nie pyta. A może wie, że bardzo daleko. Że nie wiadomo jak daleko, bo nie wiadomo, którędy pojedziemy. Przez pierwsze dni trochę się obwąchujemy i poznajemy. Jesteśmy podobni, ale całkowicie inni. Tak samo uparci, ale w zupełnie innych sprawach. Młody przysypia, a ja knuję co będziemy robić po drodze. To tak naprawdę nasz pierwszy dłuższy wspólny wyjazd. Bez żadnych żon, matek i innych besserwiserek. Śmieję się ze swoich pomysłów i przestaję się napinać. No bo co ja niby chciałbym w te trzy tygodnie osiągnąć? Czy da się w trzy tygodnie z austriackiego bubka zrobić normalnego faceta co żuje pszczoły jak chce miodu?
Spróbujemy zakazanych owoców nieco dalej, jak wyjedziemy z internetów i zasięgu mamusi. Zaczniemy małymi kroczkami. Jakoś źle znosiłem te jego rurki, ale załatwiliśmy to pierwszego dnia. Zatrzymaliśmy się na Łotwie nad Bałtykiem – wiadomo namiot. Kazałem mu sprawdzić czy z auta nic nie cieknie – wytłumaczyłem gdzie jest tylny most i gdzie reduktor. Było sucho, ale na jego błękitnych dżinsikach pojawiła się kreska. Przyniosłem trochę drewna i rozpaliłem ognisko. Wiele razy paliliśmy ogniska i wiedziałem, że lubi bawić się ogniem. Po godzinie spodnie były błękitnobrudne. Nie szkodzi. Rano zachęcałem do założenia kolejnej błękitnoszarej pary, ale zdecydował się założyć te ode mnie. Z Decathlonu.

Hilux przemieszczał się z godnością i jechaliśmy zgodnie z przepisami - w myśl rosyjskiego powiedzenie tisze jedziesz dalsze budiesz. To był mój nie wiem już który już tranzyt przez Rosję i znałem panujące tu zasady. Zabuliliśmy tylko u przyjaciół Litwinów wyłowieni bez pudła przez policjanta, który sprawdził że jesteśmy ciężarówką i winieta potrzebna. Osztrafował i puścił. Granica w Narwie poszła aksamitnie i aż do końca naszego rosyjskiego tranzytu nie mieliśmy żadnej okoliczności z policją rosyjską.
Nie będę Wam pisał o Petersburgu, byliśmy zobaczyliśmy co trzeba, kupiliśmy koszulkę i pojechaliśmy do Moskwy. To niemały dystans, ale machnęliśmy to w jeden dzień, droga jest właściwie idealna. Moskwa tak jak i Piter, jazda obowiązkowa, Hard Rock Cafe i heja na południe. Dwupasmówką w stronę Wołgogradu. Jakoś ten Stalingrad nie był mi do tej pory po drodze. Tym razem był moim wyborem i zaplanowaną lekcją historii dla Młodego. Tam mieliśmy zdecydować którędy dalej.

Nie będę Wam opisywał o czym gadaliśmy, bo to są sprawy między ojcem i synem i takimi pozostaną, rozmowy bywały ciężkie i były momenty, że marzyłem o niemieckim rapie. Za oknami przesuwały się najpierw setki kilometrów lasu, a setki nadwołżańskich pól. Przez te kilka dni jazdy do Wołgogradu zrozumiałem, że mój syn nie jest ani Polakiem, ani Austriakiem ani tym bardziej Francuzem. Jest takim eurokundlem. Czy to źle? Chyba nie, ale czy dobrze?
Nie wiedziałem, że można dwie godziny gadać o butach. Nie wiedziałem, że są limitowane serie, że ustawiają się po nie kolejki, że ich się właściwie nie nosi, bo one są kolekcjonerskie i że z czasem można je sprzedać z grubym zyskiem. Normalnie jak kiedyś znaczki. Wiedzieliście? Mój syn o butach wie sporo i dziwił się, że ja wiem tak mało. W końcu zapytał mnie ile najwięcej dałem za buty.
- Nie wiem, pewnie z 500 Euro.
Zaimponowałem gościowi. Co za marka?
- Foxy, no i Gaerne SG12.
Nie słyszał o nich. I tak przez kilka dni opowiadaliśmy sobie o światach, które istniały równolegle, które nigdzie się nie przecinały i nie spotykały, Dowiedziałem się co nieco o jutuberach, a Młody zrobił duże oczy, gdy zapytał ilu mam znajomych na fejsie. Zaraz jednak prychnął, że fejs jest dla staruszków. I tak przekomarzając się dojechaliśmy do Wołgogradu.
Na dobranoc zapodaję Wam moją ulubioną piosenkę o milczeniu. Nie jest po rosyjsku, ale któż to zauważy...

Q-mp8ioyyo8

Poncki
17.04.2020, 00:33
KnVX-uv-QPc

ArtiZet
17.04.2020, 00:50
Nie jest po rosyjsku, ale któż to zauważy...

Q-mp8ioyyo8
Na pewno każdy Rosjanin ;) I pewnie z połowa z
Polaków ktorym kazano za młodu uczyc się rosyjskiego :)

P.S. Sam nie wiem czy bardziej bede śledził relacje miedzy ojcem a synem czy te z podrozy...zbyt wiele bym chciał zacytowac z ostatniego wpisu dlatego jako ojciec 2 córek nie zacytuje nic...

Pawel_z_Jasla
17.04.2020, 06:31
Jak zwykle SZACUN:bow: i czekam na kolejne "odcinki".

wezyr
17.04.2020, 08:28
"Zaimponowałem gościowi. Co za marka?
- Foxy, no i Gaerne SG12...."


:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D

sambor1965
17.04.2020, 10:24
Wołgograd był dla mnie ważny. Widziałem dziesiątki filmów, ale czymś innym jest stanąć na wzgórzu 102 i spojrzeć na Wołgę. Matka Ojczyzna była wprawdzie cała w rusztowaniach, ale świeckie sanktuarium otwarte i naprawdę robiące wrażenie. Nie masz wątpliwości, że jesteś w świątyni. Bez krzyża, Buddy czy półksiężyca, ale czujesz sacrum miejsca. Cisza, warta, półmrok i wiszące sztandary.
Nawet jeśli jesteś 15 latkiem z Austrii.
Bardziej jednak do wyobraźni przemawiają ruiny młynu Gerharda z kopią słynnej fontanny Barmalej. Muzeum takie sowieckie w swojej narracji. Nie tak bardzo jak muzeum Stalina na Kurhanie Mamaja, ale jednak...
Alkowi zaś zapaliła się lampka przy domu Pawłowa, reducie radzieckich obrońców miasta. Dla niego to był Pavlov’s house z Call of Duty. O tempora, o mores…
Stalingradzkie muzea nie są przygotowane na turystów spoza dawnych Sowietów. Tylko rosyjski. To był kolejny moment kiedy mogłem błysnąć i spróbować młodemu zaimponować. Znam historię i znam język. Jego rosyjski był „śladowy” i również pochodził z gry komputerowej. Tym razem z GTA. Hm, jak dla mnie to mocno patologiczna rozrywka. Szczególnie dla 14-latka. No, ale w Austrii „wszyscy w to grają”. Za jakimś patobohaterem z tej z gry potrafił powtórzyć „suka, bliad”. Mało przydatne, ale za to bez akcentu. Może to i gorzej…
Spaliśmy nad Wołgą. Ach co to za rzeka, jedyna taka w Europie. No, powiedzmy, że w Europie, mnie ta rzeka bardziej przypomina mi syberyjską Angarę czy Witim. Ta rzeka ma olbrzymi majestat i podobno równie wielkie komary. Komarów tego wieczoru nie było, był sam majestat. Nie rozłożyliśmy namiotów, rzuciłem tylko karimaty na pakę hila. Leżeliśmy obok siebie i patrzyliśmy w gwiazdy. Mam tylko czterech synów i nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że właśnie w tekie noce buduje się więź między ojcem a synem. z wolna dopalało się ognisko, a statek za statkiem nie zważając na ciszę nocną buczały na zakolu rzeki.
- Te trzy gwiazdy koło siebie to Pas Oriona. Widać je także z południowej półkuli, kiedyś Ci pokażę. W Argentynie albo w Chile. I Krzyż Południa też.
- Mogę się przytulić?
Hm, a może można już napić się razem piwa i jeszcze przytulić?

Musimy podjąć decyzję. Rozsądek podpowiada dwie drogi. Pierwszą przez Kazachstan, 22 lipca mają tam strzelać z Bajkonuru rakietę. Wiem jednak, że szansa na fuckup jest duża, często te starty przekładają z powodu pogody czy problemów technicznych. Druga opcja to Uzbekistan. Kusi mnie Nukus w którym nigdy nie byłem. No i południe jeziora Aralskiego. W Nukusie jest jedno muzeum do którego przyjeżdżają ludzie z całego świata. Igor Sawicki ( z polskimi korzeniami) przez całe życie zbierał prace awangardzistów świata radzieckiego, Zakazana sztuka wrogów ludu znalazła sobie oazę w Nukusie na radzieckiej pustyni socrealizmu. Cóż, wiedziałem, że pojedziemy przez Nukus, bardzo chciałem zobaczyć Byka namalowanego przez Łysenkę… Widziałem go dawno temu w jakiejś gazecie. Gość podobno był zwykłym szewcem i nikt nie wiedział, że coś maluje. Skończył w psychuszce.

apex
17.04.2020, 10:58
Czekamy na więcej, Czyta się:)

consigliero
17.04.2020, 10:58
Subiektywnie dla mnie mocno depresyjne, przypomina o niespełnionych marzeniach oraz popełnionych błędach których już się nie da cofnąć. Oczywiście będę zaglądał nie wczytując się w przerywniki, takie jak nie przymierzając mój wpis. Może jednak powinienem sobie jednak kupić hiluxa?!?

sambor1965
17.04.2020, 11:12
Subiektywnie dla mnie mocno depresyjne, przypomina o niespełnionych marzeniach oraz popełnionych błędach których już się nie da cofnąć. Oczywiście będę zaglądał nie wczytując się w przerywniki, takie jak nie przymierzając mój wpis. Może jednak powinienem sobie jednak kupić hiluxa?!?

Wszyscy popelniamy błędy. Oczywiście grubym błędem jest dowiadywanie się czym jara się 15-latek z Austrii, który w dodatku jest Twoim synem. Ale czy dużo więcej o swoich dzieciach wiedzą rodzice, którzy mieszkają z nimi na co dzień i zadowalają się standardowym "dobrze" na równie standardowe pytanie "jak tam w szkole"? Marzenia? Jakoś powoli się z nimi rozliczam. Łatwiej, przynajmniej do niedawna, było rozliczać się z tymi związanymi z wyjazdami. A co do hiluxa - nadchodzi kiedyś czas, by spoważnieć. Ja postanowiłem właśnie sprzedać swoje 19 motocykli i zostawić tylko trzy. Hilux póki co zostaje.

GregoryS
17.04.2020, 11:17
Wchodzimy chwilo w tematy filozoficzne - takie katharsis, zauwazenie popelnionych bledow to pierwszy krok "ku lepszemu". To jest dobra rzecz :)

Swietna relacja, pisz pisz !

sambor1965
19.04.2020, 19:01
Najpierw jednak po kawior, do Astrachania. Wszystko tam nam poszło po rosyjsku. Mój hil na 33 calowych kapciach nieco się wyróżnia, turystów na południu Rosji jak na lekarstwo więc zagrannomier wzbudził zainteresowanie, pozdrawiano nas co i rusz. Wjeżdżaliśmy do miasta kiedy zrównało się z nami jakieś Pajero. Na światłach za nami trochę trąbili, ale chwilę pogadaliśmy. Za kierownicą starszy gość. No, przynajmniej starszy ode mnie. Zaprasza na jedzenie - pojechaliśmy. Ja w Astrachaniu pierwszy raz i nie zwykłem będąc zapraszanym odmawiać. Nie byłem też zdziwiony bezinteresownością zapraszającego. Doświadczyłem Rosji z wielu stron, częściej z tej dobrej niż złej. Tradycyjnej "polskiej gościnności" prędzej doznasz na w Jekaterynburgu niż w Kaliszu. Był rok 2009, z Izim i z Miro jechaliśmy przez Kirgistan. Była sobota. Do Biszkeku wjechaliśmy już pod wieczór, rano mieliśmy samolot. Nie miałem wówczas w Kirgistanie nikogo, gdzie moglibyśmy zostawić motocykle. Izi i Miro nieco byli zaniepokojeni sytuacją, a ja rzeczywiście nie przejmowałem się zbytnio. Po prostu stanęliśmy na Centralnej Płoszczadi i czekaliśmy. Po 10 minutach podszedł chłopak i zagadał do nas. Ma BMW 1200. 15 minut temu już pakowaliśmy motocykle do jego drewutni. Tak poznałem Igora, z którym jesteśmy dobrymi kumplami do dzisiaj. Wciągnąłem Igora do turystyki i dziś ma chyba 8 Delik, które pożycza turystom. Kocham Rosjan, ale jako jednostki, niestety jako naród są beznadziejnymi kacapami.
Oleg jest po sześćdziesiątce, siedzimy w knajpie w stylu dobre, bo tanie. Facet organizuje rajdy terenowe, dla samochodów i quadów. "Złoto Kagana", zanim zaczęli Silk Road, była to najważniejszą imprezą terenową w Rosji, poligonem dla Kamaza i białoruskiego Maza. Zresztą zobaczcie sami

rKlksr_kAgg

Oleg zawiózł nas do hotelu Azimut, który jest bazą rajdu, zapłacił za nasz nocleg i powiedział, że przyjedzie rano. Astrachań nie zawiódł, to było niegdyś najbardziej na południe wysunięte miasto Rosji. Wołga zaczyna się rozlewać w swoją wielką deltę i wpada to wszystko ze 100 kilometrów dalej do Morza Kaspijskiego. Było gorąco, wzdłuż nabrzeża stały rzeczne statki pasażerskie, którymi można dopłynąć hen do Moskwy, a nawet dalej do Pitera. Taki rosyjski odpowiednik statków wycieczkowych co pływają po Karaibach. Pewnie z kaowcem na pokładzie. Na brzegu stado wędkarzy, a właściwie żyłkowców, bo ich wędki pozbawione były wędziska. Trudno powiedzieć czy łowią dla zabicia czasu czy marzy im się wielka ryba. W Wołdze żyją bieługi, największe ryby słodkowodne. Podobno największe osobniki miały po 2 tony i 6 metrów długości. Teraz takich ryb już nie sposób spotkać. Powód jest prosty: kawior. 30 gram kawioru kosztuje na zachodzie 90 Euro. Ale to cena za kawior z ryb hodowlanych, z dzikich bieług jest wielokrotnie droższy. A naprawdę wielkie ryby mają w sobie do 200 kg kawioru. Aż się boję mnożyć, ale taka rybka w detalu to jakieś pół miliona Euro. Młodemu, który pewnie przelicza kawior na buty bardzo te liczby imponują.

Rano Oleg czekał pod hotelem, pojechaliśmy w astrachański step. Jego autem. Nie chciałem ryzykować mojego hila, bo byliśmy gdzieś w połowie drogi do Biszkeku. Jechał zdecydowanie za szybko, ja rozuiem, że zna ten step dobrze, ale są jakieś granice. A on je cały czas przekraczał. Generalnie bajkowo-ofroadowo wszędzie – jedziesz jak chcesz. Tylko gór mało, ba jedziesz cały czas w w depresji. Astrachań leży w depresji, chyba ze dwa dni jechaliśmy poniżej poziomu morza, dopiero gdzieś w Kazachstanie wychynęliśmy ponad zero. Oleg trochę się popisywał, pytałem czy daleko jeszcze bo młody z tyłu robił się coraz bardziej zielony. W końcu dojechaliśmy do barchanu Wielki Brat. Merzouga to to nie była, ale całkiem duża wydma i pachniało mi już problemem. Zasięgu telefonicznego nie było, robiło się nieznośnie ciepło, a do najbliższej ludzkiej siedziby było pewnie ze 30 kilometrów. Ale na szczęście Oleg odpuścił i na górę poszliśmy na nogach. Siadamy i opowiada o Czaginie i innych gierojach, co przyjeżdżają tu potestować ustawienia. Wspomina zdarzenie z ubiegłego roku kiedy to dzienikarzyna dostał się na barchanie pod koła ciężarówki..

biaYGEhqKRc

Zaprasza na rajd, gadamy o możliwościach otwarcia tego terenu dla turystki motocyklowej. Słabo to widzę, ale może się nie znam. Jakoś gości na beemkach bym tu nie zabierał.

Po południu pojechaliśmy dalej. Na wschód. Do granicy było nieźle, Kazachstan przywitał nas drogą tak dziurawą, że trasa z Krościenka do Sambora wydaje się być niemiecką autostradą. Na początku próbowałem to omijać, później brałem to czołowo, upuściłem nieco powietrza w kapciach i z podziwem patrzyłem na matizpodobne pojazdy na kołach 13 calowych. Znikało to na chwilę niemal do połowy. Tym niemniej za 2 tygodnie poradziłem tamtędy jechać Darkowi K., który wraz z synem wybrał się maluchem do Mongolii.
Zmierzchało. Nie było sensu katować się tą drogą po nocy do Atyrau. Nigdzie się w końcu nie spieszyliśmy. Skręciłem w prawo i pojechałem jakąś piaszczystą drogą w stronę morza. Dziwne to morze, właściwie jezioro przecież. Największe na świecie, z tymi rybami co żyją tu od 200 milionów lat i ludźmi, co przyszli niedawno i kłócą się między sobą, kto może ryć po dnie i czerpać płynne złoto. Północna część jes nieciekawa, brzydka, płytka. Będzie jeszcze płytsza, bo woda systematycznie opada. Zasnęliśmy znowu na pace auta, podjechała jeszcze policja kazachska, zainteresowała się nami, spisała i życzyła spokojnej nocy. Znów pojawiły się miliony gwiazd i nieco tylko mniej czegoś co latało i przeszkadzało w kontemplacji.

Zaletą spania na pace jest to, że poranne zwijanie obozu trwa krótko. Po półgodzinie byliśmy już w aucie, młody się obijał z toaletą więc pierwszy zająłem miejsce w samochodzie. Po prawej stronie. Trochę się zdziwił, ale zapytał czy naprawdę chcę to zrobić. To było idealne miejsce na rozpoczęcie kariery kierowcy. Plaża miała pewnie z kilometr szerokości, było równo jak na stole. Instruktaż był prosty, bo chłopak jednak na co dzień jeździ w GTA. Musiałem mu tylko wytłumaczyć, że tutaj nie możemy niczego, a tym bardziej nikogo przejechać. Za to są punkty karne, a więzienia w Kazachstanie są słabym pomysłem.
- Na razie interesuje Cię tylko lewa noga. To sprzęgło. Wciskasz do końca i wrzucasz jedynkę. A później puszczasz najwolniej jak potrafisz, a jak ruszy to puszczasz szybciej.
Mina 14 latka ruszającego Hiluxem w depresji Morza Kaspijskiego jest bezcenna. Mam ją gdzieś na zdjęciach. Wrzucę.

Melon
19.04.2020, 19:27
Ten gościo co go kamaz przejechał,żyje?

StrzeLuk
19.04.2020, 19:50
Ten gościo co go kamaz przejechał,żyje?

Tak, już zdążyłem namierzyć artykuł na ten temat:

"Ofiara nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii w regionalnym szpitalu klinicznym Aleksandra Maryjskiego z pękniętymi płucami i innymi narządami wewnętrznymi, złamaną klatką piersiową i wstrząsem mózgu 2-go stopnia. Jego stan oceniany jest jako stabilny."

sambor1965
19.04.2020, 19:54
To chyba MAZ. Tak, żyje i skarży organizatorów.

jagna
19.04.2020, 20:11
Pamiętam, jak na mojej garażowej imprezie pokazywałeś slajdy z wyjazdu z Alkiem do Chin.
Był wtedy małym chłopcem, a Ty martwiłeś się, że wyjeżdża z Polski...

Pisz.
Jak dla mnie może nawet nie być obrazków.

teddy-boy
19.04.2020, 23:41
kurde, pisz! :D

sambor1965
20.04.2020, 18:22
Troche fotek

sluza
20.04.2020, 21:19
Samborze, ciesz się, że chłopak pozwala sobie robić zdjęcia :) Ja córce (15) mogę tylko "z partyzanta"

sambor1965
20.04.2020, 23:07
Atyrau leży na granicy Azji i Europy, granicą jest rzeka Ural. przejechaliśmy mostem tam i z powrotem kilka razy, trochę by sobie to utrwalić w głowie, a trochę, by znaleźć coś rozsądnego do jedzenia. Trochę byliśmy wytrzęsieni drogą od granicy i należało nam się małe co nieco. Warunki jakie lokal musiał spełniać wg Alka:wifi, dobra toaleta, żarcie. Dokładnie w tej kolejności. Cóż mieszkaniec zgniłego zachodu, nie wysra się w krzakach. Zresztą krzaków też nie było przez kilka dni. Ciągnął mnie do KFC, ale namówiłem go na jakiś wypas lokalny.

Po zaspokojeniu wszystkich trzech potrzeb ruszyliśmy w stronę Uzbekistanu. Spodziewałem się najgorszego, ale te 500 km pokonaliśmy łatwiutko w niecałe 6 godzin. Zatrzymywać się nie było po co, Przelotowa stówka i gadanie. Proste drogi nie są bezpieczne, zwłaszcza te pozbawione dziur. Monotonia zabija, oczy się kleją i o wypadek nietrudno. Z Bejneu droga już była trochę gorsza, zaczęło się ściemniać, więc odbiłem w step i machnęliśmy się gdzieś między drogą, a linią kolejową. Znów były gwiazdy sypiące się na głowę, poczucie bliskości i dalekości zarazem. Byliśmy blisko tak jak może być blisko ojciec z synem i byliśmy tak blisko między innymi dlatego, że byliśmy dostatecznie daleko od wszystkiego co nas oddaliło.

Wiecie jakie wielbłąd ma wielkie oczy? Chyba większe niż strach. Jeszcze świadomość mi nie zlokalizowała kontynentu w którym byłem, gdy nad sobą ujrzałem wielki wielbłądzi łeb. To nie było najmilsze przebudzenie, było jeszcze szaro, więc pognałem precz bydlaka. Spaliśmy znowu na hilu, spanie na stepie bywa groźne. Trochę tu jednak jest skorpionów i jadowitych węży z kobrą kaspijską na czele.

Przez wszystkie moje lata środkowoazjatyckiej wędrówki miałem z nimi do czynienia kilka razy. Dwa razy były to skorpiony i kilka razy węże. Najbardziej przestraszyłem się pewnego ranka nad małym jeziorkiem w pobliżu Issyka. Namiot rozbijałem po ciemku, po wypiciu z towarzystwem kilku flaszek. Gdy składałem go rano znalazłem pod nim kilka syczących stworzeń. Nie wiem czy rozbiłem im się na gnieździe czy wpełzły, bo było tam w nocy cieplej. Za wężami przepadam jak Indiana Jones. Nie wiem i nie chcę wiedzieć czy były jadowite. Ale najgorsze są pająki. Wcale nie takie wielkie karakurty, są krewniakami czarnej wdowy i potrafią narobić niezłych problemów. W dawnej Sowiecji szpital jest w każdym miasteczku. Tutaj nie jest inaczej, ale najbliższe może oznaczać kilka godzin jazdy. Może zabraknąć czasu. Tak czy owak namioty zapinamy zaraz po rozbiciu, śpiwór rozkładamy tuż przez wejściem do niego, a buty wytrzepujemy każdego ranka. W ubiegłym roku zatłukłem skorpiona w hoteliku nad Toktogulem. Pewnie można go było wyrzucić, ale prościej było zabić. Użyłem do tego miotły, a w zasadzie trzonka, którym posłużyłem się jak kijem bilardowym.

Po wschodzie słońca nie da się spać, słońce zaczyna piec i trzeba się szybko zbierać. Granica poszła gładko. Zostaliśmy przez pograniczników wyłowieni z tłumu lokalnych przemytników i przepuszczeni na czoło kolejki. Po uzbeckiej stronie było jeszcze łatwiej. Duża zmiana w stosunku do tego co pamiętam z przeszłości. Tak czy owak zeszło nam kawałek dnia na formalnościach z wriemiennym wwozem. Grzało niemożebnie, no ale w końcu szwendamy się gdzieś pomiędzy Kara kum a Kyzyl Kum. Sucho i gorąco, powyżej 40 stopni. Droga wygląda jak po bombardowaniu, ale nie jest to najgorsza droga którą jechałem. Mówimy oczywiście o drogach "głównych". Takich, którymi odbywa się normalny ruch tranzytowy. To zaszczytne miano najgorszej z dróg rezerwuję dla trasy, którą z roku 2009 roku. To droga z Aktobe do Aralska. Jechałem nią wcześniej i jechałem później, ale nigdy ta droga nie była w takim stanie jak wówczas. Asfalt był jak moskiewski Arbat z piosenki Okudżawy, tyle że bezpośrednio po nalocie Stukasów. Droga owszem istniała, ale nawierzchnia już absolutnie nie. Po prawej i lewej stronie istniały dziesiątki stepowych wariantów, którymi poruszały się samochody. Tam jest piaszczyście, ciężarówki podnosiły nieprawdopodobne ilości kurzu i trochę dawało się to nam we znaki, ale i tak było to lepsze niz deszcz, bo ten potrafił zatrzymać wszystkich na kilka dni. Jechaliśmy wówczas tamtędy z Izim i Krystkiem i zgubiliśmy się natychmiast. Odnaleźliśmy się po przejechaniu dobrych stu kilometrów. Tak więc na drogę do Nukusu nie narzekam, bo pamiętam gorsze. Poza tym jechałem autem, które miało i zawieszenie i duże opony, a w dodatku klimatyzację.

Temperatura mocno przekraczała już 40 stopni, gdy na drodze spotkaliśmy dwa Simsony. Chłopaki z Holandii i Niemiec - jadą do Biszkeku. Trochę się zdziwili, że znałem ich imiona, ale po chwili zajarzyli, że prosili mnie o transport ich mopedów z powrotem do ojczyzny, Wszyscy, łącznie z właścicielami, mamy wątpliwości czy to ma szanse się udać. Chłopaki łatają dętkę po raz "nasty". Jest gorąco i co rusz klej puszcza i łatka odpada. Proponuję, że podrzucę ich do Nukusu na pace, ale odmawiają. Cóż, szczęśliwej drogi.

Odbijamy w lewo, jedziemy do Mujnaku, nad jezioro, którego już nie ma. Dorzecza żadnej rzeki nie poznałem tak dobrze jak Amu darii. Powstaje daleko stąd w afgańskich górach. Rzeka Wachan schodzi się W Langarze z Pamirem i zaczyna się Piandż, do którego dobija Bartang. Wszystko to płynie dalej aż do Niżnego Piandżu gdzie dopływa Wachsz. To rzeka znana wszystkim, którzy byli w Sary Tasz. Tylko że tam ona nazywa się Kyzyl Su, Z Każdą z tych rzek mam wiele wspomnień, każdą widziałem gdzieś blisko jej początku, gdy była łatwa do przejścia czy przejechania. Wachan przechodziliśmy z Izim i Mirem na nogach, Pamir Deliką nielegalnie do Afganistanu z tadżyckimi pogranicznikami. Rzeka Murgab przed miastem Murgab nazywa się Aksu. Burgab za Sarezem to Bartang. Tam też trochę przygód było. Zawsze gdy siedzę w knajpie w Khorogu w miejscu, w którym Gunt wpada do Piandżu, tam obie rzeki płyną niezwykle szybko, łączą się i niosą ze sobą olbrzymie ilości wody, nie mogę uwierzyć, że to wszystko co płynie nie dopłynie tam, gdzie płynęło przez wieki.

A teraz jadę właśnie do Mujanku, po prawej stronie powinna być delta Amu Darii, gdzie wszystkie krople rzek o których pisałem powinny znaleźć swoje ujście, ale nie ma tam żadnej wody. Trochę zieleni tylko. W Mujnaku trwa akurat remont generalny, remontują i budują dosłownie wszystko.. Ktoś tu postawił na turystów. Próbują zrobić atrakcję z morza, którego już tu nie ma, które jest stąd 200 kilometrów. Kilka rdzewiejących kadłubów stoi zaryte w piasku. Łazimy i podziwiamy człowiecze dzieło. To bynajmniej nie robota Sowietów, wszystko już się zaczęło za carskich czasów. Grąbczewski pisał, że już wtedy rzekę puszczono przez kanały Uzbekistanu i że coś przy tym spieprzono.
Cóż czas na lekcję numer 2. Tym razem ze zmianą biegów i prawdziwym offroadem po dnie jeziora, którego nie ma. Ma chłopak dryg do jeżdżenia. Albo dobrego nauczyciela. Zazdroszczę mu tego, że będzie mógł powiedzieć, że uczył się jazdy z ojcem na plaży morza Kaspijskiego i dnie Jeziora Aralskiego.
Mnie ojciec uczył UAZem. Nie umiał ani jeździć, ani uczyć. Ale nauczył. Chwała mu za to.

Emek
21.04.2020, 00:13
Powiem ci Sambor, że zabrać nastolatka w te rejony na kołach to świetny pomysł . Żałuję że na to nie wpadłem i nie pojachałem na kołach. To byłoby ciekawsze. 👍

graphia
21.04.2020, 11:59
Oj czytam czytam. Masz Panie pióro. Człek taki jak ja chciałby mieć tysiąc talentów a nie ma ani jednego. Za to ma takich kolegów którzy mu to wynagradzają i na chwilę można zapomnieć o swoich małych i nikomu niepotrzebnych problemach. Ufff.... Chyba zrobię sobie z Twojej opowieści jakąś książeczkę i będę czytał ponownie i ponownie... mogę? ;)

matjas
21.04.2020, 12:19
Się czyta. Ciekawe czy mi się uda kiedyś tak zabrać młodego. Planuję - zobaczymy.

Elvis
21.04.2020, 12:25
Czyżby szykowała się nowa książka po 'Zjadłem Marco Polo'? Oby! Relacja z wyprawy do Indii jest rewelacyjna! Dziękuję i czekam na kolejne odcinki

sambor1965
22.04.2020, 11:08
Nukus jest ewidentną ludzką pomyłką, nikt zdrowo myślący nie zakładałby tu miasta. No ale powstał i już trwa, powstał z tego samego powodu co Murgaby i Narynie. Pojawiała się granica, której trzeba było strzec, więc postawał garnizon, pojawiali się oficerowie z rodzinami, dzieci, szkoły, sklepy, kolej, powstawało miasto. A teraz? Teraz Nukus to stolica Karakłpaków, ludu który sowieckim zrządzeniem losu znalazł się w Uzbekistanie, choć równie dobrze mógłby być przyłączony do Kazachstanu czy jeszcze lepiej (a może dla ludności gorzej) do Turkmenistanu.
W latach 20. przez chwilę nawet istniała Chorezmska Autonomiczna Republika Radziecka, ale to były czasy w których władza radziecka dopiero się ogarniała i nie miała czasu na szczegóły. Wówczas istniała też Turkiestańska Republika Radziecka (dzisiejszy Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan). I żeby było śmieszniej to istniała też Kirgiska Autonomiczna Socjalistyczna Republika Radziecka, którą był obecny Kazachstan. Dzisiejsi Kirgizi byli zaś nazywani Kara Kirgizami (kara – czarny). No, ale towarzysz Stalin jako ludowy komisarz do spraw narodowościowych wszystko to wyrównał i teraz wszyscy są na swoich miejscach.
Karakałpacy - tradycyjnie pasterze i rybacy i nie bardzo pasują do reszty Uzbekistanu, który ma tradycje rolnicze, rzemieślnicze i mocno kupieckie. Ale cóż, Karakałpakom przypadły ziemie podłe i pustynne. Kiedyś, w czasach starożytnego Chorezmu prawdopodobnie wszystko wyglądało tu inaczej, Amu daria była rzeką żeglowną dopływającą do Arala, a ziemia była żyzna. Po okolicy rozlokowano wiele twierdz, których szczątki wciąż można zobaczyć na wzgórzach. Trzeba się jednak spieszyć, bo ruiny znikają w oczach - Uzbekistan stawia na turystykę i… odbudowuje je jedna po drugiej, nie zważając na protesty historyków.
No, ale wracajmy do Nukusu, obecnej stolicy Autonomii Karakałpackiej. Z nieba waliło nieprzytomnie słońce, dosłownie trudno się oddychało. Schowaliśmy się w przepastnym muzeum im. Sawickiego i spędziliśmy w nim dobre trzy godziny. Trochę na złość Młodemu, który był w stanie udawać zainteresowanie sztuką radziecką przez prawie godzinę, a trochę bo naprawdę mi się podobało.
Sztuka alternatywna delikatnie nazywając nie pasowała Związkowi Radzieckiemu. Awangarda była burżuazyjna, dekadencka, a władza radziecka propagowała realizm socjalistyczny. No a tu taki obywatel Łysenko maluje niebieskiego byka. Przyznacie, że dostateczny to powód, by go zamknąć w psychuszce… Zbiorów muzeum pilnuje sztab cerberek, które ziewają na każdym piętrze. Na parterze jest Kofie, ale nie rabotajet. Muzeum szacowne, ale pomimo awangardowej zawartości jest bardzo radzieckie, przewymiarowane i nie pasujące do Nukusu co najmniej tak bardzo jak Nukus nie pasuje do otaczającej go pustyni. Ale co pasuje do tego miasta? Może najbardziej „nowiczok” radziecka broń chemiczna, nad którą pracowano w miejscowym instytucie. 2 gramy wystarczą, by zabić 500 osób. Brytyjczycy oskarżali niedawno Rosję o serię zamachów w UK przy użyciu tego środka. Tak, nowiczok pasuje do niegościnnej pustyni podobnie jak Wyspa Odrodzenia na jeziorze Aralskim, gdzie produkowano broń bakteriologiczną. Wyspy zresztą już nie ma, stała się już półwyspem. A wąglik podobno wciąż tam straszy,
Muzeum jest ogromne, ale zwiedzających było pięcioro. Prócz nas pętały się jeszcze jakieś trzy Niemki, które poprzedniego dnia spotkaliśmy w Mujnaku. Karakałpakstan to pustynia i widać wszyscy podążają podobnymi ścieżkami.
Tej pustyni przybywa, bo właśnie pojawia się nowa, pustynia Aralska, z każdym rokiem coraz większa i większa.
Wysychające jezioro Aralskie podzieliło się na dwa mniejsze. W tym północnym, leżącym w Kazachstanie ostatnio nawet przybywa wody, ale dla południowej części nie ma ratunku. Południowa część należy do Uzbekistanu, a tu bawełna jest najważniejsza. Bawełna zaś potrzebuje wody, a woda jest w Amu Darii. Amen.

Kolejne dni są podobne. Zwiedzamy Chiwę, Bucharę i Samarkandę. Trzy oazy na uzbeckiej pustyni. Chiwa i Buchara mocno odpacykowane, wyglądają jak z bajek Sindbada. Alek zachwycony, bo nie przypomina to niczego co zna z miast europejskich. Wszystko to na listach UNESCO, ale Uzbecy tak bardzo się przyłożyli do restaurowania tych zabytków, że podpadli tej organizacji, bo skala ingerencji była zbyt wielka. Wszystko to kolorowe, podświetlone, z przewodnikami i autokarami. W dodatku bez wiz dla „cywilizowanego” świata. Warto wciąż jednak jak diabli. Nam najbardziej spodobała się Chiwa. Buchara wydaje sie zbyt cukierkowa, a Samarkanda nie ma takiej starówki jak pozostałe dwa miasta. Perełki jak Registan, mauzoleum Bibi Chanum, grobowiec Timura otoczone są czystosowieckim architektonicznym badziewiem.

Wymieniamy kasę, ma z pół kilo banknotów, winszuje sobie fotkę z milionami, którą wrzuca na Insta. Za Bucharą droga już lepsza, a za Samarkandą wręcz bardzo dobra. Jedziemy naprawdę sprawnie – nie poznaję tego kraju. W przeszłości zatrzymywany byłem co kilkanaście kilometrów, sprawdzano dokumenty, przetrząsano bagaże, konfiskowano pieniądze, których nie było w deklaracjach, a z komputerów wykasowywano co bardziej podpadające tytuły z Seksmisją na czele. Teraz wygląda na to, że zmieniono wszystko. Począwszy od granicy, gdzie obsłużono nas w najlepszy sposób znany na wschód od Bugu, przez tworzącą się infrastrukturę toaletowo-hotelowo-knajpianą. Wciąż jest obłędnie tanio, drogi w niepustynnej części są dobrej jakości a ludzie się uśmiechają. Oczywiście lato i Uzbekistan to poroniony pomysł, ze względu na temperaturę.

Zatrzymujemy się i poimy rowerzystów, podajemy wodę motocyklistom, Alek sam zaczyna pilnować tych zakupów i zachęca mnie do zatrzymywania się przy turystach. Początkowo dziwił się i zżymał na moje przy nich przystanki. Teraz jest ciekaw mijanych ludzi, przydają się jego języki. Jest Irlandczyk w Prado, którego spotkamy później w Biszkeku, jest Czech co favoritką jedzie nie wiadomo dokąd. Anglik i Włoch na rowerach i wielu, wielu innych.
Zaopatrzenie jest przyzwoite, stacji przy drodze bardzo dużo, ale cały ten kraj napędzany jest gazem. Soliarki niet, albo tylko po tałonam, dla państwowych maszyn. Oczywiście jestem Polakiem i znajduję sposób, ale to wciąż wkurzające.

Niestety nie mamy już czasu na Shahrisabz ani na Penjikment, wjeżdżamy d Kirgistanu przez Andiżan.

Byłem tu pierwszy raz w 1993 roku i przymknięto mnie wówczas w uzbeckim pierdlu. Były to dziwne czasy w tej drugiej połowie XX wieku. Byłem dziennikarzem, chyba poczatkującym, chociaż na pewno tak o sobie wówczas nie myślałem. Odłączyłem się od konwoju Janki Ochojskiej w Ałmaty i ruszyłem na podbój Azji Centralnej śladami Ryszarda Kapuścińskiego. Nie było wówczas jeszcze drogi z Dżalalabadu do Osz przez Urgencz i wszyscy jeździli na wprost przez Uzbekistan, jak za Sojuza. Była granica, ale nikt sobie głowy nią specjalnie nie zawracał. Pogranicznicy ledwie patrzyli na przejeżdżających. Dla pewności ukryto mnie jednak w bagażniku moskwicza, którym podróżowaliśmy. Poszło gładko i po godzinie byliśmy w Osz. Kilka dni później wyłowiono mnie w ANdiżanie, podpadałem krótkimi spodenkami. Mój paszport wzbudzał wątpliwości. Wizy nie miałem, a zamiast niej pieczątkę AB potwierdzającą wówczas służbowy charakter wyjazdu. To co działało przez tyle kilometrów w Uzbekistanie nie wystarczyło. I tak trafiłem do uzbeckiego pierdla.

Ale teraz poszło gładko. Kirgistan, jak to Kirgistan – 660 kilometrów do Biszkeku machnęliśmy jednym ciurem. Młody cieszył się kirgiskim internetem, ja trochę widokami, choć bardziej mnie chyba już rajcuje droga z Olsztyna do Pisza niż objazd jeziora Toktogulskiego. Od Kara Bałty remont drogi, przykleiłem się do jakiegoś terenowego leksusa i naruszajem razem. W końcu trafia się policja, jego puszczają od razu, a ja muszę wykonać serię piruetów, by mnie puścili. W tym jestem jednak naprawdę fachowcem i po raz kolejny udaje mi się zdobyć uznanie syna. Odjeżdżamy po dwóch minutach nie płacąc.

W Biszkeku pod hotelem Salut stoi ciężarówka z naszymi motocyklami, jesteśmy na czas. Do imprezy zostały jeszcze cztery dni, ale mam tu mnóstwo rzeczy do pozałatwiania, a tu jeszcze trzeba wysłać Młodego na zachód.

sambor1965
23.04.2020, 09:06
Biszkek dobrze mi się kojarzy, to zawsze będzie miejsce, w którym spotykam znajomych, tych których spotykam co roku i takich co nie widziałem od lat. Jest Maja, pozytywna wariatka z Polski. Trochę się włóczyła lokalnymi motorkami po Indiach i Mongolii, aż wreszcie kupiła Deerkę i ruszyła w świat. Przez Maroko, Algierię, Włochy, Grecje, Turcje i inne Gruzje i Irany dobiła się w końcu do Kirgistanu. Wysypuje ze schowka wszystkie swoje narzędzia: kombinerki i jakieś dwa śrubokręty na krzyż.
- A po co mi więcej? I ta nie umiem nic nimi zrobić.
W Tadżykistanie złapała swoją pierwszą w życiu gumę. Deerka zrobiła z nią ponad 40 tys. km.

Chrisa spotkałem ostatnio w Chile w Valparaiso, trochę Anglik, trochę Niemiec. Moto zarejestrowane w USA, mieszka w Bułgarii. Skomplikowane trochę, ale mało tu ludzi całkiem normalnych. Przylatuje też Steven, Australijczyk, z którym mieszkam. Przyleciał właśnie z Islandii i poprowadzi naszą grupę po Tadżykistanie. Za tydzień będzie miał wypadek w Pamirze, złamie miednicę i kolejnych 8 miesięcy spędzi w łóżku. Znają się i lubią z Alkiem, chociaż Młody 8 lat temu niósł przez pół dnia po górach plecak dodatkowo obciążony przez Stevena znalezionym kamieniem.

Są i moi kirgiskoruscy kumple. Denijar, który z oficera politycznego Armii Radzieckiej z czasem przeistoczył się w muzułmanina z aplikacją przypominającą o modlitwie. Jest Stas półkoreańczyk, w dodatku z polskimi korzeniami. Jest Liosza, którego bardzo lubię, nie tylko dlatego, że handluje lodami. Są i dziewczyny z recepcji „naszego” hotelu, które są dla mnie bardzo miłe i mówią. Że świetnie wyglądam. Rok temu zapytany ile mam lat odpowiedziałem, że 64 i od tego czasu moja popularność wzrosła. Jest i stary znajomy Alij, mistrz sportu ZSRR w motokrosie, teraz najlepszy motomechanik w mieście. Są dziesiątki Włochów, Hiszpanów, Niemców. Z każdym trzeba zagadać i czasem wypić.

Zjeżdżają się też uczestnicy mojej imprezy. Większość dobrze znam, kilku gości z którymi jeździłem po Ameryce Południowej, kilku ze mną było tu w Azji, a z niektórymi widzieliśmy się na mało dla mnie szczęśliwej Kubie. Wszyscy się przepakowujemy, szukamy czegoś w kufrach, to będzie chyba mój pierwszy wyjazd motocyklowy bez namiotu. Taki gieesowy bardzo. W Kirgistanie mamy tylko jeden nocleg, w Chinach trochę się pozmieniało od moich poprzednich wyjazdów i teraz campowanie jest zabronione. W Pakistanie i w Indiach z kolei jest tanio bardzo. Jedziemy bez namiotów, materacy, kuchenek etc.

Dobrze się czuję w tym kraju. Pewnie. Idę wymienić kasę na bazarze do gościa, co zawsze mnie próbuje oszukać w ten sam sposób. Śmieję się głośno, gdy dwóch gości podchodzi, macha legitymacją i przedstawiając się jako policja chce sprawdzić czy nie mam narkotyków w portfelu, gdy taksówkarz rzuca mi chorą kwotę za przejazd. Poszli wy na tri bukvy. To jednak też i moje miasto. Nie jestem stąd, ale jestem trochę tutejszy. Nie płacę sztrafów i nie płacę frycowego.

Przylatuje Wojtek z Markiem, którzy pojadą za nami hiluxem. Z Markiem jeździłem już po Maroku, Chinach, Boliwii. Wojtka znam od ponad 20 lat, ale nie byliśmy razem dalej niż w Myślenicach. Ale pamiętam, że pierwszy raz pod tyłkiem miałem Afrykę należącą do niego. Są i moi inastrańcy. Andrej ze Słowenii pojedzie na 701, David, rolnik spod Londynu, wraz z partnerką jada na dużym Triumphie, a Zanas z Atillją dostarczy nam wielu wrażeń. Zresztą zaczyna się już w Biszkeku. Moi hinduscy partnerzy, co mają pomóc w wysyłce motorków do Polski, proszą o przesłanie skanów karnetu CDP.
- Jakiego karnetu? - żartuje Zanas.
Nie kurwa, nie żartuje... Nie ma kurwa karnetu, jedziemy do Indii przez Pakistan, a gość nie ma karnetu! A jutro ruszamy!
- Jak nie było w mailu jak wszyscy mają!
Robi się nerwowo. Na Litwie nikt karnetów nie wystawia. Panie Ewa nie załatwi, Pzmot nie wystawia karnetów obcokrajowcom. W końcu w firmie Zanasa zajmą się tym. Wystawi niemieckie ADAC i wyślą nam skan. Oryginał do polskiej ambasady w Islamabadzie. Jakoś to będę musiał na granicy pakistańskiej wytłumaczyć. Okazało się później, że nie tylko to...

Alka wsadzam do samolotu lecącego do Istambułu, leci z moimi znajomymi - Włochem i Francuzem. Na lotnisku odbierze go mama. To były moje najlepsze trzy tygodnie na kołach. Dzięki chłopaku!

Ruszamy jakoś z rana, kiedyś droga na Torugart, graniczną przełęcz z Chinami, zabierała półtora dnia, droga była straszna, asfalt dziurawy, a w dodatku po drodze jeszcze gruba trzytysięczna przełęcz. Teraz jest droga gładka jak stół, wybudowana za chińskie pieniądze przez chińskie firmy. Umawiamy się na nocleg w jednym z obozów jurtowych pod Tasz Rabat. Nie ma sensu jechać rzem w grupie. Nigdy tak nie prowadzę grupy. Z przodu jedzie mój motocykl, a po godzinie rusza hilux. Jak ktoś chce to się mnie trzyma, jak nie to może sobie jechać sam, byle nie opóźniał samochodu. Nie robimy przedszkola i nie trzymamy się za ręce.

Wieczorem biba na wysokości. Jest ponad 3000 metrów i niektórzy to czują. Dla wielu to pierwsza noc w jurcie, ale dla nikogo alkohol to nowość. Ostrzymy sobie zęby na te Chiny i Pakistan. Rano jedziemy na granicę.

sambor1965
23.04.2020, 09:49
Trochę fotek przedchińskich

Emek
23.04.2020, 09:58
http://africatwin.com.pl/attachment.php?attachmentid=95909&stc=1&thumb=1&d=1587628136
To chyba Chris z Alim? Fajne chłopaki. A co mu się w nogę stanęło?

sambor1965
23.04.2020, 10:01
Tak, Chris chyba postanowił zaoszczędzić trochę grosza i dłubał sam przy swoim motorku. Miał przy czym dłubać, bo ruszył nim z USA i oddał mi go w Chile - przetransportowałem mu go do Kirgistanu - coś tam grzebał i moto spadło mu na nogę. Obdarł ją porządnie, a w butach słabo się goi. Chris skoncentrował się więc na piwie, a robotą zajął się Alij. Opatrunek przy pomocy taśmy izolacyjnej założył Steven.

sambor1965
24.04.2020, 09:35
Następnego dnia rano po kolejnych 100 kilometrach wjeżdżamy na Torugart, przełęcz ma ponad 3900 metrów, ale wjeżdżamy bez najmniejszych problemów. O 10. jesteśmy umówieni z naszymi chińskimi opiekunami. Pewnie srodze by się obrazili za określenie "chińskimi". To Ujgurzy, mniejszość narodowa, która jeszcze do niedawna w Xinjiangu była większością.
Jak to na wschodnich granicach stoi tu długi sznur ciężarówek. Dłuższy niż zwykle bo jest poniedziałek. Omijamy ten korek i bez większych kłopotów przechodzimy przez kirgiską odprawę i podjeżdżamy pod bramę do Chin. Granica jest zamykana na kłódkę. Na noc i na weekend.

Kilku żołnierzy, jeden z kluczami. Wjeżdżamy. Od razu czuje się bardziej napiętą atmosferę, to nie są żarty - tu są goście co wpuszczają do państwa. Nie wszystkich jednak i od razu się to czuje. Dobrze znam Torugart, to już mój czwarty raz tutaj. Wiem, że tu tylko sprawdzą nas pobieżnie - zasadnicza kontrola jest 120 kilometrów dalej, gdzie wybudowano olbrzymie przejście, które obsługuje ruch zarówno z Torugartu jak i z Irkesztamu, na południu Kirgistanu. Formalności na górze jednak trochę trwają, oprócz paszportów i wiz musimy również dać do skanowania nasze motocykle. W międzyczasie, a jakże, zdarza się przerwa obiadowa. W efekcie na "dolnym" przejściu granicznym jesteśmy dość późno, około 16. Tu sprawdzają już nas dokładniej i w paszportach pojawiają się chińskie pieczątki, to już połowa sukcesu. Druga połowa będzie jutro, bo motocykli nie odprawią dzisiaj. Muszą tu zostać do rana. Nie ma oczywiście mowy o żadnych sprzeciwach. Nie ma dyskusji, a poza tym i tak nikt nie mówi po angielsku z wyjątkiem naszego chińskiego współpracownika. Chińczycy elegancko podstawiają autobus, którym jedziemy do centrum Kaszgaru.

Żeby wjechać do Chin swoim pojazdem trzeba trochę popracować kilka miesięcy wcześniej. Poszukać miejscowej agencji, która Ci w tym pomoże. Sam jesteś bez szans. Motocykl musi mieć ubezpieczenie, żeby mieć ubezpieczenie musi mieć chińskie papiery, żeby przejechać przez posterunki na trasie musisz mieć chińskie permity itd. Itd. Nie ma sensu tu pisać o kosztach, bo są one uzależnione od trasy i liczby oraz rodzaju pojazdów, które przejeżdżają przez Chiny. Zależy również przez jakie prowincje jadą. Myśmy wybrali najkrótszy wariant, do Pakistanu. Kasuję ludzi za tę usługę 1200 USD, w cenie jest papierologia i hotele oraz przewodnik. Nie wszyscy bowiem jadą ze mną na cały trip. Jurek z żoną dołączyli tylko na chiński odcinek, cały Pakistan i Indie robią według swojego pomysłu.
Hotel w Kaszgarze więcej iż przyzwoity, zatrzymamy się tu na dwie noce, formalności muszą tu trochę potrwać, a te na granicach nie są jedynymi, które trzeba przejść. Pozwolenia od wojska, pozwolenia od policji, pozwolenia od służb celnych - ma nudy. Kolejnego ranka odbieramy nasze motocykle, jakieś służby oglądają jeszcze posiadane przez nas mapy i książki. Tajwan musi być w takim samym kolorze co reszta Chin - inaczej konfiskata.

W tym czasie reszta uczestników ma czas wolny, a Kaszgar ma sporo do zaoferowania. Ruszam i ja w miasto i od razu rzucają mi się w oczy nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Policja, wojsko jest nieomal wszędzie, ulice są pełne kamer, każde skrzyżowanie ma ich przynajmniej 8. Bramki z wykrywaczami metalu są w hotelach, domach handlowych, a nawet przejściach podziemnych. Posterunki policji i urzędy publiczne to prawdziwe fortece. Nawet wjazd na stację benzynową jest teraz niemożliwy bez dowodu tożsamości, chińskiego oczywiście – tankujemy tylko dzięki przewodnikowi. Same stacje są otoczone wysokim murem. Benzyna to niebezpieczna rzecz, podobnie jak noże z wyrobu których słynął Kaszgar. W ciągu kilku lat kompletnie zniknęły z ulicznych kramów.
Mam tu kilku znajomych, którzy pracowali dla mnie. Mussa? Gdzie jest Mussa, pogodny chłopak, który ostatnio przywitał mnie na granicy polskim: Sambor, kurwa, ja pierdole! Słyszę, że Mussa jest na uniwersytecie, podobnie jak Abdullah i pewnie jeszcze milion Ujgurów. Nikt tu nie mówi wprost. Uniwersytet to obóz reedukacyjny do którego trafiają obywatele, którzy podpadli władzy. Bez wyroku sądu i nie wiadomo na jak długo. Jak państwo uzna, że się dostatecznie naprostowałeś.

Kolejnego dnia ruszamy rano. Upał staje się nieznośny. Ruch jeszcze parę lat temu chaotyczny, jak to w Azji centralnej, stał się cudownie uporządkowany. Każdy trzyma się swojego pasa, wszyscy jadą przepisowe 40 km/h i zatrzymują się gdy zmieniają się światła. Każde skrzyżowanie błyska regularnie fleszami bardziej chyba strasząc niż dokumentując. Checkpoint za checkpointem – takie konkretne - z wysiadaniem, skanowaniem paszportu przez maszynę, która porównuje dokument z delikwentem stojącym przed nią. Przynajmniej droga pięknieje - pojawiają się góry. I to jakie!
Dojeżdżamy do Karakol, przed kilkoma laty miałem tu najładniejszy widok z namiotu w moim życiu. Rano rozchyliłem poły namiotu i w błękitnej tafli jak w lustrze odbijała się gigantyczna Muztagh Ata. 7546 metrów, nie da się bliżej podjechać do tak wysokiej góry. Było ognisko, wygłupy, trochę alkoholu i skakanie deerką. Teraz jezioro otoczone jest drutem kolczastym i nie można nawet do niego podejść.

Nocujemy w Taszkurgan, wszystko idzie jak z płatka i czuję, że mam najlepszą robotę na świecie. Wprawdzie internet jest słaby, facebook, whatsupp, gogle a nawet gmail nie działają, ale działają telefony. Dzwoni telefon i już wiem że jest jakiś duży problem. Wojtek jest w Tadżykistanie w grupie razem ze Stevenem. Okazuje się, że Steven miał poważny wypadek, transportują go do Khorogu, jest w ciężkim stanie. Znamy się ponad 10 lat, jestem w linii prostej zaledwie 100 kilometrów od niego, ale nic nie mogę zrobić. Jutro musimy wyjechać z Chin do Pakistanu, nie mogę też z głupia frant pojawić się na granicy chińsko-tadżyckiej. Nikt mnie tam nie wypuści, ba nie przejadę przez najbliższy posterunek.

chemik
24.04.2020, 09:45
Sambor, fajnie piszesz. Jednakże ta Twoja opowieść tak pesymizmem nieco podszyta jest. Człowiek czyta i gdzieś tam z tyłu potylicy wytwarza mu się taki nastrój zdołowania. Nie potrafię nawet określić powodu dlaczego tak się dzieje - opisujesz daleką i ciekawą egzotykę, którą nie każdy miał okazję dotknąć i posmakować. Jednak w opisie chyba brak jest jakiejś takiej dziewiczej fascynacji.

sambor1965
24.04.2020, 09:59
Wiesz, dla mnie to dość trudny okres teraz i pewnie to gdzieś się odbija. Poza tym nie jest to dla mnie nowe. Taki Kirgistan odwiedzam od 27 lat i faktycznie bardziej mnie osobiście rajcowałby wyjazd na moto do Bułgarii. Jak są ze mną ludzie, dla których to pierwszy raz to widzę ich entuzjazm. Ja nie dostrzegam już wielu rzeczy, które dla nich są nowe. Mnie nie ekscytuje złapana guma czy jakaś awaria sprzętu. Ja w życiu widziałem już pewnie ze 200 złapanych gum i nie widzę powodu, by o tym pisać. Podobnie jak o poszukiwaniu paliwa czy problemach z aku.
Jak byłem w Chinach pierwszy raz to mogłem o Kaszgarze napisać 4 strony. A teraz? Wydaje mi się to dużo mniej ciekawe. Co będę pisał? O targu zwierząt znowu? O pomniku wodza Mao? Już kiedyś o tym pisałem, pewnie nawet na tym forum. W tym wyjeździe osobiście rajcował mnie jeden kawałek - Pakistan. Resztę już znałem. W Chinach byłem dwadzieścia parę razy, nie podnieca mnie już to, trochę pewnie podobnie jak Ciebie widok Ślęzy. A ja jak przejeżdżam, to zawsze się na nią gapię i mówię, że kiedyś tam pójdę ;)
Pamiętaj też, że dla mnie to praca, którą wykonuję od 12 lat. Lubię ją i wcale nie zabiła mi przyjemności z jazdy. Trochę jednak spowszedniała.

graphia
24.04.2020, 10:14
Twój opis Chin trochę mnie przeraża a trochę nie jestem zaskoczony.

chemik
24.04.2020, 10:21
W Chinach byłem dwadzieścia parę razy, nie podnieca mnie już to, trochę pewnie podobnie jak Ciebie widok Ślęzy. A ja jak przejeżdżam, to zawsze się na nią gapię i mówię, że kiedyś tam pójdę ;)
Pamiętaj też, że dla mnie to praca, którą wykonuję od 12 lat. Lubię ją i wcale nie zabiła mi przyjemności z jazdy. Trochę jednak spowszedniała.

Nie, nie, nie! Zupełnie nie o to mi chodziło. Większą część miejsc, które do tej pory opisałeś znam, choć w wielu przypadkach "znam" to nadużycie.
Nie chodziło mi o fascynujący opis łatania dziurawej dętki. Dla mnie takie drobne awarie na trasie też nie są niczym ekscytującym, a tylko "przeszkadzaczem" w całej wyprawie.
Bardziej chodziło mi o to, że z Twych słów jakiś taki nieokreślony pesymizm przebija. Z akcentem na "nieokreślony". Może to przez częste odwołania do historii w stylu "kiedyś tu spałem, teraz jest płot", "kiedyś pomagał mi ktoś tam, a teraz jest w obozie resocjalizacyjnym", "na granicy jak zawsze kolejka"...
Ale pisz dalej w Swoim stylu. Dobrze się to czyta.

sambor1965
24.04.2020, 10:31
Bo taka jest prawda, coraz więcej płotów w naszym życiu i coraz mniej wolności. Jechałem w tym roku przez Amerykę południową. Konkretnie przez Chile. Obiecałem sobie że się odleję jak nie będzie płotu, po dwóch godzinach wymiękłem. Wszystko jest czyjeś. Możesz się bez płotu odlać w Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, w Boliwii. I chyba za to lubię te kraje.
Mamy płoty przy drogach i coraz więcej płotów w głowie. Tego nie można, to nie wypada. Grilla nie możesz rozpalić, w swoim ogródku ogniska zrobić, a do kominka trzeba gaz podciągnąć. Dieslem nie wjedziesz, 20 letnie volvo najlepiej oddać na złom.
Dziennikarze produkują katastroficzne niusy, bo takie się klikają najlepiej. Pesymizm przebija z naszej popieprzonej cywilizacji. Widzę to chyba wyraźniej niż kiedyś. Poza tym świat przyspieszył, tyle że w zła stronę IMHO.

aadamuss
24.04.2020, 11:00
Opis na tyle dobry, że wiem, że tam nie chcę jechać :-) (do Chin). pozdr adam

bukowski
24.04.2020, 11:28
Bo taka jest prawda, coraz więcej płotów w naszym życiu i coraz mniej wolności. Jechałem w tym roku przez Amerykę południową. Konkretnie przez Chile. Obiecałem sobie że się odleję jak nie będzie płotu, po dwóch godzinach wymiękłem. Wszystko jest czyjeś. Możesz się bez płotu odlać w Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, w Boliwii. I chyba za to lubię te kraje.
Mamy płoty przy drogach i coraz więcej płotów w głowie. Tego nie można, to nie wypada. Grilla nie możesz rozpalić, w swoim ogródku ogniska zrobić, a do kominka trzeba gaz podciągnąć. Dieslem nie wjedziesz, 20 letnie volvo najlepiej oddać na złom.
Dziennikarze produkują katastroficzne niusy, bo takie się klikają najlepiej. Pesymizm przebija z naszej popieprzonej cywilizacji. Widzę to chyba wyraźniej niż kiedyś. Poza tym świat przyspieszył, tyle że w zła stronę IMHO.Znakomite epitafium dla cywilizacji. Znakomite.

Moim zdaniem, praprzyczyną takiego stanu są. kurczące się zasoby wszystkiego. Za dużo ludzi na Ziemi a ci co są, chcą konsumować coraz więcej i więcej.

Chapeau bas, za historię, za styl. Czekamy!

Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka

majek
24.04.2020, 13:13
wrruuummmm

przeczytałem i poczytam jeszcze...

DZIĘKUJEMY!
i czekamy na dalszy ciąg

Many Bugs
24.04.2020, 13:23
Czyta się przyjemnie, gdy tekst jest ciekawie napisany to i obrazków nie trzeba.

Rychu72
24.04.2020, 13:48
Mam podobne przemyślenia z tym grodzeniem się. Zachodnia europa jest w tym MISTRZEM. :( Dlatego jak mam wybór jechać gdzieś to gdzieś jak najdalej od tej części świata. Ostatni raz byłem na moto 10 lat temu w Austrii. To był gwóźdź do trumny.

Na szczęście jeszcze zostało trochę miejsc, gdzie można się poczuć jak jedyny człowiek na planecie. :)

sambor1965
25.04.2020, 15:13
Trochę fotek z kirgiskiego startu

https://lh3.googleusercontent.com/7yuA16dxpDFJAx0-gFLyqdWb1dr9YewlzBiT9ssmvdQMbnksR8G8h7sTbajZjXORh-i9D3fZe7JtifWoCYzFTEaERgb-hnh2b7ZQDzkHY4it18hEXCvvXeQiAAvrHoFHEcC0O_ssA6Gm_n SRlt8aI3zSxa5csvJH-OllWe4ODhe7Xqw6VPLXL_t8Si1f0NZVGUhBvZCaArNp-2cg1LaDli148IDuKRyn9VydLW4W-5T48DGchvZwCQDjrplkui2wyvZe_rTT1BnQRJN4WLf-D2nAFtHksE99cQYGJH31xHciIPX9Od7No4Eg50RLdl0686Ha1_ Pzr6rqg_UGihdHpsP-uTdupyGhlYy31pOYjaOT50dYeoH4ar_XvBFMQELkBt5hXJBWpK P9P3O51ERd_EtZ03kr6VPtFSDW01S472dQU2t9bme_RFg_3kXX rAPfTtUVq41ix2TUPFJB_y92KfFV71A1w581fYmNpWFQIe8BJk uon0i217AF0TfsgmxOgI6OrPU-kWrKjj8NU3h2N_IOuEs40I8a1G86IsEILh96np9StQwavnrZiF JtGRhYKRUM6MN08fpfVRpQHTtqSCW4KeBM36Cn1iv_c1Hf-dR17KfYJOCtIdY35bfVRkLnCgUT-ChOYmcRbNrQ3cMNF69_rr-Z38dwNryPJUU-arcj7cEKqj891jTP=w1200-h800-no

Kolacja w ulubionej knajpie w Biszkeku


https://lh3.googleusercontent.com/YgrnGk2Sy_-u2C3X3lkSVjMBiy6sBT5G8D_bgnmydK0Tm74OFHGVGWXG8I0pJ RxiaJTTPzuplroWznfJG4TRtEPewSpDn_fD9y2YviQyQHe2btT hn586lFVXyfiAceXurblnHgGguvmwHhApHlU9vAAHxbFaLKa5k DMVLSWpjNvPq7OX8k0wVhK5gVaj9LQnFCshzad9CxF6pVQ8YXr yqV-ndnjTDkm0q67v2wdPfOyFExY6thV6WDMSzPDPYpQ6mhpz29yZ-T3zrPKu2EUVzkJ59dvjLTBq4hoL3HbxEvRJPptn2XQ6SQQJ1hr Ml9V6w8t4D5JZOjoh8u5Tp1TGEb1LT7PSrliVB4ygq1f_GW4oi lSE-XAtJBpxHvzmdhQtXfOZQaOtWAaDuD9Qyf3wO7jeEfQ9pr0X3lH Y0W5Cfp2cIOzdVc_qaN99vSSmxB32pK9v7PDO3VgxWP8oPQkK1 fyojPWwdO-cJID88dzfU3G8XBwcBxCLn9EohqhPiqwBc_KLr4shHkN8QXSc7 7tTQvDjCaqNUbBzFJQAQjhLjVKhJg4AOCi6PtSrIveWwLZOgX5 _u-Fm1vaa5zfP9VRGSDhc9qE73KWMsPyKFKff4zSfWmEvepM-UU-U7IcKlg_F_QgppW_YPAcFE0EysoHdYns_RoC5hslKMJRukpoyu Z8GKUtk0wGxSrJy=w1200-h800-no

Adalina, która wciąż wierzy, że mam 65 lat.


https://lh3.googleusercontent.com/UKPG799L2x9QOGuZ3JqDtiAkk66mulOhhqiuOHYJapIIcTcHzz DtszFdBYeVLP5bNzGksY0_3yzSh1xd-9GNOsfALBu8n9WcLj7M55IF9-U5URm3Hw637GMH1duOu6lHJUHeE9AiqFb3mvtp8cI-3DDraukl6wdBY2rbzk91-SLRXiLCU4LKPyRvbBWX6QtDVNeXGQAosSX7E0q35M9i90j0Yex asxexJ_3wvgHs6qg8hvHX8xG3Un3sjTEXT5frk4L8wFqVxPlqZ XGuIffkMnYCVPgqV4N_ivJ9QxjNYMX2UFXv-N_5adKiZhWbJ08FcTXiLJmU4fojkEe0-aNez_DsJXygGyRa0v2TS3-xWiaCdgo2dLtzMiaFSn6sqqBCknyONkmvFtaLcPmb_QUhoBXoD 8NG3-wb-hta1EiYFABUXUb_SsMxgk2WeoheflqK9N4HwRoMVCnBIk6jAtQ 0y-r16I_vMpUw1qjCfcfDoPbWxEH8CXweQL9a0SCsRaeiyUSjzZqV aQH2GBlOenNOvjGHh1kbT3oIbWsymLW3cPgKW-1Fdh6ApJbYk4kKX02PJOZ7bvauYQGaA2rQ3cwdcxOyw791cdCx G5Vn5bQDT-5rdaYt1dS8uShQgtnRhHpszlKomJ5hSN0nvnnHVM9LqfiYSW1r 9cJXSDtRF4sOFsBlspd-FLcRlG-T=w1200-h800-no

Przedostatnie przygotowania

https://lh3.googleusercontent.com/-X5g6ZQUESpFiOCAeX4xqBBj22DS6a2W1-g1DlVBLifzMNUPM4MRDaRiDOnILdhR5zOwQLW1yenN6SZE28Uc C__v4dxtgHEu1qSIFNnMPJFToiK9iloPuXNihgb2rgkoWqzkFX b9xVNgUS8AFlOZyaAJgI4MgVnx6MZAUIU2b7e3RFqAOv_K3qUc TO9Skk0f6jl9H8RY5l_o3ZmZSdw6LFX-NjYOhCQ-XbOCYzUdxyDSvtoYb_z6Hene5I9hrVs2TM0KkI54A7TG2x5tpi yAFazkI4eKxGHfJPgxS57ucbBNXgivx3P3hEy-CeWmRpest1bN2HuJaLtlPfh4a_iPr3f7WooyFvJ5exY7mL-yY-9VkisFi8YQhAXBOJ-76XKbCTkcakujYFO-AArPVga0vNNCWOE46StxiCe7s2AI2hhsBnpafWqtc6-MpAJaOk7i4kPSd-6ogTBsYKOtCE79kaj0RV2svvKmWXX3rfqnY0dkmWEd3xDGjP5V FWEx6o7CemHKRpYI1dbCVPXoOrPn271gA24Ap_ZB8zy7Sj0xwS 1gYlcpBB0UgkOHZ8OG5LNwVg1wV6s-EQB1vO84mOvh3qBl6WOVc8O5kwpTfbaOoN4aryL64_7Bawyn35 wGPf9h8pM-acSZSzgOh1xMcZk4hPzr0ywL7SXaviD1pKYwWKIYXvnAIbYg9z xh=w1200-h800-no

Obowiązkowe rybki w Sary Bulak

https://lh3.googleusercontent.com/4FozI8fROzfF6gV_w1AmuP19PYW2Z0Kj9Y7Toj3DGa4Xmj-_N4NKfSAyH9GiOv0SCUh9QNF5g034cyhtZWzLyCL6WFxAA4htm wAwOe1j2t9W1Se_GGxTdKxUR3isTOwG3ERxA67QVLmEE4LEGmR CmJR1e_vGRms56u1OPHYazhDu3LryuY__R3rVbPwVUrjkWsW6E 34kANS1JpZ-ScxoiGTe3cnv9fdV-wsGvxIlKpyXFZF8lkhuddEQnVsYCvM8w30eS1_uSmdSeqXbYp0 k5oIYIeYGD4BM0c3taYVMsTCYU_0VMY0VYf1Rv28iSTUsMvqD3 xyuJV9rTfd7yj2qFNcWdBBjl2CM6j4bv1zE7ndYMtB0_SGW9WU tyNeBpOGr1og8Qp_LP8iEdfMaG-u53zvKBlTVBo2ILj9vZEhrvQQr4vdZcA0YpWoA2TlqXP7Zmb7_ PfoTQMaxJMlM05P-Aa8bst-VGzHwFs9wtWPwTboGJ43sm0PXa5r_7Cy0HZIWSh78cY65odfyn H7G_E546YkNg__OZkL16U2ygvEdW9UcR5hYbJ9h7Lxw7coZ73o ZaZC8Nu3YjoD2s0iErToOTWW3OV9jjtSn2v-n0k06TCc80FSwZOpX-JtvqSVvC8S5o7jo4fktkyB1ck6hPvqT2YuMPNhfFTJJnbWvaQq jBoCa7iYpLraF270L=w1200-h800-no

Kirgiska normalność

https://lh3.googleusercontent.com/A8W6-9wjypyG45LCyocSTiAOeXkWOf5Mz6EykJIpOIP7G70-WnznYDOii2KHfCCJZjxm5q6Sr9ICnAUkbpyJKF-MRkm_Kn9ThsARAkj8ok9DtroYZvr8i3sCe3PvHclA4IgfCJYnZ 3WujX2x3qOP_d9Fr6wFXmG6o2F8ZTsMH73THBIgeOHNeffqzqJ 9oLoTNOsQgoKAFCEb7TIGg9vaBYasvGuzJcvxitJOEWZGjdXR9 J7koNMjcJQfbDQVwGH_vReK7AoiUgtDNZDvYI_IbgXDgwYhHfQ vNZ4xtkxfGq7k5ygJZNrqNw7mo0K7ak1mPbSivPMCSbV0TizZX 8bjM05V8ONY667g7VddyDJfLSyKgXp-jEU3_93v9qQZWATvA_7eOChcUUM0m7p3yGkbowO5PQiM6enQz4 5LBfPAHEIY9xV1JiyrUCmlJfgR39mXPrJUYMPw3h59TZ2D5QP-7GKy7e3e7Q77Vca48M8EnW6Zo0SGZAryYWpvpfcJJDz3hSS7wx GOSZkWbeZCRlb3LW2zssG86swSh0hjprvz_8YU4y85HkMFEwfx eqIhqnYorr3s-xot_F1a9souOoFvXcFAUO5OCE5BSYTN6LTMLYCmP7-u4APxUsHFi6mY3eDsGfM8Kd6gE5PwqzYAX3NHcZXbVYjkiIFq0 GsVhK_lA49Ln0nZFv1ggFO_=w1200-h800-no

Nasze jurty w Tasz Rabat

https://lh3.googleusercontent.com/e4TVwikAIPM70mL49Qqlc37xMeOKl8CNCJeIe-aF8JMAPcpA0_ppdbSYTTyzbRnic14VROmF4Pnw2eUoMGMsO_Z1 Am9B4JNqovJC5Id03XGwOb169ybK43a0okHm71-jQitWjs52CsPS1eMkcdQ8IYmp4B9nFwhhYeCLSI1hnyqouYjn8 lywNKCRVa6t7iI3N-rEwKUcNG9w5TqSCI0SkzOJ7AXkPJvPiM-mMz2NArUHawqMvzR2nv82jowBvmCbPJ2pNtefif2b-qqfsj9fElnnzbIYvX2t1EdlBFWjkZ8XBIRpuKmPRiMvFH9fXWv rsBq7U13l-8Vh16s4mXASgqfoG-GgGNkkIuvenbiuQTq9xiUJy4pINVBY_tZ3locaw9o_uF9bArAP 70aiePBxB3aD9wzR0_wYP7zuua5wvBME7aQL34zAO11KFJrPF_ fJyaz_5s6uC2QXmtJv1TwKZa0T5_oZizvIoXlVE-_LY64nCxs1qB14osZx4cHPx1PlOORv-4Jzmu_3LLKXPqYnbEbAvKwD64wMkChgefActkHIVJY7CMQqa9M ZmLHdLoiEFiRX5bp2tYXVkGSQG7unild075RNDa2EdqEK368Uq ebaPW6JDX-x159gFOY_xHqOESJXM7GMuDyALokidP8F6UL8e2o9tdsx1pu2k N7iMjlIik-PT8_Q8U9D=w1200-h800-no

Skromnie, ale czysto... Co to się pod tasz Rabatem podziało przez te lata.


https://lh3.googleusercontent.com/2ScfqBLFt9yq0CDqJ4ljjtkfDqntPCpmAU_KPfWez5l-msaBjmGiXqO14i6henCe_9i0ZjSdusw9rzx_BP_TIVSlh-fZ0PKBpls4PkMECDWVfTmXfh3w2XNNjb4LNIShjaTeOvkeYnQI 0dS_nPmfzo2P8jH9gka8u51xe1C1L7znuRZRDd1cuLSYL8kCNv 1ZFKxxmbmUxrhbbKmuOJp2B0rV_NP_7f_XX9lAvB9IcKywW2cD 6AX3qZJkfwmsTqscs8SQWSCdfzpz7yrB4hVekK71PvzaCR5PJX b0KT1yucqVyJpT373kSaUPYgGGDDfd0KB1sVjw883JUQos1fAW bIgl2TlKHsjCNIrOmeUQ5PwD8Sxz69EY5UE_2_SoyUkVWUoD5S oM2U8hDa08CvBUpfbpEY49nXRSAB8l2cmrpsaJs4ysTx--P7nw4Mc7NSnISe4Y58S5h3-qKs5IT_Hylg4vCne_G3Xr6pTG7PBzdeMMGLN61_AtD8Tz82Vdz GDMyJ4zftiWKio4gv35bITaKiihymLbLAZOJpcRc2cslNIGMfg F5cu0nsr9kF3xaA6iem5jY-KTDrqf1HWQenSnzLv1CqJNjMjj-idpStAD-a3pOhIOEcWyHZ5rKMhKbM06asU0QsTuotBh7AkiX6pD70Km61x gkX6hQ6IwBaUlSVQ0_SgBbLceqOEX=w1200-h800-no

Wskazówki od zegarmistrza

sambor1965
25.04.2020, 15:36
I trochę zdjęć z Kaszgaru i okolicy...


http://lh3.googleusercontent.com/a6rx5yIBv2fnJQcJQ0h5t8zUR5WCioyvttnrdSLLLEUOCs31Ka wrLSD4X1RBKyQJkpT_G-r4GIEQoYHInJiIsp_t0j1hnr1kO6YwJ6G8igWmieI1UIU9giLr FqZDpCZMIlSg370zaR2eUVO4kBZgHTq8xRAXCHhe7Gusvt78ri vWALdHwvCxGwUJojvsrcovDc1UN5RkIJMdgMz9OpcVWKtR8FVB OLbbl3J7mmWO0Qf_MBl0sPpyGrcZWDNzGhSrLAslm8VP-wmurWN7qtrILd82TEBbLGR_rKmcAEeipxIkTdqOVYERwowrwtH Ctwb2wPUT5WFWFYWP25yA7h-ayKlb694KEiikehBwFbPpMZOnb2Vypv6xv8jcTl9vSZ7psQq0k KHQWDQMJRA8X_GkPw7-vv-4ia-36rN6Bapns18ABjvgSikxDfg3PER80TXj7yUenPkCmPmG7GAw9 MJ99fzJW6MzSdk6tCFCO0BUShxcL-UcGKp7IDtkL5c73UkkahwVRrMeQazYdw6NOg_062PyGnG2V94m OS_IHg-26C4Mb9yf91NSaAkL-RFcMCdUJSh4U5ZrvyjcT3QfWiNIliEgTRoExS2gPV2SgMrNMYf plIX6yTd5GoxjjzzgeLYjBmEeohhtNLVh6FmNN-vjmiulpRNc_9RHPK5AtpO4zcwjHz4Wr-pALPbQ=w1200-h800-no

Jezioro Chatyr Kol, przy Torugarcie


https://lh3.googleusercontent.com/1i68UfxL9blAh1g30Gye8yQzQpPzoTpDthVsGLMteyaKGYAzBL oV2kuwyetKYuhJV7sNZW5niiYqWp68dHpOT5khcHPo1j-C_zCoQamm9JR_-FOS8vYjerD3FzmLrjjbG8G_Qyj4uBKSSoIeoUUxGuWWyn11ufW lS-DJXVqZzwjFifcTH6bsYcHJYquzsPGsGTZ1MPQGuDe2CTwr8PO7 KIT0Z7upD_ZOEsEZFrxZOGVS5ShrMqvBu0Yk0yGB1xqiYDTidD o70M8MQMinLJTo2zKIlh9XXbRCzNsMqAnMGT-SmYyOFJgC5rSJ6ipEZ25JB06SnrWwyTq7n5rpBfXNNnwvs35go Tus0CU8YSf6Gz8cdQiGRSDwo7l1QzlsBnVUHpb6BjvvyoYSf5i kJb2bAnw9XeuAVh5bf1V8-09BNUrZDIn4sVKakWPpokYTjwe1GgA8VQAgt0_iX1HaqTv-I0n9pTBMs0-jjSsdm4NMWaov3L3zta12Elwogxm5h2NvRt6P37jsoUoRvm7s7 yvVcELRwEW7R55wDrUWcnfqUTTEBYjVRZAivG4WzosiyObtIXx xt8YOEl9N-s-Ggbx_EYZooTiYIdpi5dqJ0KgGtYQc0SHAn3E8ooAaMUpIbMVLV jhg7awvtk4zuITOW7PBd14SOPznUopCvOb8DFFGHuhkt8Uoz_1 0MPW0=w1200-h800-no

Pierwsze chińskie kilometry

https://lh3.googleusercontent.com/HbXIZ3iSjrCaUbfJkHCKzY7nlhhaIGx9CCbDioVwsBpzG8g-WulDnw7jeGlbbobQfmclxOnDldZ2YsmYu4obDgXEo0-bEEdYikJsg_mdQpW9vKtSuTU4N3r_CVfVEjYsjwlCoNKDw3DWo 5vIqJdcLHBHREAH1bNOq0MvgZRvXGUmsfyiIgPR9PBJ2098YWk x_jF4s8l2uiy3hI3hJV1qZC-08fKvSlyL3_2-LMY3RrHYmGHgsLgJOFFNyZ6AHFXFcqHx4f3TC8RYlrjqnRxEOR 5EpmPUpmUFMyVUqGqpaRUDPRsAkHqYcMw39MkY9kuVhLe31iiD Rx-oFe6c1I4h7UDsX8MpvM4KKxZQVREbVjLtU4vlhw6cN00yl8sJ_ 5sbklEOcVzPBN_D_zGfI2huo1SaLumGAV_H68C04vaxwVlDFY4 qkdWaLBTMK5ISbHkLsIWtUujWKxcF3XNOYxK64boFrVPBKzu1s VRStoUz-vhlnkdYm8fyEFhnK_cq96lkN39T28qS7dbYCt7k_zP-gUK-B8GoOICUB8X3asUzjE0CECzjHwgBTBQTM_u3_6V2zuNT1U10H_ eRB7wD7si4KZfs3kcua9-DhULp6NULSGBbH3elapyp6snhFT7zTl753qpJ5oKV9YHouw3PU LYj71UUubpeP7u5bNAtNGUBiJDP7g7ARTwTlVyx=w1200-h800-no

Wszędzie łatwo trafić, napisy w trzech językach...

https://lh3.googleusercontent.com/vtowM6-m7viC4cwFUO67HaJ0o4t89rbHxwDP8ypUCHCDm6cvwkI5rX2vW g99LObenCyUXI5VkDkWdYXSXKXqDu-4qpIwHffqs2J68oavAT2hjb1WeLryctAzqq2LpBK_G_109WGuM 5On28EVI4R9a69C_AuM988IPoxc5AtZQ8HTup5hb4Ds-tzFGihQ8fZrvq8VCkYclH2Gz5P3A2ykK_okutVIWnSB0eU6SXq 7fBoRKRwreBGJnaI_CFX1lfXDyMQBZSZzBTXP2YPuEtEDx2Ofz zL2-nO3oQP-TBewJe8bPHc9pDtbw2B4AM2JDKSFw0bnbegpubhlJ3I0bXkp_E DPfIEI4kfXAjIr4DomgwyXtONuj4v6dQKeIK-99Ij5uYuKbqFZFooXE6L0lldu_25YTLo3Y8wLQDboPZTziM6YN MGAXGhxsOA4jLRNLD-G1hxVyCDjVkYAnaacwkjFuo9pMHbip6e7XpS_g3XsExMppP2jS Nk3ONG3V5Q5E2rNIZ2U0ll9yhxURehGQnPfAc3YHDay43DZpLQ PMndDgnnVFQSm2U10BiknjHusF9hAU_0rZgqeZ7eMbYRoVumvq R3jiTnXKE6Cb2Wy2h9gdpA5NMNYZxdbBWigYrTXmD6oFsZcztT DoYPz7fgfx7tLhgXrCYx6SSx0vstK_WnVSBNmhaa3o1Zpfuaq= w1200-h800-no

Hotel skromny, ale w Chinach obowiązkowy.

https://lh3.googleusercontent.com/MXyhXRSJPRq1CVQdTKjhMt7d_J9zlcAyXGQxS0zZ-dhCdEahL-I85gd4UrkJndletMpkyPcr0PsdqDCusNnL9lUfx6_aOTf0urBy WAElTu5VE3KAadw3DFsKU-o9qqiRmOv5uQFGMtd-ygtQstB0EN0305zdl-AplIow01zEIlZBTEgy4fTh2SwdYTI3KYJtlBDaDfvmBZeMoVWU zGqer8hYDNAtwzKJLAP7NC29OpBvbv82oWNpEQNPUeMWAdY2bK VTraFIlt_qeAphpsRuKHc8x52jG1h4CTtgFLkf_NMzCKSgFROM pkFO52c4UmmeHfkKlRTYA6e5dP9e5mqJj3OpE-M6i4I01OXQ2jBTEKovWFkf8icQpfQaICio-kip1X0x08cfx_jxpR-qaUAnZhFjpPRSVlybgg4hkBmHm0ERVpBeq_E6EEiV6yAswThPA SwygFbhV2XY3u3JwKLietS3w5J9O3xUqxb7q_PWTbILol5uc4G a8oprqQZotepnygbPEI1rOIlIn3HHL-nyLPsfoNIfYAUAECKwswB5zN8dEqrSXXLyQZkUCPeU7wR4CUer KyN5orOxolTQD7bBe0E0LX-uqwIxuj7XbpmR5b2bZSNXEBxfUIRPnDYGNkCo7YrNALWRlziUh aflG1paQ5BNXZUOddnzVb1bLpNR-B9e6FEWkNvpMQmZ=w1200-h800-no

Starówka odpacykowana

https://lh3.googleusercontent.com/wAMOKQDV35h4KPZeiYH0KSV4fCJwuXuai-Y9WvTrhcOEouW0DyK48A_8eCOgEynjaue4zcZLp4Eumls2x_1X 1zbFRVscQKzED3kEDNsAVLTeJemhW_Zrhn4srH8Ac_j5ZqLifI Y5VNpB0j14OH0fw8fL4vK02fWk5kXggVol9TMY41GfsbtQCPvQ tmz6cEzRE8GhcY9Vq0zjiVXn6vyFATTxIxI7gyv0l-R9nA8D202XdRkf2idcegNGAlSr6giyxsPiG2hD8nbgjtBD4LVB tagw3CYV9Wvbabqvv8a1tXN7A3fA_KWUmNVKFHRp4fprWNK0PT wrZphxS5qHc1huu_0Y2UoGYSrGfSQ-5W_qIjZC4Ffm795MHAgA5WaZroBtLv_RcfQ5AtJ1vWSmbYTXPa uWJX2_lKh7vApLqfUWijlI-ENFHiw57_S8rT1iV-oI_S8R6G03WL0YPcYF-JPtFJMI2BeCQHQIZ5hMpxpPuCGRLruJLLLHK_dVpQaueXumHSz ZJ200VxLa4TzgpPVj3yAnYAOVVyETGpmHgDWvVAolpF03si5BJ FSMnBoF19056jjfgDY7WGPfUPaPOduMt1XLONCGyXQ5ERcn6dV KbzsPRdD8V--HwA8Fz00OOSULNS8jZLXhR1moiqTR23NQJDnOLIemZUywU_-XKL-5dAlge5raoO21L1Ik=w1200-h800-no

https://lh3.googleusercontent.com/cuEa1mGLz1guIfHfCogghDYccPNC24wYEbPCPulMf00WqRLQK5 ygJxuVdFNilHMEv_E-IQRgxMZmWRfl64tO9T7PGcZaF4w4J3cJy_f_rHkpmxqMBx46Mn KwHoFqJbR7ayyisH2m2cQIombgDEplEIa5jwZ4BbhvO6mGXq92 OmyUKJltd7ZsoLZ4TwZfHVQoKFeJKs_Og57_-q2Lqf9BJ_XtKYh_noXdeEej1BtE6ONQd_etnjnQ2k4qx1Ig62Y 7beQGq3mNXBKy1OW6azC3jVt9FFvnbRM_vOciyqjIOHj6ArVLn H0pjCndXKwjb0Ze4dhb_eh6HniK9VIHmY1uC0PKATQcoHCSGXz oMky8loTIWO2TzM12a9oIDoimxQqMx665r9ZpjrM3Uaim51sKy nGJgarlVZs74eXCDZFVNLV4XVymK3EpbETbQ2qJHVpacKngDZ6 FxVgLe4Ki3WOYT-qNEMtJLYrlrJ4LaXF_zWgV1IPe1nfUnaFi7BeJ8jZxX2EmFzMq bZN2TtvgDy73VYaA_rSZO_67wjUcK5TcckEsDzMfry-AmhmD9Ewh38jDItOHyid17TBHe102a_0c-WbZHF3A9ItOcSVUOB6ZD_gCS1N0rBknU1CuwjjxIK4GAJ4JV6k o9ew6hnZ8wla0omgdJdqWM8yf8wuoFOKDAT1d12XObVj6hLMZ= w1200-h800-no

Spotkanie turystów


https://lh3.googleusercontent.com/xKZPSXeKr0i1DNu9Wz0jmMnqmrRlp370Fsc3kquC5BJUhnWdwX 0r7NGppyyV5ajKBNAagBRxp24BOMrSm1RQkC7z_RiLsuZqVpjl HcNbALMfcXfZ5pcxqi4ILECn-EJy_UYCTG0rm8i7aQPI0rUWaJ7Rdm9uPvd-_Y5DoPaNuAZAZdH4Mmh8oDh8CINLLijR9bukTRUv4vj5PlAjuz oR22WDvUu3G4CAIvDXYAmZgH331-JCbMnScp599Iv0__5udkpB_vazT1mwv4rVLYg1OFT38tsxVzI5 1_b42qpjbET1AGqjdaAL5C91qsDEZUeCgV_Xq4wvEyr7YT6qPE qHpkjPF-fBC0EZE4EqpK7BPqRRb__zixl4aCdeK_gV0KiUc4s_PXWL8L7E PEorOpiU2LqsIvkQFTjcymprBNhIGLzaEOFltxiiu4KfQaENpv v2gAplq544dtudRLIjrUWvBzGoEEFLlbNKxPsQkva0iccE2cEd L_ISoaW6lcNc4cZ1tyh20BHFNzbCcyRN4NJbah6QTPh9Bts-9xQIprJ8EeMtr84jt5lyn9U6ry2vjLMkHykb3HZkpABOUNM8sr wmukyfrmeXZrj7dtVF82V7cNRuJAYqoYOTKbTqwzuESHCHfZvG oiGz3sjJ2M8Jj3gcFTYEWMsJB5zxWhe5eCVKxfEv7Nuxr98ExD bO=w1200-h800-no

Spotkania turystów c.d.

https://lh3.googleusercontent.com/erlnOQSCvh2oqwHPhtinmS7UiIYt_oBViuJDQRewH5WRCk_4ID vzIlNU3ARzbdQ-4xPDdRFd9_XOxZD7nwGYhLCDcyno9oDVlpx-ANkOsTmx_3pAq103uWXiw0mTEPfcal76jGR77dzPI0S8q2YCxJ TLJg6MyEIvn1ni4kM9ideS41EsuL22SHuEcsXPbkga77hGn1aB MO0_-6-5Z4z66qlQwxN_DBL6DjPsQdQFQ5KtWxXpkaBl9vQytROyWBx_D GSe9mfOce3U-Dop74ZFMDVnyt5qlqjxwgcnN3s1Z9qGF9-7wiwlEEZbkKYaCgyxryanTD-W5LVH8zcb9wIPWnjfuNs3d5_RdvSH9awR87hclS_J39xvQc6VE N3JAXH8srm1DPHxtNAuQ25wl7r6qwOuSN9yIH_Y_XLsPOBUcDt QPTYF6RhCwKTcydJuNOSnL9gd7Q8-gHBHGg37dIRvbL9tDRm1WHFomNIOKQqZYNhlu2TWWNyn_8unfU 7JYDTMtsb8GTPWrMAC3L5qPkJ26ioCuodWGEEDDFTx7pWpq-98kuRqA6qe4FlS--kV1yfLTlt7Vtnz_dmzmBw6RFF2Y6KtUe5j9HwMlL1my65bSeS4 zy1MU-L1L6JN2WCmIGiHMi4Pt--rSxzggnZOg66XuO2zXw5UlJmiak0V6vcT_Vt6SemIJI-aOR0h=w1200-h800-no

Parasol jak sama nazwa wskazuje jest od słońca

https://lh3.googleusercontent.com/rL8a14uu07Emcoc1KcQoXgtuQr3gCR-e8giXFJ6D6luc7bHgsak07-NkQPXdRb1JeaxaoMNfGGqPRcT76WDBCULf20WvoPQ4l4bu0LHP 7jIuFITdopLYPlpQZDejXq6StBhM575cvta0F3PksAXztr-Sl7tTYV-oUAKvm565bH3S9nXhCW8mRFutrgamZxf6AsY6T0-TJftJpMTDU_PwLlLFf-1XzMGJ5-CrJz8RPTblG8Y1f7wxFmaclolTC_IHLGwtgV3Uh3B-vSZaFK12BYKVogaxNqmLiZRLalHZGhsjk3riFTpp-K-AxiXDw8XPqu54AOjUWECu1AJTvFXhoT5qS34UFqbA3U9c8QYPY zGHqG0l9AI1CFfeuEL4lWgisV-EyvGA3tKjhF45h4SwnkQ8QUiI9p9r0Ufv_cY6_9Ne6NIvu18KA UBIj-kdjRPwx2qEGXY2hen5qTZv4Xm7Ki02U1_cXoOPO0QhXBcke3Kc a7wLaIhYtl327gXqHoEk7dW5LTylOAT6eyJ3sqFQ5I2wf3dnhX xQ_CzaxEIbHWVhsBGkk86GgXQEkInfPzECW5e6r4eizapqSzhh KomW_iJSLKI_1NW018lH7U_c6jeiVQJzlef8-anb_v3LPdDlCmcVENBkxxPH9A7_hvAgjiZLMPhELknajpi4PP_ s5WCkRj99xostj5aC=w1200-h800-no

Lokales 1


https://lh3.googleusercontent.com/P_Z5AroMN6AbPvwHV9390v0Hy_i3Nk-WYGh2hlTYl0kb_2qltYQtZgjr3eBxKlyCGtfvqhjhUJze-OX0Cr8emwcpnPMgN4cuEZMuG0Lj98BkC3pBTTBvd11_uch-rRLa2xoaYOKSB3qIVrzZ94XNDJInKZ9YXtRRzRRbi01V-8g63PkmkYE7oFVkopFQ8PqFel1RF-VtZXWjbqllscUc-Re_iOL7Y1D0dWFxSDaxzBoxnjCkRNd5fBzxrQ1nPlu3iK1bmlb 91LGIZyuRtR4hiDLAWgNKHj6i_A3mCBegaSXZL1Aoo68ebnKhN 5Rx7ZaspMHAZEjdSGtnap2ubM2MbFT0Z0Lnm-Yt0M0V-2MW2Qejplwx9C93NiK4bs5vkZSyWIQA6cSxAuZTOTeC-rF_A0xFwdrvj-cloG3ErowRxksrBPB5zerBS2EzpUdFhvfpqOlzHOJ1j8CG0BLE GEhhpnalywZHT6-X9G4MwjBrVAIdwmPoYWy26Kwklll_N_XQLPffQOJhLJ8HHwTBi B2st4tTMJOBOftoWn1Qj_AKrBLwTdVAosdH_wQ7JQiwWLXOYjx vcf8J1xD_87Hm08v5a4bCzWCfkHOx0-6U82Xira9NikhFM5tiOkSdLZjcnBbo78VEiQgv5-z_rLKKYpV_pGVW2GJG0CUiSI6m6bZybG3dIWQGVEOOOE7O=w12 00-h800-no

Lokales 2


https://lh3.googleusercontent.com/WrIr0TLVYOcLAqn6s9gsZCwW2Axa73mwcPSZbKkuJGveMu-GmfFg1MuQV0JTw9v72577iHVR5_zRQfOBJdf3MjMZZmIkgpx8z TJ-RT7Jk9oTfVvA3bT9LeFUpmzZewJA7VjiZ-c5kgExmtdgQaC_zdZ4S7V-Rz3B-mEKkiHvm_6pF1vi9B8qrpMWrOB70n9GaLmPxxtuxfXDsMpQ787 CnAgXIpxgJgViJAxRs4xmLyVsQiDJE9_u3zlMvxSWSbLZ1HoS7 YdCiFJo8X4hUDHNCRYNC-6tHXXIAKJv2pcGh2Nkj9th3lnLcHYvo8PfjcWeIw3myecH-B3TFYloNq_maoZ_PtbwomdH4tK27GOSSr513KY7tuoBRYuChbq jHg04ALCNej06Lvoo6D7D_ohJzjhRAi8KlctW9Wk21EltNC_Yu cmN-ryGmAQE-UnHwAx6VOZnfHnCgXkIMAOBMTtqTBL9iZDPrHuDAOxJCdSUchV NZOFYgi2khDYPC43gc_85CraUKuGeC7v8uSkmCZEtP2Mf_ZDcC rEaa6LBzQD5uFSZyAmVLXi8Ek-KXkv55cqbC7Q-4aVfaiRvaDX7EtNCO-a85eNX6eT4VI_0PVYG2CSlgNz5-b6p40pB74XfypiMH69gK7qQdg5hO5jE_55MfdOhmLskfNwrJgN zfGIeqkKCeT9KSSip3NWU=w1200-h800-no

Uliczna pralnia dywanów

Emek
25.04.2020, 15:41
Trochę fotek z kirgiskiego startu

https://lh3.googleusercontent.com/7yuA16dxpDFJAx0-gFLyqdWb1dr9YewlzBiT9ssmvdQMbnksR8G8h7sTbajZjXORh-i9D3fZe7JtifWoCYzFTEaERgb-hnh2b7ZQDzkHY4it18hEXCvvXeQiAAvrHoFHEcC0O_ssA6Gm_n SRlt8aI3zSxa5csvJH-OllWe4ODhe7Xqw6VPLXL_t8Si1f0NZVGUhBvZCaArNp-2cg1LaDli148IDuKRyn9VydLW4W-5T48DGchvZwCQDjrplkui2wyvZe_rTT1BnQRJN4WLf-D2nAFtHksE99cQYGJH31xHciIPX9Od7No4Eg50RLdl0686Ha1_ Pzr6rqg_UGihdHpsP-uTdupyGhlYy31pOYjaOT50dYeoH4ar_XvBFMQELkBt5hXJBWpK P9P3O51ERd_EtZ03kr6VPtFSDW01S472dQU2t9bme_RFg_3kXX rAPfTtUVq41ix2TUPFJB_y92KfFV71A1w581fYmNpWFQIe8BJk uon0i217AF0TfsgmxOgI6OrPU-kWrKjj8NU3h2N_IOuEs40I8a1G86IsEILh96np9StQwavnrZiF JtGRhYKRUM6MN08fpfVRpQHTtqSCW4KeBM36Cn1iv_c1Hf-dR17KfYJOCtIdY35bfVRkLnCgUT-ChOYmcRbNrQ3cMNF69_rr-Z38dwNryPJUU-arcj7cEKqj891jTP=w1200-h800-no

Kolacja w ulubionej knajpie w Biszkeku


https://lh3.googleusercontent.com/YgrnGk2Sy_-u2C3X3lkSVjMBiy6sBT5G8D_bgnmydK0Tm74OFHGVGWXG8I0pJ RxiaJTTPzuplroWznfJG4TRtEPewSpDn_fD9y2YviQyQHe2btT hn586lFVXyfiAceXurblnHgGguvmwHhApHlU9vAAHxbFaLKa5k DMVLSWpjNvPq7OX8k0wVhK5gVaj9LQnFCshzad9CxF6pVQ8YXr yqV-ndnjTDkm0q67v2wdPfOyFExY6thV6WDMSzPDPYpQ6mhpz29yZ-T3zrPKu2EUVzkJ59dvjLTBq4hoL3HbxEvRJPptn2XQ6SQQJ1hr Ml9V6w8t4D5JZOjoh8u5Tp1TGEb1LT7PSrliVB4ygq1f_GW4oi lSE-XAtJBpxHvzmdhQtXfOZQaOtWAaDuD9Qyf3wO7jeEfQ9pr0X3lH Y0W5Cfp2cIOzdVc_qaN99vSSmxB32pK9v7PDO3VgxWP8oPQkK1 fyojPWwdO-cJID88dzfU3G8XBwcBxCLn9EohqhPiqwBc_KLr4shHkN8QXSc7 7tTQvDjCaqNUbBzFJQAQjhLjVKhJg4AOCi6PtSrIveWwLZOgX5 _u-Fm1vaa5zfP9VRGSDhc9qE73KWMsPyKFKff4zSfWmEvepM-UU-U7IcKlg_F_QgppW_YPAcFE0EysoHdYns_RoC5hslKMJRukpoyu Z8GKUtk0wGxSrJy=w1200-h800-no

Adalina, która wciąż wierzy, że mam 65 lat.


https://lh3.googleusercontent.com/UKPG799L2x9QOGuZ3JqDtiAkk66mulOhhqiuOHYJapIIcTcHzz DtszFdBYeVLP5bNzGksY0_3yzSh1xd-9GNOsfALBu8n9WcLj7M55IF9-U5URm3Hw637GMH1duOu6lHJUHeE9AiqFb3mvtp8cI-3DDraukl6wdBY2rbzk91-SLRXiLCU4LKPyRvbBWX6QtDVNeXGQAosSX7E0q35M9i90j0Yex asxexJ_3wvgHs6qg8hvHX8xG3Un3sjTEXT5frk4L8wFqVxPlqZ XGuIffkMnYCVPgqV4N_ivJ9QxjNYMX2UFXv-N_5adKiZhWbJ08FcTXiLJmU4fojkEe0-aNez_DsJXygGyRa0v2TS3-xWiaCdgo2dLtzMiaFSn6sqqBCknyONkmvFtaLcPmb_QUhoBXoD 8NG3-wb-hta1EiYFABUXUb_SsMxgk2WeoheflqK9N4HwRoMVCnBIk6jAtQ 0y-r16I_vMpUw1qjCfcfDoPbWxEH8CXweQL9a0SCsRaeiyUSjzZqV aQH2GBlOenNOvjGHh1kbT3oIbWsymLW3cPgKW-1Fdh6ApJbYk4kKX02PJOZ7bvauYQGaA2rQ3cwdcxOyw791cdCx G5Vn5bQDT-5rdaYt1dS8uShQgtnRhHpszlKomJ5hSN0nvnnHVM9LqfiYSW1r 9cJXSDtRF4sOFsBlspd-FLcRlG-T=w1200-h800-no

Przedostatnie przygotowania

https://lh3.googleusercontent.com/-X5g6ZQUESpFiOCAeX4xqBBj22DS6a2W1-g1DlVBLifzMNUPM4MRDaRiDOnILdhR5zOwQLW1yenN6SZE28Uc C__v4dxtgHEu1qSIFNnMPJFToiK9iloPuXNihgb2rgkoWqzkFX b9xVNgUS8AFlOZyaAJgI4MgVnx6MZAUIU2b7e3RFqAOv_K3qUc TO9Skk0f6jl9H8RY5l_o3ZmZSdw6LFX-NjYOhCQ-XbOCYzUdxyDSvtoYb_z6Hene5I9hrVs2TM0KkI54A7TG2x5tpi yAFazkI4eKxGHfJPgxS57ucbBNXgivx3P3hEy-CeWmRpest1bN2HuJaLtlPfh4a_iPr3f7WooyFvJ5exY7mL-yY-9VkisFi8YQhAXBOJ-76XKbCTkcakujYFO-AArPVga0vNNCWOE46StxiCe7s2AI2hhsBnpafWqtc6-MpAJaOk7i4kPSd-6ogTBsYKOtCE79kaj0RV2svvKmWXX3rfqnY0dkmWEd3xDGjP5V FWEx6o7CemHKRpYI1dbCVPXoOrPn271gA24Ap_ZB8zy7Sj0xwS 1gYlcpBB0UgkOHZ8OG5LNwVg1wV6s-EQB1vO84mOvh3qBl6WOVc8O5kwpTfbaOoN4aryL64_7Bawyn35 wGPf9h8pM-acSZSzgOh1xMcZk4hPzr0ywL7SXaviD1pKYwWKIYXvnAIbYg9z xh=w1200-h800-no

Obowiązkowe rybki w Sary Bulak

https://lh3.googleusercontent.com/4FozI8fROzfF6gV_w1AmuP19PYW2Z0Kj9Y7Toj3DGa4Xmj-_N4NKfSAyH9GiOv0SCUh9QNF5g034cyhtZWzLyCL6WFxAA4htm wAwOe1j2t9W1Se_GGxTdKxUR3isTOwG3ERxA67QVLmEE4LEGmR CmJR1e_vGRms56u1OPHYazhDu3LryuY__R3rVbPwVUrjkWsW6E 34kANS1JpZ-ScxoiGTe3cnv9fdV-wsGvxIlKpyXFZF8lkhuddEQnVsYCvM8w30eS1_uSmdSeqXbYp0 k5oIYIeYGD4BM0c3taYVMsTCYU_0VMY0VYf1Rv28iSTUsMvqD3 xyuJV9rTfd7yj2qFNcWdBBjl2CM6j4bv1zE7ndYMtB0_SGW9WU tyNeBpOGr1og8Qp_LP8iEdfMaG-u53zvKBlTVBo2ILj9vZEhrvQQr4vdZcA0YpWoA2TlqXP7Zmb7_ PfoTQMaxJMlM05P-Aa8bst-VGzHwFs9wtWPwTboGJ43sm0PXa5r_7Cy0HZIWSh78cY65odfyn H7G_E546YkNg__OZkL16U2ygvEdW9UcR5hYbJ9h7Lxw7coZ73o ZaZC8Nu3YjoD2s0iErToOTWW3OV9jjtSn2v-n0k06TCc80FSwZOpX-JtvqSVvC8S5o7jo4fktkyB1ck6hPvqT2YuMPNhfFTJJnbWvaQq jBoCa7iYpLraF270L=w1200-h800-no

Kirgiska normalność

https://lh3.googleusercontent.com/A8W6-9wjypyG45LCyocSTiAOeXkWOf5Mz6EykJIpOIP7G70-WnznYDOii2KHfCCJZjxm5q6Sr9ICnAUkbpyJKF-MRkm_Kn9ThsARAkj8ok9DtroYZvr8i3sCe3PvHclA4IgfCJYnZ 3WujX2x3qOP_d9Fr6wFXmG6o2F8ZTsMH73THBIgeOHNeffqzqJ 9oLoTNOsQgoKAFCEb7TIGg9vaBYasvGuzJcvxitJOEWZGjdXR9 J7koNMjcJQfbDQVwGH_vReK7AoiUgtDNZDvYI_IbgXDgwYhHfQ vNZ4xtkxfGq7k5ygJZNrqNw7mo0K7ak1mPbSivPMCSbV0TizZX 8bjM05V8ONY667g7VddyDJfLSyKgXp-jEU3_93v9qQZWATvA_7eOChcUUM0m7p3yGkbowO5PQiM6enQz4 5LBfPAHEIY9xV1JiyrUCmlJfgR39mXPrJUYMPw3h59TZ2D5QP-7GKy7e3e7Q77Vca48M8EnW6Zo0SGZAryYWpvpfcJJDz3hSS7wx GOSZkWbeZCRlb3LW2zssG86swSh0hjprvz_8YU4y85HkMFEwfx eqIhqnYorr3s-xot_F1a9souOoFvXcFAUO5OCE5BSYTN6LTMLYCmP7-u4APxUsHFi6mY3eDsGfM8Kd6gE5PwqzYAX3NHcZXbVYjkiIFq0 GsVhK_lA49Ln0nZFv1ggFO_=w1200-h800-no

Nasze jurty w Tasz Rabat

https://lh3.googleusercontent.com/e4TVwikAIPM70mL49Qqlc37xMeOKl8CNCJeIe-aF8JMAPcpA0_ppdbSYTTyzbRnic14VROmF4Pnw2eUoMGMsO_Z1 Am9B4JNqovJC5Id03XGwOb169ybK43a0okHm71-jQitWjs52CsPS1eMkcdQ8IYmp4B9nFwhhYeCLSI1hnyqouYjn8 lywNKCRVa6t7iI3N-rEwKUcNG9w5TqSCI0SkzOJ7AXkPJvPiM-mMz2NArUHawqMvzR2nv82jowBvmCbPJ2pNtefif2b-qqfsj9fElnnzbIYvX2t1EdlBFWjkZ8XBIRpuKmPRiMvFH9fXWv rsBq7U13l-8Vh16s4mXASgqfoG-GgGNkkIuvenbiuQTq9xiUJy4pINVBY_tZ3locaw9o_uF9bArAP 70aiePBxB3aD9wzR0_wYP7zuua5wvBME7aQL34zAO11KFJrPF_ fJyaz_5s6uC2QXmtJv1TwKZa0T5_oZizvIoXlVE-_LY64nCxs1qB14osZx4cHPx1PlOORv-4Jzmu_3LLKXPqYnbEbAvKwD64wMkChgefActkHIVJY7CMQqa9M ZmLHdLoiEFiRX5bp2tYXVkGSQG7unild075RNDa2EdqEK368Uq ebaPW6JDX-x159gFOY_xHqOESJXM7GMuDyALokidP8F6UL8e2o9tdsx1pu2k N7iMjlIik-PT8_Q8U9D=w1200-h800-no

Skromnie, ale czysto... Co to się pod tasz Rabatem podziało przez te lata.


https://lh3.googleusercontent.com/2ScfqBLFt9yq0CDqJ4ljjtkfDqntPCpmAU_KPfWez5l-msaBjmGiXqO14i6henCe_9i0ZjSdusw9rzx_BP_TIVSlh-fZ0PKBpls4PkMECDWVfTmXfh3w2XNNjb4LNIShjaTeOvkeYnQI 0dS_nPmfzo2P8jH9gka8u51xe1C1L7znuRZRDd1cuLSYL8kCNv 1ZFKxxmbmUxrhbbKmuOJp2B0rV_NP_7f_XX9lAvB9IcKywW2cD 6AX3qZJkfwmsTqscs8SQWSCdfzpz7yrB4hVekK71PvzaCR5PJX b0KT1yucqVyJpT373kSaUPYgGGDDfd0KB1sVjw883JUQos1fAW bIgl2TlKHsjCNIrOmeUQ5PwD8Sxz69EY5UE_2_SoyUkVWUoD5S oM2U8hDa08CvBUpfbpEY49nXRSAB8l2cmrpsaJs4ysTx--P7nw4Mc7NSnISe4Y58S5h3-qKs5IT_Hylg4vCne_G3Xr6pTG7PBzdeMMGLN61_AtD8Tz82Vdz GDMyJ4zftiWKio4gv35bITaKiihymLbLAZOJpcRc2cslNIGMfg F5cu0nsr9kF3xaA6iem5jY-KTDrqf1HWQenSnzLv1CqJNjMjj-idpStAD-a3pOhIOEcWyHZ5rKMhKbM06asU0QsTuotBh7AkiX6pD70Km61x gkX6hQ6IwBaUlSVQ0_SgBbLceqOEX=w1200-h800-no

Wskazówki od zegarmistrzaTatarka bardzo sympatyczna. Co to za knajpa?

sambor1965
25.04.2020, 15:44
https://lh3.googleusercontent.com/NmZD8QqPkBwRoNpVTyra-k5kdgLRjv0cnZkh6F3mLAeuScuxd2lj2iWjP-L2_XauDMQUYFdaDh9DwvLjOZ0Gr267qAiPXoXS443wEUB7HnZd TpL5Y-PKFAbfAqQ6HHxzJ0QLjvlA0IORQdD0lBNQSlzxI_AFwibvAR0T npA1TuJdk1A3DyEN2-2QjhPlV91cmcQ1WNkHY1go0ZfD8qwHK3coN-C65T1p_amlGdU7SaNx8olvWaiSLsr4k7ewAyq_4EXrPuUwWM7q koGzYjG_9TC9tpicv1bTHQuIuuyRBJ8D8DdwFjycyHv6NzTIa8 J0cNfz6fqGpgz1oNgnpA6de-jgjWUyIdCGoSBV3jMV62aobDF5SnQILZmEnb6uKc1cQurGVS1O cMQ2Koeop3j50WhfXxepddLa6P4ZFJQ4uVprbLJsisA93317pg UuUyCX1AGg8UbIYPERAHqOd7COFqMWgUQpSEhTYPiHxTGSlwq-25xFUwn6BoqHOscShj9Rpyb44lhY6VEeMljVwqJ8Jl8h6mXtdd J9qkvwZitdgamVFri0J5ZewE5u472yPUG4-bjU4p1Yt3WH_cFTBNjLazYixPjfTKdGr5fJGcmT6WPE0yPFK-39ah-Lq7ffRasZbGISVbQzRIVKuzb9RGk9yHwABlOJ8iadZVcwUcBw9 EiuKUArMz0nI_xz=w1200-h800-no

Piękności niekoniecznie lokalne

https://lh3.googleusercontent.com/XOwfmKl8HDewGc74rurQjJl5kwUAXAWz6NIouwtv3ek-3QZgbFe2u9wxf6OwiWEDS-RALG99Vx0LXmmxpptR_9CbO7dxh01znPFpJ4pPDE-DHLcyqcKZ2epI9XSR5SZU9CvZEfq1pz-Usb4NoiMYEPQLtG-rCBzhndSU8tVMU54DMs78f6F6vG8XleXm27IQY104ZN78FRkkk dH2lqqx5zCmTHfUDHQvrUzpM-IFzUBmMAeGghd23J4IMI9UVn0GQFF-opPwcq2YPEG6uV7aCeff6b6zpflVEzTMBVaNAgsQl-lSE-jvc3gPWgrV363rNW7H4tma1nypHNs7LPF2h0hVM-Ye-y9OvYo_t_Kpb3x1SZNGFhNdg5DqHPKTtmrobqTd1D9msVDF6aR im5n2KbgOisTNczcg_xX551FCtncbJMrRvd0J0YiX4DwEn-5FzJaRbMpoSEF4ro3HxY9sgV5UQp7U1PNmsV7Ke0551x8BFT1v 7hQfrnpQBrntok6dAbUj-FX2ntY73v96dtkYAB60vutwhey2sTIPJQNUoRMIomPgJC0ObEB hgVU3Se-Dn_30ieDYWrsNaoTJP61wgV0tZ9jf0ohzkVh4nlE-yflwI2XftvsQFbBvIVaE6dyp7OilspRy3lBQcEyC9OtowkahJl w9H30w4XKtczOUmFFZhgA-TqQVQeRX=w1200-h800-no

Małochińskie Ujgurki

https://lh3.googleusercontent.com/Ymc-IXEFDXhLpsKNptgNlvBrRkkY8iAqg8MQ48UDG31CM_ZbpLWONs JmzkUbmHZ0nj-cDHmUSim16cAtV0iuOgBCLRxzrQ3-wwaFhnk8qWGt8ql1dd0RPRrIef5RX0dZdknQuhQ2nriKlYr73b jz0UGn2khdxKDXdJiRqZeW7FYGnYHclWcZWnjvJ9OUgf83aQUf xK0oBKM6R02ZbxjFVSOJW3AqlhxvqdQXpU0g8RMz1OfcIv3eta zZetCxrTstkGmqnI_jBRfFLgtGcI09L43sZUJJwZYKWQ7Gplol tixS_Pq4QxpT8OM__fvGCqhXl0TmPCekPGyLBtthP48IHVb8zL GJ8Ba8k6jQUXgNK6WFah7Jq64K2OU_ZRb4rRljoAY9xpDzIh_n eH4AHQzaYSHH6ARKeIz1HzPdRTpdCCq4nLVwK7hWZDJRjLamg3 Q8uwRId6ErkBuh0PqFogHaspVtthYpUOXpMttuiMj6JteUCmdA LMDkicfTEfTKYsVZH82s9KhFBF3LfN0i9Ob-rJcJmkhrbDy0i4o4LHxuYJQBITLJmzunYukp8kGTv_oXZgIgCw VVeem5lHq54M0l3paq9XAxTAOSzNTKvpwytMvqIPabGZgeWxiW LaMfzLkJZnEEqJNAetd25KyhF5awtD9rlHQku_Vcxy2hEA7mL8 yIJxzC0-kqECaN=w800-h1200-no

Kaszgar to również sporo chińskich turystów

https://lh3.googleusercontent.com/7he2lz0Glfl2wK89buBhTq6YzZ_6Mzy7qml8pzKGxe3uwpQQom t3W6AKsingirWoOW_eGiPmJuvsA8__RbOp3SbNjgAOMhU3Q9H6 zQB8oYXySW1qm-SH2vzJs6INPxNclwzngdHbFd5hkEMGe7CRP21y5pj103QacYOT hdxQubvqltKkya0Diw1uP7rekAQlT5bjitjGUNaUSKaHNsCiAC ZdOJVSve02iwVTKeB5ATNzCcqedW_k6sBYUEQASeaBTO91fbwP 028esBSatm-_fcK0LVEmrlcrNpof7mxo63je3ozqEieJRP-p93MOIskSmnqR8gWFM6tEOk6c8SEmZiY0qkmm-aacGOMx1ic-V918t44fuqo1PBTT4jUZIfbZ3I3_04Rwng7V_B9Y2jLhCMsd1D GJ7hFfC28fN3pfZiXadRhfCZxwlUSahdULVI1u7FxspV-78lVZpXe97Xl0xHtcjqnn7-0WaB6lBYObJKvfXV8eOwkED8AW4-fqxWWlResvmOX9MamMoDg6tRkM3tO7euMznbbEpDzF5noZWnvl 8fJM-yVcSA5XHYsHv9_HPgjhnJBGOpz_25A_rhRcUU7MUtpv1lavGQV kfgeXxeI67t8m4kDxF6n4xgahIrkOIixT4pOuAw_bJU0aIuK1M 6lzgTiyryZPkIKjDXkcD6iRcrRZFJNqkq5D=w800-h1200-no

Współczesna Ujgurka

https://lh3.googleusercontent.com/HQxZNrsqBcnpcsC1eys9KppK6jMt3jZ20PiIUSwDIQrH8C9stn 6f05pFRAzHx3cTTeQtbw_hw2fXOl1J5VJQnqx3YVVA20OzUmlC HNh0CTZ0qHzwKa6Xj5Aaq594Xg6WnbHv07j43LRgyOVtXkegBt we7aNtajd6VQYAYu3Knqes7GDBfWpDk2PKc9rz-4pXwFc7_nwwOgBI8U1zdTbIP-kv7FLIOFeXaV4pXPWkyygzfAtkAHuarQLlkjTyhrDvduoFQtKg-2h2LX6NeA-XCBUoLCJhKCLXKz_fev1nBdDEaefWbvm5eKFgq2DbEG-nzZ0tyHigXhD3kdfl9aLHprqS_VUXCDmpx_EUtptGUkXTYk-LvfRnE4E5zJhcWkE7el-CZ0IyBEEhf9yANfmeIHEWgXIJD8KCd59dbVBjx95TaRnACznKE KyowiE54UQVhN_gHyYzeX_TwDI59Rfd5mq3rd2HcH806st_xzs ZUdH1LKPByZK--uievQL4FVbW4FhHqvhrEpoLBnaM6F0tyS2MYx1KPjPJN5ZrK1o j5zur_GMahXuQs8utyC2013MoyCgC-Ftl1BuLzeXlCxeJWzS0ctzN0hIbHHY_O2hPFVlLu3l8FnQCMWC 3cGuP4Qtu0O1EHUzzbYAOjZ1PpR6jlo1LeDhqJqtNDUJL-O_XFe7kbiFOHotk0JTd=w800-h1200-no

Mao i nasi

sambor1965
25.04.2020, 15:46
Tatarka bardzo sympatyczna. Co to za knajpa?

Pur Pur, na Abdumumonova

sambor1965
25.04.2020, 16:08
Obrazki z Karakorum Highway

https://lh3.googleusercontent.com/KX2K3dDaqboZXo770S5P-mf2OpIpntvksCUjPe4BVtV3nD4gHzX-ImgwqYM8cqpJHQMIHt7caxF56lvZYdD3NNa0_rju4ZZhjNtNSV 7p1GN-qengNz_Vl4R8t_hOC5DsczlNoyGythGWJiEA2C0RJCUL0ZWEd1 P15bA7QOZZnPjjqQgOiOn7mm--sgxibWgeJlwZGq_iW2PWX1nKeA0EFaDI4bXEeuav3op0HCLE98 8Inj9VI-CfEeVfQ7bG60CemIy5IG1L6I0xULly1by2TjYNfJvQHDMBsHWY Us8r9o3N7dBC8xo-S2i0N0UrXJYeUJXtLN-sqzNiZDY03IpJnMvF3SBm4GkR7fKMBo-KJxlGR3mrbzHN1RE3XqXdfqX9LgT0ZI_NzbsVQ75HqCQCTcVPV f0m-TAgzph0CfyX5nf9r7gRQ6QWV_WAYKc3IQuDnCv0v2aIz-hWWnNV571S3eMm-8o_WxdIFzxcJ1_8Scob21sl1dMyUTw3Y-K55XvZEQ-aMMaqOf91OrmFgbJRqZjdDPV49-JdBSilKI-ZugdQqblJHqBB5LdlA5lbVr_tLS739XBjTLJjUxjWb60SSAC5N W0hY3zDuPQTuGg2Ho9PumUtkjFnQ3GiaLtsn2kmHQ61Bi62crZ mUIrw_Qc1JiYyOYe5MKlbS_-s88YZqIHon0lxz2tjfMr4=w1200-h800-no[/IMG]


https://lh3.googleusercontent.com/szNve__2MYQFhUh_cSMWAaQD1HZFxyH8PTy4p_Wuuxry2d-GH_yya4R6XQ1Swy3dL8kBVrxeWvQ91C6-OZUX9tKwGKTY2Bm1mEAgnKq6x9U2x_-4GX9VfhS2_jfo5b9pIiMvHjdtVq74hqcSmGEjiNcyYdmZFauLT sYHzl_TFujb6HupCpAwQkfS0WOeeCqBAEFIEoD7gyWglJcb1cX YqsHE02tUBaXpAUTsjVlJZK0a-5OPhV8R_kPa9sOi09mW3rVvG0QQobUpc4zY3Bc_YxMkDTnfiG8 drGMy8DPX5m-TrY7pE7v8oZONgh_-VKGUCJ5ErmPAPUS1fahzyzYPbqZ8UzWd_wqjDU6i1rZh-ZpKguq7ArFXB5bnSQnC6rdDqkpiXJlhpYsCAwnBMKVtz6yAlrR uRTfaw6T3ApUW9Ww7x8wMOApUIp7z3nV0ZCUXSFjjYvRaeFycC UDWJQca1hwDIW-Mz5yOiw7eh9k7RLsOm9_iFYDfWi-vw-ctGirRnTnMZOXCwiyCLgpG4edUARgYVvpRwGm4FPkzLfRWX9Q2 le2Z2FfToYxqTMmCNXGNbGCC9bQQs298fBAjgCfstZ-SeV-jJjSRgeAx1vuhgoiuwPRNZpSaNZdh-xbM3AefUvmypsWD5Xca_nRtTAx6qYTtmYDnQ3y5z9p7V2DmnGH jty_ehJ2_2Dy0=w1200-h800-no

Nasza Litwinka

https://lh3.googleusercontent.com/dYTSrd-9c_EZIZcUnv9qgwU82msUfU34sxdcrAak9u90dZF9HDAxkb2fX 5GY-_cMeu0tf2Jvx54IRbL0mUMCnziiSkSO3_q1zPzPjtIYfTNdVcU YQhZstaY_O8MY3nPb0iJkCWuyzGWgz4RtK2_hGoya-2MFBERDXSXcR8FmgU6ytTeez_CPtUOeuRg1zRIFR8Pr6bfc-G9zyLHOpq3v1lu8ybGCPy-OShdVyLb0X1b8e5Cb6O05deDkavnoqQRxV7pJyBK5_u49oy_am Lc24xLIUxXLd29FSUgcuDCWujp45OdSQnuhNWXPaQs5QgosBVM 4AyrqB4DB-vOXQuxlLnpv4cSLpPuNoyS1B57Xf0EKQzI-N-kEzsP9jCY_x_VQLsIPiYxTr1y8SgIxeomWati8GNNKAbWkyLDn o1Y3slLSkcKDbosuqU5vwjdEPrtVrvoIclcfZ9TxZqCKN3dBv3 boNBEQUiurzGk0HQ4WB9YH0LCz7C3NfrkC7aJvnsDj5BpCmPjy 7AUxHg179yGgCxuqAjEr4jzE_9yDoGhFJhMjk0AkwsyBM_U2d1 lw0FgnzHy6zxOzVp5g8mi4TbTUSSikwvJHCH1lZLpIAzy6cTiW 0Y3Zp4U7z8kXv4iIdNMTkEEAzcuv1Kn0WqTqECRWUPtpZjWv4C dggeJQl-h6f87Byd_UpWQNfqwo=w1200-h800-no

Brama Karakorum, wierzcie albo nie, ale to sztuczne...

https://lh3.googleusercontent.com/Ync2odSDnW2PRLD_llnn70v1ltaSlWnKZct2NN36qw8AkOjQyA ZBTgJbAW90m3oZoP0m2X0kWxAsfdiM9GTcO-0F1STvxY_-syVsj_1sdAhO6QGNVSDht0p-AHIfQWLLJU8tqd4sL0t0ynxaxXAmy0P1bPf1QZzOQq2sN0sh3W 9MPzbo41GSOUTZijahjuNcKCUbUYYpP1Zq4kiLLIZQ-p9tchCdpLLiYk_va2F8005tCSCAg__0XkVbDXc13bcyjGnj2sn EYUEr83FDcwc35TQR_i92udmSt88hcQra4wqSBCPlyCDYPL7qe l7bwaM6YKO8LyyAO5V0h23DrlJs2BYVZ7F7TJpQ40kFWzmKuQR KMjvzdRFIPExlgOn-Ksfry-i-LyEY_nYenmluKgrdpL5hRLNJs2uFWZv2BNhR8_W0963ZoSnRFz YtL65B1MA7z1YRDRGrih4sCiAJPwwLihzG7kGPc3uaM1RriGFA YTO8UytuHQ7-VnWvOtBrQJndh1FysHnNgRFiFVQDQ4JCI3vIoD-ppBVV5fE50yv96LniPSIE7Ym2wysagtMTzH1HFdvWlGAvpltQ5 zMTjClO1qnOdatBW3jQVI1kdAQINwnLrvmLKN0cB0Wt52plPGq CplN2ArtwqyMPclUOpAfxeURbtdVJ5TEvj75HO7YG-4VJhI055mlqG8Sz=w1200-h800-no

A to już prawdziwe


https://lh3.googleusercontent.com/XZJUtBpQ2_xokphl0INrh2p1lhO1BsksReW-k3XHfuP38egiJyyWtxhVkKf88vpin8MNpnpdIQRFe1yeRIsBgd KRcqMMrkB-u1isC3V_ML235fIHx32nSBAIAG7ZnSX0p7_n9nI6aZ4JLlDlMr N2tEmbyDmOfeFBxinMdylrDHIZ6EBRdtrKfWtx8uScXOnTyIop XO_mbOBy69lNkawMoBldxNy5S16OrFdXU72PjdroGRt4QSTBzk DMNRnw8K3k5-BfUS452whHTZ7nCp2B2KsV18ZPmoVA-NA75VSBFe0MJV4yl0ozXZZiwQQIZvT4JwW167FJqitzVjKrgHw p2mlbjhCWHgeOV7R-OU-gbsZ2A-xFBzYSgc_jc96dbbV-GOnjt7h1cgsvEVKArmtc82QU9potNZztdt1iSKZGMQMtRXDHh6 NY5WMpzcgdnPiMLM14rtSun3W9Crqgh095zECzDLGxhPdar3en QRxQmZFvdIbk-yDTDkQALqhUfGu0NvxZA6LizxQsrBQJ-ehlhjk0ug-D_g2Gm1KiC2mQP_6SoF8aGs4P7ijO3rNzj5RM7z3H2BxwlmrOy ZyALMnvDvHLA4vI-MuQNiFZVQ6ceiGyWdKjBphlkmc_qD5S0gTzUm_d8hW_DFXFwuV yS9peKFIc3yA_CkTEJWSMBpCBbPR3err-WjcufA8l=w1152-h768-no

Po to jechaliśmy


https://lh3.googleusercontent.com/SxlpP_4Fka2Xg9bPAZdhRwd2kuI0CgCh5EQxse8SjWDfzhXV2O lM8_Cauba3qJaNzluU3cI4MGuWFxtyY1UCvtf5H9Geu6YQSSSl RYDAIZorm-Fs6G-xNd5SO8LlFG_NfpzkFHL77uuOcpH2E8DsBaMOGYwkLLItbgsqR NEm9OW775cQsdydLn1HWGnEAnERQU2grrHSf8J8NjxcJZkve7z-H9ZCr1PkgKtiEBqniGA8oRNfCL6cbAXbb5G268usC4FyBy_eqB pSFAsoGvYwXGf6AYaToO6mrAWwFAi-uI1tFrSQPs7rmSzjFlbvipx3PBQLWIod4yzIBl_3qoR7U0y-tdqRKqFg5b9QXPx_UxKSfE4gigFx0KmBg4JpCy4zyPmfQktokV WMkZNp9akTqSlhikBsflqldDTDxNlabRWPSq5R8gSNHwvRdqQB _3Ss1t1bGTLYmvFFjtNU2ycdgr_t3TyvTlB_6nlmNv-7xpVlEOacxzyv7vBn-W1IksjqC9e5hzSaBGZWX0pQ0nOHrTYkIKwB7-yZRcTvx5-Azn4sNJ5tK2rfmU1vzAZtsJUDxoBy-4kXXlYgMybxC-s7Zh4GkDZKSXQui0IHm4cGkRfiJN1nSZn6JYnYyIr3TKnKBuBQ ChDxUc_G4B-bUkBWh2taidb49Ga96jZJ2wP3w4Z7c7SBp7mEfnL5=w1200-h800-no

Karakorum Higway jak się patrzy


https://lh3.googleusercontent.com/_kNgSf9tKzO0z_WMGzHlzyXennhJ9Fx9C32mVzHiPq96NG2_k-0a6Jr-7TFWhPictZ8_wm0kih7YoBuge7jIMBXmmNWdcuZzBs3RjaZk-w_i0HYiLggJF9l3kZidFiq89qAIgghHQkjc7MPRwGB8foYyTn9 fKkiX_fTfj_3cGU1G6ePPjoodYWz4TANHoG5-BwBlCU9p6J9bmbeNc0u24HYxPWy_LHR4EbXCsLurV4jPp-4oHp3qPoH455HmHDhM-S07ssHBP0U9p5Y0Wq_T52hIQWX_8QrGwpcRfaIRDKIuyfgcjlt XDn2U4kMpZ46ANIi5eJbkYmD9PqLP7t_V5DxK2y8TivRqceTcj 9F3H5JGVA-4Q5Ss4EitniA4Zl-kwFEfcvwKDRa5mKig8sE9Np0-cZKU1FZURMrn86dGkNF7sjdCtXZznXA2Pu2GET_XYvJ_cIX4Bx eS_Jrrh4hkk5WHWm2kfWph-6SUjvZR8kCUB92tntfVPrEP2NP5K0akPNdyn8RSHS1zNInLlBN 6x3Bgj_dUdIiXf1vNAfhPP7eCsicXMa2ckgBHtW5DSkc6CL9A2 _7uKNFMdJ7iJjDM5KvJmnb7d7_G9_PsjPfE7IAyAginhXfj8_3 skO80I00rSLbAdQJZmU6jF_2R6zWfEL-HnECUYJBQf6b4lGYh4A6DZ24WSAmFocWb=w1200-h800-no

Idealna droga dla 1200, dobry wybór na ten odcinek drogi...

https://lh3.googleusercontent.com/-x8Gru-xUeHr6z1N0lL4caCC6qq0TBpPjIMto_5esy3qcM5PIGfQq1kL4 qnC4LcaF_0vwzvlIZ-2YQ0rXOO1pwE7YklpnVAX95dH3SN2YDJqIctlV7Wr77rNMOnXf-aUcQqL65WEAMqYoPgp9d4cjhgBJK7MFlPur6Im_Uy3qqfAXrJM PrjnKquIzcZC8EKUQanjpKAB_3fsGFuJ6GYhGOi6aL5kzL3o-qKHRJisp_ZbHVYuy925pB8hupcs4_2a_rlN4GtR7HbMGon39w5 LsagLTtV5zkNlHGcnD93IiFVyWJw3ACXbe4-_IzoiTjrCkxLFxqVKJqrdXlRKAHKAarQSHmvUOGiEYfYj_4srf 54adpvX_L-dWT2ZnJ1GCH1CaNGkNkmrbtweIva8hpHZzyuHLuT7ndAfuzvVj mVfR5kppEgIEIffzLvlj_OyX7vZ2CVqtHB1X9mJW9R1uebp1Pk WN5aJ4_UWroQK-qHyuGlOIphE_fu2lOjE656yWA5B8JSLRTSAWZ3Zjnyvbd52Ppu RLhpwV6hnjKYvdJDCgfL2_9heeSoSjmzjoMIlwUGAMGgOoqNKB T9OZrtcKMCZhX6fwV2b9OUEtF4Rt3p8L1jDvfv27tQSLuF6ZL-38aMKmnhy20x8gYSCI7vXaPI1u-MrXcmZdQ9aV1LyXliQHFXW-6AYFWFAawcx=w1200-h800-no

Muztagh Ata tym razem kapryśna

https://lh3.googleusercontent.com/vbEPp4EDrmhuV7t0uhuaCUgdg3p8O4hpxpYlkH3L0-_h2N5wABvFYvpfs7fXI4PnkXS8m8WUH6ILIJQ_EwT6rH2bm4tM M4076lG-S0MMNt7nVVjDWA45Co2wuIU9XprfoPY1pvsRooEp3lLLNSbrkG qH4ne4Bqa8e0qkqbM2uCH8vLb-1Bbu1LtUd5C_1IZEGK5UAwmQRcxLMht4sY0gKBFECbw4BwZVam qLhgmo0FU1kQmygaxOeOkfplw8-oCEDqgHZXxUtZtosmwX-lDXNCp4E9CvGE38bJvyBHOiXS9L-D6FMV5_LlWm9K_gtqFy33ZCwPPUbtXRtKU_QGAeLCExGOPJn5X esX9PT4GNP9wI0pfgFuRGZjeDEoZkG-KgsszdiVbasBWl2f2nofcWcWkx9Tb_txpdCdMQDJFJfLW_HkIV IFjYNESb2vy7KAvoHz7XjVXfAtGNI476tfzd61pqD7-SP21KfYPa3bg4E8VP92C43Rtjum0oOV2LqxEDP46DCMgdQNz0d-v4Rhko5qIixeZsrdG_kS-XqKbzgHJ-piQBX3vysLhEa2q74zrv2nMWDy5Fcj9oxrJvHQRz7lgL9XnCbG AEk64_6V5s8qiEWaYRa2KL-PmAuEeAVIxdMu_sosmBeerKIH8Rmmln2O2gIUc_f3mpSS68XD0 MChj0JbPwIMhiASFH=w1200-h800-no

płoty wszędzie...

https://lh3.googleusercontent.com/NPb9qOv2pTFKo6-eTASyCXvibE_hrJW8U3bCV1CMMycxNOZF1o0c7Vbs6eKGJrG89 GjtWbOKWKmfm0REQEa52XczL8-Vn5eSITQzmuJ4SbjtqPg3nfHIbLTAQmuMxP7hBO_pz6iJ6NseK IzLfIuOwUePZn5zkBh59nPu8Xm8ycSGMXxe0b_eYmU9OUEMa33 PBMNlA4AmN6Bd34V7I78_e_qHtYv4CuzPs9naoz3AXXIJ5nJvH r-W9XzAG0rH-YDepaG4mT4k4OOe3sWYOp3YZQy1w0M2UfILDUL8uYqmi4mOZDH cRwT9Dha7Z4rhim-kFLc1tuU3qE7gC3kofyaSkfqr3Au8Q29fKfL6B-2fwgrI33pti1wrIlIjUhODnQ5i6lIs1ul7PAXOf_n0EvkAZ8UQ MUe3_d6mzsXYmkA4iIsL51miB5j2g328kMbyhDAiNuAKNWW8mJ-u747OuTFTbLnPSR_HkJ1LbGssIZcwYGYhFPniWqy5rCmbwaKBH F02kejkCoqarPh8HBs_iDvAnfl4r3J_ih8dC2fJnk9a4JA5jdH SVxCYy49F66evvdT7a5kF9I0A-Uh4SDLIZwwZbdvVm60H3s1eRx2-rTf9AYyXg0r9uBq1Gqgq_yfOephZEUXA1BqKebuA_Xz90sKq9i ZafzbZEWVlBmdxpzxdorgRx5q10BmSiq7Q=w1200-h800-no

Chiny to w dużej mierze test cierpliwości.

https://lh3.googleusercontent.com/wnW-xF2290WI5IBB41X3EwdZLge1yjqH_AltxucYMyluC1p8Xa9ido 5ZWkPjkBDfcdkvF_BS8GtZ8TQE6oN4C9HCfQJl2ol2gDLQSz4H C1RJ9d0QRJqYHyWKtgEUeYDdH8yf5B5wiyy5ZFLixgNng51rRN NLKySZ5k3uA076PrYVyOWu1MDWay79YYQj4706XG128xn47o1V KvSnUxUCexwQhbTNZbvcZCTqN__BU-4ofzjl8-gAVZxLhWYuQDxbiYcjl65rzrtAGA-Z14dQg9jz9rSBC6tXZgEb9jLzeBotO6AfaQ1kzoKwbOYKmxRfG D2iMoyCm7Ns7IujpJTSfVcnBxIO8q7S9dKUHFneSAG8MKiDd6r CQUZflcdaXbg-wjZCRAs7C3vGk0DcgOE3GB02b_Uwi3s6ovY4ezPe3KqVHckprz bv6PvuQBs4HwhfAhZGxPhOe_yZRnk7EAa6aQVwN8axhtCmYObJ ieTf3lnDy1fhhPNYcaHqc1QjwlKTPhijH_ugmpOYLYAyR56Un6 5h1L4SQ3eS0e2hF9xZJb8m9yhND3dODxNuaI0ZKQDNsHthbt9V kZKMTSIz-O_WMOZCnQQda7pQnIAj4m2pOkSVm0g-RsQdvyEJBDoWkbRNoC4vF3nZRgzsu7zZS9YmR5JILXrBWBSKaM dkC_az8esJNzXEuytfN-Jd=w1200-h800-no

Chińska ekipa pościgowa 1

https://lh3.googleusercontent.com/RM0Nm7Pg4VdALPMAvfzg-MYlTjZVRJNUlv0IkRWyMI-36M1I-_vdkl4n_TPlotHzWEViYDsrVS-QR8ngFDig1h_sMtYvmcNOQRSGLkC1OlRX3zjLEy6t7_qMu-QdqbtJYm_045tfclRJ-sNd_Twp3-6kau54kz6BQA7UhRgO6wNS9kHZOd_NAAhsNQo3YtpfwEo8ytpJ JDMQOn8xwUDCl9Qwd_RTP-knsodY0XPd8nnpJwurRf8OHkXfjSKlsPqi5gAZq1xe_0dv6alt 25PPPkyJGqbwL_iEULuw8LEEryQZK55TtuvQTXIH7SEXm-Pk3Ts0mtywg-3cz0yFiqDoPOVYq8OUEmnoxRqB5XBFHanQz6UljQPuR7DwXFKp sGnAHHUg5smeUe1qozNSllCFog_1bnwcCA894hlzMRlArPx-264VjBduh2JrvvFBwHXNRP-ziCASTzRILggCs6WajAab5Ul3n0dPK8THppK1XkB5-xuCOm7sqIL1iMY8VcbLI4mxEsjstfVbHzpyV6vErSQmiPSMY5f nXg5-CX6q9GTKjEONZCCHRIjbAYGuf0l9kaE9lF-I69RzcwBYmF4ai1KmXri0iyW9FrKX9paBcgK9r2CtYVUuB2TKH sweGot5kZSwJ_TZPL715GF4QDruOntPxMeqVHG6Ldh7E_i2yUY PmqUo9BxikiJn=w1200-h800-no

Chińska ekipa pościgowa 2

sambor1965
25.04.2020, 16:46
Idylla pryska ostatecznie następnego dnia rano. Wieści z Tadżykistanu są słabe, wiozą Stevena do Duszanbe. Autem po 300 kilometrach wertepów. Znamy się 10 lat i wiem, że wytrzyma. Tymczasem mamy swoje problemy - przejście graniczne jest w Taszkurganie, miejscowości gdzie śpimy. Wszystko idzie ospale, czekamy aż bęcwały zeskanują nam motocykle, trwa to i trwa - tak jakby nie mogli wrzucić wszystkich i przejechać tą maszyną. Koło południa jesteśmy po odprawie celnej, została formalność paszportowa. No, nie całkiem taka formalność.

Okazuje się, że nasza litewska para nie ma wiz do Pakistanu! No nie wierzę, ale to jednak prawda... Zanas wyciąga zaproszenie, które mu wysłałem w maju gdy trzeba było się starać o wizę. Myślał, że to wystarczy. Pakistańska wiza to jeszcze do niedawna była bardzo trudna sprawa i trzeba było mieć zgodę naszego MSZ żeby tam pojechać. A ten nie ma wizy! Znów nie doczytał maila. Od jutra granica jest zamknięta przez tydzień - jakiś festiwal. Motocykle już formalnie wyjechały z Chin. Zanas nie może się cofnąć do Kirgistanu i nie może pojechać dalej. Chińczycy przekonują nas żebyśmy wzięli jego moto, a oni dolecą, są samoloty z Urumchi do Islamabadu. Tylko że to 1000 kilometrów stąd. I jak przekonać pakistańskiego celnika, że wjeżdżamy motocyklem kolegi, który doleci za kilka dni do stolicy, a to jest ten teges, kopia jego karnetu, który czeka w polskiej ambasadzie.

Dzielimy grupę, jedna część ma czekać w pakistańskim Sost, a druga uzbrojona w laptopy wraca pieszo do hotelu. Tam przynajmniej jest internet. Pomysły są przeróżne - od najprostszych czyli "zrobieniaâ" wiz w pdf po interwencje konsularne. Grupa IT zestawia VPN i można się łączyć z Chin z wszystkim, to wprawdzie nielegalne, ale... Kolejne 6 godzin utwierdza mnie w przekonaniu, że nie biorę pieniędzy za darmo. W przeszłości już robiłem z jednokrotnej wizy dwukrotną, przekonywałem celnika, że oberlejtnant Kloss tozhe Poljak, załatwiałem wjazd na nieważną już wizę, a nawet w sztucznym tłoku wpuściłem jednego gościa do Tadżykistanu całkiem na lewo. O 18 mamy wizę i meldujemy się na przejściu granicznym, Chiński pogranicznik nie wierzy i wysyła skan whatsuppem do pakistańskiego kumpla. Prawdziwa, możemy jechać...

Droga jest ściśle monitorowana. Do granicy jest prawie 100 kilometrów - kamera jest co 500 metrów, po prawej i lewej stronie jest drut kolczasty, przy każdej drodze dochodzącej w bok lub bramie w płocie stoi strażnik. Spoglądam na prawo w kierunku Afganistanu, stąd to zaledwie 30 kilometrów. Tędy uciekali Ujurzy z Chin do Afganistanu, zaciągali się do Talibów mając nadzieję, że święta wojna obróci się również przeciwko Chinom. M. in. dlatego tak łatwo udało się Chińczykom przylepić im łatkę terrorystów.

Asfalt jak na tę wysokość wręcz idealny, a ruch żaden. Mijam strażnika za strażnikiem pilnujących bym pozostał na swoim szlaku. Na granicy idzie błyskawicznie, tylko sprawdzają czy mam pieczątkę wyjazdową z Taszkurganiu i... droga wolna. Jest już po 19, gdy chiński żołnierz otwiera bramę i wjeżdżam do Pakistanu., brama, kłódka i chyc na lewą stronę. W głowie kołacze mi myśl czy wszyscy o tym pamiętali. Nie czekam na Litwinów, na razie mam ich dość.

Na przełęczy Khunjerab zapada już zmrok. Jest wysoko, prawie 4700 metrów , niemal czuję jak spada temperatura. Do Sost mam prawie 80 bardzo pokręconych kilometrów. Zależało mi na tej części Karakorum Highway, to marzenie wielu motocyklistów, wygląda jednak na to, że zobaczę je w ledowych światłach beemki.

dziadekmaciek
25.04.2020, 16:56
Czy tylko ja nie widzę fotek z dwóch pierwszych dzisiejszych postów? W trzecim wszystko ok

trzykawki
25.04.2020, 16:57
Nie tylko...

tyran
25.04.2020, 17:15
Czyta się! Fotek nie widać.

nabrU
25.04.2020, 18:57
U mnie też zakaz wjazdu zamiast zdjęć i to we wszystkich postach. Ale ja to w tej paskudnej i zepsutej zachodniej gejropie mieszkam, więc to może za karę :D

sambor1965
25.04.2020, 21:08
Chyba nie wiem co zrobić z tymi fotkami, to zdjecia udostepnione z googla, u mnie widac ;)

Neo
25.04.2020, 21:41
Chyba nie wiem co zrobić z tymi fotkami, to zdjecia udostepnione z googla, u mnie widac ;)

Tu masz wyjaśnienie. Chodzi o skopiowanie prawidłowego linku do zdjęcia, a nie do strony zawierającej zdjęcie.
https://www.ski.com.au/xf/threads/how-to-post-images-from-google-photos.77233/

Link który będzie działał w prawie każdej sytuacji musi na końcu mieć nazwę pliku wraz z końcówką określającą ze to obrazek na przykład .jpg lub .jpeg.

sambor1965
26.04.2020, 00:19
Tu masz wyjaśnienie. Chodzi o skopiowanie prawidłowego linku do zdjęcia, a nie do strony zawierającej zdjęcie.
https://www.ski.com.au/xf/threads/how-to-post-images-from-google-photos.77233/

Link który będzie działał w prawie każdej sytuacji musi na końcu mieć nazwę pliku wraz z końcówką określającą ze to obrazek na przykład .jpg lub .jpeg.

Ja już trochę zdjęć na tym forum zamieściłem. I robię to dokładnie tak jak wskazuje link, do którego odesłałeś. Mało tego, widzę to ja i najwyraźniej widzi to Emek, który je skomentował cytując. Słowem dziwne...

Emek
26.04.2020, 07:05
Emek widział ale już nie widzi. Dziwne. Jak wrzuciłeś to były widoczne a za parę minut część poznikała. Obecnie nie widzę żadnego.

Chudy 45
26.04.2020, 07:24
Brak zdjęć, potwierdzam :) Emek ty to masz fart. :)

herni
26.04.2020, 07:26
Fajnie sie czyta. Fajnie tez powspominać wyjazd w tamte rejony w 2014r

Emek
26.04.2020, 07:43
To naprawdę dziwne bo część się pojawia.
https://i.imgur.com/TmTQWp6.jpg
https://i.imgur.com/KqwNxHA.jpg
https://i.imgur.com/hnNFT0l.jpg
https://i.imgur.com/fotgfnC.jpg

Wojtkuuu
26.04.2020, 08:22
Do tej pory widziałem większość zdjęć, poza kilkoma z ostatnich postów. Od teraz mam na wszystkich 'zakaz wjazdu'. :dizzy:

ArtiZet
26.04.2020, 08:31
Sprawdź czym sie roznia te z 3go posta (widze je ) od pozostalych ktorych nie widze...nie mam nawet "zakazu wjazdu" tam.

bukowski
26.04.2020, 11:33
ja musiałem 3x wstawiać zdjęcia do relacji, bo znikały.
najlepsza metoda to wgrywanie na serwer FAT (zaawansowana edycja, zarządzaj załącznikami, wgranie pracowicie plików, wstawienie w post przez guzik ze spinaczem).

Neo
26.04.2020, 13:04
Ja już trochę zdjęć na tym forum zamieściłem. I robię to dokładnie tak jak wskazuje link, do którego odesłałeś. Mało tego, widzę to ja i najwyraźniej widzi to Emek, który je skomentował cytując. Słowem dziwne...

No właśnie nie do końca - w Twoim wpisie o numerku 67 w tym wątku żadne ze zdjęć nie ma właściwego linku z punku widzenia mechanizmu forum. Brak odwołania do pliku, adres wskazuje jedynie na stronę ze zdjęciem.
http://africatwin.com.pl/showpost.php?p=679132&postcount=67

jagna
26.04.2020, 18:48
W mojej relacji też googlowskie foty zniknęły, a też wstawiam dokładnie tak jak w opisie Neo.
Kochane Google :(

sambor1965
29.04.2020, 23:09
Za bramą do Pakistanu, a może raczej bramą z Chin skręcam na lewo. Pieprzeni Brytole – left is right, right is wrong. Co roku ktoś nieprzytomny się myli na wyjeździe i jedzie po naszemu. Z chatki wychodzi dwóch uśmiechniętych wąsaczy w mundurach, zagląda w paszport i pozwala jechać. Na przełęczy jest jeszcze kilkudziesięciu miejscowych turystów, dla których jestem atrakcją godną selfiaczka.

To wielki kraj, szósty pod względem ludności na świecie. Klasy średniej zainteresowanej turystyką to tutaj pewnie z jeden procent, ale to aż 2 miliony ludzi. Do Indii nie mogą, bo ie dostają wizy (i vice versa). Do szyickiego Iranu sunnitom jakoś nie bardzo, do Afganistanu takoż, a Chiny, wiadomo - odpadająâ€Ś Zostają im góry. Byłem przez kilka następnych dni zdziwiony popularnością wewnątrzpakistańskiej turystyki. Całkiem przygotowana do tego jest baza hotelowa.

Robi się ciemno już, za mną zamajaczyły mi światła Zanasa, znaczy dojechał do granicy. Czas na mnie. Na dole, w Sost czeka reszta ekipy, a przede wszystkim celnicy, którym muszę wytłumaczyć zawiłości Zanasowego karnetu. Przy całym tym zamieszaniu z wizami przekonanie pakistańskich celników o tym, że powinni przepuścić gościa na kopii karnetu powinno być już bułką z masłem.

Prawdę mówiąc nie widziałem tej drogi, bardziej ją sobie wyobrażałem niż widziałem. Coś tam majaczyło w światłach beemkI. Garmin pokazywał malejącą wciąż wysokość, a motocykl informował o rosnącej temperaturze otoczenia. Na górze było +7, na dole +33 stopnie. Ciepło jak na dziesiątą w nocy. Po drodze jakieś dwa posterunki, szybko, przyjemnie i z uśmiechem, cóż za różnica w porównaniu z tym co byo po drugiej stronie granicy. I w dodatku wszyscy mówią po angielsku. Tu granica jest wyraźna bardzo, inne jest wszystko, a najbardziej ludzie. Pakistańczycy różnią się od Chińczyków bardziej niż ruch lewostronny od prawostronnego.

Oczywiście każdy ma stereotypy - ja też. Te moje związane z Pakistanem były niepokojące - w pamięci wciąż była egzekucja polskiego inżyniera i zamordowanie wspinaczy na Nanga Parbat. Poza tym Al Kaida, talibowie i zagrożenie. Urząd celny wygląda jakby Brytyjczycy wyjechali stąd wczoraj. No, ale są też jakieś komputery, urzędnicy schodzą się z domów, by mnie odprawić, idzie sprawnie z uśmiechem i Welcome to Pakistan!
Moje wyjaśnienia dotyczące karnetu Zanasa przyjmują z pełną wiarą i stemplują kopię karnetu i jesteśmy w Pakistanie. W ekipie radość jest duża, bo nikt nie wierzył, że uda się załatwić wizę i że wszyscy razem się spotkamy. Jest też dwóch Paków, których wynająłem żeby nam pomogli ogarnąć grupę. Biorę od ludzi pieniądze za to, że jadą ze mną i obiecałem sobie, że nie wezmę nigdy klientów na trasę, której nie jechałem.

Żeby dostać wizę do Paku potrzebny jest Letter of Invitation, poprosiłem firmę, która to wystawiała o dwóch gości co nas przeciągną przez Pakistan jako przewodnicy. Nie obawiam się drogi, raczej tego, że przejadę tuż obok czegoś co jest wartościowe czy niepomijalne. Naczytałem się dość o naszej trasie, ale wiem, że są niuanse… Śpimy w jakimś motelu, kolacja była zdecydowanie znajoma. Taka oczywiście hinduska, a nie chińska. Sha, który będzie nam towarzyszył w podróży przez Pakistan okazuje się bardzo pomocny. Tylko jego motocykl wygląda trochę dziwnie przy tych beemkach. A może zresztą tylko ta nasza kawalkada przerośniętych motocykli wyglądają dziwnie przy tych wszystkich pakistańskich motkach?


Kiedy w 2009 roku pojechaliśmy z Izim i Miro do Afganistanu spotkałem Muhabbata i jego brata Shafraza. Pomogli nam w Wakhanie bardzo, również w kolejnych latach. Pracowali w międzynarodowych fundacjach, ale obaj pochodzili z Pakistanu. Z nieodległej wprawdzie doliny, ale do której legalnie podróżuje się w bardzo skomplikowany sposób. My byliśmy zachwyceni Wakhanem, a oni się z tego śmiali i mówili, że najładniej jest za górami, właśnie w ich dolinie Chapursan. Zapraszali, a my oczywiście zapewnialiśmy, że przyjedziemy. Izi zinął rok później, a i Shafraz, który obiecywał pokazać mi tę dolinę również nie żyje. Już nie musimy się spieszyć, mamy za sobą Chiny, które wymagają precyzyjnego określenia wjazdu i wyjazdu. Teraz trzyma nas tylko termin wylotu z Indii. Mamy czas na Chapursan.


Nie znam drogi, ani nie zna jej Sha. Jest w końcu szuter i mogę przypatrzyć się jak goście sobie radzą w terenie. Droga nie jest bardzo trudna, ale jest trochę rzeczek i naprawdę imponujące półki skalne. Dolina jest bardzo obiecująca, ale nie na te nasze mastodonty. Po kilkudziesięciu kilometrach napatrzyłem się dość. Wiem, co kto potrafi i wiem, że chcę tu wrócić na lżejszym motocyklu.

Gilu
08.05.2020, 06:11
Proszę kolego,wyjdź już z tego garażu i coś tu skrobnij:)

consigliero
08.05.2020, 09:00
96482ja musiałem 3x wstawiać zdjęcia do relacji, bo znikały.
najlepsza metoda to wgrywanie na serwer FAT (zaawansowana edycja, zarządzaj załącznikami, wgranie pracowicie plików, wstawienie w post przez guzik ze spinaczem).
Zaciekawiłeś mnie tym wpisem, czyżbym nie znał jakiejś metody, o jakim spinaczu mówimy

http://africatwin.com.pl/attachment.php?attachmentid=96481&stc=1&d=1588920791

A to takie buty są.
Dzięki za naukę

sambor1965
12.05.2020, 12:41
Tak więc jesteśmy w dawnym Kandżucie, kraju do którego dotarł w 1888 Bronisław Grąbczewski, wtedy podróżowało się bez wiz, na koniach i dodatku w rosyjskim mundurze z kilkoma kozakami. Kandżut był niczyj i właśnie rozpoczynała się walka o niego pomiędzy Anglią i Rosją. I chanowi Kandżutu wydawało się, że bardziej po drodze będzie mu z carem niźli z angielskim królem. Sprawy jednak potoczyły się zgoła inaczej. Grąbczewski dostał opierdol w Petersburgu, bo nieco przekroczył swe plenipotencje. Do Kandżutu przyszli Brytole i pogonili władcę do Chin. Na tronie zainstalowali jego braciszka, którego potomkowie wciąż tu w okolicy mieszkają. W 1947 roku były znów małe wątpliwości czyje to jest. Bo bardziej to kulturowo pasowało do Kaszmiru, ale wyszło inaczej. W każdym razie i Indie i oczywiście Pakistan mają o to do siebie pretensje. W efekcie była wojna za wojną i jeszcze spro wodyw Indusie upłynie zanim będzie tu spokój. Ludzie są tacy sami. Różni ich "tylko" religia.

Stoimy na tarasie fortu Baltit i spoglądamy na drogę, którą przybył Grąbczewski. Innej nie ma, musiał dotrzeć właśnie tędy. To jedno z najładniejszych miejsc w których byłem. Fort ulokowano genialnie, w każdą stronę widok po prostu poraża. Największe wrażenie robi jednak ten w stronę karakorumskiej trasy w kierunku północnym - przewyższenie wynosi kilkaset metrów, w dole płynie Hunza,której nawet tu nie słychać. W kierunku południowo wschodnim wznosi się masyw Rakaposhi. Pojawia się tylko na chwilę. Wow, co za góra! No, ale w końcu najwyższa na świecie. Oczywiście mówimy o wysokości względnej. Od szczytu do wody w rzece jest niemal 6000 metrów. Nigdy w żadnym mieście nie czułem się bardziej w górach niż tutaj. Są naprawdę dookoła i absolutnie imponująco wielkie. Wokół fortu jest kilka gór sześciotysięcznych, do doliny wiodła tylko droga z południa i nieco mniej przyjazna z północy.

Kilka dni bawimy w Hunzie, śpimy w motelach i hotelikach. Sporo tego i ceny bardzo przyjazne, nie tak jednak przyjazne jak miejscowi. Dla nich jesteśmy wielką atrakcją - są niesłychanie życzliwi, ciekawi i pomocni. Również pakistańscy turyści są bardzo przyjaźni. Wręczają wizytówki - jak będziesz w Islamabad, Lahore koniecznie zadzwoń. Pogoda nie rozpieszcza, cos tam kapie z nieba co jakiś czas i chmury mogłyby się podnieść trochę wyżej. Jeździmy po okolicy zwiedzając forty i łażąc po wiszących mostach, panorama sześciotysięcznych gotyckich katedr wystających z doliny przy Passu na długo zostanie nam w pamięci.

Kupujemy jakieś nikomu niepotrzebne pamiątki i próbujemy lokalnego żarcia - jest tak inne od tego z Kaszgaru i tak podobne do tego w Indiach. Ta Hunza prawie się od Kaszmiru hinduskiego nie różni. Bliżej jej nawet do Tybetu niż do tego co nam się kojarzy z islamem. W ogóle ten islam w tej części Pakistanu wydaje być bardzo niezauważalny, jakby mniej ważny. Ludzie są pogodni, ciekawi świata. Również tego im najbliższego i zarazem najbardziej odległego, bo indyjskiego. Do Kargil ze Skardu jest pewnie ze sto kilometrów i od zawsze jest droga, tyle, ze od ponad pół wieku nie da się tędy dojechać. Trochę tych wojen już między sobą oba kraje miały, a teraz właśnie sytuacja się zaczyna mocno komplikować. Za kilka dni jest święto niepodległości. Tego samego dnia obchodzą je Indie i Pakistan, bo Brytyjczycy zafundowali im niepodległość dzieląc Brytyjskie Indie według kryteriów religijnych. I akurat teraz, gdy jesteśmy w Pakistanie Indie właśnie znoszą artykuł 370 swojej konstytucji odbierając Kaszmirowi całą autonomię. Wyrzucają z Kaszmiru wszystkich turystów, zrywają łączność, nie wydają permitów, odcinają internet.

Obyśmy żyli w ciekawych czasach, musimy zmienić trasę. Jeszcze nie wiem jak bardzo... Kolejne dni przynoszą kolejne wiadomości, przestają kursować autobusy między krajami i Pakistan zawiesza działąnie przejścia kolejowego. Pozostaje jedno jedyne otwarte przejście drogowe. Wszysyc mamy wykupione powrotne bilety lotnicze z Delhi, a ja już się zastanawiam jak to logistycznie ma wyglądać - jeśli nie wjedziemy motorkami do Indii, to będę musiał nadać kontener z Pakistanu, lotów bezpośrednich miedzy Indiami a Pakiem nie ma. Trzeba latać przez któryś z krajów arabskich. Co za paranoja.

Nie będę Wam pisał o jeżdżeniu, nie ma w nim nic trudnego, a może mnie już zmanierowały przejechane przez lata azjatyckie lewostronne kilometry? W każdym razie ani ruch, ani zachowanie kierowców nie ma co pisać, jest akceptowalne przez przybysza z Polski. Wyróżniają się za to pakistańskie ciężarówki. Tu widać inność. Nigdzie na świecie nie ma ładniejszych. Każda inna, skastomizowana przez swojego właściciela. Pisząc, że jest łatwo mam na myśli główną drogę KKH. Jakikolwiek zjazd w bok do dolinki jest już wyzwaniem, nie tyle ze względu na nawierzchnię, ale na naprawdę duże ekspozycje. Jeździłem po skalnych półkach i jestem oswojony z wysokością, ale Karakorum jest bardziej strome niż to co znałem. A może to jednak efekt przyciężkiego GSA?

Jesteśmy w Karakorum, ale za chwilę, za rzeką będą Himalaje. Cały czas mamy tu jakąś rzekę obok, jechaliśmy wzdłuż Hunzy, która za Gilgitem wpada do Indusu. Zjeżdżamy z KKH i uciekamy w bok, drogą w kierunku Ladakhu. Naszym celem jest Skardu, miasto, które jest bazą wypadową wszystkich ekspedycji wyruszających na K2, Gaszerbrumy. To podobno trudna droga, na cały dzień, w dodatku w przebudowie. Zobaczymy. Początek nie jest specjalnie trudny. Ekipa rusza szybko, ja po kilku kilometrach zatrzymuję się, by pstryknąć fotę wielkiej górze po prawej stronie. Trochę wiem o górach, trochę się o tych wspinaczkach naczytałem. Nanga Parbat to dla mnie góra Tomka Mackiewicza i Marka Klonowskiego. Dwóch świrów, poznali się w Irlandii i zaczęli swoją górską historię, bez alpinistycznego backgroundu. W 2008 wleźli na Mount Logan, dostali za to Kolosa i chyba to uzależniło Mackiewicza od gór. Zaglądam go gmaila i czytam maila sprzed 10 laty od Klona. Razem z bratem wybierali się motocyklami do Kirgistanu, wieźliśmy im wtedy z Izim olej do ich katów. Mackiewicz leży gdzieś na tej białej górze, a Marek jechał tą drogą kilka miesięcy temu do Skardu na zimowy trek pod K2. 6 lat temu talibowie zastrzelili w bazie pod tą górą 11 wspinaczy. Nie chcieli tu turystów i tego co za nim nieuchronnie podążą. Tej westernizacji świata. No, ale jesteśmy tu, w ciuchach BMW, w Klimach, Araiach, na 1200 GS, krzycząc kolorami, że jesteśmy. Nie boimy się. Nie ma powodu do strachu, od lat nic złego się tu nie stało. Ale coś w głowie jednak pozostaje.

Molek
12.05.2020, 13:51
Myster foto, foto !:)

sambor1965
12.05.2020, 17:18
Trochę fotek z kiriskiego etapu...

sambor1965
12.05.2020, 17:21
I troche z chińskiego, generalnie Kaszgar i okolice...

sambor1965
12.05.2020, 17:23
Chiny cd. wyjazd z Kaszgaru w stronę Pakistanu.

sambor1965
12.05.2020, 17:25
I ciąg dalszy dla homo gapiens:

JarekO
12.05.2020, 17:26
To zielone na ostatnim zdjęciu z #92 to jakiś płot?

sambor1965
12.05.2020, 17:29
To zielone na ostatnim zdjęciu to jakiś płot?

Tak, oni tam mają płot przez wiele, wiele kilometrów. Płot oddziela Chiny bezpieczne od Chin przyafgańskich. Ujgurowie, którzy mieszkają w Sinkiangu dość licznie zasilili szeregi ISIS w Afganistanie, a wcześniej również Talibów. Gór nie sposób upilnować, ale można doliny. W związku z tym wzdłuż drogi jest płot, co 500 metrów jest kamera, a przy każdym rozjeździe, gdzie nie ma płotu, stoi człowiek - chiński ormowiec.

Nynek
12.05.2020, 19:40
Masz dar opisywania. Dalej proszę :)

sluza
23.05.2020, 08:45
Sambor, jeszcze nie odmrozili. Możesz pisać dalej

Mallory
23.05.2020, 20:10
Odkładałem czytanie tej relacji, czasami tak mam, że jak wiem, że coś będzie dobre to odkładam.
Dzisiaj całą machnąłem, i zaczynam od początku.

To jest takie inne. Dzięki Sambor.

sambor1965
27.05.2020, 11:52
Wracam do relacji. Dziś trochę zdjęć z Karimabadu, Gilgitu i drogi do Skardu.

sambor1965
27.05.2020, 11:56
i ciąg dalszy

Emek
27.05.2020, 11:59
Sambor, czy to Nanga na pierwszej fotce??

sambor1965
27.05.2020, 12:04
Na pierwszej fotce w 100 poście.

Emek
27.05.2020, 12:09
Dokładnie.

Gilu
27.05.2020, 20:17
Nie widziałem w relacjach ani filmach aby ktoś dotarł do"Bajkowej Łączki"na motocyklu.
Ciekaw jestem czy płacąc dolę zamiast jechać Jeepem puściliby w górę?

Molek
27.05.2020, 21:43
Nie widziałem w relacjach ani filmach aby ktoś dotarł do"Bajkowej Łączki"na motocyklu.
Ciekaw jestem czy płacąc dolę zamiast jechać Jeepem puściliby w górę?

Mówisz i masz https://youtu.be/IOI9WDx6Qe0

pattryk
27.05.2020, 22:36
Mówisz i masz https://youtu.be/IOI9WDx6Qe0

byle Adibasy czyste były i piosenka na ustach
:bow:

Gilu
28.05.2020, 05:40
To widziałem.Oni podjeżdżają pod Naga z drugiej strony,tutaj trzeba poświęcić więcej czasu i sił i niepewność niedojechania większa


Na Bajkową Łączkę jedzie się od Rajkot Bridge
97228

sambor1965
28.05.2020, 11:49
Droga do Skardu okazała się łatwa, nawet na za duże i za ciężkie motocykle. Jest w przebudowie, ale mieliśmy szczęście trafić na dzień wolny i roboty drogowe nie utrudniały nam zadania. Praktycznie cały czas jedzie się wzdłuż Indusu - widziałem tę rzekę już w wielu miejscach w jej górnym biegu, chyba najbardziej podoba mi się ten kawałek, gdy jedzie się górną drogą z Lamayuru w stronę Leh, widok doliny Indusu z tego miejsca jest niezapomniany. Ale i tu było na co popatrzeć. Wprawdzie droga nie ma jakichś kolosalnych ekspozycji, ale w paru miejscach wyobraźnia zaczyna się włączać.

Zaletą prowadzenia grupy w górach wysokich jest dość oczywista trasa - nie zdarza się, by ktoś się zgubił, musiałby chyba wpaść do rzeki. Mimo to proszę zawsze, by ludzie jeździli przynajmniej w parach - będziemy chociaż wiedzieli, gdzie ktoś zniknął z drogi. Moje prowadzenie polega na tym, że wyznaczam jakieś miejsce w którym cała grupa się spotyka. Sam trzymam się na końcu na takich odcinkach. W razie problemów wolę wiedzieć od razu, że coś się stało, a nie przyjechać pierwszemu i denerwować się, że nie mam informacji o tym co się stało. Awaria czy coś grubszego...

Telefony tu nie działają, a i radiotelefon ma zasięg ograniczony do paru kilometrów. Używam Garmina InReach mini, ale to bardzie po to, by rodziny wiedziały gdzie jesteśmy. Ale gdy już w grupie są dwa czy trzy InReache to można podglądać kto gdzie jest. Używałem też trackimo, ale to się sprawdza tylko tam gdzie jest zasięg.

Skardu rozczarowało, ot oaza zieleni na pustynnym szlaku, ale po prawdzie nie wiem czego się spodziewałem, może czegoś w rodzaju Zakopanego? Ze strzelistymi górami tuż obok, z ciupagami i turystami? Pewnie kiedyś takie będzie, stąd do Kargil tylko 126 kilometrów, setki lat wiodła tędy jedna z odnóg Jedwabnego Szlaku. Drogę zamknięto w 1949 roku i ustanowiono granicę na linii zawieszenie ognia. Wcześniej i Skardu i Leh stanowiły jedną całość, ale cóż - religia... Wiecznie pewnie tak nie będzie, ale póki co zmian na lepsze nie widać. Niewątpliwie, pomimo religii bardziej im kulturowo blisko do Ladakhu niż do Islamabadu.

Wieczory są ciężkie, jedzenie dość monotonne, a ostatni alkohol wypiliśmy jeszcze w Chinach, rozmowa się trochę nie klei... ale to nie jest tak, że w tym kraju nie ma w ogóle alkoholu, jest jednak dostępny tylko w niewielu sklepach w dużych miastach i w hotelach dla cudzoziemców. W tych pipidówach przez które jedziemy nie da sie kupić. Naszą frustrację pogłebia fakt, że nikt nam do bagaży nie zaglądał i mogliśmy przewieźć w kufrach spory zapasik. Frycowe, następnym razem będziemy mądrzejsi. Nie potrafię opisać jak smakowało nam piwo 4 dni później, w Rawalpindi, w podziemnym barze Holiday Inn. Zaledwie 5 dolarów za butelkę 0,25 - raz się żyje, zapłacilibyśmy i więcej.

Po rozczarowującym nijakością Skardu pojechaliśmy do parku narodowego Deosai. Osobiście byłem rozczarowany drogą do Skardu, po prostu liczyłem na coś więcej. Od Deosai nie oczekiwałem z kolei niczego specjalnego, a dostałem dużo więcej niż się spodziewałem. Zaraz za Skardu droga podnosiła się pięknymi szutrowymi serpentynami, by osiągnąć wysokość 4200 metrów. I tu zaczynał się inny świat. Znany mi z Mongolii czy Kirgistanu, trochę też z ukraińskich połonin. Niespodziewanie wokół zrobiło się nieprawdopodobnie zielono, gdzie okiem sięgnąć była trawa. W oddali majaczyły białe góry, a na płaskowyżu płynęły potoki. To drugie po indyjskim Changtangu najwyższe plateau na świecie, byłby prawdziwy raj gdybym miał lżejszy motocykl. Założyłem na ten wyjazd Pirelli Skorpion i może nie był to błąd, ale na pewno dowód pomieszania beztroski i odwagi. Limit tych opon znalazłem tydzień później, w Indiach na zjeździe z Sach pass.

To był jeden z najładniejszych dni tej podróży, przyświeciło słoneczko, niebo odbijało się w wodzie a ciężkie beemki wcale nie leżały tak często jak się spodziewałem. Na szczęście nie ma tam i chyba nigdy nie będzie asfaltu. Można tamtędy przejechać wyłącznie latem, a od siebie dodam, że nie chciałbym tamtędy jechać, gdy pada deszcz. W każdym razie nie na ciężkim motocyklu.

Był akurat 15 sierpnia, święto narodowe Pakistańczyków (i Hindusów też), park był pełen świętujących młodych ludzi. Grali i tańczyli do swojego grania i śpiewu. Tylko faceci. Kobiet w tym kraju prawie nie widać. Pakistan Zindabad! Ano niech żyje i niech da żyć innym.

sambor1965
02.06.2020, 22:01
Trochę pakistańskich fotek

sambor1965
02.06.2020, 23:36
W kolejnych dniach posuwaliśmy się w stronę stolicy. Ruch gęstniał, wysokość spadała, a temperatura rosła. Nie wjechaliśmy z powrotem na szosę karakorumską tylko skręciliśmy w kierunku Naranu. Przełęcz Babur jest jedną z najładniejszych, choć wcale nie taka wysoka. To właściwie pierwsza taka prawdziwie górska okolica jeśli ktoś jedzie ze stolicy. Pewnie dlatego na przełęczy było tak dużo miejscowych turystów. Tego dnia to nie ośnieżone szczyty były atrakcją, ale nasza grupa. Fotki, autografy etc… Bycie gwiazdą jest przyjemne tylko przez chwilę. Nie mogliśmy nawet spokojnie zjeść.
Po drodze do Rawalpindi wpadliśmy do Abottabadu i nawet zajrzeliśmy na miejsce, gdzie stała willa Bin Ladena. Nic tam nie ma i nic nikt nie wie. Zrównano wszystko z ziemią.
https://www.youtube.com/watch?v=tHltNSWSPO8
Rawalpindi i Islamabad to właściwe jedno miasto. Dość nowoczesne, z szerokimi alejami. Niektórych z nas nie wpuszczono tego dnia na autostradę, kolejnego nie wpuszczono żadnego motocykla. Autostrady są dla samochodów – motocykle jeżdżą zbyt wolno. No cóż, nie pogadasz.
W Islamabadzie musiałem zajrzeć do polskiej ambasady, gdzie czekał na mnie Carnet Żanasa. I to było coś wyjątkowego – wszystkie placówki są w jednej dyplomatycznej dzielnicy. Owe miasteczko jest silnie ufortyfikowane i dostanie się do niego jest nie lada wyczynem. Na portierni musiałem zdeponować dosłownie wszystko. Dopiero czystego, prześwietlonego zabrano mnie do autobusu, który krążył po dzielnicy od placówki do placówki. W ambasadzie poszło aksamitnie i miałem po chwili czysty, nieużywany karnet Litwina.
O drodze do Lahore nie ma co wspominać, może już mi jednak te Azje trochę spowszedniały. Góry zniknęły, zrobiło się płasko i gdyby nie to, że zauwają tu klony hondy i suzuki, a nie enfieldy i bajaje pomyślałbym, że jestem w Indiach. Lahore już jednak zrobiło wrażenie, z jednej strony ruchem, a z drugiej swym orientalnym pięknem.
Wciąż pamiętam moje pierwsze Indie, z Podosem, Pastorem, Mateo, Jojną, Enzo i Waldkiem. Pamiętam ile wrażeń mi dostarczyły. Jak fascynowała mnie ich lepkość, zapach, jak uczyłem się tego kraju próbując zrozumieć. Jak długo mogłem patrzeć na ruch uliczny, na kolorowe ciężarówki. Wtedy chciałem jeszcze pomagać rikszarzom pchającym swój dobytek i jaki zachwyt wywoływała we mnie orientalna kuchnia. Minęło kilkanaście lat, w międzyczasie spędziłem w Azji kilka lat i jestem w tej okolicy nasty już raz. Cieszy mnie to wciąż, ale już nie ma we mnie dziecięcego zachwytu i niezrozumienia. Już się nie dziwię, że biedacy nie mają dosłownie nic, a bogaci opływają w luksusy. Nie dziwią mnie smaki i zapachy. Coś się zgubiło. Pasożytuję trochę żywiąc się emocjami tych, którzy są tu pierwszy raz. Patrzę jak często robią zdjęcia, obserwuję ich gdy piją pierwszą masala tea i gdy po posiłku powtarzają, by jechać po lewej stronie.
Coś za coś. Jutro wjeżdżamy do Indii. Kryzys w stosunkach między oboma krajami trwa, ale granica dla nas otwarta.

sambor1965
05.06.2020, 17:51
Indie i Pakistan liczą łącznie 1,5 miliarda mieszkańców. Prawie co czwarty człowiek na ziemi mieszka w tych dwóch krajach. Pomimo tego, że sąsiadują ze sobą mają tylko jedno przejście graniczne. Pan Cyrill Radcliffe dostał niełatwe zadanie wyznaczenia linii podziału Penjabu i Bengalu. Facet nigdy nie był nawet w Niemczech, nie mówiąc o Azji, a miał podzielić Brytyjskie Indie tak, by powstały z niej Indie, Pakistan i to co później stało się Bangladeszem. No nie udało się, ale chyba nie było możliwości żeby udało się komukolwiek. Pretensje są do dzisiaj i będą przez następne 100 lat. W każdym razie dzięki temu podziałowi i powstałym obustronnym pretensjom jedno przejście graniczne w zupełności wystarcza.

Z Lahore do granicy było całe 10 km, wystartowaliśmy w miarę wcześnie i na przejściu byliśmy zupełnie sami. Pakistańska odprawa poszła gładko, musiałem się tylko wytłumaczyć z tego, że mamy nieobity karnet Litwina, ale za to obitą jego kopię. Granica jest aż nadto wyraźna, ma specjalne trybuny, nieco przypominające stadionowe. Trybuny są nieco bardziej okazałe po hinduskiej stronie, zamiast boiska jest droga z wielką, ozdobną, metalową bramą.


Po hinduskiej stronie zabawy trwały nieco dłużej, ale wszystko w miłej atmosferze. Wąsacze w mundurach odprawili nas i Indie stały otworem. W Pakistanie mieszkaliśmy dość skromnie więc wynagrodziliśmy sobie pierwszą noc w Armitsarze noclegiem w Radissonie. Trochę luksusu nam się należało, a poza tym w Indiach jest dość tanio. Oczywiście wciąż nie jest problemem znalezienie noclegu za 5 dolców, ale w końcu trudno było znaleźć w naszych motocyklach tańszą część wyposażenia niż ten nocleg. Było luksusowo, z basenem i wreszcie z piwem.


Przed piwkiem jednak przebraliśmy się i pojechaliśmy z powrotem na granicę. Ceremonia zamknięcia granicy jest codziennie obserwowana przez kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To coś dla białego zupełnie niezrozumiałego. Busik zawiózł nas pod samą granicę, było tam już tysiące ludzi, pełne parkingi, wszędzie sprzedawcy hinduskich flag. Nas, zachodnich turystów zaprowadzono na honorową trybunę, wokół kręcili się sprzedawcy lodów i słodyczy. Nie zrozumiecie tego co się tam działo przez następne dwie godziny. Myśmy tam byli i też tego nie rozumiemy, a może tym bardziej nie rozumiemy. Jakbym miał to zawrzeć w jednym zdaniu to byłby to montypajtonowskie Ministerstwo Niemądrych Kroków nakręcone w Bollywood. Serio. Popatrzcie sami:

TRsxCaDFhHk

Zmiażdzeni tym widowiskiem chcieliśmy ochłonąć w Armitsarze. Poszliśmy do świętej świątyni Sikhów i było to coś nie miej odjazdowego od tego co zobaczyliśmy na granicy. Sikhowie są "trochę" inni od pozostałych Hindusów, Oczywiście najłatwiej ich poznać po ich turbanach skrywających nigdy nie strzyżone włosy. Mają na tym punkcie takiego fioła, że nawet w Wielkiej Brytanii wywalczyli sobie prawo do jeżdżenia motorkami tylko w turbanie (znaczy bez kasku, a nie nago). Są Sikhowie są mocno inni, ale ich religia jeszcze bardziej inna od wszystkich, bezskutecznie próbująca zasypać podziały między chrześcijanami, wyznawcami Allaha i hinduistami. Poszliśmy na plac wieczorem, było przyjemnie ciepło. By wejść do środka trzeba ściągnąć buty. Kompleks świątynny jest ogromny, sama złota świątynia jest umieszczona centralnie i otoczona wodą. Wszystko w marmurze i złocie. Dookoła mnóstwo modlących się ludzi. Atmosfera dużo bardziej podniosła niż w Watykanie. Obeszliśmy świątynię dookoła nie wchodząc jednak do środka. Sądzę, że z mojej strony byłaby to profanacja, poza tym kolejka była potężna.

Armitsar ma milion mieszkańców, ale czy to wystarczający powód, by nie spotkać kogoś przypadkowo? Trudne do uwierzenia, ale spotkałem Rohita, to mój indyjski znajomy, który mi pomaga w organizacji wyjazdów. Umówiliśmy się wprawdzie tu na jutro, ale wpadliśmy na siebie już dzisiaj. Mały ten świat.
Oryginalnego planu nie byliśmy w stanie zrealizować, Jammu pozostawało zamknięte na turystów, zresztą nie tylko na turystów. Ekipa parlamentarnej opozycji, która przyleciała do Śrinagaru, nawet nie opuściła lotniska. Bezceremonialnie zapakowano ich do tego samego samolotu i wysłano z powrotem do Delhi. Nawet bycie wnukiem Indiry nie pomogło. Pojechaliśmy więc przez Indie inną niż planowaliśmy drogą.

W kolejnych dniach cały mój misterny plan brał w łeb. U nas wprawdzie pod kołami było sucho, ale telewizja i gazety pisały o kataklizmie w Himachal Pradesh, tym razem pogodowym. Była już druga połowa sierpnia i pogoda powinna być gwarantowana, ale nie tym razem. Spadło z nieba ponad 1000 proc. normy, nie nadążaliśmy z Rohitem zaznaczać na mapie przerwanych dróg. Góry zjeżdżaływ doliny zabierając ze sobą drogi i mosty. Taki komunikat o 300 miejscach w których przerwana jest droga stawia każdego przewodnika do pionu. No, ale jedziemy do Chamby, a później zobaczymy.


Wiecie, że Hindusi wierzą w reinkarnację? Najbardziej widać to moim zdaniem na drodze. Zaczynały się Himalaje i droga podnosiła się na każdym z tysięcy zakrętów. Nie jestem rasistą, kląłem na nich nie dlatego, że są kolorowi, ale za to, że najzwyczajniej w świecie głupi. A może jednak to my byliśmy głupi w tym świecie ze swymi za szybkimi motocyklami? Za szybkimi i zbyt szerokimi. Do jazdy po lewej stronie już przywykliśmy, ale do hinduskiej dezynwoltury na drodze trudniej przywyknąć. Trąbimy i wyprzedzamy, nieważne że droga szeroka na półtora samochodu.


Za Chambą zrobiło się jeszcze bardziej zakręciaście, ale ruch zelżał. Co chwilę zatrzymywali nas jednak porządkowi, bo z gór leciały kamienie. Trochę poleciało i puszczano nas po kolei. Takich stopów mieliśmy tego dnia kilkanaście. Dobra zabawa i trochę emocji, choć nieco przypominało rosyjską ruletkę. W końcu kogoś trafi.


Dopchaliśmy się jakoś do ostatniej wsi przed przełęczą Sach pass, gdzie przywitała nas kilkunastoosobowa grupa motocyklistów hinduskich, którzy od trzech dni próbują przejechać na drugą stronę. Zawalone, nie daje się. Dziś stracili motocykl, Enfield poleciał 60 metrów w dół, kierowca katapultował się wcześniej. Nie jestem pewien czy wiernie przetłumaczyłem informacje uczestnikom wyprawy. Jutro w każdym razie kolej na nas.

kylo
05.06.2020, 18:29
:lukacz: Świetnie opisane.

sambor1965
05.06.2020, 22:11
Jeszcze w Pakistanie

sambor1965
05.06.2020, 22:15
Uroczystość zamknięcia granicy.

sambor1965
05.06.2020, 22:19
Złota Świątynia Sikhów

sambor1965
05.06.2020, 22:23
W drodze w Himalaje

sambor1965
05.06.2020, 22:26
początek dużych gór.

Gilu
06.06.2020, 10:05
"Wiecie, że Hindusi wierzą w reinkarnację? Najbardziej widać to moim zdaniem na drodze. Zaczynały się Himalaje i droga podnosiła się na każdym z tysięcy zakrętów. Nie jestem rasistą, kląłem na nich nie dlatego, że są kolorowi, ale za to, że najzwyczajniej w świecie głupi. A może jednak to my byliśmy głupi w tym świecie ze swymi za szybkimi motocyklami? Za szybkimi i zbyt szerokimi. Do jazdy po lewej stronie już przywykliśmy, ale do hinduskiej dezynwoltury na drodze trudniej przywyknąć. Trąbimy i wyprzedzamy, nieważne że droga szeroka na półtora samochodu."


Myślę że odbierasz to przez pryzmat odpowiedzialnego za prowadzoną grupę.

Zasady są proste,większy,szybszy ma pierwszeństwo.Jedziesz,trąbisz,wyprzedzasz, jest miejsce na pół koła to się wciskasz i nikt ci palca nie pokaże a trafi się ciota to go zadepczą i zniszczą.
Byłem zaskoczony że już w drugim dniu jazdy załapałem tą lewą stronę i panujące zasady trzeba po prostu nie dać się wyprzedzić .Gorzej mi poszło w drugą stronę,gdy po trzech tygodniach trzeba było przestawić się z powrotem przez dwa tygodnie musiałem się pilnować żeby coś u siebie za kółkiem nie wywinąć.
Nie znaczy że mi się tamtejsze warunki na drogach podobają,stwarzają zagrożenie i są niebezpieczne ale takie sobie wypracowali i to działa bez ingerencji władzy,przepisów,znaków.Policjanta interweniującego widziałem kilka razy kiedy w rzece pojazdów wyławiał jadących w pięciu na skuterze w wysadzał dwóch z nich

sambor1965
06.06.2020, 15:35
Gilu, ja myślę że wszystko tam jest spasowane z prędkością, którą osiągają miejscowe bolidy. Gdyby na te drogi wpuścić naszych chłopaków w bmw i trochę ścigaczy to byśmy nieco zredukowali populację.

150 tys. ludzi ginie co roku w Indiach w wypadkach drogowych. Troche dużo jak na nasze standardy i trochę mało jakby przeliczyć na liczbę mieszkańców. Z trzeciej strony trochę dużo zważywszy na ilość pojazdów na liczbę mieszkańców. Z czwartej i tak dużo patrząc na to jakie są korki i jak małe prędkości ze względu na ruch.

Ja się zorientowałem już dawno, że generalnie najbardziej pasują tu zasady z formuły 1. Jesteś z przodu to masz puerwszenstwo. Dlatego tak wiele aut w ogóle nie ma lusterek lub ma je złożone. No i kluczowy jest paluszek, którym właściciel poprzedzjącego nas auta sygnalizuje swe zamiary.

killjoy
08.06.2020, 12:46
Świetnie się czyta Samborze, i chciałoby się już wrócić w podróż.. Moment w Biszkeku, gdzie znasz wszystkich wymienionych a Majce wybierałeś tą Dorotkę, szczególnie bliski. Pozdrawiam i dzięki raz jeszcze za pomoc..,

sambor1965
08.06.2020, 18:22
Saach pass nie jest wcale wysoką przełęczą, ma zaledwie 4400 metrów npm. Z Chamby do Killar jest 140 km, ale przed otwarciem drogi było 500 kilometrów więcej. Przełęcze w Ladakhu są o wiele wyższe, ale też o niebo łatwiejsze. Drogi w Ladakhu, a nawet w Kinnaur czy Spiti mają strategiczne znaczenie i Borders Road Organization bardzo dba o ich stan. Asfalt wchodzi coraz ambitniej i już teraz można się przymierzyć do pokonania całego odcinka z Manali do Leh w jeden dzień. Baralacha la cała w asfalcie, Tangla La cała asfaltowa, brakuje dosłownie niedużych odcinków i asfalt będzie wszędzie. Dalej w stronę Pangong Tso też jest coraz więcej czarnego. Nie jestem rasistą, ale dla mnie Himalaje to nie Alpy i nie po to tam biorę ludzi, by jeździć po asfalcie. W dodatku asfaltowanie pociąga za sobą gwałtowny wzrost ruchu. To już nie są wyzwania takie jak 15 lat temu. Kręci się w głowie, człowiek męczy się od wysokości, ale to już jest dla każdego do zrobienia. Oczywiście przyroda daje sobie jakoś z nami radę i czasem zaskoczy landslidem, ale w kluczowych momentach stoi armia koparek i spychaczy gotowa do udrożnienia drogi.

W dolinie Pangi jest inaczej - tu nie ma tłumu Enfieldów i wycieczek, tu nikt nie trafia z przypadku i pchają się tylko Ci co szukają wyzwania. Droga jest po prostu trudna, kamienista, parchata, z błotem, wodospadami, z których leje się na głowę, z rzekami i przepaściami bez żadnych barierek. Droga bez asfaltu, namalowanych linii etc. No i w dodatku Saach pass jest dla mnie jedną z najładniejszych przełęczy jakimi kiedykolwiek jechałem.

Monsun to wydarzenie w Indiach. Zdarza się regularnie a o jego zbliżaniu się informują gazety na swych pierwszych stronach. Deszcz decyduje o zbiorach i o tym kto przeżyje, a kto nie. Jak będzie za duży to powodzie zbiorą żniwo, jeśli deszcze będą mniej obfite to przyjdą słabe zbiory i w konsekwencji bieda będzie bardziej dotkliwa. Rohtang i Saach Pass są kapryśnymi przełęczami na pierwszym wyższym himalajskim grzbiecie i wszystkie podążające z południa deszczowe chmury tutaj znajdują swój kres. Leje więc tu regularnie, a i śnieg w lecie nie jest rzadkością. Nie bez powodu Rohtang oznacza przełęcz czaszek. A Sach pass jest zdecydowanie trudniejsza niż błotnisty Rohtang.

Ranek był pogodny, ruszyliśmy pod górę. W hotelu gdzie spotkaliśmy ekipę hinduską było pusto, z góry zjeżdżało jakieś auto. Machnąłem ręką, zatrzymali się.

- Yeah, pass is open.

No super, jedziemy...

Puściłem ludzi przodem, umówiliśmy się, że będą czekać na przełęczy. Jechałem tędy kilka razy, ale zawsze w drugą stronę. I zawsze pogoda była po tej stronie gór taka sobie, a dziś lampa. Jazda w przeciwnym kierunku to prawie nowa droga. Trzeba się napatrzyć. Jest wcześnie i mamy dużo czasu, Do zrobienia zaledwie 100 km. Trzeba jednak wiedzieć, że nie jest to droga na której da się wyprzedzić. To znaczy czasem się da, ale potrzebna jest do tego wola obu stron. Na trudnych odcinkach wszyscy posuwają się tempem najwolniejszego. Zatrzymywałem się więc, robiłem zdjęcia, a koledzy walczyli gdzieś przede mną. W dole po lewej stronie zamajaczyły zwłoki nieszczęsnego Enfielda, a na kolejnym zakręcie leżała nasza beemka. Normalnie Darek jest w stanie ją dźwignąć, ale na 4 tysiącach brakuje sił, zwłaszcza jak moto leży "od stoku". Niby można go przekręcić na cyrkla, ale weź to zrób z nową beemką. Na kamieniach zostaną tysiące złotych. No to ją we dwóch postawiliśmy, po chwili trafiłem na redyk i przez dobre 3 minuty otoczony byłem beczącym stadem.

Zaczęło się robić zimno, pojawiła się pierwsza śnieżna banda, a kilka zakrętów przed najwyższym miejsce śnieg w najlepsze leżał na drodze. Ja oczywiście jestem superodważny i doświadczony, w dodatku niczego się nie boję, ale trochę mi gul skoczył. Może jednak powinienem jechać pierwszy i zawrócić ich? Z drugiej strony jednak powinno być mniej śniegu, bo tam góry są bardziej wyeksponowane w kierunku słońca.

Zatrzymałem się na przełęczy, wiało mocno i było cholernie zimno, ale nikt na mnie niestety nie czekał. Cóż, może faktycznie to nie było dziś najlepsze miejsce do czekania? Wiedziałem, że droga po północnej stronie jest dużo trudniejsza i że na pewno się spotkamy kilkaset metrów niżej. Do tej pory nie było żadnych trudności więc owe osunięcia musiały być jeszcze przed nami.

Moje szosowe gumki na śniegu radziły sobie nadspodziewanie dobrze. Na drodze było trochę śladów paciaków, ale wygląda że wszystkim udało się zjechać bezpiecznie. Po kilkuset metrach śnieg na szczęście zniknął, a po kilku następnych kilometrach spotkałem ekipę na jakimś przewężeniu. Kolejne kilometry zrobiliśmy już razem walcząc z wodą, kamieniami i strachem. Było wąsko, ale skoro mogło przejechać auto to i my daliśmy radę. Trochę te beemki za ciężkie na takie walki. No, ale satysfakcja z tego, że się nie wypierdolił zdecydowanie większa.

Na dole byłem pierwszy, czekałem przy moście i gadałem z jakimś lokalesem z Killar. Oczywiście o drodze. Chłopaki zjeżdżali się z uśmiechami na twarzy, zadowoleni jak diabli, wszyscy usatysfakcjonowani, szczęśliwi że się udało. Moje informacje o tym, że jutro musimy wrócić tą samą drogą przyjęli z niedowierzaniem. No, ale prawda była okrutna - właśnie zasypało drogę w stronę Keylong i otworzą ją najwcześniej za tydzień, droga w kierunku Jammu jest zamknięta z powodu blokady Kaszmiru.

Jesteśmy w dupie.

Molek
08.06.2020, 19:19
Może niecierpliwy jestem ale poproszę już o te zdjęcia ;D

sambor1965
08.06.2020, 21:45
a proszę bardzo

sambor1965
08.06.2020, 21:49
i ciąg dalszy

sambor1965
14.06.2020, 22:56
Killar nie ma fajnych hoteli, ale właściwie wszystkie budynki w mieście maja najładniejszy widok z okna. Miasto położone jest na zboczu góry i kiedyś można było tam dojechać z dwóch stron - od drogi Manali-Leh i drugiej prowadzącej do Kishwatar. Na pewno widzieliście filmiki na youtubie z Himalajów z drogą wiodącą skalną półką. No to właśnie tam...
Przed 20 laty doszła jeszcze droga z Chamby, którą przyjechaliśmy. Piję piwo i smętnie patrzę na północ. Deszcz nie pada, ale wiem, że droga jest zasypana. Nie pojedziemy, dla mnie to konieczność odwoływania rezerwacji i załatwiania nowych w nieznanych mi miejscach. Nie boję się tego, dobry jestem w improwizowaniu i mam tę okolicę dobrze zjechaną, jak nie Sissu i Killar, to wrócimy do Chamby i zamiast w Manali wylądujemy w Darhamsala. Równie atrakcyjnej, muszę tylko pilnować, by na czas dojechać do Ludhiany, gdzie kończymy imprezę.

W 2007 roku zaczynaliśmy i kończyliśmy w Delhi - obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie wezmę tam ludzi na motocyklach. Jak dotąd mi się udało dotrzymać danego słowa. A dlaczego Ludhiana? Bo ma tzw. suchy port, no i mam tu trochę znajomych, co pomogą w sprawach celnych i magazynowych.

Tymczasem ranek jest słoneczny i jedziemy z stronę Keylong, by się upewnić, że się nie da. To bardzo efektowny kawałek, prowadzący wykutą w górze skalną półką. Droga jest wąska i nie da się ukryć, że miejscami straszna. Humor poprawiają nam jadące z naprzeciwka samochody, czyżbyśmy znów mieli szczęście? Szumu rzeki płynącej poniżej nie słychać. Za daleko. Wydaje się to całkowicie nierealne, ale kursują tędy autobusy. I czasem muszę się wymijać. Jeden z nich cofa czasem i kilkaset metrów, po to by znaleźć dostatecznie szerokie miejsce.
Byłem pewien, że runęła droga na typowym dla tego kawałka miejscu. 3 lata temu z moją grupą czyściliśmy ten odcinek z kamieni, a wcześniej pomagaliśmy zakładać ładunki wybuchowe, które rozwaliły zawał. Anglicy do dziś wspominają to jako największą swoją motocyklową przygodę. Ale nie, zatrzymują nas w innym miejscu, po 20 kilometrach od Killar. Skały zasypały most, droga będzie przejezdna za cztery dni. Ech...

Wyjścia nie ma, wycofujemy się i mamy nadzieję, że nic nie spadło na Saach pass. Nastroje w ekipie trochę faktycznie upadły, ale wiem, że będzie i lepiej i łatwiej. Po pierwsze wszyscy już wiedza, że się da, a po drugie wjeżdżać jednak dużo łatwiej. Były na tym wjeździe jakieś krotochwile i lało się za kołnierz, ale jakoś to poszło. Kończyliśmy ten dzień w Chambie już po ciemku, ale wyjścia nie było. Najważniejsze że zdrowi i w komplecie.

Dharamsalę potraktowaliśmy trochę po macoszemu, ale lało i widoków z McLeod Ganj nie było. Trochę połaziliśmy uliczkami tej tybetańskiej stolicy na wygnaniu, ale nie spotkaliśmy Lamy z numerem XIV. Kolejne kilka dni były już bez historii. Indie jak Indie - tak jak pisałem, byłem zbyt wiele razy w tych miejscach, by się nimi podniecać. Pożegnaliśmy się uroczystą kolacją w Ludhianie, koledzy wsiedli w samoloty do Delhi, a ja zostałem, by zmagać się z hinduską biurokracją celną.

Kontener wysłać to nie problem, najlepiej z rowerami, bo to miasto to największy w Indiach producent rowerów. Ale motocykle? Używane? Prywatne? No nie da się Panie. Ale ja już to brałem i wiedziałem, że się da. Hinduska biurokracja jest cudowna, na wszystko mają swoje procedury. Problem w tym, że jest ich zbyt wiele. Co to jest Carnet de Passage? Nikt w urzędzie celnym o czymś taki nie słyszał. Itd. itd. Za dużo Wam o tych walkach nie napiszę, bo to jednak część mojej pracy, trochę ze swoimi tajemnicami. Dość powiedzieć, że już(!) po tygodniu wszystkie motocykle były zapakowane, a pierwsza część nawet zapakowana do kontenera. Czekaliśmy jeszcze tylko na Jurka, który postanowił się powłóczyć trochę po Indiach i oddawał motocykl dwa tygodnie po nas.

Na pewno nie słyszeliście o Ludhianie, kto by tam słyszał o 1,5 milionowym mieście w Indiach. Czwarte najbardziej zasyfione miasto na świecie. Pewnie nie byłem tu jedynym białym, ale przez tydzień nie spotkałem żadnego Europejczyka. Upał to coś normalnego w Indiach, wilgotność też, ale to wszystko w połączeniu z tym wiszącym w powietrzu syfem to było za dużo. Nie mogłem przemóc celników, nie mogłem siedzieć w hotelu i nie bardzo już mogłem krążyć po mieście. Zresztą po co? Bieda Ludhiany mnie jakoś ruszyła bardzie od tych hinduskich bied które już widziałem przy poprzednich wizytach. W każdym razie zanotowałem na Fejsbuku:

Indie. Tym razem bez zdjęć, więc tylko dla tych co potrafią czytać. Łaziłem dziś po miejscach gdzie wstyd mi było wyciągać aparat. Nie strach. Wstyd. Ba, wstyd mi było być białym. Bo to są takie miejsca, gdzie człowiekowi powinno być wstyd za świat.
Indie niby znam, ale czy można znać kraj w którym jest 1,3 miliarda ludzi? Jest XXI wiek, a tu jest 330 milionów ludzi, którzy nie potrafią pisać ani czytać. Widziałem ich dziś, jechali swoimi rikszami, naprawiali buty, pchali towarowe rowery. Staruszkowie na podjazdach stawali na pedałach swoich riksz, popychani przez innych bo byli zbyt lekcy, by swoim ciężarem wprawić pedały w ruch. Widziałem ich dzieci i wnuki uwięzione na społecznych nizinach. Łaziłem i było mi wstyd za świat. Za nasze zachodnie rozpasanie, za iphony, samochody za grubą bańkę, beemki na dwóch kółkach, za unicefy i oenzety. Za konsumpcjonizm i wyrzucanie żarcia do śmietników.
Żebraków tu mało, prawie wcale. Wszyscy poznajdowali sobie swoje riksze, swój warsztat, swój śmietnik.

Ta hinduska bieda jest niezwykle głupia, prywatne zasoby złota to 20 tysięcy ton. 20 000 000 kg! Kilogram złota to prawie 50 tys USD. Co roku Hindusi kupują 400-600 ton złota. I czynią to przede wszyscy ludzie biedni, jako zabezpieczenie swojej biedy, bo może być gorzej. Bardzo często złoto trafia też do świątyń. Tylko w jednej, ale za to najbogatszej, w Trivandrum, zgromadzono złota i kosztowności za 22 miliardy dolarów.
System kastowy zniesiono oficjalnie 70 lat temu, ale i dziś każdy dobrze wie kto jest kim, a małżeństwa poza kastą są rzadkością. Bieda zamknięta w swych ramach nie do przejścia, ciemna, niewyedukowana naciska pokornie na pedały riksz licząc na ciekawszą reinkarnację. Jest już wieczór i bieda zaległa pod mostem, widziałem jak półnaga układała się do snu wprost na ziemi. Obok przejeżdżały auta. Trąbiły jak to w Indiach, ale biedzie to nie przeszkadza, jest zbyt zmęczona i śpi marząc o lepszym życiu.

Jestem od biedy 100 metrów. Hotel podły, za 1000 rupii. Chciałem właśnie taki, bo wcześniej spałem w Radissonie i coś mi te Indie nie śmierdziały jak powinny. A powinny śmierdzieć każdemu z naszego świata. Bo mamy popieprzony świat i jesteśmy jego częścią. I nawet jeśli to nie nasza wina, że świat jest popieprzony, to naszą winą jest to że nic z tym nie robimy.
W Radissonie były dwie windy, w każdej był Sikh. 24 godziny na dobę. Sikh wciskał guzik z numerem Twojego piętra. Za 10 tys. rupii miesięcznie, czyli 150 dolarów.
Incredible India? Tak. Incredible.
Pokój w moim hotelu jest wart swojej ceny. Nie słychać ulicy, bo klimatyzator i wiatrak są głośniejsze.
Co za głupi świat.

I to już tyle tych Indii. Wyprawa się udała, w odróżnieniu od tej, co się nie udała w tym roku. Trudno. Pojedziemy za rok. Inszallah.

aadamuss
15.06.2020, 17:25
Dobry opis Indii. Nie byłem ale tak to sobie wyobrażam. Namowileś mnie na wyjazd w tamte strony - moze nie do Indii jeśli nie ma musu. Jak wszystko wróci do normy to piszę się na wyjazd z Tobą :-)
Pozdr adam

Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka

Molek
15.06.2020, 21:30
Dzięki , że Ci się chciało albo nie chciało.
Fajnie

radeksc
16.06.2020, 09:07
Opis biedy w Indiach, tej wspinającej się na pedałach donikąd....
To cholernie smutne, cholernie dobrze napisane.

sambor1965
16.06.2020, 23:31
Tak podsumowując. Droga do Indii jeszcze w zeszłym roku była całkiem realna. Również dla wolnego elektrona. Jak ktoś się uprze to można to zrobić w 3 tygodnie, co moim zdaniem jest lekkim gwałtem.
Najwiekszym kosztem jest kawałek chiński (tu są do zostawienia duże pieniądze zależne od planowanej trasy i liczby osób w ekipie). Ja miałem w ofercie przejazd z nami tylko przez chiński kawałek i kosztowało to u mnie bodaj 1200 USD ( w tym wszystkie formalności, przewodnik i hotele).
Upierdliwe jest oczywiście CdP. Poza tym mega upierdliwe jest wysyłanie motorka z powrotem, no ale zajęliśmy się tym również.
Czy warto? No warto, bo to jednak inne światy całkiem. Dla mnie najfajniejszy odcinek to Pakistan, ale pewnie trochę dlatego, że to dla mnie było nowe. Goście co z byli ze mną najbardziej byli zawiedzeni Chinami.
W każdym razie rok temu było do zrobienia i mam nadzieję, że będzie w przyszłym. Póki co w tym się nie da. A w następnym mam nadzieję zrobić Wam post scriptum, bo wybieramy się tym razem przez Tybet i Nepal.

Boski-Kolasek
17.06.2020, 09:34
Panie kochany Samborski Krzysztofie Ty, zacznij to wszystko spisywać i publikować na jeszcze większą skalę, bo za mało sie dzielisz tymi doświadczeniami!!!
Wydaj kolejne książki i nagrywaj jakieś podcasty na YT czy coś, na pewno nastoletni syn pomoże :)
Bo jak Cię coś trafi to co...., to skąd weźmiemy dostęp do tej mądrości i refleksji podróżnika?
Niby każdy ma swoje ale Twoje jakoś blisko do moje.
Uważaj na siebie, Kłapouchy ( jakoś się samo wpisało)

sambor1965
17.06.2020, 09:43
Dziękuję Wam wszystkim za dobre słowa podczas tej twórczości przez małe TFU... Mobilizuje, żeby coś skrobnąć.
A co do większej formy: gdybym był pewien, że mam coś istotnego do przekazania to raczej bym już coś napisał. Więc jeszcze chwilkę poczekam ;)

siwy
17.06.2020, 09:54
Twoja książka niedostępna w wersji papierowej od dawna :( Może jakieś wznowienie ? Na kolejne myślę że chętnych by też nie brakowało.

PokemonTC
17.06.2020, 10:37
Szkoda bo wziąłbym autograf od autora. Mam nadzieję, że przy zakupuie motocykla dorzuci mi w gratisie z autografem.

Futrzak
17.06.2020, 10:43
W dobie e book, wersja papierowa staje się coraz bardziej pożądana, i ekskluzywna, sam bym taką książkę zakupił. Pierwszą mam czekam na część 2:)

siwy
17.06.2020, 10:53
Nie mogąc zakupić papierowej książki Sambora zacząłem chętniej kupować interesujące książki mniej popularne w szerszym obiegu bo wiem że jak zabraknie to pewnie nikt nie dodrukuje.

Emek
17.06.2020, 11:08
Siwy, co do mniej popularnych.
https://s1.livelib.ru/boocover/1000896028/o/ed45/Marina_Galkina__Odna_na_krayu_sveta.jpeg
Марина Галкина
Można ściągnąć na ebooka. Właśnie sobie pociągnąłem ale niestety mój rosyjski nie jest tak doskonały więc chyba spróbuję spolszczyć. Dla leniwych YT.
https://www.youtube.com/channel/UC2pyVbpYA3deli8oR-N-IQw/videos