Ciaho
01.10.2018, 10:06
https://youtu.be/9Z3WHaSmfR0 <= tu je 8 minut filmu z wyjazdu, jak nie masz 20min na czytanie relacji:)
Z chłopakami brykamy po polach i błotach w miarę regularnie, lecz od dawna było wiadomo, że musimy wybrać się razem gdzieś dalej, bo ileż można rozkopywać własne poletko. Stery w ręce wziął Marek, od tej pory zwany Panem Kierownikiem i rok temu zaklepał bilety na samolot do Gruzji. Na miejscu zarezerwowaliśmy motocykle u Mirmila, 5 Yamah XT660R i Bawarską Perłę BMW GS 650 DAKAR (prawie). Perłą miał jechać Łukasz, bo na wyjazd zgłosił się ostatni i zabrakło dlań japonek..., ale mocno się to wszystko pokręciło.
Dwa tygodnie przed wyjazdem, kiedy wylegiwałem się na bieszczadzkich połoninach, pijąc mleko prosto od kozy zadzwonił do mnie Mich z takim oto pytaniem?
- Zgadnij co mam na sobie.
- Latex?
- zimno...
- Przebrałeś się za księżniczkę Leię?
- zimno jak w psiej budzie.
- no nie wiem, gips może?
- ano kurła gips właśnie!
Mich nie konsultując się z nikim postanowił się wyglebić Hondą pod domem, jakby nie można jej normalnie na nóżce podstawić. Gips obejmował lewą rękę, odpowiedzialną za wciskanie sprzęgła, więc wyjazd motocyklem nie wchodził w grę. Zapadła szybka decyzja, że skoro bilety kupione to żal nie jechać, wynajmie się furaka na miejscu, a my zyskamy wóz wsparcia techniczno-medycznego. Niczym w Long Way Round... tylko ekipa przystojniejsza.
https://lh3.googleusercontent.com/OMhZY3Pe3J6ZznIaLfZdQhQWERE_U7F1vHa4uYP1EHVYUTIIfv MnwXf4x9Dd3Mx199l5puioa3bKPYTzDw8e5lS_fHcxoO4tCvdb JD5-2Jo0usHzmENCZMUHVwV2e1dmg73vlC5Pr55pm-bQdQ-2U2sWDJ7sDwaYLD2nKZf7_6VYuK3j9UVSzWrowhu2gEs7V9ORf wpev5dGlBToeFnVPQ6cHY1mVjtbTaAui-AjCZ_2ajhMBNubwV2dH5MNo2o-cEM8ER-EJqyuGmWHgY9BGoWr7MnL5S-Xz6j0ivyGa2KjB4oWAmXEZqA46jJVsoACHisPWxZ_LVudqK-ZDvLQ8H_Sm6O3Vb2YQ8x0Qxy_DplM5T1m6LmHmoSjjbOpxj3Ti KP31VxjQyXCExl_KctmDdfIrj9bWE_h-u8qHNNIO19BELXbe3pjWcwhuM1ZpsO2qao5HDEzsL6MZQVG9pD Kz0-lyZuIWr6dhk877aLyZsMV9MnShElEPNvBLY1pv-Ik-xisgTT8gg1Ap4efiJ-g1wpJXTqOSHTl3lvk2OwblqY6fNzpI09Cu1sSvdvFEhmnnjich iVzpKmQJNSYJMCev5YQhfcTxFBA8AnP5KrXEPj6Hu1z6PJw-uGKh7kfKhTyB6dh4BpygDcZh-HrCk6YZ3Bl5hcz8rJyYnZoSFzPaIyJTVo67tniodTl_w=w478-h358-no
Mimo początkowej lekkiej frustracji (bo w sumie chłop od roku czekał na wyjazd, w nocy przebierał się w ciuchy motocyklowe i przed lustrem paradował), w praktyce wyszło jednak całkiem nieźle. Miał nam kto flaszki wozić, a w razie czego i stoperan na czas podawał...
Tak więc zwolniła się jedna Yamaszka.... z tym, że nie do końca, bo sprawa na miejscu się nieco pokomplikowała.
https://lh3.googleusercontent.com/l6QxeMOntcSe82xPB1VRW3seBDShKkjlARTTivZFhUKRO6nr9O EAC5DuL8MzsunqmvrMQAMOLdx2RHrpmZjQXeT571Bn8opAwlv-5bfNhlFhIN5-xjFECsc2NYbosfTHiogULM_i_aNPePXIKotDKuvv4OdwHo1dac 09bViCuDgRO1rv5dnDb18IJ-jjHxwkFoZhl5x6ZCrFZlGLzNKyWIRw5pE2ZyvYmWM1VRyrDHfJ R0EeGVnmRxtdK5eXmfbYlLKEXjXiNkd5bz04YvZTbNJgShJNWA 86RjJ4SOvnoMgKbAOBTs_EwDjgaGtW4djvcge2Lztg8BuO-Pl1YJezoepXuvB56z5Id9WmmslE_d2C8GOjBM7j_DaycXtY-MY9mDRlCJwK2WB2IqmTmWjJ2AP9eXpxEdUKPep-Dfdk5nYw-5mRxd8CH6yKxzRkUXCHpP37MZ4y8znIsDPLvJLWqGzFQixJ2SS DUhFhHUJNecijD0kic3TXiEJFnTT04hdR2kkS8378irW2GZLdM 5lVYx5mtJ8U-_EKuFI5o3gdP8VfP7bkE66TEM3Qz9r8x03jB-fAGWBoxffjFmFMEFnBnDYeRONjJuo35Qi0Z4K0y8NLZtKgnH_B Z1BOq4bBDp-MpRvBweg_1qNaNk-9DMnOfW9RswkiRknf55Dv0gRCFNIEjbS8G2MR5bGiDw=w1186-h889-no
Rok czasu szybko zleciał i zapakowaliśmy się z całym majdanem w samolot do Kutaisi. Lot trwał 3h z lekkim okładem, na miejscu czekał kierowca, który ochoczo zawiózł nasze podniecone dupska do Batumi. Te dwie godziny jazdy dobitnie nam uświadomiły, że to już nie jest Europa i na drodze rację ma ten, kto ma głośniejszy klakson. Ogrom kierowców jeździ bez zderzaków, jakby sugerując, że ewentualny dzwon nie będzie pierwszym i wrażenia większego na nikim to nie robi. Sporo aut pospawanych jest z 4 ćwiartek, i to, że kolorem nie pasują to pikuś, miałem wrażenie, że często nie pasują nawet modelem. Czepiam się, bo widać unijne normy zlasowały mi mózg i ciężko przestawić się na inne standardy. Ale wierzcie mi, że kiedy zobaczycie jak się dwa busy tyłem holują (tak tak, hak związany z hakiem, dupa do dupki) to coś się głowie buntuje. Tego z tyłu zarzucało jak na najlepszym kuligu i nie mam pojęcia jakim cudem nie skończył w rowie na pierwszym winklu. A jazda przez rondo to już rolercoster pełną gębą.
https://lh3.googleusercontent.com/SX_x1yYFaizxR0RKw0YZJfKl0mmVMDRHbeGi8T9oz39WMDI8qt nOocoPG3GCCu8tptiVszrRassZbNFSpTGmG-ZGOLy7ZvP2K9OwYmyXQERgrRERmmxgXC6JljLCQfr0uj3WTFXf e19M5rSxW0b0RTalklvGvWps5SD42Wl2EUipuBqTFSIlqmmH8Z LzBEFo4Gx9GPQDewx7W7HV2j-40sYKCOLrbzN4QG9yLDhheU-cH9hC8dX7hknFSuGhsYeoyAEmkLNxQweV3aDEgILSLmp0F7m8E AKI42XxghBJvpDcIEH0FyxZASEezPZZlYvdy6amFplQOoEpe1K wmfM1ti7KF_OEhtwdZ9f4BEsDtCUidUmeaFzay4o3CKrb7dnut xaomW1HW-oNRSDUB8qBjVg67M3htnX5wzKXX8hu1DP_3ZIjBvA4Li9k8hoE aXIX_4ur5yOt51b-QSxMWVD2XV097AI6hn3jxu031zLXnJ8jF9K59xjr9YnPXh_2HZ Qff8pwxzlDhZU3UhfsXicAJ30VyJh-n2t-aCXnWHfKU4LgwkJp0DRvh_KQIbrF5DUC-I3g5xaU_n52Sp9q-cSO9zFqkNdvUFR2IRSnZwj_Y_572qIqVyG2DDgB3gAkilViVQa wCc9O59gqZwJBZbSs12DTds3O9CFcvd7Pj1kRxM9vIefL3wIjT rykfA=w1920-h648-no
Ale nic to, dojechaliśmy do Batumi- chyba najbardziej znanego kurortu w Gruzji. Miejsce faktycznie bardzo ciekawe i urokliwe. Morze Czarne we wrześniu ma temperaturę, której Bałtyk nigdy nie osiąga. Wzdłuż promenady rosną palmy, pięknie podświetlane nocą. Mnogość hoteli i ich finezyjne kształty przyciągają turystów jak magnes. Jednocześnie jest stosunkowo tanio. Szybko rzuca się w oczy spory kontrast jeśli chodzi o standard życia mieszkańców, a tym co przygotowane jest dla turystów. Wystarczy przejść się główną ulicą, by zobaczyć dramatyczną różnicę pomiędzy standardem poradzieckich bloków, a szklanymi ścianami hoteli. Za cenę dwóch nocy w hotelu wielu musi przeżyć tu cały miesiąc. Kawalerka w wieżowcu na dwunastym piętrze kosztuje tyle co garaż w Warszawie. Ale do czasu zapewne, miejsce jest coraz chętniej odwiedzane, słyszałem, że na wiosnę ruszają bezpośrednie loty z Gdańska do Kutaisi. Wkrótce i ceny wzrosną.
https://lh3.googleusercontent.com/xc5W9GJFEK3xeX1kQqwqRBPRU62RRDZLAbLTJIxqGLJyVDxGqk oQNT8u2hX9eqvZxEl5uCVXxBqHUr1SGa7uQFSgzCDEbxxQV0ro ccX-EHaoOc7EaGDfYP1Ejp08FlCuDhVBR0hQrRXLPKAgXkyvmYY3V0 YZrIZC1nnihQXbwk-z2eU3cGztfH2LMrr3GTUv2bwzxUgfl2KpRHkcQOYA6HllmJkds ms_VSoPpzx69qk270U6Z8GJZN4biAaUc4xUO3EOY2G6dF4IctX FbSY6AsBdcjS0FYTf-4TXJ3-owQFFP-3HLbsiwfgmKeKr6I_qrYii-39Cfn6E30r7Rbo3zAihMbuGpbQoH6hnq5Yo7p_sfE9n94AQYga dlJtwvhQyzueUdli9RGcCNCd3xXluqMGcddM__NyKzck39TCRr SuO4BtuB1sN4PUCPG3CaA8IrODWVyHCiuTSNk5b-aCJX-hYXtL12Zduof7j97sKJXIUgdvXGO2zDmwLhJQKc0zRUsR9JmMY SAPqTjH5k6UVEckxvY4aDSxyM66NQuZJLGIHoNl7vYLYCrUlRc X5A6O6CSHLNoWzSh4-FeSOHGhPwEbyhd8I349OoKYarN_fpUgM5E49SYnlGXKn6nSQLN QDZmBYCI2Dv14lBRi6q6EJU8fIS5vuBri4w2u6Yj13ncCwUG72 cPnrdoUt0g=w1186-h889-no
Zostawiliśmy bambetle w bardzo przyjemnym pokoju budynku położonego przy rondzie Marii i Lecha Kaczyńskich i poszliśmy na grilla do hostelu obok. To Mariusz z Mirmilem wynajmują tu motocykle, dziś nawet ich nie oglądamy bo już ciemno. Pijemy i jemy bratając się z mieszkańcami hostelu. Niezły tygiel jest tutaj - niemcy, białorusinki, rosjanie, polacy - gadamy we wszystkich językach jednocześnie, a po północy pakujemy się do morza. Woda jest tak ciepła, że siedzimy w niej dobrą godzinę i do łóżek trafiamy koło 2 nad ranem.
https://lh3.googleusercontent.com/M6i_sHSRHY9IY1X8wTt6fsJF5DktdSjwGg7Su5LZl0LZfITAma bjPx4CPRmnA6RYwtua4X3xIUw4YuUzLDa_AREB3XgcdwL3xR28 R2HQVl_ukCLxXUWiePwn-jKJn8kF2xXSa4u25jkkgZjzYp60yYlXRe_rK3K1-Qb2tbl_4UZdJXbUWTU4bZ9lep-NFuckO7eEz5hp0laq4zhjqmF1d94dHLSO4XnOOAPzhLqBOliFX 0NKXDPpJlZqBJ0InjG1Cy_TH74rtaw5clUDC5I_mbkqTuSNAeu uFPuFmNj63GwNOH8u_TVbJp5fAoaE5ArtyKEDYMp05Z_w34-UNUVr9U_G84l0vJe7JFUXoa83JqjmEW6Reue4T1Kzhgl0K1dZI rSHyLdSk6dI_tcQf11eFoQqOnnqXLuof59YCRUg08QjrHp0xxs rdmOiULfy9AFyszhl6K-CbUB3we7MxWW4IX0OmIQblVNF6c-Zyv_Y0jTr_8iMvoyl_d5CDJVMy8EkNrzCr975iAM3-nEDHpgbbNfDEt_XLImcTLhkGRmuVjUFE9L1ZRlOqSAVAlnju20 i7PDO7cwtcsNvwE9cvCFPEXG24ZEtSNwz_rSpySM3P0Y87Ong5 z4va9nEfEBqMfmkMA7P_LtVhxOj3jCVGWFoMUOvyVCtQsC-GMT8ydp6cVYfDYGJ5sLGbN2k=w1186-h889-no
Z racji nocnej integracji poranek zastaje nas lekko wczorajszych, ale nic to, bo motocykle też wymagają ostatnich szlifów. Wymienimy dwie opony po to, by przekonać się, że po powrocie z wulkanizacji strzeliły uszczelniacze w jednej ladze. Mieliśmy wszyscy pojechać na XTekach, ale do gry wróciła Bawarska Perła. Łukasz nie chciał na perłę wsiadać, bo za wysokie progi. Pan Kierownik Marek nie miał z tym problemu i to ostatecznie on ruszył bejcą. Spakowaliśmy się i wystartowaliśmy koło 14 dopiero. Ledwie ujechaliśmy 10 km, kiedy w XTku Marcina padła kompletnie elektryka. Nie zraziwszy się tym kompletnie poprosiliśmy Mariusza, by podjechał do nas na XTeku z rozwaloną lagą. Przy skrzyżowaniu zrobiliśmy szybki pit stop i po kolejnej godzinie cisnęliśmy dalej z podmienionymi lagami. Straciliśmy już większość dnia lecz mimo początkowej irytacji szybko udzielił się nam powszechnie panujący tu luz. Inna rzecz, że w ciągu następnych kilku dni mieliśmy się przekonać, że te motocykle przeszły już nie jeden armagedon i mimo pourywanych lusterek, migaczy i pogiętych klamek, bez zająknięcia cisną dalej. Maszyny o twardości kowadła, chyba nic lepszego na ten teren nie wymyślono. Do tego Mariusz bardzo nam pomagał w ogarnięciu tego wszystkiego, i koniec końców pierwszy dzień dostaliśmy za free. Generalnie wszystko na plus.
https://lh3.googleusercontent.com/CfqelB8BPw5fYI2ZuDgBlEncA6eylUOlugIQ7Dvz8cTlY1LXSu LhEPvPaEkAEMKAoLL0NBldLY8gR3JSnzy8TsBBIe5hSpNgG4c7 bFo_luv3W-Ka7Tca8V1LUZRXktiT6u_Vmh8VE62lTRLkaYhr0ISBumn-fa9orYtKmgGfTDmKlGolwLKLyoPWr1VVcQM-DQvMLntR7eKdd2gje-qgHfrGORUaUWD_zAedprLHX2jdoMHuPslH04lNZqD0EZs8Pcsu rMczTLKNDxEk3rSS0Sep3aDiM4Wws6XyE4knrAXtNtENX9gT9L UvraV2mwn2VPaCVtVd-5oapC7tbX9vG9J4aHRTUmKtUqY11bC5AfdWcOIAB2UxaS4XOGt TcTJYeIIeS7L9VIWDCKcQ_e4LE0f6RV2huWpz4BelZiLjn-Uz27AqRtCBCDY_D_l-P2Wf2G5TZuUJNXQ985F7TUuMCh4yzmuYqC60aXfxRvGXpZEYZJ Y6MHlyKX5PBo_KDiZBLWB0Cb1XabDmF-h0FH1-oar23x6Zrkh6H9WJhGnsL9KWOvnOsV6cha6yYbmq_Xi6OJgtCO VxZPwsEWfVOEsM9J5foahxnErF77SwfBtpM1TXeCgh3sQe0bEz t-P3f1a8-SZw6CeuwuP-OrzVIenERPvAhGV3kKvPABVpcgzEnwxM71zeT1nkhMfA=w1186-h889-no
Tymczasem Mich wypożyczył w Kutaisi terenową furę, która okazała się być hybrydowym Luxusem klasy SUV, wedle zapewnień producenta nadającym się do lekkiego offroadu. Szybko ustaliliśmy, że dopóki woda nie wlewa się przez szyberdach to trasę można uznać za lekki off właśnie. Mich wielokrotnie to udowadniał przez najbliższe dni. Ze względu na nasz opóźniony start stwierdziliśmy, że nie ma co na siłę jechać w kolumnie i Mich pojechał zwiedzać ziemię Gruzińską, kiedy my byliśmy jeszcze na etapie wymiany opon. Traf chciał, że spotkaliśmy się dopiero dnia trzeciego, kiedy to luxus miał już 1500km nabite i przejechał cały kraj dwa razy, a my zrobiliśmy dopiero 300km i dojechaliśmy do Mesti w Swanetii, czyli w Kaukaz wysoki... ale po kolei.
Wymieniliśmy lagi i cisnęliśmy do zmroku. Udało się zrobić jakieś 140km. W międzyczasie dowiedziałem się, że nie mam już kierunków - choć jeszcze rano miałem, straciłem też klakson i światło stopu. Kiedy padła elektryka u Marcina przełożyliśmy akumulatory w ramach testu i chyba to mi zaszkodziło... ale w sumie na co komu te wszystkie światełka. W miejscowości Zugdidi znaleźliśmy niedrogi gesthause (18 Lari na głowę), zostawiliśmy w nim bambetle i poszliśmy na miasto. Towarzyszył nam Andrzej, na oko sześć i pół krzyżyka, zna stanowczo za dużo języków, ciekawostek dotyczących kraju i ludzi. Na bank szpion jakiś. Idziemy więc na piwo. Za cel obraliśmy najbardziej obskurny lokal w mieście, gdzie zajęty był tylko jeden stolik. Na pierwszy rzut oka impreza tu już dogorywała, postanowiliśmy się więc wycofać, lecz ktoś już usłyszał nasz śpiewny polski dialekt i na ucieczkę było za późno. Polaki!!!! Dawajcie do nas. Dogorywająca libacja nagle ożyła. Wciśnięto nam w ręce niedopite kieliszki wina, jakieś pajdy chleba i ruszyły toasty.... morze toastów. Wina ciągle przybywało i wypiliśmy tyle razy za zdrowie Kaczyńskiego, że na bank chodzi już żywy po tej bazylice w Krakowie. Z drugiej strony z powodu wykrzykiwanych złorzeczeń Putin powinien się był w wielkiego członka zamienić, względnie w psa. Nigdy też nie wycałowało mnie tylu mężczyzn. Po pewnym czasie czujność gospodarzy nieco spadła i udało nam się cichaczem wycofać, dobrze bo w tym tempie szybko zbliżaliśmy się do odcinki. W drodze do gesthausu kupiliśmy jeszcze jakieś wino i wypiliśmy je z gospodarzami. Właściciel domu okazał się być komisarzem policji i dużo nam opowiadał o Gruzińskiej rzeczywistości.
Policję tego dnia poznaliśmy już wcześniej -raz Mich się pod jakiś zakaz wpakował, a drugi raz dmuchaliśmy balony w trakcie rutynowej kontroli. Z mojej perspektywy średnio ona była rutynowa. Motocykle tu są mega rzadkie i przejazd takiego taboru przez każdą miejscowość budzi sporą sensację, ciężko więc żeby się Policja nami nie zainteresowała. Z drugiej jednak strony, wszystkie kontrole przebiegały bardzo mile i profesjonalnie, żaden mandat nie został wystawiony w ciągu całego wyjazdu.
https://lh3.googleusercontent.com/ZRvawKbi83s8pdX4kojHU5qACavRQYDBRACATf_ChZcD9sI1MR rxV7v3XfUAvijfRgyltKufnjVV_L_vEpcxU41WSifZmQsKMlrC 8OrbhpgRGJ5xXKZ6ctNYISKO4l0I6CA5x_IgY3qyQ-AGDkoMJv58LGtalLcR-rtK6R3t-zANi_61s1ilv_-MunIZaiObmzN-m3mEwX8_sITNWearrqfsC0sDQoc4p-JZpmFdRaH8a9AAh8yLW2pAxSS6Gg1uzn-976DvkPxluNRUzNIeKYbdQ93IgPkaEebMmPwOrKnlcGadf-b-_n6Md53IGAlLcVWVonfEjV6kBAIZWnj1DZlBXLX9mvZgZIkMWh ogoDCbWf-61wkA93cuaUH4ANTNTr18bWI584UbY4i6HiTXzCtwuS4CNGMCL lLWRd2y4jeW7AsTPAZ235YltlzTK77PQN69_tuuAyzWLXx5AT-lNR6f6_4Jtar5mSd24ayU-ycDhI2DzVrxlpZAFxKykmrZsGzhhdDmFRqCzKX6KeVZyYLwSF-EMSrpCcRkIkXl8-ar-uzotSFfTQs_8ropBI8kRj7hBVooRVYZ5RG2frnObm8bgMYDMc9 a0x8SVF9DcfRKZl9qIngf0miIuAQXyhNz4ygd1k9YbLr7gANxV _mKqGruGpyQcyvBncg_51PdTLwABJdp_goLw0pNKg=w1186-h889-no
Kolejny dzień znów ruszamy z lekkim opóźnieniem. Rano wybraliśmy się na miejscowy rynek, wpiliśmy czarną "americanę" w lokalnej kawiarni, kupiliśmy ciepłe pieczywo i trochu owoców.
Z Szymonem skusiliśmy się na tutejszy jogurt- ponoć najlepszy na świecie. Jeszcze nie wsiedliśmy na moto, a Szymek już żałował tych obcych kultur bakterii, ja zjadłem tylko pół i chyba uratowało mnie to przed wewnętrzną rewolucją.
https://lh3.googleusercontent.com/IY-XXs3oM2eo88gfZ_oGdSHamuUsPQ8X2lL9dUNqHFa4R5A81kWNC K8XzYhVj5OU01_Kxvzy3NtrRzfLGGWS_AXa2U78JO97YlvoUzB xaBH2bQEEn4-XXjnog6oA_B7ntzJNBajqVPD5Nq5B9-pjSOk-5EloBWbcSpAW2VpiWtY80u87KSW2Bv8dMrFUNYKaC2B2PQ34AO zw1kZdKfT9z1h-Kori2gTeWPVf480-IvBxyXZoWCqQ2fupdl0bQIuyrxyNcR9_nzBb2h_fo52CrCA9Xi THvN3hFCs78NKHA285pRBUq26C3_89BFrBAd470wnhZEagNUB5 yiyKvWThRn7rysWnwbgIKORk-3wbK5f412Ku-HCEzTpuAuRBXgesXR6AIqSJEyzQXtFkjo_MZFB0DAgqXQTWs7n 4-dIkYY2KHQfiFd-peP4CN3Cju57KoAJ3gbOrrlYbFfPUOB49HdoDGJWV_aopOLXWJ LWNqWRPolJV86DmhF-C7x2f3oEP_aF5y3JMny-UAVsBo_pcGMDyC9kdUDrUoHj1XRWCfOB7dNH7t3PvTKMylF9pm lUxadhBYSlkfLsPJo9E3nPm27251SeVcxplmrveIM4y5n--YFQy_TlruOXSaJnUjMmTtLFmobGmunZ49581ZqoVTjyYM1ZeHj EzAfcLNUUmfKkNmWe9dY-IRzkc1g=w1186-h889-no
Pierwsze kilometry odbiliśmy od obranej trasy i pojechaliśmy obejrzeć najdłuższy most z drewna w miejscowości Anaklia (zareklamowany poprzedniej nocy przez szpiona Andrzeja). Z samej jazdy nie wiele pamiętam poza tym, że wpuściłem pszczołę pod koszulkę i jak już użarła to średnio mogłem skupić się na widokach.
Sama miejscowość wygląda na wypoczynkową, ale że już połowa września, to nie było w niej nikogo chętnego do wypoczynku. W zasadzie w ogóle nikogo nie było. Pustki jak w postapokaliptycznym filmie. Most faktycznie stoi, ale nie żeby jakiś wyczesany. Most jak most, tyle że drewniany. Posiedzieliśmy tam ze dwa kwadranse licząc, że jakiś sklep otworzą, ale nic z tego. W międzyczasie wyjąłem pszczołę z pod koszulki, a Szymon zaklinał swe jelita żeby go nie opuszczały. Pojechaliśmy dalej.
Bardzo szybko zaczęliśmy się wspinać pod górę, łykając serpentynę za serpentyną, tunel za tunelem i most za mostem. Momentalnie pochłonęły nas piękne widoki, niezmierzone przestrzenie i monumentalne góry. Niby Kaukaz nie zmienił się jakoś szczególnie przez ostatnie lata. Jednak jest to inne miejsce niż to, które mam w pamięci z przed dekady. Wówczas byłem jednak po Rosyjskiej stronie i głównie pamiętam olbrzymie skały pod same niebo i panoramę Elbrusa. Po Gruzińskiej stronie jest zdecydowanie bardziej zielono. Olbrzymia tama gromadzi turkusową wodę i z perspektywy motocykla wygląda to wręcz bajecznie.
https://lh3.googleusercontent.com/JDh3FmvMCfSfDBJQul5c7ZGzaCXdTAAVjQ4gkd8kR6GxlU6tGF R0RK8dL83sOXaucVtTs9mOc3df9JET8CR2YqRyAGA3qNJcOcl2 w2GmMmC4yJYvik8tUaqt0Gax1heLYum5ftZgwvOcwb7gx2hN0P TypqBtKXMBlekQuZRNfMJAv835h6ZHH4gqMI26coxJazdeb0QI HgVNnIQyN64UdumwAikSuCdW3JB5gvPTp4PKGJC4nlUxJTfsi-Wn0hhnOgtJYAOq_1KgnXr5-wdPXHJ3Y8y_Xe9X-fkpFAriMonZ4S2yyJPIIjzhlrTgsMlRj1RL4A_uTBWb6xWDOIM uHuIMum229XWNKorQNoKi1zM0ntZW2JCRi8Zy9D1bG08ahMsMe Osit8TkfxeINhpm3jquTPXNcb5s8VYZqvB9itj-qcnvbqAtOxibqR_xljEDq28oPESdMskGf1zi-IG5P0gvndPRU11fJloOYpyO7s6QXZcFEqHB0iw5eM31VAgh1jd oZVWBIfVIWaP0LbVwUrn9W1hzP4wUWMY4VckFUbFip4t6IS8oD mCrFFFIW82A9yL9OxCQrzyTS_p3PvLqZd022Vl0tq1pGoCMj8k xESBKollWQQnJ-p5buX_Za_POsLc2GNyAT90uPbQhBKvuQrk3zteRxZWP_gIU773 TkGclSqu7dL86-V5mOQ=w1186-h889-no
Po całym dniu podniecania się panorami i wypstrykaniu tysiąca fot dojechaliśmy do Mesti. Największej miejscowości w okolicy. Klimat tu trochę taki jakby cofnąć się do Zakopanego kilka dekad temu. Znów znajdujemy miły hostel i uderzamy na miasto. Widać, że nocne życie tętni w pełni. Zjeżdżają się tu miłośnicy gór z całego świata - bo to świetny punkt wypadowy na mega treking - w koło otaczają nas góry o wysokości powyżej trzech tysięcy metrów, a na horyzoncie ośnieżonymi szczytami odcina się kilka pięciotysięczników.
https://lh3.googleusercontent.com/BoloUKl_88_jfiFoAXzKZTs9dXhNinlisr6aSBMcsDEn1VNk_t qHNS8dHaPZGtL65a2k2PhB08gYd_nUwGNGj4eZzjxuJQcPvLFB XAjMgvYz_ybEaBOMfsQAg8wH6opV3mTc6GStJV7YvZ-b8LMc7AlpPiXKJGj6aMYca1ednqSvfw1dzCoSaJO5H3fMt5w6z KMvgDnBaJiFiX1c_3d46NoUm8X6M-3vcMs1WLhfccvdPECyS2xO1-01Ohcsf46vApOa93qgHJEqLKKwlRmNlsQd26WVZcLto6DMjNgA _cXVMwV_91f2tM-WMGKzXKBbsBp-DGD0cYY7bS5jRGrg2CLNiE5A1Y6ZJgXNloU_s3H3p0R_17wfun Uf0DGXQ5mOZjsrzdal5xGeWTcq9cwba1jFT49aZU71pFr3do1C sLGbSKJPpSGthP2dkLHFKtoFDbiyYBY0hpWHIJinq6-9NEHr8FFVsLxdSe30a7TYtL6mcScqPK5wCescymfWUVpT20pKS n4pGWU3c9EE07I_dSncuxbCxbdTxb4TA5pG3KepQV0BlJwErb4 PRLh4ze8A4EgfXWSrL-WCasDjtfs_DbFZJJpcQkueN4ZyQEntmaL3_kv5rw-ktuKn2RApKtnVt7hSJwBvkVonuog9-Of7vums2cv2ts6Fn7uRqBY923ppT65OL59Sk2ce9A=w1186-h889-no
Znajdujemy świetną restaurację Leja i jakimś cudem zdobywamy wolny stolik. Na jedzenie czekamy długo bo ludzi tu full, ale w międzyczasie zespół przygrywa jakieś ludowe przyśpiewki, na stół wjechało lokalne wino w dzbanku i czas przyjemnie nam upływa na roztrząsaniu dzisiejszych widoków. Kiedy dostajemy jedzenie jesteśmy w siódmym niebie. Gruzińskia kuchnia jest rewelacyjna. Potrawy podają prosto z pieca, w rozgrzanych misach z bulgoczącym jeszcze sosem. Pierogi Chinkali z mięskiem i rosołem wszyscy chyba znają, ale są też rewelacyjne pełne mięsiwa zupy, zapiekane z czosnkiem ziemniory, placki kachapuri - tradycyjne z serem lub z mięsem na ostro czy nawet z jajkiem. Bardzo popularne są też szaszłyki i wierzcie mi na słowo, że to co innego niż u nas.
Wszystko przygotowane na świeżo z dużą dawką warzyw, kolendry i czosnku. Nam te smaki bardzo odpowiadały i chętnie do nich powrócimy. Na koniec wieczerzy, cztery dzbany wina później, dostaliśmy rachunek za 5 osób na 100 lari. Każdy zjadł dwa dania i wypił pół litra wina a rachunek to niespełna 30zł za osobę! Do tego muzyka i tańce na żywo - jak tu nie zakochać się w Gruzji?
https://lh3.googleusercontent.com/MH6Cg0lEyiUE4f-fT9zQZl-s0XLBA4RxgCHT6qXJawcCq1sbYh0s1I7FKui-IqOs2-CQH1WtcZTodhLN_YCE_aP3qDqMk9c52p4oy5JJil1kojUfdr-w7DXMJZNgG0M2Wsjya91pEoYV8A1NmWxxGctxtLardaN6XPZ5J n1xrHvBnD2Y43NiFiD1kjrXr0zWXfuW8Ikj4j4Q0y_aCK4ULoY jaxn097sCaAScAnkkcNEE5dflm1B1kUxWQHkTeH16dkVgM72C0 xrjBUUe-XflGo6jrXxGgMMt4Smc7XgIRRA2IL3UGGYckXVfaErA6hpHn1k afZlK8v1SJKOtKZJedGb7Il2a9QJy-pucsT5HHh-Inm9ex3l3AorXaBpwEyM3JaI0dY9CJ6aPh9bsrYiykUzYeInc2 CBYxaostr4v7AcHbCwAN5bEQd2nsaBr2w10LVG7Qq-wLHTHbBxYPxGq14C5q-vSnjUZp7q3opzmo3ST_UbJ8YYCfzJsiSwgQ1WtjduTaWvnZlBd GH28x_hbFBoAMZoogSr8OeSnsN3qUo8-XLdENIMrSda5vMo8l-CjXz2wpFVfZuSrvG7F4l2pYdp--7fu_91ZHjFCcSyXgv1q8TwUrC8ZGFQJa2zjgN0OOUKlyCZRpT5 utP4g5wc5HPi4A_vIHn3fIHjDBZwcADb71X-gBZOA5Awh=w1186-h889-no
Noc jednak przyniosła spore zmiany. Gdzieś koło 4 nad ranem Łukasza opętał sam Szatan i kazał mu wyrzygać cały układ pokarmowy. Dźwięki jakie przy tym wydawał przywoływały demony z siódmego kręgu piekieł. Był nawet taki moment, że chciałem wstać i spytać co się dzieje.... ale zasnąłem. Obudziłem się koło 8 i kibel był ciągle zajęty.... za to Szymon ozdrowiał. O ile jedzenie jest pyszne, to flora bakteryjna jednak nieco odmienna i każdy znosi to po swojemu. Łukasz wychodził z kibla tylko na krótkie chwile i galopem wracał walcząc o życie. Wyglądał jak zwłoki w trzecim tygodniu rozkładu. Strach było patrzeć, poszliśmy więc na śniadanie. W między czasie dzwonię do Micha. W Mesti był przed wczoraj i pocisnął dalej. Wieczorem jak z nim gadałem był w Tibilisi ze 300 km stąd. Umówiliśmy się że dziś będziemy się łapać po drodze.
- Mich gdzie jesteś?
- Na stacji benzynowej - będę u was za kwadrans?
- Jak kurła za kwadrans jak wieczorem byłeś w Tibilisi na drugim końcu kraju?
- No wiesz noc długa, kimnąłem o 3 nad ranem chwilę i już parkuję pod hostelem.
- Zuch chłopak - wpadaj na śniadanie!
Łukasz nie nadawał się do jazdy. W sumie nie nadawał się nawet do leżenia. Nafaszerowaliśmy go elektrolitami i specyfikami mającymi na celu powstrzymanie flaków przed eksplozją. Mich przywiózł ze sobą piguły, które specnaz stosował do tamowania górskich strumieni - powinny ogarnąć sprawę do wieczora. Umówiliśmy się, że łapiemy się jutro na trasie. W zależności ile zdążymy odjechać dogoni nas offem lub asfaltem. Komunikację mieliśmy tylko poprzez internet. Na lotnisku załadowaliśmy Gruzińskie karty SIM po 10GB za 15 Lari i na cały wyjazd spokojnie starczyło. Tyle, że w wielu miejscach w górach nie ma zasięgu, więc komunikacja możliwa była głównie wieczorami, gdy zjeżdżaliśmy na nocleg.
https://lh3.googleusercontent.com/Mxz6S2bJblc-7ZrYiQGsyAJZSzF5pIMMSpG3Vo6QaH-ooAqFdIfoHExayqw9jZ_97U3_g2lT4EypSjxsZsRIPupRg-57myJLAYcyjZR0QAJORMtZ3YAFaWFkgLhiul5hcl5XUMqLeFFo DXFRf8YD_KGfH9x5z7ncyMxaDYrI82ubhImTtFtkKYw6vnH_sB nKibaiBxv75ufkr8FJOi20TbLLvimIid-hQoQ0meVVUGGusii7MSzBL85V4FvWXirIKErwl_ebxb33_NUeH CYih9gSbn8TEkAjXrcneUH4wHD-aexBlZyIttP3HKKSNCZn1K_e1Cbhuy0Ajp-HJGZyWlx76EByFv1iHVhhYLdiBNKpRdMeo21NCXGbuHyv8x9Ma u2iqHrvpWIjc0_8aKSajuINUgbWZJIVDGRAUBVvN_0wi6l6ytZ s7TH5I7H6sc0Bp1xYZHJDR9svrOhnXiaeTrIoVPTXSjRHzHHyz 1K7TmDAux8i2tvd-6B8_C8Jvpxte6pjjmotG-wimiuvIaxJY1jfb7eLrK4YVzH7hEtpsl5bsEOlVHXsDHrphiey Ch29NZrtBTTv_1SEZRIDRtg1Z30ET4PmX7OD57SRBlgICm2mer f8zsBmpIVi3ecbHmSyhJzJf-ADIxce7at7Y8Fka-xm5tMosqnID_AhECCl67FfzQG2PB9vZY3X=w667-h889-no
Co do noclegów - z założenia spaliśmy u ludzi. Nie braliśmy namiotów, ze względu na niedrogie noclegi, można przy okazji dobrze zjeść i zintegrować się z mieszkańcami. Plan w realizacji nie nastręczał większych problemów, bo niemal w każdej wiosce na trasie znajdował się jakiś hostel lub gesthause. Strategia sprawdzała się świetnie, zwłaszcza, że zwykle można było zanabyć też domowe wino, z którego Gruzja słynie. Raz tylko trafiliśmy na niemrawego Pana, ale o tym później.
https://lh3.googleusercontent.com/7ztmv5cfFLZWIFJUvy-rjYYWeo1gGp51f-_snUf6cd37MfyrfqVCfesQixaVdIYkGafew3qxEg1M-byJdNg0nDf6TQkc1EVaVfoAvFItE6kkI3aZzMLEHdwrPB5_g9u d9MfUNyJsq6m66jcfvExXb1cKjKBBSCCnb2aR0hEBukGfiKceX HKpO7w2s_9gmCEMzHSXfR6rWQnsgFP1wylVENO6mluk_ha6pFC i7-WLtVTUq-g2nh_7yzf11u1P2m5rFiFjzlH1GWBBHS5BWrK7y4wou6cJG0yk BoWKA0bCv7pNBbsMqC64jyAscQQy401m0XGgXwNMcMan1tzolM V5OhcheLJp0P06BGy7kua2t5f6Mx7rLxeAgVG6WlILwJW0R6-TYmI_GwjkJJh3elC9HqlqeAxHtNLNIBhg2vG_pSjNaw1ezH5sb hwLrEIHlooyzR2aaf46_WMY60T_a0ssM1y6yyUTVMiEC4YVNDR 6BnKfx0IsdDReL9H-KLjlKYfcclWHaxx6mrP-CuifUBZnn8Y_W4_7zAdZji0payZAObh_DQqf24UQGxu-YdumJy-llfYSJLw03MK-pPrn6TwQ-cycPfSGm3y091nU9wmmWGhL1dQPfQB-Q8iHm1kUlg8JOLMPfTZUiuvwVulgiScFqJ3mX_qt4CGymhuzkJ zfs5fo_JMYyopRI9gEOQ=w1186-h889-no
Dziś już kolejny raz próbujemy ruszyć wcześniej, by nadgonić stracony pierwszy dzień... i po raz kolejny ruszamy przed południem dopiero. Zaczynamy od drogi do Ushghuli - ponoć najwyżej położonej miejscowości w Europie. Wioska leży na 2200m n.p.m. i prowadzi do niej mega epicka droga. Z Mestii to ok 50 km z czego połowa już wybetonowana - a za rok czy dwa wybetonują pewnie całość. Ta druga część była czystym offowym rajem. Częściowo wycięta w skale, ze stromym zboczem nad burzliwą górska rzeką, później zamieniła się w szybki szuterek, miejscami podlany błotem. Na motocyklach bawiliśmy się przednio - Mich w swoim luxusie miał nieco gorzej, ale dał sobie radę świetnie. Przy pierwszym przekraczaniu brodu (szumne słowo, lekki strumyczek płynął po betonie), Marcin nieco za ostro przyhamował jadąc zbyt blisko tyłka Pana Kierownika Marka. Momentalnie go podcięło i zaliczył z 7 metrów szlifu po betonie. Jechałem bezpośrednio za nim, nie zdążyłem jeszcze nóżki rozłożyć by postawić motocykl a Marcin już podniósł moto na koła. Na szczęście poza zgiętym handbarem i dźwignią zmiany biegów oraz gigantycznym sinikiem na całe udo - nic więcej się nie stało. Po pięciu minutach jechaliśmy dalej. Trasa była przepiękna i zleciała nam nad wyraz szybko, już po chwili zza horyzontu wyłoniły się malownicze wieże Ushghuli.
https://lh3.googleusercontent.com/SIv0rPJBd3k7ptBu5DPK1Es7OPOQGcblGPUfk8_NoYglZbB7Ms gJFexVypyGd27iIspWq0xxjRTMjAz2DB6IUU4BuOoq-fusz9f7-aA-6gkEaaGnJdD2PiOBFjfUyZumbn65dbdFFjUmB9TNR1uyMOK6bS F7nx7-cuanYIahDSosC71w90NceWf6cGLDusWCuAgEkTo24p3w3DZwaX dGIvFMevtS0BVQXRF6cjAv05vhqI5r2iH9ZlCS07jco2TKhnas cb7BEUEyWV7bi-jX2KXm_7c_eNmzeMup2qKI8wopUTqiE907rUhVCrx7UQ1Wt6Ar gnJKsxVgRWJJSj6cBkNT7cOl7k8MuFnKI-UsgGqOj5fC0RMZdKmBQRQzvVoOgIKKufHfEni3JIUA4WoujqO4-K8Htm_XpM9kyJCzu2QT7FKBSEmW9hCRYdsFZZuug4YJfgpU1Ic URWYC-RaTkBtrYHP7JIIaNyQBcqzykUaaZmfAnula1hZ_RSo9K7EmyUm PjWkhmbYmH9KPMrZqN2-J8PwtXiX3cQ7q3TgaLvG_Sj-ZG47u3OMoPgbeNb98kJaxqejPcveo7vKgqx11nNps7pYTUftEw PrLSlD3NmNwIjxnkvRvtAJdOjL636Z5c0YsXkJBXjXpLS9TbAB 7G-BQMFAD0pF2ShCi8L2UrJHOGuHezAvhuyR-Bw=w1186-h889-no
Szymuś parkując w centrum wioski wywinął orła na stromym zjeździe, w tym samym miejscu luxus zawisł na trzech kołach. Tym razem należało wymienić już klamkę na nową. Myśleliśmy, że jazda była ekstremalna, ale to było dopiero preludium.
Samo Usghuli leży w bardzo malowniczej dolinie. Słynie z niezwykłych wież obronnych, datowanych już na XII wiek. Dawniej służyły do obrony nie tylko przed wrogiem zewnętrznym, ale również przed wendetą sąsiednich rodów. Gospodarze często spędzali w nich grube miesiące. Na dolnej kondygnacji trzymając żywy inwentarz, a wyżej resztę dobytku. Wystarczyło wciągnąć na górę drabinę by odizolować się od zagrożeń zewnętrznych. Teraz te wieże są wizytówką regionu wpisaną do światowego dziedzictwa Unesco.
Zjedliśmy tu na spokojnie obiad w towarzystwie wszechobecnych bezpańskich psów i ruszyliśmy dalej. Obraliśmy drogę, która dla większości turystów w autach i busach jest niedostępna. Przez kolejne trzy godziny zrobiliśmy zaledwie 36 km. Nie jest to może imponująca średnia, ale zarówno teren jak i same widoki złożyły się na najpiękniejszy odcinek offowy jakim do tej pory jechałem. Były szutry pomiędzy ogromnymi szczytami, jechaliśmy przez błota i kamienie, był nawet odcinek korytem strumienia. Mało zdjęć mamy z tego odcinka, bo było zbyt pięknie i intensywnie żeby stawać. Coś niecoś zarejestrowała kamera na kasku:) Jedynie w tyle głowy zastawiałem się, jak Michu da radę przejechać luxusem. Momentami kałuże miały spokojnie z pół metra głębokości i wielkie kamloty w koło jednocześnie było tak wąsko, że nie szło znaleźć żadnej rozsądnej drogi. Na całej trasie minęły nas zaledwie 3 terenówki, co daje średnio jeden pojazd na godzinę. Kiedy dojechaliśmy do wioski położonej na skraju cywilizacji pierwsze pytanie z naszych ust padło o jakiś traktor czy ciągnik. Okazało się, że niepotrzebnie bo Mich dojechał godzinę później. Przywitaliśmy go burzą oklasków na stojąco. Luxus nabył sporo nowych rys na lakierze, ale każdy właściciel z pewnością z dumą podchodzi do takich pamiątek. Wiadomo rycerz bez blizn to dupa nie rycerz.
https://lh3.googleusercontent.com/cEsS7n-NCAvDw1Kmsffa_1l1UfYqVgLD3W9vLAz7Mj3WXi7R0UoKp9Xq_ HIYY26KvSLUrkNsbJKGsNpLe3ZgG_P1NKnQwxVPRbepnQkJ4eK yk_wEqyUHvhbHWmnxLmXe2X2IyQ6rp84t6XzHuYWpIHxHCOw9s nlpys9irpU2YWA_q_TsDCAHouRPVJhhnkTORNZD2-jF8lF5pet40D88oG5vs83xzacOzodUy8mPK9hBZIAhKg4zmAOW kvCAQzmZZYzK8ml4YE3fJQ_eo2oWXK7LXP_D5ldvxteuIx3sb2 2m3yUaR2TuqqQQbWbVdCHwFI92METcYo_76hBhsYSetjIfauQ1 WltpTB4_qsW5BPfNnpZb2grAiLqEnYFTO9-8xsnoHY1CgEV-aGSJe3cWJC-HZlv5zUhHcKPN51Z6Nkb6kGvtRYoLafBJ_URcbGQUxFnkSQUOv IJ7pmI0KA9cVleYsw0YVj0_YyXil05clO2HM9CS5enF8V1im86 qJrawXIBf8OcMtzDK7fwg342TIzu_VHn5xCb2sxHq1TsXiwi25-sr876qD4UUU2UgxRcYPnhjAyt9Rkbt4dhsmIjvj0vSz5oijrGG kDL7gAJ2Q4_DG3Q8bm9EacRVar7oKe2-_wETTKveCQ2AGuhJovcBM4A2ri2_Ah17mlJXWfkXPNBnY3rSaA PJpp6GZQ=w1186-h889-no
Mimo że było jeszcze widno postanowiliśmy zostać tu na nocleg. We wiosce był hostel, nad którym powiewała polska flaga, właścicielka miała urodziny. Był więc i torcik i wino.
Łukasz napisał, że po południu przestał wydalać i próbował nawet podjechać kawałek motocyklem, ale kręciło mu się jeszcze w głowie, więc dobrze, że odpuścił.
W nocy rozszalała się widowiskowa burza, ale zdążyliśmy się umyć nim odcięli prąd i ciepłą wodę.
To był naprawdę piękny dzień.
https://lh3.googleusercontent.com/CAXW53zHvjDaAKMUX1VPK12U3tJ9MLkZmYCbfKk_NMLM8EEFa8 km8V10d8i2kQKetjW7xT2dcDpxYFYxGXZfa9SEkpwHFgjytgz_ rBrh2WNgXmmxvon6K-J42ZEBNcjd0vXSgdFPORJ0d6zvhNZjxzHzW_W90e5O2k03owgK 165YTS91IJJViaFPxL1UZakrum34Eky6F-ucSSWJ0nA7QYZYZHWGyNGZI57sklk37TtQ-VzOWe4RXcvGrZr8Qg81htDVnF0RvMVTlGnum5FF3gDyqkQRLDK FTuwJNmErQ2IYreTdnE1zt20El7RERvimJ6YkxIemgShzV9Bvo DzWNBgaJI-ZCHFP4cxt90xBUjmLreAFqgor7fXVGt3igK8uYLknX6qYFAdFo umq4Rt6-Zw_SGQk0m0vYi7a5LYq1xp5PzXaWvWfvb7Eo6_FvVZI0EPLrH8 ujvfTfrzVLxktDtRGqeNIBtvuYakUMBK9in0we4pw-qUfQZMsTC64Rri11a-Rvw3DS42AOwt2h4rYhR1ZkpyPFj8QpEiYweqfy9IDqglXt-BBjlM_7E4Xcf4JymDuCe96b5yqLL6aTyVKCHnM3m4g-3rcY2GbmN3GhvG6MniVX6uKQ522gJBQteNjLktY8_N8OMBSRa-Hq958oI2s_ql5hT0FpISfXTikEHpxnqbS_R4zkNpBVw=w1581-h889-no
Kolejny ranek był raczej rześki, lecz słońce zapowiadało ładny dzień. Planowaliśmy wyjazd z Wysokiego Kaukazu, przejazd przez niziny, wizytę w Kutaisi do jazd do tzw małego Kaukazu.
Łukasz wstał jeszcze przed nami i dojechał do Ushguhli zanim zjedliśmy śniadanie. Myśleliśmy, że zdecyduje się na jazdę asfaltem - na swobodnie spotkalibyśmy się w Kutaisi, ale musiałby odpuścić najciekawszy kawałek trasy. Zdecydował się gonić nas offem. Umówiliśmy się, że jeżeli nie da znaku w ciągu czterech godzin, że dojechał to mamy wysyłać odsiecz.
Wyruszyliśmy niespiesznie dając Łukaszowi możliwość podgonienia. Koło południa stanęliśmy na drugie śniadanie w miejscu, gdzie dumnie powiewała kolejna Polska flaga. Łukasz napisał, że przejechał najcięższy kawałek i jest w miejscu gdzie nocowaliśmy. Do południa odwalił całą naszą wczorajszą drogę.... zuch chłopak. Lecimy dalej.
Szybko minęliśmy Kutaisii, bo jeżdżenie po miastach nie jest naszą ulubioną rozrywką. W planie mamy zdobycie przepięknej przełęczy Zakari. Położona na wysokości 2180m n.p.m. oferuje ponoć przepiękne widoki. My po kilku zajebiaszczych kilometrach podjazdu zapakowaliśmy się w chmurę i ledwie widzieliśmy światła pozycyjne poprzednika. Temperatura z dwudziestu pięciu stopni spadła do 12 i zaczął siąpić deszczc
https://lh3.googleusercontent.com/woxq37JQ49ItYRNkGM7rXk-ra0xSTXrR7KJz1Z-UiWn7Qo15SoaiitWSQpfBnIyosFfnGpLjAF7vWK4nDZ6Ib5gOC HWiyVSTq7RUYc2u3kMakVsojt28wiuZaKH_78AE1YKg03EYSuJ qtvs0Ycf0ZXa31cIFF93M7QEf7Jb_w-coGUFFfNxgmK_Bj62_qygg9EERBCIqbWAtcAsof6btmmwbkkSn hX7_B22kSN_1wyq8334qCFtk86zATRpk0UDdhBcuWi5S-XUaDwDcb-vjTlynMMqYUySbTy3k4Ys3qLp30lQ_WBbMQKeJCQoZj3eKjaXu 1mJ53Fv34mo030brvQn-Cy3Zl2o2tYORpuZ8czg7CvqbB620eYjsU0vkKiLL2itiTXwirq 9g4PcRxuK4yuVoujK7ISLYtRpJkW1ly7mD5M4u5eCFscKY9_u9 nLCvN_olQ7RHN7NKdJHb2ifJhZlNLYW09MhmSWr9h6nLCaiihp AYd4MuJ4faevn4k6dk9HjrzvHXTr_D0MdQq0Neh_mXt5bbBByc akwEcd6JkOXLE98nyFYLlBNuu_kTZBPixshzFt-Nci4I5WOwFR_dDTMk7-ooe10EDTLsgR71WEt9DMu8UP2-ccSVKfKmCK6_vAQfgJvd4E5Ry-AcliWAsk3jaM7g0v4bWSlf3LQ9bM4jTyM5e-eK5dC4aw=w1581-h889-no
W międzyczasie Łukasz skończył swoją przygodę motocyklową w Gruzji. Wyjeżdżając z zakrętu wpadł na walczące ze sobą psy. Większość psów, jakie spotkaliśmy było bardzo przyjaznych, wybiedzonych i gotowych oddać duszę za chwilę głaskania i coś na ząb. Lecz spotykaliśmy też 50 kilogramowe kafary, które z agresją rzucały się na koła motocykli. Nie wierzyłem, że gotowe są rzucać się również pod koła... ale jak się okazuje byłem w błędzie. Strategia na piesy jest raczej prosta, zwierzu kiedy widzi moto obiera sobie kurs i celuje w środek. Zwykle wystarczy zwolnic, dać piesowi czas by dobiegł w pobliże motocykla i w ostatniej chwili odkręcić energicznie gaz, moto przyspiesza gwałtownie i pies trafia w pustkę za motocyklem. Łukasz jednak miał więcej pecha, psy początkowo bardziej były zainteresowane walką ze sobą i w ostatniej chwili zmieniły zamiary. Wypadł też na nie z zakrętu i nie miał dość czasu by zareagować. Może gdyby nie choroba i całodzienna gonitwa nie był by taki zmęczony. Teraz jednak już było na wszystko za późno. Z prędkością ok 50 km/h zapakował się centralnie psu pod żebra. Motocykl położył się na lewą stronę, całym ciężarem przygniatając kolano, stopa załapała asfalt i momentalnie ją wyprostowało mimo sztywnego buta enduro. W całej tej sytuacji Łukasz wybronił się głównie ortezami, które przyjęły większą siłę udeżenia - gdyby nie one kolano byłoby w opłakanym stanie. Skręcona kostka i zbity nadgarstek blokowały jednak ruchy i wywoływały ból na tyle intensywny, że dalsza jazda nie miała sensu. Pies zwiał z podkulonym ogonem... choć po takim uderzeniu jego przyszłość maluje się raczej w ciemnych barwach. Łukasz niesiony jeszcze adrenaliną postanowił odprowadzić moto do Batumi, co też uczynił, choć zajęło to dramatyczną ilość czasu. Zapewne gdyby poczekał do dnia następnego i ochłonął po adrenalinowym strzale, to na moto nie dał by rady wsiąść. Kolejne dni przeleżał w hostelu starając się nie ruszać. Spotkaliśmy się ponownie dopiero w dzień odlotu, choć kontakt mieliśmy stały i z niepokojem czekaliśmy na wieści po wizycie w szpitalu. Ale o tym dalej.
https://lh3.googleusercontent.com/MiT-AqZ9VgQi9gYPoINIuFN0oVyTnc4lWqynQuAW3ucU8WN9F4kdsw V26Buno_f5cLMK0VTqGSGhmvkdqzsOgghIJIB_v_Bs0tl9joKh pRQIgayN8faeS16oTkHxsbCnC7RCZ5IrGzEkug_S5GN53BWLex QyhwIs_ujvbv8ohHvKLPJ16NOt6wYs87LM8THhe2Rin9MAFE6Y XJXPiPBDn2A7Z92vS1RuaUOcBDrVeVbgQvdgBM0MfAalgNmyIo HB-6AFqOyLgVJuyTtzEoqfTCd3yyCh8DSBzp3eMU6oIrQIB1GXESE E36HMbfSMiCrP_YDTapthOKC_C_0dzDdqGd75TPegaISpmem0V hL7o-xh6XkTVmU-y-juyxWvfFgfxApdBCWRCky_v5RgxEdPFQupHg8jiawydMWsUk8x P4vcq7AQTWGjJy0_Na9Ap8HradmSlsNcA_IPIus3qySwdh7f9-t4vva0h6mPgKSaqufmguR3BEEe5q754kWRfdI1dYPpzvzZRE8W OyK2QY6w3lgECq7KnfM7WRrkY0Hk4MlHIECMahf0SXAtUJlNdU L4enQNwYu_1V5XGgCnJ8Vz-BIJqIU8TeNwCWckrf6-Jj-EuvQ6FMhxdgall5bcn78iVUCcaH9ILMW-PcX6_bdpiUDY5pwHw2qohU1DMSFJTQ2q682if-0D2b_reA=w1186-h889-no
https://lh3.googleusercontent.com/PlnWDqz2AngGjWkZD_lSbhTYZOlbeCZ0Rxjlp0WbN9qKKL4l0D 7G7QPpi8mZ9sC5mWQ_Y-N7LGP9G1t2r2Qzjx-1KBQuXJre69aEH35LPUuubosxH32ykcZxhRgkLZU871zmXhzim 3K20wXCF_ZxMaYqFBwEwh1nlT2abA6_6rb32WI26GhFBY07OZh lNhErb02sD7KMvamokGcyebASB0K8a0h98wt-I-RWAUVk_Jcaptv-TNmO-H9lXRaKpPW3Ptojm7v0rhsSvG6qgaFj2_WAKDqJ5yCedjNgLgz SEEot5JVaqtVen6-mPY9481pxR0dfAXmk3-vBCPbYEnKqiJpNieXFkkSaprDE80I1zBkAp5F_2XPlzlAsxK9h 9Lc2Upb-r4iViR3oSCW_gR4gy4ZHrdKZ-YkJKZgatMZ4MwEjQ-BvGYqr4qDNjnlz2mneyy4VuwLmy5N4WYIaFUiPCXFoAqYehaht eGGjncznu-al4sgUQjsbUTCz3km0ujWXvlk7hHJl8jWI3UPyUx8q7dJ3Zj31 p7P2SeX4fryE4D2LkwdfeKLlWtRt8-sL3rzxlV5eZFGxb0JczZ4LSFDfFzcp063hnMJi_zssKY0YqOiN 4L2Mh4VBrIvNfsG_8mZaVls3uD8BnQEKL5J5M8wiO-OqNmS3SP8B26A57leqgiQ-RJ1EHLjsw9Mt=w1186-h889-no
Po tej wiadomości zjechaliśmy niepyszni z przełęczy i minąwszy jakieś zabytkowe łaźnie znaleźliśmy nocleg w starej willi. Willa choć ciekawa, była zarządzana przez Niemrawego. Koleś skasował nas jak za wystawny hotel, oferując w zamian naprawdę niewiele. Było to trzecie miejsce, w którym szukaliśmy tego wieczoru noclegu i nie chciało nam się już więcej zawracać gitary. Niemrawy, poinformował nas, że ciepła woda jest tylko czterdzieści minut, surowo zabrania się spożywania alkoholu w pokojach po czym zażądał dokumentów do skserowania celem zabezpieczenia się na wypadek gdybyśmy ten alkohol jednak chcieli niecnie spożyć. Nie żebyśmy się jakoś oburzali, ale do tej pory nikt z gospodarzy nie wykazał się takim podejściem. W kompletnych ciemnościach udaliśmy się na poszukiwanie sklepu. Pod lokalnym marketem stało kilka krzesełek, postanowiliśmy na kolacje zjeść kabanosy i czipsy po czym zapiliśmy je piwem i wróciliśmy do Niemrawego.
https://lh3.googleusercontent.com/hcZI60KS1S2bEHdCCWTZZOGerJbq5zyxYkZFNHww3YmdwQETwZ Jd1iBa4yhaOygBPfppZo_PG0O48Zz1-INRsjhaAUzSXPFzeinn7zodP-jL5gqxz7SeBueKAOMPM29z5cPiaR0_piW-qKQLNikogrsGcTAOCmXpB6dyKkiDj4M3YU_4s482LZEmxIz0Ab ROD98PtpuMV0Qrdm0pnpzSyx4dUhwB6aQHIeyWGeHcH4ZDSWCJ c_xSAbFW7vnj1m-HJh-3XoP6hXvd1u9rsaGNIdFVnTJEUqzabLjrA4yNOWvcVGrpgFsbu qnBwQEy3b1LK_4e0q2am5LF_nIaJelF204Z6qjk3F93IvaokSC VvOSbb9F2Cof6kT120jycpbvmKGogmGczp8y_EoUMe4OlcA1-32mTz-rf5omPA5wmZpgVrY13GZFdO1pKfx4kdZ8wfVGdbv2gc4YyImgS eWcaMGEzoCRNIwuup7ZGBidu2V_WxlpeEjrbbGUWHYwTAUimQ5 5wG1qsPzFVo1aSUVzdz36XL9i08czHqA120In__jqM4k8Lyuz_ Kc-X45CY9ntEmPJgYvTtYpNxCDtvb5YYmHkpW8o2WhQdCOhJDEm36 K7HRSdLSk0MhKESG3kJvTM8kCfs-m-HTp4IbQIbfpPa8F7GJXxcaPE5GpyTgqjnX3wf18dtLazGpaLm1 A=w1334-h889-no
Po powrocie, Niemrawy dostał od Kierownika Marka piwo i od razu je wypił - od tej pory spożywanie alkoholu na obiekcie stało się możliwe, choć klimat wcale nie zelżał. Siedzieliśmy w salonie ze dwie godziny gadając o zawiłościach losu i psich pomiotach. Gospodarz cały ten czas siedział z nami i nie odezwał się słowem. Okazało się, że już dawno chciał pójść spać, ale pilnował łyżeczki - którą Mich pożyczył i nieopacznie zapomniał oddać. W końcu nie wytrzymał upomniał się o łyżeczkę i poszedł spać. To tyle o Panu Niemrawym.
https://lh3.googleusercontent.com/RUn14RIw883B_bkXgz0iVVQKnYXaR2hGBFhiL4XrvPnUcIC4oe ODeEkRxwnXq2qFFQiGOHZq2d-xzSQ2pUIQKmVSuHM1VAvr4Ii5g3pzKkSXo94pbnsWUcEZXJdES KfYaazT7RU-Ex8ql_7iA_I3T-HcvkKLU3xZ8ZO2DS3zuQ7rP793LHE8ZE_AY2yrkx1iBOwPkXW7 r4lhFyNxnJgRQ55zhjxmhuoyzYT52MxFAiqEIMJxBci9hTcl6r NHyzRA4Bq8YB0A_kIVOEyJpDz9AprMSH_GwNuiFjO9JxIiu1f0 naQprcm-JrtaJ8lgVQHpxCAGvRAB2dk_aNI2zn3v0TesL86KpAMR_BNhh2 mL3H5qyoK2vaHk7mwhiCB_rn_h6926rT0tJJGFcHVGqowHBilc Ud88d2H31cQtvkQV9FidgME8xOTSXqmUPjYKx7UuPA4eO6b26O Bbd_vw04249k5mqN60RmtFKI7nAWofp50DUb1fehcf_XQ4Tsmm VGo8uprbdTUHlHiaKFueL0AEJbad0iweey0pN8QhQDGx1xyDKO FJeCLcpgAafbPsqr3D3Pn5p3_3IzL3fFB44Q7W7GmJOsn6JKQ2 thflJwsWdu22VONuq8TUPX41QM8NuH_priBuUNKyh3W9V13Z_-OHe7sfmjw3AINJyotVmWcH5KEfUXj4frFZTw7u=w1186-h889-no
Rano już nie zamulamy i bez śniadania jedziemy dalej. Na posiłek jedziemy do Akhaltsike, a droga dostarcza fantastycznych wrażeń. Asfalt jest świeży i wije się milionem winkli. Moje kostki nie wyrabiają w złożeniu i tracę chwilami przyczepność, ale Pan Kierownik Marek na nowych gumach w zakrętach trze butami. Koło południa znajdujemy przesympatyczną restaurację pod zamkiem Rabatti. Jadło kompletnie nas tam rozbraja, obsługa przesympatyczna daje nam Polską flagę do podpisania i oferuje nocleg. Plan na dziś jest jeszcze by objechać jezioro Tabatskuri znajdujące się powyżej 2000m n.p.m więc planujemy wrócić tu na noc.
https://lh3.googleusercontent.com/g22_lGX4q477TsxDrMX_aPuMeCNsIfjgwFv6EXpBHo2SRpvFOe gMjJsaWYUJxWW4Jr_2rxXImvV7mDV_4ShiX0WgDmI0QY6IVOSG n74kbP86mctcx-XkWYy425o9dyh-eH6jbsHRLLoARZIKILj4nqqITGyPA8nmMT5UlcahRCXiK-aF0-nOcIXjs_W2FHCbw6jUQzmtNH17TsjBPpFYYXgMCQ_3sBSbfb4-WUcY8K_SWtWY-RQzFbImEciEVb3Bpd4RSyzemYWLDlbEZuImVsByytYXKnnsyn2 SBx61OKlcoq-h34if0WrvoB4dKHYQGLmgRk6Ky2-jcOz5YebDRQG-uZeV3LhxJ5IIsbLwX4ZYfpdrDQvrvyGZ2cPs6cKbKuOlXzl7hK 9maOe31sb-myYAMaGQx1Rvd5iBfGDcrFK8OLec_bBjK5ASHoKgFky4pidBq0 nepUeV4HtTXMljF5aJ1g9k7fb1esK3JuyotnOCinqPDSSoozPR lwmVMYKJJLYeepoAbaJsPXqr9SAoYqMswh2LqdDt2SEQ8TYwIG 7aJkhqhH-bHJCEQ4rSTW7bx-bR21zmRc5TfTywEckJRRcAF9l3NbPN6LOTaNUejk7F5dNaCutk 8lR_63pHeuATsZeHrhEZB6CCuMYfrHYfIDqBBT9PsXTbcW16zF jlCmVFGMsOvAM7KgwBYw=w1440-h810-no
Ponieważ mamy pół dnia opóźnienia i obiad zjedliśmy tam, gdzie planowaliśmy zjeść poprzednią kolację - postanawiamy cisnąć na minimalnych przerwach i wrócić tu na nocne zwiedzanie zamku Rabatti. Ruszamy i Mały Kaukaz nas kompletnie zaskakuje. Najpierw strome podjazdy serwują dużo zabawy i bajeczne widoki. Marcina XT regularnie się przegrzewa od pewnego czasu, ale na tych podjazdach to już przegina pałę. Przepłukaliśmy oblepioną pyłem chłodnicę i problem jakby odpuszcza. Kilkukrotnie na wysokich przełęczach wjeżdżamy w chmurę i znów robi się zimno, na szczęście nie pada, a chłód pomaga chyba XTekowi. Zresztą los wymyślił inne okazje do schłodzenia silnika. Wypadając z jednego zakrętu w środku chmury trafiamy na posterunek policji! Zwykła drewniana buda na wysokości 2200m n.p.m. Policjanci momentalnie włączają kamery, które każdy z nich nosi na klacie. Każdy ma przewieszony przez ramię karabin i poupychane w kamizelce taktycznej zapasowe magazynki. Nie wiem co się dzieje na tych przełęczach, ale sprawa wygląda poważnie.
https://lh3.googleusercontent.com/1xqdUoR36eDH1UmQYjrVIFvZjVUR9gw9ZjGCCF5xTD-ZNoVoqjtL-GIhdUhLrnhIKE7GV--Y77_6s1r7KFc2SEl0uTTu-N1tHkfpEQnoS-WbLWSBukswQNw6aCFKP06JqOyvJzhErYEk5xqdHYqNmarO8PQx 05-Si6ymL1dfyw2SJmdDIry1pwQwtGLI06qkbvvqtfZklo6eH5Ig0 FRq6vk0o7Lk9EgS5UuNtUyNs8KeMGjyz3ASacHksAjv2JZXx0-YbFIr5UZHtLGJxHNKN305rda0o9vOLXtLu0e6pPmcUCaaaCBH5 1RvUav1qgoIYH0A-qWlIbG1pLgA1X4MSct2b_fmgWjo7V0jm-IvPxANNUY0u3Chgq-Q6bspz_h0AXgDpumh_wL1IJ84BKZ0Ot7kdHFnHBp8v476LX-kWInZPb1XHzrRL7wyJx4y4ZHKFNFY8RsrPqfRnr3J6So5ogdtn Z1fy06y7G1U01Sh3aGYeFU1BmTWPu3N8M2g5k0iJ_cqRtfhQFo 9sdQp1V5EzzAAkr8xwQq_nubahHkD4ZWqQu0g6XQWHdL_DuaVH q0xBgTSASzWD7Y3hUDdKJdZ6QNHkWr-eEmbkYAKlihObFapE5gD8xszFx8nbEAwMeeVoW9lRzhZwgtdUi gyizv0j-3dLmDfPDfDVndnPyK0_Nut6UPETOaXydgBkA=w1581-h889-no
Pierwszy cisnął Marcin, bo nie zwalniał by zachować optymalne chłodzenie. Ja z Panem Kierownikiem byliśmy tuż zanim. Policjant pyta skąd my, dokąd, czyje motocykle, ilu nas itp. Mówimy,że z turyści z Polski czterech motocyklistów i wóz wsparcia. A gdzie czwarty (Szymon zatrzymał się na fot trzaskanie)? A to pizda jest i nie umie jeździć. Policjant tak się ubawił z tego podsumowania, że dalsza kontrola przebiegła już w miłej atmosferze. Osobną kontrolę przeszedł Micha,ł bo jak się okazało Luxus potrzebował dodatkowego paszportu czy innego papiera.
Zeszło nam z pół godziny na tym posterunku, ponoć widoki przepyszne w koło, ale znów byliśmy w chmurze. Pytamy czemu sam Pan Major siedzi na takiej wysokości i ludzi trzepie. Okazuje się, że to droga o strategicznym znaczeniu dla regionu No to faktycznie nie w kij dmuchał.
https://lh3.googleusercontent.com/pjYasf7gQjgzP1XqVUOzhYhatsZXIqtFiqQdaC_A2rq9GLTR8S MZtFDM5BmT4es-K9ruWupE-uGv5hs0LF2kEm_TBeEc_1hyg3Hl6zXnlNjL9rQT4H7UEV68fwg T3mouSaOtGDFio9Hzfoo1OUTLR1u3lYRFNVwn6r1vf43n-RBrfLTCxJ4yvY9YahpgrpcSHZziuBzBWQ6DPi9joEtMkFNp-dBka_81i-iV7hLy7wBuMjOO6Y_FwF2M3zB_6qjYoGkJyX5nbrHkTL5DFIzb TBCPFNOA71_qMG4IWgzRIr3cWKiFQJhP7ySOB06cpnQquyxMoO 4ONOWeDnlch15CmamFQ56e0ahRErSpK3Sisi-XcmLOnIVOY7mcrCCgr__61GlH_0OtVBLFEwNVTWkekmt6aXy10 5HTf1j0aeGrHeQl1F4dnTwfVGaC9mtbEWuAruJoLgEb14rKY2S FwTfJ6bUKht9LjsIXmD10SSSudJeAA9jssDCl6Bt8y1L_Y1_Pa t1Whm-a5FT2JqzwW1pbjDu0fMfIpQ1IiELEv4906waRT3vQpY69yaWxD ZZhj6cG7RuSbQ56kpeV4SHhG_2eXsL36h8KmDOnTH9HqC8SAPL VDTTb-aBsRbO9QQZh45zRubYPU030y8UPsy4-7gqOmZ7XrRduGL1_Gf1iJFQKbFqwAUSGiBeYdvq6=w1252-h939-no
Lecimy dalej. Wyjechaliśmy z chmury i widoki faktycznie pyszne. Zrobiliśmy może z 10 km i znowu posterunek pośrodku niczego. No Panie tak to my tego straconego czasu nie nadrobimy. Znów kontrola, karabiny, kamery, dokumenty. Ponownie było wesoło no, ale to już godzina do tyłu.
https://lh3.googleusercontent.com/rq7wWEECsPzpjZHT9EfYUxv_rTmIagQo95TwMSyqETZ5f2-76KoloKwdTPQp6j6fDMKSg1jJDDmr9TG73EXuaaAuVZbC8t0vs Xde7GpdeZ9q-dNjDryJXdqYdXxzyezNPnp-WSqXJMAo0iJm5YNLmFB3Kgw2rU0Lnt4RzFmQ5gq7yFgsDU71Dh o9UYjKc72NeCO-7evPcd9NW3fsh0M6qrtw752vn7GbNXe-1D_L9x69bmCf1vFWpwHSOUCG47leISAoDs3PLrBba-WkH-EgLni4gw4lvyVgCqdtRKz9uomafTxYKoqWmhyU4qjK7dDAzz0e kQKxM9XOKgnZp498XqXSpm8ni-Vao1UOcOu5l84xn85k5ZcrNoqX-LJKEN01JfHeeeSj_OWvN0sNgdTlPmClHNyx7eSi2ucRG_LKb00 7ztAz7ufQwCVVl8hkgZHl0X0RhzULhdNp_mGOEMJWtoNZtAe1d UiyOZz-6CfKfXHYru6vInFTQJGIvxjMtI09RVfpRi3irOuqUDwERb3vhS WN5YX-vuevT-ayEJ1fzBbNeyj9iFfGxwldt4u0ovJHk_bEeEFEKa1mp-4tGvHZidxq2LdJoDQ-5ZmkWscW8ok-DOio4xdbeFiQcPPM54tMbkuUbROlt1IrlLQGWYkUmzmAuc3IWO LyyPJNFxYbD6ty0XBJ3OmMZg4-Ww=w1334-h889-no
Robimy kolejnych kilka kilometrów, trafiamy ponownie w chmurę i w najwyższym miejscu, nie zgadniecie - znowu kontrola. Wszyscy mili i wyrozumiali ale nas już powoli bierze irytacja. Policjanci dzwonią do siebie wymieniają informacje, że faktycznie ci same ludzie, na tych samych motocyklach, wszyscy kiwają głowami, ale kolejnych 40 minut nie nasze... na bank się nie wyrobimy do zamku Rabatti na noc.
Ponownie ruszamy dalej i zaczyna się magia. Gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że tak wygląda mały Kaukaz to już dawno przestałbym marzyć o Mongolii. Przewyższenia ciut mniejsze niż dni poprzednich, ale za to przestrzenie nie do ogarnięcia wzrokiem. W każdą stronę po horyzont ciągnęły się wzgórza i doliny, w krystalicznie czystym powietrzu wyraźnie było widać każdy szczegół. Dziko biegające konie, polujące sokoły, olbrzymie stada krów czy owiec- z dalekiej perspektywy wyglądały jak wijące się robaczki. Widziałem, że wszystkich nas to urzekło w podobny sposób. Spełnienie marzeń każdego nomada. I mimo miliona cykniętych zdjęć - polecam obejrzenie filmu, bo pojedyncze kadry nie oddają ogromu tego miejsca.
https://lh3.googleusercontent.com/m9YSY7gDiOOXk1H7IX6Upr7j6m-D6vf42qnpJevb7VnQPcx6gyP6ShJN3oZDmO5cOvqFm3QxEJb6e yeK0918xFJxxdCqQHLm8QtZP9GQVaRcpVJd4kB_q5a9bC18a6S h8ed-JKnNYXbZINMcUbRCeUgE8uWSZOMblSsU1zLMovQZ_Z_dpBCuVD l3h-D7_w-Sd1hXz6UqVYY4C-YWkDSrCLctQzBYblVBs_ubUEMsVGHexraYGLDHCo9af4nYRFp3 Gj1upj_kcbHe6AEJFuEV3ufdmJhkc0UVq7jhfXK3nmTIYXNri4 mjlzIS6WdsBdiAYQkX4zp7Yjq5AbxRvq2wheBamZeXGWv9cWMs 2fW7XRKpe1M8adl2Ryv8W3HieyC9IWnbNifyzMtCr5uUSO28j9 FONTS43CULfpGlbdzdWlZAZtDJtnnqfqDpCzFIXZ3wVNTls_uD-J70m6rFUUnkPoqCfKFVPuUlaFHNms3pZ52PgyoOCvPmzTptl7b 1FeHrKUfKNgM_o03axK4vwg1Xpd0O03J1hA999FzLrnsGEHF44 PwrCbBzWxlioQfqxK9ALF-ZB25S16kCOojIGSd8v5OjddHtuCBSXP0nUZZygf8JYDZ1TFssX V2uiUjdKjvm9x9EMLxnn_czx_ATSC6hXFTW7S3RSzlKo4ZwXZR APLqaqDHrVctt3VaZXw=w1334-h889-no
https://lh3.googleusercontent.com/3sVNoyvHZ7vumoxdIhLmaCexJ0m_bJzCo3DZLZX7RBIiCtaQiE YI2qAaesgvXSm54DWyHYwNiASOtfd7FvyRwy27TpCGyeMQErBM pWTrcckZHvCxEqutkhQwYaAa4mj8Sh2ntM8II2jwGx_iFx3QR4 I0dj9FEn7wVPayNB3dBAGRXkZyVm6bnbO1uyNbRRyEItxUtixQ RVBA7tVaMwCIBDR9igyh1GYQPXo-DEdNtZLxv4_zsxo7akV9WEO5OeKtUZc0ikUSK_jQEyOandp9-VX-1OqfQm7pUDdZmPBit4XDgwKTsXipyTU9FHNMsaVPpJYg78rMOr Ec5Vc02tvMvR_rbc-XhjEpMgt1wBtlkVInYf37N1EvAsvQeRvWtxAvI0HTFuw2inxJ3 Im4vi8Xw95PIerAJxxVg_SiTYnFqcc3sAXwxPcyzJWcth_fbeR H0iyb7Oyhy9RGe63h09n3CNrlRoNL5O7s4wBwYFGa40O4MeJuj wMbb-XyX3H2bDguFwHeHK6TtvATS5mHK7T-VO1ET3ynDodNYBzdooGLLizfdJ8GGMwLdj7n-Bq09h0QC9ZVk7lgWAHZfd7F0TwL73udXcsIiJgd2HQbaX18D1v gPbEope0p2Co8px1ccqW_jZaXgAX9_jH-_nUoYYvNsmZ6L5tFgdu8NK71Favf_uwK3lpTmF2IaP1h=w1186-h889-no
Pocisnęliśmy dalej do najwyżej położonego jeziora w okolicy. Tu widok był równie miażdżący, niemożliwością jest by w tak niewielkim kraju wcisnąć tyle piękna. Łapiemy trochę szybkich szutrów i pod wieczór trafiamy do miejscowości Vardzi. Wiemy, że jest tu coś ciekawego do zobaczenia, ale nie wiemy co. Jedziemy gigantycznym kanionem i nie możemy nacieszyć się widokami. Na noc zatrzymujemy się u właścicielki miejscowego sklepu spożywczego. Jest to obszerny dom, zbudowany i wyposażony wedle najlepszych Gruzińskich standardów. W dobrej cenie otrzymujemy również wyśmienitą kolację, dwa dzbany wina i sycące śniadanie. Szkoda nam trochę rozczarować miłą Panią, której obiecaliśmy że wrócimy na nocleg. Postanawiamy więc zawitać tam jutro w porze obiadowej i zobaczyć w końcu zamek Rabatti.
https://lh3.googleusercontent.com/nErxotZRgEg0bg_kx2akAPkzNbi1mWtivceIK9GcrvueldyNRz W9B0DGuHc0SXgDzwYi4HaMETTLqF3EfCwn07EVJes6r8lLMKD8 WTIW9UvKD842wTe2IceN_W-IhVJOIzslr4uXt3mAIzq7eHHwEPh2dhCDVp9vKdks3qwENi-zPGqy7GceR9Msk26TJC8r2RoBTIu9zjGZsLQHWgXu8y8H1UlKS bxiWhMZsBXtO8PUff5HpZDfl2bv6iLXLX1ZxHVv4Up-SbcefqbRK2KOfFR_SU3-B7TsTSbf1b9ce3dVv-1y9tHRY_tdgbp-hRKjujvsPEZsjAuCOICKolPPCHYxRlVcZbR0xOwy4EKkp0IpWj 3T1zGCIo1NjAXQH6rDIjFxGd_N61W7gZZSIp9fqLByeskhDE-bFY9b6-_SmX3VhBkQHQTYdr3A9eLIzWhayF_mnQ8KAn7_05xxfBgEMUQ4 2Ch-heYICqkQchMDHPYw8yfdLcBrnG7H4fN054WaLvpM3-m31233w4-u_y5N4XC3F-8UFlCdu9FRsjx0M7VfcsuLccn1hOfhW8kM9z16RnI__1r3XYGv B9Ydb7l6p5-PddPTZA1aA2J9RvumrFKLI3hRlbi-4QmcpJv5qyQapQMz2rFEMIpnRIe4XLnu1M4l_UXyOzt5wgPPWC EjQudd0Z6MjTCeP0OuKg=w896-h406-no
Kolejnego dnia wstajemy wypoczęci i z przyjemnością wciągamy śniadanie, jakie przygotowała gospodyni. Trochę humor psuje fakt, że dziś już ostatni dzień na motocyklach i to w całości asfaltem, do zobaczenia nam został tylko zamek w Rabatti. Inna rzecz, że przez cały tydzień goniliśmy program wycieczki, jaki nam Mirmil rozpisał i jakoś ciągle się to nie udawało. Dziś plan był prosty - zjemy coś znowu w Rabatti i jedziemy oddać motocykle do Batumi, będzie więc czas podgonić brakujące kilometry...generalnie nuda i emeryckie kulanie. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem:P
https://lh3.googleusercontent.com/tAFrplStcZ_KlX695ppvnqP-c7VtoKK2Zw-i_uSEkl4y1xjy0n8gOABY2VudEyWzfKKYSQ5PFC5zNEiXN-zC-JzV_ej1RWsxDhDVHbc2nMzkk4cCmTwhMzCNH57xj7rGfPV_9Tq ZVyu0ZG92eTPdkAr2GpkTKtGu8Hh61rwaRpdIxGFPG-PS9p4rBuS_f3taX7MJ1oOHOHLDUNDItwn1a9Mtfufn65PrVSjs 8KBA5ECpm1b6AcP4avqCHTbdR8BL-zeeA1TC_UFc6WtFEq1lTdTTuFtkF8D5QYEasir4YDyvjsOtbfR TvN5x9g45gYJYHKWBAY-0Wr8uoirxpYKkvVSRgkQw9cgj8mFSqdnsmAysW3xfn5TiOfAAK E4YyJho1BfLsEN2NVYWJC-yACOw1gDmQzoSnuZadoZwultWx7A73nChFy-bGqiYb_ohx_jPgU5vOeRdd0wECMK3QjYuamZ55dWdt-ZwZFrWX4UABodN0iU5pGheJRSH6Ejy9V3PAuEDwhDMz7K-eqb9-FdOhRIKkxhLaV7iBqNN51GTV_NK9noPH-WlKSyaOfzVSE9AD3LgT1UF5U9rD8njdpbK19xeGlQzqeZZgnD4 6siWyPe187U-etc_2e9PDvbPs3kdNKdZSm3y2fSqzY2oY0IQnFQAAZxMxT8k1q itr9gZHsdS22Nth39GdRh7=w1186-h889-no
Ledwie zaczęliśmy się pakować, Marcin odkrył, że ma połamaną ramę w motocyklu. Cały tył wisiał w powietrzu i trzymał się tylko na plastikach. Spoko zero problemu. Wrzuciliśmy całe bagaże do Luxusa, a Pan Kierownik Marek pospinał zadupek taśmą żeby od motocykla nie odpadł. Pojechaliśmy do Vardzi tym samym majestatycznym kanionem co dnia poprzedniego. Okazało się, że punkt ten mieliśmy zaznaczony ze względu na wydrążone w kanionie skalne miasto, w którym niegdyś żyło blisko 60 tyś ludzi. Głównie wojsko z tego co kojarzę. Na chwilę obecną trzęsienia ziemi przetrwała tylko 1/5 całości - która mimo wszystko robi ogromne wrażenie.
https://lh3.googleusercontent.com/dJT3C2vbCGIr6L_fra6wjzvWqLqCXpfetosMwaR2NEUZ1F4bfV EW7yQZTpZVBgBlyZllzm5DUknk6TiqV8FIwKBi1fK9sHtnLpT_ kKhwFxt_qMkdkg0EPzv1cCf46s6NMNZ2NcLPOra6LczbCfqFdE A8YWQ5arYCrt77gYToyyKGoQrqMzpHCDUyxilz3ajYx3kG03iV tZgTxGkMIG2HCec2W-izx89nVLao9nAh5s7T2MjrUG5XzsQnel91F84t8eU-fJcHmP5UyWgcE1lyr_pxfMlkmbNfgmvTH1Eiqrglw-URTwDnzmca54V3D5IOrOEWF99aB7NbNE5o5UO2t1aRfN9iHjHh Lc-q5xkvsQ0rCKCiETSOmdV_8NlSpP4xtU-a0lNEY123Z9cBP2ElooNcIC_IRB9b10a-sCLI_PPpFFm-BGxT1r-yU8pDL9ODA-UFEu4hS9fz2F8WP2Ycm_yCEGU6EjsAoAXx-FD8pLUK5Zzbk_OUBMUojddqiQU-yuNLY6w-kgia6ZgSaU4uUMILRF2MZqPXQPkhOJ6d3hasDFZJAwb9AIpBVC SWnrK-zE0MjzGP37rOmiJcn76Kb4ljB2HDzsFpDpj6YC2YAsRxcjAg5z TUOABBKqVz-qvISgtYSnMILRxdpkzNyQ4xjAXmTBjdAiI-sMOTfQCQQS9mxL0sZmeoH1OJqw=w1581-h889-no
https://lh3.googleusercontent.com/zyRZ6t0FiR-Wav-g2UrAgoW1ZFIgnLhVbLKPGcxecxxNcloTqF9rk4v7tW-XkuRcZuttqeh52Jho1gmJ_5fQbyO0sZyqDNvAeijpaORUCbDX0 YM1cUY63UrO1pRomG2Wg2ArIf-L5reGGbqPcI8uFcwhyHi0YSJicFkwnrZNPn0lZwn07K2PHTn8H 3zLKBzE6qCrohu4-Bnc7aH6-HoR8ykiivd9qIPcs90ZWpySpt_p7eIKsOc0MjWX6X01rYwmAdL Zc3PNmHrAu9caNbmRHnnMSv_wiiUYLcCP-zdXggeEsPPHi7wlClBjfQ2fhJjv0v_MTRdX-zzDoIuvuUxwDy934XfqD02rdDMs8tPeVUp306Fu2Ss1btJINlk XEEom4DMvOp_jOZRkmufS71OL2ASLX04ONxHGsHpUeoJ8d464T KtyiGS0hYGJ0Z3TptB5ZFMoFxGJ_CM5IFVT2fiU3wScdO3U0sb 7mHKxuuBT_0ZnwtqVn7zbeMMAnlJqVzOr_RjKJUyOr7F8EzisW DjgwsZfI2Bf4nHvjEaxb-bJWXMNmTKH6YYs5WwMx7WbnkQ79DvBPkt7bca9lVbns2vO-NBmoLOwFKVhkXDrNoEQN0CzFXPlBMPacv5CS4nQYRRnqtkDkfT Z21IMv3qmFw7-7iMObvCgvTBsMl9HpbS_Gk2KfmQgz20s5NY1VQ=w1334-h889-no
Ponieważ czas nas gonił postanowiliśmy ruszać dalej. Po przeciwnej ścianie kanionu pięła się szutrówka na samą górę. Nie mieliśmy jej w planie, ale byliśmy pewni, że musi prowadzić do jakiegoś zamku czy innej spektakularnej budowli na szczycie. I mimo, że szczyt był kilkaset metrów wyżej, trzeba było pokonać 7km wijącą się, niczym tasiemiec w jelicie grubym, szutrową drogą. Widoki były genialne mimo, że na szczycie nie znaleźliśmy nic prócz małego kościółka. Mieliśmy wracać tą samą drogą do asfaltu, ale już u góry zrozumieliśmy, że jesteśmy na majestatycznym płaskowyżu i mamy okazję pośmigać po szybkich szutrach nadrabiając jedynie jakieś 20 km. A, że na resztę dnia szykował się sam asfalt, to postanowiliśmy z tej okazji skorzystać i zabić szykującą się nudę.
https://lh3.googleusercontent.com/7sLW6ebDSzlaYnnasFR9cjR3aW9NdvSeji9R8OEYnooaAz-6FFmXFQrrx8Ea2V3Huh1E1YFdrf1upbPjM71UPTsPgaS6TRwQp n5DxCOvxzcF_SNtMFTqRuimkbHK0ijt8xAcjuKsd_dtbkEFLH8 HyiGTX2aN16bd-LigQUvuboG6X9tuhDnSzFckPep97Pr9OjRcQ7fVFGnUL2OyDv7 Bj3VcOTshmCWKe4pAKHjhdvsXGBixQLOq93kQJHQuNCmyveOCE KUvNiACu--sBlNkKvWBnJNXb2MRU_1BSnWdI9SLOYSJwji2_E1BAKglu_R1l aikl40fHnTcfNOwiBL3H-Y2LcVEXgxSoLUMNqXqzRtt8IHyse8sbIlg_aWBvYcGMTKctTrN aOgJrNcRVPB1VNFN9i41t5k1zsdOClGApaGXAsvXtCnOqKSvGj 62OjdZsFzRLnxeyV3BMpiyZGnhA-ljaL-NXTey5wTQ7lSCDJ-ZbBY3HOwTp3sytkRM-1jGt8UIeJBJDy3T0NaCnTWZKw_0sgIjqqF2AVCFBzw4fVRj9jc rka_ZwImOz7S6VSIDpo7bvlQceDS6XEmKhWzl-rrRcfRc5ChzG4UtzdLK3cZ-D6Eupj72JOwG-ic0sOSe_GyYceQu3hQoy-WEzHya5HR1UhDPUKJYLjdBcH-iupxMRxuam__RnQd1Dg=w1186-h889-no
Michał ruszając przypieprzył w głaz wielkości małej lodówki. Kiedy parkował idea była jeszcze taka, że będziemy tu zawracać, więc zaparkował pod samym głazem z myślą o wrzuceniu wstecznego. Pół godziny później koncepcja się zmieniła i pojechał do przodu nie widząc już kamyka. Znaczy próbował, bo Luxus tylko westchnął i się wyłączył wymagając twardego resetu. Nie był to pierwszy reset w tym modelu. Od pierwszego dnia hybryda co jakiś czas zapalała choinkę na desce rozdzielczej i bez odpięcia na kilka minut akumulatora nie chciała jechać. Mich już był przyzwyczajony do tego typu fochów maszyny. Zrestartował ją szybko, odpadnięte nadkole wrzuciliśmy do bagażnika i pocięliśmy płaskowyżem. Szutry pozwalały odwinąć manetkę do oporu i jak ktoś miał jaja i trochu umiejętności mógł polecieć grubo ponad setką i złapać nawet elementy lotne. Ja mam małe kochones i jeszcze mniejsze umiejętności, więc cisnąłem maks do stówy. Marcin przestał cisnąć, bo co chwilę dostawał kanapą w plecy. System taśm co prawda trzymał ramę jako tako w kupie, ale kanapa już jej się trzymać nie chciała.
https://lh3.googleusercontent.com/jtk45q-AyNnXckBDB8ZG5SFoSqiCDTHegVi1RQfAMQuex22GRU6tUEmh6 8aq4c8a6PcnVzn9iHYVE6AVISfs5DunPXDpaRU5stLkkb36uM3 ZuKWi8kDQZZReV-IzXjV6m3EA4bYwD9CEDliJcXtNmjFZdnCJ2QLYlpIUINoQA5Kp vboPzvhtvVoeL1amPV8TKHfJQ6RD0gTGf35kkL46f2oLY0la3P 6OGaP8PJqSapnXQ4tQpAm4SkkFDUzItYH9Yxj6do_8sQti9EG7 SB8Tk78018DI7aGZNpVwRIZJ9VacNDsmA7MBIOfu2u3Qv-wlBHYpDBepfRAMJvHKw9R4hZih4mcQmsV0H9wBvVHKiGrxf8zz NFLExgpaDdIjdm_R0ch5b3GRjNS0idolGcfM5kqex65Hhb2u-amh5P0T0jvrQJyQp094B9rZjLTTj3uHlstOTTqMmcRbT_ijbK3 zyyvU3F4jRi7EE4O0EITdEZk_dzwEhe2AyMe9tvqkatgdESaPP AK9EJx_zbXIOq3gnwocMjg3B-PCNu1yXTGmnLZdA1bQ49ocEn1ATxRJyVqKmkOSfkv1-GG0tMAbffecYd288mRhK2XaDcbkWSeUAUkTNtsZBVkzCYxrJ70 lU6l_8b5RMlIEGu6S-scocV4BehQA3g-YgKJGMfRsVEGq6T6hiO13Ed3ZJENltg=w1334-h889-no
Zrobiliśmy szybki postój żeby naprawić ten defekt srebrną taśmą i chłopaki pocisnęli dalej. Ja już nie pocisnąłem, bo moto przestało reagować na jakiekolwiek boćce. Po zdjęciu kanapy szybko okazało się, że mam odkręconą jedną klemę od akumulatora. Musiała na wertepach się odkręcić od wibracji. W międzyczasie dogonił mnie Michał - bo Luxus znowu wywalił mu choinkę na desce. Ja więc dokręcam klemy, on swoje odkręca....
Chłopaki tak dobrze bawili się na szutrach, że doganiamy ich dopiero po 7 km.
https://lh3.googleusercontent.com/EE-lEyldVI63yqEkXfsf5AgFuX8xSGWEGPsBdzhEjbcRbpAfrKTq1-XL8L4U4nKZFiecGDmKkhz3jYAcFDkid7P3_QKjR0vzzZyqmDKz Q7EkCSpmllvy0ebyv5G8q0JUK-L5FWXiNiQTLUmFCIXZuLTva5BMjt35tx8iz3godqjn3BvaKEOC FC_QmPTieya9bNzBCC99AgjzLL8MGz32VnrvXh0yVRALdnobDX L-zuAiBn_F5GojrojeC63ckdZmYzHJqZPsEq4CSYedmcXdQQ0_Wn X39I17BOE9kpoprvLpDq6fuWFSRMoOwSCOqUWVzby9zpIicaC4 92xDfEM14EbXnUnSVjJbmRPHB1pfaDFuhAjrFk2oWOXbIqJfMl cIT8tMA5sQkJ2eS9Ncdh3HLpAbNVGsDl9Kc5WAQB2s9GGc78wO rUhwoVe_l5WPwC1FwcJ2TzVYRU3xIyHz9xsvidGPOE7m7GYWMF _0kUIJYCwUQfhvwLA7hJIAC1XZUGh760OWCj9Zg16M4QlhaXfj k3pHrwE0C8Dr4aDn46rtECg8aJLdfyG5qpuP2oOc4iGP1eBlbs k1OkOARBPAV-mIeT1B1k-9gXl0psJRpGKudEmdblacgTYwmTweKnsauR1bJFElv6Zvduhlz 15LLa0R1mVm369g6rhOrTXJ7YuZahoBi0zj8IQYQnuojQ=w118 6-h889-no
Ciśniemy dalej i w końcu łapiemy asfalt. Znowu mega serpentyny wąwozem wzdłuż koryta rzeki. Niby jedziemy po twardym, ale banan na twarzy pierwsza klasa.
https://lh3.googleusercontent.com/x_e1WbbH9qW8O10skGFMj2uLDxadXYIvGqBITMnnnndHHT6HF7 rc_bIu3FVyAPQTprMSnxgNAPiyd2_7SKo5EGYmmsOXVF5vgNv3 6iAIMh2_ZtqvGAQ_mlFg38ev6Xx3Nm84WV-xh39ZvkcjyI8f7fAJqWVq9bGIGLegpRhf5g_OU3OEnPnqt4Gvi oevawYHRfnx-0jNqVfbk3kmwBiI_YAvcU8Uc8xfLOfglGO_xNAz_GJnL-sfy3zgMaM5eUVDbMsdG1xOVMTSE6CkHyvaPV7Z7eMrrX0TZNYl r4DtFeQkiTvGtDxOg3AKUPrwY4kgRm__sgRJWbx2BXMIj2yi3s taqaUCeskhpe6r9KB3uxHmxGIbAHg98wDxqDKFkT1f7cO84Whi nEgNX-Sj-bbCeg1QQf-cqtRYLDv5ch0V5XBxCZ0hRemvygZ9A5Fqz-2fWpsDPv3gli-9SqNJCZ2jvE5m4fqGTkpGzFKcmn4RfCuR4sgViEv19wEwTVv19 1RqjHjyBHbhiBtDs-sG6BfhKUZ-dtsCslOQb-x2BTka9_EawE7iwIf597tEq1U1Mz7QOj5o6yrrCVOysYSwoB4g UpxOt8jWUVyynx09Fsa5HzY1Hqe8VI44RX1u1ia2r8xpjxjDSG sb_Faq00icFlFV7jtYogJHtXAVdXGjmVTEgD4IN2F59c_4dnOU kQ=w1334-h889-no
Koło południa dojeżdżamy do zaprzyjaźnionej restauracji pod zamkiem w Rabatti. Pani bez problemu wybacza naszą wczorajsza absencję. Pan Kierownik Marek wyraża chęć zanabycia suwenirów przed jutrzejszym wylotem. W jednej chwili podjeżdża po niego mama właścicielki lokalu czarno bejcą szótkooo w cabrio i na piskach wiezie Pana Kierownika z Marcinem na lokalny stragan. W tym czasie z Michem lecimy na zamek obczaić o co tyle z nim zamieszania, a Szymon pilnuje gratów i czeka na zamówione jedzenie. Cała akcja trwa może z kwadrans. Nam zamek podobał się bardzo, nie to co Malbork, ale dalej robi wrażenie. Marek z Marcinem wypadli jakoś blado z tego beemwu, i twierdzą, że babcia gandzia jest szalona.
https://lh3.googleusercontent.com/E-NbpCkeMW_ckbV7i3rAW2mVFjMsQcVqlct-EvNQUhZNywjLNoMxTpRkC6klEvmFpwm_HtS8uxhKw93mA34zJ7 LrFGqUoKLln5hwWK81GkEBMNYlhJkC-Y5kW3Uu3FRY2LxlGusG_ioT0UASMWktd378cfc3KHXhhgNvJc_ Img80k8w1QPLYfwLyL6GyScXp_J1hOxIEI-eBhyIINazebtmZ_xM1qa5j8dxpGNdAuMCPd5mO27xsIgwjkryH WggmM_1lp-Zr1ejbAJ3bHcvLuTfRZc_BOPD_9JPuhjemy-talfUzxSMrrZLkPdHi7BTVs48PSvQfsu3113mYDKZB7ATyowTm iZbxUDTMAXnX8AKHdGBtumIJPKURyquf15QiYJrYmiKqNbHvsJ fv6pqSzZIN8gUlC9MabuygchyvYVArlObISk0FlQcgEvbinivP u3fqARatZ527j1qQSbAVii2cHbli3NMvGjOQfuW_vphk42s65-ETQ8kJl8JLidudHjaNAcP2dO1leS7dBZ7TZGd5Xu_UAMTFYfqZ rN4jbcs-QheNmMgqWW0yXkKSR6dDUjkDNUUVAs62DmlNF-2RE4xkETVGcpIoioI-KZuMzWFQjoC1BKvg1VTZrhf1IVHKXnAEm8TAcVeuws0rr1BWJj iX5tbyNCJAtXdelJ3XQnGGzyox0-0BB0J8iQ=w1845-h889-no
Dostajemy przepyszne żarło i gospodyni już leci do nas z darmowymi szotami na posmakowanie. Nie wiem z czego ta wóda była, ale chyba z brzoskwini. Dostajemy jeszcze butelkę koniaczku na wieczór również w gratisie. Postanowiliśmy dla zdrowotności zakupić jeszcze po dwie flaszki tych lokalnych specyfików co by zabrać je do kraju. Przy stoliku obok siada kolejna wycieczka rodaków. Miejsce jest przesympatyczne - nie dziwota, że zjeżdżają tu turyści masowo. Mimo rewelacyjnej atmosfery trzeba cisnąć dalej, bo wieczór coraz bliżej, a tu jeszcze blisko 200km do zrobienia. Niby wszystko po asfalcie, ale asfalty tu zdradliwe.
I faktycznie przejechaliśmy w spokoju może godzinę i asfalt urwał się na kolejnych 50 km. Skończyła się też dobra pogoda, która rozpieszczała nas przez ostatni tydzień. Babramy się w śliskim błocie kolejnych klika godzin. Dramatu nie ma bo kostka robi robotę, ale spotykamy chłopaka na trampku i uniwersalnych oponach - wygląda jakby po roztopionym maśle jechał. Mocno daje nam w kość też lokalny styl jazdy. Im bliżej Batumi tym natężenie ruchu większe. Nawierzchnia dramatyczna, masa ślepych zakrętów, a lokalsi bez chwili zawahania wyprzedzają wciskając klakson i często spychając nas na bok, kiedy nie mają już gdzie uciekać. Zwykle po takim manewrze machają do nas z pozdrawianiami i oddalają się wesoło w swoim kierunku. Zero agresji - taki styl jazdy po prostu.
https://lh3.googleusercontent.com/GU9aCOmX5IYzU2Sed8l7-9m4orBWsJiU6Cowf6SXrWnqN8WZcS7kv-V5OHslGlvsKb2bDSDC8czVLxJ9N3gLG65b-SQddVfMy2gIURMUbkTXDDP-GMYSkCA81yzFSYNcsCIBCyZ8t3OkvfV_e3-RmBBqzepzQLGGHWTAJD8SVUHSCxvQAAuj7kxv_f_moSRvMMFAI Skqjy7PeMe_9nRIC8P3pFkh-QqHT2J-5SxS8mXPJi5VWZtBlSO5aS0WTH4iGux3F53SNZk67GhMHdb6og ILlaJekADLHGApOoiKCp2H03cTfAXE3hl_K9jq_BA0ytJvQMGb _DOSAwrEujuowD32JlAThw2TcF8k_GC6_XQd8ifUrSsNYWpekI Wf5n5LP3Dh8N4JXv1kBOhDtuHtK9maLMds6CJnlVP0VQLsZjG0 op4J42FjtqDAB7sBeoFHe0DEQbab9mJX-PPiCBl6XoSbWXgB5EalBAYKabCTYByhdjHZuX174cB22hxmUKC IQ2HfdwyqYPCbDujIH6OhndKbGegLUXSBPdsyZb2o2GLBTJkDQ Q3pVjRhI-SMrQvDecZ80N7Lap1pqmt-431Vmcqigh3e_-I1lzzYM1gjEIXBQmqFIeuMrCStgVRWMSzZWxB4oNThcOXSYI3v Dp9B6OwTimzbx-TllV-9rQ-xxL_ptn6HE4Y6KA3lGw=w1186-h889-no
Przerw już nie robimy żadnych i ciśniemy do zmroku. Jeszcze rano Mich umył auto co by offrodowo zdobyte rysy zdażyły się naturalnie przykurzyć.... a tu znów jest cały oblepiony błotem. Myśmy Mariuszowi również obiecali oddać motki czyste - jedziemy więc na myjnię (Gruzja myjniami stoi - na każdym rogu każdej wiochy są co najmniej dwie... jakby to dźwignia napędowa gospodarki była). Właściciel myjki bierze od nas po 10 Lari i spuszcza się nad motocyklami bardzo. Tak bardzo że aż zacząłem się bać. Myjka ma takie ciśnienie, że śmiało może robić za piaskarkę, naklejki zdziera z motocykli aż miło. Nie chcę nawet myśleć co robi z oringami w łańcuchu czy łożyskami w kołach.
Odbieramy motory czyste jak nigdy i odwozimy je do hostelu. Części wysypujemy Mariuszowi na ręce, no wiesz to odpadło, to pękło, a to się złamało. Sorry stary. No co wy chłopaki nie ma sprawy, powiedzcie jak się trasa podobała! Ha i jak tu nie kochać Gruzji?
Łukasz już zawinięty w bety, napisał tylko, że w szpitalu gipsu nie założyli, ponieważ prześwietlenie się nie należało bo na oko widać, że to zwykłe skręcenie.
Nic to idziemy z chłopakami na piwo do lokalnej knajpy. Do morza już nie wchodzimy bo cały dzień pada. Kto nie dał nura pierwszego dnia ten zmarnował okazję. Po piwku rozpracowujemy jeszcze w pokoju podarowany koniaczek domowej roboty.
Koniaczek ten cały następny dzień męczy mnie okrutnie... ale lepiej w samolocie niż na motocyklu.
https://lh3.googleusercontent.com/JGAn8TSbB8XhD1tXMH6fv29aqG82b8PDBydiMopEZWlR6L054N K2X2RbEda6boYa8TnJuc6JieuPEG-cPtxvvV7xqffHzUZJzkPiMnN3e87yo2Aba5tS0ZhIzRuQH50NB cc0-_ClZ_1g9VwDHO8VkgBlSgWt-5MdgwnLee_jk2CBkv_wSd6zurvWk2PY2MuofsferjYJ4D5niwa WW8gvAPhW40RdC84sHF70N-N-dCsVY6YuP8WPeGpDgVUpv6G2IVyiYIVMyRwrZwk_4ERzXkaeV0 GJ350yso1V1wExcsKIXTCKeC5RlAr1tw1FhsMzzYyKEUIS8hu4 oEItcSN80ESjUJTa9VRW9BzdkWrgqjuMTjIYlfD4a0F8ZkhMQf mLFOwo5p0JCrNDzWhVUB9uY_CVXZFqD9m0NscHasNB32M5MsYW wnHK6kb864TV9FWfn4CuKUsMfV7MhiUwLYL7jbQDWdkmEi8jFl 2bDxSKVU51JlKze0ol0firBbJ5vzjqT5AGg2pICgYrF_9IBMwy s_w5c6KGjaHPpexzkXymdxjmRxqiL2AKPVDHdiu-lOg6ywkn3iQTck75QyIQfp9Mx3v9agajYT8YxjfVGRHakubCdo dE2VOAYiTW8qolv7dOt348Vye6y6dIctQQxu9THKvrxHDdPldp Z2ZRSVFnI-8V9CZrSFCvh0EPNg=w1669-h939-no
Rano taksówka zabiera nas na lotnisko. Michał miał auto gdzieś odstawić, ale że nikt nie odbiera od niego telefonu zostawiamy Luxusa na lotnisku. Z samego rana poszczepiałem nadkole trytytkami i wyglądało lepiej niż nowe. Mich miał jakieś ubezpieczenie, nie musiał przez to płacić żadnej kaucji, więc i nikt też o nic się już więcej nie upominał (chyba, że ma już wilczy bilet do Gruzji, ale jeszcze o tym nie wie) Bardzo wyluzowany ten Gruziński naród, będziemy za tym tęsknić w unormowanej do granic Uni Europejskiej. Trzeba czasem pojechać na wschód, by poczuć, że jesteśmy jednak z zachodu.
Na lotnisku rozmieniamy resztki Lari i bez problemów odlatujemy do pięknej Warszawy.
Kilka słów podsumowania:
Podczas sześciu dni na moto przejechaliśmy tylko 1200 km, nie daje to imponujących średnich, ale były to mega intensywne dni. Jasne, że da się przejechać więcej, ale nie warto tak grzać, kiedy w koło jest tyle piękna do podziwiania, że aż żal żeby uciekło.
Motki paliły poniżej 5 l na setkę to i na stacjach płaciliśmy co najwyżej 30 zł przy każdym tankowaniu.
Warto pamiętać, że Gruzini są mega mili i Polaków kochają... ale też bez przesady. Z roku na rok coraz więcej z nich czerpie zyski z turystyki. Nie oczekujmy, więc że przenocują i na karmią nas za darmo, a na noc wrzucą do łóżka swoją córę i żonę by nad ranem na rozstanie dorzucić po 100 dolców. To, że nam się tak udało, to wcale nie jest reguła!
Na drogach należy być czujnym jak ninja, bo czasem na środku zakrętu śpi krowa, czasem jest pół metrowa wyrwa w asfalcie, niekiedy pięcio metrowa, a bywa że i pięćdziesięcio kilometrowa. Krowa zawsze idzie na Ciebie prosto więc łatwo ją wyminąć, konie pierzchają przestraszone, psy ładują się pod koła, a spłoszona świnia może odwalić absolutnie cokolwiek.
Kraj jest przepiękny, pełen kontrastów i dobrych ludzi. Z pewnością tu wrócimy bo została nam cała wschodnia część do zobaczenia w tym Tushetia, jest to też dobry punkt wypadowy do Armenii. Z pewnością zrobimy to na motocyklach!
Chłopaki stanęli na wysokości zadania, nikt nie wymiękł i wszyscy trzymali klasę nie ważne czy to błoto czy kał zalewał oczy. Dzięki wam za to serdeczne:)
https://lh3.googleusercontent.com/wM4pEZU4Sh9ZRdyIA6Eida6faYrShjSd5NEpCjsVe34WmSV-0LSv420PoeEn4dxFw2vD1EGGpCEby_dp2TZJsAVR9mGfofCPtB Anhoxgo25wJbJMe2wnukpQabOTzfITmTf5GMk6hXc_FqR8a46F t5z5ubpIUfwpmQNY3evKtwfdjXx0JcolAmirbUVivNfutQG-xgVSht2r6F4V57YdymVVT4QnGT6qxonE4QO0aSSRUl68b325bt Ev8lZFgAi9KN2lwiwL77xeUGUYkrbsN0S4eCHAWhQ2SeJ4yea-f2vd9cZdxW01gHZPU6p7oZMJw5K4T938vCGEV1nElxzM4Tv8HI 6LnzSMIN5T-1yh0uTnGa4XGRYbh1UXPRgfk5-xaedtWNrd6JXE-Ndq2P95tIXurTkuWiPuvaOoZpXP9epcl3BXRVf_B63T8MS2SCc gUHi0aqxyD0aSamE6AFtd8XTLWWjCzgmDZhdP_e_zAGd6SGzPV FlGoRqw-tp64E--9AZBaLNSSUhsZSXH1462pwofL1GdaeVzgWfkuBiYm58HMGlt7g p8YkqZYWyIRay5j5R4RNodYbPIZme0J3KiYMy9IT1QC-_gg7a-_jYEudQEJ6TG8VYBh46C-tHErgEHOitWKuCd-aj7sVlCjmXD1dfeEAglleBy8bUDkOx7KseGqi0QjS-BrQS2ow=w1409-h939-no
Z chłopakami brykamy po polach i błotach w miarę regularnie, lecz od dawna było wiadomo, że musimy wybrać się razem gdzieś dalej, bo ileż można rozkopywać własne poletko. Stery w ręce wziął Marek, od tej pory zwany Panem Kierownikiem i rok temu zaklepał bilety na samolot do Gruzji. Na miejscu zarezerwowaliśmy motocykle u Mirmila, 5 Yamah XT660R i Bawarską Perłę BMW GS 650 DAKAR (prawie). Perłą miał jechać Łukasz, bo na wyjazd zgłosił się ostatni i zabrakło dlań japonek..., ale mocno się to wszystko pokręciło.
Dwa tygodnie przed wyjazdem, kiedy wylegiwałem się na bieszczadzkich połoninach, pijąc mleko prosto od kozy zadzwonił do mnie Mich z takim oto pytaniem?
- Zgadnij co mam na sobie.
- Latex?
- zimno...
- Przebrałeś się za księżniczkę Leię?
- zimno jak w psiej budzie.
- no nie wiem, gips może?
- ano kurła gips właśnie!
Mich nie konsultując się z nikim postanowił się wyglebić Hondą pod domem, jakby nie można jej normalnie na nóżce podstawić. Gips obejmował lewą rękę, odpowiedzialną za wciskanie sprzęgła, więc wyjazd motocyklem nie wchodził w grę. Zapadła szybka decyzja, że skoro bilety kupione to żal nie jechać, wynajmie się furaka na miejscu, a my zyskamy wóz wsparcia techniczno-medycznego. Niczym w Long Way Round... tylko ekipa przystojniejsza.
https://lh3.googleusercontent.com/OMhZY3Pe3J6ZznIaLfZdQhQWERE_U7F1vHa4uYP1EHVYUTIIfv MnwXf4x9Dd3Mx199l5puioa3bKPYTzDw8e5lS_fHcxoO4tCvdb JD5-2Jo0usHzmENCZMUHVwV2e1dmg73vlC5Pr55pm-bQdQ-2U2sWDJ7sDwaYLD2nKZf7_6VYuK3j9UVSzWrowhu2gEs7V9ORf wpev5dGlBToeFnVPQ6cHY1mVjtbTaAui-AjCZ_2ajhMBNubwV2dH5MNo2o-cEM8ER-EJqyuGmWHgY9BGoWr7MnL5S-Xz6j0ivyGa2KjB4oWAmXEZqA46jJVsoACHisPWxZ_LVudqK-ZDvLQ8H_Sm6O3Vb2YQ8x0Qxy_DplM5T1m6LmHmoSjjbOpxj3Ti KP31VxjQyXCExl_KctmDdfIrj9bWE_h-u8qHNNIO19BELXbe3pjWcwhuM1ZpsO2qao5HDEzsL6MZQVG9pD Kz0-lyZuIWr6dhk877aLyZsMV9MnShElEPNvBLY1pv-Ik-xisgTT8gg1Ap4efiJ-g1wpJXTqOSHTl3lvk2OwblqY6fNzpI09Cu1sSvdvFEhmnnjich iVzpKmQJNSYJMCev5YQhfcTxFBA8AnP5KrXEPj6Hu1z6PJw-uGKh7kfKhTyB6dh4BpygDcZh-HrCk6YZ3Bl5hcz8rJyYnZoSFzPaIyJTVo67tniodTl_w=w478-h358-no
Mimo początkowej lekkiej frustracji (bo w sumie chłop od roku czekał na wyjazd, w nocy przebierał się w ciuchy motocyklowe i przed lustrem paradował), w praktyce wyszło jednak całkiem nieźle. Miał nam kto flaszki wozić, a w razie czego i stoperan na czas podawał...
Tak więc zwolniła się jedna Yamaszka.... z tym, że nie do końca, bo sprawa na miejscu się nieco pokomplikowała.
https://lh3.googleusercontent.com/l6QxeMOntcSe82xPB1VRW3seBDShKkjlARTTivZFhUKRO6nr9O EAC5DuL8MzsunqmvrMQAMOLdx2RHrpmZjQXeT571Bn8opAwlv-5bfNhlFhIN5-xjFECsc2NYbosfTHiogULM_i_aNPePXIKotDKuvv4OdwHo1dac 09bViCuDgRO1rv5dnDb18IJ-jjHxwkFoZhl5x6ZCrFZlGLzNKyWIRw5pE2ZyvYmWM1VRyrDHfJ R0EeGVnmRxtdK5eXmfbYlLKEXjXiNkd5bz04YvZTbNJgShJNWA 86RjJ4SOvnoMgKbAOBTs_EwDjgaGtW4djvcge2Lztg8BuO-Pl1YJezoepXuvB56z5Id9WmmslE_d2C8GOjBM7j_DaycXtY-MY9mDRlCJwK2WB2IqmTmWjJ2AP9eXpxEdUKPep-Dfdk5nYw-5mRxd8CH6yKxzRkUXCHpP37MZ4y8znIsDPLvJLWqGzFQixJ2SS DUhFhHUJNecijD0kic3TXiEJFnTT04hdR2kkS8378irW2GZLdM 5lVYx5mtJ8U-_EKuFI5o3gdP8VfP7bkE66TEM3Qz9r8x03jB-fAGWBoxffjFmFMEFnBnDYeRONjJuo35Qi0Z4K0y8NLZtKgnH_B Z1BOq4bBDp-MpRvBweg_1qNaNk-9DMnOfW9RswkiRknf55Dv0gRCFNIEjbS8G2MR5bGiDw=w1186-h889-no
Rok czasu szybko zleciał i zapakowaliśmy się z całym majdanem w samolot do Kutaisi. Lot trwał 3h z lekkim okładem, na miejscu czekał kierowca, który ochoczo zawiózł nasze podniecone dupska do Batumi. Te dwie godziny jazdy dobitnie nam uświadomiły, że to już nie jest Europa i na drodze rację ma ten, kto ma głośniejszy klakson. Ogrom kierowców jeździ bez zderzaków, jakby sugerując, że ewentualny dzwon nie będzie pierwszym i wrażenia większego na nikim to nie robi. Sporo aut pospawanych jest z 4 ćwiartek, i to, że kolorem nie pasują to pikuś, miałem wrażenie, że często nie pasują nawet modelem. Czepiam się, bo widać unijne normy zlasowały mi mózg i ciężko przestawić się na inne standardy. Ale wierzcie mi, że kiedy zobaczycie jak się dwa busy tyłem holują (tak tak, hak związany z hakiem, dupa do dupki) to coś się głowie buntuje. Tego z tyłu zarzucało jak na najlepszym kuligu i nie mam pojęcia jakim cudem nie skończył w rowie na pierwszym winklu. A jazda przez rondo to już rolercoster pełną gębą.
https://lh3.googleusercontent.com/SX_x1yYFaizxR0RKw0YZJfKl0mmVMDRHbeGi8T9oz39WMDI8qt nOocoPG3GCCu8tptiVszrRassZbNFSpTGmG-ZGOLy7ZvP2K9OwYmyXQERgrRERmmxgXC6JljLCQfr0uj3WTFXf e19M5rSxW0b0RTalklvGvWps5SD42Wl2EUipuBqTFSIlqmmH8Z LzBEFo4Gx9GPQDewx7W7HV2j-40sYKCOLrbzN4QG9yLDhheU-cH9hC8dX7hknFSuGhsYeoyAEmkLNxQweV3aDEgILSLmp0F7m8E AKI42XxghBJvpDcIEH0FyxZASEezPZZlYvdy6amFplQOoEpe1K wmfM1ti7KF_OEhtwdZ9f4BEsDtCUidUmeaFzay4o3CKrb7dnut xaomW1HW-oNRSDUB8qBjVg67M3htnX5wzKXX8hu1DP_3ZIjBvA4Li9k8hoE aXIX_4ur5yOt51b-QSxMWVD2XV097AI6hn3jxu031zLXnJ8jF9K59xjr9YnPXh_2HZ Qff8pwxzlDhZU3UhfsXicAJ30VyJh-n2t-aCXnWHfKU4LgwkJp0DRvh_KQIbrF5DUC-I3g5xaU_n52Sp9q-cSO9zFqkNdvUFR2IRSnZwj_Y_572qIqVyG2DDgB3gAkilViVQa wCc9O59gqZwJBZbSs12DTds3O9CFcvd7Pj1kRxM9vIefL3wIjT rykfA=w1920-h648-no
Ale nic to, dojechaliśmy do Batumi- chyba najbardziej znanego kurortu w Gruzji. Miejsce faktycznie bardzo ciekawe i urokliwe. Morze Czarne we wrześniu ma temperaturę, której Bałtyk nigdy nie osiąga. Wzdłuż promenady rosną palmy, pięknie podświetlane nocą. Mnogość hoteli i ich finezyjne kształty przyciągają turystów jak magnes. Jednocześnie jest stosunkowo tanio. Szybko rzuca się w oczy spory kontrast jeśli chodzi o standard życia mieszkańców, a tym co przygotowane jest dla turystów. Wystarczy przejść się główną ulicą, by zobaczyć dramatyczną różnicę pomiędzy standardem poradzieckich bloków, a szklanymi ścianami hoteli. Za cenę dwóch nocy w hotelu wielu musi przeżyć tu cały miesiąc. Kawalerka w wieżowcu na dwunastym piętrze kosztuje tyle co garaż w Warszawie. Ale do czasu zapewne, miejsce jest coraz chętniej odwiedzane, słyszałem, że na wiosnę ruszają bezpośrednie loty z Gdańska do Kutaisi. Wkrótce i ceny wzrosną.
https://lh3.googleusercontent.com/xc5W9GJFEK3xeX1kQqwqRBPRU62RRDZLAbLTJIxqGLJyVDxGqk oQNT8u2hX9eqvZxEl5uCVXxBqHUr1SGa7uQFSgzCDEbxxQV0ro ccX-EHaoOc7EaGDfYP1Ejp08FlCuDhVBR0hQrRXLPKAgXkyvmYY3V0 YZrIZC1nnihQXbwk-z2eU3cGztfH2LMrr3GTUv2bwzxUgfl2KpRHkcQOYA6HllmJkds ms_VSoPpzx69qk270U6Z8GJZN4biAaUc4xUO3EOY2G6dF4IctX FbSY6AsBdcjS0FYTf-4TXJ3-owQFFP-3HLbsiwfgmKeKr6I_qrYii-39Cfn6E30r7Rbo3zAihMbuGpbQoH6hnq5Yo7p_sfE9n94AQYga dlJtwvhQyzueUdli9RGcCNCd3xXluqMGcddM__NyKzck39TCRr SuO4BtuB1sN4PUCPG3CaA8IrODWVyHCiuTSNk5b-aCJX-hYXtL12Zduof7j97sKJXIUgdvXGO2zDmwLhJQKc0zRUsR9JmMY SAPqTjH5k6UVEckxvY4aDSxyM66NQuZJLGIHoNl7vYLYCrUlRc X5A6O6CSHLNoWzSh4-FeSOHGhPwEbyhd8I349OoKYarN_fpUgM5E49SYnlGXKn6nSQLN QDZmBYCI2Dv14lBRi6q6EJU8fIS5vuBri4w2u6Yj13ncCwUG72 cPnrdoUt0g=w1186-h889-no
Zostawiliśmy bambetle w bardzo przyjemnym pokoju budynku położonego przy rondzie Marii i Lecha Kaczyńskich i poszliśmy na grilla do hostelu obok. To Mariusz z Mirmilem wynajmują tu motocykle, dziś nawet ich nie oglądamy bo już ciemno. Pijemy i jemy bratając się z mieszkańcami hostelu. Niezły tygiel jest tutaj - niemcy, białorusinki, rosjanie, polacy - gadamy we wszystkich językach jednocześnie, a po północy pakujemy się do morza. Woda jest tak ciepła, że siedzimy w niej dobrą godzinę i do łóżek trafiamy koło 2 nad ranem.
https://lh3.googleusercontent.com/M6i_sHSRHY9IY1X8wTt6fsJF5DktdSjwGg7Su5LZl0LZfITAma bjPx4CPRmnA6RYwtua4X3xIUw4YuUzLDa_AREB3XgcdwL3xR28 R2HQVl_ukCLxXUWiePwn-jKJn8kF2xXSa4u25jkkgZjzYp60yYlXRe_rK3K1-Qb2tbl_4UZdJXbUWTU4bZ9lep-NFuckO7eEz5hp0laq4zhjqmF1d94dHLSO4XnOOAPzhLqBOliFX 0NKXDPpJlZqBJ0InjG1Cy_TH74rtaw5clUDC5I_mbkqTuSNAeu uFPuFmNj63GwNOH8u_TVbJp5fAoaE5ArtyKEDYMp05Z_w34-UNUVr9U_G84l0vJe7JFUXoa83JqjmEW6Reue4T1Kzhgl0K1dZI rSHyLdSk6dI_tcQf11eFoQqOnnqXLuof59YCRUg08QjrHp0xxs rdmOiULfy9AFyszhl6K-CbUB3we7MxWW4IX0OmIQblVNF6c-Zyv_Y0jTr_8iMvoyl_d5CDJVMy8EkNrzCr975iAM3-nEDHpgbbNfDEt_XLImcTLhkGRmuVjUFE9L1ZRlOqSAVAlnju20 i7PDO7cwtcsNvwE9cvCFPEXG24ZEtSNwz_rSpySM3P0Y87Ong5 z4va9nEfEBqMfmkMA7P_LtVhxOj3jCVGWFoMUOvyVCtQsC-GMT8ydp6cVYfDYGJ5sLGbN2k=w1186-h889-no
Z racji nocnej integracji poranek zastaje nas lekko wczorajszych, ale nic to, bo motocykle też wymagają ostatnich szlifów. Wymienimy dwie opony po to, by przekonać się, że po powrocie z wulkanizacji strzeliły uszczelniacze w jednej ladze. Mieliśmy wszyscy pojechać na XTekach, ale do gry wróciła Bawarska Perła. Łukasz nie chciał na perłę wsiadać, bo za wysokie progi. Pan Kierownik Marek nie miał z tym problemu i to ostatecznie on ruszył bejcą. Spakowaliśmy się i wystartowaliśmy koło 14 dopiero. Ledwie ujechaliśmy 10 km, kiedy w XTku Marcina padła kompletnie elektryka. Nie zraziwszy się tym kompletnie poprosiliśmy Mariusza, by podjechał do nas na XTeku z rozwaloną lagą. Przy skrzyżowaniu zrobiliśmy szybki pit stop i po kolejnej godzinie cisnęliśmy dalej z podmienionymi lagami. Straciliśmy już większość dnia lecz mimo początkowej irytacji szybko udzielił się nam powszechnie panujący tu luz. Inna rzecz, że w ciągu następnych kilku dni mieliśmy się przekonać, że te motocykle przeszły już nie jeden armagedon i mimo pourywanych lusterek, migaczy i pogiętych klamek, bez zająknięcia cisną dalej. Maszyny o twardości kowadła, chyba nic lepszego na ten teren nie wymyślono. Do tego Mariusz bardzo nam pomagał w ogarnięciu tego wszystkiego, i koniec końców pierwszy dzień dostaliśmy za free. Generalnie wszystko na plus.
https://lh3.googleusercontent.com/CfqelB8BPw5fYI2ZuDgBlEncA6eylUOlugIQ7Dvz8cTlY1LXSu LhEPvPaEkAEMKAoLL0NBldLY8gR3JSnzy8TsBBIe5hSpNgG4c7 bFo_luv3W-Ka7Tca8V1LUZRXktiT6u_Vmh8VE62lTRLkaYhr0ISBumn-fa9orYtKmgGfTDmKlGolwLKLyoPWr1VVcQM-DQvMLntR7eKdd2gje-qgHfrGORUaUWD_zAedprLHX2jdoMHuPslH04lNZqD0EZs8Pcsu rMczTLKNDxEk3rSS0Sep3aDiM4Wws6XyE4knrAXtNtENX9gT9L UvraV2mwn2VPaCVtVd-5oapC7tbX9vG9J4aHRTUmKtUqY11bC5AfdWcOIAB2UxaS4XOGt TcTJYeIIeS7L9VIWDCKcQ_e4LE0f6RV2huWpz4BelZiLjn-Uz27AqRtCBCDY_D_l-P2Wf2G5TZuUJNXQ985F7TUuMCh4yzmuYqC60aXfxRvGXpZEYZJ Y6MHlyKX5PBo_KDiZBLWB0Cb1XabDmF-h0FH1-oar23x6Zrkh6H9WJhGnsL9KWOvnOsV6cha6yYbmq_Xi6OJgtCO VxZPwsEWfVOEsM9J5foahxnErF77SwfBtpM1TXeCgh3sQe0bEz t-P3f1a8-SZw6CeuwuP-OrzVIenERPvAhGV3kKvPABVpcgzEnwxM71zeT1nkhMfA=w1186-h889-no
Tymczasem Mich wypożyczył w Kutaisi terenową furę, która okazała się być hybrydowym Luxusem klasy SUV, wedle zapewnień producenta nadającym się do lekkiego offroadu. Szybko ustaliliśmy, że dopóki woda nie wlewa się przez szyberdach to trasę można uznać za lekki off właśnie. Mich wielokrotnie to udowadniał przez najbliższe dni. Ze względu na nasz opóźniony start stwierdziliśmy, że nie ma co na siłę jechać w kolumnie i Mich pojechał zwiedzać ziemię Gruzińską, kiedy my byliśmy jeszcze na etapie wymiany opon. Traf chciał, że spotkaliśmy się dopiero dnia trzeciego, kiedy to luxus miał już 1500km nabite i przejechał cały kraj dwa razy, a my zrobiliśmy dopiero 300km i dojechaliśmy do Mesti w Swanetii, czyli w Kaukaz wysoki... ale po kolei.
Wymieniliśmy lagi i cisnęliśmy do zmroku. Udało się zrobić jakieś 140km. W międzyczasie dowiedziałem się, że nie mam już kierunków - choć jeszcze rano miałem, straciłem też klakson i światło stopu. Kiedy padła elektryka u Marcina przełożyliśmy akumulatory w ramach testu i chyba to mi zaszkodziło... ale w sumie na co komu te wszystkie światełka. W miejscowości Zugdidi znaleźliśmy niedrogi gesthause (18 Lari na głowę), zostawiliśmy w nim bambetle i poszliśmy na miasto. Towarzyszył nam Andrzej, na oko sześć i pół krzyżyka, zna stanowczo za dużo języków, ciekawostek dotyczących kraju i ludzi. Na bank szpion jakiś. Idziemy więc na piwo. Za cel obraliśmy najbardziej obskurny lokal w mieście, gdzie zajęty był tylko jeden stolik. Na pierwszy rzut oka impreza tu już dogorywała, postanowiliśmy się więc wycofać, lecz ktoś już usłyszał nasz śpiewny polski dialekt i na ucieczkę było za późno. Polaki!!!! Dawajcie do nas. Dogorywająca libacja nagle ożyła. Wciśnięto nam w ręce niedopite kieliszki wina, jakieś pajdy chleba i ruszyły toasty.... morze toastów. Wina ciągle przybywało i wypiliśmy tyle razy za zdrowie Kaczyńskiego, że na bank chodzi już żywy po tej bazylice w Krakowie. Z drugiej strony z powodu wykrzykiwanych złorzeczeń Putin powinien się był w wielkiego członka zamienić, względnie w psa. Nigdy też nie wycałowało mnie tylu mężczyzn. Po pewnym czasie czujność gospodarzy nieco spadła i udało nam się cichaczem wycofać, dobrze bo w tym tempie szybko zbliżaliśmy się do odcinki. W drodze do gesthausu kupiliśmy jeszcze jakieś wino i wypiliśmy je z gospodarzami. Właściciel domu okazał się być komisarzem policji i dużo nam opowiadał o Gruzińskiej rzeczywistości.
Policję tego dnia poznaliśmy już wcześniej -raz Mich się pod jakiś zakaz wpakował, a drugi raz dmuchaliśmy balony w trakcie rutynowej kontroli. Z mojej perspektywy średnio ona była rutynowa. Motocykle tu są mega rzadkie i przejazd takiego taboru przez każdą miejscowość budzi sporą sensację, ciężko więc żeby się Policja nami nie zainteresowała. Z drugiej jednak strony, wszystkie kontrole przebiegały bardzo mile i profesjonalnie, żaden mandat nie został wystawiony w ciągu całego wyjazdu.
https://lh3.googleusercontent.com/ZRvawKbi83s8pdX4kojHU5qACavRQYDBRACATf_ChZcD9sI1MR rxV7v3XfUAvijfRgyltKufnjVV_L_vEpcxU41WSifZmQsKMlrC 8OrbhpgRGJ5xXKZ6ctNYISKO4l0I6CA5x_IgY3qyQ-AGDkoMJv58LGtalLcR-rtK6R3t-zANi_61s1ilv_-MunIZaiObmzN-m3mEwX8_sITNWearrqfsC0sDQoc4p-JZpmFdRaH8a9AAh8yLW2pAxSS6Gg1uzn-976DvkPxluNRUzNIeKYbdQ93IgPkaEebMmPwOrKnlcGadf-b-_n6Md53IGAlLcVWVonfEjV6kBAIZWnj1DZlBXLX9mvZgZIkMWh ogoDCbWf-61wkA93cuaUH4ANTNTr18bWI584UbY4i6HiTXzCtwuS4CNGMCL lLWRd2y4jeW7AsTPAZ235YltlzTK77PQN69_tuuAyzWLXx5AT-lNR6f6_4Jtar5mSd24ayU-ycDhI2DzVrxlpZAFxKykmrZsGzhhdDmFRqCzKX6KeVZyYLwSF-EMSrpCcRkIkXl8-ar-uzotSFfTQs_8ropBI8kRj7hBVooRVYZ5RG2frnObm8bgMYDMc9 a0x8SVF9DcfRKZl9qIngf0miIuAQXyhNz4ygd1k9YbLr7gANxV _mKqGruGpyQcyvBncg_51PdTLwABJdp_goLw0pNKg=w1186-h889-no
Kolejny dzień znów ruszamy z lekkim opóźnieniem. Rano wybraliśmy się na miejscowy rynek, wpiliśmy czarną "americanę" w lokalnej kawiarni, kupiliśmy ciepłe pieczywo i trochu owoców.
Z Szymonem skusiliśmy się na tutejszy jogurt- ponoć najlepszy na świecie. Jeszcze nie wsiedliśmy na moto, a Szymek już żałował tych obcych kultur bakterii, ja zjadłem tylko pół i chyba uratowało mnie to przed wewnętrzną rewolucją.
https://lh3.googleusercontent.com/IY-XXs3oM2eo88gfZ_oGdSHamuUsPQ8X2lL9dUNqHFa4R5A81kWNC K8XzYhVj5OU01_Kxvzy3NtrRzfLGGWS_AXa2U78JO97YlvoUzB xaBH2bQEEn4-XXjnog6oA_B7ntzJNBajqVPD5Nq5B9-pjSOk-5EloBWbcSpAW2VpiWtY80u87KSW2Bv8dMrFUNYKaC2B2PQ34AO zw1kZdKfT9z1h-Kori2gTeWPVf480-IvBxyXZoWCqQ2fupdl0bQIuyrxyNcR9_nzBb2h_fo52CrCA9Xi THvN3hFCs78NKHA285pRBUq26C3_89BFrBAd470wnhZEagNUB5 yiyKvWThRn7rysWnwbgIKORk-3wbK5f412Ku-HCEzTpuAuRBXgesXR6AIqSJEyzQXtFkjo_MZFB0DAgqXQTWs7n 4-dIkYY2KHQfiFd-peP4CN3Cju57KoAJ3gbOrrlYbFfPUOB49HdoDGJWV_aopOLXWJ LWNqWRPolJV86DmhF-C7x2f3oEP_aF5y3JMny-UAVsBo_pcGMDyC9kdUDrUoHj1XRWCfOB7dNH7t3PvTKMylF9pm lUxadhBYSlkfLsPJo9E3nPm27251SeVcxplmrveIM4y5n--YFQy_TlruOXSaJnUjMmTtLFmobGmunZ49581ZqoVTjyYM1ZeHj EzAfcLNUUmfKkNmWe9dY-IRzkc1g=w1186-h889-no
Pierwsze kilometry odbiliśmy od obranej trasy i pojechaliśmy obejrzeć najdłuższy most z drewna w miejscowości Anaklia (zareklamowany poprzedniej nocy przez szpiona Andrzeja). Z samej jazdy nie wiele pamiętam poza tym, że wpuściłem pszczołę pod koszulkę i jak już użarła to średnio mogłem skupić się na widokach.
Sama miejscowość wygląda na wypoczynkową, ale że już połowa września, to nie było w niej nikogo chętnego do wypoczynku. W zasadzie w ogóle nikogo nie było. Pustki jak w postapokaliptycznym filmie. Most faktycznie stoi, ale nie żeby jakiś wyczesany. Most jak most, tyle że drewniany. Posiedzieliśmy tam ze dwa kwadranse licząc, że jakiś sklep otworzą, ale nic z tego. W międzyczasie wyjąłem pszczołę z pod koszulki, a Szymon zaklinał swe jelita żeby go nie opuszczały. Pojechaliśmy dalej.
Bardzo szybko zaczęliśmy się wspinać pod górę, łykając serpentynę za serpentyną, tunel za tunelem i most za mostem. Momentalnie pochłonęły nas piękne widoki, niezmierzone przestrzenie i monumentalne góry. Niby Kaukaz nie zmienił się jakoś szczególnie przez ostatnie lata. Jednak jest to inne miejsce niż to, które mam w pamięci z przed dekady. Wówczas byłem jednak po Rosyjskiej stronie i głównie pamiętam olbrzymie skały pod same niebo i panoramę Elbrusa. Po Gruzińskiej stronie jest zdecydowanie bardziej zielono. Olbrzymia tama gromadzi turkusową wodę i z perspektywy motocykla wygląda to wręcz bajecznie.
https://lh3.googleusercontent.com/JDh3FmvMCfSfDBJQul5c7ZGzaCXdTAAVjQ4gkd8kR6GxlU6tGF R0RK8dL83sOXaucVtTs9mOc3df9JET8CR2YqRyAGA3qNJcOcl2 w2GmMmC4yJYvik8tUaqt0Gax1heLYum5ftZgwvOcwb7gx2hN0P TypqBtKXMBlekQuZRNfMJAv835h6ZHH4gqMI26coxJazdeb0QI HgVNnIQyN64UdumwAikSuCdW3JB5gvPTp4PKGJC4nlUxJTfsi-Wn0hhnOgtJYAOq_1KgnXr5-wdPXHJ3Y8y_Xe9X-fkpFAriMonZ4S2yyJPIIjzhlrTgsMlRj1RL4A_uTBWb6xWDOIM uHuIMum229XWNKorQNoKi1zM0ntZW2JCRi8Zy9D1bG08ahMsMe Osit8TkfxeINhpm3jquTPXNcb5s8VYZqvB9itj-qcnvbqAtOxibqR_xljEDq28oPESdMskGf1zi-IG5P0gvndPRU11fJloOYpyO7s6QXZcFEqHB0iw5eM31VAgh1jd oZVWBIfVIWaP0LbVwUrn9W1hzP4wUWMY4VckFUbFip4t6IS8oD mCrFFFIW82A9yL9OxCQrzyTS_p3PvLqZd022Vl0tq1pGoCMj8k xESBKollWQQnJ-p5buX_Za_POsLc2GNyAT90uPbQhBKvuQrk3zteRxZWP_gIU773 TkGclSqu7dL86-V5mOQ=w1186-h889-no
Po całym dniu podniecania się panorami i wypstrykaniu tysiąca fot dojechaliśmy do Mesti. Największej miejscowości w okolicy. Klimat tu trochę taki jakby cofnąć się do Zakopanego kilka dekad temu. Znów znajdujemy miły hostel i uderzamy na miasto. Widać, że nocne życie tętni w pełni. Zjeżdżają się tu miłośnicy gór z całego świata - bo to świetny punkt wypadowy na mega treking - w koło otaczają nas góry o wysokości powyżej trzech tysięcy metrów, a na horyzoncie ośnieżonymi szczytami odcina się kilka pięciotysięczników.
https://lh3.googleusercontent.com/BoloUKl_88_jfiFoAXzKZTs9dXhNinlisr6aSBMcsDEn1VNk_t qHNS8dHaPZGtL65a2k2PhB08gYd_nUwGNGj4eZzjxuJQcPvLFB XAjMgvYz_ybEaBOMfsQAg8wH6opV3mTc6GStJV7YvZ-b8LMc7AlpPiXKJGj6aMYca1ednqSvfw1dzCoSaJO5H3fMt5w6z KMvgDnBaJiFiX1c_3d46NoUm8X6M-3vcMs1WLhfccvdPECyS2xO1-01Ohcsf46vApOa93qgHJEqLKKwlRmNlsQd26WVZcLto6DMjNgA _cXVMwV_91f2tM-WMGKzXKBbsBp-DGD0cYY7bS5jRGrg2CLNiE5A1Y6ZJgXNloU_s3H3p0R_17wfun Uf0DGXQ5mOZjsrzdal5xGeWTcq9cwba1jFT49aZU71pFr3do1C sLGbSKJPpSGthP2dkLHFKtoFDbiyYBY0hpWHIJinq6-9NEHr8FFVsLxdSe30a7TYtL6mcScqPK5wCescymfWUVpT20pKS n4pGWU3c9EE07I_dSncuxbCxbdTxb4TA5pG3KepQV0BlJwErb4 PRLh4ze8A4EgfXWSrL-WCasDjtfs_DbFZJJpcQkueN4ZyQEntmaL3_kv5rw-ktuKn2RApKtnVt7hSJwBvkVonuog9-Of7vums2cv2ts6Fn7uRqBY923ppT65OL59Sk2ce9A=w1186-h889-no
Znajdujemy świetną restaurację Leja i jakimś cudem zdobywamy wolny stolik. Na jedzenie czekamy długo bo ludzi tu full, ale w międzyczasie zespół przygrywa jakieś ludowe przyśpiewki, na stół wjechało lokalne wino w dzbanku i czas przyjemnie nam upływa na roztrząsaniu dzisiejszych widoków. Kiedy dostajemy jedzenie jesteśmy w siódmym niebie. Gruzińskia kuchnia jest rewelacyjna. Potrawy podają prosto z pieca, w rozgrzanych misach z bulgoczącym jeszcze sosem. Pierogi Chinkali z mięskiem i rosołem wszyscy chyba znają, ale są też rewelacyjne pełne mięsiwa zupy, zapiekane z czosnkiem ziemniory, placki kachapuri - tradycyjne z serem lub z mięsem na ostro czy nawet z jajkiem. Bardzo popularne są też szaszłyki i wierzcie mi na słowo, że to co innego niż u nas.
Wszystko przygotowane na świeżo z dużą dawką warzyw, kolendry i czosnku. Nam te smaki bardzo odpowiadały i chętnie do nich powrócimy. Na koniec wieczerzy, cztery dzbany wina później, dostaliśmy rachunek za 5 osób na 100 lari. Każdy zjadł dwa dania i wypił pół litra wina a rachunek to niespełna 30zł za osobę! Do tego muzyka i tańce na żywo - jak tu nie zakochać się w Gruzji?
https://lh3.googleusercontent.com/MH6Cg0lEyiUE4f-fT9zQZl-s0XLBA4RxgCHT6qXJawcCq1sbYh0s1I7FKui-IqOs2-CQH1WtcZTodhLN_YCE_aP3qDqMk9c52p4oy5JJil1kojUfdr-w7DXMJZNgG0M2Wsjya91pEoYV8A1NmWxxGctxtLardaN6XPZ5J n1xrHvBnD2Y43NiFiD1kjrXr0zWXfuW8Ikj4j4Q0y_aCK4ULoY jaxn097sCaAScAnkkcNEE5dflm1B1kUxWQHkTeH16dkVgM72C0 xrjBUUe-XflGo6jrXxGgMMt4Smc7XgIRRA2IL3UGGYckXVfaErA6hpHn1k afZlK8v1SJKOtKZJedGb7Il2a9QJy-pucsT5HHh-Inm9ex3l3AorXaBpwEyM3JaI0dY9CJ6aPh9bsrYiykUzYeInc2 CBYxaostr4v7AcHbCwAN5bEQd2nsaBr2w10LVG7Qq-wLHTHbBxYPxGq14C5q-vSnjUZp7q3opzmo3ST_UbJ8YYCfzJsiSwgQ1WtjduTaWvnZlBd GH28x_hbFBoAMZoogSr8OeSnsN3qUo8-XLdENIMrSda5vMo8l-CjXz2wpFVfZuSrvG7F4l2pYdp--7fu_91ZHjFCcSyXgv1q8TwUrC8ZGFQJa2zjgN0OOUKlyCZRpT5 utP4g5wc5HPi4A_vIHn3fIHjDBZwcADb71X-gBZOA5Awh=w1186-h889-no
Noc jednak przyniosła spore zmiany. Gdzieś koło 4 nad ranem Łukasza opętał sam Szatan i kazał mu wyrzygać cały układ pokarmowy. Dźwięki jakie przy tym wydawał przywoływały demony z siódmego kręgu piekieł. Był nawet taki moment, że chciałem wstać i spytać co się dzieje.... ale zasnąłem. Obudziłem się koło 8 i kibel był ciągle zajęty.... za to Szymon ozdrowiał. O ile jedzenie jest pyszne, to flora bakteryjna jednak nieco odmienna i każdy znosi to po swojemu. Łukasz wychodził z kibla tylko na krótkie chwile i galopem wracał walcząc o życie. Wyglądał jak zwłoki w trzecim tygodniu rozkładu. Strach było patrzeć, poszliśmy więc na śniadanie. W między czasie dzwonię do Micha. W Mesti był przed wczoraj i pocisnął dalej. Wieczorem jak z nim gadałem był w Tibilisi ze 300 km stąd. Umówiliśmy się że dziś będziemy się łapać po drodze.
- Mich gdzie jesteś?
- Na stacji benzynowej - będę u was za kwadrans?
- Jak kurła za kwadrans jak wieczorem byłeś w Tibilisi na drugim końcu kraju?
- No wiesz noc długa, kimnąłem o 3 nad ranem chwilę i już parkuję pod hostelem.
- Zuch chłopak - wpadaj na śniadanie!
Łukasz nie nadawał się do jazdy. W sumie nie nadawał się nawet do leżenia. Nafaszerowaliśmy go elektrolitami i specyfikami mającymi na celu powstrzymanie flaków przed eksplozją. Mich przywiózł ze sobą piguły, które specnaz stosował do tamowania górskich strumieni - powinny ogarnąć sprawę do wieczora. Umówiliśmy się, że łapiemy się jutro na trasie. W zależności ile zdążymy odjechać dogoni nas offem lub asfaltem. Komunikację mieliśmy tylko poprzez internet. Na lotnisku załadowaliśmy Gruzińskie karty SIM po 10GB za 15 Lari i na cały wyjazd spokojnie starczyło. Tyle, że w wielu miejscach w górach nie ma zasięgu, więc komunikacja możliwa była głównie wieczorami, gdy zjeżdżaliśmy na nocleg.
https://lh3.googleusercontent.com/Mxz6S2bJblc-7ZrYiQGsyAJZSzF5pIMMSpG3Vo6QaH-ooAqFdIfoHExayqw9jZ_97U3_g2lT4EypSjxsZsRIPupRg-57myJLAYcyjZR0QAJORMtZ3YAFaWFkgLhiul5hcl5XUMqLeFFo DXFRf8YD_KGfH9x5z7ncyMxaDYrI82ubhImTtFtkKYw6vnH_sB nKibaiBxv75ufkr8FJOi20TbLLvimIid-hQoQ0meVVUGGusii7MSzBL85V4FvWXirIKErwl_ebxb33_NUeH CYih9gSbn8TEkAjXrcneUH4wHD-aexBlZyIttP3HKKSNCZn1K_e1Cbhuy0Ajp-HJGZyWlx76EByFv1iHVhhYLdiBNKpRdMeo21NCXGbuHyv8x9Ma u2iqHrvpWIjc0_8aKSajuINUgbWZJIVDGRAUBVvN_0wi6l6ytZ s7TH5I7H6sc0Bp1xYZHJDR9svrOhnXiaeTrIoVPTXSjRHzHHyz 1K7TmDAux8i2tvd-6B8_C8Jvpxte6pjjmotG-wimiuvIaxJY1jfb7eLrK4YVzH7hEtpsl5bsEOlVHXsDHrphiey Ch29NZrtBTTv_1SEZRIDRtg1Z30ET4PmX7OD57SRBlgICm2mer f8zsBmpIVi3ecbHmSyhJzJf-ADIxce7at7Y8Fka-xm5tMosqnID_AhECCl67FfzQG2PB9vZY3X=w667-h889-no
Co do noclegów - z założenia spaliśmy u ludzi. Nie braliśmy namiotów, ze względu na niedrogie noclegi, można przy okazji dobrze zjeść i zintegrować się z mieszkańcami. Plan w realizacji nie nastręczał większych problemów, bo niemal w każdej wiosce na trasie znajdował się jakiś hostel lub gesthause. Strategia sprawdzała się świetnie, zwłaszcza, że zwykle można było zanabyć też domowe wino, z którego Gruzja słynie. Raz tylko trafiliśmy na niemrawego Pana, ale o tym później.
https://lh3.googleusercontent.com/7ztmv5cfFLZWIFJUvy-rjYYWeo1gGp51f-_snUf6cd37MfyrfqVCfesQixaVdIYkGafew3qxEg1M-byJdNg0nDf6TQkc1EVaVfoAvFItE6kkI3aZzMLEHdwrPB5_g9u d9MfUNyJsq6m66jcfvExXb1cKjKBBSCCnb2aR0hEBukGfiKceX HKpO7w2s_9gmCEMzHSXfR6rWQnsgFP1wylVENO6mluk_ha6pFC i7-WLtVTUq-g2nh_7yzf11u1P2m5rFiFjzlH1GWBBHS5BWrK7y4wou6cJG0yk BoWKA0bCv7pNBbsMqC64jyAscQQy401m0XGgXwNMcMan1tzolM V5OhcheLJp0P06BGy7kua2t5f6Mx7rLxeAgVG6WlILwJW0R6-TYmI_GwjkJJh3elC9HqlqeAxHtNLNIBhg2vG_pSjNaw1ezH5sb hwLrEIHlooyzR2aaf46_WMY60T_a0ssM1y6yyUTVMiEC4YVNDR 6BnKfx0IsdDReL9H-KLjlKYfcclWHaxx6mrP-CuifUBZnn8Y_W4_7zAdZji0payZAObh_DQqf24UQGxu-YdumJy-llfYSJLw03MK-pPrn6TwQ-cycPfSGm3y091nU9wmmWGhL1dQPfQB-Q8iHm1kUlg8JOLMPfTZUiuvwVulgiScFqJ3mX_qt4CGymhuzkJ zfs5fo_JMYyopRI9gEOQ=w1186-h889-no
Dziś już kolejny raz próbujemy ruszyć wcześniej, by nadgonić stracony pierwszy dzień... i po raz kolejny ruszamy przed południem dopiero. Zaczynamy od drogi do Ushghuli - ponoć najwyżej położonej miejscowości w Europie. Wioska leży na 2200m n.p.m. i prowadzi do niej mega epicka droga. Z Mestii to ok 50 km z czego połowa już wybetonowana - a za rok czy dwa wybetonują pewnie całość. Ta druga część była czystym offowym rajem. Częściowo wycięta w skale, ze stromym zboczem nad burzliwą górska rzeką, później zamieniła się w szybki szuterek, miejscami podlany błotem. Na motocyklach bawiliśmy się przednio - Mich w swoim luxusie miał nieco gorzej, ale dał sobie radę świetnie. Przy pierwszym przekraczaniu brodu (szumne słowo, lekki strumyczek płynął po betonie), Marcin nieco za ostro przyhamował jadąc zbyt blisko tyłka Pana Kierownika Marka. Momentalnie go podcięło i zaliczył z 7 metrów szlifu po betonie. Jechałem bezpośrednio za nim, nie zdążyłem jeszcze nóżki rozłożyć by postawić motocykl a Marcin już podniósł moto na koła. Na szczęście poza zgiętym handbarem i dźwignią zmiany biegów oraz gigantycznym sinikiem na całe udo - nic więcej się nie stało. Po pięciu minutach jechaliśmy dalej. Trasa była przepiękna i zleciała nam nad wyraz szybko, już po chwili zza horyzontu wyłoniły się malownicze wieże Ushghuli.
https://lh3.googleusercontent.com/SIv0rPJBd3k7ptBu5DPK1Es7OPOQGcblGPUfk8_NoYglZbB7Ms gJFexVypyGd27iIspWq0xxjRTMjAz2DB6IUU4BuOoq-fusz9f7-aA-6gkEaaGnJdD2PiOBFjfUyZumbn65dbdFFjUmB9TNR1uyMOK6bS F7nx7-cuanYIahDSosC71w90NceWf6cGLDusWCuAgEkTo24p3w3DZwaX dGIvFMevtS0BVQXRF6cjAv05vhqI5r2iH9ZlCS07jco2TKhnas cb7BEUEyWV7bi-jX2KXm_7c_eNmzeMup2qKI8wopUTqiE907rUhVCrx7UQ1Wt6Ar gnJKsxVgRWJJSj6cBkNT7cOl7k8MuFnKI-UsgGqOj5fC0RMZdKmBQRQzvVoOgIKKufHfEni3JIUA4WoujqO4-K8Htm_XpM9kyJCzu2QT7FKBSEmW9hCRYdsFZZuug4YJfgpU1Ic URWYC-RaTkBtrYHP7JIIaNyQBcqzykUaaZmfAnula1hZ_RSo9K7EmyUm PjWkhmbYmH9KPMrZqN2-J8PwtXiX3cQ7q3TgaLvG_Sj-ZG47u3OMoPgbeNb98kJaxqejPcveo7vKgqx11nNps7pYTUftEw PrLSlD3NmNwIjxnkvRvtAJdOjL636Z5c0YsXkJBXjXpLS9TbAB 7G-BQMFAD0pF2ShCi8L2UrJHOGuHezAvhuyR-Bw=w1186-h889-no
Szymuś parkując w centrum wioski wywinął orła na stromym zjeździe, w tym samym miejscu luxus zawisł na trzech kołach. Tym razem należało wymienić już klamkę na nową. Myśleliśmy, że jazda była ekstremalna, ale to było dopiero preludium.
Samo Usghuli leży w bardzo malowniczej dolinie. Słynie z niezwykłych wież obronnych, datowanych już na XII wiek. Dawniej służyły do obrony nie tylko przed wrogiem zewnętrznym, ale również przed wendetą sąsiednich rodów. Gospodarze często spędzali w nich grube miesiące. Na dolnej kondygnacji trzymając żywy inwentarz, a wyżej resztę dobytku. Wystarczyło wciągnąć na górę drabinę by odizolować się od zagrożeń zewnętrznych. Teraz te wieże są wizytówką regionu wpisaną do światowego dziedzictwa Unesco.
Zjedliśmy tu na spokojnie obiad w towarzystwie wszechobecnych bezpańskich psów i ruszyliśmy dalej. Obraliśmy drogę, która dla większości turystów w autach i busach jest niedostępna. Przez kolejne trzy godziny zrobiliśmy zaledwie 36 km. Nie jest to może imponująca średnia, ale zarówno teren jak i same widoki złożyły się na najpiękniejszy odcinek offowy jakim do tej pory jechałem. Były szutry pomiędzy ogromnymi szczytami, jechaliśmy przez błota i kamienie, był nawet odcinek korytem strumienia. Mało zdjęć mamy z tego odcinka, bo było zbyt pięknie i intensywnie żeby stawać. Coś niecoś zarejestrowała kamera na kasku:) Jedynie w tyle głowy zastawiałem się, jak Michu da radę przejechać luxusem. Momentami kałuże miały spokojnie z pół metra głębokości i wielkie kamloty w koło jednocześnie było tak wąsko, że nie szło znaleźć żadnej rozsądnej drogi. Na całej trasie minęły nas zaledwie 3 terenówki, co daje średnio jeden pojazd na godzinę. Kiedy dojechaliśmy do wioski położonej na skraju cywilizacji pierwsze pytanie z naszych ust padło o jakiś traktor czy ciągnik. Okazało się, że niepotrzebnie bo Mich dojechał godzinę później. Przywitaliśmy go burzą oklasków na stojąco. Luxus nabył sporo nowych rys na lakierze, ale każdy właściciel z pewnością z dumą podchodzi do takich pamiątek. Wiadomo rycerz bez blizn to dupa nie rycerz.
https://lh3.googleusercontent.com/cEsS7n-NCAvDw1Kmsffa_1l1UfYqVgLD3W9vLAz7Mj3WXi7R0UoKp9Xq_ HIYY26KvSLUrkNsbJKGsNpLe3ZgG_P1NKnQwxVPRbepnQkJ4eK yk_wEqyUHvhbHWmnxLmXe2X2IyQ6rp84t6XzHuYWpIHxHCOw9s nlpys9irpU2YWA_q_TsDCAHouRPVJhhnkTORNZD2-jF8lF5pet40D88oG5vs83xzacOzodUy8mPK9hBZIAhKg4zmAOW kvCAQzmZZYzK8ml4YE3fJQ_eo2oWXK7LXP_D5ldvxteuIx3sb2 2m3yUaR2TuqqQQbWbVdCHwFI92METcYo_76hBhsYSetjIfauQ1 WltpTB4_qsW5BPfNnpZb2grAiLqEnYFTO9-8xsnoHY1CgEV-aGSJe3cWJC-HZlv5zUhHcKPN51Z6Nkb6kGvtRYoLafBJ_URcbGQUxFnkSQUOv IJ7pmI0KA9cVleYsw0YVj0_YyXil05clO2HM9CS5enF8V1im86 qJrawXIBf8OcMtzDK7fwg342TIzu_VHn5xCb2sxHq1TsXiwi25-sr876qD4UUU2UgxRcYPnhjAyt9Rkbt4dhsmIjvj0vSz5oijrGG kDL7gAJ2Q4_DG3Q8bm9EacRVar7oKe2-_wETTKveCQ2AGuhJovcBM4A2ri2_Ah17mlJXWfkXPNBnY3rSaA PJpp6GZQ=w1186-h889-no
Mimo że było jeszcze widno postanowiliśmy zostać tu na nocleg. We wiosce był hostel, nad którym powiewała polska flaga, właścicielka miała urodziny. Był więc i torcik i wino.
Łukasz napisał, że po południu przestał wydalać i próbował nawet podjechać kawałek motocyklem, ale kręciło mu się jeszcze w głowie, więc dobrze, że odpuścił.
W nocy rozszalała się widowiskowa burza, ale zdążyliśmy się umyć nim odcięli prąd i ciepłą wodę.
To był naprawdę piękny dzień.
https://lh3.googleusercontent.com/CAXW53zHvjDaAKMUX1VPK12U3tJ9MLkZmYCbfKk_NMLM8EEFa8 km8V10d8i2kQKetjW7xT2dcDpxYFYxGXZfa9SEkpwHFgjytgz_ rBrh2WNgXmmxvon6K-J42ZEBNcjd0vXSgdFPORJ0d6zvhNZjxzHzW_W90e5O2k03owgK 165YTS91IJJViaFPxL1UZakrum34Eky6F-ucSSWJ0nA7QYZYZHWGyNGZI57sklk37TtQ-VzOWe4RXcvGrZr8Qg81htDVnF0RvMVTlGnum5FF3gDyqkQRLDK FTuwJNmErQ2IYreTdnE1zt20El7RERvimJ6YkxIemgShzV9Bvo DzWNBgaJI-ZCHFP4cxt90xBUjmLreAFqgor7fXVGt3igK8uYLknX6qYFAdFo umq4Rt6-Zw_SGQk0m0vYi7a5LYq1xp5PzXaWvWfvb7Eo6_FvVZI0EPLrH8 ujvfTfrzVLxktDtRGqeNIBtvuYakUMBK9in0we4pw-qUfQZMsTC64Rri11a-Rvw3DS42AOwt2h4rYhR1ZkpyPFj8QpEiYweqfy9IDqglXt-BBjlM_7E4Xcf4JymDuCe96b5yqLL6aTyVKCHnM3m4g-3rcY2GbmN3GhvG6MniVX6uKQ522gJBQteNjLktY8_N8OMBSRa-Hq958oI2s_ql5hT0FpISfXTikEHpxnqbS_R4zkNpBVw=w1581-h889-no
Kolejny ranek był raczej rześki, lecz słońce zapowiadało ładny dzień. Planowaliśmy wyjazd z Wysokiego Kaukazu, przejazd przez niziny, wizytę w Kutaisi do jazd do tzw małego Kaukazu.
Łukasz wstał jeszcze przed nami i dojechał do Ushguhli zanim zjedliśmy śniadanie. Myśleliśmy, że zdecyduje się na jazdę asfaltem - na swobodnie spotkalibyśmy się w Kutaisi, ale musiałby odpuścić najciekawszy kawałek trasy. Zdecydował się gonić nas offem. Umówiliśmy się, że jeżeli nie da znaku w ciągu czterech godzin, że dojechał to mamy wysyłać odsiecz.
Wyruszyliśmy niespiesznie dając Łukaszowi możliwość podgonienia. Koło południa stanęliśmy na drugie śniadanie w miejscu, gdzie dumnie powiewała kolejna Polska flaga. Łukasz napisał, że przejechał najcięższy kawałek i jest w miejscu gdzie nocowaliśmy. Do południa odwalił całą naszą wczorajszą drogę.... zuch chłopak. Lecimy dalej.
Szybko minęliśmy Kutaisii, bo jeżdżenie po miastach nie jest naszą ulubioną rozrywką. W planie mamy zdobycie przepięknej przełęczy Zakari. Położona na wysokości 2180m n.p.m. oferuje ponoć przepiękne widoki. My po kilku zajebiaszczych kilometrach podjazdu zapakowaliśmy się w chmurę i ledwie widzieliśmy światła pozycyjne poprzednika. Temperatura z dwudziestu pięciu stopni spadła do 12 i zaczął siąpić deszczc
https://lh3.googleusercontent.com/woxq37JQ49ItYRNkGM7rXk-ra0xSTXrR7KJz1Z-UiWn7Qo15SoaiitWSQpfBnIyosFfnGpLjAF7vWK4nDZ6Ib5gOC HWiyVSTq7RUYc2u3kMakVsojt28wiuZaKH_78AE1YKg03EYSuJ qtvs0Ycf0ZXa31cIFF93M7QEf7Jb_w-coGUFFfNxgmK_Bj62_qygg9EERBCIqbWAtcAsof6btmmwbkkSn hX7_B22kSN_1wyq8334qCFtk86zATRpk0UDdhBcuWi5S-XUaDwDcb-vjTlynMMqYUySbTy3k4Ys3qLp30lQ_WBbMQKeJCQoZj3eKjaXu 1mJ53Fv34mo030brvQn-Cy3Zl2o2tYORpuZ8czg7CvqbB620eYjsU0vkKiLL2itiTXwirq 9g4PcRxuK4yuVoujK7ISLYtRpJkW1ly7mD5M4u5eCFscKY9_u9 nLCvN_olQ7RHN7NKdJHb2ifJhZlNLYW09MhmSWr9h6nLCaiihp AYd4MuJ4faevn4k6dk9HjrzvHXTr_D0MdQq0Neh_mXt5bbBByc akwEcd6JkOXLE98nyFYLlBNuu_kTZBPixshzFt-Nci4I5WOwFR_dDTMk7-ooe10EDTLsgR71WEt9DMu8UP2-ccSVKfKmCK6_vAQfgJvd4E5Ry-AcliWAsk3jaM7g0v4bWSlf3LQ9bM4jTyM5e-eK5dC4aw=w1581-h889-no
W międzyczasie Łukasz skończył swoją przygodę motocyklową w Gruzji. Wyjeżdżając z zakrętu wpadł na walczące ze sobą psy. Większość psów, jakie spotkaliśmy było bardzo przyjaznych, wybiedzonych i gotowych oddać duszę za chwilę głaskania i coś na ząb. Lecz spotykaliśmy też 50 kilogramowe kafary, które z agresją rzucały się na koła motocykli. Nie wierzyłem, że gotowe są rzucać się również pod koła... ale jak się okazuje byłem w błędzie. Strategia na piesy jest raczej prosta, zwierzu kiedy widzi moto obiera sobie kurs i celuje w środek. Zwykle wystarczy zwolnic, dać piesowi czas by dobiegł w pobliże motocykla i w ostatniej chwili odkręcić energicznie gaz, moto przyspiesza gwałtownie i pies trafia w pustkę za motocyklem. Łukasz jednak miał więcej pecha, psy początkowo bardziej były zainteresowane walką ze sobą i w ostatniej chwili zmieniły zamiary. Wypadł też na nie z zakrętu i nie miał dość czasu by zareagować. Może gdyby nie choroba i całodzienna gonitwa nie był by taki zmęczony. Teraz jednak już było na wszystko za późno. Z prędkością ok 50 km/h zapakował się centralnie psu pod żebra. Motocykl położył się na lewą stronę, całym ciężarem przygniatając kolano, stopa załapała asfalt i momentalnie ją wyprostowało mimo sztywnego buta enduro. W całej tej sytuacji Łukasz wybronił się głównie ortezami, które przyjęły większą siłę udeżenia - gdyby nie one kolano byłoby w opłakanym stanie. Skręcona kostka i zbity nadgarstek blokowały jednak ruchy i wywoływały ból na tyle intensywny, że dalsza jazda nie miała sensu. Pies zwiał z podkulonym ogonem... choć po takim uderzeniu jego przyszłość maluje się raczej w ciemnych barwach. Łukasz niesiony jeszcze adrenaliną postanowił odprowadzić moto do Batumi, co też uczynił, choć zajęło to dramatyczną ilość czasu. Zapewne gdyby poczekał do dnia następnego i ochłonął po adrenalinowym strzale, to na moto nie dał by rady wsiąść. Kolejne dni przeleżał w hostelu starając się nie ruszać. Spotkaliśmy się ponownie dopiero w dzień odlotu, choć kontakt mieliśmy stały i z niepokojem czekaliśmy na wieści po wizycie w szpitalu. Ale o tym dalej.
https://lh3.googleusercontent.com/MiT-AqZ9VgQi9gYPoINIuFN0oVyTnc4lWqynQuAW3ucU8WN9F4kdsw V26Buno_f5cLMK0VTqGSGhmvkdqzsOgghIJIB_v_Bs0tl9joKh pRQIgayN8faeS16oTkHxsbCnC7RCZ5IrGzEkug_S5GN53BWLex QyhwIs_ujvbv8ohHvKLPJ16NOt6wYs87LM8THhe2Rin9MAFE6Y XJXPiPBDn2A7Z92vS1RuaUOcBDrVeVbgQvdgBM0MfAalgNmyIo HB-6AFqOyLgVJuyTtzEoqfTCd3yyCh8DSBzp3eMU6oIrQIB1GXESE E36HMbfSMiCrP_YDTapthOKC_C_0dzDdqGd75TPegaISpmem0V hL7o-xh6XkTVmU-y-juyxWvfFgfxApdBCWRCky_v5RgxEdPFQupHg8jiawydMWsUk8x P4vcq7AQTWGjJy0_Na9Ap8HradmSlsNcA_IPIus3qySwdh7f9-t4vva0h6mPgKSaqufmguR3BEEe5q754kWRfdI1dYPpzvzZRE8W OyK2QY6w3lgECq7KnfM7WRrkY0Hk4MlHIECMahf0SXAtUJlNdU L4enQNwYu_1V5XGgCnJ8Vz-BIJqIU8TeNwCWckrf6-Jj-EuvQ6FMhxdgall5bcn78iVUCcaH9ILMW-PcX6_bdpiUDY5pwHw2qohU1DMSFJTQ2q682if-0D2b_reA=w1186-h889-no
https://lh3.googleusercontent.com/PlnWDqz2AngGjWkZD_lSbhTYZOlbeCZ0Rxjlp0WbN9qKKL4l0D 7G7QPpi8mZ9sC5mWQ_Y-N7LGP9G1t2r2Qzjx-1KBQuXJre69aEH35LPUuubosxH32ykcZxhRgkLZU871zmXhzim 3K20wXCF_ZxMaYqFBwEwh1nlT2abA6_6rb32WI26GhFBY07OZh lNhErb02sD7KMvamokGcyebASB0K8a0h98wt-I-RWAUVk_Jcaptv-TNmO-H9lXRaKpPW3Ptojm7v0rhsSvG6qgaFj2_WAKDqJ5yCedjNgLgz SEEot5JVaqtVen6-mPY9481pxR0dfAXmk3-vBCPbYEnKqiJpNieXFkkSaprDE80I1zBkAp5F_2XPlzlAsxK9h 9Lc2Upb-r4iViR3oSCW_gR4gy4ZHrdKZ-YkJKZgatMZ4MwEjQ-BvGYqr4qDNjnlz2mneyy4VuwLmy5N4WYIaFUiPCXFoAqYehaht eGGjncznu-al4sgUQjsbUTCz3km0ujWXvlk7hHJl8jWI3UPyUx8q7dJ3Zj31 p7P2SeX4fryE4D2LkwdfeKLlWtRt8-sL3rzxlV5eZFGxb0JczZ4LSFDfFzcp063hnMJi_zssKY0YqOiN 4L2Mh4VBrIvNfsG_8mZaVls3uD8BnQEKL5J5M8wiO-OqNmS3SP8B26A57leqgiQ-RJ1EHLjsw9Mt=w1186-h889-no
Po tej wiadomości zjechaliśmy niepyszni z przełęczy i minąwszy jakieś zabytkowe łaźnie znaleźliśmy nocleg w starej willi. Willa choć ciekawa, była zarządzana przez Niemrawego. Koleś skasował nas jak za wystawny hotel, oferując w zamian naprawdę niewiele. Było to trzecie miejsce, w którym szukaliśmy tego wieczoru noclegu i nie chciało nam się już więcej zawracać gitary. Niemrawy, poinformował nas, że ciepła woda jest tylko czterdzieści minut, surowo zabrania się spożywania alkoholu w pokojach po czym zażądał dokumentów do skserowania celem zabezpieczenia się na wypadek gdybyśmy ten alkohol jednak chcieli niecnie spożyć. Nie żebyśmy się jakoś oburzali, ale do tej pory nikt z gospodarzy nie wykazał się takim podejściem. W kompletnych ciemnościach udaliśmy się na poszukiwanie sklepu. Pod lokalnym marketem stało kilka krzesełek, postanowiliśmy na kolacje zjeść kabanosy i czipsy po czym zapiliśmy je piwem i wróciliśmy do Niemrawego.
https://lh3.googleusercontent.com/hcZI60KS1S2bEHdCCWTZZOGerJbq5zyxYkZFNHww3YmdwQETwZ Jd1iBa4yhaOygBPfppZo_PG0O48Zz1-INRsjhaAUzSXPFzeinn7zodP-jL5gqxz7SeBueKAOMPM29z5cPiaR0_piW-qKQLNikogrsGcTAOCmXpB6dyKkiDj4M3YU_4s482LZEmxIz0Ab ROD98PtpuMV0Qrdm0pnpzSyx4dUhwB6aQHIeyWGeHcH4ZDSWCJ c_xSAbFW7vnj1m-HJh-3XoP6hXvd1u9rsaGNIdFVnTJEUqzabLjrA4yNOWvcVGrpgFsbu qnBwQEy3b1LK_4e0q2am5LF_nIaJelF204Z6qjk3F93IvaokSC VvOSbb9F2Cof6kT120jycpbvmKGogmGczp8y_EoUMe4OlcA1-32mTz-rf5omPA5wmZpgVrY13GZFdO1pKfx4kdZ8wfVGdbv2gc4YyImgS eWcaMGEzoCRNIwuup7ZGBidu2V_WxlpeEjrbbGUWHYwTAUimQ5 5wG1qsPzFVo1aSUVzdz36XL9i08czHqA120In__jqM4k8Lyuz_ Kc-X45CY9ntEmPJgYvTtYpNxCDtvb5YYmHkpW8o2WhQdCOhJDEm36 K7HRSdLSk0MhKESG3kJvTM8kCfs-m-HTp4IbQIbfpPa8F7GJXxcaPE5GpyTgqjnX3wf18dtLazGpaLm1 A=w1334-h889-no
Po powrocie, Niemrawy dostał od Kierownika Marka piwo i od razu je wypił - od tej pory spożywanie alkoholu na obiekcie stało się możliwe, choć klimat wcale nie zelżał. Siedzieliśmy w salonie ze dwie godziny gadając o zawiłościach losu i psich pomiotach. Gospodarz cały ten czas siedział z nami i nie odezwał się słowem. Okazało się, że już dawno chciał pójść spać, ale pilnował łyżeczki - którą Mich pożyczył i nieopacznie zapomniał oddać. W końcu nie wytrzymał upomniał się o łyżeczkę i poszedł spać. To tyle o Panu Niemrawym.
https://lh3.googleusercontent.com/RUn14RIw883B_bkXgz0iVVQKnYXaR2hGBFhiL4XrvPnUcIC4oe ODeEkRxwnXq2qFFQiGOHZq2d-xzSQ2pUIQKmVSuHM1VAvr4Ii5g3pzKkSXo94pbnsWUcEZXJdES KfYaazT7RU-Ex8ql_7iA_I3T-HcvkKLU3xZ8ZO2DS3zuQ7rP793LHE8ZE_AY2yrkx1iBOwPkXW7 r4lhFyNxnJgRQ55zhjxmhuoyzYT52MxFAiqEIMJxBci9hTcl6r NHyzRA4Bq8YB0A_kIVOEyJpDz9AprMSH_GwNuiFjO9JxIiu1f0 naQprcm-JrtaJ8lgVQHpxCAGvRAB2dk_aNI2zn3v0TesL86KpAMR_BNhh2 mL3H5qyoK2vaHk7mwhiCB_rn_h6926rT0tJJGFcHVGqowHBilc Ud88d2H31cQtvkQV9FidgME8xOTSXqmUPjYKx7UuPA4eO6b26O Bbd_vw04249k5mqN60RmtFKI7nAWofp50DUb1fehcf_XQ4Tsmm VGo8uprbdTUHlHiaKFueL0AEJbad0iweey0pN8QhQDGx1xyDKO FJeCLcpgAafbPsqr3D3Pn5p3_3IzL3fFB44Q7W7GmJOsn6JKQ2 thflJwsWdu22VONuq8TUPX41QM8NuH_priBuUNKyh3W9V13Z_-OHe7sfmjw3AINJyotVmWcH5KEfUXj4frFZTw7u=w1186-h889-no
Rano już nie zamulamy i bez śniadania jedziemy dalej. Na posiłek jedziemy do Akhaltsike, a droga dostarcza fantastycznych wrażeń. Asfalt jest świeży i wije się milionem winkli. Moje kostki nie wyrabiają w złożeniu i tracę chwilami przyczepność, ale Pan Kierownik Marek na nowych gumach w zakrętach trze butami. Koło południa znajdujemy przesympatyczną restaurację pod zamkiem Rabatti. Jadło kompletnie nas tam rozbraja, obsługa przesympatyczna daje nam Polską flagę do podpisania i oferuje nocleg. Plan na dziś jest jeszcze by objechać jezioro Tabatskuri znajdujące się powyżej 2000m n.p.m więc planujemy wrócić tu na noc.
https://lh3.googleusercontent.com/g22_lGX4q477TsxDrMX_aPuMeCNsIfjgwFv6EXpBHo2SRpvFOe gMjJsaWYUJxWW4Jr_2rxXImvV7mDV_4ShiX0WgDmI0QY6IVOSG n74kbP86mctcx-XkWYy425o9dyh-eH6jbsHRLLoARZIKILj4nqqITGyPA8nmMT5UlcahRCXiK-aF0-nOcIXjs_W2FHCbw6jUQzmtNH17TsjBPpFYYXgMCQ_3sBSbfb4-WUcY8K_SWtWY-RQzFbImEciEVb3Bpd4RSyzemYWLDlbEZuImVsByytYXKnnsyn2 SBx61OKlcoq-h34if0WrvoB4dKHYQGLmgRk6Ky2-jcOz5YebDRQG-uZeV3LhxJ5IIsbLwX4ZYfpdrDQvrvyGZ2cPs6cKbKuOlXzl7hK 9maOe31sb-myYAMaGQx1Rvd5iBfGDcrFK8OLec_bBjK5ASHoKgFky4pidBq0 nepUeV4HtTXMljF5aJ1g9k7fb1esK3JuyotnOCinqPDSSoozPR lwmVMYKJJLYeepoAbaJsPXqr9SAoYqMswh2LqdDt2SEQ8TYwIG 7aJkhqhH-bHJCEQ4rSTW7bx-bR21zmRc5TfTywEckJRRcAF9l3NbPN6LOTaNUejk7F5dNaCutk 8lR_63pHeuATsZeHrhEZB6CCuMYfrHYfIDqBBT9PsXTbcW16zF jlCmVFGMsOvAM7KgwBYw=w1440-h810-no
Ponieważ mamy pół dnia opóźnienia i obiad zjedliśmy tam, gdzie planowaliśmy zjeść poprzednią kolację - postanawiamy cisnąć na minimalnych przerwach i wrócić tu na nocne zwiedzanie zamku Rabatti. Ruszamy i Mały Kaukaz nas kompletnie zaskakuje. Najpierw strome podjazdy serwują dużo zabawy i bajeczne widoki. Marcina XT regularnie się przegrzewa od pewnego czasu, ale na tych podjazdach to już przegina pałę. Przepłukaliśmy oblepioną pyłem chłodnicę i problem jakby odpuszcza. Kilkukrotnie na wysokich przełęczach wjeżdżamy w chmurę i znów robi się zimno, na szczęście nie pada, a chłód pomaga chyba XTekowi. Zresztą los wymyślił inne okazje do schłodzenia silnika. Wypadając z jednego zakrętu w środku chmury trafiamy na posterunek policji! Zwykła drewniana buda na wysokości 2200m n.p.m. Policjanci momentalnie włączają kamery, które każdy z nich nosi na klacie. Każdy ma przewieszony przez ramię karabin i poupychane w kamizelce taktycznej zapasowe magazynki. Nie wiem co się dzieje na tych przełęczach, ale sprawa wygląda poważnie.
https://lh3.googleusercontent.com/1xqdUoR36eDH1UmQYjrVIFvZjVUR9gw9ZjGCCF5xTD-ZNoVoqjtL-GIhdUhLrnhIKE7GV--Y77_6s1r7KFc2SEl0uTTu-N1tHkfpEQnoS-WbLWSBukswQNw6aCFKP06JqOyvJzhErYEk5xqdHYqNmarO8PQx 05-Si6ymL1dfyw2SJmdDIry1pwQwtGLI06qkbvvqtfZklo6eH5Ig0 FRq6vk0o7Lk9EgS5UuNtUyNs8KeMGjyz3ASacHksAjv2JZXx0-YbFIr5UZHtLGJxHNKN305rda0o9vOLXtLu0e6pPmcUCaaaCBH5 1RvUav1qgoIYH0A-qWlIbG1pLgA1X4MSct2b_fmgWjo7V0jm-IvPxANNUY0u3Chgq-Q6bspz_h0AXgDpumh_wL1IJ84BKZ0Ot7kdHFnHBp8v476LX-kWInZPb1XHzrRL7wyJx4y4ZHKFNFY8RsrPqfRnr3J6So5ogdtn Z1fy06y7G1U01Sh3aGYeFU1BmTWPu3N8M2g5k0iJ_cqRtfhQFo 9sdQp1V5EzzAAkr8xwQq_nubahHkD4ZWqQu0g6XQWHdL_DuaVH q0xBgTSASzWD7Y3hUDdKJdZ6QNHkWr-eEmbkYAKlihObFapE5gD8xszFx8nbEAwMeeVoW9lRzhZwgtdUi gyizv0j-3dLmDfPDfDVndnPyK0_Nut6UPETOaXydgBkA=w1581-h889-no
Pierwszy cisnął Marcin, bo nie zwalniał by zachować optymalne chłodzenie. Ja z Panem Kierownikiem byliśmy tuż zanim. Policjant pyta skąd my, dokąd, czyje motocykle, ilu nas itp. Mówimy,że z turyści z Polski czterech motocyklistów i wóz wsparcia. A gdzie czwarty (Szymon zatrzymał się na fot trzaskanie)? A to pizda jest i nie umie jeździć. Policjant tak się ubawił z tego podsumowania, że dalsza kontrola przebiegła już w miłej atmosferze. Osobną kontrolę przeszedł Micha,ł bo jak się okazało Luxus potrzebował dodatkowego paszportu czy innego papiera.
Zeszło nam z pół godziny na tym posterunku, ponoć widoki przepyszne w koło, ale znów byliśmy w chmurze. Pytamy czemu sam Pan Major siedzi na takiej wysokości i ludzi trzepie. Okazuje się, że to droga o strategicznym znaczeniu dla regionu No to faktycznie nie w kij dmuchał.
https://lh3.googleusercontent.com/pjYasf7gQjgzP1XqVUOzhYhatsZXIqtFiqQdaC_A2rq9GLTR8S MZtFDM5BmT4es-K9ruWupE-uGv5hs0LF2kEm_TBeEc_1hyg3Hl6zXnlNjL9rQT4H7UEV68fwg T3mouSaOtGDFio9Hzfoo1OUTLR1u3lYRFNVwn6r1vf43n-RBrfLTCxJ4yvY9YahpgrpcSHZziuBzBWQ6DPi9joEtMkFNp-dBka_81i-iV7hLy7wBuMjOO6Y_FwF2M3zB_6qjYoGkJyX5nbrHkTL5DFIzb TBCPFNOA71_qMG4IWgzRIr3cWKiFQJhP7ySOB06cpnQquyxMoO 4ONOWeDnlch15CmamFQ56e0ahRErSpK3Sisi-XcmLOnIVOY7mcrCCgr__61GlH_0OtVBLFEwNVTWkekmt6aXy10 5HTf1j0aeGrHeQl1F4dnTwfVGaC9mtbEWuAruJoLgEb14rKY2S FwTfJ6bUKht9LjsIXmD10SSSudJeAA9jssDCl6Bt8y1L_Y1_Pa t1Whm-a5FT2JqzwW1pbjDu0fMfIpQ1IiELEv4906waRT3vQpY69yaWxD ZZhj6cG7RuSbQ56kpeV4SHhG_2eXsL36h8KmDOnTH9HqC8SAPL VDTTb-aBsRbO9QQZh45zRubYPU030y8UPsy4-7gqOmZ7XrRduGL1_Gf1iJFQKbFqwAUSGiBeYdvq6=w1252-h939-no
Lecimy dalej. Wyjechaliśmy z chmury i widoki faktycznie pyszne. Zrobiliśmy może z 10 km i znowu posterunek pośrodku niczego. No Panie tak to my tego straconego czasu nie nadrobimy. Znów kontrola, karabiny, kamery, dokumenty. Ponownie było wesoło no, ale to już godzina do tyłu.
https://lh3.googleusercontent.com/rq7wWEECsPzpjZHT9EfYUxv_rTmIagQo95TwMSyqETZ5f2-76KoloKwdTPQp6j6fDMKSg1jJDDmr9TG73EXuaaAuVZbC8t0vs Xde7GpdeZ9q-dNjDryJXdqYdXxzyezNPnp-WSqXJMAo0iJm5YNLmFB3Kgw2rU0Lnt4RzFmQ5gq7yFgsDU71Dh o9UYjKc72NeCO-7evPcd9NW3fsh0M6qrtw752vn7GbNXe-1D_L9x69bmCf1vFWpwHSOUCG47leISAoDs3PLrBba-WkH-EgLni4gw4lvyVgCqdtRKz9uomafTxYKoqWmhyU4qjK7dDAzz0e kQKxM9XOKgnZp498XqXSpm8ni-Vao1UOcOu5l84xn85k5ZcrNoqX-LJKEN01JfHeeeSj_OWvN0sNgdTlPmClHNyx7eSi2ucRG_LKb00 7ztAz7ufQwCVVl8hkgZHl0X0RhzULhdNp_mGOEMJWtoNZtAe1d UiyOZz-6CfKfXHYru6vInFTQJGIvxjMtI09RVfpRi3irOuqUDwERb3vhS WN5YX-vuevT-ayEJ1fzBbNeyj9iFfGxwldt4u0ovJHk_bEeEFEKa1mp-4tGvHZidxq2LdJoDQ-5ZmkWscW8ok-DOio4xdbeFiQcPPM54tMbkuUbROlt1IrlLQGWYkUmzmAuc3IWO LyyPJNFxYbD6ty0XBJ3OmMZg4-Ww=w1334-h889-no
Robimy kolejnych kilka kilometrów, trafiamy ponownie w chmurę i w najwyższym miejscu, nie zgadniecie - znowu kontrola. Wszyscy mili i wyrozumiali ale nas już powoli bierze irytacja. Policjanci dzwonią do siebie wymieniają informacje, że faktycznie ci same ludzie, na tych samych motocyklach, wszyscy kiwają głowami, ale kolejnych 40 minut nie nasze... na bank się nie wyrobimy do zamku Rabatti na noc.
Ponownie ruszamy dalej i zaczyna się magia. Gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że tak wygląda mały Kaukaz to już dawno przestałbym marzyć o Mongolii. Przewyższenia ciut mniejsze niż dni poprzednich, ale za to przestrzenie nie do ogarnięcia wzrokiem. W każdą stronę po horyzont ciągnęły się wzgórza i doliny, w krystalicznie czystym powietrzu wyraźnie było widać każdy szczegół. Dziko biegające konie, polujące sokoły, olbrzymie stada krów czy owiec- z dalekiej perspektywy wyglądały jak wijące się robaczki. Widziałem, że wszystkich nas to urzekło w podobny sposób. Spełnienie marzeń każdego nomada. I mimo miliona cykniętych zdjęć - polecam obejrzenie filmu, bo pojedyncze kadry nie oddają ogromu tego miejsca.
https://lh3.googleusercontent.com/m9YSY7gDiOOXk1H7IX6Upr7j6m-D6vf42qnpJevb7VnQPcx6gyP6ShJN3oZDmO5cOvqFm3QxEJb6e yeK0918xFJxxdCqQHLm8QtZP9GQVaRcpVJd4kB_q5a9bC18a6S h8ed-JKnNYXbZINMcUbRCeUgE8uWSZOMblSsU1zLMovQZ_Z_dpBCuVD l3h-D7_w-Sd1hXz6UqVYY4C-YWkDSrCLctQzBYblVBs_ubUEMsVGHexraYGLDHCo9af4nYRFp3 Gj1upj_kcbHe6AEJFuEV3ufdmJhkc0UVq7jhfXK3nmTIYXNri4 mjlzIS6WdsBdiAYQkX4zp7Yjq5AbxRvq2wheBamZeXGWv9cWMs 2fW7XRKpe1M8adl2Ryv8W3HieyC9IWnbNifyzMtCr5uUSO28j9 FONTS43CULfpGlbdzdWlZAZtDJtnnqfqDpCzFIXZ3wVNTls_uD-J70m6rFUUnkPoqCfKFVPuUlaFHNms3pZ52PgyoOCvPmzTptl7b 1FeHrKUfKNgM_o03axK4vwg1Xpd0O03J1hA999FzLrnsGEHF44 PwrCbBzWxlioQfqxK9ALF-ZB25S16kCOojIGSd8v5OjddHtuCBSXP0nUZZygf8JYDZ1TFssX V2uiUjdKjvm9x9EMLxnn_czx_ATSC6hXFTW7S3RSzlKo4ZwXZR APLqaqDHrVctt3VaZXw=w1334-h889-no
https://lh3.googleusercontent.com/3sVNoyvHZ7vumoxdIhLmaCexJ0m_bJzCo3DZLZX7RBIiCtaQiE YI2qAaesgvXSm54DWyHYwNiASOtfd7FvyRwy27TpCGyeMQErBM pWTrcckZHvCxEqutkhQwYaAa4mj8Sh2ntM8II2jwGx_iFx3QR4 I0dj9FEn7wVPayNB3dBAGRXkZyVm6bnbO1uyNbRRyEItxUtixQ RVBA7tVaMwCIBDR9igyh1GYQPXo-DEdNtZLxv4_zsxo7akV9WEO5OeKtUZc0ikUSK_jQEyOandp9-VX-1OqfQm7pUDdZmPBit4XDgwKTsXipyTU9FHNMsaVPpJYg78rMOr Ec5Vc02tvMvR_rbc-XhjEpMgt1wBtlkVInYf37N1EvAsvQeRvWtxAvI0HTFuw2inxJ3 Im4vi8Xw95PIerAJxxVg_SiTYnFqcc3sAXwxPcyzJWcth_fbeR H0iyb7Oyhy9RGe63h09n3CNrlRoNL5O7s4wBwYFGa40O4MeJuj wMbb-XyX3H2bDguFwHeHK6TtvATS5mHK7T-VO1ET3ynDodNYBzdooGLLizfdJ8GGMwLdj7n-Bq09h0QC9ZVk7lgWAHZfd7F0TwL73udXcsIiJgd2HQbaX18D1v gPbEope0p2Co8px1ccqW_jZaXgAX9_jH-_nUoYYvNsmZ6L5tFgdu8NK71Favf_uwK3lpTmF2IaP1h=w1186-h889-no
Pocisnęliśmy dalej do najwyżej położonego jeziora w okolicy. Tu widok był równie miażdżący, niemożliwością jest by w tak niewielkim kraju wcisnąć tyle piękna. Łapiemy trochę szybkich szutrów i pod wieczór trafiamy do miejscowości Vardzi. Wiemy, że jest tu coś ciekawego do zobaczenia, ale nie wiemy co. Jedziemy gigantycznym kanionem i nie możemy nacieszyć się widokami. Na noc zatrzymujemy się u właścicielki miejscowego sklepu spożywczego. Jest to obszerny dom, zbudowany i wyposażony wedle najlepszych Gruzińskich standardów. W dobrej cenie otrzymujemy również wyśmienitą kolację, dwa dzbany wina i sycące śniadanie. Szkoda nam trochę rozczarować miłą Panią, której obiecaliśmy że wrócimy na nocleg. Postanawiamy więc zawitać tam jutro w porze obiadowej i zobaczyć w końcu zamek Rabatti.
https://lh3.googleusercontent.com/nErxotZRgEg0bg_kx2akAPkzNbi1mWtivceIK9GcrvueldyNRz W9B0DGuHc0SXgDzwYi4HaMETTLqF3EfCwn07EVJes6r8lLMKD8 WTIW9UvKD842wTe2IceN_W-IhVJOIzslr4uXt3mAIzq7eHHwEPh2dhCDVp9vKdks3qwENi-zPGqy7GceR9Msk26TJC8r2RoBTIu9zjGZsLQHWgXu8y8H1UlKS bxiWhMZsBXtO8PUff5HpZDfl2bv6iLXLX1ZxHVv4Up-SbcefqbRK2KOfFR_SU3-B7TsTSbf1b9ce3dVv-1y9tHRY_tdgbp-hRKjujvsPEZsjAuCOICKolPPCHYxRlVcZbR0xOwy4EKkp0IpWj 3T1zGCIo1NjAXQH6rDIjFxGd_N61W7gZZSIp9fqLByeskhDE-bFY9b6-_SmX3VhBkQHQTYdr3A9eLIzWhayF_mnQ8KAn7_05xxfBgEMUQ4 2Ch-heYICqkQchMDHPYw8yfdLcBrnG7H4fN054WaLvpM3-m31233w4-u_y5N4XC3F-8UFlCdu9FRsjx0M7VfcsuLccn1hOfhW8kM9z16RnI__1r3XYGv B9Ydb7l6p5-PddPTZA1aA2J9RvumrFKLI3hRlbi-4QmcpJv5qyQapQMz2rFEMIpnRIe4XLnu1M4l_UXyOzt5wgPPWC EjQudd0Z6MjTCeP0OuKg=w896-h406-no
Kolejnego dnia wstajemy wypoczęci i z przyjemnością wciągamy śniadanie, jakie przygotowała gospodyni. Trochę humor psuje fakt, że dziś już ostatni dzień na motocyklach i to w całości asfaltem, do zobaczenia nam został tylko zamek w Rabatti. Inna rzecz, że przez cały tydzień goniliśmy program wycieczki, jaki nam Mirmil rozpisał i jakoś ciągle się to nie udawało. Dziś plan był prosty - zjemy coś znowu w Rabatti i jedziemy oddać motocykle do Batumi, będzie więc czas podgonić brakujące kilometry...generalnie nuda i emeryckie kulanie. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem:P
https://lh3.googleusercontent.com/tAFrplStcZ_KlX695ppvnqP-c7VtoKK2Zw-i_uSEkl4y1xjy0n8gOABY2VudEyWzfKKYSQ5PFC5zNEiXN-zC-JzV_ej1RWsxDhDVHbc2nMzkk4cCmTwhMzCNH57xj7rGfPV_9Tq ZVyu0ZG92eTPdkAr2GpkTKtGu8Hh61rwaRpdIxGFPG-PS9p4rBuS_f3taX7MJ1oOHOHLDUNDItwn1a9Mtfufn65PrVSjs 8KBA5ECpm1b6AcP4avqCHTbdR8BL-zeeA1TC_UFc6WtFEq1lTdTTuFtkF8D5QYEasir4YDyvjsOtbfR TvN5x9g45gYJYHKWBAY-0Wr8uoirxpYKkvVSRgkQw9cgj8mFSqdnsmAysW3xfn5TiOfAAK E4YyJho1BfLsEN2NVYWJC-yACOw1gDmQzoSnuZadoZwultWx7A73nChFy-bGqiYb_ohx_jPgU5vOeRdd0wECMK3QjYuamZ55dWdt-ZwZFrWX4UABodN0iU5pGheJRSH6Ejy9V3PAuEDwhDMz7K-eqb9-FdOhRIKkxhLaV7iBqNN51GTV_NK9noPH-WlKSyaOfzVSE9AD3LgT1UF5U9rD8njdpbK19xeGlQzqeZZgnD4 6siWyPe187U-etc_2e9PDvbPs3kdNKdZSm3y2fSqzY2oY0IQnFQAAZxMxT8k1q itr9gZHsdS22Nth39GdRh7=w1186-h889-no
Ledwie zaczęliśmy się pakować, Marcin odkrył, że ma połamaną ramę w motocyklu. Cały tył wisiał w powietrzu i trzymał się tylko na plastikach. Spoko zero problemu. Wrzuciliśmy całe bagaże do Luxusa, a Pan Kierownik Marek pospinał zadupek taśmą żeby od motocykla nie odpadł. Pojechaliśmy do Vardzi tym samym majestatycznym kanionem co dnia poprzedniego. Okazało się, że punkt ten mieliśmy zaznaczony ze względu na wydrążone w kanionie skalne miasto, w którym niegdyś żyło blisko 60 tyś ludzi. Głównie wojsko z tego co kojarzę. Na chwilę obecną trzęsienia ziemi przetrwała tylko 1/5 całości - która mimo wszystko robi ogromne wrażenie.
https://lh3.googleusercontent.com/dJT3C2vbCGIr6L_fra6wjzvWqLqCXpfetosMwaR2NEUZ1F4bfV EW7yQZTpZVBgBlyZllzm5DUknk6TiqV8FIwKBi1fK9sHtnLpT_ kKhwFxt_qMkdkg0EPzv1cCf46s6NMNZ2NcLPOra6LczbCfqFdE A8YWQ5arYCrt77gYToyyKGoQrqMzpHCDUyxilz3ajYx3kG03iV tZgTxGkMIG2HCec2W-izx89nVLao9nAh5s7T2MjrUG5XzsQnel91F84t8eU-fJcHmP5UyWgcE1lyr_pxfMlkmbNfgmvTH1Eiqrglw-URTwDnzmca54V3D5IOrOEWF99aB7NbNE5o5UO2t1aRfN9iHjHh Lc-q5xkvsQ0rCKCiETSOmdV_8NlSpP4xtU-a0lNEY123Z9cBP2ElooNcIC_IRB9b10a-sCLI_PPpFFm-BGxT1r-yU8pDL9ODA-UFEu4hS9fz2F8WP2Ycm_yCEGU6EjsAoAXx-FD8pLUK5Zzbk_OUBMUojddqiQU-yuNLY6w-kgia6ZgSaU4uUMILRF2MZqPXQPkhOJ6d3hasDFZJAwb9AIpBVC SWnrK-zE0MjzGP37rOmiJcn76Kb4ljB2HDzsFpDpj6YC2YAsRxcjAg5z TUOABBKqVz-qvISgtYSnMILRxdpkzNyQ4xjAXmTBjdAiI-sMOTfQCQQS9mxL0sZmeoH1OJqw=w1581-h889-no
https://lh3.googleusercontent.com/zyRZ6t0FiR-Wav-g2UrAgoW1ZFIgnLhVbLKPGcxecxxNcloTqF9rk4v7tW-XkuRcZuttqeh52Jho1gmJ_5fQbyO0sZyqDNvAeijpaORUCbDX0 YM1cUY63UrO1pRomG2Wg2ArIf-L5reGGbqPcI8uFcwhyHi0YSJicFkwnrZNPn0lZwn07K2PHTn8H 3zLKBzE6qCrohu4-Bnc7aH6-HoR8ykiivd9qIPcs90ZWpySpt_p7eIKsOc0MjWX6X01rYwmAdL Zc3PNmHrAu9caNbmRHnnMSv_wiiUYLcCP-zdXggeEsPPHi7wlClBjfQ2fhJjv0v_MTRdX-zzDoIuvuUxwDy934XfqD02rdDMs8tPeVUp306Fu2Ss1btJINlk XEEom4DMvOp_jOZRkmufS71OL2ASLX04ONxHGsHpUeoJ8d464T KtyiGS0hYGJ0Z3TptB5ZFMoFxGJ_CM5IFVT2fiU3wScdO3U0sb 7mHKxuuBT_0ZnwtqVn7zbeMMAnlJqVzOr_RjKJUyOr7F8EzisW DjgwsZfI2Bf4nHvjEaxb-bJWXMNmTKH6YYs5WwMx7WbnkQ79DvBPkt7bca9lVbns2vO-NBmoLOwFKVhkXDrNoEQN0CzFXPlBMPacv5CS4nQYRRnqtkDkfT Z21IMv3qmFw7-7iMObvCgvTBsMl9HpbS_Gk2KfmQgz20s5NY1VQ=w1334-h889-no
Ponieważ czas nas gonił postanowiliśmy ruszać dalej. Po przeciwnej ścianie kanionu pięła się szutrówka na samą górę. Nie mieliśmy jej w planie, ale byliśmy pewni, że musi prowadzić do jakiegoś zamku czy innej spektakularnej budowli na szczycie. I mimo, że szczyt był kilkaset metrów wyżej, trzeba było pokonać 7km wijącą się, niczym tasiemiec w jelicie grubym, szutrową drogą. Widoki były genialne mimo, że na szczycie nie znaleźliśmy nic prócz małego kościółka. Mieliśmy wracać tą samą drogą do asfaltu, ale już u góry zrozumieliśmy, że jesteśmy na majestatycznym płaskowyżu i mamy okazję pośmigać po szybkich szutrach nadrabiając jedynie jakieś 20 km. A, że na resztę dnia szykował się sam asfalt, to postanowiliśmy z tej okazji skorzystać i zabić szykującą się nudę.
https://lh3.googleusercontent.com/7sLW6ebDSzlaYnnasFR9cjR3aW9NdvSeji9R8OEYnooaAz-6FFmXFQrrx8Ea2V3Huh1E1YFdrf1upbPjM71UPTsPgaS6TRwQp n5DxCOvxzcF_SNtMFTqRuimkbHK0ijt8xAcjuKsd_dtbkEFLH8 HyiGTX2aN16bd-LigQUvuboG6X9tuhDnSzFckPep97Pr9OjRcQ7fVFGnUL2OyDv7 Bj3VcOTshmCWKe4pAKHjhdvsXGBixQLOq93kQJHQuNCmyveOCE KUvNiACu--sBlNkKvWBnJNXb2MRU_1BSnWdI9SLOYSJwji2_E1BAKglu_R1l aikl40fHnTcfNOwiBL3H-Y2LcVEXgxSoLUMNqXqzRtt8IHyse8sbIlg_aWBvYcGMTKctTrN aOgJrNcRVPB1VNFN9i41t5k1zsdOClGApaGXAsvXtCnOqKSvGj 62OjdZsFzRLnxeyV3BMpiyZGnhA-ljaL-NXTey5wTQ7lSCDJ-ZbBY3HOwTp3sytkRM-1jGt8UIeJBJDy3T0NaCnTWZKw_0sgIjqqF2AVCFBzw4fVRj9jc rka_ZwImOz7S6VSIDpo7bvlQceDS6XEmKhWzl-rrRcfRc5ChzG4UtzdLK3cZ-D6Eupj72JOwG-ic0sOSe_GyYceQu3hQoy-WEzHya5HR1UhDPUKJYLjdBcH-iupxMRxuam__RnQd1Dg=w1186-h889-no
Michał ruszając przypieprzył w głaz wielkości małej lodówki. Kiedy parkował idea była jeszcze taka, że będziemy tu zawracać, więc zaparkował pod samym głazem z myślą o wrzuceniu wstecznego. Pół godziny później koncepcja się zmieniła i pojechał do przodu nie widząc już kamyka. Znaczy próbował, bo Luxus tylko westchnął i się wyłączył wymagając twardego resetu. Nie był to pierwszy reset w tym modelu. Od pierwszego dnia hybryda co jakiś czas zapalała choinkę na desce rozdzielczej i bez odpięcia na kilka minut akumulatora nie chciała jechać. Mich już był przyzwyczajony do tego typu fochów maszyny. Zrestartował ją szybko, odpadnięte nadkole wrzuciliśmy do bagażnika i pocięliśmy płaskowyżem. Szutry pozwalały odwinąć manetkę do oporu i jak ktoś miał jaja i trochu umiejętności mógł polecieć grubo ponad setką i złapać nawet elementy lotne. Ja mam małe kochones i jeszcze mniejsze umiejętności, więc cisnąłem maks do stówy. Marcin przestał cisnąć, bo co chwilę dostawał kanapą w plecy. System taśm co prawda trzymał ramę jako tako w kupie, ale kanapa już jej się trzymać nie chciała.
https://lh3.googleusercontent.com/jtk45q-AyNnXckBDB8ZG5SFoSqiCDTHegVi1RQfAMQuex22GRU6tUEmh6 8aq4c8a6PcnVzn9iHYVE6AVISfs5DunPXDpaRU5stLkkb36uM3 ZuKWi8kDQZZReV-IzXjV6m3EA4bYwD9CEDliJcXtNmjFZdnCJ2QLYlpIUINoQA5Kp vboPzvhtvVoeL1amPV8TKHfJQ6RD0gTGf35kkL46f2oLY0la3P 6OGaP8PJqSapnXQ4tQpAm4SkkFDUzItYH9Yxj6do_8sQti9EG7 SB8Tk78018DI7aGZNpVwRIZJ9VacNDsmA7MBIOfu2u3Qv-wlBHYpDBepfRAMJvHKw9R4hZih4mcQmsV0H9wBvVHKiGrxf8zz NFLExgpaDdIjdm_R0ch5b3GRjNS0idolGcfM5kqex65Hhb2u-amh5P0T0jvrQJyQp094B9rZjLTTj3uHlstOTTqMmcRbT_ijbK3 zyyvU3F4jRi7EE4O0EITdEZk_dzwEhe2AyMe9tvqkatgdESaPP AK9EJx_zbXIOq3gnwocMjg3B-PCNu1yXTGmnLZdA1bQ49ocEn1ATxRJyVqKmkOSfkv1-GG0tMAbffecYd288mRhK2XaDcbkWSeUAUkTNtsZBVkzCYxrJ70 lU6l_8b5RMlIEGu6S-scocV4BehQA3g-YgKJGMfRsVEGq6T6hiO13Ed3ZJENltg=w1334-h889-no
Zrobiliśmy szybki postój żeby naprawić ten defekt srebrną taśmą i chłopaki pocisnęli dalej. Ja już nie pocisnąłem, bo moto przestało reagować na jakiekolwiek boćce. Po zdjęciu kanapy szybko okazało się, że mam odkręconą jedną klemę od akumulatora. Musiała na wertepach się odkręcić od wibracji. W międzyczasie dogonił mnie Michał - bo Luxus znowu wywalił mu choinkę na desce. Ja więc dokręcam klemy, on swoje odkręca....
Chłopaki tak dobrze bawili się na szutrach, że doganiamy ich dopiero po 7 km.
https://lh3.googleusercontent.com/EE-lEyldVI63yqEkXfsf5AgFuX8xSGWEGPsBdzhEjbcRbpAfrKTq1-XL8L4U4nKZFiecGDmKkhz3jYAcFDkid7P3_QKjR0vzzZyqmDKz Q7EkCSpmllvy0ebyv5G8q0JUK-L5FWXiNiQTLUmFCIXZuLTva5BMjt35tx8iz3godqjn3BvaKEOC FC_QmPTieya9bNzBCC99AgjzLL8MGz32VnrvXh0yVRALdnobDX L-zuAiBn_F5GojrojeC63ckdZmYzHJqZPsEq4CSYedmcXdQQ0_Wn X39I17BOE9kpoprvLpDq6fuWFSRMoOwSCOqUWVzby9zpIicaC4 92xDfEM14EbXnUnSVjJbmRPHB1pfaDFuhAjrFk2oWOXbIqJfMl cIT8tMA5sQkJ2eS9Ncdh3HLpAbNVGsDl9Kc5WAQB2s9GGc78wO rUhwoVe_l5WPwC1FwcJ2TzVYRU3xIyHz9xsvidGPOE7m7GYWMF _0kUIJYCwUQfhvwLA7hJIAC1XZUGh760OWCj9Zg16M4QlhaXfj k3pHrwE0C8Dr4aDn46rtECg8aJLdfyG5qpuP2oOc4iGP1eBlbs k1OkOARBPAV-mIeT1B1k-9gXl0psJRpGKudEmdblacgTYwmTweKnsauR1bJFElv6Zvduhlz 15LLa0R1mVm369g6rhOrTXJ7YuZahoBi0zj8IQYQnuojQ=w118 6-h889-no
Ciśniemy dalej i w końcu łapiemy asfalt. Znowu mega serpentyny wąwozem wzdłuż koryta rzeki. Niby jedziemy po twardym, ale banan na twarzy pierwsza klasa.
https://lh3.googleusercontent.com/x_e1WbbH9qW8O10skGFMj2uLDxadXYIvGqBITMnnnndHHT6HF7 rc_bIu3FVyAPQTprMSnxgNAPiyd2_7SKo5EGYmmsOXVF5vgNv3 6iAIMh2_ZtqvGAQ_mlFg38ev6Xx3Nm84WV-xh39ZvkcjyI8f7fAJqWVq9bGIGLegpRhf5g_OU3OEnPnqt4Gvi oevawYHRfnx-0jNqVfbk3kmwBiI_YAvcU8Uc8xfLOfglGO_xNAz_GJnL-sfy3zgMaM5eUVDbMsdG1xOVMTSE6CkHyvaPV7Z7eMrrX0TZNYl r4DtFeQkiTvGtDxOg3AKUPrwY4kgRm__sgRJWbx2BXMIj2yi3s taqaUCeskhpe6r9KB3uxHmxGIbAHg98wDxqDKFkT1f7cO84Whi nEgNX-Sj-bbCeg1QQf-cqtRYLDv5ch0V5XBxCZ0hRemvygZ9A5Fqz-2fWpsDPv3gli-9SqNJCZ2jvE5m4fqGTkpGzFKcmn4RfCuR4sgViEv19wEwTVv19 1RqjHjyBHbhiBtDs-sG6BfhKUZ-dtsCslOQb-x2BTka9_EawE7iwIf597tEq1U1Mz7QOj5o6yrrCVOysYSwoB4g UpxOt8jWUVyynx09Fsa5HzY1Hqe8VI44RX1u1ia2r8xpjxjDSG sb_Faq00icFlFV7jtYogJHtXAVdXGjmVTEgD4IN2F59c_4dnOU kQ=w1334-h889-no
Koło południa dojeżdżamy do zaprzyjaźnionej restauracji pod zamkiem w Rabatti. Pani bez problemu wybacza naszą wczorajsza absencję. Pan Kierownik Marek wyraża chęć zanabycia suwenirów przed jutrzejszym wylotem. W jednej chwili podjeżdża po niego mama właścicielki lokalu czarno bejcą szótkooo w cabrio i na piskach wiezie Pana Kierownika z Marcinem na lokalny stragan. W tym czasie z Michem lecimy na zamek obczaić o co tyle z nim zamieszania, a Szymon pilnuje gratów i czeka na zamówione jedzenie. Cała akcja trwa może z kwadrans. Nam zamek podobał się bardzo, nie to co Malbork, ale dalej robi wrażenie. Marek z Marcinem wypadli jakoś blado z tego beemwu, i twierdzą, że babcia gandzia jest szalona.
https://lh3.googleusercontent.com/E-NbpCkeMW_ckbV7i3rAW2mVFjMsQcVqlct-EvNQUhZNywjLNoMxTpRkC6klEvmFpwm_HtS8uxhKw93mA34zJ7 LrFGqUoKLln5hwWK81GkEBMNYlhJkC-Y5kW3Uu3FRY2LxlGusG_ioT0UASMWktd378cfc3KHXhhgNvJc_ Img80k8w1QPLYfwLyL6GyScXp_J1hOxIEI-eBhyIINazebtmZ_xM1qa5j8dxpGNdAuMCPd5mO27xsIgwjkryH WggmM_1lp-Zr1ejbAJ3bHcvLuTfRZc_BOPD_9JPuhjemy-talfUzxSMrrZLkPdHi7BTVs48PSvQfsu3113mYDKZB7ATyowTm iZbxUDTMAXnX8AKHdGBtumIJPKURyquf15QiYJrYmiKqNbHvsJ fv6pqSzZIN8gUlC9MabuygchyvYVArlObISk0FlQcgEvbinivP u3fqARatZ527j1qQSbAVii2cHbli3NMvGjOQfuW_vphk42s65-ETQ8kJl8JLidudHjaNAcP2dO1leS7dBZ7TZGd5Xu_UAMTFYfqZ rN4jbcs-QheNmMgqWW0yXkKSR6dDUjkDNUUVAs62DmlNF-2RE4xkETVGcpIoioI-KZuMzWFQjoC1BKvg1VTZrhf1IVHKXnAEm8TAcVeuws0rr1BWJj iX5tbyNCJAtXdelJ3XQnGGzyox0-0BB0J8iQ=w1845-h889-no
Dostajemy przepyszne żarło i gospodyni już leci do nas z darmowymi szotami na posmakowanie. Nie wiem z czego ta wóda była, ale chyba z brzoskwini. Dostajemy jeszcze butelkę koniaczku na wieczór również w gratisie. Postanowiliśmy dla zdrowotności zakupić jeszcze po dwie flaszki tych lokalnych specyfików co by zabrać je do kraju. Przy stoliku obok siada kolejna wycieczka rodaków. Miejsce jest przesympatyczne - nie dziwota, że zjeżdżają tu turyści masowo. Mimo rewelacyjnej atmosfery trzeba cisnąć dalej, bo wieczór coraz bliżej, a tu jeszcze blisko 200km do zrobienia. Niby wszystko po asfalcie, ale asfalty tu zdradliwe.
I faktycznie przejechaliśmy w spokoju może godzinę i asfalt urwał się na kolejnych 50 km. Skończyła się też dobra pogoda, która rozpieszczała nas przez ostatni tydzień. Babramy się w śliskim błocie kolejnych klika godzin. Dramatu nie ma bo kostka robi robotę, ale spotykamy chłopaka na trampku i uniwersalnych oponach - wygląda jakby po roztopionym maśle jechał. Mocno daje nam w kość też lokalny styl jazdy. Im bliżej Batumi tym natężenie ruchu większe. Nawierzchnia dramatyczna, masa ślepych zakrętów, a lokalsi bez chwili zawahania wyprzedzają wciskając klakson i często spychając nas na bok, kiedy nie mają już gdzie uciekać. Zwykle po takim manewrze machają do nas z pozdrawianiami i oddalają się wesoło w swoim kierunku. Zero agresji - taki styl jazdy po prostu.
https://lh3.googleusercontent.com/GU9aCOmX5IYzU2Sed8l7-9m4orBWsJiU6Cowf6SXrWnqN8WZcS7kv-V5OHslGlvsKb2bDSDC8czVLxJ9N3gLG65b-SQddVfMy2gIURMUbkTXDDP-GMYSkCA81yzFSYNcsCIBCyZ8t3OkvfV_e3-RmBBqzepzQLGGHWTAJD8SVUHSCxvQAAuj7kxv_f_moSRvMMFAI Skqjy7PeMe_9nRIC8P3pFkh-QqHT2J-5SxS8mXPJi5VWZtBlSO5aS0WTH4iGux3F53SNZk67GhMHdb6og ILlaJekADLHGApOoiKCp2H03cTfAXE3hl_K9jq_BA0ytJvQMGb _DOSAwrEujuowD32JlAThw2TcF8k_GC6_XQd8ifUrSsNYWpekI Wf5n5LP3Dh8N4JXv1kBOhDtuHtK9maLMds6CJnlVP0VQLsZjG0 op4J42FjtqDAB7sBeoFHe0DEQbab9mJX-PPiCBl6XoSbWXgB5EalBAYKabCTYByhdjHZuX174cB22hxmUKC IQ2HfdwyqYPCbDujIH6OhndKbGegLUXSBPdsyZb2o2GLBTJkDQ Q3pVjRhI-SMrQvDecZ80N7Lap1pqmt-431Vmcqigh3e_-I1lzzYM1gjEIXBQmqFIeuMrCStgVRWMSzZWxB4oNThcOXSYI3v Dp9B6OwTimzbx-TllV-9rQ-xxL_ptn6HE4Y6KA3lGw=w1186-h889-no
Przerw już nie robimy żadnych i ciśniemy do zmroku. Jeszcze rano Mich umył auto co by offrodowo zdobyte rysy zdażyły się naturalnie przykurzyć.... a tu znów jest cały oblepiony błotem. Myśmy Mariuszowi również obiecali oddać motki czyste - jedziemy więc na myjnię (Gruzja myjniami stoi - na każdym rogu każdej wiochy są co najmniej dwie... jakby to dźwignia napędowa gospodarki była). Właściciel myjki bierze od nas po 10 Lari i spuszcza się nad motocyklami bardzo. Tak bardzo że aż zacząłem się bać. Myjka ma takie ciśnienie, że śmiało może robić za piaskarkę, naklejki zdziera z motocykli aż miło. Nie chcę nawet myśleć co robi z oringami w łańcuchu czy łożyskami w kołach.
Odbieramy motory czyste jak nigdy i odwozimy je do hostelu. Części wysypujemy Mariuszowi na ręce, no wiesz to odpadło, to pękło, a to się złamało. Sorry stary. No co wy chłopaki nie ma sprawy, powiedzcie jak się trasa podobała! Ha i jak tu nie kochać Gruzji?
Łukasz już zawinięty w bety, napisał tylko, że w szpitalu gipsu nie założyli, ponieważ prześwietlenie się nie należało bo na oko widać, że to zwykłe skręcenie.
Nic to idziemy z chłopakami na piwo do lokalnej knajpy. Do morza już nie wchodzimy bo cały dzień pada. Kto nie dał nura pierwszego dnia ten zmarnował okazję. Po piwku rozpracowujemy jeszcze w pokoju podarowany koniaczek domowej roboty.
Koniaczek ten cały następny dzień męczy mnie okrutnie... ale lepiej w samolocie niż na motocyklu.
https://lh3.googleusercontent.com/JGAn8TSbB8XhD1tXMH6fv29aqG82b8PDBydiMopEZWlR6L054N K2X2RbEda6boYa8TnJuc6JieuPEG-cPtxvvV7xqffHzUZJzkPiMnN3e87yo2Aba5tS0ZhIzRuQH50NB cc0-_ClZ_1g9VwDHO8VkgBlSgWt-5MdgwnLee_jk2CBkv_wSd6zurvWk2PY2MuofsferjYJ4D5niwa WW8gvAPhW40RdC84sHF70N-N-dCsVY6YuP8WPeGpDgVUpv6G2IVyiYIVMyRwrZwk_4ERzXkaeV0 GJ350yso1V1wExcsKIXTCKeC5RlAr1tw1FhsMzzYyKEUIS8hu4 oEItcSN80ESjUJTa9VRW9BzdkWrgqjuMTjIYlfD4a0F8ZkhMQf mLFOwo5p0JCrNDzWhVUB9uY_CVXZFqD9m0NscHasNB32M5MsYW wnHK6kb864TV9FWfn4CuKUsMfV7MhiUwLYL7jbQDWdkmEi8jFl 2bDxSKVU51JlKze0ol0firBbJ5vzjqT5AGg2pICgYrF_9IBMwy s_w5c6KGjaHPpexzkXymdxjmRxqiL2AKPVDHdiu-lOg6ywkn3iQTck75QyIQfp9Mx3v9agajYT8YxjfVGRHakubCdo dE2VOAYiTW8qolv7dOt348Vye6y6dIctQQxu9THKvrxHDdPldp Z2ZRSVFnI-8V9CZrSFCvh0EPNg=w1669-h939-no
Rano taksówka zabiera nas na lotnisko. Michał miał auto gdzieś odstawić, ale że nikt nie odbiera od niego telefonu zostawiamy Luxusa na lotnisku. Z samego rana poszczepiałem nadkole trytytkami i wyglądało lepiej niż nowe. Mich miał jakieś ubezpieczenie, nie musiał przez to płacić żadnej kaucji, więc i nikt też o nic się już więcej nie upominał (chyba, że ma już wilczy bilet do Gruzji, ale jeszcze o tym nie wie) Bardzo wyluzowany ten Gruziński naród, będziemy za tym tęsknić w unormowanej do granic Uni Europejskiej. Trzeba czasem pojechać na wschód, by poczuć, że jesteśmy jednak z zachodu.
Na lotnisku rozmieniamy resztki Lari i bez problemów odlatujemy do pięknej Warszawy.
Kilka słów podsumowania:
Podczas sześciu dni na moto przejechaliśmy tylko 1200 km, nie daje to imponujących średnich, ale były to mega intensywne dni. Jasne, że da się przejechać więcej, ale nie warto tak grzać, kiedy w koło jest tyle piękna do podziwiania, że aż żal żeby uciekło.
Motki paliły poniżej 5 l na setkę to i na stacjach płaciliśmy co najwyżej 30 zł przy każdym tankowaniu.
Warto pamiętać, że Gruzini są mega mili i Polaków kochają... ale też bez przesady. Z roku na rok coraz więcej z nich czerpie zyski z turystyki. Nie oczekujmy, więc że przenocują i na karmią nas za darmo, a na noc wrzucą do łóżka swoją córę i żonę by nad ranem na rozstanie dorzucić po 100 dolców. To, że nam się tak udało, to wcale nie jest reguła!
Na drogach należy być czujnym jak ninja, bo czasem na środku zakrętu śpi krowa, czasem jest pół metrowa wyrwa w asfalcie, niekiedy pięcio metrowa, a bywa że i pięćdziesięcio kilometrowa. Krowa zawsze idzie na Ciebie prosto więc łatwo ją wyminąć, konie pierzchają przestraszone, psy ładują się pod koła, a spłoszona świnia może odwalić absolutnie cokolwiek.
Kraj jest przepiękny, pełen kontrastów i dobrych ludzi. Z pewnością tu wrócimy bo została nam cała wschodnia część do zobaczenia w tym Tushetia, jest to też dobry punkt wypadowy do Armenii. Z pewnością zrobimy to na motocyklach!
Chłopaki stanęli na wysokości zadania, nikt nie wymiękł i wszyscy trzymali klasę nie ważne czy to błoto czy kał zalewał oczy. Dzięki wam za to serdeczne:)
https://lh3.googleusercontent.com/wM4pEZU4Sh9ZRdyIA6Eida6faYrShjSd5NEpCjsVe34WmSV-0LSv420PoeEn4dxFw2vD1EGGpCEby_dp2TZJsAVR9mGfofCPtB Anhoxgo25wJbJMe2wnukpQabOTzfITmTf5GMk6hXc_FqR8a46F t5z5ubpIUfwpmQNY3evKtwfdjXx0JcolAmirbUVivNfutQG-xgVSht2r6F4V57YdymVVT4QnGT6qxonE4QO0aSSRUl68b325bt Ev8lZFgAi9KN2lwiwL77xeUGUYkrbsN0S4eCHAWhQ2SeJ4yea-f2vd9cZdxW01gHZPU6p7oZMJw5K4T938vCGEV1nElxzM4Tv8HI 6LnzSMIN5T-1yh0uTnGa4XGRYbh1UXPRgfk5-xaedtWNrd6JXE-Ndq2P95tIXurTkuWiPuvaOoZpXP9epcl3BXRVf_B63T8MS2SCc gUHi0aqxyD0aSamE6AFtd8XTLWWjCzgmDZhdP_e_zAGd6SGzPV FlGoRqw-tp64E--9AZBaLNSSUhsZSXH1462pwofL1GdaeVzgWfkuBiYm58HMGlt7g p8YkqZYWyIRay5j5R4RNodYbPIZme0J3KiYMy9IT1QC-_gg7a-_jYEudQEJ6TG8VYBh46C-tHErgEHOitWKuCd-aj7sVlCjmXD1dfeEAglleBy8bUDkOx7KseGqi0QjS-BrQS2ow=w1409-h939-no