PDA

View Full Version : Szlakiem Grąbczewskiego - Pamir 2018


redrobo
26.07.2018, 21:42
Jutro... cdn.

sluza
26.07.2018, 21:59
Że tak powiem, poszerzacie tą wyprawą horyzonty

KdIhIivdJuc

redrobo
27.07.2018, 10:07
Zanim opowiesc sie zacznie... w imieniu wszystkich uczestnikow, dziekuje za wsparcie koledze OCOLOCO, ktory zadeklarowal 50pln. Kwota zostala czesciowo przeznaczona na odbicie Glownego Prowokatora z niewoli, ktory zajal sie strategia i logostyka. Reszta funduszy przeznaczona bedzie na ubrania wyprawowe kolegi Fassika. Jesli cos zostanie, zgodnie z obietnica, wydamy na piwo.
Dziekujemy raz jeszcze:)

Kamyk
27.07.2018, 10:12
Obserwuje i czekam na więcej :) Ciekawe jak Lublin się sprawi?

Kamyk

redrobo
27.07.2018, 13:55
Lublin, jak i ekipa przeszedl gruntowne przygotowanie. Czeka nas zimny lod i palace slonce. Pewna szamotanina z Yetim tez nie bedzie latwa. Postanowilismy zatem, ze nie ma zartow.

RonDell
27.07.2018, 15:18
Pozostaje fundamentalne pytanie gdzie będzie relacja, hę?
Bo wiecie, rozumiecie, że daje się ostatnio zauważyć strefy wysokiego ciśnienia gdzieniegdzie....

sluza
27.07.2018, 15:24
Wzruszające zdjęcia ludzi połączonych a to liną, a to skrzynką... Nie zginiecie

mirkoslawski
27.07.2018, 15:29
Pozostaje fundamentalne pytanie gdzie będzie relacja, hę?
Bo wiecie, rozumiecie, że daje się ostatnio zauważyć strefy wysokiego ciśnienia gdzieniegdzie....

Na TCP ciśnienie jest niższe ;)

redrobo
27.07.2018, 17:13
Tymczasem nasz szpieg, przedzierajacy sie przez centralny pamir przesyla zaszyfrowana wiadomosc: "Jebalo sniegiem". Niestety nie mamy technicznej mozliwosci by mu odpowiedziec i wesprzec, pozostaje tylko wiara w jego zdolnosci nawigacyjne i spryt... Niespelna dzien wczesniej meldowal o wspanialych warunkach. Nic nie zapowiadalo drastycznej zmiany.
... Do plecaka wrzucam dodatkowa pare skarpet.

mirkoslawski
27.07.2018, 17:27
:lukacz:

vanik
28.07.2018, 19:56
Widziałem w wiadomościach tadżyckich, ze zawaliło śniegiem w Murghab, my jeszcze tydsien temu mieliśmy 30 c na 4600m i bezchmurne niebo cały tydsien w Pamirze. Te drogi ze śniegiem to musi być koszmar ��

RAVkopytko
28.07.2018, 23:30
Post nr 9 ,zdjęcie pierwsze, to nie jest przód Lublina :)

motoMAUROxrv
29.07.2018, 10:36
Lublin, jak i ekipa przeszedl gruntowne przygotowanie. Czeka nas zimny lod i palace slonce. Pewna szamotanina z Yetim tez nie bedzie latwa. Postanowilismy zatem, ze nie ma zartow.
Dlatego oprócz "płynów energetycznych" przyswajane były również cenne wskazówki teoretyczno-praktyczne dot. przygotowania się do "polowania na Yetiego"..
81743

81744

81745

motoMAUROxrv
29.07.2018, 10:54
-Zgłębianie sztuki wykrywania i penetracji jego kryjówek.. :D

81746

81747

81748

81749

81750

81751

81752

81753

81754

motoMAUROxrv
29.07.2018, 11:27
-Desant do, i ewakuacja z jamy Yetiego ;)

81761

81762

81763

81764

81765

81766

motoMAUROxrv
29.07.2018, 11:47
-Tu już mamy grupowe i indywidualne ćwiczenia w skutecznym łapaniu, krępowaniu i obezwładnianiu Yetiego wszelkimi dostępnymi sposobami i narzędziami.. ;):D

81767

81768

81769

81770

81771

81772

81773

81774

piotr_3miasto
29.07.2018, 14:40
To " krępowanie z obezwładnianiem" pachnie mi czynem lubieżnym! ;)

mareksz007
29.07.2018, 15:18
W poście 15-stym na trzecim zdjęciu "Gość" ma mój but na nodze.

redrobo
29.07.2018, 17:43
Post nr 9 ,zdjęcie pierwsze, to nie jest przód Lublina :)

To przod auta szpiegowskiego. Z wiadomych przyczyn nie mozemy pokazac wiecej. Konspiracja wymaga dyskrecji.

RAVkopytko
29.07.2018, 21:39
tak Cię znajdę w Pomorskiem :D

redrobo
30.07.2018, 10:07
Z Pamiętnika znalezionego w koszu.
Kilka m-cy temu:
No więc tak. Najpierw ze Strażnikiem Domowym udaliśmy się do teatru na
sztukę "Okno na parlament".
To był strzał w dychę.

Potem siadłem do stołu przy świeczce w czarze z piaskiem pustyni Kyzył i...

http://i63.tinypic.com/242eis5.jpg
...przejrzałem sobie oryginalne mapy wyrypy z końca XIXw nigdzie dotąd
niepublikowane a przesłane mi w ubiegłym roku przez:

http://i68.tinypic.com/b3tsua.jpg
:)

... i podjąłem ostateczną decyzję. JEDZIEMY!

http://i64.tinypic.com/14mcjs9.png
Powoli zbieramy ekipę.

Raniutko maszerując po mleko do kawy, ustrzeliłem piękne złomowisko pod
chatą:)

http://i66.tinypic.com/15wx8z.jpg

redrobo
30.07.2018, 12:35
Hojne dary od darczyncow uzupelniaja nasz ekwipunek wyprawowy...

Emek
30.07.2018, 12:46
Ju łelkom.

fassi
10.08.2018, 20:58
Druzja,

idac duchem czasow, sklejam ten lancuch z ogniw wybitnych osobowosci. Usiadlem i otwarlem piwo, zaczynam powolna detonacje cywilizacyjnych osadow w mozgu. Narazie delikatnie sprawdzam ich twardosc i sie obawiam ze bedzie trzeba uzycia mocniejszych srodkow.

Jeszcze chwila i dwa momenty, wanna zwodowana, bandera na maszt i zagiel na wschod...

Zacycatuje klasyka:

Romek: Co? Tytus już tu jest?
ATomek: Pobiliśmy rekord czasu wejścia na szczyt, a ty znalazłeś się przed nami. Jak to zrobiłeś?
Tytus: Normalnie. Autobusem. Jak cywilizowany turysta

redrobo
21.08.2018, 11:14
... ostatnie poprawki i przygotowanie auta na minimalu do drogi przesunelo delikatnie czas startu, pierwszy test wspolpracy mechanicznej zalogi zaliczony na szostke... juz wiadomo, ze nic tej ekipy nie zatrzyma...

Doniesienia z trasy: "oryginalny most jest niesamowity, spektakularna moc jednostki napedowej jezy wlosy, auto jest na prawde szybkie, przy dodawaniu gazu, tracimy przyczepnosc na przedniej osi..." ... "lecimy, doslownie lecimy"...

fassi
26.08.2018, 12:34
Lublin to czołg, golf to czołg mały. Daliśmy radę do jeziora na 3200 droga gdzie tolko niwy sie spotyka. Chłopaki poszli na spacer, my polerujem auta w dzirgatal. Zimne piwko, wolność, jest zajebiście.

redrobo
10.09.2018, 04:37
Tak to wyglada...

fassi
23.09.2018, 19:27
Lublinska zajawka i wkrotce jedziemy z relacja...

QmWrqKVpy2M

fassi
23.09.2018, 20:14
Z Dziennika Wąskiego.

Szukasz przygody?
El wpajał mi to 10-tki razy... Zabieraj ludzi na stopa.
Gdzieś między Samarą a Penzą, mija druga w nocy. Już dwa razy wyłamałem się z zasady. Pierwszym był jakiś młodzian, drugim starzec... Jestem zmęczony, mam 21 lat, studiuję astronomię... Nie umiem... No dobra! Jak się teraz ktoś pojawi, to... Stoi jakaś kobiecina z siatami, z chustą na głowie i macha.

Normalnie bym stanął i poszedł w kimę ale teraz nie wypada. Jezuuu! Blisko trzecia nad ranem i stop z babą... Niech tam. Załatwię to w try miga, niech El, wie, że ten... tego, itd. kurwa mać!

Podwiezie mnie pan 20km?
- Proszę, siada pani!
Boszzz, tylko miejsce muszę zrobić... Na siedzeniu pasażera armagedon, w nogach także... I jeszcze dwa arbuzy... Arbuzy jak telewizory - z Fergany. Też El kazał kupić i wieźć do Polski, no to wiozę. Kurde! Jeszcze wiadro z przyprawami... Siada pani!

Lekko siąpi. Ciemno. Nie potrafię określić wieku kobiety ale głos jakiś taki ciepły.
- Pan z zagranicy?
A tak. Z Polski. Z Tadżykistanu jadę, do domu już.
- To pan podróżnik?
Nie powiedziała - turysta. Powiedziała - podróżnik.
Pewnie dlatego, że wyglądam jak siedem nieszczęść.

Proszę tu mnie wysadzić i wskazuje wielkie nic.
- Tu, to znaczy?
Tutaj. Z drogi mam jeszcze 5km do wioski. Dziękuję bardzo!
- A gdzie tam! Pada przecież, poza tym... Mówi pani gdzie - podwiozę.
Nie trzeba, naprawdę!
- Proszę pozwolić!

Golf pływa mi po drodze w błocie po kostki albo i gorzej. Jadę w skupieniu, by nie stanąć, bo z jednej strony wstyd a z drugiej czarna dupa. Nie idzie zagaić. Kobita pracuje w barze. 14h dziennie ale nie narzeka. Bo co ma robić...?
Taa...
Pojawiają się jakieś mikre światła, zaczynają ujadać psy. Pomagam wysiąść kobiecie i nagle pytam ni stąd ni zowąd.
- A pałatkę u was w ogrodzie postawić mogę?
A zaczemu pałtatkę?
- No..., bo zmęczony jestem i po prostu bym się tu rozbił na nocleg. Niekoniecznie u was. Byle gdzie.
Ale zachodzicie do domu! Miejsca dostatek. Starszy syn w wojsku, młodszy w internacie. Miejsca wystarczy.
- ,Nie, nie... Nie chcę robić problemu!
Ależ to żaden problem! Zachodźcie!

Wchodzimy do ciepłego domu. Klasyk, z sienią. Prosto do kuchni. Wiera zapala światło, zdejmuje chustę i widzę... piękną kobietę! Sprawnie rozpala ogień pod kuchnią i uśmiecha się do mnie.

Po kolacji pijemy czaj z prawdziwego samowaru. Kipiatok wrze na węglu, na górze czajniczek z naparem z czarnej, aromatyzowanej kwiatem róży herbaty. Do tego łyżeczka cukru... Magia...

Wiera ma 36 lat. Pierwszego syna urodziła mając lat 16. Drugiego cztery lata później. Mąż - pijak, zginął w wypadku drogowym, który sam spowodował, kiedy młodszy syn miał 5 lat...
Wygląda na moją rówieśniczkę...

Przeciągam rozmowę, ile mogę... Jestem tą kobietą zauroczony. Ona też nie lgnie się do łóżka. W końcu jednak wstaje i szykuje czystą pościel dla mnie.
Jutro sobota. Wiera ma wolne ale ja muszę jechać. W poniedziałek mam poprawkowy egzamin w Warszawie. Tam muszę... Nic nie muszę!

Łapię Wierę odruchowo za dłoń, że niby poduszkę chciałem... Potem dotykam ust...

Wiera budzi mnie o 6-stej. Przyciągam ją do siebie. Chcę z nią tak trwać bez końca. Poddaje się szepcząc do ucha.
- Cymek... Ale ja nie jestem taka...
Cicho kochana... Cicho. Nie mów nic.

Pije kawę i patrzę na Wierę. Czuję się, jakbym z nią przeżył pół życia.
I tak wiem, że przeciekło mi ono przez palce strumieniem. Taka konkluzja najmłodszego uczestnika tej wspaniałej wyrypy!
Dalej nie jestem pewien, co mam w tym życiu robić, ale już wiem, czego nie powinienem.

------
Jak bez konsekwencji uniknąć egzaminu?
Korzystać z doświadczenia innych. Te zaprowadziło mnie dzisiaj rano - prosto z pociągu niemal, do poczekalni w przychodni lekarskiej.
Argument mam mocny... Sraczka!
Jesteście już chyba po śniadaniu, to mogę o tym wspomnieć a nawet powinienem.

Towarzyszyła mi ta "kobieta" przez całe cztery tygodnie. Romans zakwitł z chwilą przekroczenia uzbeckiej granicy. Nie, żebym coś tam zjadł, bardziej z ekscytacji. Dotąd te granice (wschodnie) znałem li tylko z cudzych relacji. W życiu czegoś podobnego nie doświadczyłem...
Jestem po prostu idealnym produktem nowoczesnej cywilizacji. Zrozumiałem to później, ulegając indoktrynacji głównego szafiora ekspedycji - inżyniera Fazika, z którym namiętne i długie spory toczył El.

Wtedy, wydawały mi się one jałowe, bo przecież "nic nie jesteśmy wstanie zrobić". Bo zresztą po co? Przecież komfort życia już dawno został zdefiniowany. Skoro nie jesteś wstanie nic w życiu zmienić, zmień ubranie, telewizor, samochód... Zrób tylko jeden, malutki krok... Weź na życie kredyt.

Siedzę w tej przychodni pośród samych starszych ludzi, żyjących ze skromnej emerytury, która nie starcza na życie ale idealnie starcza na leki. To jest właśnie spłata życiowego kredytu. Zapłata za cudzy komfort.
W Tadżykistanie, w wysokich górach - widziałem takich staruszków cieszących się życiem, do tego ciężko pracujących. Podczas krótkiego, intensywnego w pracę lata wypracowują sobie czas wolny zimą. Powoli zaczynam rozumieć ten proces...

Moje życie wydawało mi się poukładane, do póki nie przyszła ONA. SRACZKA.
Zafundowała mi bezpłatnie cywilizacyjny detoks. Spowiedź ciała. Możesz jej uniknąć naturalnie... Zachowaj cywilizacyjny rygor. Myj ręce, jedz "z paczki" i broń cie Panie unikaj kontaktów z ludźmi. To znaczy porozmawiać jak najbardziej ale nie, żeby skorzystać z oferty noclegu np... W tych materacach i pledach czają się już na ciebie pluskwy, karaczany i pospolite pchły.
Po kontakcie z nimi twoje ramiona wyglądają jak po 10-cio letnim braniu maku.

Już Bronisław Grąbczewski pisał, że w życiu nie skorzysta z noclegu w kirgiskiej jurcie - rojącej się od wszy.
A właśnie... Bronisław Grąbczewski...
Kiedy pisałem do El`a, że chciałbym itd. odpowiedź jego była krótka. Lista jest definitywnie zamknięta. Nie pomogły rekomendacje Bartka z harcerstwa (o czym mnie zresztą Bartek uprzedzał). Wiedziałem tylko, że lista kierowców skurczyła się do granicy limitu, zwłaszcza, kiedy El zdecydował się ruszyć Golfem. Była taka malutka nadzieja... ale iskra zgasła przy pierwszym podmuchu.

Cóż... Odpisałem cytatem:
"Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział:
stary czy masz czas.
Poszukuję do załogi,
jakąś nową twarz..."

No i... stał się cud!
Odpowiedź była krótka ale konkretna.
Warunek 1.
Masz 5 dni na załatwienie ruskiej wizy. Bartek może ci pomóc. Resztę wiz załatwisz "w drodze". Ta pierwsza warunkiem sine qua non.
Warunek 2.
Na blachę kujesz pamirską część "Podróży po Azji Środkowej" Bronisława Grąbczewskiego i CAŁE "Podróże nieodkryte" zespołu Adama Pleskaczyńskiego, które podsyłam w pdf-ie.
Warunek 3.
Zgoda Ryby Karpia - kierownika sportowego ekspedycji.

Dzisiaj wiem, że warunek 3 nie został spełniony. Kto ostatecznie przekonał Małego Wielkiego Człowieka nie wiem ale się domyślam.
Warunek 1 traktowałem jako żart ale szybko wybił mi to z głowy Bartek:
- Uwierz mi, że to nie ściema. El ma bzika na tym punkcie i nie powiem... Ja też zaczynam.

Kiedy ekipa dojeżdżała do granicy litewskiej ja dopiero odbierałem paszport w Wwie... Byłem zrozpaczony.
Bez zgody starego wsiadłem w jego służbowego Forda i ruszyłem "na wschód".
Wtedy stał się drugi cud. Ekipa... zawróciła! W Golfie współpracy odmówiły hamulce, w konsekwencji wysypały łożyska przednich piast.
Stanęli na kilka godzin u pana Sławka w Lipniku, który bezpłatnie udostępnił podnośniki całe zaplecze warsztatowe.

Tamże poznałem wszystkich uczestników ekspedycji.
Bartek spał na kupie żwiru. Fazik w kombinezonie wprasowywał drugie łożysko, El i Karpiu wykonywali jego polecenia. Cichy z Maurycym kibicowali pijąc podlaski likier.
W tym momencie opóźnienie wyprawy wynosiło równo trzy doby. Mój niewymowny fart ale ciśnienie rosło, bo dwa dni później w Duszanbe lądować miał Alik, drugi stryjeczny prawnuk Bronisława Grąbczewskiego a przed nami 5000km!

Mój pierwszy kontakt z El`em.
Dzień dobry, to ja jestem Cymek Wąski, melduję gotowość do wyprawy.
-Tak? Co wiesz o uroczysku Kulika?
Eee... Jezuu!!! Więc jednak... Staram sobie przypomnieć ale mi nawet nie dzwoni w uchu...
- No?
Zaraz sprawdzę! Zabrałem książkę (całe szczęście!!) a Podróże nieodkryte wgrałem na tableta szefie!

Z kierownikiem Karpiem piłka również była krótka.
- Jesteś kierowcą i twoim obowiązkiem jest trzymać formę, by dowieźć grupę trekkingową w optymalnej formie w góry. Tak się prowadzisz, by być zdolnym prowadzić Lublina min. 12-16h na dobę. Ja tu jestem od spożywania alkoholu, no...
W górach sobie odpoczniesz...

Trzymajcie kciuki. Wchodzę do lekarza!
cwLiYMmdYUU

---

Droga.
- Wąski... bo wstanę!
Stoi przede mną Karpiu (165cm przy moich 185-ciu). Razem stoimy gdzieś za Riazaniem.

Wcześniej na małym moskiewskim ringu, około 4-tej nad ranem dostałem hasło:
- Zmieniasz Cichego.
Wytrzymałem za kierą może z 2h... Szybko zmienił mnie Fazik, który ledwie zmrużył oko i kazał odpoczywać na "dużej" kanapie.
Kiedy się obudziłem ujrzałem nad sobą Karpia...

Oberwałem słuszny opierdol - taki, że hej. Zrobiło mi się wstyd, bo chłopaki jechali bez chwili wytchnienia a ja jak mały chłopiec... Bawić się trza umieć!
To była pierwsza, poważna lekcja jaką odebrałem na tej wyprawie i wziąłem ją sobie głęboko do serca.


----

Droga.
Droga jest celem. Ot, taki banał, tak oczywisty w pewnym sensie ale jak wy to/go rozumiecie?

Ja się na tej mojej drodze uczyłem.
Jechałem z jakimiś cyborgami... Starałem się ale nie dawałem rady... Był taki moment, że chciałem po prostu wysiąść i wtedy na prawego przysiadł się Karpiu z flaszką w ręku.
Ledwie po kilku godzinach w upale padałem na ryj a tu nagle zastrzyk energii jakiej nigdy dotąd nie doznałem! Dzieli nas przecież drugie tyle lat a czułem się jakbym z kumplem z ławki szkolnej gadał...
- Wąski, bo wstanę! Trzymaj kierunek wschód!

Później Karpia zastąpił Fazik. No, jakaś magia! Przegadaliśmy całą noc! O 6-stej rano zmienił mnie Bartek. Ledwie dotknąłem pośladkiem "sypialnej" ławki, padłem bez czucia na ryj, jak te sosny w podberlińskich lasach, co to je Fazik pokosem harwesterem kładzie...

----
Tabor.
Jedziemy jak Cyganie, żyjemy jak Cyganie, tylko... kobiet brak:)
Z każdym dniem, każdym pokonanym kilometrem oswajam się z obowiązkami i nawet pojawia się rutyna!:)

Pierwszy wstaje Maurycy. Budzi wszystkich pociąganiem nosa, bo cierpi na chroniczne zapalenie zatok. Jest to jednocześnie sygnał, że... kawa gotowa lub herbata. Zaparza do wyboru Maurycy i zawsze coś do treści dorzuci, grzebiąc nieustannie w trzech ogromnych, bazarowych siatach.

Ma tam wszystko potrzebne do życia i potrafi się tym dzielić. Zajmują co prawda ogrom przestrzeni bytowania ale lubimy niespodzianki. A tu suszony imbir, innym razem owoc róży a jak się wódka pojawia na śniadanie (konkuruje bezwzględnie z kawą), to na talerzyku ląduje domowy, kiszony ogórek z kawałkiem domowego, peklowanego mięsa. Jak kogo suszy, to i zimne piwo się znajdzie o wdzięcznej nazwie Namysłów np.

Jest więc Maurycy przy śniadaniu niezastąpiony. Drugie, to znakomity kierowca zmiennik. Zawsze gotowy, zawsze wypoczęty... Nie wiem, jak on to robi ale to, co robi dla zespołu, to kawał WIELKIEJ ROBOTY. Dla mnie wzór niedościgniony. Kiedy go pytam, skąd czerpie siłę, niezmiennie odpowiada:
- Swoje trza robić i tyle.
Złego słowa o Maurycym powiedzieć nie można. Po prostu nie wypada. Nawet El powstrzymuje się od sarkastycznych komentarzy, od czasu do czasu tylko klepnie Maurycego po plecach i rzuci w swoim stylu:
- A świeże to na pewno...? Wódka za ciepła, kawa zimna... Maurycy się wtedy denerwuje, bo bierze wszystko na serio a to woda na młyn dla El`a.
Na szczęście rzadko wkurza Maurycego, bo siłą rzeczy większość czasu spędza w Golfie no i mamy Karpia, który się Maurycym "opiekuje" i szybko ucina zakusy El`a.

cdn.

i zagadka. Znajdz 3 roznice

83322

83323

bukowski
23.09.2018, 21:11
Znakomite..!

Sent from my G8441 using Tapatalk

RAVkopytko
23.09.2018, 21:29
Fassi,Bardzo Mocne i Szczere !

Artek
23.09.2018, 21:53
Zaczęło się...
Jeszcze liście zielone a ONI już zaczęli opowiadać...
A ON będzie pisał, będzie edytował, kasował..?

mirkoslawski
24.09.2018, 10:02
Czytam i porównanie mam tylko do podlaskiego bimbru - człowiek odlatuje w piękniejszy byt, gdzie czas przestaje mieć znaczenie a liczy się tylko tu i teraz. Wspaniale opowiedziane...

RonDell
24.09.2018, 23:41
Z czytaniem tego typu opisów są dwie sprawy.

Po pierwsze primo ten opis jest jak powiew świeżego powietrza, który pozwala choć na chwile przenieść się w tamte przestrzenie.
Po drugie primo czytając takie perełki ogarnia mnie maksymalny wkurw. Dlaczego? Dlatego, ze nigdy nie będę w stanie choćby zbliżyć się z moimi pseudo relacjami do takiego poziomu.

Fak!!!!
Brawo Panowie.

https://media1.tenor.com/images/8f5c5ce859c1c0fb02ede6a4e9d75b84/tenor.gif

Wojteak
25.09.2018, 18:26
Klasyka... Hitchcock się kłania. Czekam na nieuchonny wzrost napięcia...

Dylan
26.09.2018, 07:31
Magia, po prostu magia. Nic do dodania.

Gończy
26.09.2018, 08:56
Szacuneczek. Ładnie napisane. Brawo. Nie pozwól czekać na ciąg dalszy za długo.

redrobo
26.09.2018, 09:42
Fassi zbiera szczene po powrocie do pracy. Ponoc jego kombajn do drzewa, jakis ukrainiec zaczal przerabiac na zbieranie ziemniakow... (ja osobiscie wspieralbym ukrainca)
Tymczasem z satelity w koncu zladowalem czesc materialu "z trasy":
http://i68.tinypic.com/301it8y.jpg

0nr12OVFT50

Kamyk
26.09.2018, 10:05
Wow! Nie wierzyłem jak mi mówił o Golfie :) haha! Mega dobre! Gratulacje!

Kamyk

fassi
27.09.2018, 10:44
Wąski nadaje z dyzurki mimo ze egzaminy poprawkowe ma, wiec wstawiam to co w mailu zaobaczylem

Z Dziennika Wąskiego.

Dlaczego Jaszyl Kul jest jeziorem zielonym...?
Przekopałem się przez treści Bronisława Grąbczewskiego i nie znalazłem podpowiedzi. Widząc jednak zdublowany kadr autorstwa kuzynostwa Grąbczewskich odpowiedź znalazłem sam.

Stojąc na przeciwległym wzgórzu w zachodzącym słońcu odbijała się w nim cała zieleń letnich pastwisk.
Tamże schodzi się do doliny Karaszury - tu jeszcze strumienia, która zbiera wodę z topniejących lodowców Gór Piotra Pierwszego i wciska je strzelistym kanionem do wód Obichingoł. Na odcinku ledwie 30km łagodny strumień przeradza się w szalony "Dunajec".

Gdzieś w połowie leży uroczysko Kilika, z którego "egzaminował" mnie El.
Pierwotnie nawet przez myśl mi nie przeszło, by spróbować się o tym przekonać osobiście ale...
El i Karpiu nazwali go lekkim z jednym poważnym akcentem - przełęczą Gardani Kaftar sięgającej 3800m. Na zdjęciu Bronisława Grąbczewskiego wyglądała groźnie ale jak ustaliło kierownictwo, z końcem lata wszystkie śniegi powinny być wytopione. Poza tym nie wymaga on (szlak) specjalistycznego szpeju jeno dobrej kondycji. Karpiu np.zdecydował się pójść w butach podejściowych, to znaczy takich mocniejszych adidasach. Ja coś takiego na nogach miałem...

Nie wiem, co mi strzeliło do głowy ale zapytałem nieśmiało, czy mógłbym się z ekipą trekkingową zabrać?

Gdybym wtedy wiedział, co mnie na szlaku spotka... ale nie wiedziałem:) Pałałem młodzieńczą energią i entuzjazmem, że Karpiu...się zgodził!
- Tylko Wąski... Słuchaj... Za żadne skarby nie słuchaj El`a-jak się spakować! Włóż watę do uszu, bo inaczej wylądujesz w górach z dębowym stołem na plecach.
Cud, że El nie wziął gitary i roweru składanego np.

Nie do końca rozumiałem czym do mnie mówi Karpiu, kiedy f-cznie rano nie zobaczyłem "spakowanego"El`a... Stolika nie miał ale składane krzesło tak. Siatka z Biedronki wypełniona grapefruitami z ręczną do nich wyciskarką...

---

Z Dziennika Wąskiego.

Rok turysty.
Wszyscy jakiś czas żyliśmy dramatycznymi wydarzeniami w Tadżykistanie.
Mnie to siedziało z tyłu głowy bardzo mocno. Fazik sugerował wybierać noclegi z dala od ludzi, wszyscy to rozważali tylko El kiwał głową z dezaprobatą na takie podejście.

Nasze szczęście polegało na tym, że operowaliśmy z dala od utartych szlaków i to wcale nie w kontekście owych wydarzeń. Nikt do nas nie wołał "heloł", "chałarju" itp.
Traktowano nas z podziwem i szacunkiem, zawsze ze szczerym, ciepłym uśmiechem na ustach. Dotyczyło to zwłaszcza pamirskich Tadżyków.

Tylko te gesty budziły w nas poczucie bezpieczeństwa. Pamiętam słowa El`a z tadżyckiej granicy, dokąd wjechaliśmy z Uzbekistanu.
- Ja zawsze po przekroczeniu tej granicy (TJK) czuję się tu jak w drugim domu...
Podpisuję się pod tymi słowami wszystkimi kończynami. Już po kilku dniach czułem się tu (nawet w najdalszym,dzikim zakątku) lepiej niż u siebie...

Siedzę teraz przed ekranem monitora, którym odgradzam się od świata. Piszę, by przedłużyć te chwile bycia szczęśliwym spontanicznie.
To, co przeżyliśmy wspólnie było dokładnie z gatunku science fiction. Gdyby ktoś przed wyjazdem powiedział, czego ja tutaj doświadczę, odprawiłbym szybko egzorcyzmy.

Dzisiaj wolę wieczorem wyjść na balkon i patrzeć przez lunetę w niebo niż z kumplami na piwo.
- Stary, ty śmierdzisz! Wykąp się. Przetestujemy z Martą (leci na ciebie) jej nowego "superba". No niesie fura, niesie!
Być może...

Śmierdzę...? F-cznie, może trochę. Śpię na podłodze, bo nie chce mi się ścielić łóżka, zapomniałem raz nawet wodę spuścić w kiblu... Nie przebrałem się od dni czterech ale założyłem świeżego merynosa przecież. Owce się w ogóle nie myją i żyją...
Jeżeli mam coś przewietrzyć to szafę z ciuchów. Za tę kasę,co na nie wydałem mógłbym sfinansować przyszłoroczną wyrypę kolegom... Ze 30 koszulek polo, każda od 80zł w górę. Koszule pod krawat... ze dwa tysie na nie wydałem. Cały boks marynarek, no sztapel spodni na kancik...

Chciałbym wam jeszcze o czymś napisać ale... to już zostawiam bardziej doświadczonym kolegom. Zdjęć nie robiłem, ledwie kilka... Podzielę się jednym z nich...

Pozdrawiam
Wąski

83397

-------



ps. Nie potrafie zalogowac sie do cywilizacji. Zapomnialem (ja fazik) hasel do bankowosci online i kasy chorych. Jak tu zyc?

ps2. Przedwczoraj (pierwszy dzien w pracy po wyrypie) mialem piekny kontakt z cywilizacja ewropejska. Pracuje harwesterem blisko wioski, wiec spacerowiczow mi sie tam kreci z psami troche. Wiekszosc zmienia trase i obchodzi mnie lukiem, aby nie oberwac drzewem po lebie. Ale pacze i widze ze jeden stoi dosyc blisko i sie przyglada. Pokazuje mu reka aby sie troche odsunal a on nic. Gasze maszyne:

- Ja: Gada pan po niemiecku?
- tak, a co?
- Ja: No to odejdz pan troche dalej bo drzewem oberwiesz po czaszce.
- Mam prawo tu stac i chodzic jak chce!!! (Nawet jego pies na niego spojrzal z politowaniem)
- Ja: Ma pan tez prawo do bycia idiota i moze pan z niego skorzystac i jeszcze dzisiaj zglosi sie do kliniki tu za rogiem (to takie podberlinskie Tworki)

W tym momencie jego pies szarpnal za smycz i chyba go do tej kliniki zaciagnal....

Siadam w maszynie, pochylam oparcie siedzenia do tylu, nogi pod szybe i przez pol godz wracam do tadzyckich ludzi usmiechnietych, otwartych i w duchu marze, ze to co tu sie dzieje to tylko zly sen...

Obudzil mnie lesniczy pukajacy w drzwi kabiny. Minely 2 godz.

redrobo
27.09.2018, 10:52
Fassi to mialo byc w odcinkach...;)

Gończy
27.09.2018, 11:57
:) Za późno... :) Fassi kawał dobrej roboty. Super historia.

redrobo
27.09.2018, 12:53
Waski rzeczywiscie nie robil zdjec. Zawsze gdy siegal do kieszeni by wyciagnac smartfona, El juz rzucal na niego jakims takim wrednym spojrzeniem, ze Ten zniechecal sie po prostu....
Koniecznie zatem bedzie uzupelnienie fotograficzne, tu znow troche nielad panuje, ale mysle, ze kazdy sobie cos tam upatrzy ciekawego...

trzykawki
27.09.2018, 12:55
No i chyba będzie, bo nastąpiło jakieś zakrzywienie czasoprzestrzeni i relacja znikła został tylko początek.... tak bez śladu - to tak można?

Ale ja juz wiem co bedzie dalej, nie powiem fajnie sie czytało, coś jakby powieść przygodowa z bohaterskimi bohaterami. Ładnie

fassi
27.09.2018, 22:55
Zasuplemence obrazki ruchawe jak poszly konie po piochu. Jak musk mi wroci na tory jewropejskie to ustawie ciag literek we wlasciwej kolejnosci.

4pbCk9xooj4

dżony
28.09.2018, 00:48
że El tym golfem, aż tam. Piękne ujęcia ino się ręka letko trzęsie kamerzyście ale to dodaje realizmu

Pawel_z_Jasla
28.09.2018, 09:02
Rewelka - siedze u syna na robocie pod Minehead na wyspie i ogarniam mu garden ale codziennie przy kawie forum a szczegolnie ten watek dogladam /nie ma polskich znaczkow wiec z gory przepraszac/. El, Fassi i reszta ekipy WIELKI SZACUN !!

fassi
28.09.2018, 09:28
Pawel, cieszymy sie ze sie podoba, a z tym szacunem to bym nie przesadzal, bo jakbysmy jechali jakimis nowymi autami, to to bym zrozumial. A golf i lublin? Siadasz, jedziesz i wracasz. Nudno, bo nic sie nie psuje.

A jak wyglada w Lublinie? Prawie jak w kinie...

UQ9ODlT_mrk

ps. Reka sie trzesla temu operatorowi, bo bylo rano wczesnie i jeszcze nie przyjal dawki kawowki uspokajajacej

redrobo
28.09.2018, 09:39
Fassi. No, no. Jeden czujnik sie przeciez zepsul. Mozg wypiera zle momenty... dla przypomnienia fotografia pokazujaca jego wymiane:
(Sluza stwierdzil, ze to normalne w autach nafaszerowanych elektronika)

fassi
28.09.2018, 09:48
No dobra dobra, znowu podkoloryzowalem jak zwykle. Czujnik jeden sie zepsul przy pompie paliwowej, na szczescie mielismy zapas i Red uchwycil moment montazu :D

I ten text Sluzy: Tak to jest, jak sie jedzie autem nafaszerowanym elektronika :D

siwy
28.09.2018, 09:50
Fajnie się czyta i ogląda.

fassi
28.09.2018, 17:37
Z Dziennika Wąskiego.

Koło zapasowe.
Pyta mnie ojciec jednego wieczora:
- Słuchaj ale ile tam w końcu aut jechało, bo ja czegoś nie rozumiem? Jest Lublin bez reduktora, z reduktorem i Golf.
Tego pierwszego zostawiliście w Duszanbe?

Hm... To jest dopiero historia... Opowiem o tym dzisiaj wieczorem moimi oczyma.

redrobo
28.09.2018, 19:24
Z Dziennika Wąskiego.

Słuchaj Wąski... Ja tego do końca nie rozumiem. Karpiu od razu powiedział, że będą z tego nici a Fazik utkał z tego prawdziwy, wełniany sweter....
Taki razgawor w Golfie z jego kierownikiem, gdzieś na płaskowyżu...

Właściwie koło zapasowe.
Opowiadam to staremu, on na mnie patrzy i... nalewa sobie kieliszek.
- Nie krępuj się...!

No więc, to było tak.
Wał crystan.pl (nóweczka na zamówienie) okazał się krzywy jak banan. Ten łączący reduktor z tylnym mostem... To było jeszcze poza mną... Fazik na 24h przed wyjazdem podejmuje decyzję, by Lublina przywrócić do... stanu fabrycznego.
- Bo to się nam po drodze to rozpier... A trza jechać minimum te 80km/h.
To się dzieje naprawdę...

Zastanówmy się nad logistyką, bo akurat jest wtorek w południe a dnia następnego jest święto (15 sierpnia). Potrzeba fantów!
Te zostają namierzone w... Strykowie na szrocie lublinowym. Przy okazji Fazik "zamawia" oryginalny tunel i lepsze śmigła do chłodzenia.
Cichy startuje z Radomska do Strykowa, stamtąd w opolskie, gdzie na przeciw wyjeżdża mu Karpiu i przejmuje fanty.
Mamy wtorkowy wieczór.

Nocą Lublin wraca do starych szatek. Rankiem dopieszczany jest system chłodzenia. Chłopaki (Fazik i Karpiu) po wypiciu stu piw... No może 105-ciu padają na ryj i idą spać.
Wieczorem kładą kafelki na podłodze i coś tam jeszcze. Maurycy rzeźbi kuchnię w drewnie z litego dębu. Fantazyjne wzory (liście laurowe chyba), system zawiasów XIX-wiecznych w oryginale i inne takie cuda cudeńka. Każdy ma zajęcie.

Zaraz potem startują na Wschód, zabierając Cichego i Bartka po drodze, gdzie Fazik we W-wie na ulicy wymienia tarcze hamulcowe i tak długo weryfikuje sprawność działania układu, że w końcu mucha zdycha w locie.

I to słuchajcie... jedzie! Sunie ta fleche 5000km i gdzieś na rogatkach Duszanbe Fazik ordynuje pit stop.
Cały majdan ląduje na zewnątrz a z luków naszej torpedy wyciągamy... reduktor i dwa wały!
Pamiętam minę kazachskiego celnika, kiedy wywalaliśmy wszystko przed rentgenem i ujrzał na podłodze nasz zestaw...
- Co to jest...?!
Zapcziasti...

Znajdujemy kanał na stacji paliw wieczorem. Wymagana jest zgoda kierownika, którego nie ma. Dzwoni do niego ochroniarz...
- Chłopaki robią serwis. Montują... nowe auto! Mówią, że zajmie im to chwilę.
Ok.

Fazik wchodzi w trans. Karpiu i Bartek działają jak automaty. Kubica chciałby ich mieć w Williamsie, gdzie pracuje kuzyn mego ojca.
Ale... Stelaż podpory nie pozwala włożyć reduktora! Trza go przyciąć... blacha 6-stka... Jest brzeszczot na szczęście ale trzeba nim bardzo delikatnie operować. Do akcji wchodzi El, który przez 6-mcy z grubasa zrobił z siebie atletę (codziennie rano na wyrypie 150 pompek plus na finał po 20 jeszcze na jednej ręce!
Wyklucza go Fazik:
-El, ty upier... brzeszczot chwila moment! Ściągaj olej z mostu!

Piłują: Fazik, Karpiu i Bartek na zmianę... Całe 2h!
Karpiu, w czym mogę pomóc?
- Nie przeszkadzaj!
Cichy ordynuje zatem robotę przy kolacji. Dzisiaj ziemniaki w warzywach plus peklowany gulasz Maurycego!
Jedziemy z El`em po produkty.
Bez problemu kupujemy worek ziemniaków, kilka kilo marchwi, cebuli i bladej papryki.
- Weź Wąski jeszcze 30 piw i 2l wódki... Nie... Trzy! Ciężko pracują chłopy i głupio by było, by zabrakło.

Znam już możliwości tej załogi, więc wykonuję polecenia bez szemrania.

Jak przyjeżdżamy Alik na linie w środku Lublina przytrzymuje reduktor. Trza się spieszyć z kolacją, chłopaki finiszują!
Do szybkowara smalec ze skwarkami, full ziemniaków, pokrojona w słupki marchew i w kosteczkę cebula. Jak El ekspresowo szatkował cebulę (sic!)... Kurde, jak w kitajskiej kuchni!
Papryki nawet nie opierał o deskę (tu całusy dla Izeczki gołąbowej- od El`a i Karpia!)...
Kiedy zdejmujemy szybkowar z gazu chłopaki dokręcają ostatnie śruby...

Jestem w szoku... Teraz już jestem pewien, że ta wyprawa nie ma prawa się nie udać... Wszyscy, jak jeden wykonywali polecenia Fazika i szefa Kuchni - Cichego bez mrugnięcia okiem.
Jemy, walimy stakany jeden za drugim... Zalegamy na "tapczanach". Tak się nazywają te ichnie łoża do siedzenia po tadżycku. Teraz już wiecie, skąd polskie tapczany:)
Skąd się na nich wzięlismy...? Ano do zaprawki przylegała... knajpa:)
Polegliśmy około trzeciej, może czwartej nad ranem...

Miny pań "kelnerek" o 6-stej rano - bezcenne. Tylko Maurycego się przestraszyły, bo wygląda jak Afganiec.

Niestety, przy kolejnej akcji w Biszkeku, kiedy to znowu wracał stan fabryczny już mnie nie było. Podobno operacja trwała chwila moment... Nie było sensu gotować... Ledwie po kilka stakanów padło...:)

A tymczasem, jeszcze gdzieś przed Duszanbe...
P2cV3EblH-I

redrobo
28.09.2018, 21:32
Z Dziennika Wąskiego.

Suplement.
Wzruszenie - etiuda pierwsza.

Idziemy doliną Karaszury dzielącej łańcuch Gór Piotra Pierwszego na część zachodnią, niższą, ku której zmierzamy i wschodnią - za naszymi plecami, której sercem jest ponad 70 szczytów przekraczających 5000m a 12 - 6000 z Pikiem Moskwa (6875m) na czele.
Po lewej, na wyciągnięcie ręki - chowają się w chmurach, dominujące: Pik Agasus i Siewiercowa.

Spakował mnie Karpiu, wszystko posprawdzał, ustawił i podociągał paski:
- No... Wąski... Elegancko! Teraz maszeruj i głośno krzycz: niech żyje nam Wołodia Ilicz!
Nie mam tylko kijków, ponoć nieodzownych dla ochrony stawów ale ja nigdy z nich nie korzystałem więc...
Wcześniej kierownikowi nakłamałem, że zszedłem całe Tatry wzdłuż i wszerz a tak naprawdę najwyżej byłem na Tarnicy i to z rodzicami z jakie 10 lat temu...

Dzień 1.
Trochę mnie przydusza (wysokość) ale idzie mi się nad wyraz lekko. Trzymam tempo El`a, który idzie pierwszy. Rozmawiamy o Grąbczewskim. El tłumaczy mi "okolicę" jakby tu mieszkał. Jest fantastycznym przewodnikiem. Okazuje się, że wizytował tutejsze, letnie pastwiska wcześniej, ledwie kilka kilometrów dalej na wschód. Biwakował nad jeziorem Chary Kul, gdzie rozpoczyna się ogromny płaskowyż z jednej strony stromo spadający do doliny rzeki Muksu (zbierającej wody z lodowca Fedczenki) z drugiej otwiera się na dolinę, którą obecnie idziemy.

Zmierzamy do uroczyszcze Kulika. Cha, cha...:) Z każdym kilometrem coraz bardziej jednak odczuwam trudy marszu, czego zupełnie nie widać po reszcie ekipy.
Dzisiejszy etap, to 15km. Pod koniec dnia tempo spadło z mojego powodu znacznie, niedomaga też Alik - kuzyn Bartka -"Grąbczewski Duży". Coś mu się dzieje ze stopami.
Rozbijamy się na nocleg i kontestujemy obolałe części ciała.
Alik prezentuje okazałe pęcherze,symetrycznie rozłożone na podeszwach stóp.
Rany Julek... W życiu takich nie widziałem! Są ogromne. Wina nowych butów. Nie udało się ich Alikowi rozchodzić. Po prostu ordynował zbyt krótkie marsze przygotowawcze (dzisiaj to wiem). Wysłuchałem przy okazji całej teorii rozchodzenia butów i jest to kawałek praktycznej wiedzy!
Dużo bardziej doświadczony w temacie Cichy również nabawił się otarć kontestując buty krótko:
- Nie polubimy się chyba...
Ostatnio (kilka lat wcześniej) zdobywał w nich Kazbegi ale czas robi swoje. Stopa z wiekiem się rozbija (taki dzisiaj mądry jestem) i trza numerację butów weryfikować. Słodki (dołączył w drugim etapie wyprawy) uważa, że co 10 lat powinniśmy weryfikować buta. Notuję więc w mózgu, co następuje:)

Na same pęcherze są dwie teorie. Alik potwierdzi słuszność. Na jednej stopie przykleja żelowe plastry,na drugiej pęcherze przebija i zostawia.

Dzień 2.
Wstaję jak z krzyża zdjęty... Nie mam apetytu, trochę ćmi głowa (3000m), zakwasy wszędzie, najgorsze na barkach. Nie jestem wstanie dotknąć "kaptura". Przygryzam wargi. Na śniadanie piję kawę, nic stałego nie jestem wstanie. Karpiu każe mi coś zjeść, bo "wydechniesz na podejściu, które nas czeka". Ratuje mnie El robiąc koktail na bazie wody, izostara w proszku,mleka w proszku i białka serwatkowego WPC-80. Wmuszam w siebie solidny kubek o wskazanej treści, nawet to smakuje...
Alik na dzisiaj zakłada... sandały i nie jest to głupie rozwiązanie.

Pierwszy problem do rozwiązania: przeprawa przez Karaszurę. Problem się rozwiązuje sam. Przy hutorze Kulika czeka na nas mostek. W samym hutorze napotykamy Kirgiza z Dżigartal. Z mocnymi papierami, jak się okazuje. Polują tu na kozły. Są tu ich dwa rodzaje. Powszechny Kiik i Archar pod ochroną. Polują naturalnie na oba. Mięso tego drugiego wyborne... Przekonamy się o tym osobiście niebawem.

Tymczasem popiwszy czaju przekraczamy Karaszurę i rozpoczyna się podejście uroczyskiem Tupczek... 400m w pionie i to prawie dosłownie! Szybko przeliczam to na wieżowce. 400m dzielone przez 28... Matko Boska...
Karpiu wspina się w abstrakcyjnym tempie. Za nim Cichy i El. Ja idę z Alikiem i Bartkiem, który świadomie zamyka peleton.
Wspiera kuzyna, który walczy z bólem jak gdyby nigdy nic.... Żeby mnie tylko coś podobnego nie spotkało! Rzuciłbym się do Karaszury z miejsca!

Trójka liderów osiąga wzniesienie w niespełna godzinę! Mnie to zajęło 2,5 ledwie trzymając tempo Alika,który siłą rzeczy w sandałach szedł wolniej na tak niestabilnej, stromej ścieżce.
Kierownictwo na górze ordynuje znalezienie osłoniętego noclegu w sąsiedztwie jakiegoś strumienia i na dzisiaj chwacit. To ukłon w stronę"cierpiących". Padam w namiocie jak kafka. Na kolację budzi mnie Karpiu:
- Masz i jedz. Sił nabieraj, bo... wstanę!
Normalnie się wzruszam po raz pierwszy. Kocham kierownika naszego!

Dzień 3.
El:
- Dzisiaj czeka nas krótki dzień. Przeprawimy się przez Zurazamin i rozbijemy na początku doliny prowadzącej pod Gardani Kaftar. Nie ma sensu pchać się dalej. Wyjdzie z jakie 8km.
Program przyjmuję z ulgą.

Przez Zurazamin w czasach Grąbczewskiego chodziło się mostem śnieżnym ale w hutorze Kirgiz wspominał coś o moście kamiennym. Mieliśmy o niego dopytać na płaskowyżu Tupczek ale okazało się, że tutejsi Kirgizi praktycznie nie mówią po rosyjsku, tym bardziej, że głównie trafialiśmy na młodych.Jednym słowem nie ustaliliśmy nic ale nic to.
Do przeprawy prowadzi wyraźna ścieżka i widać jej kontynuację po drugiej stronie rzeki.

Zurazamin w południe tłoczy ogromne masy wody w szalonym tempie. Budzi to we mnie grozę. Każdy metr w dół potęguje zjawisko....
Dochodzimy na skraj ścieżki bardzo szybko (schodziliśmy w dół) pokonując różnicę wzniesień ze 300m.
Dochodzimy i dupa... Zwężenie idealne na most śnieżny ale mostu nie ma. Gorzej, że kamiennego również...
Karpiu schodzi do koryta rzeki i testuje możliwe brody. Taki malutki człowieczek w obliczu żywiołu... Symbolika pełna.
Robi krok do pół uda w wodzie i ta nagle go porywa!
Rzuca Karpiem jak piłką! Rany boskie! Na szczęście rzuca go na kamień, którego się Karpiu kurczowo chwyta. Wszystko z plecakiem...
W dół szybko rusza Cichy i El ale kierownik wychodzi cały z opresji sam.

Spotykamy się wszyscy na dole i szukamy owego kamiennego mostu. Nic z tego... Nawet najmniejszej szansy na przeprawę. Cichy wypatrzył wcześniej z Karpiem kilka głazów tkwiących w korycie rzeki i tylko one dają szansę przejść rzekę suchą stopą ale...?
Ale trza teraz wrócić na górę i zrobić trudny trawers przez dwa żleby.
Dopiero teraz widzę to, czego nie widziałem przy zejściu do koryta rzeki... STROMIZNY! Ponad 70% nachylenia ale to nie wszystko... Schodzimy ze ścieżki i brniemy przez gąszcza Ho. To taka kolczysta endemitka, połączenie jeżyny z różą. Nie jestem wstanie bez kijków przez to iść, nie raniąc się dotkliwie...

Podchodzi do mnie El i odstępuje swoje kijki.
- Ale...
Wyreguluj je sobie pod swój wzrost. Mamy lewy trawers, więc lewy kijek sobie nieco skróć.
- Ale...
Ee tam... Nie lubię kijków... Są dla pedałów! Cha,cha.

El znika w jakimś kosmicznym tempie, chwytając się na zmianę Barszczu Sosnowskiego i Ho... Masakryczna mieszanka zieleniny...
Pierwszy pokonuje pierwszy żleb, potem puszcza przodem Karpia i Cichego, którzy szybko znikają mi z pola widzenia. El zostaje,jako łącznik optyczny. Jak to dobrze, bo mnie ogarnia przerażenie. Jest już tak stromo, że boję się o każdy krok. Jeden błąd i lecisz w kilkusetmetrową przepaść, kończąc w rwącym nurcie Zurazaminu...

Równolegle Bartek wspiera Alika, który musiał założyć buty, bo w sandałach tu iść niepodobna. Wbijasz stopę w zbocze usypane drobnym piargiem jak na lodowcu...I tak kroczek za kroczkiem. Alik zupełnie nie kontroluje stopy w bucie, która mu w nim po prostu pływa. Mi, całemu posranemu ze strachu nie wypada narzekać, dlatego odmawiam pacierz za pacierzem, obiecując sobie, że jak tylko to się szczęśliwie zakończy, to... Ale to się nie chce kończyć!

Staję przed żlebem i dostaję paraliżu. By ten żleb pokonać muszę jakby skoczyć z balkonu na balkon na 10-tym piętrze... Nie jestem wstanie... Uda mi drżą ale nie mam jak przykucnąć, oprzeć się...
- Dawaj Cymek! No dawaj kurwa mać!
Głos El`a jakby z tunelu jakiegoś...
El... Nie mogę! Nie mam siły...
- Rzuć mi kijki!
Nie wiem jak to zrobić! Opieram się na nich ostatkiem sił, na szczęście dochodzą Alik z Bartkiem. Bartek najpierw pomaga mi się przeprawić, potem wraca po Alika... Wzruszenie nr 2.

Siadam przy El`u... Ciężko oddycham...Boże jakbym ich teraz wycałował wszystkich! El klepie mnie po barkach... Dopiero teraz widzę, co widzę. Jego lewe przedramię jest całe we krwi, podobnie odsłoniętych dwoje goleni. Bartka golenie wyglądają podobnie, ramiona znacznie lepiej, bo szedł z kijkami.
- El...
Spoko, zwykłe zadrapania. To nie to, co spierdolić się na golasa w pokrzywy z drzewa.
Nie śmiem pytać o oparzenia barszczem... Wzruszenie nr 3.

Ruszamy. Jest trochę łatwiej ale jeszcze jeden żleb trza pokonać. El oddala się ekspresowo. Zatrzymuje się ponad 500/700m dalej, jako kolejny optyczny łącznik. Karpia i Cichego nie widać już od dwóch godzin. El kuca i czeka na nas. Dojście do niego zajmuje nam godzinę.
Ma dobre wieści. Chłopaki znaleźli coś, po czym da się przejść na drugą stronę rzeki. Tak zakładają...
Ja sobie nie wyobrażam innego scenariusza!

Po kolejnej godzinie docieramy do skraju wąwozu. Widzę ogromne głazy, które tworzą kamienny most. Co za ulga!
Jednak tylko do czasu, kiedy zsunął się po zboczu do nich Cichy... Wygląda przy nich jak Dawid przy Goliacie...
Teraz zaczyna się wspaniały spektakl! Muszę tak ten opis zacząć. Próby Cichego sforsowania/znalezienia drogi wzbudzają tak ogromne emocje, że trudno jest mi je teraz wyrazić. Na zmianę modlę się za niego, to przygryzam wargi albo zamykam oczy. Kiedy kolejny raz je otwieram, nie wytrzymując wcześniej napięcia - Cichy jest na środkowym głazie!
Hurrraaa!!!! Drę ryja ale nikt mnie słyszy!

Po chwili Cichy ląduje suchą stopą na drugim brzegu. Za nim Karpiu. El zostaje na pierwszym głazie. Dołącza do niego Cichy i Karpiu tworząc jakby łańcuch dla nas.
Ale trzeba tam jeszcze zejść. Z emocji nie zwracałem uwagi na ten "problem". To jak zsuwać się po balkonach zarośniętego wieżowca... Zajmuje mi to całe wieki. Tuż za mną schodzi Bartek z Alikiem.

To, co zastaję odcina mi całkowicie prąd. JAK CICHY TO ZROBIŁ?!! Jest mniejszy ode mnie o dobre 10cm a tu zasięg ramion i nóg ma kluczowe znaczenie! Puszczam Alika przodem. Też jest chłop zmęczony, styrany... Przyglądam się przeprawie.
Chłopaki już uzgodnili scenariusz. El, jako najsilniejszy (najcięższy) przyjmuje się na siebie opadające ciało Alika. To znaczy, Alik robi jeden krok do przodu, na ostatni mały kamień, z którego trza paść dłońmi/oprzeć się o kolejny - wielki głaz odległy o jakieś 1,20/1,30m...
Alik to kawał chłopa, podobnie jak ja. Utrzymać takiego z plecakiem nie jest lekko.
Alik pada, El chwyta go za ramię, przyciąga do siebie, w tym samym momencie Cichy chwyta Alika za plecak i...mamy chłopa szczęśliwego.
Teraz Bartek. Piękny dubel. Szczęśliwcy!

Kolej na mnie... Sytuacja się powtarza ale teraz, to już koniec... Naprawdę nie dam rady! Wtedy Bartek... wraca po mój plecak! Boże... Bartek Druhu! Wzruszenie nr 3.
Niby jest mi łatwiej ale kiedy robię ten pierwszy krok i widzę szalejącą wodę w wąskim gardle, to ponownie mnie paraliżuje. Nic do mnie nie dociera, dopiero stek przekleństw El`a!

Dobra, zbieram się! Robię krok, rzucam się rękoma na głaz i nagle... stopa mi się obsuwa na kamieniu, dłonie nie wytrzymują oparcia i lecę w dół!...
...moment wyświetla mi się życiorys. Znikam pod wodą i lecę nią porwany w czeluść ale... na czymś mnie zatrzymało! Coś mnie trzyma, jakaś zapora rozciągnięta między dwoma głazami! Zapora ma ręce! Ale ja nic nie widzę, to coś jest pod wodą!
- Trzymaj się kurwa!!! Jest dobrze! Trzymam cie!

Rany Boskie!!! To El!!!
Drę się w niebogłosy - trzymam się, trzymam!
- Postaw stopę na moim udzie i się odbij! Bartek przechwyci i
wyciągnie cie na brzeg. Na raz, dwa, trzy!
RAZ... DWA... TRZY!!!
Odbijam się i ląduje na Bartku! Jestem roztrzęsiony ale szczęśliwy.

Widzę teraz El`a rozpiętego między głazami po oczy w wodzie. Cichy z Alikiem szybko wiążą powertape cztery kijki w jeden "dyszel". Alik asekurowany przez Cichego podaje go El`owi. Ten się jego chwyta i zwalnia nogi (rozpięte w mega rozkroku). Zurazamin wyrzuca El`a w powietrze jak wichura styropian! Ale się El trzyma i chłopaki wyciągają go szczęśliwie na brzeg...

Teraz trzeba tylko jeszcze... powtórzyć manewr! Tym razem wykonuję szybko polecenia Karpia w jakimś amoku i chwila moment jestem na drugim brzegu. Nic z tego nie pamiętam!
Ot, znalazłem się na drugim brzegu i już.
Karpiu uśmiecha się do El`a:
- W życiu nie widziałem tak durnego zachowania! Trza mieć coś z czajnikiem nie tak! Trza było Wąskiego zostawić i wysłać sms-a Fazikowi, by se Wąskiego odebrał w Obichingoł a tak dalej mamy kłopot!

Przywołuje mnie Alik...
- Chcesz coś zobaczyć...? Strzeliłem 5 kadrów, by mieć jakąś pamiątkę z tej przeprawy. Padło na ciebie, cha,cha!
Wszystko jest jak na dłoni.
Kadr 1 - opieram dłonie o głaz.
Kadr 2 - odpadam ale... równolegle widać El`a skaczącego przede mnie!
Kadr 3 - znikamy pod wodą. Widać kawałek mojej czupryny.
Kadr 4 - wybicie.
Kadr 5 - lądowanie na Bartku.
Szkoda, że nie ujęliśmy El`a w locie z kijkami w dłoniach:)

Jeszcze to do mnie nie dociera, co się stało, poza krótką uwagą El`a:
- Kurwa... zgubiłem okulary...
To mnie przywraca do żywych. Wzruszenie nr 4.

- Dobra dzieci! Jeszcze się z tego wąwozu musimy się wydostać. Za 2h zajdzie słońce i nie wysuszycie fantów a mokre buty, to nie jest dobry pomysł na wycieczkę. Drugie, jest jasne, że nie ma drogi powrotnej. Tyle ode mnie, rzucił Karpiu ruszając szybko w górę.
Tych kilka pięter wspinaczki pokonujemy w kwadrans. Rozbijamy nieopodal,w osłoniętym od wiatru ogromnymi głazami miejscu. Do strumienia około 200m... Dobra miejscówka.

Karpiu wyciąga cytrynówkę i bierzemy po solidnym łyku.
- El... Jeżeli jeszcze raz usłyszę od ciebie: dzisiaj, to będzie krótki i łatwy odcinek, to... Wąski od razu ląduje w jakimś kolejnym "zulazula" bezdyskusyjnie.

Przełęcz Gardani Kaftar osiągnęliśmy dwa dni później. Oj działo się po drodze. Może nie tak ekstremalnie ale emocji było naprawdę sporo. W końcu pomyliliśmy doliny:)
Zejście do Langar w dolinie Obichingoł też z przygodami nie byle jakimi było. Łącznie z interwencją ratunkową dyrektora narodowego parku, któremu na ośle Dariuszu towarzyszył Słodki...

Ostatniej nocy na szlaku, niebo było na wyciągnięcie ręki. Przed wschodem księżyca, bez "cienia" jakiejkolwiek łuny pstryknąłem moim Wielkim Kolegom fotę...Tylko tak byłem im wstanie podziękować za wszystko, co dla mnie zrobili...
KOCHAM WAS. WZRUSZENIE NR 5.

Sylwek_76
28.09.2018, 21:58
Wzruszenie nr sto.

Były wzruszenia Wąskiego Fassiego, ale zanikły.
Za to pojawił się redrobo, który kiedyś zamilkł. Zaginął za to kraszanek, ale pojawiły się wzruszenia; gdzie z kolei zaginęły okulary Elwooda, ale wszyscy wypłynęli na brzeg, czy inne skały, chwilę później dosiedli czteropędnego zredukowanego Lublina
i pojawili się w dziekanacie.

Jednym słowem: pobędzie to chwilę, czy robić zrzuty z ekranu :D ?

Sylwek_76
28.09.2018, 22:00
............

redrobo
28.09.2018, 22:43
Z Dziennika Wąskiego.

Suplement.
Wzruszenie - etiuda druga.

Coraz częściej przysiadam się do El`a na prawego. Lubię słuchać jak z pasją opowiada o tym, o czym opowiada:)
To samo mam z Fazikiem. Z nimi się człowiek nie nudzi:)

...Biwakujemy gdzieś między Chalajkum a Wanczem. Spektakularną miejscówkę "wyczuł Fazik". Nie stawiamy namiotów, rzucamy śpiwory bezpośrednio na płachtę. Pierwszy raz w życiu będę spał pod gołym niebem!
Tymczasem w ruch idą wszelkie trunki wynoszone po kolei na naturalny, widokowy taras. Ostatni idzie El, trochę po omacku, bez czołówki.
I jak nie zaklnie! Zaraz potem słychać ŁUP!

Lecimy do El`a a ten cały w zasiekach! Myśmy je minęli... Szpetnie to wygląda... Dopiero teraz widzę w jakim stanie f-cznie były stopy El`a na szlaku. Jestem w szoku. Nic nie mówił... Teraz to wszystko "ładnie" rozorane drutem kolczastym! Na wierzchu żywe mięso...
Kwadrans później pielęgniarze: Słodki i Karpiu kończą robotę, której efekt podsumowuje Fazik:
- No wzorcowa Mumia 6!

...Jedziemy doliną Rotszkali. To taka namiastka Bartangu, bardzo modnej - jak twierdzi El - doliny, którą od jakiegoś czasu wszyscy próbują zaliczyć.
- A tu cisza i spokój, prawda?
Prawda. Na całej trasie spotkaliśmy tylko jednego Niemca na motorze, który zrobił wielkie oczy. El się nawet nie zatrzymał.
- Nie czuję już takiej potrzeby. Na Świętojańskiej w Gdyni też nie przychodzi mi do głowy, by każdemu napotkanemu turyście powiedzieć: dzień dobry.
Ja bym mimo wszystko chciał ale nie będę mówił Starszynie, co ma robić.

Czuć u niego napięcie... posypał się El`owi plan powrotu i od jakiegoś czasu patrzy głównie na zegarek a nie na to, co się dzieje wokoło. Taki chwilami wielki nieobecny.
Tym niemniej "kazał" wszystkim jechać pod Pik Engelsa i to dość bezdyskusyjnie. Akurat była inna koncepcja pory posiłku i El się... wściekł!
- Się kurwa słuchajcie!
I tam jeszcze trochę mniej delikatnych wyrazów się posypało.

Pierwszy raz widziałem takiego El`a - milczałem jak trusia. Żalił się jeszcze długo pod nosem ale ja wiem, że to nie na nich tak naprawdę, tylko na fakt tkwienia jeszcze w górach, które powinien mieć już dawno za sobą. On to już wszystko widział, swoje przeżył...
Jak już z niego zeszło, znowu zaczął być tym El`em.

...Do szczytu pozostało jeszcze około 150m w pionie. Tyle pokazuje GPS Słodkiego obecnie - 4910m.
Nie wiem, jak to możliwe, ale tu jestem... Bartek z Karpiem odbili na wierzchołek pośredni, jeszcze nienazwany. Nienazwany do dzisiaj, bo od dzisiaj będzie to szczyt Bronisława Grąbczewskiego.
Przed nami wierzchołek główny.

Docieram na niego wykończony w 1,5h...
Na szczycie oniemiałem... Czekali już tam na mnie: Cichy, Słodki i El... 5058 mnpm. W milczeniu przybili mi piątkę... Nie byłem ze wzruszenia wycisnąć z siebie ni jednego słowa...
Panorama...? Nieziemska, galaktyczna...
Odbieram to wszystko w kategoriach jakieś cudu... Że dane mi to było być dane...

Trzy godziny później jako ostatni zwlekłem się do bazy. Bazą jest mały hutor z koralem dla owiec, bajkowe miejsce w bajkowym otoczeniu.
Padam bez czucia na ryj, wbijam się w śpiwór... Mam dreszcze, jestem wyziębiony i przegrzany jednocześnie. Nie wiem, czy nie mam temperatury ale pal sześć...

20 minut później Bartek przynosi mi ciepły posiłek robiony w szybkowarze. Ten szybkowar, to był strzał mamy Fazika w dychę. Najpóźniej w kwadrans gotowe było najbardziej skomplikowane danie.
Nie mam apetytu ale wmuszam w siebie kilka kęsów i to mi pomaga.
Godzinę później jestem już rozgrzany na tyle, że mógłbym towarzyszyć wesołej coraz bardziej komandzie ale chcę celebrować "mój sukces" w samotności. Pobyć chwilę sam ze sobą...
Cały czas się do siebie uśmiecham przy tym i tak zasypiam...

redrobo
30.09.2018, 20:16
Z Dziennika Wąskiego.

Narąbię się na finał...
To znaczy jestem na najlepszej drodze do. Kupiłem sobie kilka browarów i siedzę sam.
Nie mam fejsa, więc piszę maile ale na te tylko jeden kolega odpisuje...
To też jest jakiś znak czasów... Nie mam oto żalu ale łatwiej mi o dziwo dzisiaj pisać niż dzwonić... Pisanie daje dystans a telefon nie... Musisz odpowiadać od razu...

Pamiętam namiętną dyskusję w lazarecie pod naszą 5-tką, między Fazikiem i El`em, w temacie internetowej komunikacji...
Fazik korzystał z dobrodziejstwa internetu a El w ogóle.
Co to była za dyskusja... Aż się kierownik Karpiu wkurzył i kazał się El`owi zamknąć.
No... "zamknąć" zacietrzewionego El`a... Lepiej poczekać, aż mamuty wyginą...
Ale nie chodzi oto, kto miał z nich rację... Ważne jest to, czy masz z kim rozmawiać w ogóle...

Tak, że ja z lubością słuchałem tych "kłótni", bo jak to jest...? Odnosisz wrażenie, że El zaraz zabije Fazika a za chwilę siedzą sobie we dwójkę, spożywają to, czy tamto i... jak gdyby nigdy nic... Jakby w ogóle to, co miało miejsce, nie miało miejsca...
Do końca nie zrozumiałem tego ich "związku"... Jakiś dziwny "minus z plusem". A weź skrytykuj jednego z nich, w sensie osobno...
El ci oczy wykole a Fazik nic nie powie ale wiesz, o co chodzi... Ech...

Szukam teraz definicji przyjaźni... Bo po tej wyrypie, już nic nie wiem...

redrobo
02.10.2018, 08:22
Z Dziennika Wąskiego.

Minął tydzień...
Co się może w ciągu tygodnia w życiu młodego człowieka zmienić...?
Wszystko.

Dzwoniła w niedzielę Wiera...
- Cymek...
Przyjadę po ciebie kochana. Nie potrzeba słów.

Pod numer Wiery wgrałem organy Hammonda Johna Lorda z Lazy... Pod numerem El`a solo Blackmore`a z Place in line... Nie słuchałem dotąd Deep Purple... dopóki nie poznałem El`a.

Private.
Ci, co mówią o nim Elwood, kompletnie go nie znają. Tylko Mały Wielki Człowiek mówi, jak chce. Czasami Cichy...
Reszta mówi El. Jak można inaczej...?
Słodki pięknie to ujął swego czasu na koszulce podarowanej El`owi. Nic dodać, nic ująć. Jakoś mi duchowo do Słodkiego najbliżej. El nazywa go Paniczem z Podlasia. Nie zdążyłem dopytać dlaczego. Słodki stwierdził krótko. Przyjedziesz na Biesowisko - dowiesz się.

Dzwonię do El`a i pytam o Biesowisko (które sobie wcześniej wygooglałem w sieci).
- Nie ma żadnego Biesowiska i nie będzie. Chyba..., że je zorganizujesz... W sumie... mógłbyś...
Dzwonię do Fazika i pytam się o Biesowisko.
- Przyjeżdżaj!
Ale ja nic nie wiem!
- Oto chodzi. Przyjeżdżaj!
Fazik... no weź coś powiedz!
- Jesteś pedałem?
No... nie.
- No... To przyjeżdżaj.

Dzwonię do Małego Wielkiego Człowieka.
- Karpiu kochany, kiedy jest to Biesowisko?
Jak zwykle ale mnie nie będzie najprawdopodobniej...
- Ale kto mi udzieli jakiś informacji?
Dzwoń do El`a...

redrobo
02.10.2018, 08:44
Z Dziennika Wąskiego.

Minął tydzień.
Co się może w ciągu tygodnia w życiu młodego człowieka zmienić?

Od tygodnia leżę i patrzę w sufit godzinami...
Godzinami słucham Deep Purple... W sobotę zacząłem oglądać Blues Brothers...
Skończyłem dzisiaj nad ranem... Padłem w końcu, jak kafka na ryj, jak po prowadzeniu Lublina całą noc...
Wpadłem w czarną dziurę... Przekroczyłem horyzont zdarzeń...

Na drzwiach pasażera Golfa przyklejonych było tych braci dwóch...

To piękny film... W nim to, co nierealne, niemożliwe do wykonania na co dzień, staje się "chlebem powszednim", realizacją marzeń w życiu, którego ty jesteś twórcą...
- Tak Wąski... Słuchaj duszy. Trzymaj się cnót Platona... Nie naśladuj ślepo a zajdziesz daleko...

Boże... Moje wzorce legły w gruzach... Wstyd się do nich odwoływać w jakikolwiek sposób po tej wyprawie!
Zaczynam doceniać wszystkie te proste czynności... Kąpię się statystycznie, co cztery dni i nie potrzebuję do tego ciepłej wody.
Jem praktycznie raz dziennie. Wieczorem na kwadrans włączam telefon... Wtedy armagedon.
Fejsa nie mam... To był mój potężny bonus u El`a i Fazika ale ja na co dzień siedzę w gwiazdach, nie na fejsie.
Ich jest na szczęście zbyt wiele...

fassi
02.10.2018, 11:39
Powoli przechodzimy w bardziej emocjonalne chwile. Byl tez i wypadek....

_-h5b0T6ddQ

Poncki
02.10.2018, 12:15
Ja nie chcę, ja nie jestem głodny :)

redrobo
02.10.2018, 21:15
Namawialem Waskiego by sam sie tu zarejestrowal i zaczal nadawanie... Hmm, szkoda czasu jednak. Uparty jak osioł. Lecimy zatem dalej:

Z Dziennika Wąskiego.

Zamieńmy Ziemię Światem Dysku, którego oś jest zawsze skierowana w stronę Słońca. Jeśli utrzymamy takie samo albedo planetarne, jaka powinna być temperatura równowagowa dla takiego świata? Założenia: dysk jest cienki i dobrze przewodzi ciepło.

Policz temperaturę równowagową Merkurego dla peryhelium przy założeniu, że planeta rotuje szybko. Porównaj otrzymany wynik z wykresem dobowych zmian temperatury gruntu merkuriańskiego na różnych głębokościach.

Rozważ efekt cieplarniany w modelu atmosfery składającym się z dwóch nieprzezroczystych dla promieniowania IR warstw. Wyznacz temperatury obu warstw oraz temperaturę powierzchni planety.

W indeksie odnotowano: dostateczny +.
Powtórka z zeszłego roku... Wtedy skakałem do mego ulubionego nieba z radości. Dzisiaj zwinąłem indeks ze stołu, powiedziałem dziękuję i do widzenia.

Normalnie klasycznie sprawa do oparcia o bufet ale nie mam z kim....
To znaczy nie czuję potrzeby, bo chętnych długa lista. Idealnie byłoby z Bartkiem ale on w nowej robocie, poza tym musi się nacieszyć synem a to nie jest zadanie na jeden wieczór. Piszę mu tylko sms-a... Załatwiaj mi wizę ruską.

Tak to jest, jak jedzie się na wyrypę ze starymi koniami... Albo "giniesz" z kretesem albo dojrzewasz w try miga i nagle z hulajnogi wskakujesz do mercedesa, to znaczy do Lublina...

El pisał, że jest casting na kolejną wyrypę.
- Masz szanse Cymek, bo potrzeba amigosa ogarniętego w XIX-wiecznych technikach triangulacji.
Wchodzę w ciemno! Techniki poznam, zresztą uczyłem się o nich.
Ba... Mieszkam na IX-tym piętrze i od czasu powrotu nie wszedłem do windy. Jestem w szoku. Normalnie wbiegam bez zadyszki a teraz jestem gotów dla dobra sprawy napieprzać tak na okrągło.

Mama się o mnie trochę martwi ale za to relacje z ojcem... W życiu tak dobrych nie miałem. Na początku się wściekł, bo musiał do pana Sławka grzać nad litewską granicę ale potem mu przeszło a jak zajechali do chaty chłopaki po drodze i zostawili dla mnie paczkę ruskich prezerwatyw (nie wiedzieli, że mieszkam... no nieważne), to uśmiał się do łez, po jakimś tekście kierownika Karpia.

Od tej pory traktuje mnie zupełnie inaczej... Nareszcie jesteśmy partnerami a i ja, jakoś inaczej na układy rodzinne patrzę...
- Cymek... Ty piszesz?!
Jest teraz wiernym fanem moich tekstów... Wspiera i kibicuję. - Pisz synku, pisz!
W końcu to jedyny od wieków humanista po mieczu w rodzinie... Szaleństwo... Brakuje tylko jeszcze, by moja polonistka ze szkoły średniej się o tym dowiedziała...
Geograf już wie!
- Zawsze w ciebie wierzyłem Cymek!
Tak... Gdyby wierzył, to lach by nie stawiał za brak wiedzy o wydobyciu węgla w RPA...

Sam nie wiem... Po powrocie z ekspedycji (dla mnie to mega ekspedycja/wyprawa itd.) jakoś się wszystko pozytywnie zmienia wokoło... Jakaś energia taka, czy co...?
Wolę porozmawiać ze starym o tym, czy tamtym, niż z moimi kolegami. Zresztą ich to, co mnie spotkało nie interesuje.
Pierwsze ochy i achy ale nie mam obrazków...

Mam tylko to, co w głowie mi zostało i fragment relacji kumpla El`a - Pastora, którego teksty El KAZAŁ mi przeczytać...
"...Przywieźliśmy kilka mniej lub bardziej gównianych zdjęć, parę muszelek i kawałków morskiej gąbki, trochę wulkanicznych kamyków z plaży w Dyrholaey, niesamowite wspomnienia i wirusa ospy wietrznej, która dwa tygodnie później sponiewierała mnie jak psa.

Przywiozłem też coś czego nazwać nie potrafię, a co zagnieździło mi się głęboko w duszy. To coś czasem budzi mnie w środku nocy i każe patrzeć w niebo...".

redrobo
02.10.2018, 21:26
A tu takie foteczki, ze jak kto bedzie wiedziec co zobaczyc to zobaczy;) Przewijajaca sie na zdjeciach czapke wyprodukowal znany polski Wytworca w kooperacji z francuskimi projektantami oraz jakas mniej znana amerykanska firma o nazwie NASA. Zastepuje ona spiwor, okulary a czasem zdrowy rozsadek.

dżony
02.10.2018, 22:05
faktycznie bardzo uniwersalna taka czapka

Ciaho
02.10.2018, 22:34
Kurła jak to się pięknie czyta. Ostatnio z El em rozmawiałem jakoś zimą kiedy wykuwał formę na wyrypę i widzę, że się nie opierdzielał w międzyczasie. Ja się cieszyłem z zaklepanych motocykli w Gruzji. Doczekać się nie mogłem by duszę uleczyć i nałykać się kurzu i pyłu z drogi... ledwo skończyłem a głód tego pyłu uderza ze zdwojoną siłą. Ekipę macie zacną, po raz kolejny przekonuje się, że to warunek podstawowy każdej wyrypy, czas więc planować dalej.

HarryLey4x4
02.10.2018, 22:36
Zaje qrwa biste . Czekam, czytam ,cofam się, chłonę... Na sam koniec wychodzi ,że też tam byłem.
Tu rozlegają się brawa.

Wojteak
03.10.2018, 05:38
Dokładnie to wrażenie mi towarzyszy przy czytaniu takich relacji - uczestnictwa.
Wrazenie tak silne, że być może za kilka lat, będę ją opowiadał jak swoją i wykłócał się o szczegóły dróg lub miejsc... ;-))

redrobo
03.10.2018, 08:02
Przerywnik:

Zbieramy ekipę, pod hasłem:
Trza Lublina dotrzeć,
Turkmenistan, Iran, Pakistan...
Kierunek Kafiristan,
i do celu dotrzeć.

To nie jest ogłoszenie o naborze.

Kto śledził biografię Bronisława Grąbczewskiego, ten wie, co nas może spotkać.

8iQFIxOVjy4

siwy
03.10.2018, 08:53
Robo, czyżby podlaska kawa zawędrowała do Azji ?

redrobo
03.10.2018, 09:09
Robo, czyżby podlaska kawa zawędrowała do Azji ?

Oczywiscie, jestem przekonany, ze jezdzi po calym swiecie. Zwiedzila wiecej krajow niz niejeden podroznik. Napotkani ludzie zachwycaja sie jej aromatem, doceniaja walory smakowe i odzywcze.

redrobo
04.10.2018, 18:08
Z Dziennika Wąskiego
Urlop dziekański.
Jadę z El`em do roboty. Pada deszcz, korek... Przebijamy się przez Sopot do Gdyni. Dojeżdża do nas jakiś koleś na motorze i luka na blachę Golfa. Zatrzymujemy się w sznurze aut. Daje sygnały, by uchylić szybę.
- El, słyszałem, żeś się nieźle wyrypał gdzieś! Zadzwonię!
To Pusty AT na TDM-ie.

W ogóle jazda Wieśkiem, to co rusz doznania... Wieczorem parkujemy pod sklepem, idziemy po piwo. W Tośce El`a dobrze znają. Ten rzuca liczbę, z lodówki dobrana jakość. Wychodzimy.
Przy Golfie mały chłopiec z ojcem. Maluch wskazuje z entuzjazmem na popisany pojazd. Tata entuzjazm podziela:
- To pańskie auto?
Tak...
- Super... Naprawdę super!

Zatrzymujemy się na światłach... Co drugi kierowca zwraca na nas uwagę. Połowa z nich uśmiecha się...

Zatrzymuje nas policja.
- A książka telefoniczna dokumenty ma? Nawet się Pani policjantka z wrażenia zapomniała przedstawić.
Sprawdzając papiery, w ruch idzie internetowa tuba. Googlają Afganistan 2010. Wiadomości wydanie główne.
- To pan! Cholercia... Zazdroszczę... Proszę sprawdzić/wymienić tylny prawy stop.

Karpiu, kierowniku drogi, wziąłem urlop dziekański.
- Elegancko. Co dalej?
Szukam roboty.
- Jesteś techniczny w miarę... Dzwoń do Fazika albo... nie, nie. Nawet nie dzwoń, tylko jedź bezpośrednio do El`a... On ma roboty w chuj. Remontuje przy tym chatę. Zawdzięczasz mu coś i to nie jedno... Ja wiem jedno... Ma chłop teraz przejebane do kwadratu... Sam wiesz... Ale nie oto idzie. Idzie o to, że dostaniesz u El`a zajebistą szkołę w robocie. Zdarzyło mi się z nim robić. Kurwa...

Śpimy w starym mieszkaniu z 1906-tego roku, w którym... nie ma nic. Śpimy na paletach... Skute tynki, podłogi do stropu łukowego, między całym remontowym majdanem, tak, że w nocy, jak chcesz się odlać i błędnik jeszcze nie przyzwyczajony, to lądujesz w kupie cegieł np.
Ale jest kurwa pięknie...

Pijemy piwo i El opowiada... Gdybym go nie znał, w życiu bym w to nie uwierzył... Ale poznałem. Nasz "ratownik" na granicach np. Ja dla świętego spokoju zapłaciłbym... Ale nie El.

El się już Golfem odprawił, my prawie... Skończył się wriemiennyj wwoz, trza bulić! Nie dajemy rady w negocjacjach. Bartek woła El`a:
- Słuchaj, chcą kasy, załatwisz to?
Poszedł El porozmawiać. Wraca po kwadransie z... wątrobą kozła Marco Polo! Mało tego... Kto chce, może się wtarabanić na dach posterunku i robić zdjęcie z porożem Archara... Nazwy postu granicznego podać nie mogę.

Fazik był świadkiem "negocjacji" El`a na poście w Bordobo. Toć to była napierdalanka! El po prostu gościa zwyzywał od nieuków, cymbałów w końcu. I szedł w zaparte na maksa. "Cymbał" w końcu pękł...

Noclegi...
Hasło "hotel", "gesthouse" itp. to zakazane obrazy. Akurat tu cały zespół grał na jedną nutę ale... W Sary Mogoł w Dolinie Ałajskiej, gdzie mieliśmy zjechać pod Pik Lenina, El zatrzymuje Wieśka przy... "hotelu" właśnie!
Pizga strasznie... Jest noc. Bartek idzie się zapytać, ile kosztuje nocleg w jurcie (jedyny dostępny)?
- 15$ od osoby... Ale miejsc nie ma. Wszystko zajęte przez zapadnych.

Do akcji wchodzi El.
Mamy darmowy camping przy betonowym płocie (pięknie chroni od wiatru), darmowy dostęp do ciepłego prysznica. El skrzętnie wynotował, kto korzystał.
Mało tego. Jesteśmy zaproszeni na kolację, o poranku na śniadanie... Ekipa, mimo zaproszenia, chce płacić dutkami. Powstrzymuje ich El.
Rewanżuje się... wątrobą Archara. Gospodarze są zachwyceni.

Pijemy piwo, gotujemy jaja na twardo, na jutro do roboty... Gaz się wyprawowej butli powoli kończy. Będziemy musieli wymienić...

Nie poznałem jeszcze gospodyni... To cena, za taki wypad, jak się okazuje. Nie dla każdego on taki super...

El ożywia się... Mówi o Nanga Parbat, pod którą stał, kiedy większość członków tej wyrypy wspinała się po drabinie na nocnik...

Pięknie opowiada...

Tank
04.10.2018, 19:26
Niesamowita opowieść ... Hipnotyzująca...

Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka

redrobo
04.10.2018, 22:07
Z Dziennika Wąskiego.

Pierwsza praca w życiu.
El w ciągu 10-ciu godzin pracy non stop zatarł szybkosprawną masą drobnoziarnistą 700m2 powierzchni posadzki w podziemnym garażu...

Tę masę mieszałem mu ja... 25kg worek podzielony na 4 ćwiartki. Na wyrobienie każdej porcji El miał nie więcej niż 10 minut... Potem niewyrobioną porcję trafia szlag. Worek zaprawy 130zł... Stres, że ja pierniczę.
Uwijam się jak w ukropie.

Stoję jak w blokach i czekam na sygnał:
- Mieszaj!
10h non stop...
W czasie "wolnym" mam odkurzać posadzkę.
El je w locie, ja nie mam kiedy!

Przed 19-stą kończymy...
- Będą z ciebie ludzie Wąski. Nei zmarnowaliśmy nawet kilograma masy... Nie ma co potrącać z wypłaty, kurde. Zasłużyłeś na porządnego browara!

No nie wiem... W nocy, dwa razy waliłem łbem w ściany, potykając się na łukach stropu po ciemku...
Ale to było wczoraj. Trening czyni mistrza.
Zaliczamy Tośkę, potem siadamy na dwóch jedynych krzesłach i słucham El`a i sam się zwierzam...

Pulpety (bez konserwantów) nabierają temperatury, ja nadaję.
Zwierzam się z "niczego".
- Mów, opowiadaj... Ja się już w życiu nagadałem... Pora na odbiór.
Ale...
- Opowiadaj. Lubię ciebie słuchać... A jeszcze bardziej czytać. Budzisz emocje nie wiadomo skąd... Kurwa, chwilami chciałbym być tobą. Byłem takim, jak ty ...dziesiąt lat temu. Tak chciałeś pojechać na tę wyrypę... Spisałeś się chłopie!
Jak dzisiaj w tej robocie.

Jezzzuu, przecież ja to piszę, i nie wiem, dlaczego muszę, toć to bałwochwalstwo! Ale... jakbym o Nim/Nich pisał...
Taka aura chodziła za wszystkimi Uczestnikami naszej wyprawy!
Poza słusznym "opierdolem" Karpia (taki ojcowski bardziej był) nie doznałem grama dyskomfortu w obcowaniu z ekipą.
Bardziej opiekę, dyskretną ale opiekę. Zawsze mnie wspierali. Nawet jak kpili, to tak, że potem mi tych kpin brakowało...

Jak zwierzyłem się z tego ojcu, to gdzieś bokiem, puściła mu się łezka...
F6pPP2kfHzU

Molek
04.10.2018, 23:22
Ten dom to jest w Tadzykistanie ?

redrobo
07.10.2018, 00:20
Z Dziennika Wąskiego.

Jakby w innym trybie ale dalej to samo się kręci.
Wiesiek przerywa i stajemy na samym środku ronda przy Opackiej. To taki trójmiejski klincz. El chciał zjechać na wyspę i zablokował dwa pasy, bo Golf siłą bezwładności nie pokonał krawężnika.

Co jest grane pytam?
- Nic. Zabrakło paliwa...Trochę za wcześnie.
Otwieram bagażnik, podaję El`owi baniak - jeszcze z kazachską ropą. Ludzie trąbią jak najęci, jakieś przekleństwa się sypią, kiedy mijają nas bezpośrednio jakby im odcinało prąd...

Wracamy z roboty, ruch spory. Uprzedzam El`a:
- Tak, wiem co chciałeś powiedzieć... Nie rozumiem tego chamstwa na polskich drogach. No nie rozumiem... Nikt nie zapytał, czy w czymś pomóc? Nikt, tylko ryja darcie.

Patrzę na licznik małych km... F-cznie, jeszcze stówa minimum a tu takie buty?

Ale... Godzinę wcześniej, kiedy zaczynamy zwijać roboczy majdan, wchodzi do garażu starsza (dla mnie), nieźle zadbana babka.
Pogoda zrobiła się letnia więc laska (też pasuje) pyta bardzo grzecznie, czy nie byłoby przeszkodą, gdyby weszła na moment i wzięła swój rower z wózkarni.
Trzeba dodać, że specjalnie dla nas, całkowicie wyłączono garaż z użytku (60 stanowisk) i przez dwa tygodnie jest również utrudniony dostęp do 60-ciu kanciap przyległych do stanowisk. Po prostu bez naszej zgody do garażu nie wejdziesz.

Normalnie, to ludzi by zapewne mocno wkurzało ale tu pełna kultura. Ludziska świadomi potrzeby renowacji posadzki... Rewelacja, jeżeli chodzi o komfort pracy.

El z kurtuazją pomaga pani wyciągnąć rower z bezładnej powodzi pozostałych.
- Ten zielony poproszę!
Cha... zielony... Z tych trzech, to który dokładnie, bo tę przypadłość na okoliczność nierozróżniania kolorów, odziedziczyłem mimo protestów:)
- Czyli prawdziwy mężczyzna z pana! Chłop nie jest od kolorów rozróżniania i tu pani puszcza oko.
Na to El rewanżuje się dowcipem z życia.

Mam fantastyczną kuzynkę. Prawdziwą, naturalną blondynkę. Mąż wysłał ją do sklepu rowerowego po jakąś część z roweru kuzynki, który właśnie przywracał do życia.
- Dzień dobry. Poproszę część (tu ładnie ją nazwała), do roweru.
Ok. Ale do jakiego?
- Nooo... do zielonego!

Kobitka zupełnie niespeszona odpowiada:
- Bo my nie jesteśmy od tego. To wy chodzicie do lasu i się nie gubicie przy powrocie. Naprawiacie samochody itp. My jesteśmy od gotowania i dobierania lakieru auta. Ja do dzisiaj nie wiem, ile ma koni każde me kolejne auto. Mąż mi raz pokazał tabliczkę przy baku, bym wiedziała, jakie paliwo mam zatankować.
My - kobiety, nie mamy waszych mózgów. Mamy inne priorytety. Ognisko domowe to podstawa i dbanie o swojego faceta, jak z tego "lasu" wraca.

Patrzymy na kobitkę z coraz większym podziwem. Ja też... Indoktrynacja na wyrypie swoje zrobiła.
- Wie pani co...? Rzuca El. Opowiada pani coś niesamowitego...
Bo widzi pan... Ja mam 21-letnią córkę i połowa jej kolegów, to... geje. Co się dzieje z tą młodzieżą męską? Większość, to zniewieściałe cioty!

Ja pierniczę... El się śmieje.
- Rozumiem, że pani trochę lepiej sytułowana finansowo?
Tak, ale co to ma do rzeczy? Ale... może i ma?
- Słyszała pani o eksperymencie Calhouna?

I dopiero się zaczęło, jak El wyjaśnił w cziom dzieło.
- Bo widzi pan... Ja od 6-stego roku życia jestem związana z morzem. Moi rodzice żeglowali i zabierali mnie na długie chwilami rejsy, trwające tygodniami, bez schodzenia na ląd.
Mama zawsze mówiła:
- Pamiętaj córciu, trzymaj się taty, nie mnie w trudnych sytuacjach, on jest silniejszy! Takiego mam dzisiaj męża, którego się trzymam... Ja jestem "blondynką" i się tego nie wstydzę.

No to El wyjechał z Azją Centralną. Na to pani z Azją Południowo-Wschodnią, gdzie lubi spędzać czas, bo tam nie ma ubezpieczeń... emerytalnych!
To już był młyn na wodę...
Co za dyskusja się wywiązała.... Jakbym słyszał Fazika i El`a w czym są perfekcyjnie zgodni.

Żegnamy się, oferujemy pani wszelką pomoc w dostępie do kanciapy i w ogóle.
Zamykamy garaż i wyjeżdżamy. Kątem oka w lusterku widzę, że nasza pani się z czymś przy rowerze zmaga.
- El, zatrzymaj się proszę.
Podbiegam do naszej pani i widzę, że się jej poluźniony chwytak na bidon przekręcił. Szybko wracam po śrubokręt i robię swoje.
- Ach... Są jeszcze prawdziwi mężczyźni na tym świecie!

Czuję się normalnie zaszczycony!

Niby nic... Ale w Pamirze spotkaliśmy też taką twardą blondynkę...
Cdn.

kylo
07.10.2018, 09:05
Genialna, wciągająca opowieść:bow:

redrobo
07.10.2018, 23:46
Z Dziennika Wąskiego.

Żona dla yeoupa.
Weź się Wąski zarejestruj na forum AT i sam pisz swoje dyrdymały!
- Ale jakie forum AT? Przecież publikujecie moje trele na fejsie, czy nie tak?
Nie tylko. Pisze Słodki. Twoja sława wykracza już poza szkołę średnią i fejs.

No więc zaglądam i oczy przecieram! To forum motocyklowe i tu się dopiero jeździ! Ja pierniczę... I to gdzie?! No kurde wszędzie...
Biegam po tym forum, jak długodystansowiec... Co rusz ciekawsza relacja...
Ale El mi mówi:
- Za nim, to zajrzyj na "stare forum".
Doczytuję tam w pierwszym wątku Wspomnień i...
- El, ty też tam się udzielałeś?
Tam nie... Nie miałem tam zbyt wiele do powiedzenia... Nie było potrzeby...

Porównuję relacje "stare" z "nowymi" i... zaczynam powoli pojmować różnicę.
Ale tak to w życiu - różnie bywa, pies utonął, łańcuch pływa.
Tak poznałem... Mario.
Dzwoni do El`a a ten mi... oddaje słuchawkę.
- Pogadaj z moją "jedynką" (El jest zero jedynkowy. Albo się go lubi albo nienawidzi).
Ale ja go nie znam!
- Znasz dobrze...

Cześć Mario, Cymek Wąski z tej strony... El oddał mi bezceremonialnie słuchawkę i...
- Aaa, to nawet dobrze! Miło Ciebie poznać Cymek. No i jak tam, po wyrypie? Opowiadaj, fajnie było...?

Ani bee, ani mee... Kocham tych ludzi.

Dzwoni Fazik.
Co za dziwna konwersacja... El zwyzywa go od szmacideł na dzień dobry.
- Pijesz czeskie piwo!
Tak. Desitkę z kija!
- Skąd desitkę z kija wytrzasnąłeś w Berlinie?!
A kto powiedział, że w Berlinie?

El... Skąd wiedziałeś, że Fazik pije czeską desitkę z kija przez telefon?
- Bo wysłał mi sms-a.
Alej jak?!
- Oddechem...
Oddaje mi telefon i Fazik mi wszystko tłumaczy. Bożżee... Nie słyszałem o ich czeskich, rowerowych eskapadach dotąd!

Dzwoni Karpiu.
Nawet nie powtórzę tej rozmowy... Otwieram piwo, potem drugie... Zwalniam, jak mogę ale El, przerywając:
- Pij Wąski, pij... Na starość torba i kij.

Kultowa przełęcz Akbajtał...
Przed nią spotykamy Niemkę z Austrii. Ja tego nie rozumiem ale Fazik tłumaczy:
- Po twarzy widzę, że zielona.
Nie wiem, czy zielona ale nogi ma czerwone, do tego w krótkich gatkach... Jakby nie patrząc, robi na nas kosmiczne wrażenie.
No i nie idzie ale jedzie rowerem. Solo... Jestem w szoku na dzień dobry.

Stajemy, konieczny razgawor.
Takie tam trele ale... Słodki ogląda jej rower i pyta:
- Kto składał ci rower?
Na lotnisku w Duszanbe mi złożyli.
- Hm... Widelec masz przekręcony o... 180 stopni, no i przy tym zjebaną geometrię...
Tak...?
- Tak.

Tu Słodki bierze imbus i ustawia właściwie dziewczynie rzeczony...
Dziewucha przejechała blisko 1000km po wyjebach nieświadoma chujowego prowadzenia roweru...
Słodki komentuje:
- Idealna żona dla yeoupa.

Jaka żona, jaki yeoup?
- Pomyślałbyś przed tą wyrypą, że przejdziesz Szlak Grąbczewskiego...?
Dwa dni później zdobyłem swój pierwszy 5-ciotysięcznik...

Czytam teraz wątki yeoupa...

Dla mnie, to wycie wilka w ZOO... Ludzie chodzą, oglądają, podziwiają... Ale nie rozumieją natury zwierza...
Cóż... Ptak zamknięty w klatce, sam uważa, że latanie to choroba... W takiej klatce zamykamy się sami.
Trudno zrozumieć samotnika, który przełamuje bariery naszej percepcji. Co z tego, że nie wie, że trza naciągać łańcuch...? Jak się zjebie, to się przekona... Ale koła jego motocykla nawijają tysiące km a on... jedzie dalej.

Mieliśmy doskonałego mechanika w zespole ale on kierował się tą samą zasadą jaką kierował się yeuop.
Jedziemy do przodu! Się coś zjebie, będziemy naprawiać!
I nagle mnie oświeciło...
To nie kwestia kierownika, tylko kwestia nastawienia... Jak kurde mol w życiu...

redrobo
08.10.2018, 20:06
Z Dziennika Wąskiego.

Jedziemy "na garaż". Na wysokości Kolibek wypadek... Stoi policja, Straż Pożarna ale też i parawan... Skończyło się czyjeś życie.

Oglądałem filmy na tubie z jazdy w Rosji przed wyjazdem. Włos się jeżył na głowie... Tymczasem zastałem tam zupełnie inny obraz. W mieście jeździ się jak Pan Bóg przykazał, poza miastem zgodnie z przepisami. Bardzo mało jest brawury, po prostu się jedzie bezpiecznie.

Jadąc "w tamtą stronę", jakoś tego nie czułem. W drodze powrotnej, prowadząc Wieśka solo - jak najbardziej. 10-tki radarów na federalkach. Pilnowałem się bardzo, by nie narobić El`owi niepotrzebnego bigosu.
W Kazachstanie dbałem o stan własnego portfela i tylko tam raz zostałem zatrzymany ale po to, by usłyszeć - krasiwaja maszyna, maładiec!

El uprzedzał nas wszystkich przed kirgiskimi milicjantami a mnie szczególnie, kiedy będę wracał doliną Talas.
W Kirgistanie widząc milicję na drodze, jakoś więzło mi coś w gardle automatycznie. Przez Talas pilnowałem się i jechałem po pełnym zakonie ale nagle po lewej widzę żółtą pałkę.
Stali z drugiej strony i milicjant zasygnalizował zatrzymanie (komu?), kiedy byłem na jego wysokości.

Oceniłem sytuację i... pojechałem dalej. Kilometr później sygnalizuje mi z tyłu radiowóz bym zjechał na bok...
Wszystko podeszło mi do gardła.

Pamiętaj Cymek... Jest kilka szkół na takie przypadki, tłumaczył wielokrotnie El.

Kiedy podszedł do mnie mundurowy i się przedstawił i przedstawił zarzut niezatrzymania się do kontroli, odjęło mi ze strachu mowę...
On coś do mnie ja:
- Yyyyyuuuiiiuuu!
Rozumiecie po rosyjsku?

Ostatnia szkoła El`a - jego marzenie, to granie głuchoniemego w takich sytuacjach. Wszedłem w to z... automatu!
- Yyyyuuuuuuaaa!
I pokazuję na usta i uszy...
Kolesia zamurowało.

Dowód rejestracyjny i prawa.
- ... robię najbardziej głupią minę, jaką potrafię.
Proszę do radiowozu!
- Aaaauuuiiiyyyyuuu?

W końcu wykoncypował i wyjął swoje dokumenty i mi pokazuje, mówiąc, żebym pokazał swoje.
Biorę je do ręki, oglądam, uśmiecham się wyrażając mimiczny aplauz:
- Jaaaouuuu!
Pokazuję kciuk w górę...

Przedstawienie trwało jeszcze kwadrans. W końcu gościu rozkłada ręce ale mówi do mnie:
- Poczekaj! I odchodzi do radiowozu.
Ja w tym momencie z głupią miną odmachuję i... odjeżdżam.
Gościu zawraca migiem i przez chwilę leci za mną... Widzę go w lusterku. Oddalam się spokojnie.
Zatrzymał się i tak stał aż mi zniknął z oczu...

Kilkanaście kilometrów jechałem w amoku... Kiedy się zatrzymałem, nie mogłem wysiąść z auta, taką miałem galaretę w nogach ale... byłem dumny!
Zaraz potem wjechałem na granicę. Na kirgiskim poście spędziłem kwadrans ledwie. Na kazachskim kazali zjechać na bok, wybebeszyć wszystko z auta i skierowali auto na roentgena.
Wierzcie mi... Zeszło ze mnie ciśnienie po tej granicy (kirgiskiej) tak, że gdyby chcieli zajrzeć mi Kazachowie w tyłek, to bym zaprosił wszystkich.

Zajeżdżamy po robocie na chatę. El nadłożył do Biedronki ale się przy niej nie zatrzymał. Podjechaliśmy do Tośki. Dzisiaj była ta najmniej rozmowna pani:
- Ile?
Osiem.

Zrzucamy fanty, otwieramy piwa i bierzemy się za kolację.
- Cymek... Gdzie ja rzuciłem tę siatę z biedry?
Jaką siatę?
- No tę kurwa, z zakupami.
Ale my nic w biedrze nie kupowaliśmy.
- No jak nie?
No nie... Przejechałeś obok.
- Hm... Powiadasz... Kurde... Cały czas mi ten parawan w Kolibkach z tyłu głowy siedzi...

redrobo
08.10.2018, 21:44
Z Dziennika Wąskiego.

Siedzimy z El`em w skąpym świetle świeczki...
Taką sobie dzisiaj zapaliliśmy. El wygląda jak dziadek Mróz.

Patrzę na niego i się zastanawiam, kim on naprawdę jest...? Jego jest kilku...
- El... Czemu skoczyłeś wtedy za mną do Zurazaminu?
Chciałem zostać bohaterem.

Kolacja dzisiaj z dupy.
Ale nagle El przypomina sobie o wyprawowym kartonie. Co my tam mamy?
Ano... Kilka zup w proszku, makaron w cienkich nitkach, kilka kasz "w rożnych mikstach" i... chałwę.
- Kazachska... Dla żony... Nie było okazji wręczyć...

Świeczka płonie falą delikatną do nieba...

Tank
09.10.2018, 06:12
Zarazc chyba bedzie pierwszy w historii internetu opis sexu z supermenem? :)

Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka

redrobo
09.10.2018, 08:57
Gdzie panuje Yeti, tam Supermen nie dolatuje. Nie ma sensu spodziewac sie zatem niespodziewanego.
W przerwie dostawy pradu, grzebiac z slocie aparatu, z karty pamieci wypadl jeszcze taki widok:
0JC_WiM_thE

redrobo
09.10.2018, 21:45
Z Dziennika Wąskiego.

10 dni roboty non stop daje popalić. Dzisiaj 120mb cokołów do oczyszczenia. Papier ścierny i jazda...
W między czasie wypad do Wejherowa, by pomóc kumplowi El`a na budowie z jakimiś balkonami bez balustrad.
Od razu stanęły mi "balkony" nad Zurazaminem przed oczami...

Powoli zapominam o wyrypie brnąc w codzienność szarą babiego lata.
W przyszłym tygodniu wybieramy się w ramach krótkiego luzu na Pachołek. Tyle się o nim nasłuchałem w tle odwiedzin kolegów, że pora i na mnie.

No i... kupuję Golfa. Namierzyliśmy takiego dla mnie za 1100zł.
El dzwonił do Pastora, który mi zrobi zawieszenie przód a Wojtek Zarodek, zawieszenie tył. Obaj panowie zmontowali perfekcyjnie to wszystko dla El`a.
Dzisiaj Wojtka poznałem. Oddaliśmy mu pożyczone na wyrypę kapoki. W życiu jeszcze takiej pięknej dziupli nie widziałem... W konopiach po szyje stoi cała kupa wszelkiej maści "złomów" i piękna... żaglówka!
Rany... Moje marzenie. Wojtek startuje co roku w Długodystansowych MP... No pięknie!

Jestem zachwycony otoczeniem. Akurat do Wojtka dzwoni jakiś zombie... Spadamy.
Tymczasem Tośka i 2x4.
Już ciemno. Jutro i pojutrze - ponoć potworny zapierdol.... To znaczy to, co było do tej pory, to co to było? Pytam El`a.
- Przymiarka.

redrobo
09.10.2018, 21:55
Tu ciekawostka, dowod na to, ze stara menda i kutwa pomimo, iz jest w stanie przejechac do TJK w te i z powrotem nie uiszczajac zadnych oplat granicznych, wymigujac sie od wszelkich mandatow, nie potrafi powiedziec paru slow z podlaskim zaciagnieciem. Zalosne.
2CxRfrDVPzY

PzYozostaje miec nadzieje, ze Waski przejzy na oczy... Zrobi obiecana robote do konca i napisze jeszcze pare slow o spotkanych w drodze kolosach...

Ryba_Karpiu
10.10.2018, 13:06
Redrobo.. Filmik się nie buja..

redrobo
10.10.2018, 22:09
Z Pamiętnika Wąskiego.

Mostek sneera.
Drogę przebiegł nam wczoraj czarny kot. El od razu zatrzymał się i czeka. To nie chodnik, - ulica... Staje za nami jedno auto, zaraz drugie a z naprzeciwka nic!
Oddaję teraz emocje El`a, bo mi tam dyndają czarne koty i inne takie. Zrozpaczony El rusza w końcu...
Czarny kot nasz:) Tak sobie myślę.

Dzisiaj... Wszystko się jebie... Może zauważyliście, może nie ale zaczęła mi się udzielać ta "wulgarność" El`a.
Bronię się przed tym ale ulegam...
Rankiem na garażu siada nam prąd. Nie jesteśmy wstanie pracować... Ale El przyjął kolejne terminy i to miało działać jak nasza wyrypa... Wyliczone i... nie działa.

Spółdzielnia daje dupy, stoimy z robotą... No, taka rozpacz. W tym momencie dzwoni telefon. El odbiera. To jakiś jego ukraiński kolega/pracownik:
- Wpadajcie, wypijemy browara, pogadamy.

Zajeżdżą trzech gości do mieszkania 1906-stego roku. Vitek pierwszy mówi:
- Darek ale tu postępu nie ma?
Oleg:
- Przecież tej ściany już dawno mieć nie było...

Kwadrans później napierdalanka na całego. Do 18-stej pole przygotowane do dalszych prac.
Chłopaki myją się w misie, jak my od prawie dwóch tygodni, zakurzeni po pachy... I się kurwa cieszą...

Gratulują mi wyrypy. Tak szczerze... Niemożliwie szczerze... Oni patrzą na mnie, podziwiają i się kurwa cieszą... Niedomyci tacy... Cieszą się.

bukowski
11.10.2018, 00:48
Z Pamiętnika Wąskiego.

Mostek sneera.
Drogę przebiegł nam wczoraj czarny kot. El od razu zatrzymał się i czeka. To nie chodnik, - ulica... Staje za nami jedno auto, zaraz drugie a z naprzeciwka nic!
Oddaję teraz emocje El`a, bo mi tam dyndają czarne koty i inne takie. Zrozpaczony El rusza w końcu...
Czarny kot nasz:) Tak sobie myślę.

Dzisiaj... Wszystko się jebie... Może zauważyliście, może nie ale zaczęła mi się udzielać ta "wulgarność" El`a.
Bronię się przed tym ale ulegam...
Rankiem na garażu siada nam prąd. Nie jesteśmy wstanie pracować... Ale El przyjął kolejne terminy i to miało działać jak nasza wyrypa... Wyliczone i... nie działa.

Spółdzielnia daje dupy, stoimy z robotą... No, taka rozpacz. W tym momencie dzwoni telefon. El odbiera. To jakiś jego ukraiński kolega/pracownik:
- Wpadajcie, wypijemy browara, pogadamy.

Zajeżdżą trzech gości do mieszkania 1906-stego roku. Vitek pierwszy mówi:
- Darek ale tu postępu nie ma?
Oleg:
- Przecież tej ściany już dawno mieć nie było...

Kwadrans później napierdalanka na całego. Do 18-stej pole przygotowane do dalszych prac.
Chłopaki myją się w misie, jak my od prawie dwóch tygodni, zakurzeni po pachy... I się kurwa cieszą...

Gratulują mi wyrypy. Tak szczerze... Niemożliwie szczerze... Oni patrzą na mnie, podziwiają i się kurwa cieszą... Niedomyci tacy... Cieszą się.Mostek sneera...az tabliczkę zrobię i zawioze, jak egzaltacja to z rozmachem

Sent from my G8441 using Tapatalk

redrobo
11.10.2018, 14:18
Tutaj my kontrolujemy Lublina:) W tle dwa "sowiety" czyli Piki Engelsa i Marksa. Przejazd doliną Rotszkali dostarcza niezapomnianych wrażeń. Podjazd na przełęcz Maisara i potem zjazd do M41.
Pisze sie szybko, inaczej jednak jest w rzeczywistosci...

L_ieSN7AWRw

redrobo
11.10.2018, 22:03
Z Dziennika Wąskiego.

Mostek sneera.
Ale o co chodzi?
- Przeczytaj relację sneera. Zrozumiesz.

Podróż samemu, to spore wyzwanie ale do momentu, kiedy nie odpalisz wrotek i nie pojedziesz.
To prawda. Wracałem przez kilka dób sam i nie ważne, że leciałem na złamanie karku. A czy faktycznie byłem sam...?
Nie. Ja nie doświadczyłem tej nieznanej pustki wokoło i o tym pięknie pisze sneer.

W ogóle, jazda motocyklem, to inna bajka. Nie chroni ciebie puszka będąca swoistą barierą.
Nie potrafię się odnieść do poziomu trudności ale to nie jest istotne. Tam człowiek wspinając się (nie ważne w czym) odnosi wrażenie naprawdę bycia między górami.
Kurcze... Jadąc tu samemu motocyklem... piękne. Ta dolina jest jakby zapomniana. El robił ją do tej pory dwukrotnie i nigdy nie spotkał rowerzystów. Podobnie było w dolinie Obichingoł, która jest bardziej "niewdzięczna" bo ślepą. Do tego długą...

Przy mostku stoją El i Słodki. Ten pierwszy:
- Za przejazd mostkiem szacun.
Bez dwóch zdań - komentuje drugi.

Jesteśmy w podobnej sytuacji. Do mostku pierwsi dojechali El z Fazikiem Golfem. Nie ma szans go przekroczyć bez usypania piramidy kamieni. Lublinem tym bardziej. No i jeszcze przejechać i zjechać...Wycofujemy się już po zmroku, w światłach.
Wcześniej musieliśmy pokonać uskok wymyty wiosennymi wylewami. Rozbijaliśmy go młotkami, szuflując - by zminimalizować spadek. Parkujemy za nim, świadomi przekraczania pierwszego brodu (dla nas na tej wyrypie) o poranku, kiedy poziom wody jest najniższy.

Ale... to już inna bajka.

redrobo
15.10.2018, 21:44
Dzis dowiedzialem sie, ze Waski byl od dluzszego czasu poszukiwany przez sztab reserczu Pani Martyny, co to na kazda gore wlazla. Nawet kojarze kilka nieznanych numerow, ktore z automatu odrzucam. Ostatni taki mial miejsce w sobote ok. 22.30. Telefon pokazuje, ze odebralem... Rozmowa trwala 14 minut. Niestety zupelnie jej nie pamietam... To byl moment zaraz po rozdaniu pucharow w znanym Rajdzie Podlaskim.... Musialem cos wypeplac, zupelnie niechcacy. Podeszli mnie jak mlodego. Pamietam jedynie wyjatkowy entuzjazm. Tej rozmowy na pewno nie.
Ale o co chodzi? A no o to, ze Waski zadeklarowal wylacznosc na jakis nowy projekt i musi obecna opowiesc przerwac na wszystkich kanalach przekazu. Tyle.
No coz. Trzeba sie rozwijac, rozumiem. Albo i nie.

Minela juz dluzsza chwila od mojego powrotu. Czuje, ze wydazylo sie cos waznego. To cos co przywozi sie w glowie z kazdej wycieczki: wspomnienia, skojarzenia, obrazy tym razem sa bardziej intensywne. Wydaje sie, ze zostana na dluzej. Oby.... Przestrzen, kolory, zapachy, suchy, goracy wiatr, od slonca zimny powiew gory, cisza nocy, twarze ludzi, bieda, bogactwo, wrogosc, serdecznosc, przyjazn. Tam czuje sie to inaczej, czas sie rozciaga a potem kurczy. Warto bylo....Dziekuje.

redrobo
15.10.2018, 22:49
... I juz wszystko jasne. Program ma sie nazywac: Zoltodziob na krancu swiata...
To se chlop pojezdzi. W takim wieku. Tylko pozazdroscic...

fassi
18.10.2018, 11:23
sf0SJkPEXbg

Boski-Kolasek
18.10.2018, 21:18
wreszcie kur.a cos normalnego!!!!!!!!!!!!

fassi
21.10.2018, 21:26
No to po cwiartce...

PO_QtfMnWfk

Graftics
05.11.2018, 13:22
Świetny materiał, mega się to oglada!

Poncki
05.11.2018, 13:25
To jakaś ściema!
W Lublinie koła kręcą się do tyłu...

davidoff24
07.11.2018, 22:36
nie czytałem lepszej historii.....zazdroszczę....i tyle..co tu więcej napisać...

redrobo
15.11.2018, 08:40
Film:
TNK37_5Tg-s

Wegrzyn
15.11.2018, 16:24
:bow:

redrobo
22.11.2018, 10:19
... zawsze powtarzalem za klasykiem: nigdy nie mow "nigdy" bo "nigdy" trwa cholernie dlugo... Waski przelamuje bariere czasu, przelamuje tez niechec do zakupu karty SIM w czarnej dupie... i nadaje:

Z Pamiętnika znalezionego w koszu.

To już nasze ostatnie, wspólne chwile w Pamirze.
Z Cichym za pilota parkujemy Golfa przed pierewałem Akbajtał. Czekamy na Lublina.
Senni, niewyspani w oczekiwaniu przymykamy oczy....

Słyszę warkot silnika, trzaśnięcie drzwiami. Nawet nie patrzę w lusterko... Pukanie w szybę w której pojawia się jakaś obca twarz.
- Wszystko u was w porządku?
Tak, wsio w pariadkie.
Nie chce nam się z Cichym nawet ruszyć ramieniem.
Kolega (wyraźnie mundurowy) odchodzi ale po chwili puka ponownie.
- A stakana wypijecie?
Patrzymy po sobie z Cichym i jak jednojajowe bliźniaki meldujemy chórem: KANIESZNA!

Akcja nabiera tempa.
Zaparkowała za nami Toyota Surf z czterema urzędowymi osobnikami. W dłoni naszego kolegi ląduje flaszka, w drugiego szklanka, trzeci sięga po puszki z tuńczykiem i chleb, czwarty po baniak z... gulaszem.
Co tu się wyrabia?!:)

No to za... waditieli ordynuje przyjmując pierwszy służbowy "kieliszek".
Wszyscy wybuchają śmiechem. Rusza górska kolejka. Połowa 0,7 znika w mgnieniu oka.
No, to za przyjaźń! I mamy po pierwszej flaszce.
W tym momencie nadjeżdżają Lublinem nasi.
- Co tu się dzieje?! Oblizuje się Fazik. Nic o nas bez nas! I szybko wyciąga flaszkę z wozu.
Niet, niet Druzja! Zostawcie sobie wódkę na później! My zapraszamy!

Impreza rusza w najlepsze tym bardziej, że dołącza druga, służbowa Toyota. Chłopaki - kawał chłopów, komandosi jacyś czy cuś.
Nasi zgarnęli Lublinem na stopa parę Rosjan ale ci odmawiają wódki.
- To chyba nie Ruskie, konstatuję i wojacy wybuchają śmiechem.
Gulasz jest pyszny, wódka wchodzi bez mydła, od razu z Cichym dostaje,my wigoru. Nikt nie wylewa za kołnierz. Robi się cudnie wesoło.

Po półgodzinie kończymy imprezę. Służba nie drużba! W ruch idą niedźwiedzie. Żegnamy się wylewnie we wspaniałych nastrojach.
Jeszcze tylko podpisy na Golfie i wojacy ruszają dalej, kontrolować teren.

Oni odjeżdżają, pojawia się niemiecka Austryjaczka (albo odwrotnie) na rowerze. Pizga zdrowo a ona w króciutkich spodenkach, czerwona na każdym skrawku nagiego ciała jak burak.
Wszystko pięknie, tylko widelec nie w tę mańkę do kierunku jazdy, co należy. Dostrzega to Słodki i szybko koryguje błąd.
Tak jej złożyli na lotnisku w Duszanbe rower i z tą ch... geometrią pokonała nieświadoma ponad 1000km...
Piękne, co...?:)

redrobo
29.11.2018, 10:01
Hallo.
Tu Rozgłośnia Turystyki Nieodpowiedzialnej.
Nadaje Wąski!

Pozdrawiam wszystkich, którzy śledzili moje poprzednie wpisy. Poproszono mnie o ich przywrócenie, bo... "ludzie lubią to czytać".........

https://www.facebook.com/Szlakiem-Gr%C4%85bczewskiego-Pamir-2018-1158969100926128/

Wojteak
29.11.2018, 13:51
"pozdrawiam wszystkich, którzy śledzili poprzednie wpisy..." - łatwo napisać.
Śledzenie tej dość nietypowej, by nie powiedzieć nowatorskiej formy narracji nie jest proste.
Opowieść traci tradycyjną, linearną narrację już na samym początku. Zdawałoby się, że mamy do czynienia z jej polifoniczną odmianą, ale linia czasu jest za(ch)wiana jak potrafi być woditiel po kolejnym toaście.
po 2 miesiącach czytania kolejnych wpisoodcinków, człowiek wciąż nie wie gdzie się znajduje, czy zbliża się do końca opowieści, czy może jeszcze się dobrze nie zaczęło i należy się szykować na długą zimową powiastkę...
"Śledzili..." - łatwo napisać, trudniej zdiełać...
Ale przecież lubi się to czytać

aadamuss
29.11.2018, 21:51
Ma to swoje plusy bo nie zobowiązuje do kojarzenia wątków i chronologii :-) Na luzie jechali, na luzie (bani) pisali, na luzie się czyta :-)

Wysłane z mojego SM-G955F przy użyciu Tapatalka

flisak
30.11.2018, 08:21
Może na bani byłoby łatwiej. :)

redrobo
02.12.2018, 11:58
Uwaga. Jest mozliwosc wygrania calkiem ladnego kalendarza. Warunki konkursu jak to w zyciu, nie do ogarniecia... jednak sprobowac warto. Kolega Waski podpisze egzemplarz wlasnorecznie. To moze byc warte za kilka lat kuuupe forsy.
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1239667292856308&id=1158969100926128

fassi
12.12.2018, 19:14
Z Dziennika Wąskiego.

To będzie taka przeplatanka starego z nowym trochę plus różne, moje osobiste trele i wtręty, spisane w innym wymiarze, bo dzisiejsza przestrzeń, która mnie wypełnia jest zakrzywiona lepiej.

Droga.
"...Kiedy ekipa dojeżdżała do granicy litewskiej ja dopiero odbierałem paszport w Wwie... Byłem zrozpaczony.
Bez zgody starego wsiadłem w jego służbowego Forda i ruszyłem "na wschód".
Wtedy stał się drugi cud. Ekipa... zawróciła! W Golfie współpracy odmówiły hamulce, w konsekwencji wysypały łożyska przednich piast.
Stanęli na kilka godzin u pana Sławka w Lipniku, który bezpłatnie udostępnił podnośniki całe zaplecze warsztatowe.

https://scontent-ber1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/47091433_1237751656381205_7204396499000623104_n.jp g?_nc_cat=110&_nc_ht=scontent-ber1-1.xx&oh=beefe1ee25253ab0703244021914cff8&oe=5C8E11EF

Tamże poznałem wszystkich uczestników ekspedycji.
Bartek spał na kupie żwiru.

https://scontent-ber1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/47083973_1237751706381200_2989675762073731072_n.jp g?_nc_cat=111&_nc_ht=scontent-ber1-1.xx&oh=6a2fee11084074c4689080d2a31f7042&oe=5CB12B34

Fazik w kombinezonie wprasowywał drugie łożysko, El i Karpiu wykonywali jego polecenia.

https://scontent-ber1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/47183139_1237751763047861_2267106222429700096_n.jp g?_nc_cat=102&_nc_ht=scontent-ber1-1.xx&oh=859aa1202c2356937c18c42e239f8f87&oe=5C98AE40

Cichy z Maurycym kibicowali pijąc podlaski likier.
W tym momencie opóźnienie wyprawy wynosiło równo trzy doby. Mój niewymowny fart ale ciśnienie rosło, bo dwa dni później w Duszanbe lądować miał Alik, drugi stryjeczny prawnuk Bronisława Grąbczewskiego a przed nami 5000km!..."

W sumie sam sobie nie dowierzam... Kurde, co mnie wtedy tak pchnęło w "objęcia Wschodu"...?
Przecież nie mapa, wisząca w korytarzu na ścianie po lewej, na którą wpadasz wizytując Bartka....
W sumie, jestem nikim. Znaczy byłem. Dzisiaj odnajduję się w zupełnie innym środowisku. Nie tym, w którym obracałem się jeszcze pół roku temu. Niby ze swobodą, ale...?

Dwonię do Fazika.
Faziku kochany... Do Berlina przylatuje moja ciocia w sobotę, bardo fajna kobitka, 80 lat na karku, rodowita Ślązaczka.. Muszę ją odebrać ale ląduje nad ranem i czy... Nie dokończylem zdania.
- Mete wypucuję i wpadasz!
Ale...
- Wąski... bo wstanę! Lądujesz wieczorem, czy jak ci pasuje u mnie na chacie. Rano odbieramy ciocię, śniadanie, ciocia wypocznie, zdrzemnie się albo co... Pojedziecie w Polskę jak ludzie albo zoistajecie w Berlinie i jest impreza!
Ciocia zakochała się w Faziku.

Ciocię wiozę do Opola. Leciała ze Stanów ale boi się samolotów... W autobusie niewygodnie, choćby nie wiem, jaki luksusowy był ale...
Skoro Opole, to dzwonię do Karpia, że jakbym ciocię odstawił, to chętnie...
- Wąski... bo wstanę! Melduj, gdzie ten autobus parkuje, odstawię ciocię, gdzie należy.
Ciocia zakochała się w Karpiu.

Z Karpiem, to po męsku daliśmy ognia niedzielnego wieczora, co ciągnął się jak guma z majtek do wschodu słońca. Wschodu nie było.

W domu ostatecznmie wylądowałem w poniedziałek, tyle, że... tydzień później.
W poniedziałek pierwszy był Lupus w Bielsku, we wtorek Cichy w Radomsku, w środę Mario w... Głupicach.
Widzimy sie pierwszy raz. Mario... Tyle dobrego słyszałem o nim od El`a...
Mario zabiera mnie na połów. Coś niewiarygodnego. Nie chodzi o te kiełbie i płotki, nomen omen giganty.

https://scontent-ber1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/47302885_1237751826381188_6103173717599191040_n.jp g?_nc_cat=106&_nc_ht=scontent-ber1-1.xx&oh=2c66fa9f7a50b1852ab5158d20287184&oe=5C90F530

Dopiero u Mario dociera do mnie ostatecznie, jaką Ci ludzie (przez duże C świadomie) stanowią brać i wartość.
Jedziesz "w Polskę" i nie martwisz się o logistykę ale też nie w tym rzecz.
Zanim tych ludzi ponałem, świetnie sobie organizowałem noclegi. Internet, telefon, przelew i kwatera wynajęta.
Tu jedziesz w ciemno i nie chodzi o kwaterę. Możesz się rozbić w krzakach. Dzisiaj to dla mnie żaden problem.
W tych krzakach nie spotkasz jednak tego człowieka czy kobitę (przepraszam kobitki - ale to skutek obcowania z El`em:) ), tak tobie/sobie przyjaznych, cieszącytch się z odwiedzin, Tak po prostu.
Mnie do Mario zaanonsowal Lupus.
- Jedź. Mario ucieszy się.

Od Mario zgarnął mnie Zombi do... Gdańska. Przypadek.
To wszyscy bardzo dobrzy kumple El`a, u którego wylądowałem na koniec.
A wyjazd po ciocię miał mi zająć dwa dni... Cha, cha!
Kocham tych ludzi!

"...Przed 19-stą kończymy...
- Będą z ciebie ludzie Wąski. Nie zmarnowaliśmy nawet kilograma masy... Nie ma co potrącać z wypłaty, kurde. Zasłużyłeś na porządnego browara!

No nie wiem... W nocy, dwa razy waliłem łbem w ściany, potykając się na łukach stropu po ciemku...
Ale to było wczoraj. Trening czyni mistrza.
Zaliczamy Tośkę, potem siadamy na dwóch jedynych krzesłach i słucham El`a i sam się zwierzam...

Pulpety (bez konserwantów) nabierają temperatury, ja nadaję.
Zwierzam się z "niczego".
- Mów, opowiadaj... Ja się już w życiu nagadałem... Pora na odbiór.
Ale...
- Opowiadaj. Lubię ciebie słuchać... A jeszcze bardziej czytać. Budzisz emocje nie wiadomo skąd... Kurwa, chwilami chciałbym być tobą. Byłem takim, jak ty ...dziesiąt lat temu. Tak chciałeś pojechać na tę wyrypę... Spisałeś się chłopie!
Jak dzisiaj w tej robocie.

Jezzzuu, przecież ja to piszę, i nie wiem, dlaczego muszę, toć to bałwochwalstwo! Ale... jakbym o Nim/Nich pisał...
Taka aura chodziła za wszystkimi Uczestnikami naszej wyprawy!
Poza słusznym "opierdolem" Karpia (taki ojcowski bardziej był) nie doznałem grama dyskomfortu w obcowaniu z ekipą.
Bardziej opiekę, dyskretną ale opiekę. Zawsze mnie wspierali. Nawet jak kpili, to tak, że potem mi tych kpin brakowało..."

Nie wiele zmieniło się u El`a poza tym, że po Biesowisku wpadli do niego Fazik i Lupus. Stropu odcinkowego - łukowego, nie wyprostowali ale poczynili instalacje: CO, CWU i kanalizacyjną. Wpadli, zrobili i pojechali... Trzy dni im to zajęło.

Wpadamy do Tośki. Sprzedawczyni mnie pamięta. Normalnie czy ogień?
- No, jak Wąski?
Wracam pamięcią do stacji benzynowej w Duszanbe:
"...Piłują: Fazik, Karpiu i Bartek na zmianę... Całe 2h!
Karpiu, w czym mogę pomóc?
- Nie przeszkadzaj!
Cichy ordynuje zatem robotę przy kolacji. Dzisiaj ziemniaki w warzywach plus peklowany gulasz Maurycego!
Jedziemy z El`em po produkty.
Bez problemu kupujemy worek ziemniaków, kilka kilo marchwi, cebuli i bladej papryki.
- Weź Wąski jeszcze 30 piw i 2l wódki... Nie... Trzy! Ciężko pracują chłopy i głupio by było, by zabrakło..."

Ogień!

cdmn.

ps. Rozmowy zwykle na pierwszych kilometrach

Br8l26Rwkq0

RAVkopytko
12.12.2018, 21:50
Tak,tak ale qrwa .....
Kocham Was chłopaki

Artek
27.12.2018, 18:37
A będzie coś " normalnie"? No tak-do poczytania.... a nie znowu kartki wyrwane " z pamiętnika" ...

fassi
28.12.2018, 00:52
Artek, mysle ze nie bedzie normalnie, bo ten wyjazd nie nalezal do normalnych (biorac pod uwage definicje normalnosci w dzisiejszych czasach). Waskiego wciagnelo zycie i chlop musi nadrobic pare cywilizacyjnych czynnosci. Mam nadzieje ze sie jednak pojawi, gdy mu tuszu do piora nakapie.

Patrzysz na swiat dookola. Wielu ludzi dazy do tego by miec wszystko co czyni zycie szczesliwym, a tymczasem dostali zycie aby cieszyc sie ze wszystkiego.

Na tym wyjezdzie byl obraz nedzy i rozpaczy z punktu widzenia naszej superhiperduper zachodniej cywilizacji. Jak forumy mowia , trzeba sie zbroic jak Niemcy na Stalingrad, bo deszcz, bo snieg, bo granica, bo daleko. Wydaje sie kupe pieniedzy na wypadek gdy....
1. Zepsuje sie auto
2. Zrani sie w palec
3. sraczka
4. znienacka
5. A co jak trzeba dac w lape
6. Wziac 3ci gps?
7.
150. Zapasowe sznurowki
1498. Co jeszcz wziac czego ne zaplanowalem?
...


Lista przygotowan jest dluzsza niz liczba kilometrow. Konsultacje, zakupy, naprawy, wymiany. Lata leca, kiedys pojade.... Mielismy jakies usterki po drodze, przepiekne spotkania z ludzmi, pomoc, rady, jedzenie nam nosili. My innostrancy z zachodu mamy pelne wsparcie lokalesow ...

Spotkalem tam Niemca na beemie, oczywiscie pytanie o awarie :D Mowi ze pradnica mu sie spalila, ale zadzwonil do zony i mu przyslala paczka nowke sztuke do biszkeku. Od zamowienia do odbioru w biszkeku minelo 2,5 dnia. Swiat jest dzisiaj naprawde maly. Wymienil i pojechal dalej...

A teraz wyobrazmy sobie, ze Tadzyk jedzie odwiedzic Gejrope. Auto mu sie psuje, macha do innych a ci tylko dodaja gazu. Zapuka gdzies do drzwi to pogonia go do hotelu za 50 ojro, auta na warsztacie sam sobie nie naprawi bo nie wolno, pogadaja tylko nieliczni bo przeciez ma dziwna twarz i tablice rejestracyjne i na pewno chce cos ukrasc. Z punktu widzenia Tadzyka, on musi auto przygotowac jak na 2 stalingrady, bo jakakolwiek usterka zrujnuje totalnie jego budzet wyjazdowy i jego samego. Nie wspomne, ze zrobi sobie ognisko i wlepia mu 500 ojro mandatu... Przeyebane ma ten Tadzyk

Wiec po huj sie tak zbroimy na ten wschod, kiedy mozna liczyc na wszystkich???

Wspolnym mianownikiem moich kumpli w Niemczech i po czesci w Polsce byly dokladnie te same slowa (jak mowilem ze na 7 tyg wyjazd): "A szef da Ci tyle urlopu?"

Wiem, bycie niewolnikiem w dzisiejszych czasach zobowiazuje... . Niewolnik dostaje urlop, wolny czlowiek bierze urlop. Wszystkie 5 osob (z 5ciu) ktore pokonaly ta trase w ta i z powrotem maja wlasne samozatrudnienie. Znak czasow?

Mi dziadek kiedys powiedzial, jesli robota przeszkadza Ci w zyciu, to zmien robote a nie zycie...

Z mojego punktu widzenia ta wyrypa sie nie odbyla. To cos jak zlepek momentow, gdzie do konca niewiesz czy to calosc, czy mozg zaserwowal dawke dobrej jazdy podczas snu.

cyt."Fajny ten Tadzykistan, przyjechac tu tak na 5 lat i pozyc jak czlowiek..."

Nigdy nie bylem tak daleko na wschodzie, relacji nie czytalem, bo nie lubie, a jak wiadomo, na wschodzie jest zajebiscie (czytalem w relacjach). Mam w sobie cos megalomanskiego, chce odkrywac swiat takim jakim jest, a nie takim jaki go mi inni pokazali. Bo np. ktos widzi problem w sraczce. Wszechobecny strach przed sraczka, szukanie rozwiazan, metod, unikow. Blad. Sraczka towarzyszy nam od milionow lat i jest bezposrednio kablami spieta z nogami. Nawet w nocy, najebany, po ciemku znajdzie sobie swoja droge i wlecze Cie tam gdzie chce...

Odkrywanie na nowo kola, bo przeciez ewropa jest taka madra, bo wszystko tutaj reguluja przepisy. A rozumu i myslenia coraz mniej....

3 dni przed wyjazdem zaczynasz ogarniac pojazd z zeszlego wieku. Kumple wyjazdowi dzwonia i sie pytaja jak moga pomoz (znak starych czasow, albo kumple sa starzy). 2 wpada, niszczymy przy okazji kilka krat browarow. Lista napraw zajmuje 2 strony A4, ale trzeba sie skupic na najwazniejszym. Czyli zlikwidowac drgania na reduktorze i poprawic chlodzenie. Pierwsze naprawilismy wyjebaniem reduktora do bagaznika i zamontowaniem oryg. walu napedowego. Drugie naprawilismy flexem i kawalkiem plastiku. Dla czystosci i wygody podrozy podloga zostala wylozona gumolitem 5pln/mkw , wzor kafelka brazowa.

I wio

Stoj! Jeszcze pakowanie. Do wiadra kilka narzedzi, kabli, drutu i trytytek, tasma na gada i WD 40. Lewarek i klucz do kol. Powinno starczyc. Do torby sweter, kurtka, spodnie robocze, troche majtek i skarpet. Jakos to bedzie. Spiwora zapomnialem wiec welniany koc wystarczy, koniecznie minipoduszka z pierza (nieprana nigdy). Od Lupiego (dzieki Lupus) karimata, kapelusz na slonce i taka skarpeta na szyje. Minelo 10 min.

Do auta i wio. Po drodze jeszcze tylko wymiana tarcz i klockow w Wawie i mozna leciec. Zapalasz fajka, patrzysz na to wszystko i naprawde nie wierzysz ze to sie dzieje. 3 osoby zapakowane a bagaznik do polowy full (sprzet alpinistow) i wypada to wszystko. kawalek deski jako poprzeczka idealnie rozwiazuje sprawe (czytalem kiedys ze musi byc amelinum)

Ekipa
Niewiem co napisac. Ciezko to ubrac w slowa. Wiecie jak to jest. Spotykasz kilka razy kogos, cos tam wypijesz. W sumie to wszystko. Ale gdzies w baniaku dzwoni ze sie znasz od urodzenia. Niewiem czym sobie zasluzylem, ale ekipa sie trafila za ye bis ta. I wytrzymala za mna !!

Bylismy wszyscy mili dla siebie, politycznie poprawni, prosze, dziekuje, alez oczywiscie. Moze herbatki, wodeczki, a zupa nie za slona? Jak wiadomo, w Gejropie, reszta slow to mowa nienawisci. I wyjechalismy z gejropy...

I sie zaczelo normalne zycie...

Widze ze Karp cos nie w sosie, naladowany jakis, wqurwiony lazi. Wsiadamy do auta i jedziemy

F: Karpiu, powiedz mi gdzie mam jechac
K: Fazik, po co Ci wiedziec?
F: Musze wiedziec zeby sie nie zgubic
K: K*** ja pi***, z Toba tak zawsze !!**#*&*!!@**, Ty #*!!!*$%*### Ty ###!!!!
F: No dobra, ale gdzie mam jechac?
K: ( Juz wyluzowany Karpiu)za 970 km .... skrec w prawo

I zycie staje sie zyciem, czlowiek czlowiekiem


Zasady.

Na lekcjach chemii sa zasady i kwasy (jako przeciwienstwo) Sa jeszcze zasady miedzyludzkie, ktore niewiadomo skad sie wzialy. MAmy je wszyscy we krwi. To jest ten moment kiedy czujemy sie z czyms zle, ale etykieta, przepisy gejropejskie nie przepchaja przed otwor mowy prawdy, ktora chce sie powiedziec. Stare naskalne rysunki pokazuja, ze za brak zastosowania zasad plemiona mozna dostac w ryj albo stracic glowe. Mielismy na tym wyjezdzie duzo zasad, bo bylismy plemionem przemieszczajacym sie w Lublinie, tacy nomadzi lublinscy

Zasada nr1. Zakaz spozywania alkoholu pod jakakolwiek postacia
Zasada nr 2. Nie dajemy ani centa lapowy i innych pochodnych.

Zasada nr1 byla przestrzegana z bardzo ostrym rygorem i prawie 99% skutecznoscia (co sie stalo w Lublinie pozostaje w Lublinie) ale druga zasada dostala pelne 100%. Niewiem jak to dzialalo, ale na zadnej granicy, kontroli, policji, nikt nie pytal nas o jakakolwiek kase ( o granicy uzbeckiej popelnie inny odcinek, ale nic nie dostali). Sytuacje z Kazachstanu i pouczeniu poszukacie u waskiego. Wydalismy 0 PLN/ojro/$ na lapowki. Slownie (zero)

Bylem wodzicielem tego auta, wiec sprawy z autem na granicach musialem zalatwiac sam (ekipa byla w innej kolejce). Stos papierow w jakijs reklamowce i szukalem. Cos tam gadali, a ja nie potrafie po rosyjsku po trzezwemu. Cyrylicy nie rozumiem i nie potrafie. I wszystko jakos sie zalatwia, usmiech, podanie reki, szczastliwej... Odwiedzilem rentgeny, ale nigdy ich nie wlaczali. A wy skuda, tylko herbate zrobili, do zarcia cos dali. A ekipie opowiadalem jak ta kontrola byla przejebana :D A oni czekali, a ja mialem chwile spokoju dla siebie ...

Na jakiejs granicy sie pyta co to w tych butlach 5cio litrowych takie brazowe. No to mowie ze spirytus . A on ze to jest zabronione. Ale jak? Spirytus przemyslowy (bo taki brudny) do mycia czesci w aucie jak sie zepsuje to zabronione? A to nie ma problemu. Taki spirytus mozna.

I tak oto 20L kawowki podlaskiej jechalo z nami. Ale wzielismy o 10 L za malo....

cyt. " na tej wycieczce musialem pierwszy raz w zyciu zrezygnowac ze swoich przyzwyczajen.
- Jakich?
- Z picia alkoholu"

Tadzykistan

przywital nas takim wschodem slonca

85515

Duzo nie wiedzialem o tym kraju, ale jak wjechalem to w powietrzu bylo czuc cos wyjatkowego. Ludzie usmiechaja sie szerzej, ta reka macha inaczej w powietrzu. Mijani ludzie maja w oczach cos wyjatkowego, takiego szczesliwego. I patrza sie na Ciebie a nie na smartfony. Po jednym dniu wiem ze Tadzykistan to moj drugi dom. Rozumiem tych ludzi, gadam z nimi na tych samych falach i rozumiem ich. I nie chodzi mi tu o rosyjska mowe, ale o spojrzenie na swiat, zycie. Co wazne jest. Ze do grobu nie wezmiesz domu 300mkw, afriki twin i mercedesa, tylko wspomnienia zycia swego i swoich bliskich. Bo to pierwsze mozna kupic a to drugie juz nie.

Muslahedin
Dolina Obihingol, pytam starszego Pana czy jedziemy dobrze (nie mamy GPSa) i zaczyna sie przygoda. Herbata, gadka, zachadi. Dziadek pokazuje ogrod, co robi i wytwarza, Rodzine, pszczoly i opowiada co wazne w zyciu. Za plotem zpaierdalaja terenowki z turystami na kajaki. Muslahedin sie pyta, czy ja wiem gdzie oni sie tak spiesza?

Opowiada o swoim zyciu rolnika, pracuje cale lato (7mies) a w zime odpoczywa, bo cale lato pracowal przeciez. Zima bedzie to z Rodzina posiedzi, z Sasaidami pogada, cos zrobia w swojej malej lokalnej spolecznosci. Opwiadam mu o zyciu w Niemczech, ze nie ma strazakow mo mlodzi to w dupie maja i domy sie jaraja, ze sie pracuje caly rok i ze 8 godz, i urlop sie dostaje a nie bierze. A on na to:

- To jak wy tam mozecie zyc???

Muslahedin rozmnaza pszczoly i robi miod i co 4 lata sprzedaje 40 uli za 250 dolcow kazdy. Pytam sie go ile zaplacil podatku (nalok) a on do mnie: Jaki podatek??? Za co? On to zrobil ciezka praca i za co podatek??

No to wyliczylem mu jakby to w gejropie wygladalo, a on:

- To jak wy tam mozecie zyc???

Gadalismy przez 2 dni...

Historii podobnych z tego wyjazdu mam jeszcze kilkanascie w baniaku i z kazdej plynie jakis sens, nauka, co Ci ludzie mi przekazali. My sie nazywamy cywilizacja a ich 3cim swiatem. Widzisz ze to nasze zapierdala na sciane, a zal (za zyebane zycie) bedzie palic nasze grobowe deski do popiolu, bo po huj nam bylo tyle pracowac? Pol roku pracujemy na naszego pana, z drugiej polowki tez mozna polowe na inne naloki odrzucic. Zostaje nam 1/4 zycia gdzie pracujemy dla siebie. Tam pytasz czlowieka ktory mieszka na 2500m w wiosce ktora jest odcieta od swiata, mroz -40 stopni i wiecej w zime, a on z usmiechem Ci mowi ze to jest jego wymarzone miejsce do zycia. Tak bez ubezpieczen, certyfikatow, przepisow, bhp i innych bardzo waznych paragrafow dla zycia? To tak mozna wogole zyc z krzywymi ogorkami?

Artek, jak widzisz, moja relacja jest tak samo chaotyczna jak ten wyjazd. Z polskiego mialem zawsze mierny i pisze po piwie i watpie czy bedzie jakas relacja dzien po dniu. trzeba sobie to jakos do kupy samemu poskladac, bo nawet ja sam niewiem co bylo a co nie bylo. A tak wogole to trzeba to poskladac? Aaaa, zapomnialem, gejropejska dyrektywa Nr. EU182-125-24 &16 ustep 4 mowi, aby relacje z wyjazdu pisac wedle prawdy i faktow, ktore zdarzyly sie na Szlaku Grabczewskiego 2018 :)

Dla tych co by chcieli tam a nie moga, rzuce kilka rad, no bo wiecie, ja sie teraz znam i podroznik jestem i wogole i se kupie w koncu cos w sklepie podroznika, a nie tylko ze szrotu rzeczy zbierac.

Chcesz tam pojechac? Ale nie masz terenowki, namiotu 5cio warstwowego, spiwora na -30st.tytanowych garnkow, ubrania hipertexowego, 3 GPSow, map i wszystkich forow przeczytanych? No to mam dobra wiadomosc, to nie jest Ci wogole potrzebne. Bo nie wspomnisz nigdy sobie (a moze i?) spania w tym namiocie tylko spotkania z ludzmi i sutyacji w podrozy. W krwi mamy tyle zapisanych rozwiazan, ze wystarczy dac im zadzialac i zupe wypijesz, mieso zjesz reka a wode sobie ugotujesz na krowim gownie. Kapiel w strumieniu gorskim jest przeyebana w pierwszej sekundzie, ale dalej jest super. Sraczka zaprowadzi Cie tam gdzie chce, nawet noca bez GPSa.

Tak daleko tam? Wez opla astre F, sa od 1000 PLN, albo Golfa 2 lub stary motur. Cokolwiek co ma najechane 400 000km, bo jak juz przejechalo 400 000 to te 20 000 da rade bez problemu. Naprawisz to wszedzie albo sam albo Ci pomoga. awaria auta jest nowa przygoda i na tej wspomnianej desce bedziesz sie z tego smiac.

Pomysl sobie o tym Tadzyku zwiedzajacym nasza Gejrope, jak on ma przejebane. dlatego wsiadaj i jedz!

Tylko jeszcze ustal czy bierzesz urlop czy dostajesz ;)

Dobranoc

ps. ponoc sie szykuje mowiona wersja o ttej wycieczce. Klub Bogart (http://www.club-bogart.com/) to chyba bedzie pod koniec stycznia, ale jeszcze niewiadomo, bo sami nie wiemy co mamy nawymyslac

Artek
28.12.2018, 04:03
Ta kartka jest niebezpieczna!!! Spalić ją w 451 Farenheitah!


Wyjazd nie był "normalny", ale LUDZIE na nim jak najbardziej zwyczajni. To nie był spontan a zwykła biologia samców. Taką mam teorię, że głęboko pod skórą jest w każdym z nas-samcu chęć znalezienia nowego miejsca do życia, lasu w którym widzisz zwierzynę do upolowania, drzewa, które jest materiałem z którego wszystko możesz zrobić. Ogranicza Cię tylko brak wiedzy, którą rodzice Ci nie przekazali...

Cyt: ... " Wymyśliłem ją od A do Z" znaczy tę WYRYPĘ."
A ON co milczy?!!!
Dobrze wiesz Panie, że jesteś zaraźliwy i ziarno, które kiedyś tu siałeś w wielu z NAS zakiełkowało...
Ty milczysz??



Ładnych parę lat temu pojechałem na Ukrainę....wszyscy mi mówi: uważaj na siebie.:)
Z gaciami pełnymi przekroczyłem Korczową...ależ tam było pięknie ... Po wódce głowa nie bolała, barszcz jak w domu, ludzie normalni:dizzy:
Niedługo tam jadę, tylko wałek swój naprawię:mur: i synowi dam wakacje od ojca.


Rozporządzenia i dyrektywy AETR mówią, że za 10 minut mogę zacząć pracować. Pozdrawiam z belgusa.

fassi
28.12.2018, 14:37
Artek, w dyrektywie AETR paragr. 126 mowi: Stanie czlowieka na nogach grozi niebezpiecznym upadkiem. Dlatego zaleca sie aby usiasc. Nie narazaj wiec siebie na takie niebezpieczenswo.

RonDell
28.12.2018, 20:26
A teraz wyobrazmy sobie, ze Tadzyk jedzie odwiedzic Gejrope. Auto mu sie psuje, macha do innych a ci tylko dodaja gazu. Zapuka gdzies do drzwi to pogonia go do hotelu za 50 ojro, auta na warsztacie sam sobie nie naprawi bo nie wolno, pogadaja tylko nieliczni bo przeciez ma dziwna twarz i tablice rejestracyjne i na pewno chce cos ukrasc. Z punktu widzenia Tadzyka, on musi auto przygotowac jak na 2 stalingrady, bo jakakolwiek usterka zrujnuje totalnie jego budzet wyjazdowy i jego samego. Nie wspomne, ze zrobi sobie ognisko i wlepia mu 500 ojro mandatu... Przeyebane ma ten Tadzyk

Wiec po huj sie tak zbroimy na ten wschod, kiedy mozna liczyc na wszystkich???

Wspolnym mianownikiem moich kumpli w Niemczech i po czesci w Polsce byly dokladnie te same slowa (jak mowilem ze na 7 tyg wyjazd): "A szef da Ci tyle urlopu?"

Wiem, bycie niewolnikiem w dzisiejszych czasach zobowiazuje... . Niewolnik dostaje urlop, wolny czlowiek bierze urlop. Wszystkie 5 osob (z 5ciu) ktore pokonaly ta trase w ta i z powrotem maja wlasne samozatrudnienie. Znak czasow?

Mi dziadek kiedys powiedzial, jesli robota przeszkadza Ci w zyciu, to zmien robote a nie zycie...

Z mojego punktu widzenia ta wyrypa sie nie odbyla. To cos jak zlepek momentow, gdzie do konca niewiesz czy to calosc, czy mozg zaserwowal dawke dobrej jazdy podczas snu.

cyt."Fajny ten Tadzykistan, przyjechac tu tak na 5 lat i pozyc jak czlowiek..."

Nigdy nie bylem tak daleko na wschodzie, relacji nie czytalem, bo nie lubie, a jak wiadomo, na wschodzie jest zajebiscie (czytalem w relacjach). Mam w sobie cos megalomanskiego, chce odkrywac swiat takim jakim jest, a nie takim jaki go mi inni pokazali. Bo np. ktos widzi problem w sraczce. Wszechobecny strach przed sraczka, szukanie rozwiazan, metod, unikow. Blad. Sraczka towarzyszy nam od milionow lat i jest bezposrednio kablami spieta z nogami. Nawet w nocy, najebany, po ciemku znajdzie sobie swoja droge i wlecze Cie tam gdzie chce...

Odkrywanie na nowo kola, bo przeciez ewropa jest taka madra, bo wszystko tutaj reguluja przepisy. A rozumu i myslenia coraz mniej....


Tadzykistan

przywital nas takim wschodem slonca

85515

Duzo nie wiedzialem o tym kraju, ale jak wjechalem to w powietrzu bylo czuc cos wyjatkowego. Ludzie usmiechaja sie szerzej, ta reka macha inaczej w powietrzu. Mijani ludzie maja w oczach cos wyjatkowego, takiego szczesliwego. I patrza sie na Ciebie a nie na smartfony. Po jednym dniu wiem ze Tadzykistan to moj drugi dom. Rozumiem tych ludzi, gadam z nimi na tych samych falach i rozumiem ich. I nie chodzi mi tu o rosyjska mowe, ale o spojrzenie na swiat, zycie. Co wazne jest. Ze do grobu nie wezmiesz domu 300mkw, afriki twin i mercedesa, tylko wspomnienia zycia swego i swoich bliskich. Bo to pierwsze mozna kupic a to drugie juz nie.

Muslahedin
Dolina Obihingol, pytam starszego Pana czy jedziemy dobrze (nie mamy GPSa) i zaczyna sie przygoda. Herbata, gadka, zachadi. Dziadek pokazuje ogrod, co robi i wytwarza, Rodzine, pszczoly i opowiada co wazne w zyciu. Za plotem zpaierdalaja terenowki z turystami na kajaki. Muslahedin sie pyta, czy ja wiem gdzie oni sie tak spiesza?

Opowiada o swoim zyciu rolnika, pracuje cale lato (7mies) a w zime odpoczywa, bo cale lato pracowal przeciez. Zima bedzie to z Rodzina posiedzi, z Sasaidami pogada, cos zrobia w swojej malej lokalnej spolecznosci. Opwiadam mu o zyciu w Niemczech, ze nie ma strazakow mo mlodzi to w dupie maja i domy sie jaraja, ze sie pracuje caly rok i ze 8 godz, i urlop sie dostaje a nie bierze. A on na to:

- To jak wy tam mozecie zyc???

Muslahedin rozmnaza pszczoly i robi miod i co 4 lata sprzedaje 40 uli za 250 dolcow kazdy. Pytam sie go ile zaplacil podatku (nalok) a on do mnie: Jaki podatek??? Za co? On to zrobil ciezka praca i za co podatek??

No to wyliczylem mu jakby to w gejropie wygladalo, a on:

- To jak wy tam mozecie zyc???

Gadalismy przez 2 dni...



Fazziku,

dokładnie myślę w ten sposób ale ni hooya nie jestem w stanie tak ładnie to opisać jak Ty.
Daliśmy się wkręcić w gejropie w niezłe bagno.

Co by choć na chwile wyrwać się z tego syfu nie zaplanowałem na 2019 wyjazd na AT przez UA, RO, MD (chyba skrót od Mołdawii) do Turcji.
Do Tadżykistanu chyba nie dojadę ale co tam. Nie mam planu ale mam AT i namiot z Decatlhlonu za 99 PLN. Będzie dobrze .....

RAVkopytko
28.12.2018, 23:03
Fassi,w dupie mam czy piszesz zgodnie z zasadami ortografi czy interpunkcji.Dobrze mi się czyta i rozumiem co jest napisane :D wolę jednak jak Cię słyszę na żywo.
Daj znać kiedy.

Tak,tak ale qrwa :bow::zdrufko:

matjas
29.12.2018, 09:39
Daliśmy się wkręcić w gejropie w niezłe bagno.

Co by choć na chwile wyrwać się z tego syfu

zawsze można się wyprowadzić :Thumbs_Up:

aadamuss
29.12.2018, 10:26
Fassi jakoś strasznie musiała Cię skrzywdzić ta Europa :-) Piszesz jak młody gniewny a za chwilę będziesz stary wku...rwiony :-) Bardzo jednostronnie/subiektywnie oceniasz ale miło się to czyta i widzi różnice które widzą inni. pozdrawiam adam

fassi
06.01.2019, 22:37
RonDellku, ze co nie dojedziesz? Ze daleko? No to sciepa na zloma uzytkowego i jazda.

A co da ucieczka z obozu jesli wiesz ze Familia i bliscy tam zostali? Jak bylem mlody to nie interesowalem sie jak mi zakladano kajdany, myslalem ze to normalne, bo przeciez wszyscy tak robia dookola. Dopiero wloczegi po innych krajach pokazaly mi jak bardzo jestesmy niewolnikami.

Ale co tam, w mysl slow wspolwiezniow " no ale i tak tego nie zmienisz"

Waskiemu kapnelo atramentem do piora i znowu bazgroli po papierze...
------

Mamy demokrację. Każdy widzi świat inaczej, może się wypowiedzieć. Więc niech się wypowie. Ustami Wąskiego wyglądało to tak…

http://renowacjaposadzek.pl/blog/wp-content/uploads/2019/01/20180821_143704.jpg

Droga.
– Wąski… bo wstanę!
Stoi przede mną Karpiu (165cm przy moich 185-ciu). Razem stoimy gdzieś za Riazaniem.

Wcześniej na małym moskiewskim ringu, około 4-tej nad ranem dostałem hasło:
– Zmieniasz Cichego.
Wytrzymałem za kierą może z 2h… Szybko zmienił mnie Fazik, który ledwie zmrużył oko i kazał odpoczywać na „dużej” kanapie.
Kiedy się obudziłem ujrzałem nad sobą Karpia…

Oberwałem słuszny opierdol – taki, że hej. Zrobiło mi się wstyd, bo chłopaki jechali bez chwili wytchnienia a ja jak mały chłopiec… Bawić się trza umieć!
To była pierwsza, poważna lekcja jaką odebrałem na tej wyprawie i wziąłem ją sobie głęboko do serca.

Ja się na tej mojej drodze uczyłem.
Jechałem z jakimiś cyborgami… Starałem się ale nie dawałem rady… Był taki moment, że chciałem po prostu wysiąść i wtedy na prawego przysiadł się Karpiu z flaszką w ręku.
Ledwie po kilku godzinach w upale padałem na ryj a tu nagle zastrzyk energii jakiej nigdy dotąd nie doznałem! Dzieli nas przecież drugie tyle lat a czułem się jakbym z kumplem z ławki szkolnej gadałâ€Ś
– Wąski, bo wstanę! Trzymaj kierunek wschód!

Później Karpia zastąpił Fazik. No, jakaś magia! Przegadaliśmy całą noc! O 6-stej rano zmienił mnie Bartek. Ledwie dotknąłem pośladkiem „sypialnej” ławki, padłem bez czucia na ryj, jak te sosny w podberlińskich lasach, co to je Fazik pokosem harwesterem kładzie…

Tabor.
Jedziemy jak Cyganie, żyjemy jak Cyganie, tylko… kobiet brak
Z każdym dniem, każdym pokonanym kilometrem oswajam się z obowiązkami i nawet pojawia się rutyna!

Pierwszy wstaje Maurycy. Budzi wszystkich pociąganiem nosa, bo cierpi na chroniczne zapalenie zatok. Jest to jednocześnie sygnał, że… kawa gotowa lub herbata. Zaparza do wyboru Maurycy i zawsze coś do treści dorzuci, grzebiąc nieustannie w trzech ogromnych, bazarowych siatach.

Ma tam wszystko potrzebne do życia i potrafi się tym dzielić. Zajmują co prawda ogrom przestrzeni bytowania ale lubimy niespodzianki. A tu suszony imbir, innym razem owoc róży a jak się wódka pojawia na śniadanie (konkuruje bezwzględnie z kawą), to na talerzyku ląduje domowy, kiszony ogórek z kawałkiem domowego, peklowanego mięsa. Jak kogo suszy, to i zimne piwo się znajdzie o wdzięcznej nazwie Namysłów np.

Jest więc Maurycy przy śniadaniu niezastąpiony. Drugie, to znakomity kierowca zmiennik. Zawsze gotowy, zawsze wypoczęty… Nie wiem, jak on to robi ale to, co robi dla zespołu, to kawał WIELKIEJ ROBOTY. Dla mnie wzór niedościgniony. Kiedy go pytam, skąd czerpie siłę, niezmiennie odpowiada:
– Swoje trza robić i tyle.
Złego słowa o Maurycym powiedzieć nie można. Po prostu nie wypada. Nawet El powstrzymuje się od sarkastycznych komentarzy, od czasu do czasu tylko klepnie Maurycego po plecach i rzuci w swoim stylu:
– A świeże to na pewno…? Wódka za ciepła, kawa zimna… Maurycy się wtedy denerwuje, bo bierze wszystko na serio a to woda na młyn dla El`a.
Na szczęście rzadko wkurza Maurycego, bo siłą rzeczy większość czasu spędza w Golfie no i mamy Karpia, który się Maurycym „opiekuje” i szybko ucina zakusy El`a.

Artek
07.01.2019, 23:36
Fassi o Tym mówisz?-nKd2QVrQVIM

fassi
08.01.2019, 00:23
Artek, nie tylko ale tez. Zamiast tego ekranu wstaw sobie cokolwiek: praca, gonitwa, fura w dizlu i klimie, awans....

Niby mamy wolnosc wyboru, ale spojrz dookola, ogromna wiekszosc zyje wedlug jednej recepty: szkola, praca, kredyt, dom, Rodzina, emerytura, i gudbaj. Wez wolne na 7 tyg. to sie dziwia, kup stare auto to sie dziwia, zmien prace z inzyniera na harvestera to sie dziwia, wez rower i jedz do Czech na piwo i sie dziwia. Nadziwic sie nie moga, jak mozna miec wolny wybor w zyciu, a ponoc go tyle mamy, nawet zapisany w konstytucji. Echh, moznaby kilka kubikow drewna spalic na ognisku i zniszczyc kilka flaszek.

Bylem w szpitalu ostatnio nawiedzic bliska osobe, na scianie certyfikaty czystosci, ISO, SRODO i jeszcze kilka innych, a w kiblu syf ze sie porzygac mozna. Piekna ta nasza gejropa, ktora certyfikatami powoduje czystosc w kiblu. Moze jutro zniesiemy biede jedna ustawa?

Profesora odwiedzilem mojego z czasow studiow, na polskiej uczelnii. Jak zawsze, herbata i chleb ze smalcem. Rozmowy nie mialy konca. Kupil komputer przez uczelnie (przetarg), taki super obliczeniowy. 2 razy drozej niz w sklepie za rogiem....

Zlozyl wniosek o grant naukowy (o sprzet) na super precyzyjne pomiary kotla w elektrownii i napisal ze po pomiarze bedzie z tego kasa. Kazano mu wykreslic slowo "kasa", bo wniosek nieprzejdzie. Granty z ministerstwa mozna otrzymac tylko i wylacznie kiedy produkuje sie nauke do szuflady. I tak zrobil. Nasz kontynent ohooyau juz bez reszty.

Na zdrowie mozgowi wrocmy do Tadzykistanu. Dom szefa sadu regionalnego. Zaprosil nas na kolacje. Gadamy o tym i owamtym. Pytam sie go jaka kara jest za kradziez. Przyjde do czyjegos domu, albo sklepu i cos tam ukradne. A on na to: 2 lata. Ale ze co? 2 lata tak od razu? A on, ze tak, bo kradziez trzeba tepic od razu. A jakies zawiasy? Tak, ostatni tydzien kary zwalniaja za dobre sprawowanie. A jak dziecko ukradnie to co? Tez tak na dwa lata? A on: Rodzice dostaja kare finansowa w wysokosci 2letnich zarobkow rozlozona do splaty na 10 lat. Ostatnia kradziez w Jirgatolu miala miejsce 2 lata temu :D ...

Opowiadam mu ze u nas to do 150 dolcow to mala szkodliwosc czynu i zadnej wielkiej kary nie ma. Jego oczy jak 5 zloty sie pytaja: ale jak to mala szkodliwosc czynu? Przeciez kradziez to kradziez, obojetnie jakiej wartosci. No to mu mowie, ze wartosc to u nas jest wprost proporcjonalna do wartosci adwokata ktory broni w danej sprawie. Nalal wodki i wzniosl toast za powrot normalnosci na naszym lez padole.

bukowski
08.01.2019, 04:43
O korupcji Ci nie opowiedział? Ani o tym, że skazał przy okazji paru politycznych? Pewnie zapomniał też o 40 procentowym bezrobociu, dyskryminacji kobiet i cenzurowaniu internetu?

Sent from my G8441 using Tapatalk

Tank
08.01.2019, 06:25
Ja dlugie urlopy mają Tadżycy, bo zbyt dużo ich w Gejropie nie widać na plażach? :)

Kraje Azji Centralnej krajami kwitnącej demokracji i wolności jednostki. :D :D : D

Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka

trolik1
08.01.2019, 09:00
Ostatnimi czasy oglądam sobie reportaże europejczyka, który mieszka w Chinach od ok 10 lat. Reportaże są w miarę obiektywne (tak sądzę:-)) i pokazują wiele ciemnych stron chińskiej gospodarki i społeczeństwa. Jeden z komentarzy (Araba dużo podróżującego po świecie) był mniej więcej taki: zachodnia cywilizacja zdecydowanie przewyższa to, co dzieje się na wschodzie, ale ludzie w niej żyjący często nie potrafią docenić tego, co mają. Spędziłem trochę czasu w stanach i uwielbiam tam być, ale zawsze cieszę się z powrotów, bo tu jest demokracja i wolność. Każdy z nas jest inny i inaczej odbiera te dobrodziejstwa, ale wystarczy przeczytać (ze zrozumieniem:-)) kilka książek historycznych aby zrozumieć, że jeszcze nie wymyślono niczego lepszego...:-).
pozdrawiam trolik

Novy
08.01.2019, 23:07
Fassi - tak spytam przekornie, bo ogromną tęsknotę wyczuwam w Twoich wypowiedziach, że niewolnikiem jesteś i ciężko kajdany gerjropy zrzucić - co Cię trzyma, aby w tym zepsutym zakątku Europy mieszkać?
Nie chciałbyś się wyprowadzić tam, gdzie tak lepiej, dobrze, klarownie?

Nie pytam złośliwie :)

Adagiio
09.01.2019, 07:47
Jak to co ? Tam za wypłatę pojechałby do miasta na odpust, tak samo jak oni jeżdżą. Ale oni są szczęśliwi bo nie muszą nigdzie jeździć, nie to co my .
Wcale nie trzeba jechać tak daleko żeby poczuć tamten zajebisty klimat, wystarczy wpaść w Bieszczady lub Beskid Niski na tereny nie skomercjalizowane dla turystów. Możesz przy świniach i krowach popracować, jak lubisz w gumiokach .
Na śniadanie kromka chleba z bundzem, popijesz śmierdzącym bimbrem z serwatki. Na wypłatę 1000 zł na lewo i możesz poczuć się jak tam.
Pozdrowienia Faziku z zawalonej śmieciami Romy, prawie jak na obrzeżach Douz, za niedługo pewnie zaczną je podpalać. Dobrze że teraz zimno to nie śmierdzą a i turyści mają dodatkową atrakcję, już nie robią selfi z Colosseum tylko z górami śmieci.

redrobo
21.01.2019, 01:52
Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej.
"Schizofrenia bezobjawowa"
Niewątpliwie chwilami wymiękam i też mnie gdzieś ponosi. To są jakieś próby rozliczeń tego wszystkiego, które w konsekwencji potęgują frustrację a do drzwi co rusz puka jakaś laska Depresja. W istocie ta sama jędza, strojaca się jedynie w różne piórka.

Sobie wchodzi i wychodzi. Próbuje wygryźć Pasję… To druga dupa, nie tak atrakcyjna jak Depresja. Mieszka u mnie na stałe. To związek platoniczno-przyjacielski. Po prostu wyjajmuję jej pokój. W przeciwieństwie do Depresji – starzeje się. Ma kilkoro dzieci, które woła jednym imieniem – Wspomnienia i kilka wnuczek, co zwią się Marzeniami.

To takie wesołe dość towarzystwo, które swoją obecnością urozmaica mój żywot. Wszystko pod kontrolą Strażnika Domowego. Osobiście, to mój Strażnik Domowy za Pasją nie przepada ale dzieci lubi. Toleruje Wspomnienia, lubi zaś Marzenia. Nawet się nimi czasami zajmie. Bawią się wtedy razem beztrosko, aż miło popatrzeć.

Podoba mi się ta konfrontacja Depresji z Pasją. Ta pierwsza wabi urokiem, przynosi browara. Druga nic nie mówi, nie komentuje. W tym momencie pastuje mi buty…
Ten prosty gest zbija mnie z pantałyku i zawstydza. W arsenale Pasji jest wiele takich czynności.

Poza tym jest cierpliwa. Nie narzuca się, Wysyła jedynie forpocztę. Te najmniejsze Marzenia. Gromadzą się one wokoło liczną dość gromadką i każda ciągnie za nogawkę w swoją stronę. W takiej chwili jestem bezsilny… Pozostaje mi je pogłaskać po głowie i spełniać życzenia.
To z kolei doprowadza Depresję do szału. Nie wytrzymuje ciśnienia i ulatnia się.

Patrzę na te małe szkraby i się uśmiecham. Czasami siadamy wieczorem wspólnie, całą ekipą na paletach. Marzenia na kolanach Wspomnień a ja im opowiadam bajki. To są wspaniałe chwile. Pasja kuca sobie obok nas i bije od nie wtedy jakieś niewiarygodne ciepło.

Czasami raz, czasami kilka razy w roku towarzyszy nam Strażnik Domowy. Taka sceptyczna trochę ale wtedy jest najpiękniej…

redrobo
22.01.2019, 08:08
.... Ciag dalszy opowiesci czlowieka, ktoremu oko nie mrugnie ani reka nie zadrzy nawet po ciosie platnego zabojcy z Dzalalabad....

Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej.
Osioł Dariusz.
Esej o...

Wczesnym rankiem, kiedy to jeszcze Dudki z doliny Obichingoł przewracały się na drugi bok, kryjąc powieki pierzem skrzydeł swych - promyki słońca świeże, rusza w góry ekspedycja ratunkowa.
Zaczemu rusza, to jest bardzo istotne ale zupełnie nieistotne to jest z punktu widzenia jednego z osłów, do owej ekspedycji przypisanego.

Niewątpliwie nie jest to zwykły osioł. Osioł ten nosi imię Dariusz. Imię króla perskiego, który zważył lekce Iskandera i naganną popstawą swą oddał w jego ręce imperium. Przy okazji znieważył siebie sam..

Cóż, osłowi Dariuszowi, to - kolokwialnie pisząc - wisi ale nie wisi Dariuszowi drugiemu - ludzkiemu, którego to ratować było trzeba a któremu takie imię nadała mama jedyna jego i Dariusz ów ludzki do imienia swego mocno przywiązał się duchem sam..
Dlaczego ratować trzeba, jak wspomnaiłem - istotne jest ale nie z punktu widzenia osła. I co ciekawe, z punktu widzenia Dariusza ludzkiego również.
Obaj Dariusze mają to bowiem głęboko w poważaniu, bo ponieważ obaj nie zdają sobie sprawy z potencjalnego zagrożenia.

Zagrożeniem są (całe stada w liczbie bodaj tysiąca albo i trzech nawet) wyglodniałych niedźwiedzi.
Nie wiem, czy ktoś z was widział na oczy stado tysiąca wygłodniałych niedźwiedzi ale wyobraźcie sobie takie stado wygłodniałych szczurów... I wyobraźcie sobie, że najlepszą karmą (i jedyną w okolicy (sic!)) jest dla nich Dariusz ludzki.... To co pomyśleć o niedźwiedziach...?
No, strach pomyśleć.

A taką mamy sytuację.
Nieświadomy Dariusz ludzki tego, wdaje się po drodze w dyskusję z atakującym go stadem byków, wcale nie dzikich... Byk, jak to byk, by atakować nie musi być dziki... Wystarczy, że się wścieknie.
No tak... ale ekspedycja ratunkowa nie brała byków pod uwagę.

Za to stado tysiąca dzikich niedźwiedzi tak
Normalnie rozsiadły się na okolicznych stokach i... zaczęły kibicować tej korridzie. Byki naturalnie były w ogromnej przewadze ale jasnowłosy (w sensie siwy) Dariusz ludzki stawił im dzielnie czoła.
To wzbudzilo (mimo woli) sympatię, zwłaszcza żeńskiej płci niedźwiedziej, które to coraz żywiej dopingowały Dariuszowi ludzkiemu.

To był przykład wpaniałego, amerykańskiego heroizmu. Tak, tak... amerykańskiego, bo okazało się (trochę później), że Dariusz ludzki jest wnukiem amerykańskiego lotnika. Na ten moment polskiego jednak akurat, co skwitowane zostało przez pozostałych członków ekspedycji:
- Dariuszu!! Ty skończony ośle! Na ch... żeś atakował spokojne dotąd byki?!

Reasumując... Wybierzcie sobie osła Dariusza, któremu chcecie kibicować dalej, bo to nie koniec eseju. Alternatywy specjalnej nie ma. Układ zero jedynkowy.

Cdn.

Molek
22.01.2019, 12:03
Kurde, trochę tego nie ogarniam.

redrobo
22.01.2019, 12:55
Kurde, trochę tego nie ogarniam.
Prawdziwa obywatelska odwaga. Zupelnie nie wiem, czy to pomoze wpasc na jakis trop, ale probowac trzeba, zalaczam fotografie:

redrobo
22.01.2019, 13:43
Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej.

Eseju o... ciąg dalszy.

Tymczasem.
Okiem Byka Beka.
Ten przewodził stadu byków, na które... ale nie uprzedzajmy wypadków.

Z zeznań milaiardów much.
- Tak było Smierdzący Sądzie!
Mówcie prawdę i tylko prawdę! Grzmiała przewodnicząca - Ogromna Kupa Gówna.
- A więc Smierdzący Sądzie było tak...

Ty... Marian... Widzisz, to co ja?!
- No widzę Byku Beku, to jest przerażające... Zlot jakiś czy ki penis?
Do tej pory przebierali się za Kopciuszka a dzisiaj... Normalnie grają w otwarte karty. W życiu ich tyle nie widziałem... Poza tym, nie wyrażaj się!
No... Byku Beku jest ich tysiąc albo i trzy!
- Ale jaki jest tego powód?! Do tego rozsiadły się po okolicznych wzgórzach zupełnie otwarcie i wnoszę, że nie o nas im chodzi... Jedyna nadzieja.
Daj Wieczny Byku, by tak było.

Kozi balans... No nie wiem, co o tym sądzić?
- Szefie a pamiętasz, tę legendę sprzed lat. Wspominała o niej Babka Łaciata.
Sądzisz Marian... Czekaj... Kiedy to było...? Policzę na racicach....
Motyla noga! Racic mych nie starczy, ni twocih. Dawaj tu całe stado!

Kiedy byki stanęły w szeregu niedźwiedzie (bo o nich mowa), ni stąd ni zowąd zaczęły bić brawo. Tymczasem Byk Bek liczył:
- Jeden, dwa, trzy,,, pięćdziesiąt siedem... 125, 126, 127, 128, 129... Do psiego ogona, więcej nie ma?! I do tego nieparzyście...?!
No... bo Byku Beku... To Zenek jest ten... nieparzysty...
Aaa... ten, co się zachowuje "inaczej"... dobra.

Mogło to być 129 lat temu szefie!
- Babka wspominała o jakimś białym, podobnym do tych, co doją nasze krowy... Ale nikt tu takiego dotąd nie widział!
Jego pochód przez Gołębią Szyję wywołał sensację. Takiego kalibru, że zbiegły się wszystkie niedźwiedzie, w liczbie, którą ledwo pokryły racice naszych stad z doliny.
Że o wilkach, lisach i innych takich nie wspomnę... Orłów skrzydła skryły słońce, na pastwiska cień padł...

Babka pełna zachwytu wsppminała, że ów biały był niezwykłego wzrostu. Z jakie półtora pastucha go było.

Cdn.

tyran
22.01.2019, 14:25
Ło querva, wyślij mi trochę tego specyfiku!!!
:D

Też nie ogarniam, ale się czyta.

Artek
22.01.2019, 19:44
Kurde, trochę tego nie ogarniam.

Po prostu zbyt krótko TU jesteś. Była kiedyś wojna a raczej SĄD czy inna ANKIETA. Historia.






Trza naprzód iść a w tył spoglądać i się uśmiechać jak taki dla przykładu Ślazak za Odrą.





I co było dalej...?

RAVkopytko
22.01.2019, 22:08
Wybieram,popieram OsłaDariusza :D

redrobo
23.01.2019, 08:05
Audycja:
Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej

Prologos.

Dariusz ludzki schodzi z przełęczy Gołębia Szyja. Narzuca ostre tempo.

Dariusz ludzki maszaruje. Byki stoją w szeregu. Niedźwiedzie rozsiadły się na stokach.
Dariusz ludzki spostrzega byki i staje. Niedźwiedzie bierze za barany, bo słabo już widzi. Albo jaki. Raczej jaki.,

Byk Bek do Mariana.
- A widzisz... ja widzę Marianie go! Jakby żywcem (znaczy trzodą) z legendy! Biały jakiś!
Biały na żółto...? Ale dlaczego stanął, Byku Beku?
- Musi prowokacja jakaś. Przeca sam... Niech już lepiej idzie.

Dariusz ludzki do siebie.
- K... byki w szeregu... Musi atak, bo jak inaczej...? Tyle się czlowiek naszedł... By chociaż niedźwiedź a tu byki! Lepiej niech se idą!
Tymczasem stoi i w pamięci coś szuka.

Tymczasem Byk Bek strwożony.-
- Marianie... Przypomnij, co o białym na półtora pastucha - wpomniała jeszcze Babka Łaciata?
Może lepiej nie... Byku Beku...
- No mów żesz!
Byku Beku... Jatka była... Jucha nasza zlała dolinę..
- O żesz! Co teraz...?! Na pewno on biały? Krok zrobię, bo oczy już nie te...

Dariusz ludzki ma już pełne portki. Żeby portki... Pół portki. Takie do kolan.
- No idzie... Dr Honzik, który przy byklach robił mówił, że jak już byk ruszy, to koniec. Trza spierdalać. Tylko gdzie?!

Z trybun stokowych słychać przeciągły ryk. Niedźwiedzie wiwatują ale Dariusz ludzki ocenia sytuację inaczej.
- Co te barany ryczą, czy jaki?! A może to też byki?! Ja pier...To jakiś kosmos... Zurazamin, psy pasterskie, lawiny kamienne, dwumetrowy opad śniegu, burza niespotykana w tych terenach od lat, gzy wilekości szpaków... Wszystko to za nami a tu...?!
Na ch... się tak spieszyłem?! Że niby do domu... Kurwa... Dramat... Nie boję się niedźwiedzi, tygrysów, lampartów... Byków sie boję!

Chór niedźwiedzi wyje coś na kształt.
5-CN7ZBVN0I?list=RD5-CN7ZBVN0I

redrobo
23.01.2019, 09:18
... Tu od razu na usprawiedliwienie oznajmiam, ze pastujac post pod postem oznaczam to jako kolejny fizycznie odcinek:)

Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej:

Parados

Bebeto Trąba. Co za trąba z niego zaraz będzie.
- Fiu, fiu, fiu...

Baza na wjeździe do Langar w dolinie rzeki Obichingoł.
Langar - raj.
Obichingoł - mętna rzeka.
Dr Honzik - Szef Kolumny Transportowej,Biura Turystyki Nieodpowiedzialnej, znawca endemicznych motyli z doliny rzeki Karaszury w liczbie 5-ciu.
Maurycy - Wrzód na Dupie w ciągłej pielęgnacji

Dr Honzik pije alkohol w celach zdrowotnych. Celą dzisiaj jest Lublin 3 w wersji autobus.
W tem...!
Zjawia się dyrektor Parku Narodowego przypadkiem i informuje dr Honzika, by lepiej motyli nie badał, bo ponieważ w Parku Narodowym inwazja niedźwiedzi. Pasterze na letnich pastwiskach zbierają się w grupy i palą ogniska, psy kulą ogony, barany oczadziały.

Do tego zgubił się za twierdzą Chumb jakiś włoski, sławny alpinista piechur artysta Trąba Bebeto.

Dr Honzik przerywa kurację!
- Dyrektorze! Tam nasza ekspedycja naukowo-badawcza! Trjatlonisty i w ogóle! Mają rannego! Trzeba działać! Koło zmieniać, kiszkę pompować...!

W czasie pompowania kiszek.

Bebeto Trąba.
Tnie pod górę i duma:
- Żeby tylko te pedały (bliżej nieokreślona grupa ludzka sprowadzająca na siłę z manowców Bebeto Trąbę zawsze) znowu nie uznali mnie za zaginionego... Za każdym razem to samo... Nigdy nie dojdę do celu!

Park Narodowy.
Zachodzi słońce nad Gołębią Szyją krwawo,
słychać krzyk Dariusza ludzkiego nieświeży:
Sezon skończony! Żegnaj sławo!
Na wyskubanej trawie zwiędły Dariusz ludzki leży.
Twarz mu wykrzywia uśmiech żałosny...

RAVkopytko
23.01.2019, 18:56
" Trza spierdalać. Tylko gdzie?! "

Spierdalam ...

redrobo
24.01.2019, 08:34
Opary kleju Multipora unosza sie w chlodnym pokoju. Zimno powstrzymuje zapachy egzystencji, wilgoc je multiplikuje. Trwa ciagla walka... Nastepuje tarcie... wtedy pozornie robi sie cieplej...

Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej:

Słońce Pamiru

Byk Bek z Marianem bykiem. Byk Bek strwożony nieustająco.
- W jakimś koralu słyszałem, że tarzający się i wyjący do nieba pastuch zachodu, to poza agresywna. Czai sie do skoku.
To może lepiej się wycofać...?
- Też tak sądze... I jego rajtki... Ni to spodnie, ni kalesony,.. Do tego do kolan. A piździ przecież, że ja pier... Jetiego widziałem z gołą łydką ale owlosioną.

Dariusz ludzki.
- To już koniec... Już po mnie... Stratują, zgwałcą czy odwrotnie... Nie wiem, co gorsze ale i tak koniec mój marny! Auuu!!! Auuu...

Nadchodzą Trjatloniści z Rannym.
- Co ci Dariuszu ludzki?!
Umieram, ach umieram!
- Na razie żyjesz!
Ale byki... Wszędzie byki i barany czy jaki... Zaraz skonam... Jak ja cierpię, och jak!
- Gdzie ty widzisz byki i barany?!
Tam,, tam i tam.. Boję się zalane łzami oczy otworzyć!
- Nie ma tu żadnych byków, ni baranów. Od ch... niedźwiedzi za to.
Atakowały mnie! Byki w sensie.
- Hm... Znowu mu gorzej.

Noc zapada głucha.
40km za twierdzą Chumb.
Bebeto Trąba:
- Fiu,, fiu, fiu...

Lublin 3 w wersji autobus.
- Maurycy, widzisz coś?
Widzę przednią szybę ale mam wrzód na dupie i co rusz odracam nań wzrok. Nie moge brać udziału w ekspedycji ratunkowej zatem. jeno towarzyszyć.
- Musimy tego Trąbę znaleźć i wysłać w góry na ratunek Trjatlonistom. Jedyna w nim nadzieja...

Przełęcz Chaburabot.
Bebeto Trąba.
- Kurde! Swiatła! Swiatła widzę. Znowu po mnie! Żywcem mnie nie wezmą!

Swiatła Lublina 3 w wersji autobus.
- Jest! Widzę go! To musi być Trąba! Na golasa jest.
Bondżormo! Bondżormo! Ju Trąba Bebeto?
No, no, no, no... Pronto jechać dalej. Aj... aj... no Italiani, aj Polacco! Dottore Polacco! Mediko. Właśnie mnie wieźli lektyko i... wypadłem.
- Ja pier... Diabli nadali nam doktora z lektyki... Bierzemy doktora i wracamy! Ch... bombkę strzelił. No dramat... Ekspedycję zjedzą niedźwiedzie...

Bebeto w wersji dottore Polacco.
- Ekskuza... Kakije miedwiedzi?
Nie rozumiem po włosku. Angielski oder dojcz panimajesz?
No, no... aber dojcz niemnoszka.
- Also unsere frojnde gejen durch gebirge i drang na osten mnoga miedwiedzi ich zuzamen.
Oj... nich gut, nich gut. Wen ich die miedwiedzi gegesen esen, to finito. Hilfe im trzeba!!
- Ja, ja... Hilfe, hilfe.
Ejn hilfe starczy. Moja hilfe!
- Deine hilfe?
Ja. Majne.
- A hilfe u dich jest?
Ja, ja... My z hilfe zuzamen do kupy na amen!

Zaświeciło słońce w tunelu. Słońce Pamiru.
Z ziemi włoskiej mediko Polacco! Mediko, co go wieźli lektyko.
Hurrra! Hurrra! Hurrra!

redrobo
24.01.2019, 11:22
Krzywdzace dla spolecznosci byloby niepublikowanie, lub publikowanie z duzym opoznieniem, wiec trzeba dzialac zanim font goracy na rozgrzanym monitorze wygasnie... Forma moze i nietypowa, ale szczegolowosc opisu i zgodnosc z faktami najwyzszej proby.

Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej:

Stasimon.

W Bazie.
Dyrektor Parku Narodowego, dr Honzik, Bebeto Traba w wersji dottore Polacco, Maurycy ze wrzodem.
DPN:
Już wieczór, mamy pozycję ekspedycji?
dr Honzik:
Kosmos pokauje, że na hali pod Gołębią Szyją.
DPN:
Muszą zejść niżej! Pasterze już wiedzą i wysylają sygnały świetlne.
dr Honzik:
Jednak zostają z powodu Rannego.
DPN:
Jego ranyy na pewno w nocy zwabią niedźwiedzie! Musimy ruszyć rankiem!
dottore Polacco:
Czemu nie teraz?
DPN:
Osły śpią. Żadna siła ich w góry nie wyciągnie.
dottore Polacco:
Ale jestem ja!
DPN:
Jest pan osłem?

Konsternacja.
DPN:
Więc postanowione... Ruszamy o świcie!
dr Honzik:
Ja zabepieczam wrzód Maurycego, by sie nie rozlał.

Chór Bebeto Trąby:
Fiu, fiu, fiu...

Hala pod Gołębią Szyją.
Bartek Grąbczewski - strasznie stary wnuk Bronisława Grąbczewskiego ARCY Szpiega.
Ranny - znany pod pseudonimem Mister Bąbel.
Ryba Karp - właściciel pustej flaszki po cytrynówce.
Cichy - nie głośny.
Dariusz ludzki - Dariusz z ludzką twarzą jeszcze.

BG:
Odebrałem sygnał z Bazy, że w okolicy z 1000 albo i trzy niedźwiedzi.
RK:
A nie wiedzą tego od nas?
BG:
Ja żadnego nie widzę.
Cichy:
Bo ciemno jest.
Dariusz l:
Swiatełka widzę... Chyba morsem nadają.
RK:
Skąd wiesz, ze morsem?
Dariusz l:
Mieszkam nad morzem. Nadają: NIE SCHODŹCIE NIŻEJ.STOP. BY NIE ŚCIĄGNAĆ NIEDŹWIEDZI DO NAS.STOP. JESTEŚCIE WRZODEM NA NASZYCH TYŁKACH.STOP.PASTERZE.STOP.
Pozdrawiają nas.

Na uboczu: Cichy, BG, RK.
Cichy:
Musimy podjąć decyzję.
RK:
Dokładnie. Kogoś wyznaczamy na wabika. Proponuję Rannego lub Dariusza ludzkiego, który od dawna jest osłem.
Cichy:
Bezpieczniej obu naraz.
BG:
Przyklepane.

Chór niedźwiedzi mruczy: :
EXy5KURe52c

redrobo
25.01.2019, 08:05
Biuro Turystyki Nieodpowiedzialenej:

Epeisod.

Noc była ciemna jak sumienie Dariusza.
Nim słońce Pamiru wzeszło juki na osłach siodłali: Dyrektor Parku Narodowego i wzruszony dottore Palacco.
Biło na piątą rano czasu lokalnego, kiedy dwóch śmiałków zaopatrzonych w broń i niezbędne zapasy żywności, ruszyło na osłach w góry Perijoch.Tau.

Dr Honzik spał w tym czasie jak zabity, jakby przypięczotowany los kolegów, podzielał solidarnie.
Maurycy zaś przewracał się z boku na bok na ostatniej, wygodnej kanapie z nadzieją, że nie będzie jej musiał juz z nikim dzielić.

Obaj czlonkowie ekspedycji ratunkowej, by wpisać się kanon, narzucili mordercze tempo. Tu oddajmy na chwilę osłu/owi Dariuszowi głos, którego dosiadał dottore Polacco:
- Kurwa mać!

Hala pod Gołębią Szyją. Okolice namiotu Dariusza ludzkiego.
Dariusz ludzki się budzi, wychodzi przed namiot.
Przed wejściem do namiotu Ranny leży w pozie wskazujacej na spożycie znaczne i się nie rusza. Ta ostatnia uwaga nie potrzebna ale... chrapie! I to jak! Obok niego krzesło, równo przykryte szronem (jak Ranny) plus komplet wędlin, które to z wieczora, z dala od obozowiska, mieli wynieść panowie: BG, RK i Cichy...

Ale to jeszcze nic...
Wokoło obozowiska spały, no ni mniej ni więcej - kole tysiąca niedźwiedzi albo i trzech! W podobnej pozie do Rannego...
- Nie,, nie,, nie... To nie może być prawda!

Dariusz ludzki nagle łapie się za serce... Wykonuje dwa kroki i pada na twarz!
Wypisz wymaluj, jak Sędzia Pokoju z Dżirgatal nad Jaszyl Kulem. Co miało miejsce po dwóch stakanach podlaskiego likieru. A taką ponoć silną głowe miał...

Kosmos.

redrobo
25.01.2019, 08:11
Po ponizszym odcinku nie wiadomo co bedzie. Na koniec rozlega sie gong przerwy. Widzowie w pospiechu opuszczja sale by ustawic sie w kolejce do kibla. Kobiety sciskajac uda wybieraja rowniez meski w obawie o popuszczenie w rajstopy. Mezczyzni na to pozwalaja, taka ich rola. Co sprytniejsi polecieli na gore do foyer, gdyz barman polewa bardzo wolno a i wina nigdy nie ma zbyt duzo tego tanszego....

Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej:

Epeisod und Kosmos.

Budzą się BG, RK i Cichy...
Obraz, który zastają klóci się z oczekiwanym.
Niedźwiedzie chrapią, chrapie Ranny, tylko Dariusz ludzki leży bez ducha.

Stasimon.

No dramat...

Epeisod.

Na halę pod Gołębią Szyję wpadają: Dyrektor Parku Narodowego i dottore Polacco.

Narrator w głębi:
- Coś niewiarygodnego... Tempo obu kosmiczne!

Chór oslów:
- Kurwa, kurwa, kurwa... nigdy więćej!

Kosmos.

Budzą się niedźwiedzie.
Potencjalny dramat. Nie tylko antyczny.

Parados,

Dottore Polacco chwyta broń i nóż. Ruca się w stado tysiąca albo i trzech - niedźwiedzi!

Kosmos.

Niedźwiedź Bar Wódz wyje.
- Dottore Polacco! My tylko kibice! Miłość! Miłość! Miłość! Nie nienawiść!

Kosmos

- Jam nie dottore Polacco... Jam Bebeto. Bebeto Trąba...

Kosmos po raz wtóry.

Bebeto robi dwa kroki, chwyta się za serce i pada na twarz!

redrobo
28.01.2019, 08:42
Ogloszenie duszpasterskie:
Tlumaczenie z angielskiego:
NO ANSWER TOURISM OFFICE:

Istnieje duze prawdopodobieństwo, że 17.02 w niedzielę o 17.00 w jednym z najlepszych klubów muzycznych w Polsce (BOGART) wystąpi... Wąski. W programie Wąskiego będą największe dzieła muzyki klasycznej w transkrypcji na harmonijkę chromatyczną (14-kanałowa suzuki SCX-56 C) oraz muzyzki rockowej.

Będzie sympatycznym tłem dla Bartka Grąbczewskiego, któren własnymi ustami opowie co się w jego życiu zmieniło po 31-ym sierpnia 2018, kiedy to dostąpił wizyty w Raju.

PS: Wąski tak daje na harmonijce, że tylko dla niego warto przyjechać. Studiuje astronomię ale równolegle kończy konserwatorium w klasie kontrabasu (katedra instrumentów smyczkowych). Harmonijka i akordeon to hobby.
Niebywale zdolny chłopak... Wstydził się zagrać na wyrypie. Dopiero w Dżalalabad wyciągnął Honera A-dur (diatonicznego) i na karaoke dał taki koncert, że Kirgizom poopadały szczeny. Nam też.
Rozbujał całą salę.
Jest gdzieś w powodzi filmów jego mini koncert na ławce w polskiej misji katolickiej... Z butów wyrywa.
Obiecał nagrać ramówkę do wyrypowej produkcji filmowej.

redrobo
07.02.2019, 16:48
informacja ze strony klubu:
http://www.club-bogart.com/index.php/ct-menu-item-5/120-szlakiem-bronislawa-grabczewskiego-pamir-2018

fassi
26.02.2019, 14:41
Druzja,

wielkie dzieki za liczne przybycie i wypicie. Pomidory ze sceny przerobiono na nalewki. Delegacji podlasko mazurskiej dziekujemy za podpalke do ogniska i mieso jednorozca na sniadanie. Panu Lesniczemu za super miejscowe na konsumcje i palenie i zaufanie ze nie spalilismy dobytku i wszystkim innym tysz. Sprawe radiowozow przemilczymy...

Niniejszym zapraszamy na Kolosy do Gdyni 8 marca, zrobimy powtorke. Wie ktos gdzie mozna tam rozpalic jakies ognisko???

A tymczasem , gdy niemiecka technologia ma pod gorke...

g7480B9rSFk

i polska...
GDREWdn3G3w

redrobo
26.02.2019, 15:18
Było w klubie tak:
http://i66.tinypic.com/2a8ivsp.jpg

2019-03-08
W samo południe zagra na trąbce w Gdyni Bartek Grąbczewski. Na klawiszach towarzyszył mu będzie Fazik.
Temat:
Muzyka ludowa dawniej i dziś. Wstęp na koncert wolny.

http://i65.tinypic.com/15hyceu.jpg

Grąba
13.03.2019, 00:24
Początek cycata twarzoksiążki
"Uff... Po Kolosach.
Byśmy w ogóle mogli na nich wystąpić nie da się pominąć udziału w przygotowaniach dwóch kolegów.
Marcin Krystoń (Śluza) i Sławek Skrzeczyński - :bow: za pomoc w produkcjach filmowych. To dla Was były te brawa przy pełnej sali o czym w piątek mogli pomarzyć występujący po nas prelegenci:)
Przy okazji bardzo serdecznie pozdrawiamy i również dziękujemy Adamowi Pleskaczyńskiemu - współautorowi "Podróży nieodkrytych" za wsparcie jakiego nam udzielił na wielu płaszczyznach.
Mamy nadzieję nie kończyć współpracy z tym wspaniałym trio dżentelmenów:)

W trakcie przygotowań do tej imprezy Cichy pięknie podsumował Bronisława Grąbczewskiego - jego dwa oblicza.
Pierwsze - wzorca żołnierza, znakomitego organizatora i stratega. Niezwykle zdyscyplinowanego, odważnego (ale roztropnego) i lojalnego oficera.
Drugie - klasycznego wagabundy, który wolności szukał w stepach, pustyniach i wysokich górach z dala od cywilizacji. Tam czuł się najlepiej. Tam był sobie sterem i okrętem..." Koniec cycata.

PS.1
Wiecie jak to jest gdy płyniesz kajakiem a tu klops.
Tama na 2 metry przed nami a czas leci jak woda, a woda jak czas.
Wody za dużo, czasu za mało.
Szukamy śluzy.
Kajak to my, woda to Kolosy a śluza to Śluza.
Śluzie dziękujemy za prześluzowanie na wyższy poziom wodny, wydajny drenaż , meliorację płynu mózgowego oraz utrzymanie odpowiedniego poziomu
( Fassi poszedł się odlać, co za melodia! jak znalazł! ) w zbiorniku retencyjnym.

LuPlin stanął na kołkach, ale my jedziemy dalej.
Przedstawiamy Wam krótką serię filmów Śluzy Muwi-mejker"a, ( my mUwimy a On je mejk. ).
Odcinek 1/7495026

wvx8ZY302oE

PS 2. szukam typa od tego pomazanego Golfa z nalepką :blues: , lejemy mu już czwartą piątkę, a on dalej nie odbiera telefonu.:mur: proszę o alternatywny kontakt.

86706

redrobo
05.09.2019, 22:07
...wlasnie odebralem telefon... rozmowa byla krotka jak kielbaska kota Filemona. Bedzie druga czesc ekspedycji grupy wybitnych naukowcow.
...tu bi kontinłed.

fassi
21.09.2019, 02:00
Naukowcy nie pojda w las... Tymczasem w biurze turystyki nieodpowiedzialnej, sekretarz ds relacyji pisze:

Dzień pierwszy.
To dzień mocno twórczy.
Dość powiedzieć, że odcinek 62km pokonaliśmy w... 12h. W czasie tym wiele się działo.
1. Udało się odnaleźć nr na ramie Lublina.
2. Pan Sławek z Szypliszek udostępnił nam warsztat, byśmy wymienili zatarte łożyska w Golfie. Super ale... zakupione łożyska w Inter Cars w Suwałkach okazały się "nie te". Udało się je wymienić w ostatniej chwili, parę minut po zamknięciu sklepu, który czekał na mknących wysłanników Lublinem - Bartka i Cichego.
3. Szef Kolumny Transportowej dr Fazik Honzik - uwijał się jak w ukropie. Szalał pod podnośnikiem. Powiedziałbym, że oczekiwał tego, w sensie awarii, bo to jego żywioł właśnie. W skrócie: magia.

Nastroje w grupie...? ZNAKOMITE. Nie wiem, co mogło/powinno by sie jeszcze spierdolić, by złamać jej ducha.
Kiedy w przypływie drobnych emocji Kierownik Karpiu widząc Golfa stwierdził:
- z tego będą nici...
Fazik odparł:
- Z tych nici utkamy piękny sweter:)
Ba... wyszedł komplet swetrów ale nie uprzedzajmy faktów.

W istocie czekała nas kolejna noc w pojazdach i jazda bez wytchnienia, bo w momencie drugiego przekroczenia granicy polsko-litewskiej (pierwsze nie było skuteczne, bo łożyska już nie wyły a napierdalały i lepiej było je wymienić jeszcze po polskiej stronie - i słusznie, bo nie byłoby ich jak wymienić na te właściwe) opóźnienie całkowite sięgnęło równo dwie i pół doby. Wedle planu przekładało się to na 2000-2500km. Jednym słowem powinniśmy przekraczać teraz nie granice litewską a kazachską!

W każdym razie kiedy ja prowadziłem Golfa, Cichy prowadził Lublina. Reszta spała jak zabici. Przystanęliśmy na leśnym parkingu na chwilę i... poszliśmy z Cichym w kimę:)
A było to "gdzieś na Litwie".

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/67941606_923761011296806_8545458792605679616_o.jpg ?_nc_cat=107&_nc_oc=AQm_lWXe1BZxz3Ejvm_8-Gez8fOEr_M_E9gEW3jneVV_rFo9Sl7XYHHxXnWZkQBD15M&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=bb6c592f957da82426b5fd82c55f5f27&oe=5E08B0D3

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/68975146_923761341296773_7489484999201128448_o.jpg ?_nc_cat=105&_nc_oc=AQm8H5KQvhaWgiYuNEUhw7dN35AgUpxgQjNVtBLB66_ H0BvVYN0kbUOp_5VZVrLe4Ng&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=659a94cbd13129e9eb4150cd87ec5273&oe=5E31EB0F

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/67881566_923761484630092_1404381849693716480_o.jpg ?_nc_cat=111&_nc_oc=AQmyEUQ7bsaseXT3xLGgOLhefJbPFK0ok2vdVPhSa5y TlNysK2mtT4k2AjKkArfMG7s&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=fe92bae1fba4a39b85c511ed6cc58618&oe=5DF94258

Cha... ale się zafiksowałem tym wyjazdem, że wypuściłem nas w tę podróż zgodnie z pierwotnie planowanym rozkładem jazdy.
Formalnie rzecz biorąc ruszyliśmy 16.08.2018, Znaczy "dzisiaj nad ranem" dojechaliśmy do Tolka.
Miejsce zbiórki wybrane nie od parady.

Przede wszystkim Płaska leży w tej części Polski, gdzie planowaliśmy przekroczyć pierwszą granicę. Odpuściliśmy Ukrainę, bo by wjechać do Rosji przez nią, trzeba stanać na dwóch granicach. Nas czekało praktycznie tylko przejście LV-RUS a na tych granicach można zmarnotrawić kupę czasu.

W Płaskiej tymczasem Podlaska Integracja czyli imieniny Tolka i Marka. Impreza na 100 fajerek. Dopiero się rozkręcała:)
A my tu z pierwszymi problemami. Po godzinie roboty udało się znaleźć w końcu nr na ramie lublina. Czasami jest on na granicy potrzebny do identyfikacji, zresztą na przeglądzie technicznym również. Tabliczka znamiona na progu stopnia pasażera nie wystarczy.

W ogóle z tym Lublinem, to były same checei dzisiaj wieczorem przybliżę jego historię.
Zastanawiający był stan łożysk przednich Golfa. Coś niewiarygodnego.... Taka volta mego dzielnego współtowarzysza? A Golf, to też ciekawy przypadek.

Z myślą górskich wycieczek, zmodyfikowałem wcześniej jego zawieszenie. Wszyscy starają się je w tuningu obniżyć. Gwinty i tego typu sprawy... U mnie nastąpił proces odwrotny.
Z pomocą dwóch kolegów, dźwignąłem Wieśka na przednim zawiasie o 40mm, tylnym o 60.
Zwłaszcza z przodem nie jest tak do przodu. By dzieła dokonać, trza było wrócić do starszego modelu tego zawieszenia czyli kolumny mcphersona z wymiennym wkładem amortyzatora.
Pozwoliło to Pastorowi przeciąć tuleję kolumny, wstawić tuleję dystansową w taki sposób, by zachować oryginalny osad w niej wkładu a samą kolumnę o "dystans" przedłużyć.
Propozycja Pastora, by ten dystans wyniósł maks 40mm była strzałem w dychę, bo pozwala ustawić kąty zbieżności kół na zero czyli na granicy normalnego prowadzenia. Każdy milimetr w górę generowałby problemy na zakrętach, pomijam darcie opon na zewnętrznym skraju bieżnika.

Z tyłem sprawa była banalna. Nad belkę przyszedł profil kwadratowy o zadanym rozmiarze dystansujący ją od podłużnicy plus przespawanie mocowania kolumny amrotyzatora.
Pozwoliło to zachować oryginalne zawieszenie. Wymieniłem sprężyny na Sachsa wzmacniając tylna kolumnę sprężyną pomocniczą firmy Mud Springs. CO to takiego? Ano taka "mała, progresywna sprężynka" która wchodzi w kolumnę oryginalnej i spisuje się... rewelacyjnie. Przy okazji wymienione zostały wszystkie gumowe elementy zawieszenia. Dodatkowo podłużnice zostały wzmocnione, wymieniony przedni wózek z wahaczami oraz kilkoma detalami karoserii.

Dość powiedzieć, że do dzisiaj wszystko funguje w Golfie należycie poza lewym wkładem amortyzatora, który się w końcu wysrał ale na razie go nie wymieniam, bo wymienię... całego Golfa.
Co z tymi hamulcami...? Ano problem ich nie został rozwiązany. Przy hamowaniu tłoczki nie odbijały i praktycznie większość trasy została przejechana be używania... rzeczonych profilaktycznie, łącznie całym pamirskim odcinkiem! Ale o tym jeszcze będzie:)

Tymczasem jest kiszka i trza działać!

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/69015417_924725277867046_1815550880099860480_n.jpg ?_nc_cat=111&_nc_oc=AQlK9y7Zo5kXnCE_nU2i2XPGiFnGhLceMo-BNguiaFpklT13h7s3x_JMu_Dgk7LKyP0&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=1d4173d84f75dcaa97dae7081884da1e&oe=5E32ACED

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/68520345_924725327867041_5115053204811284480_n.jpg ?_nc_cat=100&_nc_oc=AQllvctcsLzKPRZ1Oc9noihwxu9b4KEKPTVi7zZ87Wf 3COG1bM2ezMHQeAZXtv16XUo&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=9fa7ef4f625163f374baa530db060524&oe=5E34C300

Dzień drugi. Dzień cudów.

Zaraz zameldujemy się na granicy ruskiej.
W czasie między dorzucę kilka słów o Lublinie.
Po pierwsze.
To nie jest moje auto.

Piszę o nim nasze ale nikt z ekipy nie jest właścicielem tego auta. Właścicielem jest główny sponsor wyrypy. Sponsor dość wyjątkowy, bo lubi stać w cieniu chociaż kocha słońce.

Na drugim biegunie jestem ja. Człowiek, który to wszystko wymyślił. Człowiek skupiony na sobie, eksponujący JA miast MY ale mnie jest... dwóch. A właściwie trzech: ten zły, ten dobry i ten, który ich trzyma na swoich ramionach - człowiek bez nazwy.
Wczoraj np., - na drodze, jakiś gość nazwał mnie śmierdzielem. Zajechałem mu świadomie tę drogę. Czasami tak robię. Gdyby nie było mnie trzech, skończyło by się to bojką na szosie. Zły już kombinował: - opluję gościa. I finał. Człowiek bez nazwy biernie się temu przyglądał z głupim uśmieszkiem. Dobry był trochę zażenowany i skwitował akcję: na chuj ci to było?

Tak, że ten. Odbiór tego, co piszę powinien więc być przyjęty przez was z pełniejszym rozumieniem istoty.
Dodam jeszcze tylko, że z rzadka działam solo. Z reguły jest to jakaś kompilacja szybko następującego ciągu zdarzeń, zamkniętych w zwartą całość - dla widza zewnętrznego.
Wewnętrznie, to wulkan. Gorąca kawa mieszana z zimnym mlekiem.
Piszę o tym dlatego, by ci, dla których jestem zwykłym chujem wiedzieli, że się... nie mylą.

Lublin jest z rocznika 1999. Znaczy śmiało mogę napisać, że urodził się w zeszłym wieku. Jak na Lublina przystało, można powiedzieć, że jest w kwiecie wieku, że coś tam... Ale jedno można powiedzieć na pewno. Jest Lublinem nietypowym!
Wersja "3" w wersji... autobus.
Tak moi drodzy/tani...

W sumie, to nie wiem jaki cel przyświecał takiej przeróbce? Czy miał to być gimbus, czy autobus na wsi (zarejestrowany na 15 osób)... nie wiem.
Przeróbką na ten "cel" zajęła się firma AMZ Kutno. Niestety nie udało mi się ustalić ile takich "modeli" wypuszczono ale wszelka dokumentacja po akcji poszła w niebyt.
Na pewno były dwie wersje otwieranych drzwi bocznych, takich klasycznych autobusowych. Nasz Lublin miał system napędu elektryczny (miał, bo na ten czas brakuje silnika) i... hydrauliczny. Tego drugiego, to posiadam nawet dokumentację. Stąd wiem, że był a może i nie był ale miał być.

Lublin jako taki nie cieszył się sympatią obywateli. Napiszę szczerze, że i mnie jego widok szpecił w latach jego produkcji.
W tym czasie królowały zwinne T4-ki. Ich posiadacze, to byli goście. Lublin ze swoją fizjonomią i przestarzałą konstrukcją był "wstydem" polskiej myśli motoryzacyjnej.
Ale..., cofnijmy się na chwilę w przeszłość i zacytujmy wikipedię:

"Na przełomie lat 60. i 70. przy współpracy z Ricardo Consulting Engineers rozpoczęto (Wytwórnia Silników Wysokoprężnych Andoria) opracowywanie prototypowego silnika 4C90, który z założenia miał być nowoczesną jednostką napędową polskich samochodów osobowych i dostawczych[4]. Pierwsze prototypy tych nowoczesnych jednostek powstały w 1975 roku, a zainteresowanie nimi wykazywała firma Ford, która rozważała ich umieszczenie w modelu Transit[4]. Jednostki 4C90 były wykorzystywane w takich samochodach, jak Żuk, Nysa, Lublin, LDV, ARO, Tarpan, Honker czy GAZ Gazela. W latach 1975-1978 planowano uruchomić w WSW Andrychów produkcję licencyjnych silników wysoko.prężnych 6-cylindrowych typu Perkins 6.3544 i T6.3544 na podstawie dokumentacji zakupionych wraz z licencją na ciągniki rolnicze dla ZPC Ursus od firmy Massey-Ferguson-Perkins. Z powodu braku środków na inwestycje wstrzymano uruchomienie inwestycji."

I dalej:
"Silnik został skonstruowany w W.S.W. „Andoria” w zespole konstrukcyjnym, którym kierował inż. Andrzej Fryś. Postanowiono, że będzie to silnik o następujących parametrach:
-4 cylindrowy, czterosuwowy, o średnicy cylindra 90 mm (stąd nazwa 4C90),
- z wtryskiem pośrednim do komory wirowej[,
- szybkobieżny (o obrotach pracy ponad 4000 rpm)
mający duże możliwości rozwojowe (turbodoładowanie, zwiększenie średnicy cylindra i pojemności skokowej)
- zunifikowany z układami przeniesienia napędu - współpracującymi z silnikiem S-21
- posiadający rozrząd OHC
Przy konstrukcji komory wirowej brała udział firma Ricardo Engineering. Dość precyzyjną (z uwagi na małe dawki paliwa) aparaturę wtryskową (pompa sekcyjna) opracowała czechosłowacka firma Motorpal. Wtrysk pośredni był wtedy powszechnie stosowany w produkcji, a wybrano go również z uwagi na dobrą szybkobieżność takiego silnika, dzięki czemu uzyskano podobną dynamikę pojazdu i brak konieczności konstruowania nowych podzespołów takich jak skrzynia biegów czy przekładnia główna do produkowanych samochodów Żuk oraz Nysa. Nowością był też system rozrządu OHC, zastosowany po raz pierwszy w silniku polskiej konstrukcji.

Powstał również prototyp Lublina, który w tamtych latach (Lata 80-te) w niczym nie odbiegał od linii produkowanych wtedy aut zachodnich.
Niestety prace nad silnikiem trwały tak długo, że kiedy wprowadzono go do produkcji na rynek wchodził nowy wynalazek niemieckich konstruktorów: silnik diesla z wtryskiem bezpośrednim. Andoria stała się więc z mety konstrukcją przestarzałą. Kiedy zaś Lublin 1 pojawił się na szosach był już konstrukcją anachroniczną.
Niewątpliwie lepiej prezentował się od Żuka ale...

Doceniły go firmy - np. hurtownie alkoholi, którym zależało na tym, by z A do B szybko przewieźć tyle ile da się wpakować na pakę, by auto nie "pękło". I tu Lublin nie pękał.
W istocie, jest autem o niskich kosztach eksploatacji. O tych nie decyduje tylko zużycie paliwa ale prostota naprawy i dostępność tanich części. Do tego te auta wcale się nie psuły. Poza drobnymi upierdliwościami spełniały swoją rolę.

I to właśnie zadecydowało o zakupie tego dziwaka (Lublin w wersji autobus) w październiku 2014-tego roku.
M-c później Lublin w wesołych okolicznościach dotarł na Biesowisko...

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/69262475_925482787791295_7714381242145177600_n.jpg ?_nc_cat=107&_nc_oc=AQlJ-NLNgGheD7QrIQ4g19ml9Bny4u-ShJ_CrTUdyXVZmSgubDuuNGVFnaov1GnL8HE&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=331fdfc31c84524c1dd335d4705bbd84&oe=5E0591A4

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/68397636_925482854457955_5558909212672655360_n.jpg ?_nc_cat=100&_nc_oc=AQmncpm3jKEQpCHHRAN9CGpTOrF5ANoS_l7e4dU4EsX APVGzSPSAxbiPthaOcPhfhhU&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=ba1044e4b263744fbf8c728f6daf96d9&oe=5DF43C8F

https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/68363351_925482914457949_4854440679553630208_n.jpg ?_nc_cat=109&_nc_oc=AQn9gVhhhBmJALz0Jwu-0fVwWYeHsD4VpmroTU7eoVaeA7SdEia6FDIMEVB0eZiqZpo&_nc_ht=scontent-waw1-1.xx&oh=d9dc0dc7fa3b669553eefc2e798dc829&oe=5DF94E9A


glossa: Biesowisko, czyli listopad, czuli ludzie dziwne, czyli kiszki pompowac. Info na dniach w sotoswnym miejscu

redrobo
25.11.2019, 18:44
Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej:

Dygresja.

Lubimy wracać do wspomnień?
Ja lubię.
Piszę bardziej dla siebie. Niektóre tematy wylatują z pamięci, emocje sukcesywnie ulatniają się, jak utlenia nawet najlepsza oliwa z oliwek.
Zawsze można kupić butelkę świeżego tłoczenia (oczywista najlepiej bezpośrednio od producenta) . W moim przypadku, to wracanie do zdjęć. Czasami trzeba spojrzeć na ich datowanie, by dokonać drobnej korekty wadliwej pamięci/zbłądzenia w wymiarze..
Wracają wspomnienia, emocje jak dżin uwolniony z butelki.
Piszę głównie przez pryzmat własnych doświadczeń. Nie za bardzo potrafię wcielić się w cudze poza Wąskim. Stworzyłem Wąskiego (niektórzy kojarzą), który z założenia był fikcyjną postacią ale też kompilacją prawdziwych wydarzeń, emocji uczestników. takich jakimi ja je widziałem. Przy tym też małym hołdem dla ekipy. Nieco wyidealizowanej, z przeniesionymi akcentami - czasami przeciwpołożnie ale dającej realny obraz atmosfery.

Ekipa pozytywnie odebrała Wąskiego, bo każdy znalazł w nim cząstkę siebie. O to mi chodziło.
Z dzisiejszej perspektywy zastanawiam się jak to w rzeczy samej opisywać dalej?
Co się "należy" czytelnikom? Prawdziwy obraz wydarzeń czy lekko podkoloryzowany? I nie chodzi o to czy np. ja szedłem na czworaka czy na trojaka a np. Alik bardziej umierał czy walczył.
Nie każdemu taka forma mojej osobistej narracji odpowiada ale to akurat rozumiem. Decydują o tym znane mechanizmy behawioralne. O tym w jaki sposób reagujemy na bodźce decyduje nasz wewnętrzny obraz i sposób wychowania.
Moja ocena wydarzeń jest po prostu moją, całkowicie indywidualną i w tym kontekście bardziej subiektywną.
Jak my różnie spostrzegamy świat, co jest jednocześnie naszą klatką (kajdanami) pokazał finał ekskursji.
Doszło tutaj do interesujących/niesamowitych wydarzeń, podczas których wystawiony i poddany zostałem najwyższej próbie ale nie tylko ja, choć w pewnym momencie stałym się centralnym punktem rzeczonych. Pewnie dlatego, że byłem/jestem ich osią jako narrator.

Wprowadzenie.
1. Słodki wylądował w Duszanbe. Pozdrawiamy przy tym wszyscy Wojtka, naszego polskiego emisariusza w stolicy Tadżykistanu. Nie zdradzę czym się tam Wojtek para ale był miłym i przede wszystkim bardzo pomocnym elementem układanki Słodkiego.
2. Fazik w tym czasie po raz kolejny składa sędziego pokoju, tym razem na jego (sędziego) włościach. Nim sędzia oprzytomniał szef KT dokonał gruntownego przeglądu golfa i jego hamulców. Nic z tego, mimo wszelkich dołożonych starań nie wynikło. Dalej używanie hamulców jest wykluczone.
3. Słodki kontaktuje się z Fazikiem i rusza do Chalajkumb (Twierdza Chumb) lokalnym transportem odziany w pedalskie, ołtdorowe ciuszki.
Ważą one wszystkie może ze 100gr. Kolarz z Tour de France ma ich na sobie podczas wyścigu wysoko w górach o 1kg więcej.
4. Fazik ląduje w Tawildarze i zakłada tam bazę. Lokuje się w domostwie 'przygodnego gospodarza". Nic dziwnego. Gospodarz ma trzy dostępne córki (ma ich znacznie więcej) a córki jego znane są w całym Darwazie z niezwykłej urody. Pilnuje ich cnoty jeden z synów gospodarza. daremnie ale nie o tym.
5. Słodkiego i Fazika dzieli w tym czasie (mniej więcej połowa - nie czepiać się) drogi od siebie. Punkt graniczny to przełęcz Chaburabot. Fazik ma do przełęczy 45km, Słodki - 35.
Przełęcz leży na ponad 3250m i cały czas rośnie.
Fazik do pokonania ma 1600m w pionie na tym dystansie.Słodki równo 2km.
6. Tego samego dnia, późnym popołudniem Fazik sprawdza ciśnienie w oponach Lublina, wkłada kluczyk do stacyjki i... Lublin nie odpala.
Słodki dociąga sznurówki w swoim ultralajt obuwiu (60gr łącznie - wykonane z jelita jaka), poprawia stringi (sznurki utkane z włosia Charta Afgańskiego), regulując napięcie w rowie i popuszcza ramionczka w staniku (wyrób z sutek merynosa) celem poprawy wentylacji spodziewanej płuc i rusza z... chciałem napisać "buta" ale byłoby to nadużycie.
7. Strój, kondycja to silne strony Słodkiego. Mocną stroną Fazika jest Maurycy - wschodząca gwiazda polskiego ołtdoru w zachodzącym słońcu.

Rozpoczyna się wyścig..
Już na pierwszych metrach podejścia Słodki dostrzega przy drodze świeżutkie (jeszcze parujące) truchło owcy z rozszarpanym gardłem. Słodkiego kusi spicie resztek krwi z pragnienia, ale czas nagli. Słońce zaszło już za góry, temp. spada, Słodki przechodzi do biegu. Tu zwracam uwagę na pewną niekonsekwencję, w stylu "idę pobiegać". Taki oksymoron.
Fazik dalej nie może odpalić Lublina. Towarzyszą mu przy odpalaniu trzy córki na wydaniu. Najbardziej stara się pomóc środkowa z córek o imieniu Oszeghama, co w tłumaczeniu na polski znaczy Promyk Wiosny. Problem rozwiązuje najstarszy brat - strażnik domowy. Uświadamia Fazika, że do odpalenia silnika nie wystarczy tylko włożyć kluczyk do stacyjki.
Lublin pali od strzału. i rusza z piskiem córek w góry...
Celem ujednolicenia przestrzeni narrator dodaje, że ekipa w tym czasie rozbija się przed Zurazaminem.

Cdn.
Poniżej obrazy Fazika od pożegnania ekipy, do rozpoczęcia wyścigu i Słodkiego z lotu ptaka. Potem skostniały mu od ultralajtu dłonie ale... nie uprzedzajmy wypadków.

bukowski
25.11.2019, 19:26
córki to te stojące w drugim rzedzie? gosh...

(znakomity odcinek!)

Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka

agawu
25.11.2019, 20:53
Ponieważ Redzikowi pękła struna w pececie, więcej zdjęć można znaleźć tu:
https://m.facebook.com/794165897589652/posts/1005315689808004/?app=fbl
pazdrawlaju
a.

CzarnyEZG
26.11.2019, 06:31
Ja ich już gdzieś kuna widziałem :)

Dawaj dalej :)

redrobo
02.12.2019, 12:03
Jedziemy dalej: fotografie obrazujace maloobrazkowe i opisy pod linkiem:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1011631232509783&id=794165897589652&notif_id=1575283121217097&notif_t=page_post_reaction (http://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1011631232509783&id=794165897589652&notif_id=1575283121217097&notif_t=page_post_reaction)

Pojawią się obrazki.
Epeisod.

Noc była ciemna jak sumienie Dariusza.
Nim słońce Pamiru wzeszło juki na osłach siodłali: Dyrektor Parku Narodowego i wzruszony dottore Polacco.
Biło na piątą rano czasu lokalnego, kiedy dwóch śmiałków zaopatrzonych w broń i niezbędne zapasy żywności, ruszyło na osłach w góry Perijoch Tau.

Dr Honzik spał w tym czasie jak zabity, jakby przypieczotowany los kolegów, podzielał solidarnie.
Maurycy zaś przewracał się z boku na bok na ostatniej, wygodnej kanapie z nadzieją, że nie będzie jej musiał już z nikim dzielić.

Obaj członkowie ekspedycji ratunkowej, by wpisać się kanon, narzucili mordercze tempo. Tu oddajmy na chwilę osłu/owi Dariuszowi głos, którego dosiadał dottore Polacco:
- Kurwa mać!

Hala pod Gołębią Szyją. Okolice namiotu Dariusza ludzkiego.
Dariusz ludzki się budzi, wychodzi przed namiot.
Przed wejściem do namiotu Ranny leży w pozie wskazujacej na spożycie znaczne i się nie rusza. Ta ostatnia uwaga nie potrzebna ale... chrapie! I to jak! Obok niego krzesło, równo przykryte szronem (jak Ranny) plus komplet wędlin, które to z wieczora, z dala od obozowiska, mieli wynieść panowie: BG, RK i Cichy...

Ale to jeszcze nic...
Wokoło obozowiska spały, no ni mniej ni więcej - kole tysiąca niedźwiedzi albo i trzech! W podobnej pozie do Rannego...
- Nie,, nie,, nie... To nie może być prawda!

Dariusz ludzki nagle łapie się za serce... Wykonuje dwa kroki i pada na twarz!
Wypisz wymaluj, jak Sędzia Pokoju z Dżirgatal nad Jaszyl Kulem. Co miało miejsce po dwóch stakanach podlaskiego likieru. A taką ponoć silną głowę miał...

Epeisod und Kosmos.

Budzą się BG, RK i Cichy...
Obraz, który zastają kłóci się z oczekiwanym.
Niedźwiedzie chrapią, chrapie Ranny, tylko Dariusz ludzki leży bez ducha.

Stasimon.

No dramat...

Epeisod.

Na halę pod Gołębią Szyję wpadają: Dyrektor Parku Narodowego i dottore Polacco.

Narrator w głębi:
- Coś niewiarygodnego... Tempo obu kosmiczne!

Chór osłów:
- Kurwa, kurwa, kurwa... nigdy więcej!

Kosmos.

Budzą się niedźwiedzie.
Potencjalny dramat. Nie tylko antyczny.

Parados,

Dottore Polacco chwyta broń i nóż. Rzuca się w stado tysiąca albo i trzech - niedźwiedzi!

Kosmos.

Niedźwiedź Bar Wódz wyje.
- Dottore Polacco! My tylko kibice! Miłość! Miłość! Miłość! Nie nienawiść!

Kosmos

- Jam nie dottore Polacco... Jam Bebeto. Bebeto Trąba...

Kosmos po raz wtóry.

Bebeto robi dwa kroki, chwyta się za serce i pada na twarz!

RAVkopytko
17.12.2019, 22:06
A już myślałem,że wuyebało chłodnice :D

RAVkopytko
01.01.2020, 20:51
Raciborskie Klasycznie Warzone



Lubię postać w tramwaju z Innymi...z korbą czy bez

golab
04.01.2020, 16:29
Te baniaki 5 litrowe wyglądają podlasko znajomo :)

fassi
04.01.2020, 16:49
j0sINN0kTKw

Artek
05.01.2020, 10:27
Recydywista.









Wklejaj te foty Panie przez spinacz forumowy, bo znikną wkrótce a piszesz po to by ślad pozostał.

<mario>
05.01.2020, 11:47
Recydywista.









Wklejaj te foty Panie przez spinacz forumowy, bo znikną wkrótce a piszesz po to by ślad pozostał.

Obawiam się, że się mylisz:vis:

Artek
05.01.2020, 13:02
Wraz z przybywaniem siwych włosów coraz mniej człowiek się myli...czasem się potyka jak jest zmęczony.



jMzWELAbQ-g

RAVkopytko
05.01.2020, 21:06
Nie raz latałem PKSem po opieką Pana Kierowcy,pokonując ze cztery województwa :D

aaaaa ... kce takom Rakiete z białym cyferblatem

MUTT
05.01.2020, 21:30
aaaaa ... kce takom Rakiete z białym cyferblatem[/QUOTE]

hi .... hi ..!
Każdy by chciał , ale została tylko Czajka i .... ? poszukam ...
;)

MUTT
09.01.2020, 22:27
toż i ja mu Wszystkiego Naj ... życzę - i już stosowny trunek do wzniesienia Toastu znalazłem ....
Zdrowia !
Mutt

fassi
17.01.2020, 00:33
I poszedłem jeszcze raz i kupiłem tą wodę...

Co się mogło stać na tym wyjeździe aby wyprowadzić ta ekipę z równowagi? Są wogole takie odważniki?

RAVkopytko
24.01.2020, 19:47
No jak ,jakiego ? Żeńskiego :D

redrobo
28.01.2020, 18:53
Wszystko sie zgadza. Mieso archara dostaliscie surowe, pokrojone. Jak zobaczylem te czarne jak smola, wlokniste kubiki, wiedzialem co zrobic. Na moment na goraca patelnie, zamknac w srodku to co najlepsze..., potem do szybkwaru fazikowej mamy. Do tego cebula, marchew i kostki ziemniakow, duzo ich. Jako przyprawa tylko sol i odrobine pieprzu. 25 minut na gazie, chwila odpoczynku....by strawa doszla... Test. O dzizas. Lepszego miesa w zyciu nie jadlem. Czarne, delikatne, aromatyczne, szlachetne ze ja pierdole. Najlepsza restauracja pod golym niebem na skraju wiochy na koncu swiata, przynajmniej mojego, pizdziec.

mareksz007
08.02.2020, 20:16
Edukacja

Przykład znakomitego zachowania Marka Bez Buta, kiedy jeszcze buta miał.
Jeden z bardziej wybitnych wykładowców wydziału TN.
Puszcza Białowieska - szkolenie.

KUcKewQNkZA

Wynik szkolenia.

TM7zOMtSBjc

Jak ja się naPEDAŁOWAŁEM na tym wyjeździe

redrobo
08.02.2020, 20:30
Z Pamiętnika znalezionego w koszu

Kartka z kalendarza:

https://imagizer.imageshack.com/v2/xq90/924/RZk9lz.jpg (https://imageshack.com/i/poRZk9lzj)
Ja nie wiem o co biega, ale internety jeszcze odnalazly podobne sytuacje:

Artek
28.02.2020, 12:14
Te trzydzieści jaj już pewnie przeszło przez cały układ trawiąco-....no wszyscy wiemy czym to się kończy.

DoPEDAŁował na tą granicę?

El Komendante
29.02.2020, 09:21
Zmierza na poludnie tyle wiemy

https://imgupload.pl/images/2020/02/29/88992172_184667146174017_5706094812738879488_n.jpg

wyglada na to ze juz go nie zobaczymy.. z rodzina pozegnal sie na amen.
To nie byl kierunek ktory oficjalnie zapodal.
odezwal sie tylko raz

kylo
29.02.2020, 10:41
Zacny temat, szkoda, że tak opustoszał........

biker
29.02.2020, 11:11
na południe, przez dwa bieguny - i bedzie na abarot z powrotem ...
on uciekł do przodu

El Komendante
05.03.2020, 00:44
Pamietacie?
ggdzies tam w pomroku wykasowanych postow El pisal, ze ten watek przegoni wszystkie w odslonach, mimo ze zadnych tresci zawieral nie bedzie?
Dokladnie jak z koronawirusem...
jak z ksiazeczkami mieszkaniowymi za komuny. Wszyscy mieli ale nikt nie mial mieszkania.

Czemu ludzie klikaja?
ja wam powiem. jak barany leca .. Widza 60 000 na licznkiku i klikaja a tu hugon.

Cos od niego sobiscie

Dzień dobry,
zawsze bałem się pustyni. Może nie tak, jak dżungli, bo dżungli to boję się bardziej niż hipochondryk koronawirusa.
Przemierzam teraz rowerem pustynię, taka prawdziwą, bez wody, bez niczego, bez ludzi... Dziwne... niczego mi nie brakuje.
Nieuchronnie zmierzam ku dżungli... cha cha. Może mnie jednak wcześniej pustynia pochłonie. Tne ją na szagę ale ona mnie nie chce... codziennie, niezmiennie wypluwa.

Przyplątał się mi jakiś szajbnięty Francuz i nie odpuszcza. Ni chuja go nie rozumiem.
Taszczy ciężki w chuj akoredeon w trudzie, jak ja pcham mego ruska i tak razem przez te piachy już od bodaj czterech czy pięciu dni, brniemy bez sensu na południe.
Wieczorami tniemy razem. On na akoerdonie, ja na defilu - polskiej gitarze, co ni chuja nie stroi. Dostałem ja w prezencie od kumpla, którego babcia byla ostatnim prezesem tej lutniczej fabryki a gitara rzeczona, ostatnim istrumentem, który upadłą fabrykę opuścił.

Wieczory upływjąą nam mniej więcej w takim klimacie:

_Ij5JaEIcPc

tak sobie popierdalamy... nie ma potrzeby nic rozumieć.

El Komendante
05.03.2020, 10:20
Dzień dobry,

pora procesu wybrana nie przypadkowo.
Strach zabija duszę a ona musi mi jeszcze trochę towarzyszyć. Musi, nie musi...
Idzie jak krew z nosa, bo pustynią nie da się jechać na rusku. Trzeba ruska pchać a kiedy wieje... Dlatego nie będę już tędy wracał.

Wspierają mnie wyże znad Atlantyku. Natura uparcie pcha mnie w objęcia dżungli, ja uparcie pcham ruska. Zasadniczo nie jest to nic nowego. Nauczyłem się go pchać w niebotycznych górach po środku niczego ale to jak pierdnięcie muchy w huraganie. Pierdnięcie do tego, co się dzieje tutaj.
Kusi asfalt z jednej strony i wiatr, który wieje w plecy, czasami ze znaczną siłą.

W plecaku mam Gobi Messnera i Zielone piekło Maufraisa. Czytam, kiedy jestem sam. Jeszcze nie pora na zielono piekło. Nadejdzie z porą deszczową.
Teraz mam tego Francę na karku... No nie da się typa nie lubić.
Zresztą nie umiem mu powiedzieć po prostu "spierdalaj", bo nie wiem jak to jest po francusku. Miałem rozmówki polsko-francuskie ale zgubiłem.
Jest gógle translator w hammerze ale nie działa i nie będzie.
Bo tryb jest - lata 80-te.

Ukraina tylko "nie z trybu", bo rocznik 1974. Zresztą mialłem dwa ruski do wyboru. Ją albo białorusina MWW3, młodszego ale w takiej podróży doświadczenie ma znaczenie.
Piszę, kiedy mam dostęp do internetu. Mam, to piszę. Europa się nie liczy.
Nie ma już Europy lat 80-tych. Afryka bywa. Pustynia jest.
No i jest Franca z akordeonem...

To, czego nie ma to pieniędzy i odwrotu. To, co jest na 100%, to znana choroba cywilizacyjna XX/XXI w. To nie bzdet - koronawirus, bo ten zdaje się teraz poniewiera (umysły bardziej) Europejczyków. Moja to prawdziwy król.
Ten król nie bierze jeńców.
Jest jeszcze dziennik w kratkę i długopis. Nikt nie wierzy, że pisze go ja, dopóki nie przeczyta. Ten charakter pisma absolutnie nie pasujący do sprawcy...
Długopis z jednym wkładem, którego na pewno nie zużyję do końca.

Gdzieś tam dotarło, że "mnie już nie ma". Moje serce zostało w domu, podróżuje ciało, oba łączy dusza i żona.
Ale nie o tym, bo resztki lez wyciska... a H2O w cenie jest.

Tu i teraz wstaje słońce i wstaje Żak. I się kurwa cieszy... Król życia. Nijak nie pasuje mi do trybu... ale jest. Jego marzeniem (najprawdopodobniej) jest przejechać się koleją Nawazibu – Zuwirat w wagonie towarowym, na węglu czy tam rudzie...
My marzymy o kolei transsyberyjskiej, Francuzi o mauretańskiej. Niech mu będzie na zdrowie, też się przejadę. Toubkala mam za sobą, przede mną/nami ostaniec Kudjat Idżdzil.
Pierwotnie w ogóle o tym nie myślałem ale spotkałem Francę. Franca Żak. Strasznie mu te nadane przeze mnie imię pasuje. Pasuje mu w sensie, kiedy go tak nazywam. Umie już całkiem ładnie powtórzyć:
- wstawaj kurwa franco żaku!
Z dobry kwadrans tłumaczyłem mu zawiłości polskiego języka w kwestii zwrotu "franca żak" - "franco żaku".
Wydaje mi się jednak, że nie do końca zrozumiał, o co chodzi. Powtarza jedno i drugie, nie oczekuje nagrody. podejrzewam, że "wstawaj kurwa" traktuje jako "dzień dobry".
Wstaje i szczerzy zęby.

Wczoraj, kiedy poraz kolejny pokazywał mi wyświechtane zdjęcie z jakiejś fancuskiej gazety - murzyna na węglu w wagonie kolei mauretańskiej zrozumiałem, że coś nas jednak łączy.
Franca Żak ma 63 lata a ja dokładnie tyle ile kolej mauretańska. Czy to jest jakiś znak?

FOQSW0q0aPE

https://imgupload.pl/images/2020/03/05/83161026_658599874980161_8611576176290299904_n.jpg (https://imgupload.pl/zdjecie/iE9Cy)
Franca Żak.

El Komendante
06.03.2020, 17:07
Dzień dobry,

co to znaczy - cywilizacyjny zasięg... Zupełnie wyjątkowa sytuacja dla mnie, Ciągle jest mnie dwóch w zasięgu..
Ten jeden chce żyć, ten drugi umiera... Ale ciało jedno. Dwóch nie pomieści. Dusza tak...

Pojedźcie do byle jakiego szpitala i usiądźcie przy łóżku umierającego na raka. Powiedzmy na tego, który mnie dopadł.
O czym będziecie z nim/ze mną rozmawiać?

Nieba przychylicie?
Męczące jest to trwanie przy ciele...
Na szczęście to nie koronawirus. Zwykły rak nieborak, bo statystyka dla raka jest bardziej chujowa niż dla eboli np. Przegrywa.
Wszyscy mamy raka. Jedni umierają na niego stricte sensu, drudzy z nim, trzeci i tak...

To był mój drugi pobyt w szpitalu. W 2017-stym pierwszy raz w życiu. Pierdola. Teraz drugi. Nie pierdoła. Wynik? Standardowo 3 m-ce życia.
Nagły zjazd fizyczny w finale, szybki połów w Styksie, koniec. Statystycznie dwa tygodnie.
Decyzja?
Zwiewam.

Zawsze bałem się trzech żywiołów. Wody, pustyni i dżungli. ZAWSZE.
Plywać nauczyłem się tak późno, że później nie można było. Na egzaminach wstępnych na AWF.
Potem wszyscy moi najbliżsi kumple byli... pływakami. Pływakami bardzo lub jeszcze lepiej, niż dobrymi.
Wszystkim jak jeden, złamałem kariery. Piłem z nimi alkohol. Dopóki mnie nie znali, nie znali smaku alkoholu.
Jeden z nich, który był bliski złamania 54 sek. na 100m dowolnym (1984) poznając mnie złamał nogę.
Był pierwszym chłopakiem mojej przyszlej żony.

El Komendante
06.03.2020, 20:13
Dzień dobry,

pustynia.
Sobie tam jestem sam.
Uciekam, a oni zawsze tam są...
Zawsze towarzyszyło mi "szczęście". Praktycznie zawsze... W najbardziej dramatycznych okolicznośiach przychodziło "szczęście" i coś tam załatwiało za mnie.

Nie ma szczęścia.
Nie oczekuję.
Chcę być sam.

Pustynia.
Pusto jak chuj, definitywnie kończy się woda. I tak wiem, że w Maroko nie ma pojęcia pustki, choćbym akurat teraz tej pustki bardzo chciał.
On się na bank pojawi... Tubylec... i coś powie.

El Komendante
06.03.2020, 22:00
Dzień dobry,

Nie zawrócę
Choćby błędem był każdy mój krok
Nie zawrócę
Choćby pustką otoczył mnie mrok

Smutkom nie dam się zwieść
Znajdę gdzieś życia sens
Przejdę świat wszerz i wzdłuż
Lecz nie zawrócę już

Nie zawrócę
Choćby wspomnień dogonił mnie wiatr
Nie zawrócę
Starczy miejsca, szeroki jest świat

Pośród różnych dróg
Porwie mnie życia nurt
Rzucę wasz port bez burz
I nie zawrócę już

Dokąd pójdę, dzisiaj tego jeszcze nie wiem
Przyszłość trudno jednym słowem zbyć
Ale zawsze, zawsze będę szedł przed siebie
Nim się nauczę wreszcie żyć

Nie zawrócę
Choćby błędem był każdy mój krok
Nie zawrócę
Choćby pustką otoczył mnie mrok

Smutkom nie dam się zwieść
Znajdę gdzieś życia sens
Przejdę świat wszerz i wzdłuż
Lecz nie zawrócę już

Dokąd pójdę, dzisiaj tego jeszcze nie wiem
Przyszłość trudno jednym słowem zbyć
Ale zawsze, zawsze będę szedł przed siebie
Nim się nauczę wreszcie żyć

Nie zawrócę
Choćby błędem był każdy mój krok
Nie zawrócę, nie zawrócę
Choćby pustką otoczył mnie mrok

Smutkom nie dam się zwieść
Znajdę gdzieś życia sens
Przejdę świat wszerz i wzdłuż
Lecz nie zawrócę już

El Komendante
06.03.2020, 22:09
Dzień dobry,

przyjdzie kiedyś taki dzień...
zawiruje wtedy świat...

LSu0i4bIqUg

El Komendante
06.03.2020, 22:41
Dzień dobry,

nie mów nic,
daj dłoń, przytul się...

q0F7gqit2Y0

El Komendante
06.03.2020, 22:56
Dzień dobry,

że nie wrócisz, ja wiem...

fSdlxLRiQRQ

Artek
07.03.2020, 07:48
https://youtu.be/LBNs_7V94c0

El Komendante
07.03.2020, 10:46
Dzień dobry,

PYpg4BypJoA

Pocałunek.
W końcu odezwała się planeta i wysłala umyślnego. Ten czekał z wieściami do rana w bucie.
Hieroglify popłyneły z kolca, nie odczytalem kodu.
Spokojnie czekałem.

Wieczorem przyszła gorączka. Franca Żak był przy mnie. Siedział i patrzył tymi swoimi ciepłymi oczami. Pedał... ale...
Co on tu właściwie robi...? Towarzyszy mi kolejny dzień nie mając nic. Jedyne co ma, to ten kurwa akordeon... Dekatlonowe ciuchy w których śpi bezpośrednio na glebie, wcześniej moszcząc sobie legowisko na zasypanych piaskiem kamieniach kumulujcych ciepło ogniska... Na dzień odpina nogawki na wysokości kolana, na wieczor przypina.

Przypałętaj się po środku niczego.
W miejscu, w ktorym szybciej spodziewalbym sie końca świata niźli człowieka białego. Od dwóch dni nie widziałem nikogo, kompas prowadził mnie prosto na poludnie, w objęcia Algierii. Wtedy myślałem tylko jedno. Niech się dzieje co ma dziać. Dnia trzeciego skończyłaby się woda i wtedy pojawił się Żak.
Znikąd. Po prostu rano był.

Kiedy usłyszalem dźwięk akordeonu przyszły mi do głowy trąby Jerycha. Słucham tych trąb i myślę sobie: pustynia spiewa.
Wagnerowski ton... martwy, pusty dwor.

wT_ObQMSs3U

Otworzył butelkę i podał mi wodę...
-----------------------------------------
Kładzie mi kompres z chusty afgańskiej mej oryginalnej i patrzy...
Czego kurwa ty ode mnie chesz?!

Po nocy przychodzi dzień, słoneczny - ze swoją gorączką, mojej nie ma. Został spuchnięty serdeczny, prawy palec i on.
Gorzka, czarna kawa zagotowana na ruskim prymusie, dwa kubki.
Ostatni chlup śmietany sprawiedliwie wypłukanej do ostatniej kropli z kartonika.

Pcham rower na zachód od kiedy Żak sie pojawił. Nie wiem czemu. Sakrum zostało profanum. Wrócę na pustynię sam. Teraz ocean.
Wsiąść do łodzi, płynąc z prądem Golfstromu pchany passatami w objęcia Morza Sargassowego...

OqPwjmi9hCg

William Wiliis...
Niespełnione marzenie, Mój rusek mój One - pchany przez pustynię. Martwe morze stąpi wokoół nas, nadziei brak na wiatr...

El Komendante
08.03.2020, 13:37
Dzień dobry,

kiedy człowiek umiera, zwiększa się zainteresowanie jego ososbą, o ile kto wie.
Co umierający typ ma do powiedzenia, staje się mniej istotne.

Pustynia, to dobre miejsce do umierania.
Ale nie przy głównej drodze.
Wyjebać się w kosmos na przypadkowej minie, każdy glupek potrafi.
Pójść w pizdu - ciut trudniej. Tak zrobiłem ja i praktyka pozkazała, że chuja to warte.
Mam kolegów, którzy takie samobójstwo popełniają za każdym razem, kiedy ruszają tyłek w teren. Tam - są zupelnie innymi ludźmi. Potem wracają i znowu są sobą... Tam, z dala od domu grali... Fajni aktorzy.

Ja tak nie potrafię...
Tam jestem sobą, gram na miejscu. To stąd dysonans poznawczy tych, którzy mieli nieprzyjemność.
Moja nieprzyjemność, to gra.

bGPo1Nm66Rw

Tam u was dzień kobiet?
To powiedzcie im, niech rodzą dzieci.

El Komendante
09.03.2020, 10:21
Dzień dobry,

Afryka zaczyna się tu, Afryka znana mi z literatury, zwana czarnym lądem.
Może to lepiej, że tu rozmieniam ostatnie 100eu...? Wiza do piekła.
Normalnie kipiałbym emocjami. Nawet best frend z zaparkowango przed granicą mercedesa czuje, że coś tu jest nie tak, ciągniąc od okienka do okienka, macha zniechęcony reką. Jakby nie chcial jej ostatecznie przyłożyć do tego, co ma mnie spotkać.

Nic nie czuję poza jakąś dziwną awersją. Jestem na bazarze z butami... Muszę jakieś kupić, bo nie mam w czym chodzić. Sterty używanych i nowych chińskich... Tak się właśnie czuję. Kupuję, biorę, idę...

Inna sprawa, to Franca Żak. Na jego widok szef wszystkich szefów wyraźnie podekscytowany zaprosił go do siebie. Wyściskali się i kiedy ja zaliczałem okienka (5 czy 6) jak na dworcu kolejowym, niósł się dźwięk akordeonu.

Widać, że się panowie znają i to całkiem nieźle... Normalnie, to mega atut ale mi jest wszystko jedno. Pomyślalem nawet, by wsiąść na ruska i pojechać samemu. W sensie spierdolić po prostu.
Dokładnie w tym momencie dźwięki ucichły i chwilę potem pojawił się Żak. Złapał mnie za rękę i coś pierniczył po swojemu. Wydaje się, że o jakimś aucie.
W istocie po kwadransie wylataną do granic białą toyotą corollą zajechał czarny jak smoła jegomość.
By się zapakować muszę odkręcać oba koła, co mnie na maksa zniechęca. To ostatnia rzecz na jaką mam ochotę.
Nie chcę, dojadę... Nawazibu, Nawazibu... Ni chuja.

Smoła szybko sięga po worek z kluczami i sprawnie odkręca kola, w oka mgnieniu. Nie ma sensu prostestować. Wciskam się między nie i rower na tylnym siedzeniu z otwarta klapą.

Dopiero teraz tak naprawdę uświadamiam sobie istnienie muru. Wału ciągnącego się na przestrzeni blisko 3000km. Fizycznie go widzę i nie ma opcji, by go przejść. Dociera to do mnie teraz ze wzmożona siłą. Ciasnota w aucie potęguje...

Czuję się fatalnie... Spętany, bez możliwości ruchu...
I w tym momencie siedzący na fotelu pasażera Żak odwaraca się do mnie i wymachuje swoim kawałkiem gazety.

Uwolnić się, uwolnić natychmiast!

Stajemy przy kilku chatach rybackich. Wita nas drugi Smoła, potem trzeci.
Czuję się jak w Rewie. Przysiadam na łeawczce z widokiem na ocean.
Dzieje się coś dziwnego...

Beh0cqEUER8

El Komendante
09.03.2020, 19:12
Dzień dobry,

musimy się spieszyć, bo czas ukieka. Życie przecieka przez palce...
Wracam pamięcią do pierwszych obrazów pustyni utrwalonych pocztówkami z lat 80-tych ubiegłego wieku.
Jej wyobrażenie w oczach przeciętnego turysty, to morze piasków przypominających wydmy w Łebie. Takie i moje było.
Z tych wyidealizowanych, piaszczystych, to... nie widziałem praktycznie żadnej. Stałem u wrót Taklamakan i na tym koniec.

Pierwszą moją zaliczoną, prawdziwą pustynią - taką z geograficznej nazwy, była pustynia Lut. Tej po drodze - Wielkiej Pustyni Solnej jakoś nie zauważyłem.
Myślałem wtedy, co to kurwa za pustynia, na której nie ma plażowego piasku...? Do momentu, kiedy zjebała się ciężarowka, która nas wiozła na granicę z Pakistanem...

W środku perskiego lata, w zenicie... Wtedy zrozumialem, co to znaczy pustynia... Nagrzany piasek topił osnowę opony, roztapiał nam mózgi.
1986r.

31 lat później zatrzymałem toyotę (Elwooda), by poprawić fanty na bagażniku.
2007... przystanek w kazachskim stepie gdzieś za Karabutak. Flauta, upał... Wspomnienia wróciły. Mówię dwóm pedałom, moim towarzyszom, że gdyby się nam teraz toyota zjebała i nikt by nie przejechał w ciągu trzech dni, to wypiłbym ich krew, by przetrwać.
Parę godzin poźniej spadł deszcz... Kazachowie ten 380km odcinek do początków asfaltu przed Aralskiem do 1105 kilometra nazywali doliną śmierci.

Dzisiaj leży tam piękny asfalt i nikt nie kojarzy w cziom dzieło.

Smoła z braćmi, czy ki chuj tam, przynoszą smażone, morskie ryby. Schodzą się wszyscy rybacy i siedzą. Siedzą i jedzą... Franca chwyta akordeon i gra Gigue and Rondeau... Wdzięczny kawałek na duet. Linia na gitarę nie jest trudna więc wchodzę... Troche gubię się w allegro ale Franca finiszuje.

Zgiełk...
Palce jakby podają... wieczór kończe kaprysem arabskim... nieporadnie ale w pełnej ciszy...

P7ZLcUYzvnc

El Komendante
09.03.2020, 19:59
Dzień dobry,

jeszcze tego wieczora Żak wyrywa mnie z letargu.
Nie wiem, co się dzieje ale wszyscy mnie ponaglają.
No to wstaję i lecę z nimi.

W jakimś polu nadjeżdża pociąg... Spóźniony. Smoła z rodziną, Żak... Podekscytowani jak chuj... nic nie widać ale nagle coś trąbi i przelatuje. Pociąg wpada na "dworzec" ale nie zatrzymuje się - napierdala... Nie wiem ile ale po jakimś czasie, to wszystko zwalnia i staje...
Jesteśmy na końcu składu. Ludzie pakują się do ostatniego wagonu tak całkiem po europejsku. Nawet jest jakis służbowy kolo w jasnym khaki, który to niby kontroluje.

Ale my nie.
Żak pakuje się do metalowej trumny i drze ryja: darek, darek!
Da się wejść po skraju wagonu towarowego.
Wdrapuję się za Żakiem...

Smoła z rodziną ciesza się jak nawiedzeni... Krzyczą: darek, darek, darek... Echo się niesie jak na stadionie Legii...

lL8FXwdhXfU

Ciągle przybywa 'kibiców". Wszyscy wymawiają tylko jedne słowo... darek, darek, darek...
Chyba cala wiocha już drze się...

Siadam, opieram się plecami o zimny blat...

Artek
10.03.2020, 06:40
Pomoże ?

El Komendante
10.03.2020, 07:57
Dzień dobry,

pobudka przywraca roównowagę. Swieci slońce, wieje wiatr od.. oceanu.
Nie ma pociągu, nie ma wagonu towarowego... Jest Franca Żak z kawą i jeden ze smołowatych. Smołowaty uśmiecha sie i kiwa głową.
Acha, czyli jeszcze nie jedziemy?
Pierwszy raz od długiego czasu i ja się uśmiecham. Nie był to sen, który chciałbym, by trwał, chociaż...?

Ten Smoła akurat mówi trochę po angielsku, tyle co ja. Train tuday, ok? Ok.
Woda w oceanie też ok. Kilkanaście stopni - w sam raz dla mojej chorej tkanki.
Pojawia się coś, na miarę szczątek entuzjazmu.
Mam ochotę pozwiedzać. Widzę świat zbieżny z oczekiwanym. Życie toczy się rano i wieczorem. Smoliści łowią, załatwiają sprawy. Ich żony gotują, dzieci biegają.
Z tym załatwianiem spraw, to się trochę wyrwałem. Nie chcę tu w każdym razie zostać ani dnia dlużej. Nie moje życie, nie moja sprawa.

ATomek
10.03.2020, 11:24
Nie trać cennego czasu wyprawy na jakiś pociąg. Przyjedzie, albo i nie.
Bier Żaka na rame ruska, niech gra nakordeonie, a Smoła niech pcha, jak tak bardzo chce pomóc!

El Komendante
11.03.2020, 12:05
Dzień dobry,

z rajskiego ogrodu na stację kolejową jest dobrych kilka km. Wieter duje w pysk niemożliwie. Mrużę oczy, by sprawdzić, która godzina mimo okularów.

W smolistej wiosce dokonalem korekty drugiego ruska, czyli mego zegarka.
Jak masz czas, słońce i patyk, to jego korekta jest banalnie prosta - dokonasz jej w samo południe. Około kwadransa zajmie ci ustalenie skrajnego wychylenia. Tak i uczyniłem pod baczną uwagą kilkoro małych smolistych.
Patrzysz na cyferblat i wyznaczasz swoje.
Taka dokładność... Cóż w końcu znaczy kwadrans?

Na cywilizacyjnej planecie, gdzie mierzy się wszystko - bardzo wiele. W ciągu kwadransa twoje życie może wywrócić się do góry kołami tylko dlatego, że narzucony ci/sobie pomiar czasu - wyznacza normy i granice.
Tutaj kwadrans nie ma żadnego znaczenia. I tak już od wielu dni sterują mną rytmy dobowe.
One narzucają mi naturalny stan aktywności, na koniec tylko zamykasz oczy...

Tak sobie dywagując, stwierdzam że, jedyny porządny wynalazek cywilizacyjny, to chronometr. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy ile można zmierzyć, mając dostęp do pomiaru z dwóch zegarków...

Zbliża się 15:00, zbliża się pociąg. Można by napisać - punktalny. F-cznie w pierona długi. Dlaczego wszyscy piszą o nim, że najdluższy na świecie a nic dworcu? Mnie fascynuje nie pociąg a dworzec. Żaka dokładnie odwrotnie.
Jeździła kiedyś kowbojka z Czeremchy do Sokołowa Podlaskiego i stawała w polu. Tak ludzie wsiadali i wysiadali. Nie wiem na jakiej zasadzie... Miałem wtedy 8 lat i jechałem nią (kowbojką) pierwszy i ostatni raz w życiu.

Małe deja vu.
Przez chwilę wracam do beztroskiego okresu w życiu... Tylko przez chwilę. Rower zostawiłem w rajskiej wsi. Istotnie rajskiej w kontekście portowego otoczenia Nawazibu. Znaczy wrócę tu, w wagonie załadowanym rudą.
Nawet się cieszę... Gdyby nie Żak, to w mojej przestrzeni pociąg by nie zaistniał... A teraz mam ochotę wywiedzieć się jakie są inne połączenia kolejowe Mauretanii i czy w ogóle są?

Czy da się Afrykę pokonać koleją? Hm...

El Komendante
11.03.2020, 22:19
Dzień dobry,

budzę się w Szum, w środku nocy... Gdzieś w połowie trasy kolei.
Wysadzamy z Żakiem dwie Niemki, które wpakowały nam się do wagonu w Nawazibu. To znaczy pomogliśmy się im wpakować... Dwie grube, NRDowskie feministki, nie kryjące się ze swoim homoseksualizmem.

Żak, jak przystało na wykształconego Francuza opanował biegle język francuski i na tym się jego językowa edukacja skończyła.
Po chuj mu więcej było? Ano po chuj... skoro w całej północnej i równikowej Afryce do szczęścia komunikacji - więcej nie potrzeba?
Było to dla mnie irytujące. Czepił się mnie jak rzep psiego ogona ale do sprawnej komunikacji międzyludzkiej wymagania są ciut większe...

Nie byłem tkanką żywicielem.
Potrafię być nieznośny, kiedy wiem, czego chcę. Możecie mnie wtedy wołami nawracać i nic to nie da.
Sprzężenie zwrotne.
Żak nawracał mnie jakby, swoją dobrocią bycia... Tylko do czego? Do łagodnej śmierci? Takiej wiesz, kozak... nagle przyjmuje wyrok na siebie z całą tą ewangelizacją... W porywie jeszcze kogoś i ty nawrócisz...

W tym momencie trafiają ci się takie dwie cipy enerdowskie ze swoim światem liberte...
Zasadniczo pogodzony z losem mogłem je olać... Wczytać się do zachodu słońca w Zielone piekło dla równowagi. Ale nie...
Wdałem się z nimi w dyskusję i skończyła sie ona na tym, że nie jest specjalnym problemem dla desperaty o przeciwpołożnych poglądach (czytaj mnie) wyjebać - w takich oklicznościach przyrody, słabszą stronę w kosmos, celem prostej eliminacji.

Rozlana świeżo droga mleczna na niebie, niczym astromiczny kleks wybrzmiała nagle, ku mnie sms-em. Włączyłem bowiem telefon.
Z ich powodzi odebrałem jeden. Ten z domu... Pierwszy raz od tygodni nie był "cichym oskarżeniem".
Pierwszy raz od wielu tygodni niósł nadzieję...

Doznałem kolejnego deja vu...

24986349

El Komendante
14.03.2020, 03:37
Dzień dobry,

jaki jest najlepszy kraj do umierania?

redrobo
14.03.2020, 06:56
To zalezy jak chcesz umrzec.. Lecac czy lezac? A moze we snie czy podczas zabawy?

El Komendante
16.03.2020, 00:36
Dzień dobry,

szybciej diabła bym się spodziewał niźli Dzidki w Lublinie. Lublin na blachach Sanoka w Tiszit. Lublin w wersji autobus - żółty.

Dzidkę spotkałem na rogatkach Nawakszut. W dniu jej urodzin. Wyprzedziła mnie, następnie w lusterku upewniła się, że kogoś takiego jeszcze nie widziala i zapragnęla poznać...

Zatrzymaliśmy się w Tiszit.
Tymczasem koronawirus szaleje w Europie - dowiaduję się. Nie wiem, co to znaczy szaleje ale zastanawiają mnie statystyki. Czytam sms od Fazika. berlin ma zapasy żarcia jeszcze tylko na dwa tygodnie...
Co tam się kurwa dzieje...?

Od Atar jestem już innym człowiekiem. W Nawazibu skończyła sie nasza wspólna podróż z Żakiem. Na pożeganie zagral mi marsyliankę.
Powoli wracam z zaświatów, asymiluje ponownie do życia i... trafiam na Dzidkę, czystą radość z życia - nieskażoną dyplomacją.
Jej Lublin w pełnym oryginale, zarejestrowany na 15 osób przypomina mojego przed rewitalizacją.

Ogólnie prezentuje się lepiej, no i przede wszystkim ma sprawny system otwierania bocznych drzwi. Silnik, który napędza ustrojstwo, to silnik od wycieraczek. Mi go brakowało, teraz wiem - czego. Oryginalne kanapa i fotel kierowcy + 12 siedzeń plastikowych w kolorze blue.
Pierwotnie miał iść do czarnych ludzi ale Dzidka się zafiksowała już półmilionowym nalotem i klimatem... Nie wiem, nie znam się.
O sobie nic nie mówię. Coś mi się w dekiel stało i skneblowało język.

Jednego dnia życie staje ci na głowie, drugiego wstajesz jak ten feniks tyle, że ze skneblowanym jęzorem.
Słucham, co mówi Dzidka. Z mojej strony konwersację sprowadzam do zdawkowych pytań.
44 lata (skończone), spod Pieniężna, wychowana na kolonii wsi Radziejewo.
Chłopka na hektarach, które porzuciła (zostawiła rodzeństwu), kupiła Lublina i pojechała w czarne pizdu...
Skoro dojechała do Nawakszut, to znaczy, że sobie radzi... Blondyna, ponad 170cm bez obcasów (ale w kowbojkach). Nie wiem - czy brzydka czy ładna. Blondynka. Po prawniczych studiach i romansie z Warszawą. Lewicowo zryty beret.

Wcześniej Franca teraz Dzidka. Nie wiem czemu ale... zabrałem się. Dlatego, że była sama. To spełniało moje zapotrzebowanie na jakość/ilość towarzyską, do tego mówiła/mówi po polsku. Zastępuje mi radio w podróży.
Tu, w Tiszit już czuć wnętrze Sahary. Po te wnętrzności tu przyjechała a ja za nią.

El Komendante
16.03.2020, 10:42
Dzień dobry,

Dzidka czułaby się pewniej, gdyby wiedziała o mnie wszystko, ja w relacji - przeciwpołożnie.
Ostatnie o czym chciałbym wiedzieć, to po co się tu znalazła?
- Pewnie jesteś ciekaw, co ja tutaj robię?

Ma młodszego o cztery lata brata - hipochondryka. Dwie doby stykły, bym wiedział, co się dzieje w kraju i na świecie. To strasznie determinuje dzidkowe tu i teraz.
- Jedziesz autobusem taki szmat drogi... po co? By codziennie wracać do cywilizacji łacińskiej czy odkrywać czarny ląd a przy okazji trochę siebie, tej nieznanej? To było pierwsze zadane jej przeze mnie pytanie, po pierwszej towarzyskiej rozkmince.
Dokładnie tak.
- To licz na siebie... tak, jakby mnie nie było.
Patrzę na jej wysuszone dłonie, paznokcie z resztkami lakieru. Czuje mój wzrok i od razu je usprawiedliwia. Nie ważne.

Tak przy okazji robię przegląd fantów.
No nie jest źle jak na wycieczkę po cywilizowanym Maroko. Kompresor jest, dobry do gumek Tico. Pompki (dobrej nożnej) nie ma. Jest podnośnik oryginalny ale nie ma go czym podeprzeć od gruntu. Wycieraczka pod nogi jak chusteczki do nosa... Nic, co można by uznać za kawałek trapu. Koło zapasowe... Można zgubić w każdej chwili. Trzyma się w szkielecie rdzy - cud, że jeszcze... Wszystko ładnie od spodu zapaćkane barankiem.
Z nagrzewnicy pod ostatnią ławką cieknie płyn, pedał hamulca wpada w podłogę... Drzwiami tylnymi bym tak nie trzaskał, bo sypią się jak choinka po sześciu królach a prawy tylny słupek ma tego wyraźnie dość.
Silnik jak to Andoria. Wiele zniesie.

Mauretania, to doskonałe miejsce do umierania. Nim taki Lublin zejdzie dostanie minimum dwa życia.
Tymczasem trza poza uzupełnieniem fantów trochę przy Lublinie podłubać. Odpowietrzyć hamulec, być może wymienić klocki (pasują od Laguny) wstawić by pass w miejsce nagrzewnicy, koło zapasowe wrzucić do środka.
Nie da się tego jednak zrobić uniwersalnym kluczem do roweru. Tym bardziej ściągnąć koła.

El Komendante
16.03.2020, 21:12
Dzień dobry,

barak 3x4m z łóżkiem zamiast drzwi. Wokoło zamiecione do czysta, kilkanaście metrów dalej sterta śmieci.
Powoli wracam w stare tryby.

Dzidka do kuchni, wcześniej na bazar. Ja z "Alim" do roboty. On do przednich piast, ja na zadek.
Zdejmuje obejmy, demontuję nagrzewnicę, wciskam kawałek rurki, skracam jeden przewód ciut, zakladam obejmy, skręcam. Ali podchodzi z klockami, których nie ma. Oglądam tarcze proforma. "Zlecam" czyszczenie "czego się da", bo inaczej tego nie wytlumaczysz ale Ali kuma.
Wracam na zadek i ściągam zapas. Z nim cały szkielet jego ramy, ktory rozsypuje sie w piżdziec puchu marnego..
To ch...j. Zapas jest ale na 15-stce (z wersji 2,9t) i nie ten rozmiar gumy... Różnica na oko, ze 3cm w średnicy całego koła. Nasza to 225/75 zapas 195/70...

Nie trzeba być Szerlokiem jadąc do Afryki, by wiedzieć, że opona tutaj, to podstawa a akacje wszyscy kojarzą z kolcami.
Dzidka, to bardziej dr Watson. Akacja dla niej to piękny tupecik pustyni w czerwieni zachodzącego szybko słońca.
Stan zapasu na warunki lokalne, to salonowy wyrób. "Tłumaczę" Alemu gustlikowe machniom. łapie proces w try miga. Zabiera koło i znika na dobrą godzinę. Wraca z felgą 16-stką i naszym rozmiarem opony. No coż... zamienił stryjek siekierkę na kijek więc wysyłam Alego jeszcze raz w miasto by zalatwił dwie opony na zapas ale z widoczna linią bieżnika a ten slick niech wiezie do wytwórni sandałów.

Spojrzał na mnie jak Dzidka, która w lusterku zauważyła zmarszczki ale... polecenie wykonał. Wykonał przy tym gest, że to będzie kosztowało. No więc powiedziałem po polsku:
- Ali, kurwa... z naszego zapasu wystrugałbym ci komplet opon do lublina! Przywież kurwa dwa zapasy, więcej niż takie od jako.
Po polsku ale bez konialnego akcentu.

Z butów, dopiero wyrywa Alego sałatka Dzidki. Części zapasowych nie ma, narzędzi ale worek przypraw, oliwek, czego tam jeszcze i ten dryg, by z krowiego łajna zrobić perukę dla królowej - to ma.
Ten radosny blond uśmiech... nie dość, że Ali MA zjeść z nami, to jeszcze MUSI umyć dłonie.
Jest Dzidka, jest miska, jest woda w dzbanku i biały ręcznik.
Zaczynam tę babę lubić...

Na deser odkręcam dwa pojedyńcze krzesełka z Lublina i proszę Alego by dospawał do stelarza w poziomie łącznie 8 prętów, po cztery na jeden fotelik. Wrzucam je luzem na pakę z informacją, że będą od teraz slużyły jako kamperowe krzesła na zewnątrz.
Ali zalatwia mi jeszcze klucz do kół i z pewnego źródła możemy nabrać 50 litrów wody.

Na finał przypominam sobie o filtrze powietrza! I bardzo dobrze, bo jego metalowy korpus jest przeżarty na wylot, dekiel zaś rozlatuje się przy demontażu. Sam filtr, to obraz nędzy i rozpaczy.
Oczywista zapasowego nie mamy. Ja zajmuje się czyszczeniem rzeczonego a Ali w tym czasie ekspresowo na wzór, z dużej puszki po owocach, dorabia duplikat.
Bardzo sympatyczny jegomość i kreatywny. Taka kompilacja Bikera z Fazikiem.
Ona im z suszonych grzybów i maryśki torcik marcello zrobi, oni w rewanżu z zużytego filtra oleju lokownicę.

I tak nam dzień zleciał. Całość kosztowała Dzidkę 50eu. W ramach tychże wymiana plynu hamulcowego z przesmarowaniem wszystkich kalamitek.
Ali gdzieś zadzwonił i kazał nam czekać. Po kwadransie na rowerze przyjechał smolisty brzdąc i mieliśmy jechać za nim.
Tak dojechaliśmy do chatki Alego, gdzie czekała juz na nas jego liczna rodzina.

Kp8DBZ1Xh9k

bukowski
16.03.2020, 22:29
To jest bardzo mocna historia.

Wysłane z mojego SM-G970F przy użyciu Tapatalka

El Komendante
17.03.2020, 08:41
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
26 lutego poszedłem do kościoła. Jak co roku, raz w roku. Tego wieczora kościelnego sypią ci twój glupi łeb popiołem. Dlaczego glupi? Bo nie jest mądry.
Mądry, to jest Polak po szkodzie.
Sypiesz na zaś, to do spowiedzi idziesz z tym co było, jak chcesz. Potem 40 dni postu. Każdy go potrzebuje. Każdy nosi "kilogramy", które potrzebuje zrzucić.
W skrajnym przypadku izolacja.

W czwartek rano odbieram wyniki badań. Nie o taki wynik mi chodziło... Nie pozostawia złudzeń... Nie ma już o czym dyskutować. Na plaży w Jelitkowie nie urosną pomidory...

Startujemy 28 rano.
Dosiadam się do Marka po prawej. Kierunek Hiszpania - Lloret de Mar. To stały kierunek kumpla bodaj od 8 lat? Jestem tam kilka torów motocrossowych, w tym jeden cudownie położony w okolicznych górach.
Apartament za grosze, zresztą kasa nie gra tu roli. Jedziemy w dwie pary.
-Stary niech se jeździ. My Kasiulek w tym czasie zwiedzimy Hiszpanię. O nic się nie martw! Sama bym nie pojechała. Rumuna wysadzimy w Algeciras i tydzień dla nas.

Namawiali nas od Sylwestra, jak co roku zresztą. Byliśmy tam z Rumunami te 8 lat temu, kiedy Mistrzu przeniósł obozy zimowe z Włoch do Hiszpanii.
Jakimś cudem nas namówili. Mnie wiele nie trza było ale Strażnika Domowego przekonaliśmy z trudem.
No, bo to nie wypada... Bo my nie mamy pieniędzy. Nie można tak na cudzym garnku...
- Słuchaj Aśka... Pogadaj z Kasiulem, ja jestem chętny. Znasz mnie... korzystanie z uroków waszej kasy, to jeden z celów w życiu. Będzie mnóstwo wina, wycieczki, szopingi. Kurwa... Będzie pięknie! Ja stawiam jeden warunek. Weźmiecie mi rower!

Rower się co prawda nie zmieścił ale było, jak miało być - ferie zimowe naprawdę super.
Barcelona, muzem morskie, Columb, stare mapy... Wieczorami wino do oporu w sombrerze za kitajskie 2eu na czajniku. I śmiech... Wszechobecny śmiech.
Pod koniec dwutygodniowego, darmowego praktycznie urlopu przysiedliśmy na kawę przy promenadzie. W słońcu może jakie 16st. Nie wiesz, jak się ubrać, idealne pole dla grypy.
Wtedy zobaczyłem ją... Dopływała do brzegu. Wyszła z wody w piance przyciągając wzrok wszystkich dookoła. Większość opatulona, z szalami... A tu baba z wody...
- Widzisz Rumunie! A ty co?!

Kwadrans później z wody wylazł otyły jegomość. Przykuł oczy wszystkich bez wyjątku. Ociekając słoną wodą z nagiego torsu, podszedł do stolika, gdzie siedziały dwie niewiasty cudnej urody. Po drodze rzucil do kelnera:
- Lornetę z meduzą bitte!
???
- Cwaj sznaps und draj sznaps - sofort!
Tak zacząłem się morsować

Jedna noc zmieniła wszystko.
- Czołem Rumun. Jedziemy ale stawiam jeden warunek. Zabieram rower.

El Komendante
17.03.2020, 19:25
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
Kiedy myślisz, że jest tylko źle, to wiedz, że może być tylko gorzej.
W takim stanie ducha zostawiłem za plecami Europę, zostawiłem wszystkich i wszystko...
Zawsze byłem uparty... W sensie potrafiłem. Potrafiłem bronić redut nie do obrony. W sensie, to nie ma sensu a tylko ty widzisz w tym sens...
To jest w ogólnej praktyce bez sensu ale dlaczego w takim razie ludzie potrafią zżyć się z terierem walijskim np.?

Miałem takiego gagatka. Już kupno jego przeczyło logice...

El Komendante
18.03.2020, 07:19
Dzisiaj nie będzie stałego "dzień dobry", choć pora najbardziej właściwa.

Info z ostatniej chwili.
Kolega DoCent z Dzidką wjechali wczoraj lublinem do Mali, najkrótszą drogą prowadzącą do Timbuktu.
sms.
'lupus ci powie, co jest tam grane - hasło gaskon".

El Komendante
22.03.2020, 15:44
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
Czym jest fart?
Pomiarem stanu.

- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?!
Czekałem na to pytanie. Wiedziałem, że w końcu padnie, nie wiedziałem tylko kiedy.
Spisała sobie moje dane w Nawaszkut. W końcu to ona płaciła za malijskie wizy. W sumie za wszystko płaciła.
Potem się zbyt dużo działo.
W końcu Mopti... Ponoć przypadkowo mnie wygóglała.

Obiecałem sobie, że jak to pytanie padnie, to nasze drogi się rozejdą.

W Europie dzieją się równolegle rzeczy, których nie pojmuję. Wzbudzają mój niepokój.
Dzidka jest na bieżąco, gdy tylko ma internet w zasięgu. Musi mieć łączność ze "stadem". To jej toaleta. Nie może siedzieć w łazience, to siedzi w internecie, z którego leje się "cała prawda".
- Ty jesteś Elwood?!

Jestem wyschnięty na wiór.
Za sobą pustynia, jaką chcialem zobaczyć.
Kiedy Dzidka kładła się spać stawiałem krzesło w piachu i patrzałem w gwiazdy. Ich liczba w obserwowanym Wszechświecie jest równa liczbie wszystkich ziaren piasku na planecie. Jednym słowem tryliard... W sumie dwa.
Liczby, to twór stricte abstrakcyjny. Nabywają znaczenia, mając rzeczywisty punkt odniesienia.
Ziarna piasku na lini horyzontu lączą się ze sobą spinając w kosmiczną sumę.
Lubie bawić się liczbami. Na szczęście zbyt mało inteligentny jestem, by doprowadziły mnie do obłędu.

Wiedza potrafi zabić.
Nośnikiem śmierci jest strach.

O Mali wiedziałem bardzo mało. Na tyle mało, że nie bałem się tam wjechać. Mauretańczycy sa jacy są. Ci na granicach są nieznośni ale takich już dawno wypraktykowałem. Bardzo pomagała nieznajomość francuskiego.
Co prawda uczyłem się tego języka przez rok ale nie wiele mi to dało. W sensie tyle, co mojej żonie nieznajomość czeskiego.

Kiedy pierwszy raz wsiadałem do jej Lublina, pojawiło się morze pytań. Miałem na nie jedną odpowiedź.:
- Zabiłem człowieka.
Ale... jak...??
- Chcesz wiedzieć jak to zrobiłem? Czy dlaczego?
...??
Zadawał mnóstwo pytań...

Po przeglądzie Lublina i magicznej nocy, wróciliśmy się do Nawaszkut. Kosztowałem Dizidkę 50eu, - skoro chciała za mna jechać do Mali.
W Mauretanii handel niewolnikami nadal kwitnie. W drodze do Tiszit spłaciłem dług.
W Tiszit ustaliłem, że każdy kolejny dzień podróży ze mną będzie ją kosztował 50eu. Dzidka nie byla mi potrzebna. Potrzebne mi były jej pieniądze.
To pozwoliło na zbudowanie między nami odpowiednich relacji. Do kupienia był również seks. Z otwartymi oczami 500, z zamkniętymi 700. W euro oczywista.

W Mopti upomniałem się o kasę. 8x50, 1x700, 3x500.

El Komendante
22.03.2020, 17:35
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
Nasz mózg jest tak zaprojektowany, że nie toleruje sprzeczności. Albo jesteś dobry albo jesteś zły. Stan najprostszy.
Sytuacja sie komplikuje, kiedy stany występuja rownolegle w jednym ale nie potrafisz ich oznaczyć. Kiedy mierzysz, to trafiasz raz na zlego, raz na dobrego... Zaczyna ci się lasować mózg.
Ogólna Teoria Względności, zsada nieoznaczoności.

Do Tiszit jazda była męką. Nie dla mnie, dla niej.
Natura dała jej piękną lekcję pokory. Zakopani po osie wieczorem jeszcze widzieliśmy coś na kształt drogi. Rankiem jej nie było... Ani przed nami, ani za nami. Zero jakichkolwiek śladów. Tych po oponach w ogóle...

Miałem już taką sytuację. W nocy w Bieszczadach, kiedy zakopałem się Elwoodem w glinie i straciłem zasięg w telefonie. Z Muchą to było. Nie mieliśmy czołówki, żadnego źrodła światła. W lesie, przy zachmurzonym niebie, kiedy nie wyznaczysz bez kompasu kierunku.
Kazałem Musze siedzieć na dupie i sie nie ruszać. Żeby mi się biedak nie zgubił jak Grażyna z Bukowca.

Wlazłem na drzewo przy aucie i złapałem zasięg. Godzine później po naszych śladach dojechały dwie terenówki. Elwooda nie byliśmy wstanie wyciągnąć.
Przesiedliśmy się do Mario i zjechaliśmy do wsi.

Teraz byliśmy dokładnie w takiej samej sytuacji. Tyle, że za dnia, nie byliśmy wstanie do nikogo zadzwonić i zero śladów.
W sumie to był mój błąd, bo poprzedniego wieczora pozwolilem Dzidce jechać po zachodzie słońca. Do celu około 30km.
Dzidka dostaje spazmów. Takich typowo baskich. Z tupaniem nogami i szukaniu winnych. Przyglądam się jej z rozbawieniem.
To ją nakręca na maksa. Dostaje histerii.
Czekam.

- Zrób coś!
Wziąłem krzesło, postawiłem i czekam.
Po kwadransie:
- Dzień zaczynam od kawy. Pijesz, czy chcesz se jeszcze trochę polatać/pokrzyczeć - kolejność dowolna?
Ale...
- Kawy?
No i bek... W sensie morze płaczu. Jak to ładnie i rzewnie się prezentowało...
odpaliłem butlę z pytaniem:
- Powinni chyba w Tiszit mieć ten 'mobilny" propan, bo się nam kończy?
Ale, ale... ale jak my sie tam dostaniemy? Chlipała Dzidka.
- Normalnie. Jak biali ludzie... Lublinem. Ale bez kawy się nie ruszam.

Widzę kolumnę aut. Nic Dzidce nie mówię, poza krótkim - pilnuj wody i ruszam przez małą wydmę.
Kolumna zatrzymuje się, na całkiem dobrej drodze...

Trzy godziny później, po obiedzie z komendantem Tiszit składam Dzidce rzeczoną propozycję.
W obecności komenddanta. Kumpla ze studiów. Poznaliśmy się w Techno Serwisie, studenckiej spółdzielni pracy za komuny. Był pierwszym murzynem jakiego poznałem i ostatnim. Skierowany przez rząd Senegalu na studia w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni.
Swiat jest kurwa bardzo mały.

Abdoulaye się śmieje.
190cm wzrostu tylko w pasie już nie ten. Nie poznałem go ale pytanie po polsku:
- Co tu robisz?
wyrwało mnie lekko z butów. Nie wiele trzeba było, by ustalić proste fakty z przeszłości. Jaki to cud, że nigdy nie byłem rasistą?:)

Gry plan był dalej prosty.
Jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy w eskorcie wojskowego konwoju do Walata. Długie odcinki szutrowo-piaszczystej drogi. W sumie solo dla nas nie do przejechania. Powietrze w kołach spuszczone do granicy zdjęcia opony z felgi.
Do Walate wjeżdżamy w nocy, kilkanaście razy ciągani na holu.
Pierwszy raz prowdziłem ja. Dzidka milczała... Już wtedy miala na ustach pytanie: kim ty jesteś?
- Słuchaj...
Nic nie mów i o nic nie pytaj proszę...

El Komendante
23.03.2020, 08:24
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
W Afryce łatwiej chyba wyjechać z danego kraju niż wjechać. ale to nieważne.
im dalej na wschod, tym bardziej gorąco i sucho. w ciągu dwoch dni, temperatura podniosła się o 20st a wilgotność powietrza spadła do granic percepcji nabłonka a ów jak wazny jest, dowiadują się ofiary koronawirusa.

Wieść niesie w sieci 3G czy może 4... Nie wiem, bo mam zjebaną ładowarkę, która działa chimerycznie. Mam standardowo wyłączony telefon, ktry słuzy raz na dwa dni do wyslania smsa. Jest ta chwila przy włączeniu, kiedy bramka w markecie się otwiera i klienci wpadają między półki.
Czasami przemknie znajomy numer....

Dzisiaj wiem, że chcę wrócić, tylko nie wiem do czego wrócę. Do kogo - mam i tego się trzymam. Jeszcze dwa tygodnie temu nie miałem.
Kumpel - trol norweski, sopędził dwa m-ce na pulmonologii. Diagnoza - rak płuc. Diagnoza okazała się błędna. Dwa m-ce wycięte z kalendarza. Plus?
Odwyk.
Zmiana w życiu o 180st. - przejście na buddyzm. Miał mi sk... robić łazienkę.
Miast tego zadzwonił i poprosił o wsparcie. Zadzwoni do mnie pani i poprosi o opinię, że niby Rutek pracowal u mnie ostatnie kilka lat... Pani zadzwoni zw imieniu norweskiej firmy ale:
- Nie martw się El, ona mówi po polsku!
Takie kafle kurwa w łazience...

Pani zadzwoniła następnego dnia. Tydzień później Rutek przysłał zdjęcie z jakiegoś szlaku trola i tej skały, co jest wizytówką norweskiego krajobrazu.
Takie kurwa kafle w łazience...
Kiedy wyszło, że jest źle, opowiedział mi swoją historię. Wzruszające ale co to cie w tym momencie obchodzi? Tym masz już wklepaną do mózgu swoją koncepcję na skończenie z życiem. Wypiersz, co masz wyprzeć i działaś w swoim ślepym kierunku.
Nie widzisz studzienki na końcu ślepej uliczki (Żądło z Retfordem u Niumanem)...

Granica malijska.
Nie wymówię francuskiej nazwy. Jesteśmy bardziej egzotyczni niźli odbiór tego postu we współczesnej eksplorerce. Zdążyła to sprawdzić Dzidka.
- Darek...
Dojechałaś tutaj?
- No tak, ale...
Zmarszczki.
- Co, zmarszczki?!
Przypudruj.

EG90AAJsRBM

El Komendante
23.03.2020, 09:58
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
Procedury trwają, bo muszą ale nie są żadnym problemem. Dzidka płaci dwa razy po 5000CFA, coś tam jeszcze, dostaje jakiś papier na Lublina i wjeżdżamy w inny świat.

Wszystko jakby zostało za nami. Jakbyś wjechał w alpejski tunel w burzy śnieżnej, wyjechał w czyste, słoneeczne niebo bez chmurki (co mi sie już zdarzyło). To samo uczucie masz, kiedy gondolą (albo z buta) wyniesiesz się poza granicę chmur.
Na tej granicy masz własśnie takie uczucie.

Mówię to Dzidce ale ona widzi tylko zło. Przecież na granicy mówili...
Ona nie rozumie, że pies, czy raczej żyrafa z kulawą szyją się nami nie zainteresuje... Ja to wiem ale za mną stoi doświadczenie.
Czułem sie jak Dzidka, w 2008-ym. Nie miałem wtedy nikogo przy sobie, kiedy wjeżdżałem do Afganistanu. Były lufy karabinów i różne takie...

i co...?
Nic sieę nie dzieje, poza faktem, że droga chujowa na maksa, gorąco jak pierun. W tym kontekście wjeżdżamy do piekła i na tym się rorównanie kończy.
Dzidka siedzi jak skamieniała. Prowadzę i spiewam:

wKPU-_QUTcA

El Komendante
24.03.2020, 09:07
Złe wieści z Nigru...
El nadepnął rano na efę piaskową. Ukąsiła go tylko raz, dość szczęśliwie.
Dzidka nie spanikowała i szybko odessała, co się dało pompką do jadu ale rana dość obficie krwawi i nie ma jak tego zatrzymać.
Do Nyamei dojadą najszybciej wieczorem. Jadą z północy, bardzo złą drogą.

Gada zauważyła Dzidka ale El nie rozróżnia kolorów i mimo ostrzeżenia postawił stopę dokładnie tam, gdzie nie powinien...
On oczywista bagatelizuje i żąda wypłaty zaległego "wynagrodzenia" nazywając Dzidkę efą do kwaratu.
Co ta Dzidka tam z nim ma... tak czy owak dzielna kobita. Zero paniki, racjonalne działanie. El coś chyba ściemnial wcześniej, bo lepszej pielęgniarki daleko szukać.

Telefoniczna konsultacja z Jurkiem Jaśkowskim dużo pomogła.
Tragedii ponoć nie ma ale...

El Komendante
25.03.2020, 08:03
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
W nocy wstałem i poszedłem się wysikać.
Otworzyłem nie te drzwi, posliznąłem się na stopniu i po schodach, jak po rynnie zjechalem do... kostnicy.
Dramat zaczął się później. Drzwi miały klamkę ale tylko z zewnątrz.

Pewnie nigdy bym się już z niej nie wydostał, gdyby nie... Dzidka.
Obudziła mnie pytaniem:
- No i jak się czujesz?
Byłem w kostnicy.
- Co?!!

Podobno straciłem przytomność. Jeżeli tak się umiera z powodu upływu krwi, to polecam. Ale ja chyba byłem niewyspany... raczej na pewno. Opowiem o tym później, bo... Mogłem sprzedać... Dzidkę. Zdzisławę W.
Takie zapewne ogłoszenie ukazało by się w pitavalu sądu/posterunku malijskiego/policji w Timbuktu. Do celu... Przez kilka dób czas miałem wypełniony jak obecny minister zdrowia na planecie PL.

Teraz jestem wyspany i zdolny do rzeczy wielkich.
- Miałeś koronawirusa... głos Dzidki załamał się.
Dostałeś surowicę, krew i zrobili ci test...
A gdzie kwarantanna?
- Nie wiedzą, co zrobić. Przywieźli cie Niemcy. Małżeństwo. To cud, że żyjesz...
Czemu Niemcy?
- Stanęliśmy z braku paliwa... Znaczy ja. Nie wiedziałam, co się dzieje. Lublin nie chciał odpalić a mi nie przyszło do glowy, że to paliwo... Możesz z nimi porozmawiać, znasz niemiecki. Są tutaj. gdyby nie oni...
Gówno prawda... Chciałaś się mnie pozbyć, bo wisisz mi w chuj kasy.
- Co ty mówisz?! Darek! Masz gorączkę?!
A nie chciałaś...?
- Jak mogłeś tak pomyśleć?!
Eee... zwykły melodramat. Powiedz mi teraz, że mnie kochasz a mi sie łezka zakręci. Odpowiem: ja ciebie też ale nie mogę, bo... kurwa, jak mi się chce siku!!

El Komendante
25.03.2020, 09:34
Dzień dobry,

anatomia obłędu.
Dobra Zdzisława... Chcesz wiedzieć, kim naprawdę jestem?
Ale pamiętaj... to co usłyszysz juzż sie nie odsłucha. Co sobie wyobrazisz, nie odzobaczy.
Zanim jednak... Wyngrodzenie bitte.

Usiądź i słuchaj:

wEmbFSiJzEQ

zobaczysz koronę...

Spotkaliśmy się na ziemi niczyjej...
cdn.

El Komendante
26.03.2020, 07:07
El odszedł dzisiaj w nocy...
Wstrząs anafilaktyczny.

Nie potrafię dopisać nic więcej...

Gończy
04.04.2020, 11:30
Będzie mi brakowało tych postów. :)

Lucky
04.04.2020, 13:10
Jeden z ciekawszych wątków.

redrobo
14.04.2020, 22:09
Dzień dobry.

fassi
14.04.2020, 22:13
:D :D guzik raportowania odbezpieczony....

Artek
15.04.2020, 22:39
Kupić mu centymetr?
Zawsze to jakiś promyk nadziei:osy:

mareksz007
10.05.2020, 18:46
Dzień dobry,

Lupus
10.05.2020, 19:25
Dzień dobry

Mirmil
12.05.2020, 21:24
"Dzień dobry":)

RonDell
15.05.2020, 15:56
Dzień dobry.

Artek
23.05.2020, 22:23
Dobry wieczór Panu.

Kiedyś człowiek czekał na paczkę, choćby z makaronem...


Może AMNESTIA jakaś będzie cy cuś...:bow:


https://youtu.be/E-6qquRldrA

fassi
22.06.2020, 00:41
Dobry wieczór z tej nocy najkrotszej

El Komendante
19.08.2020, 21:11
Dzień dobry,

dwa lata temu ekipa Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego o tej porze zmierzała ku Moskwie.
Półtora roku później jeden z jej uczestników - doCent El umarł w Nigrze.
Ale... okazały się to fałszywe pogłoski.
Bo ponieważ w tym Nigrze pochowali alter ego doCenta Ela. W Czadzie Mr Hyde`a, Sudanie - jednego z killerów dwóch...
W Arabii Saudyjskiej doCent wyparł pierwszego kowida a w Iranie zamknął całkowitą liczbę jego ofiar.
Stamtąd - miast do domu odleciał do Korei... Płn. Przywiózł "wężówkę" i ichniejszą "żubrówkę". Do tego karton fajek, których przeciez nie pali.

W czasie między.
Jego towarzyszka wylądowała ostatecznie w psychiatryku, to znaczy wróciła do domu.
Dzięki doCentowi przeżyła przygode życia.

Nigdy by go nie poznała, gdyby na jej drodze nie stanął El.
Sponiewierany do cna Lublin chwilowo zaparkował w Białymstoku. Adresu nie podam ale podam, że poza bocznymi drzwiami, nic w nim nie pracuje jak należy.
Chłop, którego poznała towarzyszka panienka jest mechanikiem z krwi i kości.
Wymyślił, że wpierdoli do takiego, kultowego Lublina mosty od patrola, z reduktorem na wzór niebieskiego Lublina "Grąbczewskiego"...

My ludzie (i kobiety), mamy w tych swoich łbach nasrane do cna.
Niszczymy coś/kogoś - co chodzi, funkcjonuje, bo mamy własną, zawsze lepszą wizję.
Tak... Wiem, bez tego nie było by postępu ale Lublin to Lublin. Chcesz postępowego auta, to kup se model wyżej. Np. złoma T4.

Się tak wywnętrzniłem, bo El spędził w tych Lublinach jedne z lepszych - podróżniczych chwil swego poczwórnego życia.
A ja dalej ulegam jego sugestiom, jak te stado baranów, które sie przy nim wychowało...

golab
20.08.2020, 05:59
Ha Ha, znam ten adres!!!! Spokojnie też go nie podam dla dobra ogółu :)!

El Komendante
20.08.2020, 09:29
17.08 Lublin z Golfem zameldowali się na campie u Tolka. Lublin o 6-stej, Golf o 7-mej rano.
Następnie przez kilka godzin szukaliśmy nr vin na ramie. Szlifierka kątowa, iskry i jazda z koksem.
Od Izabeli dostałem w czasie między deskę do krojenia.

Zaraz potem w Golfie zatarły się na paździerz łożyska w przednich piastach.

Na przełomie września i października Lublin rusza do Macedonii po czerwoną paprykę.
Realizujemy od dzisiaj zamówienia. Minimalna ilość, to karton.

redrobo
20.08.2020, 09:46
Ha Ha, znam ten adres!!!! Spokojnie też go nie podam dla dobra ogółu :)!

Ale jest jeszcze jeden adres, pod ktorym auto wjezdza takie a wyjezdza owakie:)

El Komendante
21.08.2020, 09:14
Biker naciągnął paski alternatora.
Piszczały przez dwa lata.
Szef ekipy transportowej - Fazik - nie potrafił.
Ja emocjonalnie rozbity płaceniem podatków na europejski rozwój planety PL nie byłem wstanie zgiąć kręgosłupa.

Paski są dwa, bo alternator od Lexusa IS200. Teraz otrzyma legendarną, benzynową jednostkę napędową z tego samego modelu.
Silnik będzie montował Biker, bo chce jechać Lublinem do Mongolii, czy gdzieś tam na wschód.

El Komendante
22.08.2020, 17:18
Planeta wolna od kowida.

Biuro Turystyki Nieodpowiedzialnej przyjmuje zapisy na turnus jesienny.
Co gwarantujemy?
Nic.
Uczciwe nic.

Każdy uczestnik będzie mógł (obowiązkowo) nabyć kalendarz dwuletni Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego. Reszta uciech w gratisie.

Emek
22.08.2020, 17:30
Na który rok?😉

El Komendante
28.08.2020, 08:48
Kalendarz na zamówienie.
Może być z 1934-tego np. Adekwatnie do czasu miast wypasionego 4x4, będzie na danym zdjęciu pierwoprachodziej pamirskawo trakta.
Ty ukryty zaś w jestestwie Twojego dziadka.
Tak, że ten... Nie jest to tania impreza.

99480
Na zdjęciu powyżej jeden z onomatopejotycznych obrazów pt.: Marzenie.
Muzycznie obraz ten może oddać Kaprys Arabski Tarregi tudzież bliższa sercu Ballada o przyjacielu:

aSAy4PeZgmI

ElDycja:
w temacie obrazka jeszcze.
Uruchomiłem w końcu program RODOtwarzowy.
Tak z pierwszym pożegnaniem lata.
Zaraz wybuchnie IIWŚ i dzieci pójdą do szkoły (albo raczej odwrotnie).
Tymczasem koledzy owinięci programem RODO cały czas widzą północ tam, gdzie jest wschód.
Qpie qpki.

El Komendante
19.09.2020, 21:28
Lublin przyjął oficjalnie dzisiaj tytuł: Bronco Svetobeżnik Turbo Bus.
Szuka się wykonawcy logo.

Jednego znam ale nie chcę już jego artystycznego ducha nadwyrężać.

El Komendante
20.09.2020, 20:06
Czyżby artystów na forum FAT niedostatek jakiś...?
Dom zbudujesz a logo nic chu chu...?

redrobo
20.09.2020, 20:17
Czyżby artystów na forum FAT niedostatek jakiś...?
Dom zbudujesz a logo nic chu chu...?

No dobra

El Komendante
27.10.2020, 12:16
Namówiony coś poczynię w temacie, z innej nieco perspektywy niż kolegi Wąskiego:)

Relację dedykuję wszystkim moim współtowarzyszom tej niesamowitej wycieczki. Wszyscy byli potrzebni.
Szczególnie poświęcam - Fazikowi i Redzikowi, bo... to gagatki z tego forum;D.
Z Fazikiem śmigamy do Czech a z Redzikiem po półwyspie Helskim i okolicach.
Brakuje mi ich obecnie bardzo...:)
Można z tymi typami hucuły kraść.

Tymczasem male wprowadzenie do tematu historycznie. Z czasem rozwinę udział pomijanego Grąbczewskiego w tej "fikcyjnej" zabawie zwanej Wielką Grą.
Dziwnie w artykule nazywa się szpiegów ale w mojej wersji pojawi się ich kilku.
Max Cegielski, który przed zespołem Adama Pleskaczyńskiego wydrukował "Wielkiego Gracza. Ze Żmudzi na Dach Świata" - bardzo temat upraszczając, z osobliwą narracją.
Powołuje się na szereg źródeł ale to tak jak by pisać o wydarzeniach z perspektywy jednej, słusznej partii. Oczywista mu tego nie odbieram.
Dość powiedzieć, że... nie czytałem:D

Ale przeczytam i ostatecznie się wypowiem:) Co ciekawe zniechęciły mnie netowe zajawki. Może niezbyt sprawiedliwie, bo od strony technicznej, to zupełnie mnie para podróżników rozczarowała.
Do Jagielskiego (Modlitwa o deszcz), to kamień milowy dzieli pana Maksa.

Zachęcam do przeczytania Turnieju cieni Cherezińskiej raz jeszcze. Co prawda Grąbczewskiego nie było jeszcze na planecie ale autorka w bardzo przystępny (zbeletryzowana forma) przybliża nam początki etapu Wielkiej Gry - silnymi, polskimi akcentami. Dobra kniga na początek zainteresowanych wstępnie tematem zawodników.

Tymczasem artykuł, który przybliża obraz całości. W niej niedoceniany Grąbczewski odegra istotną (moim zdaniem) rolę.

https://pl.qaz.wiki/wiki/The_Great_Game

El Komendante
01.11.2020, 21:01
Nie jestem przygotowany na niektóre tematy...

t4qX_iU8uZk

https://i.ibb.co/C27zMwt/115491258-612505342996050-741459628541395280-o.jpg (https://ibb.co/Zm8VYfJ)

El Komendante
23.11.2020, 22:00
Próba dźwięku... Przymiarki do relacji prawdziwej.
Autor El Kowit.
Bohaterowie - Choroby Współtowarzyszące.

El Komendante
24.11.2020, 09:15
Zacytuję tekst Marii Blomberg z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego:

Bronisław Grąbczewski (1855-1926). W służbie cara i nauki.

Bronisław Grąbczewski w encyklopediach polskich, w wydawnictwach biograficznych i w Historii Cesarskiego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego określany jest jako wybitny topograf, etnograf, podróżnik i badacz Azji Środkowej. Za swoje podróże był wielokrotnie nagradzany, między innymi złotym medalem Towarzystwa Geograficznego i zyskał uznanie w środowiskach naukowych Rosji a także instytucji naukowych zagranicznych.

Bronisław Grąbczewski urodził się 15 stycznia 1855 roku w Kownatowie powiatu telszewskiego na kowieńszczyźnie. Stara jego rodzina szlachecka pochodziła z Płockiego. W czasie powstania styczniowego jego ojciec Ludwik był mężem zaufania “białych” na powiat telszewski. W lutym 1863 roku został aresztowany i zesłany na Syberię. Na rodzinny majątek Krepszty nałożono sekwestr i zmuszono do sprzedaży. Rodzina przeniosła się do Warszawy. W tym mieście, według biografów Bronisław miał ukończyć IV gimnazjum. Następnie rozpoczął studia w Instytucie Górniczym w Petersburgu. J. Talko Hryncewicz we wspomnieniach Z przeżytych dni (s. 68), wymienia B. Grąbczewskiego wśród kolegów z gimnazjum w Kownie – pisał o nim:
“Grąbczewski Bronisław, wstąpił do czwartej klasy i przebył w gimnazjum rok jeden. Był nad wiek wysokiego wzrostu, przystojny, o białej cerze i rumieńcach, o ciemnych włosach. Był to syn zamożnych rodziców, których majątek po r. 1863 sekwestrowano. Opuściwszy gimnazjum, wstąpił do korpusu wojennego. Dowiedziałem się w wiele lat później, że jako młody oficer, brał udział w jednej z ekspedycji znanego podróżnika po Azji środkowej Przewalskiego. Z czasem został mianowany pogranicznym komisarzem w Mandżurji, dosłużył się stopnia jenerała i został gubernatorem astrachańskim i atamanem kozaków”.

Grąbczewski Instytutu Górniczego również nie ukończył, a przyczyna przerwania studiów nie jest znana. Wiadomo natomiast, że jako ochotnik wstąpił do stacjonującego w Warszawie pułku ułanów gwardii. W tym czasie, po raz pierwszy odbył daleką podróż. Dzięki znajomości i wpływom dyplomaty rosyjskiego Aleksandra Jonina, uzyskawszy w wojsku urlop, uzyskał zgodę na towarzyszenie Aleksandrowi Jonina w podróży do Ameryki Południowej.
Po powrocie złożył egzamin oficerski i już jako chorąży w 1875 roku postarał się o przeniesienie do wojsk działających w Azji Centralnej. Zgodnie ze złożoną ojcu przysięgą, że nie będzie walczył z rodakami, wolał nie pozostawać w stronach ojczystych...
W tym czasie Azja Środkowa przyciągała ludzi żądnych przygód i kontaktów z dziką naturą. Azja, w znacznej części niezbadana, była jednocześnie terenem wojny, obszarem, do którego sięgały wyprawy wojskowe rosyjskie mające na celu podporządkowanie sobie niepodległych chanatów: Kokandu, Chiwy i Buchary.

Grąbczewskiego przydzielono do 14 turkiestańskiego batalionu liniowego, został adiutantem gen. Skobelewa a później gen. Witgensteina.. Brał udział w wyprawach do chanatów Chiwy i Kokandu (w 1876 r), uczestniczył w nieudanym poselstwie do Jakuba Beka i w wyprawie ekspedycji w góry Ałtajskie (w 1877) oraz do Samarkandy (1878).
W czasie tych wypraw Grąbczewski miał okazję zapoznać się bliżej z tymi krajami, o których geografia ówczesna miała niewiele wiadomości. Obszary te oddzielały od Rosji, z jednej strony Chiny, z drugiej – Afganistan. Zainteresowanie budziły i z tego powodu, że nie docierali do nich Europejczycy od XIII wieku, to jest od czasu, gdy Marco Polo Wenecjanin z ojcem Niccolo i stryjem Matteo, podróżowali przez te krainy z misją od Papieża Grzegorza X do chana Mongołów Kubilaja.

Wspomniane podróże rozbudziły w Grąbczewskim zainteresowanie etnografią i kulturą ludów, z którymi się zetknął, przeto postanowił zwolnić się ze służby czynnej i poświęcić badaniom naukowym.

O tym okresie swego życia, napisał w jednym z artykułów: “Siedziałem w stopniu porucznika, więcej ceniąc swobodę włóczęgi myśliwskiej po przepięknym bożym świecie, niż wszelkie stopnie i awans”.

cdn.

P.S.
"Studiując" biografię BG z różnych źródeł nigdzie nie dotarłem do informacji o epizodzie półudniowo-amerykańskim.

Drugie, pani profesor przedstawia nam Grąbczewskiego w romantycznej aureoli. Niewątpliwie musiała ona towarzyszyć Grąbczewskiemu ale na "froncie" był on przede wszystkim oficerem.
Wszystkim zainteresowanym polecam dwie pozycje:
1. Podróże nieodkryte. Dziennik ekspedycji Bronisława Grąbczewskiego jako świadectwo historii i element dziedzictwa kulturowego.
Popiel-Machnicki W., Pleskaczyński A., Pleskaczyńska K.
2. Podróże po Azji Środkowej 1885-1890. Bronisław Grąbczewski
ale akurat w odwrotnej kolejności.

Druga pozycja pisana przez samego Grąbczewskiego, to wspomnienia z pewnej, życiowej perspektywy. Ma charakter beletryzowanego przewodnika.
Pierwsza - to klasyczny raport wojskowego.

Koniecznym też dla zrozumienia decyzji samego Grąbczewskiego jest analiza historyczna 150-cio letniej niewoli narodu polskiego. Tą niestety musicie sobie przeprowadzić sami.
Z prostego powodu. Poziom nauczania historii w naszym kraju jest żenujący.
Pierwsze... Czego powinno się nas uczyć...?
Drugie - na dzień dzisiejszy nie znajduję odpowiedzi...

Sygnalizuję moją uwagą fakt, że w ocenie Grąbczewskiego możemy popadać w stereotypy. Ja również popadam. "Rozkminiając" Grąbczewskiego nie można tego aspektu pominąć - jak... politykowania w podróży.

Boldun
24.11.2020, 12:17
Się własnie zagłębiam w pozycji nr 2 :)

El Komendante
24.11.2020, 21:58
Jest co poczytać.
Swego czasu opracowałem słowniczek i skoroszyt nazw na podstawie Grąbczewskiego.
Po kirgisku umiem: mien turmuszka cziga ełekmen.


Jedziemy z Grąbczewskim piórem p. Marii.
"...W 1885 roku został funkcjonariuszem do specjalnych poruczeń przy gubernatorze Fergany, który miał siedzibę w nowo założonym mieście Nowy Margelan. Pracując w Komisji delimitacyjnej zajmował się, między innymi, wytyczaniem granicy chińsko-rosyjskiej.
Zadanie jego polegało na porozumieniu się z władzami chińskimi miejscowymi w Kaszgarii i objeździe granicy w górach Tian-Szan oraz załatwianiu wszelkich spornych spraw granicznych. Przy okazji szczegółowo badał również zwyczaje ludności, codzienne życie, stosunki handlowe i wojskowe, zabudowę miast, stan dróg, poczt i urządzenia administracyjne.

W tym samym roku wyruszył w podróż do Kaszgarii, która w owym czasie należała do Chin. Dotarł do rzeki Jarken-daria, przekroczył ją, następnie na skraju Pustyni Takla Makan badał oazy Guma (chińskie Piszan), Chotan i Nija.
Rezultaty tej podróży przedstawił w sprawozdaniu opublikowanym pt. Otczot o pojezdkie w Kaszgar i jużnuju Kaszgarij w 1885 godu. Sprawozdanie z tej podróży wydane zostało nakładem władz miejscowych w ilości 100 egzemplarzy i rozesłane do sztabów wojskowych oraz do towarzystw naukowych.
Do sprawozdania Grąbczewski dołączył mapę Kaszgarii, na której zaznaczył, na podstawie własnych zdjęć topograficznych, drogi oraz plany wszystkich fortec, które zwiedził.

Badania i opracowanie zostało wysoko ocenione przez Cesarskie Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne, które przyznało mu srebrny medal, a na wniosek Wojskowo-Naukowego Komitetu Sztabu Głównego imiennym rozkazem cesarskim wypłacono Grąbczewskiemu 1000 rubli “za pożyteczną pracę, dotyczącą Kaszgarii” (Grąbczewski, Podróże, 213).

Generalny Wojskowy Sztab Rosyjski tak jak Towarzystwo Geograficzne zwróciły uwagę na młodego oficera, który w tak krótkim czasie (od sierpnia do listopada 1885 roku) tyle interesujących szczegółów o sąsiadującym z Rosją kraju zdołał zaobserwować i opisać.
Uznanie władz wojskowych pojąć można, gdyż cenny był młody badacz obeznany ze stosunkami politycznymi na pograniczu rosyjsko-chińsko-afgańskim, ponadto władający miejscowymi językami.
Dodać jeszcze należy, że był to czas ostrej rywalizacji badawczej na terenach Azji Środkowej między Rosją i Wielką Brytanią. Spodziewano się w Rosji, że może dojść do konfliktu zbrojnego. Ważne przeto było poznanie i zabezpieczenie terenów ewentualnych operacji wojennych a także nawiązanie stosunków z ludnością na tych terenach mieszkającą.

W roli obserwatora na terenach sąsiadujących od północy z Indiami występował wówczas ze strony Wielkiej Brytanii kapitan sir Francis Edward Younghusband (1863-1942) późniejszy generał i prezes Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie. Podobną rolę ze strony Rosji pełnił Bronisław Grąbczewski.

Bolesław Olszewicz w życiorysie Grąbczewskiego (Olszewicz 1927,22) odnotował ciekawą informację zaczerpniętą z notatek naszego bohatera o roli jaką on odegrał w 1888 roku. Grąbczewski doprowadził wówczas, przy pomocy pretendenta do tronu afgańskiego Ischak chana do powstania w Afganistanie północnym.
Skierowane ono było przeciw emirowi Abdurrachmanowi, zależnemu od Wielkiej Brytanii. Inspiracja wyszła od Aleksandra III, który w ten sposób “boleśnie chciał ukąsić” Anglików.

W 1886 roku Grąbczewski podjął wyprawę w góry Tien-szan i do źródeł Syr-darii, zwiedził różne zakątki Fergany i korzystał z każdej okazji, aby poznać kraj i polować na zwierzynę. Pomyślne wyniki badań spowodowały, że Cesarskie Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne powierzyło mu w 1888 roku kierownictwo wyprawy naukowej do chanatu Kandżut leżącego na południowym stoku gór Karakorum na północ od Kaszmiru.
Kandżut leży na południe od Pamiru, w niedostępnych prawie od północy dolinach rzek, które spływały już do Indusu. Było to jedno z kilku niezależnych jeszcze państewek górskich, które utraciły niepodległość dopiero w latach 1889 – 1895.

Dumni władcy tych małych państw uważali się za potomków dynastii wywodzących się w prostej linii od Aleksandra Wielkiego (Macedońskiego). Aby dojść do Baltitu (Hunzy), stolicy chanatu, musiał Grąbczewski przeciąć Pamir z północy na południe, przeprawić przez szereg pasm górskich, a przede wszystkim wyzyskać swoją znajomość stosunków azjatyckich.

Wyprawa wyruszyła w maju 1888 roku z bazy w Ferganie kierując się na południe przez góry i przełęcze Pamiru i Hindukuszu, przez tereny, które, jak notował Grąbczewski, na mapie stanowiły białe plamy.
W skrajnie trudnych warunkach topograficznych i klimatycznych ekspedycja odnalazła drogę do wnętrza Kandżutu, dotarła do stolicy – Baltitu, gdzie była gościnnie przyjmowana i zabawiła w niej siedem dni. Do Margelanu powrócili 12 grudnia 1888 roku.

Do ważniejszych rezultatów należy zaliczyć: odkrycie złóż nefrytu i stwierdzenie, że szczyt Czarkum na Pamirze nie jest identyczny z najwyższym jego wzniesieniem- szczytem Mustag- ata (Maztag-Ata)

Po powrocie na wezwanie ministra wojny Grąbczewski pojechał do Petersburga w celu przedstawienia wyników podróży. Przywiózł również liczne zbiory geologiczne, przyrodnicze i inne, a 1 lutego 1889 na posiedzeniu ogólnym Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego w Petersburgu wygłosił odczyt o podróży do Kandżutu.

Towarzystwo Geograficzne wykorzystało wielkie zainteresowanie podróżą Grąbczewskiego i zorganizowało posiedzenie w największej sali w Petersburgu by przy okazji zebrać fundusze na budowę pomnika zmarłego podróżnika M. Przewalskiego. Odczyt Grąbczewskiego był ilustrowany przezroczami z fotografii wykonanych przez badacza w trakcie podróży.
Na prośbę zarządu Towarzystwa Miłośników Antropologii, Etnografii i Geografii odczyt został powtórzony w salach Muzeum Rumiancewa w Moskwie Minister dworu hr Woroncow-Daszkow zaproponował Grąbczewskiemu przyjazd do Gatczyna, gdzie przebywał wówczas cesarz Aleksander III i wygłoszenia kilku odczytów dla rodziny cesarskiej i dworu.

Na dworze w Gatczynie przebywał 8 dni wygłaszając krótkie odczyty ilustrowane przezroczami. Przy okazji spotkał następcę tronu, późniejszego cesarza Mikołaja II, i jego wychowawcę generała Grzegorza Daniłowicza, którzy interesowali się badaniami Grąbczewskiego i zaoferowali pomoc finansową na kolejne podróże ( Grąbczewski 1958, 391-392).

1 czerwca 1889 roku Grąbczewski rozpoczął nową wyprawę, której celem było dotarcie do Kafiristanu, leżącego w południowo-wschodnim Afganistanie. Krainę tę zamieszkiwały waleczne szczepy Siahposzów (po persku – czarno odzianych) i Safedposzów (biało odzianych), którzy oparli się islamizacji i dlatego od Afganów, którzy nie zdołali ich opanować otrzymali nazwę Kafirów – to jest niewiernych.
Kafiristan była to nieznana kraina, o której Rosjanie nie posiadali żadnych wiadomości i z tego powodu wyprawa Grąbczewskiego była popierana przez Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne, które przyjęło opiekę i wyposażyło ekspedycję w niezbędny sprzęt i instrumenty.
Na tę wyprawę kwotę 12 tysięcy rubli wyasygnował późniejszy cesarz Mikołaj II ze swoim wychowawcą Grzegorzem Daniłowiczem.

Ekspedycja Grąbczewskiego w drodze do Kafiristanu poznała leżące na trasie chanaty Badachszan, Roszan, Szugnan i Wachan oraz zbadała wiele przełęczy.
Niestety wojna między tym krajem i Afganistanem nie pozwoliła na realizację planu. Ekspedycja dotarła tylko do Roszanu, a zmuszona do powrotu skierowała się w innym kierunku – do północno-zachodniego Tybetu. Przez Dagnyn-Nasz Pamir udał się do doliny rzeki Raskem-daria (górny bieg Jarkend-darii), gdzie spędził 55 dni.
Tutaj w październiku w miejscowości Sary-Kamysz (żółta trzcina) spotkał się z ekspedycją angielskiego kapitana sir Francis Edwarda Younghusbanda, który w tych rejonach Azji prowadził badania od 1886 roku.
Obaj badacze spędzili przyjaźnie kilka dni, przekazali wzajemnie rezultaty swoich badań naukowych i wspólnie określili astronomicznie miejsce spotkania obu ekspedycji i dzięki temu zostały powiązane angielskie prace topograficzne w Indiach z rosyjskimi w Pamirze i Turkiestanie (Grąbczewski 1958, s. 489).

Przyjazny stosunek Grąbczewskiego do wyprawy angielskiej obrócił się przeciwko niemu. W ciężkich warunkach zimowych, gdy ekspedycja jego zwróciła się do władz angielskich z prośbą o możliwość przezimowania w jednej z wiosek okręgu Ladaku (na południowym stoku Himalajów), uzyskał odpowiedź odmowną, co zmusiło wyprawę do powrotu do Tybetu w skrajnie niebezpiecznych warunkach i niemal nie spowodowało katastrofy całej wyprawy.
Otóż na krańcach wyżyny Tybetańskiej, na wysokościach przekraczających 5000 m prześladowały wyprawę huragany śnieżne i mrozy poniżej 30 stopni, dokuczał głód, męczyło wyczerpanie. Grąbczewski zmuszony był się wycofać z Tybetu.
Dalsza trasa podróży Grąbczewskiego wiodła na wschód, w górę rzeki Karakasz i 26 grudnia dotarł do Wyżyny Tybetańskiej. W starożytnej miejscowości Chotan spotkał niespodziewanie polskiego geologa Karola Bohdanowicza (1864-1947), który był w tym czasie uczestnikiem wyprawy M. W. Piewcowa. Obaj badacze wybrali się do oazy Nija, gdzie 7 marca spotkali się z Piewcowem.
Grąbczewski przezimował w Kaszgarii i na wiosnę następnego roku ponownie wyprawił się do Tybetu i zbadał wnętrze tego kraju. Na początku czerwca wrócił do Kaszgarii i zajął się zbadaniem biegu rzek Tiznaf i Raskem-daria oraz okolicznych gór, w tym wschodniego stoku Pasma Kaszgarskiego.

15 marca wyprawił się z miejscowości Nija na południe w góry Kanlun w celu zbadania miejscowości, gdzie odbywały się poszukiwania złota na większą skalę – w czasie jego tam pobytu pracowało około 3000 poszukiwaczy. Dalej badał w dolinie rzeczki Luszy (prawy dopływ rzeki Kerija) pokłady nefrytu, skąd pobrał próbki tego minerału.
W dniu 7 października 1890 roku dotarł do jeziora Kara-kul, zatrzymał się w miejscowości Safar-Kul-Auzy, a więc znalazł się już w granicach Rosji. Dwa dni później, po 17 i 1/2 miesiącach wędrówki dotarł do miejscowości Osz i stąd Grąbczewski zatelegrafował do generał-adiutanta Daniłowicza oraz do Zarządu Towarzystwa Geograficznego w Petersburgu – o zakończeniu wyprawy.
Następnie już z Margelanu wysłał do Towarzystwa Geograficznego wszystkie swoje zbiory i materiały z wyprawy.

W listopadzie pojechał do Petersburga, a na dworcu był serdecznie witany (w imieniu cesarzowicza) przez generała Daniłowicza oraz przez wiceprezesa Towarzystwa Geograficznego senatora P.P. Siemionowa Tienszańskiego. Sprawozdanie przedstawił Grąbczewski na zebraniu zwyczajnym Towarzystwa Geograficznego.
W posiedzeniu uczestniczył Wielki Książę Konstanty, ministrowie, ponad 800 członków Towarzystwa i ich goście. Wykład swój Grąbczewski ilustrował przeźroczami. Sprawozdanie zostało następnie opublikowane w Izwiestijach Towarzystwa Geograficznego (t. XXVII, 1891, s. 97-118).
Za wyprawę Grąbczewski został sowicie wynagrodzony: Został awansowany do stopnia podpułkownika, otrzymał dożywotnią pensję 400 rubli rocznie, sześciomiesięczny zagraniczny urlop wypoczynkowy z zachowaniem pobieranej pensji i dodatkowo 3000 rubli na koszta podróży. Nagrodzeni również zostali współtowarzysze wyprawy Grąbczewskiego (Grąbczewski 1958, s.573-574).

W latach następnych Grąbczewski prowadził badania Pamiru, który wcześniej był prawie bezpański, wówczas został wcielony do posiadłości rosyjskich. Badacz nasz brał czynny udział ( lata 1891-1895) w zajęciu Pamiru i ostatecznym uregulowaniu sprawy, grożącej konfliktem z Wielką Brytanią. Zajmował się także organizowaniem administracji na tych terenach, podlegających mu, gdyż zostały włączone do powiatu oszańskiego, którego był naczelnikiem.

W 1896 r. Grąbczewski opuścił Azję Środkową i został mianowany komisarzem pogranicznym nad Amurem, a w latach 1900 -1903 był komisarzem generalnym obszaru Kuantungu w południowej Mandżurii, wydzierżawionego w tym czasie Rosji przez Chiny.
W Port Arturze przebywał do 1903 i w tym roku podał się do dymisji. Został gubernatorem astrachańskim i hetmanem tamtejszych wojsk kozackich. W 1906 roku zwolniony został z tego stanowiska.
Przez czas jakiś podróżował po Europie. W 1907 roku mianowany został naczelnikiem zarządu cywilnego kolei wschodnio chińskiej w Charbinie. W 1910 roku przeszedłszy na emeryturę w stopniu generała zamieszkał w Warszawie.

W czasie wojny I światowej znalazł się w Petersburgu, potem w Anapie nad Morzem Czarnym, natomiast w czasie rewolucji był na Syberii, po stronie kontrrewolucji, gdzie pełnił misję na zlecenia gen. Antona I. Denikina.
Po upadku rządów A. W. Kołczaka przez Japonię w 1920 roku wrócił do Polski. Podjął pracę w Państwowym Instytucie Meteorologicznym, został członkiem Polskiego Towarzystwa Geograficznego i w kadencji 1921/1922 był członkiem zarządu tego Towarzystwa.
W 1922 otrzymał godność członka korespondenta. Zmarł 27 lutego 1926 roku w Warszawie.

Powycinałem trochę opisów, bo lepiej doczytać samemu u źródła (Grąbczewski).

Taki krótki zarys, trochę chaotyczny ale to na zachętę. Celem szerszej rozkminy sppróbuję was poprowadzić z zupełnie innej mańki...

El Komendante
24.11.2020, 22:42
Podejrzewam, że dwa obszerne dość posty od A do N przeczyta niewielu.
I tu akurat nie czuję bólu.

Na ten opis wpadłem przypadkowo - podany był wykaz lektur. Wszystkie przedwojenne... Tak mnie ten opis zaintrygował, że polazłem do biblioteki UG i sięgnąłem po gagatka. Interesowały mnie Podróże po Azji Środkowej wyd. z 1958. Na służbie rosyjskiej i chyba opowiadania myśliwskie.
Co ciekawe nie zainteresowała mnie wyrypa, której śladami pojechaliśmy w 2018-stym ale "zdobycie" Kandżutu.
Wszystko to miało miejsce w 2008-ym.

Z tej literatury dowiedziałem się, że częściowo śmigałem po szlakach naszego wielkiego podróżnika. To było ekscytujące.
Potem już było z górki. Planowanie na papierze wyrypy śladem Grąbczewskiego, oczywista do Kandżutu.

Wtedy poznałem Bartka Tofela. Napisał do mnie po mojej afgańskiej wyrypie (2008), że chciałby tereny korytarza po afgańskiej mańce spenetrować i co ja wiem na ten temat?
No to mu odpisałem, że... nie widzę problemu. Można wjechać do Afganu przez przejśćie graniczne w Iszkaszim i jeżeli nie własnym autem, to w ogóle nie ma przeszkód.
Bartek wybrał inny wariant. Do Afganistanu poleciał samolotem z Iranu.

Wylądował w Kabulu i przeżył kawał fantastycznej przygody. Słał mi z niej relację "on line" i było to naprawdę coś pięknego. Kupił w Eszkaszem... osła.
I na tym ośle wyprawił się do Sarhad, najdalej na wschód wysuniętej wiochy w Afganie). To znaczy nie na tym ośle ale na... drugim. Bo ten pierwszy okazał się chora lipą. Relacja Bartka generalnie wymiata wszystko:)
Nie powiem... Mógłbym ją wymyśleć ale nie było takiej potrzeby:)
To się po prostu działo.

Dość powiedzieć, że rok później wspólnie obmyśliliśmy transport i logistykę alpinistycznej, pierwszej od 32 lat, narodowej wyrypy w afgański Hindukusz.

Zdarza mi się od czasu do czasu spotykać na drodze ciekawych ludzi...

El Komendante
25.11.2020, 09:54
Po drugiej afgańskiej wyrypie wieczorami, pisząc sobie to i owo, szurałem palcem po mapie.
To nie wiele kosztuje choć może w konsekwencji rodzić kosztowne konsekwencje. Ten zapis, to nie jest masło maślane.
W 2011-stym w warsztacie Traska, szef (wtedy) jego serwisu - Słoniu, tak przygotowuje mi Elwooda na wyjazd do irańskiego i irackiego Kurdystanu, że... zawracam z drogi.

Stawiam auto u kumpla na warsztacie. Przy demontażu skrzyni, ta... spada nam do kanału. Pęka dzwon...
Coś we mnie pęka i nigdy już nie wsiądę do Elwooda. Zostaje wieszakiem...

https://i.ibb.co/tBHgxsn/F1000031.jpg (https://ibb.co/hsgbZWr)

Później instalacją ogrodową.

Ja zaś zwracam się ku fotografii analogowej (takież zdjęcie Elwooda) i jednobiegowym rowerom.
Szybko rośnie kolekcja aparatów i rowerów. Kupuję też VW T3. Na karoserii tegoż młodzieżówka (wtedy) Lupiego maluje mi kwiatki, ja na drzwiach napis - Raj utracony.

Tradycyjnie, to nie był dobry pomysł. Z zakupem, napisy i kwiatki były w punkt. Kupuję extra rower trekkingowy.
To znaczy kupuje mi Lupus, w sensie znajduje gagatka i pisze, że to jest to.
Koga Mijata.
No trudno... Trza się przyzwyczaić do nowości. Rower ma jakieś 15 lat.
Wcześniej zabrałem się z mazeniakiem do Macedonii i Albanii. Zabrałem też Koga Mijatę ale...Lupiego. Znaczy pożyczyłem, nie siedząc na rowerze z dobre 20 lat z małym epizodem. Testowałem rower Szyszki przez tydzień, co to on na nim wcześniej wypedałował Kolosa za Atacamę. Znalazłem pęknięcie ramy przy suporcie i rower poszedł w odstawkę. Przyleciała rama z Anglii i Szyszka wypedałował drugiego Kolosa - tym razem za trawers Pamiru.

Z wyjazdu z mazeniakiem wyszła Mażenada. Moja relacja. Towarzyszyłem mazeniakowi przez całe 7 dni bodajże i potem wróciłem na rowerze Lupiego z Albanii pod jego drzwi. Zajęło mi to dni całych 5.
Ponad 1200km, bez jednego dnia treningu. Strasznie mnie dupa bolała ale... doznałem olśnienia.
Po tej wycieczce Lupi wynalazł mi "moją" Kogę. Rower dostał pseudo Lupek.

Powrót z Albanii na rowerze kosztował mnie przez te 5 dni... 20 euro. Mógłbym wydać więcej ale miałem ich tylko 50 łącznie. Resztę zostawiłem na czarną godzinę. Wydałbym mniej ale zaszalałem po drodze. Pękła skrzynka piwa a nawet więcej. Do tego z Podgoricy do Bijelo Polje pojechałem sobie pociągiem, potem z Prilje Polje do Suboticy. Ostatnią całą noc krążyłem pociągami po Słowacji pouczając pierwszego napotkanego konduktora, by "zorganizował" mi przejazd przez SVK za jak najmniejsze piniondze. Dało się.

W sumie, jakbym "policzył" te nocne wojaże, to wychodzi ponad 1400km w 5 dni. Znajdzie mi takiego śmiałka.
Skoro się znalazłem, to po Biesowisku zgadałem się z Benisławem, wtedy jeszcze nie czystym.
Benek wystąpił z propozycją nie do odrzucenia.
- El... Pojedź ze mną w Pamir. O kasę się nie martw. Opracuj trasę i przewodnikuj. To twoje zadanie.

O żesz kurwa... Benka jako towarzysza wycieczek w pełni akceptowała moja żona. Dostałem zielone światło!
Rany Julek... Wszystkie mapy z lamusa i dawaj do planowania!
No i wtedy wypłynął Grąbczewski...
- Benek... Wyrypa na min. 45 dni. Opierdolimy cały Pamir od A do N. Wszystko, co się da przejechać autem, a ja wiem, co się da. Extra pójdziemy na Pik Majakowskiego. Łaziłeś po górach trochę?

El Komendante
25.11.2020, 10:20
Załatwiam zimowe szkolenie u tuza polskiego himalaizmu. Nie każdy może się na nie dostać jest długa kolejka, trza się wykazać odpowiednim port folio.
Ja się łapię, Benek niestety nie ale nic to. W razie W, zrobimy co się da z marszu.

Grąbczewski zrobił trawers Pamiru, który i dzisiaj robi wrażenie w trekkingowym światku. Za jego czasów było zdecydowanie trudniej i nie chodzi tu wcale o sprzęt. Chodzi o dostępność fizyczną terenu.
Dość powiedzieć, że lodowce skurczyły się niemal o połowę! Drugie, topiły więc znacznie więcej wody. Trzecie, klimat był bardziej surowy.

Tak jak Indianie nigdy nie atakowali nocą, tak nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się w Pamir czy Tybet zimą.
Krist w swej książce Buchara opisuje wielką ucieczkę Kirgizów z Doliny Wielkiego Ałaju przed sowieckimi akuszerami wolności pod przykrywką wielkiego spisu ludności. W ciągu kilku dni kilka tysięcy kirgiskich nomadów zwinęło się z doliny i wyniosło na płaskowyż pamirski. Zabrał się z nimi Krist i to ładnie opisał.
Nota bene czerwona księga narodów Rosji, to jest dopiero magia i gratka dla niebanalnych podróżników. Wymierają całe nacje. Kto szuka inspiracji, niech zwróci swoje zainteresowania w tym kierunku. Odwiedzić ostatnich przedstawicieli rodu liczącego ledwie 200 osób...?
Nie będę podawał szczegółów, podaję trop.

Studiowanie szlaków Grąbczewskiego, to nieustanna konfrontacja z mapą. Dzisiaj mamy podgląd satelitarny, są dostępne strony z mega rozdzielczością, na których widać szczeliny lodowca.
Można zamówić zdjęcia satelitarne w czasie rzeczywistym (patent Polaka studiującego w Finlandii - tego nie daje google i nawet NSA kupuje te fotki!). Można wszystko bez ruszania się z domu.

Ale lepiej się ruszyć.

El Komendante
25.11.2020, 11:25
Do "przeglądu sytuacji" wystarczały mapy 1:200 000.
Dostępne tu:
https://maps.vlasenko.net/soviet-military-topographic-map/map200k.html
Znajdziemy tam setki i 50-tki, te ostatnie już tylko wybranych obszarów.

Oczywista dzisiaj dostępny jest cały szereg aplikacji ale nie o tym. Zwracam się do papierowców.
Nie ma to, jak rozłożyć rzeczoną na stole, najlepiej kuchennym - rozkładanym i patrzeć... O dostępnej wiedzy nie będę się już wypowiadał, bo się wypowiedziałem gdzie indziej. Tam, gdzie się permanentnie skręca w prawo.
W każdym razie wytropiłem pamirskie szwendaczki Bronka i na nich się chciałem skupić. Trzeba by jeszcze doprecyzować granice Pamiru.
Od północy doliny Obichingoł i Wielkiego Ałaju. Od zachodu i południa Pandż (rzeka) i Wachan. Od wschodu łańcuch Pamiru sarykolskiego. Tak na oko:)

Kiedy ja planowałem, Benek wziął się za przygotowanie Patrola.
Zaposiadł wcześniej Y61 z trzylitrowym dieslem. Diesel dobry ale z wrażliwymi wtryskami na jakość paliwa. Do tego nieserwisowalne w terenie.
Kupił więc anglika z silnikiem 4,2D. Transport w 2012-stym kosztował 2000zł. Od ręki sprzedał swojego 3,0D Ruskowi i przełożył muła.
Od strony kosztów wymyślił to genialnie. Przeszczep nic go nie kosztował, bo firma wzięła w zamian wsie fanty anglika. Cała operacja (uwzględniając sprzedaż 3,0D) wyszła +6000zł. Znakomity wynik.

W tym czasie przekładki robiły dwie firmy. Temat nie jest łatwy. W każdym razie Benek świadom niedoskonałości dopilnował, co mógł i wyszło dobrze.
Sprawdziliśmy gagatka na majówce, w Bieszczadach. Załatwiłem dostęp do atrakcyjnego terenu off i to były miło spędzonych kilka dni. W trakcie porwaliśmy Karpiowi dziewuchę i razem z nią wkleiliśmy Patrola na dębowo.
Uznaliśmy, że tirfor przy odrobinie samozaparcia spełni rolę wyciągarki.
Kiedy po wszystkim prałem skarpetki na trójstyku granic jak spod ziemi wyrósł/wyjechał żołnierz SG na ktm-ie.

Po kontroli dokumentów zapowiedziałem się na wizytę do szefa placówki, bo ponieważ miałem dla niego obiecany kalendarz "wyprawowy". Po nalepce biesowej i kontroli żołnierz od razu zmienił nastawienie, nazywając nas "porządną firmą". Normalnie (mając wszelkie kwity) zgłaszam takie występy SG, tu nie zdążyłem ale nie ma tego złego. Placówkę odwiedziłem, kalendarz zostawiłem. Przeprosiłem za "zaniechanie" ale nie było problemu. Wszystko grało, Straż również czujna, granica monitorowana jak należy.

Datę startu ustaliliśmy na 1 lipca (2012).

El Komendante
25.11.2020, 14:34
Wyrypa była znakomita.
Pamir widzieliśmy tylko z perspektywy Doliny Wielkiego Ałaju, doliny rzeki Muksu i Obichingoł, nienazwanej przełęczy (na drodze roboczej wzdłuż słupów wysokiego napięcia) płaskowyżu Tupczek (nie mylić z uroczyskiem) i Karakorum Highway.
A to ponieważ w Pamirze wybuchło się wojną...

Taki dramat Pamirców i przy okazji nasz. W tym wątku rządzi Grąbczewski więc nie będę rozwijał nic, co się jego nie tyczy, bo relacja na 45 dni, a każdego dnia się coś interesującego działo.
Siłą rzeczy (i pamięci) musiałem sięgnąć do szarych komórek i wyświetlić sobie obraz jego dokonań a ponieważ pobieżnie traktowałem część jego wypraw, to się musiałem umysłowo natrudzić.

Udało się nam znaleźć objazd "furtki do Pamiru" czyli badachszańskiej bramki na poście za Tawildarą ale (wspominałem o tym w "prawicy") podjęliśmy decyzję o wycofaniu się z powodu nagłego załamania pogody.
Z Tawildary prowadzi droga do doliny rzeki Obichingoł. Grąbczewski tłumaczył ją na mętną i tak jest w istocie.
Jeżeli przyjrzycie się mapie regionu, to rzeka ta zbiera "materiał" z bezpośredniego zaplecza Piku Garmo i Komunizma oraz łańcucha Gór Piotra I zwanego Wielkim. Nie bez kozery.

Proponuję w ogóle prześledzić życiorys gościa, jego politykę zagraniczną i miejsce Rzeczypospolitej w szeregu, dyktowanym przez wielkomocarstwowych sąsiadów w tamtym czasie. O Konfederacji Tarnogrodzkiej itp. Potem porównać z sytuacją obecną i zastanowić, co wspólnego z tym carem ma Putin.
Pięknie o Rosji niech pisze koleżanka Metel. Kraj ten zachwyca przestrzenią ale jest naznaczony dziedzictwem wielopokoleniowym. Kto nie rozumie tematu, niech wygógla sobie pamięć komórkową i metaboliczną. Jakie reakcje (nieodwracalne) zachodzą w komórkach podczas stresu co w związku z tym dziedziczymy.

Na pewno łatwiej jest nam zrozumieć Rosjan niż zachodowi ale zachód umie z tego wyciągać wnioski.
I tu podstawowa konkluzja.
Nie można pisać o Grąbczewskim w oderwaniu od polityki. Takie podejście nie ma sensu. Pisanie o przyrodzie tylko, w oderwaniu od realu, nazwał bym zniewieściałością. Z całej powodzi wszystkich czytaczy forumowych ledwie garstka ma siłę podjąć wyzwania, które zasługują na miano skupienia się li tylko na przyrodzie i ludziach jako takich.
Jest w Rosjanach (albo pokutuje) "uznanie" dla Polaków. Dlaczego...? W Rosji NIGDY nie zagościła demokracja. W XVIw byliśmy dla nich dzisiejszym USA.
Niestety, to co miało nas wzmocnić ostatecznie nas osłabiło. Oligarchia Wielkiego Księstwa Litewskiego. To jest moje osobiste zdanie.

Wracając do Gór Piotra I Wielkiego, nie są one jakoś szczególne. Konkretniej wrócimy do nich później.
Tak czy owak przyda się wam teraz mapa.

Pawel_z_Jasla
25.11.2020, 15:59
Czytasie ito wcalnie fragmentami:bow: Pewnie z niektórymi tezami "społecznopolitycznymi" byłbym dyskutował ale opis sam w sobie BOMBA:Thumbs_Up:

fassi
25.11.2020, 20:12
El, chyba masz wirusa kowitowego na kompie który odświeża ta wymyślona relację cały czas, aby nabić wyświetleń. Właśnie stuknęlo 100 tys i nie wierzę że ktoś to wogole czyta. Sam sobie odpisujesz i sam nabijasz sobie licznik. My "kumple" wiemy jak było i te granity pamirskie do dzisiaj brzmią echem wykrzyczanych słów.

Tak więc Twój komp potrzebuje natychmiastowej szczepionki bo zamula tego foruma...

El Komendante
25.11.2020, 22:39
O, ujawniła się jedna z Chorób Wspótowarzyszących!

El Komendante
26.11.2020, 00:47
Czytasie ... opis sam w sobie BOMBA:Thumbs_Up:
Miło z pióra weterana forum to czytać.

Zatem do snu lub porannej kawy parę obrazków dla odmiany.

https://i.ibb.co/BzSsZPT/IMG-5272.jpg (https://ibb.co/bW8dB3N)

https://i.ibb.co/6DDLLvF/IMG-5296.jpg (https://ibb.co/XFFMMyt)

https://i.ibb.co/b1c3GMG/IMG-5326.jpg (https://ibb.co/rkDtXRX)

https://i.ibb.co/m6ZLNbg/IMG-5376.jpg (https://ibb.co/V2n7wJ5)

https://i.ibb.co/thNm55t/IMG-5401.jpg (https://ibb.co/wLb011X)

https://i.ibb.co/pLRGLxR/IMG-5472.jpg (https://ibb.co/XC3NCb3)

https://i.ibb.co/PF93Xy3/IMG-5491.jpg (https://ibb.co/WGPq8Xq)

https://i.ibb.co/Pts5qY8/IMG-5493.jpg (https://ibb.co/JCWzDdP)

https://i.ibb.co/H7DckGx/IMG-5496.jpg (https://ibb.co/G7vZbCt)

https://i.ibb.co/P4zgd0M/IMG-5553.jpg (https://ibb.co/zbHZzDF)

To widział Grąbczewski.
Komentarz jutro.

El Komendante
26.11.2020, 09:55
...Sam sobie odpisujesz i sam nabijasz sobie licznik...
Może i tak ale jest pewien aspekt edukacyjny, który zmusza do głębszej refleksji. Oczywista nielicznych (żadnej personalizacji), bo tak po prostu jest.
Licznik się nakręcił i będzie się kręcił siłą forumowej inercji.
Może się zrobi z tego serial, którego scenariusz sprzedamy netflixowi albo innemu hbo?

Czasy mamy, jakie mamy. Może być tak, że przez kilka lat nie ruszymy dupy z planety PL i mnie właśnie ruszyło. A może w ogóle skończy się jeżdżenie, jakie dzisiaj znamy?
Pół roku temu wyśmiewano "teorie spiskowe" a dzisiaj cieszymy się jak dzieci ze szczepionki, która powstała w rok i jest skuteczna w 95%. Spirytus movens Faziku. Spirytus do gębus a nieboszczyki do grobus. Tak mawialiśmy z kumplami przy stole, kiedy trafił się niezwykłej jakości bimber.

Obawiam się, ze te czasy nie wrócą.
Wokoło nas toczy się Wielka Gra. W podobnej brał udział Grąbczewski. Będziemy mu się wspólnie przyglądać z różnych stron. Będę sukcesywnie oddawał głos Adamowi Pleskaczyńskiemu, bo czymś zupełnie innym jest naukowe podejście do zagadnienia z całą metodologią i konsekwencją niż dywagacje "co autor chciał przekazać" takiego amatora jak ja, czy choćby Maksa Cegielskiego, który poświęcił Grąbczewskiemu całą książkę - ale dorobił w niej historię postawionej przez siebie tezy.
Opierał się on (Cegielski) na dostępnych źródłach ale zrobił to powierzchownie, na użytek swojej publikacji. Np. dotarł tylko do jednej gałęzi drzewa rodziny Grąbczewskich, twierdząc na spotkaniach, że zapoznał się z całą.
Ale Cegielski nie jest historykiem (oni zresztą też bardzo często ulegają tej zmorze, że do danej - własnej tezy, dorabiają historię) może sobie snuć "fantazje" na potrzeby beletrystyki. Powinien być jednak bardziej powściągliwy w deklaracjach własnych działań, których w istocie nie podjął.
Podobnie jest z publicystami historycznymi. Uważam, że trzeba do nich również podchodzić z dystansem ale czytać warto.

Adam Pleskaczyński. Podróże nieodkryte.

"...W październiku 1890 roku, po siedemnastu miesiącach obfitującej w przygody i niebezpieczeństwa podróży, Bronisław Grąbczewski zakończył swoją kolejną środkowoazjatycką ekspedycję. Nazwisko tego rosyjskiego oficera (pisane zresztą w najróżniejszy i najbardziej fantazyjny sposób) nie schodziło wówczas z pierwszych stron światowych gazet, a o jego wyczynach rozpisywały się najbardziej poczytne czasopisma geograficzne.
Szczególnie intensywnie przyglądali się mu Brytyjczycy, bo Grąbczewski przemierzał niezwykle wrażliwe politycznie obszary, na których stykały się imperialne interesy Wielkiej Brytanii i Rosji.

W 1892 roku, w prestiżowym „Th e Asia Quarterly Review” ukazał się tekst mieszkającego w Petersburgu brytyjskiego korespondenta prasowego, który w sugestywny i charakterystyczny dla tamtych czasów sposób scharakteryzował słynnego podróżnika: "€žNawiązuję do pułkownika, jeszcze niedawno kapitana Grąbczewskiego, którego dziś, po śmierci Przewalskiego, uważam za jednego z najbardziej niezłomnych i niezmordowanych rosyjskich badaczy Azji Centralnej. (...)
Idealny typ sportowca "zresztą znany jako sportowiec oraz eksplorator" Grąbczewski jest człowiekiem o niezwykłej budowie ciała, w doskonałej proporcji do swego wzrostu (sześć stóp i dwa cale). Jego jasna i zdrowa cera zdecydowanie odznacza się na tle bladych twarzy zwykłych mieszkańców, których spotyka w St. Petersburgu.
Jednak kiedy go spotkałem, wcale nie wyglądał zdrowo. Były pewne oznaki tego, jak bardzo jego wspaniały organizm został osłabiony zimnem i dotkliwymi trudnościami, przez które musiał przejść. Grąbczewski jest atrakcyjny już na pierwszy rzut oka, a zyskuje jeszcze bardziej przy bliższym poznaniu. Jego twarz jest niezwykła, o sympatycznym i życzliwym wyrazie, a jego maniery, pełne lekkiego wdzięku, zdradzają pewną osobliwość
"są połączeniem zachowania twardego i prostego żołnierza oraz tej elegancji, z której słynęła starsza polska arystokracja".

Kim był ten człowiek, uważany przez sobie współczesnych za jednego z najwybitniejszych eksploratorów Azji Środkowej? Jakie koleje losu doprowadziły do tego, że pochodzący ze zubożałej ziemiańskiej rodziny Polak przebił się na petersburskie salony i zdołał przekonać przedstawicieli najwyższych elit do swoich śmiałych planów?..."

Na fotkach, które zaprezentowałem na dobranoc na pierwszych czterech zdjęciach mamy "otoczenie" doliny rzeki Muksu. Idąc w górę rzeki dojdziemy do uroczyska Ałtyn Mazar.
Czym są uroczyska? Charakterystycznymi punktami w terenie. Czasami jest to kamień - np. Sary Tasz "żółty kamień", czasami skała, zagajnik, zakole rzeki, jednym słowem jakiś znak na planecie, który jest punktem orientacyjnym - umożliwiającym podstawową nawigację w terenie.

Kiedyś nie było gps-ów, na mapach cały szereg białych plam, dlatego podróżnicy (czy wojsko) korzystali z lokalnych przewodników. Mówiło się o nich, że "że znają tu każdy kamień". Takie powiedzenie, które się utrwaliło i przeszło do mowy potocznej.
Nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. W ogóle pochodzenie słów, to niezłe grzebanie w śmietniku:)

Jestem sławetny czy osławiony? A może słynny lub sławny?

d-Q7yi9K1fI

Wegrzyn
26.11.2020, 10:35
Czytam i ogladam, a takze szukam znaczenia slow jak chocby "belestrystyka". Fajnie, ze piszesz :)

El Komendante
26.11.2020, 11:26
Czytam i ogladam, a takze szukam znaczenia slow jak chocby "belestrystyka". Fajnie, ze piszesz :)
Cha! Miało być od bestfeler:) Poprawiłem. Edytor podpowiada ale oczy już nie te - choroba współtowarzysząca.
Pozdro!

El Komendante
26.11.2020, 12:34
Adam Pleskaczyński. Podróże nieodkryte.

"...Bronisław Grąbczewski wywodził się ze starego szlacheckiego rodu osiadłego od setek lat na Mazowszu, gdzie również urodził się jego ojciec – Ludwik Andrzej (1819–1881). Nie znamy okoliczności przeprowadzki Ludwika na Żmudź, ale faktem pozostaje,że objął tam w administrowanie dobra Użwenty, należące do księcia Druckiego-Lubeckiego i w 1849 roku w pobliskich Szawkianach pojął za żonę Emilię Bohusz herbu Odyniec.
W 1851 roku w Użwentach urodził się im najstarszy syn Ludwik, który najprawdopodobniej zmarł w wieku dziecięcym. W 1853 roku w Kownatowie przyszedł na świat Mieczysław (późniejszy prezydent Kalisza), a 15 stycznia 1855 roku – Bronisław. Rok później w Łubach urodził się Witold, a w 1857 roku ostatni z synów, Włodzimierz. Wreszcie w 1860 roku w Żoranach przyszła na świat jedyna córka Grąbczewskich, Zofii.

Życie Grąbczewskich nie odbiegało w tamtych czasach od życia przeciętnych
ziemian, ze wszystkimi jego radościami i smutkami. Po wielu latach Grąbczewski z estymą wspominał dom rodzinny, a szczególnie ulubionego wuja, Seweryna Grossa.
Była to barwna postać, wyraźnie wyróżniająca się na tle innych polskich ziemian na Żmudzi. Gross pasjonował się ornitologią, współpracował z najwybitniejszym badaczem ptaków w Polsce, Władysławem Taczanowskim, był poliglotą i charyzmatycznym dowódcą powstańczym w 1863 roku. Bez wątpienia wujek Seweryn imponował chłopcu i być może owa fascynacja nietuzinkową postacią zaważyła na całym jego późniejszym życiu.

Wybuch powstania styczniowego w 1863 roku stał się wyraźną cezurą w życiu kilkuletniego chłopca. Ojciec Bronisława, Ludwik, posiadający niemały autorytet wśród miejscowych ziemian, został mężem zaufania stronnictwa „białych” i konspiracyjnym naczelnikiem okręgu. Wkrótce aresztowany, zesłany został do Czembaru koło Penzy4.

Te wydarzenia zburzyły raz na zawsze ustabilizowany tryb życia Grąbczewskich w zaściankowym świecie litewskich dworów. W 1866 roku Emilia została zmuszona przez władze rosyjskie do sprzedaży majątku i wraz z sześciorgiem dzieci, których ojciec pochodził przecież z Królestwa Polskiego, została wysiedlona z Litwy.
Rodzina zamieszkała w Warszawie i od tej chwili rozpoczęła się skromna egzystencja w oparciu o pieniądze pozostałe ze sprzedaży majątku i niewielką pomoc krewnych.
Trudno powiedzieć, kiedy Ludwik wrócił z zesłania, ale przynajmniej od 1870 roku odnotowuje go Przewodnik warszawski informacyjno-adressowy. Pomimo że Ludwik dostał pracę w Kutnie przy obsłudze kolei żelaznej, sytuacja materialna Grąbczewskich nadal była ciężka.

Tymczasem Bronisław rozpoczął naukę w gimnazjum klasycznym w Warszawie i po zdaniu matury zgłosił się w kwietniu 1873 roku jako ochotnik do wojska. Decyzja miała zaciążyć na całym jego życiu, dlatego warto na chwilę zatrzymać się przy tym fakcie. Według przekazu rodzinnego jednym z warunków przedterminowego zwolnienia Ludwika z katorgi było oddanie najstarszych synów (Mieczysława, Bronisława i Ludwika Jakuba) na służbę rosyjską.

Trudno zweryfikować tę informację, bo sam Grąbczewski nigdy oficjalnie się na ten temat nie wypowiedział. W pośmiertnie wydanych zbiorach wspomnień, które miały być podstawą do większej dwutomowej pracy, wydawca we wstępie poinformował, że Grąbczewski złożony postępującą chorobą nie zdążył nakreślić ani nawet podyktować wspomnień "z doby swej wczesnej młodości i wyjaśnić przyczyn, jakie zniewoliły go do wstąpienia do armii rosyjskiej i opuszczenia kraju ojczystego na długie lata".

Można jednak założyć, że o wstąpieniu do armii zadecydowały względy najbardziej prozaiczne. Nauka w rosyjskim szkolnictwie wojskowym była dla dotkniętych represjami popowstaniowymi wielodzietnych rodzin szlacheckich niejednokrotnie jedyną szansą na uzyskanie odpowiedniego wykształcenia i pracy gwarantującej stałe i dość wysokie dochody.
I to była najpewniej podstawowa przyczyna wyboru takiej, a nie innej drogi życiowej..."

El Komendante
27.11.2020, 00:19
Pomysł.
Na starość, kiedy mamy fantazję, robimy coraz głupsze rzeczy. Niestety u mnie to rodzinne ale jako jedyny, dostrzegam to.
Nota bene, czy idiota jest głupi?

nuDDKxHtxlY

Elwood od trzech lat robi za wspomnianą instalację a ja... kupuję Lublina...
Dlaczego...? Bo był nietypowy. Był autobusem.

El Komendante
27.11.2020, 09:07
I tu ujawnia się pierwsza choroba głupiego.
Nie uczy się na błędach.
Co robi...?
Naturalnie pakuje się w remont złomu. Ten żywy pomnik PRL-u przeraża prostotą konstrukcji. Przyglądam się działaniom głupiego i miast reagować - zaniechuję. A zaniechanie gorszym grzechem od nic nie robienia jest.

Idzie kolega i widzi drugiego - siedzącego pod płotem.
- Co robisz?
Nic.
- Wczoraj też nic nie robiłeś.
Nie skończyłem.

Głupi konkluduje. Proste może być lepsze. Odpowiadam:
- Lepsze jest wrogiem dobrego.
Głupi i tak robi swoje.
Idiota - myslę.

El Komendante
27.11.2020, 09:59
Krótka historia remontu Lublina w kilku obrazkach.

Najpierw był malowany farbami plakatowymi.

https://i.ibb.co/sQj4RxB/1-2.jpg (https://ibb.co/rMkh08W)

https://i.ibb.co/SvqNWkP/2.jpg (https://ibb.co/VBXVrFt)

https://i.ibb.co/RyJp3BL/3.jpg (https://ibb.co/fvTYknm)

Potem został zepsuty.

https://i.ibb.co/B3Yt0NW/IMG-4867.jpg (https://ibb.co/h9Ty3fQ)

https://i.ibb.co/LzvN12Y/IMG-4905.jpg (https://ibb.co/8DXY9SN)

Potem naprawiany od nowa.

https://i.ibb.co/BfcT5W8/I-1.jpg (https://ibb.co/4FK4nvB)

https://i.ibb.co/ZcKccnD/I-2.jpg (https://ibb.co/Yf8ffzs)

https://i.ibb.co/9HRb7BX/II-1.jpg (https://ibb.co/F4G5Fcv)

https://i.ibb.co/GMjKmjf/1.jpg (https://ibb.co/t257R5w)

Wszystko ledwie w lata cztery.

El Komendante
27.11.2020, 10:42
Pomysł wycieczki pojawił się w 2017-stym na początku czerwca.
Na VI-stym piętrze akademika na terenie Akademii Marynarki Wojennej.

Ooo... Akademik, to od akademii?
Protestant czy protestujący?

Rzeźbiłem w akademikowym (czy akademicznym?) lastrico i wtedy zadzwonił Karpiu.
- Pojechałoby się gdzieś...
A pomaszerowało też?

Dlaczemu Karpiu a nie Karp? Dlaczemu czy zaczemu a może poczemu? Zaczemu Antek a nie ja?

AIBxYBPPFNE

El Komendante
27.11.2020, 11:40
Potem już poszło z górki. Zjechałem windą na parter, wsiadłem do auta.
40 minut później byłem już na chacie z gotową koncepcją. Jeszcze tylko dopracować kilka szczegółów.

Zasadniczo, to chodziło skończenie remontu Lublina. Wystarczy znaleźć frajerów a tych nie sieją. Chodzą po planecie, biegają a nawet się wspinają. Czasami pływają.
Właśnie tacy byli potrzebni.

El Komendante
28.11.2020, 10:20
Każda tego rodzaju idea (tak się narobić, by się nie narobić) wymaga idei wiodącej, zwanej przewodnią.
Np. kiedy za komuny cały naród kroczył do socjalizmu, w pewne majowe święto córy Koryntu wyszły na ulice z transparentem: My też kroczem do socjalizmu!
Otóż (wyłączając z tematu córy) postanowiłem w szeregi grupy remontowej ściągnąć lepsiejsiego frajera, najlepiej z rodziny Grąbczewskich.

I tu niestety muszę sięgnąć po niejakiego Ponckiego - sam najpierw. Być może a może zapewne część bardziej wnikliwych czytaczów (czytaczy?) zauważyła, że nie darzymy się sympatią. Gdybym go lubił, pisałbym o nim gagatek a, że nie lubię, będę pisał typ.
Otóż ten gagatek miał (i ma) na liście fejsowych znajomych niejakiego B. Grąbczewskiego. Myślę sobie - no chyba nie Bronisława?!

No to piszę do Ponckiego:
Wy - Poncki, podłe szmacidło, ciulu sakramencki i elcetera. Tych cetera sporo jak nie przymierzając cekinów na ślubnej, wiejskiej sukni.
A więc:
JA.
Wy Poncki - poinformujcie łaskawie, co to za Grąbczewskiego macie na liście i czy to ten z tych?
Poncki.
Witam Ciebie, o wielce Szanowny i Czcigodny, Osławiony i Sławetny... Tu w miejsce kropek - wielokropek tytułów i moich podróżniczo-pedagogicznych dokonań.
Przerywam JA.
Jak już wymieniasz tytuły, to wszystkjie a nie co drugi.
Poncki.
Mistrzu Ty Muj (oryginalna pisownia) szlachetny, dobry, łaskawy...
JA.
Kurwa, Poncki! Przymiotniki sławiące masz pisać z dużej litery! A Mistrza Muja masz kompletnie pisać z litery dużej! MISTRZ MUJ!! - dodając ZAWSZE dwa wykrzykniki!

Tu mała uwaga. MISTRZ MUJ!! to moje oficjalne, publiczne wcielenie. W sensie utarł się ten tytuł jak znakomita surówka z marchwi ze szczyptą cukru, chrzanu i majonezu. Wszystko delikatnie złamane pieprzem. Zostałem tak utarty na jednym z setek publicznych wystąpień, gdzie to prezentowałem Moje Wielkie Dokonania. Przychodzą na nie licznie, licne młode niewiasty i wykrzykują MUJ CI ON.

I za to między innymi Ponckiego nie lubię. Za tę podłą nonszalancję i brak szacunku. Walisz takiego Ponckiego po łepetynie, uczysz i nic.
Jeszcze ci potem taki Poncki będzie tłumaczył, czym jest nic...

TF-s8j1O9HQ

No tak mnie ten Poncki (na samą myśl o nim) zdenerwował, że muszę ogłosić pauzę i zrobić kupę.

redrobo
28.11.2020, 10:47
Czyta sie.

El Komendante
28.11.2020, 11:08
A gdzie "Pysznie"...? Surówka z marchii utarta, to kundel?
Czytać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi.
Bo mnie zawsze wychodzi i tego nie rozumieją młodzi. Oni by tylko wchodzili i kobietom szkodzili.

Przychodzi młody Boy Żeleński do starego i mówi:
- Tato, wpadłem... Co robić?!
Skoro nie uważałeś jak robiłeś, to rób jak uważasz.

Ale wracając do Ponckiego.
Urwał mi ten gagatek zderzak w Golfie Wieśku... Pojawił się (Poncki) na Moście Poniatowskiego, urwał zderzak i próbował zbiec autem. Qpi Qpek. Autem można odjechać a nie zbiec.
Zresztą potem miałem już tylko problemy z prądem. Nie mogę o tym jednak dalej pisać, bo się znowu zdenerwuję a deski muszę kręcić.

No dobra.

No więc dzięki Ponckiemu udało się wrobić Bartka Grąbczewskiego.
W zasadzie stosunkowo łatwo udało się zebrać całą ekipę.
Ale oni wszyscy byli zbyt podobni do siebie. Bartek skaperował kuzyna - Aleksandra Grąbczewskiego - wyższego od niego (Bartka) o głowę.
Ja zaś potrzebowałem czegoś/kogoś - bardziej wyrafinowanego.
Coś jak rzepak. Tłoczy się z niego olej. Wszystko super, dopóki nie zaczniemy na nim smażyć. Nie ma bata, uwolnią się szkodliwe związki, nie daj... przypalić.

Rzepakiem został Maurycy.
Do Duszanbe został już konkretnie przypalony.

Poruszać się w cieniu Przypalonego.

Na Biesowisku 2017 - w 10-tą, okrągłą rocznicę organizacji tej imprezy - ukonstytuował się zespół Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 2018.
1. Karpiu - Kierownik Sportowy.
Każda szanująca się wyrypa - musi mieć kierownika sportowego. Ważne, by był małego wzrostu. Taki wyżej niż wyżej, nie podskoczy.
2. Cichy.
- Specjalista od specjalistycznych robót wysokościowych. Stał się bardzo sławny w Danii, kiedy w wyniku awarii sprzętu zsunął się na skraj śmigła wiatraka (farma na pełnym morzu) i wytrzymał tak dyndając całe dwa tygodnie, dopóki nie przyleciała zmiana.
- Specjalista od biegów dystansowych, zwłaszcza tych pod górę. Rzeźnik, Harpagan, to jego pseudonimy w terenie.
Skarbnik wyrypy.
Każda szanująca się wyrypa musi mieć skarbnika. Nasz miał i trzymał kasę. Z tego miału najumiejętniej korzystałem JA.
3. Bartek (chyba Bartłomiej?) Grąbczewski.
Robił za magnes. Biegun Niebieski.
4. Aleksander Grąbczewski.
Robił za magnes. Biegun Czerwony.
5. Fazik. Zdegradowany na 5-tkę.
Szef Kolumny Transportowej.
Każda szanująca się wyrypa musi mieć jakiegoś szefa.
My potrzebowaliśmy szafiora. Nie waditiela... Szafiora.

Przypominam, czym różni się szofer od kierowcy:

EU-lUgQyKD8

cdn.

El Komendante
28.11.2020, 13:34
6. Słodki - zwany Redzikiem, pisany "redrobo". Artysta.
Po wpisaniu w gógla "redrobo" wyskakuje:
deviantart.com - wiadomo o co chodzi, nie trzeba klikać. Wszyscy artyści to niezrównoważeni emocjonalnie artyści.
Nasz artysta jest wyjątkiem. Trzyma poziom jak stoi w pionie. Taki sztukmistrz.
Co tam jeszcze wyskakuje? Tornister szkolny. Nasz artysta jest mistrzem pakowania i lubi dzieci. W sensie lubi po prostu a nie, że pedofil.
Mistrzostwu pakunku tornistra Słodkiego poświęcimy cały odcinek - edukacyjny odcinek.
Poświęcimy, bo warto.
7. Przypalony Maurycy. Niezbędny zawodnik na każdej wyrypie. Indywidualista ze świata równoległego. Potrzebny autorowi do rzucania cienia.
8. Autor.
Z łacińskiego - sprawca.
Za słownkiem PWN: twórca dzieła literackiego lub naukowego, też: dzieła sztuki, wynalazku, projektu itp., inicjator jakiegoś przedsięwzięcia, wykonawca jakiejś czynności.
Trzeci studyjny album zespołu Strachy na Lachy.

uBNrN7AR87c

El Komendante
28.11.2020, 20:03
Dywagacje.

Mariusz Kulik.
Bracia Dowbor-Muśniccy. Polacy na służbie rosyjskiej.

"Służba Polaków w armiach obcych, zwłaszcza zaborczych, jest tematem złożonymi rozległym. Decydowano się na nią z różnych powodów, przeważnie kierując się względami ekonomicznymi.
W grupie Polaków służących w armii rosyjskiej było trzech braci Dowbor-Muśnickich: Konstanty, Czesław i Józef. Ich kariery wojskowe ułożyły się różnie. Dwóch z nich: Konstanty i Józef, podając się za protestantów, ukończyło akademie wojskowe. Pozwoliło im to osiągnąć rangi generalskie i objąć wysokie stanowiska służbowe.
Trzeci z braci - Czesław, nie zmienił wyznania i nie zrobił tak błyskotliwej kariery jak jego bracia.

Służba Polaków w armiach obcych w okresie zaborów jest tematem bardzo rozległym i przez wiele lat bardzo rzadko podejmowanym. Pojawiał się przeważnie w biografiach znaczniejszych osób i przy omawianiu niektórych wydarzeń historycznych, takich jak powstania narodowe (listopadowe i styczniowe) czy konfl ikty zbrojne (wojny rosyjsko-tureckie, wojna krymska i I wojna światowa).
Dopiero w ostatnich latach pojawiły się prace omawiające pewne aspekty tego zagadnienia, jednak brak pełnego ujęcia tego, jakże ciekawego tematu. To ożywienie badawcze zostało spowodowane dostępnością wielu źródeł do tej pory nieosiągalnych dla badaczy. Dotyczy to materiałów archiwalnych, w szczególności zaś akt personalnych przechowywanych w Polsce i za granicą oraz źródeł drukowanych, do których można zaliczyć też kopie elektroniczne drukowanych oryginałów. Dostępność tych materiałów na stronach internetowych wielu bibliotek narodowych, umożliwia prowadzenie badań naukowych w skali wcześniej niespotykanej.

Jednak nawet takie ułatwienia i możliwości techniczne nie pozwalają na rozstrzygnięcie wielu kluczowych kwestii, z których jedną z ważniejszych jest jednoznaczne określanie narodowości wielu osób żyjących na przełomie XIX i XX wieku.

W XIX wieku armia rosyjska byłą jedną z największych armii świata,
rozlokowaną na olbrzymim terytorium Cesarstwa Rosyjskiego, znaczna jej część stacjonowała nad jego zachodnią granicą. Służący w niej żołnierze i oficerowie byli przedstawicielami prawie wszystkich narodowości zamieszkujących cesarstwo.
Wśród nich było też wielu Polaków, którzy w wielonarodowej kadrze oficerskiej byli jedną z liczniejszych grup. Ich ilość nie była stała i była uzależniona od wielu czynników.

Na przełomie XIX i XX wieku Polacy mogli stanowić około 5,4% składu rosyjskiego korpusu oficerskiego. Podanie dokładnej ich liczby jest utrudnione z powodu nieprecyzyjnych kryteriów, które stosuje się przy określeniu narodowości. Wśród nich można wymienić: brzmienie nazwiska, imienia, imienia ojca, miejsce urodzenia, wyznanie (przeważnie katolickie) lub ukończone szkoły. Dużą dozę pewności przy określeniu narodowości dają akta personalne (np. spis służby) przechowywane w archiwach (polskich i rosyjskich).

Jednak wątpliwości pojawiają się w przypadku osób, które z różnych względów (np. podeszły wiek, śmierć, wyjazd do innego kraju niż Polska) po odzyskaniu niepodległości nie podjęły służby w Wojsku Polskim lub nie przyjechały do Polski.
W tych przypadkach, przy określeniu narodowości pomocne są różnorodne druki urzędowe lub służbowe. Nieocenioną pomocą są wykazy oficerów sporządzane przez resort wojny lub władze administracyjne. Było one tworzone regularnie co roku, a niektóre nawet częściej.
Jedno z podstawowych kryteriów stosowanych przy określaniu narodowości − kryterium wyznaniowe, jest niekiedy mylące. Dotyczy to szczególnie Polaków wyznań innych niż katolickie, np. protestantów, prawosławnych czy muzułmanów.
Kryterium to zawodzi też w przypadku konwersji wyznaniowej badanych osób, czego ślady można niekiedy odnaleźć w dokumentach archiwalnych lub źródłach pamiętnikarskich.

Wybierając karierę wojskową w armii rosyjskiej, Polacy kierowali się różnorodnymi motywami, jedni tradycją rodzinną, inni obowiązkiem służenia w przyszłości niepodległej Polsce. Najliczniejsza była jednak, jak się wydaje, grupa osób, którymi kierowały powody materialne. Zdobycie wykształcenia wojskowego odbywało się przeważnie na koszt państwa i powodowało odciążenie skromnych, nierzadko uszczuplonych przez represje popowstaniowe, budżetów domowych.
Po ukończeniu szkoły wojskowej uzyskiwano pewną, choć nie najlżejszą, pracę, dającą stałe źródło utrzymania.

Po upadku powstania styczniowego w armii rosyjskiej wprowadzono szereg przepisów ograniczających Polakom dostęp do objęcia określonych stanowisk służbowych w armii. Do grupy tej należały wyższe stanowiska dowódcze (np. dowódcy pułku, brygady, dywizji czy korpusu armijnego) i prawie wszystkie stanowiska sztabowe. Ograniczenia te obejmowały także dostęp do zdobycia pełnego (akademickiego) wykształcenia wojskowego oraz niektórych specjalności wojskowych.
Według nich, katolicy (głównie Polacy) nie mogli być przyjmowani do Akademii Sztabu Generalnego (od 1864 r.) i Wojskowej Akademii Prawnej (od 1888 r.).

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, oficerów katolików lub oficerów żonatych z katoliczkami, obowiązywał tzw. "katolicki wakat"€, wynoszący 20% stanu osobowego oddziału wojskowego. Osoby, które nie mieściły się we wspomnianym „wakacie” były przenoszone do innych jednostek..."

CzarnyEZG
28.11.2020, 20:25
nie i chuj.

El Komendante
28.11.2020, 20:46
No właśnie... Co z tym fantem zrobić?
Za komuny do szkół oficerskich (czy podoficerskich) szli ludzie trojakiego pokroju.
Prowincjonalna "biedota" bez perspektyw, miejskie odpadki z niezdanych egzaminów na studia cywilne, garstka zadeklarowanych wojskowych i pozostały "element".
Zasadniczo owi absolwenci byli poddani (i słusznie) ostracyzmowi społecznemu.
Jedyne liczące się na rynku ówczesnych polskich uczelni były tylko dwie. WAT i WAM. Reszta im późniejsza komuna, pozyskiwała na studia coraz mierniejszy materiał ludzki.

Przeżyłem te lata więc mam jakiś obraz ale wspominając w moim osobistym wątku poziom polskiej "edukacji" - nieustająco pikujący w dół, to skąd tak naprawdę mamy wiedzieć, jak f-cznie było przed i po rozbiorach...? Piszę tu o poziomie szkoły średniej co najmniej....
Przecież to jest jakiś dramat. Nie umiemy odpowiedzieć sobie na proste pytania (pomijam już brak czasami elementarnej wiedzy) z historii a co dopiero socjologiczno-społeczna rozkmina indywidualnych decyzji ludzi służących w obcych armiach, dorabiających się tam szarży generalskich?

W jaki sposób, wedle jakich kryteriów rozliczać osoby, które te drogę przebyły? Może za dokonania?
W końcu cytowany tu p. Mariusz Kulik analizuje sylwetki (dalej oczywista) braci Dowbor-Muśnickich a rola, jaką do odzyskania (orężem) niepodległości odegrał jeden z nich - przywódca Powstania Wielkopolskiego - jest bezdyskusyjna.
Zasadniczo przecież cała kadra oficerska po odzyskaniu niepodległości służyła (dorabiała się stopni) w obcych armiach...

Jestem konserwatywnym narodowcem, jednakowoż o zbyt małej wiedzy, by autorytatywnie wypowiadać się w temacie. Czuję się w obowiązku to sygnalizować a stanowisko moje w tym względzie jakoby naznacza postać Bronisława Grąbczewskiego.
Postać niejednoznaczna, wymykająca się mojej definitywnie, całościowej ocenie.

Z punktu widzenia dokonań eksploracyjnych pozostaje na moim topie. Zbliżamy się powoli do tych fragmentów jego biografii (autorstwa Adama Pleskaczyńskiego), które rozwiewają wszelkie w tym względzie wątpliwości.
Bronisław Grąbczewski był postacią niezwykłą!

El Komendante
28.11.2020, 21:41
mwxY3mXRJ08

El Komendante
29.11.2020, 14:02
Adam Pleskaczyński Podróże nieodkryte.

"...Grąbczewski jako ochotnik mógł sam wybrać jednostkę wojskową w której miał służyć. W tym czasie w Warszawie stacjonowały aż cztery prestiżowe pułki lejbgwardyjskie. Młody Grąbczewski wybrał jeden z nich, elitarny Lejb-Gwardyjski Keksholmski Pułk im. Cesarza Austriackiego. Po rocznej służbie, podczas której dał się poznać jako dobry żołnierz, i awansie na stopień starszego unteroficera, wstąpił w 1874 roku do dwuletniej Szkoły Junkrów Piechoty. To wówczas po raz pierwszy ujawniły się zainteresowania Grąbczewskiego dalekimi i egzotycznymi podróżami.

W tym bowiem czasie do kolejnej wyprawy środkowoazjatyckiej przystąpił Mikołaj Przewalski, żywa legenda rosyjskiego podróżnictwa. W październiku 1874 roku zwrócił się on do swojego przyjaciela, I.L. Fatiejewa, wykładowcy w warszawskiej szkole junkrów (w której zresztą w poprzednich latach Przewalski uczył geografii), o wytypowanie jednego z junkrów, który na ochotnika i w celach niemerkantylnych mógłby wziąć udział w ekspedycji. Kandydatów było wielu, ale Fatiejew zarekomendował właśnie, Grąbczewskiego, który z wielkim entuzjazmem zapalił się do projektu. Ostatecznie jednak wybór Przewalskiego padł na kogoś zupełnie innego.

Pierwsza próba wyjazdu do Azji Centralnej zakończyła się więc fiaskiem, ale niebawem przed Grąbczewskim pojawiła się kolejna szansa. W lipcu 1875 roku nasz dwudziestoletni bohater opuścił uczelnię i wrócił na krótko do swojego macierzystego pułku, aby w marcu następnego roku zostać skierowanym do 14. Turkiestańskiego Batalionu Liniowego w Taszkiencie. Według Bolesława Olszewicza, który znał osobiście Grąbczewskiego i działał z nim w Polskim Towarzystwie Geograficznym, miał to być jego własny wybór, aby nie stanąć przed koniecznością walki przeciwko swoim rodakom
w okupowanej przez Rosjan Polsce.
„Wrodzony popęd do podróży (…) oraz przykre strony służby wojskowej w mundurze rosyjskim, od którego stroniło społeczeństwo polskie, skłoniły Grąbczewskiego do wyjazdu na Wschód".

Gdy tylko mianowany został oficerem (1875), natychmiast rozpoczął starania o przeniesienie go do Azji w obawie, aby go nie użyto przeciwko rodakom, co byłoby sprzeniewierzeniem się przysiędze, którą złożył ojcu”. Tego typu starania wśród rosyjskich oficerów polskiego pochodzenia, którzy stacjonowali w Królestwie Polskim, były wcale nierzadkie.
Wszystko jednak wskazuje, że w przypadku Grąbczewskiego równie ważnym motorem jego starań o przydział na dalekich południowych rubieżach Imperium była chęć przeżycia przygód i posmakowania prawdziwej egzotyki. Tak czy inaczej, Grąbczewski dopiął swego i w końcu trafił do Azji Środkowej, która na najbliższe dwadzieścia lat miała stać się jego domem..."

El Komendante
29.11.2020, 15:28
Dzięki Bartkowi poznaję Adama Pleskaczyńskiego.
Konsultuję z nim dwa przygotowane szlaki i Adam nie ma uwag. Śmieje się, że do nic więcej nie potrzebuję, na pewno nigdy dotąd jeszcze niepublikowanych, reprintów oryginalnych map Grąbczewskiego.
Tym niemniej dostaję je od Adama w prezencie, tuż przed wydaniem książki, która tu jest cytowana.

https://i.ibb.co/sVLfYtF/DSC04822.jpg (https://imgbb.com/)

https://i.ibb.co/fHCJRHF/Oryginalne-mapy.jpg (https://imgbb.com/)

https://i.ibb.co/rfztfKR/Robimy-ten-zakres.jpg (https://imgbb.com/)

Skala 1:800 000.
Nie wiele się z nich dowiesz ale na ruskich sztabówkach szlaki wytyczane przez Bronisława znalazły swoje odbicie 1:1.

Jestem mega podekscytowany. Adam z Bartkiem otworzyli przede mną obszar niedostępny dla ludzi z ulicy i na pewno nie dla Maxa Cegielskiego.
Adam silnie nas wspiera, reszta należy do nas.

Przypadek, że wybrałem akurat szlaki z ekspedycji, z której dziennik opublikował zespół z Adamem Pleskaczyńskim.
Same badania trwały... trzy lata. Rosjanie po raz pierwszy dopuścili Polaka do tajnych archiwów. Ich owocem - cytowana książka.
Dla mniej zainteresowanego tematem osobnika może to być nudne ale ja już na tym etapie czułem się jak "eksplorator". Nie ważne, że papierowy. 10-tki godzin spędzone nad analizą, wybór tematu, teraz tylko zrealizować.

fassi
29.11.2020, 16:38
Jeszcze tylko golfa zatankować i w drogę ...

El Komendante
30.11.2020, 10:33
Cha, cha... Faziku - coś mnie tknęło i przejrzałem cały wątek. Jeżeli mam go kontynuować, to potrzebuję podpowiedzi, o czym dopisać, bo chyba wszystko zostało powiedziane. Nie wiem, czy się wdawać w szczegóły?
Z jednej strony "pojechałbym" raz jeszcze, z drugiej - nie wiem teraz jak?

Prawda jest taka, że była definitywna koncepcja zawieszenia działalności na kołek ale z perspektywy tego, co się wokoło dzieje nie mam ochoty dać zamknąć się w klatce.
Niektórzy czytacze polemizowali z Tobą w kontekście Twojego podejścia do unii, życia za Odrą - a dzisiaj staje się to faktem u nas. Poza głównym nurtem wypływa opcja zdominowania rynku przez firmy państwowe i korporacje. Jeżeli dobije się małe i średnie firmy, pozostanie tylko drobna przedsiębiorczość czyli wypisz wymaluj PRL.

Jeżeli chodzi o wyjazdy, to mamy paszporty ale granice są praktycznie zamknięte. Po świętach - ferie. Dzieci oszaleją ze szczęścia. Zamkną się w domach i będą tłukły w klawisze do woli. Na "ferie" nie wyjedziesz, chyba, że w podróż służbową. Ale dla tej formy agroturystyka jest wyłączona. Hotele nie ale te nas akurat nie bardzo interesują.
Absurd goni absurd...? Nie, to te kajdany, o których pisałeś. Ta. Właśnie daliśmy się zamknąć w klatce i zasadniczo, to nie ma już wyjścia. Żadnego.

Nie ma przewodnika, który bezpiecznie sprowadzi ekipę na właściwą ścieżkę. Łatwiej jest pozamykać wszystko niż podejmować trudne, na miarę epoki - decyzje. Przewidziano amputacje, te jednak tylko okaleczają.
Czasami trzeba amputować. Tylko po amputacji dalej mamy żyć i się realizować. Żyjemy w chaosie amputacji, jak w szpitalu polowym. "Zabiegi" wykonywane coraz szybciej, coraz więcej. Produkujemy kalekie społeczeństwo. Te dzieci na e-lekcjach, zamknięte w czterech ścianach świetnie się realizują. Tylko, że życie normalnie nie toczy się w czterech ścianach... Czasy bękartów społecznych przed nami.

Więc może nie będę pisał o tym, co było już, tylko o tym, co być może?
Może jakimś psim swędem uda nam się kontynuować tę wyrypę w kolejnym sezonie?
Może teraz zaczniemy ją sobie planować na papierze?
Przygotowania potrafią być ekscytujące. Nawet jeżeli nam gówno z tego wyjdzie, może kto inny skorzysta? Ktoś bardziej śmiały, niezależny, mający charakter Bronisława Grąbczewskiego?

O nim będę pisał dalej i planował nową wyrypę.
Co Ty/Wy na to?

aadamuss
30.11.2020, 15:33
Pisz Panie cokolwiek im mniej kumam tym bardziej mi się to podoba :-)

Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka

El Komendante
30.11.2020, 22:00
Nie do końca o to mi się rozchodziło.
Twój głos, jak wołającego na puszczy. Doceniam.

El Komendante
30.11.2020, 22:12
Padło w tekście Adama, że Grąbczewski poległ w castingu Przewalskiego.
Miast Grąbczewskiego, Przewalski wybrał na uczestnika wyprawy absolwenta gimnazjum, 18-letniego Fiedora Leontjewicza Ekłona.

A co my wiemy o Przewalskim?
Na początek takie małe ćwiczenie. Spróbujcie wymawiać: "przewalski" i "pszenica". Chodzi naturalnie o wydźwięk w waszych paszczach: "prz" i "psz".
Zapraszam do wymowy.

Artek
01.12.2020, 07:52
Musiałbym jak Demostenes lub Gustav K. lub Chuck N. najpierw żuć kamienie... potem już dalej leci Ży szczy i cecha

El Komendante
01.12.2020, 10:04
Otóż Rosjanie nie wymówią "prz".
W wikipedii dowiemy się o Przewalskim, czego się dowiemy. Czego innego zaś z opracowania Zbigniewa J. Wójcika z Komitetu Historii Nauki i Techniki PAN: Mikołaj Przewalski - Podróżnik.
Np. za wiki: "...skierowany na kurs do Akademii Sztabu Generalnego, który ukończył w 1863 i na ochotnika zgłosił się do walki z powstaniem styczniowym...."
Brzmi, jak brzmi - suche stwierdzenie, dość jednoznacznie stygmatyzuje.
Co zaś Przewalski pisze w swojej Autobiografii?
"...w maju zaproponowano wychowankom akademii, że jeśli kto życzy sobie, to może udać się do Polski na prawach drugiego rzędu*. Wśród innych i ja wyraziłem swoją zgodę, nie chciałem bowiem zdawać egzaminów wojskowych. Najpierw udałem się do Pułku Połockiego, który znałem w dawnym stanie,, bez jakichkolwiek zmian; starzy towarzysze broni spotkali mnie, jako Polaka, dość chłodno..."

*egzaminy zaliczone ulgowo.

W oczach p. Zbigniewa Przewalski rysuje się w nieco innych barwach niż te, którymi bywa malowany - jako Rosjanin. Punktem wyjścia dla niego była lista polskich nazw geograficznych skojarzonych z nazwiskami Polaków. Na tej liście nie było Przewalskiego.
Opracowanie Wójcika jest interesujące, zresztą nawet pod względem czysto dydaktycznym.
Podaję na zasadzie ciekawostki. Polecam też przy okazji polskie wydanie: Podróż po Kraju Ussuryjskim Przewalskiego - powiedzmy... Mikołaja.

El Komendante
01.12.2020, 11:46
Adam Pleksaczyński Podróze nieodkryte.

"...Dalsze losy Grąbczewskiego wskazują, że z pełną determinacją dążył do zrealizowania swojego celu, jakim było uczestniczenie w egzotycznej podróży. Kiedy wiosną 1876 roku dotarł do Taszkientu, niemal z marszu został skierowany do udziału w wyprawie rosyjskiego poselstwa dyplomatycznego do Kaszgarii, rządzonej wówczas przez antychińskiego secesjonistę Jakuba-bek Baudaleta. Zważywszy na charakter młodego oficera, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że przyłączenie się do ryzykownej eskapady wyszło z jego inicjatywy.

Wyprawa wyruszyła z Taszkientu do Osz, a stamtąd w rejony fortu Gulcza, które nie były w pełni kontrolowane przez Rosjan:
„Nagle rozległa się salwa karabinowa. Kule zaczęły świtać ze wszystkich stron” – wspominał po latach Grąbczewski. „Poseł, sztabs-kapitan Kuropatkin, został raniony w lewą rękę powyżej łokcia..."
Mój koń padł jak piorunem rażony, bo dostał postrzał w sam środek łba. Nił Kuropatkin i Sunargułow wyszli cało. (…) Pokazało się, że o jakieś 200-250 kroków od drogi, którą, gwarząc, jechaliśmy, była głęboka wyrwa suchego o tej porzestrumyka; w wyrwie ukryło się około 100 strzelców z watahy kipczaków (najbardziej wojowniczy szczep miejscowych Kirgizów) pod wodzą Mułły Hudaj Berdy (od Boga dany).
Wataha, oczywiście, była dobrze poinformowana o przejeździe poselstwa, gdyż ukryła się tak dobrze w wyrwie, że ani my, ani dżygici, idący przodem w tumanach kurzu, nie zauważyli zasadzki”12. Po kilkugodzinnej walce na pomoc oblężonym Rosjanom przybyła odsiecz z Oszu, która uratowała życie członkom poselstwa i konwojującej obstawie.

Po powrocie z niefortunnej misji dyplomatycznej Kuropatkin musiał udać się na leczenie i w październiku ponowił wyprawę, która tym razem szczęśliwie dotarła do Kaszgaru. W tym czasie Grąbczewski wrócił do jednostki, aby od lipca do końca września wziąć udział w słynnej wyprawie wojennej do Doliny Ałaju przeciwko zbuntowanym Kirgizom dowodzonym przez legendarną Kurmandżan-datkę*.
Służył pod ppłk. Gardnerem dowodzącym tzw. kolumną gulczańską, w charakterze ordynansa płk. księcia Witgenszteina, który dowodził dwoma sotniami uralskich kozaków, oddziałem strzelców i rakiet. Wielkie przestrzenie, potężne góry i środkowoazjatycka przyroda zrobiły wielkie wrażenie na młodym człowieku żądnym przygód i poznania świata. Wówczas też zetknął się z ałajską ekspedycją wojskowo-naukową, w ramach której działali geodeci i topografowie przygotowujący mapę tych obszarów. Jest wielce prawdopodobne, że Grąbczewski obserwował ich prace i wpłynęło to na ukształtowanie jego zainteresowań tego typu działalnością..."

*Kurmandżan Datka, nie od parady jej twarz zdobi banknot 50 somów.
Więcej info o tej niezwykłej kobiecie:
http://kirgiski.pl/2020/03/kurmandzan-datka/

I3H86R3zx3E

El Komendante
02.12.2020, 22:55
Berlin. Spotkanie niemieckich afrykanerów.
- No i El wziął butlę z gazem a tego gazu starczyło ledwie na jedną herbatę.
To jakiś nieodpowiedzialny gość.
- To nic. Zanim zaparzył herbatę, zatarły się w jego Golfie łożyska w przednich piastach. Nie dojechaliśmy nawet do granicy z Litwą.
I co?! Chyba nie jechaliście z nim dalej?!
- Przejechał bez sprawnych hamulców cały Pamir.
Jak?!
- Nie hamował.

El Komendante
02.12.2020, 23:28
I na tym kończę relację.

https://i.ibb.co/VwTS8fp/IMG-0725.jpg (https://ibb.co/wc4W15r)

https://i.ibb.co/mXKvZN9/IMG-1030.jpg (https://ibb.co/9V0wKZb)

https://i.ibb.co/ncWNNkx/IMG-4082.jpg (https://ibb.co/gTnLLgk)

https://i.ibb.co/PF8GhQJ/Jaszyl-Kul.jpg (https://ibb.co/9cjHTtB)

fassi
26.02.2021, 17:30
Dzień dobry !

nQkSh0w8Cyk

Ps. Reżyserowowi tego filma tej wycieczki dziękujmy za czas poświęcony przy stole rezyserowowskim i monterakim. Dzięki Śluza!

Emek
26.02.2021, 17:45
Yes!👍

Poncki
26.02.2021, 19:15
Czytał Bartosz Grąbczewski :)

GregoryS
26.02.2021, 19:42
Rewelacja !
W dupie mam te gory - to zrobilo mi dzien :)

redrobo
26.05.2021, 16:02
do widzenia.

ATomek
26.05.2021, 16:32
do widzenia :)

RAVkopytko
26.05.2021, 22:11
Do....Widzenia

fassi
09.08.2021, 18:17
Gdzie te stemple i wizy jak paszport masz full? Pamiętasz awanturę na granicy kzh?

Będziesz zmieniać paszport w trasie jak Homery , a ja będę znowu po ambasadach latać ...

biker
11.08.2021, 18:43
jaki ładny Grunwald nam fundujesz :o