View Full Version : Wulkanizacja, czyli skuterowa wyprawa na Bali
FAQ (edytowane na biezaco):
1. Dlaczego niepolecane jest enduro na Bali?
Polecane :), ale wszyscy wlasciciele motocykli ostrzegali mnie, ze na Jawe nie dostane sie wypozyczonym motorem enduro. Policja nie pusci na prom.
2. Tam naprawdę sa tak tanie noclegi?
Tak, tam jest tanio. Noclegi rezerwowalem przez Booking. To prawda, ze szukalem tez tanich ofert.
3. Jak tam doleciec?
Ja kupilem bilet tam/z powrotem za niecale 1300PLN (Air China) - lot do Kuala Lumpur. Na miejscu ogarnialem bilety do Wietnamu/Tailandii/Indonezji korzystajac z Easy Jet i Air Asia - lokalne tanie linie lotnicze.
4. Co zabrac?
- na Igen zawsze warto zabrac wlasna maske. SO2 jest cholernie drazniacy. Zostawilem tam polowe swoich pluc :)
- lekkie, krotkie buty do trekkingu sa wystarczajace. Robienie Ijen w klapkach jest mozliwe, ale glupie.
- ...
5. Czy to jest trudne?
Nie. Nie wymaga nawet bycia ogarnietym. Dostepne dla kazdego.
--##--
Hej,
Przedstawie w kilku watkach swoja wyprawe na Bali i Jawe. Celem bylo to, zeby zdobyc wulkany i zrobic to w najlepszym mozliwym stylu solo.
PROLOG:
Po 5 tygodniach pobytu w Azji SE bylem w permanentnym travel-modzie, glodny kolejnych przygod, gotowy na kolejna porcje wrazen i ekscytacji. Myslalem, zeby wrocic do Wietnamu i pobuszowac miedzy polnoca, a poludniem kraju, zaczepic moze jeszcze o Laos, ale... akurat Air Asia rzucila ultratanie bilety na Bali (~15 USD). Problem z wyborem miejsca rozwiazal sie sam. Taka karma.
Bali. Wyspa w ksztalcie kurczaka. Raj dla nurkow i amatorow plaz, dla surferow i milosnikow grzybow czasoprzestrzeniozakrzywiajacych (haluny takie :fool2:). Miejsce w Indonezji, w ktorym koegzystuja razem hinduskie swiatynie i meczety. Miejsce, w ktorym the beach boyz zdobywaja serca bialych kobiet z zachodu (czyt. z Australii), a lokalne dziwki kusza wdziekami facetow (czyt. z calego swiata). Wspaniale miejsce na urlop z rodzina.
Przed wylotem z Kuala Lumpur wiedzialem, ze moj glowny cel to lezacy po wschodniej stronie wyspy Jawa wulkan Kawah Ijen. Kumpel narysowal mi wizje wspanialej podrozy mtocyklowej. Ta wizja oznaczala przedzieranie sie motorem przez tropikalny las, najlepiej w deszczu, uciekajac przed insektami i oparami siarki wydobywajacymi sie z dna ziemi. Wizja zaprawiona łiskaczem, ktora miala prawo sie ziscic.
RAVkopytko
08.04.2018, 08:23
Eeeeee no ... rozsiadłem się z kawk± a tu tylko prolog ;)
Hehehe no nieĽle sie zapowiada ;D
Czesc I. Ucieczka z Kuty
Lot z Kuala Lumpur do Denpasar trwal nieco ponad 3 godziny. W tym czasie przekroczylem rownik - to zawsze dobra okazja do swietowania. Gdy wyladowalem w Kucie (Denpasar), godzina byla jeszcze calkiem wczesna, ale ciemnosc oblewala budynek lotniska. Odpalilem na Sigic'u namiar na wykupiony wczesniej hostel (Bedbunkers Hostel 1, 12PLN/noc) i pieszo poszedlem do celu. Po drodze kupilem troche indonezyjskich rupii (zeby bylo na start) i karte do internetu (po taniosci).
Sam hostel nie odbiegal standardem od pozostalych miejsc, w ktorych bywalem wczesniej w Azji SE. Kilku pijanych/zjaranych Australijczykow klocilo sie z recepcjonistka, kilku lokalnych leniwie oceniajacych sytuacje. Przy check-in'ie dostalem zimne piwo (nagroda za spokoj?), mapke Kuty i zapewnienie, ze w sypialni sa dzialajace wentylatory. Zrzucilem graty i bylem gotow na odkrywanie nowego miejsca.
Poszedlem wzdluz glownej ulicy Jalan Raya Legian. Od samego poczatku przyczepili sie do mnie handlarze grzybow halucynogennych i trawy. Tak w krajach arabskich, jak i w Azji, nie lubie tego lapania za rece, czy za ubrania. Nachalnosc odwrotnie proporcjonalna do wzrostu, szybka znajomosc konczona krotkim "fuck off, don't you ever touch me". Wszystko czego chcialem tego wieczora, to wypic zimne piwo i zjesc nasi goreng. Usiasc sobie, pobajerzyc z lokalesami o wyspie, o nurkowaniu, o jedzeniu.
Szedlem dalej, dotarlem w okolice Paddy's baru. To miejsce ataku islamskich radykalow z 2002 roku. Tu dostalem tez niecodzienna propozycje od dziewczyny na skuterze - lodzik za 30PLN... po kilku sekundach znajomosci.
Kuta po 20'tej.
79365
Dlugonogie córy Paddy'iego.
79366
Miejsce ataku z 2002 roku - Paddy's Irish Bar i pobliski Sari Club
79367
Zginely 202 osoby z 21 krajow (w tym 88 Australijczykow i 38 Indonezyjczykow)
79368
Styczniowy wiezor w Kucie.
79369
Robaki
79370
Robaki z bliska
79371
Drag queen show. Ktory to facet?
79372
Rano, pokrzepiony solidna porcja Bubur Ayam, poszedlem w kierunku Pantai Kuta Beach. To miejsce, w ktorym mozna znalezc motocykle na wynajem. Ceny okazaly sie zroznicowane - od 5 do 10 USD za dzien, w zaleznosci od typu. Dla mnie wazna okazala sie info o tym, ze malym motocyklem enduro nie wydostane sie z Bali. Udalo mi sie znalezc goscia, ktory pokochal moje buty i w zamian za mozliwosc przymierzenia, obnizyl mi cene wynajmu moto na 3,50 USD/dzien. Nawalem go Maciek, przez wzglad na podobienstwo do kolegi z podstawowki.
Bubur Ayam + Bintang = sniadaniowy klasyk.
79381
Slady hinduizmu balijskiego sa widoczne wszedzie.
79383
W drodze do Pantai Kuta Beach.
79382
Pantai Kuta Beach - plaza miejska rano.
79385
Pantai Kuta Beach - odpoczynek w cieniu.
79384
Buddyjska swiatynia.
79386
Ptak z drewna
79387
Smok zrobiony z drewna.
79388
79389
Maciek, ktory zostal moim bohaterem. W moich butach rozm. 47.
79390
Maciek dal mi swietna cene na moto. Zapewnil, ze moge jezdzic z kserowka dowodu rejestracyjnego i dodatkowo, ze obnizy mi cene wynajmu, jak wroce caly i niepoobijany. Po czym wreczyl mi kluczyki do pieknej Hondy Vario.
Bohater wycieczki: Honda Vario LC 150cc aka Swinka:
Moto: Honda Vario 150cc.
Silnik: czterosuw, SOHC, chlodzony woda, 9.3 kW/8500 rpm, 2.8 Nm/5000 rpm!
Predkosc maksymalna: 102 km/h. Czas na dystansie 0-200 metrow: 11.9 sekund.
W zbiorniku 5,5l, spalanie ~2l/100km,
Masa wlasna: 109kg, przeswit 135mm, kolka 14".
Plan dnia zakladal wydostanie sie z wielkiego molocha Denpasar/Kuta i dotarcie do przeprawy promowej Gilimanuk.
Plan w wersji "na bogato" uwzglednial przeprawe przez Ciesnine Balijska i dotarcie do Banyuwangi na Jawie.
Plan na bogato.
79391
Moim pierwszym zadaniem bylo zatankowanie Swinki. Nie widzac nigdzie stacji benzynowych, wiedzialem, ze system dystrybucji paliwa jest oparty o inny schemat: wyspe odwiedza rok w rok masa ludzi -> kazdy z nich pije alkohol -> butelki po Smirnoff'ie nadaja sie do przechowywania paliwa -> stelaze na paliwo... jest ich duzo po drodze. Stanalem, zatankowalem, pani zrobila mi kawe, pogadalismy i dzida dalej.
79392
Po 2 godzinach jazdy, wspomagany przez Sigic'a wydostalem sie z Denpasar i znalazlem sie na drodze Denpasar - Gilimanuk. Ruch na tej drodze jest potezny, bo jest to glowny ciag komunikacyjny po poludniowej stronie wyspy. Po jakims czasie stanalem, zeby sie odswiezyc. Miejsce, powiedzialbym - klasyczne dla Bali.
Pogadalem z wlascicielem, ten mnie oprowadzil po swoim "zajedzie", zaproponowal mi wode do picia, mozliwosc umycia sie. Bosko.
79393
79394
79395
Po tak milym doswiadczeniu musialem zatrzymac sie jeszcze w sklepie, zeby kupic cos na slonce. Rece mialem juz dobrze spalone. Spod kasku wylewaly sie strumienie potu, a smrod spalin z mijanych ciezarowek zachecal do pozostawienia kolorowej kreski na asfalcie.
Po kolejnych kilometrach, nagle zaczelo coraz silniej wiac - niebo z blekitnego i bezchmurnego zmienilo sie w olowiane.
79396
79397
79398
79399
Nie bylo sposobu, zeby uchronic sie przed ulewa. Stanalem na stacji benzynowej, wypilem Bintanga, rozcienczylem go woda i rozkoszowalem sie lokalnymi customami. Ulewa trwala dobra godzine, udalo sie nawet zmarznac.
79400
Godzine pozniej dotarlem do przedmiesc Gilimanuka. Zatrzymal mnie patrol policji. Odradzali zasadniczo probe przedostania sie na Jawe. Sprawdzili dokumenty, poogladali pieczatki w paszporcie, zapytali o rodzine w Polsce. W miejscu zatrzymania z lasu wyszly tez malpy - makaki.
79401
Dotarlem w koncu do portu. Organizacja portu wyglada tak, ze najpierw kupujesz bilet na przeprawe, a potem przechodzisz kontrole (przynajmniej w wersji dla zmotoryzowanych). Kupilem bilet do Ketapang i chwile pozniej podjechalem pod kotrole przy wjezdzie do terminalu.
- where you go?
- to see Kawah Ijen volcano. Can?
- you can Ijen not see,
- not see? why?
- motor papers not have.
No musze przyznac, ze lekko zglupialem. Gruby osilkowaty koles wlasnie stwierdzil, ze nie moge dostac sie na Jawe, chociaz przejechalem taki kawal drogi (no nie, ze kawal, ale troche to zajelo). Zagralem vabank - powiedzialem, ze pisze artykul o indonezyjskich wulkanach dla pisma geograficznego w moim kraju. I co... zadzialalo! Chwile pozniej osilek oddal mi papiery, posmyral sie po wasach i powiedzial "hmm... you go, can". "Thank you, Sir" odpowiedzialem.
W taki oto sposob wjechalem na rampe prowadzaca do promu. Smialem sie jak glupi do sera - udalo mi sie! To co zrobilem, bylo malym oszustwem, ale chwila tego wymagala, a i sprawa byla tego warta. Zakladam, ze bede sie za to smazyl w piekle. O ile pieklo istnieje...
Na terminalu.
79402
Sukces. Na trapie do promu.
79403
Swinka wsrod kolezanek.
79404
Jeden szaleniec.
79405
I drugi. Obaj lowia monety rzucane przez ludzi z promu.
79406
Ruch w Ciesninie Balijskiej.
79407
Widok na Jawe.
79408
Terminal w Ketapang.
79409
Po godzinie prom otworzyl swoje trzewia przy rampie w Ketapang i zjechalem na jawajski lad. Kolejny cel to hostel w Banyuwangi. Znalazlem go plynac na promie (Aryabhisma Homestay 19PLN/noc).
Jawa to zupelnie inna wyspa niz Bali. Przede wszystkim to wyspa, gdzie panuje islam. Porzucilem zatem nadzieje na wieczorne piwo. Banyuwangi (https://pl.wikipedia.org/wiki/Banyuwangi) okazalo sie byc dosc duzym, zatloczonym miastem. Dotarlem do hostelu i zadzialalem automatycznie: a) pogadalem z wlascicielka o moich planach na noc, b) poszedlem kupic sobie jedzenie, c) wrocilem/zjadlem/umylem sie, d) obczailem mapke i e) poszedlem spac.
Czesc II. Wladcy kwasnego jeziora
Wieczorem drugiego dnia podrozy dotarlem do Banyuwangi. To byl moj punkt wypadowy na wulkan Ijen (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ijen).
79415
Do celu mialem raptem 35km. Ale trudnosc polegala na tym, ze czekala mnie nocna przeprawa przez las. Zupelnie nie wiedzialem, czego mam sie spodziewac. Wynagrodzeniem za podjety trud mial byc widok niebieskich plomieni wydobywajacych sie z ziemi.
... to be continued...
UUUrwa ale trzyma w napięciu!
Dlaczego niepolecane jest enduro na Bali??
:)
Dawaj dalej, super napisane, czyta się:)
Szybko zacz±łe¶ to szybko kończ ;)
OK, insha'Allah, lecimy dalej. Kontynuujac czesc II.
Obudzilem sie w okolicach pierwszej w nocy. Podekscytowany, zabralem graty - lekki plecak, butelke wody, slodki napoj z aloesu, troche jedzenia. Spakowalem tez ciastka - wieczorem, zanim polozylem sie spac, przeczytalem, ze powienienem zabrac ze soba cos, czym kupie sobie zyczliwosc wladcow kwasnego jeziora.
Wyszedlem z pokoju i otoczyla mnie ciemnosc. Ciemnosc w rodzaju atramentu. Odczekalem chwile, zeby przezwyczaic wzrok, ale ten dawno wyuczony sposob nie przyniosl rezultatu. Nie bylo zadnego konturu, zadnego znajomego ksztaltu. Odpalilem czerwone swiatlo w czolowce, odnalazlem Swinke i wyprowadzilem ja poza teren hostelu. Uruchomilem silnik, odezwalo sie kilka pobliskich cykad - zupelnie jakby puscily im nerwy. Sprawdzilem szybko kierunki na zegarku i za chwile pedzilem w strone Jalan Jaksa Agung Suprapto - jednej z glownych ulic wyjazdowych z miasta. Nic prostszego, zeby ja odnalezc - za salonem Hondy w lewo.
Zanim dojechalem do Licin'a - wioski, przez ktora musialem przejechac, zrobilem kilka mniejszych bledow nawigacyjnych. W sumie jednak dosc szybko orientowalem sie, ze pomylilem droge (po szerokosci zjazdow). Raz musialem sie posilkowac googlem, a raz zapytalem o droge napotkanego dziadka.
- Ijen? Pit montor OK? - czyli mniej wiecej "motorem da rade?".
- Iya, OK! - potwierdzil dziadek.
Lubie te momenty, kiedy 5 znanych slowek staje sie wytrychem do dalszych zdarzen.
Z Licin'a do granicy lasu tropikalnego mialem okolo 10km drogi. Poszlo w miare szybko - na tym odcinku mialem tylko jedno wieksze skrzyzowanie i wiedzialem, ze musze skrecic w prawo, dalej trzymajac sie glownej ulicy Jalan Tamansari. W miare oddalania sie od miasta, malala ilosc domostw i lamp ulicznych. W pewnym momencie dopadla mnie swiadomosc, ze mijam jakies ludzkie osiedle - zaszczekal pies, minalem stojace na poboczu auto, poczulem zapach palonych smieci i nagle znak - strzalka z kierunkiem na Kawah Ijen.
Zaczalem wspinac sie ku gorze, Swinka wyrazne dostala obrotow, ale szla naprawde dzielnie. Wjechalem w cos, co nie bylo jeszcze lasem (a pozniej okazalo sie plantacja), ale co pozwolilo mi zobaczyc Banyuwangi i kilka mniejszych miejscowosci znacznie ponizej mojej aktualnej pozycji. Zrobilo sie troche zimniej. Noc nadal byla atramentowa, ale widok na to, co zostawilem na dole i na gwiazdy powyzej przypomnial mi troche swojskie nocne wedrowki po Karkonoszach.
Przekroczenie granicy lasu tropikalnego odczulem natychmiast. Od razu zrobilo sie cieplej i wilgotniej. Ujechalem moze z 200 metrow, stanalem, zgasilem silnik. Jakich odglosow nalezaloby sie spodziewac w tropikalnym lesie noca? Ciszy. Ruszylem dalej, cholera naprawde bylo ciemno w tym lesie. Minalem kilka rozjechanych wezy, kilka zywych wylegiwalo sie na cieplym zniszczonym asfalcie. W swietle lamp widzialem latajace nietoperze, duze cmy i oczy wiekszych zwierzat - mysle, ze dziko zyjacych kotow. Za chwile zaczely sie serpentyny, a 150ccm mojej Swinki wyraznie prosilo o litosc - oboje nabieralismy wysokosci. W koncu jednak zobaczylem swiatla Campgrounds Paltuding (http://bbksdajatim.org/) - parkingu dla zdobywcow wulkanu Ijen.
... to be continued...
o kurcze, naprawdę powiało egzotyka ;-) swietnie się czyta, czekam na kolejne odcinki!!
PS: przyznaje, ze jestem zaszokowany..... tam naprawdę sa tak tanie noclegi?
Super, czyta się i oczami wraca do tych widoków. Byłem tam 3 lata temu (zarówno na Ijen jak i Bromo), nie na 2 kołach, ale to tez było przeżycie :-)
Dajesz dalej :-)
OK, as salamu alaykum, i dalej kontynuuje czesc II.
Dolozylem tez FAQ w pierwszym poscie.
Dotarcie do miejsca parkingu Paltuding zajelo mi w sumie okolo dwie
godziny. Na grzaskiej polanie, niedaleko rozswietlonego budynku, stala
nienajmlodsza juz terenowka. Zaparkowalem Swinke tuz obok auta i
zaczalem ogarniac wzrokiem miejsce, zmierzylem wysokosc - 1845m n.p.m
i jasne stalo sie to, ze musze jak najszybciej ruszyc dalej. Do
pokonania mialem jeszcze 3 kilometry piechota, w tym 550 metrow w
pionie.
Campground Paltuding okazalo sie byc malo ciekawe - to malo atrakcyjna
mieszanka starych wiat (ktore okazaly sie straganami), kilku pomalowanych na zielono drewnianych domow i murowanych budynkow o nieznanym mi przeznaczeniu. Mimo glebokiej nocy, kasa biletowa byla otwarta. Zaplacilem rowno 100 000 rupii za bilet wstepu (okolo 6€) i za namowa - dodatkowe 25000 rupii za maske pe-gaz (extra 1,5€). Jak sie pozniej okazalo, maska byla warta kazdej ceny.
Dojscie do krawedzi kaldery bylo dosc lagodne. Niektore tylko odcinki byly bardziej strome i waskie, bardziej przypominajace schody. Szybkim marszem doszedlem do Kantin Ijen Miner, miejsca wypoczynku, gdzie nawet o tej porze odbywal sie handel pamiatkami. A moze wlasnie noc byla szczytem aktywnosci? Ijen slynie z blekitnych plomieni wydobywajacych sie z ziemi, a ktore sa widoczne wylacznie noca. Kazdy by chcial zobaczyc cos takiego!
Po kilku minutach odpoczynku ruszylem dalej. W swietle czerwonego swiatla mojej czolowki widzialem inne, rozbiegane swiatelka innych zdobywcow Ijen. Droga na szczyt nie byla juz tak szeroka, ale ciagle wznosila sie dosc lagodnie. Co jakis czas zaciagalem sie dziwnym kwasnym zapachem, jakby sam wzdety Lucyfer probowal sobie ulzyc. Po kolejnych 30-40 minutach marszu poczulem, ze zblizam sie do kaldery. Wiatr wzmogl i nie bylo juz tak cieplo. Sprawdzilem wysokosc - 2350m. W koncu minalem miejsce, gdzie skladowano wozki dwukolki, podobne do wozkow mleczarzy, ktore pamietam z dziecinstwa. Czesc z nich byla pusta, a czesc zaladowana i przykryta workami. Nie wiedzialem jeszcze, jak wyglada sam ladunek. W koncu trafilem na sama krawedz - w swietle gwiazd rysowal sie kontur wielkiej kaldery wulkanu, a pode mna - niewidoczna, wyczuwalna pustka.
Rozpoczalem wedrowke w dol krateru. Droga okazala sie waska i skalista. Przelaczylem swiatlo na biale i pomyslalem, ze skrecic kark tutaj nie byloby specjalnym wyczynem, tym bardziej w nocy. Ponizej widzialem kilka migajacych lampek, ktore wyraznie kierowaly sie na dol, ale w pewnym momencie zza skaly wylonil sie maly, slaby zolty punkcik, ktory wyraznie zmierzal pod gore. Maly slaby punkcik, stara latarka trzymana przez przez wyjatkowo niskiego czlowieka niosacego na barkach przedziwny zolty ladunek. Nie bylem gotowy na taki widok.
Kontynuowalem zejscie na dno krateru. Po drodze minalem jeszcze 2-3 dziwnych gosci niosacych tajemnicze skaly i dwoje turystow z zalozonymi maskami. Nie do konca zdawalem sobie sprawe z tego, ile trwa zejscie na sam dol, ale bliskosc dna kratertu zwiastowal coraz bardziej intensywny zapach i widoczna liczba latarek. Do tej pory moja maska byla schowana w kieszeni plecaka. Uznalem, ze noszenie jej jest przesada, i ze w tych warunkach bardziej komfortowo jest miec ja gdzies w zanadrzu, ale nie na spoconej twarzy.
Atramentowa noc - w drodze na Ijen.
79536
Przedziwny zolty ladunek.
79537
Miejsce skladowania.
79538
Siarka wydobywajaca sie z ziemi ma kolor czerwony. Dopiero po zastygnieciu zamienia sie zolta skale.
79539
Wyziew Lucyfera.
79540
I jeszcze jeden.
79541
Blekitny ogien wydobywajacy sie z ziemi...
79542
... robi niesamowite wrazenie.
79543
Recznie budowane "rurociagi" doprowadzajace siarke do miesc skuwania.
79544
Widok z innej planety.
79545
Pierwsza chmura gazu, w jakiej sie znalazlem, spowodowala piekacy bol w plucach i lzawienie z oczu. W tej ciemnosci nie bylem w stanie przewidziec, z ktorego kierunku dotrze do mnie lucyferowy siarczany wyziew. Zalozylem maske i podszedlem blizej, zeby obserwowac tanczace niebieskie plomyki. Naprawde niesamowity spektakl - piekny, zimnoniebieski kolor gazowego plomienia wydobywajacego sie z ziemi. Ciagle jednak w glowie mialem obraz pierwszego spotkanego gornika, i tych, ktorych obserwowalem teraz przy pracy - malych, w podartych ubraniach i ze szmatami scisnietymi w zebach.
... to be continued...
Wraz z nastajacym switem, do dna krateru przybywalo coraz wiecej turystow. Biedacy, zeby wiedzieli jak niewiele zabraklo im czasu, zeby zobaczyc niebieskie plomienie w calej swojej okazalosci. Caly ich wysilek moglby byc wart tego widoku.
Nadchodzi swit. Widok na obrecz kaldery wulkanu Ijen.
79547
Pierwsze "dzienne" zdjecie. Prawdziwi wladcy kwasnego jeziora przy punkcie zaladowczym - to tutaj rozpoczyna sie ich wedrowka 300m do gory.
79548
Zaczynaja prace bedac jeszcze chlopcami. Dozywaja czterdziestki.
79549
Codziennie okolo 200 najwytrwalszych facetow naraza swoje zycie i zdrowie pracujac w ekstremalnie ciezkich warunkach, wykonujac jedna z najciezszych prac - gornictwo. Ich ladunki waza 70-100kg. Oni sami waza nie wiecej niz 50-60 kg.
Codziennie robia po 2 kursy na dol, do stacji odbiorczej. Z kazdym pojedynczym kursem uchodzi z nich zycie.
79551
Pluca trawione przez SO2, blizny na szyi i barkach, zniszczenie stawow kolanowych. Wszystko za mniej niz 10$ dziennie.
79553
Warsztat pracy spowity gestymi chmurami toksycznego dymu, rozwiewanymi przez wiatry we wszystkich kierunkach.
79554
Metody pracy niezmienne od dziesiatek lat, o ile nie wiekow...
79556
... siarka jest przeciez z nami od zawsze - ich historia jest rowniez historia rozwoju naszej cywilizacji.
79557
... to be continued...
Dalej, dalej czesc II. Telhas Teeze! Kess Ommak!
Wrzucilem kilka arabskich przeklenstw, zeby bylo ciekawiej.
Swietowanie switu na dnie krateru nie bylo najlepszym wyborem. Ale o tym przekonalem sie dopiero pozniej - po wyjsciu na krawedz kaldery. Duzo czasu minelo, zanim promienie slonca dotarly na dno i oswietlily powierzchnie kwasnego jeziora. Zdazylem oddac swoje ciastka gornikom i sprawdzic, jakie to uczucie moczyc rece w wodzie o pH bliskim zeru (kwas).
OK, teraz bedzie przerwa w pisaniu, bo znalazlem Smierc czlowieka pracy (https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Amier%C4%87_cz%C5%82owieka_pracy) na youtub'ie (https://www.youtube.com/watch?v=3sYra8i2_bg). Drugi epizod opowiada o gornikach z Ijen.
poss'ter
17.04.2018, 23:02
Egzotyka pełn± gęb±. Zwiedzam z Tob±.
Kontynuujemy, Ayreh Feek! (no to jest naprawde brzydko po arabsku)
Maska, za ktora zaplacilem ekstra 25000 rupii, nie chronila calkowicie od kwasnego wyziewu. W gestej siarkowej chmurze idzie zostawic pluca. Byc moze za sprawa styczniowych wiatrow wiejacych nawet w glebi krateru, dym byl doslownie wszedzie. Podjalem decyzje, zeby wrocic na krawedz kaldery i cieszyc sie porannym sloncem.
Ciezka chmura siarkowego dymu...
79581
... rozwiewana nad powierzchnia kwasnego jeziora...
79582
i niesiona dalej, nad cala krawedz kaldery wulkanu.
79583
Prawdziwie marsowy krajobraz...
79584
... bez szans na jedna chociaz rosline.
79585
Na samej gorze ogloszenie - uważaj na toksyczny gaz!
79586
Miejsce odpoczynku na przy zejsciu na dno wulkanu, zalane jeszcze porannym cieniem.
79587
Majestat kwasnego jeziora.
79588
W drodze do gory...
79591
... jest zawsze chwila na wymiane kilku slow z kumplami z roboty...
79592
... na kontakt z ludzmi z rownoleglego swiata...
79593
... zawsze skwitowany usmiechem.
79590
Nie moglem sobie odmowic okazji na fote z indonezyjska "odwrocona flaga Polski".
79594
A jeszcze bardziej nie moglem stracic szansy na fote z polska "odwrocona flaga Indonezji".
79595
Po wydostaniu sie na gore, warto pojsc dookola obreczy kaldery. Widoki zapieraja dech. Taki jest widok po lewej stronie.
79596
A taki po prawej.
79597
Na krawedzi kaldery roslinnosc jest bardzo uboga. Jesli nie strawi jej SO2, zrobi to ogien.
79598
Kwasny siarkowy wyziew dociera rowniez 300m powyzej miejsca, z ktorego sie wydobywa.
79599
Jawa - kraina wulkanow.
79600 79601
Dobre miejsce na zrobienie kilku panoram.
79602
79603
A tu udalo mi sie zrobic prawdziwie siarkowe Halo.
79604
Praca na dole, widziana z odleglosci pol kilometra, kojarzy mi sie z teatrzykiem.
79605
79606
79607
79608
79609
79610
W drodze powrotnej - turysci mieszaja sie z gornikami.
79611
Ale znaczna czesc dnia uplywa samotnie.
79612
Dwukolka. Nie bylo ich jeszcze 10 lat temu.
79613
I skladzik dwukolek. Nimi caly urobek transportowany jest 3km na dol.
79614
Siarka zaladowana - mozna smigac do centrum wazenia.
79615
Mniej wiecej taka jest dysproporcja miedzy Europejczykiem, a gornikiem z Ijen.
79616
Prawdziwi Wladcy Kwasnego Jeziora.
79617
79618
79619
Widoki w drodze powrotnej do Campgrounds Paltuding.
79620
79621
Droga powrotna na dol odslonila przede mna potege gory. Las, ktorym jechalem w nocy, okazal sie prawdziwym tropikalnym lasem, z jego wszystkimi zapachami i odglosami. Teraz, za dnia, jazda w jego cieniu byla bardzo przyjemna. Wkrotce las ustapil miejsca plantacjom. Niektore z nich byly porzucone, a niektore ciagle uprawiane. Droga powrotna do Banyuwangi byla dla mnie doslownie mignieciem - nawet nie zrobilem ani jednego zdjecia. Przyznaje jednak, ze bylem totalnie zniszczony moja nocna eskapada. Ale tez bardzo szczesliwy, bo wizyta na Ijen okazala sie strzalem w "10". Bylem tez cholernie zadowolony z faktu, ze moja Honda Vario, zwana Swinka, sprawila sie doskonale! Do hostelu wrocilem dobrze po 10.00 rano. Umylem sie szybko i polozylem sie spac.
Nie bylo jednak latwo zasnac majac w glowie przewijajace sie obrazy z minionej nocy, i z minionego poranka. Zanim jednak udalo sie zasnac, zadalem sobie jedno krotkie, a wtedy istotne, pytanie: co chcesz dalej robic?
Ale Mordor .
Pisz dalej :Thumbs_Up:
Czesc III. Relaks w chmurach
Na sen nie bylo za duzo czasu. Po 2 godzinach bylem juz na nogach i zaczalem rutynowe przygotowania do odwrotu: prysznic, sniadanie, pakowanie. Zgrubnie wyznaczylem sobie cel, zeby dotrzec na polnoc Bali, a potem orientowac sie na kolejny wulkan.
Przeskuterzylem na przystan, odkrywajac przy okazji "islamskosc" Banyuwangi i, bez wiekszych problemow na check point'cie, zaladowalem sie na prom. Zrelaksowany ogladalem popisy mlodych chlopakow, ktorzy lowili monety rzucane przez lokalnych i turystow.
Czas przeprawy przez Ciesnine Bali poswiecilem na dopracowywanie szczegolow dalszej podrozy. Znalazlem fajny nocleg (Bayu Mantra Bungalows, Lovina, 37PLN) i bardzo dokladnie zabezpieczylem sie przed sloncem - grzalo jak diabli.
Planowana trasa Banyuwangi - Lovina
79626
Przeprawa przez Ciesnine Balijska
79627
Po wyladowaniu w Gilimanuk obralem kurs na Singaraja. Mialem do zrobienia okolo 80km - teoretycznie 2 godziny jazdy to max. Ale byla to swietna okazja, zeby porobic troche ujec do filmu (z malpami wychodzacymi z lasu!), pokrecic sie po okolicy i nade wszystko zjesc cos dobrego. Zreszta sama droga polnocna ciagnie sie praktycznie caly czas przez tereny zamieszkane, wiec predkosc srednia spada do 30-40km/h.
Gdzies w miedzyczasie mignela mi informacja (o ile dobrze pamietam - tablica informacyjna) z iloscia Australijczykow, ktorzy zgineli, rok po roku, na Bali w wypadkach komunikacyjnych. O ile dobrze pamietam - kazdego dnia na wyspie gina 3 osoby, a kolejnych 150 doznaje wszelakiego uszczerbku. Biorac pod uwage rozmiar wyspy, jazda "Bebekiem" (skuterem) wydaje sie byc igraniem z losem (Bali - 5633 km2, najmniejsze nasze woj. opolskie - 9412 km2). Mysle jednak, ze Bali, jako typowo turystyczna destynacja, oferuje duzo uciech, ktore ogolnie maja bezposredni wplyw na odbior rzeczywistosci (co moze sie przekuwac na statystyki). A i sami Balijczycy mistrzami kierownicy, z natury, nie sa.
Bungalow w Lovinie okazal sie fantastyczny. Mialem sa swoj wlasny uzytek piekny domek z weranda (http://www.balilocalguide.com/en/reviews/hotels/article/bayu-mantra-bungalows) i meblami zrobionymi z egzotycznego drewna. Dookola otaczal mnie doskonale utrzymany ogrod z kwiatami, palmami i krzewami uformowanymi w ksztalt zwierzat. Ciezko uwierzyc, ze nocleg w takim miejscu kosztowal 37 PLN. Kolacja zjedzona przy recepcji byla po prostu wyborna, a do tego kosztowala jakies kilka zlotych. Bylem w raju. Przed zapadnieciem zmroku udalo mi sie jeszcze odwiedzic pobliska plaze z czarnym piaskiem, delektowac sie czystym i cieplym Morzem Balijskim.
Rano wrocilem na plaze z naiwna nadzieja, ze na horyzoncie wypatrze stado delfinow, zabawiajace sie 100-200m od brzegu. Ale oczywiscie delfinow nie bylo. Zamiast tego cieszylem sie widokiem lodzi rybackich.
Typowa uliczka w Lovinie.
79629
Dalekosiezny kuter rybacki.
79634
Cala ich armada.
79631
Tym razem skusilem sie na typowo kontynentalne sniadanie (za 8 PLN). A to, dlaczego obsluga dzialala tak niespiesznie, zdolalem sobie wytlumaczyc sam.
79632
Zaraz po sniadaniu uruchomilem Swinke, pojechalem na stacje zalac pod korek 2,5 litra i ruszylem dalej przed siebie...
79633
... to be continued...
Tam w chmurach na wulkanie, ten cień na chmurze to nie halo ale Widmo Brockenu. Teraz musisz trafić jeszcze 2 i możesz być bezpieczny w górach:) Piękna wycieczka.
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.