View Full Version : KIrgistan na SHL M 06 T.
Sylwek_76
05.03.2018, 22:42
Loża szyderców to bardzo ciekawe miejsce.
Czytając opowieści innych osób, można punktować niedociągnięcia, łapać za słówka, wysilać się na mniej czy bardziej udane, żarty.
Pisząc, a zwłaszcza po raz pierwszy, już nie jest tak słodko. Więc: pochlebstwa przyjmuję, krytykę tylko delikatną i podaną koniecznie w zawoalowany sposób:D .
Prolog.
Wiosną 2015 r.przywiozłem SHL spod Krakowa. Stała sobie nieużytkowana od 1983 r., ale o dziwo, po wlaniu paliwa, nawet odpaliła. Przejechałem kilka kilometrów i to było wszystko. Zgasła bestia i żadne prośby, groźby i inne, nie skutkowały. Wrzuciłem więc oporne bydlę do garażu kumpla i zapomniałem. W głowie miałem już wypad do Pamiru w doborowym towarzystwie Banana i Henry'ego. Jeżdżąc po ślicznych drogach Kirgistanu, w chwili euforii, pomyślałem, że przecież tu, to można pomykać nawet Simsonem :). Po powrocie, wspomniałem o moich przemyśleniach bratu, a on na to:
-jedź Simsonem.
-Wiesz przecież, że mam,ale SR. Prześwit marny i ze skuterów raczej wyrosłem.
Brat: -jedź Wueską.
- Nie mam Wueski, ale, ale.. moment, mam SHL.
-No to jedź Eshaelką.
Jak wiecie, słowa trzeba dotrzymywać :-) . Klamka zapadła.
Rok przed wypadem- ee, sporo czasu, pomyślę jesienią. Jesienią, to dopiero latem nast. roku, pomyślę zimą. Ostatecznie przywiozłem SHL wczesną wiosną i zabrałem się do przygotowań. W głowie już miałem z grubsza chytry i tajemny plan, co i jak. Wiedziałem, że przednie, wahaczowe zawieszenie, od razu pójdzie na bok, a na jego miejsce zamontuję coś nowszego. Na oryginalnej kiwaczce, zabujałbym się niechybnie już gdzieś na Ukrainie. Wybór padł na stojącą w kącie Yamahę SR 250, którą kupiłem też okazyjnie, gdy poprzednicy zechcieli wyrzeźbić cafe racera, ale skończyło się na pocięciu ramy.. Jak zazwyczaj to zresztą, bywa. Znalazłem w swoich zasobach ładną obręcz od Pannonii, kupiłem szprychy od SHL, całość zaplotłem na bęben Yamahy i koło gotowe. Sztycę dorobił mi znajomy tokarz ( nie po raz pierwszy zresztą), błotnik dałem od Jawy 353. Dobra, podwozie z głowy.
Silnik otrzymał współczesny układ CDI, więc zawodny kondensator i przerywacz odpadły z listy problemów. Zmodyfikowałem skrzynię korbową, cylinder i tłok. Wał ma korbę z główką na rolkach. Gaźnik też powędrował większy, a siatkowy filtr powietrza zmieniłem na współczesny, gąbkowy, tłumik od SHL M11. W ten sposób uzyskałem szalone ca 10 KM,albo i więcej, zamiast fabrycznych 6 i poczułem moc :lol8: . W związku z tym, pomotałem przełożenie pierwotne ( na sprzęgle) i wtórne i uzyskałem przelotową prędkość około 75-85 km/godz., a maksymalną to nawet 110. Szaleństwo. Piszę około, gdyż licznik zamontowałem od Iża 49 (w lampie MZ 250), ale od początku nie działał.
Latem ogarnąłem wizy i powędrowałem do wydziału komunikacji, a tu -zonk. Nie zarejestrujemy panu tego motocykla.
Coooo :eek: ?
Okazało się, że był kiedyś wycofany z ruchu. No to buba. Ostatecznie poszło na pojazd unikatowy, ale znów dodatkowe koszta, rzeczoznawca, próbne tablice, okropieństwo. Przedłużał się czas wydania stałego dowodu, ja w tym czasie testowałem różne rozwiązania. W ramach docierania, przejechałem z 200 km wokół komina (najdalej byłem 30 km- w Kaliszu) i wreszcie, po uzyskaniu dokumentu: JADĘ! Ale to już w kolejnym odcinku :D.
bukowski
05.03.2018, 22:52
OMG.
Dajesz!
Panie!!! Kiedy ten nastepny odcinek?? Minela juz chwila i 3 momenty a to znaczy ze klepsydra pusta.
ps. dla takich wyryp chetnie sie wraca czytac to forum
ps2. pisz Pan bo nie zasne
ps3. czuje ze to nastepna sciema z fotoszopem i wymyslonymi historyjami. Kazdy przeciez na forumie wie ze nie da rady pojechac na taka wycieczke bez apsajtdaunow, 120 koni, choretexow i 50kg bagazu.
I ja jestem ciekawy. Bo z takim silnikiem to faktycznie chyba była przygoda?
:bow:
Sylwek_76
05.03.2018, 23:14
Ho, ho, jakie zainteresowanie tematem :-) Z góry przepraszam za lenistwo, ale to w większości przeklejka z FTA (bo tam dłużej można pisać, a tu zaraz złe moce wyłączają dostęp i chcą ponownego logowania :D).
Dodam tylko, że SHL jest z 1960 r.; gdy ją kupiłem, była po szóstym szlifie i miała zmieniony licznik. Wał był w niezłej kondycji i gdyby nie ten dalszy wypadzik, zapewne pozostałby bez remontu. Skrzynia wymagała inspekcji i dobrego dystansowania. Jeden właściciel od nowości, użytkował ciągle moto przez 23 lata.
Nie wiem, kto maszynę przeglądał i naprawiał, ale młotka i przecinaka to raczej nie zaznała:-) . To dobrze rokowało, a trochę substancji motocyklowej przewinęło się przez ostatnie lata w moim garażu i, nieskromnie, coś mogę powiedzieć na ten temat. Myślę, że dzisiejszy jej przebieg, równa się niejednej TA 650.
Dobrych snów w objęciach Elki, znaczy się Eshaelki :D.
P.s. A znacie metodę na wklejanie zdjęć tak, aby nie trzeba było się logować, aby je obejrzeć?
Ps.2 Fassi; i bez nawigacji, moja jedyna papierowa mapa, zaczynała się gdzieś w okolicach Saratowa. Ale o tym niebawem.
(...)Dodam tylko, że SHL jest z 1960 r.; gdy ją kupiłem, była po szóstym szlifie i miała... (...)
Jak dobrze pamiętam to chyba dopuszczalne są cztery?
P.s. A znacie metodę na wklejanie zdjęć tak, aby nie trzeba było się logować, aby je obejrzeć?
W tej kwestii nie pomogę.
Sylwek_76
05.03.2018, 23:29
Jak dobrze pamiętam to chyba dopuszczalne są cztery?
Nie wiem, co jest dopuszczalne, ale moja ma aktualnie siódmy i ma się dobrze:D.
Ściślej, siódmy szlif 175, bo wcześniej były wyczerpane wszystkie możliwości szlifów oryginalnej M 06T (150ccm) :D. Kwestia przelotu kanału dolotowego i wydechu, bo płuki takie same..
Chcieliście Sylwek76 na szlify wziąć i nie dał się:D. Ja Syrenę szlifowałem na 12szlif i wydało:p:haha2:
Dawaj dalej....
Niemożliwe....
Powiedz, czy ten motor po tylu latach ma rdzę na ramie???:haha2:
Czekamy na ciąg dalszy, z ciekawości..na jakich oponach pojechałeś?:)
Nieważne na czym, ważne gdzie i jak:)
Lucky Luke
06.03.2018, 08:50
Nielicha historia , czekam na więcej :)
Wiedziałem o tej wyprawie i czkałem na relację... i jest:)))
Konkretniejszy gość! dawaj panie! :lukacz:
w Automobiliście była relacja :P
NaczelnyFilozof
06.03.2018, 15:39
Coooo :eek: ?
Okazało się, że był kiedyś wycofany z ruchu. No to buba. Ostatecznie poszło na pojazd unikatowy, ale znów dodatkowe koszta, rzeczoznawca, próbne tablice, okropieństwo. Przedłużał się czas wydania stałego dowodu, ja w tym czasie testowałem różne rozwiązania.
To wszytsko to chyba jakieś widzimisię Urzędów. U mnie Cezet była też wycofana -wyrejestrowana z urzędu. Dowód przecięty bez tablic. Też tego nie chcieli zarejestrować. Dopiero pomogła rozmowa z kierownikiem Urzędu że pojazd wyrejestrowany przed 1997r można przyrócić do ruchu na zwykłe tablice....
Sylwek_76 długo jeszcze mamy czekać ? :P
powinien byc zakaz pisania w odcinkach. Qrna jak u Hickocka, budują napięcie a potm w pysk i czekaj sobie ;)
Sylwek_76
07.03.2018, 22:46
Już jestem :-)
i odpowiadam:
Artek- nie ma rdzy na ramie, musi ta pradawna olejna mieć niezłą moc :). Może by panu Hondzie odstąpić parę puszek;
Mhv- pojechałem na jedynie słusznych, wyprawowych dualowych gumach. Mitas H-02 :D
Więc jak już wspomniałem, jadę. Znakomita większość do końca nie była pewna, czy na pewno Elką, może sobie robi jaja, a poleci Trampkiem.
Spakowałem mój skromny dobytek, zobaczyłem kilka mocno powątpiewających par oczu i dzida na wschód. Wyjechałem przed południem; pierwsze kilometry to oswajanie się z obciążonym motocyklem, a przede wszystkim z myślą, że to jednak kilka tys. km przede mną. Gdzieś po drodze obiad i tankowanie. Właśnie. Dawno temu, w erze Emzetozoiku, do perfekcji miałem opanowane szybkie przeliczanie ilości oleju do mieszanki, teraz przypomniałem sobie te wesołe czasy, biorąc poprawkę na fakt, że SHL jest jeszcze na dotarciu. Z tej radości, że maszyna idzie jak burza, na oparach zjechałem w Puławach na stację.
Wieczorem pojawiłem się u Maja w Dorohusku, a chwilę wcześniej miałem taką oto z nim rozmowę tel.:
-Cześć, jestem pod Biedronką.
Majo: -cześć, będę na parkingu pod kościołem, tylko jeszcze kupię piwo.
-Ale ja mam.
-Ja wiem, że ty masz :-) .
Zajechałem, pogadaliśmy o wypadach, motocyklach i nie tylko. Dzięki chłopie za nocleg, jeden z niewielu pod dachem.
Kolejnego dnia wstałem wcześnie, obudziłem Maja, znalazł śrubkę, przykręciliśmy siedzenie i pognałem na granicę. Dziś w planie Kijów, albo i dalej.
Granica poszła mi w miarę sprawnie, znana droga na Ukrainie spokojna. Elka idzie jak szatan, odkręcam coraz bardziej, napięcie spada.
Przed wieczorem przejeżdżam zapchany Kijów, oczywiście mylę drogę i jadę z drugiej strony, mijam wjazd do Zamoka (chłopaki, pamiętacie Andrieja?) i szukam jakiegoś miejsca na nocleg w okolicy Desny.
Trafiły się sympatyczne krzakulce:
Za mną pędziła burza, w nocy trochę zastanawiałem się, czy rozbijanie namiotu pod dużym dębem, to był dobry pomysł.
Wszystko super, ale ciągle mało...
A jednak:) Brawo. Duch przygody w narodzie nie ginie. Piękna maszyna, piękny plan. Czekamy na więcej.
Pawel_z_Jasla
08.03.2018, 07:46
Proszę zwrócić uwagę na dbałość autora o detale "tjuningowe" w tym użycie ekspanderów przy mocowaniu rogala w wieku adekwatnym do motocykla jak i rozwiązania współczesne czyli ekoskóra na kanapie i stopka boczna - CZAD /śledzę z napięciem !!/
Mega. Proszę codziennie zamieścić przynajmniej jeden odcinek, żeby było przy czym kawę pić.
Eeeee..... Pewnie nigdzie nie był, tylko tak mówi. A fotki to w necie znalazł. Bo tak, to by coś więcej już napisał....
szkoda oryginalnego przodu, pewnie dał by radę :)
Wow, super pomysł. Będę śledził.
Sylwek zapraszam jak będziesz w okolicy. Wschodnie centrum sterowania wszechswiatem przyjęło kolejnego podróżnika. A Shl zrobiona mega profesjonalnie. Następnym razem poproszę o kajta i palenie mitasa.
luzMarija
09.03.2018, 17:41
A mogłem zajrzeć tu za miesiąc, na gotowe... Czekam a kieliszek pełen, zdrówko!
Panie Sylwek, tu się czeka na dalszy ciąg.
RAVkopytko
09.03.2018, 20:32
Syyyyylweeeeek,tu się czeka ...
powoli powoli majestatycznie do celu, SHL to nie rakieta cierpliwości będzie wam dane
Zeby pobic rekordziste we wstrzymaniu nadawania to teraz chyba ze 3 lat trzeba;)
No kurka, ludzi zżera ciekawosc jak rdza nowa afryke.
Sylwek_76
09.03.2018, 23:30
szkoda oryginalnego przodu, pewnie dał by radę
Przód zapewne tak, ja niekoniecznie :).
Sylwek zapraszam jak będziesz w okolicy. Wschodnie centrum sterowania wszechswiatem przyjęło kolejnego podróżnika. A Shl zrobiona mega profesjonalnie. Następnym razem poproszę o kajta i palenie mitasa.
Majo, przy kolejnej rundce, nie omieszkam spalić Mitasa :D.
Luz Marija- zdrówko :-)
Dla reszty czekających;
już jestem :-)
Eee, emocje to dawkuje Henry.
Rozpiska co do dnia, gazylion zdjęć, przebieg i temperatura. A u mnie nawet licznik nie działał:D . Wiedziałem tylko, że gdy mnie wyprzedzają ciężarówki, to znaczy że, jadę 75-80km/godz., a gdy powoli mnie doganiają pod górki, to znaczy, że muszę schować się za owiewką:lol8: . Nie mówimy o Kamazach, bo te kaszlaki się nie liczą :)
Dobrze. Jedziemy dalej.
Po nocnej burzy, wstałem względnie wyspany. Fajną miałem miejscówkę, prawda?
Mała dygresja. Gdy zdarzy mi się samotnie nocować gdzieś w sympatycznych krzakulcach, mam w zwyczaju objechać najpierw i obczaić z grubsza miejsce noclegowe. Tu chwilę pokrążyłem, ale ostatecznie, (bo to ranne zdjęcia), miejsce okazało się zacne. Z perspektywy czasu, coraz bardziej doceniam takie chwile. W nocy burza, a rankiem rewelacja.
Ale was zapewne interesuje droga, a nie moje dywagacje.
Po małym śniadaniu, na koń i do granicy. Objechałem jednostkę wojskową w Desnej, znalazłem jakąś boczną drogę do Kipti i dalej do przejścia UA/RUS.
Z tego odcinka zapamiętałem tłukącą się gdzieś w głowie, przeraźliwą pustkę północno-wschodniej Ukrainy, bezkres pól obsianych słonecznikiem.Dopiero gdy dojechałem do Królewca, poczułem się swobodniej. Po drodze, zakąsiłem obiad, taki jaki lubię czyli: kotlet, hreczka, pomidorcy, ogórcy, salat.
Wcześniej, na jednej ze stacji paliw, poznałem Piotrka z Olsztyna. Jechał swoim Mercedesem W.. ileś tam, do Uzbekistanu i Tadżykistanu. Wymieniliśmy grzeczności, nie sądząc, że jeszcze nasze drogi się spotkają. Świetny gość. Ja popędziłem dalej, w kierunku Głuchowa i koszmarną drogą do przejścia granicznego. Po ukraińskiej stronie rewelacja; wszyscy byli moimi kumplami, a śliczna dziewczyna :rolleyes: na końcowym posterunku, sama obleciała resztę papierologii. Za to po rosyjskiej... brrr. Wjechałem około południa, a wyjeżdżałem z Piotrem przed wieczorem. Zatwardzenie urzędnicze, to mało powiedziane.
Wiedziałem, że do Kurska nie dojadę, ale za to Piotrek sprawdził moje vmax. Z gps wyszło ponad 110. Szaleństwo normalnie. Małe zakupy w magazinie i już montuję nocleg w spokojnym miejscu.
RAVkopytko
10.03.2018, 06:48
Sylwek,Twoje dywagacje mogą być radami dla innych ...
mnie się podoba ,obiad zacny :D
Jaki to namiot? mieściłeś się ze wszystkim w nim ?
zaczekaj
10.03.2018, 10:25
Jaki to namiot? mieściłeś się ze wszystkim w nim ?
Z tego co widzę to taki namiocik był kiedyś w Lidlu
Super super. Nie wstydź się dawaj dalej ;)
Nie ma co wierzyć, takim motocyklem nie da się zajechać tak daleko.
Czekam na kolejne części. Świetna sprawa.
Wysłane z mojego Hammer Energy przy użyciu Tapatalka
Super! Tez cos takiego chodzi mi po glowie innym sztruclem ;)
Czekam na więcej
Odważna wyprawa, gratuluję
Natura mnie obdarzyla sporym zapasem cierpliwości, niemniej proszę sprobowac się pospieszyc ;-)
Sylwek_76
11.03.2018, 22:20
Ryn, dyn dyn dyn dyn. Wruuu, wruuu. Jestem :).
Ravi, namiot to chyba z jakiegoś Lidla. Mam go z 7 lat, był w wielu miejscach i jeszcze mi, zapewne, posłuży. Odnośnie miejsca wewnątrz: jakoś tak wychodzi, że posuwając się w latach, substancji na mnie przybywa, to i zabieram klamotów mniej, coby w domku wypadowym równowaga panowała :).
Dziś na główne danie Rosja.
Jedni byli, inni bywali, znakomita większość ludności zna ją głównie z mediów. Stan umysłu, pijaństwo, beznadzieja, smutek, nadmierne rozpolitykowanie, apatia, a, z drugiej strony, duża nieoczekiwana gościnność, ciekawość opinii przybyszów, wielkie przestrzenie. Ludzkie historie, niejednokrotnie złączone z zaplątaną i tragiczną historią tego wielkiego kraju, opowiadane po czasie, już nie tak bolesne, ale ślad zostawiające. Jednakowoż myślę, że niedługo będę miał okazję pobyć dłużej w tamtych stronach .
Ja, po raz kolejny, przejechałem tranzytem, myślami byłem gdzieś w Pamirze. Po części miała na to wpływ słaba pogoda.
Do konkretów.
Jak wspomniałem, z przejścia zjechałem późno, i zanocowałem gdzieś pod Kurskiem.Z rana pogoda i temperatura nie najgorsza, ale już na obwodnicy Kurska, zaczęło kropić. Później na zmianę, lekki deszcz, mżawka, chłodnawo. Spory ruch na drodze, tradycyjnie łykam Kamazy, Krazy i Gazy, a reszta mnie :grin: . Górki, pagórki, roboty drogowe, mgła, nic interesującego. Zatkany Woroneż, na skrzyżowaniach, podczas tankowania, tradycyjne kuda?, atkuda?, co to za maszyna? Po drodze miejscowość Anna, trzy lata temu przemknęliśmy, a teraz krótki postój.
Pognałem raźno dalej, wyprzedziłem deszcz (chyba Komarkiem jechał :) ) i gdzieś, pod Balaszowem w szczerym polu, zarzuciłem kotwicę. Zrobiło się nawet nieco cieplej, niestety, chmury z zachodu powoli, ale dotarły i do mnie. Od wschodu z kolei nadciągał jakiś front z nieciekawymi błyskami. Siedziałem sobie pośrodku tego wielkiego nic, sam, jak ta dupa wołowa i zastanawiałem się, co ja tu robię. Za towarzystwo miałem tylko wilki złe, które wyły gdzieś w oddali (a bardziej psy to były :D ), w krzakach czaiło się okropne mzimu (pod postacią dzików) i czasem coś przemknęło obok namiotu. Nic, tylko spać snem kamiennym .
A , zapomniałbym- dystans około 650 km, czyli taki mój standard wypadowy eshaelkowy.
Jak widzicie, rankiem miałem mały off-road, w końcu najlepsze na świecie dualowe Mitasy, zobowiązują. Niestety, pogoda nie poprawiła się, a nawet gorzej, zaczęła się robić zimno. Gdzieś po drodze, na stacji paliw dowiedziałem się, że jest około 10-11 st. C i wrzuciłem na siebie wszystkie wdzianka, które wiozłem ze sobą. Podjechałem pod knajpę, aby napić się gorącej herbaty, zjeść coś kalorycznego.
Przysiadłem się do wycieczki Rosjan, pogadaliśmy, dowiedziałem się, że jestem maładiec:rolleyes: . Koniak i wódkę proponowali na rozgrzewkę, ale nie skorzystałem, było jeszcze przed 13.00. Może i lepiej bo na obwodnicy Saratowa...
Znów w drogę, tankowanie, kuda?, atkuda? co to za maszina? Na następny raz, za radą Maja, chyba wydrukuję odpowiedzi i nakleję na motocykl .
Znów roboty drogowe, górki, pagórki, ale wczesnym popołudniem, pojawiło się coś.. Przed Saratowem, wytworzyły się przerwy w chmurach, później zrobiło się całkiem słonecznie, za chwilę ciepło, a nast. gorąco. Jak rankiem zakładałem wszystko co możliwe, tak teraz wyskakiwałem z polarów i pancergatek.
Morale w górę, na obwodnicy Saratowa, zanotowałem w pamięci zakład z tokarką, frezarką i innymi cudeńkami, które mogą przydać się w podróży zabytkową substancją. Zjadłem obiad w knajpce gruzińskiej i
tam też dowiedziałem się z telewizorni, że źli Polacy spowodowali katastrofę humanitarną, a dzielni Rosjanie, bohatersko bronili Syryjczyków przed tymi złymi Lachami, działającymi wespół z okrutnymi Hamerykańcami :D . Ciekawa sytuacja bo spora część przebywających w lokalu wiedziała, że jestem z Polski, a jakoś nie zaobserwowałem wrogości, czy choćby niechęci. Wot propaganda.
Gnamy dalej. Będąc jeszcze na rzeczonej obwodnicy (a wielka ona, jak wszystko w Rosji, około 70 km długości) myślę sobie, że jeszcze nie miałem kontroli policji, a za mną już ze dwa tyś km. I masz; kilka km dalej, drogówka. Pierwszy raz na wschodzie, policjant poprosił o dowód rejestracyjny, a nie o paszport. Zobaczył przy okazji wystającą z kieszeni rogala flaszę samogonu, wyraził troskę, czy aby nie jestem dziabnięty i życzył powodzenia. Swoją drogą, myślę, że spodziewał się jakiegoś miejscowego bikera na Iżu czy innym Mińsku. Na stacji paliw spotkałem sympatycznego Rosjanina z obsługi, o korzeniach białorusko-litewsko-polskich. Zaplątane bywają losy niektórych..
Do tej pory droga szła mi całkiem dobrze, patrząc na mapę, wykoncypowałem sobie, że w tym tempie, to dziś dojadę pod Uralsk. O święta naiwności... Ale o tym następnym razem. Dodam tylko, że od Saratowa mogłem jechać komfortowo, bo miałem mapę ,nb. obejmującą całą Azję Centralną. Wcześniej jechałem z pamięci i miałem w zapasie aparatu foto o, np. takie coś, jak na ostatnim zdjęciu.
oj zaczyna się piękna historia :) Dobrze to opisujesz, dawaj dalej :D
Zawsze czekam do konca zeby na raz wszystko przeczytac,ale nie tym razem.Niesamowita historia...Czekam i czytam :Thumbs_Up:
RAVkopytko
12.03.2018, 06:06
Sylwek,mapy w telefonie czy aparacie to jest to :D
Lubię te oldschoolowe klimaty. Pisz kolego. ;)
Sylwek_76
16.03.2018, 01:24
Uprzejmie donoszę, już jestem :).
Więc gdzie my to ostatnio byliśmy? Aa, jeszcze w Rosji.
O to, to, to. Dorwałem się w końcu do mapy. Prawdziwej, papierowej. Żadne mrówki na parkingu i mchem północnym zarośnięty drzewostan.
Więc z tej karty jasno wynikało, że do granicy to sekund pięć, 300 km z hakiem po stronie radzieckiej, dobra stówka po kazachskiej i już jestem w Uralsku (nie napiszę nazwy rdzennej, bo mi się źle kojarzy:D ). Myliłem się. Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca.
SHL nie jest szybka, ale ten odcinek przejeżdżałem często dwójką, jedynką, poboczem i rowem, w desperacji trójką, skacząc po grzbietach nierówności.
Na osłodę widoki. Diametralnie zmienił się krajobraz; zaczęły dominować wpierw rozległe połacie pól uprawnych (i zasiewów niekoniecznie zebranych), które stopniowo przechodziły w step. Ogromne przestrzenie, niezbyt często przecięte ludzkimi osadami czy większymi miejscowościami. Minąłem Jerschow, i już wiedziałem, że z planu kilometrowego nici. Mknąc dalej, oglądałem pożar stepu.
Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło, więc odwiedziłem jedyny spożywczy, tradycyjnie zakupiłem produkty na kolację i kolejne śniadanie. Czyli tuszonka, jakaś inna ryba, chleb, browar w plastiku. Pogawędziłem chwilę pod magazinem z miejscowymi i pognałem dalej- pod granicę. Za radą tychże miejscowych, podjechałem do knajpki przygranicznej, zakąsiłem obiadokolację i zaległem pod transformatorem. Elka miała lokum pod dachem :lol8: .
Niespecjalnie przepadam za przygranicznymi miejscówkami, ale tu, po początkowych niejasnościach, zrobiło się całkiem przyjemnie. Długo w noc, rozmawiałem z Rosjanami, Kazachami, Uzbekami i innymi, którzy pędzili w swoim kierunku. Dysputa o wszystkim, bez napinki, pełen luz. Pytania, kuda, atkuda?, przestały być irytujące. Z perspektywy czasu stwierdzam, że jeszcze nie raz tam zawitam. A co!
Ps.
Szanowni. Gdy zasiadałem do pisania tych słów, plan był na relację również z kolejnego dnia- granica i droga do Aktobe. Niestety, oczy mi się kleją:spac:; to już w kolejnym odcinku. Wybaczycie?
A tak w ogóle, to pisząc i, po raz kolejny przeglądając zdjęcia, już mam ochotę na kolejną taką wyrypę. SHL pewnie też :D .
Droga od Engelsa do przejścia granicznego, to asfaltowe kopce kreta, wyeby i koszmar drogowca.
Eee. Coś poknociłeś. Byliśmy tam w tym samym mniej więcej czasie. Droga do granicy jest całkiem OK, dopiero za zaczyna się taki asfalt, że w dziurach całe TIRy się mieszczą.
A może różnica w postrzeganiu drogi wynika z różnicy w sprzęcie, na którym była pokonywana? My jakoś niespecjalnie odczuliśmy trudy tego odcinka. A może to przez to, że to właśnie był pierwszy ciepły dzień gdy pierwszy raz przegoniliśmy zimny front atmosferyczny i bardziej niż na jakości drogi skupiliśmy się na grzejącym słońcu?
Już wieczorem dojechałem pod granicę, zjechałem z głównej do Ozino, aby wyhaczyć jakieś lokum. Niestety, słabo mi szło
Zapewne chodzi o wieś Ozinki, ostatnią rosyjską miejscowość przed granicą. Są w niej dwie noclegownie. My spaliśmy w tej: https://goo.gl/maps/HTrwHKyjamz
Ten czerwony dach na "północ" do niej to doś duży sklep, coś jak nasze Netto lub Lidl.
Sama noclegownia to taka speluna o statusie hotelu robotniczego za jakieś groszaki. Łazienka i prysznic wspólny na piętro. My byliśmy sami w całym budynku.
I przypomniał mi się moment meldowania się na "recepcji". Recepcjonistką była bardzo fajna i prostoliniowa kobieta. Taki dialog:
Recepcjonistka: - Wam nada pałatinku?
Ja: Szto eto pałatinku? Ja nie znaju tego?
R: Pałatinku? No, kak to skazać. No mordu wycierać!
Chodziło o to, czy chcemy ręcznik (nie znałem tego słowa po rosyjsku).
Sylwek_76
18.03.2018, 09:12
Chemiku, kompletna analiza :).
Z mojej strony: tak, SHL to demon drogowy. Skoki zawieszeń nijak się mają do Katów czy innych Tener.
I masz rację. Miejscowość to Ozinki. Mój błąd. Tak to jest, gdy się pisze z pamięci.
Po ostatnich kocich łbach drogowych, podłożyłem pod zbiornik paliwa kawał kartonu i dokręciłem śrubkę, bo okropnie tłukł się na dziurach, a te najlepsze były jeszcze przede mną. Rankiem zakąsiłem śniadanie w barze i heja na granicę. Oczywiście ominąłem wszystkich i już miałem ładować się za szlaban, gdy przyczepiło się kilku młodych, po cywilu, politruków. I znów: skąd, dokąd, po co, dlaczego takim starym motocyklem, to u was lepszych nie ma? Aha, pomyślałem, zaczyna się. Faktycznie, polityczni. A u was to nie ma demokracji, prezydenta nie wpuścili za granicę i polityka. O co im chodzi? Nie miałem ze sobą internetów, po powrocie dowiedziałem się, w czym rzecz. Udałem, że nie rozumiem, coś jeszcze smucili, więc po polsku powiedziałem; spieprzaj, paszport dawaj i pojechałem. Granica rosyjska tym razem szybko, po kazachskiej stronie również sprawnie. Szlaban otwarty.
Nie pierwszy raz byłem w Kazachstanie, ale co zawsze mnie urzeka w tym, wielkim kraju, to przestrzeń. Tam generalnie jest step, step, step, czasem jakaś mniejsza miejscowość lub miasto i nic. Dla nas, przyzwyczajonych do notorycznych obszarów zabudowanych, barierek i innych znaków drogowych, to coś prawie zapomnianego.
Niemniej, ja lubię to wielkie nic. W dzień, może być lekko męczące, latem upał, zimą mróz, zawsze wiatr, który zmienia kierunek ot, tak sobie. Najbardziej zaś, uwielbiam możliwość rozkładania obozowiska w zasadzie tam, gdzie mi się podoba. 3 km od drogi i za towarzystwo mam tylko świerszcze i gwiazdy. Gdy tylko temperatura wiosną wskoczy na 10-15 stopni, już mnie kusi, aby znów tam być. Niesamowite przestrzenie.
Jednakoż teraz jest wcześnie i jadę. Choć Kazachowie błyskawicznie kładą nową nawierzchnię, to jeszcze pozostało trochę drogi, z dziurami, w której bus się zmieści. Objazdy stepem, kurz i wyeby.
Dojechałem do Uralska, chwilę pokręciłem się po mieście, w poszukiwaniu kantoru.
Podstawa, to miejscowa waluta.
A, mała dygresja. Początkowo chciałem zamienić trochę $ na granicy, ale kurs był no, śmieszny. Gość proponował coraz lepsze warunki, dorzucał ekstra jakieś ruble rosyjskie (bo mogą przydać się w drodze powrotnej), proponował w mega promocyjnej cenie strachowkę na przejazd, ale nie dobiliśmy targu. Na marginesie, jeszcze nie kupiłem w Kazachstanie żadnego papierka drogowego i ubezpieczenia na drogę. I nie mam zamiaru.
No więc, zamieniłem $ na tenge, dotankowałem SHL i szukamy dworca kolejowego. Z nieocenioną pomocą miejscowych, dotarłem dość szybko. Porzuciłem maszynę pod speluną i do dzieła. Dlaczego dworzec kolejowy? Bo wiedziałem, że jazda przez rozległy Kazachstan trochę potrwa, a alternatywą jest pociąg. Dowiedziałem się, że skład na południe odjeżdża już jutro, tylko jest mały problem. Po rozpadzie ZSRR, jakoś tak dziwnie wyszło, że szlak kolejowy między Uralskiem a Aktubińskiem (Aktobe), wiedzie około 100 km przez terytorium Rosji. Więc wiza i te sprawy. Niezrażon, odnalazłem Elkę, chwilę poprzekomarzałem się z miejscowym pijakiem, w sukurs przyszła mi rosła barmanka i gnam dalej. Zajechałem pod pomnik jakiegoś miejscowego ważniaka
i już mknąłem dalej.
Przede mną około 500 km w upale, a tu już wczesne popołudnie. Za miastem mały obiad i wyjeżdżam w pustkę. Jest gorąco, około 35 st. C, piję dużo, ścigam się z ciężarówkami, czasem zatrzymuję na zdjęcie. SHL idzie jak atomowy dzik, upał nie robi na niej wrażenia. Dolewam do pełna w Dżimpity, bo do Kobdy kawałek. Gdzieś po drodze, zaczynam jednak czuć i słyszeć dziwne dźwięki i drgania. Ki diabeł? Zaczęły ginąć wolne obroty i dół silnika.
Szybka inspekcja parkingowa i są zdrajcy :D . Poluzowany króciec dolotowy i mocowanie silnika w ramie, przy okazji, sprawdziłem dokręcenie cedeika na wale. Sekund dziesięć na kluczowe manewry i gnam dalej. Choć już się zmierzchało, postanowiłem dojechać do Aktobe. Dyplomatycznie ujmę to tak: jazda SHL nocą na 25 watowej żarówce z przodu, bez stopu i sygnału, w kraju, gdzie ciężarówki są najważniejsze, a liche komarki jak mój, nieistotnym dodatkiem folkloru drogowego, może być ciekawym doświadczeniem. Koło północy, zaległem gdzieś przy drodze pod Aktobe.
Namiotu nie wyciągałem, tylko flaszę i coś na ząb. Spanie w rowie ma swoje zalety :D . Jest fantastycznie. Leżę sobie w wysokich trawach, miliony świerszczy grają, świeci księżyc, światełka miasta w oddali. Elka obok, 20 st. na plusie i czuję, że jestem na wakacjach.
Aaa, przyziemność. Dystans: z 600 - 650 km . Jak na dzień z przekraczaniem granicy i krążeniem po Uralsku, nie najgorzej.
Zazdrość qwa zazdrość mnie bierze
Sylwek piszesz fantastycznie! Z niecierpliwością czekam na kolejne części. W Narolu mi opowiadałeś ale tylko ogólnie, a tu rewelka!
Sylwek_76
20.03.2018, 09:10
Cześć, Aśka! Miło Cię tu widzieć:).
Molek, bierz przykład z dziewczyny; czeka, co prawda z niecierpliwością, ale jednak ;). A Ty tylko zazdrościsz:-)
Rankiem obudziło mnie słońce. Mimo, że mieszkam na zadupiu i do oglądania wschodu nie muszę wyjeżdżać w plener, to jednak lubię ten spektakl w podróży. Może dlatego, że moje dalsze wyjazdy odbywam z reguły na motocyklu, a słoneczny poranek jest znacznie lepszy, od plumkającego deszczu:) . Zwłaszcza, gdy miejsca noclegowe mają milion gwiazdek. Lubię wczesnojesienne poranki, gdy lekkie mgły, zamglenia chwilowe raczej, zapraszają do spokojnego rytuału dnia, tu akurat podróżnego; czy też choćby do chwili refleksji.
Nie będąc pewnym jednak tłumaczeń Kazachów w Uralsku, o której startuje pociąg, pognałem na dworzec. Dłuższa chwila kluczenia i jest.
Z zewnątrz, jak wszystkie (zwłaszcza w dużych miastach) imponujący, odświeżony. Podjechałem na parking i ledwo podszedłem do głównego wejścia, otoczyło mnie kilku ludzi z obsługi. Wszyscy młodzi, w garniturach lub uniformach, pomocni. Na wejściach bramki, wewnątrz budynków również grupy takowych oraz policji i innych służb w mundurach. Ciągle sprawdzają bilety, w zasadzie bez tego trudno wejść na dworzec. Przedstawiłem sprawę, na początku consierge nie mogli pojąć, dlaczego chcę transportować moto. Ale gdy zeszli na parking.. Musielibyście widzieć ich miny :D . Z Zachodu, takim gratem :eek: ? Chwila konsternacji i jeden odważny zapytał, czy mam pieniądze... pokazałem mu zwitek.
Dobra, idziemy na dworzec. Kupiłem bilet dla siebie, przedział koedukacyjny -4 osoby (tzw. coupe). Teraz SHL. Zajechałem kawałek dalej, do bagażowego i tu zeszła chwila. Ile waży -przyjęli moje wartości bez problemu, zostaw co chcesz, nic nie zginie. Oczywiście do wszystkich manewrów papierowych paszport obowiązkowy. Dostałem bilet nr 2, przebrałem się, zabrałem potrzebne rzeczy i znów na dworzec. Tu nowi kumple z obsługi, którzy nie odstępowali mnie na krok, wytłumaczyli, o co chodzi z czasem, a czego do końca nie załapałem w Uralsku. Nie jest to specjalnie zagmatwane, ale Kazachstan ma trzy strefy czasowe i rozkłady jazdy są wg czasu Astany, a pociągi jeżdżą wg lokalnego. Nie jest to ludny kraj, a wielki, więc składy liczy się raczej na godziny lub dni, dlatego jakoś wszystko się kręci.
Np. z Uralska czy Aktobe do Ałmat jadą dwa razy w tygodniu i tak samo abarot.
Dobra nasza. Dowiedziałem się, gdzie jest przechowalnia bagażu, łazienka. Ta ostatnia już nie tak efektowna, jak elewacje, z lekka obskurna, ale płynęła woda w kranie, choć tylko zimna jak lód. Dokonałem ablucji, przebrałem się.
Dziś odpoczywamy, w końcu wakacje. Za mną 6 dni, 3 granice i ponad 3 tys. km w siodle. Czas na relaks.
Najpierw obiad, później na miejscowe piwo. Niezłe. Panie w kraju muzułmańskim również spożywają i to same. Zgroza :-)
Popatrzyłem na gwarne miasto, mnóstwo kolorowo ubranych ludzi, stroje współczesne i nieco tradycyjnych, ludzie biali i bardziej śniadzi, tygiel. Wszędzie dzieci, biegają i mało kto dowozi je suv-em. Ruch drogowy spory, czuć już pozorny chaos Wschodu.
Mój pociąg odjeżdżał wieczorem, więc nie śpieszyłem się zbytnio. Krążąc po dworcu wielokrotnie, na tyle wyróżniałem się, że nikt już mnie nie kontrolował. Doładowałem baterie aparatu i telefonu. W wagonach również są działające gniazdka. Dowiedziałem się, że alkoholu nie mogę spożywać oficjalnie, a jedynie "technicznie" :lol8: lub w ichniejszym Warsie. Że na większych stacjach, pociąg ma dłuższą przerwę i można coś na ząb nabyć, a naczalnik wagonu dysponuje kubkiem i łyżeczką. Wrzątek jest zawsze, z kranu na korytarzu. Pasuje.
Podjechał skład, wydawał mi się jakiś krótki, bez wagonów bagażowych, ale pognałem, jak cały tłum, przez remontowane torowiska:eek: . Odnalazłem swój wagon, a razwiednik (kierownik) : to nie twój pociąg. Jako to, przecież jedzie do Ałmat. Tak, ale twój pojedzie za 1,5 godz. O co chodzi ? Kurs dwa razy w tygodniu i po dwa pociągi za sobą? Okazało się, że jeden jedzie "wewnątrz trasy", na krótszym dystansie, szybciej i bez wagonów bagażowych. Mój faktycznie przyjechał później. Chciałem obejrzeć, jak ładują Elkę i czy w ogóle pojedzie ze mną na południe, ale ciemno było, zapewne wózki z pakunkami musiały objeżdżać to chore torowisko bez przejść dla pieszych. Przy wejściu podałem bilet (warto zrobić sobie zdjęcie na pamiątkę, bo nie oddają), znalazłem miejsce.
Na łóżku jest komplet świeżej pościeli i ręcznik. Za pasażerów miałem samych panów. Jeden z nich, gruby i sapiący, okazał się jakimś muzykiem. Repertuar?
Proszę bardzo- disco orient, disco kazach, itp. Niezapomniana noc... Gdy już wyczerpał mu się zapas utworów własnych, odpalił smartfona. I znów to samo. Gdzieś tak koło trzeciej nad ranem, pan grajek osłabł. Cóż z tego, skoro jego sen to sapanie, świstanie, jęki, bezdechy, a chrapanie budziło wszystkich. Na szczęście, spał do południa dnia następnego, za to gdy się przebudził.. Wyciągnął dla odmiany swoją bakałajkę, zleciała się połowa pasażerów, a on ciągnął te swoje smętne pieśni. Dobrze, że miałem znieczulacze techniczne :D . Na szczęście, pan grajek wysiadł wczesnym popołudniem w Bajkonurze. Z pozostałym poszedłem na piwo do Warsa, a i on odpadł gdzieś w Kyzyłordzie. Za to dosiadły się do mnie dwie Rosjanki z Machaczkały (jedna miała wdzianko z napisem wolna Czeczenia) z małymi synami. Na początku brały mnie za Anglika i po rosyjsku trochę oceniały. Dowiedziałem się co nieco o sobie :hehehe: Nie chcąc brnąć dalej, rozwiałem w rosyjskim wątpliwości i już gawędziliśmy miło do późna w noc; maluchy nie przeszkadzały. A tematy? Wszystko po trochu, skąd, dokąd, dlaczego tu? Ale również o historii, geografii, Zachodzie i Wschodzie. Czy mam żonę, bo jedna z nich jest rozwódką, jakby co...
Cdn.
Sylwek, jaki koszt i czas tego przejazdu do Almaty?
Sylwek_76
20.03.2018, 09:54
Pociąg dystans Aktobe - Taraz przejeżdża w około 30 -32 godziny. To jest około 1500-1600 km, więc średnia nie za bogata, ale ciągle do przodu :)
Startujesz około północy, jedziesz noc, dzień i kolejną noc. Około 6.00-7.00 na miejscu. Na powrocie odwrotnie, wyjazd rankiem. Z godzinę wcześniej konduktor dyskretnie, aby nie budzić innych podróżujących, powiadamia, że to już:D. Oddajesz pościel i ręcznik.
O kosztach wspomnę przy powrocie. Nie zrobiłem zdjęcia biletu "tam" i chcę sobie to przypomnieć. Pamiętam, że mój był w jednakowej cenie, a Elki różnił się znacząco.
Edyta.
Emek, okulary mam Ci zafundować? :-)
Masz rozkład jazdy wklejony w poście;-)
Coś za łatwo Ci idzie:D:at:
Tak fajnie to opisales ze mam ochote zwiedzic Azje pociagiem :)
Sylwek dzięks.
Poszerzyłeś mocno mój horyzont,.
Technicznie :p
ps. dawaj dalej....:Thumbs_Up:
Sylwek_76
21.03.2018, 00:50
Majo, niedoczekanie Twoje :D.
Myku, szykuj bagaż i do dzieła. To nie jest trudne:-) Zabierz jeno jakąś książkę, bo inaczej to, w ZSRR, będziesz czytał Komsomolską Prawdę w wersji białoruskiej :D.
Zbyszku; SHL to taki atomowy dzik, że czasoprzestrzeń i horyzont pogłębia :-)
A my mkniemy dalej. Ściślej wyładowujemy się.
Postój w Dżambule (Tarazie) trwa ok. 30 min. Popędziłem raźno do tyłu pociągu zobaczyć, czy SHL faktycznie przyjechała ze mną. JEST! Ucieszyłem się jak diabli, bo choć Kazachstan już bez wizy, a i radziecką miałem na trzy miesiące, to jednak perspektywa poszukiwania zaginionej Elki, gdzieś w bezkresach stepów, do najciekawszych nie należy. Tym bardziej, że składy kursują, na tej linii, dwa razy w tygodniu.
Wyładunek.
Elka, jak na królową dróg przystało, przyjechała opatulona w stado miękkich bagaży, których był cały wagon. Znakomita większość tych toreb to takie wielkie, kraciaste, które pamiętacie z targowisk lat '90. Wytargaliśmy maszynę z półtorametrowej wysokości i już miałem jechać. Nie,nie,nie. Nie tak ostro :D . Najpierw biurokracja. BARDZO POWAŻNA KIEROWNIK DZIAŁU BAGAŻOWEGO zjawiła się nieśpiesznie, wypełniła mnóstwo BARDZO POTRZEBNYCH PAPIERÓW i, po oddaniu biletu i podpisaniu mnóstwa BARDZO WAŻNYCH DOKUMENTÓW, już mogłem odjechać z peronu :) .
Niedaleko zresztą- postanowiłem dokonać odwlekanego małego przeglądu,
w cieniu, pod budynkiem poczty, w towarzystwie kilku ciekawskich Kazachów, łącznie z policjantami.Bacznie śledzili i komentowali moje poczynania i nagle cisza. Co jest? Ledwo słyszę; afganka, afganka? Dobrałem się do lampy przedniej, aby przejrzeć styki i tu towarzystwo zobaczyło jej zawartość :grass:. Policjant nie sprawdzał organoleptycznie, dał wiarę, ze to zapasowa elektronika :) .
Tu gratka dla Pawła z Jasła- Elka z zadartą kiecą z ekoskóry i pozbawiona podwiązek, znaczy się ekspanderów, ukazuje swoje szczupłe wdzięki :lol8:.
Poskładałem maszynę, pognałem do miasta do kantoru i na granicę. Tu sprawnie, u Kazachów kupon, po kirgiskiej mam wrażenie, że nie zdążyłem zdjąć kasku i już jestem! Tak Elciu, dojechaliśmy tu!
Szanowni, pozwolicie, że teraz będzie mało opowieści, a więcej zdjęć.
Na przełęczy, Kirgistan wita setki razy obfotografowanym Zbiornikiem Kirowskim. Posiedziałem długą chwilę, pogapiłem się, zlazłem na dół.
Nawet najpiękniejsze dni, kiedyś się kończą, więc mknąłem jak easy rider, w stronę zachodzącego słońca. po drodze coś na ruszt i już rozglądam się za jakimiś spokojnymi krzakami na nocleg.
pawel_sz
21.03.2018, 10:29
Piękna wyprawa, czekam na dalsze odcinki
p.
Pawel_z_Jasla
22.03.2018, 19:29
Dziękuję za dedykowane zdjęcia:bow: a wyprawa BOMBOWA to się nazywa mieć /a może nie mieć/ wyobraźnie !!:dizzy:
Sylwek_76
28.03.2018, 00:53
Jestem.
Jeszcze zima za oknem, więc nie śpieszę się zbytnio. Dziękuję przedmówcom za kilka słów komentarza.
W tym odcinku mało pisaniny, dużo obrazków. Całkiem możliwe, że osobistości, które jeszcze się wahają, zgubią wątpliwości i pomkną w kierunku wschodzącego słońca. Niekoniecznie na SHL, może być np. WSK albo MZ, skoro poruszamy się w temacie demoludowych oldtimerów :D . Bo Trampkiem, Afrą czy inną Tenerką to jakoś tak trywialnie :). Zajeżdżasz, smakujesz, milion wspomnień i dzida do domu. A naprawy w rowie?
Dobra, wracam na drogę.
Cóż może być piękniejszego, niż słoneczny poranek w motocyklowej podróży?
Cóż może być, do cholery, za zakrętem? Jeszcze piękniejsze zakręty:-)
Kicz i landszaft normalnie. Nic dodać, nic ująć. Przebiegi dzienne i średnia prędkość spadły do takich wartości, że nie podam ich do publicznej wiadomości. Wielce szacowne grono, bardzo podróżniczego forum, mogłoby mnie tu śmiechem zmieść :hehehe:. A tak w ogóle, to zaczęły się poważniejsze górki. Tu po raz pierwszy musiałem przyjąć do wiadomości fakt, że wymarzony Tadżykistan, nie będzie tak łatwo osiągalny, choć jest na wyciągnięcie ręki. Natenczas cierpliwie wspinamy się na jedynce, czasem, gdy wiatr w plecy zawieje, na dwójce, na przełęcz Otmok. Dojeżdżając do takich miejsc, nie dajcie się zwieść sielance z obrazka.
Miejscowe psy: złe, okropne i całkiem duże, już czekają na takie łatwe cele jak Elka i ja. Pilnują miejscowych stad, a że ewidentnie nie podchodził im dźwięk wyjącego na podjazdach cwajtakta, ścigały mnie dość skutecznie. Jeden to pikuś, gorzej gdy było ich kilka. Pewnie nim pasterz podjechałby na koniu lub zdezelowanym Audi cygarem, już by oblizywały kosteczki :lol8: . Za to, na zjazdach, mogły tylko wąchać subtelny zapach półsyntetyka w mieszance.
Tymczasem wspinamy się. Im wyżej ,tym chłodniej, ale i ciszej. Jest przepięknie, głowa obraca mi się niczym peryskop.
Na zdjęciach tego nie widać, ale stromizna jest spora. Zatrzymując się na postój, często podkładam kamień pod koło. Aby ruszyć i nie palić sprzęgła, rozpędzam się, biegnąc obok SHL i dopiero, gdy nabierze prędkości, wskakuję na siodło. Ze zrozumiałych względów, staram się nie parkować w pobliżu wilków okropnych ;) .
Gratka dla tomkape z FTA- prawie selfie :-) . Cóż, czas się zdemaskować. Wiem, że w tej chwili, niektórzy czytelnicy przecierają oczy ze zdumienia. Tak, ten brzydal to ja..
W dobrym stylu (czyt. silnika nie zatarłem), wjechałem na przełęcz Otmok i jakoś mi umknęło, że pogoda zaczęła się zmieniać. Poranek śliczny, a tu zaczyna się chmurzyć. Zrobiło się zimno, wietrznie i jakoś mało przyjaźnie. W końcu góry.
Ps. Wrócę za chwilę..
Miało być za chwilę .... Nie doczekam :(
Przyznaj się wypchałeś pod górkę ją na 3300? :)
Mirek Swirek
28.03.2018, 23:14
Kosisz system Sylwek i dajesz oddech wyobraźni. Że też w Narolu nie spotkaliśmy się...
Kosisz system Sylwek i dajesz oddech wyobraźni. Że też w Narolu nie spotkaliśmy się...
Mirek Swirek, bo w Narolu ja i Ania zgarnęłyśmy Sylwka dla siebie ha ha ha
Sylwek_76
08.04.2018, 09:48
Mirek, bo ja działałem w kuluarach..
Tak Aśka, to był szatański wieczór:D.
A teraz kilka słów dalszych, bo niedługo zapomnę, gdzie właściwie byłem;)
Gęstniejące chmury przerwały moje zasiadanie na przełęczy. Silnik wystygł zupełnie, ale teraz to z górki; przynajmniej chwilowo. Niechcący uciekło mi dużo czasu; zresztą dlaczego zaraz uciekło? Wszak jestem na wakacjach, moc maszyny nie pozwala na harce, więc szybko dostosowuję się do nowej sytuacji. Odpuszczam ambitne 500+ :D na dzień i skupiam na widokach. A tych nie brakuje.
Dojechałem do drogi M41, na skrzyżowaniu harmider, znienacka ruch drogowy wzrósł znacząco. Oczywiście stado sprzedających wszystko, co potrzebne podróżnikowi. Kozy i barany obok wykładzin i dywanów to podstawa ;-) . Kierunek Biszkek odpuściłem, byłem w tych stronach dwa lata wcześniej więc pozostało jechać w prawo. Grubo przed zmrokiem (niesamowite), znalazłem jakieś sympatyczne, spokojne miejsce na nocleg. Coś na odkażenie i na ząb, sms, że żyję i że tu jest ekstra ( jakby odbierający o tym nie wiedzieli :rolleyes: ). Próbowałem wydzwonić Gila, bo wiedziałem, że kręci się gdzieś w pobliżu, ale wyłączył telefon. Gilu, do tablicy!
Kolejny dzień to snucie się po okolicach, gdzie osią była droga M41 w kierunku Toktogul i Osh, ale i bardziej nieśpieszne zaglądanie w boczne drogi, skoczyłem w kierunku Toluk i Kyzył-Oi. Starałem się nie mieć bliskich spotkań ze złymi wilkami pasterskimi, ale to nie zawsze się udawało. Jeden z nich capnął mnie za nogę i oderwał kawałek podeszwy. Pokleiłem kapcia powertaśmą, ale po powrocie buty poszły na złom. Nie zajmowałem się zdobywaniem kolejnych przełęczy, gdy w Elce jęczało sprzęgło, po prostu odpuszczałem. Postój, wychłodzenie mechanizmów- miałem świadomość, że jeszcze kawałek drogi powrotnej przed nami.
Dużą burzę i ulewę napotkałem w okolicach Uch- Terek. Podczas tego wypadu, zweryfikowałem moje dotychczasowe (skromne) postrzeganie Kirgistanu jako miejsca, gdzie zawsze świeci słońce. Tym razem otrzymałem sporą dawkę deszczu, a zwłaszcza na przełęczach. Zresztą wyścigi i unikanie ulew na podjazdach, to osobna historia. Jeśli, szanowny czytelniku, w tamtych rejonach świata dosiadłbyś narowistego ogra o mocy 10-12 KM, zrozumiesz o czym piszę. Kilka albo i więcej km pod górę pod górę na jedynce, a i tak zdarzało mi się wyprzedzać jeszcze wolniejsze ciężarówki. Nie liczę tych, które stały przegrzane na poboczach. Niełatwo znaleźć w tych warunkach kawałek prostej, aby łyknąć Elką coś jeszcze wolniejszego i nie być zjedzonym przez szybszych i osobliwie dużo trąbiących, użyszkodników.
RAVkopytko
08.04.2018, 10:04
"Cóż może być piękniejszego, niż słoneczny poranek w motocyklowej podróży?
Cóż może być, do cholery, za zakrętem? Jeszcze piękniejsze zakręty:-) "
pięknie napisane
Piękna sprawa!
Czytam z podziwem i zazdrością.
Wysłane z mojego SM-J530F przy użyciu Tapatalka
Sylwester ten nienormowany czas pracy...zazdroszczę!
Sylwek_76
16.05.2018, 23:18
Sylwester ten nienormowany czas pracy...zazdroszczę!
Majo, jak widzisz, miesiąc :D .
Po dłuższej przerwie, nazwijmy ją techniczną, wracamy na drogę.
Stwierdziłem, że snucie się bez napinki na zdobywanie kolejnych punktów na trasie, najlepiej nam wyjdzie na zdrowie- jednym słowem: czoperowanie po Kirgistanie:D . Więc oganiam się od wilków złych, oglądam zmieniające plenery i nieśpiesznie konsumuję.
500+ definitywnie odpuściłem (przynajmniej natenczas), podobnie jak i Tadżykistan. Z perspektywy czasu wiem, że rąbnąłbym te kilka km więcej, najwyżej pchając Elkę na stromiznach, ale przestało mnie rajcować zaliczanie dystansu. Najmłodszy nie jestem, trochę podróży już w życiu odbyłem. Pewnie łatwiej byłoby zawieźć zabytek na lawecie i śmigać świeżą maszyną na miejscu. W tyle głowy miałem ilość km do przejechania w drodze powrotnej i fakt, że na dobrą sprawę, dopiero poznawaliśmy się z SHL. Może to wstęp do czegoś większego?
A, tu dygresja. Przypomniałem sobie, gdy mając 21 lat, rankiem zabierałem się za składanie silnika AWO Sporta, by już po południu, w ramach docierania, gnać na zlot do Nysy i do Czech. Niechybnie, za 20 lat, podobnie wspominał będę ten wypadzik do Azji. Tylko realia bogatsze, bo i zapasowe części, waszyngtony w kieszeni i wiedza, a przede wszystkim pewność siebie, większa. A wtedy? Zamontowane najbardziej pewne z wątpliwych: regulator i prądnica, parę kluczy i płaski tłok z pierścieniami od Skody setki w plecak i dużo wiary, że się uda. Z reguły tak było :lol8: .
Ale wracamy do Kirgistanu. Pojechałem odwiedzić bielika. Ciągle bez korony, czyli jakby nie nasz;-) i kibice również inną czcionką się podpisują ;) .
Nieśpieszne rozmowy z miejscowymi (nieśmiertelne kuda, atkuda? na początek) ,rozglądanie się za miejscem na nocleg, wieczorne piwo i ... samotność. Bliskość technicznego porozumiewania się, a intuicyjnie dużej, i powiększającej się, odległości. Wtedy nieokreślonej, a dziś zrozumiałej i ciągle jeszcze boleśnie odbijającej we wspomnieniach. Niespecjalnie wychodzi mi fotografowanie ludzi, a i z tego wypadu mam ich maleńko. Jest za to trochę gór i przestrzeni, oceńcie sami.
bukowski
16.05.2018, 23:33
Majo, jak widzisz, miesiąc :D .
Po dłuższej przerwie, nazwijmy ją techniczną, wracamy na drogę.
Stwierdziłem, że snucie się bez napinki na zdobywanie kolejnych punktów na trasie, najlepiej nam wyjdzie na zdrowie- jednym słowem: czoperowanie po Kirgistanie:D . Więc oganiam się od wilków złych, oglądam zmieniające plenery i nieśpiesznie konsumuję.
500+ definitywnie odpuściłem (przynajmniej natenczas), podobnie jak i Tadżykistan. Z perspektywy czasu wiem, że rąbnąłbym te kilka km więcej, najwyżej pchając Elkę na stromiznach, ale przestało mnie rajcować zaliczanie dystansu. Najmłodszy nie jestem, trochę podróży już w życiu odbyłem. Pewnie łatwiej byłoby zawieźć zabytek na lawecie i śmigać świeżą maszyną na miejscu. W tyle głowy miałem ilość km do przejechania w drodze powrotnej i fakt, że na dobrą sprawę, dopiero poznawaliśmy się z SHL. Może to wstęp do czegoś większego?
A, tu dygresja. Przypomniałem sobie, gdy mając 21 lat, rankiem zabierałem się za składanie silnika AWO Sporta, by już po południu, w ramach docierania, gnać na zlot do Nysy i do Czech. Niechybnie, za 20 lat, podobnie wspominał będę ten wypadzik do Azji. Tylko realia bogatsze, bo i zapasowe części, waszyngtony w kieszeni i wiedza, a przede wszystkim pewność siebie, większa. A wtedy? Zamontowane najbardziej pewne z wątpliwych: regulator i prądnica, parę kluczy i płaski tłok z pierścieniami od Skody setki w plecak i dużo wiary, że się uda. Z reguły tak było :lol8: .
Ale wracamy do Kirgistanu. Pojechałem odwiedzić bielika. Ciągle bez korony, czyli jakby nie nasz;-) i kibice również inną czcionką się podpisują ;) .
Nieśpieszne rozmowy z miejscowymi (nieśmiertelne kuda, atkuda? na początek) ,rozglądanie się za miejscem na nocleg, wieczorne piwo i ... samotność. Bliskość technicznego porozumiewania się, a intuicyjnie dużej, i powiększającej się, odległości. Wtedy nieokreślonej, a dziś zrozumiałej i ciągle jeszcze boleśnie odbijającej we wspomnieniach. Niespecjalnie wychodzi mi fotografowanie ludzi, a i z tego wypadu mam ich maleńko. Jest za to trochę gór i przestrzeni, oceńcie sami.Przestrzenie i ta nie do opowiedzenia samotnosc - to mniej wiecej dla mnie jest kwintesencja podróży. Dzięki!
Sent from my G8441 using Tapatalk
Sylwek_76
16.05.2018, 23:51
Proszę, sneer :-).
Zazwyczaj podróżuję sam. Przywykłem do samotności i dawno ją, na swój sposób, zaakceptowałem, a nawet- polubiłem.
Niemniej, tu konkretnie chodziło mi o powiększający się dystans między dwojgiem ludzi. Tylko skąd, po moich enigmatycznych słowach, mogłeś o tym wiedzieć :).
Klękajcie narody, piękna historia i piękna wyprawa na zacnej maszynie!!:)
Sylwek_76
24.05.2018, 00:48
Już jestem,jestem, choć pora to mocno śpiąca i piszę dalej.
Wracamy.
Teraz już (czasem) z górki. Choć niektórzy wzięli to zbyt dosłownie,
staram się trzymać fason. Dostojnie, na pierwszym biegu, pomykam na północ, jednakowoż zdaję sobie sprawę, że dla niektórych, może to wyglądać jak odwrót pewnego, nikczemnego wzrostu Francuza, względnie, niedointernowanego i niespełnionego austriackiego malarza sztalugowego- spod Moskwy. Chwilę pobył i już wraca ;-) Choć widzę różnice- na pewno było cieplej i nie odnotowano strat w ludności i sprzęcie .
Na kolejnym, deszczowym, stromym podjeździe, spotykam grupę motocykli na polskich numerach, jadących z naprzeciwka. Podniosłem rękę, ale gdzie by tam beemiarze spojrzeli na SHL ;-) Odwinęli manety, dymka puściła jadąca za nimi Delica, a ja zadumałem się nad marnością moich mechanicznych habet. Czas zmienić motocykl na prawilny i wdzianka na jakieś bardziej nowoczesne, szaro-popielate-odblaskowe, bo człek uschnie z samotności w stadzie, hy,hy. Pod tym względem, humor poprawiło mi dopiero spotkanie z miejscowymi bikerami w Tałasie.
Przestałem martwić się notorycznym brakiem kufrów aluminiowych na wyposażeniu moich rumaków;-)
Kolejne kilometry nie byłyby warte wzmianki,; lawirowanie wśród chmur i deszczu i wreszcie jest! AWARIA! Pierwsze lekkie spuchnięcie tłoka na długim podjeździe, i ostatnie zarazem . Zjechałem na pobocze i dojrzałem solidny wyciek benzyny z gaźnika. Poluzowała się nakrętka od komory pływaka, kilka zwojów dzieliło ją od lotu, gdzieś w kamienie na poboczu. Tu nieśmiała rada: jeśli będziecie wybierać się dalej motocyklem zasilanym Pegazem, zabierzcie taki gadget w kieszeń, gwint 6x0,75 niezbyt często jest spotykany u innych pojazdów.
Po kilkunastu minutach, pomknąłem dalej. Wracając, znów zatrzymałem się chwilę na Otmoku, przymocowałem moją naklejkę na tablicy. W dolinach gorąco i parówa, burze krążyły w pobliżu, ale nie zmokłem. Zajechałem na nocleg w pobliże gospodarstwa. Chwila rozmowy z rodziną, dałem dzieciakom drobne rzeczy z moich skromnych zasobów, otrzymałem pomidory, chleb. Miły czas.
Kolejnego dnia, poszedłem się pożegnać, a tu zaproszenie na śniadanie. Lepioszka, czaj, ser, warzywa, ajran. Skromnie, acz treściwie. Dłuższa chwila pogaduch, doładowałem baterię telefonu i rozstaliśmy się. Pojechałem w kierunku Chanach, pokręciłem po okolicy.
Na skrzyżowaniu w Kyzył-Adyr spotkałem policjantów w zdezelowanym radiowozie. Trochę późno pomachali, ale nawróciłem i tradycyjne zdziwienie: z Polszy, na takim motocyklu? Podchwytliwe pytanie, ile mam euro;-) , tego udałem ,że nie rozumiem:D . Jeden chciał coś uszczknąć z mej kieszeni bogatego westmana, ale ostatecznie chłopaki dostali na pamiątkę po 20 gr, bo akurat takie miałem w dwu egzemplarzach. Sprawiedliwie musi być.
Znów zbiornik im. Kirowa,znów granica i Kazachstan. Chwila krążenia po Dżambule i jestem na dworcu.
W kasie nie bardzo mogłem się dogadać, ale jak spod ziemi, znienacka, pojawiła się elokwentna starsza pani, która znała rosyjski, angielski, możliwe, że trochę niemiecki, bo i w tym języku, pytająco wypowiedziała kilka słów. Oprowadziła mnie po budynku, wyszukała dogodne połączenie, objaśniła nieco leniwym kasjerkom sprawę biletu na Elkę. Ledwo zdążyłem podziękować, zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Cicho i dyskretnie. :bow::bow:
Ponieważ zrobiło się późne popołudnie, odnalazłem leniwą Bardzo Ważną Kierownik działu bagażowego.
-Sylwester, szybko objechałeś; już wracasz? Co się stało?
-Maszyna słaba, nie rabotajet w wysokich górach.
-A, fakt maleńka ona i stareńka.
-Ano stareńka, nie da się ukryć. Skolko za bilet?
-A 8000 tenge.
O, to ciekawostka. W Aktobe zapłaciłem około 18 tys. tenge. Oficjalnie, z kwitancją. Nie wnikałem w szczegóły, już miałem się oddalić, ale:
-Sylwester, ale benzyny niet w maszinie?
Wrrr, cholera, jak na złość, sporo.
-Musisz wylać.
Dobra, tylko gdzie? Na szczęście, w zasobach pani kierownik, znalazły się puste butelki. Spuściłem dla spokojności klika litrów, tylko co zrobić z paliwem? I na to jest sposób, a konkretnie tajemna szafka na różne souveniry kolejowe:lol8:
Cdn.
Czyta sie 😉
Wysłane z mojego E2303 przy użyciu Tapatalka
CzarnyEZG
24.05.2018, 09:00
Super :)
trzykawki
24.05.2018, 16:03
Na tym zdjęciu , ostatnim, to co to jest? Szczątki projektu Raptor czy jakiegoś inszej myśli technicznej?
Zgruzowana naczepa z belami kabli.
I teraz wiadomo skąd się wzięło rosyjskie okreslenie ciężarówki - gruzowik. :)
Wysłane z mojego WAS-LX1 przy użyciu Tapatalka
Na tym zdjęciu , ostatnim, to co to jest? Szczątki projektu Raptor czy jakiegoś inszej myśli technicznej?
:haha2:
Coś na odkażenie i na ząb, sms, że żyję i że tu jest ekstra ( jakby odbierający o tym nie wiedzieli ). Próbowałem wydzwonić Gila, bo wiedziałem, że kręci się gdzieś w pobliżu, ale wyłączył telefon. Gilu, do tablicy!
Kolejny dzień to snucie się po okolicach, gdzie osią była droga M41 w kierunku Toktogul i Osh, ale i bardziej nieśpieszne zaglądanie w boczne drogi, skoczyłem w kierunku Toluk i Kyzył-Oi. Starałem się nie mieć bliskich spotkań ze złymi wilkami pasterskimi, ale to nie zawsze się udawało. Jeden z nich capnął mnie za nogę i oderwał kawałek podeszwy. Pokleiłem kapcia powertaśmą, ale po powrocie buty poszły na złom. Nie zajmowałem się zdobywaniem kolejnych przełęczy, gdy w Elce jęczało sprzęgło, po prostu odpuszczałem. Postój, wychłodzenie mechanizmów- miałem świadomość, że jeszcze kawałek drogi powrotnej przed nami.
Dużą burzę i ulewę napotkałem w okolicach Uch- Terek.
Sylwek musimy rozebrać to z kalendarzem w ręku,coś mi nie pasuje ta ulewa okolicach Uch- Terek
Ja z kolegą przebywaliśmy w tym rejonie do ok 3-4 września a jedyny opad podczas całej podróży to śnieżyca na powrocie do Biszkeku przez przełęcz Kegety chyba 12tego
Po przylocie przed wymianą w telefonie na kartę Kirgiską wysłałem Ci sms z nowym nr,
ze względu że błąkaliśmy się po górach i bezdrożach zasięg mieliśmy kiedy zjeżdżaliśmy do jakiejś wioski co 2-3 dni
Ok 4tego odpoczywaliśmy 1 dzień w Chaek skąd próbowałem kilka razy skontaktować się z Tobą bez rezultatu,jak również później kiedy zjeżdżaliśmy do cywilizacji
Wiesz że jestem Twoim dłużnikiem,spokój i dystans do problemów jaki wprowadziłeś przed moim wyjazdem oraz towarzystwo Kazika z którym dzieliliśmy niewygody sprawiły że bardzo mile wspominam ten wyjazd
Dzięki i do zobaczenia
bukowski
24.05.2018, 21:45
Szczątki madmaxa.
Każdy, kto był na wschodzie, musiał spotkać madmaxa. Zap... dala w chmurze kurzu, tyczy, dymi na czarno, jaka już wchodzi w bliski kadr, zauważasz latające, zardzewiale blachy i znudzonego lokalesa z petem w zębach. Na twarzy ma wpisaną melancholię i determinację, wodnisty wzrok zaopatrzony gdzieś w dal, chuda noga zaparta w wyslizgane żelazo gazu... No fear and spierd..alaj, zdają się mówić jego usta, podczas gdy echo odpowiada "...mat', mat'.. Na tym zdjęciu , ostatnim, to co to jest? Szczątki projektu Raptor czy jakiegoś inszej myśli technicznej?
Sent from my G8441 using Tapatalk
Sylwek_76
28.05.2018, 00:12
Gilu, wyostrzymy kalendarz, kropelki rozweselające również mogą mieć w tym udział:D.
Sneer, opis madmaxa jak najbardziej kompletny :Thumbs_Up: Szkoda, że czasem ten gruzawik na którejś serpentynie, faktycznie staje się kupą gruzu.
A my dalej, znaczy się tylko z opowieścią.
Elka nadana, ja mam bilet, czas na łowy. Zlokalizowałem spożywczo-monopolowy w pobliżu dworca, czynny 24 godz.:D Tradycyjnie, nieśpiesznym krokiem, obszedłem miasto. Na tej kontemplacji, znienacka dopadł mnie wieczór, więc zapragnąłem odpocząć na ławce w poczekalni. Pociąg odjeżdżał wczesnym rankiem, niezbędne zakupy ( :beer::beer: ) miałem ogarnąć bezpośrednio przed wyjazdem. Ale wpierw odpoczynek…
Morfeusz to fajny gość, zazwyczaj umożliwia reset. Niemniej, czasem, pojawia się gruby Garcia i nie pozwala na dokończenie tego przyjemnego procesu. W moim przypadku, stróż prawa objawił się w postaci chudego, młodego policjanta, w otoczeniu świty; który to chłopak był zdezorientowany całą sytuacją bardziej niż ja.
-Po rosyjsku mówisz?
-Owszem.
Widzę lekką ulgę na twarzy młodego. Chwilę porozmawialiśmy i ruchem ręki odprawił towarzystwo.
-Skąd, dokąd, masz bilet?
–A mam.
-A paszport? Pokaż.
I tu wyjąłem moje tajne zawiniątko, z wszelakimi papierami granicznymi, walutą różniastą, i jeszcze wypadło mi coś.
-A co to?
-Nic wielkiego, to tylko schemat elektryki w moim motocyklu.
-Jaki motocykl? Jaki schemat? Młody policjant zgłupiał zupełnie.-Piłeś.
-Ja? Boże broń, a skąd :D . No dobra, jedno piwo..
Dogadaliśmy się w końcu, schemat podłączenia CDI pozostał cedeikiem, a nie domowej bombki :lol8: . Chłopak zaprowadził mnie do dworcowego hotelu i przypilnował, abym zakupił miejsce. Dostałem ręcznik, pościel i do łóżka. O tej noclegowni wspominał mi ktoś wcześniej, nawet jej szukałem, ale nie wpadłem na pomysł, że może znajdować się w jednym wejściu z pralnią ;-) Cena niewygórowana, pokój dwuosobowy to kwota około 15- 20 zł. W sumie nawet dobrze, że ktoś uprzejmie doniósł, a policjant był wyrozumiały, bo wyspałem się dobrze i to nie w areszcie :lol8: . Jednakowoż myślę, że młody na pewno był wystraszony ( co tu zrobić z innostrańcem z tajemniczym kolorowym rysunkiem? ).
Rankiem zrobiłem zakupy, pomogłem paniom z całodobowego pogonić natarczywych meneli i spotkałem mojego anioła stróża, który bardzo żywo zainteresował się, czy aby wszystko w porządku, czy wyspałem się. Życzyliśmy sobie wszystkiego najciekawszego, niemniej, odnotowałem ulgę na jego twarzy, gdy już wsiadłem do pociągu :) .
A tam znów przedział koedukacyjny. Tym razem, trzy panie. Młoda, ze słuchawkami na uszach, totalnie niekompatybilna. Średnia, z córką. Najstarsza- nauczycielka. Oglądaliśmy Maszę i niedźwiedzia, rozmawialiśmy o wszystkim. Wypożyczyłem naczynia od kierownika wagonu i mogłem wrąbać vietkonga, którego w wersji maxi, podobnie jak i tysiące innych specjałów, można zakupić na większych stacjach, na których skład zatrzymuje się na dłużej. Obserwowałem technikę sprzedaży obwoźnych sprzedawców wszystkiego, począwszy od zegarków i biżuterii, poprzez wielkie, suszone ryby, skończywszy na futrach (tylko po co to komu latem w stepie?). Zabawnie targowali się z kierownikiem, aby nie płacić za przejazd.
Spacerowałem po pociągu, a później czytałem Komsomolską Prawdę, w wersji białoruskiej. Z tegoż periodyku dowiedziałem się, że Gorbaczow również nie był „nasz”, znaczy się ich, bo zgodził się na pieriestrojkę. Biedni ci mieszkańcy ZSRR, ciągle wszyscy ich zdradzają. Pewnikiem o świcie :D . A ja wyspałem się na zapas. Trochę pomagały mi w tym znieczulacze techniczne i fakt, że żadna z towarzyszek podróży nie grała na bakałajce ;-)
Rzeczywiście wygląda jak instrukcja budowy bomby :) Dziękuję za nienaganną polszczyznę, ortografię i interpunkcję :) Znacznie ułatwia czytanie i zrozumienie.
Sylwek_76
03.06.2018, 18:33
Sluza, do usług :).
Koniec lenistwa. Na horyzoncie Aktobe i wyładunek. Pomogłem nauczycielce wynieść bagaże bliżej wyjścia, gdzie znienacka pojawiło się mnóstwo wielkich, kraciastych toreb i innych pakunków. Planowy postój pociągu to pół godziny, więc przeczekałem spokojnie dziki tłum i wysiadłem na końcu. Pomaszerowałem na koniec składu i zonk. Nie ma wagonów towarowych. Co jest grane? Pytam kierownika, ale ten rozkłada ręce. Kolejny też nic, więc uderzyłem do szeregowych pracowników.
Spokojnie, już nadjeżdżają. Nim wysiadłem, kolejarze odczepili dwa ostatnie i przetaczali na tory bliższe budynkowi stacji. Tam podjechał mały traktor z dwiema platformami i zaczęło się. Wszyscy chcą swoje pakunki jako pierwsze, ale nie, nie. Najpierw maszina Poljaka, potem reszta. Grupa pomocników sprawnie wyłuskała Elkę, która opatulona w stado bagaży, przyjechała nienaruszona. Odsunąłem się na bok, załadowałem swoje rzeczy i nim przyszedł kierownik bagażowego, cichaczem wypchnąłem SHL przed budynek. Bilet został na pamiątkę :) , formalności nie dopełniłem. Odpaliłem na pych, bo wybujana Elka, zalała się całkowicie- ta chmura dymu przed dworcem, poezja.
Przejazd przez miasto na azymut i na czuja. Na wylocie, na stacji paliw, spotkałem młodego Ukraińca, który pracował w Aktobe. Dłuższa pogawędka i mknę dalej. Plan na dziś, to dobić możliwie blisko Uralska, wszak już popołudnie. Znów posępne widoki spalonego stepu, znów Kobda.
Tankowanie Elki, paliwo słabe na tyle, że rozpuściło lakier na zbiorniku, a tankbag śmierdział do końca podróży. Już wiem, dlaczego tylu tankowało na tej malutkiej stacyjce, pośrodku miejscowości, gdzie i ja lałem paliwo, jadąc w tamtą stronę. Plan na dotarcie do Żympity zapewne ziściłby się, gdyby nie pewien Kazach. Wypatrzył mnie ze stepu szerokiego i wytrwale gonił swoim Iżem Planetą. Chwila rozmowy i już ciągnie do siebie, na nocleg.
- Gdzie tak będziesz spał w krzakach, jak wilk jakiś, jedziemy do mnie, rzecze. W porządku, nie będę się opierał, dobry człowieku :bow: . Gość okazał się rolnikiem, pasterzem i wielkim miłośnikiem motocykli.
Pognaliśmy w dwa moto w step. Niesamowite uczucie jechać tak sobie, na przełaj, po horyzont. Nikt nie pędzi za tobą z widłami, nikt mandatem nie straszy, linki zawieszonej w poprzek nie ma, bo i po co i na czym ją rozwiesić. Jest przestrzeń i moc zapieprzania przed siebie.
Mała wioska, Nowonadieżdinka, obejście na końcu. Żona, bardzo konkretna i rozeznana w tematach różnorakich, dwoje synów. Przy rodzinnej kolacji dowiedziałem się, że niedawno gościli grupę Francuzów, również na motocyklach; żartowali, że bardzo ich ręce bolały od rozmów :lol: . Później, przy krążącej burzy, do późna w noc, przy świetle latarki, oglądaliśmy SHL i IŻ-a, porównywaliśmy rozwiązania konstrukcyjne. Gospodarz generalnie pomstował na ruską myśl techniczną, a szczególnie na opony. Nie mógł się nadziwić, że Mitasy tyle przejechały i śladu zużycia zanadto nie widać. Bardzo byłby rad, gdybym kiedyś jeszcze go odwiedził i przytargał ze dwie 3.50-18. Może ktoś tamtędy pojedzie? A, Elkę też chciał przytulić, skoro tyle km przejechała, to ,stwierdził, będzie mu służyć wiernie w stepie. Nie dobiliśmy targu, ale otrzymał ode mnie latarkę i ekspandery, bo sznurki, którymi troczył dobytek, wyglądały marnie.
Rankiem, po śniadaniu, przy gęstniejących chmurach, pognałem dalej. Burze, deszcz, parówa i tak na zmianę. Na zmianę również wskakuję i wyplątuję się z kondona. A później mam to gdzieś, bo i tak w pożartych butach chlupie woda. Żympity za mną, zbliżam się do Uralska. Przestaje padać, nawet się przejaśnia. W mieście tankowanie do oporu, resztę tenge zamieniam na ruble i szpula na granicę. Wiatr co chwilę zmienia kierunek, chmury rozstępują się i zaczyna grzać.
Jadę po koszmarnej drodze do przejścia. Na granicy tym razem sprawnie, ludność wpuszcza mnie przed siebie. Znów drogowe kopce kreta, na drodze do Engelsa. Późno wieczór, gdy po zmroku zacząłem rozglądać się za miejscem na nocleg, zgadałem się z sympatycznymi Uzbekami, którzy jechali Sprinterem . Chwila negocjacji i już montujemy Elkę na pakę. Przebrałem się i przez kilka godzin, nocą, przedrzemałem w szoferce najgorszy odcinek drogi i Saratów. Dziękuję, dobrzy ludzie :bow: .
Wczesnym rankiem rozjechaliśmy się w swoje strony.
Sylwek_76
10.06.2018, 19:28
Dalej to już wrześniowa Rosja. Zamglone okolice Borisoglebska, moje chytre i tajemne skróty, aby ominąć zatkany Woroneż. Znów nocleg bez historii, gdzieś w krzakach. Kolejny świt, krótkie pakowanie, droga. Tankowanie, wizyta w magazinie, ot powrotny tranzyt przez Rosję. Wczesnojesienne widoki w okolicach Nowego Oskołu i dalej do granicy w Hoptiwce.
Kolejka jak cholera, ale kilka stanowisk odprawy powoduje, że jakoś to idzie. Ukraińska strona sprawnie, późne śniadanie i już gnam do Charkowa. Na obwodnicy ratuję miejscowego bikera na Dnieprze swoją świecą, ogarniamy radziecką elektrykę w zaprzęgu, wspólne zdjęcie i mknę dalej. Późny obiad, tankowanie, oglądanie wojskowych transportów uzbrojenia. Piękna pogoda zaczyna się kończyć, chmury coraz bardziej zaciągają po horyzont. Wieczorem dobijam pod Kijów, śmiech na sali, bo kilka km przed stacją , zabrakło mi paliwa. Zapasową bańkę zgubiłem gdzieś w Kirgistanie, ale pobujałem SHL i na oparach dotarłem. Kijów przejechałem o zmroku i zaległem w, jak zwykle, sympatycznym lesie na przedmieściach. Chyba nawet namiotu nie rozkładałem. Przed świtem, obudził mnie nieśmiało kropiący deszcz, więc… na koń.
Nim się całkiem rozwidniło, miałem za sobą około 100km. Znana droga, rytuał tankowania, unikania deszczu. Późne śniadanie i w południe granica. Ludzi ogrom, kolejka jak cholera, głównie Ukraińców i to ich obsługują pogranicznicy, ale wreszcie czas i na mnie. Gdzieś przed Lublinem obiad, telefony, że jestem. Wiadomość do szwagra, aby był w gotowości z busem, gdyby coś wydarzyło się na ostatnim etapie. Nic takiego nie nastąpiło, około 20.00, zobaczyłem swoje strony. To był długi dzień, 900 km w siodle, podobnie zresztą jak poprzednie. Powitalnego kielicha za pomyślny powrót i coś smakowitego na ząb, zorganizował komitet powitalny. Sto tysięcy pytań, nieco jeszcze chaotyczne opowieści i ciśnienie pomału zaczęło schodzić ze mnie.
Koniec :).
Dzięki Sylwek. Super się czytało.
Noo Panie,tym skromnym SHLkowym pierdzeniem przeszedłeś do historii
Dziękuję. Warto było czytać o Twojej podróży. Szacuneczek, to za mało...
Bywaj zatem, bywaj, Byku jeden!
Nieszablonowa ta relacja, ale jedna z lepszych:)
To jest kurka Coś. Szacun. Kropka.
Świetnie się czytało. Inspirujący wyjazd, może kiedyś bujnę swoją Stefę w tamte rejony. Dzięki :Thumbs_Up:
Piękny wyjazd :)
za ostatnie dni dostajesz order stalowej dupy. Po 900km na SHL to jest wynik :D
Wysłane z mojego HT20Pro przy użyciu Tapatalka
Bravo ty 👍
Wysłane z mojego E2303 przy użyciu Tapatalka
:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
Gratulacje !! :Thumbs_Up:
Kozacko! Dzięki za relację i szacun! :Thumbs_Up:
stopa-uć
13.06.2018, 09:54
Dzięki.
Fajnie.
Kiedy i gdzie natępny wyjazd?
Ciał
Sylwek_76
14.06.2018, 22:52
Dziękuję czytaczom za opinie i bycie tu i odpowiadam.
Nigdzie daleko się nie wybieram, bo wszędzie wszyscy już byli :).
SHL aktualnie odpoczywa, bo o rundkach typu wypad w nasze góry, to śmiech wspominać.
W tym roku, rozhartowuję moją twardą, przyozdobioną orderami, byczą dupę :D.
DyzioM69
26.06.2018, 13:50
Piękna podróż, zajmująca relacja. Dziękuję i pozdrawiam
bardzo fajnie się czytalo - styl pisania taki akuratny i bez "co to nie ja!" podejścia ;-)
gratuluje wyprawy i proszę tylko o wytłumaczenie, jak ty zrobiles 900km jednego dnia? :D a ja myslalem, jakim to ja jestem tytanem, ze tyle zrobie XTkiem czy inna Afryka......
Piękna podróż i relacja!
Szacun za odwgę wybrania się SHLką!
Sylwek_76
28.06.2018, 18:34
Dziękuję raz jeszcze szanowni, za czytanie i komentarze.
Do mojego, skromnego motocyklowego stadka, dorzuciłem niedawno całkiem fajną CZ 350; więc, Mr Yeuop, teraz to będziemy mogli porozmawiać o dystansach :).
Drżyjcie tereny nieodkryte :D. A już miałem nigdzie nie jeździć i w ogóle ustatkować się :)..
o CZ350 to możesz pogadać z Naczelnym:)
https://www.youtube.com/watch?v=JHfcQhu5Htg
A poza tym..nie ustatkowywowywuj się (umysłowo), jeździj i pisz:Thumbs_Up:
ale jak tak nie miałeś GS a tak daleko pojechałeś :D fajna historia :)
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.