View Full Version : Po niespełnione marzenia... [Maroko 2014]
Był ciepły jesienny dzień AD2011. Wracaliśmy właśnie z Merzougi gdy kątem oka dostrzegłem to coś. Zatrzymałem się.
- Pojedźmy tam! - krzyknąłem pokazując palcem jakoś tak w kierunku zachodnim.
- Zwariowałeś ? Tam nie ma nawet drogi, poza tym noce są zimne... i co będzie jak spadnie deszcz ?
Faktycznie, po deszczu moglibyśmy stamtąd nie wyjechać. No cóż...
Zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej. Nie wiem jak reszta, ja przez zaciśnięte zęby âna odchodneâ wycedziłem tylko
- Ja tu jeszcze kiedyś wrócę.
Pytanie tylko, czy obecna ekipa będzie miała ochotę tam pojechać, noce teraz będą cieplejsze, droga... mam nadzieje, że jej nie wybudowali. Mam nadzieje, że ekipa podchwyci temat i pojedziemy spełnić moje marzenie, które mam nadzieje im również da trochę satysfakcji. Oby!
Pytanie tylko, czy trafię w to magiczne miejsce ?
Kolejne pytanie czy teraz wyda mi się ono równie fascynujące i magiczne ?
Zobaczymy!
Relacja była spisywana emocjonalnie, niemal na bieżąco, na gorąco. Teraz, po powrocie na część rzeczy patrzę już inaczej jednak dla oddania wyjazdowego ducha poprawię tylko błędy, gdzieniegdzie nieco się rozpiszę. Czas teraźniejszy zostaje.
Ruszajmy więc w drogę, zobaczmy co to się tam z tymi moimi marzeniami powyrabiało ;)
http://i.imgur.com/pk2aL23.jpg
Zanim ruszyliśmy na Czarny Ląd postanowiliśmy się lepiej poznać by wyjazd upłynął w przyjacielskiej atmosferze, bez kłótni i nieporozumień.
Były dwa spotkania a na nich mnóstwo planów, ustaleń â wiadomo. Nie wychylałem się na nich z marzeniami â ważne, że jedno z nich jest żelaznym punktem całego planu, co mnie bardzo cieszyło. W końcu jechaliśmy liczną grupą, na różnych maszynach, na różnych oponach i z różnym bagażem doświadczeń â każdy musi mieć coś z takiego wyjazdu dla siebie.
Na naszych meetingach było też troszkę jazdy, jak dzicy dopadaliśmy jakieś kałuże i jeździliśmy po nich aż skończy się woda ;) Zupełnie jak by wrześniowe Maroko miało być usiane błotem, kałużami, rzekami... Zamilknę, by nie zdradzać szczegółów. Piachy jury jakoś tak omijaliśmy, czyżby to miało być jakieś proroctwo... ?
Wspólnie przejechane km były też testem nowych ciuchów, kasków, opon czy nawet całego, specjalnie na ten wyjazd przygotowanego motocykla. A co!
Krótki zdjęciowy zapis owych wydarzeń i kolejny odcinek to już będzie słoneczne Maroko.
Z naciskiem na słoneczne â w końcu wrześniowe ;)
Dojazdówki opisywał nie będę bo z motocyklowym wyjazdem nie miała nic wspólnego.
Pogodę mieliśmy średnią (Jura Krakowsko-Częstochowska), oprowadzał nas po niej Darek na XT660Tenere dobrze znający owe tereny a co dla mnie ważne - świetnie jeżdżący w terenie, będę miał kogo podpatrywać na wyjeździe!:
http://i.imgur.com/bgb3SVb.jpg
Piękna Tereska, szykowana specjalnie na ten ( i z pewnością na kolejne) wypady. Właściciel - Dominik, na co dzień porusza się V-Stromem650.
http://i.imgur.com/kYX916o.jpg
http://i.imgur.com/hy16ihq.jpg
http://i.imgur.com/Xle2Yw6.jpg
http://i.imgur.com/9qRU8l1.jpg
http://i.imgur.com/WPGUzhK.jpg
W ekipie były jeszcze 3 sztormiaki:
http://i.imgur.com/423Olcc.jpg
I wspomniane kałuże, z początku nieśmiało podeszliśmy do tematu...
http://i.imgur.com/mAzGQMc.jpg
By potem na nieco więcej sobie pozwolić:
http://i.imgur.com/6nGULTT.jpg
http://i.imgur.com/L7tFw6F.jpg
http://i.imgur.com/w4bqX9d.jpg
http://i.imgur.com/YjgXLVg.jpg
Wspaniałe tereny jury:
http://i.imgur.com/RKbDEQl.jpg
http://i.imgur.com/COzpWSi.jpg
http://i.imgur.com/dTAfH7W.jpg
http://i.imgur.com/WbFX0uZ.jpg
http://i.imgur.com/oHSvjj7.jpg
http://i.imgur.com/dkvoHme.jpg
http://i.imgur.com/bKmsLSd.jpg
http://i.imgur.com/2DJzTTY.jpg
Ekipa w pełnym składzie:
http://i.imgur.com/f3dbUiG.jpg
I pierwsze podziały ;)
http://i.imgur.com/Rc3vHWu.jpg
http://i.imgur.com/hnQFhXT.jpg
Planowanie:
http://i.imgur.com/Y1wPEj2.jpg
I znów woda...
http://i.imgur.com/Dor1QEU.jpg
cd. niebawem
Brzydko na polu, a ja chcę więcej!
Do Marrakeszu dojeżdżamy dwa dni przed przylotem pozostałej części ekipy. Niby mamy w planach szybko się ogarnąć i wyjechać na off-roadowy, dwudniowy trip ale sprawy jak zwykle toczą się własnym torem. Zabawa w czasie dojazdówki gadżetami w naszych motocyklach kończy się tym, że dojeżdżamy z padniętymi akumulatorami. O tym, że w nich prądu brak dowiedzieliśmy się już w Niemczech. Zrobiliśmy więc sobie stację ładowania z samochodowego alternatora i tak na zmianę, po kilka godzin ratowaliśmy swoje baterie. Moja była nowa więc reanimacja się udała, Darkowa niestety nadawała się tylko do wymiany.
Cóż było robić... odczepiliśmy przyczepę i w miasto.
Salon Yamahy â piękny, z instrumentami muzycznymi... aku brak. Gdzie dostać nie wiedzą. Sesja:
http://i.imgur.com/FVYvzJU.jpg
http://i.imgur.com/B8gsVhN.jpg
http://i.imgur.com/t5qz8P0.jpg
http://i.imgur.com/QsKCwcW.jpg
http://i.imgur.com/0pINquf.jpg
Pobliski mechanik mówi, że nie ma, nie wie gdzie mogą być ale pomoże i tak nie ma klientów. Jakoś tak mu sympatycznie z oczu patrzy więc w sumie czemu nie, będzie przygoda. Zabieramy go na pokład auta i kierunek centrum. Krążymy tak ponad 2h robiąc blisko 70km , odwiedzamy ponad 20 sklepików/warsztatów i w końcu jest!
Jeszcze tylko ostatnia przymiarka (do mojego Xtka, takie same aku) czy pasuje i.... próbujemy się targować. Nie wychodzi :( Rachunek jest słony. 550Dirchamów czyli 220zł. Na domiar złego nasz pomocnik zaczyna stukać w zegarek więc już wiem , że za dziękuję i dobre piwo to nie przejdzie.
I faktycznie... wysiadamy, Daro sięga do kieszeni a człowiek w mig po prostu podaje ile się należy... 200Dh czyli 80zł. Zgroza. No cóż... This is Morocco.
http://i.imgur.com/9XJHMnj.jpg
http://i.imgur.com/oiff0A0.jpg
http://i.imgur.com/NyWbO4l.jpg
http://i.imgur.com/DL0UIaY.jpg
Przypomina mi się przeżyta jakiś czas temu podoba sytuacja, tyle, że na terytorium Europy.
Sevilla. Leje.
Ja z ciągnącym się po ziemi łańcuchem, bez akumulatora podjeżdżam pod pierwszy lepszy sklep z częściami (znaleziony w POI Garmina). Akurat padło na BMW...
- Będzie bolało â myślę ale co mi szkodzi wejść zapytać.
Zsiadam, ku nam (byłem akurat z Holendrem, Krisem, który od +/- 2000km drogę powrotna dzielił ze mną) biegnie gość. Rozkłada nad nami parasolkę i pyta co tu robimy, czego szukamy, jak nam może pomóc. Na pytania odpowiadamy już przy kawie i rogaliku ! Jeden telefon i koleś mówi , że części będą za 1-2h. Stawia kolejna kawę, kolejnego rogalik i ucieka do pracy ale obiecuje, że wróci za 30 minut. Wraca. Zaprasza do salonu samochodowego w którym pracuje, tam schronieni przed deszczem oczekujemy na graty â oczywiście przy kawie. Zgodnie z umową po +/- 2h zjawia się koleś z częściami, pokazuje paragon na 235e ale... mówi, że ja płacę tylko 200e. Taki gest. Pyta tylko czy potrzebuję również usługi (wymiana napędu). Dziękuję grzecznie bo cena mnie przerasta, zresztą doskonale wiem jak to zrobić więc... no tak już mam. Dla ciekawskich â to było 50e.
Zabieram się do wymiany aku. Brakuje klucza. 2Minuty później z serwisu wyjeżdża niemal cały wózek z narzędziami ;) Oczywiście klucz miałem ale zanim go wytargałem z narzędziówki miałem już do wyboru kpl. Markowych narzędzi. Nasz dobrodziej zaprasza do siebie na obiad, kolację. Ma garaż więc motocykle będą bezpieczne... Nie widzi problemu, wręcz będzie mu miło, zaprosi kolegów, zrobimy grilla na tarasie itp. itd. Szkoda , że dla Krisa się spieszyło ;(
Na pożegnanie pyta jeszcze czy jedziemy przez Madryt bo ma tam mieszkanie... może nam dać adres, klucze. Jedyny koszt dla nas to odesłać mu po wizycie klucze. Możemy tam zostać ile chcemy i tak rzadko tam zagląda.... I co tu powiedzieć ? To jest gościnność!
Od tamtej pory czekam aż kiedyś ja w swoim małym sennym miasteczku będę mógł spłacić swój dług. Może kiedyś...
No ale cóż, inni ludzie, inna mentalność, a może źle trafiliśmy. Czas na przemyślenia jeszcze przyjdzie pomyślałem i przestałem się już nad tym zastanawiać. 10minut później siedzieliśmy już na kempingu.
Akumulator pasuje idealnie, Darek wkłada go do Tereski a ja walczę z tym czego nie skończyłem przed wyjazdem... Ogólnie jesteśmy ânieźleâ przygotowani bo Darek zauważa jeszcze brak klocków z tyłu. Akurat mam na zapasie nówki więc ratuję kolegę. Oby mi nie były potrzebne bo będzie lipa.
http://i.imgur.com/NeBErhf.jpg
Tak ucieka nam cały dzień. Przez chwilę jeszcze myśleliśmy by jednak się wyrwać i ten pierwszy nocleg zrobić gdzieś na tzw. âfree kempinguâ ale jakoś tak nam nie wyszło. Zostajemy, robimy pyszne jedzonko, kilka toastów za pomyślność dnia kolejnego i kolejnego, i kolejnego... a , że przyjechaliśmy tu na 3 tygodnie to wiadomo jak się to skończyło ;)
http://i.imgur.com/R67kinL.jpg
http://i.imgur.com/972Yk9b.jpg
http://i.imgur.com/rG5xwAO.jpg
http://i.imgur.com/CwVvhjD.jpg
Tak więc pierwszą noc spędzamy na kempingu.
Dzień drugi naszego wyjazdu rozpoczynamy od tankowania i kontroli ciśnienia. To chyba jedno z ostatnich zdjęć na których nasze motocykle jeszcze jakoś wyglądają ;)
http://i.imgur.com/3IuEUKk.jpg
cdn.
Zatankowani, z ciśnieniem wybitnie off-roadowym (1,4) ruszamy na wschód. Zresztą ciśnienie off było nie tylko w kołach, w nas również. Zwłaszcza we mnie bo to chyba dopiero trzeci mój wyjazd, gdzie będę miał się od kogo uczyć! Cieszy mnie to niezmiernie. Nauka - rzecz ważna.
Odpalam jedną z trzech pieczołowicie przygotowanych w domu tras. Jedynie 120km dojazdówki a potem już tylko przygoda. Trasa wymagająca, podobno, więc ruszamy na lekko i wcześnie rano.
10km dalej stoimy w szczerym polu. Coś dziwnie mi motocykl się prowadzi, a Darek gubi prąd w nawigacji. Chodzę oglądam motocykl dookoła, on grzebie przy akumulatorze. U mnie wszystko ok, śruby na miejscu, dokręcone, koło w osi - zwalam więc całą winę na opony, na których w sumie przemierzam pierwsze kilometry w życiu. Mój zestaw to pachnące nowością CST755 oraz wcale nie starsze C02 od Mitasa. Trochę z obawą wybrany zestaw bowiem tył miał mi zejść w oczach, nawet po 1000km. Darek w Tenerce miał z przodu używanego Australijczyka, z tyłu nowy Michelin T63. Bojowo więc nastawieni, jadąc poboczem by nie zużywać opon âznikających w migâ jedziemy do celu. Tu sobie skracamy mniej, tam bardziej, jadąc po prostu na przełaj. Jest fajnie! Zawieszenia pracują pełna parą, my również.
http://i.imgur.com/SRfHA20.jpg
Co jakiś czas pit stop na sesje - na szczęście Darka to nie wkurza, wręcz chyba mu się podoba:
http://i.imgur.com/Y83T3Tc.jpg
http://i.imgur.com/l76Xtny.jpg
http://i.imgur.com/vGvmRQG.jpg
Godzinę później mam twardy reset mojej nawigacji (Montana 600, kolega jedzie z 650ką) â na tyle twardy, że tracę wszystko co w niej miałem, no może poza mapami ;(
http://i.imgur.com/LASyASj.jpg
Wkurzony âmajstrujęâ przy niej chyba z pół godziny bo mapa papierowa z którą jedziemy jest mało dokładna, z nią trasy nie przejedziemy.... zresztą jakiej trasy, przecież ja niewiele pamiętam co tam w nawi wklikałem.
Tras nie udaje się odzyskać â ruszamy więc na chybił trafił, może coś się wydarzy, może przypadkiem trafimy na jakąś ciekawą drogę. Jedziemy na wschód, po czym zawracamy, by ponownie podjąć wyzwanie. Kręcimy się âjak smród w gaciachâ...
W końcu zatrzymujemy się na owocowy posiłek, na wodę i by ustalić co dalej. Szkoda opon na kręcenie się po asfaltach, szkoda dnia na powrót. Najedzeni ruszamy w końcu dalej â asfaltem ;)
http://i.imgur.com/zV4xruS.jpg
http://i.imgur.com/Gx52Yuw.jpg
Oryginalne zasilanie wagi i radyjka:
http://i.imgur.com/YgQirYf.jpg
W górach temperatura spada o 10-12 stopni, robi się chłodno. Na dodatek widać, że za łańcuchem górskim wyraźnie pada. Znów postój i narady. Na deszcz obydwaj nie jesteśmy przygotowani... ani technicznie, ani psychicznie. Myślimy, myślimy, myślimy aż tu nagle z zza zakrętu wyłaniają się dwa motocykle, załogi zsiadają z nich i... witają się z nami po polsku ;) Jesteśmy mile zaskoczeni!
Gaworzymy więc sobie tak z trzy kwadranse licząc, że to, co się dzieje za górami po prostu odejdzie.
http://i.imgur.com/PcqsukB.jpg
http://i.imgur.com/kt9xZyD.jpg
http://i.imgur.com/SlaFbX9.jpg
http://i.imgur.com/lMapMmd.jpg
http://i.imgur.com/v4zUiS4.jpg
http://i.imgur.com/aq2DS80.jpg
http://i.imgur.com/HHS9TyW.jpg
http://i.imgur.com/RWvbDbs.jpg
http://i.imgur.com/RWvbDbs.jpg
http://i.imgur.com/unndTOL.jpg
http://i.imgur.com/ISINoMM.jpg
http://i.imgur.com/g4kCc72.jpg
http://i.imgur.com/Fh5PhR2.jpg
http://i.imgur.com/EJVATxL.jpg
http://i.imgur.com/sODVyf1.jpg
Pamiątkowa fota i ruszamy dalej by po chwili, gdy zaczynają się pierwsze krople deszczu jednak zawrócić. Dwie godzinki później, 1500m niżej - mamy 32*C i pełną lampę.
This is Morocco.
Dzień kończymy odebraniem reszty z lotniska i âkolacjąâ powitalną.
Nakręcone 380km.
http://i.imgur.com/AGWJN1D.jpg
Podsumowanie dnia: lekkie rozczarowanie... choć trasa piękna to jednak marzyliśmy o "ostrej wyrypie" w terenie. Trudno, co się odwlecze...
c.d.n.
Jak zawsze wysoki poziom!
Bardzo dobre zdjęcia, super się ogląda, czekam na dalszy ciąg! :Thumbs_Up:
Nastała niedziela...
Dzień tak jakoś nieszczególnie zapowiadający się. Od rana krzątanina, każdy ogarnia siebie i swój majdan szykując się... no właśnie. Motocykle i droga muszą poczekać. Ale o tym później - nie był bym sobą gdyby na mojej drodze nie stanęła jakaś... no dobrze, już dobrze - atmosferę tajemniczości trzeba podtrzymać. Wrócimy do tego. Jutro.
Niedziela to dzień w naszym planie przeznaczony na zakupy, przepakowanie się i liźnięcie choć trochę Marrakeszu. Pakujemy się więc prawie wszyscy do auta i marokańskim stylem (kto nie wejdzie do kabiny ten jedzie na pace) ruszamy na miasto. Piszę prawie wszyscy bowiem Jacek przyleciał do Marrakeszu chwilę przed resztą, ba, przyleciał z małżonką i nie mieszkał z nami na kempingu. Po prostu odpuścił nieinteresujący go plan naszej wycieczki, w zamian za to zaplanował sobie nieco głębsze zwiedzanie miasta i okolic. My mieliśmy na to jedynie kilka godzin.
Ruszamy w miasto!
Godziny przedpołudniowe a żar leje się z nieba. Słupek rtęci już dawno minął trójkę z zerem i nadal pcha się do góry. Trójce siedzącej z przodu jest wyraźnie ciepło, nawet nie myślimy co się dzieje z tyłu...
By dostać się tam, gdzie podążają wszyscy turyści, czyli na plac Jemaa el Fna musimy przeciąć "na pół" ponad milionowe miasto. Od mojej ostatniej wizyty 2 lata temu zmieniło się tu niewiele. Ubyło jak by jednośladów, starych mercedesów, których miejsce zajęły żółte Dacie (TAXI) z dumnym napisem na tylnej szybie - gwarancja 3 lata lub 100.000km. Poza tym, chyba wszystko po staremu. Ruch dalej zajadły, każdy walczy o skrawek przestrzeni, o każdy centymetr asfaltu. Klakson jak rozbrzmiewał, tak brzmi nadal. Nie jeden - tysiące. I tylko ja podchodzę to tego jak by spokojniej niż wtedy, zupełnie jakbym przywykł. Fajnie jest jednak popatrzeć z boku na ekscytację tym zjawiskiem kolegów, koleżanki, którzy widzą to wszystko pierwszy raz na oczy. Ta atmosfera udziela się również i mi - popuszczam wodze fantazji za kółkiem naszej małej ciężarówki.
Na parking w centrum dojeżdżamy jednak bez strat w ludziach i sprzęcie. Trochę sobie potrąbiliśmy, pokrzyczeliśmy, było też trochę stresu "czy nas złapią, czy nie". Ot, taka lekka adrenalinka na dobry początek dnia.
Na placu spotykamy Jacka z Anielą i w pełnym składzie zaczynamy realizować nasz misternie przygotowywany w domach plan.
Podniebienia karmimy przepysznym sokiem pomarańczowym (4Dh) , kupujemy wodę i ruszamy trochę pozwiedzać.
Przewodnika przepisywał nie będę, malutką część tego to co widzieliśmy, po prostu pokaże na fotografii.
http://i.imgur.com/q07qfRA.jpg
http://i.imgur.com/8bxHQ9N.jpg
http://i.imgur.com/GLGVBjK.jpg
http://i.imgur.com/DO37E7j.jpg
http://i.imgur.com/Cft4yLT.jpg
http://i.imgur.com/nPcNFch.jpg
http://i.imgur.com/vsKWmKR.jpg
http://i.imgur.com/zd3QAJa.jpg
http://i.imgur.com/R0m7bPL.jpg
http://i.imgur.com/RMKJCGD.jpg
http://i.imgur.com/5h8Updz.jpg
http://i.imgur.com/jJEDrVB.jpg
http://i.imgur.com/mTeeG6e.jpg
http://i.imgur.com/rTxmvxs.jpg
http://i.imgur.com/eqYlYUq.jpg
http://i.imgur.com/uFMW0eo.jpg
http://i.imgur.com/zrIl2MW.jpg
http://i.imgur.com/KCEEP4u.jpg
http://i.imgur.com/YmKIaWv.jpg
http://i.imgur.com/pc32EBr.jpg
http://i.imgur.com/2YrRsNR.jpg
http://i.imgur.com/wntuFbg.jpg
http://i.imgur.com/aEre4QC.jpg
http://i.imgur.com/NdjC1iA.jpg
http://i.imgur.com/ev7L1Ux.jpg
Po wszystkim był długo oczekiwany tadżin o którym zdecydowana większość z nas tylko słyszała, a najczęstszy bywalec Maroka, Dominik, owo danie mocno zachwalał ;) Ja byłem po drugiej stronie szali i raczej powstrzymywałem aplauz, gasiłem silne łaknienie w zarodku.
http://i.imgur.com/5xwM2EA.jpg
http://i.imgur.com/0E0zZ95.jpg
Po obiedzie, może nie wszyscy ale zdecydowana większość stwierdza, że najlepsza była zdecydowanie herbata ;) Inni twierdzili, że jednak oliwki... :D
Posiłek zjedzony, a że nikt z nas nie miał papieru toaletowego ze sobą to... w ramach bezpieczeństwa postanowiliśmy niezwłocznie, zupełnie zapobiegawczo, wrócić na kemping.
W centrum zostaje jedynie Jacek z Anielą i Dominik, który bardziej ceni sobie hostel u znajomego niż namiot. My wracamy. Po drodze zakupy na jutro, piwko na wieczór, przepakowanie i ustawiamy budziki na 5AM, tak, by około 6 ruszyć w trasę.
Jutro czeka nas około 80km samochodem, a że na tyle klimatyzacji brak, to trzeba ruszyć jak najwcześniej by się ludzie nie podusili :)
Ustawiamy budziki i usypiamy - większość w namiotach, Arek na basenowym leżaku ;)
c.d.n.
Zanim pociągnę swoją relację dalej, kilka słów od siebie dołoży Jacek ( DL650), który w Maroku pojawił się praktycznie równocześnie z nami. Przyleciał z... ale oddaję mu głos, sam to lepiej opowie.
"Ponieważ z atrakcji, o której tajemniczo wspomniał Ernest, ja preferuję piaszczyste plaże i palmy :D, to faktycznie postanowiłem poczekać na resztę ekipy w Marrakeszu. Dodatkowo postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i namówiłem żonę na wspólny przedłużony weekend w tym marokańskim mieście, dzięki czemu łaskawszym okiem patrzyła na moją późniejszą, prawie 3-tygodniową motocyklową eskapadę :)
Żeby nie tracić czasu na dojazdy, ale przede wszystkim aby w pełni zasmakować klimatu mediny znaleźliśmy sobie w internecie przytulny riad tuż przy palcu Jemaa el Fna. I o ile łatwo było go znaleźć w sieci wirtualnego świata, to znalezienie go w realnej sieci wąziutkich uliczek starego miasta było nie lada wyzwaniem. Uzbrojeni w wydruki i wskazówki z map google oraz nawigację Nokii, po dłuższych poszukiwaniach i kilkukrotnym chodzeniu tam i z powrotem, dotarliśmy w końcu do uliczki gdzieś obok naszego riadu i ⌠ściana! Żadnego szyldu, żadnej reklamy, podobne do siebie domy, kolejne uliczki 2-metrowej szerokości. Na szczęście zainteresował się nami jakiś lokales i doprowadził na miejsce â uliczka prosto, potem w prawo, potem w lewo do końca, zapukał do drzwi bez jakiegokolwiek szyldu i okazało się, że jesteśmy na miejscu.
http://i.imgur.com/Ry1BJQr.jpg
http://i.imgur.com/2G6d4jP.jpg
Riad, to marokański dom z ogrodem w środku. W wydaniach miejskich zamiast ogrodu jest wewnętrzny dziedziniec, który z reguły pełni funkcję gastronomiczno-rekreacyjną. W większych riadach jest on większy, a w naszym był dosyć malutki, ale bardzo przytulny. Miejsca było tylko na dwa stoliki, przy których jedliśmy śniadania.
http://i.imgur.com/6iZeq7D.jpg
Każdego dnia pierwsze kroki kierowaliśmy na plac Jemaa el Fna - pusty w godzinach rannych, a coraz bardziej zapełniający się czym bliżej wieczora. To tam koncentruje się życie, to tam można zobaczyć zaklinaczy węży, grajków, opowiadaczy baśni i legend, zamówić sobie tatuaż z henny, napić się świeżo wyciskanego soku z pomarańczy, limonek lub grapefruitów. Lub zjeść coś w ulicznych âgarkuchniach, które rozkładają się każdego wieczoru. I właśnie wieczorem na placu jest najwięcej ludzi i wspomniane garkuchnie oraz rytmiczne arabsko-afrykańskie rytmy robią największe wrażenie.
http://i.imgur.com/5PSWQGp.jpg
http://i.imgur.com/jft6ahu.jpg
http://i.imgur.com/XBgevjK.jpg
http://i.imgur.com/N3mUKKP.jpg
Jest to też oczywiście miejsce, w którym można kupić wszelkiej maści pamiątki, lokalne słodycze lub naczynia tajine do przygotowywania potrawy o tej samej nazwie.
http://i.imgur.com/vr4SBKE.jpg
http://i.imgur.com/fSaNOyi.jpg
Sam tajine, podobnie jak Ernesta, mnie nie zachwycił. Ze wszystkich rodzajów, tzn. warzywny, z kawałkami mięsa lub rybą oraz kefta, najbardziej smakował mi ten ostatni, do którego oprócz warzyw dodawane jest zmielone mięso oraz jajko.
http://i.imgur.com/KP9BsQX.jpg
http://i.imgur.com/zbBgCHN.jpg
Po rozstaniu się z ekipą idziemy z Dominikiem na lokalną bułę, czyli okrągły plackowaty chleb, który nadziany jest pieczonym, zmielonym mięsem z cebulką i przyprawami. Widok tej knajpki i warunki w jakich przygotowywane były nasze buły nie wzbudzały zaufania - nasz Sanepid raczej nie dałby im zgody na prowadzenie działalności Wink , ale liczni tubylcy grzecznie czekający w kolejce, rozchodzące się zapachy oraz rekomendacja Dominika, który był żywym dowodem swoich zapewnień :) odsunęły nasze obawy na bok. I była to doskonała decyzja, bo jedzenie okazało się wyśmienite i staliśmy się częstymi bywalcami tego miejsca! A potem znów wyciskany soczek - mój ulubiony, to pomarańcza + limonka za 10 dirhamów i nocny spacer po placu.
http://i.imgur.com/VKqpoL1.jpg
Przyszedł czas by ruszyć i spełnić moje pierwsze marzenie, marzenie o wejściu na najwyższy szczyt Afryki Północnej - Dżabal Tubkal. Luźno rzucone hasło na jednym z naszych spotkań przedwyjazdowych, przeobraziło się w kilkudniową przygodę, którą z pewnością będziemy wspominać do końca życia. A może i wszyscy... ? Ja na pewno tego nie zapomnę!
Startujemy z poziomu Marrakeszu (400m n.p.m.) by autem, na dystansie 80km pokonać 1500m przewyższenia.
Zajmuje nam to jakieś 2h bo trochę błądzimy po Marrakeszu a droga dojazdowa jest wąska, kręta i delikatnie mówiąc dziurawa.
http://i.imgur.com/4gLaT8n.jpg
Pierwsze kilometry R203 nie powalają, dalej też widoki nie rzucają na kolana. Jest tak nijako, że zaczynam zastanawiać się nawet czy nie zostawić sprzętu foto w samochodzie, w końcu po co na darmo dźwigać 3kg. Ostatecznie jednak zabieram cały zestaw tłumacząc sobie, że wyżej będzie lepiej.
Dojeżdżamy do Imlil, gdzie zostawiamy na parkingu nasze wozidełko (20Dh za dobę) i ruszamy w górę by po 3 minutach zatrzymać się na ostatnią herbatę. Pijemy (duża na całą ekipę 50Dh) i rozmawiamy o naszych obawach, które są uzasadnione bowiem nie licząc Doroty i Michała nikt z nas, w ostatnich miesiącach, nie ruszał się zbytnio, nie wspominając już o tym, że był w górach by jakąś chociaż małą aklimatyzację zaliczyć. czeka na nas wierzchołek zawieszony, było nie było, na wysokości blisko 4200m - dokładnie 4167m n.p.m. Nie licząc mnie, nikt z ekipy nie był wyżej niż na 2 tysiącach z haczykiem, każdy miał jednak to samo marzenie co i ja. I to mnie najbardziej cieszyło przed wyjazdem, że udało się zebrać ludzi o podobnych zainteresowaniach, z podobnymi marzeniami - nie tylko górskimi, motocyklowymi również - do tego jednak dojdziemy. Ruszajmy jednak w góry. Własnie, w góry... Wstyd się przyznać ale ja ostatni raz w górach byłem 11 m-cy temu.
Wszyscy spakowani na lekko, jedynie ja dociążam się kuchenką, namiotem, aparatem i obiektywami. Reszta planuje nocleg w schronisku, ja poszukam trochę więcej przestrzeni, szumu wiatru, porannego chłodu... i tego czegoś co daje noc spędzona w namiocie, z dala od zgiełku.
Ruszajmy na szlak:
http://i.imgur.com/HZe0kKq.jpg
http://i.imgur.com/bd08OCb.jpg
http://i.imgur.com/uHBzdoA.jpg
Swoje miejsce w szeregu dobrze znam, zawsze wchodzę ostatni więc i tym razem nie wyrywam się do przodu, także wszyscy mają zdjęcia z tyłu albo nie maja ich wcale :D Różnica w tempie podejścia do schroniska wyniosła chyba z 2h, a przynajmniej takie mam wrażenie. Z resztą, ja do schroniska (lekko ponad 100Dh/dobę) nie doszedłem.
Zostawiamy za sobą takie widoki:
http://i.imgur.com/4KGcs8S.jpg
Przechodzimy przez koryto rzeki i zaczynamy piąć się ku górze:
http://i.imgur.com/NODyri8.jpg
http://i.imgur.com/Z4FGlnj.jpg
http://i.imgur.com/bxUM40z.jpg
Pojawiają się pierwsze osiołki, muły transportujące bagaże ludzi chcących wejść na szczyt, czasem również samych ludzi.
Wieczorne , namiotowe rozważania uświadamiają mi, że byliśmy jedynymi osobami, które nie skorzystały z tej pomocy. Pewnie dlatego to podejście tak nas wycieńczyło.
http://i.imgur.com/vxZsn1j.jpg
Trasa nie przedstawia żadnych trudności technicznych, jest za to długa i wyczerpująca.
Po drodze jest wioska w której mozna zjeśc obiad, uzupełnić zapasy wody (10Dh), napić się soku wyciskanego na naszych oczach z pomarańczy (10Dh) czy uzupełnić cukier pijąc zimną Colę (też 10Dh). Oprócz wioski po dordze jest chyba z 5-6 sklepików w których również dostaniemy to i owo. Ceny na całej trasie takie same, w schronisku - identycznie.
http://i.imgur.com/dHsy5cJ.jpg
http://i.imgur.com/ok1bjFr.jpg
http://i.imgur.com/MmjEQie.jpg
http://i.imgur.com/mlGhHSE.jpg
Obozowisko zrobiłem sobie jakieś 15 minut drogi przed schroniskiem. Tu ujawnia się zaleta małego, jednoosobowego namiotu - lekkość (1,9kg) i mała powierzchnia podłogi - z łatwością można rozbić się wśród skał, kamieni, w miarę łatwo znaleźć kawałek równej przestrzeni by spokojnie wypocząć.
http://i.imgur.com/FelOuWB.jpg
Malutki namiocik ginie wśród skał:
http://i.imgur.com/r7G7ZDA.jpg
http://i.imgur.com/IkXe7Xf.jpg
Dwie wady mojego Fjorda (Tordis I) to słaba ochrona przed wiatrem (wysoko odstający tropik od ziemi) oraz duża powierzchnia "pionowa" bocznych ścian, która jest narażona na podmuchy wiatru. Taka konstrukcja daje za to dużo miejsca w środku, wygodę siedzenia, ubierania się czy spożywania posiłku podczas deszczu, który to właśnie zmusił mnie do szybkiego wejścia do namiotu.
http://i.imgur.com/mAgHhRO.jpg
Po godzinie deszcz ustał, wiatr jednak robił swoje całą noc. Mimo, że byłem schowany za ogromnymi skałami miałem taką wentylację, że hoho! Temperatura spadła w okolice zera.
Sen.
...tymczasem w Marrakeszu :
… tymczasem w Marrakeszu panowały iście afrykańskie temperatury :-)
http://i.imgur.com/mj8v3Pb.jpg
Jako, że wystawianie się na słońce w taki upał jest dla nas dość męczące i ryzykowne, to kolejny dzień postanowiliśmy przeznaczyć na zwiedzanie Medyny. Wąskie, brukowane uliczki wśród dość wysokich budynków zapewniają cień i chłód. Jak widać mieszkańcy tego kraju przez wieki zdobyli doświadczenie i nauczyli jak żyć w takim klimacie.
Uzbrojeni w nawigację w telefonie ruszyliśmy w marrakeskie suki. Droga wiodła przez bramę w której ktoś stworzył „ołtarzyk” na cześć Króla.
http://i.imgur.com/VAwqVQR.jpg
Suki są to uliczki odchodzące od placu Jemaa el Fna z mnóstwem sklepików, małych warsztatów, a gdzieniegdzie są małe kawiarenki, w których można napić się słynnej „ment tea”. Co jakiś czas trafiamy na placyki, pełne straganów z dywanami, przyprawami lub lokalnymi ziołami. Widzieliśmy też „pet shop”, w którym oferowano małe i duże … kameleony :-)
http://i.imgur.com/vrYoydf.jpg
http://i.imgur.com/ueXIIXS.jpg
http://i.imgur.com/GDiW4KQ.jpg
http://i.imgur.com/bMoGuCa.jpg
http://i.imgur.com/p8o7WHk.jpg
http://i.imgur.com/kHqS2Lg.jpg
http://i.imgur.com/USoKUBD.jpg
Dzięki wspomnianej wcześniej nawigacji udało nam się trafić w tym gąszczu uliczek do Muzeum Marrakeszu i dawnej szkoły koranicznej (medresy) Ben Youssef. Podkreślam rolę nawigacji, bo bez niej poruszanie się po Medinie byłoby bardzo utrudnione, o czym mogłem się później przekonać w Fezie, który jest dużo starszym miastem i jego Medina występuję w postaci szczątkowej w mapach Nokia Here.
W drodze powrotnej poszliśmy na żywioł :-) i przypadkiem trafiliśmy na uliczkę, na której odbywał się lokalny „targ” skór. Miejscowi sprzedawcy oferowali miejscowym kupcom całe naręcza surowych, wyschniętych skór, robiąc przy tym sporo hałasu i wzbudzając tumany kurzu. Ledwo udało nam się między nimi przecisnąć, bo zupełnie nie zwracali na nas uwagi w ferworze negocjacji. Byliśmy tam jedynymi obcymi :-)
http://i.imgur.com/45ieJZ7.jpg
Szwendając się po tych wąskich uliczkach co rusz natrafialiśmy na klimatyczne okiennice, rzeźbione drzwi do domów, stare zapomniane latarnie wystające z muru lub miejscowe graffiti
http://i.imgur.com/d2DNty6.jpg
Trzeba było tylko uważać na „ruch uliczny”, bo choć uliczki Mediny są wąskie, to nie przeszkadza to jednak w poruszaniu się po nich motorowerom i skuterom. Niektóre z nich osiągają całkiem spore prędkości, a uważać to muszą piesi – sorry, takie tam panują zasady :-)
http://i.imgur.com/4IJzrnv.jpg
http://i.imgur.com/RGSb63n.jpg
Również tam miałem okazję spróbować owoców opuncji, czyli kaktusa. Na początku obawiałem się, czy to przeżyję, ale jakoś się udało :-) Sprzedawane owoce (1 dirham/szt., czyli niecałe 40 groszy) pozbawione są już igiełek i po nacięciu i odwinięciu skórki wyjmuje się je po prostu palcami. Są całkiem dobre i przede wszystkim bardzo soczyste. Próbowaliśmy później jeść owoce samodzielnie zebrane na pustyni, ale były chyba mniej dojrzałe, no i problemem okazały się cieniutkie igiełki – mnie powbijały się w palce, a koledze wokół ust! Wyjmowanie ich nie było łatwe :-)
http://i.imgur.com/444AtNP.jpg
Kolejnym etapem naszego zwiedzania były ogrody: Menara i Majorelle. Te pierwsze to jakaś porażka! Ogromne pole z wyschniętą ziemią, na której posadzono rzędy oliwnych drzewek, a obok znajduje się wybetonowany staw pełen brudnej wody… brrr…. Nie polecam! Opisy z przewodników to jakaś ściema!
Polecam za to ogrody Majorelle (Jardin Majorelle). Można do nich dojść na piechotę lub podjechać w okolicę autobusem nr 11. Wstęp kosztuje 50 MAD (~19 zł), ale warto wydać te pieniądze. Na niedużym terenie rośnie ogromna ilość dziwnych kaktusów, drzew, a nawet las bambusowy. Ogród jest bardzo zadbany, a ustawione co kawałek ławeczki pozwalają odpocząć i ochłonąć od panującego upału. Przed laty współwłaścicielem tego miejsca był Yves Saint-Laurent.
http://i.imgur.com/OKSY8ny.jpg
http://i.imgur.com/fdZQLAk.jpg
http://i.imgur.com/zwFyEj7.jpg
http://i.imgur.com/r7rQR6m.jpg
http://i.imgur.com/9RrQHr8.jpg
http://i.imgur.com/aoe1yFz.jpg
http://i.imgur.com/Al9l3hq.jpg
Po całodziennym zwiedzaniu siedliśmy późnym popołudniem na jednym z tarasów knajpek ulokowanych wokół placu Jemaa el Fna i przy kolacji obserwowaliśmy, jak z każdą godziną staje się on bardziej klimatyczny :-)
Wieczór postanowiliśmy zakończyć w słynnej Cafe France, która w rzeczywistości okazała się niezbyt przyjaznym miejscem, z wysokimi cenami i gburowatą obsługą… Nie polecam! Niestety mnogość turystów, głównie z Francji, powoduje, że pewna grupa sprzedawców, kelnerów, taksówkarzy jest dość arogancka i opryskliwa, a proponowane przez nich ceny są niezwykle wysokie. Jak widać nadmiar euro przewraca niektórym w głowie…
Ponieważ został nam ostatni wspólny dzień, to postanowiliśmy się wyrwać z gorącego Marrakeszu nad ocean, ale o tym w następnym odcinku :-)
Wstaję o 5. Wkoło jeszcze ciemno.
Pstryk i blask małej latareczki rozjaśnia wnętrze namiotu.
Wieje, zimno.
Plastikowa miska w której lądują słodkie chrupiące płatki śniadaniowe wypełnia się mlekiem targanym wczoraj z samego dołu, okupionym potem ;) Ależ to będzie smakowało!
Teraz jak by czas się wyturlać z namiotu. Nie chce się, zwłaszcza, że dopóki nie zwinę majdanu, dopóki nie ruszę - będzie mi kosmicznie zimno! Śpiwór, mata i cała reszta migiem lądują w plecaku, 3 minuty później zwinięty naprędce namiot dopełnia przestrzeń plecaka. Na siebie zakładam wszystko co mam i ruszam. Cel schronisko.
Docieram punktualnie o 6:00. Dzwonię.
Nikt nie odbiera a schronisk tu kilka, namioty, budynki gospodarcze... jak ja się tu odnajdę!
Odwiedzam dwa budynki, w kolejnym, przedostatnim już - SĄ !
Uff, kamień z serca.
Biegnę co prędzej i opróżniam plecak z tego co zbędne. Zabieram dwa batoniki, aparat, butelkę wody. Musi wystarczyć.
Ruszamy. Chyba jako ostatnio bo jakoś tu pusto a nad nami rzędy latarek. Spodziewałem się tu 20, może 30 osób a jest nas tu chyba coś koło setki! Ale tylko ja miałem takie noclegowisko:
http://i.imgur.com/Q2DuFJZ.jpg (foto z wieczora)
Reszta spała mniej więcej tak (fotki z popołudnia):
http://i.imgur.com/fV7jrpS.jpg
http://i.imgur.com/DmgFTJl.jpg
http://i.imgur.com/6mFfFan.jpg
Na zadyszkę nie trzeba długo czekać. Stoimy. Ci przed nami szybko oddalają się i ... gubimy drogę. Kiedy rozjaśnia się nie co, odnajdujemy szlak.
http://i.imgur.com/VED3K7Z.jpg
Pierwszy posiłek, ja sobie odpuszczam, wolę popstrykać zdjęcia.
Piesek w górach - miły akcent!
http://i.imgur.com/zPPozry.jpg
http://i.imgur.com/JNjMgtW.jpg
http://i.imgur.com/cLk4ezy.jpg
Tak mniej więcej do tego etapu, tak mniej więcej :D szliśmy razem.
Potem utworzyły się 3 grupy, w tym jedna jednoosobowa :D
Wiatr jest na tyle nieznośny, że nie daje oddychać szybko pozbawiając sił.
By podbudować morale w ekipie, która już zaczyna myśleć o odwrocie, wyciągam telefon i zapuszczam:
http://youtu.be/S6YtIrwWOzA
Hmm i to q**a zadziałało!
Idziemy jak burza!
Po 50tym razie, zmieniam utwór ;)
Brniemy dalej. Woda, batonik, chwila odpoczynku, motywacja głosowa i idziemy. najbardziej motywują nas emeryci, którzy depczą nam po piętach :D Ale wstyd!
30 minut przed szczytem chyba największa załamka, dwójka odpuszcza, no prawie. Schodzący z góry Dominik i Marek motywują nas, że to już tuż, tuż. na dowód pokazują zdjęcia:
http://i.imgur.com/RhvsW6J.jpg
http://i.imgur.com/NsVdByw.jpg
Nie było wyjścia. Ruszyliśmy i my.
cdn.
Około 12 udaje się nam w końcu dotrzeć na sam szczyt, 4167m n.p.m. jest nasze!
Z naszej podgrupy docieram ostatni, wspierając się wiatrem, który co chwila wieje mocno w plecy. Wieje: idę, nie wieje: odpoczywam, takim oto stylem przechodzę ostatnie metry.
Na szczycie jestem tak zmęczony, że nawet zapominam wciągnąć brzuch do zdjęcia ... :D
http://i.imgur.com/WuzneT4.jpg
Nie siedzimy tu za długo bo wiatr bardzo szybko wychładza nasze organizmy, kilka pamiątkowych zdjęć i na dół. Widać jednak, że byli tu ludzie z wyobraźnią i na wierzchołku spędzili noc pod namiotami. Pewnie to taki nocleg aklimatyzacyjny był przed wyższą górą albo... kolejna szalona przygoda. W sumie jak by tak mocno nie wiało to czemu nie... tylko kto by mi wniósł namiot ? ;)
Schodzimy. Pierwsze metry bardzo ciężkie bo tym razem ostro pod wiatr. Strategia odwrotna. Wieje: nie idę, nie wieje: biegnę ;) I wszystko było by ok, gdyby nie ta świadomość, że trzeba dziś zejść aż na sam dół, w 7h pokonać drogę, która w górę zajęła nam około 14h. Zostawiamy za sobą wątpliwej jakości widoczki, tak wątpliwej, że nawet aparatu z plecaka nie wyciągam. Tych którzy szukają pięknych krajobrazów zapraszam jednak w Tatry, Dolomity czy Alpy. Tu jest posucha.
Kiedy tylko chowamy się za skały, gdzie wiatr nas nie dosięga - dostaję skrzydeł. Mknę na dół jak kozica, czekając co chwila na resztę ekipy. W końcu gdzieś na płaskiej, wygodnej skałce w promieniach słońca przysypiam i to teraz ja gonię ich ;) Podobno ludzie robili sobie ze mną sesje zdjęciowe, no chyba, że dźwięk tych migawek mi się śnił...
Do schroniska docieram ostatni. Całe moje górskie życie tak właśnie wygląda - zawsze na końcu ;)
http://i.imgur.com/cUnoiDO.jpg
http://i.imgur.com/EBQCaW2.jpg
http://i.imgur.com/kHQf908.jpg
http://i.imgur.com/GNw7I6H.jpg
http://i.imgur.com/BfqkaCE.jpg
http://i.imgur.com/GdYxjKr.jpg
http://i.imgur.com/skRJ0l2.jpg
W schronisku zabieram swoje rzeczy (nic nie zginęło) rozkładam kuchenkę i robimy sobie obiad. Nie chce już nam się ale perspektywa noclegu w tych warunkach zachęca jednak naszą podgrupę do podniesienia tyłków i ruszenia w dół. Marek z Dominikiem są już pewnie w połowie zejścia, my leniwie stawiamy pierwsze kroki.
http://i.imgur.com/ZMWbHbb.jpg
http://i.imgur.com/sdB6cqm.jpg
http://i.imgur.com/PpaQ8A5.jpg
http://i.imgur.com/W3C1Q9T.jpg
http://i.imgur.com/SsEpPRo.jpg
http://i.imgur.com/GTLfDvC.jpg
Woda skończyła się już dawno, nogi jakieś takie podmęczone... ale perspektywa wypicia soczku z pomarańczy zachęca, by iść dalej. Niestety kolejne sklepiki są zamknięte - późno już ;(
http://i.imgur.com/d67GTjF.jpg
http://i.imgur.com/67NQb6M.jpg
Na szczęście widać już górską wioskę, to znak, że za najdalej 30 minut pragnienie me zostanie zaspokojone.
http://i.imgur.com/HUGvZSt.jpg
http://i.imgur.com/Yu2aO8T.jpg
http://i.imgur.com/44IzoIK.jpg
Na dole spotkanie, przed sklepikiem ostatnie ustalenia, kilka chwil odpoczynku i ruszamy w ostatni odcinek, który w końcowym etapie pokonujemy już po ciemku. Dziś nocujemy u Dominika znajomego, w hostelu, z kolacją i śniadaniem za jeśli dobrze pamiętam 150Dh.
Sen.
I jeszcze tylko wspomnieni o soczku...
http://i.imgur.com/LEj4LeN.jpg
http://i.imgur.com/G7Cy0Gs.jpg
Tymczasem Aniela, Jacek i kontuzjowany Darek swój dzień spędzili tak:
cdn.
JACEK:
Ponieważ tego ostatniego wspólnego dnia chcieliśmy z żoną wyskoczyć nad ocean, to żeby nie tracić czasu na jazdę autobusem wynajęliśmy na lotnisku samochód. Po drodze zgarnęliśmy z campingu Darka i ruszyliśmy do Essaouiry.
Droga z Marrakeszeu jest prosta jak drut, pusta i dość nudnaâŚ
http://i.imgur.com/qmwUogy.jpg
Przejeżdżający co jakiś czas samochód nie robił wrażenia na szwendających się po dwupasmówce krowach :-)
http://i.imgur.com/aNUSNQ2.jpg
Ale w końcu trafiło się nam coś ciekawego! Czytaliśmy o tym w przewodnikach i relacjach z podróży po Maroku, no i w końcu mamy okazję zobaczyć to na własne oczy
http://i.imgur.com/ipV2FQb.jpg
TAK! Kozy na drzewach :-)
http://i.imgur.com/x4v403P.jpg
http://i.imgur.com/YfJDFd8.jpg
Oczywiście tuż obok pojawił się jakiś miejscowy i od razu chciał âsprzedawać biletyâ, ale się nie daliśmy :-) Kilka dni później, przy górskiej drodze, miałem okazję jeszcze raz oglądać podobne zjawisko.
Po 3 godzinach dojechaliśmy w końcu do celu naszej podróży, a tam powitały nas widoki tego, co najbardziej lubię!
http://i.imgur.com/KWVfNzw.jpg
Na północ od mediny wybrzeże jest bardziej skaliste i nie nadaje się do plażowania
http://i.imgur.com/6sEpzvi.jpg
http://i.imgur.com/qOcriK6.jpg
A od strony południowej rozciąga się duża zatoka z ogromną piaszczystą plażą
http://i.imgur.com/WExmhSY.jpg
Ponieważ często wieją tam silne wiatry, to jest to miejsce bardzo popularne wśród osób uprawiających windsurfing.
http://i.imgur.com/6jLClTF.jpg
Port rybacki w Essaouirze pełen jest charakterystycznych niebieskich łódek
http://i.imgur.com/CNRbmwQ.jpg
http://i.imgur.com/EkzH8FX.jpg
http://i.imgur.com/yWOWhoF.jpg
a wzdłuż nabrzeża ulokowali się drobni sprzedawcy ryb i owoców morza
http://i.imgur.com/YQjiVUI.jpg
http://i.imgur.com/vRK3uH3.jpg
które na życzenie patroszą i filetują, a to co pozostanie wyrzucają po prostu gdzieś obok :-)
http://i.imgur.com/fxlEeVQ.jpg
Obok portu biegną mury otaczające medinę, a za nimi znajdujemy gąszcz typowych wąskich uliczek, ze sklepikami, straganami, klimatycznymi knajpkamiâŚ
http://i.imgur.com/1XYE43N.jpg
http://i.imgur.com/BQLcQtK.jpg
http://i.imgur.com/BQLcQtK.jpg
http://i.imgur.com/f9hIGdu.jpg
http://i.imgur.com/egz9CvB.jpg
http://i.imgur.com/R8x77lR.jpg
http://i.imgur.com/7buAe8G.jpg
http://i.imgur.com/adGOy3J.jpg
Po kilkugodzinnym zwiedzaniu Essaouiry postanowiliśmy spróbować świeżych owoców morza w lokalnej knajpce
http://i.imgur.com/F1QpxsW.jpg
Na takim stoisku można sobie wybierać dowoli wśród ryb, krewetek, ośmiornic i po uzgodnieniu w drodze negocjacji :-) akceptowanej ceny wybrane smakołyki trafiają na ruszt! Za zestaw dla 3 osób na który składało się po kilka sztuk dorady, sardynek, krewetek, scampi, ośmiornicy, kalmarów, a do tego sałatki, pieczywo i cola zapłaciliśmy w sumie ok. 90 zł.
A potem jeszcze rzadko spotykane i drogie jak to w Maroku zimne piwko na tarasie przy plaży â 30 dirhamów (~12 zł) za 0,25 litra.
http://i.imgur.com/AwMA1b9.jpg
po czym rozpoczęliśmy powrót do Marrakeszu. Tą samą nudną drogą, na której dałem się jeszcze na koniec złapać na radar, ale na szczęście zamiast âcennikowychâ pięciuset dirhamów (niecałe 200 zł) policjanci zaproponowali mi 200 (~80zł) bez kwitka :-)
http://i.imgur.com/8ZO4rbL.jpg
Następnego dnia odstawiłem żonę na lotnisko i dołączyłem do reszty ekipy wracającej z górskiej eskapady⌠Skończyły się wakacje âall inclusiveâ, a zaczęła motocyklowa wędrówka w kurzu, spanie pod namiotem lub w tanich hotelach, chińskie zupki, no i o zimnym piwku trzeba było zapomnieć⌠:-)
Budzimy się wcześnie bo na +/- 10:00 jesteśmy umówieni z Jackiem na lotnisku.
Pierwsze co czujemy to zakwasy w nogach... lekko nie było!
http://i.imgur.com/E1lmyBI.jpg
Dodatkowo, gratis, mamy problem z wyjściem z pokoju... Trochę to trwało nim się to nam udało a ciśnienie w pęcherzach rosło, oj rosło...
http://i.imgur.com/TlI58sB.jpg
Prysznic, śniadanko - w przeciwieństwie do obiadokolacji „cienkie”. Wczoraj , po zejściu z gór nawet tadżin jakoś nieźle smakował ;)
http://i.imgur.com/mGMgjhl.jpg
http://i.imgur.com/bVsCv4N.jpg
Dziś z rana karmimy się widokami, a te co chwilę zmieniały się za sprawa mocnych podmuchów wiatru i chmur krążących po niebie:
http://i.imgur.com/bKmdB7I.jpg
http://i.imgur.com/9Fm6k4P.jpg
http://i.imgur.com/fkXKRbl.jpg
Schodzimy na dół, do auta. Została jakaś godzinka na podróż „z buta”, godzina na dojazd do Marrakeszu, gdzie na lotnisku czeka na nas Jacek, który pożegnał właśnie małżonkę i (nie)cierpliwie nas wypatruje... a my jak zwykle spóźnieni... :)
This is Africa, tu czas płynie wolniej!
http://i.imgur.com/J807QCg.jpg
http://i.imgur.com/4E5OD99.jpg
W końcu zgarniamy Jacka i jedziemy na zakupy. Trzeba kupić kilka puszek na część motocyklową naszego wyjazdu, kilka piwek na wieczorną biesiadę no i coś na kolację, jutrzejsze śniadanie.
http://i.imgur.com/LmQHZyG.jpg
http://i.imgur.com/SG0bZk8.jpg
Na kempingu przepakowaniom i przygotowaniom nie ma końca. Czujemy już, że chwila wyjazdu zbliża się wielkimi krokami. Napięcie rośnie. Ostatnia kontrola motocykli, sprawdzanie ciśnienia w kołach, napięcia łańcucha, poziomu oleju. Zupełnie jak byśmy tego w domu, przed wyjazdem nie robili... No ale każdy chciał być gotowy na 100%. I jeszcze ostatnie pranie, ostatni rzut oka na mapę, sprawdzenie poczty, ostatnia chwila relaksu...
http://i.imgur.com/v2xZWRO.jpg
http://i.imgur.com/yi4YKDH.jpg
http://i.imgur.com/7yUemVw.jpg
http://i.imgur.com/qaV2Wnd.jpg
Maszyny, ciuchy - wszystko lśni. Jeszcze lśni...
http://i.imgur.com/U5cLG5Y.jpg
A to wszystko Dominik obserwuje z boku, cichaczem popijając piwko, tak by nikt nie widział ;)
http://i.imgur.com/PJpRB1u.jpg
http://i.imgur.com/CrkW9Cr.jpg
Rankiem, po małych kłopotach z Tenerą (brak paliwa...) ruszamy w trasę!
Tankowanie.
http://i.imgur.com/D0xLqzq.jpg
Cdn.
No nareszcie...juz myślałem,że to tramping..Dzida chopy, dzidaaaaaa
Dawaj Neno coś o jeżdżeniu bo mnie już nogi rozbolały od samego czytania ;)
Jednak ktoś czyta, ogląda :D
No tak, teraz zacznie się... szkoda tylko, że z jednej z ciekawszych "dróg" nie mam zdjęć.
Chyba się odezwę i chłopaków poproszę o fotki bo opisać tego nie potrafię.
Chcemy ciorania, gleb, maurów, słońca...Dajesz... Yaaallllaaaa
Mam sporo fotek gleb z Maroka i mogę użyczyć.
W photoshopie sobie skorygujesz :)
Chcemy ciorania, gleb, maurów, słońca...Dajesz... Yaaallllaaaa
Gleby powiadasz... robiąc każdy krok jeszcze je wspominam :D
Mam sporo fotek gleb z Maroka i mogę użyczyć.
W photoshopie sobie skorygujesz :)
Oj tam odrazu sporo ;)
Dzień 1 (na motocyklach)
Zatankowani ruszamy w kierunku wybrzeża. Czeka nas dziś długi odcinek, więc chwilo zapominamy o tym co mamy na obręczach i wybieramy asfaltową ścieżkę. Przebicie się przez zatłoczony o poranku Marrakesz zajmuje nam chyba godzinę.
Pierwsze 60km to dobrze znana nam droga do Asni, to nią nie tak dawno jechaliśmy autem w góry, ta samą droga również wracaliśmy. Podobno świat z siodełka motocykla wygląda inaczej... nie tym razem. 60km nudy.
Kolejne kilometry okazują się grą wstępną: robi się cieplej, zmysły pulsują, oczy łakną jeszcze, serce bije na wysokich obrotach, spocone donie... :)
Tak, R203 potrafi zapewnić ciekawe doznania. Na początku przysparza o palpitację serca, gdy na co drugim ostrym zakręcie lokalny kierowca zajeżdża drogę, by potem przejść w zupełnie pusty, wysokogórski odcinek. I tam zaczyna się prawdziwa orgia zmysłów.
http://i.imgur.com/JHHa8PF.jpg
http://i.imgur.com/xoioJ6w.jpg
http://i.imgur.com/LJHUnnl.jpg
http://i.imgur.com/Hevqfx7.jpg
http://i.imgur.com/kZm5yh9.jpg
http://i.imgur.com/bZcb7Tm.jpg
http://i.imgur.com/mn9ZOar.jpg
http://i.imgur.com/RTJNpoI.jpg
http://i.imgur.com/YZXJcDY.jpg
http://i.imgur.com/iAQpyjE.jpg
http://i.imgur.com/b9yVhTN.jpg
http://i.imgur.com/XdT1Dmw.jpg
http://i.imgur.com/gPxAApn.jpg
http://i.imgur.com/mxeYjEQ.jpg
Jedzie mi się fatalnie - pierwszy raz jadę na tak agresywnych gumach, zakręty to prawdziwe wyzwanie. Staram się jak tylko mogę by nie opóźniać grupy, z drugiej strony nie chcę zakończyć przygody już pierwszego dnia! Trzeba to wszystko jakoś wypośrodkować. Po dłuższym postoju na jedzonko ustalamy, że ekipa leci na jakiś obiad, ja pokarmię się widokami, uwiecznię je. Także na kilka godzin rozstajemy się, dalej jadę sam, co chwilę w oddali widząc tylko zarys Białego KTMa z Dorota i Michałem na pokładzie.
http://i.imgur.com/5ygXB8J.jpg
http://i.imgur.com/EQc8zo7.jpg
http://i.imgur.com/uyaIRk1.jpg
http://i.imgur.com/sRAODKH.jpg
Co jakiś czas doganiam KTMa ale po jednej z dłuższych sesji na dobre tracę go z horyzontu.
http://i.imgur.com/b1lYGsS.jpg
http://i.imgur.com/jyF6Lac.jpg
http://i.imgur.com/upMaMFL.jpg
http://i.imgur.com/A1PqqoT.jpg
http://i.imgur.com/Czznd4N.jpg
http://i.imgur.com/uOlCRB9.jpg
http://i.imgur.com/sICsWCi.jpg
Na przełęcz Tizin-n-Test (2092) wjeżdżam już sporo po południu. Nawet chciałem napić się zimnej koli ale gorąca cena skutecznie mnie do tego zniechęca: 25Dh/330ml (jakieś 10zł). No nic... łyk wody i ruszam dalej. Droga miejscami jest remontowana, by po chwili asfalt stał się naprawdę idealny.
http://i.imgur.com/1Nv6UMk.jpg
http://i.imgur.com/mSlwMGg.jpg
http://i.imgur.com/KPvG9a8.jpg
http://i.imgur.com/B4DeD6H.jpg
http://i.imgur.com/BnESWM2.jpg
http://i.imgur.com/dz3tbiR.jpg
http://i.imgur.com/Sjt4P5O.jpg
http://i.imgur.com/102Fb9x.jpg
http://i.imgur.com/KT0EE0X.jpg
http://i.imgur.com/xZXwUIk.jpg
http://i.imgur.com/lxlhAWN.jpg
http://i.imgur.com/uukETyp.jpg
http://i.imgur.com/hmxPIrL.jpg
http://i.imgur.com/YMvmbiN.jpg
http://i.imgur.com/0kvQwIH.jpg
Wjeżdżam na N10 , w słuchawkach kasku rozbrzmiewa dźwięk telefonu a po chwili głos Dominika:
- Mamy problem, pospiesz się!
- Co się stało ?
- Sam zobaczysz jak przyjedziesz. Stoimy na najbliższej stacji benzynowej....
Myślę sobie - jaja sobie robią, pewnie nie mogą się doczekać na mnie i wpadli na taki własnie sprytny pomysł by mnie pogonić. Ostatnia fota i z dusza na ramieniu oraz nadzieją w głowie, że jednak nic się nie stało, ruszam pełnym gazem!
http://i.imgur.com/XW1Y32J.jpg
cdn.
Vertus72
12.11.2014, 22:58
Wiedział kiedy zrobić przerwę, Neno gdzie Ty to podpatrzyles w polsacie??:haha2:
Przepraszam Was najmocniej ale będzie mały poślizg - brak czasu. Najwcześniej za tydzień coś podziałam w temacie relacji ;(
Ruszam więc zostawiając za sobą cudowne widoki:
http://i.imgur.com/h6kiUF2.jpg
Przede mną tylko długa prosta, w dodatku asfaltowa:
http://i.imgur.com/bS5my28.jpg
Kilkadziesiąt minut potem wpadam na stację benzynową.
Wszyscy stoją, motocykle całe.
Oszukali mnie! Oddycham z ulgą.
Mijam pierwsza grupę, podjeżdżam do drugiej i gadamy sobie jak gdyby nigdy nic. Marek pokazuje mi urwany podnóżek ale co to za problem! Jeśli nie dziś, to jutro coś na pewno zaradzimy!
Wszyscy zatankowani, ja paliwa mam jeszcze dużo, odpuszczam więc.
Czas ruszać!
Podchodzę więc do drugiej grupki a tam trwają intensywne rozmowy. Okazuje się, że nie jest wcale tak dobrze jak myślałem. Darek znudzony jazdą asfaltem, stracił koncentrację pod dystrybutorem i poleciał na bok wraz z motocyklem. Zwykła parkingówka niby - niestety upadł na bark. Ruszać ręką daje radę - więc nie może być tak źle. Faszeruje się więc chłopina przeciwbólowym środkiem i ruszamy szukać pierwszego lepszego noclegu.
Ten pierwszy okazuje się dla nas za drogi. Daro zaciska zęby i postanawiamy ruszyć dalej.
Zatrzymujemy się pod jakimś barem by coś przekąsić - jednak w menu jest tylko herbata ;)
Dwójka z nas wyrywa więc do przodu w poszukiwaniu restauracji a reszta odciąża bagaże z zapasów.
Owej dwójce udaje się osiągnąć zaplanowany na dziś cel. My marudzimy przeokrótnie ;)
Trasę z Agadiru do Tiznit pokonujemy w ciemnościach, ja bez gogli, bowiem na słoneczne Maroko nie zabrałem białej szyby... Mądre!
;)
80km przed celem (Sidi Ifni) poddajemy się w najlepsze. W centrum Tiznit znajdujemy jakiś hotel i za nieco poniżej 100Dh ( hotel + stróż do motocykli) możemy się zameldować w całkiem przytulnych pokojach. Ja dostaję dwójkę tylko dla siebie. I wszystko było by ok gdyby nie ta łazienka... ;)
http://i.imgur.com/DVVlY1g.jpg
http://i.imgur.com/83FYsrV.jpg
http://i.imgur.com/S0MZZKc.jpg
Wieczorem zakupy w pobliskim "supermarche" po czym część ekipy ląduje w łóżkach, a reszta rusza w miasto w poszukiwaniu przygód i dobrego jadła.
Usypiamy koło północy.
Tego dnia nawinęliśmy około 420km.
cd. już się pisze!
Wstajemy późno! Za późno. Niebawem 9-ta a my jeszcze wylegujemy się.
Leniwie zwlekam się z łóżka, podnoszę rolety do góry by kliknąć kilka zdjęć i w mgnieniu oka czuję jak bardzo jestem głodny! Wszystko przez wspaniały zapach z pobliskiej piekarni. Szybko ubieram się więc i biegiem do piekarni po jogurt i bułeczki.
Widok z hotelowego okna:
http://i.imgur.com/3NokaOk.jpg
http://i.imgur.com/E7uIX0w.jpg
http://i.imgur.com/xXDx6JA.jpg
Motocykle stoją! Na szczęście nic nie zginęło.
http://i.imgur.com/8Ys86OD.jpg
Piekarnia, prace serwisowe przy Suzuki i poranne rozmowy o barku, bólu wypełniają nam przedpołudnie.
http://i.imgur.com/bF0kcFq.jpg
http://i.imgur.com/YyJGyHC.jpg
http://i.imgur.com/kgpisNZ.jpg
http://i.imgur.com/hwLhwHu.jpg
http://i.imgur.com/1y0I8pg.jpg
http://i.imgur.com/ci16QVO.jpg
http://i.imgur.com/gCaJrWE.jpg
http://i.imgur.com/X0LheVK.jpg
Po 11 za sobą mamy już naprawę podnóżka, śniadanie, kawę. Szybki prysznic, wyprowadzka, szukanie bankomatu, tankowanie... i po 12 w końcu opuszczamy Tiznit. Jedyny pozytyw tego późnego wyjazdu to OFFoowa trasa w koło miasta ;)
Kierunek Legzira! To tylko 70km!
Podczas gdy my spieszyliśmy się ile tylko sił, nad oceanem panował pełen spokój i wyczekiwanie.
Foto by Dominik:
http://i.imgur.com/k1YvG3Q.jpg
http://i.imgur.com/DMIFuzi.jpg
http://i.imgur.com/aTDDewN.jpg
http://i.imgur.com/JRvq2AH.jpg
http://i.imgur.com/s4OUKN0.jpg
http://i.imgur.com/x0WH85d.jpg
Na ową plażę zwalamy się tłumnie "trochę" po 15tej.
70km, ponad 2h - no dobra, trafiła nam się fajna ścieżka i dlatego tak długo. A jak fajna ścieżka to i zdjęcia były ;)
http://i.imgur.com/s4IaSw5.jpg
http://i.imgur.com/3Sy9SUT.jpg
http://i.imgur.com/Z7HxDT8.jpg
http://i.imgur.com/4lEOsOJ.jpg
http://i.imgur.com/UYA3OZU.jpg
http://i.imgur.com/F4MBvm8.jpg
Ruszamy dalej.
Zjazd na samą plaże mijamy i jedziemy zobaczyć te słynne łuki z drugiej strony.
http://i.imgur.com/H8ZRSOh.jpg
http://i.imgur.com/Rf04Q0f.jpg
http://i.imgur.com/6RT42Xd.jpg
http://i.imgur.com/igwriFZ.jpg
http://i.imgur.com/lNZfotR.jpg
W końcu docieramy na plażę. Tu miałem spełnić swoje kolejne marzenie - pojeździć sobie pod łukami, niestety jak wół stoi znak zakazujący wjazdu... Ludzi dużo - lipa ;(
Pozostał tylko spacer.
http://i.imgur.com/lNZfotR.jpg
http://i.imgur.com/yCQSMO3.jpg
http://i.imgur.com/ZqULcam.jpg
http://i.imgur.com/f5hqz2o.jpg
Troszkę poleniuchowaliśmy sobie, skromny posiłek na plaży i bardzo szybko zleciał nam dzień. Trzeba było się ewakuować na kemping do Sidi Ifni.
I to by było tyle z drugiego motocyklowego dnia w Maroku.
http://i.imgur.com/f5hqz2o.jpg
http://i.imgur.com/Y58XVvn.jpg
http://i.imgur.com/kRxoaBJ.jpg
http://i.imgur.com/fQOzm64.jpg
http://i.imgur.com/K2oSv5d.jpg
http://i.imgur.com/aT2yU0I.jpg
Dobrze,że na Erg nie ma zakazu wjazdu:D
Dobrze,że na Erg nie ma zakazu wjazdu:D
Wjechałbym od tyłu :P
Tu się nie dało :D
A na poważnie- to był ciepły wrzesień, trochę ludzi jeszcze wygrzewało się na plaży i jakoś tak nieswojo by mi było... zwłaszcza, że nikt inny z ekipy nie podzielał mojej "zachcianki" ;(
Faktycznie dziwni jacyś ??? ;)
consigliero
20.11.2014, 18:33
Ruszam więc zostawiając za sobą cudowne widoki:
80km przed celem (Sidi Ifni) poddajemy się w najlepsze. W centrum Tiznit znajdujemy jakiś hotel i za nieco poniżej 100Dh ( hotel + stróż do motocykli) możemy się zameldować w całkiem przytulnych pokojach. Ja dostaję dwójkę tylko dla siebie. I wszystko było by ok gdyby nie ta łazienka... ;)
http://i.imgur.com/DVVlY1g.jpg
http://i.imgur.com/83FYsrV.jpg
http://i.imgur.com/S0MZZKc.jpg
!
Z tej Twojej dało się korzystać, w naszej nikt się nie podjął
http://tapatalk.imageshack.com/v2/14/11/20/00944d16238b8889c059609443b1ebfd.jpg
http://tapatalk.imageshack.com/v2/14/11/20/b24da58346f2128206fa1d0f14e070ad.jpg
http://tapatalk.imageshack.com/v2/14/11/20/3cdb4c5b63a4e720f94225d09fc5e90a.jpg
Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
Faktycznie, ta "moja" to jakby inny świat w porównaniu do tej Waszej ;)
Lećmy jednak dalej, bo do końca roku nie skończę jak tak dalej pójdzie!
Nockę spędzamy na kempingu w Sidi Ifni, który znałem z poprzedniej wizyty w Maroku - bardzo spodobał się pozostałym. Cicho, spokojnie, bezpiecznie, czysto i co najfajniejsze nad samym oceanem. Zaraz za murem plaża. Do tego wszystkiego jeszcze przyjazna cena. Polecam ! (namiarów GPS nie mam ale jest to najbliżej położony oceanu kemping w tym mieście - nie da się nie trafić).
Wieczorne rozmowy ustają szybko, słychać tylko szum fal. Usypiam.
http://i.imgur.com/u8YtrdC.jpg
http://i.imgur.com/GM1Gkbx.jpg
Tej nocy śpię jakoś mało spokojnie. To zdecydowanie wina podekscytowania tym co przed nami. Dominik przygotował nam trasę do jakiegoś pięknie położonego fortu. W zasadzie przygotował 3 trasy a ja miałem sam pojechać tą najtrudniejszą! No... w pierwotnym planie miał mi towarzyszyć jeszcze Darek ale problem z barkiem, nieustający ból wyłączają go z zabawy i tym samym podnoszą mi bardzo wysoko poziom ciekawości. Jak to będzie, jak to będzie?
Kiedy zmęczony tymi myślami w końcu usypiam w najlepsze - budzi mnie budzik, trzeba wstawać ;(
Po tempie pakowania widać, że to ja jestem najbardziej naładowany emocjami.
Dziś ruszamy bardzo wcześnie!
Pierwsze kilometry to asfalt ale nosi mnie tak, że jadę powolutku i tylko wypatruję gdzie by tu zjechać.
Niestety nie ma gdzie ;)
http://i.imgur.com/uhmgQXA.jpg
Nie ustaję jednak w poszukiwaniach. Początek trasy OFF przygotowanej przez Dominika jeszcze daleko a asfalt nudny, choć widoki z niego cudowne!
http://i.imgur.com/iXWHkLI.jpg
http://i.imgur.com/ja5Efsg.jpg
http://i.imgur.com/ZXYNTUW.jpg
http://i.imgur.com/z0vpJgC.jpg
http://i.imgur.com/V3ZABEq.jpg
W końcu wypatruję coś w mapce, coś co wygląda niezbyt groźnie i powinniśmy całą ekipą dać radę.
Zjeżdżam więc, ekipa widzę, że w komplecie również zjechała więc łycha !
http://i.imgur.com/Tggn4fz.jpg
Niby totalne bezludzie ale co jakiś czas trafia się ciężarówka z jakimś transportem, czasem jakieś zabudowania.
http://i.imgur.com/5APE0Xj.jpg
Co kilka minut zatrzymuję się czekając na ekipę i gdy tylko dadzą znać, że wszystko ok - ruszam dalej.
http://i.imgur.com/CRBdhpp.jpg
http://i.imgur.com/XyaPnBV.jpg
http://i.imgur.com/2XIRtRN.jpg
http://i.imgur.com/mNt7Oyi.jpg
http://i.imgur.com/cHX8IQN.jpg
http://i.imgur.com/oHHUrht.jpg
Robimy sobie co jakiś czas chwilowe postoje na zdjęcia, na pogaduszki.
Trasa super ale ja czekam na to coś, co ma być mega wyzwaniem.
Tymczasem ruszam i....
http://i.imgur.com/UWrTXam.jpg
http://i.imgur.com/X1Zv0cK.jpg
http://i.imgur.com/9GNeI57.jpg
http://i.imgur.com/yOzyrfb.jpg
http://i.imgur.com/HboWlBk.jpg
http://i.imgur.com/aHKmEMg.jpg
http://i.imgur.com/CRiynaf.jpg
http://i.imgur.com/Mnm997W.jpg
http://i.imgur.com/okefDTp.jpg
http://i.imgur.com/c7179WK.jpg
http://i.imgur.com/ihlnKYq.jpg
...gubimy się w najlepsze. Otóż ja pojechałem zgodnie ze wskazaniem navi, a prowadzacy pozostała grupę (do dziś nie wiem kto ;)) nie spojrzał, tylko po prostu skręcił w drugą stronę. Czekam 5 minut, 10, czekam 15. W końcu poddaje się i zawracam. Jakieś 15km później widzę, że jednak domyślili się i wracają!
Dalsza droga wiedzie asfaltem, dojeżdżamy do jej końca i odbijamy na południe, w plątaninę dróżek.
Niestety przez to, że nie zatankowaliśmy rano motocykli, przez owe gubienie się i poszukiwanie, zaczyna robić się nieciekawie z paliwem. Do najbliższej stacji ponad 100km! Tylko Jacek i Dominik mieli rano pełne baki, największy problem był w KTMie (duże zużycie) i w moim XT (mały zbiornik).
Puki co - na razie się tym nie przejmujemy, choć dziwne myśli krążą nam już po głowach.
Wyjścia zbyt dużego nie mamy - ruszamy zgodnie z planem.
Brniemy więc dalej, i dalej. Raz odcinki są łatwe, nawet dla najbardziej szosowo zestrojonych motocykle w grupie, a raz naprawdę jest się przez co przebijać. Trudności różne, od kamieni, przez piasek, głębokie doły, nawet kawałek rzeczki nam się trafia!
I było to jedno wzniesie, które chyba wszyscy uczestnicy wyjazdu zapamiętają ;)
Spędzamy tam chyba z godzinę w palącym słonku i pomagamy sobie nawzajem, oczywiście wcześniej sprawdziwszy czy za góra nie będzie kolejnej takiej przeszkody. Jesteśmy tak zaaferowani praca zespołowa, że nawet nikt nie myśli o zdjęciach. Na szczęście materiał filmowy jakiś powstał. Film pokażę pewnie wieczorem, najpóźniej jutro.
Ja zamiast kadrować wszystko okiem, jak to mam w zwyczaju, jechałem i marzyłem " jak fajnie byłoby tu rozbić sobie namiot". Tu albo na skraju urwiska, tuż nad oceanem ;)
A teraz jazda (zdjęcia od Doroty i Michała - dzięki):
http://i.imgur.com/kRAO26k.jpg
http://i.imgur.com/MmcRGLc.jpg
http://i.imgur.com/stOVe9s.jpg
http://i.imgur.com/RvKUUJi.jpg
http://i.imgur.com/uf5v3cI.jpg
http://i.imgur.com/TGTXis1.jpg
http://i.imgur.com/qt32HvO.jpg
http://i.imgur.com/QYEz5me.jpg
No i niestety nadchodzi ta chwila, gdy KTM oznajmia, że do suszy w zbiorniku pozostało niewiele. U mnie ruda też świeci się już od ładnych kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu kilometrów. Jedziemy więc obaj na przedzie, na maksa ekonomicznie. Już wiemy, że nasz cel jest nieosiągalny. Zmieniamy więc koordynaty w GPS - kierunek TAN TAN.
Jakąś godzinę później jedziemy już asfaltem.
Ustalamy, że do stacji benzynowej każdy jedzie swoją ekonomiczną prędkością. Moja to 75-80km/h, reszta ma chyba większą bo mi odjeżdża, zostaje ze mną tylko Dominik, który pilnuje bym w razie czego miał skąd pociągnąć benzynki. A jest z czego. Jego Tereska ma pokaźny zbiornik, niestety ma też problem z ustawieniami gaźnika bo spalanie jest co najmniej o 1,5L za duże.
20km mijamy całą ekipę, która została zatrzymana przez policję na check point-cie. W lusterku widzę, że Dominik tez się zatrzymał, z własnej woli, po chwili mnie jednak dochodzi - pogonili go policjanci :)
Szczęśliwie dojeżdżamy do stacji, tankujemy i rzucamy się jak sępy na zimna Colę. Paliwo jeszcze w marokańskiej cenie, liczyliśmy po cichu, że będzie już saharyjska ;)
http://i.imgur.com/2Ex0IPI.jpg
Mniej szczęścia miała reszta ekipy - w kacie niestety skończyło się paliwo. Chyba źle dobrali prędkość :D
W każdym razie jakieś 20-30minut później jesteśmy w komplecie i naradzamy się co robić dalej.
Decyzja: wjazd do miasta, zakupy i szukamy kempingu, mimo , że pora jeszcze wczesna ochoty na powrót nikt nie ma - gęste chmury spowiły całą północ ;(
Kemping znajdujemy jakieś 26km dalej, nad Atlantykiem, w miejscowości El Ouatia. Jesteśmy tam z Dominikiem jako pierwsi, negocjujemy cenę i czekając na resztę ekipy sprawdzamy warunki sanitarne. Na nieszczęście sprawdziłem tylko jeden kibel...
Wieczór spędzamy na konsumpcji tego i owego, ładujemy baterie, korzystamy z WiFi.
Pranie, sprzątanie, gotowanie, prace serwisowe - i tak jakoś zleciał nam ten dzień.
Chłopaki robią sobie jaja z EnJoya (foto o poranku);)
http://i.imgur.com/5dU2soI.jpg
Pewnie to za karę za niektóre OSy ;) Jedno jest pewne, następnego dnia mamy się podzielić bo po prostu szkoda pięknych maszyn ;(
http://i.imgur.com/dvzVfbk.jpg
http://i.imgur.com/OLWoznB.jpg
Mimo wczesnego startu udaje nam się zrobić jedynie 260km.
http://i.imgur.com/KuK1pRr.jpg
Super zdjecia, widoki, drogi
Jestem tez pod wrazeniem,ze chyba wszyscy na tej wybrawie mieli biale kaski i jasne ciuchy.
Naprawde dobre przygotowanie do warunkow na wyjezdzie.
A tanie paliwo zaczna sie ok 90 km na poludnie na Tantan. Trzebe przejechac przez trzy ouedy, na poludniowej stronie trzeciego kanjonu sa trzy stacje z cenami paliwa z Sahary Zachodniej.
Jestem tez pod wrazeniem,ze chyba wszyscy na tej wybrawie mieli biale kaski i jasne ciuchy.
Naprawde dobre przygotowanie do warunkow na wyjezdzie.
Kilka osób nas ostrzegało przed wrześniowymi upałami. Kaski wszyscy mieliśmy białe już przed Marokiem ale ciuchy, specjalnie na ten wyjazd (oczywiście nie tylko na ten) kupiło pewnie 50% ekipy, w tym również i ja.
Ten mój (Marek na DL650 jechał zresztą w takim samym) spisał się o tyle fajnie w ciepłym rejonie, że były miejsca gdzie nawet marzłem (góry o poranku i wieczorem). Polecam - LS2 Brezee. Kosztuje to niewiele bo ok. 600zł (do końca roku, u mnie) a w zamian oferuje naprawdę sporo.
A tu wspomniany kawałek plaży. Jak by się człowiek uparł, to mógłby nie zauważyć owego znaku... ;)
http://i.imgur.com/pnSmpq5.jpg
Niskie ceny, 90km za TanTan - zanotowałem!
Dzięki.
P.S. Film już się ładuje, niestety mam słaby net, przewidywany koniec ok. 18:00
No i jak wiadomo białe kaski....:at::at::at:
Niektórzy na naszym wyjeździe woleli jazdę bez czarnego bereta :)
Aż tak paliło ?
U nas było ciepło ale nie aż tak ;)
36*C to chyba był max, nie licząc upałów w Marrakeszu - tam był kocioł!
Obiecany filmik, jako podsumowanie tego com napisał i com pokazał na fotkach:
8Ml6hv9SV60
NIe mieliscie problemow z tymi kaskami Szuberta? Chodzi mi o zapiaszczenie czesci mechanicznych.
U nas na sam koniec wszystkie mechanizmy odmawiały posłuszeństwa. Dopiero po powrocie woda i wd40 przywróciły je do życia
Hmm nic mi na ten temat nie wiadomo. Ze szczękowców były Nolany i C3ki (nawet w jednej jeździłem :D - ale o tym w swoim czasie). Dużo jednak w OFF nie latały, po owym dniu padło na asfalty aczkolwiek.... - oj, nie będę zdradzał wszystkiego.
Moj nolan byl zabetonowany na amen. Pewnie zalezalo to od ilosci offffa i kurzu, ktorego mielismy cale mnostwo. :)
Moj nolan byl zabetonowany na amen. Pewnie zalezalo to od ilosci offffa i kurzu, ktorego mielismy cale mnostwo. :)
Przyznaj się, pierwszy to Ty nie jechałeś :P
Myślę, że cały sukces wspomnianych wcześniej C3-ek to własnie mała ilość przyjętego pyłu. Jadąc z tyłu jest co przyjmować ! Ja miałem owe szczęście prowadzić więc jako tako to wyglądało choć i tak, już po wszystkim, woda z prania wnętrza kasku miała konsystencję niemalże błota.
Tak to prawda. ;)
Przeważnie zamykałem kolumne, ale też mieliśmy po drodze parę razy burze piaskowe, co pewnie nie było bez wpływu na mechanizmy.
Co by nie było to jednak biała szczęka to chyba najbardziej optymalny kask w te rejony.
Dzień X
Dzień o którym wspomnę tylko dlatego, że był.
Od rana pada ;( 30 minut mżawki, 30 minut względnej pogody.
http://i.imgur.com/vrYRNwr.jpg
http://i.imgur.com/EVpWv0O.jpg
http://i.imgur.com/m4KBA1C.jpg
Nikt nie ma ochoty na start. Dobrze, że restauracja na kempingu działa od rana.
Pizzy nie zamówimy, bo ta wczorajsza, mimo, że przepyszna ni jak miała się wielkością do swojej ceny.
Reszta menu też jakaś taka tajemnicza...
http://i.imgur.com/9yr3Oi0.jpg
Sączymy więc jedynie kawa za kawą, herbata po herbacie. Po godzinie biegania i rozkminiania w końcu udaje nam się wyrwać od właściciela właściwy kod WiFi. Za oknem nadal fatalnie. Prognozy pogody również niezbyt optymistyczne.
Dostaję wiadomość od kogoś z Polski, że jada Burgmanem i chętnie się spotkają tyle, że utknęli gdzieś w Merzoudze - padające deszcze zalały drogi dookoła i nie maja jak się wydostać. Brzmi to wszystko jak jakieś fatum.
Kiedy przestaje padać postanawiamy ruszać. Zwijamy mokre namioty i na koń. 25km dalej robimy postój na zakupy i to była złota myśl - gdy tylko przekraczamy próg cukierni z nieba wylewają się hektolitry wody. Leje tak dobre pół godziny.
Po prostu załamka.
http://i.imgur.com/UCqzltw.jpg
http://i.imgur.com/Y8qrZ6k.jpg
Gdy tylko ustaje ubieramy co tylko ciepłego mamy i na koń. Temperatura spada do 21*C, jest naprawdę chłodno i nieprzyjemnie. Nie jesteśmy przygotowani na takie warunki.
http://i.imgur.com/H0TnR2e.jpg
Po 10-15 km jazdy, Ci którzy jadą w butach enduro, czują lekko mówiąc deszcz dosyć dokładnie... Dobrze, że na zaniżeniach drogi, robiących w Maroku za mosty, kierowcy aut zwalniają i nas przepuszczają - w przeciwnym wypadku woda lała by się nam za kołnierze! Jedziemy spokojnie, rozważnie, 80-90km/h.
Przed kolejna wisząca chmurą postanawiamy się zatrzymać i ustalić plan działania. O powrocie na fort dawno wszyscy zapomnieli ;( Dziś naprawdę strach zjechać z asfaltu!
Cała ekipa jest za opcją jazdy do sprawdzonego już hotelu w Tiznit. Tylko ja i Dominik porywamy się na opcję z przygoda i dziś chcemy zanocować jednak w namiocie obierając kurs bezpośrednio na Tafraoute. Przypadkiem zostaje tez z nami Arek na DLu. Ruszamy!
Daleko nie najechaliśmy. Z daleka już było widać, że coś się dzieje. Wypadek! jako, że jestem świeżo po szkoleniu z I pomocy wyrywam się, bo pewnie w takim kraju jak Maroko wszyscy stoją się i patrzą. Mijamy kolejne auta i już po chwili wiem, że moje umiejętności nie będą potrzebne.Oddycham z ulgą! Stres odpływa. Płynie za to rzeka przecinając wstegę asfaltu na pół.
http://i.imgur.com/yyJEoTq.jpg
http://i.imgur.com/iKKxS7J.jpg
http://i.imgur.com/j9rovoi.jpg
http://i.imgur.com/CDEE2aR.jpg
Nawet wojskowy Hummer nie odważył zmierzyć się z żywiołem!
Czekamy tam około godziny i zawracamy ;( Trzeba gonić resztę ekipy.
http://i.imgur.com/JMnQDut.jpg
http://i.imgur.com/B7hmzjm.jpg
Nim dojedziemy do hotelu zapada już zmrok.
Odbieramy klucze i z podkulonymi ogonami, z wodą w butach maszerujemy na drugie piętro by się rozgrzać
http://i.imgur.com/TqMtJUn.jpg
i wysuszyć
http://i.imgur.com/PekIZwz.jpg
Wódka pod wafelek, tuńczyk z puszki na kolację, gorący prysznic i nic więcej mi tego dnia nie trzeba do szczęścia.
Darek, by być równie szczęśliwy jak ja, łyka garść pigułek przeciwbólowych. Reszta idzie na kolację.
My usypiamy bez niej.
cdn.
Moj nolan byl zabetonowany na amen. Pewnie zalezalo to od ilosci offffa i kurzu, ktorego mielismy cale mnostwo. :)
Ja bym C3 nie bral bo szkoda.
Raczej bede brał jakiegos taniego JETa + gogle. Najlepiej takie z foliami zabezpieczajacymi przed drapaniem.
http://the-cafe-racer.com/image/cache/data/Momo/davida%20jet%20two%20tone%20helmet%20black%20check %202-560x560.jpg
Poprzednim razem odkrecilem szczęke. Jest lzej, nie przeszkadza. Nie wiem tez jak to moze przetrwac zapiaszczenie podczas plazowego pieszczenia.
Korzystając z hotelowego ciepła zwijamy wysuszone namioty, wskakujemy w nie do końca jeszcze suche buty i kierujemy się zgodnie z planem - kierunek kolorowe skałki w Tafraoute. 106km asfaltem, drogą R104 - kiedyś tu byłem i średnio mi się podobało ale Dominik ciągnie nas prawie jak na łańcuchu
- Będzie fajnie, będzie fajnie, zobaczycie! - zapewnia
Oby!
Poranne tankowanie odpuszczamy, czas nas goni.
Pierwsze 20km potwierdza się z tym co widziałem kiedyś - nuda, natomiast po tem... nie wiem gdzie ja kiedyś miałem oczy. Pamiętam tylko, że wtedy mi się strasznie spieszyło, to było popołudniem, była chęć dotarcia do Marrakeszu... pewnie to przez ten pospiech, na pewno! Dziś, pomimo, że jedziemy w dużej grupie jest czas, jest spokój. Ba, nawet pada propozycja byśmy jakiś ujęcia pokręcili, jakieś zdjęcia porobili... Mi tam nie trzeba tego dwa razy powtarzać. I tym sposobem wspomniane 106km jedziemy ponad 4 godziny! No, jechaliśmy 3h ale godzinę spędzamy w miasteczku na kawie, tankując motocykle. Dopiero potem ruszamy w plener podziwiać "malowidła naskalne" ;)
http://i.imgur.com/qgQqSPN.jpg
http://i.imgur.com/xfSGVSS.jpg
http://i.imgur.com/YuzTWyy.jpg
http://i.imgur.com/PDvI3K2.jpg
http://i.imgur.com/cPHvPDN.jpg
Tafraoute wita nas pięknymi widokami, duże głazy o różnych kształtach, kaktusy i mnóstwo palm.
http://i.imgur.com/7XTEcIC.jpg
http://i.imgur.com/HW1LqD9.jpg
http://i.imgur.com/meXKhlc.jpg
Niektórzy nie wytrzymują napięcia i muszą koniecznie pojeździć poza drogą a, że niedawno padało to "kacia" trzeba wyciągać z błota.
http://i.imgur.com/oJuxnZk.jpg
Tankowanie, kawa, krótki odpoczynek w cieniu i ruszamy. Po chwili błądzimy wąskimi uliczkami miasteczka szukając wjazdu. Kilka nawrotek, tu jakaś brama, tam podwórko, tu ślepa uliczka, tam ktoś się gubi, po chwili się odnajduje. W końcu udaje się dojechać do celu. Okazuje się jednak, że jedziemy droga dla pieszych i dla rowerzystów. Brniemy jednak dalej. Rowerzyści od dawna prowadza swoje sprzęty - my dzielnie jedziemy - jeszcze jedziemy ;)
Chwilę potem zatrzymuje nas kolejna "podeszczowa" przeszkoda - koryto rozmyte przez wodę. Tenerki przejeżdżają i ryjąc w mokrym piachu znikają nam z oczu. Słychać tylko charakterystyczny dźwięk singla słabnący z każda chwilą. W wyobraźni widzę ucieszone mordy chłopaków. A ja... ja zostaję, by pomóc reszcie.
KTM przechodzi. Uff - jeden mniej, do tego najcięższy. Teraz moja kolej. Przechodzę. Wracam na druga stronę i jest decyzja, że V-stromy odpuszczają - dzielimy się tym samym na dwie ekipy. Oni wracają do centrum, my poganiać choć chwilę wśród tych pomalowanych skał. Zakazu wjazdu nie było :P
http://i.imgur.com/S0VHfZ7.jpg
http://i.imgur.com/RkOK7Bu.jpg
http://i.imgur.com/sFtC18H.jpg
http://i.imgur.com/l0xwTmC.jpg
Słonko pali więc po tych piaskowych szaleństwach szukamy cienia.
Darek znajduje łatwiejszą drogę do miasta i mimo bolącego barku zasuwa po chłopaków.
Po chwili wracają.
Posiłek, sesja i ruszamy dalej w kierunku znanym jednynie dla Dominika.
- Będzie fajnie, będzie fajnie, zobaczycie! - zapewnia nasz główny planista.
I było!
http://i.imgur.com/T24Hj2z.jpg
http://i.imgur.com/Fx9RoVQ.jpg
http://i.imgur.com/CVo2INz.jpg
http://i.imgur.com/gC44awR.jpg
http://i.imgur.com/I3yQA51.jpg
http://i.imgur.com/VDBcnqv.jpg
http://i.imgur.com/7HElNqZ.jpg
http://i.imgur.com/vsvrBES.jpg
http://i.imgur.com/obO8Kv5.jpg
http://i.imgur.com/rnw1Iyf.jpg
http://i.imgur.com/bCNopno.jpg
http://i.imgur.com/3fPiqFL.jpg
http://i.imgur.com/rkjMtn4.jpg
No więc jedziemy za naszym przewodnikiem do oazy. Droga bardzo piękna, czasem uszkodzona przez ostatnie deszcze. Robi się coraz zimniej - czuć, że jesteśmy wysoko!
http://i.imgur.com/ShetKHZ.jpg
http://i.imgur.com/Bt1VMcF.jpg
http://i.imgur.com/Ueskq3Y.jpg
http://i.imgur.com/qR399JL.jpg
http://i.imgur.com/tkOF1LU.jpg
http://i.imgur.com/DFVzTm9.jpg
http://i.imgur.com/HuksNdX.jpg
http://i.imgur.com/WTiYbFm.jpg
Po tych górskich ekscesach trzeba zjechać ostro w dół, wprost w objęcia parnej oazy, oazy spokoju. Domów całe mnóstwo a żywego ducha nie widać!
http://i.imgur.com/4msbtRL.jpg
http://i.imgur.com/Rl19O9L.jpg
http://i.imgur.com/SaSwsWi.jpg
http://i.imgur.com/gSMHJD0.jpg
I tu gdzieś następuje kolejny tego dnia podział. Ci, którzy czują się na siłach wybierają opcję OFF, reszta wraca asfaltem i podąża do Taty - umówionego miejsca spotkania.
http://i.imgur.com/5YCw0Li.jpg
http://i.imgur.com/uUAw0B7.jpg
http://i.imgur.com/McKFUmJ.jpg
http://i.imgur.com/GlLYbhi.jpg
http://i.imgur.com/zt7qx7Q.jpg
Kilka wygłupów, jakieś jazdy na kole, hopki i trzeba się było skupić i ruszyć dalej. Jadę ostatni, przede mną dwie Tenery. Co chwilę zatrzymuję się na zdjęcia i doganiam chłopaków. Po trzecim takim postoju ślad po ekipie się urywa. Zostaję sam.
http://i.imgur.com/ik6uNqz.jpg
http://i.imgur.com/mCefLtr.jpg
http://i.imgur.com/re7sfBH.jpg
http://i.imgur.com/68Qa6Ig.jpg
http://i.imgur.com/kucScpJ.jpg
Jadę niespiesznie, bo wiem, że gdzieś tam czekają.
Skrzyżowań brak więc jadę prosto. Nawigacja już dawno mi zwariowała i zamiast początkowych stukilkudziesięciu kilometrów pokazuję drogę "do tyłu" a do celu mam niby 1700km. Jadę dalej, do skrzyżowania. Pytam miejscowych - nikt nikogo nie widział. Stoję jak słup 20minut, no przecież wrócą, przecież się wraca do ostatniego miejsca gdzie się ludzie gubią. No tak, do ostatniego a ja stoję jakieś 10km dalej. Wracam więc bo może faktycznie jakąś drogę minąłem.
Niestety - nie ma opcji by z tej drogi gdzieś zjechali. Wracam do skrzyżowania, ponownie szukam śladów na piasku, może jakaś "zrywka" da mi znać, w którym kierunku pojechali. NIC! Normalnie jak by na luzie to skrzyżowanie przejechali.
Czekam dalej.
Zatrzymuję samochody jadące to z prawej, to z lewej - ciężarówki, więc jechały powoli, może widziały...
Pudło. Przepadli.
No nic, nie będę tu tak stał, bo za 2h będzie ciemno. Ruszam w prawo na zwiady, wiedząc, że raczej tam by nie pojechali bo kierunek trochę jakby przeciwny - ale sprawdzić nie zaszkodzi. Przejeżdżam 3km w żółwim tempie szukając jakiegokolwiek śladu. Nic. To samo w drugą stronę, z tym , że tam napotykam kolejne skrzyżowania, i kolejne.
Z miejscowymi nie idzie się dogadać, próbuję coś na migi, czasem ktoś jak by jarzy o co mi biega ale moto nie widzieli.
No cóż, dociera do mnie, że ja naprawdę zostałem sam.
http://i.imgur.com/gcPGikM.jpg
Modlić się, płakać, jechać dalej, zawracać ? A może zaszyć się u miejscowych, zobaczyć jak żyją ? A może pojechać własną droga, nikogo nie szukać, własnym tempem, z własnymi marzeniami...
Sam nie wiem, naprawdę nie wiem co robić...
Przecieram brudny reflektor, bo zaraz będzie ciemno, spod siatki wyciągam butelkę, robię łyka, w usta wciskam jakiś cukierek, wsiadam na motocykl i....
cdn. ;)
Wracając do kasków to sprawdzał mi się najnowszy model SHOEIa DESERT FIGHTER :)
Przecieram brudny reflektor, bo zaraz będzie ciemno, spod siatki wyciągam butelkę, robię łyka, w usta wciskam jakiś cukierek, wsiadam na motocykl - ruszam.
Dojeżdżam do skrzyżowania, po raz ostatni szukam śladów, po raz ostatni sprawdzam zasięg. Niema ani jednego, ani drugiego. Trudno...
Czas płynie a ja nadal stoję sobie na rozstaju dróg wpatrując się w horyzont. Wiatr coraz mocniej powiewa. Czuć chłód zbliżającej się nocy, drżę, sam nie wiem czy z zimna, czy ze strachu, z obawy...
Nieznane!
Nawigacja w prawo pokazuje jakieś pole mionowe... aż takiej przygody to ja nie szukam. Dzięki! Skręcam w lewo nie zastanawiając się zbytnio w jakim kierunku jadę, dokąd zaprowadzi mnie ta droga. Paliwo jest, woda jest, przespać się też będzie gdzie w razie czego. Jedzenie... a któż by się tym przejmował. Mam kilka batoników na dnie taknbaga, co prawda ostro sponiewierane ciężarem lustrzanki ale do zjedzenia nadają się świetnie.
Jadę!
Jadę... ale chyba w złym kierunku bo napotkani ludzie tylko rozkładają pytająco ręce: ale dokąd, ale po co ?
- Po przygodę - odpowiadam sobie w milczeniu i z uśmiechem na ustach ale niepokojem w sercu ruszam dalej.
Im dalej w głąb, tym wyżej, tym rozważniej. Z jednej strony radość, z drugiej obawa. Skończyły się uślizgi, zamiatanie ogonem. Teraz liczy się jedno - dojechać bezpiecznie do celu. Cel... czym on właściwie jest w obecnej sytuacji. Tego nie wiem, ale bardzo chcę się dowiedzieć, chcę tam dojechać, po prostu - do celu. Wieczorem, a może rano, a może dopiero po południu.... ale się dowiem, dojadę.
Co chwilę, zniszczona przez wylane górskie strumyki, droga, zmienia swój kształt. Raz łatwa, szutrowa, by po chwili zmienić się w koryto rzeki pokrytej większymi lub mniejszymi kamieniami, czasem piaskiem. Na szczęście wszystko jest do przejechania. Mimo, że czuję się na siłach, niesiony falą adrenaliny, przed każda taką przeszkodą zsiadam z motocykla i idę - sprawdzam, co jest za najbliższym zakrętem, co za kolejnym wzniesieniem, co jest na drugim, dalekim brzegu rzeki. Nie chcę się niepotrzebnie ładować w kłopoty. Łatwiej wrócić pieszo niż motocyklem. Cały czas pamiętam, że jadę bez apteczki, kompresora i w razie wtopy będzie lipa ;(
- Twardym trza być , nie miętkim - powtarzając te słowa brnę dalej, i dalej , i dalej. I tylko zielone, migające co chwilę światełko Spota przypomina mi, że mam jeszcze furtkę, byle by dać radę wcisnąć przycisk S.O.S.
http://i.imgur.com/bzG6q88.jpg
http://i.imgur.com/RHnKGUM.jpg
http://i.imgur.com/fkcxgCz.jpg
http://i.imgur.com/4W3NyLF.jpg
http://i.imgur.com/YmYyxUb.jpg
http://i.imgur.com/wCPP62X.jpg
http://i.imgur.com/tfomCj6.jpg
http://i.imgur.com/gy3oZHz.jpg
http://i.imgur.com/Sz6SrLV.jpg
http://i.imgur.com/hDIxaVP.jpg
http://i.imgur.com/Nf6LLlI.jpg
Co chwilę odmawiam sobie wjechania w kolejne koryto rzeki by nim podążać na wschód, tam gdzie prowadzi właściwa "droga". Czasem trza jednak byś i miękkim... czasem trzeba z głową podejść do pewnych spraw, ocenić na co warto się porwać, a nad czym tylko pokłonić się i odjechać w bezpiecznym dla siebie kierunku. W tych momentach przeklinam kolegów, bo razem - porwalibyśmy się na te "drogi", na 100%! W końcu w grupie jest siła, w grupie jest moc!
To trzeźwe spojrzenie doprowadza mnie tego wieczora znów do Tafraoute.
Za mną krótka godzinna (jak by były te dłuższe i krótsze...przecież są równe, a jednak...) euforia, burzy myśli, piorunów doznań, huraganów przeżyć. Spokojnie mógłbym nimi obdzielić nie jedną ze swoich dotychczasowych wypraw. Zwłaszcza tych wczesnych, asfaltowych. Tysiące myśli, setki kadrów zapamiętanych w głowie, dziesiątki utrwalone na "kliszy" i tylko kilka spotkanych osób. Pustka. Ja i EnJoy. EnJou i ja.
Jeszcze tylko kilka minut błąkam się wśród skał, kamieni wmawiając sobie, że mam dziś ochotę spać w dziczy, podczas gdy tak naprawdę... ja chcę do ludzi!
http://i.imgur.com/iv6lzOj.jpg
http://i.imgur.com/Ndp3naG.jpg
http://i.imgur.com/gQTpcy6.jpg
Chwilę potem znajduję uliczkę z kempingami, pierwszy zamknięty, drugi na szczęście otwarty.
Wykupuję miejsce pod namiot. To nic, że nie ma ciepłej wody, to nic, że będę tu zupełnie sam.
Około północy brama kempingu zatrzaskuje się. Właściciel mówi, że będzie około 7 rano.
Usypiam.
http://i.imgur.com/JKQ9wuc.jpg
http://i.imgur.com/LeIN7KR.jpg
Dobranoc.
Kolejny dzień, kolejne przeżycia, kolejne kilometry.
Mógłbym tak pisać o samotności, o marzeniach, o nieokreślonych przestrzeniach, skrótach, ryzyku, wspaniałych widokach. Mógłbym pisać o tym co mi w duszy gra, o drodze która się nie kończy i o tej która się skończyła... O bezdrożach, o niebie, o ziemi, skale, wietrze czy słońcu. Ale czy jest sens ? I tak nie poczujecie wiatru na twarzy, ciepła czy zapachu rozgrzanej ziemi. Ten dzień wolę Wam po prostu pokazać, a przynajmniej pół dnia, do momentu kiedy skończyła mi się droga...
Dlaczego?
Nic szczególnego owego dnia się nie wydarzyło, ot taka nostalgiczna przejażdżka z burzą myśli w głowie - nie chciałbym Was zanudzić, zniechęcić do czytania dalszej części - tam coś się działo ;)
Zapraszam.
Start w Tafraoute.
Meta.... a to się jeszcze okaże.
http://i.imgur.com/2yFX5hm.jpg
http://i.imgur.com/1YiuFOj.jpg
http://i.imgur.com/2rolxqV.jpg
http://i.imgur.com/WN3ZwmZ.jpg
http://i.imgur.com/mPTtkto.jpg
http://i.imgur.com/bLlXlrP.jpg
http://i.imgur.com/pzQQm7X.jpg
http://i.imgur.com/kCoi5RO.jpg
http://i.imgur.com/1v3gpPw.jpg
http://i.imgur.com/1UYnRrV.jpg
http://i.imgur.com/uMWEFf2.jpg
http://i.imgur.com/zjhMW2V.jpg
http://i.imgur.com/p0iyYf7.jpg
http://i.imgur.com/dEz74EH.jpg
http://i.imgur.com/0b7ZVU9.jpg
http://i.imgur.com/pCfpk0R.jpg
http://i.imgur.com/1IjJ0M7.jpg
http://i.imgur.com/CYSVoRN.jpg
http://i.imgur.com/CHcyp6S.jpg
http://i.imgur.com/jwhSez2.jpg
http://i.imgur.com/EZxfEPD.jpg
http://i.imgur.com/iKmWdbh.jpg
http://i.imgur.com/ImIsZX7.jpg
http://i.imgur.com/GzT5QdW.jpg
http://i.imgur.com/NRVNpCN.jpg
http://i.imgur.com/XCwfKHK.jpg
http://i.imgur.com/qFtkT83.jpg
http://i.imgur.com/aWdmHho.jpg
http://i.imgur.com/u0IuIAM.jpg
http://i.imgur.com/eQKR8Ri.jpg
mareksz007
06.12.2014, 15:42
Przepięknie
dentysta
06.12.2014, 16:51
Byłem, widziałem, czułem, przeżyłem, powrócę. :-)
Neno wiem o czym mówisz to naprawdę magiczny kraj
azestychzdjecnatrzaskal
iwszytskieladne :)
Niektórzy na naszym wyjeździe woleli jazdę bez czarnego bereta :)
Ale to tylko na piaseczku pozwalam sobie ;)
Pięknie - czekamy na dalszy ciąg :)
Ekipa podzielona na 3. Tego w planach nie było ;)
Kontakt z chłopakami z mojej grupki mam przez Jacka, który chyba jako jedyny ma coś na koncie w telefonie. Dzwoni do mnie, przekazuje wieści chłopakom dalej. Mają gdzieś na mnie czekać. Oby.
http://i.imgur.com/pG8c5EZ.jpg
Wyjeżdżam ze swojego skrótu na krajowa drogę, zaczyna się świetna nawierzchnia, kończą się za to wspaniałe widoki.
Żar leje się z nieba. Wolę jednak to niż deszcz.
85km/h, 5ty bieg i wsłuchuję się w bardzo wyraźny szum opon.
Czas ucieka. Trochę zaczynam się stresować tym, że ktoś na mnie czeka. Przyspieszam.
http://i.imgur.com/6eUOSPM.jpg
Do Taty dojeżdżam na resztkach paliwa. Kupuję też doładowanie i mam już kontakt z chłopakami.
Konkretnie z Darkiem bo Dominikowi chyba karta sim się popsuła. Ogólnie z tymi telefonami w Maroku to jakoś tak dziwnie. Niby tanio, ładujesz za 10-15zł, dostajesz SMSa ile to tam za free dostajesz w zamian, ile to w promocji. 100MB, 100 SMSów, 1,5h rozmów, Facebook za darmo i mimo, że korzystasz tylko z połączeń w tej samej sieci, po 3 dniach nie masz już nic... Lipa.
Nie zatrzymuję się nawet na chwilę, w końcu po 70km takiej jazdy , w połowie ostatniego odcinka robię mikro przystanek - 3 zdjęcia, łyk wody i jazda dalej.
http://i.imgur.com/Davr1Zu.jpg
http://i.imgur.com/tibGU6R.jpg
N12ką dojeżdżam do Foum Zguid, tu czekają na mnie chłopaki i ...dziewczyna ;)
Od jakiegoś czasu miałem kontakt z Piotrem, który ze swoją druga połówką wybrali się w trip po Maroku - Burgmanem! I nie tak jak my cieniasy, na przyczepce. Dojechali na kołach i na kołach zamierzali wrócić. Tyle, że oni mieli czas... aż przemilczę ile!
Cieszę się na to spotkanie.
Wjeżdżam do miasteczka, mijam bar w którym siedzą, pozdrawiam ręką i zgodnie z umową lecę zatankować - by nie opóźniać startu.
Naklejeczka i wracam do nich.
http://i.imgur.com/iTGhOBj.jpg
Szybkie przywitanie, szybki plan i ustalamy, że nie ma co dziś dalej jechać, bo dalej wszystko zalane, drogi pozamykane.
No przecież na darmo tyle nie czekali by się poznać i pożegnać od razu!
Hmmm.... chyba wiem co mają na myśli ;)
Człowiek nie wielbłąd.
http://i.imgur.com/NgDd1zj.jpg
Jedziemy więc na kemping. Postanawiamy zanocować na tym najbardziej oddalonym od centrum. Jest najtańszy :D i co dla nas ważne usytuowany tuż obok drogi, którą jutro mamy zamiar opuścić Foum Zguid.
Nim stanęły namioty nam już huczało w głowach. W końcu spotkaliśmy się z zacną ekipą!
Po dłuższej rozmowie przy kieliszkach okazuje się, że Piotr to bardzo barwna postać, ma za sobą kilka ciekawych wypraw skuterowych (głównie 50ccm) i mnóstwo planów.
Dla ciekawych:
https://www.facebook.com/pages/Wyprawy-skuterem/169716386382758?ref=ts&fref=ts
No cóż... a dalsza część wieczora to w wielkim skrócie.... kilka kółek lokalną maszyną, mała awaria, poszukiwanie alkoholu, burza piaskowa, deszcz, chłód... ciemność.
I nieostre zdjęcia ;)
http://i.imgur.com/TkvexjI.jpg
http://i.imgur.com/DreYdwE.jpg
http://i.imgur.com/UdrEZWb.jpg
http://i.imgur.com/DUid9LS.jpg
To był zdecydowanie udany dzień.
cdn.
http://i.imgur.com/342zDSj.jpg
Mimo, że wczoraj położyliśmy się dość późno to wstajemy o normalnej porze.
Czyli jest 9 :D
W końcu to wakacje!
Szybko przyrządzamy śniadanie, prysznic, zbieramy pranie.
Kawa, foty.... te jak widać jeszcze nieostre, zresztą podobnie jak my ;)
http://i.imgur.com/y7Zf8z6.jpg
Powoli jednak wraca wszystko do normy.
http://i.imgur.com/lBnZ6hH.jpg
Zaczynamy się zbierać. Nim my zaczęliśmy - Paweł z Agnieszką byli już gotowi do drogi...
http://i.imgur.com/XoMLsQq.jpg
Jakieś 30 minut potem ruszamy i my. A może 60minut później... Ważne, że już było ciepło ;)
Za 800m szlaban.
http://i.imgur.com/JaeAZ7C.jpg
Narada. Trzeba pokazać gdzie i którędy chcemy jechać - od tego zależy czy nas puszczą czy... trzeba będzie objechać szlaban szeroki łukiem.
Decyzja jest jedna - nie ma przejazdu. Za 60km jest przeszkoda nie do przejechania. Puścili już kilka załóg i wszystkie wróciły. Terenówki, motocykle, quady - wszystko wróciło.
- A z Polski ktoś próbował ? - pytamy
- No nie.
- A kiedy te załogi wracały ?
- Wczoraj, a w nocy przecież padało - przekonują nas nadal by sobie darować
Strach i niepewność w oczach chłopaków.
No dobra... nie będę ściemniał . Daro - stary endurowiec - prawie usnął ;)
http://i.imgur.com/b0ThYxV.jpg
Do przekonania został tylko Dominik więc mu wmawiam, że no kto ma dać radę jak nie my ? No przecież musimy szlak przetrzeć reszcie, bo do wiosny nikogo już nie puszczą.
Ekipa sterująca pracą szlabanu jednak się ugina.
http://i.imgur.com/nq4jhJP.jpg
Ruszamy!
Oczywiście zdajecie sobie sprawę, że dzisiejszy odcinek doleci tylko do 60go kilometra... ? ;)
Jedziemy!
Daleko nie ujeżdżamy.
Jest cień, są nerwy.... jest papierosek na rozluźnienie ;)
http://i.imgur.com/BFYHvrh.jpg
Upewniamy się, że mamy wodę, paliwo, coś na ząb, że baterie w GPS Spot działają - w końcu możemy tam zostać na "kilka" dni.
http://i.imgur.com/j4kWSmK.jpg
http://i.imgur.com/rXshbKD.jpg
http://i.imgur.com/TMeZCZb.jpg
Podnieceni przygodą, jaka niewątpliwie gdzieś tam na nas czeka, tniemy ile tylko dają radę zawieszenia naszych motocykli, na ile tylko pozwala nasza fantazja... czyli tak jakoś 70-90km/h :D
http://i.imgur.com/2NQLAvL.jpg
http://i.imgur.com/prhw7vU.jpg
http://i.imgur.com/z2n7Ge1.jpg
O zdjęciach czy materiale video nikt nie myśli stąd i relacja uboga w obrazki.
A szkoda! Bo trasa naprawdę urocza!
http://i.imgur.com/4CwWjoB.jpg
http://i.imgur.com/MWXekcK.jpg
http://i.imgur.com/6jwbTBN.jpg
Jedziemy dalej:
http://i.imgur.com/NiRxkJy.jpg
http://i.imgur.com/KKrprcW.jpg
Dojeżdżamy do 60go kilometra.
Jest przeszkoda. Kamieniste dno koryta okresowej rzeki, szerokie na 50-70m. Wszystko ok, tylko, że przeszkodą miała być własnie woda, a tu jej po prostu brak. No nic. I tak nie wygląda to ciekawie - lepiej w tym korycie się nie zatrzymać, o upadku aż strach pomyśleć.
Czekamy kilka chwil bo brak Dominika.
- Pewnie został u kolesia na herbatce - oznajmiam, bowiem chwilę przed owym korytem rzeki był dom, gdzie rodzinka zapraszała nas na herbatę.
Ustalamy, że jako, jako ten zdrowy (czyt. nie połamany) ale mniej "jeżdżący" w terenie ruszę pierwszy i po prostu na drugim brzegu dam znać czy mają jechać tędy czy szukać innej drogi. Z dusza na ramieniu przejeżdżam ów odcinek ale macham rękoma (za daleko by krzyczeć) by jednak odpuścili ten odcinek drogi, poszukali łatwiejszego - nie ma co ryzykować. Ja zostaję Darek wraca szukać Dominika. Woda, fotki, batonik.
http://i.imgur.com/NJKl5NS.jpg
http://i.imgur.com/LEq0MDh.jpg
http://i.imgur.com/X0ikFOK.jpg
http://i.imgur.com/NHRqj0i.jpg
Zabawa nawigacją. Nosz... mija ponad 15minut.
Wqrwienie me sięga zenitu. Ale na spokojnie, jeszcze poczekam. No przeciez jak by się coś złego działo to by przyjechali, przynajmniej jeden. Pewnie by zadzwonili. Na pewno tyle czasu zajmuje im szukanie łatwiejszej drogi. na 100% !
Dla rozluźnienia focę okolicę :
http://i.imgur.com/zlsMBud.jpg
http://i.imgur.com/iPZkFl6.jpg
Nie wiem , pewnie gdzieś po 25 minutach jednak nie wytrzymuję! Wracam i ja. Tyle, że jestem sam i na pewno nie zaryzykuję powrotu tą samą ścieżką pamiętając ile strachu najadłem się jadąc w obecnym kierunku. O nie nie nie! Nie ma mowy!
Lawiruję troszkę pomiędzy kamieniami, w dole rzeki i znajduję w końcu łatwiejszy przejazd. Dojeżdżam do domu na skraju niczego a tam w najlepsze, w cieniu, przy herbatce chłopaki sobie leżą.... biesiada pełna gębą! Myślałem, że ich powystrzelam!
To ja na słońcu, w 38*C.... ręce opadły.
Okazało się, że w Tenerce padł akumulator i mógłbym sobie tam, za rzeką, nawet namiot rozbić a nie przyjechali by. No bo przecież ja muszę pchnąć ją ;)
Pchamy. Zapala. Za 3cim razem ale zapala.
- Będzie dobrze, będzie dobrze - myślę jednocześnie poganiam chłopaków bo droga przed nami długa a już mocne popołudnie mamy, w dodatku czeka na nas ten nieszczęsny 60ty kilometr do przejechania...
cdn.
http://i.imgur.com/W818PHF.jpg
http://i.imgur.com/W5uavDe.jpg
http://i.imgur.com/Xet9rB7.jpg
Jak widać zasięg był ;)
http://i.imgur.com/dnOsnRt.jpg
http://i.imgur.com/is8a9dI.jpg
http://i.imgur.com/qFQYVXD.jpg
http://i.imgur.com/U2LaYhC.jpg
Po wyjaśnieniu sobie tego, co nam leży na sercach, ruszyliśmy dalej ;)
A dalej było ciężko.
Upał i znużenie, zmęczenie i... upał:
http://i.imgur.com/kXT0v0Q.jpg
http://i.imgur.com/0XBY7Mx.jpg
Przed nami było też sporo kluczenia po pustyni, między rozlaną wodą aż w końcu wjechaliśmy w taki powierzchniowo wyschnięty odcinek. Ta przeszkoda zatrzymała nas na dłużej, sporo dłużej. Przednie koła w obydwu Tenerkach zakleiły się i zakończyło się to glebami oraz niemożliwością wyjechania o własnych siłach. Choć... Dominikowi się udało, miał najbliżej do końca tego błotka - nie poszedł środkiem ;)
EnJoy przeszedł po tym bez zająknięcia!
Zobaczywszy, że koledzy nie dają rady pojechałem sobie na herbatkę i poleżeć w cieniu ;)
Żart.
Wróciłem i po 30-40 minutach walki uzupełnialiśmy już zapasy wody w naszych organizmach, stojąc na brzegu tego czegoś. Był pot ale i kupa fajnej zespołowej zabawy, czyli to co mali chłopcy lubią najbardziej. Woda, piasek i zabawki ;)
Ja z Darkiem byliśmy tak zaaferowani całą tą sytuacją, że nie mamy nawet jednego zdjęcia, te poniżej pochodzą ze zbiorów Dominika - też miał czas tylko na dwa pstryki, a szkoda!
http://i.imgur.com/D6xvBYi.jpg
http://i.imgur.com/2Hzgkhx.jpg
Czas leciał a kolejne przeszkody czekały.
Tu rzeka z kamienistym dnem, głęboka (w najgłębszych miejscach) tak pod kolana - nic nie widać i efektem gleba pierwszego. Tenerka cała mokra, sakwy i ich zawartość również. Na szczęście było na tyle płytko, że nie było mowy o zassaniu wody. Darek też bez strat choć mocno zmęczony! Szacun - przypominam, że Daro cały czas jedzie z "usterką" barku - ładując w siebie spore dawki znieczulających pastylek.
Reszta, jak widać na zdjęciach, już się asekurowała więc się udało. Gleby były potem, tuż za rzeką ;)
http://i.imgur.com/8feujY7.jpg
http://i.imgur.com/VIb2EnL.jpg
http://i.imgur.com/OTgbaep.jpg
http://i.imgur.com/an6Gd7L.jpg
http://i.imgur.com/WTVBGWd.jpg
http://i.imgur.com/dxhcna0.jpg
http://i.imgur.com/fk7zdS9.jpg
http://i.imgur.com/YwMKLdd.jpg
http://i.imgur.com/4OCb58k.jpg
http://i.imgur.com/rSLJ7Yy.jpg
http://i.imgur.com/yYBiu4l.jpg
http://i.imgur.com/HOyYiri.jpg
http://i.imgur.com/6Uptp7B.jpg
http://i.imgur.com/BImvVoa.jpg
Kolejna przeszkoda to piaski pustyni i zbliżająca się noc.
Głosowanie na nocleg pod wydma skończyło się wynikiem 2:1 dla oddalonego campingu i tym sposobem lądujemy na półwyspie....
Zalani z 3 stron wodą rozbijamy swoje namioty na miękkim piaseczku cały czas monitorując poziom wody, w obawie przed zalaniem ( w oddali, w górach burza!!).
Nasz los podzieliła grupka Hiszpanów na lekkich maszynach. Byli na lekko.
Dominik nawet wyszedł z inicjatywą zamiany namiotu na butelkę whiskacza ale nie wyszło... ;(
Jacyś tacy dziwni byli, wystraszeni. A my żyliśmy swoją przygodą!
Tymczasem o poranku stan wody...
http://i.imgur.com/Qa5LQuf.jpg
cdn.
Super trip:Thumbs_Up: Może kiedyś a w zasadzie może już wcale nie tak długo.
Jak mniemam zbliżacie sie do Mhamid i zaraz będzie oaza z rozwalonym starym białym ,defenderem.. Czyli obraliście drogę pólnocną omijając urocze wydmy :-))) Coś te kamole nie lubią Teresek ,wystający szpej z 660 został tam skrócony o króciec...Ale Afryka zatargała nieszczęśnika w bardziej cywilizowane rejony... Ładne foty
Jak mniemam zbliżacie sie do Mhamid i zaraz będzie oaza z rozwalonym starym białym ,defenderem.. Czyli obraliście drogę pólnocną omijając urocze wydmy :-)))
Taaa, wersja dla początkujących.
Brawo za wychwycenie trasy!
A ta południowa jak mocno "nieprzejezdna" jest ? Mowa o maszynach pokroju Tenerek/Transalpa czy AT ? Oczywiście w wersji z bagazami ;)
Mnie kusiło i nosiło ale nie byłem sam ( Darek połamany, Dominik świeżak!) więc i tak jestem zadowolony i dumny z chłopaków, że dali radę! Z drugiej strony to własnie Dominik układał nam plan na ten wyjazd i to po drogach zaplanowanych przez niego śmigaliśmy. Za cholerę nie chciał z nich zbaczać :D
A Defendera nie widzieliśmy, oazy też - albo minęliśmy to w nocy, albo nad ranem ... ale to już dopiszę przy kolejnym odcinku.
Te kamienne przejazdy przez wyschnięte rzeki pod koniec dnia gdy sił brakuje bywają nieprzyjemne.
https://www.youtube.com/watch?v=_kgW--G8uJ8
_kgW--G8uJ8
To troche parszywe miejsce na awarie bo od Zagory dzieli pas wydm M'Hamid
Południowa droga jest bardziej piaszczysta , ale do przejechania z tym ,ze wtedy trase pasuje rozłozyc na 2 dni bo jest co robić..
Oczywiscie to tylko fragment, nie cały czas to tak wygląda
Muszę tam wrócić ! Wygląda to pięknie.
A pompa wody - baaardzo słaby punkt w tych silnikach (trzeba to porządnie osłonić). U mnie rewelacyjnie nie jest ale jakiś gmol to chroni. Zrobię dziś foto będąc w garażu.
Tak to wygląda, trzeba by mieć pecha by coś jej się stało.
http://i.imgur.com/iAbO4iy.jpg
http://i.imgur.com/7xSiwgg.jpg
http://i.imgur.com/lyNfOlF.jpg
Myśmy robili w tym roku odcinek Zagora - Zagora przez Foum Zguid, ale przy oazie z defenderem. Przez parę gum po drodze zakończyliśmy go o 1.00 w nocy. Najgorsze było kilkadziesiąt km po kamyczkach i w nocy. Masakra, która śni mi się do dziś. :)
Co do ochrony przed kamieniami to afrykańska micha jest bezbłędna.
Mi też się śni ta droga często....
RE056Pu6O50
Fajny filmik, rewelacyjna droga - szkoda, że materiał nie jest w HD ;(
W jakim miesiącu tam byliście, bo chyba zimno było, co ? ;)
To była druga połowa pażdziernika...od 10 do chyba 24 pazdziernika czy jakoś tak....W górach w jeden dzień było zimno i trochę lało...
Ale na pustyni było w sam raz...
Pawel_z_Jasla
16.12.2014, 15:24
Jeśli ten Defender to stał tam już ponad 10 lat temu :D a kamienie, gumy i panny na trasie też się trafiały :at:
http://www.fotoszok.pl/show.php/2270805_259.jpg.html
http://www.fotoszok.pl/show.php/2270806_265.jpg.html
http://www.fotoszok.pl/out.php/t2270807_268.jpg
http://www.fotoszok.pl/out.php/t2270808_287.jpg
http://www.fotoszok.pl/show.php/2270809_290.jpg.html
Paweł - pod zdjęciem "pobierz kod", potem kopiuj kod (Ctr+C) "na forum dyskusyjne" i wklejasz (CTR+V):
http://www.fotoszok.pl/upload/9db8f20e.jpg
Jest i on! ;)
Pawel_z_Jasla
16.12.2014, 15:36
Jest i on - to znaczy Pindor ?? ano jest, siedzi w LR i kombinuje jak odjechać /on generalnie zawsze kombinuje:haha2:/ zaś co do fot i ich wklejania to Ja "cienki bolek jezdem" ale jak znajdę chwile to pokombinuje:bow:
Ps.
Twoje FOTY powalają na kolana i w sumie są jedną z tych rzeczy które na forum lubię najbardziej:drif:
Jest i on - to znaczy Pindor ??
LR - bo bylismy niedaleko i nie widzielismy go ;)
Twoje FOTY powalają na kolana i w sumie są jedną z tych rzeczy które na forum lubię najbardziej:drif:
Dzięki!
A wklejanie nie jest trudne tylko czasochłonne ;(
Instrukcję masz nad zdjęciem, wkleiłem Twoje wg niej.
Pawel_z_Jasla
17.12.2014, 09:18
http://www.fotoszok.pl/upload/dd06f573.jpg
No i chyba się udało:bow:
Brawo!
Polecam jednak zmianę serwisu na : http://imgur.com/
- brak kompresji,
- nie ma "logo"
- dużo łatwiejsza obsługa, w Twoim przypadku, te wczorajsze 5 linków załatwiłbyś jednym kliknięciem.
Polecam!
Dobra, wracam do roboty a po południu/wieczorem może w końcu nowy odcinek ;)
Po ciężkiej nocy (stres, że nas zaleje) budzimy się jednak w zajebistych nastrojach.
Namiot, motocykl, niepewność, "turystyczna" na śniadanie a dookoła przestrzeń - tak wg nas smakuje przygoda.
Pójście "za pobliską górkę piachu" cieszy zupełnie jak by się siadało gdzieś na biegunie na podgrzewaną deskę. Aj... co ja tu będę opowiadał.
Jest nam tak błogo, że aż nie chce się jechać dalej.
Marudzimy. Nawet nie gadamy ze sobą. Każdy zajęty swoimi myślami podziwia otaczającą nas przestrzeń. Chwilo - TRWAJ!
http://i.imgur.com/9vp8c0g.jpg
http://i.imgur.com/hjXYlxv.jpg
http://i.imgur.com/K3FSyjV.jpg
W końcu ruszamy. Wizytę w Mhamid odpuszczamy, trzeba gonić pozostałą część ekipy.
Do asfaltu dojeżdżamy na przełaj. Cel: woda, paliwo, jakiś prowiant i znów zjechać jak najdalej od cywilizacji.
jako, że mam najmniejszy zbiornik, zabieram jeszcze 2.25L benzyny w butelkę po Coli. Zawsze to 50km mniej pchania ;)
Kierunek Merzouga!
http://i.imgur.com/dFwlICN.jpg
http://i.imgur.com/JY3IBW2.jpg
http://i.imgur.com/kDlL5iC.jpg
Robimy zakupy i próbujemy ruszyć dalej. Drogi zalane ;(
Kluczymy po miasteczku.
http://i.imgur.com/Fum25Nf.jpg
http://i.imgur.com/oNh1WMo.jpg
http://i.imgur.com/YTC9iEZ.jpg
Kilka km dziwnymi dróżkami, potem chwila asfaltu i zjeżdżamy w boczną drogę.
Szlaban, checkpoint, kontrola paszportów, pytania, odpowiedzi, zdjęcia...
Jazda!
http://i.imgur.com/hqVgyDy.jpg
http://i.imgur.com/Hn2FEMj.jpg
http://i.imgur.com/nvTrmNu.jpg
http://i.imgur.com/v0m4ozF.jpg
Nim dotrzemy do pustynnych odcinków musimy pokonać kilka takich "łańcuchów" górskich.
Droga do najprostszych nie należy, cieszy jednak, że jakaś w ogóle jest!
http://i.imgur.com/f3q4ayF.jpg
http://i.imgur.com/jTtOq2C.jpg
http://i.imgur.com/nIyB7Kv.jpg
http://i.imgur.com/9fLwmVA.jpg
http://i.imgur.com/9yOkP0j.jpg
http://i.imgur.com/jLdWlgW.jpg
W końcu mamy ten etap za sobą. Kolejna, pustynna część zaczyna się kolejnym checkpointem.
Popołudnie, twarde kamieniste ścieżki w górach ostro dają w kość. Nie tylko nam, EnJoy prawie gubi narzędziówkę.
Dziś wiem, że to wina odkręconej od wibracji śruby - akurat tam nie dałem kleju na gwint.
http://i.imgur.com/9hBzAFw.jpg
http://i.imgur.com/D9XfMP8.jpg
Trytki w ruch i można jechać dalej.
Co chwilę jednak postój i kontrola.
Zostaję w tyle jednak nauka nie poszła w las! Chłopaki czekają na mnie, Dominik wręcz nie odpuszcza mnie na krok!
Z jednej strony cieszę się, z drugiej jestem wkurzony na siebie, że opóźniam ekipę.
Gdzieś na skraju gór i pustyni jest takie miejsce, gdzie Darek rozmarzył się...
http://i.imgur.com/golv0JN.jpg
http://i.imgur.com/YrpEDva.jpg
A, że człowiek nie świnia i czasem się umyć musi...
http://i.imgur.com/jETSkCh.jpg
Tak naprawdę ową wodą myjemy zachlapane błotem chłodnice naszych motocykli i ruszamy dalej.
Z tego popołudnia, z dalszej drogi pamiętam jedynie przestrzeń, wysoką temperaturę, shimę przy 130km/h, która nieomal wysadziła mnie "z fotela" i wspaniałe widoki. Aaaaa i jedno drzewo, nawet z cieniem.
http://i.imgur.com/jFjG4vL.jpg
http://i.imgur.com/zjyTyXR.jpg
http://i.imgur.com/ozgnnbv.jpg
http://i.imgur.com/KjaXkmz.jpg
http://i.imgur.com/Raw76VL.jpg
Zaczyna się robić płasko.
5ty bieg, łycha.
Jedziemy jeden obok drugiego by sobie w oczy nie kurzyć, na tyle daleko by w razie gleby jeden nie zrobił krzywdy drugiemu. cały czas kontrola.
http://i.imgur.com/2ICV0BF.jpg
http://i.imgur.com/A2mJ2VF.jpg
http://i.imgur.com/nio0cz6.jpg
http://i.imgur.com/qjk6hYE.jpg
http://i.imgur.com/kwzeJtE.jpg
http://i.imgur.com/7tr5uOR.jpg
Jakieś 2h przed zmierzchem dojeżdżamy do kempingu, tam podejmujemy decyzję, że na dziś wystarczy. Nie mamy się gdzie spieszyć bowiem ekipa asfaltowa odpuściła jednak wydmy, ku którym podążamy. Schodzi z nas ciśnienie - zwalniamy tempo.
http://i.imgur.com/zfGHP7O.jpg
Ten płaskowyż między Zagorą a Merzougą jest niesamowity... Uwielbiam go...Niestety pojechaliście na skróty koło studni , droga przez Tagounite wzdłuż granicy jest trochę dłuższa ,ale tamte przestrzenie robią wrażenie.
W październiku 2010 zakopaliśmy z Samborem i ekipą , koło studni butelkę wiskacza... Ale chyba nie udało się go wam znaleźć:D:D:D
Czyli śpicie na kempingu Dinosaur ..tam gdzie schodzą się drogi z Zagory.. .a czasem się też rozchodzą hihhih..... bo pył na horyzoncie łatwo pomylić...
A potem potłuczone nogi,żebra i zegary w BMW oraz kupiona dętka za 100 EUR :D:D:D
No tam przed tym płaskowyżem była burza myśli, chcieliśmy pojechać, znaczy ja chciałem, ta dłuższą drogą, tam gdzie Ty byłeś - mniej więcej. Znów było 2:1 ;)
O wiskaczu kurde nie wiedzieliśmy a w tym momencie już nic z % nie mieliśmy więc coś czuję, że ziemia w koło studni została by użyźniona :D W jak dyżym promieniu od studni należy go szukać ? Bo może by tak następnym razem zabrać "szpadelek" :) Oczywiście my też coś zakopiemy, żeby nie było...
Fajny opis.
Mozesz jakas mape objazdu skombinowac?
Ślad Neno to ten pogrubiony niebieski.
Mozna jechac jeszcze dalej na południe i wzdłuz granicy pomykac-ślad zielony a potem czerwony .
Dzięki Puszku!
Oszczędzasz mi robotę! ;)
A czasu jakoś tak mało ostatnio na wszystko...
Ślad Neno to ten pogrubiony niebieski.
Mozna jechac jeszcze dalej na południe i wzdłuz granicy pomykac-ślad zielony a potem czerwony .
Dzieki!
Chodzi mi o dwie rzeczy:
- track miedzy Foum Zguid - Merzouga
- trasa calego przejazdu
Jak nie masz czasu to nie ma problemu.
Wychodzę z Campu, mam tylko jedną baterię więc nie szaleję ze zdjęciami:
http://i.imgur.com/LmVzc6s.jpg
http://i.imgur.com/eXuN5F4.jpg
Miejscowy burek i jego buda:
http://i.imgur.com/MjeYRds.jpg
http://i.imgur.com/KjUbbxS.jpg
Omijam mury i szybkim krokiem zmierzam ku najwyższej wydmie w okolicy.
http://i.imgur.com/Vpi15aB.jpg
http://i.imgur.com/kVaArwg.jpg
http://i.imgur.com/NVT99EO.jpg
Słonko jest już naprawdę nisko. Zaczynam biec. Co chwilę postój na fotkę, uspokojenie oddechu, strzał i biegnę dalej.
http://i.imgur.com/SAThkU2.jpg
Widok na nasz "ośrodek":
http://i.imgur.com/Ndia3lH.jpg
i jego otoczenie:
http://i.imgur.com/pGrpjNs.jpg
http://i.imgur.com/yK0nvu6.jpg
Do szczytu jeszcze daleko a ja opadam z sił.
Ta praca za biurkiem nie idzie mi na dobre...
http://i.imgur.com/Cc5xGeN.jpg
W końcu jestem, zdążyłem!
http://i.imgur.com/DYqzHcb.jpg
Cierpliwie czekam na zachód, barwy okolicy, cienie, zmieniają się z minuty na minutę.
Aparat przy oku, kręcę się dookoła, co chwilę słychać klepnięcie migawki.
Kadr za kadrem, scena za sceną. Kradnę te widoki.
http://i.imgur.com/Cvnsiio.jpg
http://i.imgur.com/GkPVMkm.jpg
http://i.imgur.com/DHQ9fxq.jpg
http://i.imgur.com/GYryMup.jpg
http://i.imgur.com/TaH60oJ.jpg
Balans bieli szaleje ;) ja też. Ta feria barw!
http://i.imgur.com/jXvtpPh.jpg
http://i.imgur.com/PCXO0an.jpg
http://i.imgur.com/sWpMGko.jpg
http://i.imgur.com/VlrqP6n.jpg
http://i.imgur.com/K2X17HN.jpg
http://i.imgur.com/FHRtF8M.jpg
http://i.imgur.com/NDgxMZG.jpg
http://i.imgur.com/joNEemu.jpg
Na dole wydmy melduję się już w kompletnych ciemnościach... Mniej więcej wiem gdzie iść, pytanie tylko czy wiem mniej, czy więcej... Niby niedaleko ale cholera.... nic nie widać, nic nie słychać. Bardzo nieprzyjemne uczucie.
Idąc zapamiętałem tylko, że była jakaś dróżka wyjeżdżona przez auta, kilka drzewek oddalonych od siebie o kilkadziesiąt metrów, powinienem je teraz zostawić po prawej stronie.
Idę.
Wiem, że mają agregat, powinno zaraz coś zabłysnąć.
Stoję, czekam - lepiej tak niż pójść w złym kierunku.
5 minut później zapala się żarówka- ledwo ją widać ale wyznacza mi kierunek. Ruszam.
Co ciekawe - dźwięk agregatu słyszę dopiero jak dostrzegam mury!
Jestem.
Minęło chyba z 1,5h albo i dłużej a obiadu jak nie było - tak nie ma.
Chłopaki nawet zaczęli się o mnie martwić...
cdn.
Super zdjecia!!! Ja tez takie mialem zle zgubilem aparat :-/
Super zdjecia!!! Ja tez takie mialem zle zgubilem aparat :-/
;)
Wieczór.
Rozsiadamy się wewnątrz pomieszczenia służącego jako jadłodajnia i w oczekiwaniu na obiadokolację obserwujemy ganiające wszędzie i po wszystkim pająki wielkości dłoni dziecka. Podobno były też większe - ja nie widziałem. Brrrrrrrr.....
W końcu jest i nasza strawa!
Do zachwytu daleko ale jest zjadliwe.
Szama!
http://i.imgur.com/flCZnlF.jpg
Syn Patrona, opiekuję się przybytkiem. Mega sympatyczny Gość!
http://i.imgur.com/ck9EagX.jpg
http://i.imgur.com/mpvYmDk.jpg
http://i.imgur.com/3HF9G3v.jpg
Po raz kolejny stwierdzamy, że najlepsza była... herbata ;)
Około 23 gaśnie generator. Robi się ciemno. Usypiamy.
Poranek to szybkie zbieranie się do wyjazdu, mocno opóźnione przez pomiar oleju w starszej Tenerce, dolewkę tegoż.... ależ poroniony system - Japończycy się nie postarali ;(
Widok na nasz kemping:
http://i.imgur.com/gd7uStB.jpg
Tuż przed odjazdem prysznic i w drogę:
http://i.imgur.com/LR7BERS.jpg
Z tego dnia nie mamy zdjęć. Powód: lepiej się było niezatrzymywać, znów wszystko zalane woda, kluczenie, poszukiwanie drogi, by przyjechać, by nie ugrzęznąć. Na drugim "brzegu" zbiorowisko miejscowych, pewnie czekają by komuś "pomóc" - łatwa kasa od białasa, a stawki ogromne.
Udaje się!
Szybka szutrówka, potem równie szybki asfalt i po południu dojeżdżamy do Merzougi.
Chłopaki idą na piwo, ja na wydmy - w końcu za chwilę zachód słońca.
Niestety znowu nie potrafię ogarnąć balansu...
http://i.imgur.com/V70eSH9.jpg
http://i.imgur.com/e8FZhxr.jpg
http://i.imgur.com/LaBVstc.jpg
Idę wypatrując drogi na jutro. Tak... jutro chcę powalczyć i spełnić swoje kolejne marzenie - nie wierzę w to ale powalczyć zdrowa rzecz!
http://i.imgur.com/hekZPaP.jpg
Ślady są, więc się da! Nadzieja, jest nadzieja!
http://i.imgur.com/JeEf2T4.jpg
http://i.imgur.com/lHHMxZ2.jpg
http://i.imgur.com/sxYrgMv.jpg
W pogoni za marzeniami:
http://i.imgur.com/EHpSGaV.jpg
http://i.imgur.com/b3VfvI8.jpg
http://i.imgur.com/kwVoWVG.jpg
http://i.imgur.com/kwVoWVG.jpg
http://i.imgur.com/fGcbbQJ.jpg
http://i.imgur.com/qMfj6Q9.jpg
http://i.imgur.com/Cpp4q9x.jpg
No i słonko już za horyzontem...
Wszyscy już schodzą a chłopaki dopiero się wspinają, na wyścigi ;)
Daro górą !
http://i.imgur.com/GYTlgsj.jpg
http://i.imgur.com/XGQxv1l.jpg
Wracamy do namiotów i usypiamy. Na rano umówieni jesteśmy na walkę z wydmami.
Dzień zaczynamy bardzo wcześnie. Chcemy jechać na wydmy puki jeszcze słonko nisko - będzie chłodniej.
Dominik odpuszcza, tłumaczy się serwisem Yamahy. Fakt - trochę problemów z nią ma.
My tymczasem jedząc śniadanie spuszczamy powietrze 0,9.... dużo... 0,8.... jeszcze za dużo.... 0,7 wydaje się być ok.
Koniec końców kemping opuszczamy na flakach, w których jest raptem 0,6 atmosfery.
Pierwsze metry niepewnie, rozpoznanie terenu itd. itd.
Co tu pitolić.
30 minut później:
http://i.imgur.com/RExHOzG.jpg
http://i.imgur.com/TZBCx8h.jpg
Stoję na szczycie i drę ryja ;) Wyładowuję energię jaka we mnie siedzi!
Tu już spokojniejszy:
http://i.imgur.com/qkKEpH3.jpg
Niestety zdjęcia tylko z komórki, z dołu nie ma. Darek został z aparatem - niestety baterie padły...
Jakiś film nakręcił, kiedyś się ukażę. Może... Oby!
Wjazd to jedno, zjazd - to dopiero jest wyzwanie!
3 minuty zbieram się by wbić jedynkę, by ruszyć. W końcu trzeba.
Ruszam, gleba.
Wstaję... otrzepuję się z piasku i udaje się!
Następnym razem zrobię to z samej góry, nie pęknę jak teraz - obiecuję sobie!
http://i.imgur.com/HrSjOq1.jpg
Misja kompletna. Wracamy więc na kemping, pakujemy co tam kto jeszcze zostawił, obiad i ruszamy dalej.
Cel: dogonić w końcu ekipę!
Może się uda.
Może...
cdn.
Ruszamy w pogoń za ekipą asfaltową.
Niestety po konsultacjach telefonicznych wychodzi na to , że spotkać nam się znów nie uda. Oni uciekają na północ, w kierunku FEZu, my mamy w planach słynne wąwozy - Todra i Dades a już tak naprawdę interesuje nas "droga" łącząca drogi prowadzące przez owe wspaniałości skalne.
Dziś dużo nie powalczymy, czeka nas tylko dojazdówka asfaltem - czyli nieco ponad 200km , w sam raz na ciepłe popołudnie.
http://i.imgur.com/CItjXFv.jpg
http://i.imgur.com/TlqT1KG.jpg
Zgodnie z planem, bez większych przygód dojeżdżamy do celu. Po drodze mijam jedno z moich niespełnionych marzeń, miejsce do którego ciągnie mnie jakaś magia, miejsca w którym chciałbym spędzić kiedyś noc, rozpalić ognisko, popatrzeć w gwiazdy...
(zdjęcia z jednego z poprzednich wyjazdów)
http://i.imgur.com/dLq0AJw.jpg
http://i.imgur.com/tKY2s0L.jpg
http://i.imgur.com/VMzrYi9.jpg
http://i.imgur.com/YDRVWBx.jpg
Przed wjazdem do wąwozu napełniamy zbiorniki paliwa i jedziemy za Dominikiem, który prowadzi nas na nocleg.
Tanio, czysto, bezpiecznie i w jakim miejscu!
http://i.imgur.com/K55YJHE.jpg
http://i.imgur.com/YDQsjhu.jpg
http://i.imgur.com/7MzB6Qi.jpg
Zostaję poserfować po internecie a chłopaki zabierają właściciela hostelu i jadą na zakupy. Koleś ma im wskazać miejsce gdzie można zakupić "coś na wieczór" ;) A wieczór ma być nie byle jaki bo ku nam podążają Doris z Michałem na KTM990. Mieli już dość asfaltów, chcieli jednak spróbować marokańskiego off-a. Między innymi dlatego zostałem i czekam. Siedzę na werandzie nasłuchując pomruków KATa.
Są!
Szybkie rozlokowanie w pokoiku i czekamy na resztę.
Wieczór upływa nam miło i miło ;)
Spać kładziemy się o przyzwoitej porze bowiem budziki ustawiliśmy na 7AM, tak, by o 8Am być już w drodze.
No właśnie, o 8....
:D
Chłodny poranek.
Wszyscy smacznie śpią.
Wybija 8. EnJoy dawno już gotowy do wyjazdu, jego kierownik również.
Idę budzić ekipę, po czym sam spokojnie siadam i obserwuję prace porządkowe na werandzie. Dziś na obiad ma przyjechać duża grupa turystów, więc wszystko musi lśnić choć my nie narzekaliśmy na brak czystości, naprawdę sympatyczne miejsce.
45 minut później ruszamy. Jest naprawdę chłodno, zwłaszcza w wąwozie spowitym w cieniu. Przed nami kilka kilometrów asfaltowej drogi, potem odbijamy w lewo, niby w drogę a tak naprawdę w znacznej części będzie to koryto rzeki, rzeki, która zabrał drogę ze sobą...
Łatwo nie było, zwłaszcza dla pary na KTMie ale nie zauważyłem by narzekali.
Też miałem swoją przygodę... ale o tym chwilę później.
Początek drogi - równo, łatwo, ciekawie, pięknie!
http://i.imgur.com/Ft5ZdRz.jpg
http://i.imgur.com/WK8aMDX.jpg
http://i.imgur.com/zM3MY1j.jpg
http://i.imgur.com/HOzaaYE.jpg
http://i.imgur.com/N6iX2Tz.jpg
http://i.imgur.com/DFRKqVY.jpg
http://i.imgur.com/ZCkEnFl.jpg
Pogoda fenomenalna. Nic tylko jechać, jechać i jechać.
http://i.imgur.com/dDAqgvr.jpg
Po chwili jednak zaczynają się pierwsze schody. Na razie proste do ogarnięcia bowiem drogi brakuje tylko krótkimi odcinkami.
http://i.imgur.com/4tzBtcC.jpg
http://i.imgur.com/a6TgkyE.jpg
http://i.imgur.com/VsaQqzm.jpg
http://i.imgur.com/wc5TRCv.jpg
Dwie Tereski i Kat trzymają się razem, ja co chwilę uciekam do przodu, by po kilkunastu sekundach zostać daleko w tyle. Taka jazda wymaga skupienia. I dopóki owo skupienie jest na wysokim poziomi idzie mi doskonale...
http://i.imgur.com/oeD1Que.jpg
http://i.imgur.com/DCYwy7p.jpg
http://i.imgur.com/7EpVbzW.jpg
http://i.imgur.com/GoP26Ho.jpg
http://i.imgur.com/vbaCABp.jpg
http://i.imgur.com/2F5T7Bv.jpg
http://i.imgur.com/xI7AleF.jpg
http://i.imgur.com/j4fvHWw.jpg
http://i.imgur.com/fuySpbP.jpg
http://i.imgur.com/KLJTdu5.jpg
http://i.imgur.com/lTtqXDx.jpg
http://i.imgur.com/UBMYXmp.jpg
http://i.imgur.com/ZeKsGW6.jpg
W tych oto pięknych okolicznościach przyrody zbiera mnie na jakieś głębokie przemyślenia, 40 może 50km/h, jazda na autopilocie, zaduma.
Efekt - przednie koło podwija się na piasku. Motocykl upada. na tyle wolno, że wybudzony z letargu wystawiam nogę. Leżymy. Boli jak diabli.
Patrzę i... robi mi się gorąco. Stopa "patrzy" w drugą stronę niż leżę ;( Wciagnięta przez sakwę została wykręcona. Nie dam rady jej wyciągnąć.
Leżę i drę ryja. Nie ma nikogo. Dłużej nie ma co czekać, od leżenia lepiej mi nie będzie. Wyginam śmiało ciało... kask wbijam w ścianę (legliśmy obok skałki) lewą nogą odpycham motocykl, przewracam go na drugą stronę i ufff.... noga jest wolna! Mogę ruszać, bez jakiegoś mega bólu więc raczej nie złamana. Chciałbym zobaczyć co się stało ale boję się ściągnąć but.
Kuśtykając stawiam motocykl do pionu, siadam w jego cieniu i czekam. Większość ekipy już odjechała. Z tyłu Michał z Dorotą zrobili sobie mały odpoczynek, może za chwilę dojadą, może jakoś to będzie.
Może....
cdn.
Siedzę. Myślami jestem daleko stąd widząc konsekwencje tego co się stało.
Moje przemyślenia przerywa grzmot KTMa.
- No przecież nie będę jęczał - myślę sobie i macham do Michała by jechał dalej, jakoś do asfaltu dojadę, a potem się zobaczy.
Jakoś udaje mi się wgramolić na kanapę. Staram się unikać pracy poturbowaną kończyną. O jeździe na stojaka mogę zapomnieć. Każdy ruch to ból, który zakłócam darciem ryja. jakoś mniej boli ;)
Dojeżdżam w końcu do asfaltu. Wzdycham tylko, bo za mną zostało kilka fajnych plenerów do uwiecznienia. Z drugiej strony... HURRRRAAA. Własnie spełniłem swoje kolejne niespełnione marzenie! Mieliśmy kiedyś ową drogę przejechać z kolega ale strach nas obleciał i odpuściliśmy. I w sumie bardzo dobrze. Dziś wiem ,że nie była to droga na tamte umiejętności, na tamten motocykl. Kolega na 100% dał by wtedy radę - ja poległbym gdzieś w połowie.
Ekipa czeka na mnie z wieścią, że Dominik wraca na kemping. Awaria zacisku sprawiła, że skończył mu się już drugi komplet klocków i odpuszcza dalszą jazdę. W zamian ja opowiadam im swoją przygodę. Dostaję na pocieszenie kawałek owoca i przyjęcie środków przeciwbólowych. Pierwsze przyjmuję, przed drugim się wzbraniam. Twardym trza być !
Żegnamy się z Dominikiem i ruszamy: on na południe, my na północ.
Cel: stacja benzynowa. Wbijam w navi tą najbliższa i ruszamy. Po drodze jeszcze trzeba kupić chlebek (czekamy na niego z 15 minut, przynoszą nam ciepły - prosto z piekarni).
http://i.imgur.com/ag1FUTl.jpg
http://i.imgur.com/siHazqF.jpg
http://i.imgur.com/5oMH4xd.jpg
Asfalt kończy się po kilkudziesięciu kilometrach.
Zaczyna się piękna ścieżka przez góry.
Jedziemy już tylko we czwórkę, na trzy motocykle. Darek z bolącym obojczykiem, ja z boląca nogą i Michał z zatruciem i Dorota ;) Ona jedyna ma się dobrze. Faceci...
http://i.imgur.com/fyHXIZE.jpg
http://i.imgur.com/E8iT7vz.jpg
http://i.imgur.com/mLr2RBt.jpg
http://i.imgur.com/dcPuxCa.jpg
http://i.imgur.com/b6BUy3X.jpg
Zdecydowanie jedna z piękniejszych ścieżek w mojej "karierze".
Raz, że kocham góry, dwa, że jesteśmy tu po południu i słonko kładzie piękne cienie, wyciąga z otoczenia wspaniałe kolory. I jakoś tak zapominam, że noga... o niej przypominam sobie gdy trzeba stanąć. Zatrzymuje się więc na lewej nodze, motocykl od dawna nie widział luzu. Ale co tam, jedziemy! Ale... pomaleńku ;)
Niemal za każdy wzniesieniem fota, niemal za każdym zakrętem fota! czas leci, drogi nie ubywa.
http://i.imgur.com/57gFsTB.jpg
http://i.imgur.com/j4I6qVs.jpg
http://i.imgur.com/8dO1ho3.jpg
http://i.imgur.com/U0Ik2Kq.jpg
Na szczycie temperatura spada do 1*C. Brrrrrrrrrr a przecież mamy końcówkę gorącego lata! Wysokość - niespełna (o ile nie ponad) 3000m npm robi jednak swoje.
http://i.imgur.com/lm1ammP.jpg
http://i.imgur.com/BGgBZxU.jpg
Dobrze, że już z górki bo lecimy na oparach. Tylko Tereska ma jeszcze jako taki zapas paliwa.
http://i.imgur.com/jl7Ovuh.jpg
http://i.imgur.com/3El3sua.jpg
Garmin prowadzi nas jednak cały czas dzielnie do stacji benzynowej. Prowadzi, prowadzi i ... doprowadził w takie miejsce:
http://i.imgur.com/OGzScds.jpg
Stajemy. Wybiega do nas dziewczynka i wie czego szukamy... Prowadzi nas 2 domy do tyłu, puka do drzwi i śmiejąc się obserwuje jak będziemy tankowali. A tankowaliśmy tak:
http://i.imgur.com/OGzScds.jpg
http://i.imgur.com/NehnLDM.jpg
http://i.imgur.com/clu6sE4.jpg
Chłopak uwija się jak w ukropie. Targujemy się jak tylko możemy ale jest nieugięty. Wie, że ma deficytowy towar ;)
Nawet Darek zatankował co nieco .
http://i.imgur.com/VVMTLEH.jpg
http://i.imgur.com/oKcrCa2.jpg
http://i.imgur.com/ZBHCtPI.jpg
Dalej ciśniemy już asfaltem. Nadal przez góry.
Jest cholernie zimno, na dodatek zaczyna kropić deszcz a jakakolwiek cywilizacja za XY km.
Zmierzcha...
O rozbiciu namiotu nie ma mowy - nie ma nawet metra kwadratowego płaskiej powierzchni , takiej niezagospodarowanej. Wszędzie coś rośnie lub ktoś mieszka. Lipa!
W akcie desperacji lądujemy w obskurnym acz klimatycznym "pensjonacie" który dofinansował sam król o czym informuje tablica na budynku. Cały wieczór zastanawiamy się do czego i ile tu dołożył... ;)
http://i.imgur.com/0tH1t0n.jpg
Impreza (w czajniczku nie było wo(ó)dy...):
http://i.imgur.com/FOQJsxd.jpg
http://i.imgur.com/Yx79RGJ.jpg
A może i była... ;)
http://i.imgur.com/hJDqEaq.jpg
Zimny był cały dzień, no tak od południa. Noc też była "chłodna" ;)
http://i.imgur.com/ZONKlnQ.jpg
Powiem tylko tak: piździło konkretnie, nawet w budynku.
Brrrrrrrr
Usypiamy. I tylko co chwilę ktoś chrapie, ktoś szczęka zębami z zimna, ktoś jęczy z bólu gdy trzeba się przewrócić na drugi bok... ;)
Po wczorajszym gorącym zakończeniu zimnego dnia, nie chce nam się ruszać zbyt wcześnie tyłków. Pogoda na zewnątrz również nie zachęca. Niby słonecznie a zimno. Góry!
W końcu wyciągamy motocykle z garażu, żegnamy się z gospodarzem, rodziną i ruszamy dalej - przed siebie, w nieznane. Tak jak lubię! Wybieram punkt na mapie, stwierdzam, że tam mnie jeszcze nie było i... jadę ;) Przygoda tam na nas czeka, wiem to. Kwestia czasu. A im dłużej na nią czekam tym intensywniej smakuje. Mniam.
http://i.imgur.com/no8ieTh.jpg
http://i.imgur.com/PMq7EMK.jpg
Jedziemy.
http://i.imgur.com/iUL7LL2.jpg
Na naszej drodze jest pewna przeszkoda, nie do przejechania, trzeba ja ominąć - droga jest po prostu zamknięta bo budują tamę.
http://i.imgur.com/ccVSuIm.jpg
http://i.imgur.com/9CahRXf.jpg
Ryj mi się cieszy, bo wiem, że cała ekipa będzie chciała to objechać - niekoniecznie asfaltem. A nie od dziś wiadomo, że tam, gdzie kończy się asfalt, zaczyna się przygoda.
Ruszamy!
http://i.imgur.com/KcGhxkQ.jpg
http://i.imgur.com/MbBADEB.jpg
Droga pnie się wysoko, w piękne, malownicze góry. Poranne słonko tylko podkreśla ich urok.
http://i.imgur.com/x10xNNa.jpg
http://i.imgur.com/JuLgSDd.jpg
http://i.imgur.com/xrZIE50.jpg
http://i.imgur.com/s7Q1QjG.jpg
Góry puste, zero ludzi choć co jakiś czas jakieś zabudowania mijamy, ciężko jednak powiedzieć czy są zamieszkane bo z reguły leżą na tyle daleko, że nie da się ocenić czy to dom, czy pozostałość po nim.
Są jednak co jakiś czas owce, więc raczej...
http://i.imgur.com/odVHGMw.jpg
http://i.imgur.com/4F3u8Ex.jpg
Im wyżej tym piękniej.
http://i.imgur.com/T5zt2sf.jpg
http://i.imgur.com/7fzojmR.jpg
http://i.imgur.com/LMIfxn0.jpg
http://i.imgur.com/DHG4NEx.jpg
http://i.imgur.com/ao26Qul.jpg
http://i.imgur.com/UMsIHSp.jpg
http://i.imgur.com/ssFjc36.jpg
Na postoju Michał informuje, że kończy mu się benzyna. Jestem wkurzony na siebie, bo w Marrakeszu, na kempingu został Rotopax... Te dodatkowe 7L dało by nam super komfort podróżowania, psychika by tak nie cierpiała, odważniej ruszalibyśmy w nieznane. A tak... modlimy się by dojechać do kolejnego dystrybutora. Zostało jakis 50km. 1h, max 2 jazdy.
http://i.imgur.com/HNH5Lwp.jpg
http://i.imgur.com/Dezs4Fp.jpg
http://i.imgur.com/jVbWbNP.jpg
I wszystko było pięknie, kolorowo, fajne widoki... dopóki nie zaczęliśmy zjeżdżać w dół - do cywilizacji. Nasza droga zaczęła robić się coraz bardziej grząska, czuć było, że niedawno tu "trochę" popadało. Już wiemy, dlaczego OFF ekipa z Hiszpanii odradzała nam przejazd tą droga. W zasadzie to oni nam odradzali podjęcia próby przejazdu bo droga ponoć nieprzejezdna... a my na cięzkich motocyklach i w ogóle ;)
No ale jak nie my to kto ?
Do stacji benzynowej 30km...
Michał co chwilę odciąża Kata o całe 45kg...
http://i.imgur.com/iy2NG52.jpg
http://i.imgur.com/hMxcACv.jpg
http://i.imgur.com/ADWLPAP.jpg
http://i.imgur.com/Y2564lt.jpg
Oj będą kłopoty ;)
W dodatku nie wiadomo czy za chwilę nie lunie znowu...
http://i.imgur.com/3oioTXu.jpg
cdn.
Zjeżdżamy coraz niżej. Groźba deszczu, braku paliwa i zostania tu na noc z małą ilością wody gna nas dalej. Zmęczenie jednak daje o sobie znać:
http://i.imgur.com/CdEtCfO.jpg
http://i.imgur.com/haO4KJs.jpg
http://i.imgur.com/LlUUNXs.jpg
Nie ma sensu jednak na takie drzemki, zimny wiatr, nie cieplejsza gleba bardzo szybko wychładzają organizm zachęcając do dalszej jazdy. Jedziemy. Chwilę potem zatrzymuje nas "tylko" strumień. Jedynie na godzinkę, jedynie... Robimy rozpoznanie terenu. Nie wiadomo skąd pojawiają się dzieci. Najeżdżam na ową przeszkodę jako ostatni, bowiem jak zwykle zamarudziłem gdzieś w plenerze. Zsiadam z motocykla, idę rozeznać się w sytuacji i... za chwilę zapadam się niemal po wysokość butów. Wszyscy wybuchamy śmiechem ;)
To akurat buty Doroty:
http://i.imgur.com/wrGlrR8.jpg
Reszta wyglądała mniej więcej tak:
http://i.imgur.com/TJ7s9n4.jpg
http://i.imgur.com/h6fPiCq.jpg
Obdarowujemy je tym co mamy, a mamy naprawdę całe wielkie nic ;( Chleb, chińskie zupki...
http://i.imgur.com/tZV5bMs.jpg
http://i.imgur.com/2finmBp.jpg
http://i.imgur.com/0JehZF1.jpg
http://i.imgur.com/LC2T82u.jpg
Upier**** niemal po kolana w błocie, z butami o ciężarze niemal bańki z mlekiem, za to z uśmiechem na twarzach ruszamy dalej. Na naszej drodze pojawiają się kolejne strumyki błota jednak tym razem mniej wymagające, a i my już jakieś doświadczenia mamy więc idzie sprawniej. Kilometry umykają. Jeszcze 17 do stacji, jeszcze 12, jeszcze 9... KTM jedzie naprawdę na oparach stąd połowę czasu spędzam "w lusterku". Czasem mam uczucie, że drugą połowę czasu spędzam kadrując widoki.
http://i.imgur.com/5V2kzk8.jpg
http://i.imgur.com/E8KtitN.jpg
http://i.imgur.com/8PAbdFk.jpg
http://i.imgur.com/3IJybFO.jpg
http://i.imgur.com/hk9tg3W.jpg
http://i.imgur.com/x8YvKdh.jpg
http://i.imgur.com/QuJ3NOQ.jpg
http://i.imgur.com/IPBaarw.jpg
Gdy tylko droga staje się znośna, gdy tylko czujemy, że to co najlepsze już za nami, praktycznie nie zatrzymujemy się tylko brniemy do miasteczka, do cywilizacji.
http://i.imgur.com/r4gX5U4.jpg
Tam szybkie zakupy, paliwo i asfaltem uciekamy ku następnej OFFowej ścieżce. Nim do niej jednak dojedziemy spędzamy długie godziny na asfalcie szukając jakiegoś noclegu. Jest ciężko - wioska za wioską, góry... Jest wysoko. Ta noc nie będzie zbyt ciepła...
cdn.
Maurosso
03.04.2015, 17:51
(wolne przyklaskiwanie)Te zdjęcia... :drif: (/wolne przyklaskiwanie)
Miejsce na nocleg wybieramy tuż przed zmrokiem.
Jest słabo bo teren pagórkowaty, gęsto zaludniony.
Zaczyna się stres, że nic nie znajdziemy a na hotel nikt z nas nie ma ochoty.
W końcu jakimś cudem znajdujemy ciekawe miejsce, odczekujemy chwilę aż pastuszkowie zgonią kozy, owce do pobliskich zagród i już pod osłoną mroku szukamy płaskich połaci.
Największe zajmują Darek oraz Dorota z Michałem - mają spore namioty. Ja ze swoją jedynką wcisnę się prawie wszędzie więc tej nocy śpię jakieś 20m od nich. Zmęczeni usypiamy bardzo szybko.
Sen przerywa mi przenikliwe zimno. Mój śpiworek z temperatura komfortu w okolicach 15*C już od dawna daje znać, że temperatura spadła ostro poniżej jego limitu. Jesteśmy dość wysoko w górach. Ubieram co mam pod ręką i próbuję zasnąć.
Poranek mroźny. Jest tak zimno, że nie chce mi się wychodzić z namiotu, w dodatku delikatnie popaduje. Pozostała część ekipy ma inną koncepcję i chcą jak najszybciej stąd zwiewać - ponoć zmarzli niemiłosiernie. Ja wolę leżeć w śpiworku i czekać aż wyjdzie słonko niż jechać w 8*C, przenikliwie zimnym wietrze i padającym deszczu. Umawiamy się, że jakoś się złapiemy - cel w końcu mamy wspólny, wiadomo , gdzie mamy jechać. Dodatkowo przecież mamy telefony, jest cywilizacja - cóż złego może się stać.
Ruszają.
30minut później wychodzi słonko. Dla mnie to sygnał do startu. Zbieram obóz.
http://i.imgur.com/wIxqxYz.jpg
http://i.imgur.com/OfCj3bu.jpg
Za dnia okolica wygląda całkiem zacnie!
http://i.imgur.com/zAC9FQi.jpg
Po chwili docierają do mnie pierwsze pasące się zwierzęta. czas się ewakuować, zwłaszcza, że za chwilę dobije 10ta... ;)
http://i.imgur.com/k4se1Kh.jpg
http://i.imgur.com/7N6QGEh.jpg
Zanim się złapiemy mijają długie godziny. Ekipa tak pędziła w poszukiwaniu ciepła, że na skrzyżowaniu skręcili w złą stronę i potem było się ciężko odnaleźć. Dodatkowo darek ma dość - obojczyk nadal mocno boli - postanawia wrócić do Dominika który czeka na nas w Marrakeszu.
Zostajemy w dwa motocykle, w trzy osoby. Ruszamy, cel na dziś to trasa zwana la Catedrale.
Dojazd asfaltem:
http://i.imgur.com/hCrSCMG.jpg
http://i.imgur.com/jreHlXc.jpg
http://i.imgur.com/MrWE281.jpg
Widoki piękne, temperatura powyżej 30*C więc wygrzewamy zmarznięte kości niespiesznie podążając do celu.
http://i.imgur.com/lokBkdv.jpg
http://i.imgur.com/lokBkdv.jpg
http://i.imgur.com/phd8GkM.jpg
http://i.imgur.com/8ar1EFa.jpg
http://i.imgur.com/QMfPNYY.jpg
I zaczyna się ! Piękna, równa, kręta szutrówka prowadzi nas do góry. Po chwili zaczyna się troszkę komplikować bo jest kilka zjazdów, skrzyżowań - ciężko to na mapie rozkminić, navi też nie pomaga.
http://i.imgur.com/OwfWpH7.jpg
http://i.imgur.com/HtTzv7K.jpg
http://i.imgur.com/wmV6jhi.jpg
Jest późne popołudnie a my jesteśmy ledwie w połowie. Kończy się woda, jedzenia nie mamy prawie nic. na szczęście po kilku kilometrach napotykamy na drogowskaz do kempingu - postanawiamy tam zakończyć ten dzień.
Zostało jakieś 10km więc nie spieszymy się.
cd niebawem!
Niespiesznym tempem docieramy do kempingu.
Są też pokoje do wynajęcia - pytam z ciekawości o cenę, która wprawia nas w osłupienie.
Za to w cenie kempingu wynegocjowaliśmy kawę w gratisie ;)
Pojawiają się też jakieś ciasteczka, wrzątek do zalania zupek i tak kończymy dzień.
Ja śpię przy motocyklu, Dorota z Michałem odpinają kuferki i namiot rozbijają w pobliżu pryszniców. Ogólnie jest pusto - jesteśmy jedynymi gośćmi na polu namiotowym, pokoiki zajmują może 2-3 osoby, które późnym wieczorem wracają z górskiego trekingu.
Kilka widoczków z popołudniowo-wieczornej trasy:
http://i.imgur.com/BjJ6r9E.jpg
http://i.imgur.com/Klo1lIP.jpg
http://i.imgur.com/oI8h23i.jpg
http://i.imgur.com/0GcRKpx.jpg
http://i.imgur.com/TRUgUbM.jpg
http://i.imgur.com/PakjRIg.jpg
http://i.imgur.com/iKo4ids.jpg
http://i.imgur.com/kuEDiBD.jpg
http://i.imgur.com/lCEilmC.jpg
http://i.imgur.com/J2C20Y3.jpg
http://i.imgur.com/7qaR97E.jpg
http://i.imgur.com/tX7xTiw.jpg
http://i.imgur.com/1Jz7061.jpg
http://i.imgur.com/0w1gEY4.jpg
http://i.imgur.com/3y2PJUB.jpg
W końcu, po wieczornych rozmowach, zmywamy z siebie kurz z ostatnich dni i zasypiamy. No, prawie... kury, psy i cała lokalna zwierzyna nie dają nam spać. Chyba lepszy był ziąb minionej nocy.
W przedostatni dzień naszej przygody startujemy z nadzieją, że kemping na którym spędziliśmy noc był w połowie tej ciekawej drogi - niestety. To był koniec ciekawych widoków. Dalej, poza kilkoma pierwszymi kilometrami czekała nas nudna dolotówka na marokański standard jakim jest liczący 110m wysokości wodospad Ouzoud (co w języku berberyjskim oznacza âoliwęâ - wodospad nazwano tak ze względu na otaczające go gaje oliwne).
http://i.imgur.com/x2J67AE.jpg
http://i.imgur.com/cJYxfBr.jpg
http://i.imgur.com/PX4wvji.jpg
http://i.imgur.com/KpLRAAA.jpg
http://i.imgur.com/I3UPpsH.jpg
http://i.imgur.com/HurjWGP.jpg
http://i.imgur.com/COs821H.jpg
I jeszcze widok z drugiej strony ;)
http://i.imgur.com/mHb2VxD.jpg
Wodospad zajmuje nam nieco ponad godzinę. Najwięcej czasu poświęcamy na zrzucenie z siebie kombinezonów i ubranie cywilnych ciuszków (było gorąco - 36*C) i operację w drugą stronę ;) Jest naprawdę gorąco. Najchętniej uwalilibyśmy się w cieniu jakiegoś drzewa i poleżeli tak do wieczora. Niestety czas ucieka, do kempingu, gdzie czeka już reszta ekipy, zostało ponad 150km więc nie ma co - trzeba ruszać.
15km dalej KTM łapie coś w tylną oponę. Zjeżdżamy w pierwszy cień i dumamy co dalej... Została mi jedna krótka łyżka, drugą wozi Darek, odkąd wygrzebywał nią błoto spod błotnika swojej Tenery. Na tyle KTMa siedzi E09 w wersji DAKAR - niezwykle twarda guma, do tego z nieba leje się żar. Odpuszczamy walkę w tych warunkach. Pakujemy koło na EnJoya i ruszam w poszukiwaniu wulkanizatora. Jest 13:00
Mijam 2-3 zamknięte zakłady, chyba trwa południowa sjesta. Dopiero po około 45km udaje się coś znaleźć. Chłopaki z zakładu ochoczo zabierają się do pracy.
http://i.imgur.com/YQGIPyo.jpg
Po 15minutach uśmiech znika im z twarzy a w ręku pojawia się duuuży młot - opona nie chce zejść przy użyciu łyżek. W końcu się udaje. Jest dziura - łatają. Uff.
Pompowanie, montaż na tyle mojego moto i jeszcze kontrola, czy aby trzyma ciśnienie. Niestety... z 2atmosfer po kilku minutach w kole zostało 0,8...
Znów walka z opona. Pojawia się krzesło bo chłopaki twierdza, że jeszcze trochę zejdzie. Współczuję tylko dla Michała i Doroty - zostali w piekielnym słonku, praktycznie bez wody i czegoś do zjedzenia...
http://i.imgur.com/cHaq63H.jpg
Dętka wyjęta - okazuje się, że łatka została źle przyklejona. Poprawiają, składają koło do kupy i sytuacja się powtarza. Kurrrrcze - zaczynam się denerwowac, że nie zabraliśmy się za to jednak sami, choć biorąc pod uwagę długość łyżek jakimi operują, ciężar młota... chyba byśmy się poddali ;)
Tym razem znajdują problem przy wentylu. Nie wiadomo czy tak było od początku czy uszkodzili go przy montażu. Gościu przestraszony bo wie, że nie dostanie takiej dętki w mieście. Na szczęście mam coś pod siedzeniem - nie 18kę ale 17" też może się uda wcisnąć.
Działamy!
http://i.imgur.com/O8gzorP.jpg
W międzyczasie pojawia się herbata która rozgarnięci pracownicy serwisu wylewają ;)
Na szczęście udało się wypić szklaneczkę.
http://i.imgur.com/Dn8EyGq.jpg
Po 4h jestem z powrotem. Zimna Cola, pieczywko... już nawet nie pamiętam za co zabraliśmy się najpierw - za montaż koła czy jedzenie.
Do Marrakeszu docieramy już po zmroku gdzie czeka na nas ekipa i... tadżin przyrządzony własnoręcznie przez Dominika i Darka. Był znacznie lepszy niż te serwowane w restauracjach. Pycha!
Przy butelce omawiamy plan na jutro. Część osób ma już dość jazdy, część pragnie trochę OFFu na dobry koniec wyjazdu.
Planując jutrzejszą eskapadę usypiam z mapą w ręku i nawigacją obok...
dajesz Neno...to chyba nie koniec?:)
pzdr
Jeszcze nie, choć metę już widać ;)
Budzę się. Pod ręką szeleści mapa, obok głowy nawigacja - bateria jeszcze trzyma!
To ostatni dzień - ta myśl jest jak wyrok!
Ostatni, na szczęście ciepły.
Szybciutko pakujemy najbardziej potrzebne rzeczy, ubieramy nasze motocyklowe wdzianka i ruszamy. Ja wpadam na pomysł by tym razem zamiast butów motocyklowych zabrać obuwie górskie.
Wyjazd z miasta, pierwsze kilometry za nim to euforia. Potem jakoś emocje opadają, droga strasznie nudna. Nic dziwnego - droga była wybrana na chybił trafił, po prostu wbiłem palec w mapę i postanowiliśmy, że to własnie tam poszukamy naszej OFF-roadowej przygody.
Po jakimś 60tym kilometrze zatrzymuję się bo umieram z nudów! Szybka konsultacja z chłopakami, propozycja w stylu "a może jednak wracamy" ;) i po ich spojrzeniach widzę, że jednak mam brnąc dalej.
Więc brnę.
Nie wiem kto wymyślił to powiedzenie ale to prawda: "tam gdzie kończy się droga zaczyna się przygoda". Droga może nam się jeszcze nie skończyła ale skończył się asfalt. Za to zaczęły się piękne widoki, a wąska, górska ścieżka z ogromnymi przepaściami, stała się nie lada wyzwaniem.
Do godziny 13:00 sądziłem, że tego dnia nie wyciągnę nawet aparatu. Jakże się pomyliłem. Relację z tego dnia podzielę na minimum dwa odcinki bowiem ilość zdjęć (a mniej już wybrać nie mogłem) przerasta mnie i pewnie forumowy serwer ;)
Pierwsza sesja, tuz po zjeździe z asfaltu. Jak tak patrzymy co jest przed nami, co na nas czeka to... nie ma odważnego, który pojechałby pierwszy i poprowadził ;)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/ZGb9kW.jpg (https://imageshack.com/i/exZGb9kWj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/913/7hdtuw.jpg (https://imageshack.com/i/pd7hdtuwj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/907/lk7ntF.jpg (https://imageshack.com/i/p7lk7ntFj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/673/ogpBig.jpg (https://imageshack.com/i/ipogpBigj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/912/7hQ8oZ.jpg (https://imageshack.com/i/pc7hQ8oZj)
Jako posiadacz mapy, nawigacji czuję się zobowiązany ruszyć przodem.
Dzida!
Znaczy ten, teges... dwójka i na wolnych obrotach ;)
Widoki zapierają dech w piersiach. Tradycyjnie sama jazda przestaje mnie interesować, liczą się kadry. Puszczam chłopaków przodem uzgadniając, że czekają na każdym ze skrzyżowań - tak, byśmy się nie pogubili. Pniemy się do góry, temperatura wyraźnie spada!
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/OdgQoZ.jpg (https://imageshack.com/i/idOdgQoZj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/673/7l3AzM.jpg (https://imageshack.com/i/ip7l3AzMj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/913/7hdtuw.jpg (https://imageshack.com/i/pd7hdtuwj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/903/I9f8hs.jpg (https://imageshack.com/i/p3I9f8hsj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/901/NkZ7Au.jpg (https://imageshack.com/i/p1NkZ7Auj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/ygJUs2.jpg (https://imageshack.com/i/eyygJUs2j)
Czasem trzeba jednak podnieść jakiś motocykl więc robi się cieplej ;)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/912/wH6yOa.jpg (https://imageshack.com/i/pcwH6yOaj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/xodySq.jpg (https://imageshack.com/i/idxodySqj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/bvrPVu.jpg (https://imageshack.com/i/eybvrPVuj)
W tych pięknych okolicznościach przyrody łapie nas deszcz. My oczywiście wzięliśmy tylko to "co potrzeba" a w górach wiadomo, ciężko schować się przed deszczem;) na szczęście chmura nam odpuściła i poza strachem nie narobiła większych szkód.
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/633/tQIhKS.jpg (https://imageshack.com/i/hltQIhKSj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/540/JreKpq.jpg (https://imageshack.com/i/f0JreKpqj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/lFvNzq.jpg (https://imageshack.com/i/exlFvNzqj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/My3mJg.jpg (https://imageshack.com/i/idMy3mJgj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/uLapnw.jpg (https://imageshack.com/i/exuLapnwj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/YZNSXF.jpg (https://imageshack.com/i/idYZNSXFj)
Pniemy się w górę, coraz wyżej i wyżej. Temperatura spadła o jakieś 20*C, wysokość wzrosła chyba o 2000m jeśli nie więcej. Widoki takie, że wpatrzony w nie nie zauważam wielkiego kamienia, średnicy blisko pół metra, wystającego częściowo swoim obwodem na drogę. Uderzam go lewym czubkiem górskiego buta. Chwilę potem czuję przeszywający ból. Jeszcze nawet nie dotarło do mnie co się stało. Zsiadam z motocykla o mały włos nie kładąc go po prostu na drodze - zwijam się z bólu. Chłopaki daleko w tyle. Leżę więc i drę mordę - to zdecydowanie zmniejsza uczucie bólu. Po jakimś czasie mobilizuję się, siadam na kamieniu, ściągam obdartego buta i sprawdzam co z nogą. Palcami ruszać mogę, nic nie wystaje- chyba będzie ok ;) Przyjeżdżają Marek z Arkiem, ubieram się więc i zgrywam twardziela. Kuśtykam jeszcze kilka metrów niżej i oglądam odłupaną górną część kamienia. Podnóżki mam tak ostre, że nie pozwoliły zsunąć się nodze do tyłu w czasie uderzenia, stopa przyjęła cały impet. Ciekawi mnie tylko co by się stało, gdybym jechał w butach enduro.
A zagapiłem się bo w dole , w dolinie, były takie widoki:
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/909/rP1B1R.jpg (https://imageshack.com/i/p9rP1B1Rj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/4SaF7M.jpg (https://imageshack.com/i/ex4SaF7Mj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/633/qoC7TR.jpg (https://imageshack.com/i/hlqoC7TRj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/yToAWR.jpg (https://imageshack.com/i/exyToAWRj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/540/4eIoLq.jpg (https://imageshack.com/i/f04eIoLqj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/e6YiXW.jpg (https://imageshack.com/i/eye6YiXWj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/FHTeZ9.jpg (https://imageshack.com/i/exFHTeZ9j)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/03BNuz.jpg (https://imageshack.com/i/ex03BNuzj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/gWGpAv.jpg (https://imageshack.com/i/exgWGpAvj)
Dojeżdżamy do wzniesienia i... kończy się nam ścieżka. Dalej nie ma śladów ani ludzkich, ani zwierzyny. Widać, że kiedyś była tu droga. W nawigacji tez jakaś kreska istnieje...
Jechać? Nie jechać ?
cdn.
Nieprzeciętna relacja.:) Co z nogą?
Co z nogą?
Kostka już wcześniej była spuchnięta ( ta sama noga dostała co kilka dni wcześniej), reszta stopy zsiniała, bolała dość mocno przez 2-3 dni. Wypad miał miejsce na przełomie września i października - kostka i kolano z pierwszej gleby uspokoiły się szybko, sama stopa wróciła do normy gdzieś na początku stycznia dopiero ;) Do lekarza nie poszedłem bo się ich boję :D Jeszcze gips jakiś by dali...
Pora kończyć relację (i brać się za kolejną, kończyć stare), to jeden z ostatnich wpisów.
Dojeżdżamy do wzniesienia i... kończy nam się ścieżka. Dalej nie ma śladów ani ludzkich, ani zwierzyny. Widać, że kiedyś była tu droga. W nawigacji też jakaś kreska istnieje...
Jechać? Nie jechać ?
- Jedź, jedź - mówią chłopaki, my poczekamy grzecznie.
- Wrócisz, opowiesz jak było i podejmiemy decyzję.
Ruszam więc sam. Lekko nie ma!
Przejeżdżam kilka winkli i macham ręka by chłopaki dawali dalej!
Jadą!
Szybko podpinam pod body swoje ulubione szkiełko - tele na którym dumnie widnieją cyferki 300mm
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/911/RXwK3c.jpg (https://imageshack.com/i/pbRXwK3cj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/540/1SrNlo.jpg (https://imageshack.com/i/f01SrNloj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/633/WxOMsD.jpg (https://imageshack.com/i/hlWxOMsDj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/673/HeuowM.jpg (https://imageshack.com/i/ipHeuowMj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/912/icbE0j.jpg (https://imageshack.com/i/pcicbE0jj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/1JvV7l.jpg (https://imageshack.com/i/id1JvV7lj)
Trochę walki i kilka chwil potem Arek z Markiem na swoich DL-ach meldują się koło mnie.
Patrzymy przed siebie - jest jeszcze gorzej, więc tu nawet nie namawiam ich do dalszej jazdy, umawiamy się, że jadę sam i jeśli dalej droga będzie taka sama, jak na pierwszych widocznych 200m, to odpuszczamy, jeśli będzie lepiej - porozmawiamy...
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/912/gxKI1v.jpg (https://imageshack.com/i/pcgxKI1vj)
Jest iskierka nadziei, że po drugiej stronie coś jednak jest bowiem jakiś osiołek przeciera mi szlak. Odczekuję by nie spłoszyć zwierzaka, poza tym jest tam tak wąsko, że nie ryzykuję minięcia się. Mogło by to się skończyć mało ciekawie - dla mnie, maszyny ale przede wszystkim dla jeźdźca i jego środka transportu, który jest tu, na tych wysokościach, podejrzewam, dość ważnym "ogniwem" zapewniającym przetrwanie.
Pozdrawiamy się tylko w milczeniu, w oczach Marokańczyka widzę jednak zapytanie
- Co Wy tu do diabła robicie? ;)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/673/7XWUqO.jpg (https://imageshack.com/i/ip7XWUqOj)
Szczęk wbijanej jedynki, wkręcającego się na obroty singla przeszywa ciszę. Ruszam.
Z duszą na ramieniu ale jakoś udaje mi się przejechać, pokonać owe trudności. 1200m dalej jest już w miarę szeroka, równa droga. jest wioska, są samochody więc dojazd musi być całkiem niezły. Sklepu co prawda nie ma ale jak powiem chłopakom, że tam, za górą czeka na nich zimna Cola - może podejmą wyzwanie...
Wracam rozmyślając, podziwiając okolicę, zerkając jak daleko byłoby na dół w razie gleby i... glebię.
Pyrkałem sobie na dwójce, na wolnych obrotach, trafiła się mała górka, zabrakło mocy... gapiostwo, nie odkręciłem w porę gazu i tyle. Padam. Lecąc mam tylko dwie myśli w głowie - pierwsza oby mi nogi nie przygniotło, druga, żeby motocykl nie spadł w przepaść. Jakoś o sobie lecącym w dół nawet nie pomyślałem.
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/IMgwne.jpg (https://imageshack.com/i/exIMgwnej)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/911/K87Xfg.jpg (https://imageshack.com/i/pbK87Xfgj)
EnJoy pada na tyle niefortunnie, że nie daję rady go sam podnieść. Boląca noga mi w tym nie ułatwia. Przekręcam maszynę tak, by nie gubiła paliwa i idę po chłopaków, po pomoc bowiem krzyki nic nie dają - nie słyszą mnie.
20minut potem wracamy z podkulonymi ogonami ta sama drogą, która przyjechaliśmy.
Zimna Cola "zostaje" za wzniesieniem ;)
A droga w dół wyglądała mniej więcej tak:
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/67tV0u.jpg (https://imageshack.com/i/id67tV0uj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/pTLT0v.jpg (https://imageshack.com/i/expTLT0vj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/LKgYHR.jpg (https://imageshack.com/i/eyLKgYHRj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/xIiF7Y.jpg (https://imageshack.com/i/eyxIiF7Yj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/PCNd0v.jpg (https://imageshack.com/i/idPCNd0vj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/633/LT3wHw.jpg (https://imageshack.com/i/hlLT3wHwj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/911/PC7Rrg.jpg (https://imageshack.com/i/pbPC7Rrgj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/BqxD0P.jpg (https://imageshack.com/i/eyBqxD0Pj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/oJw1Qv.jpg (https://imageshack.com/i/eyoJw1Qvj)
Wieczorem zostało nam już tylko pakowanie i wspomnienia.
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/909/Le96Oa.jpg (https://imageshack.com/i/p9Le96Oaj)
Ostatnie fotki, wkrótce link do galerii gdzie będzie można zobaczyć nieco większe powiększenia niż te zamieszczone na Forum.
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/673/ADKZrl.jpg (https://imageshack.com/i/ipADKZrlj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/910/7FICvc.jpg (https://imageshack.com/i/pa7FICvcj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/912/m62QsO.jpg (https://imageshack.com/i/pcm62QsOj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/K5AQoR.jpg (https://imageshack.com/i/exK5AQoRj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/oyi59f.jpg (https://imageshack.com/i/idoyi59fj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/ClSZis.jpg (https://imageshack.com/i/exClSZisj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/540/LUa1oY.jpg (https://imageshack.com/i/f0LUa1oYj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/661/8I7BIU.jpg (https://imageshack.com/i/id8I7BIUj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/633/1EuF3E.jpg (https://imageshack.com/i/hl1EuF3Ej)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/537/0tkNkI.jpg (https://imageshack.com/i/ex0tkNkIj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/673/5gndYl.jpg (https://imageshack.com/i/ip5gndYlj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/538/lrSCeO.jpg (https://imageshack.com/i/eylrSCeOj)
http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/540/8x1QVg.jpg (https://imageshack.com/i/f08x1QVgj)
To już jest koniec, nie ma już nic,
jesteśmy wolni... ;)
vBulletin v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.